House of Cards i filozofia. Demokracja jest przereklamowana - J. Edward Hackett - ebook

House of Cards i filozofia. Demokracja jest przereklamowana ebook

J. Edward Hackett

0,0
39,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Czy demokracja jest przereklamowana? Według Franka Underwooda -- tak. Dlaczego?

Bohater House of Cards zaprasza nas za kulisy politycznej walki o najważniejsze stanowiska w państwie. Droga do Gabinetu Owalnego wybrukowana jest hipokryzją, a dotrzeć do niego może każdy, kto będzie wystarczająco przebiegły i bezwzględny. Chociaż wizja takiego świata może wzbudzać w nas trwogę, kultowy serial przyciągnął przed ekrany miliony widzów na całym świecie. House of Cards unaocznia nasze największe obawy związane z polityką, a sam Frank staje się Machiavellim naszych czasów. Wraz ze swoimi sojusznikami prezentuje widzom mroczne intrygi i chwyty manipulacyjne stosowane na najwyższych szczeblach władzy państwowej. Filozofia życiowa Franka Underwooda oparta jest na dziełach największych: Platona, Arystotelesa, Nietzschego, Hobbesa czy Marksa. Autorzy w pisanych lekkim piórem esejach analizują postawy oraz przekonania Franka, odwołując się do -- zaskakująco aktualnych -- klasycznych dzieł filozoficznych. Zadają pytania o etykę, prawdę, sprawiedliwość i władzę. Książka ta pozwoli Ci nie tylko zrozumieć postępowanie bohatera House of Cards, ale i współczesną politykę. Jeśli zastanawiasz się, dlaczego Frank zwraca się bezpośrednio do widza, czy w dzisiejszym świecie możliwa jest uczciwa polityka, i dlaczego władza tak przyciąga -- to właśnie tu znajdziesz odpowiedzi. Zapnij pasy. Wyruszamy w podróż w głąb umysłów ludzi najbardziej przewrotnych -- polityków.

Ci, którzy dążą na szczyt, nie mogą liczyć na litość. Jest tylko jedna zasada -- polujesz albo Ciebie upolują.

J. Edward Hackett wykłada na University of Akron, Kent State University, John Carroll University. Jest specjalistą w dziedzinie fenomenologii i teorii etyki, autorem wielu publikacji naukowych z tego zakresu. Prywatnie fan House of Cards.William Irwin jest profesorem filozofii w King's College w Pensylwanii. Zapoczątkował serię o filozofii i popkulturze jako współredaktor bestsellera The Simpsons and Philosophy. Nadzorował wydanie takich tytułów serii, jak: Dr House i filozofia, Gra o tron i filozofia. Słowo tnie głębiej niż miecz, Hobbit i filozofia. Prawdziwa historia tam i z powrotem, Dr House i filozofia -- wszyscy kłamią, Batman i filozofia. Mroczny rycerz nareszcie bez maski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 446

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



J. Edward Hackett

House of Cards i filozofia

Demokracja jest przereklamowana

Tytuł oryginału: House of Cards and Philosophy: Underwood's Republic

Tłumaczenie: Wojciech Usarzewicz

Projekt okładki: ULABUKA

Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC.

ISBN: 978-83-283-3373-4

© 2016 John Wiley & Sons Ltd

All Rights Reserved. Authorized translation from the English language edition published by John Wiley & Sons Limited. Responsibility for the accuracy of the translation rests solely with Helion S.A. and is not the responsibility of John Wiley &Sons Limited. No part of this book may be reproduced in any form without the written permission of the original copyright holder, John Wiley & Sons Limited.

Translation copyright © 2017 Helion SA

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniej­szej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficz­ną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.

Wydawnictwo HELION

ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE

tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: http://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Słowem wstępu

Rozmyślania o House of Cards

Franka Underwooda poznajemy, kiedy ten kończy cierpienie skomlącego psa. Oblicze kongresmena przybiera ten złowrogi, zwyrodniały wygląd, kiedy Underwood zwraca się bezpośrednio do kamery, oznajmiając, iż „brak mu cierpliwości dla zbędnych rzeczy”. Od tego momentu dajemy się wciągnąć przepełnionemu emocjonalnym mrokiem serialowi House of Cards.

Kiedy pierwszy raz widzimy Franka siedzącego u Freddy’ego, kongresmen oblizuje usta, szykując się do pożarcia żeberek. Symbolika jest tu jasna: Underwood to lew, a inni politycy są zaledwie owcami, którymi on się żywi. Nasz amerykański Machiavelli pozbywa się wroga za wrogiem, a jego nadprzyrodzoną mocą jest nieludzka zdolność przewidywania poczynań swych ofiar.

House of Cards mocno bazuje na niepokojach otaczającej nas rzeczywistości, ukazując świat polityki, który jednocześnie urzeka i rani. Świat ten wyzwala nasze największe lęki, że politycy nie są w stanie spełnić swej obietnicy, jaką jest sprawiedliwość dla wszystkich. Ludzie powinni zbierać to, co zasieją, a jednak zasada ta zdaje się nie dotyczyć Franka Underwooda, który gwałci nasze najgłębsze poczucie moralności i bezcześci każdą świętość swą bezkarnością. Niemal zaślepieni patrzyliśmy, jak pokonuje całą drogę aż do wiceprezydentury — „Jeden krok od prezydentury i ani jednego głosu w moim imieniu. Demokracja jest taka przereklamowana” — a potem i do samej prezydentury.

Nasz szekspirowski antybohater i jego Lady Makbet (doskonała rola Robin Wright) bez przerwy podkopują nasze marzenie, iż prawda, sprawiedliwość i amerykański sposób życia przetrwają. House of Cards sprawia, iż zaczynamy się martwić. I słusznie. Powinniśmy się martwić o to, iż nasza gospodarka nie jest tak silna, jak kiedyś. Że obietnica postrasistowskiej Ameryki nigdy nie została spełniona. Albo że korporacje mają dziś więcej wpływu na polityków niż zwykli obywatele. Powinniśmy martwić się o coraz większą przepaść społeczną, tworzącą podziały. Albo o to, że wielu drobnych Franków czyha w zakamarkach prawdziwego świata. Powinniśmy martwić się o wiele rzeczy i to właśnie podkreśla sam tytuł serialu: nasz domek z kart może runąć[1].

Zmierzenie się z ryzykiem i niebezpieczeństwem polityki — nawet w fikcyjnej postaci, ukazanej w House of Cards — wymaga odwagi. Działać politycznie to znaczy: ryzykować strukturę ludzkiego świata. A przecież działania te stanowią ryzyko dla naszego życia każdego dnia, zwłaszcza w erze postnuklearnej. Wystarczy jedna pomyłka, a znany nam świat ulegnie zagładzie.

W rzeczywistości House of Cards ukazuje nam tylko półprawdę o naszej zgubie. Nasze lęki i zmartwienia mogą być większe, niż to konieczne. Ale filozofowie całkiem nieźle radzą sobie z takim martwieniem się na zapas, co lubią nazywać „rozmyślaniem”. To zaś może skutkować różnymi opiniami na temat tego, co ukazuje House of Cards. W kontemplacji wycofujesz się ze świata politycznego, by dokładnie przemyśleć pewne sprawy, nim powrócisz do rzeczywistości pełnej czynów. To właśnie jest celem tej książki. Chcemy w niej odnieść się do Franka i innych działaczy politycznych, pytając: czy karty kiedyś upadną? A jeśli tak, co wtedy? Niepokój bywa produktywny, zwraca nas ku wnętrzu, wprowadzając w stan kontemplacji. To o tym stanie Platon i Arystoteles mówili, iż jest on początkiem filozofii. Kontemplacja rodzi odwagę. Zacznijmy więc.

[1]House of Cards — ang. domek z kart — przyp. tłum.

Część I

Sokrates, Platon i Frank

Rozdział 1. O owcach, pasterzach i wilku w owczej skórze

Cynicznie o polityce w House of Cards oraz w Państwie Platona

James Ketchen i Michael Yeo

Droga do władzy wybrukowana jest hipokryzją.

— Frank Underwood

Recenzje wydają się zgodne: „Pusty cynizm House of Cards” — mówi jedna. Druga brzmi: „Najbardziej cyniczny serial w telewizji”. „Czysto amerykański cynizm w House of Cards” — głosi kolejna.

Wciąż pojawiają się też recenzje Państwa[1] Platona (428 – 348 p.n.e.), które to dzieło kończy się bardziej optymistycznie, niż zapewne zakończy się House of Cards. Frank Underwood i serial, w ogólnym ujęciu, to współczesna manifestacja głęboko zakorzenionego cynicznego poglądu na politykę. Tym samym serial i jego bohater ukazują wyzwanie, przed jakim stoją sofiści, pokazani przez Platona w pierwszej i drugiej księdze Państwa. Za czasów Platona nauczyciele zwani sofistami kształcili młodych na ulicach Aten w sztuce polityki, której opanowanie uważano za niezbędne, by odnieść sukces w życiu publicznym. Kluczem do ich nauk był cynizm odnoszący się do świata polityki, w którym silniejsi żerowali na słabszych; w którym wykorzystywanie, manipulacja i, rzecz jasna, hipokryzja były „brukiem wyłożonym na drodze do władzy”.

