Piękno i terror. Alternatywna historia włoskiego renesansu (edycja specjalna) - Catherine Fletcher - ebook

Piękno i terror. Alternatywna historia włoskiego renesansu (edycja specjalna) ebook

Fletcher Catherine

4,5

Opis

"Piękno i terror" przedstawia żywą historię renesansowych Włoch i ich kluczową rolę w powstaniu świata zachodniego. Czerpiąc z bogatego zakresu źródeł - listów, protokołów przesłuchań, map, dzieł sztuki i inwentarzy - Catherine Fletcher bada zarówno artystyczne dokonania, jak i przebieg krwawych konfliktów między Hiszpanią a Francją, między państwami włoskimi, między katolikami a protestantami, między chrześcijanami a muzułmanami; czyniąc to, przedstawia nowy sposób bycia świadkiem narodzin Zachodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 653

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mapa

Wpro­wa­dze­nie: 1492

Wpro­wa­dze­nie: 1492

W dniach poprze­dza­ją­cych śmierć Waw­rzyńca Wspa­nia­łego z rodu Medy­ce­uszy (Lorenzo de’ Medici) we Flo­ren­cji zauwa­żono zło­wróżbne znaki. Pio­run ude­rzył w dach kate­dry. Dwa lwy z pała­co­wej lwiarni wdały się w walkę ze sobą. A gdy w nocy 8 kwiet­nia 1492 roku pierw­szy oby­wa­tel Flo­ren­cji oraz wielki patron sztuki i lite­ra­tury rene­sansu zmarł w swej willi na wzgó­rzu w Careggi, nie­całe pięć kilo­me­trów na pół­noc od mia­sta, poja­wiły się nie­unik­nione plotki o otru­ciu. Posła­niec jechał całą noc, by zanieść do Rzymu wieść synowi zmar­łego, kar­dy­na­łowi Janowi Medy­ce­uszowi (Gio­van­niemu de’ Medici).

W cza­sach Waw­rzyńca ród Medy­ce­uszy z boga­tych kup­ców i czo­ło­wych oli­gar­chów Flo­ren­cji zmie­nił się w jej de facto wład­ców. Jed­no­cze­śnie był to okres trud­no­ści finan­so­wych – w dzie­dzi­nie ban­ko­wo­ści Waw­rzy­niec nie dorów­ny­wał swemu dziad­kowi. Bank Medy­ce­uszy – źró­dło rodo­wego bogac­twa – w latach sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych XV stu­le­cia przy­no­sił straty. Dochody uzy­ski­wane z pań­stwa flo­renc­kiego stały się wów­czas jesz­cze istot­niej­sze dla rato­wa­nia rodzin­nych finan­sów; innymi słowy, Medy­ce­usze trzy­mali rękę na pie­nią­dzach. Waw­rzy­niec pozo­sta­wił po sobie wspa­niały zbiór ksią­żek i anty­ków, kilka luk­su­so­wych wiej­skich willi, jak rów­nież wła­sną spu­ści­znę poetycką, choć leżąc w wieku czter­dzie­stu trzech lat na łożu śmierci, ubo­le­wał, że nie­dane mu było docze­kać „ukoń­cze­nia zna­ko­mi­tej biblio­teki dzieł grec­kich i rzym­skich”. Patrząc z per­spek­tywy na jego śmierć, kilka dekad póź­niej flo­rencki mąż stanu i histo­ryk Fran­ce­sco Guic­ciar­dini okre­ślił ją jako „dotkliwy cios dla kraju”. „Repu­ta­cja Waw­rzyńca, jego roz­trop­ność i geniusz” poma­gały utrzy­mać „długi i sta­bilny pokój” w Ita­lii. Trzy­mał w ryzach ambi­cje króla Neapolu, Fer­dy­nanda I (Fer­rante), i Ludwika Sfo­rzy, regenta Medio­lanu.

Choć z pozoru okres rzą­dów Waw­rzyńca wygląda pięk­nie, przy bliż­szym przyj­rze­niu się wra­że­nie oka­zuje się cał­ko­wi­cie zwod­ni­cze: władca dbał głów­nie o poli­tyczny inte­res rodziny, a dąże­nie do umoc­nie­nia wła­snej pozy­cji dopro­wa­dziło do znisz­cze­nia rów­no­wagi na pół­wy­spie1. Czę­ścią tej stra­te­gii Waw­rzyńca było wyda­nie córki Mag­da­leny za sio­strzeńca papieża Inno­cen­tego VIII, nato­miast jego dzie­dzic, Piotr, poślu­bił suk­ce­sorkę neapo­li­tań­ską, Alfon­sinę Orsini (a sam szybko zyskał przy­do­mek Nie­szczę­śliwy, gdyż wyka­zał się nie­udol­no­ścią zarówno jako głowa rodu Medy­ce­uszy, jak i władca Flo­ren­cji; im bli­żej wła­dzy dyna­stycz­nej byli Medy­ce­usze, tym bar­dziej odzy­wała się cią­żąca nad nimi klą­twa, że nie można pole­gać na naj­star­szym synu). Jed­nak naj­więk­szym osią­gnię­ciem Waw­rzyńca było uzy­ska­nie dla dru­giego syna, Jana, sta­no­wi­ska kar­dy­nała: stało się to w 1489 roku, gdy chło­piec miał zale­d­wie trzy­na­ście lat. W chwili śmierci ojca był szes­na­sto­lat­kiem.

Waw­rzy­niec radził synowi, by pro­wa­dził umiar­ko­wany tryb życia w „bajo­rze wszel­kich nie­go­dzi­wo­ści”, jakim był według niego Rzym. Pisał:

Przy­jemne domo­stwo i zgodna rodzina niech będą lep­sze niż wspa­niały orszak i wystawna rezy­den­cja. Lepiej wyka­żesz się sma­kiem, zaku­pu­jąc kilka ele­ganc­kich zabyt­ków antycz­nych lub kolek­cjo­nu­jąc piękne książki oraz tym, że twoi towa­rzy­sze będą raczej uczeni i dobrze wycho­wani niż liczni2.

Rola Jana jako kar­dy­nała była, rzecz jasna, natury reli­gij­nej.

Od teraz poświę­casz się Bogu i Kościo­łowi: dla­tego powi­nie­neś dążyć do bycia dobrym sługą bożym i oka­zy­wać, iż przed­kła­dasz honor oraz stan Kościoła i Sto­licy Apo­stol­skiej nad wszystko inne. Dopóki będziesz o tym pamię­tał, nie będzie dla cie­bie trudne mieć w łasce wła­sną rodzinę i miej­sce, z któ­rego pocho­dzisz […] mając jed­nakże na uwa­dze, że zawsze powi­nie­neś wybrać inte­res Kościoła3.

Wąt­pliwe jest, by Waw­rzy­niec pra­gnął, aby jego syn przy­jął tę radę dosłow­nie. Nepo­tyzm kar­dy­nała Jana Medy­ce­usza nie przy­niósł korzy­ści potrze­bu­ją­cemu reform Kościo­łowi, choć oka­zał się zba­wienny dla rodzin­nej for­tuny.

Ita­lia w tym cza­sie wcho­dziła w okres wiel­kich nie­po­ko­jów. Podob­nie jak tereny zaj­mo­wane przez obecne Niemcy, pół­wy­sep wło­ski pod koniec XV stu­le­cia nie był zjed­no­czo­nym pań­stwem – i tak miało pozo­stać aż do dru­giej połowy XIX wieku – lecz obsza­rem podzie­lo­nym na wiele małych pań­ste­wek. Z pię­ciu naj­więk­szych dwa – Wene­cja i Flo­ren­cja – były repu­bli­kami, a trzy pozo­stałe pań­stwami monar­chicz­nymi: Kró­le­stwo Neapolu, Księ­stwo Medio­lanu i Pań­stwo Kościelne, gdzie obok obo­wiąz­ków namiest­nika Chry­stusa na ziemi papież odgry­wał fak­tycz­nie rolę panu­ją­cego (wszyst­kie kró­le­stwa, księ­stwa i mar­ki­zaty Ita­lii miały po jed­nym dzie­dzicz­nym władcy, a ich różne tytuły świad­czą o róż­nych stop­niach szla­chec­twa). Rów­no­waga poli­tyczna mię­dzy tymi pań­stew­kami była chwiejna, a śmierć dru­giego po Waw­rzyńcu władcy w ciągu trzech mie­sięcy zagro­ziła jej jesz­cze bar­dziej – 25 lipca 1492 roku zmarł papież Inno­centy VIII.

Jesz­cze kilka mie­sięcy wcze­śniej papież prze­wod­ni­czył wiel­kim uro­czy­sto­ściom w Rzy­mie. W nie­dzielę 5 lutego ubrany w białą szatę Inno­centy VIII w ulew­nym desz­czu poko­nał drogę ze swo­ich apar­ta­men­tów w Waty­ka­nie do kościoła św. Jakuba na Piazza Navona, naj­waż­niej­szej świą­tyni osia­dłej w Rzy­mie spo­łecz­no­ści hisz­pań­skiej. Tam, w obec­no­ści bisku­pów i kar­dy­na­łów, podzię­ko­wał Bogu za zwy­cię­stwo króla i kró­lo­wej Hisz­pa­nii nad muzuł­ma­nami z Gre­nady. Od 711 roku Mau­ro­wie, jak nazy­wali ich chrze­ści­ja­nie, wła­dali dużą czę­ścią Pół­wy­spu Ibe­ryj­skiego. W jego histo­rii prze­pla­tały się chwile arab­sko-chrze­ści­jań­skiej koeg­zy­sten­cji, cza­sem tole­ran­cji, i czę­ste wybu­chy prze­śla­do­wań. We wcze­snych latach pano­wa­nia Mau­rów zda­rzało się, że alianse poli­tyczne prze­kra­czały podziały reli­gijne, lecz muzuł­ma­nie stop­niowo byli wypie­rani – ich chrze­ści­jań­scy rywale zwali ten okres rekon­kwi­stą Hisz­pa­nii. W obli­czu coraz bru­tal­niej­szej tak­tyki hisz­pań­skiej król Boab­dil, czyli Muham­mad XII z Gre­nady, pró­bo­wał osią­gnąć kom­pro­mis, wspie­ra­jąc hisz­pań­skich monar­chów, Fer­dy­nanda Ara­goń­skiego i Iza­belę Kasty­lij­ską, prze­ciwko rywa­lom z ich wła­snej rodziny. Dru­giego stycz­nia pod­czas wystaw­nej, acz upo­ka­rza­ją­cej cere­mo­nii wrę­czył monar­chom klu­cze do mia­sta, koń­cząc tym samym trwa­jące pra­wie sie­dem wie­ków pano­wa­nie muzuł­mań­skie w Euro­pie Zachod­niej.

Za swoje zaan­ga­żo­wa­nie w chry­stia­ni­za­cję Hisz­pa­nii – a także nawra­ca­nie ludów spoza niej – Fer­dy­nand i Iza­bela zostali uho­no­ro­wani tytu­łem monar­chów kato­lic­kich. Pobrali się w 1469 roku, a po śmierci brata oraz brata przy­rod­niego Iza­bela wstą­piła na tron, odrzu­ca­jąc prawa do wła­dzy swo­jej bra­ta­nicy. Jed­nym z cie­szą­cych się złą sławą narzę­dzi, które miało im pomóc w zbu­do­wa­niu nowej monar­chii w Hisz­pa­nii, była hisz­pań­ska inkwi­zy­cja. Utwo­rzona za zgodą poprzed­nika Inno­cen­tego, papieża Syk­stusa IV, począt­kowo zaj­mo­wała się pro­wa­dze­niem dzia­łal­no­ści wymie­rzo­nej w here­ty­ków. Sku­piła się naj­pierw na hisz­pań­skich conver­sos, nawró­co­nych na chrze­ści­jań­stwo Żydach, któ­rych oskar­żano jed­nakże o fał­szywe odda­nie nowej reli­gii. Kam­pa­nia inkwi­zy­cji prze­ciwko Żydom i tym, któ­rych podej­rze­wano o pota­jemne wyzna­wa­nie juda­izmu, prze­bie­gała rów­no­le­gle z dzia­ła­niami prze­ciwko Mau­rom.

Suk­cesy mili­tarne, takie jak odbi­cie Hisz­pa­nii z rąk Mau­rów, zawsze były w Rzy­mie pre­tek­stem do świę­to­wa­nia, a już z pew­no­ścią nie można było się oprzeć tak jed­no­znacz­nie reli­gij­nemu trium­fowi. Po mszy kar­dy­na­ło­wie prze­szli w pro­ce­sji przez mia­sto. Kar­dy­nał Rodrigo Bor­gia, wice­kanc­lerz Kościoła (naj­wyż­szy po papieżu urząd w admi­ni­stra­cji kościel­nej), sam z pocho­dze­nia Hisz­pan, zor­ga­ni­zo­wał walkę byków, by uczcić triumf swo­jego narodu nad nie­wier­nymi. Hisz­pań­scy amba­sa­do­ro­wie wznie­śli na ulicy makietę zamku w zdo­by­tej Gre­na­dzie. Obchody zor­ga­ni­zo­wane przez Bor­gię były zale­d­wie pierw­szą imprezą z serii: w ciągu następ­nych kilku tygo­dni Piazza Navona wypeł­niały tłumy gapiów, gdy kolejni hisz­pań­scy pra­łaci wysy­łali byki na śmierć. Kar­dy­nał Raf­fa­ele Ria­rio, sio­strze­niec papieża, usta­no­wił dla zwy­cięzcy zma­gań nagrodę wartą dwie­ście duka­tów. Był to czas kar­na­wału i obchody trwały aż do początku Wiel­kiego Postu, z zaba­wami i wyści­gami „star­ców, mło­dzień­ców, chłop­ców, Żydów, osłów i bawo­łów”4.

Mówi się, że to papie­ski mistrz cere­mo­nii, który spi­sał tę listę, usze­re­go­wał uczest­ni­ków rzym­skich wyści­gów w takiej wła­śnie kolej­no­ści. Podob­nie jak w całej Euro­pie, rzym­scy Żydzi byli trak­to­wani jak oby­wa­tele dru­giej kate­go­rii. Fer­dy­nand i Iza­bela po swoim zwy­cię­stwie nad muzuł­ma­nami z Gre­nady wydali dekret naka­zu­jący wszyst­kim Żydom opusz­cze­nie Hisz­pa­nii do końca lipca. Inkwi­zy­cja, jak twier­dzili, miała mocne dowody na to, że Żydzi „naga­by­wali i odcią­gali od wiary chrze­ści­jan”; wygna­nie było jedy­nym spo­so­bem na poło­że­nie kresu tej „here­zji i apo­sta­zji”. Pro­kla­mo­wany w Ara­go­nii 29 kwiet­nia, a w Kasty­lii 1 maja edykt dawał zale­d­wie trzy mie­siące na sprze­da­nie nie­ru­cho­mo­ści, co spo­wo­do­wało zała­ma­nie cen; Żydom zabro­niono wywozu z kró­le­stwa złota, sre­bra i gotówki. Skon­fi­sko­wane metale szla­chetne miały sfi­nan­so­wać drugą wyprawę Kolumba do Ame­ryki w następ­nym roku.

Hisz­pań­scy Żydzi się roz­pro­szyli. Trudno osza­co­wać dokład­nie, ilu zostało wygna­nych, praw­do­po­dob­nie dzie­siątki tysięcy5. Nie­któ­rzy udali się do Por­tu­ga­lii, inni do Afryki Pół­noc­nej; część tra­fiła do posia­dło­ści papie­skich w Awi­nio­nie i Pro­wan­sji. Żydzi wyje­chali też do Ita­lii, nie­któ­rzy do Kró­le­stwa Neapolu, rzą­dzo­nego przez potomka nie­ślub­nego syna króla Ara­go­nii (leżąca w pół­nocno-wschod­niej Hisz­pa­nii Ara­go­nia była jed­nym z wielu pań­ste­wek, two­rzą­cych obec­nie zjed­no­czone przez Fer­dy­nanda i Iza­belę kró­le­stwo). Sta­tek wypły­wa­jący z por­tów wschod­niej Hisz­pa­nii mógł dotrzeć do brze­gów Ita­lii w cza­sie około sied­miu dni: dużo gorzej wyglą­dała podróż tych, któ­rzy musieli ucie­kać z por­tów na pół­nocy, leżą­cych nad Zatoką Biskaj­ską, przez Cie­śninę Gibral­tar­ską. Rzym, Wene­cja i Man­tua były rela­tyw­nie, nawet jeśli nie bez­wa­run­kowo, przy­ja­zne. Jed­nakże inne mia­sta Ita­lii, jak Medio­lan, Peru­gia i Lukka, uprze­dziły wyda­rze­nia w Hisz­pa­nii i wyda­liły swo­ich Żydów już w latach osiem­dzie­sią­tych XV wieku6.

