Na okrężnych drogach. Tłumaczenie literackie i jego światy - Tadeusz Sławek - ebook

Na okrężnych drogach. Tłumaczenie literackie i jego światy ebook

Sławek Tadeusz

4,6

Opis

Polityka przekładu jest polityką wielogłosowości; nie może zgodzić się na wizję świata, w którym relacje z innym/obcym są równoznaczne z „zanieczyszczeniem” tego, co rodzime i „czyste” – pisze Tadeusz Sławek w inspirującym eseju, w którym udowadnia, że refleksja nad przekładem może być użytecznym narzędziem myślenia o świecie. Podstawowe zadanie tłumaczy, twierdzi Sławek, to poszukiwanie porozumienia przy zachowaniu różnic, praca nad konstruowaniem wspólnoty uwzględniającej odrębność jej członków i zawsze gotowej do twórczej zmiany. Jak się to odbywa w praktyce? Odwołując się do dziesiątków przykładów z historii literatury – od Homera po Joyce’a, od Biblii po Baudelaire’a i Kafkę ­– autor zastanawia się nad filologicznymi, ale także filozoficznymi, etycznymi i politycznymi implikacjami postaw tłumaczek i tłumaczy.

Książka ukazuje się w koedycji z Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku, organizatorem Gdańskich Spotkań Literackich „Odnalezione w tłumaczeniu”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 256

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (5 ocen)
3
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
akloch

Dobrze spędzony czas

Książka mi przypomniała, dlaczego chciałam być tłumaczką. Rzeczywistość na rynku okazała się zupełnie inna, jednakże ideały związane z etosem pracy tłumacza są dalej urzekające.
00

Popularność




Gład­ki lód 1

Po­wierzch­nia

Prze­kład nie mo­że się więc „śli­zgać po po­wierzch­ni”, je­go ję­zyk nie mo­że być „wy­po­ży­czo­ny”, a tłu­macz mu­si nie­ustan­nie pra­co­wać nad swo­ją „sa­mo­wie­dzą”. Przyj­rzyj­my się pierw­sze­mu wa­run­ko­wi. To prze­stro­ga przed nad­mier­nym za­ufa­niem do słow­ni­ka, ale tak­że skład­ni, któ­re czę­sto stwa­rza­ją wra­że­nie zwod­ni­czej pro­sto­ty. Zwod­ni­czość ta bie­rze się rów­nież stąd, że fra­za tek­sto­wa od­no­si się nie tyl­ko do są­sied­nich zdań, lecz przede wszyst­kim sy­tu­uje się w pej­za­żu ra­cji i emo­cji tych, któ­rzy sło­wa te wy­po­wia­da­ją. To­wa­rzy­szy im nie­wi­docz­na cho­re­ogra­fia ge­stów, mi­mi­ki, po­ru­szeń cia­ła. Sło­wo sta­je się cia­łem: ta for­mu­ła, bę­dą­ca ser­cem chrze­ści­jań­stwa, od­no­si się tak­że do tłu­mac­twa, czy­li tłu­ma­cze­nia, któ­re zro­zu­mia­ło swo­ją po­wa­gę. Tłu­macz wa­ży sło­wo: przy­glą­da mu się tro­skli­wie, za­trzy­mu­je je, obej­mu­je, przy­trzy­mu­je, po­chy­la się nad nim (po­wta­rza gest Ata­lan­ty, któ­ra schy­la się, by pod­nieść zło­te jabł­ka), nie po­zwa­la, że­by po­niósł go da­lej wiatr wie­ją­cy przez ca­ły tekst, któ­re­go imię jest „co da­lej?”. Za­tem nie „śli­zgać się”, lecz za­trzy­mać się i roz­waż­nie cho­dzić. Zyg­munt Ku­biak, za­bra­nia­jąc so­bie „śli­zga­nia się po po­wierzch­ni”, nie­ustan­nie po­pra­wia swo­je opu­bli­ko­wa­ne już prze­kła­dy. Je­go pra­cy przy­świe­ca za­sa­da, któ­rą sam for­mu­łu­je sło­wa­mi: „Ale jesz­cze bę­dę to roz­wa­żał i roz­trzą­sał”[130].