Sprawiedliwość i władza

Państwo jest skrzętnie opracowanym filozoficznym zbiorem, którego każdy element ma za zadanie rozwinąć argumentację i idee. Na początku księgi I postać Sokratesa kieruje rozmowę ku naturze sprawiedliwości[2]. W następującej po tym dyskusji rozmówcy Sokratesa przytaczają kilka definicji, takich jak „(…) sprawiedliwość to jest tyle co: prawdomówność (...) i tyle co: oddawanie”[3] czy „(…) sprawiedliwością to: przyjaciołom czynić dobrze, a wrogom źle”[4]. Żadna z tych definicji nie daje rady się obronić pod wnikliwą analizą Sokratesa, który wskazuje na słabości każdej z nich.

Decydująca przemiana w dialogu następuje, kiedy sofista Trazymach siłą wtrąca się w dyskusję „jak zwierz”[5], twierdząc, iż do tego momentu dyskusja o sprawiedliwości była głupia i naiwna. Trazymach przedstawia swą własną definicję, mówiąc, że sprawiedliwość jest tym, „co leży w interesie mocniejszego”[6]. Stwierdzenie to odnosi się nie tyle do sposobu, w jaki powinniśmy żyć, co, w gruncie rzeczy, wskazuje na status norm, którymi się kierujemy. Zasady faworyzują potężnych, tak po prostu jest.

Punkt widzenia Trazymacha na politykę, podobnie jak u Franka, jest niezwykle cyniczny. Polityka to po prostu władza, nic poza tym. Ludzie posiadający władzę będą się upewniać, iż tworzone zasady są korzystne dla ich interesów. Z punktu widzenia tych, którzy władzy nie posiadają, zasady nie będą korzystne dla nich, tylko dla kogoś innego. W ramach obrony tego twierdzenia Trazymach przechodzi od opisu do oceny. Mówi, iż ci, którzy są sprawiedliwi (trzymają się zasad), albo są naiwni, albo dają się oszukiwać. Człowiekowi lepiej będzie, jeśli zignoruje zasady, zwłaszcza wtedy, kiedy ma władzę i sposobność ku temu. Tym samym życie niesprawiedliwe jest nad wyraz lepsze od życia sprawiedliwego. Mówiąc krótko, lepiej żyć bez skrupułów, będąc niesprawiedliwym, niż być sprawiedliwym, a jednak wykorzystywanym.

Underwood i jego cyniczne wykorzystywanie „swoich ludzi”

Frank przejawia cechę niejako posiadania ludzi. Oczywiście, „posiadanie” to nie jest formą niewolnictwa, ale pod wieloma względami jego relacje z innymi postaciami wykraczają poza zwykłą manipulację.

Jedną z głównych strategii Franka jest zniewalanie otaczających go ludzi. W pewnym momencie mówi o Gaffney w Karolinie Południowej jako o „swoich ludziach”. Jednak znaczy to więcej niż „ludzie tacy jak ja” czy też „ludzie, od których się wywodzę”. W jego słowach wyczuwamy raczej nutę własności, posiadania. Jak gdyby Gaffney stanowiło zaledwie lenno albo też, nawiązując do Państwa i Trazymacha, było tylko stadem owiec. Umacnia to późniejszy zachwyt Franka dla Raymonda Tuska, który, jak sam mówi, „mierzy bogactwo nie w liczbie odrzutowców, ale w liczbie przekupionych dusz”.

Zapewne najtragiczniejszą z Frankowych „owiec” jest Peter Russo, który u kresu swych doświadczeń z Frankiem, bez śladu nadziei, wypłakuje: „Czy kiedykolwiek twoja pomoc naprawdę mi pomogła?”. Frank nawet sprawia, że Russo poświęca i wykańcza kilka własnych owiec, zamykając bazę marynarki w swoim okręgu. Życie niezliczonych osób zostało zrujnowane, a wstrząsu społecznego nie da się opisać.

Stamper, Meechum, Sharp, Seth, także i wyborcy Franka z Gaffney, wszyscy oni są dla niego zaledwie owcami, które pasterz wykorzystuje tak, jak mu się podoba. Zadbane i zadowolone teraz, później zaś ostrzyżone, a nawet i poświęcone na dobre. Trzeba przyznać, iż niektóre z tych owiec mają wilcze cechy (Stamper, Seth czy Jackie). Wciąż nawiązując do metafory z Państwa, możemy o nich myśleć jak o „psach pasterskich”, nie tyle o samych „owcach”. Mimo to wszystkie te osoby są na łasce Franka, wszystkie służą jego przyjemnościom, a sam Frank daje jasno do zrozumienia, że zrobi z nimi, co zechce. Warto zaznaczyć, że pierwsza znacząca kłótnia między Frankiem a Claire, zapowiadająca przyszłą niezgodę pod koniec trzeciego sezonu, ma miejsce wtedy, kiedy kobieta oskarża męża o używanie jej „tak, jak używa on wszystkich innych”. Claire jest równą mężowi pasterką, nie tylko należącą do Franka „nadrzędną owcą” czy, jak Jackie Sharp mówi o sobie, jego „pitbullem”. Claire szybko przypomina Frankowi o swoim statusie. Cała ta cyniczna manipulacja była długo oczekiwana w Państwie.

Sokrates stosuje analogię pasterz-owce, próbując odeprzeć poglądy Trazymacha, który twierdzi, iż sprawiedliwość jest przewagą mocniejszego. Analogia ta ukazuje, iż relacja pomiędzy władcą a rządzonym jest podobna do relacji między pasterzem i stadem. Rolą pasterza jest opiekować się owcami, w podobny też sposób władca powinien podejmować tylko te działania, które dadzą pewną korzyść dla rządzonych. Trazymach jednak nie akceptuje tego rozumowania i wywraca tę analogię na przekór Sokratesowi. Mówi, iż być może rolą pasterza jest dbanie o dobro stada, ale tylko tak długo, jak płynie za tym korzyść dla pasterza. Podobnie jak Frank, Trazymach z zadowoleniem szydzi:

Ty jej tu nawet owiec nie rozpoznajesz ani pasterza (...). Bo tobie się zdaje, że pasterze owiec i krów mają na oku dobro owiec i krów i tuczą je, i chodzą koło nich mając na oku coś innego, niż dobro swoich panów i własne, i tak samo ci, co rządzą w państwach, którzy naprawdę rządzą, myślisz, że jakoś inaczej się odnoszą do rządzonych niż jak do owiec i o czymś innym myślą nocą i dniem, jak nie o tym, skąd by wyciągnąć jak największą korzyść dla siebie[7].

Spora część powyższych poglądów uwidacznia się w tym, jak Frank wykorzystuje ludzi. Mamy tu do czynienia z kontrastem dwóch poglądów. Z jednej strony, politycy winni pracować nie dla własnej korzyści, ale raczej dla korzyści tych, których reprezentują. Z drugiej strony, w gruncie rzeczy politycy służą własnym interesom. Służą poddanym zaledwie tak długo, jak długo czerpią z tego własne korzyści. Ten drugi, „realistyczny” punkt widzenia wydaje się cyniczny, ponieważ bezpośrednio ociera się o wcześniejszy, wyidealizowany pogląd. Jeśli więc polityka prezentowana przez Trazymacha i House of Cards wydaje się nam cyniczna, to dlatego, iż stawiamy ją w bezpośrednim sąsiedztwie jakiegoś rodzaju wyidealizowanych poglądów, które osobiście posiadamy na politykę i to, jak powinna ona wyglądać.

To oczywiste, że Frank ma cyniczny (czy też realistyczny) pogląd na politykę, nawet wtedy, kiedy wydaje się, iż działa na rzecz swoich wyborców, na przykład rodziców dziewczyny, która zjechała z drogi, rozkojarzona przez olbrzymią brzoskwinię. Wtedy tak naprawdę działa tylko na rzecz własnych interesów (unikając pozwów i złej prasy). Wszystko, co robi Underwood, jest tak skalkulowane, by realizować jego plany i wzmacniać jego władzę. Dokładnie tak, jak widziałby to Trazymach. A jeśli mielibyśmy być ze sobą szczerzy, musielibyśmy przyznać, że również i my sami często przyznajemy, iż ta realistyczna postawa jest bardzo atrakcyjna. Przecież postać Franka jednocześnie nas odrzuca i przyciąga. Jak wkrótce zobaczymy, to właśnie to napięcie pomiędzy naszym idealistycznym i realistycznym „ja” sprawia, że rzucone przez sofistów (i samego Underwooda) zagadnienie jest tak poważne.

Dobrze być złym

Jakby chcąc odwołać się do realisty w każdym z nas, Trazymach zmienia tor dyskusji. Nie tylko twierdzi, iż „sprawiedliwość jest tym, co korzystne dla mocniejszego”, ale dodaje też, iż życie niesprawiedliwe jest lepsze i bardziej preferowane niż życie sprawiedliwe.

