Kobiety z Ravensbrück. Życie i śmierć w hitlerowskim obozie koncentracyjnym dla kobiet - Helm Sarah - ebook

Kobiety z Ravensbrück. Życie i śmierć w hitlerowskim obozie koncentracyjnym dla kobiet ebook

Helm Sarah

5,0
79,20 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Przerażająca, inspirująca i głęboko niepokojąca książka Sarah Helm jest wynikiem przełomowych badań historycznych. Przez dziesięciolecia historia Ravensbrück ukryta była za żelazną kurtyną i pozostawała mało znana. Wykorzystując świadectwa ujawnione po zakończeniu zimnej wojny i wywiady z ocalałymi, które nigdy wcześniej nie mówiły, Helm zagłębiła się w świat obozu i pokazała niewyobrażalny horror. 
W Ravensbrück przez sześć lat więźniarki bito, torturowano, zmuszano do niewolniczej pracy, głodzono i rozstrzeliwano. Dokonywano również – w szczególności na Polkach – zbrodniczych eksperymentów medycznych. 
„Kobiety z Ravensbrück” to nie katalog popełnianych w Ravensbrück okrucieństw. To przede wszystkim porywający opis heroizmu, nadludzkiej nieustępliwości i wyjątkowej siły ducha, która pozwoliła ofiarom bestialstwa przetrwać, a także dać świadectwo.  

Wykorzystując materiał niegdyś ukryty za żelazną kurtyną, Sarah Helm dokonała niezwykłego aktu – ocaliła historię. Ta książka po raz pierwszy oddaje w pełni głos kobietom z Ravensbrück, jedynego nazistowskiego obozu koncentracyjnego dla kobiet.
Anne Applebaum, laureatka nagrody Pulitzera


Sarah Helm, brytyjska dziennikarka i autorka książek. Pracowała w redakcji „Sunday Times” i była korespondentką zagraniczną „The Independent”; obecnie współpracuje z kilkoma pismami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 1302

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

IF THIS IS A WOMAN

Inside Ravensbruck: Hitler’s Concentration Camp for Women

Copyright © 2015 Sarah Helm

All rights reserved

First published in Great Britain in 2015 by Little, Brown

Projekt okładki

Ewa Wójcik

Zdjęcia na okładce

© United States Holocaust Memorial Museum

Redaktor prowadzący

Adrian Markowski

Redakcja

Jarosław Skowroński

Korekta

Małgorzata Denys

ISBN 978-83-8097-292-6

Warszawa 2017

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02–697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Tym, które odmówiły

Zastanówcie się, czy to jest kobieta,

Bez włosów i bez nazwiska,

Z pustką w oczach i wyschłym łonem,

Jak zimowa żaba,

I nie ma już siły, by pamiętać.

Pomyślcie, że tak było:

Przekazuję wam te słowa.

Primo Levi, Czy to jest człowiek1

1Primo Levi,Czy to jest człowiek, tłum. Halszka Wiśniowska, Kraków 1978, s. 7.

Prolog

Z berlińskiego lotniska Tegel do Ravensbrück jedzie się niewiele ponad godzinę. Gdy udawałam się tam po raz pierwszy, w lutym 2006 roku, padał gęsty śnieg, a na obwodnicy Berlina jakaś ciężarówka wpadła w poślizg, więc podróż trwała dłużej.

Heinrich Himmler często jeździł do Ravensbrück, nawet w tak paskudną pogodę jak ta. Reichsführer SS miał w tamtej okolicy przyjaciół i mógł przejazdem wpadać na inspekcję obozu. Rzadko wyjeżdżał bez wydania nowych rozkazów. Raz nakazał, aby do zup więźniarek dodawano więcej warzyw korzeniowych. Innym razem stwierdził, że zabijanie nie postępuje dostatecznie szybko.

Ravensbrück był jedynym nazistowskim obozem koncentracyjnym wybudowanym dla kobiet. Nazwę wziął od pobliskiej wsi, która przylega do miasteczka Fürstenberg i leży około 80 kilometrów na północ od Berlina, w bok od drogi do Rostoku leżącego na wybrzeżu Bałtyku. Kobiety przyjeżdżające do obozu nocą czasem przeczuwały, że są blisko morza, ponieważ czuły sól w powietrzu; czuły też piasek pod stopami. Gdy nastawał świt, ich oczom ukazywał się obóz wzniesiony nad jeziorem i otoczony lasem. Himmler lubił umieszczać swoje obozy w miejscach naturalnie pięknych – i najlepiej nie na widoku. Dziś obóz nadal pozostaje w ukryciu; przerażające zbrodnie, do których tam doszło, i odwaga ofiar są w większości nieznane.

Ravensbrück został otwarty w maju 1939 roku, zaledwie cztery miesiące przed wybuchem wojny, a Rosjanie wyzwolili go sześć lat później – jako jeden z ostatnich obozów, do których dotarli alianci. W pierwszym roku przebywało tu co najmniej 2 tysiące więźniarek, z których prawie wszystkie były Niemkami. Wiele aresztowano z powodu opozycji wobec Hitlera – na przykład komunistki i świadkowe Jehowy, które nazywały Hitlera antychrystem2. Inne naziści po prostu uznali za istoty niższe i chcieli je odciąć od społeczeństwa: prostytutki, przestępczynie, bezdomne i Cyganki. Później obóz przejął tysiące kobiet schwytanych przez nazistów w krajach okupowanych, w tym wiele członkiń ruchu oporu. Przywożono tu także dzieci. Mały odsetek więźniarek – około 10 procent – stanowiły Żydówki, ponieważ formalnie obóz nie był przeznaczony dla Żydów.

W szczytowym punkcie w Ravensbrück więziono 45 tysięcy kobiet; przez ponad sześć lat istnienia obozu przez jego bramy przeszło około 130 tysięcy kobiet; były bite, głodzone, zamęczane pracą na śmierć, trute, rozstrzeliwane i zagazowywane. Szacuje się, że liczba ofiar śmiertelnych obozu wynosi od 30 tysięcy do 90 tysięcy; prawdziwa liczba leży prawdopodobnie gdzieś pośrodku, ale zachowało się tak niewiele materiałów SS dotyczących obozu, że nikt nigdy nie pozna realnej wielkości. Masowe zniszczenie dokumentacji Ravensbrück to kolejny powód, dla którego historia obozu pozostaje mało znana. W ostatnich dniach esesmani palili teczki wszystkich więźniarek w krematorium lub w ogniskach, razem ze zwłokami. Popioły wrzucono do jeziora.

Po raz pierwszy usłyszałam o Ravensbrück, kiedy pisałam książkę o Verze Atkins, agentce brytyjskiej tajnej organizacji, Zarządu Operacji Specjalnych (Special Operations Executive – SOE). Zaraz po wojnie Vera na własną rękę zorganizowała poszukiwania Brytyjek z SOE, które zostały zrzucone na spadochronach nad terytorium okupowanej Francji, aby wesprzeć ruch oporu; wiele z nich zaginęło. Vera zaczęła tropić ich ślady i odkryła, że kilkanaście z nich trafiło do niewoli i zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych.

Starałam się zrekonstruować poszukiwania Very i zaczęłam badania od jej osobistych dokumentów, które spoczywały w brązowych kartonowych pudłach w domu jej szwagierki Phoebe Atkins w Kornwalii. Na jednym z pudeł widniał napis: „Ravensbrück”. W środku znajdowały się odręczne notatki z rozmów z osobami, które przeżyły, oraz z podejrzanymi esesmanami – były to moje pierwsze materiały źródłowe dotyczące obozu. Przekartkowałam dokumenty. „Rozebrali nas do naga i zgolili nam włosy”, powiedziała Verze jedna z kobiet. W niebo unosił się „słup dławiącego niebieskawego dymu”.

Ocalałe kobiety mówiły o obozowym szpitalu, gdzie „więźniarkom wstrzykiwano do rdzenia kręgowego zarazki syfilisu”. Inne opisywały kobiety, które przybyły do obozu po „marszu śmierci” w śniegu z Auschwitz. Agent SOE więziony w Dachau napisał, że ponoć kobiety z Ravensbrück zmuszano do pracy w burdelu w Dachau.

Wiele razy wspominano o młodej strażniczce Binz o „jasnych, równo przystrzyżonych włosach”. Inna była wcześniej nianią w Wimbledonie. Według brytyjskiego śledczego więźniarki należały do „europejskiej elity”; znalazła się wśród nich bratanica generała de Gaulle’a, była brytyjska mistrzyni kobiet w golfie i wiele polskich arystokratek.

Zaczęłam sprawdzać daty urodzeń i adresy ocalałych kobiet – a także strażniczek – na wypadek gdyby któraś z nich jeszcze żyła. Ktoś dał Verze adres pani Chatenay, „które wie o sterylizacji dzieci w bloku 11”. Doktor Louise Le Porz spisała wyczerpujące oświadczenie, w którym twierdziła, że obóz wybudowano na ziemi należącej do Himmlera, w pobliżu jego prywatnego Schloss. Podała jako miejsce zamieszkania Mérignac w Żyrondzie, ale z daty urodzenia wynikało, że raczej już nie żyje. Kobieta z Guernsey, Julia Barry, mieszkała w Nettlebed w Oxfordshire. Innych adresów nie udało się odczytać. Ocalała kobieta z Rosji pracowała prawdopodobnie „na oddziale matki i dziecka na dworcu kolejowym w Leningradzie”.

Na dnie pudła znalazłam odręczne spisy więźniarek przeszmuglowane przez Polkę, która sporządzała w obozie notatki, oraz szkice i mapki. „Polki miały najlepsze informacje”, głosił dopisek. Okazało się, że autorka listu od dawna nie żyje, jednak znajdowały się w nim londyńskie adresy żyjących jeszcze więźniarek.

Na pierwszą wyprawę do Ravensbrück zabrałam te szkice, w nadziei, że pomogą mi zorientować się na miejscu. Ale w miarę jak śnieg sypał coraz mocniej, zastanawiałam się, czy w ogóle dotrę do obozu.

Wielu osobom nie udała się próba odnalezienia tego miejsca. Przedstawiciele Czerwonego Krzyża, którzy próbowali namierzyć obóz w chaosie ostatnich dni wojny, musieli zawrócić z powodu fali uchodźców podążających w przeciwną stronę. Kilka miesięcy po wojnie, kiedy Vera Atkins jechała tą drogą, gdy zaczynała swoje śledztwo, została zatrzymana na rosyjskim punkcie kontrolnym; obóz znajdował się w radzieckiej strefie okupacyjnej, gdzie obowiązywał zakaz wstępu dla obywateli innych państw alianckich. W tym czasie poszukiwanie zaginionych kobiet przez Verę stało się już elementem szerszego brytyjskiego śledztwa w sprawie obozu, które doprowadziło do pierwszych procesów zbrodniarzy wojennych z Ravensbrück w Hamburgu w 1946 roku.

W latach pięćdziesiątych, gdy zaczęła się zimna wojna, Ravensbrück pozostało za żelazną kurtyną, która rozdzieliła ocalałych – Wschód od Zachodu – i przecięła historię obozu na dwoje.

Za plecami Zachodu miejsce stało się świątynią komunistycznych bohaterek, a ich nazwiskami nazywano ulice i szkoły w całym NRD.

Tymczasem na Zachodzie Ravensbrück dosłownie zniknęło z pola widzenia. Ocalałe kobiety, historycy i dziennikarze z Zachodu nie mieli dostępu do obozu. We własnych krajach byłe więźniarki walczyły o publikacje swoich historii. Źródła były trudno dostępne. Zapisy z procesów hamburskich sklasyfikowano jako „tajne” i zamknięto na trzydzieści lat.

