11 zasad jak być lubianym - Michelle Tillis Lederman - ebook

11 zasad jak być lubianym ebook

Michelle Tillis Lederman

3,7

Opis

Lektura obowiązkowa dla wszystkich zainteresowanych tym, jak skutecznie wykorzystać sieć znajomych… będąc po prostu sobą.

– Tiffany Dufu, prezeska, The White House Project

Cóż mogę powiedzieć – po prostu niezwykle podoba mi się ta książka. Spostrzeżenia, koncepcje i złote myśli Lederman musi poznać każdy, kto wspina się po drabinie sukcesu w biznesie i w życiu.

— George C. Fraser, autor CLICK: Ten Truths of Building Extraordinary Relationships

Wszyscy wiemy, że nawiązywanie kontaktów jest bardzo ważne, by osiągnąć sukces, ale metody ich nawiązywania, o których zwykle czytamy, wymagają wiele pracy – i wydają się takie wymuszone! Czyż nie byłoby wspaniale, gdybyśmy umieli zawierać znajomości bardziej swobodnie i naturalnie?

Książka Lederman pokazuje nowy, bezbolesny sposób nawiązywania kontaktów, oparty na jednej prostej prawdzie: najchętniej robimy interesy z tymi, których lubimy. Z tej inspirującej książki dowiecie się, jak odkryć i uwydatnić swoje najbardziej sympatyczne cechy oraz między innymi w jaki sposób:

  • zacząć rozmowę i swobodnie ją prowadzić
  • nie tworzyć wrażenia, że manipulujemy i myślimy głównie o własnym interesie
  • przemienić znajomych w przyjaciół
  • modyfikować własny styl komunikacji, aby wchodzić w interesujące relacje z różnymi ludźmi
  • pozostać w dobrej pamięci ludzi długo po pierwszym spotkaniu.

Ta ważna, ale też bardzo praktyczna książka, oparta na życiowych doświadczeniach i zawierająca wiele praktycznych ćwiczeń, pomoże wam ujawnić wszystkie cechy, dzięki którym możecie być lubiani – i podsunie łatwe oraz wygodne metody nawiązywania szczerych i sympatycznych kontaktów, które są korzystne dla was i wszystkich zainteresowanych.

Tworzenie relacji to podstawa sukcesu. A kiedy odkryjecie 11 zasad jak być lubianym, wasza droga do sukcesu w dowolnej dziedzinie będzie krótsza i przyjemniejsza, niż moglibyście sobie wyobrazić.

O autorce:

Michelle Tillis Lederman jest założycielką i dyrektorką naczelną firmy Executive Essentials, która opracowuje zindywidualizowane programy do nauki komunikacji i przywództwa. Lederman wykłada w Stern School of Business przy Uniwersytecie Nowojorskim i należy do zarządu American Management Association. Zgodnie ze swoim przekonaniem, że źródłem autentycznych wyników są autentyczne więzi, Lederman specjalizuje się w uczeniu ludzi, jak się komunikować, żeby nawiązywać kontakty. Prowadziła międzynarodowe szkolenia dla pracowników firm z listy Fortune 500, organizacji non profit i wyższych uczelni. Jest absolwentką Lehigh University i Columbia Business School, mieszka w South Orange w stanie New Jersey.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (9 ocen)
2
3
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Marlena202020

Nie oderwiesz się od lektury

interesujące podejście które można wykorzystać w życiu. warto przeczytać i wyciągnąć refleksje
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: The 11 laws of li­ka­bi­lity. Re­la­tion­ship ne­twor­king... be­cause pe­ople do bu­si­ness with pe­ople they like
Prze­kład: Wła­dy­sław Je­żew­ski
Pro­jekt okładki: Ma­ria Ko­wal­czyk
Zdję­cie na czwar­tej stro­nie okładki: Chuck Pal­mi­sano, Char­les An­thony Stu­dio
Re­dak­cja i opra­co­wa­nie in­deksu: Ja­cek Ko­wal­czyk
Ko­rekta: Zo­fia Ko­zik
© 2012 Mi­chelle Til­lis Le­der­man All ri­ghts re­se­rved.
Pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Har­per­Col­lins Fo­cus, LLC
Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKA War­szawa 2023
Wszel­kie prawa, łącz­nie z pra­wem do re­pro­duk­cji tek­stów w ca­ło­ści lub w czę­ści w ja­kiej­kol­wiek for­mie – za­strze­żone.
Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKAwy­daw­nic­two@stu­dio­emka.com.pl
www.stu­dio­emka.com.pl
ISBN 978-83-67107-71-6
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Re­cen­zje z 11 za­sad jak być lu­bia­nym

Ze­wsząd sły­szymy tylko o tym, co po­win­ni­śmy zdo­być, aby osią­gnąć suk­ces, tym­cza­sem Mi­chelle Le­der­man wresz­cie uczy nas, że mamy już wszystko, co po­trzebne, żeby na­wią­zać więź z in­nymi. Lek­tura obo­wiąz­kowa dla wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych tym, jak sku­tecz­nie wy­ko­rzy­stać sieć zna­jo­mych... bę­dąc po pro­stu sobą.

Tif­fany Dufu, pre­ze­ska, The White Ho­use Pro­ject

Cóż mogę po­wie­dzieć – po pro­stu nie­zwy­kle po­doba mi się ta książka. Nie mo­głem się od niej ode­rwać. Spo­strze­że­nia, kon­cep­cje i złote my­śli Le­der­man musi po­znać każdy, kto wspina się po dra­bi­nie suk­cesu w biz­ne­sie i w ży­ciu. Trudno o książkę, która traf­niej i do­bit­niej mówi o zna­cze­niu i po­tę­dze re­la­cji z ludźmi w na­szym ży­ciu i po­ka­zuje, jak za­wie­rać przy­jaź­nie do gro­bo­wej de­ski. Dzię­kuję, Mi­chelle, że da­łaś nam tę ważną i bar­dzo ak­tu­alną książkę. To praw­dziwa pe­rełka.

Geo­rge C. Fra­ser, au­tor CLICK: Ten Tru­ths of Bu­il­ding Extra­or­di­nary Re­la­tion­ships

„Sym­pa­tycz­ność” to po­tężny i czę­sto nie­uchwytny czyn­nik wpływu, jaki wy­wie­ramy na in­nych. Mi­chelle Le­der­man po­ka­zuje, że fe­no­men ten można roz­ło­żyć na czyn­niki pierw­sze i do­głęb­nie zba­dać. Wy­ni­kają stąd ważne wnio­ski za­równo dla or­ga­ni­za­cji, jak dla zwy­kłych lu­dzi.

Irv Schen­kler, pro­fe­sor za­rzą­dza­nia ko­mu­ni­ka­cją; dy­rek­tor pro­gramu za­rzą­dza­nia ko­mu­ni­ka­cją w Stern School of Bu­si­ness, New York Uni­ver­sity

Zaj­mu­jąca, do­cie­kliwa i bar­dzo po­ży­teczna książka Le­der­man to lek­tura obo­wiąz­kowa dla pra­cu­ją­cych mam, chcą­cych po­sze­rzyć swój krąg zna­jo­mych i zdo­być no­wych sprzy­mie­rzeń­ców. I nie oszu­kujmy się, któż nie sko­rzy­stałby ze wska­zó­wek, w jaki spo­sób naj­le­piej za­gaić roz­mowę? Mi­chelle Le­der­man za­czyna od przy­go­to­wań, które na­leży pod­jąć jesz­cze przed roz­mową, pro­wa­dzi nas przez ko­lejne etapy roz­mowy, a po­tem wska­zuje, jak umac­niać re­la­cję, którą na­wią­za­li­śmy pod­czas roz­mowy. Jej me­toda jest nie­za­wodna.

Su­zanne Riss, re­dak­tor na­czelna pi­sma „Wor­king Mo­ther”

Pro­gramy tra­dy­cyj­nych stu­diów biz­ne­so­wych nie za­wie­rają wielu ele­men­tów po­trzeb­nych do tego, aby na­sza edu­ka­cja była kom­pletna. Naj­więk­sze suk­cesy od­no­szą ci ab­sol­wenci, któ­rzy opa­no­wali sztukę na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów. Pod­stawy tej sztuki są ja­sno i in­te­li­gent­nie wy­ło­żone w tej książce. To wię­cej niż prze­wod­nik po świe­cie kon­tak­tów biz­ne­so­wych; może śmiało słu­żyć za prze­pis na suk­ces w pracy i w ży­ciu.

