Związane dusze - Nana Bekher - ebook + książka

Związane dusze ebook

Bekher Nana

3,7

Opis

Ariana ma 25 lat i wielkie serce. Jest silną kobietą, która ma swoje zdanie i wie, czego chce. Właśnie dostała pracę w biurze architektonicznym, gdzie spotyka jego.

 

Camilo Estevez to zabójczo przystojny, wzbudzający postrach, bezwzględny Alfa. Nie zna miłości, czułości, troski. Wszystkich traktuje z wyższością.

 

Gdy poznaje Arianę, okazuje się, że są swoimi przeznaczonymi. Ani Ariana, ani Camilo nie zamierzają jednak ulec losowi.

Czy te dwa silne charaktery będą potrafiły znaleźć kompromis? Czy Camilo zmieni się dla Ariany? A może to ona zmusi się do zaakceptowania niechcianej więzi?

 

 

Historia Ariany i Camila zauroczyła mnie od pierwszej chwili. Pełna wzlotów i upadków walka o miłość, szczęście i swoje przeznaczenie. Autorka udowadnia, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. W tej wersji jeszcze jej nie znacie. Gwarantuję, że zakochacie się w niej na nowo. Gorąco polecam! – Anita, anitka_170

 

Nana Bekher pokazuje nam w tej książce inny świat zmiennokształtnych. Oryginalny i szalenie ekscytujący. Nie przeczytacie tutaj o miłości od pierwszego wejrzenia. Za to iskry pożądania są nad wyraz namacalne. Zapewniam, że od razu pokochacie niezależną i silną bohaterkę oraz zaborczego wilkołaka. Oboje chcą uciec przed przeznaczeniem, lecz proces już się rozpoczął… Ogromnie polecam, emocje gwarantowane! – Dominika, zaczytana_sowka

 

Nana Bekher w zupełnie nowej odsłonie – z historią, która porwała moje serce. Dwa silne charaktery i przeznaczenie, które ma połączyć bohaterów na wieki. Czy ulegną losowi i odrzucą niechcianą więź? Tego dowiecie się z tej książki, którą Wam gorąco polecam. – Monika, czytelniczka

 

Z niecierpliwością czekałam na wydanie naszych wilczków w wersji papierowej! Nana Bekher wciągnęła mnie do świata zmiennych, gdzie rządzi bezwzględny, seksowny i nieznoszący sprzeciwu Alfa Camilo. Czy zdoła przekonać do siebie piękną, ambitną, dobroduszną Arianę, z którą ma połączyć go nić przeznaczenia? To niesamowita historia pełna, miłości, namiętności i pożądania

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 397

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (240 ocen)
107
44
34
28
27
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Panda_to_ja

Nie polecam

Nie dałam rady... Brzmi jakby pisała to 12-latka. Bardzo opornie się czyta
120
Wiktoria_1995

Nie polecam

Odłożyłam po pierwszym rozdziale. Nie do przejścia.
50
muckers

Nie polecam

Ale się wynudziłam ,ta pani nie powinna pisać .
40
Magnify

Nie polecam

DNF
30
Ruddaa
(edytowany)

Nie polecam

Wielkie roczarowana. 500 stron o dupie marynie napisane mega prostackim i dziecinnym stylem. Do tego główi bohaterowie denni, bez wyrazu, dziecinni tak, że masakra. Dialogi prostackie, bez polotu, fabuła idiotyczna. Kocham ksiazki o zmiennych ale ta to jest JEDNO WIELKIE ROCZAROWANI!!! Jakby dziecko to pisało.
30

Popularność




Tej autorki w Wydawnictwie WasPos

CYKL Włoskie Pożądanie

Ginger. Włoskie pożądanie #1

Odnajdę Cię. Włoskie pożądanie #2

Mój Mefisto. Włoskie pożądanie #3

POZOSTAŁE POZYCJE

Nieznośny milioner

Będziesz moja

Przez żołądek do…

W rytmie namiętności

Związane dusze

Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka

Copyright © by Nana Bekher, 2022Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Magdalena Czmochowska

Zdjęcie na okładce: © by inarik/iStock

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-321-8

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

PROLOG

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 29

ROZDZIAŁ 30

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 32

ROZDZIAŁ 33

ROZDZIAŁ 34

ROZDZIAŁ 35

ROZDZIAŁ 36

ROZDZIAŁ 37

ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 39

ROZDZIAŁ 40

ROZDZIAŁ 41

ROZDZIAŁ 42

ROZDZIAŁ 43

ROZDZIAŁ 44

ROZDZIAŁ 45

ROZDZIAŁ 46

ROZDZIAŁ 47

EPILOG

PODZIĘKOWANIA

PLAYLISTA

Moim Czytelnikom, bo bez Was nie ma mnie

PROLOG

Kiedyś na świecie byli tylko ludzie, teraz wśród nas żyją zmienni. Wampiry, wilkołaki i inni. Każdy ma swój rząd, policję, prawo. Szkoły są tylko dla zmiennych, tylko dla wampirów lub koedukacyjnie. Do szkół dla innych ludzie trafiają rzadko i tylko wybrani. Nikt nie wie, jakim kryterium kierują się podczas wyboru. Po prostu dostają informację, że mają się stawić w danym miejscu w określonym czasie. Prawo reguluje też kwestię przeznaczonych, a konkretnie kwestie ludzkie i ich przymusowe zamieszkanie z przeznaczonym. Ustalono to po to, by chronić kobiety, które były porywane, gwałcone, oznaczane na siłę, i zmiennych, którzy wariowali bez swoich przeznaczonych. Prawo stanowi, że aby mogła być zerwana więź, przeznaczeni muszą zamieszkać ze sobą przez miesiąc. Po miesiącu, czyli podczas najbliższej pełni, na polanie, przy Kamieniu Więzi, kobieta przyjmuje więź. Niestety niewiele kobiet wie, że może też tę więź odrzucić.

Wiem o zmiennych prawie wszystko. Nie jestem jedną z nich, ale byli nimi moi rodzice oraz dziadek, a obecnie są moja babcia oraz starszy brat. Ja i siostra nie odziedziczyłyśmy genu i jesteśmy ludźmi. Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym siedem lat temu, dziadek zmarł pół roku później. Zostałam wychowana w domu o tradycjach patriarchalnych. Mój dziadek i ojciec byli apodyktycznymi, władczymi mężczyznami. Zresztą mój brat Amadeo to wierna kopia ojca. Gdyby nie moja babcia, pewnie nigdy bym nie poszła na wymarzone studia. To ona mnie wspierała, chroniła, zachęcała do realizacji marzeń. Dzięki niej świat zmiennych nie jest mi obcy, pomagała mi go zrozumieć. Ja sama z natury jestem romantyczką. Marzę o związku pełnym miłości, wsparcia, partnerstwa, wolności i radości. Chcę kochać i być kochaną. Patrząc jednak na związek mojego brata, tracę wiarę w prawdziwość twierdzenia, że bycie z przeznaczonym to szczęście. Widzę, jak on traktuje swoją przeznaczoną. Przedmiotowo, oschle, z wyższością. Nie o takim związku marzę. Mam szczerą nadzieję, że umknę przeznaczeniu i przekleństwu więzi. Dzięki babci wiem, że mogę ją odrzucić.

ROZDZIAŁ 1

PALERMO & ESTEVEZ CORPORATION

ARIANA

Nowy Jork to miasto, które chyba nigdy nie śpi. W ciągu dnia dzieje się tyle samo, co w ciągu nocy. Prawie dziewięciomiliardowa populacja składająca się z ludzi, wilkołaków, wampirów i innych zmiennych. No i oczywiście wśród tych wszystkich stworzeń jestem ja, Ariana Brennan, która dziś zaczyna swój pierwszy dzień w wymarzonej pracy. Dostałam posadę w biurze architektonicznym Palermo & Estevez Corporation. Już się nie mogę doczekać, choć trochę się stresuję. Poznałam pana Carlosa Palermo. Jest całkiem sympatyczny, wygląda na około pięćdziesiąt lat i jest wilkołakiem. Nie poznałam tylko prezesa. Nazywa się Camilo Estevez i też jest wilkołakiem, Alfą. No nic, ja się bardzo cieszę na nową pracę. Mam na utrzymaniu babcię i siostrę, więc pieniądze się przydadzą. Niestety na brata nie mogę liczyć, ale już się do tego przyzwyczaiłam.