Aby tak mo­gło się stać, nie­zbęd­ne jest coś, co sta­wia nam opór – nie gład­kość, lecz chro­pa­wość po­wierzch­ni. Zna­mien­ny frag­ment u Wit­t­gen­ste­ina: „Im do­kład­niej przy­glą­da­my się rze­czy­wi­ste­mu ję­zy­ko­wi, tym sil­niej­szy sta­je się roz­dź­więk mię­dzy nim a [krysz­ta­ło­wą czy­sto­ścią lo­gi­ki, któ­ra wy­da­je się te­raz czymś pu­stym – T.S.] […]. We­szli­śmy na gład­ki lód, gdzie brak tar­cia i gdzie wa­run­ki są za­tem w pew­nym sen­sie ide­al­ne; ale z te­go wła­śnie po­wo­du nie umie­my tam cho­dzić. Chce­my cho­dzić, a więc po­trze­ba nam tar­cia. Za­tem z po­wro­tem na szorst­ki grunt!”[131].

Tłu­mac­two od­kry­wa szorst­kość tek­stu, a to wła­śnie ta szorst­kość spra­wia, że tekst jest żywy, nie­za­leż­nie od te­go, jak od­le­gły bę­dzie od nas cza­so­wo. To te pęk­nię­cia i szcze­li­ny, któ­re zwal­nia­ją ruch chy­żo­no­gie­go tłu­ma­cza-Achil­le­sa i szyb­ko­no­giej tłu­macz­ki-Ata­lan­ty, umoż­li­wia­ją nam ruch w stro­nę zna­cze­nia. Ina­czej po­zo­sta­wa­ło­by nam tyl­ko „śli­zga­nie się” po po­wierzch­ni, a tekst za­cho­wy­wał­by mar­twe mil­cze­nie. Czy­ta­jąc in­ną uwa­gę Wit­t­gen­ste­ina, my­ślę, że dla tłu­ma­cza tekst mu­si być mniej ka­mie­niem, a bar­dziej mu­chą. Wspo­mniaw­szy gład­kość po­wierzch­ni ka­mie­nia, unie­moż­li­wia­ją­cą sa­mą myśl o przy­pi­sa­niu mu od­czu­wa­nia bó­lu, fi­lo­zof ka­że nam spoj­rzeć na mu­chę: „A te­raz spójrz na trze­po­czą­cą mu­chę i trud­ność zni­ka na­tych­miast; ból ma tu o co za­ha­czyć, pod­czas gdy przed­tem wszyst­ko – by tak rzec – by­ło dla nie­go gład­kie”[132]. Tłu­mac­two za­czy­na się w miej­scach trud­nych, szorst­kich, bo­le­snych.

