Zdarzyła się miłość - Cathy Williams - ebook + książka

Zdarzyła się miłość ebook

Cathy Williams

3,8

Opis

Nico Doukas spotyka w klubie jazzowym swoją asystentkę Grace Brown. Jej widok, po raz pierwszy w seksownej sukience, z rozpuszczonymi włosami i w towarzystwie mężczyzny, wzbudza w Nicu, znanym kobieciarzu, uczucia zdziwienia, zachwytu i… zazdrości. Nie mogąc się otrząsnąć z wrażenia, jakie Grace na nim wywarła, kilka dni później prosi ją, by poleciała z nim na grecką wyspę, gdzie ma do załatwienia rodzinne sprawy. Tam będą mogli spędzić trochę czasu razem, nie tylko przy pracy…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (4 oceny)
1
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cathy Williams

Zdarzyła się miłość

Tłumaczenie:

Małgorzata Dobrogojska

Rozdział pierwszy

Nico zobaczył ją wcześniej, niż ona jego, ponieważ jednak nie spodziewał się tak zasadniczej i poukładanej osoby w takim miejscu, przez kilka chwil przetrawiał ten widok.

Grace? Co też robiła jego perfekcyjna, przewidywalna, zamknięta w sobie asystentka w ciemnym i zadymionym barze jazzowym w Mayfair? Pomyślał, że to niemożliwe. Oparty o framugę jednych z trojga drzwi prowadzących do pomieszczenia z lśniącym barem i estradą, wyprostował się i zmrużył oczy. Jego partnerka na ten wieczór, uwieszona u jego ramienia, patrzyła na niego z niepokojem.

Rozmowy w Nowym Jorku miały potrwać trzy dni, niestety szef grupy zza oceanu odwołał przyjazd z powodu choroby żony. Spotkanie bez jego udziału mijałoby się z celem.

Nico trafił więc tutaj. Wypad został zaaranżowany w ostatniej chwili, a towarzyszyła mu kobieta, która pisała do niego mejle, odkąd zostali sobie przedstawieni dwa miesiące wcześniej podczas zbiórki pieniędzy na cel charytatywny.

W tej chwili całkiem o niej zapomniał. Całą uwagę poświęcił swojej sekretarce i wpatrywał się w nią z nabożnym niemal skupieniem.

Seksownie smętna muzyka przycichła. Kręcący się między stolikami kelnerzy z dużymi, okrągłymi tacami z jedzeniem i piciem znikli. Flirciarskie pomrukiwania próbującej zwrócić na siebie uwagę kobiety nagle zaczęły go bardzo irytować.

Grace Brown, jego Grace Brown, zawsze w spódnicy do kolan w odcieniach beżu i szarości, koszulowej bluzce i czółenkach na niewielkim obcasiku, z ciasno związanymi włosami. Bez makijażu. Podczas wspólnych wyjazdów służbowych zawsze wyglądała tak samo.

Nawet kiedy z okazji trzydziestych urodzin, niespełna rok wcześniej, osobiście zorganizował dla niej przyjęcie niespodziankę w jednaj z ekskluzywnych restauracji niedaleko budynku biurowego, miała na sobie wierne beże i szarości.

Kim więc była kobieta przy jednym z tylnych stolików, z kieliszkiem wina w ręce? Teraz nawet przyćmione światło nie mogło ukryć zdumiewającego faktu, że była w zwiewnej sukience na cienkich ramiączkach, odsłaniających szczupłe ramiona. Rozpuszczone włosy okalały twarz kasztanową falą, podkreślając kości policzkowe i łagodząc surowy wygląd, do którego zdążył przywyknąć. Resztę zakrywał stolik, ale od czego twórcza wyobraźnia, pozwalająca odgadnąć pod kwiecistym materiałem smukłe kształty.

Urzeczony tym widokiem, dopiero po dłuższej chwili dostrzegł, że w idealnym obrazie coś było zdecydowanie nie w porządku. Mianowicie Grace towarzyszył mężczyzna.