Joan De­Sa­lva­tore, dy­rek­tor na­czelna Col­lege Bo­und Ad­vi­sing To­day; była pro­dzie­kan Co­lum­bia Bu­si­ness School i Col­lege of Bu­si­ness and Eco­no­mics na Le­high Uni­ver­sity

Pędź­cie po tę książkę! Mi­chelle Til­lis Le­der­man po­daje w niej mnó­stwo świet­nych po­my­słów na to, jak bu­do­wać i pod­trzy­my­wać ważne z za­wo­do­wego punktu wi­dze­nia re­la­cje – od kon­taktu do więzi.

Ann De­ma­rais, współ­au­torka książki Pierw­sze wra­że­nie: jak nas wi­dzą inni

Na­sze ży­cie za­wo­dowe naj­czę­ściej kręci się wo­kół re­la­cji: z klien­tami, z sze­fami, ko­le­gami z pracy itd. Mi­chelle Le­der­man uczy au­to­re­flek­sji, która po­maga za­na­li­zo­wać i ob­ja­śnić naj­przy­dat­niej­sze na­rzę­dzie, ja­kim dys­po­nu­jemy: na­sze au­ten­tyczne ja. Au­torka po­ka­zuje, że mamy już to, czego po­trze­bu­jemy – mu­simy tylko zdać so­bie z tego sprawę.

Sha­ron Gala, spe­cja­listka od za­rzą­dza­nia port­fe­lami in­we­sty­cyj­nymi; pre­ze­ska Me­tLife Wo­men’s In­ve­st­ment Ne­twork w la­tach 2010–2011

Po­mysł roz­po­czę­cia od zmiany wy­glądu ma pod­sta­wowe zna­cze­nie – zwłasz­cza dla ko­biet i no­wi­cju­szy w pracy. Mi­chelle ma świeże po­dej­ście. Opo­wie­ści z ży­cia wzięte i duża dawka hu­moru spra­wiają, że książkę czyta się lekko. Po­le­cam ją do pry­wat­nej i służ­bo­wej bi­blio­teki, bo kon­cep­cję au­torki można sto­so­wać za­równo w ży­ciu oso­bi­stym, jak i za­wo­do­wym.

La­Chonne Wal­ton, dy­rek­torka Hu­man Re­so­ur­ces & Ad­mi­ni­stra­tion, Jazz w Lin­coln Cen­ter

To mą­dra i prak­tyczna książka. Z po­czątku po­my­śla­łam: „Znam kilka osób, które po­winny to prze­czy­tać!”. Po­tem, kiedy za­głę­bi­łam się w lek­turę, po­wie­dzia­łam: „Rany, jak to do­brze, że ja to prze­czy­ta­łam!”. Je­śli uwa­ża­cie, że oso­bo­wo­ści i re­la­cje są ważne w wa­szym biz­ne­sie i kon­tak­tach in­ter­per­so­nal­nych, mu­si­cie prze­czy­tać książkę Le­der­man.

Becky She­etz-Run­kle, au­torka Sun Tzu dla ko­biet: 16 spraw­dzo­nych stra­te­gii biz­ne­so­wych

11 za­sad jak być lu­bia­nym za­wiera nowy – świeży i in­te­re­su­jący – punkt wi­dze­nia na kwe­stię na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów z ludźmi. Pod­kre­śla­nie wagi bu­do­wa­nia re­la­cji i więzi przez au­torkę to po­żą­dana al­ter­na­tywa dla po­dej­ścia po­le­ga­ją­cego na „ura­bia­niu lu­dzi” – a wiele przy­kła­dów z ży­cia roz­sia­nych po książce na pewno znaj­dzie żywy od­dźwięk wśród czy­tel­ni­ków. Nie ma wąt­pli­wo­ści, że jest to książka, do któ­rej czę­sto będę się­gać i którą po­lecę oso­bom po­trze­bu­ją­cym prak­tycz­nych wska­zó­wek, jak na­wią­zy­wać trwałe re­la­cje biz­ne­sowe.

She­ryl Par­ker, za­ło­ży­cielka Pow­wow: A Ne­twork for Wo­men Ma­king a Dif­fe­rence

Mi­chelle Til­lis Le­der­man lan­suje kon­cep­cję „zrów­no­wa­żo­nego roz­woju” w re­la­cjach z ludźmi. Czy­tel­nik do­wia­duje się, jak spra­wić, żeby roz­mowa stała się po­cząt­kiem więzi z drugą osobą. Książka ma cha­rak­ter prak­tyczny, me­to­dyczny i prze­zna­czona jest dla wszyst­kich, bez względu na umie­jęt­no­ści kon­wer­sa­cyjne i po­zy­cję w hie­rar­chii za­wo­do­wej.

De­bra Fine, pre­le­gentka, tre­nerka oso­bi­sta i au­torka be­st­sel­lera The Fine Art of the Big Talk: How to Win Clients, De­li­ver Great Pre­sen­ta­tions, and So­lve Con­flicts at Work

Mo­jej ro­dzi­nie,

Mi­cha­elowi, Ja­me­sowi i No­ahowi

mo­jemu sercu, mo­jej ra­do­ści,

mo­jemu światu

Po­dzię­ko­wa­nia

Pierw­szą osobą, któ­rej mu­szę po­dzię­ko­wać, jest mój mąż Mi­chael. Bez Cie­bie nie by­łoby tej książki. Wiem, że za­wsze mogę li­czyć na twoje mą­dre opi­nie, rady i nie­za­chwianą wiarę we mnie. Dzię­kuję Ci, że je­steś moim po­wier­ni­kiem, naj­więk­szym opar­ciem i naj­lep­szym przy­ja­cie­lem. Ko­cham Cię. Moim sy­nom, Ja­me­sowi i No­ahowi, dzię­kuję, że po­zwo­li­li­ście ma­mie pi­sać, ale też czę­sto od­ry­wa­li­ście mnie od pracy, dzięki czemu mo­głam chwilę od­po­cząć. Swo­jej ma­mie, ojcu i sio­strze April dzię­kuję za wszystko, czego mnie na­uczyli – tego, co zna­la­zło się na kar­tach tej książki, i wielu in­nych rze­czy, na które za­bra­kło w niej miej­sca.

Spe­cjalne po­dzię­ko­wa­nia na­leżą się Ann De­ma­rais. W cza­sie dłu­giej pracy nad książką nie szczę­dzi­łaś mi swego czasu, wie­dzy i sie­bie. Twoje do­świad­cze­nie, spo­sób wi­dze­nia wielu spraw i wska­zówki były nie­oce­nione. Dzię­kuję swo­jemu agen­towi Joh­nowi Wil­li­gowi za wiarę w po­wo­dze­nie tego pro­jektu i za to, że nie tylko zna się na pi­sa­niu ksią­żek, ale też umiał mi wy­ja­śnić, na czym ta sztuka po­lega.

Swój osta­teczny kształt książka za­wdzię­cza wielu lu­dziom. Dave Conti po­mógł mi do­kład­nie prze­my­śleć jej treść i kon­struk­cję. Dzięki po­my­słom, uzu­peł­nie­niom i opi­niom Le­sley Al­der­man moje roz­wa­ża­nia zy­skały na ja­sno­ści. Z ca­łego serca dzię­kuję swo­jej re­dak­torce Me­eghan Tru­elove. Dzięki To­bie moje słowa ożyły na stro­nach tej książki. Twój ogromny za­pał i nie­spo­żyta ener­gia oka­zały się za­raź­liwe.