„Gdzie to było?”, takie pytanie padało najczęściej, kiedy zaczęłam pisać o Ravensbrück, a także: „Dlaczego tam był osobny obóz dla kobiet? Czy trzymano tam Żydówki? Czy był to obóz zagłady? Pracy niewolniczej? Czy ktoś stamtąd wciąż żyje?”.

W tych krajach, skąd pochodziło najwięcej ocalałych kobiet, ich grupy próbowały ocalić wspomnienia. Szacuje się, że w Ravensbrück więzionych było 8 tysięcy Francuzek, tysiąc Holenderek, 18 tysięcy Rosjanek i 40 tysięcy Polek. Jednak z różnych przyczyn w każdym z tych krajów ich historia nie była popularyzowana.

Zdumiewająca jest ignorancja w Wielkiej Brytanii, z której nie więcej niż 20 kobiet trafiło do obozu, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych. Brytyjczycy mogą znać Dachau, pierwszy obóz koncentracyjny, i być może Bergen-Belsen, dlatego że wyzwolili go brytyjscy żołnierze, a także z powodu przerażającej sytuacji, jaką uchwycili na filmie, który wywarł trwałe piętno na świadomości Brytyjczyków. No i skojarzenia budzi jeszcze Auschwitz, synonim gazowania Żydów.

Po przeczytaniu materiałów Very zaczęłam szukać innych pisanych relacji na temat obozu dla kobiet. Historycy głównego nurtu – prawie wyłącznie mężczyźni – nie mieli praktycznie nic do powiedzenia. Nawet książki pisane o obozach po zakończeniu zimnej wojny dotyczą wyłącznie męskiego świata. Wtedy przyjaciółka z Berlina pożyczyła mi ogromny zbiór artykułów napisanych w większości przez kobiety, przedstawicielki niemieckiego świata nauki. W latach dziewięćdziesiątych feministki-historyczki zaczęły walkę. Ich książka obiecywała, że „uwolni kobiety od anonimowości, która kryje się za słowem: więźniarka”. Lawinowo ruszyły dalsze badania, w miarę jak inni autorzy – zwykle Niemcy – wybierali wąskie zagadnienia dotyczące Ravensbrück i badali je „naukowo”, co nie przyczyniało się do popularyzacji wiedzy o obozie. Znalazłam wzmiankę o Księdze Pamięci, która zapowiadała się o wiele bardziej obiecująco, i podjęłam próby skontaktowania się z autorką.

Natrafiłam na garść pamiętników więźniarek, głównie z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, które zalegały na tylnych półkach bibliotek publicznych, często opatrzone sensacyjnymi okładkami. Okładka wspomnień nauczycielki literatury francuskiej, Micheline Maurel, przedstawia ponętną kobietę, w typie dziewczyny Bonda, na tle drutu kolczastego. Książka o Irmie Grese, jednej z pierwszych strażniczek Ravensbrück, nosi tytuł Piękna bestia. Język tych pamiętników wydaje się staroświecki i na pierwszy rzut oka sztuczny. Jeden z autorów pisze o „lesbijkach o okrutnych twarzach”, a inny o „zezwierzęceniu” niemieckich więźniarek, „które trzeba traktować jako podstawową cechę rasy”. Tego rodzaju uwagi wprowadzały zamęt; wyglądało to tak, jakby nikt nie wiedział, jak opowiedzieć tę historię. W przedmowie do jednego z tych pamiętników francuski pisarz François Mauriac napisał, że Ravensbrück był „ohydą, o której świat postanowił zapomnieć”. Być może powinnam zająć się pisaniem o czymś innym. Pojechałam do Yvonne Baseden, jedynej żyjącej więźniarki, o której wówczas wiedziałam, żeby zapytać ją o zdanie.

Yvonne była jedną z kobiet z SOE Very Atkins, schwytaną, gdy pomagała ruchowi oporu we Francji, po czym wysłaną do Ravensbrück. Chętnie opowiadała o walce w ruchu oporu, natomiast za każdym razem gdy poruszałam temat Ravensbrück, mówiła, że „nic nie wie”, i zmieniała temat.

Tym razem powiedziałam Yvonne, że planuję książkę o obozie, licząc na to, że powie coś więcej, ale ona spojrzała na mnie z przerażeniem.

– Och nie – powiedziała. – Nie może pani tego zrobić.

Spytałam dlaczego.

– To jest zbyt straszne. Nie może pani napisać o czymś innym? Co pani powie dzieciom, kiedy spytają, co pani robi? – spytała.

Czy nie sądzi, że tę historię powinno się opowiedzieć?

– O, tak. Ludzie nic nie wiedzą o Ravensbrück. Nikt nigdy nie chciał się o tym dowiedzieć od chwili, kiedy wróciłyśmy.

Popatrzyła w okno.

Gdy wychodziłam, dała mi małą książeczkę. Był to kolejny pamiętnik, ze szczególnie okropną obwolutą przedstawiającą dwie splecione czarno-białe postacie. Yvonne jej nie czytała, zepchnęła to na mnie. Wyglądało to tak, jakby chciała, by zniknęła jej z oczu.

Kiedy dojechałam do domu, okazało się, że koszmarna obwoluta spadła, odkrywając zwykłą niebieską okładkę. Czytałam pamiętnik, nie zakładając jej z powrotem. Autorką była młoda francuska prawniczka Denise Dufournier, która napisała prostą i poruszającą relację o przetrwaniu na przekór wszystkiemu. „Ohyda” nie była jedynym elementem historii Ravensbrück, który został zapomniany; podobnie rzecz się miała z walką o życie.

Kilka dni później w mojej automatycznej sekretarce rozległ się głos mówiący po francusku. Była to doktor Louise Le Porz (obecnie Liard) z Mérignac, o której myślałam, że nie żyje. Zaprosiła mnie do siebie, do Bordeaux, gdzie obecnie mieszkała. Miałam u niej zostać tak długo, jak będę chciała, gdyż jest wiele do opowiedzenia. „Ale proszę się pośpieszyć, mam dziewięćdziesiąt trzy lata”.

Niedługo potem nawiązałam kontakt z Bärbel Shindler-Saefkow, autorką Księgi Pamięci. Bärbel, córka więzionej niemieckiej komunistki, sporządziła bazę danych więźniarek; przejechała wiele kilometrów, żeby zestawić listę nazwisk ukrytych w tajnych archiwach. Przesłała mi adres Walentyny Makarowej, białoruskiej partyzantki, która przeżyła marsz śmierci z Auschwitz. Walentyna odpisała mi i zaproponowała spotkanie u niej, w Mińsku.

Kiedy dojechałam do przedmieść Berlina, śnieżyca nieco się uspokoiła. Minęłam drogowskaz na Sachsenhausen, gdzie mieścił się obóz koncentracyjny dla mężczyzn, co oznaczało, że znajdowałam się na właściwej drodze. Sachsenhausen utrzymywało bliskie kontakty z Ravensbrück. Obóz dla mężczyzn wypiekał chleb dla kobiet; bochenki codziennie pokonywały tę drogę. Na początku każda kobieta otrzymywała co wieczór pół bochenka. Pod koniec wojny dawano im zaledwie kromkę, a „darmozjady” – jak naziści nazywali te, których chcieli się pozbyć – nie dostawały nic.

Oficerowie SS, strażnicy i więźniowie krążyli często między obozami, gdy administratorzy Himmlera próbowali maksymalnie wykorzystać zasoby. Na początku wojny wydzielono obóz kobiecy w Auschwitz – a później w innych obozach męskich; Ravensbrück zaś zapewniło i wyszkoliło strażniczki. Pod koniec wojny kilku wysokich oficerów SS z Auschwitz odesłano do pracy w Ravensbrück. Więźniarki również przekazywano między obozami. Skutkiem tego, chociaż Ravensbrück miało typowy żeński charakter, zwyczaje dzieliło z obozami męskimi.

Imperium SS Himmlera było rozległe: w połowie wojny istniało już aż 15 tysięcy nazistowskich obozów, które obejmowały obozy pracy tymczasowej i tysiące podobozów powiązanych z głównymi obozami koncentracyjnymi, rozrzuconych po Niemczech i Polsce. Największe i najstraszniejsze były te zbudowane w 1942 roku w ramach „ostatecznego rozwiązania”. Szacuje się, że do końca wojny naziści eksterminowali 6 milionów Żydów. Fakty związane z ludobójstwem Żydów są obecnie tak dobrze znane i tak przytłaczające, że wielu ludzi uważa, iż program eksterminacji Hitlera obejmował wyłącznie zagładę Żydów.

Ludzie, którzy pytają o Ravensbrück, często są zaskoczeni, że tak wiele zabitych tam kobiet nie było Żydówkami.

Dziś historycy rozróżniają poszczególne obozy, ale etykiety mogą być mylące. Ravensbrück często opisuje się jako obóz „pracy niewolniczej”; termin ten pomniejsza horror, jaki się tam rozgrywał, a być może przyczynia się również do jego marginalizacji. Z pewnością było to miejsce pracy niewolniczej – fabrykę miał tam Siemens, elektryczny gigant – ale praca niewolnicza stanowiła tylko etap na drodze ku śmierci. Ówczesne więźniarki nazywały Ravensbrück obozem śmierci. Francuzka, która przeżyła, etnolożka Germaine Tillion, nazwała go obozem „powolnej zagłady”.

Za Berlinem droga na północ przebiega między białymi polami, po czym wpada między drzewa. Od czasu do czasu mijałam porzucone państwowe gospodarstwa rolne, pozostałości po komunistycznych czasach.

W głębi lasu śnieg utworzył zaspy, co utrudniło szukanie drogi. Kobiety z Ravensbrück często wysyłano w zasypany śniegiem las, by wycinały drzewa. Śnieg oklejał ich drewniaki tak, że szły niczym na rakietach śnieżnych, a kostki wykręcały im się przy każdym kroku. Strażniczki spuszczały ze smyczy wilczury, a one rzucały się na więźniarki, które upadły.

Nazwy leśnych wiosek zaczęły brzmieć znajomo – czytałam o nich w swoich materiałach. Ze wsi Altglobsow pochodziła strażniczka o równo przystrzyżonych włosach, Dorothea Binz. Potem pojawiła się iglica kościoła w Fürstenbergu. Z centrum miasteczka obóz był niewidoczny, ale wiedziałam, że jest na przeciwległym brzegu jeziora. Więźniarki mówiły, że widziały iglicę, kiedy przechodziły przez bramę obozu. Przejechałam obok dworca w Fürstenbergu, gdzie kończyło się tak wiele tragicznych podróży pociągiem. Pewnej lutowej nocy w bydlęcych wagonach przyjechały tu czerwonoarmistki z Krymu.

Po drugiej stronie Fürstenbergu do obozu prowadziła brukowana leśna droga – zbudowana przez więźniarki. Z lewej strony pojawiły się domy o dwuspadowych dachach; z mapy Very wynikało, że mieszkały w nich strażniczki. Jeden przerobiono na schronisko młodzieżowe, gdzie zamierzałam przenocować. Oryginalny wystrój z czasów wojny dawno zniknął i zastąpiły go nowoczesne sprzęty, chociaż dawne mieszkanki nadal nawiedzały swoje stare pokoje.

Z prawej strony otworzył się widok na jezioro: ogromne, białe i zamarznięte. Przede mną ukazała się siedziba komendanta i wysoki mur. Kilka minut później stałam u wejścia do kompleksu. Przed bramą rozciągała się ogromna biała przestrzeń ograniczona linią drzew – lip, które, jak się później dowiedziałam, zasadzono podczas budowy obozu. Usadowione niegdyś pod nimi baraki zniknęły. Za czasów zimnej wojny Rosjanie wykorzystywali obóz jako bazę dla pułku czołgów i usunęli większość budynków. Radzieccy żołnierze grali w piłkę nożną w miejscu obozowego placu apelowego. Słyszałam o radzieckiej bazie, ale nie spodziewałam się takich zniszczeń.

