45,99 zł
O ŚMIERCI Z PROFESJONALISTAMI
Jak to jest odprowadzać dusze w zaświaty? Być lekarzem odpowiadającym na pytania, które najlepiej, gdyby nigdy nie padły? Albo trzymać za rękę osobę, która lada dzień odejdzie ze świata żywych?
Anna Matusiak przeprowadziła szczere rozmowy z ludźmi, których praca w sposób fizyczny lub duchowy jest związana z umieraniem. Na trudne, budzące lęk i szokujące pytania odpowiedzieli m.in. medium, właściciel zakładu pogrzebowego, ksiądz, negocjator policyjny, psycholożka w hospicjum, archeolog sądowy i tarocista.
Śmierć dotyczy każdego z nas, dlatego dobrze o niej rozmawiać. Zebrane w tej książce wywiady pomagają złamać tabu otaczające ten temat i oswoić lęk przed odchodzeniem. Uczą także, jak pełniej i piękniej żyć.
ANNA MATUSIAK
Dziennikarka i autorka wielu poczytnych książek. Absolwentka filologii polskiej i teatrologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Suicydolog, studentka psychologii, lektorka, specjalistka ds. PR, wykładowczyni dziennikarstwa, trenerka wystąpień publicznych. Pracuje z kobietami nad odwagą w dążeniu do nowego ja. Wraz z mężem prowadzi Studio Syta. Prywatnie mama wspaniałego Maksymiliana.
Czasami widzę, jak dusze krążą od jednej osoby do drugiej, przytulają się, siadają obok. Sama miałam taką sytuację podczas pogrzebu mojego męża.
MEDIUM
Dzieci zazwyczaj umierają spokojniej. U dorosłych często pojawia się coś, co nazwałbym targowaniem się z Bogiem.
KAPELAN SZPITALNY
Ratowałem trzydzieści, może nawet czterdzieści istnień rocznie, a nie byłem w stanie uratować kogoś z najbliższej rodziny. Dlatego zawsze powtarzam, jak ważne jest, by siadać do wspólnego stołu…
NEGOCJATOR POLICYJNY
Kiedy widzimy kości w ubraniu, które wygląda na współczesne – z metką ze sklepu, do którego sami chadzamy – staje się to bardziej realne, bliższe.
ARCHEOLOG SĄDOWY
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 300
Rok wydania: 2025
Wstęp
Śmierć fascynuje mnie od zawsze, różne jej aspekty. Dopóki nie poczułam, że realnie zagraża najbliższym mi osobom, moje zainteresowanie nią było czysto teoretyczne. Przez ostatnie lata jednak kilkukrotnie pukała do moich drzwi. Najpierw z groźbą, że przyszła po mojego męża, który uległ poważnemu wypadkowi na motocyklu. Później, gdy leżałam na porodówce, zaczęła upominać się o moje życie. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że moja droga na ziemi dobiega końca. Niedługo potem śmierć zagroziła mojemu dziecku, wzbudzając we mnie i całej naszej rodzinie wielki lęk o jego życie. Te wszystkie wydarzenia nauczyły mnie, że patrzenie na nią przez pryzmat paraliżującego strachu jest przerażającym doświadczeniem, na które nikt nas nie przygotowuje. Jeśli w ogóle da się na nie przygotować... Dziś mogę tylko dziękować, że ostatecznie pozostawiła mnie i moich bliskich przy życiu i w zdrowiu.
Kocham życie, a śmierć jest jego nieodłączną częścią. Tak bardzo się jej jednak boimy, że w czasach bez tabu ona jedna tym tabu pozostaje. Sama na co dzień czuję się nieśmiertelna i wpadam w pułapkę myślenia, że to, co złe, zdarza się gdzieś tam, daleko, a nawet jeśli tuż za płotem, to i tak mnie nie dotyczy. A przecież sama byłam tak blisko...
Do rozmów o kresie życia i odchodzeniu wybrałam przedstawicieli różnych grup zawodowych, które ze śmiercią spotykają się na co dzień. I choć to niewiarygodne, każdemu z przeprowadzonych wywiadów towarzyszył uśmiech, żaden z nich nie przygnębia. Bez wątpienia wszystkie skłaniają do refleksji. Miałam wielką ochotę poznać specyfikę pracy, którą wykonują moi rozmówcy, bo kiedy regularnie sprzątasz mieszkania po zgonach albo negocjujesz z osobą gotową do skoku z dachu budynku, to siłą rzeczy twoja codzienność różni się od tego, czym na co dzień zajmuje się większość ludzi. Drogi Czytelniku, znajdziesz w tej książce rozmowy z przedstawicielami profesji bardziej przyziemnych, między innymi z właścicielem zakładu pogrzebowego, lekarzem dokonującym eutanazji czy psycholożką pracującą w hospicjum, ale też tych bliższych duchowej sferze życia: z księdzem, medium, tarocistą czy terapeutką ustawieniową. Wiesz, co jest najciekawsze? Czasami wydaje się, że niektórzy z nich stoją po przeciwnych stronach barykady, a jednak często mają podobne przemyślenia, w ich wypowiedziach powracają te same refleksje, dochodzą oni do podobnych wniosków.