Ann De­ma­rais, Dean Ru­bino i Mi­chael Le­der­man czy­tali ko­lejne re­dak­cje tek­stu i dzie­lili się ze mną opi­niami. Wa­sze uwagi da­wały do my­śle­nia i szcze­rze by­łam wam za nie wdzięczna. Dzię­kuję Re­bece Rod­skog i Abby Ka­toni za nie­ustanną po­moc i wspar­cie. Nie mogę też w tym miej­scu po­mi­nąć Amy Blum­kin, która za­in­spi­ro­wała mnie na po­czątku mo­jej ka­riery za­wo­do­wej i in­spi­ruje do dziś.

Dzię­kuję wszyst­kim, któ­rych hi­sto­rie zna­la­zły się w książce: tym, któ­rzy wy­stę­pują pod swymi praw­dzi­wymi imio­nami, i tym, któ­rych imiona zmie­ni­łam. Wszy­scy by­li­ście dla mnie źró­dłem na­tchnie­nia i wiele się od was na­uczy­łam.

Czę­sto py­tano mnie, dla­czego wy­bra­łam wy­daw­nic­two AMA­COM. Na tę de­cy­zję zło­żyło się wiele przy­czyn, ale naj­waż­niej­sze było to, że po pro­stu lu­bi­łam jego re­dak­torkę na­czelną El­len Ka­din. Dzię­kuję Ci, El­len, za wspar­cie, cier­pli­wość, a zwłasz­cza za to, że je­steś tak sym­pa­tyczną osobą.

Wstęp

Zaw­sze wy­da­wało mi się, że wiem pra­wie wszystko o tym, jak na­wią­zy­wać kon­takty z ludźmi i bu­do­wać re­la­cje. Ale pew­nego dnia to prze­ko­na­nie zo­stało za­chwiane. Pro­wa­dzi­łam na uni­wer­sy­te­cie no­wo­jor­skim za­ję­cia z ko­mu­ni­ka­cji we­wnątrz­or­ga­ni­za­cyj­nej dla dru­giego roku stu­diów biz­ne­so­wych. Stu­denci po­zna­wali spo­soby sku­tecz­nego ko­mu­ni­ko­wa­nia się. W ciągu se­me­stru oma­wia­li­śmy wiele za­gad­nień – od ro­zu­mie­nia słu­cha­cza do two­rze­nia ust­nych i pi­sem­nych pre­zen­ta­cji – ale przede wszyst­kim sta­ra­łam się wpoić stu­den­tom jedną na­czelną za­sadę: każdy ko­mu­ni­kat musi mieć ja­kiś cel. Je­śli nie wie­cie, do czego zmier­za­cie, przy­po­mi­na­łam, tylko mar­nu­je­cie czas i nad­uży­wa­cie cier­pli­wo­ści od­biorcy. Po­wta­rza­łam to do znu­dze­nia przy każ­dej oka­zji.

Ale któ­re­goś dnia za­py­ta­łam stu­den­tów: „Jak są­dzi­cie, co jest moim ce­lem w cza­sie tego se­me­stru? Do czego zmie­rzam?”. Młody czło­wiek sie­dzący w pierw­szej ławce ocho­czo pod­niósł rękę. Uśmie­cha­jąc się sze­roko, za­wo­łał: „Chce pani, że­by­śmy ją po­lu­bili!”.

Zdzi­wi­łam się, ale od­po­wie­dzia­łam szybko i z po­zor­nym lek­ce­wa­że­niem: „Nie, nie o to mi cho­dzi. Na­prawdę nie za­leży na tym, czy bę­dzie­cie mnie lu­bić, czy nie”. Jed­nak za­sta­na­wia­jąc się nad tym póź­niej, uświa­do­mi­łam so­bie, że moja od­po­wiedź nie była praw­dziwa. Bo tak na­prawdę za­le­żało mi na tym, żeby mnie po­lu­bili. Któż nie chce być lu­biany?

Mia­łam do sie­bie pre­ten­sje, że od­po­wie­dzia­łam na py­ta­nie w spo­sób tak im­pul­sywny i ob­ce­sowy – bo w głębi du­szy czu­łam, że stu­dent ma ra­cję. Go­towa by­łam na­wet przy­znać, że chcę być lu­biana, ale wo­la­łam, aby stu­denci o tym nie wie­dzieli. Są­dzi­łam, że ktoś, kto bar­dzo stara się być lu­biany, jest czło­wie­kiem sła­bym, nieco ża­ło­snym i w grun­cie rze­czy mało sym­pa­tycz­nym.

Do dziś nie wiem, czy stu­dent po­wie­dział to, co na­prawdę my­ślał, czy chciał się tylko po­pi­sać przed ko­le­gami i ko­le­żan­kami. Tak czy owak in­cy­dent wy­warł na mnie głę­boki wpływ. Za­czę­łam się za­sta­na­wiać nad „sym­pa­tycz­no­ścią”, czyli tym, co spra­wia, że lu­dzie nas lu­bią. I nie tylko nad tym, dla­czego chcemy być lu­biani, ale też dla­czego po­win­ni­śmy chcieć być lu­biani. Zmie­nił się kie­ru­nek mo­jej pracy, moje po­dej­ście do na­ucza­nia i moje me­tody na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów z ludźmi i bu­do­wa­nia re­la­cji. Dziś kon­cen­truję się na ta­kich kwe­stiach, jak by­cie sym­pa­tycz­nym, lu­bie­nie sa­mego sie­bie i lu­dzi, któ­rych po­zna­jemy.

Wielu spe­cja­li­stów od na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów każe lu­dziom po­stę­po­wać w spo­sób pla­nowy i do bólu wy­ra­cho­wany, sku­pia­jąc uwagę na tym, jak przy­po­do­bać się lu­dziom waż­nym i wpły­wo­wym. Przy ta­kim po­dej­ściu po­zna­wa­nie lu­dzi i na­wią­zy­wa­nie zna­jo­mo­ści za­czyna przy­po­mi­nać przy­kry obo­wią­zek. A prze­cież wia­domo, że je­śli zmu­szamy się do cze­goś, trudno nam zro­bić to do­brze.

Wbrew ra­dom wspo­mnia­nych spe­cja­li­stów (które ja też uwa­ża­łam wcze­śniej za słuszne) nie każda spo­łeczna in­te­rak­cja musi mieć ja­sno okre­ślony cel. Kon­kretne efekty ja­kiejś roz­mowy nie są naj­waż­niej­sze, po­nie­waż w bu­do­wa­niu re­la­cji nie cho­dzi o trans­ak­cję wy­mienną – cho­dzi o wza­jemne po­zna­nie się. Cho­dzi o na­wią­za­nie au­ten­tycz­nego i szcze­rego kon­taktu, który bę­dzie ko­rzystny dla wszyst­kich za­in­te­re­so­wa­nych. Cho­dzi o to, żeby po­lu­bić in­nych i dać się im po­lu­bić.

Wza­jemna sym­pa­tia to nie za­wsze idylla i har­mo­nia. Pod pew­nymi wzglę­dami jest na­wet wprost prze­ciw­nie. Wy­ko­rzy­sty­wa­nie wza­jem­nej sym­pa­tii nie może się obyć bez od­kry­wa­nia tego, co jest pod­ło­żem tej sym­pa­tii – w nas, w dru­giej oso­bie, w na­szej zna­jo­mo­ści. Tylko dzięki au­ten­tycz­no­ści kon­takt może prze­ro­dzić się w bli­ską więź. „Na­wią­zy­wa­nie kon­tak­tów” to po pro­stu inny spo­sób my­śle­nia o tym, w jaki spo­sób zbu­do­wać re­la­cję. Sto­sunki z in­nymi ludźmi, nie­za­leż­nie od tego, czy na grun­cie za­wo­do­wym, czy pry­wat­nym, dają nam opar­cie i po­zwa­lają ro­bić po­stępy we wszyst­kich dzie­dzi­nach na­szego ży­cia.