Wkładam szarą spódnicę, białą bluzkę, czarne szpilki i z dołu zabiorę jeszcze marynarkę. Brązowe włosy lekko faluję i gotowe. Schodzę do kuchni, gdzie siedzą babcia i moja siostra, Aurelia.

– I jak? – Prezentuję się im.

– Ariano, wyglądasz ślicznie – mówi babcia.

– Dziękuję. – Uśmiecham się.

– A gdzie się tak wystroiłaś? – Moja siostra odrywa wzrok od smartfona.

– Do pracy idę.

– Super – prycha. – To kto się będzie domem zajmował?

– Na przykład ty. Masz piętnaście lat i dwie sprawne ręce – mówię.

– I życie towarzyskie. – Krzywi się.

– Aurelio – upomina ją babcia.

– Jadę – dodaję, wkładając marynarkę.

– A kto mnie zawiezie do szkoły? – oburza się Aurelia.

Wyciągam z portfela pieniądze i kładę je na stole.

– To na autobus.

– Autobus? No świetnie! – rzuca. – A na lunch, obiad?

– Weź z domu, a obiad babcia ugotuje. Lecę.

Wychodzę i wsiadam do samochodu. Aurelia niestety taka jest. Zawsze była oczkiem w głowie rodziców, rozpieszczana, ale teraz musimy liczyć się z każdym groszem. Babcia dostaje jakieś pieniądze, ale to niewiele, dlatego tak bardzo zależy mi na tej pracy. Piętnaście minut później jestem już na miejscu. Wjeżdżam windą na siódme piętro wieżowca, gdzie znajduje się biuro architektoniczne. Poznałam już wcześniej sekretarkę, Cecile, i od razu się do niej kieruję.

– Cześć, Cecile – witam się z nią.

– Cześć, Ariano.

Dziewczyna podaje mi jakieś skoroszyty i teczki.

– To od szefa – mówi.

– Od pana Palermo? – dopytuję się.

– Tak. Prosił, byś to przejrzała, i w razie pytań zgłoś się do niego – wyjaśnia.

– Dzięki.

Idę do swojego biura. Każdy pracownik ma własne. Niewielkie, ale to i tak spory komfort. W papierach jest trochę o historii firmy, są projekty, plany wykonanych budynków, szkice. To jest właśnie to, co mnie interesuje i co lubię. Przeglądam te rysunki, aż nagle rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu. Roznosi się po całym pomieszczeniu i dopiero zdaję sobie sprawę, jaka tu panowała grobowa cisza. Zerkam na wyświetlacz. Moja siostra. Jak nie poszła do szkoły, to ją chyba zamorduję.

– Co tam, Auri?

– O czwartej jest dziś wywiadówka – mówi.

– I dopiero teraz mi mówisz?

– Sorry, zapomniałam – rzuca obojętnie.

Nieodpowiedzialna małolata.

– Musisz poprosić Amadea, ja nie wiem, czy się wyrobię.

– Ari, no co ty, wiesz, jaki on jest – marudzi.

– Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Przepraszam, ale muszę wracać do pracy.

Rozłączam się, ale dobrze znam siostrę i wiem, że nic nie powie bratu, więc wysyłam mu wiadomość.

Aurelia ma dziś wywiadówkę o 4. Pójdziesz? Ja się nie wyrobię.

Amadeo odpisuje po chwili.

Żeby mi to było ostatni raz.

Nie no świetnie! No ale czego mogę się spodziewać po wielkim Becie. Wiecznie zapracowany i zajęty. Chrzanić to! Zbieram teczki i idę do pana Palermo. Gdy mijam kolejne biuro, słyszę krzyki dobiegające zza drzwi.

– Najprostszą sprawę potrafisz spieprzyć! – Słyszę podniesiony głos mężczyzny.

Podchodzę bliżej, przysłuchując się rozmowie, choć trudno to nazwać rozmową.

– Jeśli nie wykonacie zadania, zostaniecie surowo ukarani!

A kim jest ten gość, żeby się tak wydzierać? Gdy chcę przejść dalej, nagle otwierają się drzwi, z którymi momentalnie się zderzam. Z rąk wypadają mi teczki i czuję, jak na czole rośnie mi guz. Schylam się, by pozbierać papiery, i moje spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem sprawcy mojego guza i rozwalonych papierów.

– Przepraszam – mówi mężczyzna, przeszywając mnie wzrokiem.

To ten głos. To on tak krzyczał. Dupek jeden. Czuję dziwny dreszcz. Jego błękitne oczy wpatrują się w moje, hipnotyzując mnie. Wyczuwam, że to wilkołak.

– Mógłbyś trochę uważać – rzucam.

Podnoszę się, poprawiając spódnicę.

– A ty mogłabyś chodzić prawą stroną, gdzie nie ma drzwi – kwituje. – Proszę. – Podaje mi jeszcze jedną teczkę.

Nic nie mówiąc, biorę od niego teczkę. Mijam go i idę dalej korytarzem. Czuję na sobie jego spojrzenie tak, jakby był tuż za mną. Odwracam się. Nikogo nie ma. Boże, co to było?

CAMILO

Co to było? Ta dziewczyna… Jest w niej coś intrygującego, coś pociągającego, a przy okazji wkurwiającego. Teraz nie mam głowy, by o tym myśleć. Mój głupi brat Cesar odpowiednio podniósł mi ciśnienie. Na nikogo nie można liczyć. Wchodzę do swojego biura i przeglądam teczki ostatnio przyjętych pracowników. Jest. Ariana Brennan. Nie było mnie dwa tygodnie i to Carlos ją przyjął. Niezła jest. Ma takie przenikliwe spojrzenie. Te jej niebieskie oczy… Można by się w nich zatracić. Dobra, wystarczy. Mam na tyle pracy, że nie mam czasu rozmyślać o tej małej, ale najpierw kawa. Nie będę ganiał Cecile, sam sobie zrobię. Idę do naszej kuchni i nastawiam wodę. Wyjmuję filiżankę i sypię dwie łyżeczki kawy. Gdy woda się gotuje, zalewam kawę. Mleko. Otwieram lodówkę i odkręcam mleko. Gdy chcę wlać je do kawy, słyszę głos za plecami.

– Hej.

Aż podskakuję i oblewam się tym pierdolonym mlekiem.

– Kurwa! – syczę i się odwracam.

– Ach, to ty. – Dziewczyna wydaje się zawiedziona.

Ariana spogląda na mnie i się śmieje.

– Masz mleko na marynarce i spodniach – mówi z lekką kpiną.

– Widzę!

– Trzymaj. – Dziewczyna podaje mi ręcznik kuchenny.

– Dzięki – odpowiadam chłodno i wycieram się.

– À propos, nie wiesz, gdzie znajdę tego Esteveza? – pyta, a ja się prostuję.

Masz go przed sobą.

– A co chcesz od niego? – pytam.

– Nie podpisał mi jeszcze umowy.

Kurwa! Faktycznie. Zapomniałem.

– Zostaw umowę u Palermo, na pewno mu przekaże – mówię.

– W sumie. – Dziewczyna wzrusza ramionami.

Mija mnie i otwiera lodówkę. Mmm… Zaciągam się jej zapachem. Pachnie słodko, smakowicie, świeżymi truskawkami.

Po chwili po prostu wychodzi, a ja czuję ucisk w spodniach. Cholera jasna! Tak właściwie nie wiem, czemu jej nie powiedziałem, że to ja jestem Estevez. Zrobiłem z siebie kompletnego idiotę przed nią. Ja, wielki Alfa, prezes ogromnej firmy z mokrymi spodniami i marynarką. Nie no, kurwa, świetnie!

ARIANA

Do domu wracam koło szóstej. Dziś miałam więcej pracy, ale normalnie będę pracować do trzeciej. Już od progu słyszę awanturę pomiędzy Amadeem a Aurelią.

– Czego wy tak krzyczycie? – pytam.

– O dobrze, że jesteś. – Brat gniewnie się do mnie odwraca.

– Co jest? – Nadal nie wiem, o co chodzi.

– Aurelia jest zagrożona z trzech przedmiotów! – warczy. – Jak ty jej pilnujesz?!

