Tamango - Prosper Merimee - ebook

Tamango ebook

Prosper Mérimée

2,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej Version bilingue: polonaise et française. Dzieło to stanowi prawdziwy akt oskarżenia przeciwko niewolnictwu. Tamango, potężny senegalski wojownik, ma zwyczaj wymieniać swoich ludzi na alkohol i broń. Kapitan Ledoux, który brał udział w bitwie pod Trafalgarem, gdzie amputowano lewą rękę, ma po raz ostatni w karierze, szukać cennego hebanu (jak nazywano wtedy niewolników). Sprzedaż zaczyna się, ale pod wpływem gniewu, a zwłaszcza alkoholu, Tamango sprzedaje swoją żonę, Ayché, jako niewolnicę. Następnego dnia uświadamia sobie swój błąd. Wściekły z bólu, próbuje złapać statek, na którym znajduje się jego żona. Kiedy mu się to udaje, wpada w ręce kapitana Ledoux, który bierze go do niewoli. Tamango znajduje się w takiej samej sytuacji jak ci, których sprzedał… A co było dalej, dowiemy się po przeczytaniu noweli do końca. Zachęcamy!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 69

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Prosper Mérimée

TAMANGO ___________

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej Version bilingue: polonaise et française

na język polski przełożył Tadeusz Boy-Żeleński

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak

Na okładce: Fantazja III, fot. Juliusz Susak

Archiwum Wydawnictwa Armoryka Grafika chroniona jest prawem autorskim.

Tekst na podstawie edycji: polskiej z 1923 r. francuskiej z 1890 r. Zachowano oryginalną pisownię.

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

TAMANGO

Kapitan Ledoux był to dobry marynarz. Zaczął od prostego majtka, później został zastępcą sternika. W bitwie pod Trafalgarem odłam drzewa strzaskał mu lewą rękę; amputowano mu ją, poczem odprawiono go z dobrem świadectwem. Ale spoczynek nie odpowiadał mu zgoła; toteż, gdy nastręczyła się sposobność, objął służbę, w charakterze podporucznika, na pokładzie korsarskiego statku. Pieniądze uzyskane z paru wypraw pozwoliły mu zaopatrzyć się w książki i poznać teoryę żeglugi, której praktykę znał już doskonale. Z czasem został kapitanem statku korsarskiego o trzech armatach i sześćdziesięciu ludziach załogi, a żeglarze z Jersey chowają jeszcze pamięć jego sprawek. Pokój zmartwił go bardzo: uciułał w czasie wojny mająteczek, który spodziewał się pomnożyć kosztem Anglików. Z musu, ofiarował swoje usługi spokojnym kupcom; że zaś znany był jako człowiek śmiały i doświadczony, powierzono mu bez trudu okręt. Kiedy zabroniono handlu murzynami i kiedy, aby go uprawiać, trzeba było oszukać nietylko czujność celników francuskich, co nie było zbyt trudne, ale także, co było bardzo ryzykowne, wymknąć się krążownikom angielskim, kapitan Ledoux stał się szacownym człowiekiem dla handlarzy hebanu. [Miano, które nadają sami sobie ludzie trudniący się handlem niewolnikami].

Kapitan Ledoux różnił się bardzo od większości marynarzy, którzy, jak on, długo trawili życie, na podrzędnych stanowiskach: nie miał tego głębokiego wstrętu do inowacyi i tego ducha rutyny, który tacy ludzie zachowują często na wyższych stopniach. Kapitan Ledoux, przeciwnie, pierwszy doradzał swemu przedsiębiorcy użytek żelaznych skrzyń na wodę. Na jego statku, kajdanki i łańcuchy, których zapas znajduje się na każdym okręcie „murzyńskim“, były sporządzone wedle nowego systemu i starannie lakierowane dla ubezpieczenia od rdzy. Ale najwięcej czci między handlarzami niewolników przyniosła mu dokonana pod jego kierunkiem budowa bricke przeznaczonego do tego handlu. Był to lekki żaglowiec, smukły, długi jak okręt wojenny, a mimo to zdolny pomieścić bardzo znaczną ilość czarnych: Nazwał go Nadzieją. Zarządził aby przestrzeń pod pokładem, wąska i ciasna, miała jedynie trzy stopy i cztery cale wysokości, twierdząc że ten wymiar pozwala niewolnikom normalnego wzrostu wygodnie siedzieć; a pocóż im wstawać? — Skoro przybędą do kolonii, powiadał Ledoux, wystoją się aż nadto!

