Mam pomysł i co dalej? Czyli krótki przewodnik po tym, jak zbudować i sfinansować projekt, mając tylko pomysł - Artur Samojluk - ebook

Mam pomysł i co dalej? Czyli krótki przewodnik po tym, jak zbudować i sfinansować projekt, mając tylko pomysł ebook

Artur Samojluk

0,0

Opis

Ta książka to krótki almanach dla kreatorów. Jeżeli masz do zrealizowania pomysł lub pracujesz nad takim pomysłem, to dobrze trafiłeś. Pomysły są jak małe drzwiczki do nowego świata, szczególnie te informatyczne. Zazwyczaj szybko się je odrzuca i idzie dalej utartym szlakiem. Dokąd prowadzą utarte szlaki? To w zasadzie każdy wie. Dokąd wiedzie droga, gdy przejdziemy przez małe drzwiczki? Do wciągającej, pasjonującej, niepowtarzalnej biznesowej przygody. Na tej drodze spotkamy wiele wyzwań, ludzi i kłopotów. Nie będzie lekko, ale warto. Jedno jest prawie pewne, taka przygoda wzbogaci Cię na całe życie – jeśli ją podejmiesz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 177

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Artur Samojluk

Mam pomysł

i co dalej?Czyli krótki przewodnik po tym, jak zbudować i sfinansować projekt, mając tylko pomysł

© Copyright by Artur Samojluk

Korekta i skład: e-bookowo

Projekt okładki: Przemysław Kozak

ISBN 978-83-967279-3-0

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione.

Wydanie I 2024

Ta książka to krótki almanach dla kreatorów. Jeżeli masz do zrealizowania pomysł lub pracujesz nad takim pomysłem, to dobrze trafiłeś. Pomysły są jak małe drzwiczki do nowego świata, szczególnie te informatyczne. Zazwyczaj szybko się je odrzuca i idzie dalej utartym szlakiem. Dokąd prowadzą utarte szlaki? To w zasadzie każdy wie. Dokąd wiedzie droga, gdy przejdziemy przez małe drzwiczki? Do wciągającej, pasjonującej, niepowtarzalnej biznesowej przygody. Na tej drodze spotkamy wiele wyzwań, ludzi i kłopotów. Nie będzie lekko, ale warto. Jedno jest prawie pewne, taka przygoda wzbogaci Cię na całe życie – jeśli ją podejmiesz.

Rozdział 1Początek wyprawy

Usłyszałem i zapomniałem,Zobaczyłem i zapamiętałem,Zrobiłem i zrozumiałem.

Konfucjusz

Stało się. Fakt, że czytasz to zdanie jest sygnałem, że w Twojej głowie nastąpił pewien rzadki proces myślowy. Pojawił się pomysł – na pewno nie pierwszy – ale ten jeden, nad którym rozmyślasz częściej. Co z tym zrobić? Gdzie z tym pójść? Czy ma on rynkowy sens? Wiele pytań, a żadnych odpowiedzi. Tak, zacząłeś się zastawiać, czy pomysł, który masz lub pomysł, który myślisz, że opracujesz, faktycznie ma rację bytu. Jeśli ma rację bytu, to jaki jest następny krok? To pytanie stawia sobie każdy początkujący kreator i jest to jedno z najważniejszych pytań. Zanim staniesz się maszyną do wdrażania pomysłów w życie, może minąć wiele lat. Można nad tym pracować i rozwijać, nie zakłócając codziennej pracy, nauki, domu, swoich hobby. Doświadczenie można zbierać, obserwując innych, wnikliwe ich analizując, i dalej nie będziemy rozumieć do końca sekretu skuteczności ich działania. Doświadczenie można zbierać również bezpośrednio, poprzez praktykę i eksperymenty. Ta metoda w połączeniu z obserwacją innych daje obiecujące wyniki.

Stąd niniejsza publikacja – by pomóc każdemu śmiałkowi przejść przez ciemny tunel niepewności, którym dobrze jest iść ze światełkiem w dłoni. Wielokrotnie staniesz w miejscu, gdzie jednoznacznej odpowiedzi nie doszukasz się w Google. Gdy staniesz nad takim problemem, przypomnij sobie, że znajduje się tu spis treści. Zajrzyj do niego, bo istnieje duża szansa, że właśnie tu znajdziesz istotną wskazówkę.

Tak jak idąc w skaliste, wysokie góry, potrzebujemy przewodnika, tak w realizacji projektu, wdrażaniu pomysłu w życie potrzebujemy twardych danych i procedur. Dobrze jest wiedzieć, gdzie stawiać stopy, aby nie ugrzęznąć. Zatem pozwól, że poprowadzę cię, tak jak czynią to przewodnicy, i wprowadzę cię na twój pierwszy szczyt. Firmy upadają wtedy, kiedy za dużo inwestują w to, „co jest”, a za mało w to, „co mogłoby być”1. Ta sentencja mówi nam jasno, że aby osiągać sukcesy i przebijać się ze swoimi pomysłami na rynku gigantów, powinniśmy być odważni w swoich działaniach.