Tym­cza­sem w Rzy­mie Jan Medy­ce­usz i pozo­stali kar­dy­na­ło­wie zostali wezwani do wyko­na­nia naj­waż­niej­szego zada­nia poli­tycz­nego, przed jakim mógł sta­nąć rene­san­sowy kar­dy­nał: kon­klawe, któ­rego celem był wybór nowego papieża. Kaplicę Syk­styń­ską podzie­lono na kabiny wypo­sa­żone w świece, pościel i akce­so­ria kuchenne: wszel­kie arty­kuły nie­zbędne do dłuż­szego pobytu. Kar­dy­na­ło­wie przy­byli w towa­rzy­stwie słu­żą­cych: drzwi zamknięto, a przy każ­dych usta­wiono straż­nika, by nikt nie mógł ich otwo­rzyć. Te środki miały też trzy­mać z dala szpie­gów, aż zamknięci w środku duchowni wybiorą następcę na Tro­nie Pio­tro­wym.

W grę wcho­dziło czte­rech kan­dy­da­tów: kar­dy­nał Costa z Por­tu­ga­lii, kar­dy­nał Zeno z Wene­cji, Oli­viero Carafa, kar­dy­nał Neapolu, oraz kar­dy­nał Bor­gia. Ten ostatni, zwy­cięzca, nie był naj­po­waż­niej­szym kan­dy­da­tem, a jego wro­go­wie twier­dzili, że kupił urząd papieża za tyle sre­bra, ile mogły unieść cztery muły. Prawda była bar­dziej przy­ziemna: kar­dy­nałowie elek­to­rzy podzie­lili się na dwie par­tie, a każdą z nich wspie­rało inne wło­skie pań­stwo i wysoko posta­wieni gra­cze. Jedna grupa, pod przy­wódz­twem kar­dy­nała Giu­liano della Rovere (który sam w przy­szło­ści miał zostać papie­żem), miała popar­cie króla Neapolu, kar­dy­nałów wenec­kich i genu­eń­skich oraz Colon­nów, potęż­nego rzym­skiego rodu baro­nial­nego. Oni byliby zado­wo­leni z wyboru Costy lub Zena. Druga grupa, z kar­dy­nałem Asca­nio Sfo­rzą na czele, wspie­rana przez księ­cia Medio­lanu, była za wybo­rem kar­dy­nała Carafy. Owo sre­bro, jak głosi legenda, tra­fiło do Sfo­rzy, by go prze­ku­pić. Rejestr gło­sów suge­ruje jed­nakże, że Bor­gia miał zna­czące popar­cie już w pierw­szych turach. Po trze­cim licze­niu Bor­gia miał osiem gło­sów, Carafa dzie­sięć, a par­tia della Rovere prze­pa­dła już na star­cie. Kiedy kar­dy­nał Sfo­rza zdał sobie sprawę, że ma więk­sze szanse z Bor­gią niż z Carafą, zmie­nił swoje głosy. Nie­po­trzebne było prze­kup­stwo: tu dzia­łała poli­tyka. Gdyby cho­dziło po pro­stu o pie­nią­dze, della Rovere, który miał bogat­szych stron­ni­ków, mógłby prze­bić ofertę Bor­gii, lecz nie zgro­ma­dził wystar­cza­ją­cej liczby gło­sów7.

W ten spo­sób 11 sierp­nia 1492 roku Rodrigo Bor­gia został wybrany papie­żem, a 26 sierp­nia, pod­czas wspa­nia­łej tra­dy­cyj­nej cere­mo­nii, przy­jął imię Alek­san­dra VI. Jako naj­wyż­szy rangą kar­dy­nał posia­dał wiele boga­tych bene­fi­cjów – przy­no­szą­cych dochody z kościo­łów i tere­nów klasz­tor­nych – które teraz, jako papież, mógł roz­dać, zwłasz­cza by nagro­dzić swo­ich stron­ni­ków. Swo­jego bra­tanka, Juana Bor­gię, mia­no­wał kar­dy­nałem, a wła­snego syna, Cezara Bor­gię, arcy­bi­sku­pem Walen­cji. Jed­nak z papie­skiego tronu Alek­san­der VI widział przed sobą wybo­istą drogę. Wła­dza we Flo­ren­cji była nie­sta­bilna, rów­no­waga sił mię­dzy Medio­la­nem, Flo­ren­cją i Neapo­lem, która w dużej mie­rze od wielu dekad odpo­wia­dała za pokój w Ita­lii, była na gra­nicy zała­ma­nia. Śmierć Inno­cen­tego, jak ujął to Guic­ciar­dini, „poło­żyła fun­da­ment pod kolejne nie­szczę­ścia”. Zada­nie poli­tyczne, przed któ­rym sta­nął papież, było ogromne, a jego obo­wiązki miały się wkrótce posze­rzyć w zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nym kie­runku8.

Wcze­snym ran­kiem 12 paź­dzier­nika tego samego roku żegla­rze pod dowódz­twem odkrywcy Krzysz­tofa Kolumba dostrze­gli ląd. Sądzili, że są gdzieś w oko­licy wschod­nich wybrzeży Japo­nii. Prze­by­wali na morzu od pra­wie dwóch mie­sięcy, a Kolumb z obawy przed wywo­ła­niem buntu ukry­wał przed swo­imi ludźmi praw­dziwą odle­głość od Hisz­pa­nii. Zacze­kał do świtu z wyj­ściem na ląd i wylą­do­wał na wyspie, którą – jak się dowie­dział – zwano Guana­hani. Ujrzał „bar­dzo zie­lone drzewa, mnó­stwo stru­mieni i wielką roz­ma­itość owo­ców”. Jego kapi­ta­no­wie roz­wi­nęli dwa sztan­dary z zie­lo­nym krzy­żem i lite­rami F i Y, ozna­cza­ją­cymi hisz­pań­skich monar­chów, Fer­dy­nanda i Iza­belę, ich patro­nów. Kolumb opi­sał swoje pierw­sze spo­tka­nie z zamiesz­ku­ją­cym wyspę ludem Tainów w opty­mi­stycz­nych sło­wach: „Zoba­czy­łem, że byli to ludzie, któ­rych z łatwo­ścią można było pod­bić i nawró­cić na naszą świętą wiarę uprzej­mo­ścią raczej niż siłą”. Zaczął z nimi wymianę towa­rów: czer­wone czapki, szklane paciorki i małe dzwo­neczki w zamian za papugi, bele baweł­nia­nej przę­dzy i włócz­nie. „Brali i dawali wszystko w dobrej wie­rze – pisał – lecz stało się dla mnie jasne, że byli bar­dzo ubo­gimi ludźmi”9.

Kolumb (podob­nie jak Inno­centy VIII) uro­dził się około roku 1451 w Genui, na pół­nocno-zachod­nim wybrzeżu Ita­lii. Jego ojciec był tka­czem, cho­ciaż co bar­dziej fan­ta­zyjne wer­sje histo­rii wypo­sa­żyły go w wykształ­ce­nie uni­wer­sy­tec­kie i rodo­wód wywo­dzący się ze sta­ro­żyt­nego Rzymu10. Kolumb nie był jedy­nym mło­dym genu­eń­czy­kiem, który zro­bił karierę w żeglu­dze mor­skiej i jako odkrywca – z tego samego mia­sta pocho­dził współ­cze­sny mu John Cabot (Gio­vanni Caboto), który dotarł do Ame­ryki Pół­noc­nej w 1497 roku. Kolumb stu­dio­wał mapy wyko­nane przez flo­renc­kiego kosmo­grafa Paola dal Pozzo Tosca­nel­lego; po ukoń­cze­niu dwu­dzie­stego roku życia prze­niósł się do Lizbony i w tym cza­sie odbył podróż do genu­eń­skiej kolo­nii na Chios we wschod­niej czę­ści Morza Śród­ziem­nego, być może dotarł rów­nież do Anglii, a z pew­no­ścią dopły­nął na Maderę11. Pró­bo­wał namó­wić por­tu­gal­skiego króla, by wsparł jego wyprawę na zachód; nie odnió­sł­szy suk­cesu, zwró­cił się z kolei do sąsied­niego Kró­le­stwa Kasty­lii i kró­lo­wej Iza­beli, na któ­rej dwo­rze spę­dził sześć lat, zanim prze­ko­nał ją do swo­jego wspa­nia­łego planu podróży do Indii. Wów­czas nie wie­dziano jesz­cze, że podróż ta na ponad sto lat miała zmie­nić rów­no­wagę sił w Euro­pie. Gdy hisz­pań­scy amba­sa­do­rzy przy­byli do Rzymu, by w imie­niu Fer­dy­nanda i Iza­beli zło­żyć przy­sięgę wier­no­ści nowemu papie­żowi Alek­san­drowi VI, swemu roda­kowi, z dumą ogło­sili odkry­cie i pod­bój „czte­rech ogrom­nych wysp”12.

Tak więc w cza­sie, gdy rok 1492 prze­cho­dził w 1493, miesz­kańcy pół­wy­spu wło­skiego sta­nęli w obli­czu nie­pew­nej przy­szło­ści. Wyni­kała ona z trium­fów, które odnie­śli hisz­pań­scy chrze­ści­ja­nie: nad kró­lem Boab­di­lem, nad hisz­pań­skimi Żydami, a teraz – jak mieli się wkrótce prze­ko­nać – nad nowym dziw­nym miej­scem, któ­rego nie widział wcze­śniej żaden Euro­pej­czyk. Rodrigo Bor­gia, który jakieś czter­dzie­ści lat wcze­śniej prze­niósł się z Hisz­pa­nii do Ita­lii, został wybrany na papieża: jego kar­dy­na­ło­wie cze­kali, by prze­ko­nać się, jak będzie rzą­dził. Wła­dza we Flo­ren­cji tym­cza­sem spo­czy­wała w nie­pew­nych rękach syna Waw­rzyńca Medy­ce­usza, Pio­tra, i jego dłu­go­let­nich, choć nie­god­nych zaufa­nia sprzy­mie­rzeń­ców. Tak przed­sta­wiało się tło kon­fliktu, który miał ogar­nąć pół­wy­sep wło­ski na następne osiem­dzie­siąt lat.

Histo­ria Ita­lii od dawna jest obiek­tem fascy­na­cji. Kursy na temat „cywi­li­za­cji zachod­niej”, które wpro­wa­dzono na uni­wer­sy­te­tach Ame­ryki Pół­noc­nej pod koniec XIX wieku, roz­po­czy­nały się od świata sta­ro­żyt­nego – Gre­cji i Rzymu przede wszyst­kim, cza­sem rów­nież Egiptu – a następ­nie prze­ska­ki­wały „wieki ciemne”, by zająć się splen­do­rem rene­sansu i odro­dze­niem wiel­kich idei kla­sycz­nych przed wej­ściem w erę oświe­ce­nia. „Cywi­li­za­cja zachod­nia” była poję­ciem, któ­rego rzadko uży­wano wcze­śniej: jest wyna­laz­kiem dzie­więt­na­sto­wiecz­nym, który poja­wił się w bar­dzo szcze­gól­nym kon­tek­ście impe­riów euro­pej­skich i segre­ga­cji raso­wej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. W histo­rii Zachodu Ita­lia zaj­mo­wała cen­tralną pozy­cję, i cho­ciaż nie można już jej dzie­jów opo­wia­dać z wcze­śniejszym poczu­ciem moral­nej pew­no­ści sie­bie, zna­cze­nie słowa „rene­sans” się utrzy­mało13. Każ­dego roku na wło­skie uni­wer­sy­tety przy­by­wają tysiące cudzo­ziem­skich stu­den­tów – nie tylko z Zachodu. Więk­szość tury­stów przy­jeż­dża­ją­cych do Flo­ren­cji pocho­dzi z Japo­nii, Chin, Indii i Bra­zy­lii, nie z Europy Zachod­niej. Flo­ren­cja stała się mia­stem świa­to­wym lub, ści­ślej, znowu stała się mia­stem świa­to­wym. Taki sta­tus miała już w epoce glo­bal­nego han­dlu, odkryć geo­gra­ficz­nych, kolo­ni­za­cji i eks­plo­ata­cji bogactw Nowego Świata oraz jako ozdoba Sta­rego Świata – także dla­tego, że dzia­łali tu naj­bar­dziej uznani arty­ści i myśli­ciele doby rene­sansu.

Ta książka opo­wiada o związ­kach mię­dzy ludźmi i dzie­jami, które przed­sta­wia się jako ele­ment „histo­rii Zachodu”. Nie­które z nich są dobrze znane, inne nie – z pew­no­ścią wielu czy­tel­ni­ków sły­szało o Michale Aniele i Machia­vel­lim, Kolum­bie i Cabo­cie, o Medy­ce­uszach i Bor­giach. Ist­niało wiele gwiazd póź­nego rene­sansu wło­skiego, a ich życio­rysy czę­sto przy­ta­cza się jeden po dru­gim. Chcę spró­bo­wać uło­żyć je w galak­tykę, nie ogra­ni­cza­jąc się wyłącz­nie do wiel­kich miast rene­san­so­wych, jak Wene­cja, Flo­ren­cja i Rzym, ale także uwzględ­nia­jąc pozo­stałą część pół­wy­spu wło­skiego: Genuę, ojczy­znę odkryw­ców i papieży; nie­wiel­kie dwory w Urbino i Man­tui, skąd wywo­dzi się wzór „dwo­rza­nina”, który roz­po­wszech­nił się w całej Euro­pie; połu­dniowe Kró­le­stwo Neapolu i jego hisz­pań­skich wład­ców. Co wię­cej, Ita­lia nie była odizo­lo­wa­nym miej­scem, wręcz prze­ciw­nie. Rzym stał się cen­trum dyplo­ma­cji euro­pej­skiej; Kró­le­stwem Neapolu rzą­dziła gałąź ara­goń­skiej rodziny kró­lew­skiej, a póź­niej bez­po­śred­nio hisz­pań­scy wice­kró­lo­wie. Nie­które z pań­ste­wek na pół­nocy przy­się­gły wier­ność świę­temu cesa­rzowi rzym­skiemu (czę­sto mówi się, że to cesar­stwo nie było ani rzym­skie, ani święte: sta­no­wiło raczej zle­pek tery­to­riów, które przy­się­gły wier­ność władcy wyła­nia­nemu przez grupę ksią­żąt-elek­to­rów). Chcia­ła­bym opo­wie­dzieć rów­nież o ludziach, któ­rych życie nie poja­wia się w tra­dy­cyj­nej nar­ra­cji: o pisar­kach i artyst­kach; żoł­nier­zach i oby­wa­te­lach, któ­rych życie pły­nęło wśród oblę­żeń i spa­lo­nej ziemi; ludziach, któ­rzy za kuli­sami robili for­tuny jako ban­kie­rzy nowych impe­ria­li­stów, nie wspo­mi­na­jąc o dostaw­cach broni – pierw­sza wzmianka o sprze­daży broni pal­nej przez członka rodziny Beret­tów pocho­dzi z 1526 roku, co sta­nowi bez­po­średni zwią­zek mię­dzy prze­szło­ścią i świa­tem współ­cze­snym, rzadko poja­wiający się w popu­lar­nym obra­zie tego okresu.