Rzednące na skroniach włosy, w jednym ręku szklanka chyba z whisky, drugą wyciągał w jej stronę, choć cofnęła się lekko i nerwowym gestem wsunęła pasmo włosów za ucho.

Wchodzący i wychodzący przesłaniali mu widok, ale Nico nie odrywał wzroku od dziewczyny i naprawdę się zaniepokoił. Znał swoją Grace Brown wystarczająco dobrze, by pomimo zwiewnej sukienki i rozpuszczonych włosów dostrzec lekkie drżenie dłoni trzymającej kieliszek z winem i nerwowe przygryzanie warg, kiedy się cofnęła.

Wyraźnie czuła się skrępowana i nagle poczuł się zobowiązany stanąć w jej obronie.

– Muszę iść…

Odwrócił się do swojej towarzyszki, przeczesując palcami włosy, ledwo zdolny skupić na niej uwagę, pragnący powrócić jak najszybciej do obserwowanej wcześniejszej sceny.

– Słucham?

– Bardzo cię przepraszam.

Nie było w tym jej winy i jako dżentelmen nie mógł się z tym nie zgodzić. Jednak, uczciwie mówiąc, robił jej w tym momencie przysługę.

Pomimo jej ponętnych kształtów wieczór nie skończyłby się tak, jak oczekiwała, czyli w łóżku. Skończyłby się rozczarowaniem dla niej i ulgą dla niego, kiedy każde poszłoby w swoją stronę.

– Co się stało? Przecież dopiero przyszliśmy!

– Wiem. Mój kierowca odwiezie cię do domu.

– Spójrz na mnie. Jestem ubrana wyjściowo.

– Wyglądasz pięknie.

– Zaczekam na ciebie. Posiedzę w barze, dopóki nie załatwisz swoich spraw.

– Będzie lepiej, jeżeli wrócisz do siebie.

– A przyjedziesz tam do mnie?

– Gdybym chciał być grzeczny, powiedziałbym „może”, gdybym miał być szczery, odmówiłbym. Cóż, zawsze byłem szczery.

– Ale…

– Muszę iść, Clarisso…

Pospiesznie wysłał wiadomość kierowcy.

– Sid będzie za moment. Zaczeka na ciebie na zewnątrz.

– Serdeczne dzięki, to był naprawdę udany wieczór.

Powtórne przeprosiny nie miały sensu. Clarissa nie straci snu z powodu nieudanej randki, nawet takiej, o którą przymawiała się od dłuższego czasu. Prawdopodobnie za godzinę będzie już umówiona z którymś ze swoich przyjaciół modeli i jeszcze zdrowo go obsmaruje.

Tymczasem przeniósł uwagę na Grace i jej towarzysza. Ledwo zauważył wyjście Clarissy, zajęty przemieszczaniem się do stolika w głębi.

Grace nie miała pojęcia, że jej szef jest w klubie, a tym bardziej, że wypatrzył ją z drugiego końca pomieszczenia. Była zbyt zajęta kombinowaniem, jak tu się uwolnić od swojego partnera.

Poszło fatalnie, choć profil wydawał się obiecujący.

Wiktor Blake, trzydzieści cztery lata, prawnik, lubi teatr, zagraniczne filmy i książki.

Ponad metr osiemdziesiąt, bujna czupryna i szeroki uśmiech marszczący skórę w kącikach oczu. Do zdjęcia pozował z żaglówką.

Grace zachowała wyjątkową ostrożność. Przez trzy tygodnie pisali do siebie i kilka razy rozmawiali przez telefon, zanim zaproponował dzisiejsze spotkanie w tym właśnie miejscu i teraz była pod wrażeniem. Nie znała tego miejsca, ale kilka razy rezerwowała stolik dla swojego szefa. Chez Giscard było kosmicznie drogim klubem jazzowym w sercu Mayfair, więc była naprawdę podekscytowana.