Aby w pełni wy­ko­rzy­stać po­ten­cjał sym­pa­tycz­no­ści, mu­simy zro­zu­mieć, czym ona jest i ja­kie ma zna­cze­nie. Oczy­wi­ście róż­nimy się i róż­no­rod­ność tę na­leży ak­cep­to­wać i po­chwa­lać. Każdy z nas bywa sym­pa­tyczny na swój spo­sób. Jed­nak pod­sta­wowe prze­słanki sym­pa­tycz­no­ści, czyli po­wody, dla któ­rych mo­żemy być lu­biani, są wspólne nam wszyst­kim. Na­zy­wam je 11 za­sa­dami jak być lu­bia­nym. Książka ta zgłę­bia po ko­lei wszyst­kie te „za­sady”, po­ka­zu­jąc, jak funk­cjo­nują w świe­cie biz­nesu i w kon­tak­tach to­wa­rzy­skich oraz jak sto­so­wać je w ży­ciu.

Ten nowy pa­ra­dyg­mat na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów i bu­do­wa­nia re­la­cji mi­ni­ma­li­zuje ry­zyko nie­au­ten­tycz­no­ści i nie­wy­ko­rzy­sta­nia do­god­nych oka­zji. W dal­szej czę­ści książki po­każę, jak od­kryć w so­bie ce­chy, które po­wo­dują, że lu­dzie mogą nas po­lu­bić, i jak te ce­chy ujaw­nić, aby two­rzyć szczere i au­ten­tyczne więzi, ko­rzystne dla obu stron. Pa­trząc na kon­takty z ludźmi przez pry­zmat tych cech, bę­dziemy mo­gli sku­tecz­niej i bar­dziej swo­bod­nie bu­do­wać bli­skie re­la­cje.

Na­wet ci, któ­rym kon­takty z nie­zna­nymi ludźmi, roz­mowa z nimi albo zwra­ca­nie się do nich z prośbą przy­cho­dzą bez trudu, sko­rzy­stają na no­wym po­dej­ściu. Ze­rwa­nie z tra­dy­cyj­nym spo­so­bem my­śle­nia w tej kwe­stii i przy­ję­cie za­sad sym­pa­tycz­no­ści znacz­nie uła­twi nam zbli­że­nie się do in­nych lu­dzi i umac­nia­nie sto­sun­ków z nimi.

Aby móc two­rzyć owocne i trwałe re­la­cje, trzeba naj­pierw wy­zbyć się zwy­cza­jo­wego my­śle­nia wy­łącz­nie o wła­snej ko­rzy­ści, tak po­wszech­nego w świe­cie biz­nesu i tak ła­two wkra­da­ją­cego się w na­sze pry­watne ży­cie. Za­miast py­tać: „Co ta osoba może zro­bić dla mnie?”, trzeba za­py­tać: „Co mogę zro­bić dla tej osoby?”. I za­miast za­sta­na­wiać się: „Jaką ko­rzyść może mi przy­nieść ta sy­tu­acja?”, na­leży po­my­śleć: „Jaką ko­rzyść ta sy­tu­acja może przy­nieść nam obu?”.

Trzeba więc zmie­nić po­dej­ście i za­cząć:

• My­śleć nie tylko o so­bie, ale też o in­nych.

• Roz­ma­wiać nie tylko o pracy, lecz także o wielu spra­wach.

• Nie sku­piać się tylko na chwili obec­nej, ale rów­nież wy­bie­gać w przy­szłość.

Al­bo­wiem w tym wszyst­kim cho­dzi nie o cie­bie – cho­dzi o re­la­cję.

Część A

◼︎

Przed roz­mową: bądź sobą

.

Nasz oj­ciec, to zna­czy mój i mo­jej sio­stry, miał ta­kie po­wie­dze­nie: „Świat jest lu­strem”. W dzie­ciń­stwie czę­sto po­wta­rza­łam te słowa, ale ni­gdy wła­ści­wie nie za­sta­na­wia­łam się nad ich sen­sem. Któ­re­goś dnia oj­ciec ka­zał mi sta­nąć przed lu­strem i po­wie­dział: „Uśmiech­nij się”. W lu­strze zo­ba­czy­łam osobę, która się do mnie uśmie­cha. Tata rzekł: „Zrób złą minę”. Wy­krzy­wi­łam się do dziew­czynki w lu­strze, a ta wy­krzy­wiła się do mnie. Wtedy oj­ciec ka­zał mi usiąść i wy­ja­śnił: „To, co po­ka­zu­jesz światu, świat po­każe to­bie. Ra­dość, którą oka­zu­jesz, my­śli, któ­rymi się dzie­lisz, to ra­dość, którą otrzy­masz od świata, to my­śli, które usły­szysz”. Jest to szczera prawda, ale do­piero póź­niej zda­łam so­bie sprawę, że ist­nieją setki po­wie­dzeń wy­ra­ża­ją­cych tę samą myśl: „Co za­sie­jesz, to i żąć bę­dziesz”, „Ile dasz, tyle otrzy­masz”, „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Ku­bie” i moje ulu­bione „Karma wraca”.

Z cza­sem myśl ta na­brała dla mnie ści­śle okre­ślo­nego zna­cze­nia. Kiedy skoń­czy­łam stu­dia i po­szłam do pracy, za­czę­łam do­strze­gać co­raz wię­cej do­wo­dów na słusz­ność oj­cow­skiego po­wie­dze­nia, że „świat jest lu­strem”. Pra­cu­jąc czy to z no­wym, czy z do­brze już zna­nym klien­tem, za­uwa­ży­łam, że od mo­jego na­sta­wie­nia bar­dzo wiele za­leży. Kiedy mia­łam zły dzień, wszystko szło jak po gru­dzie. Gdy czu­łam się pewna sie­bie i pa­no­wa­łam nad sy­tu­acją, spo­tka­nie było udane i owocne. Moje na­sta­wie­nie w da­nej chwili – to, co my­śla­łam, jak się za­cho­wy­wa­łam, ja­kie za­ło­że­nia przyj­mo­wa­łam – miało wpływ na pierw­sze wra­że­nie, ja­kie wy­wie­ra­łam na roz­mów­cach. Na tej pod­sta­wie wy­ra­biali so­bie opi­nię o mnie, a od tego za­le­żało, czy zła­pa­li­śmy kon­takt. Im bar­dziej by­łam świa­doma swo­jego na­stroju, tym le­piej po­tra­fi­łam wy­ra­żać swe praw­dziwe ja w róż­nych sy­tu­acjach. Dzięki temu umia­łam tak kształ­to­wać swoje za­cho­wa­nie, żeby na­wią­zać jak naj­moc­niej­szą nić po­ro­zu­mie­nia z roz­mówcą.

Do czego zmie­rzam? Cho­dzi o to, że część pracy nad na­wią­zy­wa­niem kon­tak­tów i bu­do­wa­niem re­la­cji jest wy­ko­ny­wana, za­nim jesz­cze do­cho­dzi do roz­mowy. Wszyst­kie cztery roz­działy tej czę­ści książki do­ty­czą tego, jak uświa­do­mić so­bie swoje au­ten­tyczne i war­to­ściowe ce­chy – sło­wem, to, co jest w nas sym­pa­tycz­nego – i jak prze­ko­nać się, że od na­szego na­sta­wie­nia za­leży opi­nia lu­dzi o nas i na­sza zdol­ność do po­ro­zu­mie­nia się z nimi. Bez zro­zu­mie­nia tej kwe­stii nie bę­dziemy umieli po­ka­zać in­nym, że można nas lu­bić. A do­piero wtedy, gdy prze­ko­namy in­nych, że da się nas lu­bić, bę­dziemy mo­gli stwo­rzyć trwałe i wza­jem­nie ko­rzystne więzi z ludźmi – bez względu na to, czy znamy ich od lat, czy wi­dzimy pierw­szy raz w ży­ciu.

1

Za­sada au­ten­tycz­no­ści

Bądź za­wsze au­ten­tyczny. A au­ten­tyczny je­steś wtedy, gdy nie bo­isz się kry­tyki, albo za­nim jesz­cze świat za­czyna tobą ko­men­de­ro­wać i mó­wić ci, jaki po­wi­nie­neś być.