W swojej karierze zawodowej zrobiłem dziesiątki mniejszych i większych projektów. Robiłem je na zlecenie i bez zlecenia, robiłem je za pieniądze i bez pieniędzy. Popełniłem przy tym setki małych i dziesiątki większych błędów, które starałem się eliminować w kolejnych przedsięwzięciach projektowych. Podejście empiryczne w wielu projektach z różnych dziedzin zbudowało bazę uniwersalnych spostrzeżeń. Dziś dobrze rozumiem, że popełnianie błędów leży w naszej naturze, to one stanowią bezcenne źródło danych, ale sztuką najwyższą jest ich unikanie. Unikanie upraszcza wiele spraw, tworzy przyjemną aurę kreowania czegoś nowego – nowego projektu. Również napisanie tej opowieści o wdrażaniu pomysłów w życie jest kolejnym projektem. Tworząc go, stosuję proste i wypracowane zasady projektowe. Podzielę się nimi w kolejnych rozdziałach tej opowieści. Gdy również na to tak spojrzysz, wmurujesz kamień węgielny pod swoje codzienne działania. Samo słowo „projekt” oznacza coś skończonego, określonego w czasie i budżecie. Każdy projekt ma swoją własną charakterystykę, ale trzon realizacji jest bardzo zbliżony dla wszystkich. Niezależnie od tego, co planujesz – czy jest to mały czy duży pomysł, czy jest on nastawiony na zysk, czy na osiągnięcie wewnętrznej satysfakcji – to należy do tego podejść z taką samą energią i zestawem zaplanowanych działań metodologicznych. Wiem, że jak wspominam o metodologii, to budzą się w głowie jakieś skomplikowane nazwy, schematy i procesy, które kątem oka już pewnie gdzieś widziałeś. Stąd cel nadrzędny tej opowieści: aby wyłożyć to wszystko w sposób bardzo przystępny, bez skomplikowanego żargonu i wzoru.

Przyszłość jest dziś, a czasy, w jakich mamy przyjemność żyć, są najbardziej produktywne w historii.Kreatorzy, artyści, projektanci i konstruktorzy nigdy w historii ludzkości nie mieli tylu narzędzi, środków i zasobów do wdrażania swoich koncepcji w życie. Dobrze jest też pamiętać, że Chińczycy tysiące lat temu budowali statki wielkości dzisiejszych lotniskowców dzięki dobrej organizacji, przy użyciu drewna, papieru i ołówka. I to naprawdę działało.Egipskie piramidy, rzymskie akwedukty i drogi zostały zbudowane bez stalowych dźwigów, dalmierzy laserowych i obliczeń komputerowych, a stoją do dziś. To daje do myślenia. Pytanie brzmi: jak to zrobili, skoro nie mieli tego, co my mamy teraz?Dlatego, zanim wypełnimy sobie głowy informacjami o różnych metodologiach, schematach i procesach, najpierw prześledzimy fundamenty decydujące o tym, czemu Egipcjanom, Chińczykom i Rzymianom się udało.Takie podejście rzuci światło na zrozumienie wszystkiego, co przedsięweźmiesz, i będzie drogowskazem w decyzjach, jakie podejmiesz, realizując swój projekt.Gdy już to zrobisz, mało kto zapyta, jak to zrobiłeś i jakich narzędzi użyłeś, prawie nikogo to nie obchodzi. Świat widzi wyłącznie końcowy wynik Twoich działań, bo to Ty i Twój zapał jesteście źródłem przyszłego sukcesu. Gdy rodzi się pomysł i wiemy, że to jest dobry pomysł, sztuką jest podtrzymać jego żar do momentu, aż zapłonie niczym porządne ognisko.Tutaj z wieloletnich obserwacji mogę w zasadzie stwierdzić, że większość dobrych koncepcji umiera śmiercią naturalną w ciągu tygodnia, a najczęściej – w ciągu pierwszej godziny. Jest błysk idei i potem światło gaśnie.Czemu gaśnie?Z tego samego powodu, dla którego podpalenie kilku papierków w miejscu na ognisko nie tworzy ogniska.Najpierw należy położyć trochę mniejszych patyczków, potem większe i większe, aż powstaje żar i ogień.Można oczywiście też ułożyć całą ogniskową strukturę i jedną zapałką ją odpalić.To już jest wyższy poziom zaawansowania. Najczęściej wszyscy oczekują właśnie takiej wizji. Bez narzędzi i wiedzy próbuje się ułożyć wszystko jak trzeba, a i tak – pomimo najlepszych chęci – coś zaczyna się sypać.Prawda jest taka, że prawdopodobnie masz pomysł i właśnie trzymasz tę książkę w dłoni.Z dumą stwierdzam, że to jest już coś. Zaczynasz naprawdę dobrze.Choć na swojej drodze życiowej miałem wielu świetnych nauczycieli i drugie tyle antynauczycieli, to mogę stwierdzić, że wszystko jest kwestią podejścia.Od antynauczycieli też można się wiele nauczyć, wystarczy robić odwrotnie.Dobrze jest widzieć światełko w ciemnym tunelu, bo właśnie ono nadaje sens, aby iść dalej.Sztuka polega na tym, aby zawsze dostrzegać choćby mały błysk. Dobra wiadomość jest taka, że ono zawsze świeci, wystarczy uważnie się przyjrzeć. Z tej książki dowiesz się, jak zacząć układanie swojego pomysłu, aby powstała z tego koncepcja biznesowa.Kto Ci jest potrzebny i ile musisz mieć na to kapitału. Wszystko jest zaserwowane w lekki i przystępny sposób, bez skomplikowanego żargonu i swobodnym językiem,okraszone opisem pułapek, w które wpada większość początkujących biznesmenów i bizneswomen. Tak! Gdy zaczynasz biznes, stajesz się tą osobą, wykonujesz w tym momencie pierwszy krok do stania się kimś, kim być może zawsze chciałeś być. Moją rolą jako autora jest poprowadzić cię niczym górski przewodnik. Pójdziemy, po początkowych zawiłościach, aż do celu. Ostrożnie będziemy stawiać kroki i rozpoznawać, gdzie droga może być niezbyt stabilna, gdzie należy szczególnie uważać, a gdzie należy się zatrzymać i przeczekać burzę.Gdy to przejdziemy, będziesz gotów iść własną ścieżką, korzystać z dowolnych narzędzi i rozwiązań, jakie sobie wybierzesz. Żywię tu nadzieję, że Twe szanse na przetrwanie radykalnie wzrosną po przeczytaniu tej lektury. Więc gdy napotkasz jakiś problem, istnieje szansa, że odpowiedź lub wskazówkę, jak go rozwiązać, znajdziesz właśnie tu. Teraz chodźmy dalej, poznajmy pierwsze niezbędne narzędzie w naszej codziennej pracy.