Jest to rów­nież książka o woj­nie i jej kon­se­kwen­cjach. Od 1494 do 1559 roku pół­wy­sep wło­ski doświad­czył serii bru­tal­nych kon­flik­tów mię­dzy ksią­żę­tami euro­pej­skimi, zna­nych jako wojny wło­skie: walk mię­dzy monar­chią hisz­pań­ską i jej wiel­kim rywa­lem z tam­tego czasu, Fran­cją, o pano­wa­nie nad Ita­lią. Morze Śród­ziemne sta­no­wiło wtedy teatr zma­gań z impe­rium osmań­skim, który trwał jesz­cze dłu­żej, a jego naj­bar­dziej zna­nym star­ciem praw­do­po­dob­nie była bitwa pod Lepanto w 1571 roku. Nisz­czono życie i środki do życia, lecz wojna także była moto­rem two­rze­nia wyna­laz­ków, nowych tech­nik i tech­no­lo­gii mili­tar­nych. Choć obec­nie Leonardo da Vinci sły­nie z uśmie­chu Mony Lisy, jego współ­cze­śni znali go rów­nież jako twórcę map woj­sko­wych, archi­tekta for­ty­fi­ka­cji i pro­jek­tanta broni. Wojna przy­cią­gała na pół­wy­sep wło­ski żoł­nie­rzy i dyplo­ma­tów z całej Europy. Wśród nich był Tho­mas Crom­well, póź­niej­szy pierw­szy mini­ster Hen­ryka VIII.

Cen­tralne miej­sce Ita­lii w kon­flik­cie euro­pej­skim i przy­wra­ca­niu pokoju przez ponad osiem­dzie­siąt lat uczy­niło z niej tygiel idei poli­tycz­nych i kul­tu­ral­nych, w któ­rym zna­la­zły się także spory mię­dzy repu­bliką a wła­dzą ksią­żęcą, znie­wo­le­nie rdzen­nych miesz­kań­ców Ame­ryki, roz­ma­ite poglądy reli­gijne i zmie­nia­jące się zasady moral­no­ści sek­su­al­nej. Weneccy dru­ka­rze zna­leźli nowe rynki nie tylko dla dzieł sta­ro­żyt­nych, lecz także pro­pa­gu­ją­cych nowo­cze­sne poglądy, a wło­scy nawi­ga­to­rzy żeglo­wali nie tylko do Nowego Świata, lecz rów­nież poszu­ki­wali nowych szla­ków na Wschód. W okre­sie pomię­dzy wyda­rze­niami z 1492 roku a nie­spo­dzie­wa­nym zwy­cię­stwem mary­narki chrze­ści­jań­skiej nad Osma­nami pod Lepanto miej­sce Ita­lii w świe­cie się zmie­niło. W miarę jak kla­ro­wała się geo­gra­fia świata, wło­skie mia­sta-pań­stwa nie mogły już dłu­żej sądzić, iż zaj­mują cen­tralną pozy­cję na krzy­żu­ją­cych się szla­kach śród­ziem­no­mor­skich. Miesz­kańcy pół­wy­spu patrzyli na rosnącą w siłę Hisz­pa­nię i jej próby (nie zawsze udane) poli­tycz­nego i insty­tu­cjo­nal­nego zdo­mi­no­wa­nia Ita­lii; cen­tra wła­dzy euro­pej­skiej prze­nio­sły się następ­nie gdzie indziej, na pół­noc i zachód od Pół­wy­spu Ape­niń­skiego. Kościół rzym­sko­ka­to­licki tym­cza­sem sta­nął w obli­czu naj­więk­szego dotych­czas wyzwa­nia. W 1511 roku nie­miecki mnich Mar­cin Luter odwie­dził Rzym w inte­re­sach zakonu augu­stia­nów, a następ­nie opo­wie­dział o szoku, jaki wywo­łało w nim zepsu­cie mia­sta, cytu­jąc wło­skie przy­sło­wie: „Jeśli pie­kło ist­nieje, to Rzym zbu­do­wano nad nim”14. W ciągu kolej­nych dekad wyzwa­nie, jakie sta­no­wił pro­te­stan­tyzm, miało dać Kościo­łowi kato­lic­kiemu impet do zmian.

Zna­cze­nie, jakie nadaje się współ­cze­śnie kul­tu­rze wło­skiego rene­sansu, łatwo zauwa­żyć, patrząc na Listę Świa­to­wego Dzie­dzic­twa UNE­SCO – spis miejsc uwa­ża­nych za szcze­gól­nie istotne dla ludz­ko­ści. Weźmy cho­ciażby wpis na temat histo­rycz­nego cen­trum Flo­ren­cji, powstały w 1982 roku:

Flo­ren­cja, zbu­do­wana na miej­scu osady etru­skiej, sta­nowi sym­bol rene­sansu. W XV i XVI w., za pano­wa­nia Medy­ce­uszów, odgry­wała domi­nu­jącą rolę gospo­dar­czą i kul­tu­ralną. Sześć wie­ków nie­zwy­kłej twór­czo­ści arty­stycz­nej widoczne jest w XIII-wiecz­nej kate­drze Santa Maria del Fiore, kościele Santa Croce, pała­cach Uffizi i Pitti, które są dzie­łami takich arty­stów, jak Giotto, Bru­nel­le­schi, Bot­ti­celli, Michał Anioł15.

Na listę UNE­SCO tra­fiło także wiele innych dzieł rene­san­so­wych: medio­lań­ski kościół Santa Maria delle Gra­zie z Ostat­nią wie­cze­rzą Leonarda; Fer­rara, mia­sto rene­san­sowe, z deltą Padu; willa Ippo­lita d’Este w Tivoli; wille i ogrody Medy­ce­uszy w Toska­nii; for­ty­fi­ka­cje wenec­kie z XVI i XVII wieku; ogród bota­niczny w Padwie zało­żony w 1545 roku. Figu­rują tam także histo­ryczne mia­sta Man­tua i Sab­bio­neta oraz zespoły zabyt­kowe w Urbino, Pizie, Wene­cji, Neapolu i Sie­nie. Gdy piszę te słowa w 2019 roku, Wło­chy mają wpi­sane na Listę Świa­to­wego Dzie­dzic­twa wię­cej obiek­tów niż któ­ry­kol­wiek inny kraj, o włos wyprze­dza­jąc o wiele więk­sze Chiny. Jest to czę­ściowo wyni­kiem daw­nych uprze­dzeń, ale też daje pogląd na to, jak bar­dzo wło­ską kul­turę rene­san­sową ceniono w krę­gach osób decy­zyj­nych w kwe­stiach kul­tu­ral­nych i dyplo­ma­tycz­nych pod koniec XX wieku.

Działo się tak nie bez powodu. Kul­tura Ita­lii XV i XVI wieku – a w szcze­gól­no­ści Flo­ren­cji – pozo­sta­wiła zna­czące dzie­dzic­two z dzie­dziny sztuki, nauki i myśli poli­tycz­nej. Uży­cie ter­minu „rene­sans” do opi­sa­nia tego okresu (podob­nie jak „cywi­li­za­cja zachod­nia”) jest zja­wi­skiem dzie­więt­na­sto­wiecz­nym, a wiele szcze­gó­łów tego świata, wycza­ro­wa­nych przez szwaj­car­skiego uczo­nego Jacoba Burc­khardta w powsta­łej w 1860 roku Kul­tu­rze odro­dze­nia we Wło­szech – fun­da­men­tal­nym stu­dium histo­rii rene­sansu – jest obec­nie poda­wa­nych w wąt­pli­wość. Jed­nak idea rene­sansu i powszechne uży­cie tego okre­śle­nia utrzy­muje się z dobrego powodu, będę uży­wała go więc tutaj dla wygody. Nie ma wąt­pli­wo­ści, że roz­wój wyda­rzeń w tym okre­sie był istotny, a wpły­wowi inte­lek­tu­ali­ści owych cza­sów odpo­wia­dali za odro­dze­nie sztuki kla­sycz­nej sta­ro­żyt­nych Gre­ków i Rzy­mian16. Rene­sans był świad­kiem wybi­ja­nia się nie­za­leż­nych bada­czy, poświę­ca­ją­cych się kolek­cjo­no­wa­niu ksią­żek: trzy naj­więk­sze współ­cze­sne wło­skie biblio­teki (waty­kań­ska, Medi­cea Lau­ren­ziana we Flo­ren­cji i Mar­ciana w Wene­cji) wywo­dzą się z tych kolek­cji. Był też świad­kiem naro­dzin zwy­czaju okre­śla­nia z nazwi­ska arty­stów i powsta­wa­nia waż­nych tren­dów w sztuce świec­kiej, w tym malar­stwa opar­tego na mito­lo­gii kla­sycz­nej. Był świad­kiem powsta­nia pro­gramu naucza­nia nowych sztuk wyzwo­lo­nych na uni­wer­sy­te­tach i debat o „repu­bli­ka­ni­zmie”, „wol­no­ści” i „racji stanu” – które, choć czę­ściej reto­ryczne niż fak­tyczne, jeśli cho­dziło o rene­san­sowe reżimy – miały dłu­go­fa­lowy wpływ na poli­tykę.

W wielu opra­co­wa­niach na temat rene­sansu wło­skiego rok 1492 (lub cza­sem 1494, gdy oddziały fran­cu­skie wkro­czyły do Ita­lii) ozna­cza począ­tek końca – otwiera okres, w któ­rym cudzo­ziemcy zaczęli domi­no­wać na pół­wy­spie, a wojna wzięła górę nad cywi­li­za­cją. Jed­nak więk­szość iko­nicz­nych rene­san­so­wych dzieł sztuki – Mona Lisa, skle­pie­nie kaplicy Syk­styń­skiej i Sąd Osta­teczny, Wenus z Urbino – powstała w tar­ga­nym wojną XVI stu­le­ciu. W histo­rii sztuki dzieła póź­nego rene­sansu są cza­sem opi­sy­wane jako „manie­ry­styczne”, co odnosi się do spo­sobu, w jaki arty­ści odcho­dzili od przed­sta­wień reali­stycz­nych, w natu­ral­nych pozach, w kie­runku bar­dziej wyszu­ka­nego, ale rów­nież bar­dziej sztucz­nego stylu. Lata te przy­nio­sły także poja­wie­nie się pew­nych zde­cy­do­wa­nie nowo­cze­snych zja­wisk, prze­ciw­staw­nych do tych, które czer­pały ze sta­ro­żyt­no­ści: kon­tak­tów Europy z Nowym Świa­tem, roz­prze­strze­nie­nia się tech­no­lo­gii pro­duk­cji pro­chu strzel­ni­czego i roz­woju dru­kar­stwa. Dla mnie jedną z najbar­dziej fascy­nu­ją­cych cech XVI wieku jest spo­sób, w jaki balan­suje on pomię­dzy sta­rym i nowym.

Zaczę­łam badać histo­rię rene­sansu pra­wie dwie dekady temu, ponie­waż pra­gnę­łam odmiany od świata współ­cze­snej poli­tyki. Oczy­wi­ście nie­ustan­nie znaj­do­wa­łam para­lele: chi­cho­ta­łam nad szes­na­sto­wiecz­nymi listami, które nie­świa­do­mie anty­cy­po­wały wypo­wie­dzi zna­nych mi poli­ty­ków, lecz byłam prze­ko­nana, że prze­szłość to obcy kraj. Gdy żar­to­wa­łam, porów­nu­jąc ponadna­ro­dowe ośrodki euro­pej­skie – Rzym z XV i Bruk­selę z XXI wieku – budziło to śmiech, lecz teraz widzę, że byłam non­sza­lancka. W miarę upływu czasu prze­szłość sta­wała się dla mnie coraz mniej cudzo­ziem­ska. Czy­ta­łam o „rewo­lu­cji tech­no­lo­gicz­nej” i myśla­łam o histo­rii druku; czy­ta­łam o wybo­rze papieża Fran­ciszka i myśla­łam o glo­bal­nym Kościele kato­lic­kim w XVI wieku; czy­ta­łam o kry­zy­sie uchodź­czym na obsza­rze Morza Śród­ziem­nego i myśla­łam o wygna­niu Żydów i muzuł­ma­nów z Hisz­pa­nii. Nie zamie­rzam twier­dzić, że nic się nie zmie­niło: jak wiemy, jest wiele róż­nic mię­dzy ówcze­snym a naszym spo­łe­czeń­stwem. Ale wła­śnie dla­tego, że dzie­dzic­two rene­sansu (wieku reform lub wieku odkryć, jak kto woli) stało się tak ważne dla kul­tury zachod­niej i defi­nio­wa­nia tego, kim „my” jeste­śmy (albo kim „my” nie jeste­śmy), warto poznać je lepiej.

To wszystko jest bar­dzo ważne, ponie­waż powszech­nie znana histo­ria rene­sansu – jak wiele wer­sji współ­cze­snej histo­rii Zachodu – sku­pia się zbyt czę­sto na geniu­szu i chwale, a pomija okru­cień­stwa. Przy­kła­dowo spo­strze­że­nia Machia­vel­lego na temat wła­dzy stały się dziś zesta­wem ponad­cza­so­wych afo­ry­zmów – zapo­mnie­li­śmy, że wyni­kały tak naprawdę z okre­ślo­nego kon­tek­stu. Fakt, iż wszy­scy ci ludzie żyli w cza­sie pierw­szych euro­pej­skich podróży do obu Ame­ryk, a cza­sem mieli z tymi wypra­wami bez­po­śred­nio do czy­nie­nia, jak rów­nież to, że z Ita­lii pocho­dzili kolo­ni­za­to­rzy, pie­nią­dze na kolo­ni­za­cję i jej opisy, nie są wła­ści­wie nie­znane. Krwawa strona rene­sansu zawsze sta­no­wiła część fascy­na­cji tym okre­sem. Daleko czę­ściej jed­nakże mówi się o tym w spo­sób przed­sta­wiony w popu­lar­nym serialu tele­wi­zyj­nym Bor­gio­wie – jako o okre­sie prze­py­chu, prze­mocy sek­su­al­nej zna­nych i boga­tych, mor­du­ją­cych się nawza­jem w pogoni za wła­dzą (a widz pocie­sza się, że więk­szość z nich zasłu­żyła na swój los) – niż o okru­cień­stwie wojny, wypę­dzeń i kolo­ni­za­cji czy o prze­mocy domo­wej. Taka nar­ra­cja czyni z Medy­ce­uszy rodzinę mafijną ojców chrzest­nych i ma się tak do praw­dzi­wego życia we Flo­ren­cji XVI wieku jak filmy gang­ster­skie do życia w mia­stach rzą­dzo­nych przez zor­ga­ni­zo­waną prze­stęp­czość obec­nie. Nie mam obiek­cji w sto­sunku do ludzi, któ­rzy lubią bru­talne opo­wie­ści o zemście: sama opo­wia­dam gru­pom, które opro­wa­dzam, krwawą histo­rię o masa­krze na weselu Baglio­nich w Peru­gii w 1500 roku. Jed­nak za wie­loma rene­san­so­wymi dzie­łami sztuki kryje się bru­talna rze­czy­wi­stość. Weźmy Monę Lisę: Lisa Ghe­rar­dini, kobieta o tajem­ni­czym uśmie­chu, została wydana za han­dla­rza nie­wol­ni­kami. Angela Zaf­fetta, która być może pozo­wała do Wenus z Urbino, padła ofiarą zbio­ro­wego gwałtu. Repu­blika Flo­rencka, która zle­ciła wyko­na­nie Dawida Michała Anioła, zna­la­zła bru­talny kres, pada­jąc ofiarą łupież­czego najazdu o „bez­przy­kład­nym okru­cień­stwie”, w któ­rym zale­d­wie w kilka godzin życie stra­ciły tysiące ludzi.

