Święty czy wyklęty - Sandra Czeszejko-Sochacka - ebook

Święty czy wyklęty ebook

Sandra Czeszejko-Sochacka

0,0

Opis

Raptem spostrzegł po przeciwnej stronie ulicy zarys młodego mężczyzny, ubranego w długi czarny płaszcz.

Ponura sylwetka z twarzą ukrytą w cieniu podniesionego do góry kołnierza wydawała się podobna do postaci ze snu.

Człowiek ten dosyć szybko ominął księdza. Ciarki przeszły po plecach Damiana…

Przeczytaj „Święty czy wyklęty” autorstwa Sandry Czeszejko-Sochackiej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 128

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Sandra Czeszejko-Sochacka
Święty czy wyklęty

Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok

Sandra Czeszejko-Sochacka „Święty czy wyklęty”

Copyright © by Sandra Czeszejko-Sochacka, 2022

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana 

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Redaktor prowadząca: Renata Grześkowiak

Korekta: Krzysztof Bigaj

Zdjęcie na okładce: Marzena Bigaj

Projekt okładki: Marek Bigaj

Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-796-0

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Bohaterowie

Główny bohater – Damian,

Następca Damiana – ksiądz Rafał,

Maciek – przyjaciel Damiana z lat szkolnych,

Heniek – mieszkaniec wioski,

Wiesiek „Grajek” – mieszkaniec wioski,

Stefan – właściciel gospody,

Diana – była dziewczyna Damiana,

Natalia – córka Heli,

Tadek – sąsiad rodziny Natalii,

Arek – chłopak Natalii,

Mietek – mąż Heli,

Adela – przyszła żona Heńka,

Krzysztof Huberciak – ojciec biologiczny Natalii.

Młachy – wymyślona nazwa opisywanej wsi.

Prolog

W wolnej przestrzeni rodzą się pragnienia. Zbierane w sercu stwarzają człowieka podążającego za ukrytym skarbem. W opowiadanej historii nieważne są nazwy, nieważne imiona. Chociaż nie wydarzyła się nigdy, to zaistniała na stronach zapisanych kartek. Po cichu, jak strumień wytryskający wśród skał, płynęła w umyśle pisarza.

Piękno zawarte w codziennych sprawach, pomimo swej zwyczajności, zasługuje na naszą uwagę. Niestety z powodu nadmiaru trosk gubimy umiejętność dostrzegania tego, co zachwyca. Pozostajemy w negatywnych emocjach kłamstwa i obojętności. Zapominamy o tym, co najważniejsze i wtedy ukrywamy własne marzenia w monotonii życia.

Aby uchronić wyjątkowość chwili, nie rozmywajmy słów, które trzeba wypowiedzieć w obronie odwiecznych prawd. Zapalmy światło odwagi. Odrzućmy półprawdy, bo one zabijają i niszczą. Niezależnie, czy jesteśmy tego świadomi.

ROZDZIAŁ I

Wybór 

Puszysty śnieg sypał od paru godzin. Ogród przykryła gruba warstwa białego puchu. Przed oczami Maćka powrócił wieczór sprzed ponad pół wieku. We wspomnieniach usłyszał śmiech przyjaciela. Brzmiał on wyraźnie w pamięci, jakby słyszał nagraną taśmę ze wspólnych zabaw w śnieżki. 

Starszy mężczyzna spoglądał w okno. Skoncentrował się na teraźniejszości. Siwe, gęste włosy spadały na czoło. Opierały się na grubych oprawkach okularów. 

– Strasznie szybko przeleciało osiemdziesiąt pięć lat – rozważał w roztargnieniu. 

Od pewnego czasu przygotowywał pierwszą książkę. Zamiar powstał bardzo dawno, ale dopiero teraz postanowił wydać spisane zdarzenia, związane z najlepszym przyjacielem, którego osobowość poruszała nie tylko jego serce. Bawili się razem w piaskownicy, chodzili do szkoły i siedzieli w tej samej ławce. Jednym słowem, znał go od dziecka. 