Napisałam tę książkę, by oswajać (również samą siebie) z tematem śmierci, by ośmielać do myślenia o niej, ale nie po to, by karmić się lękiem. Raczej, by doceniać życie. Po każdym wywiadzie wychodziłam z głową naładowaną przemyśleniami i musiałam usiąść chociaż na chwilę w ciszy, sama, by przemyśleć to, co usłyszałam. Mam nadzieję, że będziesz miał podobne odczucia.
Wierzę, że ta książka o śmierci pozwoli każdemu z nas piękniej i lepiej żyć.
Anna Matusiak
Praca blisko śmierci pozwala mi pełniej żyć
Sławomir Pawlak o fascynacji światem, zawodowych wyzwaniach i wartościach rodzinnych
Sławomir Pawlak – właściciel rodzinnego Zakładu Usług Pogrzebowych „Pawlak”, w którym pracuje od najmłodszych lat. Specjalista w dziedzinie przygotowywania zmarłych do pochówku, znany z przywracania ciałom godności oraz pilnowania należytego im szacunku. Sławomir Pawlak nie tylko profesjonalizuje branżę pogrzebową w Polsce, lecz także edukuje na temat śmierci i żałoby.
Cieszę się na tę rozmowę, bo od dawna byłam ciekawa, jak to jest prowadzić zakład pogrzebowy. W twoim przypadku jest to jeszcze bardziej interesujące, bo niejako urodziłeś się w tym zakładzie. W pewnym sensie śmierć towarzyszy ci od zawsze.
Zakład pogrzebowy istniał w naszym życiu, odkąd pamiętam. Wraz z rodzeństwem traktowaliśmy go trochę jak piąte dziecko naszych rodziców. Rodzice poświęcali temu miejscu bardzo dużo czasu i uwagi. Byłem wręcz zazdrosny o ten czas. Zdarzało się, że jeździłem z rodzicami do klientów, bo nie mieli z kim mnie zostawić, ale zawsze czekałem w samochodzie – nie dopuszczali mnie jeszcze do zmarłych i ich rodzin. Musiałem konkurować o czas rodziców i pamiętam, że już jako nastolatek uwielbiałem tapicerować trumny, bo wtedy miałem mojego ojca na wyłączność i mogliśmy przez godzinę pobyć sami w warsztacie i porozmawiać. Sama więc widzisz, że tematy związane ze śmiercią i pracą w zakładzie pogrzebowym pojawiały się praktycznie w każdym aspekcie mojego życia od najmłodszych lat.
Zastanawiam się, czy więcej było w tym plusów, czy może jednak minusów. Z jednej strony śmierć nie ma przed tobą tajemnic – mimo że z natury jest czymś nieodgadnionym, dla ciebie nigdy nie stanowiła tabu. Wydaje mi się, że to może być bardzo pozytywne, bo w wielu domach śmierć jest czymś, czego dzieciom się nie pokazuje (a tym samym czyni z niej temat jeszcze bardziej interesujący, bo zakazany). U was była częścią codzienności, co pewnie wyeliminowało do jakiegoś stopnia lęk. Oczywiście jeśli było to mądrze prowadzone przez rodziców. Z drugiej strony bycie tak blisko śmierci, częste oglądanie martwych ludzi, kiedy jest się małym dzieckiem, też może być niełatwym doświadczeniem.
Tak, rzeczywiście, nie znam innego świata niż ten związany ze śmiercią. Czasami zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby śmierć nie była w nim obecna od samego początku. Ona jest częścią moich wyborów, zakład pogrzebowy także. Rodzice od bardzo wczesnych lat przygotowywali mnie na to, że kiedyś przejmę ich działalność. Niekiedy nawet trudno mi określić, co dla mnie jest tabu, a co nie. Zdarza mi się dziwić, jak ludzie podchodzą do śmierci. Szczególnie język, którym mówi się o niej w Polsce. Jest w nim coś... specyficznego.
To bardzo ciekawe spostrzeżenie. Chcę z tobą i innymi osobami, z którymi przeprowadzam wywiady, rozmawiać o śmierci w sposób otwarty, bez zbędnych eufemizmów. Sama jednak często łapię się na tym, że zastanawiam się nad doborem słów albo robię pauzy, zanim zadam pytanie. Czuję wewnętrzną blokadę, by nie zabrzmieć źle, by moje słowa nie zostały błędnie zrozumiane. Przy innych tematach nie mam takich obaw. Pokazuje to, jak silne są pewne konwencje w naszej kulturze. Wracając do twojego dzieciństwa... Zostałeś namaszczony na właściciela zakładu. Jesteś najstarszy z rodzeństwa?