Gdy koń­czy­łam tę książkę w marcu 2019 roku, pięć­dzie­siąt osób zostało zastrze­lo­nych w ataku na dwa meczety w Chri­st­church w Nowej Zelan­dii. Napast­nik, pra­wi­cowy eks­tre­mi­sta, opu­bli­ko­wał w mediach spo­łecz­no­ścio­wych wiele histo­rycz­nych pre­ce­den­sów, które miały uspra­wie­dli­wić jego czyny, w tym słynne chrze­ści­jań­skie zwy­cię­stwa nad siłami muzuł­mań­skimi. Jed­nym z nich była bitwa pod Lepanto (1571), temat ostat­niego roz­działu mojej książki. Histo­ria XVI wieku rzadko bywa tak jaw­nie zawłasz­czana przez skrajną pra­wicę jak, powiedzmy, kru­cjaty czy mity o śre­dnio­wiecz­nym Zacho­dzie wyłącz­nie bia­łych ludzi. Czę­ściej histo­ria rene­sansu odgry­wała bar­dziej sub­telną, choć nie mniej szko­dliwą rolę poprzez mito­lo­gi­zo­wa­nie wiel­kich ludzi, czym przy­czy­niała się do wzmac­nia­nia poglądu na temat euro­pej­skiej, chrze­ści­jań­skiej i bia­łej wyż­szo­ści – choć ni­gdy nie wyra­żano tej opi­nii wprost. Nie ozna­cza to, że nie można doce­nić arty­stycz­nej inno­wa­cyj­no­ści Europy w XVI wieku lub nie cie­szyć się nią: jest wiele rze­czy, nad któ­rymi można się zasta­na­wiać. Bada­jąc, co ludzie rene­san­so­wego świata sądzili o zacho­dzą­cej rewo­lu­cji medial­nej, jak roz­wa­żali kwe­stie płci i sek­su­al­no­ści lub reago­wali na zmiany tech­no­lo­giczne broni, możemy lepiej zro­zu­mieć nasz wła­sny świat i spo­soby, w jakie genialne inno­wa­cje kul­tu­ralne mogą ist­nieć obok wszel­kiego rodzaju okru­cieństw – a fak­tycz­nie czę­sto pozo­sta­wać z nimi w ści­słej kore­la­cji.

Roz­dział pierw­szy. Pięt­na­ste stu­le­cie

Roz­dział pierw­szy

PIĘT­NA­STE STU­LE­CIE

Czter­dzie­ści lat przed podróżą Kolumba, w 1452 roku, miesz­kańcy Rzymu byli świad­kami wspa­nia­łego wido­wi­ska – w bazy­lice św. Pio­tra papież Miko­łaj V koro­no­wał Fry­de­ryka III na świę­tego cesa­rza rzym­skiego. Działo się to w sta­rej świą­tyni, dato­wa­nej na IV wiek, która miała arka­dowy fron­ton i kolumny wzdłuż dłu­giej nawy; nowa bazy­lika miała powstać dopiero ponad sto lat póź­niej. Jej loka­li­za­cja nad gro­bem świę­tego two­rzyła złu­dze­nie suk­ce­sji apo­stol­skiej przez wielu papieży, z któ­rych pierw­szym był uczeń Chry­stusa, Piotr. Koro­na­cja stała się trium­fem obu głów­nych akto­rów tego wyda­rze­nia: papieża i cesa­rza. Zale­d­wie pięć lat wcze­śniej Miko­łaj wje­chał do Rzymu i został uznany za jedy­nego papieża, po deka­dach schi­zmy w łonie Kościoła, gdy nawet trzech pre­ten­den­tów twier­dziło naraz, że są pra­wo­wi­tymi papie­żami. Miko­łaj z uro­dze­nia był rzy­mia­ni­nem i prze­wod­ni­cze­nie koro­na­cji cesa­rza było zna­kiem zarówno jego oso­bi­stego sta­tusu, jak i zna­cze­nia jego mia­sta. Co wię­cej, jego pon­ty­fi­kat obie­cy­wał Rzy­mowi sta­bi­li­za­cję i bogac­two.

Jeśli cho­dzi o Fry­de­ryka, pierw­szego z domu Habs­bur­gów obra­nego cesa­rzem, koro­na­cja ugrun­to­wała jego pozy­cję jako naj­wyż­szego rangą monar­chy chrze­ści­jań­skiego w Euro­pie. Swoim dłu­gim pano­wa­niem (zmarł w 1493 roku) zapo­cząt­ko­wał naj­po­tęż­niej­szą dyna­stię na kon­ty­nen­cie. Cho­ciaż cesarz był wybie­rany, Habs­bur­go­wie utrzy­mali ten tytuł przez pra­wie trzy­sta lat, aż główna linia ich rodu wymarła w 1740 roku. Fry­de­ryk został też koro­no­wany na króla Ita­lii (co nie ozna­czało, że pano­wał nad całym pół­wy­spem – nie­które z pań­ste­wek na pół­nocy trak­to­wały cesa­rza jako władcę, choć zwy­kle prze­by­wa­ją­cego gdzieś daleko).

Koro­na­cja Fry­de­ryka, co nie­uchronne, nie była wolna od kon­tro­wer­sji. W pań­stwach wło­skich zapa­no­wała ner­wo­wość na wieść o jego decy­zji o podróży do Ita­lii i zagro­że­niu, jakie mógłby sta­no­wić dla deli­kat­nej rów­no­wagi pół­wy­spu, gdyby zde­cy­do­wał się sprzy­mie­rzyć z któ­rymś z prze­ciw­ni­ków lub pre­ten­den­tów do wła­dzy jed­nego z kra­jów. Jego decy­zja o odby­ciu przed koro­na­cją podróży celem zwie­dze­nia Rzymu spo­wo­do­wała unie­sie­nie brwi u miej­skich tra­dy­cjo­na­li­stów, któ­rzy uznali to za pogwał­ce­nie pro­to­kołu. Amba­sa­do­rzy Medio­lanu byli abso­lut­nie prze­ciwni jego koro­na­cji na króla Ita­lii, a ich władca, Fran­ci­szek (Fran­ce­sco) Sfo­rza, upew­nił się, że Fry­de­ryk nie położy ręki na żela­znej koro­nie Lon­go­bar­dów, zwy­kle uży­wa­nej pod­czas cere­mo­nii. Fry­de­ryk, by nie pokrzy­żo­wano mu pla­nów, zamiast tego koro­no­wał się na króla Ita­lii nie­miecką koroną; jego mał­żeń­stwo z Ele­onorą, córką króla Por­tu­ga­lii, zostało zawarte tego samego popo­łu­dnia, a trzy dni póź­niej, w rocz­nicę wyboru Miko­łaja, Fry­de­ryk został namasz­czony i koro­no­wany na świę­tego cesa­rza rzym­skiego w bazy­lice św. Pio­tra17.

Wśród świad­ków tej cere­mo­nii był Gian Fran­ce­sco Pog­gio Brac­cio­lini, jeden z naj­wy­bit­niej­szych uczo­nych Flo­ren­cji doby rene­sansu i jeden z przed­sta­wi­cieli nowego w Ita­lii gatunku: huma­ni­stów. Słowo „huma­ni­sta” począt­kowo ozna­czało po pro­stu stu­denta kie­run­ków huma­ni­stycz­nych albo sztuk wyzwo­lo­nych, nowego pro­gramu naucza­nia, który wyło­nił się w kon­tek­ście pod­ję­tych na nowo badań nad tek­stami kla­sycz­nymi. Ponie­waż sta­ro­żytne tek­sty grec­kie i rzym­skie nie były chrze­ści­jań­skie, rene­san­sowi huma­ni­ści zazwy­czaj (podob­nie jak pisa­rze póź­nego antyku, np. św. Augu­styn z Hip­pony) sta­no­wili łącz­nik mię­dzy tymi dwiema tra­dy­cjami. Huma­nizm nie odno­sił się jesz­cze do seku­la­ry­zmu czy ate­izmu, choć kładł nacisk na zna­cze­nie ludz­kich czy­nów i war­to­ści, co kłó­ciło się z pew­nymi aspek­tami teo­lo­gii chrze­ści­jań­skiej. Jego przed­sta­wi­ciele opo­wia­dali się w szcze­gól­no­ści za nową, inte­lek­tu­alną metodą kry­tyki tek­stów, co pomo­gło otwar­cie rzu­cić wyzwa­nie wła­dzom kościel­nym, zwłasz­cza w deba­cie nad praw­dzi­wo­ścią dona­cji Kon­stan­tyna, pocho­dzą­cego rze­komo z IV wieku dekretu cesa­rza rzym­skiego, który prze­ka­zy­wał papie­żowi wła­dzę nad cesar­stwem zachod­nio­rzym­skim. Po wie­kach plo­tek na temat auten­tycz­no­ści doku­mentu huma­ni­stom udało się udo­wod­nić, iż jest on sfał­szo­wany. Impli­ka­cje tego odkry­cia były nad­zwy­czajne. Na tym doku­men­cie opie­rała się wła­dza papie­ska, a teraz dowie­dziono, że był fał­szywy.

Idea huma­ni­zmu obej­mo­wała także prak­tycz­niej­szy huma­nizm oby­wa­tel­ski, naj­czę­ściej koja­rzony z Flo­ren­cją, który pod­kre­ślał istot­ność aktyw­nego zaan­ga­żo­wa­nia się w życie poli­tyczne repu­bliki, a nie tylko stu­dia kon­tem­pla­cyjne. W prak­tyce obję­cie przez huma­ni­stów sta­no­wisk we wła­dzach poli­tycz­nych zapew­niło wspar­cie dla tego nowego trendu inte­lek­tu­al­nego poprzez, na przy­kład, stwo­rze­nie sta­no­wiska pro­fe­sora greki na uni­wer­sy­te­cie we Flo­ren­cji. Zain­te­re­so­wa­nie huma­ni­stów świa­tem kla­sycz­nym prze­ja­wia się jasno choćby w cyto­wa­niu przez Pog­gia Brac­cio­li­niego sta­ro­żyt­nych pre­ce­den­sów cere­mo­nii koro­na­cyj­nej18.

Tak naprawdę nie tylko opis koro­na­cji Fry­de­ryka autor­stwa Brac­cio­li­niego pod­kre­śla sta­ro­żyt­ność cere­mo­nii i oko­licz­no­ści jej towa­rzy­szą­cych19. Dla Rzymu była to oka­zja, by ponow­nie dowieść swo­jej cen­tral­nej pozy­cji w poli­tyce euro­pej­skiej w sfe­rze chrze­ści­jań­stwa, lecz także w legi­ty­mi­za­cji docze­snych wład­ców. Była to rów­nież szansa na poka­za­nie przy­jezd­nym splen­doru mia­sta. Niko­laus Muf­fel, nie­miecki radca, który uczest­ni­czył w koro­na­cji, wyko­rzy­stał oka­zję, by odwie­dzić liczne w Rzy­mie miej­sca piel­grzym­kowe, od Świę­tych Scho­dów (Scala Santa), czyli dwu­dzie­stu ośmiu mar­mu­ro­wych stopni w bazy­lice św. Jana na Late­ra­nie, po kaj­dany św. Pio­tra prze­cho­wy­wane w kościele San Pie­tro in Vin­coli. Muf­fel pozo­sta­wił opis prze­biegu swo­jej wizyty20.

Mimo wielu wyzwań, przed któ­rymi sta­wał Kościół w XV wieku, poboż­ność była głę­boko osa­dzona w życiu zwy­kłych chrze­ści­jan. Im z pew­no­ścią rok 1452 wyda­wał się pomyślny dla chrze­ści­jań­stwa.

Jed­nak kolejny rok oka­zał się wręcz prze­ciwny – Kon­stan­ty­no­pol, sta­ro­żytna wschod­nia sto­lica Cesar­stwa Rzym­skiego i dru­gie co do wiel­ko­ści mia­sto świata, został wów­czas zdo­byty przez Tur­ków osmań­skich21. Kres cesar­stwa bizan­tyj­skiego po ponad­ty­siąc­let­nim ist­nie­niu nie tylko wywo­łał ogromny szok psy­chiczny spo­łecz­no­ści wschod­nich chrze­ści­jan, lecz także stał się dla mocarstw chrze­ści­jań­skich na całym świe­cie „wielką grozą”, jak okre­ślił to póź­niej wenecki histo­ryk Marin Sanudo (1466–1536). Wie­ści dotarły do Wene­cji 29 czerwca – posłańcy pobie­gli gło­sić, że 28 maja Pera, genu­eń­ska kolo­nia w Kon­stan­ty­no­polu, gdzie miało domy wielu wło­skich kup­ców, została zdo­byta przez suł­tana, który roz­ka­zał wymor­do­wać wszyst­kich – męż­czyzn i kobiety – poza naj­mniej­szymi dziećmi. Tylko cudem udało się wymknąć dwóm wenec­kim gale­rom. Przez kilka tygo­dni ludzie mieli nadzieję, że te pogło­ski się nie potwier­dzą, lecz opo­wie­ści o upadku mia­sta, nawet bez wszyst­kich bru­tal­nych szcze­gó­łów, oka­zały się aż nazbyt praw­dziwe22.

Nicolò Bar­baro, wene­cja­nin, naoczny świa­dek, pozo­sta­wił rela­cję z tych wyda­rzeń. Pod­bój przy­go­to­wy­wany był długo. Suł­tan Meh­med II, nie bez powodu zwany Zdo­bywcą, latem 1452 roku wzniósł twier­dzę jakieś dzie­sięć kilo­me­trów od Kon­stan­ty­no­pola, a w sierp­niu tego samego roku wziął jako zakład­ni­ków dwóch amba­sa­do­rów cesar­stwa bizan­tyj­skiego (cesar­stwo skur­czyło się znacz­nie w ciągu ostat­nich dwu­stu pięć­dzie­się­ciu lat i skła­dało się już tylko z samego mia­sta Kon­stan­ty­no­pol i Pelo­po­nezu w połu­dnio­wej Gre­cji). Cho­ciaż teo­rie o nie­ty­kal­no­ści dyplo­ma­tów w XV wieku nie były jesz­cze dokład­nie spre­cy­zo­wane, Meh­med prze­kro­czył powszech­nie uzna­wane gra­nice, gdy kazał zabić obu amba­sa­do­rów. To przy­spie­szyło wybuch wojny. Osma­no­wie zaczęli gro­ma­dzić armię skła­da­jącą się być może nawet z 50 tysięcy ludzi23 . Zanim oblę­że­nie w pełni się roz­po­częło, odbył się długi pro­ces drob­nych poty­czek i wysy­ła­nia poselstw, a jed­no­cze­śnie mia­stu na odsiecz przy­były galery wenec­kie i genu­eń­skie. Powstały jed­nak napię­cia z powodu ście­ra­nia się inte­re­sów han­dlo­wych kup­ców z obu tych miast i lojal­no­ści grec­kich chrze­ści­jan wobec Kon­stan­ty­no­pola (Cesar­stwo Bizan­tyj­skie było czę­ścią Kościoła wschod­niego). Gdy greccy wło­da­rze mia­sta popro­sili o pomoc Wene­cjan, kupcy zebrali się w miej­skim kościele, by deba­to­wać, czy powinni zostać i wspie­rać Gre­ków, o co ich popro­szono. Posta­no­wili zaofe­ro­wać pięć galer do obrony mia­sta, lecz nie zawa­hali się poli­czyć za to wła­dzom miej­skim 400 duka­tów mie­sięcz­nie plus zaopa­trze­nie w żyw­ność dla załóg. Cesarz oba­wiał się, że wene­cja­nie mogliby opu­ścić mia­sto w obli­czu ataku osmań­skiego, i odmó­wił im pozwo­le­nia na zała­do­wa­nie towa­rów han­dlo­wych – ładunku jedwa­biu, wosku, mie­dzi i kosze­nili – na galery, by nie ucie­kli pod osłoną nocy. Mimo to nie­któ­rym stat­kom wenec­kim, w tym sze­ściu z Kan­dii (kolo­nii wenec­kiej na Kre­cie), udało się wypły­nąć, a reszta Wene­cjan pozo­stała, by pomóc przy for­ty­fi­ko­wa­niu pałacu przed prze­wi­dy­wa­nym ata­kiem. Pomię­dzy oto­czo­nym murem Kon­stan­ty­no­po­lem po jed­nej stro­nie zatoki i enklawą Pera po dru­giej prze­rzu­cono most24.

