Pamiętniki - Jan Chryzostom Pasek - ebook

Pamiętniki ebook

Jan Chryzostom Pasek

3,2

Opis

Pamiętniki, które Pasek spisywał najprawdopodobniej pod koniec życia (w latach 1690-1695), zostały wydane drukiem w 1836 r. przez Raczyńskiego na podstawie uszkodzonego rękopisu. Stanowią one znakomity dokument szlacheckiej obyczajowości i mentalności w XVII w. Dzielą się na dwie części: lata 1655-1666 – żołnierska służba Rzeczypospolitej, lata 1667-1688 – żywot ziemiański (sprawy domowe i publiczne). Bezpośrednie obserwacje, wspomnienia i przeżycia autora dają odzwierciedlenie jego zachowań i przemyśleń, konfrontując sarmackie myślenie z nieznanymi mu obyczajami i ludźmi. Relacja Paska jest barwna, pełna anegdot i przygód, łączy elementy autobiografii i wspomnień, zbliżając się do formy powieści historyczno-obyczajowej. Nie bez powodu nazywano Pamiętniki epopeją Sarmacji polskiej. Stały się one źródłem pisarskiej inspiracji w XIX w. (np. Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Henryka Sienkiewicza, Zygmunta Krasińskiego, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Henryka Rzewuskiego) i w literaturze XX w., np. w poezji Jerzego Harasymowicza, Ernesta Brylla, w powieści Witolda Gombrowicza Trans-Atlantyk (parodia gawędy szlacheckiej).
Niniejsza edycja oparta jest na wydaniu Zakładu Narodowego im. Ossolińskich z roku 1979 w opracowaniu edytorskim ze wstępem i przypisami Władysława Czaplińskiego. Publikację wzbogaca przedmowa prof. Janusza Tazbira oraz kolekcja XIX-wiecznych rycin autorstwa Jana Nepomucena Lewickiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 886

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (117 ocen)
26
23
34
19
15
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Skład ‌wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. ‌z o.o.

PASEK ‌JAKO KRONIKARZ

Był prze­cięt­nym szlach­ci­cem ‌o lo­sach nie­odbie­ga­ją­cych ‌od ko­lei ży­cia wie­lu ‌in­nych człon­ków tej ‌war­stwy; ‌to samo moż­na po­wie­dzieć ‌io świa­to­po­glą­dzie Jana Chry­zo­sto­ma ‌Pa­ska. ‌Wy­róż­niał go tyl­ko ‌ta­lent ‌pi­sar­ski i to ‌zgo­ła ‌nie­prze­cięt­ny, któ­re­go ‌ist­nie­nia nie ‌do­my­ślał ‌się nikt ‌ze współ­cze­snych, z sa­mym ‌jego po­sia­da­czem ‌włącz­nie. Jan Le­choń ‌pi­sał, że Pol­skę ‌XVII stu­le­cia moż­na rów­nie ‌do­brze na­zwać „wie­kiem sien­kie­wi­czow­skim”, ‌co „wie­kiem ‌pa­skow­skim”. Zda­niem po­ety ‌szla­chec­ki pa­mięt­ni­karz ucie­le­śniał to ‌stu­le­cie w ta­kim sa­mym ‌stop­niu, jak ‌Sa­mu­el ‌Pe­pys wy­ra­żał ‌an­giel­ski wiek XVII1.

Mo­lie­row­ski ‌pan Jo­ur­da­in ‌do­pie­ro ‌w wie­ku moc­no doj­rza­łym ‌do­wie­dział się od ‌swe­go na­uczy­cie­la, że ‌mówi pro­zą. Pan Pa­sek ‌do ‌koń­ca ‌ży­cia uwa­żał się ‌za tę­gie­go żoł­nie­rza i do­bre­go ‌ga­wę­dzia­rza; ‌nie po­dej­rze­wał za­pew­ne, że ‌jest au­to­rem ar­cy­dzie­ła. Bę­dąc ‌bez wąt­pie­nia „du­szą to­wa­rzy­stwa”, ‌nie chciał w żad­nym przy­pad­ku ucho­dzić za czło­wie­ka pió­ra. Być au­to­rem, a tym bar­dziej za­wo­do­wym li­te­ra­tem, zna­czy­ło w tam­tej epo­ce nie­mal to samo, co być ak­to­rem. Ża­den za­szczyt, pro­fit nie­wiel­ki, a za to po­waż­ne kło­po­ty, wy­ni­ka­ją­ce z dość ni­skiej po­zy­cji na dra­bi­nie pre­sti­żu spo­łecz­ne­go. Przy­sło­wie sta­ro­pol­skie mó­wi­ło: „nie ma wrzo­du na ję­zy­ku”; lu­dzie wy­mow­ni („chłop mow­ny, kot łow­ny…”) byli w nie­skoń­cze­nie więk­szym stop­niu po­wa­ża­ni od pi­sa­rzy.

W la­tach 1610-1710 ogło­szo­no w Rze­czy­po­spo­li­tej nie­mal czte­ry razy wię­cej ksią­żek niż w po­przed­nim stu­le­ciu. Zda­niem wie­lu ba­da­czy li­te­ra­tu­ra prze­ży­wa­ła wów­czas pro­ces wy­raź­nej de­mo­kra­ty­za­cji, do­cie­ra­jąc do śro­do­wisk i grup spo­łecz­nych oraz za­wo­do­wych, któ­re przed­tem nie pa­ra­ły się lek­tu­rą. Wszyst­ko to praw­da; rów­no­cze­śnie jed­nak ko­mu­ni­ka­cja li­te­rac­ka doby ba­ro­ku sta­ła nie tyl­ko sło­wem dru­ko­wa­nym, ale i ży­wym. Obok dru­ków zaś co­raz więk­sze zna­cze­nie zy­ski­wa­ły rę­ko­pi­sy. Chcia­ło­by się na­pi­sać: za­cho­wa­ły po daw­ne­mu rę­ko­pi­sy, gdy­by nie fakt, że w XVI wie­ku utwo­ry, bę­dą­ce z na­sze­go punk­tu wi­dze­nia ar­cy­dzie­ła­mi, dru­ko­wa­no w Pol­sce nie­mal na bie­żą­co, pod­czas gdy wie­le wy­bit­nych dzieł po­wsta­łych w na­stęp­nym stu­le­ciu uj­rza­ło far­bę dru­kar­ską do­pie­ro w XIX i XX wie­ku. Nie mo­gło jej za­stą­pić spo­rzą­dza­nie licz­nych nie­raz ko­pii oraz wiel­ka po­pu­lar­ność tzw. si­lva re­rum, ko­dek­sów rę­ko­pi­śmien­nych, do któ­rych wcią­ga­no naj­prze­róż­niej­sze tek­sty, od mów sej­mo­wych po ob­sce­nicz­ne aneg­do­ty i wier­szy­ki. Pa­mięt­ni­ki Pa­ska no­szą zresz­tą miej­sca­mi cha­rak­ter ta­kie­go wła­śnie losu rze­czy.

Nie­raz już za­sta­na­wia­no się nad przy­czy­na­mi, dla któ­rych wiek XVII po­zo­stał, jak pi­sał Alek­san­der Brück­ner, „stu­le­ciem rę­ko­pi­sów”. Do pu­bli­ko­wa­nych już roz­wa­żań ob­cych i wła­snych chciał­bym do­dać, że gdy­by na­wet Pa­mięt­ni­ki Jana Chry­zo­sto­ma ja­kimś cu­dem uka­za­ły się dru­kiem, to i tak wol­no wąt­pić, czy zna­la­zły­by zro­zu­mie­nie u współ­cze­snych2. Ró­wie­śni­cy Pa­ska uzna­li­by je za­pew­ne za mało cie­ka­we, gdyż trak­tu­ją o rze­czach wszyst­kim aż nad­to do­brze zna­nych. Zwłasz­cza opo­wie­ści o przy­go­dach wo­jen­nych oraz to­wa­rzy­szą­cych im okro­pień­stwach mo­gli mieć już po dziur­ki w no­sie (co zresz­tą nie tak trud­no nam dziś zro­zu­mieć). Na­pu­szo­ne mowy czy li­sty mo­gły jesz­cze li­czyć na pew­ne za­in­te­re­so­wa­nie u współ­cze­snych, ale ko­lo­kwial­na pro­za Pa­mięt­ni­ków zbyt od­bie­ga­ła od ów­cze­snych gu­stów, by lu­dzie ba­ro­ku byli w sta­nie uznać je za dzie­ło wy­bit­ne.

W na­szej „pa­sko­lo­gii” od daw­na już zy­ska­ła pra­wo oby­wa­tel­stwa teza Bro­ni­sła­wa Chle­bow­skie­go, gło­szą­ca, iż na Pa­mięt­ni­ki zło­ży­ły się przede wszyst­kim ga­wę­dy, wie­lo­krot­nie po­wta­rza­ne w gro­nie ro­dzi­ny i przy­ja­ciół czy na­wet przy­god­nych kom­pa­nów.

Pa­sek lu­bił mó­wić, a zwłasz­cza prze­ma­wiać; Paul Ca­zin pi­sze, że jego Pa­mięt­ni­ki trak­tu­ją o tym, jak mó­wił, wal­czył i… pił. Wszy­scy pa­mię­ta­my ka­pi­tal­ną uwa­gę Mic­kie­wi­cza, iż w edy­cji tego dzie­ła „za­miast kro­pek i prze­cin­ków, bez­u­ży­tecz­nych w utwo­rze, gdzie nie masz re­gu­lar­nych okre­sów ani zdań, na­le­ża­ło­by wpro­wa­dzić np. ja­kieś zna­ki, któ­re by ozna­cza­ły gest mów­cy, wska­zu­ją­ce, że w tym miej­scu pod­krę­ca wąsa, w tym do­by­wa kor­da, bo gest taki za­stę­pu­je cza­sem sło­wo, wy­ja­śnia zda­nie”3. Ta­kim wła­śnie go za­pa­mię­tał Ju­liusz Sło­wac­ki, pi­sząc w Ma­ze­pie o pa­mięt­ni­ka­rzu z cie­płą iro­nią, ale nie wpro­wa­dza­jąc go na sce­nę: kasz­te­la­no­wa mówi tam, iż:

[…] Nim [król] wej­dzie, mamy cza­su dużo,

Tam na gan­ku pan Pa­sek, z po­wa­gą pa­pu­żą

I z wiel­kim stał pa­pie­rem – ba! to mów­ca ślicz­ny

Przy­go­to­wał dla kró­la wiersz ma­ka­ro­nicz­ny4.

W mia­rę upły­wu cza­su Jan Chry­zo­stom roz­bu­do­wy­wał za­pew­ne Pa­mięt­ni­ki co­raz bar­dziej. Aż wresz­cie ktoś, słu­cha­jąc go „uważ­nie, z ży­wym za­ję­ciem i w głę­bo­kim mil­cze­niu”, po­ra­dził: „Pro­szę cię, spisz to wszyst­ko. – Nig­dy się na au­to­ra nie kształ­ci­łem – od­parł Pa­sek. – Spró­buj. – W jaki spo­sób? – Jak mó­wisz”. Nie jest to kon­fa­bu­la­cja, zwy­kła w po­wie­ści, a nie­przy­sto­ją­ca pra­cy na­uko­wej. Taka bo­wiem wła­śnie roz­mo­wa mia­ła miej­sce w 1830 roku w Rzy­mie po­mię­dzy Mic­kie­wi­czem i au­to­rem Pa­mią­tek So­pli­cy5, co dało asumpt do po­wsta­nia tego ar­cy­dzie­ła pro­zy ga­wę­dziar­skiej.

Hen­ryk Rze­wu­ski two­rzył je z my­ślą o czy­tel­ni­kach, pan Pa­sek nie no­sił się z za­mia­rem dru­ku, co nie zna­czy by­najm­niej, by pi­sał wy­łącz­nie so­bie a mu­zom. In­a­czej prze­cież pod datą 1666 nie umie­ścił­by na­stę­pu­ją­cej wzmian­ki: „Kła­dę tedy na tym miej­scu mło­dym lu­dziom, któ­rzy to po mnie czy­tać będą, taką ad­mo­ni­cy ją…”6. Rę­ko­pi­śmien­ny tekst mu­siał krą­żyć po­tem wśród lu­dzi. Uzna­no go wi­dać za cie­ka­wy, sko­ro spo­rzą­dzo­no od­pis czy może na­wet od­pi­sy. Ory­gi­nał nie­ste­ty za­gi­nął, ko­pia na szczę­ście oca­la­ła. Któż może no­ta­be­ne za­rę­czyć, że ja­kieś inne, rów­ne Pa­sko­we­mu ar­cy­dzie­ło, nie zo­sta­ło stra­wio­ne przez ogień, woj­nę czy za­prze­pasz­czo­ne przez nie­dbal­stwo po­tom­nych i nie po­dzie­li­ło losu pierw­szej czę­ści Pa­mięt­ni­ków (ob­ję­to­ści bli­sko 50 stron) oraz ich za­koń­cze­nia. Wraz z nim prze­pa­dła opo­wieść o „sek­cie wsze­tecz­nej Łysz­czyń­skie­go”, któ­rą nam Jan Chry­zo­stom przy­obie­cał na przed­ostat­niej kar­cie za­cho­wa­ne­go ma­nu­skryp­tu. Sek­ty ta­kiej wpraw­dzie nie było, ist­niał tyl­ko nie­szczę­sny szlach­cic, stra­co­ny za do­mnie­ma­ny ate­izm, ale in­te­re­su­ją­ce by­ło­by wie­dzieć, co pan Pa­sek o nim są­dził.

Na­pi­sa­łem już, że zna­no go nie jako pa­mięt­ni­ka­rza, lecz jako ga­wę­dzia­rza. Są­dzę jed­nak, że więk­sza jesz­cze była sła­wa Pa­ska jako pie­nia­cza, rę­baj­ły i za­wa­dia­ki. O awan­tu­rach, któ­rych był bo­ha­te­rem, wspo­mi­na on sam wie­lo­krot­nie i z prze­chwał­ką na kar­tach Pa­mięt­ni­ków. Już od prze­ło­mu wie­ku XIX i XX zna­ne są, dzię­ki ak­tom są­do­wym, wy­ko­rzy­sta­nym przez Jana Czub­ka i Alek­san­dra Krau­sha­ra, licz­ne, mało bu­du­ją­ce po­stęp­ki wła­ści­cie­la wy­dry, na­zwa­nej piesz­czo­tli­wie Ro­ba­kiem7.

In­sty­ga­tor, tak wów­czas na­zy­wa­no pro­ku­ra­to­ra, miał­by tu aż nad­to ła­twe pole do po­pi­su, wy­mie­nia­jąc pierw­sze z brze­gu przy­kła­dy, jak za­bój­stwo w nie­ja­snych oko­licz­no­ściach szlach­ci­ca Gorz­kow­skie­go, roz­cią­gnię­cie obusz­kiem Bogu du­cha win­ne­go bur­mi­strza No­wo­gród­ka, bez­pod­staw­ne od­da­nie na tor­tu­ry kar­bo­we­go, któ­ry wraz ze zdro­wiem i pra­cę stra­cił. „Bo mi za­raz ob­mierzł, że już był u kata w ręku, i ka­za­łem mu precz” – pi­sze z bez­wied­nym cy­ni­zmem.

Pa­sek8 (a może po­zbył się kar­bo­we­go, bo wsty­dził się po tym wszyst­kim spoj­rzeć mu w oczy?). Dal­szych ma­te­ria­łów do aktu oskar­że­nia do­star­czy­li już sami hi­sto­ry­cy, usta­la­jąc, co ro­bił po 1688 roku, na któ­rym ury­wa się za­cho­wa­ny tekst Pa­mięt­ni­ków. A zaj­mo­wał się pan Pa­sek spo­ra­mi gra­nicz­ny­mi, to­czył pro­ce­sy o skra­dzio­ną kro­wę, na­jeż­dżał są­sia­dów, wię­ził w dy­bach cu­dzych pod­da­nych. Poj­maw­szy zaś ob­ce­go słu­gę, ka­zał mu zjeść po­ło­wę za­ją­ca na su­ro­wo, i to w dniu po­st­nym, jak pod­kre­śla­no w skar­dze są­do­wej. Skoń­czy­ło­by się to tra­gicz­nie dla de­li­kwen­ta, gdy­by Jan Chry­zo­stom nie dał mu po­tem kie­li­cha go­rą­cej go­rzał­ki (na zwy­mio­to­wa­nie?). Było to za wie­le na­wet dla współ­cze­snych, to­też w 1700 roku ska­za­no Pa­ska na wiecz­ną ba­ni­cję z kra­ju. To, że umarł osta­tecz­nie w kra­ju, a nie na ob­czyź­nie (jak su­ge­ro­wał Krau­shar9), na­le­ży przy­pi­sać je­dy­nie sła­bo­ści wła­dzy wy­ko­naw­czej i po­głę­bia­ją­cej się anar­chi­za­cji ży­cia spo­łecz­ne­go.

