Zmieszane (2000–2025) - Joanna Mueller - ebook

Zmieszane (2000–2025) ebook

Joanna Mueller

0,0

Opis

Nie są to klasyczne wiersze zebrane – utwory z całego ćwierćwiecza twórczości Joanny Mueller, w tym także te pisane dla dzieci, zostały zmienione, przemieszane, przekomponowane i na nowo rozdane. Zmieszane to dynamiczny kolaż literacki, który podsumowuje, ale też przekracza i przemieszcza dotychczasowe książki autorki. Obok wszystkich znanych tekstów znalazły się tu także wiersze premierowe i dotąd niepublikowane. Poezja Mueller to językowy eksperyment, który bierze się z uważności: na ciało, społeczeństwo i codzienność. Gra z rytmem, formą i znaczeniem – bywa zadziorna i czuła, konceptualna i zmysłowa, zawsze świadoma języka jako przestrzeni oporu i gry. Tom, który nie zamyka, lecz otwiera nowe możliwości czytania poezji najmłodszej laureatki Silesiusa za całokształt – na przecięciu znaczeń, rytmów i światów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 151

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



.

Schodzę.

Szczebel po szczeblu, a

wciąż zatopiona w tlenie,

niebieskim świetle,

przejrzystych atomach

ludzkiego powietrza.

Schodzę.

Przez płetwy kuleję,

spełzam po drabince jak owad,

i nie ma komu

powiedzieć mi, kiedy ocean

się zacznie.

Adrienne Rich, „Nurkuję do wraku” (tłum. Jakub Głuszak)

PROSZĘ NIE POZOSTAWIAĆ SNÓW BEZ OPIEKI

.

ustawienia_senne.gif

w polu wiedzącym mogłam grać

wilka lub kapturka

zostałam wilkiem bo nie miałam

tylu czerwonych prześcieradeł

.

braciszku wołam braciszku

nie pij tej wody prosiłam nie pij

w niej zła śmiecha zaklęła zimne tropy

podłych ludzi i padłych zwierząt

zwietrzą cię i dopadną watahy głodów

a bieskawice utrudzą serce twoje

czerwień rwie zieleń sianych makiem osuwisk

a ja się głowię i troję

co znów ukryłeś za powłoczką snu

czy umiesz się ślizgać po niebie

jak ukraść dom zanim się zmieni w płakalnię

i kto mi przez ciebie łzy wszystkie powróci

weszliśmy w mrok już dość głęboko

wszystko to nas tratuje truje tłamsi obleka

jemy mięso jelenia i cukrowe łabędzie

w domu człowieka o czarnym sercu

zwinięty w piąstkę niezabitku

nie zostawiaj nas tu samotrzeć

bóg trójcę lubi ale po trzykroć przeciwne

kanty stołu przy którym wieczerzamy społem

pełni nie czynią

chłopczyku w baloniku nie bądź mistyfikacją

wykluj się ocaleńcu scal święty młodzianku

rysów nam nie wydłużaj uciekaj skryj się w poręce

gdy wszystkie drzazgi zliżesz w jedno drzewo

pierwszym swym krzykiem będziesz nieść ratunek

[czulent]

.

narrenschiff czyli muza zaumna

Nie dlatego istnieje język, że ma jakiś sens.

Michel Foucault

agonia nas dogoni płynących ku

narragonii między płótnem a

pędzlem hieronima boscha

i tak

czółno w swej nieczułości

stanie się wiekiem

trumny przemilczą nasz

idiotlekt wschodzące babilony

lecz teraz

na łaskę zdania zdani

w osobność zasobni

godzimy się poleźć w boleść

na dzianie nadziać się

już

placek zbożowy się skruszył choć

nie był to zbożny pobyt już

czerwie pożarły czerwień

czereśni i ciała blade jak drób

lecz wciąż

świat się składa z pomyleń my

błędnie złożeni do świata drżący

nieśpiewni niepewni

na jaki przylądek dotrzemy

niestatkiem słów

.

O (wuefy 1)

dziś panno anno (joanno) gimnastyka

twarzy (posuwam chmury w parafazji)

usta z podkówki w uśmiech (rugał mnie

w rygiel) z tiku mlasku (toku cietrzewia)

w literę bez dźwięku (stupor i somnolencja)

no już nie ziewamy wymiatamy komin

(a na mnie walą się ściany) odkleszczamy

afekty aż krtań pięknie klaszcze (elipsa

i epilepsja) ja za efekty ręczę przyszedłem

(dręczyć dręczyć) żeby dać wymówienie

urazom (kluczy w gardle śluz gruźliczych

legumin) przyciskam dłoń (wężowe palce

palce) i pani teraz zaśnie (budzę siebie

tylko w cudzych historiach w obcym języku

zmykam sprawniej niż we własnym)

.

a kto tego słowa nie wypowie ten nie będzie żył

soczewica za pierworództwo

z dziedzicznego osocza je wydębiam ukradkiem

sęk tkwi w drwinach brewion wzniesionych

w pień wyciętych żniwną wystrzyganką

soczewką równonocy

skupionych w podpałkę

koło chorobą toczy

chłopków od snopków w biesową treptankę

strzygi rozplecin w baby postrzyżyn

głowy bez wianków wieńczy czepkami

tańczy nas końcem

kończy nas tańcem

mielę ozorem pielę

zaklinam koci ogon i zajęczą nóżkę

pierwsze ploty za płoty sowy słowom w konkury