Dr Phil McGraw („Dr Phil”), psy­cho­log, pre­zen­ter te­le­wi­zyjny

Samuel, kie­row­nik w pre­sti­żo­wym mu­zeum no­wo­jor­skim, brał udział w ca­ło­dzien­nym szko­le­niu po­świę­co­nym aser­tyw­no­ści, które pro­wa­dzi­łam. Pod­czas za­jęć pra­wie się nie od­zy­wał, cho­ciaż przez cały czas pil­nie no­to­wał. Po za­ję­ciach po­cze­kał, aż wszy­scy wyjdą, i do­piero wtedy pod­szedł do mnie. Wy­znał, że czuje się zu­peł­nie za­gu­biony pod­czas przy­jęć, kon­fe­ren­cji i in­nych oka­zji to­wa­rzy­skich czy służ­bo­wych, w któ­rych musi uczest­ni­czyć jako świeżo upie­czony kie­row­nik działu roz­woju.

Kiedy opo­wia­dał mi o dzia­łal­no­ści mu­zeum, wi­dać było, że ta praca go pa­sjo­nuje. Dla­tego by­łam w szoku, sły­sząc, że za­sta­na­wia się nad zło­że­niem wy­mó­wie­nia. Sa­muel uwa­żał, że jego nie­umie­jęt­ność na­wią­zy­wa­nia kon­tak­tów z ludźmi szko­dzi mu­zeum, więc nie na­daje się do tej pracy. Po­cie­szy­łam go: moim zda­niem jego to­wa­rzy­skie braki da się prze­zwy­cię­żyć. Wy­raź­nie pod­nio­sło go to na du­chu. Żeby mu po­móc, mu­sia­łam naj­pierw zo­ba­czyć go w ak­cji i usta­lić, skąd się bie­rze jego to­wa­rzy­ska nie­po­rad­ność. Sa­muel za­pro­sił mnie więc na im­prezę or­ga­ni­zo­waną w celu ze­bra­nia środ­ków na dzia­łal­ność mu­zeum. Przy­ję­łam za­pro­sze­nie.

Le­d­wie przy­je­cha­łam na miej­sce, usły­sza­łam gło­śny, draż­niący śmiech. Od­wró­ci­łam się, żeby zo­ba­czyć, kto się tak śmieje, i ze zdzi­wie­niem stwier­dzi­łam, że to Sa­muel. Nie mo­głam uwie­rzyć, że te ochry­płe, iry­tu­jące dźwięki wy­daje de­li­katny i do­brze wy­cho­wany czło­wiek, z któ­rym roz­ma­wia­łam kilka dni wcze­śniej.

Przez całą im­prezę sztuczny uśmiech nie scho­dził z twa­rzy Sa­mu­ela. Co ja­kiś czas spo­glą­dał na mnie i pod­no­sząc brwi, po­ka­zy­wał, że stara się „ba­wić to­wa­rzy­stwo”. Pod ko­niec wy­glą­dał jed­nak na śmier­tel­nie zmę­czo­nego wiel­kim wy­sił­kiem, jaki w to wkła­dał. I na tym po­le­gał pro­blem – mu­siał się wy­si­lać, za­miast po pro­stu być z ludźmi, mó­wić, słu­chać, dzie­lić się wra­że­niami.

Kiedy póź­niej roz­ma­wia­li­śmy o tym wie­czo­rze, Sa­muel był przy­gnę­biony, cho­ciaż nie­zbyt zdzi­wiony, że przej­rza­łam jego sztuczny uśmiech. „Tak się sta­ra­łem, żeby wy­dać się sym­pa­tycz­nym i uj­mu­ją­cym, za­cho­wy­wać się tak, jak po­winna za­cho­wy­wać się osoba na moim sta­no­wi­sku” – tłu­ma­czył.

„Wiem – od­par­łam. – W tym cały sęk”.

Kiedy za­cho­wu­jemy się na­tu­ral­nie i au­ten­tycz­nie, na­sze sta­ra­nia o na­wią­za­nie kon­taktu z in­nymi mają naj­więk­sze szanse po­wo­dze­nia. Re­la­cje roz­wi­jają się wtedy ła­twiej i trwają dłu­żej, a my czu­jemy się le­piej w sto­sun­kach z tymi, z któ­rymi ob­cu­jemy w ży­ciu i w pracy.

Przez lata uczy­łam stu­den­tów, jak przy­go­to­wy­wać się do jed­nego z naj­waż­niej­szych za­dań, ja­kie cze­kają nas w ży­ciu za­wo­do­wym – roz­mowy o pracę. Pa­mię­tam, że je­den z tych stu­den­tów – na­zy­wał się Raj – był w ta­kiej sy­tu­acji za­wsze skrę­po­wany i sztuczny. Miał iro­niczne po­czu­cie hu­moru i pod­czas zwy­kłych roz­mów za­cho­wy­wał się bar­dzo swo­bod­nie, ale gdy tylko in­sce­ni­zo­wa­li­śmy roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną, jego oso­bo­wość gdzieś zni­kała. Pró­bo­wa­łam czymś od­wró­cić jego uwagę, żeby prze­ła­mać pa­ra­li­żu­jące go onie­śmie­le­nie, ale gdy tylko za­uwa­żył, że za­daję mu py­ta­nie zwią­zane z przy­szłą pracą, drę­twiał, sta­wał się ofi­cjalny i śmier­tel­nie po­ważny. Za­czy­nał na­wet uży­wać in­nych słów.

Sta­ra­łam się go prze­ko­nać – i w końcu mi się udało – że nie ma do­brego albo złego spo­sobu ob­co­wa­nia z ludźmi; nie ma jed­nego słusz­nego spo­sobu by­cia. Co jed­nemu wy­daje się wła­ściwe, in­nemu może wy­dać się cał­ko­wi­cie nie do przy­ję­cia. Naj­waż­niej­sze jest to, co to­bie wy­daje się wła­ściwe. Gdy tylko Raj na­uczył się być sobą w na­szych in­sce­ni­zo­wa­nych roz­mo­wach, za­czął my­śleć ela­stycz­nie, od­po­wia­dać szyb­ciej i w ogóle spra­wiał znacz­nie sym­pa­tycz­niej­sze wra­że­nie. Da­wał się lu­bić.

Bądź sobą, bądź na­tu­ralny, bądź au­ten­tyczny

Co to zna­czy „być au­ten­tycz­nym”? U każ­dego z nas bę­dzie to oczy­wi­ście ozna­czać co in­nego, po­nie­waż każdy ma wła­sne po­glądy, spo­sób by­cia, prze­ko­na­nia, umie­jęt­no­ści, wie­dzę, cele w ży­ciu i ze­staw war­to­ści. Ale w zna­cze­niu ogól­nym au­ten­tycz­ność jest tym sa­mym dla każ­dego czło­wieka: ozna­cza po pro­stu by­cie sobą. Oto za­sada au­ten­tycz­no­ści: twoje praw­dziwe ja to naj­lep­sze ja.

Bę­dąc sobą, za­cho­wu­jemy się na­tu­ral­nie – do tego stop­nia, że na­wet tego nie za­uwa­żamy. Na­to­miast kiedy nie je­ste­śmy sobą, od razu to do­strze­gamy. Czu­jemy się wtedy nie­swojo, na­wet nie­zręcz­nie, za­cho­wu­jemy się nie­pew­nie i ner­wowo. Naj­czę­ściej też sy­tu­acja taka jest dla nas mę­cząca. Wy­nika to z psy­chicz­nego wy­siłku, ja­kiego wy­maga zmu­sza­nie się do nie­na­tu­ral­nego za­cho­wa­nia, gdy ro­bimy coś, co nie do końca wy­daje nam się wła­ściwe, co od­bie­ramy jako nie­au­ten­tyczne.

Co prze­ży­wamy, gdy nie je­ste­śmy sobą? Py­ta­łam o to wielu lu­dzi i naj­czę­ściej sły­sza­łam:

• Nie po­doba mi się ta sy­tu­acja, ale sta­ram się być uprzejmy.

• Nie po­doba mi się ta osoba, ale sta­ram się za­cho­wy­wać wła­ści­wie.

• Mu­szę za­cho­wy­wać się tak, jak za­cho­wuje się czło­wiek suk­cesu.

• Skoro lu­dzie nie od­bie­rają mnie po­zy­tyw­nie, mam przy­naj­mniej wy­mówkę, dla­czego za­cho­wuję się nie­na­tu­ral­nie.