– Nie krzycz na mnie – upominam go.

– Ty jesteś za nią odpowiedzialna! – podnosi głos.

O nie, przeginasz.

– Tak, ja i przypominam ci, że to też twoja siostra, a ty nam wcale nie pomagasz – wyrzucam mu.

– Mam swoje sprawy.

– Więc nie wtrącaj się w nasze – prycham.

– Sama chciałaś, żebym poszedł na wywiadówkę.

– Bo czasem też potrzebuję pomocy od ciebie. Zajmuję się domem, babcią, Aurelią, pracuję i zarabiam, byśmy miały co do garnka włożyć, a ty żyjesz jak pączek w maśle i jeszcze masz do mnie pretensje! – wykrzykuję niemalże.

– To widocznie nie najlepiej sobie radzisz – krytykuje mnie.

Unoszę brwi w zaskoczeniu.

– Wiesz co, wyjdź – wyganiam go. – Nie jestem twoją przeznaczoną i nie będziesz mną rządził. Poradzę sobie.

Amadeo się waha, ale odwraca się i wychodzi z domu, trzaskając drzwiami. Całe szczęście babcia jest w ogrodzie i nie słyszała tego. Zawsze się denerwuje naszymi kłótniami.

– Dzięki, że się za mną wstawiłaś – mówi Aurelia.

– Z czego te zagrożenia? – pytam chłodno.

– Matma, hiszpański i fizyka. – Krzywi się.

– Z matematyki i fizyki ci pomogę – mówię. – Popytam, kto mógłby ci pomóc z hiszpańskiego.

– Okej – mówi obojętnie.

– Auri, i proszę cię, ucz się.

– Dobra, ja muszę lecieć! – rzuca, kierując się do drzwi.

– A ty gdzie?

– Do Mili, robimy projekt na lekcję – odpowiada.

– O ósmej masz być w domu!

– Okej!

Boże, co za dzień. Najpierw ten ciamajda z pracy, a teraz kłótnia z Amadeem. Muszę coś zjeść i wziąć kąpiel. Nie mam już dzisiaj sił.

ROZDZIAŁ 2

WYDAM CIĘ ZA MĄŻ

ARIANA

Po wczorajszej kłótni z Amadeem jestem tylko wściekła. Jeszcze problemy z Aurelią, ale muszę jej pomóc. To mądra dziewczyna, niestety strasznie leniwa. Nic jej się nie chce, choć uwielbia geografię i historię i wiem, że z tych przedmiotów ma piątki. Gdyby tylko wzięła się do pracy, toby wyciągnęła całkiem dobrą średnią. Ach, jeszcze te korepetycje…

– Ariano! – Cecile mnie zatrzymuje.

– Tak? – Podchodzę do niej.

– Twoja umowa. – Wręcza mi dokument.

– Dzięki.

Zerkam na papier. Podpisana przez Esteveza. Jak ja go wczoraj minęłam?

– A prezes jest dzisiaj? – pytam.

– Jest, tylko nie wiem, czy akurat teraz jest w firmie, bo miał jechać na budowę – odpowiada.

– Rozumiem… – Rozmyślam. – O! A może ty mi pomożesz? – Wpadam na pomysł.

– Co tam?

– Potrzebuję kogoś, kto by podszkolił moją młodszą siostrę z hiszpańskiego – mówię.

– Wiesz co, zapytam mojego brata – proponuje. – Zna hiszpański i myślę, że jej chętnie pomoże.

– Mogłabyś?

– Jasne.

– Boże, z nieba mi spadłaś. – Uśmiecham się życzliwie.

– Żaden problem.

– Dziękuję. Dobra, zmykam do pracy. Muszę posegregować jakieś plany.

– Współczuję. – Krzywi się. – Trochę tego jest.

– Wyobrażam sobie – prycham lekko. – Do zobaczenia na lunchu.

– Na razie.

Wchodzę do siebie i zabieram się do segregowania tych planów. Po chwili moje myśli wędrują zupełnie gdzie indziej. Wysoki, dobrze zbudowany, o hipnotyzujących niebieskich oczach… Tylko niezła gapa z niego. Ciekawe, w którym dziale pracuje? Mogłam go chociaż zapytać o imię. Dobra, Ari, skup się.

O jedenastej idę na lunch. Na parterze jest fajna knajpka. Spotykam tam Cecile. Zamawiam sałatkę z ryżem, tuńczykiem i kukurydzą oraz zieloną herbatę z opuncją figową i siadam obok dziewczyny.

– Dobry wybór – mówi, patrząc na mój lunch. – Ta sałatka jest najlepsza w mieście.

– Uwielbiam ryby.

– I jak ci się u nas podoba? – pyta.

– Jest super, choć chętnie bym się wyrwała na jakąś budowę.

– Spokojnie, Estevez na pewno cię zabierze.

– O ile będę miała okazję go poznać. – Krzywię się.

– Wiesz, no on właśnie często jeździ na budowy, dogląda, co i jak – wyjaśnia. – Palermo zaś bardziej zajmuje się sprawami w biurze.

– Ten Palermo to taki w porządku, sympatyczny jest.

– Za to Estevez to jego przeciwieństwo. – To brzmi zupełnie ostrzegawczo.

– Tak?

– Niestety.

– Jaki on właściwie jest? – pytam.

– No cóż, jest władczy, stanowczy, wywyższa się, raczej nie wzbudza sympatii – wymienia – ale ma jeden wielki plus.

– Tak? Ciekawe jaki? – Przechylam głowę.

– Jest zabójczo przystojny. – Śmieje się.

– No cóż, nie mogę tego stwierdzić.

– Zobaczysz, zmiękną ci nogi na jego widok – uśmiecha się – ale podobno jest taki, bo jeszcze nie znalazł swojej Luny – dodaje.

– Nie ma przeznaczonej?

Cecile kręci głową.

– Ale wiesz co, współczuję dziewczynie.

– No chyba, że go ujarzmi.

– Życzmy jej szczęścia, gdziekolwiek ona teraz jest.

Uśmiechamy się do siebie.

CAMILO

Postanawiam wykorzystać okazję i jadę do domu Ariany. Jej siostra potrzebuje korepetycji z hiszpańskiego, a ja jej tych korepetycji udzielę. Wychodzę z firmy i jadę do nich. Jakiś czas później jestem na miejscu i dzwonię dzwonkiem do drzwi.

– Dzień dobry – mówię, gdy otwiera mi staruszka.

– Witaj, Alfo – pochyla głowę – proszę – dodaje i wpuszcza mnie do środka.

– Siostra Ariany potrzebuje korepetycji z hiszpańskiego.

– Ach, tak – kobieta się uśmiecha – to niesforna dziewczyna. Aurelio, pozwól proszę – woła ją.

Po chwili po schodach schodzi młoda dziewczyna. No, muszę przyznać, że bardzo podobna do starszej siostry. Ma tylko dłuższe włosy, ale te same rysy twarzy, ten sam kolor oczu. Dziewczyna obojętnym krokiem podchodzi do nas.

– Buenas tardes, señorita1 – mówię do dziewczyny.

Babcia ją szturcha.

– Buenas… tardes, señor2 – odpowiada niepewnie.

– To gdzie możemy się pouczyć? – pytam.

– Zapraszam do salonu – mówi kobieta. – Zaproponuję herbatę. – Uśmiecha się serdecznie.

– Poproszę. – Odwzajemniam uśmiech i siadam z Aurelią w salonie.

ARIANA

Kiedy wychodzę z pracy, dzwoni do mnie Maya. To dziewczyna mojego brata.

– Hej, Maya, co tam?

– Ariano – szlocha – błagam, przyjedź po mnie.

– Mayu, co się stało? – pytam zmartwiona.

– Proszę, przyjedź, wszystko ci powiem – odpowiada łamiącym się głosem.

– Jasne. Mayu, gdzie jesteś?

– W przychodni – łka.

– Czekaj na mnie. Już jadę.

Wsiadam szybko do samochodu i jadę do przychodni. Wiem do której, bo kiedyś byłam tam z Mayą. Coś mam przeczucie, że ma to związek z moim bratem. Aż się we mnie gotuje. Podjeżdżam pod budynek. Maya siedzi na ławce i płacze.