Być sprawiedliwym, czy też czynić sprawiedliwie, to „wielkoduszna naiwność” czy prostoduszność poglądów osoby w świecie, w którym człowiek jest wykorzystywany i manipulowany. Niesprawiedliwe czyny dają najlepsze życie, jakie można mieć, ponieważ umożliwiają niesprawiedliwym uzyskanie przewagi nad sprawiedliwymi i zdobycie tego, czego pragną. Sprawiedliwość nadaje się albo dla głupców (jak Blythe), którzy nie rozumieją, jak silniejszy zamydlił im oczy, albo dla tych, którzy są zbyt słabi, by stawić czoła silniejszym (jak współpracowniczka Zoe, Janine).

Na samym początku serialu widzimy nawet samego Franka, który doświadcza czegoś, co — będąc realistą — rozumie jako „niesprawiedliwość”. Frank zostaje „oszukany” i pozbawiony stanowiska sekretarza stanu. To dla niego silny cios, zwłaszcza po latach ciężkiej i lojalnej pracy. Frank nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń, ponieważ nie doceniał swoich przeciwników. Został wykorzystany, ponieważ starał się grać według zasad i oczekiwał, że inni dotrzymają swoich obietnic i wynagrodzą jego lojalną pracę. Złamanie obietnic przez Walkera i Vasquez jest odbiciem twierdzenia Trazymacha, iż niesprawiedliwi zawsze będą oszukiwać, przynajmniej dopóki im to odpowiada i pomaga realizować ich własne cele[8]. Frank z pewnością bierze sobie to do serca, nie patrzy wstecz, trzymając się od tej chwili roztropności i niesprawiedliwości.

Pewne postacie w serialu są ucieleśnieniem czegoś, co można nazwać klasyczną moralnością — życiem sprawiedliwym. Na przykład Lucas Goodwin to w pewien sposób archetyp cnót w serialu. Jest szlachetny, dąży do zdemaskowania korupcji i złych uczynków. Jego miłość do Zoe wydaje się prawdziwa, a jego pogoń za prawdą jest szlachetna i czysta. Lucas zostaje całkowicie zdominowany i zniszczony przez Franka.

Albo Donald Blythe. Bez względu na to, czy zgadzamy się z jego poglądami, czy nie, jawi się on człowiekiem honoru, którego słowo ma wartość, który jest szczery i uczciwy. To, z jaką łatwością Frank go wykorzystuje, pośrednio ilustruje pogląd Trazymacha na sprawiedliwość. Sprawiedliwość niekoniecznie jest wadą, lecz jest „szlachetną naiwnością”, prostoduszną wizją świata i jego mechanizmów, która swoich wyznawców sprowadza do roli ofiar losu, szykowanych do ogołocenia[9]. W ujęciu Trazymacha niesprawiedliwi wykorzystują sprawiedliwych, dzięki czemu życie tych pierwszych wydaje się lepsze. Jeśli mamy być szczerzy, musimy przyjąć, że nasze „realistyczne ja” jest bardziej przyciągane do Underwooda niż do Blythe’a. Lub przynajmniej musimy przyznać, iż rozumiemy, że aprobowane przez nas cnotliwe cechy kogoś takiego jak Blythe są raczej problemem w polityce. Dla Franka korzystne okazuje się nominowanie Blythe’a na swojego wiceprezydenta, lecz kiedy później pojawia się koncepcja nominacji Franka na prezydenta, osoby trzymające władzę w partii bez wahania akceptują ocenę Franka, iż Blythe’owi brakuje tego, czego trzeba.

W tym kontekście Heather Dunbar również jest kształcącym przykładem. Rozpoczyna wyścig o fotel prezydenta, bazując na szlachetnych ideałach kampanii politycznej, odrzucając, zapewne na gruncie moralności, ofertę Stampera, by wylać polityczne błoto na Claire. Jednakże w miarę tego, jak kampania się rozkręca, Dunbar zmienia zdanie. Kontaktuje się ze Stamperem, by zagrać „kartą aborcyjną”, tak jakby nauczyła się cynicznej trazymachowej lekcji, iż miłe osoby zostają w tyle. Jeśli chcesz wygrać, musisz być gotowy uderzać poniżej pasa.

Pierścienie „władzy” i mity

Pierścień Franka z akademii Sentinel nie tyle ma znaczenie dla fabuły, co stanowi ważny symbol dla Franka, a także dla widza. Zazwyczaj kiedy pierścień Franka idzie w ruch, sugeruje to nową intrygę. Tak, jakby czyniąc to, Underwood przyzywał jakąś siłę czy umacniał swoje postanowienie załatwienia spraw. Frank ma nawet osobisty mit na temat tego nawyku, twierdząc, iż jego ojciec opowiedział mu, że wzmacnia to kłykcie, a także odpukuje w drewno — symbolizuje to gotowość i szczęście. Historia ta jest raczej wątpliwa. W czasie kazania na pogrzebie w Gaffney dowiedzieliśmy się już, iż Frank nie ma żadnego szacunku dla swojego ojca (co zostaje podkreślone w sezonie trzecim, kiedy oddaje mocz na jego grobie). Jednak jest to dobra opowieść, z której Underwood może korzystać, by zaimponować innym.

W odcinku ósmym, skupiającym się na nowej bibliotece w Sentinel, dowiadujemy się, że to właśnie w tej twardej akademii wojskowej Frank „nauczył się fachu”. Pierścień więc, przypominając mu o tym miejscu, może też być symbolem tego fachu, reprezentującym umiejętności manipulacji i zdolność wykorzystywania innych poprzez oszustwo i zdradę. Dla naszych potrzeb pierścień łączy również House of Cards z jednym z największych eksperymentów myślowych w filozofii moralnej: z pierścieniem Gygesa, przedstawionym w drugiej księdze Państwa.

Postać Glaukona przedstawia opowieść, która wzmacnia twierdzenia Trazymacha (który teraz wycofał się już, zniesmaczony, z dyskusji), ukazując, że większość ludzi wybrałaby życie niesprawiedliwe, jeśli tylko wiedziałaby, że ujdzie jej to na sucho. Opowieść odnosi się do pasterza, który natrafia na magiczny pierścień, dający mu zdolność bycia niewidzialnym. Nie mija dużo czasu, a pasterz wykorzystuje pierścień, by dostać się do pałacu, gdzie uwodzi królową, zabija króla i przejmuje tron. Posiadany przez niego pierścień daje mu pełnię władzy i możliwość spełnienia się w życiu niesprawiedliwym. Któż z nas, jak pyta Glaukon, posiadając taki pierścień, mógłby oprzeć się pokusie zdobycia wszystkiego, czego pragnie, czyniąc niesprawiedliwość, jednocześnie jawiąc się światu sprawiedliwym?

Rzecz jasna, takie pierścienie władzy nie istnieją, a jednak istnieją ludzie, którzy myślą, że mogą żyć niesprawiedliwie i ujdzie im to na sucho (i nawet im się to udaje). Posiadają oni tę zdolność ukrywania swej nieuczciwości, czyniąc ją niewidoczną dla reszty świata. Z pewnością Frank ma taką zdolność i zapewne opanował ją w akademii Sentinel. Ale to nie wszystko. Frank nie tylko potrafi jawić się uczciwym wtedy, kiedy taki nie jest, ale może też sprawić, że uczciwi ludzie wydadzą się nieuczciwymi.

Pierścienie i „fach” sprawiedliwości idealnej

Dedykowanie biblioteki w Sentinel jest ważne dla rozwoju postaci Franka w serialu. Widzieliśmy już, że opanował on fach, czy też zdolność nieuczciwości. Powiedział nam, że jest niczym hydraulik, którego „pracą jest oczyszczenie rur i udrożnienie przepływu”, lecz przed dyrektorem szkoły obrazuje wszystkie wartości i cnoty, które Sentinel reprezentuje i wpaja: „honor, obowiązek, dyscyplina, poświęcenie, służba, szacunek”. Reputacja Franka, przynajmniej w Sentinel, jest reputacją człowieka sprawiedliwego. Z tym samym spotykamy się w Państwie, kiedy przemawia Glaukon.

Wyzwanie rzucone przez Glaukona każe nam wyobrazić sobie dwie postacie: idealnie nieuczciwego osobnika w opozycji do idealnie sprawiedliwego. Ten pierwszy, mówi Glaukon, będzie „postępował jak dzielni zawodowcy”[10], wiedząc, co jest możliwe, a co niemożliwe do osiągnięcia, a „gdyby mu się tam gdzieś noga przypadkiem powinęła, on potrafi to naprawić”. Kiedy popełni największą ze swych niesprawiedliwości, to wciąż „zyska sobie największą sławę jako wzór sprawiedliwości”. Co najważniejsze, dzięki „przemowom porywającym” będzie w stanie przekonywać, będzie też stosował siłę, by osiągnąć swe cele. Ze swymi umiejętnościami i sprytem osoba nieuczciwa „władzę obejmie (…), budując na opinii swej nieskazitelności”, nagrodzona zostanie bogactwami i honorami i zawsze wyjdzie lepiej od innych w życiu prywatnym i publicznym. Krótko mówiąc, osoba taka zyska najlepsze życie, działając nieuczciwie, ale wydając się uczciwą[11].