• Czuję się nie­swojo i nie wiem, co na to po­ra­dzić.

Co wy­ra­żają te od­po­wie­dzi? Jedno z dwojga: po­czu­cie, że po­win­ni­śmy za­cho­wy­wać się w okre­ślony spo­sób, albo lęk przed zra­nie­niem. Za­kła­damy ma­skę, gdy bo­imy się pew­nych sy­tu­acji albo czu­jemy, że so­bie z nimi nie ra­dzimy.

Au­ten­tycz­ność to nie tylko te­mat tego roz­działu, to także mo­tyw prze­wodni ca­łej książki. Po prze­czy­ta­niu na­stęp­nych roz­dzia­łów do­wie­cie się, że au­ten­tycz­ność jest nie­jako wpi­sana we wszyst­kie po­zo­stałe za­sady. To fun­da­ment sym­pa­tycz­no­ści, po­nie­waż do­ty­czy jej istoty: twoje praw­dziwe ja to naj­lep­sze ja – i naj­sku­tecz­niej­sze na­rzę­dzie two­rze­nia praw­dzi­wych więzi z ludźmi.

ĆWI­CZE­NIE: KIEDY JE­STEM SOBĄ?

Aby do­kład­nie okre­ślić, co to zna­czy być sobą, zwróć uwagę, co od­czu­wasz na po­czątku i na końcu in­te­rak­cji z osobą wcze­śniej nie­znaną.

• Je­śli do­świad­czasz uczu­cia lęku, za­sta­nów się, co do­kład­nie po­wo­duje ten lęk. Czy cho­dzi o osobę, za­da­nie do wy­ko­na­nia, czy o oto­cze­nie?

• Je­śli czu­jesz się swo­bod­nie, za­daj so­bie py­ta­nie: co spra­wia, że czuję się spo­kojny i zre­lak­so­wany?

Prze­ana­li­zuj swoje re­ak­cje na daną sy­tu­ację, za­sta­nów się, jaki miały cha­rak­ter i dla­czego wła­śnie taki. Taka ana­liza ujawni, w ja­kich sy­tu­acjach nie za­cho­wu­jesz się na­tu­ral­nie, a w ja­kich bez wy­siłku czu­jesz się sobą. Wy­ko­rzy­staj tę wie­dzę jako swoją „bazę”, aby do niej wra­cać, gdy bę­dziesz chciał so­bie przy­po­mnieć, czym jest dla cie­bie au­ten­tycz­ność.

Dla­czego au­ten­tycz­ność ma ta­kie zna­cze­nie

Wróćmy na chwilę do Sa­mu­ela. Kiedy pierw­szy raz opo­wia­dał mi o po­zy­ski­wa­niu środ­ków na dzia­łal­ność mu­zeum i o pla­nach jego roz­woju, wy­ra­żał swój en­tu­zjazm w spo­sób na­tu­ralny i bez­po­średni. Wzru­szyła mnie jego szcze­rość. Ale kilka dni póź­niej, gdy zo­ba­czy­łam go pod­czas mu­ze­al­nej im­prezy, jego przy­kle­jony do twa­rzy uśmiech i wy­bu­chy sztucz­nego śmie­chu świad­czyły, że czuje się bar­dzo nie­swojo. Dla­tego po­ten­cjalni spon­so­rzy, któ­rych usi­ło­wał so­bie zjed­nać, nie mo­gli do­strzec jego au­ten­tycz­nej pa­sji za­wo­do­wej i za­an­ga­żo­wa­nia w dzia­łal­ność mu­zeum.

Au­ten­tycz­ność jest tym, kim je­ste­śmy – na­szymi praw­dzi­wymi re­ak­cjami, na­tu­ral­nym za­cho­wa­niem. Wy­ra­ża­nie swo­jej praw­dzi­wej oso­bo­wo­ści to wa­ru­nek na­wią­za­nia za­ży­łych sto­sun­ków z in­nymi. Je­śli ujaw­nisz swoje au­ten­tyczne ja, lu­dzie od­płacą ci tym sa­mym, a to umoż­liwi wza­jemne zro­zu­mie­nie, więź i roz­wój.

Jak to się robi?

Cała uroda za­sady au­ten­tycz­no­ści po­lega na jej pro­sto­cie: nie wy­si­laj się, zwy­czaj­nie bądź sobą. Oczy­wi­ście ła­twiej to po­wie­dzieć, niż zro­bić. W swoim za­go­nio­nym ży­ciu nie mamy wiele czasu, żeby za­sta­na­wiać się nad róż­nymi sy­tu­acjami, mo­żemy więc nie uświa­da­miać so­bie, kiedy sobą je­ste­śmy, a kiedy nie. Ale na­wet gdy zda­jemy so­bie sprawę, że nie do końca je­ste­śmy sobą – kiedy uda­jemy, bo uwa­żamy, że tak bę­dzie le­piej, albo nie an­ga­żu­jemy się w pełni, są­dząc, że nie mamy czasu na ta­kie za­an­ga­żo­wa­nie – trudno wy­rzec się ta­kich za­cho­wań. Cho­dzi jed­nak o to, żeby nie pró­bo­wać być kimś, kim na­szym zda­niem „po­win­ni­śmy” być. I do­ty­czy to za­równo zbyt za­ję­tego szefa, nie­ma­ją­cego czasu na dro­bia­zgi, jak i po­tul­nego no­wego pra­cow­nika, który wsty­dzi się wy­ra­zić swoją opi­nię. Nie łam so­bie za­wczasu głowy, jak masz się za­cho­wać, nie patrz na sie­bie oczami in­nych. Nie myśl za dużo, po pro­stu bądź sobą.

W rzad­kich chwi­lach, gdy nie mam za dużo do ro­boty, od­daję się wsty­dli­wej przy­jem­no­ści oglą­da­nia pro­gra­mów typu re­ality show. W wielu z nich do­cho­dzi do star­cia róż­nych ty­pów oso­bo­wo­ści, co mnie oso­bi­ście fa­scy­nuje. Za­sta­na­wia­jąc się nad tym, czemu ki­bi­cuję jed­nym za­wod­ni­kom, a in­nym nie, do­cho­dzę za­wsze do tego sa­mego wnio­sku: osoby, które zy­skują moją sym­pa­tię, za­cho­wują się na­tu­ral­nie. W jed­nym z pro­gra­mów pewna za­wod­niczka pa­plała jak na­jęta, co by­wało iry­tu­jące. Zda­wała so­bie sprawę z tej przy­pa­dło­ści i pró­bo­wała z nią wal­czyć, ale w końcu za­wsze wpa­dała w pod­nie­ce­nie i za­czy­nała wy­rzu­cać z sie­bie słowa jak ka­ra­bin ma­szy­nowy. Nie­któ­rych uczest­ni­ków draż­niło jej traj­ko­ta­nie, ale po­nie­waż za­cho­wy­wała się na­tu­ral­nie, ak­cep­to­wała swoją sła­bość i trak­to­wała ją z hu­mo­rem, bu­dziła sym­pa­tię. W in­nym pro­gra­mie wy­stę­po­wała dziew­czyna, która z po­czątku spra­wiała wra­że­nie ozię­błej pięk­no­ści. Wy­glą­dało na to, że bę­dzie bu­dziła za­zdrość i spo­la­ry­zuje całą grupę. Oka­zało się, że jest na­iw­nym głup­ta­skiem. Jej na­iw­ność była jed­nak cał­ko­wi­cie na­tu­ralna, ona sama zu­peł­nie się jej nie wsty­dziła, a poza tym nie była za­ro­zu­miała. To spra­wiało, że nie można było jej nie po­lu­bić.