Wła­ściwe oblę­że­nie roz­po­częło się 5 kwiet­nia 1453 roku, a do tego czasu, jak osza­co­wał Bar­baro, oddziały Meh­meda liczyły już około 160 tysięcy ludzi. Inne rela­cje podają niż­szą liczbę żoł­nie­rzy, około 60 tysięcy, z któ­rych około dwie trze­cie sta­no­wiła kawa­le­ria25. Tak czy siak, znacz­nie prze­wyż­szali liczeb­nie obroń­ców mia­sta. Dla ata­ku­ją­cych klu­czowe było ziden­ty­fi­ko­wa­nie naj­słab­szych par­tii murów miej­skich: sta­wały się wów­czas celem ostrzału (mówiono, że działa osmań­skie, które oka­zały się czyn­ni­kiem decy­du­ją­cym o suk­ce­sie oble­ga­ją­cych, zuży­wały dzien­nie tysiąc fun­tów pro­chu)26. Poza tym spo­ra­dycz­nie miały miej­sce potyczki; 20 kwiet­nia flota osmań­ska zaata­ko­wała część genu­eń­skich stat­ków, które unie­ru­cho­miła cisza mor­ska. Dzięki korzyst­nej zmia­nie warun­ków pogo­do­wych chrze­ści­ja­nie odnie­śli zwy­cię­stwo, a suk­ces ten Bar­baro przy­pi­sał modłom do Boga. Turcy sku­pili się na woj­nie lądo­wej i w kolej­nych dniach udało im się doko­nać wyło­mów w murach obron­nych mia­sta. Pospieszne naprawy były klu­czowe dla utrzy­ma­nia oblę­żo­nego mia­sta i obrońcy musieli impro­wi­zo­wać, wypeł­nia­jąc czym się dało baryłki, by wzmoc­nić mury, oraz kopiąc rowy jako dodat­kową linię obrony.

Z począt­kiem maja mia­sto zaczęły nękać braki w zaopa­trze­niu: chleb i wino były na wyczer­pa­niu. Tro­chę wytchnie­nia przy­nio­sło obroń­com zawi­nię­cie pod osłoną nocy wenec­kiego statku, który pod flagą suł­tana i z mary­na­rzami ubra­nymi na turecką modłę zmy­lił prze­ciw­nika, dostar­cza­jąc nieco zapa­sów. Jed­nak oblę­że­nie trwało. Osma­no­wie pró­bo­wali zro­bić pod­kop do mia­sta, Grecy go zablo­ko­wali. Turcy zbu­do­wali wieżę oblęż­ni­czą, która prze­wyż­szała mury miej­skie, a przez zatokę, z Pery do Kon­stan­ty­no­pola, prze­rzu­cili wła­sny most zro­biony z bary­łek. W końcu, 29 maja, trzy godziny przed świ­tem, Meh­med roz­ka­zał swoim żoł­nie­rzom roz­po­cząć atak. Mia­sto upa­dło. Dla Bar­baro wyni­kło to z woli bożej, a także sta­no­wiło wypeł­nie­nie sta­ro­żyt­nej prze­po­wiedni, otrzy­ma­nej przez cesa­rza Kon­stan­tyna, któ­rego imię nosiło mia­sto. Teraz nie pozo­stało już nic innego, jak mieć nadzieję na miło­sier­dzie Chry­stusa i jego matki27.

Bar­baro z prze­ra­ża­ją­cymi szcze­gó­łami opi­suje bra­nie przez Tur­ków w nie­wolę chrze­ści­jań­skich jeń­ców, rabunki i chwy­ta­nie zakład­ni­ków, gwałty i napa­sto­wa­nie kobiet, wśród któ­rych były zakon­nice, a potem „wielką rzeź chrze­ści­jan w całym mie­ście”, przez którą krew spły­wała uli­cami jak „woda desz­czowa rynsz­to­kami po gwał­tow­nej ule­wie”28. Nie­któ­rzy usi­ło­wali ucie­kać wpław. Zna­nych Bar­baro boga­tych wenec­kich nota­bli, któ­rzy mieli nie­szczę­ście wpaść w ręce wroga, zmu­szono do zapła­ce­nia okupu, któ­rego wyso­kość wahała się mię­dzy 800 a 2000 duka­tów. Dzien­nik Bar­baro pod­kre­śla wro­gość Tur­ków wobec chrze­ści­jan w tym okre­sie. Okre­śla zdo­byw­ców mia­sta jako „zdra­dziec­kich”, „nie­wier­nych”, „per­fid­nych”, „złych”, „nik­czem­nych”; suł­tana nazywa „nie­go­dzi­wym poga­ni­nem” i „psem”. Szcze­gólny gniew zare­zer­wo­wał dla wysoko posta­wio­nych chrze­ści­jan w służ­bie suł­tana29. Nie ozna­cza to wcale, że ludzie z Zachodu byli o wiele lepsi. Osma­no­wie nie mieli mono­polu na sprze­da­wa­nie jeń­ców wojen­nych w nie­wolę ani na wojenne okru­cień­stwa. Bar­baro oskar­żał genu­eń­czy­ków o „bycie wro­gami wiary chrze­ści­jań­skiej” i „zdra­dziec­kimi psami”, któ­rzy weszli w tajne układy z Tur­kami, by uda­rem­nić pla­no­wane przez Gre­ków i Wene­cjan spa­le­nie floty suł­tana30. Genu­eń­czycy przed­sta­wili wła­sną wer­sję wyda­rzeń – jeden ze star­szych urzęd­ni­ków z Pery upie­rał się, że zro­bił wszystko, co mógł, by bro­nić mia­sta, zacią­ga­jąc najem­ni­ków ze śród­ziem­no­mor­skiej kolo­nii Chios, jak rów­nież z samej Genui31. Rywa­li­za­cja mię­dzy wło­skimi mia­stami ni­gdy zresztą nie usta­wała. Jed­nak, jak zapi­sał w swo­ich pamięt­ni­kach fran­cu­ski dyplo­mata Phi­lippe de Com­my­nes, naj­do­tkliw­sze było upo­ko­rze­nie: „utrata mia­sta była wielką hańbą dla całego chrze­ści­jań­stwa”32.

Dla Osma­nów to było wspa­niałe zwy­cię­stwo. Jeden z histo­ry­ków pisał o „dzia­łach wiel­kich jak smoki” i rela­cjo­no­wał, jak żoł­nie­rze prze­ła­mali mury obronne, wkro­czyli do Kon­stan­ty­no­pola, splą­dro­wali go (zezwo­lono im łupić przez trzy dni) i wzięli jego miesz­kań­ców w nie­wolę. Inny autor wspo­mi­nał o „pro­mie­niach świa­tła islamu” pada­ją­cych teraz na mia­sto. Greccy uchodźcy ruszyli na zachód, by posta­rać się zebrać okup za uwię­zio­nych krew­nych lub ucie­ka­jąc w oba­wie przed prze­śla­do­wa­niami; nie­któ­rzy z nich wró­cili, inni pozo­stali za gra­nicą przez długi czas33 . Jed­nak han­del trwał, a wene­cja­nie musieli pro­wa­dzić inte­resy. Wysłali posłów do nowych wład­ców i w ciągu roku oni i Osma­no­wie zawarli pokój34.

Utrata Kon­stan­ty­no­pola sku­piła umy­sły ludzi, któ­rych osmań­scy histo­rycy nazy­wali „nik­czem­nymi nie­wier­nymi”35. Pań­stwa Ita­lii, które wal­czyły mię­dzy sobą, w obli­czu takiego nie­szczę­ścia zawarły pokój w 1454 roku (w Lodi), a następ­nie zawią­zały przy­mie­rze dla wza­jem­nej obrony, znane jako Liga Wło­ska. Papież Pius II (Ene­asz Syl­wiusz Pic­co­lo­mini), czło­nek pro­mi­nent­nego rodu ze Sieny, który został wybrany w 1458 roku, spę­dził więk­szość swo­jego pon­ty­fi­katu na pró­bach zor­ga­ni­zo­wa­nia kru­cjaty i odbi­cia utra­co­nych ziem. Pius II był nie­ty­po­wym papie­żem, a początki jego kariery dają pogląd na to, jak w tych latach mógł wyglą­dać styl życia wysoko posta­wio­nego mło­dego męż­czy­zny. Zasły­nął jako twórca poezji o ero­tycz­nym cha­rak­te­rze oraz jako kocha­nek. Jego dow­cipne Pamięt­niki – które czę­ściowo napi­sał szy­frem, by lepiej ukryć cierp­kie komen­ta­rze na temat prze­ciw­ni­ków – zawie­rają cudowne opo­wie­ści o podró­żach autora. Przed wynie­sie­niem na Tron Pio­trowy był dyplo­matą i w takiej roli spo­tkał się z kró­lem Szko­cji Jaku­bem II; pod­czas tej misji, jak zano­to­wał, odrzu­cił pro­po­zy­cję dwóch mło­dych kobiet, które pla­no­wały spać razem z nim, „co było oby­cza­jem tego kraju”36. Lubił łaź­nie, które jego poprzed­nik, Miko­łaj V, wybu­do­wał w papie­skim mie­ście na pół­noc od Rzymu. Swych gości zwykł był witać w ogro­dzie, w towa­rzy­stwie swo­jego pie­ska, Musetty. Jego życie i dzieła uwiecz­niono w osza­ła­mia­ją­cej serii fre­sków w biblio­tece Pic­co­lo­mi­nich w kate­drze sie­neń­skiej, uka­zu­ją­cych go jako dyplo­matę, poetę-lau­re­ata, a potem papieża.

Pon­ty­fi­kat zmar­łego w 1464 roku Piusa zakoń­czył się roz­cza­ro­wu­jąco. W 1459 roku zwo­łał kon­gres w Man­tui i ogło­sił kru­cjatę; roze­słał lega­tów po całej Euro­pie w poszu­ki­wa­niu wspar­cia, ale pro­jekt spo­tkał się z obo­jęt­no­ścią wład­ców euro­pej­skich. Pius zmarł w Anko­nie, por­cie adria­tyc­kim, w płon­nej nadziei cze­ka­jąc na przy­by­cie stat­ków. Ksią­żęta euro­pej­scy mieli bar­dziej palące pro­blemy. Fran­cuzi dopiero co wygrali wojnę stu­let­nią (1337–1453), w któ­rej rzą­dzący dom Wale­zju­szów wal­czył z angiel­skimi Plan­ta­ge­ne­tami o prawo do wła­da­nia Fran­cją. Rywa­li­zu­jące ze sobą gałę­zie dyna­stii Plan­ta­ge­ne­tów wal­czyły ze sobą w Anglii w woj­nie Dwóch Róż, roz­strzy­gnię­tej dopiero po zwy­cię­stwie Hen­ryka VII nad Ryszar­dem III w bitwie pod Bosworth w 1485 roku. Hisz­pa­nia nie była jesz­cze zjed­no­czona i zma­gała się z pro­ble­mami dyna­stycz­nymi; Świę­temu Cesar­stwu Rzym­skiemu bar­dziej zale­żało na obro­nie gra­nic wschod­nich przed najaz­dem osmań­skim niż na kam­pa­nii mor­skiej.

Z dru­giej strony, turec­kie pod­boje miały bez wąt­pie­nia sty­mu­lu­jący wpływ na wło­skich uczo­nych. Już wcze­śniej stu­dia nad języ­kiem grec­kim cie­szyły się żywym zain­te­re­so­wa­niem w krę­gach uczo­nych, a Ita­lia zaofe­ro­wała schro­nie­nie grec­ko­ję­zycz­nym uchodź­com, takim jak Jan Argy­ro­po­ulos, który objął kate­drę łaciny i greki na uni­wer­sy­te­cie flo­renc­kim w 1456 roku. Argy­ro­po­ulos już wcze­śniej spę­dził jakiś czas w Ita­lii pod­czas soboru flo­renc­kiego (w 1439 roku, gdy dys­ku­to­wano nad zjed­no­cze­niem Kościo­łów wschod­niego i zachod­niego), i w Padwie, lecz teraz pół­wy­sep stał się jego domem. Otrzy­mał oby­wa­tel­stwo Flo­ren­cji w 1466 roku, ale dłuż­sze okresy spę­dzał rów­nież w Rzy­mie37. Więk­szość uczo­nych uchodź­ców z cesar­stwa bizan­tyj­skiego zna­la­zła zatrud­nie­nie przy kopio­wa­niu manu­skryp­tów lub jako agenci dostar­cza­jący tek­sty do biblio­tek zamoż­nych huma­ni­stów38. Prze­kłady grec­kich dzieł nauko­wych miały wpływ na Kolumba, w któ­rego zapi­skach znaj­du­jemy odnie­sie­nia do prac sta­ro­żyt­nego grec­kiego geo­grafa Stra­bona (64/63 p.n.e – 24 n.e.)39.

W obli­czu zagro­że­nia zewnętrz­nego przez kolejne czter­dzie­ści lat na pół­wy­spie wło­skim pano­wał sto­sun­kowy, jeśli nie abso­lutny, pokój. Był to czas odro­dze­nia i odnowy Kościoła oraz poli­tycz­nej sta­bil­no­ści, która pozwo­liła kup­com na kapi­ta­li­zo­wa­nie poło­że­nia geo­gra­ficz­nego Ita­lii na skrzy­żo­wa­niu szla­ków śród­ziem­no­mor­skich. Była to środ­kowa faza rene­sansu w sztu­kach wizu­al­nych: twór­czo­ści San­dra Bot­ti­cel­lego we Flo­ren­cji, fre­sków Andrei Man­te­gni w Camera degli Sposi w Man­tui i restau­ra­cji kaplicy Syk­styń­skiej (jej malo­wi­dła ścienne zostały ukoń­czone w 1482 roku). Było to następ­stwo prac wcze­śniej­szych mala­rzy, w tym Giotta (1267–1337), któ­rych inno­wa­cyj­ność obej­mo­wała roz­wój bar­dziej reali­stycz­nych postaci, nacisk na obser­wa­cję, prze­ka­zy­wa­nie emo­cji oraz dosko­na­le­nie tech­nik, takich jak skró­cona per­spek­tywa, by oddać wra­że­nie głębi.

Roz­kwit arty­styczny rene­sansu bazo­wał na roz­woju eko­no­micz­nym Ita­lii, a w szcze­gól­no­ści rosną­cych docho­dach, które miała do dys­po­zy­cji nowa, zamożna klasa kupiecka. Dużo deba­tuje się nad tym, jak osza­co­wać wyniki eko­no­miczne w kra­jach Ita­lii pod koniec XV i w XVI wieku. W roku 1300 Ita­lia była naj­bar­dziej roz­wi­nię­tym gospo­dar­czo tere­nem w Euro­pie, sły­ną­cym z dużej liczby miast i mia­ste­czek. Jed­nakże od 1500 roku, choć w war­to­ściach bez­względ­nych pań­stwa pół­wy­spu na­dal noto­wały postęp eko­no­miczny, ich wzrost nie mógł się rów­nać z bar­dziej dyna­micz­nymi regio­nami Europy (począt­kowo Flan­dria, Nad­re­nia i Kasty­lia, potem Anglia i Nider­landy). Poza wpły­wem, jaki miała wojna, czyn­ni­kiem odgry­wa­ją­cym ważną rolę był podział poli­tyczny Ita­lii: nie było oczy­wi­stych powo­dów, dla któ­rych pań­stwa na pół­wy­spie mia­łyby współ­pra­co­wać ze sobą, gdy więk­sze moż­li­wo­ści dawała współ­praca z mocar­stwami cudzo­ziem­skimi. Zjed­no­cze­nie Ita­lii miało nastą­pić dopiero za trzy i pół stu­le­cia40.