Dla porównania Glaukon stawia w opozycji do przedstawionej powyżej osoby postać człowieka idealnie sprawiedliwego. Taka postać tak naprawdę będzie posiadać reputację osoby nieuczciwej, kłamliwej i fałszywej. Ludzie będą jej unikać i z niej szydzić. Na końcu zaś postać ta zmuszona będzie do cierpień wszelkiej maści. Człowiek ten „będzie biczowany, torturowany, więziony i oczy mu wypalą, a w końcu wszelkie zło wycierpiawszy na pal zostanie wbity i pozna, że nie trzeba chcieć być sprawiedliwym, ale chcieć takim wydawać się”[12].

House of Cards obrazuje ten kontrast dwóch osobowości poprzez starcie między Frankiem a Lucasem Goodwinem. Ze wszystkich postaci serialu Lucas bez wątpienia jest najuczciwszy. Jest honorowy, dąży do odkrycia prawdy stojącej za niesprawiedliwością i korupcją. Sprowadzony na manowce, znalazłszy się w pułapce zastawionej przez sługusów Franka, nagle zaczął wydawać się człowiekiem pozbawionym uczciwości. Jeśli wszystkie opowieści o stanie amerykańskich więzień są prawdziwe, Lucasa czekają najgorsze z cierpień, które można by przyrównać do losu człowieka, według Glaukona, „uchodzącego za niesprawiedliwego, będąc sprawiedliwym”.

Tyrania, filozofia i poszukiwanie sensu w cynicznym świecie

Modelem przyszłego polityka przedstawionym przez Trazymacha jest tyran (dyktator)[13]. To idealnie nieuczciwa postać, która robi, co tylko się jej podoba. To cechy przypisane Frankowi przez Claire w rozmowie z ich umierającym ochroniarzem. Zaś w sezonie trzecim, słuchając transmisji przemówienia, w którym Frank wychwala zasługi ojców założycieli w ich walce przeciwko tyranii, doświadczona reporterka „Telegraph” Kate Baldwin, świadoma bezwzględnych machinacji Franka, stwierdza, iż „to on jest tyranem”.

Bez wątpienia Underwood jest tyranem, lecz model tyrana przedstawiony przez Platona na potrzeby jego pracy jest modelem tyrana idealnego. Istnieją powody, by sądzić, iż Frank nie pasuje do tego ideału. Warto tu porównać Franka z Petrovem, prezydentem rosyjskim, który zdaje się wykorzystywać Franka w sezonie trzecim. W porównaniu z Petrovem Frank wydaje się niejako słabeuszem. Twórcy serialu zdają się wzmacniać ten wątek, korzystając ze stereotypowych motywów, z jednej strony podkreślając postawę macho Petrova (pija wódkę jak wodę, otwarcie flirtuje z Claire), z drugiej zaś strony rozcieńczając postać Franka (płacze czy odczuwa przyciąganie seksualne do mężczyzn).

Jeśli odłożymy utarte schematy na bok, zobaczymy, że główną różnicą między Petrovem a Frankiem jest to, iż ten ostatni, przynajmniej na bazie tego, co przejawiło się w fabule, zdaje się mieć sumienie i coś, co skłania go do refleksji nad znaczeniem swojego życia i działań. Pozwala mu to wykraczać poza chłodną kalkulację. Petrov i Frank obaj są mordercami, lecz nie widzimy dowodów, by Petrov miał z tego powodu jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Frank, z drugiej strony, wykazuje, że ma wyrzuty sumienia i te go męczą. Dwukrotnie widzimy go w kościele, jakby tkwił na krawędzi modlitwy, czy też spowiedzi, szukając jakiegoś sensu swoich działań i życia, czegoś więcej niż władzy i kalkulacji. Odwiedzając kościół w odcinku trzydziestym, niczym w Państwie, Frank oznajmia kapłanowi, iż chce „zrozumieć, czym jest sprawiedliwość”. Nie podoba mu się odpowiedź, której udziela ksiądz, i natychmiast ją odrzuca, profanując krucyfiks. Mimo to pytanie to go prześladuje i nie odpuszcza. Można powiedzieć, iż słabością Franka (z punktu widzenia tyrana „idealnego”) jest, przynajmniej w części, to, iż jego natura jest nieodwołalnie poszukująca i filozoficzna — coś, co niektórzy komentatorzy powiedzieli o samym Trazymachu.

Ten ślad melancholii, którą Frank zaczyna przejawiać w sezonie trzecim, kieruje nas do przynajmniej jeszcze jednego powiązania pomiędzy serialem a Państwem. W księdze dziewiątej, kiedy Sokrates zbliża się do końca swojej obrony sprawiedliwości i uczciwego życia, jeszcze raz powraca do dyskusji o osobowości tyrana[14]. Jak się dowiadujemy, postać taka prowadzi najgorszy żywot z możliwych. Siłą napędową tyrana jest jego nieskończone pragnienie wywyższania się i pogoń za własnym dobrem. Nie może ufać nikomu i z nikim nie może nawiązać bliższych kontaktów. W końcu nawet najbliżsi mu ludzie oddalają się od niego. Żyje w izolacji, lękając się wyjścia poza mury pałacu. Ci, którzy pozostają u jego boku, to zaledwie pochlebcy czy nadskakiwacze. O tymże tyranie Sokrates mówi:

On musi być, a stać się musi dzięki temu, że panuje, jeszcze bardziej niż przedtem zazdrosny, nie budząc zaufania, niesprawiedliwy, niezdolny do przyjaźni, bezbożny i musi karmić i utrzymywać wszelkie zło, przez co wszystko i sam jest skrajnie nieszczęśliwy, a w następstwie wpędza w ten sam stan i swoje otoczenie[15].

Pod koniec trzeciego sezonu Franka opuszczają wszyscy ci, którzy byli jego najbliższymi partnerami czy sługami, włączając w to Claire. Underwood jawi się niemal żałośnie w swym osamotnieniu oraz w pogoni za władzą dla samego faktu jej posiadania. Jest opuszczony i samotny. Jak by powiedział to Sokrates, „prowadzi najgorszy z żywotów”.

Czy naprawdę możemy uniknąć sprawiedliwości?

Czy więc Frankowi może wszystko ujść na sucho? House of Cards jeszcze nie odpowiedział na to pytanie, lecz pod koniec trzeciego sezonu sprawy nie wyglądają kolorowo. Jeśli ostatni sezon będzie oparty na książce czy też na wersji brytyjskiej, nieuczciwość Franka nie zatriumfuje. Ci źli nie wygrają w dłuższym rozrachunku. Frank zostanie zdemaskowany i nie stanie się symbolem idealnej niesprawiedliwości. Hollywood zawsze opowiada historię w ten sposób: na końcu ten zły przegrywa, ale tylko dlatego, że został złapany (a w związku z tym tak naprawdę nie jest wyjątkowo zdolnym złoczyńcą).

Lecz problem ukazany przez cyniczną wizję polityki wykracza poza pytanie, czy Frankowi ujdzie wszystko na sucho, czy też nie. Problemem, z którym się spotykamy, z którym spotkały się postacie u Platona, a którego doświadczy zapewne i Frank, jest raczej pytanie: „Dlaczego w naszej wizji polityki winniśmy wybierać sprawiedliwość zamiast niesprawiedliwości?”. Innymi słowy, nawet jeśli złoczyńca wygra, chcemy wiedzieć, czy jego życie jest naprawdę najlepsze. Platon, w postaci Sokratesa, ostatecznie argumentuje, iż koniec końców nie ma ucieczki od nieuczciwości, ponieważ nieuczciwość w duszy (w prawdziwym ja) jest niczym choroba w ciele. Niesprawiedliwa osoba czuje się źle i nie potrafi ze sobą żyć. Łatwiej jest być człowiekiem uczciwym, o czystym sumieniu, ponieważ tylko w ten sposób nasze prawdziwe ja, nasza dusza, odnajdzie harmonię i równowagę. Z pewnością cynizm House of Cards, podobnie jak ten w Państwie, pozostawia nas bez odpowiedzi, czy powyższe jest prawdą. I z pewnością to kolejny powód, dla którego serial jest tak wybitną ekranizacją tego ponadczasowego problemu.

Przypisy

[1] Platon przedstawił swą filozofię w postaci serii dialogów, a Państwo uważane jest za jego największe osiągnięcie. Dialogi, w formie dramatu, oferują swój przekaz poprzez wymianę zdań i argumentów pomiędzy bohaterami. Główną postacią u Platona był jego nauczyciel Sokrates. W Państwie można przyjąć, iż słowa Sokratesa są tym, w co Platon osobiście wierzył. Przy omawianiu idei przedstawionych w dialogach bierze się pod uwagę, które osoby przedstawiają daną ideę. Trzeba jednak pamiętać, iż w tle zawsze jest autor, Platon. Użyte przez nas tłumaczenie to wersja Allana Blooma: Plato, The Republic, 2 wydanie (przekład wraz z komentarzami i interpretacją autorstwa Allana Blooma. Basic Books, Nowy Jork 1991). We wszystkich współczesnych tłumaczeniach przyjęto zwyczaj stosowania oryginalnej numeracji stron na marginesach. Przyjętym sposobem cytowania Platona jest odnoszenie się do tej numeracji. Z praktyki tej korzystamy i w tej książce. Polskie przekłady cytatów pochodzą z:Platon,Państwo, przekład Władysław Witwicki, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.

[2] Termin w języku greckim to dikaiosune. W języku angielskim brak słowa, które w pełni oddawałoby znaczenie w tłumaczeniu. Tradycyjnie w języku angielskim tłumaczono to na sprawiedliwość. Współczesnym może się to wydawać dziwne, ponieważ często utożsamiamy sprawiedliwość z instytucjami politycznymi czy społecznymi oraz z naszym stosunkiem do nich. Jednakże Platon, używając tego terminu, miał na myśli coś szerszego, jak moralność, rozróżnienie dobrego i złego czy cnota. To właśnie w tym moralnym znaczeniu, odnoszącym się do tego, co „właściwe”, „dobre” i „odpowiednie”, a co dotyczy zachowania danej osoby, rozumiemy sprawiedliwość w księgach I i II. W księdze III Platon przedstawia ważną analogię, łączącą sprawiedliwość na poziomie indywidualnego moralnego zachowania oraz sprawiedliwość na poziomie społeczeństwa. Mówi o sprawiedliwości w duszy każdego człowieka oraz o sprawiedliwości w mieście i społeczeństwie. Analogia ta to moment ważnej przemiany w księdze i jest niezbędna dla całości argumentacji.

[3]Państwo, sekcje 331 – 332.

[4] Tamże, sekcja 332d.

[5] Tamże, sekcja 336b.

[6] Tamże, sekcja 338c.

[7] Tamże, sekcja 343b.

[8] Tamże, sekcja 343d.

[9] Tamże, sekcja 348d.

[10] Podkreślenie przez autora.

[11]Państwo, sekcje 360e – 361e.

[12] Tamże, sekcja 361e – 362a.

[13] Tamże, sekcja 344 a.

[14] Tamże, sekcja 571 – 592.

[15] Tamże, sekcja 580a.

Rozdział 2. Między prawdą a pozorem

Sokrates i lekcje płynące z apartów[1] Francisa Underwooda

John Scott Gray

Pierwsze chwile House of Cards komunikują widzowi, iż ma do czynienia z innym rodzajem serialu. Po oddalających się dźwiękach piszczących opon i skomleniu potrąconego psa widzimy, jak Francis Underwood wyłania się ze swojego domu, by sprawdzić, co się stało. Po poleceniu ochroniarzowi, by poinformował właścicieli psa o zdarzeniu, zaczyna mówić. Do psa? Do siebie? Kiedy docierają do nas jego słowa o dwóch rodzajach bólu — tym, który nas wzmacnia, i tym, który jest bezcelowym cierpieniem — uświadamiamy sobie, że w jakiś sposób jesteśmy częścią tego, co widzimy na ekranie. Bohater spogląda w kamerę — bezpośrednio na nas — i wtedy doświadczamy pierwszego apartu Underwooda. Kiedy Frank oznajmia, iż nie ma cierpliwości dla zbędnych rzeczy, i zaczyna dusić psa, kończąc jego męki, uświadamiamy sobie, iż staniemy się częścią tego serialu i jego apartów. Mamy również wrażenie, że być może serial ten zasugeruje nasz współudział w przestępstwach głównego bohatera. Underwood robi to, co określa jako niezbędne i nieprzyjemne, a my w jakiś sposób wiemy, iż nie jest to jedyna nieprzyjemna rzecz, częścią której wkrótce się staniemy.

Różne formy przekazu wykorzystywały aparty, na przykład słynne dzieła Szekspira czy kilka filmów pełnometrażowych (włączając w to Wolny dzień Ferrisa Buellera). Możliwe jednak, iż House of Cards jest unikalny pod tym względem, ponieważ korzysta z apartów na przestrzeni kilku sezonów serialu dramatycznego, pozwalając nam wniknąć w umysł protagonisty w sposób, który oferuje nam filozoficzne lekcje.

Do kogo, cholera, mówisz?

Wielu krytyków telewizyjnych rozmawiało o sposobie, w jaki House of Cards, ze swoim podejściem „wszystko naraz”, może oznaczać odchodzenie od tradycyjnej telewizji na rzecz streamingu na żądanie, jeśli chodzi o świat rozrywki. Inni krytycy wskazywali na zaangażowanie wielkich hollywoodzkich gwiazd, włączając w to Davida Finchera jako reżysera i Kevina Spaceya oraz Robin Wright w rolach głównych, mówiąc o tym jako o oznace postępującego wzrostu wartości małego ekranu, stanowiącego ważny artystyczny środek przekazu. Serial zyskał sporo uznania, otrzymując nagrodę Peabody w 2014 roku. Opisywano przy tym granego przez Kevina Spaceya Franka Underwooda jako „przewodnika widzów po współczesnej polityce w stylu Machiavellego” i chwalono produkcję za „kształtowanie nowych możliwości opowiadania historii przez telewizję, jak również za przesycenie jej postaciami i zwrotami akcji mocno wyolbrzymionymi, a jednocześnie wcale nie odmiennymi od wieczornych wiadomości”[1].

Znaczna część zainteresowania serialem tyczyła się jednak apartów Underwooda. Jego praktyka burzenia czwartej ściany i jawnej, bezpośredniej interakcji z widzami przyciągnęła sporą uwagę, zarówno tę poważną, jak i humorystyczną, zaczynając od artykułu Mario Klarera w „New Review of Film and Television”, zatytułowanego Putting Television „Aside”: Novel Narration in House of Cards, a kończąc na występie Spaceya w czasie rozdania nagród Emmy 2013. Wtedy to, w czasie kłótni prowadzących na scenie o to, kto powinien prowadzić galę, siedzący wśród publiczności Spacey odwraca się do kamery, informując, jak to jemu zaoferowano poprowadzenie gali, a później zostawiono go na lodzie i zastąpiono „kimś bardziej lubianym”.

Prawdopodobnie najzabawniejszym odniesieniem do House of Cards i tamtejszych apartów było to w wykonaniu Julii Louis-Dreyfus, w czasie kolacji WHCA[2], gdzie zagrała swoją postać Seliny Meyer z serialu Figurantka u boku prawdziwego wiceprezydenta Joe Bidena. W ramach krótkiego filmu Louis-Dreyfus zwraca się do kamery, po czym, uosabiając niemal doskonale Franka Underwooda, oznajmia: „Tak, wszyscy możemy patrzeć bezpośrednio w kamerę, Kevin. Chodzi o to, że ty nie powinieneś”[2], nim przedstawia kilka spoilerów o House of Cards. Powtarzając zadawane przez wielu fanów pytanie, Biden pyta ją: „Do kogo, cholera, mówisz?”. Odnosząc się krytycznie do apartów, Kyle Smith z „New York Post” mówi o nich jako o „Hannibal-lekteryzmach adresowanych bezpośrednio do kamery”, dodając, iż „technika ta nie staje się nieznośna od razu — zajmuje to około 15 minut”[3].

Odłóżmy krytykę na bok. Uformowano kilka teorii na temat znaczenia apartów. Sam Spacey powiedział, że recytując treść apartów, kierował je do konkretnej osoby. „Zamiast myśleć, że mówię do niezliczonej ilości osób, mówiłem do mojego najlepszego przyjaciela (…), do osoby, której ufam bardziej niż komukolwiek innemu”[4]. Inni mówili, że aparty mają rolę pedagogiczną, stworzone zostały, by nauczać o sztuce polityki, „tak jakby [były spiker Izby Reprezentantów] Tip O’Neill przysiadł, by wytłumaczyć, iż cała polityka jest lokalna”[3], [5]. W tym kontekście wypowiedzi Franka przedstawiają nam jego polityczną strategię i pomagają zrozumieć sposoby, które umożliwiają mu kontrolowanie rozwijającej się sytuacji i radzenie sobie z przeciwnościami. Trzecia teoria sugeruje, iż aparty są techniką manipulacji widzem, ponieważ „aparty Franka nie tylko tłumaczą jego intrygi, ale kształtują również to, jak go postrzegamy i odbieramy. Bohater nie pozwala nam zapomnieć, iż Francis J. Underwood jest inteligentnym działaczem politycznym, wokół którego wszyscy tańczą”[6]. W tym rozumieniu Frank bawi się widzem w podobny sposób, w jaki bawi się innymi postaciami serialu, by osiągnąć swe cele.

Aparty z pewnością odgrywają ważną rolę w rozwoju narracji, kontynuując tradycję sięgającą aż do Szekspira. Ale rozdział ten skupi się raczej na pewnych lekcjach filozoficznych, w których możemy uczestniczyć, porównując adresowane do nas aparty Underwooda ze stwierdzeniami kierowanymi przez niego do innych bohaterów produkcji, gdy już odwróci się od prywatności kamery. W szczególności przeanalizujemy, jak Underwood i jego relacja z kamerą odnoszą się do naszego sposobu postrzegania jego zachowania i postawy na przestrzeni serialu.

Frank i pierścień Gygesa

Ukryte zamiary Underwooda ujawniane są poprzez aparty. To rozróżnienie pomiędzy faktycznym posiadaniem wiedzy a zaledwie przekonaniem, że się ją posiada, jest centralne dla całej filozofii platońskiej. Służy również za główny identyfikator różnic pomiędzy Sokratesem (nauczycielem Platona, będącym również główną postacią i inspiracją filozofii platońskiej) a jego arcywrogami, jakimi byli sofiści. Sofiści skupiali się na używaniu retorycznych sztuczek, by manipulować poglądami ludzi. Było to coś, co zarówno Sokrates, jak i Platon stanowczo odrzucili[7].

Filozoficzne teksty Platona oferują nam wiele lekcji filozofii Sokratesa. Jedna z tych lekcji, która dominuje w Państwie, odnosi się do rozróżnienia pomiędzy byciem a zaledwie wydawaniem się. Przykład otwierający tę dyskusję zaczyna się od pierścienia Gygesa — to mit opisujący magiczny pierścień dający niewidzialność temu, kto go nosi. Niewidzialność daje posiadaczowi pierścienia możliwość osiągnięcia każdego celu, z dodatkowym atutem, jakim jest sposobność wrobienia innych w przestępstwa, samemu pozostając na pozór niewinnym. Posiadacz pierścienia nie musi być człowiekiem uczciwym, wystarczy mu zaledwie reputacja sprawiedliwego. Jest to coś, czego ludzie zapewne pragną, ponieważ „samej sprawiedliwości nikt nie chwali, tylko każdy zachwala te dobre opinie, jakie za nią idą”[8]. Opowieść o pierścieniu Gygesa stawia pytanie: czy lepiej być dobrym człowiekiem, którego ludzie postrzegają jako złego, czy też lepiej być złym człowiekiem, którego ludzie postrzegają jako dobrego? Czy lepiej na co dzień być naprawdę dobrym i sprawiedliwym, czy też lepiej zaledwie się takim wydawać i cieszyć się owocami nieuczciwego życia? Pytanie to przewija się przez resztę Państwa, kiedy to Sokrates rozmawia z towarzyszami o tym, jak najlepiej zrozumieć naturę sprawiedliwości. Szczegóły tej dyskusji nie są istotne dla tego rozdziału. Ważne jest rozróżnienie pomiędzy byciem a wydawaniem się, ponieważ ukazuje to konflikt, którego każdy z nas doświadcza w codziennym życiu. Każdy z nas przecież pragnie pokazać światu osobowość, która będzie akceptowana, szanowana i popularna. To pragnienie każdego z nas, które manifestujemy na różne sposoby, od sposobu ubierania się po wpisy na Facebooku.

Frank Underwood ilustruje tę dychotomię. Jego działania wydają się motywowane przez jedną stronę, ale jego aparty ukazują drugą, głębszą i prawdziwszą motywację. Jako polityk Underwood zdaje się przywiązywać dużą wagę do tego, by być postrzegany jako człowiek u steru, nawet wtedy, kiedy przyznaje się widzom do swojej niepewności, słabości czy świadomości ryzyka, które podejmuje. Wczesnym przykładem w serialu jest moment, kiedy Underwood manipuluje rzecznikiem prasowym Białego Domu czy kiedy próbuje skłonić wiceprezydenta do wyścigu o fotel gubernatora Pensylwanii. Obawy Franka o to, w jaki sposób jest postrzegany, obserwujemy również wtedy, kiedy rusza do domu, do Południowej Karoliny, by rozwiązać kwestię wypadku samochodowego w Gaffney. Sposób postrzegania przez społeczeństwo jest niczym powietrze, którym Underwood i inni politycy oddychają. Filozoficznie zaś ważniejsze jest to, do jakiego stopnia Underwood odpowiada na pytanie rzucone przez pierścień Gygesa. Na razie bowiem House of Cards pokazuje nam, że lepiej jest być tym złym, który tylko wydaje się dobry. Frank cieszy się zepsuciem, będącym elementem życia poza okowami moralności (zdrada partnerki, korupcja czy morderstwo), a mimo to wciąż wygrywa.

Frank i życie cnotliwe

Według Platona życie oparte na opinii społeczeństwa bywa szkodliwe, ponieważ sprawia, że człowiek podlega humorom niedoinformowanej populacji. Znany jest sąd nad Sokratesem w Atenach, kiedy to filozofa oskarżono o bezbożność i zgorszenie młodych, a następnie skazano na śmierć. Oczekującego na egzekucję Sokratesa uwięziono, a jego przyjaciel Kriton planował go uwolnić zza krat. Kriton obawiał się, że jeśli nie spróbuje uwolnić i uratować przyjaciela, ludzie powiedzą, iż miał sposobność, a jednak nic nie uczynił. Sokrates odpowiada: „Ale cóż wam tak, poczciwy Kritonie, zależy na opinii szerokich kół? (…) Ani mądrym człowieka nie zrobią, ani głupim; ot, robią to, co im się trafi”[9]. W ramach swojej obrony w czasie sądu Sokrates porusza ten temat ponownie, mówiąc o tym, że wiedzę posiada mędrzec, nie zaś niewyedukowana większość.

Prawdziwym problemem z wiedzą, według Platona, jest to, iż wielu ludzi twierdzi, że ją posiada, a jednak tak naprawdę jest to rzadko spotykana cecha. Wyrocznia delficka oznajmiła Sokratesowi, iż nie ma osoby mądrzejszej od niego, lecz Sokrates nie był w stanie tego zaakceptować. Dlatego sprawdzał innych pod kątem mądrości, tylko po to, by doznawać kolejnych zawodów: „Od tego człowieka jestem mądrzejszy. Bo z nas dwóch żaden, zdaje się, nie wie nic o tym, co piękne i dobre, ale jemu się zdaje, że coś wie, choć nic nie wie, a ja, jak nic nie wiem, tak mi się nawet nie zdaje. Więc może o tę właśnie odrobinę jestem od niego mądrzejszy, że jak czego nie wiem, to nie myślę, że wiem”[10]. W czasie sądu Sokrates karci obywateli Aten, „miasta tak wielkiego i tak sławnego z mądrości i siły”, że zamiast dbać o mądrość i prawdę, łakną tylko pieniędzy, opinii i pustych zaszczytów[11]. Mieszkańcy Aten zdają się otumanieni, a Sokrates wierzy, że został tam umieszczony przez boską siłę, by pomóc im się obudzić i przemyśleć egzystencję. Takie przewartościowanie zakładało prowadzenie życia, które Platon i Sokrates określali cnotliwym — osiąganym przez zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi. Odpowiedzi, których szukano, nie były zaledwie tymi, które brzmiały poprawnie, wygodnie czy odpowiednio, ale tymi, które były prawdziwe. Wiedza jest więc prawdziwą wiarą, usprawiedliwianą przez proces ciągłej analizy — nie zaś zaledwie wygodnym humorem.

W przeciwieństwie do Sokratesa Frank Underwood nie wiedzie życia cnotliwego. Pędzi do przodu, wzmacniając władzę i potęgę, lecz dokąd go to prowadzi? Motywacje i cele nie są raczej poruszane w rozmowach, więc widz jest pozostawiony z obrazem Franka jako człowieka tkającego intrygi, szalejącego za władzą polityka, który zapomniał, dlaczego w ogóle pragnął władzy, nie wspominając o jej zyskaniu. Kiedy Frank zostaje nominowany na wiceprezydenta, komentuje, że są dwa rodzaje osób na tym stanowisku: naiwniacy i drapieżcy. Twierdzi, że jest tym drugim, lecz w gruncie rzeczy Underwood wydaje się słoniem w składzie porcelany, nieprzejmującym się zniszczeniami, których dokonuje wokół.

Aparty bohatera mogą nie ukazywać analizy jego motywów, ale z pewnością wciągają widza. Kształtują osobistą relację pomiędzy nim a Underwoodem. W apartach widzimy jego prawdziwe ja i możemy je porównać z tym Frankiem, którego widzimy w stosunku do innych bohaterów. Co ta nasza relacja z Frankiem i stopień tego, czy mu kibicujemy czy też nie, mówią o nas samych? Bez apartów wciąż bylibyśmy świadkami jego złych czynów (zabicie Russo, zabicie Zoe Barnes, nadużycia finansowe FEMA, by ufundować America Works). Lecz dzięki apartom dostrzegamy, że jego czyny nie są zbrodniami w afekcie, a działaniami z pełną premedytacją.

Wątek ustawy o edukacji obrazuje tendencję Underwooda do mówienia jednej rzeczy, a robienia drugiej. Biały Dom prosi Franka, by pomógł przegłosować ustawę przez Kongres w ciągu pierwszych stu dni pracy nowego prezydenta, choć prace nad samą ustawą, ku niezadowoleniu Underwooda, zostają powierzone Donaldowi Blythe’owi. Underwood wykorzystuje swoje znajomości i doprowadza do wycieku wczesnego szkicu ustawy do prasy, co wywołuje falę krytyki skierowanej przeciwko rządowi. Kiedy Frank i Blythe spotykają się, by omówić swoją reakcję, Underwood oferuje, że sam stawi czoło prasie. To w tym momencie Frank zwraca się do kamery, mimiką twarzy oznajmiając nam, że wszystko toczy się po jego myśli. Frank powiedział Blythe’owi w twarz, że jest po jego stronie. Potwierdzi, iż Blythe „był kluczowy dla tego zadania”. Ale dzięki apartowi poznajemy prawdę, kiedy Frank mówi nam: „To, czego pragnie męczennik bardziej niż czegokolwiek, to miecza, na który mógłby się rzucić. Ostrzysz więc klingę, trzymasz pod odpowiednim kątem, a potem już tylko trzy, dwa, jeden”. Blythe proponuje, że weźmie na siebie cios i zostawi całą ustawę w rękach Underwooda. Nie jest świadomy tego, iż Frank już wtedy miał w pokoju obok sześciu ludzi pracujących nad nową wersją ustawy. By złagodzić cios, Frank pyta Blythe’a: „Czy wciąż mogę się do ciebie zwracać po porady?”. Oczywiście, od samego początku planem Underwooda było pozbycie się Blythe’a, dzięki czemu bohater mógł zebrać laury w całości, jeśli ustawa okazałaby się sukcesem. Underwood okazuje troskę, współczucie i szacunek, rozmawiając z Blythe’em, a jednocześnie pozwala, by jego pogarda dla niego i jego pomysłu była jawna w apartach.