Na początku potrzebny nam jest młotek. Do czego jest nam potrzebny? Młotek to podstawowe narzędzie, przenośnia, jaką się posłużymy do wbijania wirtualnych gwoździ. To właśnie z jego pomocą połączymy luźne elementy w stabilną konstrukcję. Tak więc zacznijmy od poszukania naszego młotka.

1 Sekrety skutecznych strategii, wyd. Harvard Bussines Reviev Polska, 2008 r.

Rozdział 2Po co mi młotek?

Przypadek sprzyja tylko dobrze przygotowanym.

Ludwik Pasteur

Nim rzucisz się w wir pracy i potoku myśli, poznaj historię o młotku. Historia ta jest uniwersalną analogią do wielu życiowych spraw.Jeżeli mamy do wbicia gwóźdź, to czy lepiej jest poświęcić chwilę i iść po młotek? Czy rozwiązać problem od razu, wbijając go kamieniem? Wbicie kamieniem ma swoje plusy – będzie szybko. Ma też minusy – może być nierówno, kamienie nie są zbyt gładkie. I o ile może się udać wbić pierwszy gwóźdź przyzwoicie, to przy kolejnych mamy coraz większą szansę na błąd.Osobiście zalecam iść po młotek. Po to go mamy, aby wbijać gwoździe szybko i prosto. Zaraz przecież może się okazać, że gwoździ jest więcej. To się po prostu opłaca. Pozostają też inne kwestie – kamieniem może i będzie szybciej, ale kamień kamieniowi nierówny, jeden większy, drugi mniejszy, coś się obsunie – gwóźdź się skrzywi. W najgorszym wypadku uszkodzimy sobie dłoń. Młotek jest zawsze lepszy.No dobra, ale co, jeśli młotka nie mamy? Sytuacja robi się zgoła inna, mamy zupełnie inne wybory. Teraz albo wbijemy gwóźdź kamieniem, albo pozostanie niewbity. Następnie mamy brak reakcji, i to też jest opcja.Mało tego – jest to nawet komfortowa opcja. Plusów niewbicia jest cała masa. Po pierwsze nie pokrzywimy gwoździa, po drugie nasza ręka jest bezpieczna. Można się położyć i cieszyć brakiem działania.No tak, ale przecież celem samym w sobie jest jednak wbicie tego gwoździa. Tak więc pojawiają się kolejne, nowe opcje. Pierwsza nowa opcja – pożyczyć młotek. Tu trzeba będzie iść jeszcze dalej. Druga opcja – zbudować swój młotek. Poszukamy równiejszego kamienia i jakiejś solidniejszej gałęzi na trzonek.Kawałek sznurka też się znajdzie, ostatecznie z pasemek świeżej kory można zrobić wiązania. Mamy zatem młotek – może nie idealny, ale młotek. Możemy wbijać nim gwoździe tak długo, aż się rozleci. W razie czego, można zrobić drugi i robota już pójdzie do przodu. Jeśli się chwilę nad tym zastanowić, to rozwiązanie się znalazło. I mimo iż nie jest idealne, to wystarczające dla rozwiązania problemu wbicia gwoździa.

Podobnie jest z pomysłami, które chcemy przełożyć na projekt. Tak, kolejną fazą pomysłu jest zrobienie projektu. Co to jest projekt? Mówiąc w uproszczeniu, jest to zorganizowane działanie mające na celu osiągnięcie założonego celu. To właśnie tu otwierają się drzwi do nowego świata pomysłów i kreatywności.Nie martw się, że czegoś teraz nie wiesz albo że jakiś odległy szczegół jest jeszcze niejasny. Po to tu jesteśmy, aby to poukładać i przejść do działania. Można poświęcić pół życia na planowanie, po czym dowiedzieć się przy pierwszej próbie, że coś nie ma prawa się udać.Okazuje się, że czasem lepiej wziąć narzędzie w dłoń i zacząć dynamicznie działać, niż zbyt długo planować. Oczywiście planowanie jest niezbędne, to jeden z młotków, jakimi będziemy się posługiwać. Z tym że planowanie musi być przeplecione z działaniem, zbieraniem nowej wiedzy i doświadczeń, które uwzględnimy w swoich planach, a następnie w działaniach. Idąc tą drogą, osiągamy zawsze postęp i nowe odpowiedzi.

Chińskie okręty wojenne i egipskie piramidy

Gdy byłem jeszcze dzieckiem, obejrzałem film paradokumentalny, który wykazywał, że piramidy zostały zbudowane przez obcą cywilizację. Według autorów filmu to właśnie ta obca cywilizacja posiadała narzędzia nieznane ludziom i potężne technologie, które pozwoliły na przeciąganie potężnych kamiennych klocków. Jeden po drugim, w pewien kosmiczny sposób były one układane i tak powstały piramidy. Miałem wtedy dziewięć lat, a wizja kosmicznych inżynierów była kusząca i wiele wyjaśniała. Potem, gdy zainteresowałem się historią i nowymi odkryciami archeologicznymi, zrozumiałem, że piramidy są imponującą budowlą inżynieryjną zbudowaną przez człowieka. Okazało się, że budowa piramid była procesem długotrwałym, trwającym pokolenia. Chcemy wierzyć w kosmiczną technologię zastosowaną do osiągnięcia celu, bo potrzebujemy tempa. Lubimy, jak coś zrobione jest szybko, i oczekujemy tej szybkości. Fakty pokazują, że trzeba cierpliwości w tym, co robimy, a przesadne tempo jest przyczyną klęsk. Jeden z najwybitniejszych inwestorów giełdowych Benjamin Graham ostrzegał przed mieszaniem spekulacji z inwestowaniem, uważał to za poważny błąd. W działaniach powinniśmy skupić się na jednym lub drugim. To właśnie mieszanie spekulacji i inwestycji w latach ٩٠. doprowadziło do „masowej zagłady” na giełdzie. Wydawało się, że niemal wszyscy stracili cierpliwość w jednej chwili, a Ameryka stała się krajem spekulantów zamieszkałym przez graczy, którzy w poszukiwaniu zysku skaczą z akcji na akcję niczym koniki polne w sierpniu na łące2. Tak więc, aby budować wielkie projekty, potrzebujemy czasu, organizacji i żelaznej konsekwencji odpornej na zmienne warunki otoczenia.