– Kochanie, chodź do sypialni, bo już późno. Jutro musisz wcześnie wstać – zawołała przez uchylone drzwi żona, nie mogąc się doczekać, aż skończy pracę.

– Już, jeszcze chwilkę – poprosił. 

„Zanim zamknę komputer przeczytam jeszcze początek pierwszego rozdziału”.

Natychmiast zanurzył się w stworzonym przez siebie dziele.

Po godzinie przerwał czytanie. Przetarł okulary specjalną ściereczką i schował je do kieszeni. Podniósł się z fotela. Powoli skierował kroki do sypialni. Zmęczenie sprawiło, że zapomniał zamknąć komputer i zgasić światło.

Za chwilę w gabinecie znalazł się dwunastoletni wnuk, bardzo zainteresowany tym, co dziadek pisze. Wcześniej na każde jego pytanie o treść odpowiadał mentorskim tonem:

– Kiedyś dostaniesz do przeczytania, ale na razie jesteś za mały na sprawy, które poruszam w tej książce.

Taka odpowiedź pobudzała w umyśle chłopca coraz większe zainteresowanie. Dlatego, kiedy usłyszał na korytarzu szuranie kapci, natychmiast potajemnie zakradł się do gabinetu. Ucieszył się bardzo widząc niezablokowany komputer.

Przez chwilę zastanawiał się, czy dziadek przyjdzie zaraz go wyłączyć. Czekał więc, nadstawiając ucha na dźwięki dochodzące z zewnątrz. Minęło pięć minut, lecz nikt nie wrócił zamknąć programu.

Wnuk skorzystał z nadarzającej się okazji. Usiadł w wygodnym fotelu, zanurzony w zabronioną lekturę. Każdy przecież od małego wie, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Czytał nie przerywając, aby do rana pochłonąć wszystkie tajemnice zawarte na zapisanych stronicach, pozwalając historii toczyć się jeszcze raz… 

* * *

„Ksiądz Damian siedział naprzeciwko Księdza Profesora i spokojnie przyjmował pochwały na swój temat.

– Jesteś najlepszym doktorantem. Znasz perfekt cztery języki. Twoja wiedza zdecydowanie przewyższa możliwości pozostałych studentów. Dlatego właśnie tobie proponuję objęcie bardzo lukratywnego stanowiska kościelnego, pomimo młodego wieku. Mam nadzieję, że spełniam twoje najskrytsze marzenia. Możesz z paru propozycji wybrać tę najbardziej pociągającą. Pamiętaj, nie trać nadarzających się okazji otrzymanych od Boga”. – Wnuk przeczytał ten sam tekst, który wcześniej przeglądał dziadek. Ale nie zatrzymał się tylko na tym urywku. Zamierzał czytać dalej… 

* * *

Damian dobrze znał zamysły Księdza Profesora. Już wcześniej przemyślał wszelkie istniejące za i przeciw. Nie chciał żadnych zaszczytów ani dobrej posady. W związku z tym od razu odparł bez większego zastanowienia:

– Za wysokie progi na moje nogi. Od dawna wyobrażałem sobie skromne miejsce, z możliwością pomagania. Proszę o opuszczoną parafię, w której już nikt się nie modli. Tam zaniosę Boga do najbardziej potrzebujących.

– Zwariowałeś! – wrzasnął zezłoszczony niesubordynacją. – Chcesz zmarnować talenty na wiejskich pijaczków! Mam dla ciebie atrakcyjną ścieżkę kariery. Ze mną zajdziesz daleko. Nawet dosięgniesz najwyższych papieskich zaszczytów! Naprawdę bardzo wysoko. Możesz wiele zrobić dla Kościoła.

– Proszę o wybaczenie, ale ja pragnę zrobić wiele dla Boga wśród najuboższych, żeby się za nimi wstawiać. Chcę objąć opuszczoną parafię, gdzie zapomniano o Maryi. Opowiadałem o tym na ostatnim spotkaniu. To pragnienie z czasów szkoły średniej nie opuszcza mnie, tylko potęguje się coraz bardziej.

