Kepler62. Część pierwsza: Zaproszenie - Timo Parvela, Bjorn Sortland - ebook

Kepler62. Część pierwsza: Zaproszenie ebook

Parvela Timo, Bjorn Sortland

4,2

Opis

Ziemia ginie, ludziom grozi zagłada.

Nastolatki na całym świecie grają w arcytrudną grę komputerową „Kepler62”, która skrywa tajemnicę i obietnicę. Nikt jeszcze nie dotarł ostatniego poziomu, ale wszyscy domyślają się, że na zwycięzców czeka coś wielkiego...

Bohaterowie książki, trzynastoletni Ari i jego młodszy brat Joni cudem zdobywają tę grę. Okazuje się, że to coś więcej niż tylko gra, to zaproszenie, które – o ile je zaakceptują – odmieni ich życie i będzie początkiem wielkiej przygody. Czy uda im się przejść na najwyższy poziom? I czy nagroda okaże się warta wysiłku?

Pierwsza z sześciu części wielokrotnie nagradzanej serii „Kepler62”. Krótkie teksty, przemyślane suspensy i świetne ilustracje sprawiają, że nie da się od tej historii oderwać. W 2020 roku ukażą się aż 4 książki.

Książka wydana w ramach projektu Bliskie-dalekie sąsiedztwo. Projekt współfinansowany w ramach programu Unii Europejskiej „Kreatywna Europa”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (49 ocen)
23
14
11
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jeany

Całkiem niezła

dość futurystyczna opowieść w której dwaj bracia szukają swojego lepszego życia
00

Popularność




Twórcy składają podziękowanie fundacjiWSOY:n kirjallisuussäätiö

Copyright © Timo Parvela, Bjørn Sortland, Pasi Pitkänen and WSOY, 2015 Text © Timo Parvela, Bjørn Sortland 2015 Illustrations © Pasi Pitkänen 2015 First published in 2015, simultaniously by Werner Söderström Ltd in Finnish with the title KEPLER62 – Kirja 1: Kutsu, and by Piggsvin in Norwegian with the title KEPLER62 – Invitasjonen. Polish translation published by arrangement with Bonnier Rights, Finland, and Macadamia Literary Agency, Warsaw. © tłumaczenie Iwona Kiuru 2020 © for Polish edition by Wydawnictwo Widnokrąg 2020
Skład i łamanie wersji polskiej oraz adaptacja okładki: Maria Gromek
Redakcja: Wojciech Górnaś | Redaktornia.com
Korekta: Magdalena Wójcik
Opieka produkcyjna: Multiprint Joanna Danieluk
This work has been published with the financial assistance of FILI – Finnish Literature Exchange Książka wydana dzięki finansowemu wsparciu FILI – Finnish Literature Exchange.
Wsparcie Komisji Europejskiej dla wydania tej publikacji nie stanowi poparcia dla treści, które odzwierciedlają jedynie poglądy autorów, a Komisja nie może zostać pociągnięta do odpowiedzialności za jakiekolwiek wykorzystanie informacji w niej zawartych.
Piaseczno 2020 Wydanie I
ISBN 978-83-95732-06-5
Wydawnictwo WIDNOKRĄG
www.wydawnictwo-widnokrag.pl
Konwersja:eLitera s.c.

1.

Chłopak wziął jabłko. Starszy mężczyzna, siedzący w centrum kontroli, westchnął głęboko. Złodziejaszek, mniej więcej trzynastoletni, bezczelnie gapił się prosto w oko kamery. Ochroniarz wstał, poprawił niebieskie spodnie od uniformu i niespiesznie udał się na spotkanie z chłopaczkiem, który był dość duży jak na swój wiek, miał na sobie luźne spodnie i trochę zbyt obszerną kurtkę, a jego rozczochrane włosy w kolorze pszenicy wyglądały tak, jakby uderzył w nie huragan trzeciej kategorii.

Skulona postać ze zgarbionymi ramionami przywiodła ochroniarzowi na myśl dziką zwierzynę. Chłopiec przypominał trochę lisa lub kunę, albo coś podobnego. Jedno z tych stworzeń, które poruszają się na granicy światła i cienia. A mimo to miał w sobie coś, co budziło szacunek. Oczy. Szare i zimne jak lód, otwarte i uczciwe, przenikliwe w irytujący sposób.

Stał wciąż w dziale z owocami i trzymał w dłoni jabłko. Nie próbował uciekać. Kiedy nadszedł ochroniarz, rozdrażnienie na twarzy chłopaka stopniało i w jego miejsce wyrósł szelmowski uśmiech, niemal radość, jakby spotkał starego przyjaciela.

– Słyszałeś kiedyś o drzewie wiadomości dobrego i złego? – zapytał ochroniarz.

– Że co?

– Jeśli ugryzie się owoc z tego drzewa, można się dowiedzieć, co jest dobre, a co złe.

Chłopak wpatrywał się w ochroniarza bez zmrużenia oka. Mężczyzna westchnął.

– To niekoniecznie dobra rzecz. Lepiej nie wiedzieć zbyt dużo. Zwłaszcza gdy się jest dzieckiem.