Kiedy prze­ana­li­zo­wa­li­śmy z Sa­mu­elem jego nie­na­tu­ralne za­cho­wa­nie pod­czas mu­ze­al­nej im­prezy, za­czę­łam mu do­ra­dzać, jak ma w po­dob­nych sy­tu­acjach iden­ty­fi­ko­wać swoje sła­bo­ści i wy­ko­rzy­sty­wać za­lety. Zwró­ci­łam uwagę, że dzieci naj­czę­ściej nie kon­tro­lują swo­ich za­cho­wań i ujaw­niają swe praw­dziwe ja. Opo­wie­dzia­łam Sa­mu­elowi o swo­jej przy­ja­ciółce, dy­rek­torce szkoły pod­sta­wo­wej, ma­ją­cej dość szo­ku­jąco nie­na­tu­ralne rude włosy. Za­wsze wie­działa, co ucznio­wie my­ślą o jej fry­zu­rze, bo nie krę­po­wały się z wy­po­wia­da­niem swo­jej opi­nii. „Po­do­bają mi się pani nowe włosy, bo pa­sują do mo­jego płasz­cza!” – po­wie­dział je­den, a drugi za­py­tał: „Dla­czego zro­biła so­bie pani ta­kie włosy?”. Ile­kroć o tym mó­wiła, z uśmie­chem wy­ra­żała po­dziw dla dzie­cię­cej szcze­ro­ści.

Oczy­wi­ście nie za­le­żało nam na tym, żeby Sa­muel był tak spon­ta­niczny jak dzieci i po­kła­dał się ze śmie­chu na wi­dok dzi­wacz­nego ka­pe­lu­sza swo­jego spon­sora. Nie­mniej sta­ra­li­śmy się na­wią­zać do owego braku skrę­po­wa­nia, ja­kim od­zna­czamy się w dzie­ciń­stwie, za­nim do­ro­słość nie za­czyna mo­dy­fi­ko­wać na­szych za­cho­wań we­dług tego, co uważa za do­brze wi­dziane przez oto­cze­nie. Pró­bo­wa­li­śmy wró­cić do cza­sów po­prze­dza­ją­cych do­ro­słe tro­ski i obo­wiązki, do cza­sów, w któ­rych na­sze emo­cje, za­miary i za­cho­wa­nia są w du­żej mie­rze nie­kon­tro­lo­wane.

W końcu Sa­muel od­krył, dzięki czemu czuje się swo­bod­nie wśród lu­dzi. Zro­zu­miał wtedy, że choć boi się tłumu i ko­niecz­no­ści by­cia du­szą to­wa­rzy­stwa, po­trafi za­cho­wy­wać się zu­peł­nie na­tu­ral­nie w ma­łym gro­nie albo pod­czas roz­mowy w cztery oczy. W ta­kich sy­tu­acjach z ła­two­ścią wcią­gał spon­so­rów i po­ten­cjal­nych spon­so­rów w dys­ku­sję o mu­zeum.

ĆWI­CZE­NIE: SPRAW­DZIAN AU­TEN­TYCZ­NO­ŚCI

Kiedy w sy­tu­acji pu­blicz­nej czu­jesz się skrę­po­wany albo roz­ko­ja­rzony, za­daj so­bie py­ta­nie: Czy je­stem sobą? Je­śli od­po­wiedź jest twier­dząca, to świet­nie, kon­ty­nuuj. Cza­sami po­czu­cie roz­ko­ja­rze­nia ozna­cza tylko, że po­wi­nie­neś po­now­nie się skon­cen­tro­wać, aby na­wią­zać au­ten­tyczny kon­takt z oto­cze­niem. A po­czu­cie skrę­po­wa­nia może wy­ni­kać stąd, że wy­wie­rasz na sie­bie pre­sję, aby osią­gnąć coś po­zy­tyw­nego. W ta­kich oko­licz­no­ściach po­czu­cie skrę­po­wa­nia jest zu­peł­nie na­tu­ralne.

Je­śli jed­nak od­po­wiedź na wspo­mniane py­ta­nie jest prze­cząca, po­wi­nie­neś za­sta­no­wić się, dla­czego czu­jesz się skrę­po­wany albo roz­ko­ja­rzony.

• Czy zmie­niasz swoje za­cho­wa­nie zgod­nie z tym, co uwa­żasz za wła­ściwe w da­nej sy­tu­acji?

• Czy dana sy­tu­acja ma w so­bie coś, co spra­wia, że czu­jesz się zde­ner­wo­wany, nie­przy­go­to­wany albo nie na miej­scu?

Ode­tchnij głę­boko i przy­po­mnij so­bie, że po­tra­fisz za­cho­wy­wać się na­tu­ral­nie i au­ten­tycz­nie. Za­daj so­bie py­ta­nie: „Co naj­gor­szego może mnie spo­tkać?”. Prze­ko­nasz się, że za­zwy­czaj od­po­wiedź nie jest taka straszna. Za­sta­nów się, co mo­żesz wnieść do sy­tu­acji. Po­wrót do swego praw­dzi­wego ja da ci po­trzebne opar­cie bez względu na re­zul­taty.

Za­przy­jaź­niaj się z tymi, z któ­rymi chcesz się za­przy­jaź­nić

Pierw­szego dnia mo­ich stu­diów biz­ne­so­wych nasz rok zo­stał po­dzie­lony na sześć­dzie­się­cio­pię­cio­oso­bowe grupy. Człon­ko­wie da­nej grupy mieli na pierw­szym roku wspólne za­ję­cia, przez co w na­tu­ralny spo­sób wśród stu­den­tów two­rzyły się różne „paczki”.

Moja grupa po­dzie­liła się na kilka pod­grup we­dług pew­nych wspól­nych cech, ta­kich jak miej­sce po­cho­dze­nia, po­zy­cja ma­jąt­kowa i cha­rak­ter przy­szłej ka­riery za­wo­do­wej. Dwie „paczki”, z któ­rymi by­łam zwią­zana, sku­piały się wo­kół chło­paka z Bo­stonu i chło­paka z Bro­oklynu. Grupa bo­stoń­ska ubie­rała się w ko­szulki polo i spodnie khaki. Jej człon­ko­wie mieli bar­dziej wy­ra­fi­no­wane ma­niery i po­czu­cie hu­moru, pro­wa­dzili eli­tarny tryb ży­cia i mieli liczne sto­sunki w sfe­rach to­wa­rzy­skich i biz­ne­so­wych. Grupa bro­oklyń­ska, w któ­rej rej wo­dził bro­oklyń­czyk o imie­niu Dean (alias Dino), była zde­cy­do­wa­nie mniej wy­ra­fi­no­wana i szczy­ciła się tym. Jej człon­ko­wie nie byli tak uprzy­wi­le­jo­wani jak bo­stoń­czycy, za­cho­wy­wali się ha­ła­śli­wiej, nie­sfor­niej, czę­sto żar­tu­jąc we­soło i ob­sce­nicz­nie.

Grupy te bar­dzo się róż­niły, ale obie trak­to­wały mnie życz­li­wie. Lu­bi­łam bro­oklyń­czy­ków i bo­stoń­czy­ków i prze­sta­wa­łam to z jed­nymi, to z dru­gimi. Być może gdy­bym my­ślała tylko o tym, która grupa może „bar­dziej mi się przy­dać”, po­sta­no­wi­ła­bym przy­łą­czyć się do tej eli­tar­nej i za­moż­nej. Pew­nie na­wią­za­ła­bym nie­zwy­kle przy­datne kon­takty (i zo­sta­ła­bym za­pro­szona na ja­kieś wspa­niałe wa­ka­cje do Hamp­tons), ale wy­ra­fi­no­wa­nie bo­stoń­czy­ków nie do końca współ­grało z moją oso­bo­wo­ścią. Bę­dąc z nimi, mia­łam po­czu­cie, że mu­szę po­wścią­gać swoją ży­wio­łową, eks­tra­wer­tyczną na­turę. Moje sto­sunki z bo­stoń­czy­kami cza­sami miały więc dość luźny i wy­mu­szony cha­rak­ter. Na­to­miast w to­wa­rzy­stwie bro­oklyń­czy­ków czu­łam się za­wsze swo­bod­niej­sza i we­sel­sza. Na­dal uwa­żam wielu bo­stoń­czy­ków za przy­ja­ciół, ale moje re­la­cje z bro­oklyń­czy­kami stały się z cza­sem znacz­nie sil­niej­sze, po pro­stu dla­tego, że mo­głam być wśród nich na­prawdę sobą.