Randka z kimś, z kim miała tak wiele wspólnego, powinna być udana. Sama też kochała teatr, choć nie mogła sobie przypomnieć, kiedy była ostatnio. Lubiła zagraniczne filmy i wprost pożerała książki. Może powinna spróbować żeglarstwa? Chętnie poczułaby wiatr we włosach i słoną mgiełkę na twarzy.

Tymczasem siedziała tutaj i bawiła się kieliszkiem, coraz bardziej spięta, bo jej partner wlewał w siebie kolejne drinki i przysuwał się coraz bliżej.

Pierwszy raz wybrała kandydata na partnera na podstawie wspólnych upodobań. Wcześniej o tym nie myślała, ale niedawno skończyła trzydziestkę i uświadomiła sobie, że dotąd właściwie nie miała życia prywatnego.

Młodość spędziła, opiekując się mamą i bratem. A od czterech i pół roku beznadziejnie durzyła się w swoim szefie.

Życie toczyło się obok, a ona go unikała, wybierając zakazany pociąg, bezpieczny, bo nic nie mogło z niego wyniknąć.

Tymczasem czas leciał. Odkryła pierwszy siwy włos i dotarło do niej, że być może za dziesięć lat będzie patrzyła na siebie w tym samym lustrze i tylko siwych włosów będzie dużo więcej. Skierowanie życia na właściwe tory stało się koniecznością.

Poczuła lepką dłoń swojego towarzysza pełznącą po udzie i odsunęła się z niesmakiem.

Wyczerpali już dostępne tematy i nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby powiedzieć. Kiedy pochylił się i zapytał, dokąd teraz mogliby pójść, zorientowała się natychmiast, jaki kierunek przybiera rozmowa.

Mężczyzna nie stanowił zagrożenia. Pomijając alkohol, może i był dość miły. Ale wspólna noc nie wchodziła w grę. Strząsnęła z siebie jego dłoń i właśnie miała powiedzieć coś w rodzaju: „Było miło, a teraz muszę już iść i wyprowadzić psa”, kiedy za plecami usłyszała znajomy głos. Przeszły ją ciarki i odwróciła się wolno.

Ponad cztery zmarnowane lata, a wciąż działał na nią tak samo. Metr osiemdziesiąt pięć wyjątkowo seksownie umięśnionego samca alfa. Ciemna opalenizna i przydługie czarne włosy zwijające się na karku w grajcarki – wyglądał jak starannie wyrzeźbiony i ożywiony miłością posąg. Ciemne spodnie podkreślały muskularne uda, a biała koszula z podwiniętymi do łokci rękawami ładnie kontrastowała z opalenizną.

Zatłoczone pomieszczenie sprawiało wrażenie zamglonego, melodyjna muzyka przycichła. Grace niemal zapomniała o obecności Victora, dopóki nie obudził jej z rozmarzenia.

– To twój znajomy, Grace? – zapytał, bardzo starannie wymawiając słowa, jak człowiek, który wypił za dużo.

Zanim zdążyła odpowiedzieć, Nico wysunął trzecie krzesło i usiadł na nim okrakiem. Jego postać emanowała agresją, kiedy omiótł rywala wzrokiem.

– Owszem – wyjaśnił uprzejmie. – Grace i ja jesteśmy dobrymi przyjaciółmi.

– Nico… – Nie była w stanie wypowiedzieć nic poza jego imieniem.

Co on tu, u diabła, robi, pomyślała z rozpaczą. Czy nie powinien być po drugiej stronie Atlantyku? Już tydzień wcześniej zabukowała mu bilet i pięciogwiazdkowy hotel.

Tymczasem siedział naprzeciwko i przyglądał się Victorowi z nieskrywanym zaciekawieniem i sporą dozą bezczelności, całkowicie jednoznacznej w wyrazie.