– Maya, co się stało? – Podchodzę do niej.

– Amadeo…

Łeb mu urwę normalnie.

– Coś ci zrobił?

– Wściekł się, bo okazało się, że będziemy mieć córkę, a nie syna. – Pociąga nosem. – Zostawił mnie tu.

– Co takiego? – Jestem zaskoczona.

– Powiedział, że oczekuje ode mnie następcy, a ja chcę mu dać jakąś słabą dziewczynę.

– Co za dupek. – Krzyżuję ręce. – Chodź, odwiozę cię do domu.

– Dziękuję.

– I gratuluję ci córeczki – gładzę ją po ramieniu – będziesz wspaniałą mamą.

Piętnaście minut później jesteśmy u nich w domu. Wchodzimy do środka. Maya wciąż jest zdenerwowana i roztrzęsiona. Nagle zjawia się mój brat. Gniewnie na nas patrzy.

– A co wy się zmówiłyście? – warczy.

– Jak mogłeś zostawić Mayę w przychodni i robić jej awantury? – wyrzucam mu.

– Ona ma mi dać syna, nie chcę córki – syczy.

– Ona jest twoją przeznaczoną i powinieneś ją szanować – przypominam mu.

– Ty głupia smarkulo, wyjdź z mojego domu! – nakazuje.

Obracam się na pięcie i wychodzę, trzaskając drzwiami. Biedna Maya… I pomyśleć, że ten dupek jest moim bratem. Wielki, przemądrzały Beta-Sreta. Już mam go po dziurki w nosie. Wsiadam do auta i wracam do domu. Gdy jestem na terenie naszej watahy, widzę w lusterku samochód brata. A ten tu czego? Wysiadam, a Amadeo za mną.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem, gówniaro! – krzyczy.

W jego oczach widzę niebezpieczny błysk. Cholera, będę mieć przerąbane, jak jego wilk przejmie nad nim kontrolę.

– Uspokój się, dobrze? Zdajesz sobie sprawę, że zraniłeś Mayę? – Wbiegam do domu, a on za mną.

– A czy ty zdajesz sobie sprawę, że jesteś za bardzo pyskata?!

Prycham.

– Czy twoja kobieta wie, że ze względu na złe traktowanie może od ciebie odejść, a ty nie dość, że będziesz musiał uszanować jej decyzję, to jeszcze będziesz musiał zapewnić godne życie, jej i dziecku? – pytam dumnie.

Jego mina jest bezcenna. Szok, zdumienie, zaskoczenie, a w końcu złość.

– Skąd o tym wiesz? – syczy.

Tylko wzruszam ramionami.

– Zastanawiam się, czy nie pora jej uświadomić, jakie ma prawa? – Krzyżuję ręce.

– Ty mała… Tylko spróbuj, a pożałujesz – grozi mi. – Nikt cię nie obroni, jeśli będę musiał…

– To co? Pobijesz mnie, zamkniesz w piwnicy, zabijesz? – pytam z drwiną.

– Wydam cię za mąż – mówi pewnie.

Przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz.

CAMILO

Stoję jak nie ja i przysłuchuję się rodzeństwu. Widzę, że między nimi iskrzy. Wychodzę na korytarz, czas przerwać tę jakże miłą wymianę zdań.

– Witam, Alfo, co cię sprowadza do mojego domu?

– Twojego? – prycha oburzona dziewczyna. – To dom mój, Aureli i babci.

– A ty – spogląda na mnie – co ty tu właściwie robisz?

– Ty ignorantko! – krzyczy jej brat. – To nasz Alfa, Camilo Estevez.

Wyraz twarzy Ariany jest bezcenny, gdy dociera do niej, kim jestem. Dziwi mnie tylko, że nie pochyla głowy jak inni, by okazać mi szacunek. Nie spuszcza nawet wzroku. Unosi dumnie głowę. Co za dziewczyna. Aż robi mi się ciasno w spodniach.

– Nazywam się Camilo Estevez – przedstawiam się, wyciągając dłoń do dziewczyny. – Miło mi cię poznać. Oficjalnie.

Dziewczyna uśmiecha się, pewnie na wspomnienie zdarzenia z kuchni. Kiedy podaje mi dłoń, czuję, jakby kopnął mnie prąd. Ariana też to czuje, sądząc po wyrazie jej twarzy. Nie, to nie może być prawda. Co jest, kurwa?! Ariana szybko wybiega na dwór drzwiami tarasowymi.

1Dzień dobry, panienko.

2Dzień dobry panu.

ROZDZIAŁ 3

JA NIE CHCĘ

CAMILO

Co tu się, cholera, dzieje?

– Jak masz na imię? – pytam chłopaka.

– Amadeo, Alfo – odpowiada z pokorą.

– Co to za kłótnia pomiędzy tobą a siostrą?

– A, to tylko rodzinne sprzeczki – wymiguje się.

– Odniosłem inne wrażenie. Ariana wspominała coś o twojej przeznaczonej.

– Tak, Alfo.

– Syn czy córka? – dopytuję się.

– Córka – odpowiada po chwili niezbyt zadowolony.

– Twoja partnerka spodziewa się twojego dziecka, a ty chyba zapominasz, jak należy traktować swoją kobietę. Z szacunkiem – przypominam mu.

– To nie jest tak, Alfo. Jestem Betą, oczekuję od niej syna – warczy.

– Nie podnoś na mnie głosu! – upominam go, a on spuszcza głowę.

Skoro ma partnerkę, musi o nią dbać i traktować ją z należytym szacunkiem. Całe szczęście, ja nie mam tego problemu.

– Masz dbać o swoją kobietę – mówię. – I zmień stosunek do Ariany, to twoja siostra.

– Alfo, to pyskata gówniara, ale już wkrótce zostanie utemperowana.

O czym on mówi?

– Co masz na myśli? – Ściągam brwi.

– Wkrótce wydam ją za mąż – mówi, a we mnie narasta wściekłość.

Chwytam chłopaka za gardło i dociskam do ściany.

– Zrób to, a pozwolę, by wampiry spuściły z ciebie całą krew – grożę mu.

Puszczam go i wychodzę z ich domu. Jestem wściekły po tym, co usłyszałem od tego Bety. Jeszcze ta cała sytuacja z Arianą. Jestem pewien, że ona poczuła to samo. Ale że ona? Moją przeznaczoną? Nigdy tego nie chciałem. Po co mi jakaś partnerka? Jeszcze w dodatku ta mała… Cholera jasna!

CYNTHIA

Będąc w ogrodzie, przycinam moje piękne róże, a i tak słyszę kłótnię wnuków. Znowu Amadeo. Czego on jeszcze chce? Odebrał Ari pieniądze po matce, chcąc zmusić ją do posłuszeństwa, prawie wyrzucił dziewczyny z domu i ciągle mu mało. Martwi mnie to, że rodzeństwo nie może się dogadać. Cała wina leży po stronie zięcia, świętej pamięci dupka, który uważał, że okazywanie uczuć jest poniżające, a kobietę i dzieci trzeba trzymać krótko. Martwię się, co będzie, jak mnie zabraknie.

– Co się stało, kochanie? – pytam, widząc biegnącą do mnie Ari. – Czemu jesteś taka zdenerwowana?

– Babciu, spotkałam go – mówi roztrzęsiona. – Ja nie chcę, nie chcę. – Nerwowo potrząsa głową.

Boże, co się stało, że dziewczyna jest w takim stanie?

– Kogo spotkałaś, czego nie chcesz? – pytam zaniepokojona.

– Przeznaczonego. – Patrzy na mnie przerażona.

Tyle mi wystarczy. Wiele razy rozmawiałyśmy na ten temat. Opowiadałam Ari o tym, jak spotkałam Bena, o uczuciach, więzi i miłości. O dotyku i iskierkach. Jak była młodsza, sama prosiła o te opowieści, a potem… Potem już nie chciała. Przestała wierzyć. Ojciec i brat pozbawili ją złudzeń.