Gład­ki lód 2

Sa­mo­wie­dza

Wróć­my, nie spie­sząc się w na­szym ru­chu przez szorst­ką i spę­ka­ną po­wierzch­nię, do trzech za­le­ceń tłu­macz­ki: prze­kład nie mo­że się więc „śli­zgać po po­wierzch­ni”, je­go ję­zyk nie mo­że być „wy­po­ży­czo­ny”, a tłu­macz­ka mu­si nie­ustan­nie pra­co­wać nad swo­ją „sa­mo­wie­dzą”. Wszyst­kie te wska­zów­ki ma­ją je­den wspól­ny wek­tor: tłu­ma­cze­nie jest ru­chem zgłę­bia­ją­cym. Scho­dzi – a mo­że ra­czej wpa­da– pod po­wierzch­nię zna­czeń od­no­to­wa­nych w słow­ni­ku, wy­ka­zu­jąc się przy tym samodziel­no­ściąi sa­mo­wy­star­czal­no­ścią: tłu­macz­ka nie za­cią­ga kre­dy­tu w ban­ku dyk­cjo­na­rzy. Ow­szem, za­się­ga in­for­ma­cji, ale za­cho­wu­je wo­bec nich ostroż­ność, wie bo­wiem, że zbyt­nia ła­two­wier­ność mo­że ozna­czać za­cią­gnię­cie trud­ne­go do spła­ce­nia dłu­gu na po­czet zu­peł­nie nie­tra­fio­nej in­we­sty­cji w zna­cze­nia, któ­rych war­tość oka­że się złud­na. Dla­te­go mu­si dbać o sa­mo­wiedzę. Jest ona nie­odzow­na, aby za­cho­wać sa­mo­wy­starczal­ność i nie za­dłu­żać się bez po­kry­cia i bez umia­ru. Jest jesz­cze je­den po­wód, dla któ­re­go ten zgłę­bia­ją­cyruch jest ko­niecz­ny: sa­mo­dziel­ność zmniej­sza praw­do­po­do­bień­stwo te­go, że tłu­macz­ka źle po­trak­tu­je tekst tłu­ma­czo­ny. Bez tej sa­mo­dziel­ności źle za­in­we­stu­je środ­ki ory­gi­na­łu, spra­wi, że stra­cą na war­to­ści, bę­dą wa­lo­ra­mi o ten­den­cji spad­ko­wej. Nie bę­dąc samo-dziel­nym i samo-świa­do­mym, moż­na ła­two za­po­mnieć o zo­bo­wią­za­niu, któ­re w 1936 ro­ku po­sta­wi­li przed si­no­lo­ga­mi Po­und i Fe­nol­lo­sa. Mu­szą pa­mię­tać, że ce­lem prze­kła­du po­etyc­kie­go jest „po­ezja, a nie przy­to­cze­nie de­fi­ni­cji za­war­tych w słow­ni­ku”[133].

Ale sa­mo­dziel­ność i sa­mo­wie­dza ozna­cza­ją rów­nież kry­tycz­ny dy­stans wo­bec sa­me­go sie­bie i swo­ich wy­bo­rów. Pra­cu­jąc nad sa­mo­wie­dzą, tłu­macz samodziel­nie oce­nia pro­po­zy­cje prze­kła­du, ja­kie przy­cho­dzą mu na myśl. Tym spo­so­bem jest tłu­macz jed­no­cze­śnie dziel­ny i nie­śmiały. Dziel­ny – zda­je so­bie bo­wiem spra­wę, że mu­si wy­brać jed­ną z moż­li­wo­ści bez gwa­ran­cji po­wo­dze­nia; nie­śmia­ły – gdyż wie, że każ­dy wy­bór mo­że być nie­tra­fio­ny, wo­bec te­go wa­ha się i roz­wa­ża. Myśl o tejnie­śmia­ło­ści pod­su­wa mi Je­rzy Jar­nie­wicz, tłu­macz i kry­tyk zna­mie­ni­ty. Ko­men­tu­jąc wiersz Phi­li­pa Lar­ki­na, na­tra­fia na sło­wo self-con­scio­us i za­pi­sa­ną w nim apo­rię: z jed­nej stro­ny self-con­scio­us ozna­cza świa­do­mość sie­bie, z dru­giej – słow­nik pod­po­wie usłuż­nie, że ktoś, ko­go tak na­zy­wa­my, to czło­wiek „skrę­po­wa­ny, nie­śmia­ły”. I tak – bły­sko­tli­wa uwa­ga Jar­nie­wi­cza – świa­do­mość, „w kul­tu­rze Za­cho­du obiekt bez ma­ła bał­wo­chwal­cze­go kul­tu, zo­sta­ła spro­wa­dzo­na do obez­wład­nia­ją­ce­go uczu­cia”[134]. Mię­dzy sa­mo­świa­do­mo­ścią a nie­pew­no­ścią prze­bie­ga pra­ca tłu­ma­cza. Jej pa­tro­nem mógł­by być Mon­ta­igne ze swo­im mą­drym scep­ty­cy­zmem. Wszak świa­do­mość, pi­sze Jar­nie­wicz, „to tak­że kry­tycz­ny sto­su­nek do świa­ta, scep­ty­cyzm wo­bec na­dziei i ocze­ki­wań, któ­ry ka­że wąt­pić we wszyst­ko, w swo­je prze­ko­na­nia, od­czu­cia, emo­cje”[135].