Wciąż nie spuszczając z niego wzroku, chłopiec powoli uniósł owoc i odgryzł kawałek. Zamknął oczy i przeżuwał z rozkoszą.

Wariat, pomyślał ochroniarz. Chłopak jest bezczelniejszy i bardziej zuchwały niż zazwyczaj jego rówieśnicy. Musi się za tym kryć coś więcej.

– Nie zmuszaj mnie do robienia niczego przykrego – poprosił ochroniarz.

Chłopiec odgryzł kolejny kawałek jabłka, a potem starannie odłożył zjedzony do połowy owoc na czubek stosu. Następnie uśmiechnął się i wyciągnął ręce przed siebie, jakby oczekiwał założenia kajdanek.

– No dobrze. Sam się o to prosiłeś – prychnął mężczyzna. W paru krokach znalazł się przy chłopcu, chwycił go za bark i zaprowadził pomiędzy regałami uginającymi się od towarów w kierunku kas i dalej, do bramek, w których włączył się alarm. Odwrócił ku sobie twarz chłopca.

– Opróżnij kieszenie – rozkazał i potrząsnął mu ramionami tak, że na twarzy chłopaka pojawił się grymas. Ten nie wykonał jednak najmniejszego gestu, ochroniarz włożył więc rękę do wielkiej kieszeni jego zimowej kurtki i wyjął z niej owiniętą w folię grę komputerową. Tę nową, w którą chciały grać wszystkie bachory. Chłopak najwidoczniej nie wiedział, że zmieniono system alarmowy. Stary sposób na folię już nie działa.

– Kompletnie nie rozumiem, co was w tej grze kręci. Naprawdę myślałeś, że będziesz mógł ją zatrzymać? A teraz... zmiataj stąd! Tacy jak ty nie mają tu czego szukać. Nie chcę cię widzieć w moim sklepie nigdy więcej!

Ochroniarz pchnął złodzieja w plecy z taką siłą, że ten z trudem zdołał zachować równowagę. Chłopiec uśmiechnął się zuchwale, szare oczy zasnuła warstwa mgły. Mężczyzna potrząsnął głową i się roześmiał. Jego śmiech przywodził na myśl zgrzyt metalu. Nastolatek skulił ramiona i wyruszył pod wiatr.

Po wyjściu ze sklepu Ari podniósł głowę i westchnął. Był tak blisko! Gra już prawie należała do niego.

Spomiędzy chmur prześwitywało słońce. Promień oświetlił stojak z pierwszą stroną gazety i jaskrawym nagłówkiem: „Najświeższe informacje z wyprawy badawczej!”.

Ari nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Słowa ochroniarza wciąż brzęczały mu w głowie. Dokładnie wiedział, co mężczyzna miał na myśli, mówiąc o „takich jak wy”.

2.

W domu panowała cisza. Wiadomo. Tata nigdy nawet z nimi nie mieszkał, a mama znów była gdzieś indziej: w poszukiwaniu pracy, jedzenia, lepszego życia, możliwości, właściwie jakiejkolwiek zmiany.

Jej wyjścia przeciągały się coraz bardziej, ponieważ nie byli jedynymi biedakami, skądże.

Coraz mniej osób stać było na robienie zakupów w takim sklepie, w jakim dopiero co gościł Ari. Owoce stanowiły luksus, podobnie jak nowe ubrania, świeży chleb czy mleko. Pożywienie zwykłych śmiertelników ograniczało się do koncentratów, konserw i kukurydzy. Wciąż tylko kukurydza, ale tej przynajmniej starczało dla wszystkich.

Jednak Ari nie myślał teraz o jedzeniu. Gra, miał ją już w zasięgu ręki. Dotknął błyszczącego opakowania i przez chwilę czuł triumf, dopóki głupi ochroniarz wszystkiego nie zepsuł. TA gra. Gra wszystkich gier. Najfantastyczniejsza, a zarazem najtrudniejsza na świecie gra komputerowa. Kepler62. Była na ustach wszystkich, a mimo to tak trudno dostępna. Nie dało się jej nawet ściągnąć z internetu. Trzeba ją było otrzymać, znaleźć albo kupić.

Rzucił kurtkę na oparcie krzesła. Na podłodze walał się plecak, którego zawartość rozprzestrzeniła się wszędzie wokół, tak jakby w środku wybuchła bomba.

– Powinieneś bardziej dbać o swoje rzeczy! – zawołał Ari i zaczął zbierać rozrzucone przedmioty. Nadal panowała cisza, ale Ari wiedział, że młodszy brat jest w domu. – Nie stać nas, żeby kupować ci nowe rzeczy do szkoły, jeśli te zgubisz albo zniszczysz – ciągnął, najwyraźniej sam do siebie.

Kiedy odwiesił plecak na wieszak w przedpokoju, zaczął rozkładać swe zdobycze na stole: z kaptura bluzy wyjął mandarynki, spłaszczoną paczkę chleba tostowego z nogawki spodni, oprócz tego karton soku i dwa lizaki. Zza jego pleców wyrosła nagle szczupła ręka, która sięgnęła po jeden z nich, ale Ari był szybszy. Odepchnął rękę brata i wcisnął lizaka do kieszeni.

– Zjedz najpierw coś zdrowego. Jakiś owoc na przykład.

Joni