Rozzłościłaby się, gdyby nie potężna fala ulgi. Zazwyczaj radziła sobie w różnych sytuacjach, ale obecność pijanego partnera okazała się przytłaczająca.

– To jest Victor – oznajmiła lakoniczne.

Nico wpatrywał się w rywala, który pod jego nieustępliwym wzrokiem ucichł i jakby skurczył się w sobie.

– Victor…

– Nico, co ty tu robisz? – spytała cicho Grce.

– To samo co ty. – Rzucił jej znaczące spojrzenie spod przymkniętych powiek. – Przyszedłem się zabawić. Ale odniosłem wrażenie, że ty nie bawisz się zbyt dobrze. Czyżbym się pomylił? Jeżeli tak, znikam natychmiast.

Wspomnienie tego, jak mężczyzna przysunął się do niej z krzesłem, jak próbował jej dotknąć i jak gwałtownie się od niego odsunęła, napełniło go odrazą gorzką jak żółć.

Ostatni raz ratował damę w opałach jako dwudziestotrzylatek, o ile można tak powiedzieć o kimś kucającym przy sflaczałej oponie starego gruchota. Potem się okazało, że to była dobrze dobrana strategia, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy po dziesięciu miesiącach próbował zerwać kontakt, bo okazała się straszną materialistką, chciała go pozwać o „niedotrzymanie obietnic”. To doświadczenie nauczyło go ostrożności i samokontroli, która opuściła go, kiedy zobaczył Grace.

– Nie odpowiadasz?

Uśmiechnął się drapieżnie do Victora, który patrzył teraz oskarżycielskim wzrokiem na Grace.

Nalegał, by pozwoliła mu zapłacić za dwa kieliszki wina i tapas, które zjedli na spółkę. Czy to dlatego poczuł się ośmielony? Dlatego liczył na coś więcej niż wspólny obiad? A może to alkohol wypaczył jego osąd? W ciągu dwóch i pół godziny wypił dość, by z nudnego stać się namolnym.

– Nie radziłbym ci nadużywać gościnności pani. – Głos Nica brzmiał rzeczowo. – Na twoim miejscu podziękowałbym grzecznie i czym prędzej znikł.

– Nico… – mitygowała go Grace, upokorzona i zawstydzona faktem, że na ratunek pospieszył jej własny szef.

Ten sam, którego niepokojąca obecność w jej życiu sprowokowała ją do przyjścia tutaj i podjęcia aktywności odpowiedniej dla kobiety w jej wieku, czyli umawiania się z mężczyznami i dobrej zabawy.

Tymczasem on wyśledził ją w tłumie i zdecydował się odegrać rolę rycerza w lśniącej zbroi. Jak mogło do tego dojść?

Gdy tylko przestała się nad sobą użalać, stanęły jej przed oczami wydarzenia determinujące taki, a nie inny bieg jej życia.

Pomyślała o matce, obecnie mieszkającej po drugiej stronie globu. To z jej powodu siedziała tu teraz. Nie potrafiła spojrzeć Nicowi w oczy, zrazem nienawidząc go za przekonanie, że wyratował ją z niezręcznej sytuacji i podziwiając styl, w jakim to zrobił.

Matka Grace, czterdziestodziewięcioletnia Cecily Brown, przebywała obecnie w Australii, gdzie wyszła za mąż po raz trzeci. Cecily nie było jej prawdziwym imieniem. Nosiła imię Anna, ale, jak wyjaśniła małej Grace, imię Anna było zwyczajnie nudne. Nosząca je kobieta z definicji musiała być nijaka. Natomiast Cecily bała się nudy jak ognia. Szalona, rudowłosa piękność po trzech latach małżeństwa i urodzeniu dziecka znudziła się mężem i w końcu z nim rozwiodła.

Jej drugie małżeństwo trwało zaledwie kilka miesięcy. Cóż, jak wiadomo, wszyscy popełniamy błędy. Szczęśliwie drugi rozwód pozostawił ją bogatszą niż pierwszy. W końcu mogła rzucić znienawidzoną pracę biurową i zacząć nowe życie.