Czarni, oparci plecyma o ściany okrętu, i rozmieszczeni w dwóch równoległych szeregach, zostawiali pośrodku wolną przestrzeń, która, na wszystkich innych murzyńskich statkach, służy jedynie do komunikacyi. Ledoux wpadł na myśl, aby pomieścić w tej przestrzeni murzynów, ułożonych prostopadle do tamtych. W ten sposób, statek jego mieścił o jaki dziesiątek murzynów więcej niż inny tej samej pojemności. Od biedy, możnaby było natłoczyć ich jeszcze więcej; ale trzeba być ludzkim i zostawić murzynowi przynajmniej pięć stóp wzdłuż a dwie wszerz aby mógł się swobodnie poruszać w czasie podróży trwającej do sześciu tygodni i dłużej: „Ostatecznie bowiem, powiadał Ledoux do swego przedsiębiorcy aby usprawiedliwić to humanitarne zarządzenie,murzyni to są też ludzie, jak i biali“.

Nadzieja wyruszyła z Nantes w piątek, jak to później zauważyli ludzie przesądni. Inspektorzy, którzy starannie rewidują statki, nie zauważyli sześciu wielkich skrzyń wypełnionych łańcuchami i kajdanami. Nie zdziwił ich również olbrzymi zapas wody jaki musiała dźwigać Nadzieja, która, wedle swych papierów, udawała się do Senegalu dla handlu drzewem i kością słoniową. Przeprawia nie jest zbyt długa, to prawda, ale zbytnia przezorność nie może zaszkodzić. Gdyby tak zaskoczyła statek cisza morska, cóżby się poczęto bez wody?

Nadzieja ruszyła tedy w piątek, dobrze wyekwipowana i zaopatrzona we wszystko. Ledoux byłby może pragnął silniejszych masztów; mimo to, jak długo on dowodził, statkiem, nie miał przyczyny się na nie uskarżać. Szczęśliwie i szybko zapłynął aż do brzegów Afryki. Zarzucił kotwicę w rzece Joale (o ile się nie mylę), w chwili gdy krążowniki angielskie zostawiły bez dozoru tę okolicę wybrzeża. Natychmiast miejscowi faktorzy zjawili się na pokładzie. Chwila była niezwykle pomyślna: Tamango słynny wojownik i handlarz ludźmi, przywiódł na brzeg wielką liczbę niewolników, i wyzbywał się ich po umiarkowanej cenie, jak człowiek który czuje w sobie moc i środki rychłego zaopatrzenia rynku, skoro zbraknie towaru.

Kapitan Ledoux wsiadł do szalupy i udał się do Tamanga. Zastał go w słomianej: chacie, którą wzniesiono mu naprędce, w towarzystwie dwóch żon i kilku podrzędnych kupców i poganiaczy. Tamango wystroił się na przyjęcie białego kapitana. Ubrany był w stary niebieski uniform, posiadający jeszcze wyłogi kaprala, ale na każdem ramieniu wisiały, po dwie złote epolety przytroczone do jednego, guzika i kołyszące się jedna z przodu a druga z tyłu. Ponieważ nie miał koszuli, a mundur był nieco kusy dla człowieka jego wzrostu, można było zauważyć między białemi wywiniętemi polami munduru a kalesonami z gwinejskiego płótna duży kawał czarnej skóry, podobny do szerokiego pasa. Wielka kawaleryjska szabla przymocowana była u boku za pomocą sznurka; w ręku trzymał piękną angielską dubeltówkę. Tak wyekwipowany, wojownik afrykański sądził iż przewyższa elegancyą najwykwintniejszego paryskiego lub londyńskiego dandysa.

Kapitan Ledoux patrzał nań jakiś czas w milczeniu, podczas gdy Tamango, prostując, się jak grenadjer defilujący na rewji przed cudzoziemskim generałem, cieszył się wrażeniem, które, jak sądził, uczynił na białym człowieku. Ledoux, przyjrzawszy mu się okiem znawcy, obrócił się do towarzyszącego mu oficera i rzekł:

— Oto chwat, którego sprzedałbym conajmniej za tysiąc talarów, gdybym go dowiózł zdrowo i cało do Martyniki.

Usiedli; majtek, który znał nieco język jolofski, służył za tłómacza. Po wymianie pierwszych grzeczności, chłopiec okrętowy przyniósł koszyk butelek wódki; wypito, poczem kapitan, chcąc wprawić Tamanga w dobry humor, ofiarował mu ładny mosiężny rożek na proch, ozdobiony, portretem Napoleona. Podarek ten spotkał się z wdzięcznem przyjęciem, zaczem wszyscy wyszli z chaty, zasiedli w cieniu naprzeciw bateryi flaszek z wódką, i Tamango dał znak aby sprowadzono niewolników, których miał na sprzedaż.