Ita­lia sta­no­wiła pat­chwork reżi­mów poli­tycz­nych, a sze­rzej zakro­jone zma­ga­nia potęg euro­pej­skich o pano­wa­nie nad tym tery­to­rium nie były niczym nowym. Na połu­dniu Kró­le­stwem Neapolu rzą­dziła linia ksią­żąt z Ara­go­nii w pół­nocno-wschod­niej Hisz­pa­nii. Od 1268 do 1435 roku pań­stwo pozo­sta­wało pod kon­trolą Ande­ga­we­nów (dyna­stii spo­krew­nio­nej z kró­lami Fran­cji), któ­rych rosz­cze­nia do Neapolu zyskały na waż­no­ści, gdy w latach dzie­więć­dzie­sią­tych XV wieku zaczęły się wojny wło­skie. Jed­nakże ostat­nia z wład­ców ande­ga­weń­skich, kró­lowa Joanna (rzą­dziła w latach 1414–1435), skon­flik­to­wała się z baro­nami kró­le­stwa i adop­to­wała Alfonsa V Ara­goń­skiego jako swo­jego dzie­dzica (dekadę póź­niej anu­lo­wała adop­cję, gdy z kolei oni się pokłó­cili). To jed­nak nie prze­szko­dziło Alfon­sowi wysu­wać rosz­czeń do wła­dzy kró­lew­skiej po jej śmierci. Jego rywa­lem był René Ande­ga­weń­ski, lecz mimo popar­cia papieża i innych państw Ita­lii, nie wspo­mi­na­jąc o czę­ści lokal­nych baro­nów, jego sta­ra­nia speł­zły na niczym, gdyż do 1438 roku był więź­niem księ­cia Bur­gun­dii. Flota Alfonsa została, co prawda, poko­nana przez genu­eń­czy­ków, han­dlo­wych rywali Neapolu i Ara­go­nii, na tere­nie Morza Śród­ziem­nego, lecz dzięki spryt­nemu ukła­dowi z Medio­la­nem prze­ciwko Fran­cu­zom, w 1442 roku zapew­nił on sobie wła­dzę w Neapolu. Jako król Alfons w następ­nym roku trium­fal­nie wkro­czył do mia­sta. Wysła­wiał go flo­rencki pisarz Vespa­siano da Bisticci, który opi­sy­wał „jego nad­zwy­czajne współ­czu­cie i szla­chet­ność połą­czone z nie­zwy­kłą hoj­no­ścią” oraz „uczci­wość i spra­wie­dli­wość, z któ­rymi trak­to­wał wszyst­kich swo­ich pod­da­nych, zarówno tych małych, jak i wiel­kich”41. Uwa­żano go za poboż­nego i stał się znany jako Alfons Wspa­nia­ło­myślny. W chwili jego śmierci, w 1458 roku, rządy były sta­ran­nie zabez­pie­czone dzięki roz­sąd­nemu dele­go­wa­niu wła­dzy w ręce baro­nów (któ­rzy lubili wła­dzę) i ukła­dom dyplo­ma­tycz­nym, gwa­ran­tu­ją­cym uzna­nie przez papieża42. Jed­nak było to tylko odło­że­nie pro­ble­mów w cza­sie. Był raczej zmienny w zawie­ra­niu zagra­nicz­nych soju­szy, a prze­ku­pu­jąc baro­nów, wypo­sa­żył ich jed­no­cze­śnie w środki, dzięki któ­rym mogli rzu­cić wyzwa­nie jego następcy, kró­lowi Fer­dy­nan­dowi I, zwa­nemu Fer­rante.

Po począt­ko­wych nie­sna­skach z papie­żem, doty­czą­cych legi­ty­mi­za­cji jego pano­wa­nia, Fer­rante został uznany przez Piusa II jako król Neapolu i Jero­zo­limy (ten drugi tytuł był relik­tem zdo­by­cia mia­sta przez krzy­żow­ców w XI wieku). Po sze­ściu latach kon­fliktu z grupą neapo­li­tań­skich baro­nów, któ­rzy popie­rali jego rywala do wła­dzy, Jana Ande­ga­weń­skiego (wcią­gnąw­szy w to Medio­lan, Pań­stwo Kościelne, Ara­go­nię i Alba­nię), umoc­nił swoją wła­dzę. W trak­cie swo­jego pano­wa­nia (1458–1494) stwo­rzył w mie­ście wspa­niały dwór, który stał się domem poetów i arty­stów, cho­ciaż ni­gdy nie zdo­był repu­ta­cji mece­nasa kul­tury, jak Waw­rzy­niec Wspa­niały czy Iza­bela d’Este43. Być może dla­tego, że z wcze­śniej­szych okre­sów prze­trwało w Neapolu nie­wiele budowli, a współ­cze­śnie zwie­dza­jący oglą­dają w mie­ście baro­kowe pałace, jadą do ruin Pom­pe­jów albo na pocz­tów­kowe wybrzeże Amalfi. Nie­mniej jed­nak za cza­sów Fer­dy­nanda I powstał wystawny dwór rene­san­sowy, a do pro­mi­nent­nych oby­wa­teli Neapolu zali­czał się huma­ni­sta Lorenzo Valla, jeden z dema­ska­to­rów dona­cji Kon­stan­tyna. W nie mniej­szym stop­niu niż Flo­ren­cja czy Wene­cja Neapol rów­nież wydał „ludzi rene­sansu” – nale­żał do nich cho­ciażby główny mini­ster Fer­rante Gio­vanni Gio­viano Pon­tano, upa­mięt­niony na fre­skach w apar­ta­men­tach Bor­giów, który poza pia­sto­wa­niem sta­no­wisk poli­tycz­nych był rów­nież uzna­nym poetą i uczo­nym44.

Fer­rante prze­trwał pro­blemy, któ­rych przy­spa­rzali mu pre­ten­denci do tronu, i roz­sze­rzył zakres przy­wi­le­jów dla innych miast Kró­le­stwa, by zapew­nić baro­nom alter­na­tywne zaple­cze wła­dzy45. W 1471 roku warunki natu­ralne i histo­ria Neapolu prze­ma­wiały za jego wyż­szo­ścią nad innymi mia­stami: miał góry, rów­niny, morze i wody słod­kie, a do tego wspa­niałe mury obronne, ulice, budowle, świą­ty­nie i fon­tanny46. Papież był zwierzch­ni­kiem Neapolu, a Fer­rante był mu winien try­but, który w zależ­no­ści od sytu­acji poli­tycz­nej mógł być znaczny lub sym­bo­liczny, więc król zabez­pie­czył swoje inte­resy w Rzy­mie poprzez zaofe­ro­wa­nie kon­traktu na dostar­cza­nie oddzia­łów najem­nych (con­dotta) wybra­nym rzym­skim baro­nom, co ozna­czało, że przy­naj­mniej przez czas trwa­nia kon­traktu mógł je wyko­rzy­sty­wać jako stra­szak na papieży47.

Fer­rante zyskał sobie opi­nię bru­tal­nego władcy. W reak­cji na spi­sek baro­nów w 1485 roku roz­ka­zał aresz­to­wać jego uczest­ni­ków pod­czas wesela w Castel Nuovo, a następ­nie zamor­do­wać ich w wię­zie­niu. Nie­za­leż­nie od tego, czy prawdą jest, że kazał zabal­sa­mo­wać ich ciała i wysta­wić na widok publiczny, współ­cze­śni z pew­no­ścią uwa­żali go za łaj­daka. Phi­lippe de Com­my­nes zauwa­żył, że „żaden czło­wiek nie był tak okrutny” jak Alfons II, syn Fer­rante, „ani bar­dziej nik­czemny, występny i podły”, lecz sam Fer­rante był o wiele bar­dziej nie­bez­pieczny48.

Gdy król Fer­rante zakła­dał dyna­stię, jego sąsie­dzi z pół­nocy, papieże, po dzie­się­cio­le­ciach schi­zmy wzno­wili kam­pa­nię odnowy zarówno mia­sta Rzymu, jak i Kościoła, któ­rej celem było przy­wró­ce­nie należ­nej im chwały49. Pod koniec XV wieku Rzym sta­wał się coraz bar­dziej euro­pej­skim cen­trum. Przed­sta­wi­ciele wład­ców kato­lic­kich miesz­kali tu i pra­co­wali, zaj­mu­jąc się spra­wami Kościoła oraz pia­stu­jąc urzędy świec­kie. Papież z początku sprze­ci­wiał się zakła­da­niu sta­łych amba­sad, lecz stop­niowo pogo­dził się z nimi, tak że na prze­ło­mie XV i XVI wieku Rzym w spo­sób oczy­wi­sty stał się naj­waż­niej­szym dyplo­ma­tycz­nym ośrod­kiem Europy, przy­cią­ga­jąc amba­sadorów kra­jów Zachodu i Wschodu, od Moskwy po Etio­pię. Papież musiał zma­gać się rów­nież z pro­ble­mami wewnętrz­nymi, nie tylko natury reli­gij­nej. Jako władca jed­nego z pię­ciu naj­więk­szych państw wło­skich posia­dał zie­mie przy­no­szące mu dochody, lecz czy­niło go to także świec­kim władcą ze wszyst­kimi wyzwa­niami, które stały przed rzą­dzą­cymi: koniecz­no­ścią utrzy­ma­nia porządku spo­łecz­nego, sku­tecz­nego egze­kwo­wa­nia podat­ków, a w razie potrzeby zacią­ga­nia armii do obrony wła­snego tery­to­rium. W tym sen­sie był monar­chą bar­dzo podob­nym do wład­ców Medio­lanu i Neapolu. Co wię­cej, z wyjąt­kiem papieża Kalik­sta III (pon­ty­fi­kat w latach 1455–1458), Ara­goń­czyka, pięt­na­sto­wieczni papieże pocho­dzili z Ita­lii, a ich wybór był kwe­stią lokal­nego poli­ty­kier­stwa. Po następcy Kalik­sta, Piu­sie II, nastał Paweł II (Pie­tro Barbo), Wene­cja­nin, potem Syk­stus IV (Fran­ce­sco della Rovere) z Ligu­rii oraz Inno­centy VIII (Gio­vanni Bat­ti­sta Cybo) z Genui. Stron­nic­twa w kurii (czyli na dwo­rze papie­skim) były płynne, lecz pano­wała skłon­ność do wcho­dze­nia w układy z tym czy innym cudzo­ziem­skim mocar­stwem – albo Fran­cją, albo Świę­tym Cesar­stwem Rzym­skim. W samym Rzy­mie waż­nymi gra­czami były dwie potężne rodziny: Orsi­nich i Colon­nów. W ciągu XV stu­le­cia kuria w coraz więk­szym stop­niu zdo­mi­no­wana była przez rody wło­skie i coraz bar­dziej ary­sto­kra­tyczna, gdy pań­stwa Ita­lii zapew­niały sobie w niej przed­sta­wi­cieli50. Ród Gon­za­gów, wład­ców Man­tui, uzy­skał dla jed­nego ze swych synów nomi­na­cję kar­dy­nal­ską w 1461 roku, podob­nie jak ród Este z Fer­rary w 1493. Zwy­czaj zapew­nia­nia sta­no­wisk w Kole­gium Kar­dy­nal­skim oso­bom pocho­dzą­cym spoza Ita­lii raczej stra­cił na sile, zastą­piony nową modą: mia­no­wa­niem papie­skich sio­strzeń­ców lub bra­tan­ków, znaną jako nepo­tyzm (od wło­skiego słowa nepote ozna­cza­ją­cego sio­strzeńca, bra­tanka lub wnuka).

Wybi­ja­jące się rodziny spoza ary­sto­kra­cji rów­nież szu­kały moż­li­wo­ści zapew­nie­nia sta­no­wisk w kurii swoim synom i alian­sów mał­żeń­skich z rodziną papie­ską dla swo­ich córek. Wśród nich naj­wy­bit­niejsi byli Medy­ce­usze, któ­rzy trzy poko­le­nia wcze­śniej zbu­do­wali swoją for­tunę jako papie­scy ban­kie­rzy. Zało­ży­ciel rodu, Jan Medy­ce­usz (Gio­vanni di Bicci de’ Medici), stwo­rzył fun­da­ment rodzin­nej potęgi we Flo­ren­cji dzięki pie­nią­dzom z han­dlu wełną i ban­ko­wo­ści, choć rodzina czę­sto sta­wała w obli­czu wyzwań. W 1433 roku dzięki wybie­gom poli­tycz­nym ich prze­ciw­ni­kom udało się dopro­wa­dzić do krót­kiego wygna­nia syna Jana, Kosmy Star­szego (Cosimo), lecz wkrótce Medy­ce­usze umoc­nili swoją pozy­cję pierw­szego rodu repu­bliki (jed­nak nie jako dzie­dziczni władcy). W 1440 roku Flo­ren­cja poko­nała Medio­lan w bitwie pod Anghiari, iko­nicz­nym zwy­cię­stwie, które potwier­dziło potęgę mia­sta-pań­stwa.

Bycie ban­kie­rem papieża – lub rodziny kró­lew­skiej – mogło przy­nieść bogac­two, jed­nak rola ta była obar­czona rów­nież znacz­nym ryzy­kiem. W 1478 roku pra­wnuk Gio­van­niego, Waw­rzy­niec Wspa­niały, poróż­nił się z papie­żem Syk­stu­sem IV. W tym cza­sie Medy­ce­usze i ich zwo­len­nicy w coraz więk­szym stop­niu pole­gali na swo­jej pozy­cji wło­da­rzy mia­sta, gdyż ich ban­kowa for­tuna pod­upa­dła. W odpo­wie­dzi wzmoc­nili kon­trolę nad insty­tu­cjami miej­skimi. Usta­no­wili spe­cjalne komi­sje wery­fi­ku­jące kan­dy­da­tów do obję­cia urzę­dów i wyko­rzy­sty­wali sytu­acje kry­zy­sowe do two­rze­nia struk­tur, które funk­cjo­no­wały poza nor­mal­nymi regu­łami – w ten spo­sób mogli powie­rzać spra­wo­wa­nie wła­dzy sieci sprzy­mie­rzeń­ców i sto­so­wać coraz bar­dziej dwu­znaczne tak­tyki selek­cji kan­dy­da­tów, ile­kroć zbli­żały się wybory.

Medy­ce­usze mieli wielu prze­ciw­ni­ków: od kon­ku­ru­ją­cych z nimi oli­gar­chów, któ­rzy pra­gnęli zająć ich miej­sce u steru poli­tyki flo­renc­kiej, po klasy niskie. Nic więc dziw­nego, że w tym cza­sie ich opo­nenci, wśród któ­rych prym wiódł ród Paz­zich, pró­bo­wali oba­lić reżim, ucie­ka­jąc się do spi­sku i mor­der­stwa. Cie­szyli się popar­ciem papieża Syk­stusa IV, który pozo­sta­wał w kon­flik­cie z Medy­ce­uszami od czasu histo­rii z zaku­pem mia­sta Imola. Jed­nak mimo iż spi­skow­com udało się zamor­do­wać Juliana (Giu­liano de’ Medici), brata Waw­rzyńca, pod­czas mszy we flo­renc­kiej kate­drze, ich nadzieje na zabi­cie rów­nież Waw­rzyńca speł­zły na niczym. Syk­stus liczył na to, że spi­sek Paz­zich zaowo­cuje ata­kiem Neapolu na Flo­ren­cję. Jed­nakże Waw­rzy­niec uda­rem­nił to efek­tow­nym poka­zem dyplo­ma­cji: poże­glo­wał do Neapolu i prze­ko­nał króla Fer­rante, by tego nie robił. Flo­ren­cja i Neapol weszły w trwa­jący kilka lat sojusz poli­tyczny, a Waw­rzy­niec, szu­ka­jąc repre­zen­tanta w Rzy­mie, zawarł soju­sze rów­nież z innymi rodami panu­ją­cymi w Ita­lii, zapew­nia­jąc swo­jemu synowi Janowi Medy­ce­uszowi kape­lusz kar­dy­nal­ski. Jan, który jako trzy­na­sto­la­tek był znacz­nie poni­żej wieku kano­nicz­nego upraw­nia­ją­cego do takiej nomi­na­cji, w przy­szło­ści miał zostać papie­żem Leonem X.

Ród Sfo­rzów z Medio­lanu, kolejna wybi­ja­jąca się dyna­stia, rów­nież miał swo­jego kar­dy­nała51: Asca­nio Sfo­rza został nim mia­no­wany w 1484 roku. Był bra­tem Gale­azza Marii Sfo­rzy, księ­cia Medio­lanu, zamor­do­wa­nego (w wieku lat trzy­dzie­stu dwóch) w 1476 roku, co praw­do­po­dob­nie zain­spi­ro­wało spi­sek Paz­zich we Flo­ren­cji. Pań­stwa dyna­styczne miały się bar­dzo dobrze, lecz dyna­stie były szcze­gól­nie wraż­liwe na śmier­tel­ność swo­ich wład­ców. Gdy Asca­nio otrzy­my­wał kape­lusz, księ­stwem wła­dał jego nasto­letni bra­ta­nek Gian Gale­azzo, w któ­rego imie­niu, jako regent, rzą­dził brat kar­dy­nała Ludwik Sfo­rza (Ludo­vico il Moro). Według słów szes­na­sto­wiecz­nego flo­renc­kiego histo­ryka Fran­ce­sca Guic­ciar­di­niego Ludwik był czło­wie­kiem „nie­spo­koj­nym i ambit­nym”, a dzie­sięć lat póź­niej układ ten miał prze­ro­dzić się w kon­flikt52.

Obok pię­ciu dużych państw w Ita­lii ist­niało wiele mniej­szych: mar­ki­zaty Man­tui i Mon­fer­rato, księ­stwa Fer­rary i Urbino, repu­bliki, takie jak Genua, i toskań­skie mia­sta-pań­stwa Siena i Lukka. Jak uka­zują medio­lań­skie zastrze­że­nia do koro­na­cji Fry­de­ryka, rela­cje pomię­dzy tymi pań­stwami były zło­żone i czę­sto wro­gie. Więk­szość histo­ry­ków obec­nie odnosi się scep­tycz­nie do stwier­dze­nia Guic­ciar­di­niego, który napi­sał z per­spek­tywy czasu, że „Ita­lia ni­gdy nie cie­szyła się takim dobro­by­tem ani nie doświad­czyła tak korzyst­nej sytu­acji jak wtedy, gdy zna­la­zła bez­pieczną przy­stań w roku pań­skim 1490 i latach bez­po­śred­nio go poprze­dza­ją­cych i po nim nastę­pu­ją­cych”. Po nie­po­ko­jach we Flo­ren­cji w 1478 roku i spi­sku Paz­zich nastą­piła inwa­zja osmań­ska w 1480 roku (patrz roz­dział trzeci) i wojna solna w latach 1482–1484, kon­flikt mię­dzy Pań­stwem Kościel­nym, wspie­ra­nym przez Wene­cję, a księ­stwem Fer­rary. Guic­ciar­dini był flo­renc­kim mężem stanu, który słu­żył rów­nież w admi­ni­stra­cji papie­skiej, a także jed­nym z naj­waż­niej­szych histo­ry­ków wcze­snych wojen wło­skich. Jego opty­mi­styczne spoj­rze­nie na XV stu­le­cie i Wło­chów, któ­rzy „zasłu­że­nie cie­szyli się naj­zna­ko­mit­szą repu­ta­cją wśród wszyst­kich innych naro­dów”, służy tylko pod­kre­śle­niu upadku, który nastą­pił w kolej­nych latach53. Nie­mniej jed­nak obraz ten prze­trwał i można śmiało stwier­dzić, że kon­flikty w XV wieku były sto­sun­kowo nie­wiel­kie w porów­na­niu z tymi, które miały nadejść.

Roz­dział drugi. Za Alpami

Roz­dział drugi

ZA ALPAMI

Guic­ciar­dini mówi w swo­jej histo­rii o „Ita­lii”, co jest zaska­ku­jące, bio­rąc pod uwagę, że Włosi jako naród nie byli zjed­no­czeni aż do końca XIX wieku. Miesz­kańcy pół­wy­spu z pew­no­ścią mocno iden­ty­fi­ko­wali się ze swo­imi rodzin­nymi wsiami, mia­stecz­kami lub mia­stami: do dziś znane jest to jako cam­pa­ni­li­smo, czyli wier­ność lokal­nej dzwon­nicy. Lecz w kon­tek­ście wojen wło­skich z XVI wieku i w kate­go­riach, które mogli­by­śmy okre­ślić jako „cha­rak­ter naro­dowy”, w lite­ra­tu­rze i listach z tego okresu czę­sto poja­wiają się wzmianki o Wło­chach (podob­nie jak o Niem­cach, któ­rzy rów­nież aż do XIX wieku nie two­rzyli zjed­no­czo­nego poli­tycz­nie narodu). Jeśli miało to słu­żyć potwier­dze­niu toż­sa­mo­ści, miało wymiar zarówno nega­tywny, jak i pozy­tywny: poma­gało odróż­niać miesz­kań­ców pół­wy­spu wło­skiego od bar­ba­rzyń­ców z pół­nocy, zna­nych jako ultra­mon­tani, czyli „ci zza gór”.

Oczy­wi­ście wielu miesz­kań­ców Ita­lii zapusz­czało się za góry. Jeden z naj­bar­dziej zna­nych por­tre­tów pięt­na­sto­wiecz­nego Wło­cha nie powstał w Ita­lii, lecz we Flan­drii. Uka­zuje Gio­van­niego Arnol­fi­niego, kupca z Lukki miesz­ka­ją­cego w Bru­gii, i Gio­vannę Cenami, jego żonę, sto­ją­cych w kosz­tow­nie ume­blo­wa­nej kom­na­cie, wita­ją­cych gości, któ­rych odbi­cie możemy dostrzec w wiszą­cym za nimi zwier­cia­dle. Arty­sta Jan van Eyck (ok. 1390–1441) był nadwor­nym mala­rzem Filipa Dobrego, księ­cia Bur­gun­dii. Por­tret Arnol­fi­nich jest bar­dzo wcze­snym przy­kła­dem euro­pej­skiego malar­stwa olej­nego (więk­szość obra­zów z tego okresu była malo­wana tem­perą), jak rów­nież wcze­snym przy­kła­dem por­tretu świec­kiego; wyróż­nia go wyraźny pod­pis arty­sty, który zapew­nia bez­sporną atry­bu­cję dzieła. Prze­zna­cze­niem autora było więc unik­nię­cie przy­domku „mistrz por­tretu Arnol­fi­nich”, jak to bywało w przy­padku mala­rzy dzia­ła­ją­cych przed nim: van Eyck miał być zapa­mię­tany z nazwi­ska. Jego odbi­cie być może widzimy w zwier­cia­dle, które, podob­nie jak wspa­niały kan­de­labr, pozwala mala­rzowi na grę odbi­ciami świa­tła pada­ją­cego z okna (samo szkło jest świa­dec­twem zamoż­no­ści pary). Kosz­towna, przy­brana futrem szata Arnol­fi­niego, cze­piec z cen­nych koro­nek na gło­wie jego żony, złoty naszyj­nik i wspa­niała czer­wona kotara bal­da­chimu, jej udra­po­wa­nie i detale ocie­kają nie tylko inno­wa­cją arty­styczną, ale rów­nież kupiecką dumą.

Lukka, rodzinne mia­sto Arnol­fi­nich, leży około osiem­dzie­się­ciu kilo­me­trów na zachód od Flo­ren­cji. Była nie­pod­le­głym mia­stem-pań­stwem, które miało wła­sny rząd i pro­wa­dziło odrębną poli­tykę; w chwili ukoń­cze­nia obrazu, w 1434 roku, jej oby­wa­tele bez wąt­pie­nia usły­szeli już wie­ści o nie­po­ko­jach, jakim musiała sta­wić czoła ich więk­sza sąsiadka, gdy Medy­ce­usze wal­czyli o wła­dzę w mie­ście. Gio­vanni i Gio­vanna byli jed­nak o setki kilo­me­trów stam­tąd, a ich rodziny miały usta­loną pozy­cję w Bru­gii; Cenami miesz­kali tam od pół­wie­cza. Odgry­wali istotną rolę w lokal­nej sieci Luk­kań­czy­ków: cudzo­ziem­scy kupcy roz­rzu­ceni po Euro­pie w tym okre­sie orga­ni­zo­wali się w „nacje” – spo­łecz­no­ści, które nego­cjo­wały zbio­rowo z gosz­czą­cymi je mia­stami swoje obo­wiązki i przy­wi­leje. Ich krewni w Lukce pia­sto­wali wyso­kie urzędy: Gio­vanni od strony matki był spo­krew­niony z Guni­gimi, rodem wła­da­ją­cym Lukką. Dziad­ko­wie obojga z nich peł­nili pre­sti­żowy urząd miej­skiego gon­fa­lo­niera (cho­rą­żego) spra­wie­dli­wo­ści. W Bru­gii kupcy ci han­dlo­wali wszel­kimi towa­rami: od guzi­ków i wstą­żek, tanich i dostęp­nych dla sze­ro­kich krę­gów spo­łecz­nych, po luk­su­sowe złoto- i srebr­no­gło­wie, aksa­mity, futra i satyny oraz pożą­dane impor­to­wane pro­dukty spo­żyw­cze, takie jak mig­dały, poma­rań­cze czy imbir.

Krewni Gio­vanny byli ban­kie­rami w Paryżu, Antwer­pii i Bru­gii. Zanim Medy­ce­usze otwo­rzyli w Bru­gii oddział wła­snego banku w 1436 roku, miej­scowi kupcy powie­rzali pro­wa­dze­nie swo­ich spraw ban­kie­rom luk­kań­skim. Histo­rycy sztuki spe­ku­lują nad sym­bo­liką zie­lo­nej sukni Gio­vanny w odnie­sie­niu do ban­ko­wo­ści: zie­lo­nym suk­nem pokry­wano stoły uży­wane w ban­kach (słowo bank pocho­dzi od wło­skiego banco, ozna­cza­ją­cego stra­gan lub ławkę, mebel, na któ­rym ban­kie­rzy pro­wa­dzili inte­resy na targu lub ulicy)54. W deka­dach po powsta­niu por­tretu Gio­vanni Arnol­fini został głów­nym dostawcą jedwabi na dwór bur­gundzki55.

Na obra­zie widać rów­nież świa­dec­twa kon­tak­tów han­dlo­wych z kra­jami spoza Europy – można na przy­kład dostrzec turecki dywan, towar modny w Ita­lii w XV wieku, zwy­kle impor­to­wany z impe­rium osmań­skiego. W nie­któ­rych dzi­siej­szych zachod­nich muze­ach na­dal ist­nieje zwy­czaj kla­sy­fi­ko­wa­nia turec­kich dywa­nów nie na pod­sta­wie ich pocho­dze­nia, lecz na pod­sta­wie nazwisk arty­stów, któ­rzy je przed­sta­wiali56 – sława mala­rzy prze­biła toż­sa­mość rze­mieśl­ni­ków, któ­rzy wytwa­rzali tka­niny, co świad­czy przede wszyst­kim o ten­den­cyj­no­ści w kolek­cjo­no­wa­niu i kla­sy­fi­ko­wa­niu sztuki.

Krótko mówiąc, por­tret Arnol­fi­nich to nie tylko obraz pełen arty­stycz­nych cudów, lecz opo­wieść o sieci kup­ców obej­mu­ją­cej cały kon­ty­nent, taj­ni­kach han­dlu, rodzi­nach ode­rwa­nych od korzeni i istot­no­ści alian­sów mał­żeń­skich wśród elit wło­skich. Histo­ria Ita­lii w XV wieku nie doty­czy tylko pół­wy­spu wło­skiego, lecz roz­ciąga się na całą Europę i poza nią.

Dzieje obrazu są rów­nież poucza­jące: tra­fił do kolek­cji wiel­kiej damy z rodu Habs­bur­gów, Mał­go­rzaty Austriaczki (1480–1530), a następ­nie prze­szedł na wła­sność Marii Węgier­skiej (1505–1558)57. Obie kobiety miały swoje dwory na tere­nie Nider­lan­dów, gdzie w XV wieku małe pań­stewko bur­gundz­kie (w któ­rego skład wcho­dziły czę­ściowo tereny obec­nej Bel­gii, Nider­lan­dów, Luk­sem­burga, Nie­miec i Fran­cji) wyro­sło na przy­cią­ga­jące cen­trum kul­tu­ralne. Co wię­cej, roz­wi­nął się tu cha­rak­te­ry­styczny styl pół­noc­nego rene­sansu, któ­rego pierw­szo­pla­no­wymi arty­stami, oprócz van Eycka, byli: współ­cze­sny mu Rogier van der Wey­den, a potem rów­nież Hie­ro­nim Bosch i Pie­ter Bru­egel Star­szy. Ich styl róż­nił się pod wzglę­dem arty­stycz­nym od rene­san­so­wych wzor­ców, które powstały w Ita­lii, lecz był rów­nie inno­wa­cyjny, Ita­lia z pew­no­ścią nie sta­no­wiła jedy­nego źró­dła wpły­wów kul­tu­ral­nych w tym cza­sie. Dwór bur­gundzki był waż­nym źró­dłem idei rycer­sko­ści, metod pro­wa­dze­nia wojny i mece­natu ksią­żę­cego, a wojny wło­skie stały się czymś w rodzaju tygla, w któ­rym jego kul­tura pół­noc­nej i zachod­niej Europy mie­szała się z kul­turą pół­wy­spu58. Święty cesarz rzym­ski Karol V, który doszedł do wła­dzy w 1519 roku i miał stać się jed­nym z wiel­kich pro­ta­go­ni­stów tych wojen, sam wywo­dził się z ksią­żąt bur­gundz­kich. Przy­wy­kło się sądzić, że to trendy wło­skiego rene­sansu roz­po­wszech­niły się w pozo­sta­łej czę­ści Europy – i tak było – lecz rów­nież do Ita­lii tra­fiały idee z innych kra­jów. Fla­mandzcy muzycy, na przy­kład, byli bar­dzo pożą­dani na wło­skich dwo­rach.

W tym cza­sie Osma­no­wie zajęli Kon­stan­ty­no­pol, a wojna stu­let­nia mię­dzy Anglią i Fran­cją dobie­gła kresu. Fran­cja zwy­cię­żyła: Anglia utra­ciła wiel­kie frag­menty swo­jego fran­cu­skiego tery­to­rium i pozo­stał jej jedy­nie skra­wek posia­dło­ści kon­ty­nen­tal­nych w postaci Calais. Kon­flikt mię­dzy domami Yor­ków i Lan­ca­ste­rów, który prze­ro­dził się w wojnę Dwóch Róż, zna­lazł swoje zakoń­cze­nie dopiero po doj­ściu do wła­dzy Hen­ryka Tudora w 1485 roku. Nowy król Hen­ryk VII upew­nił się, że papież Inno­centy VIII uzna jego pre­ten­sje do tronu, wysy­ła­jąc w tym celu do Rzymu spe­cjal­nego amba­sa­dora. W 1492 roku Hen­ryk i Karol VIII, król Fran­cji, pod­pi­sali trak­tat z Étaples, w któ­rym fran­cu­ski monar­cha zgo­dził się zakoń­czyć swoje wspar­cie dla Per­kina War­becka, pre­ten­denta do angiel­skiego tronu, oraz wypła­cić Anglii hojne odszko­do­wa­nie w zamian za obiet­nicę, iż Hen­ryk nie zaata­kuje Fran­cji59. Dwór angiel­ski pozo­sta­wał w więk­szym stop­niu pod wpły­wem tren­dów bur­gundz­kich niż wło­skich, ale to tu wła­śnie w XV wieku poja­wił się pierw­szy zna­czący patron huma­ni­stów w oso­bie Hum­ph­reya Lan­ca­stera, księ­cia Glo­uce­ster (1390–1447). Dzięki zna­jo­mo­ści z wło­skim bisku­pem Bay­eux, Zano Casti­glio­nem, tenże książę Hum­ph­rey kore­spon­do­wał z lumi­na­rzami wło­skiego rene­sansu, w tym z Leonar­dem Bruni, kanc­le­rzem Flo­ren­cji. Dziś księ­cia Hum­ph­reya upa­mięt­nia biblio­teka jego imie­nia w Oks­for­dzie.

Pierwsi władcy z dyna­stii Tudo­rów rów­nież pro­wa­dzili kon­takty kul­tu­ralne i han­dlowe z Ita­lią. Sar­ko­fag Hen­ryka VII został wykuty przez Flo­rent­czyka Pie­tro Tor­ri­giano, a znaczna liczba angiel­skich stu­den­tów uczyła się na wło­skich uni­wer­sy­te­tach, zwłasz­cza w Padwie: choć ich liczba spa­dła po zerwa­niu z Rzy­mem doko­na­nym przez Hen­ryka VIII, sytu­acja popra­wiła się jesz­cze przed wstą­pie­niem na tron jego córki, kato­liczki Marii, i kon­takty trwały na­dal, choć na mniej­szą skalę, po obję­ciu wła­dzy przez jej sio­strę, pro­te­stantkę Elż­bietę60. Jeśli cho­dzi o wojny wło­skie, główne angiel­skie inter­wen­cje (poza oka­zjo­nal­nymi sub­sy­diami) pole­gały na inwa­zjach na pół­noc Fran­cji, co miało na celu odcią­gnię­cie oddzia­łów z pół­wy­spu.