ARIANA

Nie mogę się z tym pogodzić. Nie chcę go. Nie chcę go jako swojego partnera. Nie dam się nikomu podporządkować, poniżać i obdzierać z godności. Wystarczająco napatrzyłam się na biedną Mayę. Nie chcę takiego życia. Już wolę być sama, przynajmniej nikt nie będzie się nade mną znęcał i źle mnie traktował. O nie. Nie pozwolę na to. Tylko co z pracą? Kurczę, potrzebuję jej. Ciężko pracowałam, by zdobyć tę posadę, a teraz przez tego dupka ciamajdę miałabym zrezygnować? Mam odłożone pieniądze, ale już się kończą. Dzięki wypłacie, którą dostanę, będziemy miały za co przeżyć, więc nie mogę teraz porzucić tej pracy, ale chyba zacznę szukać innej. Odejdę, gdy coś znajdę.

Następnego dnia w nie najlepszym humorze jadę do pracy. Nie chcę tam spotkać jego. A ja go pytałam o Esteveza.

– Cześć, Cecile. – Uśmiecham się do dziewczyny.

– Cześć, Ariano, dzisiaj mamy zebranie o pierwszej.

– Dzięki.

Gdy chcę iść do swojego biura, zjawia się Camilo.

– Panno Brennan, zapraszam do mnie – mówi chłodno.

– Mam dużo pracy.

– Teraz – nakazuje.

Dupek! Niechętnie wchodzę do otwartego biura.

– Słucham – mówię.

– Bardzo oficjalna jesteś.

– I zapracowana – dodaję.

– Posłuchaj, wczoraj, gdy podałaś mi dłoń…

Boże, on naprawdę to poczuł.

– Ten prąd…

– Nie wiem, o czym pan mówi. – Potrząsam głową, a Camilo sztywnieje.

– Ariano, nie wyprzesz się tego. Wiesz, co to oznacza.

– Wiem, że mam sporo pracy, do której muszę wrócić. Do widzenia. – Odwracam się.

– Ariano, w ten sposób tego nie załatwimy.

Daj mi spokój.

Ignoruję go i szybkim krokiem idę do drzwi.

– Ariano!

Wbiegam do siebie, zatrzaskując za sobą drzwi. Wiedziałam, że tak będzie. Już teraz chcę odrzucić więź. Nie pozwolę się zamknąć w domu i być jego niewolnicą, która ma mu rodzić dzieci. Utrzymuję siebie, siostrę, babcię, zajmuję się domem, nie potrzebuję żadnego faceta.

O pierwszej idę na zebranie. Siadam na końcu, by być jak najdalej niego. Kiedy Camilo przekracza próg sali, przechodzi mnie dziwny dreszcz. Rozgląda się i szybko wyłapuje moje spojrzenie. Spuszczam wzrok. Już teraz wiem, że unikanie go będzie trudne, ale dam radę. Jest moim szefem, ja jego podwładną, łączy nas tylko praca. Po zebraniu wracam do swojego biura. Widzę, jak Camilo wsiada do windy. To dobrze, przynajmniej już go dziś nie zobaczę. Zaraz po trzeciej wracam do domu. Od progu słyszę jakieś hiszpańskie słówka. Nie no, nie wierzę. Nie byłby na tyle bezczelny, by przyjść do mojego domu. Skradam się na palcach i podchodzę bliżej salonu. To są jakieś kpiny! Camilo podnosi głowę i odwraca się w moją stronę.

– Ariano…

– Co pan tu robi? – Krzyżuję ręce, spoglądając na niego gniewnie.

– Uczę Aurelię hiszpańskiego – odpowiada.

– Jasne. – Przewracam oczami.

– Ari, ale pan Estevez jest świetny – mówi podekscytowana Aurelia. – W końcu rozumiem, o co chodzi z tą gramatyką.

– Tak – mówię cicho i idę do kuchni.

Muszę pogadać z Cecile o jej bracie. Może zgodzi się pomóc Aurelii? Nie chcę, by szef tu przychodził. Po chwili do kuchni wchodzi babcia.

– Co tam, wnusiu? – pyta.

– Babciu, on tu znowu jest – mówię cicho.

– Spokojnie, kochanie, nie denerwuj się.

– Ale on to zrobił specjalnie – unoszę się. – Myśli, że w ten sposób się do mnie zbliży.

– Ari, on tylko pomaga twojej siostrze – przekonuje mnie.

– Znajdę jej innego korepetytora – mówię, wyjmując talerz z szafki.

– Dobrze, zrób tak, jak uważasz, ale do tego czasu nie pozbawiaj jej tych lekcji. Dużo z nich wynosi. – Uśmiecha się do mnie.

Wiem, że babcia ma inne odczucia co do tego. Te iskierki, porywy miłości, ale ja nie wierzę w taką miłość. I tak odrzucę więź, więc niech Estevez lepiej odpuści. Gdy jego już nie ma, wracam do domu. Boże, w całym pomieszczeniu czuć jego zapach. Świeżej, morskiej bryzy. Otwieram szeroko wszystkie okna.

– Co ty robisz? – pyta Aurelia.

– Wietrzę. Nie widać?

– A co ty taka nerwowa jesteś? – Zamyka książki.

– Miałam ciężki dzień w pracy. Słuchaj, Auri, poszukam ci innego korepetytora – mówię.

– Nie. – Wstaje z krzesła.

– Pan Estevez nie będzie cię więcej uczył.

– Właśnie, że będzie.

– Aurelia!

– Ty to jesteś jakaś nienormalna! – warczy. – Najpierw chcesz, żebym się uczyła, poprawiła stopnie, a teraz zabierasz mi korki?

– Mówiłam, że znajdę ci kogoś innego.

– Ale ja nie chcę nikogo innego! – upiera się. – Chcę jego!

Prostuję się. Co ona wyprawia? Nigdy się tak nie zachowywała. Tu chodzi o naukę, i to hiszpańskiego, którego nie lubi.

– Aurelia, ty się w nim zakochałaś? – Marszczę gniewnie brwi.

– Oszalałaś?! – oburza się. – Owszem, niezłe ciacho z niego, ale jest dla mnie za stary. Weź ty się puknij w głowę.

– Auri.

– Poza tym on jest raczej zainteresowany tobą – mówi, wchodząc po schodach.

– Co? – Biegnę za nią. – Co mówił?

– Nie mówił, tylko pytał. – Uśmiecha się.

– Ale co pytał?

– No wypytywał się o ciebie, takie tam. A teraz spadaj, będę słuchać muzyki. – Zamyka mi drzwi przed nosem.

Ta małolata mnie kiedyś wykończy. A Camilo? No dupek jeden! Niech się tak mną nie interesuje.

Następnego dnia będąc w pracy, staram się go unikać. Wiem, że dziś też ma mieć korepetycje z Aurelią, więc muszę mu powiedzieć, że je odwołuję. Na zawsze. Niepewnie pukam do jego gabinetu.

– Proszę – mówi po chwili, a ja otwieram drzwi.

Camilo podnosi na mnie wzrok.

– To ty – burczy pod nosem i wstaje z fotela.

– Też się nie cieszę, że cię widzę – odpowiadam cicho, a on marszczy brwi, chyba usłyszał.

– Słucham, co cię do mnie sprowadza?

– Chodzi o korepetycje. Dziękuję za pana poświęcony czas, ale Aurelia już ich nie potrzebuje – mówię pewnie.

– Odnoszę inne wrażenie. – Podchodzi bliżej. – Aurelia ma jeszcze sporo materiału do nadrobienia.

– Poradzi sobie. – Uciekam wzrokiem. – Zresztą, nie stać nas na lekcje.

– Po pierwsze nie poradzi sobie bez nauczyciela, a po drugie robię to nieodpłatnie. Nie chcę pieniędzy. – Lekko rozchyla usta, a mnie przechodzi dreszcz.

– Znajdę kogoś innego.

– Jeśli Aurelia stwierdzi, że źle ją uczę, to sam zrezygnuję.

Szlag!

– Coś jeszcze?

Ściągam gniewnie brwi, nic nie mówiąc.

– To proszę wracać do pracy – oznajmia i wraca na fotel.

Palant!

Odwracam się na pięcie i wychodzę z jego biura. Pewny siebie gbur. Jak ja go nie lubię. Muszę jak najszybciej znaleźć nową pracę. Wiem, że w innej firmie architektonicznej nie mam szans, bo składałam już do nich podania, ale nie szukają nowych pracowników. Zapytam w restauracji niedaleko naszego domu. Tydzień temu jeszcze było ogłoszenie, że potrzebują kelnerki. Mniejsze pieniądze, ale nie mogę pracować z Camilem. Wszędzie czuję jego obecność.