Kiedy za­czę­łam prze­sta­wać z grupą bro­oklyń­ską, nie my­śla­łam o ni­czym poza przy­jaź­nią i wspól­nymi za­in­te­re­so­wa­niami, ale więzi, które wtedy na­wią­za­łam, na­dal wzbo­ga­cają moje ży­cie i pracę. Po la­tach, kiedy za­dzwo­ni­łam do Dina i po­wie­dzia­łam mu, że zo­sta­łam zwol­niona z pracy, zro­bi­łam to zu­peł­nie bez­in­te­re­sow­nie. Chcia­łam po pro­stu zwie­rzyć się przy­ja­cie­lowi ze swego zmar­twie­nia. Wcale nie li­czy­łam na to, że od­po­wie: „Przy­jeż­dżaj, jest tu dla cie­bie praca” – choć nie­cały ty­dzień po te­le­fo­nie to wła­śnie usły­sza­łam. Bro­oklyń­czycy są dla mnie kimś wię­cej niż przy­ja­ciółmi; zo­stali mo­imi waż­nymi klien­tami, ko­le­gami z pracy, punk­tem od­nie­sie­nia i źró­dłem in­for­ma­cji, za­równo za­wo­do­wej, jak pry­wat­nej. Ale kiedy się z nimi za­przy­jaź­nia­łam, o ni­czym ta­kim nie my­śla­łam.

Wnio­sek? Na­wią­zuj ta­kie kon­takty, ja­kie ci od­po­wia­dają, nie ta­kie, ja­kie twoim zda­niem po­wi­nie­neś na­wią­zać. Bu­duj re­la­cje z ludźmi, któ­rych lu­bisz, na pod­sta­wie swo­ich au­ten­tycz­nych do­świad­czeń, to jest ta­kich, pod­czas któ­rych je­steś na­prawdę sobą. Reszta przyj­dzie sama. Sieć zna­jo­mych, którą stwo­rzysz, bę­dzie cię wspie­rać.

ĆWI­CZE­NIE: WY­KO­NAJ ZA­DA­NIE, ZMIEŃ FOR­MUŁĘ ALBO ZRE­ZY­GNUJ

Kiedy do­ko­nu­jesz wy­bo­rów, któ­rych chcesz do­ko­nać, a nie ta­kich, któ­rych twoim zda­niem do­ko­nać na­leży, ujaw­nia się twoje praw­dziwe ja. Nie cho­dzi tylko o wy­bór sy­tu­acji, w któ­rych chcesz brać udział, ale także o to, jak re­ago­wać na roz­gry­wa­jące się wy­da­rze­nia.

W da­nej sy­tu­acji mo­żemy za­jąć jedną z czte­rech pod­sta­wo­wych po­staw. Mogą one po­twier­dzać na­sze au­ten­tyczne ce­chy albo po­ma­gać nam tak do­sto­so­wać swoje na­sta­wie­nie, żeby ce­chy te się ujaw­niły.

Szansa:

To po­stawa wo­bec za­dań, które cię au­ten­tycz­nie in­te­re­sują i eks­cy­tują.

Chęć:

To na­sta­wie­nie do za­dań, które swo­bod­nie wy­bie­rasz, na­wet je­śli wy­bra­nie ich i wy­ko­na­nie nie za­wsze jest ła­twe.

Ko­niecz­ność:

To po­stawa wo­bec za­dań, któ­rych się bo­isz, cho­ciaż trzeba je wy­ko­nać.

Po­win­ność:

To na­sta­wie­nie do za­dań, które we­dług spo­łe­czeń­stwa, bli­skich ci lu­dzi albo ja­kie­goś in­nego ze­wnętrz­nego czyn­nika po­wi­nie­neś dla wła­snego do­bra wy­ko­nać. I cho­ciaż mo­żesz się zga­dzać z taką oceną, za­da­nia z tej ka­te­go­rii nie na­leżą do tych, które pra­gniesz wy­ko­nać, ale ra­czej czu­jesz się zo­bo­wią­zany do ich wy­ko­na­nia.

Aby to le­piej zro­zu­mieć, wy­bierz ja­kąś po­zy­cję ze swo­jej li­sty spraw do za­ła­twie­nia albo ka­len­da­rza spo­tkań. Po­tem szybko, bez za­sta­no­wie­nia, za­znacz po­stawę, która naj­le­piej od­po­wiada two­jemu na­sta­wie­niu do da­nego za­da­nia: Szansa, Chęć, Ko­niecz­ność, Po­win­ność. Zdzi­wisz się, jak wiele ujawni to pro­ste ćwi­cze­nie. Je­śli na przy­kład masz w pla­nie pre­lek­cję w miej­sco­wej szkole śred­niej, mo­żesz po­my­śleć: „Mam szansę prze­ma­wiać do czte­ry­stu in­te­li­gent­nych uczniów” albo „Mu­szę prze­ma­wiać do czte­ry­stu roz­bry­ka­nych na­sto­lat­ków”. Ta sama sy­tu­acja, od­mienne po­stawy. Kiedy stwier­dzisz, ja­kie jest twoje in­stynk­towne na­sta­wie­nie, mo­żesz roz­wa­żyć ist­nie­jące moż­li­wo­ści i zde­cy­do­wać, co ro­bić da­lej.

MOŻ­LI­WOŚĆ 1: WY­KO­NAJ ZA­DA­NIE

Je­śli twoja po­stawa wo­bec da­nego za­da­nia wy­raża się sło­wami „szansa” lub „chęć”, de­cy­zja o jego wy­ko­na­niu jest ła­twa. Je­żeli do two­jej po­stawy pa­sują słowa „ko­niecz­ność” albo „po­win­ność”, na­dal mo­żesz uznać, że na­leży wy­ko­nać za­da­nie, o ile jest ono do­sta­tecz­nie ważne, cho­ciaż nie­spe­cjal­nie się do tego pa­lisz. W ta­kich oko­licz­no­ściach sta­raj się wy­wią­zać z za­da­nia w taki spo­sób, aby po­zo­stać sobą. Sa­muel na przy­kład musi nie tylko brać udział w im­pre­zach or­ga­ni­zo­wa­nych w celu zbie­ra­nia fun­du­szy, ale także zaj­mo­wać go­ści roz­mową. To główna część jego pracy, choć spra­wia mu ona duże trud­no­ści. Za­miast jed­nak sta­rać się być du­szą to­wa­rzy­stwa i na­rzu­cać so­bie nie­na­tu­ralną dla sie­bie rolę, woli roz­ma­wiać w mniej­szym gro­nie, dzięki czemu czuje się pew­niej i osiąga znacz­nie lep­sze wy­niki. Ob­jął sta­no­wi­sko, na któ­rym pewne za­cho­wa­nia są dla niego „ko­niecz­no­ścią”, ale zna­lazł taki spo­sób wy­ko­ny­wa­nia obo­wiąz­ków, żeby po­zo­stać sobą.

MOŻ­LI­WOŚĆ 2: PRZE­FOR­MU­ŁUJ ZA­DA­NIE

Cza­sami znaj­du­jąc się w sy­tu­acji „ko­niecz­no­ści” albo „po­win­no­ści”, można spoj­rzeć na nią pod in­nym ką­tem. Je­śli na przy­kład na po­czątku za­da­nie Sa­mu­ela brzmiało we­dług niego tak: „Mu­szę wziąć udział w im­pre­zie zor­ga­ni­zo­wa­nej w celu zbie­ra­nia fun­du­szy i roz­ma­wiać z go­śćmi”, mógł on je prze­for­mu­ło­wać, mó­wiąc so­bie: „Chcę opo­wie­dzieć lu­dziom o wszyst­kich tych wspa­nia­łych rze­czach, które za­pla­no­wało mu­zeum”. Zmie­nia­jąc for­mułę trud­nego i bu­dzą­cego lęk za­da­nia, mo­żemy skon­cen­tro­wać się na tych jego aspek­tach, które po­pra­wiają nam sa­mo­po­czu­cie i do­dają ener­gii, prze­su­wa­jąc je do ka­te­go­rii „szansa” albo „chęć”.

MOŻ­LI­WOŚĆ 3: ZRE­ZY­GNUJ

Nie