Gład­ki lód 3

Dziel­ność

Do­sko­na­le wie­dział o tym wszyst­kim Le­opar­di, po­li­hi­stor i po­li­glo­ta, sko­ro sta­wiał przed tłu­ma­czem trud­ne za­da­nie: w swo­jej pra­cy ję­zy­ko­wej miał do­rów­nać dziel­no­ściory­gi­na­łu. Aby spro­stać te­mu wy­zwa­niu, mu­siał od­rzu­cić po­ku­sę bez­pie­czeń­stwa, ja­ką stwa­rza słow­nik. Ten bo­wiem za­wsze przy­wo­łu­je sło­wa do po­rząd­ku: al­fa­be­tycz­ne­go, skła­dnio­we­go, se­man­tycz­ne­go. Tekst li­te­rac­ki zaś czę­sto zwal­nia sło­wa z tych ry­go­rów, ka­że rzu­cać wy­zwa­nie po­rząd­ko­wi. Anar­chi­zmo­wi ta­kich słów i kon­tek­stów słow­nik prze­ciw­sta­wia swój hie­rar­chicz­ny an­cien régi­me. Prze­kład nie po­wi­nien oswa­jać te­go, co na swój spo­sób dzi­kie lub – ostroż­niej – co au­tor, w ak­cie od­wa­gi, uwol­nił z ogra­ni­czeń stan­dar­do­we­go zna­cze­nia. Tak pi­sze o tym Le­opar­di, na­wią­zu­jąc do prze­kła­dów z gre­ki: „Na­der czę­sto na­tra­fia­my w tek­ście, któ­ry przy­szło nam tłu­ma­czyć, na sło­wo, któ­re au­tor za­mie­rzył ja­ko śmia­łe, a prze­kła­da­jąc je, znaj­du­je­my ku swo­je­mu za­do­wo­le­niu je­go od­po­wied­nik. Lecz czę­sto nie tyl­ko sa­mo sło­wo by­ło śmia­łe, ale tak­że au­tor uczy­nił je ta­kim ce­lo­wo, tak by szcze­gól­nie od­dzia­ła­ło na grec­kie­go czy­tel­ni­ka i wy­od­ręb­nia­ło się w je­go pi­smach na spo­sób słów no­wych, a ty, tłu­ma­cząc, się­gasz do słow­ni­ka i znaj­du­jesz tam naj­zwy­klej­sze te­go sło­wa ob­ja­śnie­nie, od­da­jesz je więc w naj­zwy­klej­szy spo­sób, nie spraw­dziw­szy naj­pierw, czy au­tor był je­dy­nym, któ­ry po­słu­żył się tym sło­wem, ani te­go, czy był pierw­szy”[136].