ROZDZIAŁ 4

PODJĄŁEM DECYZJĘ

ARIANA

Wracając z pracy, wstępuję do restauracji. Nie zarobię tu kokosów, ale warto spróbować. Podchodzę do baru.

– Dzień dobry. Mogę poprosić szefa albo szefową? – pytam chłopaka za barem.

– Dzień dobry, szefa nie ma, ale mogę poprosić menadżerkę – proponuje.

– Poproszę.

Chłopak wychodzi na zaplecze i po paru minutach wraca z kobietą. Elegancko ubrana brunetka koło czterdziestki mierzy mnie wzrokiem.

– Dzień dobry – mówię. – Ja w sprawie ogłoszenia o pracę. – Odwracam się, wskazując na kartkę przyklejoną na drzwiach.

– To jeszcze to wisi? – Spogląda gniewnie do chłopaka. – Niestety, złociutka, ale dwa dni temu zatrudniliśmy dziewczynę – mówi. – Chyba że chcesz zająć miejsce tego niedorajdy, który nie potrafi kartki zerwać z drzwi.

Cholera, ale niezręcznie. Chłopak się rumieni i spuszcza wzrok.

– Dziękuję – mówię. – Jeszcze się rozejrzę. Do widzenia.

Uciekam stamtąd, słysząc, jak ta kobieta ochrzania tego chłopaka. Chyba jednak wolę Camila. On przynajmniej mało się odzywa.

Gdy wchodzę do domu, zastaję w środku Mayę. Siedzi z babcią w kuchni i pije herbatę.

– Cześć, laski – mówię z uśmiechem, wchodząc do pomieszczenia.

– Cześć, Ari – Maya podnosi na mnie wzrok.

– Podać ci obiad? – pyta babcia.

– Dziękuję. Zjem za chwilę. A co ty taka smutna? – Siadam koło dziewczyny.

– Nie, to nic takiego. – Potrząsa głową.

– Mój brat?

– Nadal się wścieka o dziecko – mówi smutno.

– Idiota – syczę.

– Przejdzie mu, jak już mała się urodzi. Zobaczysz. – Babcia się uśmiecha.

– Wiecie, jak chce jej dać na imię?

– Jak? – pytam.

– Taylor. Żeby nie wskazywało na płeć dziecka.

– Idiota. – Kręcę głową. – Maya, musisz postawić na swoim. Nie pozwól mu na takie traktowanie.

– Co ja mogę, Ari? – Wzrusza bezradnie ramionami. – Amadeo to mój przeznaczony, mieszkam z nim, noszę jego dziecko, muszę okazywać mu szacunek.

– On tobie też – podkreślam.

Nagle do kuchni wpada mój brat.

– Jedziemy! – warczy.

Wstaję z krzesła i kieruję się do drzwi.

– W tym domu się nie krzyczy. – Mijam go obojętnie i idę na górę.

Nie mam ochoty na kolejną kłótnię z nim. On się nie zmieni. Szkoda mi Mai. To dobra, miła dziewczyna. Znam ją od dawna. Chodziłyśmy razem do szkoły. Zawsze była taka radosna i uśmiechnięta, a teraz? Chodzi smutna i płacze po kątach przez tego idiotę, mojego brata. Maya nie zasługuje na takie traktowanie. Amadeo powinien nosić ją na rękach, tym bardziej że nosi jego dziecko… O czym ja mówię? Przecież ten cały Camilo traktowałby mnie tak samo. Moim zadaniem byłoby podporządkować się wielkiemu Alfie i rodzić mu dzieci. W niedługim czasie wyglądałabym tak jak ta biedna Maya. Niedoczekanie.

CAMILO

Co ta dziewczyna ze mną robi? Jest piękna i uparta. Jej głos, mimo że groźny i buntowniczy, powoduje dziwne drżenie wewnątrz mnie. Nie chcę tej więzi, nie chcę tego zamieszania, tej huśtawki emocjonalnej, tego uwięzienia. Z drugiej strony ciągnie mnie do niej, cały czas mam ją w głowie. Jak ona pięknie wygląda, taka skupiona na pracy.

– I co, pogadałeś z nią? – pyta na wejściu mój brat, nawet się nie przywitał.

– Nie, wczoraj uciekła, a dzisiaj wykręciła się pracą.

– Wiesz, że nie możesz zwlekać z rozmową, wiesz, czym to grozi – przypomina mi.

– Och, daj spokój, brat. Wiesz, że nie chcę partnerki, nie chcę tego całego bałaganu – upieram się przy swoim. – Jak patrzę na ciebie, silnego Betę, który przy swojej kobiecie zmienia się w kisiel, to mi się odechciewa.

– Nie mówisz tego poważnie? – Potrząsa głową. – Nie znasz tego uczucia, tych iskierek przyjemności, gdy twoja ukochana znajduje się niedaleko. Nigdy jej dotyku nie pomylisz z innym, jej dotyk i zapach zawsze ukoją twoje nerwy i twojego wilka. Ech, trudno to opisać – prycha.

– Tak, a przy okazji jest zagrożeniem dla mnie i watahy – rzucam. – Wolę jej nie mieć, niż bać się, że jej strata nas zniszczy.

– Boisz się, ty się po prostu boisz. – Śmieje się ze mnie. – Mój brat, wielki i groźny Alfa, boi się małej kobietki.

– Milcz! To, że jesteś moim bratem, nie upoważnia cię do takiego zachowania – upominam go. – Podjąłem decyzję. Nie chcę więzi, już teraz ją odrzucę – mówię pewnie.

– Nie możesz. Obowiązuje cię miesiąc próbny. – Lekko się uśmiecha. – Tobie, Alfie, nikt tego prawa nie odpuści.

– Jestem Alfą – podkreślam.

– I potrzebujesz Luny – dodaje.

– Wiesz, czego potrzebuję? – syczę. – Świętego spokoju, więc wyjdź!

– Przeznaczenia nie oszukasz – rzuca na odchodne.

Szlag!

Muszę jakoś porozmawiać z tą dziewczyną i dojść do porozumienia. Ona mnie nie chce, ja nie chcę jej, więc problem z głowy. Szkoda tylko, że to nie jest takie proste. Może Wielka Rada w naszym przypadku zgodzi się na odwołanie tego miesięcznego okresu próbnego? Jeśli oboje się z tym do nich zwrócimy, powinni to zaakceptować.

ARIANA

Nie rezygnuję z poszukiwań nowej pracy, ale na razie muszę chodzić do tej. Dobrze tu zarobię, ale z drugiej strony jest Camilo.

– Co jesteś taka przygnębiona, wnusiu? – pyta mnie babcia.

– Aurelia już wyszła?

– Tak, dziesięć minut temu – odpowiada. – Co jest, kochanie?

– Sama nie wiem. – Kręcę głową.

– Chodzi o pana Camila, twojego przeznaczonego?

– Babciu, to nie jest…

– Nie denerwuj się – uspokaja mnie. – Ja wiem, że napatrzyłaś się na związek rodziców, związek brata, ale to nie zawsze tak wygląda.

– Chyba nie chcę się przekonywać. – Podnoszę na nią wzrok.

– To co zamierzasz?

– Znaleźć nową pracę.

– Wiesz – mówi – jak skończyłam szkołę, pracowałam na dwa etaty. Mieliśmy trudną sytuację w domu – opowiada. – W tygodniu pracowałam w sklepie ogrodniczym, a w weekendy sprzedawałam bilety w kasie w kinie. A wiesz, co było w tym najlepsze?

– Co? – Potrząsam głową.

– Mogłam oglądać filmy za darmo – odpowiada i się śmiejemy.

Babcia jest niesamowita. Ona zawsze w każdej sytuacji widzi jakąś dobrą stronę. Jest dla mnie ogromnym wsparciem. No nic, muszę szykować się do pracy. Dziś wkładam dżinsy i zwiewną bluzkę. Włosy upinam w kucyk, robię delikatny makijaż i ruszam do pracy. Dziesięć minut później jestem na miejscu. Najpierw spotykam Cecile.

– Cześć, Cecile – mówię z uśmiechem.