Nowa świadomość stanu rzeczy zmieniała wiele. Udowadniała, że to właśnie ludzie dzięki swojej pomysłowości, sprytowi, dokładności obliczeń i wytrwałości są w stanie zbudować monumenty, które dziś są niezwykle trudne do osiągnięcia. Pytanie brzmi: jak oni tego dokonali? I tutaj, dla lepszego zrozumienia, pojawia się nowsza cywilizacja – chińska, która długo po postawieniu piramid budowała okręty wielkości dzisiejszych lotniskowców. Gdy zrozumiemy związek pomiędzy chińskimi okrętami wojennymi a egipskimi piramidami, wtedy znajdziemy szersze wyjaśnienie i odpowiedzi na nurtujące nas pytania.

Organizacja i czas

Mając nieskończoną ilość czasu, można zbudować dowolną budowlę – tak mniej więcej działa wszechświat. Nieograniczony czas pozwala atom po atomie budować kolejne planety i gwiazdy. Niestrudzenie je stawiać, rozkładać ponownie na atomy i znów budować. Z perspektywy życia człowieka o czasie myślimy jak o sekundach, minutach, godzinach, dniach, miesiącach, latach. Natomiast gdy budowano piramidy, myślano o nim pokoleniowo, odmierzano go całymi dekadami. Dziś rozpoczęta budowla miała być pomnikiem dla potomnych. Można było ją budować setki lat i było to na tamte czasy normą. Stąd realizacja pomysłu zbudowania skalnej góry gdzieś pośród dżungli lub pustyni była zdecydowanie łatwiejsza. Oznacza to, że duża ilość czasu plus duża ilość ludzkiej siły do wykorzystania pozwoliły na zbudowanie budowli do dziś imponujących. Przyzwyczailiśmy się, że budowy trwają maksymalnie kilka lat. Ma to też przełożenie na organizację naszych społeczeństw i pewne dopasowanie do systemu wyborczego. Kadencje parlamentu i prezydentów są zazwyczaj kilkuletnie, więc cokolwiek zlecą aktualni włodarze do wykonania, powinno być zrobione maksymalnie do czasu następnych wyborów. Takie podejście ma swoje określenie w metodologii projektowej i nazywa się sprintem. Faktem jest, że jest on długi, a jednak to sprint dla politycznych włodarzy. Właśnie taki system działania spowodował, że jeżeli realizacja czegoś ma trwać dłużej niż dziesięć lat, wydaje się to nieopłacalne.Oczywiście inwestycje o znaczeniu narodowym mogą trwać długo, są w końcu robione dla kolejnych pokoleń. Ostatecznie o sukcesie decyduje żelazna konsekwencja w działaniu, czas, jaki zostanie przeznaczony na realizację oraz sposób zorganizowania pracy nad projektem.

Technologia i jej znaczenie

Żyjemy w XXI wieku. Można powiedzieć śmiało: przyszłość jest teraz. Jest to szczególny czas i każdy, kto należy do pokolenia, które wychowało się na filmach Star Trek, Gwiezdne Wojny czy bajki typu Jacksonowie, czuje moc zmian. Wszystkie te filmy traktowały o przyszłości. Jeśli też je pamiętasz, to znasz to uczucie, gdy – spoglądając w ekran TV – miało się wrażenie, że te futurystyczne technologie nastaną za setki lat.Okazuje się, że ziemscy inżynierowie na całym świecie nie próżnują, a zdecydowana większość tego, o czym niegdyś się marzyło, została już wdrożone w życie. Dzieje się to kawałek po kawałku, czasem niedostrzegalnie, ale tempo jest ogromne. Świat pędzi do przodu. Gdy przystaniemy na chwilę i obejrzymy się na to, co mamy w domu, możemy sobie uświadomić, że dużej części rzeczy i narzędzi nie było jeszcze trzydzieści lat temu.Dziś są i korzystamy z nich, jakby były od zawsze. Człowiek tak ma, że jak coś staje się dla niego wygodne, traktuje to jak standard. Tutaj pojawia się istotna wskazówka – jeżeli coś działa dobrze i jesteśmy zadowoleni, to prawdopodobnie inni też będą zadowoleni. Technologia wprowadza wiele ułatwień – takie jest ogólne stwierdzenie, z którym spotykamy się wielokrotnie. Firmy technologicznie potrafią to wyrazić w tysiącach różnych sloganów reklamowych. Gdy ktoś mi mówi, że technologia ułatwia życie, zadaję wtedy często jedno pytanie: czy aby na pewno?Bo czy mamy przez to więcej czasu? Mam nieodparte wrażenie, że świat tak pędzi za nowinkami technicznymi, iż zapomina o praktycznym działaniu.

Szczytem technologicznej hipokryzji jest elektryczna szczoteczka do zębów, która nie zadziała bez telefonu. Fakt, że smartfon zabieramy nawet do toalety, mówi o naszej cywilizacji wiele. Wynika z tego też, że potrzebujemy dwóch urządzeń, aby coś zrobić. Więcej interakcji, aby móc umyć zęby. Wszystko po to, aby móc czytać setki smsów, e-maili, postów na portalach społecznościowych i włączyć mikser, który sam za nas robi obiad. Następnie za pomocą aplikacji uruchamiamy odkurzacz, który sam sprząta. To wszystko wymaga obsługi i czasu.Jest tego tyle, że gdy zaczyna się wszystkiego doglądać, to nie starcza czasu na życie. To jest właśnie obraz większości ludzi żyjących w rozwiniętych społeczeństwach. Pośrodku tego wszystkiego jesteś Ty i Twój nowy plan. Czas płynie nieustannie, aby go efektywnie wykorzystać, będziesz potrzebował odpowiednio dobranych narzędzi oraz optymalizacji obecnych procesów. Gdy będziesz wybierał narzędzia technologiczne do realizacji swojego pomysłu, zastanów się, czego rzeczywiście potrzebujesz. Czy do wbicia gwoździa potrzebujesz młota pneumatycznego o mocy takiej, że można nim przebijać ściany, czy normalnego młotka, jaki masz już w szafie? Jeden i drugi rozbije mały kamień.