Zjawili się długim sznurem, przygięci znużeniem i strachem, każdy z szyją uwięzioną w widłach długich przeszło na sześć stóp, których dwa końce spojone były na karku poprzecznym kawałkiem drzewa. Kiedy się otwiera pochód, jeden z dozorców bierze na ramię rękojeść wideł pierwszego niewolnika; ten ujmuje widły drugiego idącego tuż za nim, drugi trzeciego i t. d. Gdy przychodzi moment postoju, przodownik wbija w ziemię ostry koniec rękojeści swoich wideł, i cały łańcuch zatrzymuje się. Każdy pojmie, że niesposób myśleć o ucieczce, kiedy się dźwiga u szyi duży drąg o sześciu stopach długości.

Przy każdym niewolniku płci męskiej lub żeńskiej, który przechodził przed nim, kapitan wzruszał ramionami, znajdując że mężczyźni są wątli, kobiety zbyt stare lub zbyt młode, i skarżył się na zwyrodnienie czarnej rasy.

— Wszystko denegeruje, mówił; dawniej było zupełnie inaczej. Kobiety miały po pięć stóp sześć cali wzrostu, a czterech mężczyzn obróciłoby kołowrót u fregaty aby podnieść największą kotwicę.

Mimo to, wciąż krytykując, wybrał na początek partję czarnych, z pomiędzy najsilniejszych i najpiękniejszych. Tych może zapłacić po zwykłej cenie; ale, co się tyczy innych, żądał znacznego opustu. Tamango, ze swej strony, bronił swoich interesów, zachwalał towar, prawił o nieurodzaju na ludzi i o niebezpieczeństwach tego handlu. W konkluzyi oznaczył cenę, nie wiem już jaką, za niewolników których biały kapitan godził się wziąć na pokład.

Skoro tłómacz przełożył na francuskie propozycye Tamanga, Ledoux omal nie przewrócił się na wznak ze zdumienia i oburzenia; poczem wypluwając przez zęby okropne przekleństwo, wstał, niby to chcąc zerwać wszelkie targi z tak nierozumnym człowiekiem. Wówczas Tamango zatrzymał go; z trudem zdołał go posadzić z potwrotem. Otwarto świeżą butelkę i dyskusya wszczęła się na nowo. Tym razem, z kolei, czarny uważał iż propozycye białego są szalone i niedorzeczne. Krzyczano, sprzeczano się długo, wypito moc wódki; ale wódka wywierała bardzo różne działanie na obie strony, im więcej Francuz pił, tem, bardziej uszczuplał swoją ofertę: im bardziej Afrykańczyk pił, tem więcej ustępował ze swoich pretensyi. W ten sposób, przy końcu koszyka, doszli do porozumienia. Tanie bawełniane materye, proch, krzesiwo, trzy baryłki wódki, piędziesiąt licho naprawionych strzelb dano w zamian za stu sześćdziesięciu niewolników. Aby uświęcić umowę, kapitan uderzył w dłoń murzyna doskonale pijanego, poczem natychmiast oddano niewolników francuskim majtkom, którzy co rychlej zdjęli im widły drewniane, aby im włożyć obręcze i kajdany żelazne; co świadczy dowodnie o wyższości cywilizacyi europejskiej.

Pozostało jeszcze jakich trzydziestu niewolników: były to dzieci, starcy, słabe kobiety, Okręt był pełny.

Tamango, który nie wiedział co robić z temi, odpadkami, ofiarował je kapitanowi po butelce wódki za sztukę. Propozycya była kusząca. Ledoux przypomniał sobie, że, na przedstawieniu Nieszporów Sycylijskich w Nantes, widział, jak sporo tęgich i grubych ludzi wchodziło do sali już pełnej, a mimo to zmieścili się dzięki ściśliwości ciał ludzkich. Z trzydziestu niewolników wziął dwudziestu najsmuklejszych.

Wówczas, Tamango zażądał jedynie po kieliszku wódki za każdego z dziesięciu pozostałych. Ledoux zastanowił się, że dzieci płacą i zajmują jedynie pół miejsca w dyliżansie. Wziął więc troje dzieci; ale oświadczył że nie chce już ani jednego murzyna. Tamango, widząc że mu zostało jeszcze siedmiu niewolników na, karku, chwycił fuzyę i złożył się do pierwszej z brzegu kobiety: była to matka trojga dzieci.

— Kup, rzekł