Nie jestem najstarszym dzieckiem. Mam dwie starsze siostry i młodszego brata, ale oni nigdy nie wykazywali zainteresowania zakładem. Może byli mądrzejsi, bo wiedzieli, z czym to się wiąże. (śmiech)
Czyli nie miałeś wyjścia?
Nie, nie miałem.
Ale widzę w tobie prawdziwą pasję do tego zawodu, jakkolwiek to brzmi. Jeździsz na targi, rozwijasz się, interesujesz się nowymi rozwiązaniami i profesjonalizowaniem branży. Czy faktycznie jest w tobie pasja do tego, co robisz? Czy to po prostu biznes, o który dbasz, bo tak trzeba?
Kiedy byłem już na tyle świadomy, żeby zrozumieć, co rodzice mówią mi o przyszłości, i kiedy słyszałem od nich, że przejmę zakład pogrzebowy, dawało mi to jako dziecku ogromne poczucie bezpieczeństwa. Kto nie marzył o tym, żeby w dorosłym życiu przejąć gotowy, dobrze funkcjonujący biznes? Oczywiście jako dziecko nie rozumiałem jeszcze mechanizmów zarządzania firmą, ale samo poczucie stabilizacji było dla mnie ważne. Kiedy wybierałem szkołę średnią, nie musiałem się zastanawiać, co chcę robić w życiu. Poszedłem do technikum drzewnego, co było naturalną kontynuacją mojej drogi, bo rodzice mieli również zakład stolarski. Zakład pogrzebowy wywodzi się właśnie stamtąd – najpierw produkowali trumny. Już wtedy wiedziałem, że będę miał pod sobą stolarzy, więc musiałem zdobyć wiedzę na temat tej branży.
A nie miałeś momentu buntu, postanowienia w stylu: „Będę fryzjerem albo mechanikiem, zostanę kimkolwiek, ale na pewno nie będę prowadził zakładu pogrzebowego”?
Bunt pojawił się trochę później, kiedy byłem na studiach. To nie była łatwa sprawa. Kiedy powiedziałem rodzicom, że chcę studiować, ich pierwszą reakcją było: „Po co ci to? Przecież masz firmę”. Odpowiedziałem: „Okej, mam firmę, ale chcę się też rozwijać dla samego siebie”. Dorastałem w małym mieście, w wąskim gronie znajomych, więc studia były dla mnie też sposobem na poznanie świata. Wiedziałem, że wrócę do tego małego miasteczka, że to będzie moje życie, ale chciałem zobaczyć coś więcej i zdobyć trochę wiedzy. Udało mi się wynegocjować z rodzicami, że będę studiował zaocznie. Na początku studiowałem w Poznaniu, w Wyższej Szkole Bankowej, kierunek związany z zarządzaniem i marketingiem. Później przeniosłem się do Wrocławia, ze względu na miasto. Tam zasmakowałem wielkomiejskiego życia i zobaczyłem, że można robić coś innego. Kiedy nie potrzebowałem już tego poczucia bezpieczeństwa, jakie dawał zakład, uświadomiłem sobie, że mogę zajmować się, czymkolwiek chcę. Nie musiałem spełniać oczekiwań rodziców, mogłem sam decydować o swojej przyszłości. To było moje życie, moja decyzja. Rodzice musieli je jakoś zaakceptować.
A jednak dzisiaj rozmawiam z właścicielem zakładu pogrzebowego.
Tak, ponieważ w międzyczasie wymyśliłem sobie, że połączę obie rzeczy. Planowałem zostać we Wrocławiu, pisać doktorat i jednocześnie doglądać zakładu, bo rodzice byli jeszcze młodzi. Mieli też silne charaktery, więc nie czułem się gotowy, żeby ingerować w firmę. Wiedziałem, że to jeszcze nie ten czas. Postanowiłem zrobić coś dla siebie, ale z myślą o przyszłości. Poszedłem z samym sobą na kompromis. Jednak zakład pogrzebowy był mi pisany. Zanim skończyłem studia, mój tata zmarł po krótkiej walce z chorobą nowotworową. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko, w ciągu pół roku. Nie zdążyliśmy się nawet oswoić z myślą, że może go nie być.
Nie miałeś więc czasu na przygotowanie się do przejęcia roli, którą odgrywał twój tata. Wszystko spadło na ciebie naraz.
Miałem wtedy dwadzieścia trzy lata. Zgodnie z naturalnym procesem sukcesji, a także z psychologią rodziny, dziedzicząc firmę, stawałem się głową rodziny. Musiałem ogarnąć nie tylko zakład stolarski i pogrzebowy, ale też relacje rodzinne, abyśmy wszyscy nie zwariowali. Mój tata był spoiwem, które trzymało nas razem. To wydarzenie na zawsze zmieniło moje życie. W tamtym czasie ludzie często wykorzystywali mój brak doświadczenia i młody wiek. Miałem dwa wyjścia: albo utonąć, albo nauczyć się pływać. Jak widać, pływam już całkiem dobrze.