Odrzu­ciw­szy angiel­skie rosz­cze­nia, w poło­wie XV wieku Fran­cja była naj­więk­szym pań­stwem w Euro­pie; jej władca w okre­sie tego triumfu, Karol VII, mógł słusz­nie nazwać się Zwy­cię­skim. W 1500 roku popu­la­cja tego kraju liczyła około 15 milio­nów ludzi, znacz­nie wię­cej niż 11 milio­nów, które miesz­kały w Ita­lii, i pra­wie cztery razy wię­cej niż 3,75 miliona w Anglii i Walii; dla porów­na­nia, lud­ność Hisz­pa­nii liczyła wów­czas 6,5 miliona. W 1461 roku Karola zastą­pił na tro­nie jego syn Ludwik XI, zwany Roz­waż­nym, który pano­wał do 1483 roku. Po śmierci Karola Śmia­łego, władcy Bur­gun­dii, w bitwie pod Nancy (1477) linia jego rodu wyga­sła, a Ludwik zaaran­żo­wał prze­ję­cie ziem bur­gundz­kich. Za rzą­dów jego spad­ko­biercy doszło do dal­szej kon­so­li­da­cji – poślu­bie­nie przez Karola VIII Anny Bre­toń­skiej (nie­ja­sna sprawa, gdyż była już zwią­zana kon­trak­tem ślub­nym ze świę­tym cesa­rzem rzym­skim) było kro­kiem na dro­dze do włą­cze­nia księ­stwa Bre­ta­nii do Fran­cji. Ale Karol, jak się okaże, miał zamiary zwią­zane z Ita­lią, zwłasz­cza z odno­wie­niem sta­rych fran­cu­skich pre­ten­sji do Kró­le­stwa Neapolu.

Hisz­pa­nia rów­nież się kon­so­li­do­wała: mał­żeń­stwo zawarte przez Fer­dy­nanda Ara­goń­skiego i Iza­belę Kasty­lij­ską w 1469 roku oraz powolne zjed­no­cze­nie ich kró­lestw, które po nim nastą­piło, roz­po­częło pro­ces for­mo­wa­nia kraju w jego dzi­siej­szej postaci. Iza­bela doszła do wła­dzy pomimo poważ­nych prze­szkód. Została pierw­sza w linii suk­ce­sji dopiero po śmierci naj­pierw swo­jego przy­rod­niego, a następ­nie rodzo­nego brata; nawet wtedy jej prawo do wła­dzy zakwe­stio­no­wała bra­ta­nica, Joanna la Bel­tra­neja, która miała uza­sad­nione rosz­cze­nia do tronu Kasty­lii. Iza­bela i jej zwo­len­nicy podali w wąt­pli­wość pra­wo­wi­tość pocho­dze­nia Joanny i – po dłu­giej kam­pa­nii – odnie­śli zwy­cię­stwo, zmu­sza­jąc ją do usu­nię­cia się do klasz­toru.

W 1478 roku, z popar­ciem papieża Syk­stusa IV, Iza­bela wpro­wa­dziła w Kasty­lii inkwi­zy­cję. Począt­kowo jej dzia­łal­ność sku­piała się na poszu­ki­wa­niu prze­ja­wów here­zji wśród anda­lu­zyj­skich kon­wer­sów (chrze­ści­jan nawró­co­nych z juda­izmu), lecz następ­nie sze­rzej zajęła się kwe­stiami naru­szeń moral­no­ści chrze­ści­jań­skiej61. W póź­niej­szych latach hisz­pań­ska inkwi­zy­cja sta­nie się syno­ni­mem prze­śla­do­wań, choć część jej repu­ta­cji można przy­pi­sać czar­nej legen­dzie Hisz­pa­nii (gło­szą­cej, iż Hisz­pa­nów cecho­wało wro­dzone okru­cień­stwo, co wią­zano z ich rze­ko­mymi nie­chrze­ści­jań­skimi korze­niami). Nie należy wysnu­wać z tego wnio­sku, iż Hisz­pa­nie byli gorsi niż któ­ry­kol­wiek inny naród62. Tym, co wyróż­niało Hisz­pa­nię na tle Europy, była histo­ryczna liczeb­ność jej nie­chrze­ści­jań­skiej popu­la­cji oraz spo­sób, w jaki kato­liccy władcy Fer­dy­nand i Iza­bela wcie­lili w życie aktywną poli­tykę chry­stia­ni­za­cji, dążąc do zjed­no­cze­nia kró­le­stwa. Wygna­nie Żydów w 1492 roku poprze­dzone było długą kam­pa­nią prze­ciwko żydow­skim wpły­wom w Hisz­pa­nii. Towa­rzy­szył jej inny pod­bój tery­to­rialny – regionu Gre­nady, naj­bar­dziej na połu­dnie wysu­nię­tej czę­ści Hisz­pa­nii. Eks­pan­sjo­nizm tery­to­rialny nie był w Euro­pie niczym nie­zwy­kłym, podob­nie jak zna­cze­nie chrze­ści­jań­stwa w ide­olo­gii pod­bo­jów (dobrym przy­kła­dem są tu kru­cjaty). W XVI wieku hisz­pań­scy władcy pod­bili rów­nież więk­szą część Nawarry, która leży przy gra­nicy z Fran­cją.

Sąsiadka Hisz­pa­nii, Por­tu­ga­lia, rów­nież budo­wała impe­rium. Przez więk­szość XV stu­le­cia dążyła do pod­boju Maroka; jej kupcy wypra­wiali się na Wyspy Kana­ryj­skie po nie­wol­ni­ków, w czym kon­ku­ro­wali z Kasty­lią. W obli­czu prze­wagi Kasty­lij­czy­ków Por­tu­gal­czycy zwró­cili swoje zain­te­re­so­wa­nie ku Made­rze i Azo­rom, które były nie­za­miesz­kałe, zakła­da­jąc tam kolo­nie, do któ­rych rol­nicy i rybacy migro­wali ochot­ni­czo, a nie­wol­nicy byli przy­mu­sowo wywo­żeni. Włosi, a zwłasz­cza Genu­eń­czycy, ode­grali ważną rolę w tej wcze­snej kolo­ni­za­cji63, któ­rej moty­wa­cją było pra­gnie­nie zna­le­zie­nia zarówno pracy, jak i źró­dła złota, które pozwo­li­łoby na unik­nię­cie han­dlu z kon­ku­ren­tami z Afryki Pół­noc­nej lub pła­ce­nia osmań­skim czy mame­luc­kim pośred­ni­kom (o tym poni­żej).

W latach pięć­dzie­sią­tych XV wieku por­tu­gal­scy odkrywcy zało­żyli pla­cówki han­dlowe w Afryce Zachod­niej i zdo­byli fak­tyczny mono­pol na han­del mor­ski nie­wol­ni­kami z Afryki. Prawo do nie­wo­le­nia nie­chrze­ści­jan dawała Por­tu­gal­czy­kom od 1440 roku bulla papie­ska Miko­łaja V64, która uspra­wie­dli­wiała ten pro­ce­der moż­li­wo­ścią nawró­ceń. Han­del nie­wol­ni­kami w base­nie Morza Śród­ziem­nego ist­niał od dawna, a główną rolę w impor­cie ludzi z por­tów Morza Czar­nego do Ita­lii odgry­wali kupcy genu­eń­scy. Eks­pan­sja por­tu­gal­ska jed­nakże poło­żyła pod­wa­liny pod coś, co w przy­szło­ści miało stać się trans­atlan­tyc­kim han­dlem nie­wol­ni­kami. Por­tu­gal­scy kupcy ruszyli rów­nież na wschód, okrą­ża­jąc Przy­lą­dek Dobrej Nadziei, a w 1498 roku dotarli na Ocean Indyj­ski. Tam, dzięki broni pal­nej, zostali domi­nu­jącą potęgą mor­ską; w 1509 roku pobili połą­czoną flotę mame­lucko-gudża­racką w bitwie pod Diu65. Por­tu­gal­czycy korzy­stali z tego, że po ostat­niej wypra­wie admi­rała Zheng He w 1433 roku Chiń­czycy zaprze­stali eks­plo­ra­cji i han­dlu na Oce­anie Indyj­skim i wschod­nim wybrzeżu Afryki. Prze­ciw­nicy stra­te­gii eks­pan­sjo­ni­zmu na chiń­skim dwo­rze byli tak zde­ter­mi­no­wani, że w 1525 roku rząd naka­zał znisz­cze­nie wszyst­kich jed­no­stek zdol­nych pły­wać po oce­anie.

Naj­słyn­niej­szym wło­skim podróż­ni­kiem, który dotarł do Chin, był Marco Polo (1254–1324), a rela­cja z jego podróży, Opi­sa­nie świata, dała Euro­pej­czy­kom nowy poziom wie­dzy na temat Chin. Naj­więk­szym na świe­cie pań­stwem, Chi­nami, od 1368 roku rzą­dziła dyna­stia Ming, za pośred­nic­twem scen­tra­li­zo­wa­nej admi­ni­stra­cji publicz­nej na skalę nie­znaną w Euro­pie. Chiń­skie towary podró­żo­wały do Ita­lii wzdłuż Jedwab­nego Szlaku, fak­tycz­nie kon­tro­lo­wa­nego przez impe­rium osmań­skie. Jedwab nie był jedy­nym dobrem, które nim prze­wo­żono – tam­tędy spro­wa­dzano rów­nież lapis-lazuli, inne kamie­nie szla­chetne i ręcz­nie tkane dywany, które tra­fiały do domostw takich, jak to Arnol­fi­nich.

Wpływ sztuki islam­skiej w szcze­gól­no­ści można dostrzec w archi­tek­tu­rze Wene­cji i barw­nej majo­lice pro­du­ko­wa­nej w Ita­lii, nie wspo­mi­na­jąc o licz­nych obra­zach przed­sta­wia­ją­cych świę­tych w płasz­czach z dro­gich impor­to­wa­nych tka­nin lub por­tre­tach, na któ­rych stół, przy któ­rym sie­dzi model, przy­kry­wają dywany. Kon­takty ze Wscho­dem za pośred­nic­twem han­dlu mię­dzy­na­ro­do­wego były klu­czowe dla roz­woju sztuki i rze­mio­sła rene­san­so­wej Ita­lii66.

Histo­rię Afryki od XII do XVI stu­le­cia cha­rak­te­ry­zują trzy główne trendy. Pierw­szy to eks­pan­sja islamu; dru­gim, czę­ściowo dzięki sieci kon­tak­tów, które ofe­ro­wał sze­rzej pojęty świat islamu, był roz­wój han­dlu towa­ro­wego, w tym obrotu zło­tem, kością sło­niową i pro­duk­tami rol­nymi, jak rów­nież nie­wol­ni­kami. Trze­cia ten­den­cja to roz­wój kró­lestw i impe­riów: pań­stwo mame­lu­ków od 1250 roku miało swoje cen­trum w Egip­cie i czer­pało korzy­ści z loka­li­za­cji na szla­kach piel­grzym­ko­wych do Jero­zo­limy i Mekki. W Afryce Zachod­niej kró­lestwo Mali zostało wyparte przez impe­rium Son­ghaju pod koniec XV wieku; inne klu­czowe cen­tra obej­mo­wały Benin i Zim­ba­bwe, gdzie była ważna sto­lica kró­lestwa. Poza han­dlem na nowych szla­kach wyty­czo­nych przez Por­tu­gal­czy­ków wło­skie kon­takty z Afryką w tym okre­sie utrzy­my­wano przede wszyst­kim z chrze­ści­ja­nami etiop­skimi. Etiop­czycy miesz­kali w Rzy­mie przy kościele Santo Ste­fano degli Abis­sini, a wysłan­nicy Ita­lii na dwo­rze etiop­skiego cesa­rza w Bar­cie67. Tyle źró­dła histo­ryczne.

Afryka Pół­nocna leżała w odle­gło­ści krót­kiego rejsu przez Morze Śród­ziemne od połu­dnio­wej Ita­lii – była to podróż, którą można było odbyć łodzią rybacką i bez wąt­pie­nia wiele osób ją odby­wało, nie pozo­sta­wia­jąc śladu w zapi­sach. Jed­nym z tych, któ­rzy tego doko­nali, był czło­wiek zwany Gio­van­nim Etiop­czy­kiem lub Zuan Bianco („Bianco”, czyli biały, było praw­do­po­dob­nie iro­nicz­nym prze­zwi­skiem; mniej wię­cej w tym samym cza­sie innego czar­no­skó­rego na dwo­rze angiel­skim zwano John Blanke). Opi­sany przez Marina Sanudo jako „naj­dziel­niej­szy z Sara­ce­nów”, Zuan zgi­nął w służ­bie wenec­kiej w latach dzie­więć­dzie­sią­tych XV wieku, a wdowa po nim otrzy­mała dom w Wero­nie i hojną pen­sję w wyso­ko­ści 72 duka­tów rocz­nie (znacz­nie wię­cej, niż wyno­siła wów­czas płaca robot­nika wykwa­li­fi­ko­wa­nego)68.

Jed­nak na­dal były czę­ści świata, o któ­rych Euro­pej­czycy nie wie­dzieli pra­wie nic, cho­ciaż za pośred­nic­twem szla­ków han­dlo­wych docie­rały do nich stam­tąd oka­zjo­nalne poda­runki. Biała kakadu dotarła z Austra­la­zji (naj­praw­do­po­dob­niej z Indo­ne­zji) na sycy­lij­ski dwór cesa­rza Fry­de­ryka II jako dar „suł­tana Babi­lonu” i została uwiecz­niona w manu­skryp­cie powsta­łym w latach czter­dzie­stych XIII wieku69, choć nie ist­niały jesz­cze euro­pej­skie mapy z tego okresu, na któ­rych nowy wła­ści­ciel mógłby spraw­dzić miej­sce jej pocho­dze­nia. Więk­szość wie­dzy na temat Indii pięt­na­sto­wieczni Włosi czer­pali nie z opi­sów naocz­nych świad­ków, lecz z rela­cji kla­sycz­nych pisa­rzy, takich jak Pli­niusz Star­szy (23–79), któ­rego Histo­ria natu­ralna, zawie­ra­jąca opisy życia w Afryce i Azji, była jed­nym z pierw­szych tek­stów kla­sycz­nych, które uka­zały się dru­kiem w 1469 roku. Zupeł­nie nie­znane pozo­sta­wały Euro­pej­czy­kom ame­ry­kań­skie cywi­li­za­cje Azte­ków i Inków.

Cen­tralna i wschod­nia Europa były im bliż­sze. Na gra­nicy Świę­tego Cesar­stwa Rzym­skiego Maciej Kor­win, król Węgier od 1458 do 1490 roku, i jego żona Beatry­cze Ara­goń­ska (córka króla Fer­dy­nanda I z Neapolu), którą poślu­bił w 1476 roku, stwo­rzyli kolejny ważny ośro­dek sztuki. Wielu Wło­chów udało się za Beatry­cze na Węgry, wśród nich Ber­nardo Vespucci70, brat Ame­riga, od któ­rego imie­nia pocho­dzi nazwa Ame­ryki. Włosi han­dlo­wali rów­nież z Wiel­kim Księ­stwem Moskiew­skim, lecz związki te były luź­niej­sze niż z kra­jami Europy Zachod­niej z powodu braku bez­po­śred­nich powią­zań z Rzy­mem. Kościół pra­wo­sławny oddzie­lił się od zachod­niego Kościoła rzym­sko­ka­to­lic­kiego w cza­sie wiel­kiej schi­zmy w XI wieku, po licz­nych kon­tro­wer­sjach mię­dzy nimi, więc miesz­kańcy Europy Wschod­niej nie musieli wcho­dzić w tak ści­słe związki z Rzy­mem jak władcy, biskupi i piel­grzymi z Zachodu. Z dru­giej strony, ist­niał popyt na luk­su­sowe futra z Moskwy, które dostar­czano via Nowo­gród (mia­sto poło­żone na połu­dnie od przy­szłego Sankt Peters­burga i połą­czone rze­kami z Bał­ty­kiem), jak rów­nież pro­dukty pocho­dzące z lasu, zwłasz­cza wosk i miód71