Przyjęła tę możliwość z bezgranicznym entuzjazmem. Młoda, rozrywkowa i całkowicie pozbawiona zdrowego rozsądku, czerpała z życia w sposób typowy dla osoby wolnej od jakiejkolwiek odpowiedzialności.

Rodzicielstwo stanowiło świetną okazję do eksperymentowania w kuchni. Bywała pizza na śniadanie i ciasto na obiad, a także dni, kiedy tylko dzięki życzliwości przyjaciół Grace i jej brat nie byli głodni. Cecily na przemian głosiła pochwałę życia bez mężczyzny albo wpadała w depresję z powodu braku takowego. Czasem kładła się do łóżka na kilka dni przy zaciągniętych storach, by nieoczekiwanie odzyskać entuzjazm i chęć do życia.

Grace, jako świadek wszystkich tych wzlotów i upadków, postanowiła sobie za wszelką cenę unikać podobnej drogi. Bardzo wcześnie stała się niezależna i, jak na swój wiek, zdecydowanie zbyt ostrożna.

Cecily bywała zabawną matką, ale nie na tym przecież polega rodzicielstwo.

Rodzicielstwo oznaczało odpowiedzialność, a Cecily zręcznie scedowała całą odpowiedzialność na innych, głównie na córkę, która nie skarżyła się na ten, zbyt duży jak na jej młode ramiona, ciężar.

Jednak nigdy nie korzystała z okazji. Nico ze swoimi krótkimi romansami ewidentnie stawiał na zabawę. Jej zauroczenie było kompletnie bez sensu, bo takie podejście nie powinno jej pociągać. Zresztą był jej szefem i płacił jej pensję. Jej afektowanej matce obecność eleganckiego mężczyzny u boku była niezbędna do życia, ale córka ani trochę jej nie przypominała.

Tak więc teraz, kiedy Victor został odesłany, a Nico nadal siedział obok, starała się zachować dystans, ale nigdy nie czuła się bardziej niezręcznie.

On tymczasem z głową przechyloną na bok patrzył na nią z namysłem, a na usta cisnęły mu się pytania, których nie miał prawa zadać.

– Co tu robisz? – dopytywała Grace sztywno. – Nie miałeś być w Nowym Jorku?

– Kontrahent odwołał spotkanie, bo jego żona trafiła do szpitala. Przyszedłem więc tutaj.

– Sam?

Jego rumieniec i widoczne zmieszanie trochę jej wynagrodziły wcześniejszy dyskomfort.

– Właściwie nie. Przyszedłem z kimś.

– Gdzie ona jest? – Rozejrzała się, próbując uporządkować galopujące myśli.

Włożyła tak wiele wysiłku w ustanowienie jasnych granic pomiędzy nimi dwojgiem. Cztery i pół roku opuszczania głowy, kiedy tylko pojawił się w pobliżu, pewny siebie i doskonale wiedzący, jak sprawić, by kobieta poczuła się wyjątkowa. Wciąż to robił, najpewniej nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kiedy przysiadał na brzegu jej biurka i rozmawiali o arkuszach kalkulacyjnych albo materiałach biurowych nieodmiennie potrafił wywołać wrażenie, że każde jej słowo jest dla niego fascynującą rewelacją.

Jki musiał być w towarzystwie kobiety, na której rzeczywiście chciał zrobić wrażenie? A ponieważ ją do niego ciągnęło, tym bardziej starała się zbudować wokół siebie bariery ochronne. A teraz, przez okrutny żart przeznaczenia wszystkie te wysiłki zostały obrócone w niwecz.

– Nie było sensu, żeby tu zostawała, skoro…

– Niepotrzebnie zrujnowałeś sobie wieczór.