Skłonność Franka do mówienia jednej rzeczy w zwykłej rozmowie i zupełnie czegoś innego w apartach uwydatnia się jeszcze bardziej w drugim sezonie. „Rozdział 23” ukazuje spotkanie Underwooda z prezydentem w celu przedyskutowania, czy administracja powinna zatrudnić specjalnego prokuratora w celu zbadania skandalu z datkami politycznymi i praniem brudnych pieniędzy. Underwood oraz prawnik prezydenta kwestionują tę możliwość, a Frank nawet próbuje przekonać prezydenta, by ten poczekał kilka tygodni, lub chociaż kilka dni, nim głowa państwa podejmie decyzję. Prezydent Walker nie chce czekać, bo skandal może rozrosnąć się w świadomości opinii publicznej. Oczekiwanie mogłoby sugerować politykę reaktywną, a nie pro-aktywną. Underwood stwierdza zaś, iż natychmiastowe działanie może „wydać się działaniem obronnym, jak u człowieka winnego, który wykrzykuje swą niewinność, zanim ktokolwiek o cokolwiek zapyta”. Prezydent naciska, bowiem podjął już w tej sprawie decyzję i sugeruje swojego kandydata do roli specjalnego prokuratora.

W tym momencie Underwood odwraca się do widza i oznajmia: „Jedyną rzeczą bardziej satysfakcjonującą od przekonania kogoś do swojej racji jest celowe nieprzekonanie tej osoby. To jak znak zakazujący wejścia. Aż błaga cię, by przejść przez drzwi”. Okazuje się, że Underwood tak naprawdę chce powołania specjalnego prokuratora, po części po to, by podkopać pozycję prezydenta. W kilku kolejnych odcinkach sytuacja rozwinie się do stanu oskarżenia, z Frankiem działającym za kulisami celem pchnięcia procesu do przodu. Underwood dociera nawet do Jackie Sharp, pełniącej rolę whipa Większości[4] (stanowisko wcześniej zajmowane przez Franka), która zawdzięcza swe stanowisko właśnie poprzednikowi i jego zagrywkom politycznym. Kiedy Underwood sugeruje, że Sharp powinna aktywnie uczestniczyć w całej sytuacji, ta oznajmia, iż uczynienie tego to czyn zaledwie o krok od zdrady. Na to Frank odpowiada: „O krok od zdrady, przecież to właśnie polityka”. Dzięki apartom o rozwijającym się buncie wiemy jednak szybciej niż sama Sharp. Wiemy również, iż Underwood gotów jest poświęcić także i kobietę, nie przejmując się, jak wydarzenia mogą wpłynąć na jej karierę polityczną. Gotowość Franka do użycia Sharp ciągnie się dalej w trzecim sezonie, kiedy nakłania ją do kandydowania na fotel prezydencki, zmniejszając tym samym poparcie dla Dunbar w zamian za przyszłą pozycję wiceprezydenta dla siebie. W końcu Sharp uświadamia sobie, że jest manipulowana, i sprzymierza się z Dunbar, niemal podając jej na tacy Iowa caucus[5].

Na początku trzeciego sezonu Underwood, mierząc się z opozycją, oznajmia liderom partii, że nie będzie starał się o reelekcję. Odwraca się do widzów i mówi: „Słuchajcie, oni myślą, że brzmi to zbyt dobrze, żeby było prawdziwe. I tak faktycznie jest”. W ten sposób próbuje przehandlować swoje wycofanie z reelekcji na rzecz programu America Works. Liderzy partii się sprzeciwiają, ale Underwood mówi im otwarcie: „Myślcie o przyszłości. (…) Przedstawcie mój program w Kongresie, a jeśli tam umrze, niech tak będzie. Ale chcę, żebyśmy, kurwa, spróbowali. Jestem gotów zrezygnować ze stanowiska. Zaproponujcie kompromis”.

Pobawić się prezydentem, pobawić się w prezydenta

Jako wiceprezydent w drugim sezonie Frank manipuluje najpotężniejszym człowiekiem na świecie, kiedy sugeruje, iż administracja okaże niespotykaną wcześniej otwartość, godząc się na upublicznienie ich spisu podróży, traktując to jako „gest współpracy”. Widz już wie, iż prezydent wraz z żoną, za namową Underwooda, uczestniczą w terapii małżeńskiej. Kiedy prezydent próbuje się wycofać z upublicznienia spisu podróży, nie chcąc, by ktokolwiek rozgrzebywał jego wzloty i upadki, Underwood odwraca się do kamery, mówiąc: „Boi się o swoją terapię małżeńską, słusznie”. Kiedy słowa te rozbrzmiewają w naszych uszach, Frank zwraca się do prezydenta: „Jeśli martwi się pan o pańską terapię małżeńską, to niepotrzebnie”.

Komicy i komentatorzy od dawien dawna podkreślali, iż głupotą jest ufanie politykom. Stary żart brzmi: „Jak można poznać, że polityk kłamie? Porusza ustami”. W Księciu Niccolò Machiavelli (1469 – 1527) mówi, jak ważne jest, aby przywódca jawił się silnym, nawet wtedy, kiedy taki nie jest. Machiavelli jest doskonale świadomy rozróżnienia pomiędzy byciem kimś a stwarzaniem pozorów bycia kimś, ponieważ rozwodzi się nad koniecznością stosowania podstępu, jako elementu władzy pomyślnego dla władcy. Mówi: „(…) mądry pan nie może ani nie powinien dotrzymywać wiary, jeśli takie dotrzymywanie przynosi mu szkodę, (...) lecz konieczne jest umieć dobrze tę naturę upiększać i być dobrym kłamcą i obłudnikiem”[12]. Ta dwustronna filozofia polityczna, w której obiecuje się jedno, a czyni drugie, kiedy tylko służy to własnym interesom, zdaje się namacalna u Underwooda. To cecha, którą Sokrates z pewnością by krytykował.

W Obronie Sokratesa bohater oznajmia, iż jest świadomy swej ignorancji oraz że centralnym problemem, obecnym u wielu ludzi, jest niedostrzeganie swych wad. Zarozumiałość Franka demonstruje pewność siebie, która może być niezbędnym wymogiem dla stanowiska publicznego, ale z perspektywy Sokratesa stanowi też potencjalną słabość. Kiedy widzimy, jak Underwood manipuluje sytuacją, by wzmocnić swoją pozycję polityczną, widzowie zastanawiają się, co Frankowi umyka. Co takiego sprawi, iż przypomni sobie o pokorze? Choć Underwood twierdzi, że jest tylko jedna zasada — „Jesteś zwierzyną albo łowcą” — jego aparty sugerują, iż być może jest jednak zbyt pewny siebie.

Kiedy sezon drugi zbliża się do końca, podwójne życie Underwooda zostaje obnażone w liście do prezydenta Walkera, w którym Frank przekonuje do odwołania Raymonda Tuska, zanim nastąpi przesłuchanie przed Komisją ds. Sądownictwa przy Izbie Reprezentantów w związku ze spiskiem dotyczącym prania pieniędzy z udziałem Chińczyków. List został napisany wkrótce po tym, jak Claire przekonuje męża, by ten uwiódł Walkera, by „wyrwał sobie serce i dostarczył mu je wprost do jego pieprzonych rąk”. W ciągu kolejnych sześciu minut Underwood zmyślnie rzeźbi swe dzieło, do tego stopnia, że odkłada pióro, z którym zaczął, decydując się na napisanie listu na zabytkowej maszynie otrzymanej od ojca. Mówi, że napisał na niej zaledwie jeden list, a ten go nie zawiódł. Odwraca się do kamery i oznajmia: „Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedzie”[13]. Kolejne momenty odcinka wydają się półapartami, kiedy to list jest odczytywany dla naszej uciechy, a odczytywanie drugiej połowy przenosi nas do Walkera w Camp David, zapoznającego się z treścią podczas przechadzki po lesie.