Tłu­ma­cze­nie wy­ma­ga więc od­wa­gi nie­odzow­nej w rozp­ozna­wa­niu słów, któ­re sta­wia­ją dziel­ny opór tłu­ma­czo­wi, tak jak naj­praw­do­po­dob­niej sta­wia­ły go czy­tel­ni­ko­wi ory­gi­na­łu. „Let me be your fod­der” Joy­ce’a sta­wi­ło dziel­ny opór tłu­ma­czo­wi, któ­ry rów­nież nie stchó­rzył: „Do ata­ku na tekst »let me be your fod­der« (551.14) wy­stą­pi­li ochot­ni­cy z naj­od­le­glej­szych kra­in pań­stwa: pa­sza, pa­pu, poj­ciec. Tłu­macz ich zmusz­tro­wał, zlu­stro­wał i wy­brał jed­ne­go: zob. »daj mi być ci poj­cem« ()”[137]. Ale wie­my to tyl­ko z przy­pi­su; wi­dzi­my męż­ny czyn tłu­ma­cza, lecz przy­go­to­wa­nia do je­go pod­ję­cia zo­sta­ją w ukry­ciu. Na­sza ana­lo­gia z wy­ści­giem Hip­po­me­ne­sa i Ata­lan­ty oka­zu­je się przy­dat­na: chwi­la zwy­cię­stwa, któ­rą po­prze­dza dłu­gi czas wy­trwa­łych, nie­wi­docz­nych przy­go­to­wań. Sa­mot­ność dłu­go­dy­stan­sow­ca, a wcze­śniej sa­mot­ność dłu­gie­go tre­nin­gu. Praw­da, że Hip­po­me­nes za­wdzię­cza zwy­cię­stwo pod­stę­po­wi, ale jest w sta­nie wy­my­śleć swój chy­try trik dla­te­go, że ja­ko wy­tre­no­wa­ny atle­ta zdał so­bie spra­wę z war­to­ści prze­ciw­ni­ka, któ­ry sta­nął z nim w szran­ki. Bie­gacz ama­tor za­pew­ne zlek­ce­wa­żył­by kon­ku­ren­ta i tym spo­so­bem prze­grał z nim z kre­te­sem.

Przy­pi­sy

130. Zyg­munt Ku­biak, O tłu­ma­cze­niu wier­szy Ka­wa­fi­sa, „Li­te­ra­tu­ra na Świe­cie” 1996, nr 1–2, s. 389.

131. Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in, Do­cie­ka­nia fi­lo­zo­ficz­ne, przeł. Bo­gu­sław Wol­nie­wicz, War­sza­wa 1972, s. 71.

132. Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in, Do­cie­ka­nia fi­lo­zo­ficz­ne, przeł. Bo­gu­sław Wol­nie­wicz, War­sza­wa 1972, s. 142.

133. Er­nest Fe­nol­lo­sa, Ezra Po­und, The Chi­ne­se Writ­ten Cha­rac­ter as a Me­dium for Po­etry, San Fran­ci­sco 1969, s. 5.

134. Je­rzy Jar­nie­wicz, Lar­kin. Od­słu­chi­wa­nie wier­szy, Kra­ków 2006, s. 175–176.

135. Je­rzy Jar­nie­wicz, Lar­kin. Od­słu­chi­wa­nie wier­szy, Kra­ków 2006, s. 176.

136. Gia­co­mo Le­opar­di, Zi­bal­do­ne, przeł. Ka­th­le­en Bal­dwin, Ri­chard Di­xon, Da­vid Gi­bons, Ann Gold­ste­in, Ge­rard Slo­vey, Mar­tin Thom, Pa­me­la Wil­liams, New York 2013, no­ta 12.

137. Krzysz­tof Bart­nic­ki, Fu woj­ny, Kra­ków 2012, przyp. 324.

Re­dak­cja: Mag­da Hey­del

Opie­ka re­dak­cyj­na: Ewa Ślu­sar­czyk

Ko­rek­ta: Mar­cin Grab­ski, Pau­li­na Bie­niek

In­deks: Ma­ja Gań­czar­czyk

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Książ­ka po­wsta­ła w ra­mach Gdań­skich Spo­tkań Li­te­rac­kich „Od­na­le­zio­ne w tłu­ma­cze­niu” 15–17 kwiet­nia 2021 ro­ku, http://od­na­le­zio­new­tlu­ma­cze­niu.pl/

© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter, Kra­ków 2021

© Co­py­ri­ght by In­sty­tut Kul­tu­ry Miej­skiej, Gdańsk 2021

© Co­py­ri­ght for the text by Ta­de­usz Sła­wek, 2021

© Co­py­ri­ght for the Wie­ża Ba­bel II by Krzysz­tof Skór­czew­ski, 1990

Ilu­stra­cje na stro­nach 39, 225: do­me­na pu­blicz­na

148. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

ISBN 978-83-66147-72-0

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1,

31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

In­sty­tut Kul­tu­ry Miej­skiej

ul. Dłu­gi Targ 39/40

80-830 Gdańsk

ikm.gda.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317