– Cześć, szef chce cię widzieć – mówi poważnie.

– Pan Palermo?

Dziewczyna kręci głową.

– Estevez.

Szlag!

– Dobra. Jest u siebie? – pytam.

– Tak. Powodzenia.

Idę korytarzem do jego biura. Gdy podchodzę do drzwi, przechodzi mnie zimny dreszcz, a żołądek boleśnie się kurczy. Ari, weź się w garść. Niepewnie pukam do drzwi.

– Proszę! – Słyszę niemalże natychmiast.

Naciskam na klamkę i popycham drzwi. Camilo podnosi na mnie wzrok. Czy on musi być tak cholernie przystojny? W worku na ziemniaki wyglądałby jak grecki bóg. Mam ochotę się spoliczkować za te durne myśli.

– Wejdź, chciałem z tobą porozmawiać – mówi.

– Słucham – odpowiadam chłodno.

Czuję dziwny niepokój. Czuję, że coś go denerwuje, ale i jest czymś spięty.

– Chyba musimy o czymś porozmawiać.

I znowu to samo! Przestępuję z nogi na nogę.

– Ariano. – Gromi mnie wzrokiem, a przez moje ciało przechodzi dziwny dreszcz.

– Więc o czym chcesz porozmawiać? – Przełykam ślinę.

– O nas – mówi.

– Ale nie ma żadnych nas! – Potrząsam głową. – Co ty sobie ubzdurałeś? Myślisz, że skoro jesteś moim przeznaczonym, to będziemy razem i będziesz mógł mnie zniewolić? – wybucham.

Już mi podniósł ciśnienie. Już sobie wyobraził jakichś „nas”. Pieprzona więź!

– Uspokój się, dziewczyno! – warczy. – Ja cię nie chcę!

Prostuję się.

– Chcę znaleźć rozwiązanie dla tej sytuacji – mówi już nieco spokojniej. – Ty nie chcesz być ze mną, a ja nie chcę być z tobą. Musimy to jakoś rozwiązać.

– Ale jak? – Spoglądam na niego.

– Dobrze wiesz jak. – Patrzy na mnie znacząco.

– Odrzucimy więź?

Dlaczego to wywołuje we mnie niepokój?

– Tylko że to wiąże się z okresem próbnym – mówi. – Musielibyśmy razem zamieszkać – dodaje, podnosząc na mnie wzrok.

W jego spojrzeniu jest coś tajemniczego. Moje ciało się opiera, ale dusza wręcz wyrywa się do niego. Ciekawe, czy on czuje to samo?

– Nie… Nie chcę z tobą mieszkać – dukam.

– To co proponujesz?

– Nikt o nas nie wie, prawda?

– Nie. – Mruży oczy.

– To… może udawajmy, że nic się nie stało? – proponuję niepewnie.

– To dosyć zaskakujące rozwiązanie.

– Nic między nami nie było i nie będzie.

– Mamy udawać? – dopytuje się. – To może być trudne, zwłaszcza że pracujemy razem.

– Wiem, dlatego szukam nowej pracy.

Camilo się prostuje. Chyba nie spodziewał się tego.

– Myślę, że to dobre rozwiązanie – mówi i tym razem wprawia mnie w osłupienie.

– Dobrze. Czy to już wszystko?

– Tak – odpowiada chłodno.

Wybiegam z jego gabinetu.

Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, ale to jedyne rozsądne rozwiązanie w naszej sytuacji. W sumie dobrze, że oboje czujemy to samo. Obawiałam się, że Camilo zechce mnie zmusić do ujawnienia się Wielkiej Radzie, przez co musielibyśmy odbyć ten okres próbny.

– Ariano. – Cecile mnie zatrzymuje.

– Tak. – Odwracam się do niej jeszcze zamyślona.

– Coś się stało?

– Nie, nie. – Potrząsam głową. – Chyba chciałaś mi coś powiedzieć – zmieniam temat.

– Słuchaj, dzisiaj piątek, myślałam, że może wyskoczymy do klubu. – Uśmiecha się.

Tak. To jest dobre rozwiązanie. Rozerwę się trochę, zrelaksuję, tego mi trzeba.

– Wiesz co, to bardzo dobry pomysł.

– No to super – cieszy się.

CAMILO

Co się znowu stało tej dziewczynie? Czy choć raz nie może wyjść spokojnie? Dlaczego się w ogóle tym przejmuję?

~ Może dlatego, że to twoja przeznaczona, głąbie? – odzywa się mój wilk, Ares.

~ Zamilcz! Nie chcę jej!

~ Ale ja chcę – upiera się. – Czy ty nie rozumiesz, że zabijesz i mnie, i siebie. Odrzucisz więź, okej, ale proces już się zaczął.

~ O czym ty mówisz?

~ O proszę, wielki Alfa i nic nie wie.

~ Możesz jaśniej?

~ Alfa nie może odrzucić swojej przeznaczonej, wyprzeć się więzi. Jego partnerka to Luna stada, matka całego stada, durniu, stado za chwilę ją poczuje.

Co ten sierściuch do mnie mówi? To niemożliwe.

~ Milcz! – uciszam go. – Jestem Alfą i mogę wszystko.

~ Tak, tak. – Śmieje się.

Ja nie chcę przeznaczonej i tu nie chodzi konkretnie o Arianę, choć muszę przyznać, że jest na co popatrzeć, i ten jej charakterek… To nie jakiś uległy plastik, ale silna i dumna kobieta. Nadaje się na… Nie, nie. Boże, o czym ja myślę? Jej pomysł z inną pracą to dobry pomysł. Muszę jej pomóc. Mam znajomości, więc na pewno uda mi się załatwić jej dobrze płatną pracę.

~ Nie możesz jej wypuścić! A co, jeśli pozna kogoś i nas zostawi? Dureń, głupiec!

~ Dobra, zamknij się. Nie będziesz mi mówił, co mam robić.

ROZDZIAŁ 5

ŹLE SIĘ CZUJESZ?

ARIANA

Właśnie szykuję się do wyjścia, gdy do mojego pokoju wchodzi Aurelia.

– Wow, a gdzie się tak wystroiłaś? – pyta, mierząc mnie wzrokiem.

– Wychodzę z koleżanką do klubu – odpowiadam i nakładam błyszczyk na usta.

– No, no, może poderwiesz jakieś ciacho. – Śmieje się.

– Przestań, nie idę tam nikogo podrywać. – Przeglądam się jeszcze raz w lustrze. – Chcę się po prostu rozerwać.

– Jasne, siostrzyczko. – Uśmiecha się łobuzersko.

Pół godziny później jestem już w klubie z Cecile. Boże, ostatni raz w takim lokalu byłam prawie rok temu, i to na urodzinach koleżanki z poprzedniej pracy. Zawsze było mi szkoda kasy. Mam ważniejsze wydatki na głowie niż przeznaczanie pieniędzy na imprezy, ale dziś tak po ludzku miałam ochotę wyjść i się zabawić. Po drugim drinku wskakujemy z Cecile na parkiet, który i tak jest pełen tańczących ludzi. Czuję się jak nastolatka, która wyrwała się na swoją pierwszą imprezę. Naprawdę się cieszę i dobrze się bawię. W pewnym momencie dostrzegam, jak koło mnie tańczy jakiś chłopak. Uśmiecha się i zachęca do wspólnego tańca. A co mi tam! Przecież to tylko taniec. Daję się porwać blondynowi i tańczymy w rytm muzyki. Moje nogi aż rwą się do tańca. Uwielbiam tańczyć, ale rzadko mam okazję relaksować się w taki sposób.

Po piosence blondyn proponuje drinka, więc zajmujemy miejsca przy barze.

– Czego się napijesz, piękna? – pyta z uśmiechem.

– Ariana. – Podaję mu dłoń. – Może być pink rose.

– Jasper. – Delikatnie muska moją dłoń i zamawia nam drinki. – Sama tu jesteś?

– Z koleżanką – szukam wzrokiem Cecile – tam tańczy.

I to z jakimś chłopakiem.