Plan działania, a strategia działania

Zacznijmy od wyjaśnienia, czym się różni plan działania od strategii działania.Plan działania w zwyczajowym rozumowaniu jest kontrolowaną sekwencją wydarzeń, która ma na celu osiągnięcie zakładanego celu. Plany są potrzebne i pożyteczne. Można powiedzieć, że lepszy jest jakikolwiek plan niż brak planu. Dobry plan pozwala spojrzeć w przyszłość i zobaczyć coś, czego jeszcze nie ma, ale nastąpi. Plany mają jednak swoje wady, ich powodzenie zależy od stabilności środowiska, w którym działamy. Jeżeli chcemy wybudować dom na bagnie, to nawet z najlepszymi planami możemy mieć z tym poważny problem. Bagno nie jest stabilnym środowiskiem do stawiania budynków. Wkrótce po jego zbudowaniu – lub już w trakcie – niestabilne środowisko zniszczy nasz cały wysiłek, a zakładany plan się nie powiedzie. Naturalnie, gdy mamy odpowiednio wysoki budżet, możemy zastosować jedną z drogich technologii budowy na bagnach. Tylko po co? Lepiej poszukać stabilnego gruntu i zrobić to prościej oraz pewniej. Gdy grunt jest stabilny – czyli w tym przypadku: nasze środowisko – prace będą szły jak należy i nawet jeżeli plan będzie miał pewne przesunięcia organizacyjne, to jego realizacja dojdzie do skutku.Gdy jednak sytuacje są dynamiczne, środowisko niestabilne, a chcemy osiągać zakładane cele, to potrzebujemy strategii działania.

Strategia działania to wyższa forma planu. Można stwierdzić, że strategia to zespół planów, które uruchamiają się w zależności od sytuacji. Celem strategii jest osiągnięcie zakładanego celu, a ścieżka do niego jest kwestią drugorzędną. Brzmi trochę jak „iść po trupach”, ale nie o to chodzi. Przełóżmy to na przykład biznesowy: jeżeli celem jest zbudowanie dochodowej, dobrze prosperującej firmy, to celem drugorzędnym jest to, na czym dokładnie będzie ona zarabiać. Możemy opracować pięć różnych produktów i nie wiedzieć, który będzie koniem pociągowym dla całego przedsięwzięcia. Na koniec okazuje się, że najlepiej ciągnie ten niedoceniony na początku. Przerzucamy moce na jego ulepszenie i zwiększenie promocji. Osiągamy sukces. Ta mikrostrategia pokazuje, że do tematu nie podchodzimy liniowo. Zakładamy końcowe osiągnięcie celu, ale dokładna ścieżka, jaką obierzemy, zostanie wytypowana dopiero w pewnym momencie naszego działania. I wszystkie te elementy niepewności mieszczą się w zakładanej przez nas strategii. Mało tego – przewidzieliśmy, że większość rzeczy się nie uda, a pomimo to zwyciężyliśmy.Okazuje się, że powiedzenie: „Nie można zajść daleko, idąc cały czas prosto” jest prawdziwe. Podsumowując: twórz plany, a gdy będziesz miał ich kilka, połącz je w sensowną strategię działania.

2 Inteligentny Inwestor, Benjamin Graham, Polish Edition, 2012 r.

Rozdział 3Strach przed porażką

Kto walczy, może przegrać. Kto nie walczy, już przegrał.

Bertold Brecht

Słowa tego nieżyjącego pisarza są kwintesencją mechanizmu, jakim posługują się ludzie sukcesu. Gdy porozmawiasz z osobą, którą uważasz za człowieka sukcesu, może się okazać, że pełna historia jego drogi brzmi jak opowieść o małym dziecku, które cały czas się przewracało, aż pewnego dnia zaczęło szybko biegać.Jeśli jednak historia nie zakończyłaby się szybkim bieganiem, to mielibyśmy obraz poobijanego dziecka, które leży. Dzieci, w odróżnieniu od dorosłych, potrafią być niezłomne w swoim działaniu, ich czysty, entuzjastyczny umysł przywraca wiarę w moc dorosłych. Przede wszystkim dzieci nie liczą nieudanych prób – po upadku wstają, otrzepują się i działają dalej. Jako rodzic kilku pociech stwierdzam, że ich niezłomność w podejmowaniu działania i pełna nieświadomość wyniku końcowego potrafi być inspirująca. Właśnie dzięki takiemu podejściu rzeczy, które uważamy za niemożliwe, stają się możliwe. Tak więc uczmy się od dzieci entuzjazmu do działania.