– Myślałem wcześniej, że dowcipkowałeś mówiąc o rezygnacji ze stanowisk naukowych. Dla ciebie profesura to żaden problem. Masz analityczny umysł i wiele zdolności. Niestety coraz wyraźniej widzę ogrom twojej lekkomyślności. Przeraża mnie to. Nie wiem z czego wynika ten upór. Utalentowany, inteligentny, wysportowany, dowcipny oraz elokwentny, a nie chce wykorzystać otrzymanych darów od Boga. – Z rezygnacją machnął ręką. – Nie będę z tobą więcej rozmawiał. Przemyśl, co ci powiedziałem. Za tydzień wrócimy do tematu.

Młody ksiądz pożegnał się. Wyszedł z gabinetu, zamykając po cichu wielkie drewniane drzwi. Za nimi pozostał Dziekan Katolickiego Wydziału dla Doktorantów. Sam na sam ze swoimi myślami: 

„Nie rozumiem go” – dociekał mocno poirytowany. „Nigdy nie widziałem nikogo zdolniejszego. Pogodny, dowcipny, pełen energii i ubzdurał sobie rolę Matki Teresy wśród wiejskich pijaczków” – ponowił obraźliwe określenie mieszkańców wioski, której szukał Damian. „Znalazł w dokumentacji kościelnej ruiny sanktuarium i ubzdurał sobie ożywić to miejsce na nowo z pomocą Matki Bożej. Niestety w swojej naiwności nie wie w co się pakuje. Teraz ma prawo wyboru, a jak zapaskudzi papiery nierozsądnymi decyzjami, nikt go nie przyjmie. Zwariowany chłopak. Na kogo wyrośnie, świętego czy wyklętego? Nie wiadomo, jeśli będzie się ciągle buntował i stawiał na swoim. Nie wiadomo…” 

Zatrzymał się koło okna i wziął głęboki oddech.

„Pomimo wszystko lubię go i podziwiam. Imponuje mi zapał z jakim podchodzi do różnych zagadnień. Chociaż wewnętrzny upór może go zaprowadzić na manowce” – rozpatrywał. „Muszę się uspokoić. Może za tydzień zmieni zdanie” – zakończył rozmyślania z nadzieją. 

* * *

Tymczasem Damian postanowił nigdy nie zbaczać z drogi, którą uważał za zgodną z wolą Bożą. Poszedł do seminarium dla księży wiedząc, że jest jednym z najlepszych we wszystkich dziedzinach. Jego rodzice również z dumą chwalili się genialnym dzieckiem, a później dorosłym synem. On jednak postanowił wykorzystać te dary na chwałę Bożą, odrzucając pychę dotyczącą swojej doskonałości. Świadomie zrezygnował z sukcesów, bogactwa oraz ludzkiego splendoru. 

Często wracał myślami do pierwszego nadzwyczajnego spotkania, ponieważ ono odmieniło jego sposób postrzegania świata:

„Pamiętam, jak do mnie przyszłaś w jesienny wieczór. Byłem zarozumiałym szesnastoletnim chłopakiem. Siedziałem wtedy sam w domu. Po tym jak po raz pierwszy doszło do kłótni z Maćkiem, moim najlepszym przyjacielem z klasy. Zezłościłem się, bo przegraliśmy mecz piłki nożnej, na którym mi bardzo zależało. Przez niego nie weszliśmy do finału. Natomiast Maciek po tym incydencie siedział na ławce w szatni i płakał, tłumacząc mi, że nie potrafi tak dobrze grać jak ja. Oburzony, ze złością kopnąłem go ze słowami:

– Nie potrzebuję przyjaźni mazgaja i nieudacznika!