Chwilę jeszcze rozmawiamy i Jasper znów porywa mnie na parkiet. Całkiem miły jest, lecz nie wiem, czemu czuję, jakbym robiła coś złego, niewłaściwego. Dziwne uczucie. Jakby jakiś wewnętrzny głos mówił mi, że nie mogę się tak zachowywać, że przecież mam przeznaczonego. Szlag! Przecież to tylko taniec, rozmowa. Pieprzyć to! Jestem sama i mam prawo tańczyć, z kim chcę! Nie jestem niczyją własnością, nie mam nikogo.

Do domu wracamy około trzeciej. Ledwo czuję nogi, ale bawiłam się najlepiej. Jasper chciał mój numer telefonu, lecz mu nie dałam. Super się bawiłam, ale to by było na tyle. Nie szukam związku. Przekraczam próg, zdejmuję szpilki i po cichu wchodzę na górę. Padam na łóżko i momentalnie zasypiam. Gdy następnego dnia otwieram oczy, orientuję się, że wcale nie jest ranek. Zerkam na telefon. Mamy samo południe. No to pospałam. Odczytuję wiadomość od Cecile.

Żyjesz? Ja ledwo, ale musimy to koniecznie powtórzyć.

Od razu jej odpisuję.

Ja też ledwo. Dopiero wstałam, a głowa mi pęka, ale było super.

Wstaję z łóżka i narzucam szlafrok. Muszę wziąć jakąś tabletkę, bo mi głowę rozsadzi. Kiedy wchodzę do kuchni, zamieram. Jasny szlag! Camilo siedzi przy stole z moją siostrą.

– Cześć, Ari. – Aurelia mierzy mnie wzrokiem.

– Cześć. – Nerwowo poprawiam szlafrok.

– Ariano – odzywa się Camilo.

Jego głos wywołuje dreszcze na mojej skórze. Mój żołądek boleśnie się kurczy i czuję uderzenia gorąca. Chrystusie, co się ze mną dzieje?

– Co pan… Co ty tu robisz? – Sięgam po szklankę i nalewam sobie wody.

– Uczymy się. – Patrzy na mnie karcąco aż mi jest głupio.

– Mam sprawdzian w poniedziałek – dodaje Auri.

– Dlaczego uczycie się w kuchni? – pytam.

– Babcia umyła podłogę w salonie.

– Źle się czujesz? – pyta Camilo, gdy połykam tabletki.

– Źle? – prycha moja siostra. – Ona ma kaca. – Śmieje się.

– Auri! – besztam ją.

– Piłaś? – Camilo przewierca mnie wzrokiem.

– Tak – odpowiadam. – A co, pracownicy Palermo i Estevez Corporation nie mogą?

– Ariano! – warczy, a ja się prostuję.

Jest wściekły. Widzę to w jego oczach. Są czarne jak węgiel. Czuję jego emocje. Jak? Dlaczego? Czuję, że jest na mnie zły, rozczarowany mną, ale jest też po prostu smutny. Nie rozumiem, co się dzieje. Właściwie to nie chcę rozumieć, bo wiem, że to przez tę pieprzoną więź. Dlaczego to się nie udaje? Nie chcę czuć jego emocji, uczuć i nie chcę, by on czuł moje. Nagle Camilo zrywa się nerwowo z krzesła.

– Na dziś koniec – rzuca szorstko i szybkim krokiem wychodzi z naszego domu.

– Co… co to miało znaczyć? – pyta zdezorientowana Aurelia.

– A co ja wiem? – Wzruszam ramionami.

– Czekaj, czekaj – Moja siostra uważnie mi się przygląda. – No nie wierzę – mówi.

– Co? – Marszczę nos.

– Ty jesteś jego przeznaczoną – dodaje zszokowana.

– Żartujesz sobie? – udaję, że to nieprawda.

– O nie, mnie nie oszukasz – uśmiecha się tajemniczo – babcia i mnie sporo opowiadała o przeznaczonych i dobrze wiem, co się między wami wydarzyło.

– To nie jest żaden mój przeznaczony i nie będę z nim – mówię stanowczo.

– Oj, wyluzuj.

– A ty się lepiej ucz. – Odwracam się i kieruję do drzwi.

– I tak się w nim zakochasz! – Słyszę za sobą, ale ignoruję siostrę.

Biegnę do swojego pokoju. Szlag! To będzie trudniejsze, niż myślałam. Muszę jak najszybciej znaleźć nową pracę.

CAMILO

Wybiegam z domu Ariany i wsiadam do auta. Odpalam silnik i ruszam do domu. Nie pamiętam, kiedy byłem tak wściekły. Co to miało być? Gdzie ona była, że ma kaca? Jeśli dotykał ją jakiś koleś, to…

~ To co mu zrobisz? Zabijesz? – odzywa się Ares.

~ Tak! – warczę.

~ O, to rozumiem – cieszy się. – Podoba mi się to, tylko dlaczego uciekłeś? Trzeba było ją przytulić.

~ Czyś ty upadł na głowę? Ja nie chcę jej przytulać – upieram się.

~ A całować? Czułeś ją, przecież wiem. Więź się budzi.

~ Nic się nie budzi – zaprzeczam. – Owszem, jest piękna, ale…

~ Jest piękna, mądra, odważna i twoja – dodaje radośnie. – I chciałeś ją pocałować. Uciekłeś, bo byłeś zazdrosny.

~ Milcz już, bo pożałujesz – grożę temu sierściuchowi. – Nie zmienię się więcej.

Ta dziewczyna mnie wykończy. Zresztą, co mnie w ogóle obchodzi, gdzie i z kim była? Przecież to jej sprawa, jej życie… A co, jeśli poznała jakiegoś faceta?

ARIANA

Dziś poniedziałek. Wyspana i wypoczęta po piątkowej imprezie z uśmiechem na ustach wchodzę do pracy. Już przy wejściu słyszę podniesione męskie głosy. Nagle z biura pana Palermo wychodzi zdenerwowany sam pan Palermo i jeszcze bardziej wkurzony Camilo. Świetnie! A miał to być udany dzień.

– Dzień dobry – mówię, spoglądając na mężczyzn.

– O! W samą porę – mówi pan Palermo, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.

Coś nie tak z moim ubiorem? Ubrudziłam się gdzieś? Poprawiam dżinsową kurtkę i przeczesuję dłonią włosy.

– Panna Brennan pojedzie jako twoja asystentka – kończy pan Palermo.

– Co? – wybucha Camilo.

Co tu jest grane?

– Nie ma mowy! – warczy Alfa. – Ona jest niedoświadczona.

Spinam się. O co mu chodzi?

– Niedoświadczona w czym? – pytam gniewnie.

– Panno Brennan – zwraca się do mnie pan Palermo – pojedzie dziś pani na budowę z Camilem.

Szlag!

– Ale…

Camilo spogląda na mnie, jakby chciał powiedzieć „wymyśl coś”. Ciekawe co?

– Ale ja nie mam doświadczenia – mówię niepewnie.

– I to jest właśnie idealny moment na jego zdobycie – dodaje pan Palermo. – Szykujcie się, za pięć minut wyjeżdżacie. Klient czeka. – Po tych słowach wraca do swojego biura.

Ja już czuję, że to będzie miało katastrofalne skutki.

– No gratuluję! – rzuca Camilo. – Świetnie się z tego wywinęłaś.

– Odczep się! Zaskoczyliście mnie – mówię. – Zresztą, sam mogłeś coś wymyślić.

– Za trzy minuty masz być na dole! – rzuca szorstko i idzie do swojego biura.

Mogłam wziąć wolne na dziś. Nawet nie wiem, gdzie jedziemy, ale mam nadzieję, że niedaleko, bo długo z nim nie wytrzymam. Zostawiam materiały w biurze i schodzę na dół, gdzie już czeka na mnie Camilo. Podchodzę do czarnej hondy i otwieram drzwi. Zajmuję miejsce po stronie pasażera, po czym zapinam pasy.

– Gdzie jedziemy? – pytam, gdy Camilo przekręca kluczyki.

– Daleko – rzuca chłodno.

Bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.

– Tyle ci wystarczy – mówi, nie odrywając wzroku od drogi.

Serio? Słyszał moje myśli? To są jakieś kpiny. Całą drogę w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Męczy mnie trochę ta sytuacja. Jest niezręcznie i można wyczuć zarówno tę niechęć, jak i napięcie między nami. Opieram głowę o szybę, wpatrując się w krajobraz.