Ak­tom są­do­wym wpraw­dzie nie moż­na wie­rzyć w peł­ni, wie­le w nich bo­wiem prze­sad­nych po­ję­ki­wań, każ­da nie­mal rana jest śmier­tel­na, a gra­bież cał­ko­wi­ta. Ta­kich po­stęp­ków „pra­wem i le­wem” było w XVII wie­ku peł­no, wy­star­czy zaj­rzeć do gru­bej księ­gi Wła­dy­sła­wa Ło­ziń­skie­go pod ta­kim wła­śnie ty­tu­łem.

Rów­nież i pod tym wzglę­dem Pa­sek nie sta­no­wił wy­jąt­ku wśród ów­cze­snej szlach­ty. To tyl­ko do­bro­tli­we­mu hi­sto­ry­ko­wi li­te­ra­tu­ry Bro­ni­sła­wo­wi Chle­bow­skie­mu wy­mknął się nie­opatrz­ny zwrot o mięk­kim ser­cu Jana Chry­zo­sto­ma. Od cza­sów Igna­ce­go Chrza­now­skie­go, któ­ry na­zwał Pa­ska pi­ja­kiem, awan­tur­ni­kiem, kłót­ni­kiem i za­wa­dia­ką, nikt już nie ma wąt­pli­wo­ści, iż była to po­stać mo­ral­nie li­cha, choć dla swej epo­ki nie­ste­ty dość ty­po­wa. Nie gor­szo­no by się tym we Fran­cji, któ­rej li­te­ra­tu­ra chlu­bi się prze­cież ta­kim urwi­poł­ciem jak Vil­lon (ok. 1431–zm. po 1463), wio­dą­cym ży­wot nie­mal­że ban­dy­ty. Nikt tam też nie za­ła­mu­je zbyt­nio rąk nad Rim­bau­dem (1854-1891), któ­ry po cy­klu zna­ko­mi­tych wier­szy resz­tę ży­cia spę­dził na han­dlu bro­nią i nie­wol­ni­ka­mi.

Pa­sek był ty­po­wym pol­skim szlach­ci­cem, peł­nym nie­uf­no­ści wo­bec ma­gna­tów, swo­iste­go przy­wią­za­nia do kró­la, go­to­wym do wo­jacz­ki i bi­ja­ty­ki, wal­czą­cym, jak wie­lu Ma­zu­rów, o byt sza­blą, pię­ścią i… ję­zy­kiem (W. Cza­pliń­ski uwa­ża, że po­peł­ni­li­by­śmy błąd, gdy­by­śmy, są­dząc po Pa­sku, przy­ję­li, „iż każ­dy szlach­cic w tym cza­sie był i zie­mia­ni­nem, i praw­dzi­wym ry­ce­rzem”). Już Brück­ner pi­sał, że po­sia­dał on wspól­ne dla ca­łej pol­skiej szlach­ty po­czu­cie god­no­ści oso­bi­stej, któ­re­mu czę­sto da­wał wy­raz. Wspól­ny też był brak stra­chu przed pa­nem na zie­mi w po­sta­ci kró­la i Pa­nem na nie­bio­sach w oso­bie okrut­ne­go i de­spo­tycz­ne­go Boga, któ­re­go tak oba­wia­li się kal­wi­ni­ści czy jan­se­ni­ści. Li­znąw­szy nie­co na­uki w raw­skim ko­le­gium je­zu­itów, Pa­sek za­cho­wał na całe ży­cie miłe prze­ko­na­nie, iż pro­tek­tor na nie­bie­skim dwo­rze przyj­dzie mu w ra­zie po­trze­by z nie­za­wod­ną po­mo­cą, tak jak to uczy­nił św. An­to­ni Pa­dew­ski, gdy au­tor Pa­mięt­ni­ków wpadł z prze­pi­cia w cięż­ką cho­ro­bę.

Po­dzi­wia­ny za styl, by­wał nie­ustan­nie kry­ty­ko­wa­ny za cha­rak­ter, men­tal­ność, ho­ry­zon­ty po­li­tycz­ne i re­li­gij­ne. Mic­kie­wicz, choć wiel­bił Pa­ska jako pa­mięt­ni­ka­rza, jed­no­cze­śnie tłu­ma­czył Fran­cu­zom, iż sami wi­dzą, jak trud­no było rzą­dzić pań­stwem zło­żo­nym z dzie­siąt­ków ty­się­cy ta­kich szlach­ci­ców, jak au­tor Pa­mięt­ni­ków. Dru­gi z jego ad­mi­ra­to­rów Ca­zin wy­krzy­ku­je: „Pa­sek jest rów­nie wiel­ki jako pi­sarz, jak mały jako czło­wiek!”. We wszyst­kich nie­mal cha­rak­te­ry­sty­kach jego dzie­ła dźwię­czą echa zna­ne­go po­wie­dze­nia: „O Boże, gdzie lo­ku­jesz ta­len­ta”. Znaj­du­je­my je rów­nież i w ob­szer­nej przed­mo­wie do ame­ry­kań­skiej edy­cji Me­mo­irs of the Po­lish Ba­ro­que (Ber­ke­ley 1976).

W Pol­sce jed­nak lata nie­wo­li na­ło­ży­ły na pi­sa­rza obo­wią­zek, aby jako mo­ral­ny prze­wod­nik na­ro­du świe­cił rów­nież wła­snym przy­kła­dem. Stąd czę­ste ubo­le­wa­nia, iż fi­gu­rze o tak wąt­pli­wej ety­ce Bóg dał nie­wąt­pli­wy ta­lent pi­sar­ski; że mar­ny czło­wiek miesz­kał w jed­nym cie­le ze wspa­nia­łym sty­li­stą. Na pew­no Pa­ska le­piej i bez­piecz­niej było czy­tać, niż z nim są­sia­do­wać, a tym bar­dziej (co nie daj Boże) mieć z nim za­targ o psa, za­ją­ca czy grun­ty10. Ale prze­cież io wzo­rze wszel­kich cnót dla póź­niej­szych po­ko­leń, kanc­le­rzu Ja­nie Za­moy­skim, pi­sa­no (przez ostroż­ność tyl­ko w pry­wat­nych li­stach), że był uciąż­li­wy dla są­sia­dów, a na­wet dla sa­me­go mo­nar­chy. Co praw­da z kró­la­mi po­zo­sta­wał Pa­sek (je­śli wie­rzyć Pa­mięt­ni­kom) aku­rat w do­brych sto­sun­kach. Gdy­by na­wet na karb wła­ści­wej im prze­sa­dy po­ło­żyć swo­bo­dę, z jaką au­tor pa­ra­do­wał po dwor­skich kom­na­tach, czy fa­wo­ry, któ­ry­mi da­rzy­li go dwaj Ja­no­wie: Ka­zi­mierz i So­bie­ski, to i tak z Pa­sko­wych re­la­cji wy­ni­ka, iż dy­stans dzie­lą­cy szlach­ci­ca od kró­la był w Pol­sce o wie­le mniej­szy niż w in­nych pań­stwach ów­cze­snej Eu­ro­py. Zwy­kło się mó­wić, iż Pa­ska wy­róż­niał re­ga­lizm, dość nie­ty­po­wy dla ów­cze­snej szlach­ty; pa­mię­taj­my jed­nak, że cała ta war­stwa po­wa­ża­ła kró­lów pod wa­run­kiem wszak­że, iż nie będą na­ru­szać jej przy­wi­le­jów sta­no­wych. Naj­za­go­rzal­si zaś obroń­cy „zło­tej wol­no­ści” nie po­zo­sta­wa­li nie­czu­li na ma­te­rial­ne prze­ja­wy ła­ski do­zna­wa­nej od kró­lów. Od­mien­nie już było z ich fran­cu­ski­mi mał­żon­ka­mi. Pan Pa­sek nie cier­piał Lu­dwi­ki Ma­rii, kry­tycz­nie od­no­sił się do Ma­rii Ka­zi­mie­ry. W jego oczach były one ska­za­ne na po­tę­pie­nie nie­ja­ko z góry: i jako cu­dzo­ziem­ki, i jako ko­bie­ty, mą­cą­ce po­li­tycz­ną kadź po to tyl­ko, aby w niej uwa­rzyć śmier­tel­ny dla „zło­tej wol­no­ści” na­pój. Nie­na­wist­ny mu­siał też być dla nie­go wer­sal­ski mo­del sto­sun­ków mię­dzy pa­nem a pod­da­ny­mi, któ­re­go ist­nie­nia moż­na się było do­my­ślać ze zgor­szo­nych re­ak­cji Ma­ry­sień­ki, o ja­kich czę­sto jest mowa w Pa­mięt­ni­kach.

Po każ­dej z daw­niej­szych epok po­zo­sta­ją róż­ne ro­dza­je źró­deł: ofi­cjal­ne, w któ­rych sta­ra się ona współ­cze­snym i po­tom­no­ści za­pre­zen­to­wać w spo­sób moż­li­wie naj­bar­dziej dla sie­bie ko­rzyst­ny, i te nie­ja­ko pry­wat­ne, od­sła­nia­ją­ce praw­dzi­we ob­li­cze za­rów­no epo­ki, jak lu­dzi w niej ży­ją­cych. Pa­mięt­ni­ki Pa­ska na­le­żą w więk­szo­ści do dru­gie­go z tych nur­tów. Jego dzie­ciń­stwo i wcze­sna mło­dość (uro­dził się gdzieś oko­ło 1636 roku we wsi Wę­grzy­no­wi­ce, któ­rą dzier­ża­wił jego oj­ciec) przy­pa­dły jesz­cze na „srebr­ny wiek” Rze­czy­po­spo­li­tej11. Pol­ska „woj­na dwu­na­sto­let­nia”, trwa­ją­ca od roku 1648 do 1660, roz­ła­ma­ła XVII wiek na dwie ja­ko­ścio­wo róż­ne czę­ści, któ­re moż­na by na­zwać okre­sa­mi przed i po „po­to­pie”. Wie­le wska­zu­je na to, że na­jazd szwedz­ki sta­no­wił dla opi­nii szla­chec­kiej więk­szy wstrząs niż I roz­biór (któ­ry nie był przez współ­cze­snych uwa­ża­ny ani za pierw­szy, ani za roz­biór).

Ba­da­cze (J. Wim­mer) skru­pu­lat­nie wy­li­czy­li, przez ile lat Rzecz­po­spo­li­ta nie pro­wa­dzi­ła wów­czas wo­jen ze­wnętrz­nych; w su­mie na XVII wiek przy­pa­da­ło ich za­le­d­wie 32. A prze­cież i okre­sy względ­ne­go spo­ko­ju mą­ci­ły kon­fe­de­ra­cje woj­sko­we, o któ­re pan Pa­sek tak czę­sto się ocie­rał, oraz ro­ko­sze. Bunt Je­rze­go Lu­bo­mir­skie­go zo­stał w Pa­mięt­ni­kach przed­sta­wio­ny z do­bro­tli­wym hu­mo­rem, choć pod Mą­twa­mi (1666) sto­czo­no jed­ną z naj­krwaw­szych bi­tew w dzie­jach sie­dem­na­sto­wiecz­nej Pol­ski. Wy­cię­to wów­czas w pień znacz­ną część czar­niec­czy­ków, któ­rzy tak dziel­nie sta­wa­li prze­ciw­ko Szwe­dom, a pod Mą­twa­mi bro­ni­li kró­la.

Pa­sek na­le­żał do ge­ne­ra­cji, któ­ra zdo­by­wa­ła edu­ka­cję nie na ob­cych uni­wer­sy­te­tach czy pod­czas tu­ry­stycz­nych wo­ja­ży po An­glii i Ni­der­lan­dach, Fran­cji i Wło­szech, lecz na po­lach bi­tew­nych. One to dyk­to­wa­ły za­rów­no modę (stąd przy­spie­szo­na orien­ta­li­za­cja kul­tu­ry pol­skiej), jak i styl ży­cia oraz zwią­za­ne z nim ści­śle po­sta­wy i po­glą­dy Jest rze­czą ja­sną, iż ubo­gi ma­zo­wiec­ki szla­chet­ka w bar­dziej sprzy­ja­ją­cych, po­ko­jo­wych cza­sach mógł­by zna­leźć się na za­cho­dzie Eu­ro­py je­dy­nie w świ­cie wiel­kie­go pana. Cią­głe woj­ny dały jed­nak Ja­no­wi Chry­zo­sto­mo­wi po­czu­cie wyż­szo­ści nad pe­re­gry­nan­ta­mi, któ­re po­zwo­li­ło mu na­pi­sać, iż co in­ne­go jest jeź­dzić za gra­ni­cę, aby tam wy­uczyć się „Pier­la ita­lia­na? pier­la fran­cie­zo?”, a co in­ne­go aby po­znać tam „Wer­do? Mień ha­sło!”12. Istot­nie pan Pa­sek prze­kro­czył gra­ni­ce swej oj­czy­zny, aby w Da­nii wziąć udział w jesz­cze jed­nej woj­nie, a nie wie­dzio­ny am­bi­cją po­zna­nia ję­zy­ka czy pra­gnie­niem zdo­by­cia dy­plo­mu wyż­szej uczel­ni. Wy­je­chał jako żoł­nierz i pod ko­men­dą uko­cha­ne­go wo­dza, ja­kim był dla nie­go Ste­fan Czar­niec­ki. Hi­sto­ry­cy li­te­ra­tu­ry od daw­na zwra­ca­li uwa­gę na wi­docz­ny w Pa­mięt­ni­kach kult woj­ska i szla­chec­kie­go żoł­nie­rza oraz na za­war­tą w nich apo­lo­gię wa­lecz­ne­go het­ma­na. Są­dzę, że Pa­sek nie zgor­szył­by się zbyt­nio, gdy­by w jego mo­no­gra­fii, pió­ra Ada­ma Ker­ste­na13, prze­czy­tał, iż ten, co rze­ko­mo wy­rósł nie z soli i chle­ba, w isto­cie wy­rą­bał so­bie sza­blą nie­zgor­szą for­tu­nę, a dzię­ki za­słu­gom wo­jen­nym prze­do­stał się w sze­re­gi ma­gna­te­rii. Wszel­kie ewen­tu­al­ne ką­śli­we uwa­gi z tym zwią­za­ne uznał­by za bez­sen­sow­ne.

Choć już Skar­ga za­czął gło­sić po­trze­bę bez­in­te­re­sow­nej służ­by dla oj­czy­zny, to jego ide­ały, wy­ho­do­wa­ne za klasz­tor­ną fur­tą, nie mo­gły zna­leźć u szlach­ty zro­zu­mie­nia. Ten sam Pa­sek, któ­ry gdzie in­dziej po­mi­jał rze­czy, mo­gą­ce uka­zy­wać go w ujem­nym świe­tle14, bez że­na­dy przy­zna­je, ile to za­ro­bił, pro­wa­dząc mo­skiew­skie po­sel­stwo. Choć w su­mie na­zbie­ra­ło się tego aż 17 000 zło­tych, nie wa­hał się jesz­cze za­bie­gać na sej­mie o spo­rą na­gro­dę za usłu­gi, ja­kie od­dał Rze­czy­po­spo­li­tej. Rów­no­cze­śnie jed­nak Pa­mięt­ni­ki po­ka­zu­ją, jak bar­dzo set­ki ty­się­cy pa­nów Pa­sków mu­sia­ły się na­ma­chać sza­blą, aby wy­do­być kraj z ogrom­ne­go nie­bez­pie­czeń­stwa. Je­śli wów­czas ów pier­ścień śmier­ci jesz­cze się wo­kół Pol­ski nie za­mknął, to tyl­ko dla­te­go, że przy­szli za­bor­cy mie­li roz­bież­ne in­te­re­sy.