A w myślach powtarzałem bez końca:

„Bardzo dobrze. Teraz wiem jaki jest beznadziejny! Nie dosięga mi do pięt. Tylko przeszkadza na mojej drodze. Ja, najlepszy uczeń, muszę zniżać się do jego poziomu! Nie jest wart mojej przyjaźni. Sam zadbam o swoje sukcesy. To właśnie lubię najbardziej – być zawsze najlepszym we wszystkim!”

* * *

Damian mieszkał z rodzicami w willi na Żoliborzu. Dom, w świetle starych latarni, okolony zadbanym ogrodem z drzewami oraz krzewami, szczególnie w jesienne wieczory wyglądał tajemniczo.

Niespodziewanie wiatr zawiał silniej. Uderzał rytmicznie w szybę mokrymi od deszczu gałęziami starej jabłoni. 

„Spojrzałem bezwiednie w tę stronę i zamiast ciemnej tafli szkła, zobaczyłem niezwykłą postać. Przestraszony cofnąłem się, aż do przeciwnej ściany. Zjawa jednak nie znikała. Sam w domu, bez niczyjej opieki, nie wiedziałem co mam robić. W chwili próby moja odwaga odpłynęła w jedną sekundę”.

– Nie bój się – powiedziała najśliczniejsza kobieta na świecie. – Nie bój się – powtórzyła ciepłym głosem. 

Natychmiast zniknął lęk. Z całą ufnością wpatrywałem się w oblicze pełne miłości i wsłuchiwałem w Jej słowa. 

– Jesteś dzieckiem Boga. Nie zmarnuj przez pychę otrzymanych zdolności. Zarozumialstwo pociąga do obojętności wobec słabszych. Nie tędy droga. Czym więcej dostałeś, tym więcej dawaj innym z siebie. 

Sylwetka powoli zniknęła. Damian usiadł na tapczanie. Zakrył dłońmi twarz, a spoza palców wypłynęły strumienie łez. 

„Nigdy nie płakałem. Zawsze okazywałem siłę i opanowanie, a teraz łkam w poczuciu doznanej miłości. Tak ciepłej, tak dobrej, że nie mogę przestać o niej myśleć”. 

Dużo czasu minęło zanim otrząsnął się z niespodziewanego spotkania. Wiedział od kolegów, uczęszczających na religię, że mogła mu się objawić Maryja. Do spraw wiary innych podchodził obojętnie, podobnie jak do wyboru lodów w ulubionym smaku. Przede wszystkim nigdy nie włączał się w niepotrzebne polemiki, kto ma rację. 

„Dlaczego mnie z ateistycznej rodziny?” – powtarzał w myślach zdziwiony. „Dlaczego mnie? Wcale nie potrzebowałem takich doznań”.

Nie koncentrując się dłużej na pytaniach bez odpowiedzi, czuł dziwną przemianę w głębi duszy. Wbijał wzrok w okno, lecz niczego poza deszczem i ciemnością nie widział. Potrzebował konkretnych informacji, a nie jakiś niejasnych przypuszczeń.

„Myślałem, że jestem taki genialny, a nie wiem co się ze mną dzieje pod wpływem tego widzenia. Niczego nie rozumiem. Czuję jakby z mojego serca odpływało coś złego. Nie umiem wytłumaczyć, co się we mnie zmienia. Marzenia, które do tej pory hołubiłem, wydają mi się obecnie nic niewarte. Muszę pogłębić wiedzę na temat religii. A może zadzwonić do Maćka i przeprosić za słowa i kopnięcie? Lubię go. Przecież od dziecka się przyjaźnimy. Teraz jasno widzę, że źle postąpiłem. Wstydzę się za siebie”. 

Wieczorem wrócili z pracy rodzice. Oczekiwali zwykłego, jak zawsze, zachowania syna, ale on ciągle rozmyślał o tym, co się niedawno wydarzyło. Nie chciał poruszać nurtującego go tematu, z obawy przed wyśmianiem. Udał więc, że jest zmęczony i położył się wcześniej spać. 

* * *

Następnego dnia w szkole roztargniony nie uważał na lekcjach. Nie kojarzył nawet o co chodzi nauczycielom. Spoglądał, od czasu do czasu, na byłego przyjaciela. Nie miał odwagi przyznać się do winy. 

Maciek miał do niego żal za zachowanie w szatni i wypowiedziane raniące słowa. Czuł jednak, że nie zasługiwał na koleżeństwo z utalentowanym prymusem. Mnóstwo pytań kłębiło się w jego głowie, lecz jedno dominowało bez przerwy:

„Damian jest dużo inteligentniejszy ode mnie. Dlaczego do tej pory uważał mnie za wartego uwagi? Szkoda mi naszej przyjaźni. Nie mogę jednak okazać słabości. Nie zrobię pierwszego kroku do zgody” – postanowił solennie i na tym zakończył smutne przemyślenia. 

Damian zaś zdobył się na odwagę dopiero po paru dniach, kiedy w milczeniu, jak obcy, stali koło siebie. Spontanicznie wyciągnął dłoń do kolegi, lecz z jego ust wydobył się tylko bełkot przypominający słowo przepraszam. Maciek spojrzał spode łba i w podobny sposób odpowiedział: 

– Ok, już dobrze. 

„Nic więcej, po tylu latach przyjaźni?” – pomyślał Damian. „Chyba zbyt mocno go zraniłem. Nie umiem cofnąć czasu ani wypowiedzieć sensownych przeprosin”. 

W drodze powrotnej ze szkoły wspominał fascynujące zabawy z okresu dzieciństwa, kiedy razem budowali w piaskownicy tunele i podjazdy dla małych plastikowych samochodzików. 

Maciek miał zdolności budowlane. Ze zwykłych patyków tworzył konstrukcje utrzymujące się parę dni. Jako dzieciaki nigdy nie sprzeczali się ze sobą. Zawsze w zgodzie realizowali wspólne pomysły.

„Co mi odbiło, żeby się tak paskudnie zachować? Nabałaganiłem na całego i nie umiem odkręcić oczywistego błędu. Teraz mam przechlapane” – powtarzał przygnębiony sytuacją, która na tę chwilę wydawała się bez wyjścia. „Ciekawe, co on o tym myśli. Pewnie jest na mnie wściekły. To dla mnie oczywiste…”

Z zamyślenia wyrwał go pisk opon zatrzymującego się gwałtownie ferrari. Natychmiast z samochodu wyskoczył starszy od niego kolega, z którym często balowali na różnych imprezach z Dianą. Imponował im samochodem i luzackim podejściem do życia. Znajomy zawołał do Damiana:

– Zapraszam na całonocną imprezę u Zośki. Nie mogłem się dodzwonić, dlatego zaryzykowałem zgarnąć cię z chaty. Wsiadaj! Nie mamy dużo czasu. Jedziemy!

– Nigdzie nie jadę. Mam inne plany na dzisiejszy wieczór.

– Twoja dziewczyna zgodziła się. Chyba nie zostawisz jej samej? – zapytał rozczarowany.

– Przykro mi, ale nie pojadę – Damian twardo obstawał przy swoim postanowieniu.

– Źle się czujesz? Co się z tobą dzieję? W ogóle cię nie poznaję – zmartwił się złym stanem psychicznym zazwyczaj zabawowego kolegi.

– Muszę przemyśleć pewne sprawy – odparł nie patrząc mu w oczy i ruszył przed siebie bez zbędnych wyjaśnień.

Nie wrócił do domu, tylko wybrał się na wieczorną Mszę. Przed rozpoczęciem rozmawiał długo z Bogiem nie zwracając uwagi na zbierających się wiernych:

– Boże pomóż mi wytrwać ten trudny czas. Doświadczam Twojej obecności, ale nie do końca wszystko pojmuję. Na razie otworzyłem tylko maleńką szparkę ufności, przez którą niewiele potrafię zobaczyć. Pozwól mi nadal poznawać Ciebie...

Koniec Wersji Demonstracyjnej