Wyprostowała się, próbując odzyskać swój służbowy image, ale przeszkadzała jej frywolność zwiewnego stroju. Sierpniowy wieczór był gorący, no i chciała zrobić odpowiednie wrażenie. Niewysoka i smukła takim właśnie fasonem mogła najlepiej podkreślić swoje atuty.

– Wyglądałaś… – pokręcił głową i zarumienił się lekko, co podkreśliło kości policzkowe, nadając mu wygląd młodszego niż trzydzieści pięć lat – …jakby ten facet ci się narzucał. Nawet z daleka było widać, że za dużo wypił.

– I pomyślałeś, że nie dam sobie rady? – spytała szorstko, jednak kiedy przypomniała sobie, że zrezygnował ze swojego towarzystwa, żeby pospieszyć jej z pomocą, poczuła wzruszenie.

Zobaczył ją w trudnej sytuacji i ruszył na pomoc… to jak komplement, nieprawdaż? Jednak teraz wydawało się to bardzo niebezpieczne…

Kiedy się znów odezwała, zabrzmiała bardziej szorstko, niż zmierzała.

– Wierz mi, potrafię o siebie zadbać.

– Wiem, ale…

– Ale co? – Bardzo już chciała wrócić do roli kompetentnej asystentki. – Radzę sobie ze wszystkim i doskonale o tym wiesz! Jak często dawałeś mi niemożliwe do wypełnienia zadania i wszystko było błyskawicznie załatwione? Sam to wielokrotnie powtarzałeś. Nie potrzebuję współczucia i zupełnie niepotrzebnie zrujnowałaś sobie na moje konto wieczór.

– Czy ja coś mówiłem o współczuciu?

Niespokojnie przeczesał palcami gęste, ciemne włosy. Prawdę mówiąc, zadziałał spontanicznie. Zobaczył, co się dzieje, i coś silnego, wręcz naglącego kazało mu działać, nie pozostawiając czasu na zastanowienie. Pracowała dla niego od ponad czterech lat. Widywał ją częściej niż większość mężczyzn własne żony. Ale jej widok w tym mrocznym klubie, pozbawionej zwykłej sztywności w ubiorze i zachowaniu, obudził w nim coś, nad czym nie potrafił zapanować.

A kiedy zauważył, że mężczyzna, z którym była, staje się natarczywy, zobaczył, jak Grace grzecznie, ale stanowczo odsuwa od siebie jego rękę, nie wahał się ani chwili. Porzucił swoją towarzyszkę i pomknął do Grace, która najwyraźniej pomocy nie potrzebowała ani nie chciała.

Teraz wolał się nie zastanawiać, co kazało mu tak postąpić. Wolał też nie wnikać w powody tego, że nagle dostrzegł jej seksapil, pomimo że nadal wydawała się chłodna i daleka. Tak czy siak, nie zamierzał przepraszać za swoje godne dżentelmena zachowanie.

– Być może pomyliłem się w ocenie, bo raczej nie sprawiałaś wrażenia zadowolonej, kiedy się go pozbyłem – zauważył tylko.

Grace westchnęła. No owszem, zaliczył dobry uczynek. Jednak wolałaby, żeby jej seksowny szef nie musiał jej współczuć.

O ile w biurze, w roli niezawodnej, kompetentnej sekretarki ewidentnie była na swoim miejscu, o tyle tutaj czuła się zagubiona. Nico zauważył ją z drugiego końca pomieszczenia i pospieszył na pomoc, bo odniósł wrażenie, że nie radzi sobie z zaistniałą sytuacją.

Miała trzydzieści jeden lat, a znał ją na tyle, by wiedzieć, że pod pozorami pewności siebie kryje się raczej nieśmiała i skryta osoba, zupełnie niepodobna do kobiet, z którymi się umawiał.

Cała ta sytuacja była bardzo frustrująca, ale co mogła zrobić? Im bardziej okazywała powątpiewanie w potrzebę takiej rycerskości, tym bardziej uważał jej reakcję za przesadną.