Ro­sja wstrzy­ma­ła in­wa­zję, aby nie wspo­ma­gać Szwe­cji, a Au­stria przy­szła Rzecz­po­spo­li­tej z po­mo­cą, ka­żąc so­bie zresz­tą dro­go pła­cić. Jej woj­ska po­tra­fi­ły gra­bić pol­skie wio­ski i wsie wca­le nie­zgo­rzej od od­dzia­łów szwedz­kich. Trud­no się temu bar­dzo dzi­wić; uważ­ny czy­tel­nik Pa­mięt­ni­ków spo­strze­że bez tru­du, że od­dzia­ły Czar­niec­kie­go, pod któ­re­go ko­men­dą po­wę­dro­wał Pa­sek do Da­nii, też da­le­kie były od aniel­sko­ści. Nie pierw­sza to zresz­tą i nie ostat­nia ze sprzy­mie­rzo­nych ar­mii, któ­ra dała się we zna­ki rów­nież i miesz­kań­com oswo­ba­dza­nych te­re­nów. Cóż zaś mó­wić o wro­gich woj­skach!15

Woj­nie to­wa­rzy­szy­ły licz­ne prze­ja­wy okru­cień­stwa, ich opi­sy zaj­mu­ją wie­le miej­sca na kar­tach Pa­mięt­ni­ków. Pa­sek cza­sem przy­po­mi­na wręcz pi­sa­rzy ubie­głe­go stu­le­cia, gdy w for­mie do­bro­dusz­nej nar­ra­cji przed­sta­wia okru­cień­stwo woj­ny, jak choć­by w opo­wia­da­niu o chło­pach, któ­rzy w po­szu­ki­wa­niu po­łknię­tych du­ka­tów roz­pru­wa­li na­po­tka­nym w le­sie Szwe­dom brzu­chy. „A tam nic nie zna­la­zł­szy, to do­pie­ro «Idź­że, zło­dzie­ju plu­dra­ku, do domu; kie­dy zdo­by­czy nie masz, da­ru­ję cię zdro­wiem»”. I pusz­cza­li ich wol­no, przed­tem „brzuch no­żem ro­ze­rznąw­szy i kisz­ki wy­jąw­szy”16.Wtej sa­mej kon­wen­cji utrzy­ma­ne są opo­wie­ści o spa­niu na tru­pie tłu­ste­go prze­ciw­ni­ka czy cer­to­wa­niu się, kto ma ściąć wzię­te­go do nie­wo­li szwedz­kie­go ofi­ce­ra. Przy­po­mnij­my, że cho­dzi o bez­bron­ne­go jeń­ca i że pro­wa­dzą­cy go pa­cho­łek wi­dzi tyl­ko jed­ną prze­szko­dę: przed eg­ze­ku­cją na­le­ży zdjąć Szwe­do­wi sza­ty, bo się po­krwa­wią, a szko­da, gdyż są pięk­ne i kosz­tow­ne. Je­śli kie­dyś Pa­mięt­ni­ki do­cze­ka­ją się sfil­mo­wa­nia, to wol­no wąt­pić, czy te i im po­dob­ne sce­ny tra­fią na ekran. Zo­sta­ły one wpro­wa­dzo­ne do Pa­mięt­ni­ków bez sło­wa ko­men­ta­rza, któ­re­go po­trze­by Pa­sek nie wi­dział na­wet po la­tach. Aby w li­te­ra­tu­rze ubie­głe­go wie­ku zna­leźć po­dob­ne opi­sy, mu­sie­li­by­śmy chy­ba się­gnąć do Przy­gód do­bre­go wo­ja­ka Szwej­ka Ja­ro­sla­va Ha­ska, w któ­rych ma­ka­bra woj­ny prze­pla­ta się z nie­mal­że beł­ko­tem, a w każ­dym ra­zie z mó­wie­niem o niej jak o rze­czy co­dzien­nej i obo­jęt­nej. Nie­któ­re sce­ny opi­sa­ne przez Pa­ska (choć­by ów smacz­ny sen na cie­le mar­twe­go, tłu­ste­go Mo­ska­la) mo­gły­by się zna­leźć w Mat­ce Co­ura­ge Ber­tol­ta Brech­ta. Nie­złe to pa­ran­te­le li­te­rac­kie jak na skrom­ne­go szlach­ci­ca z Ma­zow­sza, któ­ry nig­dy prze­cież nie pa­rał się pió­rem za­wo­do­wo, a od lek­tu­ry ra­czej stro­nił.

Swo­isty „czar­ny hu­mor” łą­czy Pa­ska z Rze­czą­po­spo­li­tą Ba­biń­ską, któ­ra zresz­tą za­koń­czy­ła swą dzia­łal­ność do­pie­ro za jego cza­sów (w 1677 roku). Au­tor Pa­mięt­ni­ków nic za­pew­ne nie wie­dział o ist­nie­niu zgro­ma­dze­nia we­so­łych łga­rzy, choć ci, choć­by za Pa­sko­we opo­wie­ści o Da­nii i tam­tej­szych kra­sno­lud­kach17, nada­li­by mu ho­no­ro­we mia­no do­świad­czo­ne­go po­dróż­ni­ka. Brück­ner, któ­ry wi­dział w opo­wia­da­niach Pa­ska hu­mor god­ny Za­gło­by, na­zy­wał go „ba­biń­skim hi­sto­ry­kiem”.

Za­rów­no u Pa­ska, jak i w Ak­tach ba­biń­skich wy­stę­pu­je hu­mor na­zy­wa­ny dziś „czar­nym”, kon­cep­ty bu­dzą­ce obec­nie ra­czej nie­smak niż uśmiech, jak choć­by opo­wieść Ada­ma Trze­me­skie­go o mły­nar­czy­ku, któ­ry był tak pi­ja­ny, iż nie czuł, jak go piła prze­rżnę­ła na pół, czy też rada Zbi­gnie­wa Go­raj­skie­go, by cho­rym na po­da­grę bo­lą­cą nogę przy­bi­jać gwoź­dziem do drze­wa. Na­wet po­waż­ny wła­ści­ciel Ra­ko­wa, Ja­kub Sie­nień­ski, miał twier­dzić, iż wszel­kie bóle żo­łąd­ka naj­le­piej le­czy moc­ne ude­rze­nie dy­sz­lem w brzuch. Po­dob­ne okru­cień­stwo spoj­rze­nia ce­chu­je rów­nież te­atr Mo­lie­ra, po­wsta­ły w tym­że sa­mym wie­ku. „Pa­mię­taj­my, że była to epo­ka, w któ­rej wy­naj­mo­wa­ło się okna, by pa­trzeć, jak ko­goś będą roz­szar­py­wać koń­mi; lu­dzie byli twar­dzi, nic a nic nie byli sen­ty­men­tal­ni” – słusz­nie za­uwa­ża T. Boy-Że­leń­ski18. Po­dob­ne po­dej­ście wy­stę­po­wa­ło w ka­zno­dziej­stwie i sztu­ce ko­ściel­nej; na ścia­nach świą­tyń oglą­da­no ob­ra­zy przed­sta­wia­ją­ce wy­myśl­ne sce­ny mę­czeń­stwa. Ich twór­cy mu­sie­li się moc­no wy­si­lać, al­bo­wiem szlach­cic pol­ski, sam okrut­ny i z okru­cień­stwem otrza­ska­ny, nie da­wał się byle czym za­szo­ko­wać.

Nie znał na szer­szą ska­lę „czar­ne­go hu­mo­ru” za­du­fa­ny w so­bie wiek XIX, wie­rzą­cy, iż woj­ny na­ro­dów i to­tal­ne znisz­cze­nia na­le­żą do bez­pow­rot­nej prze­szło­ści. I nie jest rze­czą przy­pad­ku, iż ten wła­śnie ro­dzaj hu­mo­ru roz­kwi­ta po do­świad­cze­niach dru­giej woj­ny świa­to­wej, w ob­li­czu ma­so­we­go lu­do­bój­stwa, któ­re­go do­ko­ny­wa­no z wy­ra­fi­no­wa­nym okru­cień­stwem, dow­ci­py na te­mat nie­szczęść jed­nost­ki sta­ją się ro­dza­jem za­bie­gu psy­cho­te­ra­peu­tycz­ne­go. Pod tym wzglę­dem lu­dzie po­ło­wy XVII wie­ku i ich o trzy­sta lat póź­niej­si po­tom­ko­wie do­brze zro­zu­mie­li­by się na­wza­jem. Po­dob­nie jak Ber­tolt Brecht, pra­gnąc po­tę­pić okrop­no­ści lat 1939-1945, się­gał do do­świad­czeń woj­ny trzy­dzie­sto­let­niej, tak gu­sta ba­biń­czy­ków oraz Pa­sko­we opo­wie­ści o okru­cień­stwach woj­ny pod tym wzglę­dem ła­twiej jest chy­ba zro­zu­mieć nam niż na przy­kład Win­da­kie­wi­czo­wi czy Bar­to­sze­wi­czo­wi, pi­szą­cym o Ba­bi­nie u schył­ku XIX wie­ku.

Pan Pa­sek nie­wie­le ży­wił współ­czu­cia dla lu­dzi gi­ną­cych na woj­nie. Zbyt czę­sto ocie­rał się o śmierć, aby się do niej nie przy­zwy­cza­ić. Emo­cjom daje upust ra­czej wte­dy, gdy wspo­mi­na o zwie­rzę­tach, niż kie­dy pi­sze o lu­dziach. Być może w za­gi­nio­nej czę­ści rę­ko­pi­su były ja­kieś cie­plej­sze sło­wa na te­mat ro­dzi­ców; da­rem­nie by ich szu­kać pod ad­re­sem żony Po­nie­waż nie do­cze­kał się z nią po­tom­stwa, trud­no po­wie­dzieć, jaki był­by w sto­sun­ku do dzie­ci.

Po­glą­dy Jana Chry­zo­sto­ma Pa­ska na mał­żeń­stwo każą nam ni­sko schy­lić czo­ło przed ge­nial­ną in­tu­icją Alek­san­dra Fre­dry, któ­ry tak zna­ko­mi­cie umiał uka­zać psy­chi­kę swych szla­chec­kich bo­ha­te­rów. „Pięk­ne do­bra w każ­dym wzglę­dzie: Lasy, gle­ba wy­śmie­ni­ta – Do­brą żoną pew­nie bę­dzie – Co za czyn­sze! – To ko­bie­ta!”19; mógł tak wy­krzyk­nąć i pan Pa­sek, gdy mu swa­ta­no pan­nę Ślad­kow­ską, któ­ra była wpraw­dzie „zła jak jasz­czur­ka” i lu­bi­ła so­bie po­pić, ale za to mia­ła wieś war­tą 70 000 czer­wo­nych zło­tych, a pola ta­kie, że na każ­dym za­go­nie moż­na było sa­dzić ce­bu­lę.

Ko­men­ta­to­rzy wy­ma­wia­ją mu, że nie znał się na ko­bie­tach, sko­ro uj­rzaw­szy swą przy­szłą mał­żon­kę, ma­ją­cą pod pięć­dzie­siąt­kę, my­ślał, że „nie ma nad 30 lat”. W rze­czy­wi­sto­ści au­to­ra Pa­mięt­ni­ków za­wsze bar­dziej in­te­re­so­wa­ła wy­so­kość po­sa­gu niż licz­ba lat jego po­sia­dacz­ki. Raz tyl­ko się uskar­ża, że nie mógł mieć po­tom­stwa, wie­lo­krot­nie na­to­miast wzdy­cha nad róż­ny­mi eks­pen­sa­mi. Przed­sta­wia­jąc, z wy­raź­ną zresz­tą prze­sa­dą, oschły sto­su­nek Jana Ka­zi­mie­rza do żony, przy­pi­sy­wał chy­ba kró­lo­wi wła­sną po­sta­wę uczu­cio­wą20.

Po­etą był mar­nym, ale wier­sze mimo to pi­sy­wał, bo tak wy­pa­da­ło w wie­ku, w któ­rym rymy, na­wet naj­gor­sze, sta­wia­no wy­żej od pro­zy, choć­by naj­lep­szej. Otóż naj­lep­szy li­rycz­ny wiersz po­świę­cił w Pa­mięt­ni­kach nie ko­bie­cie, ale uko­cha­ne­mu ko­nio­wi21. O ko­lo­rach pi­sze ską­po, ale na 27 barw, ja­kie opi­su­je w Pa­mięt­ni­kach, jed­na trze­cia do­ty­czy ru­ma­ków22. Z dumą wspo­mi­na, iż w swo­im ma­jąt­ku cho­wał ist­ną pta­sią me­na­że­rię. Je­dy­nym stwo­rze­niem, któ­re wspo­mi­na z wy­raź­ną czu­ło­ścią, jest słyn­na wy­dra. Jej to, jak rów­nież pta­kom i ko­niom, po­świę­ca o wie­le cie­plej­sze sło­wa niż lu­dziom. Ona wła­śnie, obok Baś­ki Mur­mań­skiej i Kasz­tan­ki Mar­szał­ka, tra­fi­ła do wy­pi­sów szkol­nych. Przy­wie­zio­ną przez pol­skich żoł­nie­rzy gdzieś spod bie­gu­na bia­łą niedź­wie­dzi­cę za­tłu­kli chło­pi, wy­drę za­bił dra­gon kró­lew­ski, za co otrzy­mał tyle ki­jów, że „się nie mógł wy­sma­ro­wać”, jak pi­sze Pa­sek. A je­śli ko­goś w swych Pa­mięt­ni­kach ża­łu­je, to oczy­wi­ście wy­dry, a nie żoł­nie­rza. Jesz­cze je­den to do­wód, iż z czu­ło­ścią wo­bec zwie­rząt łą­czył twar­de ser­ce dla lu­dzi. Trud­no się więc dzi­wić, iż pierw­szy wy­daw­ca Pa­mięt­ni­ków (E. Ra­czyń­ski) tak się zgor­szył tą opo­wie­ścią, że uznał za sto­sow­ne ją ocen­zu­ro­wać. Pa­sek pi­sze, iż dra­gon do­stał bli­sko czte­ry ty­sią­ce ki­jów, a jesz­cze „nad pra­wo sie­czo­no i le­żą­ce­go”, co Ra­czyń­ski zmie­nił na brzmią­ce nie­win­nie zda­nie: „i skoń­czy­ło się na­tem, że mu w skó­rę dano”23. Nie chciał naj­wi­docz­niej da­wać za­bor­com ko­lej­ne­go przy­kła­du pol­skie­go bar­ba­rzyń­stwa i okru­cień­stwa.

U Pa­ska wy­stę­pu­je za­dzi­wia­ją­cy kon­trast mię­dzy roz­mia­ra­mi jego ta­len­tu a nie­sły­cha­ną prze­cięt­no­ścią oso­by ten ta­lent po­sia­da­ją­cej. Gdy­by już wów­czas ist­nia­ła so­cjo­lo­gia, a jej ka­pła­ni mo­gli prze­pro­wa­dzać tak mod­ne dziś an­kie­ty, więk­szość uzy­ska­nych od szlach­ty od­po­wie­dzi by­ła­by za­pew­ne zgod­na z po­glą­da­mi, ja­kie znaj­du­je­my na kar­tach Pa­mięt­ni­ków. Wy­ra­ża­ją się one przede wszyst­kim w kse­no­fo­bii, któ­ra tak roz­kwi­tła po la­tach „po­to­pu”. Szwe­dzi są dla Pa­ska na­ro­dem świń­skim, Mo­ska­le jasz­czur­czym, Niem­cy to psy, bo lu­try, naj­więk­szym nie­szczę­ściem są jed­nak Fran­cu­zi. Wspo­mi­na­na już „woj­na dwu­na­sto­let­nia” spra­wi­ła, iż nie­chęć do cu­dzo­ziem­ców sta­je się wśród szlach­ty zja­wi­skiem po­wszech­nym. Ob­cych – daw­niej oglą­da­nych w roli po­kor­nych pe­ten­tów, za­bie­ga­ją­cych, je­śli byli kup­ca­mi, o na­by­cie ich to­wa­rów, sko­ro rze­mieśl­ni­ka­mi czy ar­ty­sta­mi, o sko­rzy­sta­nie z ich usług – uj­rza­no (zwłasz­cza w la­tach 1655-1660) w roli uzbro­jo­nych na­jeźdź­ców, ra­bu­siów, gwał­ci­cie­li.

Je­śli cu­dzo­ziem­cy wy­stę­po­wa­li na­wet bez szpa­dy czy musz­kie­tu w ręku, to jako wro­go­wie przy­wi­le­jów szlach­ty, knu­ją­cy spi­ski na dwo­rze kró­lew­skim. Pa­sek nie cier­pi Fran­cu­zów, bo oni wła­śnie ob­sie­dli dwór, znaj­du­jąc naj­wyż­szych pro­tek­to­rów w ko­ro­no­wa­nych ro­dacz­kach. Nie cier­piał­by tak samo Niem­ców, Wło­chów czy Wę­grów, gdy­by przy­pad­kiem król lub kró­lo­wa wy­wo­dzi­li się z tej sa­mej na­cji. Po­dzie­lał tak­że po­glą­dy swej war­stwy na pań­stwo; Rzecz­po­spo­li­ta to dla nie­go wspól­na wła­sność ca­łej szlach­ty, któ­rej na­le­ży za wszel­ką cenę bro­nić przed wro­ga­mi „zło­tej wol­no­ści” i in­ny­mi za­ku­sa­mi tak z ze­wnątrz, jak i od środ­ka. Pa­sek żył w cza­sach, kie­dy – na sku­tek szo­ku, wy­wo­ła­ne­go na­jaz­dem szwedz­kim – za­ist­nia­ła ostat­nia chy­ba moż­li­wość na­pra­wy ustro­ju Rze­czy­po­spo­li­tej. Trud­no jed­nak wąt­pić, że był­by z pia­ną na ustach bro­nił pra­wa do „li­be­rum veto” i z ta­kim sa­mym za­pa­łem zwal­czał pro­jek­ty wpro­wa­dze­nia elek­cji vi­ven­te rege. Był on jed­nak w ja­kimś sen­sie pa­trio­tą, choć na swój, szla­chec­ki i sie­dem­na­sto­wiecz­ny spo­sób. Z ja­kim aplau­zem za­pi­su­je w Pa­mięt­ni­kach sło­wa je­zu­ic­kie­go ka­zno­dziei, iż krew wy­la­na w obro­nie oj­czy­zny nie pla­mi i nie trze­ba jej ob­my­wać, przy­stę­pu­jąc do mi­ni­stran­tu­ry. Bro­nić zaś na­le­ży wszyst­kich gra­nic Rze­czy­po­spo­li­tej, a więc za­rów­no przed Szwe­da­mi, jak Mo­ska­la­mi czy Ko­za­ka­mi.

Nie tyl­ko sa­mych wo­jen, ale i spo­so­bów ich pro­wa­dze­nia Pa­sek nie dzie­lił na słusz­ne i nie­słusz­ne, bo sprzecz­ne z De­ka­lo­giem. Do­sko­na­le go­dził re­kwi­zy­cje, a na­wet gra­bie­że lud­no­ści cy­wil­nej, ści­na­nie bez­bron­nych jeń­ców itd. ze sta­le ma­ni­fe­sto­wa­nym ka­to­li­cy­zmem. Ta­de­usz Boy-Że­leń­ski na­pi­sał, iż nie wy­obra­ża so­bie spo­wied­ni­ka, któ­ry był­by w sta­nie skło­nić pana Pod­bi­pię­tę do re­zy­gna­cji z po­je­dyn­ku24. Pa­sek sta­wał w trzy­dzie­stu ta­kich po­trze­bach i to nie tyl­ko w roli se­kun­dan­ta. Jak wi­dać, nie uzna­wał ich za sprzecz­ne z mo­ral­no­ścią chrze­ści­jań­ską. Go­dził z nią rów­nież do­sko­na­le wia­rę we wszel­kie­go ro­dza­ju za­bo­bo­ny Nie miał po­tom­stwa, bo po­ję­ta przez wzgląd na ma­ją­tek wdo­wa była już zbyt le­ci­wa. Naj­po­waż­niej w świe­cie skła­dał to jed­nak na złość ludz­ką: kła­dzio­no im do łóż­ka spróch­nia­łe drew­no z trum­ny, co unie­moż­li­wia­ło żo­nie zaj­ście w cią­żę (a może ona sama mu tak tłu­ma­czy­ła po­wo­dy swej bez­płod­no­ści?).

Na­to­miast naj­przy­kład­niej we współ­cze­snym świe­cie Pa­sek nie cier­pi od­stęp­ców od wia­ry i to rów­nie moc­no ro­dzi­mych „lu­trów”, a więc kal­wi­nów czy arian, jak ob­cych pro­te­stan­tów. Nie tyl­ko za to, że trzy­ma­li się Szwe­dów, o czym pi­sze już na pierw­szych za­cho­wa­nych kar­tach Pa­mięt­ni­ków. Za­raz do­da­je jed­nak, z rzad­ką u sie­bie bez­stron­no­ścią, że w tych dy­sy­denc­kich cho­rą­gwiach słu­ży­ło wie­lu ka­to­li­ków. Jak się wy­da­je, w do­bie po­stę­pu­ją­cej szyb­ko uni­for­mi­za­cji kul­tu­ry szla­chec­kiej, pana Pa­ska draż­ni­ło przede wszyst­kim to, że choć Po­la­cy i szlach­ta, to rów­no­cze­śnie są kimś ob­cym, gdyż wy­zna­ją inną wia­rę; i lek­ko­myśl­nym, sko­ro do­bro­wol­nie wy­rze­ka­ją się po­tęż­nych pro­tek­to­rów w oso­bach świę­tych pań­skich25. Wia­do­mo bo­wiem, jak cięż­ko jest szlach­ci­co­wi prze­bi­jać się przez ży­cie do­cze­sne i wiecz­ne bez czy­je­goś moż­ne­go wspar­cia.

Sko­ro już pa­dło sło­wo kul­tu­ra, to war­to po­świę­cić nie­co uwa­gi eru­dy­cji pana Pa­ska. Jest ona, zwłasz­cza je­śli cho­dzi o an­tycz­ne dzie­je i mi­to­lo­gię, wręcz za­dzi­wia­ją­ca, je­śli przy­po­mnieć, że na­uki w raw­skim ko­le­gium po­bie­rał ra­czej krót­ko. Mimo to wca­le do­brze znał ła­ci­nę, tro­chę nie­miec­ki i ro­syj­ski (mógł się go na­uczyć, pro­wa­dząc po­sel­stwo z Mo­skwy). A gdy­by na­wet wy­niósł z na­uki u o.o. je­zu­itów pew­ne wia­do­mo­ści, to trud­no przy­pusz­czać, aby był je w sta­nie za­cho­wać w pa­mię­ci przez całe ży­cie. Na bar­dziej sys­te­ma­tycz­ną lek­tu­rę miał ra­czej mało cza­su; nic nam też nie wia­do­mo, aby po­sia­dał ja­kąś bi­blio­tecz­kę, choć­by tak skrom­ną jak ta, któ­rą Ja­kub Ka­zi­mierz Haur rad był wi­dzieć w każ­dym zie­miań­skim dwor­ku26. Na tym tle in­try­gu­ją przy­ta­cza­ne w Pa­mięt­ni­kach mowy i li­sty. Za­pew­ne je rze­czy­wi­ście wy­gła­szał i pi­sał, ale ra­czej nie w tak ob­szer­nej i upstrzo­nej ła­ciń­ski­mi cy­ta­ta­mi wer­sji, jaką nam do wie­rze­nia po­dał. Obo­wią­zu­ją­ca od sta­ro­żyt­no­ści kon­wen­cja li­te­rac­ka wkła­da­ła w usta bo­ha­te­rów, a zwłasz­cza wo­dzów przed sto­cze­niem de­cy­du­ją­cej bi­twy, kunsz­tow­ne i dłu­gie mowy, na któ­rych kom­po­no­wa­nie i wy­gła­sza­nie nie mie­li bez wąt­pie­nia ani cza­su, ani chę­ci. Z wła­sne­go do­świad­cze­nia wie­my, iż czę­sto, już po za­bra­niu gło­su, my­śli­my so­bie: na­le­ża­ło to po­wie­dzieć ład­niej i ob­szer­niej. Pa­mięt­ni­ki dały Pa­sko­wi spo­sob­ność wy­szli­fo­wa­nia swych ora­cji „na ostat­ni po­łysk”. Mo­gły mu być w tym po­moc­ne krą­żą­ce wów­czas po szla­chec­kich dwor­kach si­lvae re­rum, w któ­rych ta­kich wła­śnie mów spo­ty­ka­my na kopy. Stąd pew­ne frag­men­ty, jako oczy­wi­ste ko­pie utwo­rów krą­żą­cych wśród szlach­ty, Brück­ner opu­ścił w wy­da­niu Pa­mięt­ni­ków, któ­re uka­za­ło się w se­rii Bi­blio­te­ka Na­ro­do­wa. Ist­nia­ły już wów­czas pod­ręcz­ni­ki wy­mo­wy i zbio­ry ora­cji w ro­dza­ju Mów­cy pol­skie­go, któ­re­go dwa tomy wy­dał w 1676 roku Jan Ste­fan Pi­sar­ski, czy dzie­ła Ora­tor po­li­tycz­ny, we­sel­nym i po­grze­bo­wym ak­tom słu­żą­cy

Jana Ka­zi­mie­rza Wojsz­na­ro­wi­cza. Uważ­na kwe­ren­da w tych opa­słych to­mach, po­dob­nie jak w syl­wach, po­zwo­li­ła­by być może od­na­leźć całe zda­nia, aka­pi­ty, a na­wet frag­men­ty, któ­re Pa­sek włą­czył do swych Pa­mięt­ni­ków.

Słyn­na re­la­cja Jana Chry­zo­sto­ma o szy­ciu z łu­ków do ak­to­rów fran­cu­skich mówi wie­le o jego sto­sun­ku do te­atru jako dzie­dzi­ny kul­tu­ry. Po­dob­nie jak więk­szość szlach­ty wi­dział w nim je­dy­nie jar­marcz­ną roz­ryw­kę, a w ak­tor­stwie za­ję­cie nie­god­ne uczci­we­go czło­wie­ka, tym bar­dziej szlach­ci­ca. Daw­ny wy­cho­wa­nek księ­ży je­zu­itów czy­nił za­pew­ne wy­ją­tek dla sztuk re­li­gij­nych, choć i to nie jest pew­ne, zwa­żyw­szy, iż w XVII-wiecz­nym ko­le­gium raw­skim nie ist­niał te­atr szkol­ny. Pa­sek prze­su­nął zresz­tą całe zaj­ście o lat dzie­sięć; tu­mult w te­atrze miał bo­wiem miej­sce w 1674 roku (a nie w 1664). Może data za­tar­ła mu się w pa­mię­ci, a może chciał raz jesz­cze po­chwa­lić się ła­ska­mi kró­la, któ­ry rze­ko­mo śmiał się z ca­łe­go zaj­ścia, i przy­piąć łat­kę Lu­dwi­ce Ma­rii, za któ­rej pa­no­wa­nia Fran­cu­zi na wszyst­ko, jak pi­sze, so­bie po­zwa­la­li27. Ko­men­tarz na­wet jak na Pa­ska dość za­ska­ku­ją­cy, jesz­cze chwi­la, a za­cznie­my go po­dej­rze­wać o za­miar roz­myśl­nej au­to­kom­pro­mi­ta­cji. Tak na­praw­dę to nie­na­wiść do Fran­cu­zów po­zba­wi­ła go do resz­ty obiek­ty­wi­zmu. Prze­sło­ni­ła mu świat, w prze­no­śni i do­słow­nie, sko­ro w pew­nym miej­scu pi­sze, że ich pe­ru­ki były tak ogrom­ne, iż „aż ja­sność okien [zam­ko­wych] za­sło­ni­ły”28. Po­zo­sta­je po­dzię­ko­wać Opatrz­no­ści, iż fran­cu­ska tru­pa nie za­bie­ra­ła się do ode­gra­nia sztu­ki któ­re­goś ze swych wiel­kich ro­da­ków (Mo­lie­ra, Ra­ci­ne’a, Cor­ne­il­le’a), a za­mie­rza­ła tyl­ko po­ka­zać ja­kieś po­li­tycz­ne sztu­czy­dło, co zresz­tą jesz­cze bar­dziej roz­ju­szy­ło szlach­tę. Po wie­kach prze­pro­sił za to nie­szczę­snych ko­me­dian­tów Cze­sław Mi­łosz, my­ląc zresz­tą ich na­ro­do­wość:

I wło­skim ko­me­dian­tom współ­czu­ję ser­decz­nie –

Bie­da­cy, nie wie­dzie­li, że jest nie­bez­piecz­nie

Grać w tym kra­ju, co niby go­ści­ny udzie­la,

Bo szlach­ta, ry­cząc, z łuku do ak­to­rów strzel29.

Gdy­by­śmy ja­kimś cu­dem spo­tka­li pana Pa­ska i za­py­ta­li, kim jest, na po­cząt­ku wy­mie­nił­by bez wąt­pie­nia przy­na­leż­ność sta­no­wą; szla­chec­two ozna­cza­ło au­to­ma­tycz­nie przy­na­leż­ność do na­ro­du pol­skie­go w sar­mac­kim sło­wa tego ro­zu­mie­niu, a więc wy­łą­cza­ją­cym inne sta­ny spo­łecz­ne. W dal­szej ko­lej­no­ści po­wie­dział­by bez wąt­pie­nia, że wy­zna­je ka­to­li­cyzm i po­cho­dzi z wo­je­wódz­twa łę­czyc­kie­go, ale Ma­zu­rem nie jest. My go jed­nak uwa­ża­my za jed­ne­go z Ma­zu­rów i to ty­po­we­go; po­dob­nie są­dzi­li współ­cze­śni, któ­rym da­rem­nie tłu­ma­czył, że jest tyl­ko „ma­zo­wiec­ki sam­siad”30. Mu­siał jed­nak sta­nąć do bój­ki w obro­nie do­bre­go imie­nia Ma­zu­rów, aby nie po­my­śla­no, że tchó­rzy. Wpły­wy ma­zu­rze­nia są wi­docz­ne w Pa­mięt­ni­kach (po­dob­nie jak w sa­mym na­zwi­sku ich au­to­ra, któ­re pier­wot­nie brzmia­ło Pa­szek). Jan Chry­zo­stom zbyt wie­le cza­su prze­by­wał poza ro­dzin­nym Ma­zow­szem, aby wpły­wy te mo­gły się sil­niej od­ci­snąć.

Mimo że pro­ce­sy po­lo­ni­za­cyj­ne, a co za tym idzie i ta­każ świa­do­mość et­nicz­na, ob­ję­ły już za cza­sów Pa­ska całą nie­mal szlach­tę, to jed­nak w ów­cze­snych źró­dłach Ma­zur bywa nadal wy­mie­nia­ny obok nie tyl­ko Pru­sa­ka (miesz­kań­ca Prus Kró­lew­skich), Li­twi­na, Żmu­dzi­na czy Ru­si­na, ale i Po­la­ka. De­cy­do­wał re­gion uro­dze­nia, któ­ry był „małą oj­czy­zną” (jesz­cze Mic­kie­wicz pi­sał: „Li­two, oj­czy­zno moja…”). Pa­sek miał to nie­szczę­ście, że jego „mała oj­czy­zna” sta­no­wi­ła pro­win­cję, z któ­rej szcze­gól­nie lu­bia­no się wy­śmie­wać. Wy­wo­dzi­ło się to chy­ba z kon­tra­stu mię­dzy wszę­do­byl­stwem, aspi­ra­cja­mi i po­zio­mem umy­sło­wym Ma­zu­rów a ich sta­nem ma­jąt­ko­wym i po­zio­mem in­te­lek­tu­al­nym. Byli oni pol­ski­mi Ga­skoń­czy­ka­mi, z któ­rych we Fran­cji pod­kpi­wa­no so­bie rów­nie chęt­nie. Swą ak­tyw­no­ścią bu­dzi­li nie­chęć za­moż­nej i oświe­co­nej szlach­ty, któ­ra w znacz­nej mie­rze po­pa­dła w tak nie­zro­zu­mia­ły dla póź­niej­szych ba­da­czy ży­cio­wy kwie­tyzm. Ma­zu­rzy bu­dzi­li jej szcze­gól­ną nie­chęć, po­nie­waż im się Jesz­cze chcia­ło”. Za­rów­no au­ten­tycz­ny, jak fik­cyj­ny bo­ha­ter li­te­rac­kiej pro­zy, na­le­żą­cej do ar­cy­dzieł na­sze­go pi­śmien­nic­twa, a więc i Pa­sek, i Rzę­dzian, do cze­goś do­cho­dzą. Ten dru­gi, jako je­dy­ny chy­ba z bo­ha­te­rów Try­lo­gii, robi ka­rie­rę spo­łecz­ną i zdo­by­wa po­kaź­nę for­tun­kę, a mimo to wciąż śmie­szy czy­tel­ni­ków. Po­stać Rzę­dzia­na za­wie­ra zresz­tą spo­ro ry­sów Pa­ska, na co zwra­cał już uwa­gę Igna­cy Chrza­now­ski31.

Pa­mięt­ni­ki są wie­lo­ra­kim spoj­rze­niem od dołu: sza­ra­ka, któ­ry „wy­bił się na za­moż­ność”, po­spo­li­te­go żoł­nie­rza, zwy­kłe­go szla­chet­ki, któ­ry by­wał na kró­lew­skich po­ko­jach, choć nie za­cho­wy­wał się na nich z taką swo­bo­dą, jak to póź­niej opi­sał. Czy­ta­jąc pa­mięt­ni­ki ów­cze­snych mi­ni­strów (Je­rze­go Osso­liń­skie­go czy Al­brych­ta Ra­dzi­wił­ła), za­da­je­my so­bie nie­raz py­ta­nie, co my­śle­li słu­dzy pana Al­brych­ta, to­wa­rzy­szą­cy mu na dwo­rze, czy pa­choł­ko­wie Osso­liń­skie­go, pa­trząc na swe­go pana, kie­dy jego koń gu­bił na rzym­skim bru­ku nie­dba­le przy­bi­tą zło­tą pod­ko­wę. Już Mic­kie­wicz zwró­cił uwa­gę, iż więk­szość pa­mięt­ni­ków fran­cu­skich XVII wie­ku uka­zu­je bi­twy wi­dzia­ne ocza­mi szta­bów i do­wód­ców, na­to­miast Pa­sek wi­dzi je we frag­men­tach, od stro­ny po­szcze­gól­nych epi­zo­dów32. W tym miej­scu przy­po­mi­na nam się Sten­dhal, któ­ry zy­skał uzna­nie kry­ty­ków za opis bi­twy pod Wa­ter­loo oglą­da­nej przez bo­ha­te­ra Pu­stel­ni par­meń­skiej z per­spek­ty­wy… koń­skich za­dów. Po­dob­ną wi­zją dzie­jów gor­szy­li się ci wszy­scy, któ­rzy szu­ka­li u Pa­ska ob­ra­zu wiel­kiej po­li­ty­ki, a nie zna­la­zł­szy go, po­sta­wi­li Pa­mięt­ni­ki obok Trzech musz­kie­te­rów i Try­lo­gii33.

Kry­ty­ku­jąc Sien­kie­wi­cza za to, iż „w koń­cu może znu­żył czy­tel­ni­ka, przed­sta­wia­jąc prze­szłość zbyt ja­skra­wo, a jed­no­stron­nie za­ra­zem: w cią­głym ha­ła­sie wo­jen­nym lub gwa­rze bie­siad­nym trud­no uchwy­cić fi­zjo­gno­mię co­dzien­ne­go ży­cia”34, Bruck­ner za­rzu­cał mu w grun­cie rze­czy wy­ko­rzy­sty­wa­nie Pa­sko­wych Pa­mięt­ni­ków je­dy­nie w par­tiach do­ty­czą­cych ów­cze­snych bi­tew i po­ty­czek.

Roz­lew­ność nie­któ­rych prze­mów oraz li­stów (uczciw­szy uszy: po pro­stu nud­nych) może znu­żyć dzi­siej­sze­go czy­tel­ni­ka. War­to jed­nak zwró­cić uwa­gę, że są­sia­du­je ona ze skró­to­wym, nie­raz wręcz no­wo­cze­snym za­pi­sem. Ileż u tego ga­du­ły jest zdań skró­to­wych; jak­że la­pi­dar­nie na przy­kład cha­rak­te­ry­zu­je Pa­sek ową przy­sło­wio­wą za­rad­ność Ma­zu­rów, szy­ka­no­wa­nych dość czę­sto w in­nych re­gio­nach szla­chec­kiej Rze­czy­po­spo­li­tej. „Do­pie­ro tego w łeb, tego w nos, tego po ple­cach; i tak ci uczy­ni­łem so­bie po­kój, żeć mię prze­cież nie na­zy­wa­li ad­we­na [przy­bysz]” – pi­sze. I tyl­ko tyle. Nie­je­den zresz­tą Pa­sek tak po­stę­po­wał.

Wła­dy­sław Cza­pliń­ski traf­nie za­uwa­ża, iż wie­lu ów­cze­snych pa­mięt­ni­ka­rzy opi­su­je w paru sło­wach wy­da­rze­nia, któ­re da­ło­by się roz­bu­do­wać w ob­szer­ną no­we­lę. I przy­ta­cza ka­pi­tal­ny przy­kład z dia­riu­sza Sa­mu­ela Ma­skie­wi­cza: w 1615 roku przy­był on na po­grzeb swe­go przy­ja­cie­la, by ostat­nią od­dać po­słu­gę oraz po­cie­szyć zbo­la­łą wdo­wę. „Pra­co­wa­łem siła, ni­mem cia­ło ubrał omyw­szy – pi­sze Ma­skie­wicz – w wiel­kiej ła­sce u sa­mej [pani domu], a po­tem tro­chę, co dia­beł każe”. Sy­tu­acja god­na Mau­pas­san­ta…

Wspo­mnia­łem fran­cu­skie­go pi­sa­rza, po­nie­waż rów­nież i u Pa­ska znaj­du­je­my sce­ny oby­cza­jo­we, któ­re nada­wa­ły­by się do roz­wi­nię­cia w całe no­we­le, że wy­mie­ni­my choć­by spo­sób, w jaki miał po­trak­to­wać gdańsz­czan, cie­szą­cych się z tu­rec­kich zwy­cię­stwa35, czy pysz­ną opo­wieść o szlach­ci­cu, któ­ry prze­braw­szy się w strój orien­tal­ny, wje­chał do ro­dzi­mej sie­dzi­by na wiel­błą­dzie, czym ro­dzi­ca za­miast ucie­szyć, tak na­stra­szył, że ten „roz­cho­ro­wał się z prze­lęk­nie­nia i nie­za­dłu­go po­tem umarł”36. Co waż­niej­sze Pa­mięt­ni­ki są ist­ną ko­pal­nią ma­te­ria­łów uka­zu­ją­cych wła­śnie ową „fi­zjo­gno­mię co­dzien­ne­go ży­cia” szlach­ty, któ­rej bra­ko­wa­ło Brück­ne­ro­wi u Sien­kie­wi­cza. Pa­sek opi­sał szcze­gó­ło­wo, jak ude­rza­no w kon­ku­ry, o czym mó­wi­ły przy­śpiew­ki, jak za­ba­wia­no się na dwo­rach, sło­wem całe pry­wat­ne ży­cie „wła­ści­cie­li szla­chec­kiej Pol­ski”. Tyl­ko zmian mody nie chcia­ło mu się, ku na­sze­mu ża­lo­wi, od­no­to­wać. „Co ja już pa­mię­tam od­mien­nej co­raz mody w suk­niach, w czap­kach, w bo­tach, sza­blach […], na­wet w czu­pry­nach, ge­stach, w stą­pa­niu i w wi­ta­niu, o Boże świę­ty, nie spi­sał­by tego na dzie­się­ciu skó­rach wo­ło­wych!”37. Trud­no mu to mieć za złe, po­nie­waż my dziś też nie na­dą­ża­my z re­je­stra­cją wszyst­kich prze­mian mody i oby­cza­ju. Choć za cza­sów Pa­ska męż­czyź­ni bar­dziej się stro­ili od ko­biet i wię­cej nie­raz wy­da­wa­li na sza­ty i klej­no­ty, to jed­nak lep­szy zmysł ob­ser­wa­cyj­ny po­sia­da­ły, jak za­wsze, nie­wia­sty.

Pa­sek dość uważ­nie ob­ser­wo­wał na­to­miast duń­skie oby­cza­je, pi­sząc o nich wszak­że z wła­ści­wą so­bie ła­two­wier­no­ścią, żeby tyl­ko przy­po­mnieć jego re­la­cje o dusz­kach do­mo­wych, chęt­nie dzie­lą­cych się ko­ła­czem we­sel­nym z ludź­mi.

Na mar­gi­ne­sie Pa­mięt­ni­ków słusz­nie jed­nak przy­po­mnia­no, iż Włoch To­rqu­ato Pe­chi, prze­by­wa­ją­cy w tym kra­ju na sto lat przed Pa­skiem, rów­nie se­rio in­for­mo­wał czy­tel­ni­ków, że Duń­czy­cy sprze­da­ją że­gla­rzom wia­try mor­skie, scho­wa­ne w chu­s­tecz­kach do nosa. Ba­da­nia prze­pro­wa­dzo­ne w Da­nii po­zwo­li­ły na usta­le­nie, iż wie­le in­for­ma­cji Pa­ska o tym kra­ju po­kry­wa­ło się z rze­czy­wi­sto­ścią. Nie było więc jego wy­my­słem to, że Duń­czy­cy cho­wa­ją psz­czo­ły w „sło­mia­nych pu­deł­kach, nie w ulach”, bo istot­nie trzy­ma­li je w wiel­kich fla­szach ple­cio­nych ze sło­my. W od­dzia­le et­no­gra­ficz­nym Mu­zeum Na­ro­do­we­go w Ko­pen­ha­dze od­na­la­zły się zaś łóż­ka do spa­nia, za­su­wa­ne w ścia­ny jako sza­fy, czy ry­nien­ki na ogień usta­wia­ne w izbach, o któ­rych czy­ta­my w Pa­mięt­ni­kach. Hi­sto­ry­cy duń­scy, pi­sząc o sto­sun­kach na tam­tej­szej wsi w po­ło­wie XVII wie­ku, do nich wła­śnie czę­sto się­ga­ją. Je­śli więc Pa­sek jest obec­nie przy­chyl­niej niż daw­niej oce­nia­ny jako źró­dło hi­sto­rycz­ne, to przede wszyst­kim z uwa­gi na jego zmysł ob­ser­wa­to­ra re­aliów ży­cia co­dzien­ne­go, nie tyl­ko zresz­tą w Da­nii.

Go­rzej jest z opi­sem dzia­łań wo­jen­nych, w któ­rych sam nie brał udzia­łu; dziś już wie­my, że za­war­te w hym­nie na­ro­do­wym sło­wa o Czar­niec­kim „dla oj­czy­zny ra­to­wa­nia rzu­cił się przez mo­rze” nie są ści­słe. Jak usta­lił Adam Ker­sten, żoł­nie­rze przy­szłe­go het­ma­na do­tar­li na wy­spę Al­sen na ło­dziach, choć Pa­sek po­da­je, iż prze­by­li tę dro­gę wpław. Zna­ko­mi­cie na­to­miast przed­sta­wił at­mos­fe­rę bra­to­bój­czych walk w do­bie ro­ko­szu Lu­bo­mir­skie­go. W tej pol­skiej dro­le de gu­er­re Pa­sek brał oso­bi­ście udział (po stro­nie re­ga­li­stów), ale jej zbyt po­waż­nie nie trak­to­wał. „Bo było to, co je­den brat przy kró­lu, a dru­gi przy Lu­bo­mir­skim; ociec tam, syn tu; to nie wie­dzieć, jako się było bić” – przy­zna­je otwar­cie pa­mięt­ni­karz38. Fan­ta­zjo­wał na­to­miast, żeby nie po­wie­dzieć łgał na po­tę­gę, wów­czas, gdy pi­sał o roz­mo­wach z moż­ny­mi tego świa­ta. Nie po­ża­ło­wał so­bie na­wet go­rą­ce­go uczu­cia ze stro­ny duń­skiej ary­sto­krat­ki, któ­rej list mi­ło­sny, sko­pio­wa­ny być może z ja­kie­goś pod­ręcz­ni­ka, za­miesz­cza pod ro­kiem 1659. Po­błaż­li­wie na­to­miast i pół­gęb­kiem wspo­mi­na o tym, jak to pol­scy żoł­nie­rze „swa­wo­li­li” w Da­nii. Ską­di­nąd wie­my, że owi so­jusz­ni­cy dali się wów­czas we zna­ki nie tyl­ko szwedz­kim prze­ciw­ni­kom, ale i miej­sco­wej lud­no­ści.

Każ­de­mu, kto czy­tał Dzien­nik Sa­mu­ela Pe­py­sa (1633-1703), w wy­bo­rze i prze­kła­dzie Ma­rii Dą­brow­skiej, mu­sia­ło chy­ba na­su­nąć się sko­ja­rze­nie z Pa­mięt­ni­ka­mi Pa­ska (ok. 1636-1701). Tych dwóch lu­dzi było ró­wie­śni­ka­mi; dzie­się­cio­le­cie (1660-1669), w któ­rym spi­sy­wał swój dzien­nik lon­dyń­ski gro­szo­rób i epi­ku­rej­czyk, przy­pa­da na okres (1656-1688), jaki obej­mu­je pa­mięt­nik pol­skie­go szlach­ci­ca, za­wa­dia­ki oraz ga­wę­dzia­rza. Oba te utwo­ry łą­czą jed­nost­ko­wy opis losu ludz­kie­go z sze­ro­ką pa­no­ra­mą wy­da­rzeń po­li­tycz­nych. Oba też zo­sta­ły od­kry­te do­pie­ro w XIX wie­ku, z drob­ną tyl­ko róż­ni­cą w da­tach (I wyd. Pe­py­sa przy­pa­da na 1825 rok, Pa­ska zaś na 1836). Na tym koń­czą się jed­nak po­do­bień­stwa mię­dzy wyż­szym urzęd­ni­kiem bry­tyj­skiej ad­mi­ra­li­cji a to­wa­rzy­szem cho­rą­gwi hu­sar­skiej i zie­mia­ni­nem. Nie cho­dzi tu tyl­ko o róż­ni­cę po­cho­dze­nia spo­łecz­ne­go czy za­wo­du, ale i o krąg za­in­te­re­so­wań kul­tu­ral­nych, u Pa­ska dość ogra­ni­czo­nych, u Pe­py­sa na­to­miast się­ga­ją­cych od hi­sto­rii po­przez ma­te­ma­ty­kę, me­dy­cy­nę czy fi­zy­kę do mu­zy­ki oraz te­atru. Wła­dy­sław Cza­pliń­ski zwra­ca uwa­gę, iż Pe­pys na­rzu­cał so­bie su­ro­wy re­żym oszczęd­no­ścio­wy, Pa­sek był na­to­miast jesz­cze na spo­sób feu­dal­ny roz­rzut­ny. Oczy­wi­ście po­rów­na­nie na­sze trą­ci nie­co de­ma­go­gią; an­giel­skie­go in­te­lek­tu­ali­stę na­le­ża­ło­by bo­wiem ze­sta­wić ra­czej z któ­rymś z przed­sta­wi­cie­li świa­tłe­go pa­try­cja­tu czy kształ­co­nej na za­gra­nicz­nych uni­wer­sy­te­tach ma­gna­te­rii, nie­ko­niecz­nie zresz­tą od razu ze Sta­ni­sła­wem He­ra­kliu­szem Lu­bo­mir­skim. Cóż, kie­dy tam­ci nie pro­wa­dzi­li pa­mięt­ni­ków, a dia­riusz po­zo­sta­wio­ny przez Bo­gu­sła­wa Ra­dzi­wił­ła to tyl­ko su­chy za­pis ko­lej­nych wy­da­rzeń.

Je­że­li cho­dzi o szcze­rość wy­nu­rzeń, nie­raz wręcz kom­pro­mi­tu­ją­cą ich au­to­ra, moż­na by Pa­mięt­ni­ki Jana Chry­zo­sto­ma po­rów­nać je­dy­nie do Wy­znań Jana Ja­ku­ba Ro­us­se­au. Z tą jed­nak róż­ni­cą, iż fran­cu­ski fi­lo­zof ob­na­żał swe sła­bo­ści, aby ścią­gnąć uwa­gę zbla­zo­wa­nych by­wal­ców pa­ry­skich sa­lo­nów, pod­czas gdy Pa­sek czy­nił to z na­iw­no­ścią i pro­sto­tą dziec­ka ma­zo­wiec­kiej pro­win­cji. Nie on ostat­ni; w ca­łym pol­skim pa­mięt­ni­kar­stwie XVII wie­ku wy­stę­pu­je po­dob­ny we­ryzm. Moż­na jesz­cze zro­zu­mieć, iż za­pi­sy­wa­no rze­czy kom­pro­mi­tu­ją­ce au­to­rów w na­szych oczach. Trud­niej po­jąć, że sami przy­zna­wa­li się do po­stęp­ków, któ­re już wów­czas ucho­dzi­ły za ra­czej na­gan­ne.

Dziś, kie­dy już mi­nę­ło trzy­sta lat od przy­pusz­czal­nej daty śmier­ci ge­nial­ne­go pa­mięt­ni­ka­rza, sta­je się co­raz bar­dziej ja­sne, iż Pa­sek oka­zał się w XIX wie­ku jed­nym ze spraw­ców wiel­kiej mi­sty­fi­ka­cji. Mam na my­śli ob­raz li­te­ra­tu­ry pol­skiej doby ba­ro­ku, któ­rą dziś oce­nia­my na pod­sta­wie jej szczy­to­wych osią­gnięć, nie­zna­nych lu­dziom ży­ją­cym w XVII stu­le­ciu. Po­dob­nie jak dra­ma­ty Sta­ni­sła­wa He­ra­kliu­sza Lu­bo­mir­skie­go czy więk­szość utwo­rów Wa­cła­wa Po­toc­kie­go oraz obu Morsz­ty­nów (Jana An­drze­ja i Zbi­gnie­wa), tak i lwia część ów­cze­sne­go pa­mięt­ni­kar­stwa, z Pa­skiem na cze­le, nie uj­rza­ła far­by dru­kar­skiej. Sy­tu­acja nie­zna­na w in­nych kra­jach ów­cze­snej Eu­ro­py, gdzie utwo­ry naj­wy­bit­niej­szych au­to­rów dru­ko­wa­no za ich ży­cia. Gdy­by kie­dyś po­wsta­ły dzie­je li­te­ra­tu­ry pi­sa­ne z punk­tu wi­dze­nia lu­dzi ży­ją­cych w da­nym stu­le­ciu, to w roz­dzia­le o wie­ku XVII nie pa­dło­by w ogó­le na­zwi­sko Pa­ska, a Po­toc­ki czy Morsz­ty­no­wie do­cze­ka­li­by się za­le­d­wie pa­ro­wier­szo­wych wzmia­nek.

Jan Chry­zo­stom Pa­sek, tak czu­ły na do­bre imię oraz roz­głos, lu­bił się w swych szum­nych ora­cjach po­wo­ły­wać na Eu­ro­pę, a na­wet i na cały świat. Ucie­szył­by się więc nie­chyb­nie, wi­dząc, że jego sła­wa „pój­dzie – jak ma­wia­li ba­ro­ko­wi mów­cy – po Wscho­dach i Za­cho­dach, zaj­dzie do dzi­kich kra­jów, na­wet i oce­any głę­bo­kie prze­pły­nie”. Na­le­ża­ło się to au­to­ro­wi, zwa­żyw­szy, że i za ży­cia mu­siał są­sia­dów uczyć sza­blą mo­re­su dla sie­bie, i po śmier­ci nie od razu do­cze­kał się za­słu­żo­ne­go roz­gło­su. Kie­dy bo­wiem w la­tach 1821-1822 uka­za­ły się pierw­sze frag­men­ty Pa­mięt­ni­ków, kla­sy­cy moc­no jesz­cze trzy­ma­li się w sio­dle i roz­wi­chrzo­na nar­ra­cja Pa­ska wca­le im nie przy­pa­dła do gu­stu. Dru­ku na­stęp­nych frag­men­tów re­dak­tor jed­ne­go z war­szaw­skich pism li­te­rac­kich wręcz od­mó­wił, tłu­ma­cząc, „że je­śli­by umie­ścił ja­kieś wy­jąt­ki, mu­siał­by stra­cić za wie­le cza­su. Bo rzecz do­bra i cie­ka­wa, ale re­dak­cję i styl trze­ba by było zmie­nić od de­ski do de­ski”39.

Póź­niej za­czę­to w tym ar­cy­dzie­le wie­trzyć po pro­stu zręcz­ną mi­sty­fi­ka­cję; za­le­wa­ni ist­ną po­wo­dzią fal­sy­fi­ka­tów kry­ty­cy sta­li się nie­uf­ni na­wet wo­bec praw­dzi­wych za­byt­ków pa­mięt­ni­kar­stwa sta­ro­pol­skie­go. Fran­ci­szek Wę­żyk, Jó­zef Łu­ka­sze­wicz, zwłasz­cza zaś Mi­chał Wisz­niew­ski wąt­pi­li w au­ten­tycz­ność dzie­ła Pa­ska; za sfał­szo­wa­ne pod ko­niec tek­stu uwa­żał Pa­mięt­ni­ki rów­nież Jó­zef Igna­cy Kra­szew­ski. Po­nie­waż zwykł był się ob­cho­dzić ze źró­dła­mi dość bez­ce­re­mo­nial­nie, po­dej­rze­wał, że ktoś pod­szył się pod na­zwi­sko ma­zo­wiec­kie­go szlach­ci­ca. Do­ro­bił Pa­mięt­ni­kom chwy­tli­we li­te­rac­kie za­koń­cze­nie, po­dob­nie jak to uczy­nił ze wspo­mnie­nia­mi Jana Du­kla­na Ochoc­kie­go, do­pi­su­jąc dia­lo­gi, usu­wa­jąc na­to­miast frag­men­ty oby­cza­jo­wo draż­li­we.

Alek­san­der Bück­ner są­dził, iż winą na­le­ży ob­cią­żyć rów­nież i „czar­ną le­gen­dę”, któ­rą ota­cza­no w za­ry­sach li­te­ra­tu­ry wiek XVII. Zna­no go bo­wiem „[…] z naj­gor­szej stro­ny, od ła­ci­ny, pa­ne­gi­ry­ków i asce­ty­ków, więc o ro­man­sie oby­cza­jo­wym […] nikt nie po­my­ślał”40. Nie­uf­ność po­głę­bi­ły ów­cze­sne prak­ty­ki edy­tor­skie; aby uczy­nić ar­cy­dzie­ło Pa­ska bar­dziej czy­tel­ne, pierw­szy wy­daw­ca peł­ne­go tek­stu Pa­mięt­ni­ków (1836), Edward Ra­czyń­ski, za­stą­pił wszyst­kie zwro­ty ła­ciń­skie pol­ski­mi, co jesz­cze bar­dziej od­ję­ło edy­cji ce­chy au­ten­tycz­no­ści.

Na­wet po la­tach opła­ci­ła się jed­nak panu Pa­sko­wi mi­łość do zwie­rząt, któ­rej licz­ne przy­kła­dy znaj­du­je­my na kar­tach jego Pa­mięt­ni­ków. W książ­ce uczo­ne­go je­zu­ity, Ga­brie­la Rzą­czyń­skie­go (Hi­sto­ria na­tu­ra­lis cu­rio­sa, 1721), zna­le­zio­no bo­wiem do­wód ich au­ten­tycz­no­ści, a to w po­sta­ci opo­wie­ści o uczo­nej wy­drze, po­da­ro­wa­nej przez pew­ne­go szlach­ci­ca z Ma­zow­sza, na­zwi­skiem Pa­sek, zwy­cięz­cy spod Wied­nia. Na tym jed­nak nie skoń­czy­ły się kło­po­ty z sym­pa­tycz­nym zwie­rzę­ciem. „Mój Łu­ka­sze­wi­czu – pi­sał Ra­czyń­ski do zna­ne­go hi­sto­ry­ka re­for­ma­cji – jest u Pa­ska ar­ty­kuł o wy­drze cho­wa­nej za kró­la Jana, któ­rej żoł­nierz na war­cie dał uciec i za to zo­stał uka­ra­ny śmier­cią, to trze­ba zmi­ty­go­wać prop­ter ho­no­rem gen­tis [ze wzglę­du na cześć na­ro­du] i na­pi­sać tyl­ko: a żoł­nie­rza uka­ra­no jak na­le­ży”A. Saj­kow­ski, Nad sta­ro­pol­ski­mi pa­mięt­ni­ka­mi, Po­znań 1964, s. 4..

Po nie­do­wie­rza­niu przy­szedł za­chwyt. Styl Pa­ska wzbu­dził en­tu­zjazm ro­man­ty­ków; wy­warł on na nich wpływ tak wiel­ki, że przy­po­mi­na się mimo woli po­wie­dze­nie He­min­gwaya o Przy­go­dach Huc­ka: „Cała no­wo­cze­sna li­te­ra­tu­ra ame­ry­kań­ska wy­wo­dzi się z tej jed­nej książ­ki”. Pa­mięt­ni­ka­mi za­chwy­cał się Mic­kie­wicz, któ­ry po­świę­cił Pa­sko­wi dwa z wy­kła­dów o li­te­ra­tu­rze sło­wiań­skiej. Pod uro­kiem jego pro­zy po­zo­sta­wa­li za­rów­no Kra­siń­ski, jak Sło­wac­ki, któ­ry jak już wspo­mi­na­łem, wpro­wa­dził go na kar­ty Ma­ze­py.

Wie­my, ile inne ar­cy­dzie­ło ga­wę­dy szla­chec­kiej, mia­no­wi­cie Pa­miąt­ki So­pli­cy Hen­ry­ka Rze­wu­skie­go, za­wdzię­cza Pa­sko­wi. Czer­pał z nich ca­ły­mi gar­ścia­mi Hen­ryk Sien­kie­wicz, któ­ry na­wet ty­tuł pierw­szej czę­ści swej try­lo­gii wziął chy­ba z Pa­mięt­ni­ków, gdzie czy­ta­my, że wróg „trzy czę­ści oj­czy­zny na­szej mie­czem i ogniem splą­dro­wał”. Od­po­wia­dał mu nie­sły­cha­nie Pa­sko­wy kult woj­ska i wo­dza (w oso­bie Czar­niec­kie­go). Syl­wet­ka Kmi­ci­ca wie­le za­wdzię­cza Pa­sko­wi; z jego Pa­mięt­ni­ków przej­mo­wał au­tor Po­to­pu słow­nic­two i fra­ze­olo­gię. Moż­na śmia­ło przy­jąć, że gdy­by Pa­mięt­ni­ki za­gi­nę­ły, to i try­lo­gia nie po­wsta­ła­by w obec­nym kształ­cie, a po­sta­ci Kmi­ci­ca i Za­gło­by nie wy­pa­dły­by na pew­no tak barw­nie i so­czy­ście. Wy­do­by­cie z rę­ko­pi­sów pa­mięt­ni­ków Pa­ska i Ma­tu­sze­wi­cza, Ki­to­wi­cza i Du­kla­na-Ochoc­kie­go stwo­rzy­ło pod­gle­bie, bez któ­re­go nie na­stą­pił­by tak wspa­nia­ły roz­wój pol­skiej po­wie­ści hi­sto­rycz­nej XIX wie­ku. Do­cze­ka­ła się ona wie­lu prze­kła­dów na ję­zy­ki obce, po­dob­nie zresz­tą jak ar­cy­dzie­ło Pa­ska, z któ­re­go czer­pa­ła swe na­tchnie­nie.

Je­śli idzie o na­szą li­te­ra­tu­rę ro­man­tycz­ną, to nie­zna­ją­cym pol­skie­go cu­dzo­ziem­com mo­że­my dać je­dy­nie uro­czy­ste sło­wo ho­no­ru, iż była to na­praw­dę wiel­ka po­ezja. Jak do­tąd bo­wiem nie tra­fi­ła ona na kon­ge­nial­nych tłu­ma­czy. Prze­ło­żo­ny pro­zą Pan Ta­de­usz prze­mie­nił się pod pió­rem Ca­zi­na w ba­nal­ną po­wieść oby­cza­jo­wą, w tłu­ma­cze­niu nie­miec­kim nie do­rów­nu­je Her­ma­no­wi i Do­ro­tei, a w wer­sji an­giel­skiej sta­no­wi po pro­stu ilu­stra­cję do roz­wa­żań o ży­ciu szlach­ty w ma­łym, li­tew­skim za­ścian­ku. Kto nie wie­rzy, niech się­gnie do gło­śnej hi­sto­rii Pol­ski pió­ra Nor­ma­na Da­vie­sa, gdzie w ta­kim wła­śnie cha­rak­te­rze zo­sta­ła wy­ko­rzy­sta­na jed­na z ksiąg Pana Ta­de­usza41, co się zresz­tą musi wy­dać hi­sto­ry­ko­wi za­bie­giem moc­no wąt­pli­wym z punk­tu wi­dze­nia me­to­dy na­uko­wej. Na­to­miast Pa­mięt­ni­ki Pa­ska nie­wie­le tra­cą na prze­kła­dzie. Już w XIX w. do­cze­ka­ły się one tłu­ma­czeń na nie­miec­ki, duń­ski i ro­syj­ski. Den­kwür­dig­ke­iten des Jo­hann Chry­so­sto­mus Pas­sek (Wro­cław 1838) wy­szły jed­nak z ini­cja­ty­wy ów­cze­sne­go me­ce­na­sa na­uki, Edwar­da Ra­czyń­skie­go, któ­ry – jak wol­no przy­pusz­czać – po­krył tak­że kosz­ty tłu­ma­cze­nia oraz dru­ku. Edy­cje ro­syj­ska (1877) i duń­ska (1896) ob­ję­ły zaś tyl­ko małe frag­men­ty Pa­mięt­ni­ków; obie też prze­szły bez więk­sze­go echa. To samo da się po­wie­dzieć o ich peł­nym prze­kła­dzie, któ­ry za­wdzię­cza­my nie­stru­dzo­ne­mu Pau­lo­wi Ca­zi­no­wi (1922).

Nowy prze­kład nie­miec­ki, w opra­co­wa­niu Gün­the­ra Wy­trzen­sa, uka­zał się pod ty­tu­łem Die gol­de­ne Fre­ihe­it der Po­len (Zło­ta wol­ność Po­la­ków, 1967). W 1975 roku wy­szedł prze­kład cze­ski, przed trzy­dzie­sto­ma zaś laty w Sta­nach Zjed­no­czo­nych aż dwa prze­kła­dy an­giel­skie. Pierw­szy z nich zo­stał za­ty­tu­ło­wa­ny Me­mo­irs of the Po­lish Ba­ro­que (Pa­mięt­ni­ki z pol­skie­go ba­ro­ku, Ber­ke­ley 1976). Te me­mu­ary „szlach­ci­ca pol­sko-li­tew­skiej wspól­no­ty na­ro­dów” (a Squ­ire of the Com­mon we­alth of Po­land and Li­thu­ania) przy­go­to­wa­ła do dru­ku Ca­the­ri­ne S. Le­ach, sla­wist­ka wy­kła­da­ją­ca w Ber­ke­ley (Uni­ver­si­ty of Ca­li­for­nia). Jej to za­wdzię­cza­my nie tyl­ko sta­ran­ny prze­kład, ale i ob­szer­ny wstęp, jak rów­nież po­sło­wie uka­zu­ją­ce tło hi­sto­rycz­ne epo­ki oraz in­for­mu­ją­ce o pol­skiej woj­sko­wo­ści XVII wie­ku. Wy­daw­czy­ni za­dba­ła też o ob­szer­ne przy­pi­sy do tek­stu, in­deks osób, wresz­cie o map­ki uka­zu­ją­ce miej­sca, w któ­rych prze­by­wał au­tor Pa­mięt­ni­ków. Po­prze­dził je krót­ką przed­mo­wą wy­bit­ny ba­dacz dzie­jów li­te­ra­tu­ry sta­ro­pol­skiej, Wik­tor We­in­traub, zna­ny ze swo­ich licz­nych pu­bli­ka­cji ogła­sza­nych rów­nież i w Pol­sce. Dru­gi prze­kład (The Me­mo­irs of Jan Chry­zo­stom Pa­sek, 1978) za­wdzię­cza­my M.A.J. Świę­cic­kiej, któ­ra opra­co­wa­ła tak­że wstęp i ko­men­ta­rze. Obu tłu­macz­kom znacz­nie po­mo­gły wzo­ro­we edy­cje Pa­mięt­ni­ków, ja­kie w ra­mach se­rii wy­daw­ni­czej Bi­blio­te­ka Na­ro­do­wa przy­go­to­wał Wła­dy­sław Cza­pliń­ski. Stam­tąd też prze­ję­li­śmy do obec­ne­go wszyst­kie przy­pi­sy.

Temu, bez wąt­pie­nia naj­lep­sze­mu znaw­cy XVII wie­ku, ja­kie­go wy­da­ło ubie­głe stu­le­cie, w tym po­sta­ci i twór­czo­ści Jana Chry­zo­sto­ma Pa­ska, na­le­żą się szcze­gól­ne wy­ra­zy wdzięcz­no­ści, tym bar­dziej że jego dro­ga na­uko­wa nie była usła­na ró­ża­mi. Wie­lu nad­gor­liw­com Wła­dy­sław Cza­pliń­ski mógł się wy­dać szcze­gól­nie po­dej­rza­ny. Nie ukry­wał się ze swym ka­to­li­cy­zmem, wier­ność źró­dłom sta­wiał po­nad mno­że­nie ko­niunk­tu­ral­nych de­kla­ra­cji, zaj­mo­wał się hi­sto­rią po­li­tycz­ną, gdy tym­cza­sem za pra­wo­myśl­ną ucho­dzi­ła przede wszyst­kim go­spo­dar­cza. I wresz­cie od lat pa­sjo­no­wał się dzie­ja­mi XVII wie­ku w Pol­sce, uwa­ża­ne­go wów­czas za epo­kę „re­ak­cyj­ną”, o ja­kiej na­le­ża­ło wspo­mi­nać moż­li­wie rzad­ko i to w kry­tycz­nej je­dy­nie to­na­cji.

We wstę­pie do tomu stu­diów pod ty­tu­łem O Pol­sce sie­dem­na­sto­wiecz­nej. Pro­ble­my i spra­wy (1966) Pro­fe­sor pi­sał, że od chwi­li gdy na se­mi­na­rium Wła­dy­sła­wa Ko­nop­czyń­skie­go przed­sta­wił pierw­szy za­rys pra­cy dok­tor­skiej po­świę­co­nej „dzie­jom po­li­tycz­nym Pol­ski w XVII w.”, przez na­stęp­nych czter­dzie­ści lat po­zo­stał wier­ny tym cza­som, roz­sze­rza­jąc je­dy­nie krąg swych za­in­te­re­so­wań na pro­ble­my kul­tu­ral­ne i spo­łecz­ne.

Pol­ski paź­dzier­nik umoż­li­wił Mu na­wią­za­nie szer­sze­go kon­tak­tu ze spo­łe­czeń­stwem, do cze­go ten świet­ny nie tyl­ko ba­dacz, ale i po­pu­la­ry­za­tor oraz do­świad­czo­ny dy­dak­tyk do­sko­na­le się nada­wał. Jego pi­sa­ne pięk­nym ję­zy­kiem szki­ce do­cze­ka­ły się wy­dań książ­ko­wych, wy­wo­łu­jąc – mam tu na my­śli zwłasz­cza wspo­mi­na­ny już zbiór O Pol­sce sie­dem­na­sto­wiecz­nej – oży­wio­ne dys­ku­sje w śro­do­wi­skach nie tyl­ko na­uko­wych.

Wła­dy­sław Cza­pliń­ski na­le­żał bez wąt­pie­nia do nie tyl­ko na­uko­wych, ale i mo­ral­nych au­to­ry­te­tów śro­do­wi­ska hi­sto­ry­ków pol­skich. Nie­pi­sa­na de­wi­za ży­cio­wa Pro­fe­so­ra brzmia­ła: wy­bie­ram rze­czy trud­niej­sze, ale nie­zbęd­ne kra­jo­wi, spo­łe­czeń­stwu, na­uce hi­sto­rycz­nej. I tej wła­śnie za­sa­dzie po­zo­stał On wier­ny przez całe ży­cie.

Wra­ca­jąc do tłu­ma­czeń Pa­mięt­ni­ków, trud­no mi oce­niać bla­ski i cie­nie duń­skie­go czy wę­gier­skie­go (1998) prze­kła­du, ale edy­cja fran­cu­ska (były dwa wy­da­nia), an­giel­skie i nie­miec­ka dają po­ję­cie o barw­no­ści ory­gi­na­łu. To samo da się po­wie­dzieć o tłu­ma­cze­niu na ję­zyk cze­ski i ro­syj­ski.

Ko­lej­ne po­ko­le­nia ba­da­czy za­sta­na­wia­ły się, czym są Pa­mięt­ni­ki Pa­ska: ga­wę­dą, au­to­bio­gra­fią czy może „pierw­szym oby­cza­jo­wym ro­man­sem pol­skim”, god­nym sta­nąć obok Trzech musz­kie­te­rów i Try­lo­gii, nie­skoń­cze­nie na­to­miast prze­wyż­sza­ją­cym li­chy „ro­mans bio­gra­ficz­ny” Hen­ry­ka Rze­wu­skie­go Adam Śmi­giel­ski. W li­ście do Sta­ni­sła­wa Kota z roku 1923 Alek­san­der Brück­ner, od któ­re­go za­czerp­ną­łem te po­rów­na­nia do Du­ma­sa i Sien­kie­wi­cza, pi­sał, iż wy­da­jąc Pa­ska, nie­jed­nej rze­czy u nie­go nie po­pra­wił, gdyż uwa­ża ten utwór „za ro­mans, nie za pa­mięt­nik, a w ro­man­sach dat się nie po­pra­wia; rów­nież nie do­da­łem spi­su nazw; i w Ogniem i mie­czem go nie ma. Ro­mans wła­ści­wy Pa­sko­wy koń­czy się jak każ­dy ro­mans opi­sem ożen­ku, barw­nym jak cała mło­dość od­ży­wa­ją­ca ja­skra­wo w pa­mię­ci star­czej; co da­lej na­stę­pu­je, bla­de, uryw­ko­we, jed­no­stron­ne”42.

Po dziś dzień za­da­je­my so­bie py­ta­nie, jak to się sta­ło, że czło­wiek nie­zbyt prze­cież wy­kształ­co­ny, two­rzą­cy w wie­ku pa­ne­gi­ry­ków i utwo­rów de­wo­cyj­nych, nie uległ pa­nu­ją­cej wów­czas ma­nie­rze pi­sar­skiej i po­zo­sta­wił tak zna­ko­mi­te dzie­ło. Od­po­wiedź jest jed­na – mamy tu do czy­nie­nia z wie­lo­krot­nie szli­fo­wa­ną ga­wę­dą. Pa­sek dla­te­go tyl­ko unik­nął za­sa­dzek, stwa­rza­nych przez ów­cze­sną kon­wen­cję li­te­rac­ką, że po­szedł in­nym tro­pem, mia­no­wi­cie ży­we­go sło­wa. Stąd tyle w jego pro­zie ko­lo­kwia­li­zmów, stąd ta­kie mnó­stwo dia­lo­gów.

Gdy­by Pa­mięt­ni­ki zo­sta­ły na­pi­sa­ne w for­mie wy­pra­co­wa­nia, ja­kie Pa­sek za­pew­ne pło­dził w je­zu­ic­kim ko­le­gium, znikł­by cały ich urok. Sta­ni­sław Wa­sy­lew­ski wspo­mi­na, iż w roku 1943 ze­tknął się we Lwo­wie z me­ce­na­sem Ta­de­uszem Dwer­nic­kim, któ­ry do­sko­na­le znał Wła­dy­sła­wa Si­kor­skie­go. Kie­dy go jed­nak po­pro­sił o wspo­mnie­nia, wy­szedł z tego ela­bo­rat ku­la­wy i mało in­te­re­su­ją­cy. Wów­czas Wa­sy­lew­ski za­pro­po­no­wał Dwer­nic­kie­mu, aby ten opi­sał swe kon­tak­ty z ge­ne­ra­łem w for­mie mowy obroń­czej. Po dwóch dniach otrzy­mał „czy­sto­pis do­sko­na­łej po ad­wo­kac­ku cha­rak­te­ry­sty­ki Si­kor­skie­go jako po­li­ty­ka, męża sta­nu, z pew­ny­mi na­wet szcze­gó­ła­mi z prze­żyć oso­bi­stych”43. Tak mo­gło być i z pa­nem Pa­skiem; ga­wę­dy, ja­kie miał „w gro­nie we­so­łych współ­bie­siad­ni­ków”, prze­lał w ta­kiej wła­śnie for­mie na pa­pier.

Re­jestr dłuż­ni­ków Pa­ska cią­gnie się w na­szej li­te­ra­tu­rze od Rze­wu­skie­go, Kra­szew­skie­go i Sien­kie­wi­cza po Wań­ko­wi­cza, Gom­bro­wi­cza (vide Trans­atlan­tyk), Ksa­we­re­go Pru­szyń­skie­go i Woj­cie­cha Zu­krow­skie­go. Wszy­scy oni wie­le za­wdzię­cza­ją za­pi­skom ma­zur­skie­go rę­baj­ły, bla­gie­ra i – okrut­ni­ka. Oka­zał się au­to­rem naj­lep­szych pa­mięt­ni­ków w ca­łej li­te­ra­tu­rze sta­ro­pol­skiej; ża­den inny tekst pro­za­tor­ski nie może się z nimi rów­nać, je­śli idzie o przed­sta­wie­nie oby­cza­jów i men­tal­no­ści war­stwy szla­chec­kiej w dru­giej po­ło­wie XVII stu­le­cia. Czło­wiek, któ­ry za ży­cia po­sia­dał w naj­lep­szym ra­zie kil­ku tyl­ko czy­tel­ni­ków, stał się po 200-300 la­tach naj­czę­ściej czy­ta­nym au­to­rem ze wszyst­kich bo­daj pi­sa­rzy pol­skie­go ba­ro­ku44.

Ta po­śmiert­na ka­rie­ra naj­bar­dziej by zdu­mia­ła sa­me­go pana Pa­ska. Już Mic­kie­wicz pi­sał: „Szlach­cic nasz nie przy­pusz­czał, że kie­dyś zo­sta­nie za­li­czo­ny w po­czet wzo­ro­wych pi­sa­rzy pol­skich”45. Jan Chry­zo­stom Pa­sek się­gał być może w swych ma­rze­niach po se­na­tor­skie krze­sło czy het­mań­ską bu­ła­wę, ale tak po­cze­sne miej­sce na li­te­rac­kim par­na­sie nig­dy mu się na pew­no nie śni­ło46.

Pa­mięt­ni­ki Pa­ska ura­sta­ją, dzię­ki ta­len­to­wi au­to­ra, do ta­kiej ran­gi, że przez dłu­gi czas wy­ra­ża­no po­gląd, iż są to ra­czej ga­wę­dy szla­chec­kie czy na­wet pierw­sza pol­ska po­wieść hi­sto­rycz­na niż pa­mięt­ni­ki sen­su stric­to. Te pa­mięt­ni­kar­skie wspo­mnie­nia, spi­sy­wa­ne za­pew­ne pod ko­niec ży­cia, są tym cen­niej­sze, bo uka­zu­ją dzień po­wsze­dni szlach­ci­ca-Sar­ma­ty. Pa­sek za­mie­ścił tu kunsz­tow­ne, w wie­lu wy­pad­kach expost two­rzo­ne ora­cje. Prze­waż­nie jed­nak pi­sał tak, jak mó­wił; dia­lo­gi Pa­mięt­ni­ków wier­nie od­da­ją ba­ro­ko­wą pol­sz­czy­znę na co dzień. Stąd też ję­zyk Jana Chry­zo­sto­ma do­cze­kał się na­wet spe­cjal­ne­go słow­ni­ka w dwóch opa­słych to­mach (War­sza­wa 1965 i 1973). Prze­kład Pa­mięt­ni­ków na­strę­czał tłu­ma­czom róż­no­ra­kich trud­no­ści; wszy­scy jed­nak po­zo­sta­wi­li w tek­ście owe ła­ciń­skie zwro­ty, sta­no­wią­ce in­kru­sta­cję mowy szlach­ci­ca XVII wie­ku, któ­ry mu­siał tym pod­kre­ślić, że sro­ce spod ogo­na nie wy­padł i god­ne swe­go sta­nu wy­cho­wa­nie ode­brał.

W od­po­wied­nim to­mie pod­ręcz­ni­ka li­te­ra­tu­ry pol­skiej dla szkół ra­dziec­kich nie za­po­mnia­no o Pa­sku, za­miesz­cza­jąc dwa frag­men­ty jego pa­mięt­ni­ków: za­targ z Ma­ze­pą (rok 1662) i opis bój­ki, któ­rą wsz­czął w obro­nie do­bre­go imie­nia Ma­zu­rów (rok 1669)47. Nie po­wio­dła się na­to­miast pod­ję­ta przed pię­cio­ma laty pró­ba wznie­sie­nia mu po­mni­ka w Ra­wie Ma­zo­wiec­kiej. Jej bur­mistrz, mgr Eu­ge­niusz Gó­raj, tłu­ma­czył to nie­po­wo­dze­nie fak­tem, iż oso­ba pa­mięt­ni­ka­rza „bu­dzi wśród miesz­kań­ców mia­sta duże kon­tro­wer­sje”48. Jak wi­dać, na­wet po trzy­stu la­tach nie za­po­mnia­no mu nie­chlub­nych wy­czy­nów, za któ­re tra­fił do ksiąg są­do­wych. Pew­ną po­cie­chą dla wiel­bi­cie­li Jana Chry­zo­sto­ma może być fakt po­wo­ła­nia w roku bie­żą­cym w Kiel­cach To­wa­rzy­stwa Przy­ja­ciół Jana Chry­zo­sto­ma Pa­ska.

Pa­mięt­ni­ki Pa­ska to lu­stro, w któ­rym od­bi­ja się cała pol­ska prze­cięt­ność dru­giej po­ło­wy XVII wie­ku. W związ­ku z tym na­su­wa się smęt­na re­flek­sja: że też ten wła­śnie okres mu­siał wy­dać tak wspa­nia­ły okaz pro­zy ga­wę­dziar­skiej. Nie po­zo­sta­wił zaś mu rów­ne­go „zło­ty wiek” na­szej kul­tu­ry. Gdy­by bo­wiem pan Pa­sek uro­dził się o sto lat wcze­śniej, miał­by chy­ba i nie­co szer­sze ho­ry­zon­ty, i szla­chec­ka oj­czy­zna nie wy­glą­da­ła­by w świe­tle jego Pa­mięt­ni­ków tak smęt­nie. Tłu­ma­cze nie po­trze­bo­wa­li­by zaś dłu­go wy­ja­śniać we wstę­pach ob­ce­mu czy­tel­ni­ko­wi, dla­cze­go taki wła­śnie ob­raz pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści od­bi­ja wspa­nia­łe zwier­cia­dło Pa­sko­wej pro­zy.

Co praw­da przed­mo­wy nie są na ogół czy­ta­ne i więk­szość czy­tel­ni­ków za­bie­ra się od razu do lek­tu­ry ory­gi­na­łu. A pierw­sze jego zda­nie pro­zą od razu wpro­wa­dza in me­dias res, w at­mos­fe­rę wie­ku, w któ­rym Pol­ska mia­ła za­znać tyl­ko 32 lata względ­ne­go po­ko­ju: „Dru­ga w tym­że roku po­trze­ba była pod Gnie­znem z Szwe­da­mi…”, „The se­cond bat­tle of this year was near Gnie­zno with the Swe­des…”, „Das zwe­ite Tref­fen in die­sen Jah­re war bei Gne­sen mit den Schwe­den…”, „La se­con­de af­fa­ire de cet­te an­née eut lieu de­vant Gnie­zno con­tre les Su­édo­is…”, „V stej­ném roce do­slo k dru­he­bi­tvé ze Sve­dy u Hnezd­na…”.

Ja­nusz Ta­zbir

WSTĘP

I. PA­MIĘT­NI­KI STA­RO­POL­SKIE

Pa­mięt­nik jest jed­nym z cie­kaw­szych i chy­ba naj­po­czyt­niej­szym źró­dłem hi­sto­rycz­nym. War­tość pa­mięt­ni­ków oce­nio­no już w XIX wie­ku; wów­czas też wy­da­no dru­kiem naj­waż­niej­sze pa­mięt­ni­ki sta­ro­pol­skie. Obec­nie prze­ży­wa pa­mięt­nik po­now­ny wzrost za­in­te­re­so­wa­nia. Czy­tel­ni­cy za­po­zna­ją się w pierw­szym rzę­dzie z pa­mięt­ni­ka­mi lu­dzi nie­daw­no zmar­łych, w któ­rych spo­dzie­wa­ją się zna­leźć nie­za­fał­szo­wa­ną praw­dę o nie­daw­no mi­nio­nych cza­sach. W pa­rze z tym ro­śnie też za­in­te­re­so­wa­nie dla pa­mięt­ni­ków daw­niej­szych, w któ­rych czy­tel­ni­cy chcą zna­leźć wie­dzę o lu­dziach i ży­ciu mi­nio­nych wie­ków. To­też w ostat­nich cza­sach wy­da­no po­now­nie i sta­ran­nie róż­ne pa­mięt­ni­ki sta­ro­pol­skie, wy­do­by­to z ar­chi­wów i udo­stęp­nio­no sze­rzej pu­blicz­no­ści inne, do­tąd nie­dru­ko­wa­ne. O po­pu­lar­no­ści pa­mięt­ni­ków świad­czy też za­in­te­re­so­wa­nie, ja­kim po­czy­na­ją da­rzyć ten ro­dzaj twór­czo­ści hi­sto­ry­cy li­te­ra­tu­ry po­świę­ca­ją­cy pa­mięt­ni­kar­stwu co­raz to nowe roz­pra­wy. Hi­sto­ry­cy, któ­rzy daw­no już zwró­ci­li uwa­gę na war­tość pa­mięt­ni­ków jako źró­dła hi­sto­rycz­ne­go, po­słu­gu­ją się nimi chęt­nie, nie­mniej jed­nak zwra­ca­ją uwa­gę i na to, że pa­mięt­nik, cho­ciaż cza­sem nie­za­stą­pio­ne źró­dło hi­sto­rycz­ne, bywa nie­jed­no­krot­nie za­wod­ny za­rów­no ze wzglę­du na ten­den­cję au­to­ra, jak i nie­unik­nio­ne – zwłasz­cza przy pa­mięt­ni­kach spi­sy­wa­nych pod ko­niec ży­cia – uster­ki pa­mię­ci.

Tym nie­mniej, cho­ciaż cza­sem za­wod­ny przy usta­la­niu po­szcze­gól­nych fak­tów, pa­mięt­nik po­zo­sta­je nie­oce­nio­nym źró­dłem do po­zna­nia ży­cia i kul­tu­ry daw­nych wie­ków. Pod tym wzglę­dem pa­mięt­nik daje nie­raz czy­tel­ni­ko­wi wię­cej niż tomy uczo­nych dzieł pi­sa­nych na ten te­mat. To­też słusz­nie pi­sał Go­ethe po prze­czy­ta­niu pa­mięt­ni­ka ślą­skie­go ry­ce­rza, Han­sa Schwe­ini­che­na: „nig­dy nie uświa­do­mi­łem so­bie tak wy­ra­zi­ście, jak wy­glą­da­ło ży­cie w Niem­czech w dru­giej po­ło­wie XVI w., jak po za­po­zna­niu się z lo­sa­mi tego ślą­skie­go ry­ce­rza”.

Mimo to żywe za­in­te­re­so­wa­nie pa­mięt­ni­ka­mi na­po­ty­ka­my na po­waż­ne kło­po­ty w mo­men­cie, gdy chce­my ja­kiś utwór za­sze­re­go­wać do ka­te­go­rii li­te­ra­tu­ry pa­mięt­ni­kar­skiej. Nie­wąt­pli­wie też za­sko­czy nie­jed­ne­go czy­tel­ni­ka wia­do­mość, że Dzie­je w Ko­ro­nie Pol­skiej Łu­ka­sza Gór­nic­kie­go nie­któ­rzy ba­da­cze uwa­ża­ją za pa­mięt­nik, inni zaś trak­tu­ją Pa­mięt­ni­ki Pa­ska jako ro­mans. Dla­te­go też, sko­ro przy­stę­pu­je­my do omó­wie­nia li­te­ra­tu­ry pa­mięt­ni­kar­skiej w okre­sie po­prze­dza­ją­cym Pa­mięt­ni­ki Pa­ska, mu­si­my naj­pierw usta­lić, co bę­dzie­my uwa­ża­li za pa­mięt­nik.

Otóż za pa­mięt­nik bę­dzie­my uwa­ża­li utwór li­te­rac­ki, w któ­rym au­tor pi­sze o prze­szło­ści na pod­sta­wie wła­snych bez­po­śred­nich czy też po­śred­nich wspo­mnień, z wy­raź­nym za­mia­rem pi­sa­nia wspo­mnień, a nie hi­sto­rii tego okre­su49. Je­śli więc przyj­mie­my, że pi­szą­cy o prze­szło­ści au­tor, bio­rą­cy za kan­wę opo­wia­da­nia swe wspo­mnie­nia, może rów­no­cze­śnie wy­ko­rzy­sty­wać dla na­kre­śle­nia tła dzie­ła hi­sto­rycz­ne, to bez tru­du zgo­dzi­my się, że Gór­nic­ki, któ­ry za­strze­ga się, iż pi­sze o tym, „co wi­dział, albo cze­go miał wia­do­mość do­sta­tecz­ną”, pi­sze wła­ści­wie pa­mięt­nik, cho­ciaż tu i ów­dzie czer­pie wia­do­mo­ści z Mar­ci­na Biel­skie­go, a swój utwór na­zy­wa Dzie­ja­mi. Trud­niej na­tu­ral­nie przy­jąć, że Pa­mięt­ni­ki Pa­ska, któ­ry po­sta­no­wił opi­sać „bieg ży­cia swe­go”, nie są pa­mięt­ni­kiem, ale ro­man­sem. Rzecz ja­sna, że na­wet przy ta­kim sfor­mu­ło­wa­niu po­ję­cia pa­mięt­ni­ka po­zo­sta­nie jesz­cze tro­chę dzieł, co do któ­rych będą nadal ist­nia­ły roz­bież­ne zda­nia: czy za­kwa­li­fi­ko­wać je jako pa­mięt­nik, czy też dzie­ło hi­sto­rycz­ne.

Tak po­ję­te pa­mięt­ni­ki zja­wia­ją się w Pol­sce na prze­ło­mie XV i XVI w.

Nie za­mie­rza­my tu oma­wiać wszyst­kich utwo­rów pa­mięt­ni­kar­skich XVI wie­ku. Za­ję­ło­by to zbyt wie­le miej­sca, a poza tym, wo­bec nie­prze­ba­da­nia tego za­gad­nie­nia przez uczo­nych, trud­no by­ło­by dać peł­ny ob­raz tej twór­czo­ści w okre­sie re­ne­san­su. Ogra­ni­czy­my się więc do wska­za­nia waż­niej­szych, le­piej zna­nych utwo­rów pa­mięt­ni­kar­skich tego okre­su. Po­cząt­ki były nie­wąt­pli­wie skrom­ne. Tak więc na po­cząt­ku stu­le­cia spo­ty­ka­my się z krót­ką za­pi­ską bio­gra­ficz­ną Bier­na­ta z Lu­bli­na, bę­dą­cą, jak słusz­nie za­uwa­żo­no, ma­łym cur­ri­cu­lum vi­tae pi­sa­rza, rów­no­cze­śnie za­po­wie­dzią ca­łe­go ga­tun­ku li­te­rac­kie­go, pro­zą czy wier­szem pi­sa­nych au­to­bio­gra­fii50. Wy­star­czy wska­zać na póź­niej­szą, pi­sa­ną wier­szem bio­gra­fię Kle­men­sa Ja­nic­kie­go O so­bie sa­mym do po­tom­no­ści.

Rów­no­cze­śnie nie­mal po­ja­wia się inny typ utwo­ru pa­mięt­ni­kar­skie­go, mia­no­wi­cie luź­ne za­pi­ski oso­bi­ste umiesz­cza­ne na kar­tach ob­szer­nych, dru­ko­wa­nych na kil­ka lat ka­len­da­rzy ów­cze­snych. Nor­mal­nie w tych za­pi­skach, któ­re na­zy­wa­my rap­tu­la­rza­mi, mie­sza­ją się wia­do­mo­ści oso­bi­ste z pu­blicz­ny­mi. Ilość tych rap­tu­la­rzy jest po­kaź­na i nie­prze­ba­da­na do­tąd na­uko­wo. Dla przy­kła­du wy­mie­ni­my tu rap­tu­larz dok­to­ra Łu­ka­sza No­skow­skie­go, szlach­ci­ca prze­by­wa­ją­ce­go w Kra­ko­wie i pa­ra­ją­ce­go się me­dy­cy­ną. Spo­ty­ka­my się tu z ta­ki­mi za­pi­ska­mi:

19 I 1506. Otrzy­ma­łem ozna­ki dok­to­ra­tu z Bo­lo­nii.

12 XII 1506. Wy­je­cha­łem z Bo­lo­nii.

20/21 II 1510. Mia­łem sen o trzech wiel­kich wę­żach51.

Bar­dziej oso­bi­stym jest rap­tu­larz dok­to­ra me­dy­cy­ny, szlach­ci­ca z po­cho­dze­nia, Mi­ko­ła­ja So­kol­nic­kie­go. Wpraw­dzie na mar­gi­ne­sie jego ka­len­da­rza spo­ty­ka­my się z wie­lu wia­do­mo­ścia­mi po­li­tycz­ny­mi, ale rów­no­cze­śnie ogni­sty dok­tor no­tu­je in­tym­ne za­pi­ski o swych spo­tka­niach z róż­ny­mi nie­wia­sta­mi pod­wa­wel­skie­go gro­du. To­też po­przez jego za­pi­ski prze­wi­ja­ją się róż­ne Ka­ta­rzy­ny, Mar­ty, Elż­bie­ty, Bar­ba­ry, a cza­sem po­ja­wia­ją się też mniej we­so­łe za­pi­ski o od­da­wa­niu owo­ców tych spo­tkań, dzie­ci, na wy­cho­wa­nie ko­bie­tom ze wsi pod­kra­kow­skich52.

Luź­ne za­pi­ski rap­tu­la­rzo­we, z cza­sem co­raz do­kład­niej­sze, po­czy­na­ją przy­po­mi­nać nor­mal­ny dzien­nik. Na po­gra­ni­czu rap­tu­la­rza i dzien­ni­ka stoi na­zwa­ny przez wy­daw­cę dzien­ni­kiem utwór Pio­tra Mysz­kow­skie­go, pod­kanc­le­rze­go, po­tem bi­sku­pa kra­kow­skie­go53. Dia­riu­sze zo­sta­wi­li po so­bie rów­nież Fi­lip Pad­niew­ski, bi­skup kra­kow­ski, Sta­ni­sław Na­ro­piń­ski i inni.

W tym stu­le­ciu spe­cjal­nie czę­ste są dia­riu­sze po­dró­ży, czy­li, jak wów­czas mó­wio­no, „dia­riu­sze pe­re­gry­na­cji”. Do nich na­le­żą Iti­ne­ra­rium­po­dró­ży do Włoch Jana Ocie­skie­go, póź­niej­sze­go pod­kanc­le­rze­go; Dzien­nik po­dró­ży do Włoch Je­rze­go Ra­dzi­wił­ła; Wy­pi­sa­nie dro­gi tu­rec­kiej, przy­pi­sy­wa­ne Era­zmo­wi Otwi­now­skie­mu; Krót­kie wy­pi­sa­nie dro­gi z Pol­ski do Kon­stan­ty­no­po­la, a stam­tąd zaś do Astra­cha­nia, zam­ku mo­skiew­skie­go An­drze­ja Ta­ra­now­skie­go i inne. Wśród nich na pierw­sze miej­sce wy­bi­ja­ją się dia­riu­sze pe­re­gry­na­cji do Zie­mi Świę­tej. Taki dia­riusz pi­sze szlach­cic Jan Go­ryń­ski, przy czym do na­szych cza­sów prze­trwał je­dy­nie ury­wek tego pa­mięt­ni­ka54. Naj­bar­dziej zna­nym w tej ka­te­go­rii dia­riu­szy to tzw. Pe­re­gry­na­cja do Zie­mi Świę­tej i Egip­tu Mi­ko­ła­ja Krzysz­to­fa Ra­dzi­wił­ła zwa­ne­go „Sie­rot­ką” w la­tach 1582-1584. Utwór ten opar­ty praw­do­po­dob­nie na za­pi­skach czy­nio­nych w cza­sie po­dró­ży, zre­da­go­wa­ny po­tem przez księ­cia po po­wro­cie do Pol­ski w ję­zy­ku pol­skim, do­cze­kał się na­stęp­nie tłu­ma­cze­nia na ję­zyk ła­ciń­ski przez ks. To­ma­sza Tre­te­ra i wy­da­nia dru­kiem w tej wer­sji. Dzię­ki temu dia­riusz ten, wy­da­ny w r. 1601, cie­szył się dość dużą po­pu­lar­no­ścią nie tyl­ko w Pol­sce. Tekst pol­ski zo­stał wy­da­ny do­pie­ro w r. 192555.

Dia­riusz Ra­dzi­wił­ła sta­no­wi nie­wąt­pli­wie ko­ro­nę współ­cze­snych dia­riu­szy po­dró­ży. Pi­sa­ny przez czło­wie­ka wy­kształ­co­ne­go, w mia­rę kry­tycz­ne­go, spo­strze­gaw­cze­go, wła­da­ją­ce­go do­brze pió­rem sta­no­wi do dnia dzi­siej­sze­go in­te­re­su­ją­cą lek­tu­rę po­zwa­la­ją­cą nam po­znać nie tyl­ko wa­run­ki po­dró­ży w XVI wie­ku, ale rów­nież men­tal­ność i wraż­li­wość ar­ty­stycz­ną czło­wie­ka tego stu­le­cia.

Z in­nych dia­riu­szy po­dró­ży za­słu­gu­ją na uwa­gę Dia­riusz pe­re­gry­na­cji wło­skiej, hisz­pań­skiej, por­tu­gal­skiej z r. 1595, pi­sa­ny przez ja­kie­goś, nie­zna­ne­go bli­żej, szlach­ci­ca56, oraz Księ­gi pe­re­gry­nac­kie spi­sa­ne przez Ma­cie­ja Ry­woc­kie­go do­ty­czą­ce od­by­tej przez nie­go po­dró­ży po Niem­czech i Wło­szech w cha­rak­te­rze pre­cep­to­ra sy­nów wo­je­wo­dy ma­zo­wiec­kie­go Sta­ni­sła­wa Kry­skie­go57. W pew­nym stop­niu dia­riu­szem po­dró­ży jest rów­nież pi­sa­ny po ła­ci­nie dia­riusz Sta­ni­sła­wa Resz­ki. Resz­ka bo­wiem, se­kre­tarz i po­wier­nik kar­dy­na­ła Ho­zju­sza, opi­sał w swym dia­riu­szu za­rów­no po­dró­że od­by­te do Włoch z sy­now­cem kró­lew­skim An­drze­jem Ba­to­rym, jak i póź­niej­szą po­dróż przed­się­wzię­tą do Rzy­mu w celu za­wia­do­mie­nia pa­pie­ża o elek­cji kró­la Zyg­mun­ta III58.

Spe­cjal­nym ro­dza­jem pa­mięt­ni­ka, czy też le­piej po­wie­dziaw­szy – dia­riu­sza, są li­sty pi­sa­ne przez ko­re­spon­den­tów ma­gna­tów, opi­su­ją­ce spo­so­bem dia­riu­szo­wym prze­bieg pew­nych wy­da­rzeń, zwłasz­cza wy­praw wo­jen­nych. Z XVI wie­ku po­sia­da­my taki kla­sycz­ny li­sto­wy dia­riusz pi­sa­ny przez Jana Pio­trow­skie­go, se­kre­ta­rza kró­lew­skie­go, mia­no­wi­cie Dzien­nik wy­pra­wy Ste­fa­na Ba­to­re­go pod Psków w la­tach 1581-158259.

Nie wy­mie­ni­li­śmy wszyst­kich po­zo­sta­łych z XVI wie­ku pa­mięt­ni­ków czy dia­riu­szy, a jed­nak, jak wi­dzi­my, stu­le­cie to roz­bu­do­wa­ło dość po­kaź­nie sztu­kę pa­mięt­ni­kar­ską. Nie bra­ko­wa­ło rów­nież wte­dy i pa­mięt­ni­ków pi­sa­nych ex post, z któ­rych wy­mie­ni­my cie­ka­wy dość pa­mięt­nik Teo­do­ra Jew­ła­szew­skie­go, zna­ny w tłu­ma­cze­niu z ję­zy­ka ru­skie­go na pol­ski, obej­mu­ją­cy dru­gą po­ło­wę XVI w. aż po pierw­sze lata wie­ku XVII60.

W stu­le­ciu tym ob­ser­wu­je­my znacz­ną ilość róż­nych od­mian pa­mięt­ni­ków, od luź­nych za­pi­sek rap­tu­la­rzo­wych po­przez dia­riu­sze aż do doj­rza­łych form pa­mięt­ni­kar­skich. Przy ca­łej jed­nak roz­bu­do­wie tej ga­łę­zi li­te­ra­tu­ry do­pie­ro wiek na­stęp­ny, XVII, miał uj­rzeć wiel­ki roz­kwit sztu­ki pa­mięt­ni­kar­skiej.

Przy­czy­na roz­wo­ju pa­mięt­ni­kar­stwa w XVII w. i ro­dza­je utwo­rów pa­mięt­ni­kar­skich. Pi­sząc o wspa­nia­łym roz­kwi­cie pa­mięt­ni­kar­stwa w sie­dem­na­stym stu­le­ciu, ba­da­cze wy­mie­nia­ją za­zwy­czaj dwie przy­czy­ny tego zja­wi­ska. Zwra­ca­ją więc uwa­gę na to, że do­pie­ro wów­czas kul­tu­ra re­ne­san­so­wa prze­nik­nę­ła do sze­ro­kich kół szlach­ty i miesz­czań­stwa, wska­zu­ją da­lej, że burz­li­we dzie­je Pol­ski w tym stu­le­ciu skła­nia­ły nie­jed­ne­go miesz­kań­ca ów­cze­snej Rze­czy­po­spo­li­tej do chwy­ce­nia za pió­ro i spi­sa­nia swych wspo­mnień. Wy­da­je nam się, że ta­kie tłu­ma­cze­nie owe­go za­sta­na­wia­ją­ce­go zja­wi­ska jest słusz­ne. Trze­ba było bo­wiem, po pierw­sze: pew­ne­go cza­su, za­nim po­cząt­ko­wo dość eli­tar­na kul­tu­ra Od­ro­dze­nia ob­ję­ła szer­sze krę­gi spo­łe­czeń­stwa, we­szła nie­ja­ko w krew lu­dzi kształ­cą­cych się, by sztu­ka po­praw­ne­go, cza­sem na­wet pięk­ne­go pi­sa­nia po pol­sku sta­ła się udzia­łem nie tyl­ko wy­bra­nych, ale na­wet sza­ra­ków szla­chec­kich czy też śred­nio­za­moż­nych miesz­czan; po dru­gie: istot­nie trud­no by zna­leźć w po­przed­nich okre­sach dzie­jów pol­skich tyle i tak nie­zwy­kłych wy­pad­ków, jak te, któ­re prze­ży­wa­li lu­dzie tego stu­le­cia.

Prze­cież w tym okre­sie oręż pol­ski się­gał od Renu po Woł­gę, od cie­śnin duń­skich po Du­naj w Mul­ta­nach. Oczy współ­cze­snych pa­trzy­ły na tak nie­zwy­kłe ka­rie­ry, jak Dy­mi­tra Sa­mo­zwań­ca czy też Szal­bie­rza (tak na­zy­wa­no Dy­mi­tra II), pa­sły się wi­do­kiem skar­bów krem­low­skich i barw­no­ścią wy­ro­bów wschod­nich po­zo­sta­wia­nych w obo­zach po­ko­na­nych Tur­ków pod Cho­ci­miem czy też Wied­niem. Wszak prze­ży­wa­no wów­czas trium­fy w ro­dza­ju wy­bo­ru kró­le­wi­cza pol­skie­go na wiel­kie­go księ­cia Mo­skwy i tra­ge­die w po­sta­ci nie­mal zu­peł­nej ka­ta­stro­fy pań­stwa pol­skie­go w r. 1655. Było o czym pi­sać.

To­też nic dziw­ne­go, że nie­je­den uczest­nik tych wy­pad­ków chwy­tał za pió­ro, by upo­rząd­ko­wać, utrwa­lić swe wspo­mnie­nia lub wręcz prze­ka­zać pa­mięć o nich po­tom­nym. Mo­tyw to zna­ny do­brze i dzi­siej­szym pi­sa­rzom, bę­dą­cy nie­jed­no­krot­nie przy­czy­ną po­wsta­nia oso­bi­stych wspo­mnień czy też re­por­ta­ży.