List okaże się owocny, przygotowując grunt pod upadek Walkera, jednakże list sam w sobie daje nam wgląd w osobowość Underwooda. Bogaty i pełen przepychu, stosujący wybitne gesty i narzędzia retoryczne, by manipulować sytuacją. Niczym sztuka na scenie, list rozpoczyna się słowami ojca Underwooda, towarzyszącymi przekazaniu maszyny do pisania: „Ten Underwood zbudował imperium. (…) Teraz ty idź i zbuduj swoje”. Frank przyznaje, iż ta rada ojca motywowała go do stania się człowiekiem, którym się stał. Następnie bohater ustosunkowuje się do słów Walkera z wcześniejszej konfrontacji — twierdząc, iż nie chce niszczyć prezydenta (choć w rzeczywistości jak najbardziej chce), nie chce również rzucać mu wyzwania w kolejnych wyborach. Przyznaje, iż pragnie dla siebie prezydentury (coś, do czego jego działania doprowadzą pod koniec odcinka). Przyznaje, iż pożąda prezydenckiego biurka, ale wszystko to czyni nie bardziej niż każdy inny polityk.

Widzimy, jak Underwood zdradza odpowiednią ilość prawdy, która wystarczy, by omamić Walkera i odzyskać jego zaufanie. Opowiada, jak wpadł kiedyś na swojego ojca w stodole, mając trzynaście lat. Ojciec trzymał broń przystawioną do głowy, nie mogąc pociągnąć za spust. Poprosił więc Francisa, by ten pociągnął za spust za niego — późniejszy Frank żałował, że tego nie zrobił. Underwood twierdzi, że chce uchronić prezydenta przed decyzją, czy pociągnąć za spust, w zamian oferując mu zeznanie na piśmie, w którym Frank bierze całą odpowiedzialność za aferę na siebie. Oczywiście, nie wystarczy to, by zdjąć Walkerowi ciężar z serca, ponieważ wciąż musi zdecydować, czy odwołać Tuska, z którym zawarł tajną umowę celem wrobienia Underwooda w czasie zeznań przed komisją. Taktyka ta przypomina nam sposób, w jaki Frank potraktował Donalda Blythe’a czy rodziców dziewczyny zabitej przy wieży w Gaffney (w tym przypadku zaoferował zrezygnowanie ze stanowiska). Frank przysięga, że jego jedynym celem jest walczyć u boku prezydenta, lecz dzięki apartom wiemy, że sytuacja wygląda inaczej. We wszystkich trzech przypadkach mówi jedno, ale w apartach oznajmia coś zupełnie przeciwnego. W sezonie trzecim otwarcie przyznaje widzom, że czuje się w porządku ze swoimi kłamstwami. Mówi: „Wyobraźnia sama w sobie jest odwagą”.

Praktyka politycznej manipulacji ponownie kieruje nas do Sokratesa oraz do problemów pojawiających się, gdy próbujemy sfałszować wiedzę, której nie posiadamy. Sofiści pełnili rolę nauczycieli, gotowych podzielić się wiedzą o retoryce z tymi, którzy byli gotowi płacić. By ukazać swe możliwości, często prowadzili debaty, w których ukazywali obydwie strony dyskusji jako równie przekonujące. Zdolność manipulowania opinią omówiona jest w dialogu Platona, Gorgiaszu. Sofista Gorgiasz twierdził, iż retoryka jest największym z dóbr, ponieważ daje człowiekowi władzę nad innymi oraz zdolność przekonywania „słowami sędziów w sądach, członków rady w czasie narad, ludu na zgromadzeniach ludowych lub wszystkich innych zgromadzeniach obywateli...”[14]. W dialogu tym twierdzenie to spotyka się z dyskusją na temat tego, jak wiedza różni się od przekonania, oraz ze stwierdzeniem, iż retoryka naucza tego ostatniego, ale nie tego pierwszego.

Ponieważ retoryka po prostu tworzy przekonanie (które, co oczywiste, może być zarówno prawdziwe, jak i fałszywe), nie przejmuje się faktami, ponieważ „retoryce nie jest potrzebna wiedza o tym, jak się rzeczy mają w rzeczywistości; wystarczy jej pewien rodzaj perswazji, którą wynalazła, by wyglądać w oczach ignorantów na bardziej uczoną niż uczeni”[15]. Ponieważ retoryka oszukuje ignoranta, Sokrates określa ją brzydką i spaczoną formą polityki, która jest bez wątpienia powiązana z tyranem. W opozycji do większości polityków, zainteresowanych zaledwie zdobywaniem władzy, Platon przedstawia prawdziwego polityka, którego interesuje uczynienie życia innych lepszym i bardziej cnotliwym[16]. Co oczywiste, Underwood nie wygrałby z Platonem.

Prawdziwe problemy

Chociaż wątki w House of Cards mogą mieć charakter fikcyjny, ukazane przez nie problemy są prawdziwe. Problemy Underwooda z pewnością nie należą tylko do niego i z pewnością nie są zarezerwowane tylko dla ludzi u władzy czy dla polityków. Wszyscy do pewnego stopnia winni jesteśmy manipulowania innymi ludźmi i sytuacjami na rzecz tego, jak nas postrzega otoczenie. Mimo to powinniśmy się zastanowić, czy polityka musi opierać się na czyichś interesach. Czy nasz system polityczny nie mógłby pójść w innym kierunku? Kiedy Underwood zostaje zaprzysiężony na wiceprezydenta, oznajmia nam na boku: „Demokracja jest taka przereklamowana”. Być może jest to prawda, ale czy istnieje alternatywa?

[1] Apart — w dramacie forma wygłaszanego przez bohatera monologu, skierowanego do publiczności, niesłyszalnego dla innych postaci dramatu — przyp. tłum.

[2] WHCA — White House Correspondents’ Association — organizacja reporterów i dziennikarzy, skupiających się na działalności prezydenta i Białego Domu w USA. White House Correspondents’ Dinner to doroczna uroczysta kolacja, w której uczestniczą dziennikarze, przedstawiciele świata polityki, celebryci oraz prezydent Stanów Zjednoczonych wraz z rodziną — przyp. tłum.

[3]All politics is local — sformułowanie często stosowane przez spikera Izby Reprezentantów Tipa O’Neilla, działającego na przełomie lat 70. i 90. Ogólnie ujmując, odnosi się do działań politycznych na poziomie lokalnym (na przykład w małych miasteczkach czy regionach), które stanowią podstawę dużej polityki ogólnokrajowej — przyp. tłum.

[4] Whip to funkcja w partii politycznej w USA. Jest osobą odpowiedzialną za dyscyplinę wewnętrzną, pod którą rozumiemy na przykład upewnienie się, że wszyscy członkowie partii obecni są na ważnych głosowaniach — przyp. tłum.

[5] Pierwszy etap w wyborach prezydenckich w USA, kiedy to główne partie, Republikańska i Demokratyczna, wybierają kandydatów do wyborów na urząd prezydenta — przyp. tłum.

Przypisy

[1] Zobacz, http://www.peabodyawards.com/award-profile/house-of-cards-netflix (dostęp on-line 22 marca 2017).

[2] Zobacz, https://www.youtube.com/watch?v=da5tjfpKyac (dostęp on-line 22 marca 2017).

[3] Kyle Smith, Will You Watch Kevin Space be Vicious on Your iPad?, „New York Post”, 31 stycznia 2013. http://nypost.com/2013/01/31/will-you-watch-kevin-spacey-be-vicious-on-your-ipad/ (dostęp on-line 22 marca 2017).

[4] Tim Mollory, „»House of Cards«: Who Kevin Spacey Is Talking to When He Talks to the Camera”, TheWrap.com, 5 lutego 2014. http://www.thewrap.com/house-cards-kevin-spacey-talking-talks-camera/ (dostęp on-line 22 marca 2017).

[5] Zach Seward, „House of Cards’s Fourth Wall”, Medium.com, 10 lutego 2013. https://medium.com/@zseward/house-of-cardss-fourth-wall-b54a60143519 (dostęp on-line 22 marca 2017).

[6] Tamże.

[7] Badacze debatują, które elementy filozofii Platona pochodzą od Sokratesa, a które są oryginalnymi myślami Platona. Rozdział ten nie uczestniczy w tej debacie. Zamiast tego, w celu uproszczenia, traktuje te poglądy jako wspólną całość.

[8] Platon, Państwo, przekład Władysław Witwicki, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.

[9] Platon, Kriton w: Obrona Sokratesa,Kriton,Uczta, przekład Władysław Witwicki, Hachette, Warszawa 2008, sekcja 44c – d.

[10] Platon, Obrona Sokratesa, w: Obrona Sokratesa,Kriton,Uczta, przekład Władysław Witwicki, Hachette, Warszawa 2008, sekcja 21d.

[11] Tamże, 29e.

[12] Niccolò Machiavelli, Książę, przekład Czesław Nanke, Hachette, Warszawa 2009, s. 122.

[13] Jak na ironię, kolejny list, który wychodzi z tej maszyny, odnosi się do żołnierzy zabitych w operacji w Dolinie Jordanu przeciwko Rosji i tym samym może być przyczyną zguby w przyszłości, ponieważ kłamie, że śmierć nastąpiła w czasie ćwiczeń.

[14] Platon. Gorgiasz,Menon, przekład Paweł Siwek, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1991, sekcja 452.

[15] Tamże, sekcja 459.

[16] Temat ten omówiony jest w: James A. Arieti, Interpreting Plato: The Dialogues as Drama. Wyd. Rowman & Littlefield, Savage 1991.

Część II

Marząc o możliwościach. Amerykańskie ideały w House of Cards

Rozdział 3. Underwood burzy sen o idealnym społeczeństwie

James Brian Kogelmann