Między sukcesem a porażką przebiega cienka, niewidzialna linia. Żeby zacząć cokolwiek, trzeba być świadomym swojego wewnętrznego strachu. Życie w społeczności zawsze pociąga za sobą chęć odnoszenia wyłącznie sukcesów – chcemy przecież być dobrze postrzegani. Nasze wyobrażenia na temat innych najczęściej są wyolbrzymione. Poświęcamy temu zbyt wiele uwagi i zamiast koncentrować się na realizacji celu, patrzymy na to, co powiedzą inni. Ale po co nam to? Jeżeli opinia osoby z zewnątrz – na przykład kogoś z rodziny, przyjaciół – będzie miała na nas większy wpływ, to musimy się poważnie zastanowić nad całością działania. Kapitan na statku jest jeden. Jeżeli sterujesz statkiem tak, aby dobrze wyglądał, a nie po to, aby dopłynął do celu, to kwestią czasu jest dwojaki efekt: ani nie dopłyniesz do celu, ani statek nie będzie dobrze wyglądał. Jak więc się nie bać?Topytanie stawiane w wielu dziedzinach życia. Z żalem i radością odpowiadam: nie da się. Z żalem, no bo chcielibyśmy cudownego rozwiązania i szybkiej porady w stylu: „Olej strach, będzie dobrze”. Tak nie jest. Nie znam też ludzi, którzy się nie boją. To znaczy mogą mówić, że nie mają w sobie strachu, ale to nie jest prawda. Właśnie strach jest ich największym sprzymierzeńcem. Pełna świadomość zagrożenia, jego skutków, pozwala na zabezpieczenie się. Można to robić w sposób metodyczny i jest wtedy prościej. Strach jest pod kontrolą, trzymamy go w klatce, do której mamy mały kluczyk, i to od nas zależy, czy go wypuścimy.Tak więc wszystko jest w głowie, od niej się zaczynają wszelkie przedsięwzięcia, to ona steruje tym, co powiesz, napiszesz, ruszysz. Ona decyduje o wszystkim, a to, co można zrobić zawsze, to działać. Wtedy strach wykorzystamy jak naszego sprzymierzeńca. Jeżeli przyjmiemy tezę, że odwaga jest mocniejsza, to strach staje się osobistym doradcą, jak przejść przez pole minowe ostrożnie, bez brawury, krok po kroku. Poruszamy się niczym kot po ściernisku. Ujarzmiony strach podpowie nam, jak być uważnym i rozsądnym. Natomiast jeżeli damy mu się ponieść, to albo sparaliżuje nasze działanie, albo popędzi nas bez namysłu do miejsca, w którym wcale nie chcemy być. Moc jest z nami, gdy działamy.

Kto i co generuje strach

Strach jest instynktem przetrwania. To istotna cecha ewolucyjnego dostosowania się.Kiedyś strach i uczucia z nim związane miały ściśle określoną rolę – ostrzegać przed zagrożeniem życia lub zdrowia. Dziś strach też nas przed tym ostrzega, ale dodatkowo wskazuje na wiele innych czynników. W zorganizowanym społeczeństwie strach jest generowany przez nieustanną liczbę bodźców: czytamy prasę, widzimy obrazy w telewizji i Internecie, nieustannie jesteśmy trzymani w poczuciu zagrożenia. System społecznego wychowania premiuje tych, co nie popełniają błędów, a karze tych, co je popełniają. W efekcie zdecydowana większość ludzi nie podejmuje specjalnie ryzykownych przedsięwzięć właśnie w obawie przed porażką. Zastanówmy się, jakie mogą być skutki naszej porażki. Po pierwsze, skutek finansowy. Pytanie brzmi, czy czujesz jakąś różnicę w przepaleniu swoich środków na kilka porządnych imprez, wyjazdy czy zakup kolejnego komputera lub ubrań. Te wszystkie rzeczy będą cieszyć przed chwilę, i tak samo znikną. Można powiedzieć, że w odpowiednio dostosowanym do nas budżecie to nie ma znaczenia. Kolejny strach, to jest to, co powiedzą inni. Jeżeli przejmujesz się takimi rzeczami, oznacza to, że żyjesz dla sąsiadów i rodziny, co jest całkowicie bez sensu, bo żyjemy dla siebie i myślę, że większość się z tym zgodzi. Więc znów w sumie okazuje się, że to jest bez znaczenia. Może być jeszcze nasz wewnętrzny strach przed nieosiągnięciem celu, strach, który nam powie, że nie nadajesz się do tego, co robiłeś. Dobrze, że tego nie wiedział Thomas Edison, który zrobił tysiąc żarówek, zanim mu się w końcu udało coś zaświecić. Thomas Edison poniósł porażkę tysiąc razy, aby za tysiąc pierwszym odnieść sukces. Jego nieskuteczność stała się epicką historią o konsekwencji w działaniu. I właśnie takie podejście dobrze jest posiadać, gdy zabieramy się do pracy. Trzeba biec przed siebie niczym filmowy Forrest Gump i choć może jest to skrajnie literackie odniesienie, to oddaje w pełni ducha postawy względem działania.Działania w pełnym skupieniu i zaangażowaniu, działania na sto procent. Gdy taką postawę przyjmiemy, to każdy strach stanie się prostym kłopotem do obejścia, rozwiązania, eliminacji, optymalizacji lub redukcji. I jakkolwiek sam to nazwiesz, zdefiniujesz automatycznie rozwiązanie, a tym samym okaże się, że przed Tobą stoi całe pole nowych możliwości.

Krytycy są w śród nas

Krytykowanie jest wpisane w ludzką naturę, przynajmniej można odnieść takie wrażenie. Zrób mały myślowy eksperyment na temat tego, kto i ile krytykuje, i jaki mamy do tego stosunek. Dobrze jest spojrzeć też na samego siebie – w nas zazwyczaj tkwi największy krytyk. W odpowiedniej dawce nasza samokrytyka oraz oceniające spojrzenie na otoczenie jest dobre. Noszenie cały czas różowych okularów może przyćmić zwykłą prawdę, ale też może ją wypaczyć. W najgorszym przypadku destruktywna krytyka zniechęca do realizacji dobrego pomysłu. Rzeczy niezrobione ciążą najbardziej, podobnie jak ciągnące się latami pytanie: „A jakbym wtedy to zrobił?”. Więc jakąkolwiek decyzję podejmiesz, musisz być jej pewny, aby to pytanie nie zaistniało. Trzeba być w pełni świadomym, że to była nasza własna decyzja, że dobrze się z nią czujemy. Mentalna pewność, że pomysł jest dobry, że tkwi w nim potencjał na sukces, jest istotna. To pierwszy płomień, który należy osłonić przed wiatrem krytyki i o który należy zadbać, aby zapłonął jeszcze mocniej. To dość istotne, gdy zaczynasz projekt. Krytycy to cisi, nieświadomi mordercy idei.Potrafią wyrazić dużo opinii na wiele różnych tematów, jednocześnie nie podejmując samodzielnie nigdy żadnych wyzwań. Oczywiście krytyka nie zawsze jest zła, jest wręcz potrzebna. Konstruktywna krytyka wnosi wiele dobrego, natomiast zwykłe zrzędzenie jest już szkodliwe. Dotyczy to zarówno osób z zewnątrz, jak i członków zespołu. Konstruktywna krytyka ma na celu zadanie pytań, odkrycie ewentualnych słabości i umożliwienie znalezienia rozwiązania. Poszukiwanie rozwiązań do wykrytych zagrożeń w projekcie to droga do skuteczności. Zatem jeżeli mamy być krytyczni lub wsłuchiwać się w krytykę, to tylko taką, która ma na celu ulepszenie i poprawę tego, co robimy. Dokonanie takiego rozróżnienia jest niezbędne, ponieważ duża część wypowiedzi i ocen, z jaką się zetkniemy, to zwykłe malkontenctwo lub złośliwość. Można powiedzieć, że jeżeli ktoś narzeka i nie podaje sposobu na rozwiązanie problemu, jaki generuje lub zauważa, to sam jest częścią tego problemu.

Z założenia chcemy unikać problemów, wiec jeżeli ktoś nam nie pomaga tym, co mówi, to znaczy, że szkodzi. Krytycy potrafią chwalić się niepopełnianiem błędów, ale gdy się im przyjrzymy, to okazuje się, że nie mogli ich popełnić, bo w praktyce niewiele zrobili. Najlepiej unikać takich osób i skupić się na swoim zadaniu, które sprawia nam przyjemność. Jeżeli już musisz podejmować dyskusję z osobą, która bardziej Cię drażni, niż wnosi cokolwiek dobrego, to zapytaj jej, ile projektów zrealizowała, jakie są źródła wydanej opinii, skąd ma taką wiedzę. Na stwierdzenia typu: „Wszyscy tak mówią” lub „Wszyscy tak robią” odpowiadaj: „Nie wszyscy, bo ja nie robię” lub „Nie, ja tak nie mówię”.

Omówiliśmy istotne psychologiczne zagrożenia zewnętrzne. Dobrze jest mieć ich świadomość, bo wiedza ta będzie wielokrotnie naszą tarczą przy podejmowaniu różnych odpowiedzialnych decyzji. Dlatego, aby mieć pełniejszy obraz tego, gdzie mogą kryć się inne zagrożenia, należy spojrzeć w głąb nas samych i sprawdzić, czy jesteśmy wolni od utartych myślowych schematów. W dalszej części rozdziału omówimy, jak doświadczenia z przeszłości mogą nam pomóc, a kiedy mogą zaszkodzić w realizacji projektu.

Destruktywna przeszłość i doświadczenie

Utarte schematy z przeszłości to przeciwnik, z którym mierzy się każdy. Gdy chcemy coś uprościć podczas realizacji projektu, wybieramy schemat i w technicznym ujęciu jest to dobre. Stosujemy wtedy najlepsze praktyki i doświadczenia. Gorzej, jeśli schematy zostaną zakodowane przez stetryczałą ciocię albo babcię, która sypała ludowymi przysłowiami z dziewiętnastego wieku lub zdecydowanie starszymi. Żyjemy w XXI wieku – najbardziej dynamicznym pod względem rozwoju czasie, w jakim ludzie mieli możliwość funkcjonować.

Utarte schematy społeczne zawsze zapewniały pewien spokój i niezmienność. Działało to bardzo długo, ale dziś są inne czasy. Dynamika jest ich znakiem rozpoznawczym. Jeżeli ktoś za tysiąc lat będzie opisywał przełom, w jakim mamy przyjemność żyć, to zauważy, że był to bardzo ekspansywny okres rozwoju ludzkości. Mamy do wyboru: albo się dostosować, albo wycofać. Teraz idziemy naprzód, więc się dostosowujemy. Pierwsze, co sobie zaczynamy wtedy uświadamiać, to że stare schematy, sprzed kilku dekad, nie mają już w większości swojej mocy. Zostały skompensowane i zastąpione nowymi schematami, które będą aktualne krótko i znów nastąpi zmiana. Dynamika zmian jest nieunikniona, dlatego gdy kiedykolwiek usłyszysz jedno z poniższych twierdzeń, to pamiętaj, że to już jest nieaktualne.Niewiara we własne możliwości jest kodowana w ludziach od dzieciństwa, spotykam ją u wielu krewnych, znajomych, studentów i nowo spotkanych ludzi. Rozumiem postawę, gdy ktoś jasno deklaruje: „To, co mam, wystarcza mi i jestem szczęśliwy”. Jednak jeżeli stajesz przed lustrem i mówisz: „Zrobiłbym coś”i pojawia się długa lista zasianych dawno temu zwątpień, to czas nad tym popracować. A dokładnie – zweryfikować i zaktualizować o nowe, bardziej pozytywne stwierdzenia.

Lista demotywujących tekstów jest naprawdę długa. Przywołam do tablicy kilka klasyków, a resztę znajdziesz i wytropisz już sam. Te przykłady, w mniej lub bardziej zmienionej formie, towarzyszą nam od pokoleń i są wypadkową pierwotnego strachu przed zmianą. I tak, na pierwszym miejscu mamy króla demotywacji: „Zawsze jak coś robię, to mi się nie udaje”. Na następnej pozycji w rankingu jest: „Próbowałeś już tyle razy, nie masz do tego ręki”. I trzeci na liście, ale posiadający dużą siłę rażenia, bo nawiązujący do bliskiego otoczenia: „Mój kuzyn tak robił i stracił”.Jeśli którekolwiek z powyższych stwierdzeń brzmi znajomo, w podobnej lub odmienionej formie, to należy przełamać się i samemu to poznać. Inaczej będziesz nosił ten kawałek głazu w swoim plecaku. Przygoda, w zależności od wyzwania, może być bardzo wymagająca tylko na wstępie albo od samego początku aż do końca. Dobrze jest nie dźwigać niepotrzebnych ciężarów.

Żeby zrozumieć wagę wyzwania, zadam takie pytanie: czy szklanka z wodą jest ciężka?Znam statystyczne odpowiedzi i w dominującej większości brzmią one: „Nie, nie jest ciężka, to tylko kilkaset gram”. Owszem, gdy ponosimy kubek, aby się napić wody i go odstawiamy po łyku, to jest lekki. Ale aby zmierzyć prawdziwą wagę szklanki z wodą, spróbuj go potrzymać w wyprostowanej dłoni przez kwadrans. Myślę, że po kilku minutach okaże się on ciężki, a po kilku kolejnych będzie Ci się wydawało, że waży tonę. Podobnie jest ze złymi nawykami i schematami – gdy je wciąż trzymamy, stanowią zbędny balast, a im dalej będziemy szli, tym ich ciężar będzie bardziej odczuwalny.

Gdy na wspomnienia spojrzymy zero-jedynkowo, to bilans może nie być zadowalający. Ten bilans może też być nieprawidłowo odczytany – nawet setki dobrych doświadczeń potrafią być przyćmione przez jedno negatywne, dominujące wspomnienie. Natomiast jeżeli spojrzymy na każdy detal, to okaże się, że jesteśmy niezwykle bogaci. Może właśnie to jest ten nasz tysiąc pierwszy raz – jak u Edisona, kiedy próbował zrobić własną żarówkę. Edisonowi można zarzucić wiele, ale na pewno nie brak konsekwencji. Gdyby stosował znaną zasadę „do trzech razy sztuka”, to istnieje opcja, że dziś siedzielibyśmy dalej przy lampach naftowych. On nie rozszerzył tej zasady o dwa, trzy, cztery razy, on ją zignorował całkowicie. Możliwe, że jej nie znał i nikt wcześniej nie wtłoczył mu tej myśli do głowy. I gdyby mu za tysiąc pierwszym razem nie wyszło, zapewne próbowałby nadal i ten licznik mógłby być jeszcze bardziej imponujący.

Jeśli chodzi o utarte schematy, są jeszcze inne – określiłbym je mianem odwracających uwagę. Klasyka doradztwa inwestycyjnego:„Kupuj złoto, kupuj krypto, kupuj nieruchomości”. Tak, jeśli masz nadmiar kapitału i chcesz go ulokować w innych wymiennych materiałach. Ale gdy robisz projekt, złoto raczej nie będzie potrzebne. Oczywiście są takie technologie i projekty, które wymagają złota, ale są one zdecydowanie rzadkością. Jeżeli inwestujesz swój kapitał, to skup się na projekcie, skoncentruj się na działaniu wewnętrznym. Projekty mają to do siebie, że potrzebują buforu finansowego i dobrze go mieć w gotówce, dzięki której możemy prawie natychmiast zapłacić za bardzo wiele rzeczy i usług.

Stres w projekcie - jak sobie z tym radzić

Każdy konstruktor, projektant, inżynier, kreator ma swój system kontrolowania stresu, będący narzędziem jego codziennego działania. System ten ma swoje źródła w wielu miejscach – zaczyna się od domu, przez szkolę, studia, aż po pracę. U każdego wygląda to inaczej, bo każdy ma inne doświadczenia życiowe i miał innych nauczycieli. Jednak dziś jesteś w miejscu, w którym czytasz tę opowieść, co oznacza, że każdy czytający znalazł się na moment dokładnie w tym samym miejscu. To bardzo znamienne – mieć świadomość, że wiele innych osób spotyka się właśnie przed książką. Mogę więc przyjąć, że każdy czytający ma teraz podobny punkt odniesienia.Możemy więc wykorzystać tę okazję, wyzerować przeszłość i skupić się na przyszłości. Zróbmy wirtualny reset. Wiem, że ktoś zapyta: ale jak zresetować? Odpowiadam: dowolnie. Proponuję pstryknąć palcami albo zaśpiewać. To mentalne ćwiczenie przed wyruszeniem w drogę twórczą projektu.

Tak więc – pstryk! Przeszłości już nie ma, ona już minęła. Wiem, że nie jest to proste, ale od czegoś trzeba zacząć. Właśnie teraz jest bardzo dobry moment. Teraźniejszość trwa cały czas, a przyszłość dopiero nastąpi. Teraz nas interesuje zarówno teraźniejszość, jak i przyszłość. Przyszłość jeszcze nie nastąpiła, więc możemy być spokojni – jeszcze się nic złego nie wydarzyło. Oczywiście wszystkie projekcje myślowe mają prowadzić do realizacji celu i tu powinniśmy dać sobie więcej zrozumienia oraz wewnętrznego marginesu błędu. Stara zasada pilotów samolotów mówi, że błąd naprawiony w porę nie jest błędem. Oznacza to, że reagując na to, co dzieje się w teraźniejszości, wprowadzając nieustannie drobne korekty kursu naszego projektowego statku, możemy naprawiać niedociągnięcia. Jeżeli powoli posuwamy się do przodu z naszym działaniem, to jest dobrze. Każde zdanie, każda linia na obrazku projektu, jaki tworzysz, powoduje, że wizja staje się pełniejsza. Dbaj o to, aby systematycznie pchać projekt do przodu, a zauważysz, że optymizm działania zawsze zwycięża. Poczujesz wtedy siłę, którą czuje każdy, kto zajmuje się tworzeniem. To wspaniałe uczucie, o które warto dbać. Wtedy nagle pojawiają się nowe pomysły i rozwiązania dla spraw, które dzień wcześniej wydawały się niemożliwe.

Kilka słów na koniec rozdziału