Obóz Siemensa, kilkaset metrów za południowym murem, był zarośnięty i trudno dostępny, podobnie jak podobóz Jugendschutzlager Uckermark przekształcony w obóz zagłady. Próbowałam sobie wyobrazić, jak wyglądały, ale nie musiałam wyobrażać sobie zimna. Więźniarki stały tutaj, na placu apelowym, przez wiele godzin w cienkich ubraniach. Schroniłam się w „bunkrze”, kamiennym budynku więziennym, w którego celach podczas zimnej wojny urządzono izby pamięci zmarłych komunistek. Nazwiska wyryto w błyszczącym czarnym granicie.

W jednej sali robotnicy demontowali wystawę i urządzali ją na nowo. Teraz, kiedy Zachód przejął obóz, historycy i archiwiści pracowali nad nową interpretacją i nową ekspozycją.

Za murami obozu znalazłam inne, bardziej osobiste miejsca pamięci. Obok krematorium znajdowało się długie przejście między wysokimi murami, nazywane aleją rozstrzeliwań. Leżał tutaj mały bukiet róż; zwiędłyby do tej pory, gdyby wcześniej nie zamarzły. Przyczepiono do nich tekturkę z nazwiskiem.

Małe bukieciki kwiatów znajdowały się też w krematorium, leżały na piecach, a na brzegu jeziora ktoś rozrzucił kilka róż. Ponieważ obóz ponownie był dostępny dla wszystkich, byłe więźniarki przychodziły wspominać nieżyjące przyjaciółki. Musiałam znaleźć więcej ocalałych kobiet, póki jeszcze był czas.

Teraz zrozumiałam, czym powinna być ta książka: biografią Ravensbrück, która zaczyna się na początku i kończy na końcu, składającą rozbitą historię w całość, najlepiej jak będę potrafiła. Książką, która rzuci światło na nazistowskie zbrodnie na kobietach i pokaże jednocześnie, jak zrozumienie tego, co wydarzyło się w obozie dla kobiet, rozszerza wiedzę o historii nazistów.

Tyle źródeł uległo zniszczeniu, tyle zapomniano i zniekształcono. Jednak spora część się zachowała i przez cały czas nowe fakty wychodzą na światło dzienne. Zapisy z brytyjskich procesów od dawna są jawne i zawierają bogactwo szczegółów; dokumenty sądowe przechowywane za żelazną kurtyną również udostępniono. Po zakończeniu zimnej wojny Rosjanie częściowo otworzyli archiwa i w kilku europejskich stolicach można dotrzeć do niebadanych wcześniej dokumentów. Ocalałe kobiety ze Wschodu i z Zachodu dzielą się wspomnieniami. Dzieci więźniarek zadają pytania, znajdują listy i ukryte pamiętniki.

Najważniejsze w tej książce będą głosy samych więźniarek; to one prowadziły mnie podczas rekonstrukcji wydarzeń. Kilka miesięcy później, wiosną, wróciłam na rocznicową ceremonię upamiętniającą wyzwolenie, żeby spotkać się z Walentyną Makarową, która przeżyła marsz śmierci z Auschwitz i napisała do mnie z Mińska. Miała niebieskobiałe włosy i twarz ostrą jak wykuta z kamienia. Kiedy spytałam, jak udało jej się to przeżyć, rzekła: „Ponieważ wierzyłyśmy w zwycięstwo”, tak jakby powinno to być dla mnie oczywiste.

Gdy stałam przy alejce straceń, na krótko błysnęło słońce. W koronach lip gruchały gołębie, próbując przekrzyczeć odgłosy pojazdów. Wtoczył się autobus z francuskimi uczennicami, dziewczęta ustawiły się dookoła i paliły papierosy.

Patrzyłam przez zamarznięte jezioro na iglicę kościoła w Fürstenbergu. W oddali robotnicy krzątali się w warsztacie szkutniczym; latem turyści wypływali łodziami na jezioro, nie wiedząc, że na dnie spoczywają prochy. Wiatr toczył po lodzie czerwoną różę.

2W dalszej części książki stosujemy nazwy „badaczki Pisma Świętego” i „bibelki”, występujące we wspomnieniach Polek więźniarek Ravensbrück i w opracowaniach dotyczących obozu (przyp. tłum.).

Część pierwsza

Rozdział 1

Langefeld

Jest rok 1957. Dzwoni dzwonek do mojego mieszkania – pisze Grete Buber-Neumann, była więźniarka Ravensbrück. – Otwieram drzwi. Przede mną stoi starsza kobieta, oddycha ciężko, w dolnej szczęce brakuje jej zębów. «Nie pamiętasz mnie? – bełkocze. – Jestem Johanna Langefeld, była strażniczka w Ravensbrück». Ostatni raz widziałam ją czternaście lat wcześniej w jej gabinecie w obozie. Pracowałam jako jej obozowa sekretarka […]. Modliła się do Boga o siłę, aby powstrzymać dziejące się zło, ale kiedy do gabinetu wchodziła Żydówka, jej twarz tchnęła nienawiścią […].

Siada ze mną przy stole. Mówi, że żałuje, iż nie urodziła się chłopcem. Opowiada o Himmlerze, którego wciąż nazywa «Reichsführerem». Mówi przez wiele godzin, błąka się po różnych latach i próbuje mi wytłumaczyć swoje postępowanie”3.

***

Na początku maja 1939 roku mały konwój ciężarówek wyłonił się spomiędzy drzew na polanie koło małej wsi Ravensbrück, położonej głęboko w lesie w Meklemburgii. Ciężarówki jechały wzdłuż jeziora aż do chwili, gdy ich koła zaczęły buksować i zapadać się po osie w rozmokłym piasku. Ludzie wyskakiwali, by wyładować skrzynie.

Wyskoczyła też kobieta w mundurze, szarej bluzie i spódnicy. Stopy zatonęły jej w piasku, ale się wyswobodziła, podeszła kawałek w górę zbocza i rozejrzała się dookoła. Ścięte drzewa leżały obok połyskującej tafli wody. W powietrzu unosił się zapach trocin. Panował upał i nigdzie nie było cienia. Z prawej strony, na oddalonym brzegu jeziora, leżało miasteczko Fürstenberg. Na brzegu tłoczyły się hangary dla łodzi. Widać było iglicę kościoła.

Na przeciwległym krańcu jeziora, na lewo od kobiety, wznosił się ogromny szary mur, wysoki na pięć metrów. Leśna przecinka wiodła prosto do wyniosłej bramy z żelaznych prętów na lewo od zabudowań. Znajdowały się tam tablice z napisem: „Przejście zabronione”4. Kobieta – średniego wzrostu, krępa, o brązowych falujących włosach – ruszyła z determinacją w stronę bramy.

Johanna Langefeld przyjechała z małą grupą strażników i więźniami, aby dostarczyć zaopatrzenie i rozejrzeć się po nowym obozie koncentracyjnym dla kobiet; obóz miał zostać uruchomiony na dniach, a Langefeld była Oberaufseherin – naczelniczką. Widziała już wcześniej wiele zakładów karnych dla kobiet, ale nigdy takiego miejsca, jak to.

Przez ostatni rok Langefeld pracowała jako starsza strażniczka w Lichtenburgu, średniowiecznej twierdzy koło Torgau nad Łabą. W Lichtenburgu – przekształconym na tymczasowy obóz dla kobiet na czas budowy Ravensbrück – zatłoczone sale i wilgotne lochy były ciasne i niezdrowe; nieodpowiednie dla więźniarek. Ravensbrück był nowy i specjalnie przystosowany. Kompleks zajmował 2,5 hektara i oferował dość miejsca dla pierwszego tysiąca kobiet, którego się tam spodziewano, i na zapasową przestrzeń.

Langefeld przekroczyła żelazną bramę i przeszła się po piaszczystym Appellplatz, obozowym placu apelowym. Miał rozmiary boiska do piłki nożnej i zapewniał dość przestrzeni do musztrowania całego obozu naraz. Nad głową Langefeld, na słupach, znajdowały się głośniki, chociaż teraz dało się słyszeć jedynie odgłos wbijanych gwoździ. Mury zasłaniały widok na wszystko dookoła, prócz nieba.

W przeciwieństwie do obozów męskich w Ravensbrück nie przewidziano wieżyczek obserwacyjnych na murach ani stanowisk karabinów. Ale po wewnętrznej stronie muru granicznego przymocowano ogrodzenie z drutu, opatrzone tablicami przedstawiającymi czaszki ze skrzyżowanymi piszczelami, z ostrzeżeniem o wysokim napięciu. Tylko za południowym murem, z prawej strony Langefeld, teren wznosił się na tyle wysoko, że pozwalał zobaczyć czubki drzew na wzgórzu.

W kompleksie przeważały ciężkie szare baraki. Drewniane bloki ustawione w regularnych szeregach były parterowe, z małymi okienkami; zajmowały teren przy placu apelowym. Dwa rzędy identycznych bloków – choć niektóre nieco większe – wznosiły się po obu stronach głównej ulicy, nazywanej „Lagerstrasse” – Lagrową.

Langefeld obejrzała po kolei wszystkie bloki. W pierwszym bloku z lewej tuż za bramą mieściła się kantyna SS wyposażona w świeżo wyszorowane krzesła i stoły. Również na lewo od placu apelowego znajdował się obozowy Revier, izba chorych lub infirmeria. Za placem weszła do łaźni zaopatrzonej w kilkadziesiąt pryszniców. Na jednym końcu stały pudła pełne pasiaków, a kilka kobiet rozkładało na stole w stosy kolorowe trójkąty z materiału.

Obok łaźni pod tym samym dachem mieściła się kuchnia obozowa, która lśniła od ogromnych stalowych garnków i czajników. Następnym budynkiem był magazyn osobistych ubrań więźniów, czyli Effektenkammer, gdzie na stole leżały wielkie brązowe papierowe torby, a dalej Wäscherei, pralnia, z sześcioma pralkami wirnikowymi – Langefeld wolałaby więcej.

W pobliżu wybudowano ptaszarnię. Heinrich Himmler, Reichsführer SS, który kierował obozami koncentracyjnymi i wieloma innymi sprawami w nazistowskich Niemczech, chciał, żeby jego obozy były jak najbardziej samowystarczalne. Miała się tu znajdować królikarnia, kojec dla kur i warzywniak, jak również sad i ogród kwiatowy. Już przesadzano tu krzewy agrestu, wykopane z ogrodów w Lichtenburgu i przetransportowane ciężarówkami. Do Ravensbrück przewieziono także zawartość latryn z Lichtenburga, która miała posłużyć za nawóz. Himmler wymagał również, aby jego obozy wspólnie mobilizowały zasoby. Ponieważ w Ravensbrück nie było pieców chlebowych, bochenki przyjeżdżały codziennie z Sachsenhausen, obozu męskiego położonego 80 kilometrów na południe.

Oberaufseherin przespacerowała się Lagerstrasse, która zaczynała się na drugim końcu placu apelowego i prowadziła na tyły obozu. Bloki mieszkalne rozkładały się wzdłuż Lagerstrasse szczytami do ulicy, w idealnym szyku, tak że okna jednego bloku wychodziły na ścianę następnego. W ośmiu blokach po każdej stronie „ulicy” miały zamieszkać więźniarki. Przed pierwszym blokiem zasadzono czerwone kwiaty – szałwie; młode lipy wyrastały w regularnych rzędach między pozostałymi.

Podobnie jak w innych obozach koncentracyjnych, w Ravensbrück wykorzystano regularną siatkę, dzięki czemu więźniowie byli zawsze widoczni, co oznaczało mniej liczne straże5. Przydzielono tu 30 strażniczek i 12 esesmanów, wszystkimi dowodził Sturmbannführer Max Koegel.

Johanna Langefeld uważała, że poprowadzi obóz koncentracyjny dla kobiet lepiej niż mężczyzna, a z pewnością lepiej niż Max Koegel, którego metodami gardziła. Jednak Himmler wyraził się jasno, że Ravensbrück powinno być, ogólnie rzecz biorąc, prowadzone według tych samych zasad, co obozy dla mężczyzn, a to oznaczało, że Langefeld i jej strażniczki odpowiadały przed komendantem z SS.

W dokumentach nie figurowało żadne oficjalne stanowisko, ani jej, ani strażniczek. Kobiety właściwie nie podlegały mężczyznom, nie miały ani odznak, ani rang, traktowano je po prostu jako „personel pomocniczy” SS. Większość z nich nie posiadała broni, chociaż niektóre strażniczki grup pracujących na zewnątrz uzbrojone były w pistolety, a wiele miało psy. Himmler uważał, że kobiety boją się psów o wiele bardziej niż mężczyźni.

Mimo tego władza Koegela w obozie nie miała być absolutna. Na razie był tylko nowo mianowanym komendantem i odebrano mu niektóre kompetencje. Na przykład nie planowano żadnego obozowego więzienia ani „bunkra” do karania więźniarek sprawiających kłopoty, jak w każdym obozie dla mężczyzn. Nie mógł również wydać rozkazu „oficjalnej” chłosty. Rozzłoszczony tymi ograniczeniami Koegel napisał do przełożonych z SS z żądaniem większej władzy przy nakładaniu kar na więźniarki, ale odmówiono mu.

Langefeld jednak, która wierzyła bardziej w musztrę i dyscyplinę niż bicie, podobały się te zarządzenia, szczególnie że uzyskała duże ustępstwa w codziennym zarządzaniu. W obszernym obozowym regulaminie, Lagerordnung, widniał zapis, że naczelniczka będzie doradzać schutzhaftlagerführerowi (zastępcy komendanta) w „sprawach kobiecych”, chociaż te nie zostały dokładniej określone6.

Langefeld weszła do baraku mieszkalnego i rozejrzała się dookoła. Jak wiele innych rzeczy tutaj rozplanowanie miejsc do spania stanowiło dla niej nowość; w przeciwieństwie do wieloosobowych cel lub dormitoriów, z którymi miała wcześniej do czynienia, tutaj w każdym bloku miało spać ponad 150 kobiet. Wnętrza baraków były urządzone identycznie: dwie wielkie sypialnie – A i B – po obu stronach umywalni z rzędem dwunastu umywalek i dwunastu toalet, oraz wspólna sala dzienna, gdzie więźniarki miały jeść.

Przestrzeń sypialną zapełniały trzypoziomowe prycze z desek. Każda więźniarka dostawała siennik wypełniony wiórami, poduszkę oraz prześcieradło i niebiesko-biały koc złożony w nogach łóżka.

Wartość musztry i dyscypliny zaszczepiano Langefeld od najwcześniejszych lat. Urodziła się w marcu 1900 roku jako Johanna May, córka kowala, w Zagłębiu Ruhry, w miasteczku Kupferdreh. Wychowywano ją razem z siostrą w surowym luteranizmie; rodzice wpajali im znaczenie gospodarności, posłuszeństwa i codziennej modlitwy. Podobnie jak wiele innych grzecznych protestanckich dziewcząt Johanna wiedziała już, że jej przeznaczeniem życiowym będzie rola obowiązkowej żony i matki: Kinder, Küche, Kirche – dzieci, kuchnia, kościół – brzmiało rodzinne credo w domu Mayów. Jednak już od dzieciństwa Johanna pragnęła czegoś więcej. Rodzice zapoznawali ją też z niemiecką przeszłością. W niedzielę po kościele opowiadali o upokarzającej francuskiej okupacji ich ukochanego Zagłębia Ruhry za Napoleona i rodzina padała na kolana, by modlić się do Boga o pomoc w przywróceniu Niemcom świetności. Uwielbiała swą imienniczkę, Johannę Prohaskę, bohaterkę wojen wyzwoleńczych, która w męskim przebraniu walczyła z Francuzami.

Wszystko to Johanna Langefeld powiedziała Grete Buber-Neumann, byłej więźniarce, w której mieszkaniu we Frankfurcie zjawiła się po latach, „próbując wyjaśnić swoje postępowanie”. Grete, która przebywała w Ravensbrück cztery lata, była zaskoczona wizytą eksnaczelniczki w 1957 roku; ujęła ją jednak opowieść Langefeld o jej „odysei” i spisała ją.

W 1914 roku, gdy wybuchła I wojna światowa, Johanna, wówczas czternastoletnia, wiwatowała ze wszystkimi, kiedy młodzi mężczyźni z Kupferdreh maszerowali, by spełnić marzenie o przywróceniu Niemcom wielkości. Szybko zorientowała się, że ona i wszystkie Niemki mają niewielką rolę do odegrania. Dwa lata później, gdy stało się jasne, że wojna tak szybko się nie skończy, Niemkom nagle nakazano pracować w kopalniach, fabrykach i biurach; w ten sposób zyskały na „tyłach” szansę, by sprawdzić się w męskich zawodach; jednak miały stracić te miejsca pracy, kiedy mężczyźni wrócą do domu.

Dwa miliony Niemców poległo na polach bitew, ale sześć milionów przeżyło w okopach i Johanna obserwowała, jak żołnierze wracają do Kupferdreh – niektórzy okaleczeni, a wszyscy upokorzeni. Warunki kapitulacji narzuciły Niemcom spłatę reparacji wojennych, które nadwerężyły gospodarkę i napędziły hiperinflację; w 1924 roku jej ukochane Zagłębie Ruhry znów trafiło pod okupację Francuzów, którzy „kradli” niemiecki węgiel w ramach kary za niewypłacone reparacje. Rodzice Johanny stracili oszczędności, a ona została bez grosza i szukała pracy. W 1924 roku znalazła męża, górnika Wilhelma Langefelda, który zmarł dwa lata później na chorobę płuc.

Wówczas „odyseja” Johanny zachwiała się; „zagubiła się na kilka lat”, pisała Grete. W połowie lat dwudziestych przeżywała ponury okres, którego nawet nie potrafiła opisać; wspomniała tylko o związku z mężczyzną, który porzucił ją w ciąży, i o tym, że musiała zdać się na opiekę protestanckich stowarzyszeń charytatywnych.

Kiedy Langefeld i miliony podobnych do niej kobiet walczyły z losem, inne Niemki w latach dwudziestych doznały wyzwolenia. Z amerykańskim wsparciem finansowym Republika Weimarska ustabilizowała kraj i wkroczyła na nową drogę liberalizmu. Kobiety otrzymały prawo wyborcze i po raz pierwszy wstępowały do niemieckich partii politycznych, głównie lewicowych. Zainspirowane Różą Luksemburg, główną organizatorką komunistycznego Związku Spartakusa, dziewczęta z klasy średniej, w tym Grete Buber-Neumann, obcinały na krótko włosy, oglądały sztuki Bertolta Brechta i wędrowały po lasach z towarzyszami z Wandervogel, ruchu młodzieżowego, rozmawiając o rewolucji. Tymczasem w całym kraju kobiety z klasy robotniczej zbierały pieniądze na „Czerwoną Pomoc”, wstępowały do związków zawodowych i rozdawały pod bramami fabryk ulotki strajkowe.

W 1922 roku w Monachium, gdzie Adolf Hitler obwiniał „obżartego Żyda” o prowokowanie wewnętrznych konfliktów w Niemczech, wcześnie dojrzała Żydówka Olga Benario uciekła z domu, by dołączyć do komunistycznej komórki, wyrzekając się rodziców, zamożnych przedstawicieli klasy średniej7. Miała czternaście lat. Po kilku miesiącach ciemnooka uczennica prowadziła towarzyszy przez bawarskie Alpy; kąpali się w górskich potokach, czytali Marksa przy ognisku, a potem planowali komunistyczną rewolucję w Niemczech. W 1928 roku nagle okryła się sławą, kiedy wdarła się do gmachu berlińskiego sądu i pomogła uciec ważnemu niemieckiemu komuniście, któremu groziła gilotyna. W 1929 roku Olga wyjechała z Niemiec do Moskwy, gdzie przeszła szkolenie, po czym udała się do Brazylii, by zorganizować tam rewolucję.

Wracając do umęczonej doliny Ruhry, Johanna Langefeld była samotną matką bez przyszłości. W 1929 roku krach na Wall Street zapoczątkował światowy kryzys i wepchnął Niemcy w nowe i głębsze problemy ekonomiczne, które doprowadziły do wyrzucenia z pracy na bruk milionów ludzi i wywołały powszechne niepokoje. Langefeld najbardziej obawiała się, że jeśli popadnie w ubóstwo, zabiorą jej syna, Herberta. Jednak zamiast dołączyć do grona nędzarzy, zdecydowała się zacząć im pomagać, zwracając się ku Bogu. „Głębokie zaangażowanie religijne kierowało nią, gdy zwróciła się ku pracy na rzecz najuboższych z najuboższych”, powiedziała wiele lat później Grete przy kuchennym stole we Frankfurcie. Znalazła pracę w opiece społecznej, uczyła prac gospodarczych bezrobotne kobiet i „reedukowane prostytutki”8.

W 1933 roku Johanna Langefeld odkryła nowego zbawcę w osobie Adolfa Hitlera9. Program Hitlera w kwestii kobiecej nie mógł być wyraźniejszy: Niemki mają siedzieć w domu, wychowywać jak najwięcej aryjskich dzieci i we wszystkim słuchać mężów. Kobiety nie pasowały do życia publicznego; obowiązywał je zakaz wykonywania wielu zawodów i miały ograniczony dostęp do uniwersytetów.

W latach trzydziestych tego rodzaju poglądy pokutowały w wielu europejskich krajach, ale nazistowski język był w kwestiach kobiet wyjątkowo toksyczny; zausznicy Hitlera nie tylko otwarcie gardzili „głupią”, „gorszą” płcią niewieścią, ale żądali wręcz „odseparowania” kobiet od mężczyzn, gdyż nie widzieli dla nich prawie żadnego zastosowania – tylko czasem mogły służyć jako elementy dekoracyjne, no i oczywiście rodzić dzieci10. Żydzi nie byli jedynymi kozłami ofiarnymi Hitlera odpowiedzialnymi za niemieckie słabości: kobiety, które wyemancypowały się w latach Republiki Weimarskiej, padały ofiarą oskarżeń o odbieranie pracy mężczyznom i demoralizowanie kraju.

Mimo to Hitler potrafił porwać miliony Niemek, które pragnęły, by ten „mężczyzna z hartowanej stali” przywrócił dumę i porządek w Rzeszy. Tego rodzaju wielbicielki – wśród których było wiele głęboko wierzących, a wszystkie rozpalone antysemicką propagandą Josepha Goebbelsa – w 1933 roku tłumnie stawiły się w Norymberdze na wiecu zwycięstwa; w tłum wmieszał się amerykański dziennikarz William Shirer. „Hitler wjechał do średniowiecznego miasta dziś o zachodzie słońca wzdłuż falang szaleńczo wiwatujących nazistów […]. Dziesiątki tysięcy flag ze swastykami zasłoniło gotyckie piękno placu […]”. Późnym wieczorem pod hotelem Hitlera: „Byłem wstrząśnięty widokiem twarzy, szczególnie twarzy kobiet […]. Patrzyły na niego jak na Mesjasza […]”11.

Jest niemal pewne, że Langefeld oddała głos na Hitlera. Pragnęła, by jej kraj podniósł się z kolan. Podobał jej się również głoszony przez Hitlera nowy „szacunek dla życia rodzinnego”. Poza tym Langefeld miała osobiste powody, by być wdzięczną nowemu reżimowi: po raz pierwszy miała stałą pracę. Dla kobiet, szczególnie niezamężnych matek, wiele dróg kariery zawodowej pozostawało zamkniętych, z wyjątkiem tej, jaką obrała Langefeld. Z opieki społecznej awansowała do pracy w więziennictwie. W 1935 roku kolejny awans zapewniło jej stanowisko Hausmutter w Brauweiler, zakładzie dla prostytutek koło Kolonii. Posada zapewniała dach nad głową i darmową opiekę dla Herberta.

Jednak wydawało się, że już w Brauweiler nie akceptowała wszystkich nazistowskich metod pomocy dla „najuboższych z najuboższych”. W lipcu 1933 roku weszła w życie ustawa o zapobieganiu chorób dziedzicznych u dzieci, która legalizowała masową sterylizację jako sposób na wyeliminowanie słabych, chorych, przestępców i psychicznie chorych. Führer uważał, że wszyscy ci degeneraci żerują na publicznych finansach i należy ich usunąć, aby wzmocnić Volksgemeinschaft, wspólnotę Niemców czystej krwi. W 1936 roku naczelnik Brauweiler, Albert Bosse, oświadczył, że 95 procent jego więźniarek „nie nadaje się do resocjalizacji i należy je wysterylizować ze względów moralnych oraz dla ochrony zdrowia narodu”.

W 1937 roku Bosse zwolnił Langefeld. W aktach Brauweiler jako przyczyna figuruje kradzież, ale była to prawie na pewno przykrywka dla jej oporu wobec stosowanych w placówce metod. Dokumentacja wykazuje również, że do tamtej pory Langefeld nie zapisała się do partii nazistowskiej, co stanowiło warunek zatrudnienia w więziennictwie.

„Szacunek” Hitlera dla życia rodzinnego nigdy nie ogłupił Liny Haag, żony posła z ramienia partii komunistycznej do zgromadzenia Wirtembergii. Gdy 30 stycznia 1933 roku usłyszała w radiu, że Hitler został kanclerzem, była pewna, że nowa policja bezpieczeństwa, Gestapo, przyjdzie zabrać jej męża: „Na naszych wiecach ostrzegaliśmy kraj przed Hitlerem. Spodziewaliśmy się powszechnego powstania, ale nic takiego nie nastąpiło”.

A potem, 31 stycznia, o piątej rano, kiedy Lina z mężem spali, faktycznie nadeszły zbiry. Zaczęła się obława na „czerwonych”. „Hełmy, rewolwery, pałki. Deptali po czyściutkiej pościeli z odrażającą gorliwością. Nie byli obcy – znali nas, a my znaliśmy ich. Wyrastali tu, mieszkali – sąsiedzi, ojcowie rodzin. Zwykli, najzwyklejsi ludzie. I patrzyli teraz na nas z głęboką nienawiścią, z odbezpieczonymi pistoletami w dłoniach”.

Mąż Liny zaczął się ubierać. Dlaczego tak szybko wkłada płaszcz, zastanawiała się Lina. Zamierza wyjść bez słowa?

– Co się dzieje? – spytała go.

– Nic takiego – odparł, wzruszając ramionami.

– Jest posłem do parlamentu! – krzyknęła do policjantów z pałkami. Wybuchnęli śmiechem:

– Słyszeliście to? Komunistą, jesteś po prostu komunistą, ale teraz wyplenimy was jak robactwo.

Lina odciągnęła płaczące dziecko, dziesięcioletnią Katie, od okna, kiedy zabierali ojca.

– Myślę, że ludzie długo nie będą tego tolerować – powiedziała Lina12.

Cztery tygodnie później, 27 lutego 1933 roku, gdy Hitler wciąż walczył o umocnienie władzy swojej partii, doszło do podpalenia niemieckiego parlamentu, Reichstagu. Oskarżono komunistów, chociaż wiele osób podejrzewało, że ogień podłożyły nazistowskie zbiry, aby zyskać pretekst do sterroryzowania politycznych przeciwników w kraju. Hitler od razu wydał dekret w sprawie „prewencyjnych aresztowań”, co oznaczało, że każdego można uwięzić za „zdradę” na czas nieokreślony. Zaledwie 15 kilometrów na północ od Monachium miał zostać otwarty obóz dla przetrzymywania „zdrajców”.

Uruchomiony 22 marca 1933 roku Dachau był pierwszym nazistowskim obozem koncentracyjnym. Przez następne tygodnie i miesiące policja Hitlera chwytała każdego komunistę lub podejrzanego o bycie komunistą i przewoziła tam, aby go złamać. Zgarniała też socjaldemokratów, członków związków zawodowych, jak również wszystkich innych „wrogów państwa”.

Niektórzy, głównie wśród komunistów, byli żydowskiego pochodzenia, jednak w pierwszych latach nazistowskich rządów władze nie zamykały wielu Żydów; ci, którzy trafili do pierwszych obozów koncentracyjnych, znaleźli się tam, podobnie jak pozostali, za sprzeciwianie się Hitlerowi, a nie za pochodzenie. Na początku jedynym celem obozów koncentracyjnych było zmiażdżenie wszelkiej wewnętrznej opozycji; dopiero gdy ta sprawa została załatwiona, reżim mógł skupić się na pozostałych celach. Zadanie łamania opozycjonistów powierzono osobie mającej ku temu odpowiednie predyspozycje: Heinrichowi Himmlerowi, Reichsführerowi SS, który został też szefem policji oraz Gestapo.

Heinrich Luitpold Himmler nie wyglądał na szefa policji: drobnej budowy, korpulentny, z cofniętym podbródkiem, w nijakich okularach w złotej oprawie osadzonych na spiczastym nosie. Urodził się 7 października 1900 roku jako drugi z trzech synów Gebharda Himmlera, zastępcy dyrektora w szkole pod Monachium. Wieczory rodzina spędzała w wygodnym monachijskim mieszkaniu, synowie pomagali Himmlerowi seniorowi w porządkowaniu kolekcji znaczków pocztowych lub słuchali opowieści o bohaterskich wyczynach dziadka żołnierza, podczas gdy matka, gorliwa katoliczka, szyła w kącie.

Młody Heinrich znakomicie spisywał się w szkole, ale inni uczniowie wyzywali go od kujonów i często zastraszali; na gimnastyce ledwo sięgał do poręczy, więc nauczyciele zmuszali go do wykonywania morderczych karnych przysiadów, podczas gdy koledzy patrzyli i szydzili z niego. Wiele lat później w męskich obozach koncentracyjnych Himmler wprowadził torturę polegającą na tym, że więźniów zmuszano do skakania żabką, aż padali, po czym natychmiast kopniakiem stawiano ich na nogi, by nie poprzewracali się na dobre.

Po ukończeniu szkoły Himmler marzył o karierze wojskowej, ale chociaż służył krótko jako kadet, delikatne zdrowie i słaby wzrok nie pozwoliły mu na przejście kursu oficerskiego. Studiował więc rolnictwo i hodowlę drobiu, a umysł jego opanowało kolejne romantyczne marzenie, powrót do „Heimatu” – niemieckiej ojczyzny – gdy w wolnym czasie wędrował po ukochanych Alpach, często z matką, lub studiował astrologię i genealogię; zapisywał wówczas każdy najdrobniejszy szczegół codziennego życia w dzienniku. „Myśli i zmartwienia gonią mi się w głowie”, narzekał.

Zbliżający się do dwudziestki Himmler zwykł besztać się za własne niedoskonałości, społeczne i seksualne. „Jestem żałosnym pleciugą”, pisał, a gdy chodziło o seks: „Utrzymuję się w ryzach za pomocą żelaznego wędzidła”13. W latach dwudziestych wstąpił do monachijskiego męskiego Towarzystwa Thule, które dyskutowało o korzeniach aryjskiej dominacji i zagrożeniu ze strony Żydów. Należał również do różnych monachijskich prawicowych organizacji paramilitarnych. „Tak miło znów włożyć mundur”, pisał. W szeregach partii narodowosocjalistycznej ludzie zaczęli mówić o nim: „Heinrich wszystko naprawi”. Przerastał wszystkich zdolnościami organizacyjnymi i przywiązaniem do szczegółów, okazało się też, że jest mistrzem w odgadywaniu życzeń Hitlera. Himmler odkrył, że warto być „chytrym jak lis”.

W 1928 roku ożenił się z pielęgniarką, siedem lat starszą od niego Margarete Boden. Urodziła im się córka Gudrun. Sprawy zawodowe Himmlera również ruszyły naprzód i w 1929 roku został szefem SS (Schutzstaffel), paramilitarnej formacji, której zadaniem było początkowo chronienie Hitlera. Gdy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy, Himmler przekształcił SS w siły elitarne. Miały się zajmować między innymi kierowaniem nowymi obozami koncentracyjnymi.

Hitler proponował wykorzystywać obozy koncentracyjne jako miejsca internowania, a potem miażdżenia opozycji. Wzorował się na obozach koncentracyjnych, których w czasie południowoafrykańskich wojen w latach 1899–1902 Brytyjczycy używali do przetrzymywania masowo internowanych. Jednak styl działania nazistowskich obozów stworzył Himmler, który osobiście ustalił miejsce dla prototypowej instytucji w Dachau. Sam również wybrał komendanta Dachau, Theodora Eickego, który został dowódcą jednostek Totenkopf, „Trupiej Główki”, jak nazywano obozową służbę wartowniczą SS – nosili na czapkach plakietkę z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami, aby głosić swą lojalność wobec śmierci. Himmler powierzył Eickemu opracowanie projektu terroryzowania wszystkich „wrogów państwa”.

Tym właśnie Eicke zajmował się w Dachau: stworzył szkołę dla esesmanów, którzy nazywali go „papą Eickem”, gdzie ich „hartował” przed wysłaniem do innych obozów. Hartowanie oznaczało, że musieli się nauczyć nigdy nie okazywać słabości wrogowi, a tylko „pokazywać zęby” – czyli nienawidzić. Wśród pierwszych rekrutów Eickego znajdował się Max Koegel, przyszły komendant Ravensbrück, który przyjechał do Dachau szukać pracy po odsiedzeniu krótkiego wyroku za defraudację.

Koegel urodził się jako syn pasterza w południowobawarskim górskim miasteczku Füssen, słynnym z wytwarzania lutni i z gotyckich zamków. W wieku dwunastu lat został sierotą i dzieciństwo spędził na wypasaniu owiec, po czym ruszył szukać pracy w Monachium, gdzie wpadł w towarzystwo prawicowych Völkische i w 1932 roku wstąpił do partii nazistowskiej. „Papa Eicke” szybko wymyślił, jak wykorzystać Koegela, wówczas trzydziestoośmioletniego i już dostatecznie zahartowanego.

W Dachau Koegel poznał innych esesmanów, na przykład Rudolfa Hössa, innego rekruta, który miał zostać komendantem Auschwitz i który odegrał również swoją rolę w Ravensbrück. Höss wspominał później pobyt w Dachau z sympatią, opowiadał o całym personelu SS, który nauczył się „miłować Eickego” i zawsze pamiętać o jego zasadach, które im „weszły w ciało i krew”14.

Eicke odniósł taki sukces, że wkrótce powstało kilka kolejnych obozów na wzór Dachau. Jednak w tamtym czasie nikt, ani Eicke, ani Himmler, ani ktokolwiek inny, nie myślał nawet o obozie koncentracyjnym dla kobiet; przeciwniczek Hitlera nie traktowano na tyle poważnie, by uznać je za zagrożenie.

Podczas czystek Hitlera zatrzymano tysiące kobiet. Wiele wyemancypowało się w latach Weimaru – członkinie związków zawodowych, lekarki, wykładowczynie, dziennikarki. Często były to komunistki lub żony komunistów. W areszcie doświadczały złego traktowania, ale nie trafiały do obozów typu Dachau ani też nikt jeszcze nie wpadł na pomysł utworzenia kobiecych podobozów przy męskich. Zamiast tego kobiety przetrzymywano w więzieniach lub przerobionych zakładach poprawczych, gdzie panował reżim surowy, ale znośny.

Wiele kobiet aresztowanych z przyczyn politycznych wywieziono do Moringen, przekształconego poprawczaka koło Hanoweru. Sto pięćdziesiąt przebywających tam kobiet spało w niezamykanych salach sypialnych, a strażniczki wysługiwały się nimi i wysyłały, na przykład, po wełnę do robótek. Na więziennym korytarzu terkotały maszyny do szycia. Osobno od innych stał stół „znakomitości”, w tym znanych posłanek do Reichstagu i żon przedsiębiorców.

Mimo to, jak oszacował Himmler, kobiety należało torturować inaczej niż mężczyzn; prosty fakt, że mąż ginął, a dzieci odbierano – zwykle do nazistowskich rodzin zastępczych – był dla większości kobiet dostatecznie bolesny. Cenzura wykluczała apelowanie o pomoc.

Barbara Fürbringer, gdy dowiedziała się, że jej mąż, komunista, poseł do Reichstagu, został zamęczony na śmierć w Dachau, a dzieci oddano do nazistowskiej rodziny zastępczej, próbowała zawiadomić siostrę w Ameryce:

Kochana Siostro,

Niestety, źle się u nas dzieje. Theodor, mój ukochany mąż, cztery miesiące temu zmarł nagle w Dachau. Troje naszych dzieci umieścili w państwowym domu opieki społecznej w Monachium. Jestem w żeńskim obozie w Moringen. Nie mam ani feniga.

Cenzura odrzuciła ten list, więc napisała drugi:

Kochana Siostro,

Niestety nie wiedzie nam się tak, jak byśmy tego pragnęli. Theodor, mój ukochany mąż, zmarł cztery miesiące temu. Troje naszych dzieci mieszka w Monachium, Brennerstrasse 27, ja przebywam w Moringen, koło Hanoweru, Breitestrasse 32. Byłabym wdzięczna, gdybyś przesłała mi trochę pieniędzy15.

Himmler uznał, że jeśli łamanie mężczyzn będzie dość przerażające, to każdy w końcu ulegnie. I ogólnie rzecz biorąc, okazało się to prawdą, jak wkrótce zauważyła Lina Haag, aresztowana kilka tygodni po mężu i umieszczona w innym więzieniu. „Czy nikt nie widział, w jaką stronę nas kierowali? Czy nikt nie dostrzegał bezwstydnej demagogii artykułów Goebbelsa? Ja to widziałam, nawet przez grube więzienne mury; jednak coraz więcej i więcej ludzi na zewnątrz ustawiało się w szeregu”.

W 1936 roku władza nie tylko całkowicie wyeliminowała opozycję, ale podporządkowała też sobie organizacje humanitarne i niemieckie Kościoły. Niemiecki Czerwony Krzyż został pozyskany do sprawy nazistowskiej; na zebraniach Czerwonego Krzyża obok jego flagi powiewała swastyka, a strażnicy konwencji genewskiej, Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, prowadzili inspekcje obozów Himmlera, czy też raczej bloków pokazowych, i wydawali zgodę na ich funkcjonowanie. Zachodnie stolice uznały, że nazistowskie obozy koncentracyjne i więzienia są wewnętrzną sprawą Niemiec i nie będą się wtrącać. W połowie lat trzydziestych przywódcy państw zachodnich nadal uważali, że największe zagrożenie dla światowego pokoju stwarza komunizm, a nie nazistowskie Niemcy.

Jednak pomimo braku większej opozycji w kraju i za granicą w pierwszych dniach panowania Führer uważnie obserwował opinię publiczną. W przemówieniu, które wygłosił w ośrodku szkoleniowym SS w 1937 roku, stwierdził: „Zawsze wiem, że nie wolno mi zrobić kroku, który musiałbym cofnąć. Musicie mieć nos, by zwietrzyć sytuację, by spytać: «A co teraz ujdzie mi na sucho, a co nie ujdzie mi na sucho?»”16.

Nawet nagonka na niemieckich Żydów postępowała na początku wolniej, niż życzyło sobie wielu członków partii. W pierwszych latach Hitler wydawał ustawy, które odbierały Żydom możliwości zatrudnienia i uczestniczenia w życiu publicznym, podsycając nienawiść i prześladowania, ale miał nadejść taki czas, jak uważał, że posunie się jeszcze dalej. Himmler miał „nosa” i wywęszył właściwy moment.

W listopadzie 1936 roku Reichsführer SS, który wówczas był nie tylko szefem SS, ale też policji, musiał uporać się z międzynarodową burzą, jaka wybuchła o niemiecką komunistkę, która w hamburskim porcie zeszła z pokładu parowca prosto w ręce oczekujących gestapowców. Była w ósmym miesiącu ciąży. Nazywała się Olga Benario. Długonoga dziewczyna z Monachium, która swego czasu uciekła z domu, aby przyłączyć się do ruchu komunistycznego, teraz miała 35 lat i miała stać się symbolem dla komunistów na całym świecie.

Po przeszkoleniu w Moskwie na początku lat trzydziestych Olga została wybrana do Kominternu (Międzynarodówki Komunistycznej), a w 1935 roku Stalin przydzielił jej zadanie pomocy w zorganizowaniu zamachu na prezydenta Getulia Vargasa w Brazylii. Operacją kierował legendarny brazylijski przywódca rebeliantów Luis Carlos Prestes. Powstanie miało doprowadzić do komunistycznej rewolucji w największym kraju Ameryki Południowej, co zapewniłoby Stalinowi przyczółek w Ameryce. Jednak na podstawie poufnych informacji zdobytych przez brytyjski wywiad spisek udało się powstrzymać, Olgę aresztowano i wraz ze współkonspiratorką Elise Ewert odesłano z powrotem Hitlerowi „w prezencie”17.

Z hamburskiego nabrzeża Olgę zabrano do berlińskiego więzienia przy Barminstrasse, gdzie cztery tygodnie później urodziła córkę, Anitę. Komuniści z całego świata wszczęli kampanię na rzecz ich uwolnienia. Sprawa zyskała szeroki rozgłos, głównie dlatego, że ojcem dziecka był słynny Carlos Prestes, przywódca nieudanego spisku; para zakochała się w sobie i pobrała w Brazylii. Historii przejmującego tonu dodawały odwaga i uroda smagłej, smukłej Olgi.

Zła prasa za granicą nie była pożądana, szczególnie że był to rok igrzysk w Berlinie i władze ciężko pracowały nad poprawą wizerunku kraju18. Szefowie Gestapo próbowali najpierw zażegnać spór, proponując, by dziecko przekazać matce Olgi, Żydówce Eugenii Benario, która nadal mieszkała w Berlinie, ale Eugenia nie chciała dziecka; dawno temu wyrzekła się córki komunistki i teraz wyrzekła się również wnuczki19. Himmler zgodził się zatem, by Anitę wzięła matka Prestesa, Leocadia, i w listopadzie 1937 roku brazylijska babcia zabrała dziecko z więzienia przy Barminstrasse. Osamotniona Olga pozostała w celi.

Pisząc do Leocadii, wytłumaczyła, że nie zdążyła się przygotować na rozdzielenie z córką: „Więc proszę mi wybaczyć stan rzeczy Anity. Otrzymałaś opis jej rytmu dnia i tabelę wagi? Starałam się prowadzić tabelę najlepiej, jak mogłam. Czy z jej organami wewnętrznymi wszystko w porządku? Co z kośćmi – małymi nóżkami? Pewnie ucierpiała z powodu niezwykłych okoliczności mojej ciąży i pierwszego roku swojego życia”20.

Od 1936 roku liczba kobiet w niemieckich więzieniach stale rosła. Pomimo represji Niemki nadal działały w podziemiu, a wiele inspirował teraz wybuch hiszpańskiej wojny domowej. Wśród kobiet zabranych do żeńskiego „obozu” w Moringen w połowie lat trzydziestych najwięcej było komunistek i posłanek do Reichstagu, ale znalazły się też indywidualistki działające w małych grupach i samotnie, jak niepełnosprawna graficzka Gerda Lissack, która projektowała antynazistowskie ulotki. Ilse Gostynski, młoda Żydówka, która pomagała w swojej drukarni przy drukowaniu artykułów atakujących Führera, została aresztowana przez pomyłkę. Gestapo polowało na jej siostrę bliźniaczkę, Else, ale Else była w Oslo i organizowała trasy ucieczki dla żydowskich dzieci, więc funkcjonariusze zabrali Ilse.

W 1936 roku pięćset niemieckich gospodyń domowych wzięło Biblie, założyło na głowy schludne białe chustki i przyjechało do Moringen. Kobiety, badaczki Pisma Świętego, protestowały, kiedy ich mężowie dostali powołanie do wojska. Hitler to antychryst, mówiły; Bóg rządzi ziemią, nie Führer. Ich mężowie i inni badacze Pisma Świętego zostali wywiezieni do najnowszego obozu Hitlera, Buchenwaldu, gdzie dostali po dwadzieścia pięć batów skórzanym pejczem. Jednak Himmler wiedział, że jego esesmani nie są dość twardzi, żeby poturbować niemieckie gospodynie, więc w Moringen badaczkom Pisma Świętego Biblie odebrał naczelnik więzienia – miły emerytowany żołnierz utykający na jedną nogę.

W 1937 roku w życie weszło prawo przeciwko Rassenschande – dosłownie „zhańbieniu rasy” – które zakazywało intymnych kontaktów osobom pochodzenia żydowskiego z Niemcami, co wywołało napływ Żydówek do Moringen. Potem w drugiej połowie 1937 roku przebywające tam kobiety dostrzegły nagły wzrost liczby bezdomnych, które przyjeżdżały „utykające, niektóre w bandażach, a inne z krwawymi ranami”. W 1938 roku przywieziono tu też wiele prostytutek.

Else Krug była jak zwykle w pracy, kiedy do drzwi przy Corneliusstrasse 10 załomotali policjanci z Düsseldorfu, krzycząc, że ma otworzyć; była druga nad ranem 30 lipca 1938 roku. Naloty policji nie były niczym niezwykłym i Else nie miała powodu do obaw, chociaż ostatnio nocne wizyty stały się częstsze. Nazistowskie prawo nie zakazywało prostytucji, ale policja szukała wszystkich możliwych pretekstów; może któraś kobieta nie miała aktualnych badań na syfilis albo jakiś oficer chciał dostać namiar na nową komórkę komunistyczną w dokach Düsseldorfu.

Niektórzy oficerowie z Düsseldorfu znali te kobiety osobiście. Else Krug zawsze miała wzięcie: albo z powodu świadczenia nietypowych usług – specjalizowała się w sadomasochizmie – albo w związku z upodobaniem do plotek; zawsze wiedziała, co w trawie piszczy. Else wylądowała na ulicach Düsseldorfu dziesięć lat wcześniej – bez pracy, daleko od domu i bez grosza przy duszy.

Jednak szybko okazało się, że nalot z 30 lipca był inny od poprzednich przy Corneliusstrasse. Przerażeni klienci łapali bezładnie swoje rzeczy i na wpół ubrani wybiegali w noc. Tej samej nocy podobny nalot odbył się w pobliskim domu, gdzie pracowała Agnes Petry. W ręce policji wpadł również mąż Agnes, lokalny sutener. Po kilkakrotnym przeczesaniu Bahndamm oficerowie wyłapali w sumie dwadzieścia cztery prostytutki, które o szóstej rano znalazły się za kratkami bez podania terminu zwolnienia.

Kobiety na posterunkach policji traktowano różnie. Oficer dyżurny – sierżant Peine – znał większość z nich jako regularne bywalczynie jego cel na jedną noc. Sięgnął po ogromną czarną księgę, zarejestrował je skrupulatnie jak zwykle, spisał nazwiska, adresy i rzeczy osobiste. Jednak w kolumnie „powód aresztowania” Peine starannie wpisał przy każdym nazwisku: Asoziale, „aspołeczna” – nigdy wcześniej takiego określenia nie używano21. Na końcu kolumny, również po raz pierwszy, napisał na czerwono: „Transport”.

Naloty na burdele, takie jak te w Düsseldorfie, kontynuowano wszędzie w Niemczech przez cały 1938 rok, kiedy nazistowskie czystki przeciwko niepożądanemu marginesowi społecznemu wkroczyły w nowy etap. Rozpoczęła się realizacja programu Aktion Arbeitsscheu Reich (kampania przeciwko uchylającym się od obowiązku pracy dla Rzeszy), wymierzona w osoby uznane za społecznych wyrzutków. W sposób niezauważony przez świat zewnętrzny i bez informacji w kraju ponad 20 tysięcy „aspołecznych” – „włóczęgów, prostytutek, unikających pracy, żebraków i złodziei” – aresztowano i skierowano do obozów koncentracyjnych,

W połowie 1938 roku do wybuchu wojny wciąż jeszcze pozostawał rok, ale niemiecka wojna przeciwko własnym niepożądanym obywatelom już się zaczęła. Führer dał do zrozumienia, że kraj musi być „czysty i silny”, gdy przygotowuje się wojny, więc trzeba pozbyć się „bezużytecznych gąb”. Od chwili gdy Hitler doszedł do władzy wprowadzono na masową skalę sterylizację psychicznie chorych i społecznych „degeneratów”. W 1936 roku Cyganów zamykano w rezerwatach tworzonych w pobliżu dużych miast. W 1937 roku tysiące „notorycznych przestępców” władze zesłały do obozów koncentracyjnych bez procesu. Hitler zatwierdził metody, ale realizatorem kampanii był jego szef policji i SS Heinrich Himmler. To również Himmler wezwał w 1938 roku do zamykania „aspołecznych” w obozach koncentracyjnych.

Wybór czasu był znaczący. Jeszcze sporo przed 1937 rokiem obozy, założone najpierw jako miejsce przetrzymywania opozycji politycznej, zaczęły się opróżniać. Komuniści, socjaldemokraci i inni zgarnięci w pierwszych latach rządów Hitlera zostali w większości zmiażdżeni i większość tych złamanych ludzi odesłano do domu. Himmler, który sprzeciwiał się tym masowym zwolnieniom, uznał, że jego imperium grozi upadek, więc zaczął szukać nowego zastosowania dla swoich obozów.

Do tej pory nikt poważnie nie rozważał wykorzystania obozów koncentracyjnych do innego celu niż dławienie opozycji politycznej, ale zapełniając je przestępcami i społecznym marginesem, Himmler zaczął znowu rozbudowę swojego imperium. Uważał siebie za kogoś więcej niż szefa policji; zawsze mocno interesował się nauką – ze wszystkimi formami eksperymentów, które mogłyby pomoc w zachowaniu idealnie czystej rasy aryjskiej. Gromadząc degeneratów w obozach, zaczął budować swoją centralną rolę w najambitniejszym eksperymencie Führera: oczyszczenia niemieckiej puli genetycznej. Ponadto nowi więźniowie mieli stanowić źródło siły roboczej potrzebne do odbudowy Rzeszy.

Charakter i przeznaczenie obozów koncentracyjnych miały się teraz zmienić. W miarę jak spadała liczba niemieckich więźniów politycznych, mógł napływać margines społeczny, by ich zastąpić. Wśród napływających po raz pierwszy miało być wiele kobiet – prostytutek, drobnych złodziejek, bezdomnych – tyle samo, co mężczyzn.

Teraz rozpoczęła się budowa specjalnie przystosowanych obozów koncentracyjnych nowej generacji. A ponieważ Moringen i inne zakłady dla kobiet stały się przepełnione i kosztowne, Himmler zaproponował obóz koncentracyjny dla kobiet. W jakimś momencie 1938 roku spotkał się z doradcami, aby wybrać lokalizację. Padła propozycja, prawdopodobnie ze strony przyjaciela Himmlera, gruppenführera Oswalda Pohla, wysokiego rangą administratora SS, żeby obóz powstał w Meklemburgii, nad jeziorem obok wsi Ravensbrück. Pohl znał tę okolicę, ponieważ miał tam posiadłość.

Rudolf Höss później twierdził, iż ostrzegał, że miejsce jest za małe: liczba kobiet będzie wzrastać, szczególnie kiedy wybuchnie wojna22. Inni podkreślali, że ziemia jest tam podmokła i budowa obozu będzie trwała długo. Himmler odrzucił sprzeciwy. Tylko 80 kilometrów na północ od Berlina, więc blisko na inspekcje, a poza tym i tak często jeździł tamtędy, aby odwiedzić Pohla lub wpaść do przyjaciela z dzieciństwa, słynnego chirurga SS Karla Gebhardta, który prowadził klinikę w Hohenlychen, 8 kilometrów od Ravensbrück.

Dlatego Himmler zarządził, aby więźniowie obozu w Sachsenhausen pod Berlinem jak najszybciej zaczęli prace przy budowie. Tymczasem z obozu koncentracyjnego w Lichtenburgu koło Torgau, opróżnionego już prawie do połowy, ostatni więźniowie mieli zostać przewiezieni do nowego, otwartego w lipcu 1937 roku, obozu dla mężczyzn w Buchenwaldzie. Do czasu zakończenia budowy Ravensbrück kobiety skierowane do tego obozu koncentracyjnego miały przebywać w Lichtenburgu.

W zakratowanym wagonie kolejowym Lina Haag nie miała pojęcia, dokąd ją wiozą. Po czterech latach w więziennej celi ona i wiele innych kobiet dowiedziały się tylko, że zostaną „przetransportowane”. Co kilka godzin pociąg zatrzymywał się na stacji, ale ich nazwy – Frankfurt, Stuttgart, Mannheim – nie dawały żadnej wskazówki. Lina patrzyła na „zwykłych ludzi” na peronach – widok, jakiego pozbawiona była od lat – a zwykli ludzie patrzyli na „te widmowe postacie o pustych oczach i matowych włosach”. Nocą kobiety przeprowadzano do lokalnych więzień. Linę przerażały strażniczki. „To było nie do pomyślenia, że w obliczu takiego nieszczęścia mogły plotkować i śmiać się na korytarzach. Wiele jest pobożnych, ale pobożnością szczególnego rodzaju. Wyglądają, jakby chowały się za plecami Boga, zniesmaczone własną podłością”.

Kobiety z zakładu w Moringen dołączyły do pociągu i przerażone zbiły się w gromadkę. W Stuttgarcie doprowadzono lekarkę Doris Maase z tłumem prostytutek z Düsseldorfu23. Doris, opisana w aktach Gestapo jako „czerwona studentka”, miała pół grzebienia, który pożyczyła Linie. Dookoła trajkotały „ladacznice” i „wiedźmy”, chociaż Lina wyznała Doris, że po czterech latach w więzieniu pewnie również wygląda jak „ladacznica”.

W Lichtenburgu czekali już esesmani w rękawiczkach z koźlej skóry i z rewolwerami. Towarzyszyła im Johanna Langefeld. Po zwolnieniu z poprawczaka w Brauweiler Langefeld została zatrudniona przez biuro Himmlera z propozycją awansu na dozorczynię w Lichtenburgu. Langefeld stwierdzi potem, że wzięła tę pracę, wierząc, że nadal będzie mogła wypełniać swoje powołanie, czyli „reedukować prostytutki”, co było oczywistym kłamstwem: zaproponowali jej awans, wyższe zarobki i mieszkanie dla niej i dziecka24. W każdym przypadku Brauweiler już pokazało Langefeld, że prostytutki i inne kobiety z marginesu mają być wyeliminowane ze społeczeństwa, a nie reedukowane.

Do Lichtenburga przyjechała Helen Krofges, kobieta, którą Langefeld mogła pamiętać jeszcze z czasu zakładu poprawczego. Krofges trafiła najpierw do więzienia w Brauweiler za niepłacenie pieniędzy na wychowanie swoich dzieci. Teraz została skierowana do Lichtenburga, ponieważ była „niezdolna do poprawy”, jak odnotowano w jej aktach policyjnych, i dlatego, że z powodu „jej skłonności do niemoralnego i aspołecznego sposobu życia należy chronić przed nią Volksgemeinschaft [wspólnotę czystej rasy]”25.

Nawet urzędnik, który rejestrował kobiety w Lichtenburgu, nie mógł zrozumieć sensu zamykania tych przegranych osób. Anges Petry, członkini grupy z Düsseldorfu, przyjechała „bez grosza przy duszy”, zanotował w jej wpisie rejestracyjnym. Miała przy sobie tylko fotografię męża. Na jej teczce zapisał słowo Stutze, co oznaczało osobę „na utrzymaniu państwa”. „Nie można jej odesłać z powrotem? – zapytał listownie szefa policji w Düsseldorfie. – Czy nie ma nikogo, kto mógłby jej pomóc?”.

Lina Haag już dawno straciła nadzieję, że ktoś im pomoże. 12 marca 1938 roku Niemcy zaanektowały Austrię, a niedługo potem do twierdzy zaczęły przyjeżdżać austriackie buntowniczki, w tym lekarka, śpiewaczka operowa i cieśla; wszystkie bito i poniżano. „Skoro świat nie zaprotestował przeciwko brutalnej aneksji terytorium państwa, czyż jest możliwe, że ktoś zaprotestuje przeciwko biciu tych nieszczęsnych kobiet, które śmiały się głośno temu sprzeciwić?”, pytała Lina.

Wieści, że w twierdzy przebywa Olga Benario, znana ze świet­lanych czasów komunistycznego ruchu oporu, wzbudziły w niektórych kobietach nadzieję. Olga przyjechała sama z Berlina gestapowską furgonetką i pod eskortą doprowadzona została do lochów w Lichtenburgu. Komunistkom udało się z nią skontaktować i zastały ją kompletnie załamaną odebraniem dziecka. Szmuglowały do jej celi wiadomości i drobne prezenty. Wspominając błyskotliwy najazd Olgi na salę sądową z 1928 roku, niektóre kobiety marzyły o ucieczce, ale Lina Haag twierdziła, że takie próby są „bez sensu”. „Führer zawsze zostaje na szczycie, a my jesteśmy tylko biednymi diablicami – opuszczonymi, nieszczęsnymi diablicami […]”26. Potem Cyganka Katharina Waitz, akrobatka występująca na trapezie, próbowała sforsować mur twierdzy. Strażnicy schwytali ją i pobili. Komendant Lichtenburga, Max Koegel, lubił bić. Lina wspominała, że w Wielkanoc bił trzy nagie kobiety „dopóty, dopóki kompletnie opadł z sił”.

1 października 1938 roku, tego samego dnia, kiedy wojsko Hitlera zajęło Kraj Sudecki, Koegel polewał więźniarki wodą z węża. Prowadzono je na dziedziniec, aby wysłuchały zwycięskiej mowy Hitlera, ale badaczki Pisma Świętego odmówiły zejścia po schodach, więc strażniczki zawlokły je siłą, ciągnąc starsze kobiety za włosy. Gdy zabrzmiał pruski marsz, ktoś wyszeptał „nadciąga wojna” i twierdza nagle wybuchła. Wszystkie badaczki Pisma Świętego zaczęły historycznie krzyczeć, padać na kolana i modlić się. Straże biły, więźniarki oddawały. Koegel rozkazał wyciągnąć węże przeciwpożarowe i strumienie skierować na tłum; kobiety przewracały się, a wtedy dopadały je psy. Kurczowo wczepione w siebie prawie tonęły, „jak przemoknięte myszy”, powiedziała Marianne Korn, jedna z tych, które się modliły27.

Niedługo po tym buncie Himmler przyjechał do twierdzy sprawdzić, czy przywrócono porządek. Reichsführer SS kilkakrotnie wizytował Lichtenburg; zabierał też ze sobą przywódczynię nazistowskiego ruchu kobiet, Gertrud Scholtz-Klink, aby pokazać jej swoje więźniarki. Podczas tych wizyt czasem zarządzał zwolnienia. Przy którejś okazji wypuścił Linę Haag, pod warunkiem że nie będzie opowiadać, jak ją traktowano28.

Himmler przeprowadził również inspekcję strażniczek. Musiał zauważyć, że Johanna Langefeld ma pewien autorytet – umiejętność uspokajania więźniarek bez zbędnego zamieszania – skoro wyznaczył ją na przyszłą przełożoną strażniczek w Ravensbrück.

Miejscowe dzieci jako pierwsze zorientowały się, że coś będzie się budować na północnym brzegu Schwedtsee – jeziora Schwedt – ale kiedy powiedziały o tym rodzicom, ci kazali im milczeć na ten temat. Do 1938 roku dzieci bawiły się w krzakach nad jeziorem, gdzie drzewa rosły rzadziej i było dobre miejsce do kąpieli. Pewnego dnia usłyszały, że mają tam więcej nie przychodzić. Przez kilka następnych tygodni mieszkańcy Fürstenbergu – na którego peryferiach leżała mała wioska Ravensbrück – widzieli, jak Hawelą barki przywożą materiały budowlane.

Ravensbrück, 80 kilometrów od Berlina, na południu historycznej Meklemburgii, było, jak zdecydował w 1938 roku Himmler, dobrą lokalizacją na obóz koncentracyjny. Miało odpowiednie połączenie kolejowe i wodne. Fürstenberg, otoczony przez trzy jeziora – Röbli­nsee, Baalensee i Schwedtsee – przecinała Hawela, która przepływając przez miasteczko, rozdzielała się na kilka kanałów.

Na wybór Himmlera wpłynął też inny czynnik: naturalne piękno okolicy. Reichsführer wierzył, że oczyszczanie niemieckiej krwi powinno przebiegać w bliskości natury, a orzeźwiające powietrze niemieckich lasów odegrało główną rolę w mitologii Heimat – niemieckiej ojczyzny. Buchenwald – czyli „las na plaży” – umieszczono w słynnym, gęsto zalesionym okręgu blisko Wei­maru, a kilka innych obozów również świadomie umieszczono w pięknych okolicach. Zaledwie parę tygodni przed otwarciem Ravensbrück miejscowe wody ogłoszono „naturalnym źródłem dla aryjskiej rasy”. Fürstenberg zawsze słynął z miłośników przyrody, którzy przyjeżdżali tu popływać łódką po jeziorze lub zwiedzić miejscowy barokowy pałac.

Na początku lat trzydziestych miasteczko na krótko stało się twierdzą komunistów, a kiedy naziści próbowali tu założyć przyczółek, doszło do kilku walk ulicznych; jednak zanim jeszcze Hitler został kanclerzem, opozycję wypleniono. Naziści osadzili swojego burmistrza, a nazistowski pastor Märker przejął miejski kościół ewangelicki. „Niemieccy chrześcijanie” Hitlera, silni na obszarach wiejskich, organizowali nacjonalistyczne imprezy i parady.

Pod koniec lat trzydziestych z Fürstenbergu zniknęli prawie wszyscy Żydzi. Hotelarka Eva Hamburger, Żydówka, przeciwstawiła się wygnaniu, ale po pogromie Kristallnacht, „nocy kryształowej” z 9 na 10 listopada 1938 roku, sama się wyprowadziła. Tej nocy w Fürstenbergu zniszczono żydowski cmentarz i zdemolowano hotel Evy Hamburger. Niedługo potem lokalna gazeta poinformowała, że sprzedana została ostatnia żydowska nieruchomość przy Röbinsee 3.

Podobnie jak większość niemieckich miasteczek Fürstenberg bardzo ucierpiał wskutek kryzysu, więc budowa obozu koncentracyjnego oznaczała dla mieszkańców miejsca pracy i ożywienie handlu. Fakt, że więźniami miały być kobiety, nie wydawał im się kontrowersyjny. Valesca Kaper, żona sklepikarza w średnim wieku, była prężnie działającą przywódczynią miejscowego Frauenschaft (nazistowskiego związku kobiet) i często prowadziła odczyty o tym, że makijaż, palenie i alkohol to zło; tłumaczyła też, że „aspołeczni” stanowią ciężar dla państwa. Joseph Goebbels wygłosił nawet w Fürstenbergu przemówienie do mieszkańców: „Ponieważ rodzina jest podstawowym źródłem siły narodu, kobieta jest jego rdzeniem i jądrem”.

Wiosną 1939 roku, gdy zbliżała się data otwarcia obozu, kobiety zachęcano do „służby na tyłach”, do czego zaliczała się praca w charakterze strażniczek w obozie koncentracyjnym, jednak oficjalnie nie pojawiły się ogłoszenia o rekrutacji; faktycznie oficjalnie w ogóle nie było mowy o obozie. Tylko mała wzmianka w „Leśnych Nowinach” o „wypadku w pobliżu miejsca dużej budowy” świadczyła o tym, że obóz w ogóle powstawał.

Na początku maja odbył się koncert muzyki Haydna i Mozarta, a miejscowe Gestapo zorganizowało wydarzenie sportowe: konkurs w strzelaniu i rzucie granatem do celu. Kino wyświetliło komedię miłosną. Gazeta poinformowała, że po ciężkiej zimie potrzebne są datki na pomoc; pojawiały się też ogłoszenia o bankructwach.

Przez cały ten czas śluza na rzece otwierała się raz po raz dla barek wożących materiały, a obozowy mur stał się wyraźnie widoczny z brzegu jeziora, na którym leżało miasto. Gotowość do pracy zgłosiło kilka miejscowych kobiet, w tym Margarete Mewes, pokojówka i młoda matka. W pierwszą niedzielę maja Fürstenberg tradycyjnie obchodził Dzień Matki. Frau Kaper wręczała Krzyże Matki wszystkim kobietom, które urodziły więcej niż czworo dzieci, odpowiadając na wezwanie Hitlera, by rozmnażać rasę aryjską.

15 maja, w słoneczne przedpołudnie, kilka niebieskich autobusów przemknęło przez miasto i skręciło w stronę „placu budowy”29. Jeszcze przed świtem tego dnia te same niebieskie autobusy przejechały przez bramę zamku w Lichtenburgu, 500 kilometrów na południe. Chwilę później przez zamkowy most zwodzony zaczął wypływać rządek kobiecych figurek ściskających niewielkie torby; postacie kierowały się do pojazdów. Noc była jasna, ale wewnątrz autobusów panowały całkowite ciemności. Kobiety wcale nie pragnęły jednak oglądać mrocznej, ciężkiej sylwetki zamku znikającej za nimi, chociaż nie miały pojęcia, co je czeka.

Niektóre ośmieliły się mieć nadzieję, że na końcu podróży spotka je coś lepszego, a ta podróż – jak każda podróż – oferowała powiew wolności, choć więźniarki polityczne dostały ostrzeżenie, że nie mają wielkich szans na jakąkolwiek poprawę losu. Kolejne posunięcie Hitlera, wkroczenie do Pragi, dokonało się w marcu. Mężowie, bracia, ojcowie, synowie umierali szybciej niż dotąd w Buchenwaldzie, Sachsenhausen i Dachau. Kilka kobiet niosło w torbach oficjalne zawiadomienia o śmierci bliskich, razem ze zdjęciami dzieci i paczkami listów.

Żydówki myślały o schwytanych podczas „nocy kryształowej”30. Jednak paradoksalnie właśnie z powodu swego pochodzenia mogły mieć w tamtym czasie większą nadzieję niż inne. Groza Kristallnacht sześć miesięcy wcześniej zniszczyła psychicznie niemieckich Żydów i zszokowała obserwatorów na świecie; świat nie interweniował, ale zaoferował więcej wiz dla rozpaczliwie pragnących ucieczki. Naziści zachęcali Żydów do opuszczania kraju, ponieważ mogli przejmować majątek ruchomy i nieruchomy wyjeżdżających. Sześć miesięcy po listopadowym pogromie ponad 100 tysięcy niemieckich Żydów wyemigrowało, a jeszcze więcej czekało na dokumenty, aby pójść w ich ślady.

Żydzi w więzieniach i obozach dowiedzieli się, że również mogą wyemigrować, jeśli dowiodą, że mają wizę i pieniądze na podróż. Wśród osób oczekujących na dokumenty znajdowała się Olga Benario. Chociaż matka z nią zerwała, brazylijska macocha Olgi, Leocadia, jak również siostra Carlosa Prestera, Ligia, niezmordowanie pracowały nad sprawą Olgi po tym, jak udało się uwolnić jej córkę, Anitę.

Tuż przed wyjazdem z Lichtenburga Olga napisała do Carlosa przebywającego w brazylijskim więzieniu. „W końcu nadeszła wiosna i zielone czubki drzew ciekawie zaglądają na dziedziniec naszego więzienia. Bardziej niż czegokolwiek innego brakuje mi odrobiny słońca, piękna i szczęścia. Czy przyjdzie taki dzień, że znów będziemy razem z Anitą Leocadią, wszyscy troje, szczęśliwi? Wybacz mi te myśli, wiem, że muszę być cierpliwa”.

Gdy w Meklemburgii nastał świt, słońce przedarło się przez szpary w brezencie i więźniarkom poprawił się humor. Austriaczki śpiewały. Kiedy autobusy dojechały do Ravensbrück, było już południe i panował duszny upał. Kobiety łapczywie wdychały powietrze. Autobusy skręciły z drogi i zatrzymały się. Drzwi się rozsunęły i te siedzące z przodu zobaczyły połyskliwe jezioro. Wnętrze autobusu wypełnił zapach sosnowego lasu. Niemiecka komunistka Lisa Ullrich dostrzegła „słabo zaludnioną wioskę położoną nad małym idyllicznym jeziorem otoczonym koroną ciemnego świerkowego lasu”31.

Serca kobiet „podskoczyły z radości”, wspominała Lisa, ale zanim wszystkie autobusy zdążyły się zatrzymać, rozległy się krzyki, wrzaski, strzelanie z biczów i szczekanie psów. „Powitał nas potok rozkazów i wyzwisk, gdy zaczęłyśmy wysiadać. Spomiędzy drzew wyszły hordy kobiet – strażniczek w spódnicach, bluzach i czapkach, z pejczami, niektóre prowadziły skowyczące psy wyrywające się do autobusów”.

Podczas wysiadania kilka kobiet upadło, a te, które zatrzymały się, by im pomóc, zostały poszczute psami lub wychłostane. Jeszcze nie wiedziały, że obozowa zasada brzmi, iż pomoc drugiemu jest przestępstwem. „Dziwki, śmierdzące krowy, wstawać, ruszać się. Leniwe dziwki”. Kolejną zasadą było, że więźniarki zawsze musiały się ustawiać piątkami. „Achtung, Achtung. Piątkami zbiórka. Ręce wzdłuż boków”.

Rozkazy odbijały się echem od drzew, a na te, które zostawały w tyle, spadały kopniaki wojskowych buciorów. Zesztywniałe z przerażenia, z oczami wbitymi w piaszczysty grunt, kobiety robiły wszystko, aby nie zwracać na siebie uwagi. Unikały też nawzajem swojego wzroku. Niektóre pojękiwały. Kolejny trzask pejcza i zapadła kompletna cisza.