Na pewno nie zamierzał się wycofać i pozostawić jej samej sobie. Nie przeszkadzało mu, że zachowuje się jak słoń w składzie porcelany. Był zwyczajnie ciekawy i nie mogła go za to winić, bo dotąd bardzo pilnie strzegła swojej prywatności.

– Victor rzeczywiście zrobił się trochę uciążliwy – przyznała. – To miało być nasze pierwsze wspólne wyjście i nie spodziewałam się, że przesadzi z alkoholem.

Odwróciła wzrok i bawiła się kieliszkiem.

– Niektórzy nad tym nie panują. Kieliszek za dużo i wychodzi prawdziwy charakter. Zrobił coś więcej, niż widziałem? Próbował cię dotknąć?

– Nie! – zaprzeczyła ze śmiechem. – A co? Poszedłbyś za nim i stłukł na kwaśne jabłko?

– Pewnie, że tak.

– Żartujesz.

Spotkali się wzrokiem i zapadło krótkie, niewygodne milczenie, bo pod jego intensywnym spojrzeniem nie była w stanie myśleć.

– W pewnych kwestiach nie żartuję.

– Nie, niczego nie próbował. To tylko nudziarz i męczydusza.

Wciąż na nią patrzył tak samo intensywnie i kiedy już nie mogła wytrzymać, zaczęła pleść cokolwiek. Zwierzyła się, że poznała Victora przez internet, a potem uraczyła go bezsensownym monologiem na temat aplikacji randkowych, z każdą chwilą bardziej się rumieniąc. W końcu zapadła w skrępowane milczenie, upokorzona, przygnębiona i zawstydzona.

– Internet może być niebezpiecznym miejscem, zwłaszcza dla pięknej kobiety.

Spojrzała na niego zdumiona. Czy naprawdę właśnie to usłyszała, czy może w panice tylko sobie wyobraziła? Może doświadczyła halucynacji?

A potem wyciągnął rękę i nakrył jej dłoń swoją, nie przestając się w nią wpatrywać.

Pieszczota tej ciepłej dłoni wprawiła ją w ekstazę. Budowane przez lata mury obronne padły. Serce jej łomotało i nieomal omdlewała. Czuła się, jakby śniła i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w technikolorowe barwy.

Uczucie było tak niesamowite, że wyrwała mu rękę i zaczęła ją rozcierać.

– Lepiej już pójdę – wykrztusiła w końcu.

– Pozwól, żeby odwiózł cię mój kierowca.

– Nie, nie. Wolę iść sama.

On jak zwykle przeciągał leniwie, ona nie mogła się wysłowić.

– Do poniedziałku – bąknęła i wstała, bardzo świadoma zwiewnej sukienki, a pod nią rozpalonego ciała.

– Poniedziałku?

– Tak, przede wszystkim mam dla ciebie te raporty. Mam też informacje o systemie bezpieczeństwa w Deals i sprawdziłam, czy nie ma wirusów, zanim zaczęłam ładować wrażliwe informacje.

– Grace – powiedział Nico łagodnie. – Przykro mi, że wieczór ci się nie udał. Jedź do domu, wyśpij się i nie myśl o pracy, dopóki nie zjawisz się w biurze w poniedziałek. Nie ma potrzeby, żebyś się logowała do komputera w weekend.

Również wstał, górujący nad nią i emanujący dekoncentrującym ją ciepłem.

– Dobrego weekendu ci życzę, przynajmniej tej reszty. – Pozdrowił ją z półuśmiechem. – I uważaj na portale randkowe. Nigdy nie wiesz, na kogo możesz tam trafić.

– Dzięki za radę. Będę o tym pamiętać, kiedy następnym razem wyruszę w wielki, niebezpieczny świat.

Zanim zdążył odpowiedzieć, obróciła się na pięcie i odeszła.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: A Week with the Forbidden Greek

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Cathy Williams

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-454-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek