Spotkanie w Buenos Aires - Cathy Williams - ebook

Spotkanie w Buenos Aires ebook

Cathy Williams

3,7

Opis

Rafael wiele zawdzięcza swojemu ojcu chrzestnemu Davidowi Dunmore’owi. Gdy chory na serce David niespodziewanie dowiaduje się, że ma córkę, Rafael na jego prośbę jedzie do Buenos Aires, by ją odnaleźć. Ma za zadanie wybadać, czy Sofia Suarez jest uczciwą osobą i czy David może jej powierzyć swoją fortunę. Rafael, udając ogrodnika, zatrudnia się do pracy w domu, gdzie Sofia jest opiekunką do dzieci. Pierwsze spotkanie z nią oszałamia go – nigdy nie poznał tak pięknej i pełnej temperamentu kobiety…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (54 oceny)
18
11
15
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cathy Williams

Spotkanie w Buenos Aires

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: Shock Marriage for the Powerful Spaniard

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2019 by Cathy Williams

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-6400-6

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że wpadłeś, Rafaelu. Nie byłem pewny, czy znajdziesz czas, bo przecież pracujesz nad nowym kontraktem, o którym dzień w dzień rozpisują się gazety. Dobrze, że nadal masz dość chęci i cierpliwości, by odwiedzić umierającego starca.

Rafael uniósł brwi i zmierzył ojca chrzestnego sarkastycznym spojrzeniem. David Dunmore może i wyglądał na dobrotliwego staruszka, ze swoimi okrągłymi okularami, puszystymi siwymi włosami i łagodnym uśmiechem godnym Świętego Mikołaja, lecz za tą fasadą kryła się stalowa siła woli i serce niestroniące przed zastosowaniem odrobiny szantażu emocjonalnego. Wiedział też, że David nie prosiłby go o przybycie, gdyby nie chodziło o coś naprawdę ważnego. I im bardziej skomplikowany wstęp, tym istotniejsza mogła być ostatecznie zwerbalizowana prośba starszego pana.

Rafael usiadł wygodniej, pociągnął łyk wyśmienitego drinka i przygotował się na długą rozmowę. Nie był w tym domu co najmniej od dwóch miesięcy, a na pewno od chwili, gdy David Dunmore na dobre się rozchorował. Wcześniej zwykle spotykali się w staroświeckim klubie dla dżentelmenów, którego David był członkiem, miejscu, gdzie, jak mawiał, można było usłyszeć własne myśli i w spokoju nacieszyć się dobrą whisky oraz jedzeniem przygotowanym przez zwyczajnego kucharza, a nie telewizyjnego celebrytę. „Kapusta i cottage pie, kto teraz jada takie rzeczy”, rutynowo odpowiadał Rafael, świadomy, że atmosfera swobody, którą obydwaj tak lubili, jest owocem wzajemnego szacunku i wielkiej miłości.

Prawie zapomniał już, jak piękny był dom Davida w londyńskiej dzielnicy Belgravia, dom o wspaniałych proporcjach, wypełniony drogimi drobiazgami, przywołującymi pamięć o czasach, gdy minimalizm nie stał się jeszcze modnym trendem. Miękkie perskie dywany pokrywały tu podłogi z najlepszego drewna, a pamiątki z zagranicznych podróży stały obok bezcennych rzeźb i innych dzieł sztuki.

– Myślałem, że już przestałeś grać kartą „umierającego starca” – odezwał się spokojnie. – Lekarze dali ci przecież zielone światło i powiedzieli, że jesteś zdrowy jak koń.

– Co oni tam wiedzą!

– Całkiem sporo, biorąc pod uwagę, ile lat poświęcili na naukę i wykonywanie zawodu. Hillman, skoro już o tym mówimy, jest jednym z najlepszych kardiologów na świecie, można więc śmiało przyjąć, że skoro on uznał cię za zdrowego, to raczej nie jesteś już konający.

– No, niby mam się lepiej, to prawda, ale nie masz pojęcia, w jakim stresie żyłem przez ostatnie parę miesięcy.

Uśmiech w jednej chwili zniknął z twarzy Rafaela.

– Chodzi o Freddy’ego? Znowu masz z nim kłopoty? Wystarczy jedno twoje słowo, a zajmę się nim, i to skutecznie.

– Nie możesz. Nie masz nic do powiedzenia w mojej firmie, a groźby nie podziałają. W tej chwili Freddy wie, że nie mam już ani siły, ani ochoty, by często zaglądać do pracy, i dlatego pozwala sobie na rozmaite figle. To mój pasierb, do którego, za sprawą ugody rozwodowej, należy znaczący pakiet akcji firmy, i tyle. Nic nie mogę na to poradzić, ale trzech z moich zaufanych dyrektorów złożyło już rezygnacje. Freddy nie ustaje w zabiegach, by obsadzić zwolnione stanowiska swoimi kumplami. Pięć lat temu miałem jeszcze dość energii, by trzymać chłopaka na krótkiej smyczy, lecz teraz… Cóż, stara gwardia powoli odchodzi, może nawet nie tak znowu powoli. Nieważne, jakoś to będzie, zresztą zaprosiłem cię tutaj w zupełnie innej sprawie.

Rafael milczał. Cisza przeciągała się, aż w końcu David sięgnął do starej skórzanej teczki, leżącej na stoliku obok, i wyjął z niej kopertę. Starszy pan wychylił się do przodu, podał kopertę Rafaelowi i wrócił do poprzedniej pozycji, splatając palce obu dłoni na obfitym brzuchu.

– Co to jest?

– Przeczytaj.

Rafael otworzył kopertę, w której tkwiła jedna kartka. Ze zdumieniem odkrył, że jest to napisany odręcznie list – rzecz naprawdę zaskakująca w epoce, gdy wszyscy porozumiewali się przy pomocy mejli i esemesów. Zdecydowany charakter pisma wskazywał na osobę o silnej woli, lecz dość ozdobne zawijasy podpowiadały, że autorką listu była kobieta.

– Rozumiem, że treść trochę cię zaskoczyła – zauważył David.

– Trochę?! To ci dopiero eufemizm! Kiedy ta bomba wpadła ci w ręce i ile cię to będzie kosztowało?

– Spokojnie, spokojnie, nie wyciągaj pochopnych wniosków, mój drogi. Po pierwsze, musisz wiedzieć, że to absolutna prawda.

Staruszek z westchnieniem zamknął na moment oczy, zaraz jednak podniósł powieki i popatrzył na chrzestnego syna.

– Marię Suarez poznałem ponad dwadzieścia lat temu, kiedy dobiegałem pięćdziesiątki. Ona miała wtedy zaledwie dwadzieścia sześć lat i była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. W tamtym czasie znajdowałem się między jednym małżeństwem a drugim, wypłacałem astronomiczne alimenty Fionie i nie miałem najmniejszych złudzeń co do płci przeciwnej. Maria… Nie wiem, jak to możliwe, ale bardzo szybko stała się dla mnie czymś w rodzaju powiewu świeżego powietrza.

– W porządku. – Rafael uniósł dłoń. – Zanim wdasz się w dalsze liryczne wywody na temat pięknych kobiet i powiewów świeżego powietrza, skupmy się na konkretach.

Czuł przemożną potrzebę chronienia Davida, potrzebę, której korzenie tkwiły w okresie, gdy siedzący przed nim mężczyzna był jedyną bezpieczną przystanią w jego burzliwym życiu.

– Ta kobieta, jeśli to faktycznie ona, kontaktuje się z tobą, aby cię poinformować, że masz dziecko po drugiej stronie świata – ciągnął. – Twierdzi, że niedługo umrze i sumienie nie pozwala jej zabrać tej tajemnicy do grobu. Powstaje pytanie, skąd zna twój adres i czy wie, że jesteś bardzo bogaty.

David poruszył się i rzucił chrześniakowi niepewne spojrzenie.

– Jak ją poznałeś? – zapytał Rafael.

Córka, akurat, pomyślał. Dam głowę, że biedna jak mysz. Nie wiadomo nawet, czy osoba, która napisała list, w ogóle jest tą, za którą się podaje. Ta wzruszająca historyjka ma pewnie sporo dziur.

Jeżeli jego ojciec chrzestny był skłonny wierzyć w te bzdury, to Rafaela zadaniem było zapewnić mu wszelką możliwą pomoc. Nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić, by David wpadł w szpony następnej poszukiwaczki złota.

– Byłem wtedy w Argentynie – powiedział starszy pan tak nostalgicznym tonem, że Rafael o mały włos nie zazgrzytał zębami z frustracji. – Pojechałem tam na rok, szukając lokalizacji pod budowę moich hoteli w Ameryce Południowej i odpowiedniego podejścia do koncepcji hotelu eco. I wtedy ją spotkałem. Miała kruczoczarne włosy, była słodka i łagodna. Kompletnie straciłem dla niej głowę.

– Ale szczęśliwego zakończenia zabrakło. – Rafael przywołał Davida do rzeczywistości. – Bo jednak wróciłeś do Londynu i ożeniłeś się z Ingrid, wyłącznie po to, by po rozwodzie pozbyć się na jej rzecz sporej części majątku, nie wspominając już o akcjach firmy, którą teraz próbuje przejąć twój pasierb. Tak czy inaczej, nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie: skąd ta kobieta, jeśli to rzeczywiście ona, zna twój adres?

– Mogła bez większego trudu skontaktować się ze mną przez jeden z moich hoteli – odparł David. – Nie zapominajmy też o internecie, drogi chłopcze. Zjawisko zwane prywatnością już dawno przestało istnieć.

– Nieważne. Jesteśmy tutaj, w Londynie, u twego boku jakoś nie widzę żadnej piękności o kruczoczarnych włosach, więc co się stało?

– Musiałem wrócić do domu w pilnej rodzinnej sprawie. Wyjechałem bez uprzedzenia, praktycznie w środku nocy, bo moja matka znalazła się wtedy w szpitalu z ciężkim zawałem. Zostawiłem wiadomość Antoniowi, który był tam moją prawą ręką, prosiłem go, żeby wszystko jej wyjaśnił. Kiedy wróciłem, powiedziała mi, że nasze światy zbyt bardzo się różnią, że nie chce komplikować mi życia, chociaż nigdy nie sugerowałem jej czegoś takiego. Zrozumiałem, że jej uczucie do mnie nie było tak silne jak moje, i że nie była gotowa dać szansy naszemu związkowi. Złamało mi to serce, mój drogi, daję ci słowo.

– Że wasze światy zbyt bardzo się różnią? – powtórzył Rafael. – Hm… A jaki był ten jej świat?

– Pracowała jako pokojówka w hotelu, gdzie mieszkałem, nadzorując prace przy budowie moich własnych. Była miłością mojego życia, bez dwóch zdań, i teraz nagle dostaję ten list z wiadomością, że mam córkę, moje dziecko, krew z krwi…

Rafael milczał. Pokojówka? Czy jego ojciec chrzestny rzeczywiście sądził, że może zawrzeć trwały związek z pokojówką? Oczywiście jakaś tam pokojówka w żadnym razie nie mogłaby okazać się gorsza niż ta wiedźma, którą ostatecznie poślubił, przypominająca Walkirię Szwedka Ingrid. Ta trzy lata po ślubie odeszła z zastrzykiem gotówki oraz prawem własności trzech domów, a raczej rezydencji, oraz grubym pakietem akcji, które w jakiś sposób wydusiła z Davida dla swojego bezużytecznego synalka.

– Myślę, że Maria wróciła do swojego rodzinnego domu, bo właśnie gdzieś tam znajduje się teraz jej córka. Dziewczyna pracuje jako opiekunka do dzieci dla jakiegoś brytyjskiego małżeństwa.

Rafael nadal się nie odzywał, ponieważ nie miał zielonego pojęcia, do czego to wszystko prowadzi.

– Zleciłeś przeprowadzenie badania DNA? – spytał w końcu.

– Wszystko się zgadza, jeśli chodzi o chronologię wydarzeń – szorstko odparł David.

– Nie wierz w to, w co za wszelką cenę chcesz uwierzyć. – Rafael z westchnieniem przeczesał włosy palcami. – Więc jak, skontaktowałeś się z tą kobietą? Albo z jej córką?

– Maria niedawno zmarła. – W oczach Davida zalśniły łzy. – Tyle wiem. Naturalnie zasięgnąłem informacji i mogę się skontaktować z moją córką. Miałem też wystarczająco dużo czasu, by się spokojnie zastanowić, co robić dalej.

– Masz na myśli podróż samolotem do Argentyny? Będziesz musiał poradzić się kardiologa, bo przecież nie chcesz chyba dostać kolejnego zawału. I może wreszcie powiesz mi, po co mnie wezwałeś, co ty na to? Potrzebujesz mnie w roli powiernika czy jakiejś innej?

– Nie mogę lecieć do Argentyny – z namysłem odparł starszy pan. – Ale ty możesz, drogi chłopcze, a nawet musisz. Postaram się, żebyś na tym skorzystał…

Sofia Suarez ze zniecierpliwieniem popatrzyła na wysoką metalową bramę, chroniącą właścicieli tej wspaniałej posiadłości przed ewentualnymi przybłędami, wałęsającymi się po okolicy w poszukiwaniu szczęścia, czyli resztek z pańskiego stołu.

W ekskluzywnej enklawie na obrzeżach Buenos Aires bogacze nieodmiennie dbali o swoją ochronę i niezmiernie rzadko otwierali drzwi przed obcymi. Mieli dość pieniędzy, by wynająć innych do załatwiania spraw, które uważali za niegodne uwagi, i właśnie dlatego Sofia stała teraz przy bramie, czekając na pojawienie się spóźniającego się ogrodnika.

James i Elizabeth Waltersowie wyjechali na narty z dwójką swoich dzieci.

– Nie mam pojęcia, dlaczego musimy się męczyć z tym facetem, skoro wcześniej w zupełności wystarczały nam usługi miejscowej firmy – poskarżył się James przed tygodniem, nieoczekiwanie stając w drzwiach pokoju Sofii. – Mój szef poprosił mnie, żebym dał mu pracę, ponieważ ma jakieś zobowiązania wobec swojego znajomego z Londynu, czy coś tam takiego. Tak czy inaczej, ani Lizzy, ani mnie nie będzie w domu, więc będziesz musiała sama pokazać mu teren.

– Oczywiście, chociaż zgodnie z naszą umową miałam wziąć sobie urlop na czas waszego wyjazdu. – Sofia wzięła głęboki oddech i powoli policzyła do dziesięciu.

James i Elizabeth z wielką satysfakcją dyktowali jej, w jaki sposób powinna wykorzystywać wolny czas, chociaż podpisany przed rokiem kontrakt wyraźnie określał jej godziny pracy. Niestety, nie mogła sobie pozwolić na złożenie wymówienia. Zarabiała naprawdę fantastycznie, dzięki czemu stać ją było na opłacenie internetowego kursu księgowości. Nie było to tanie przedsięwzięcie, a biorąc pod uwagę, że na dodatek starała się w miarę regularnie pomagać ciotce, nie mogła ulegać emocjom. Poważnie zadłużeni ludzie mogą liczyć wyłącznie na własne siły, no i na łut szczęścia w loterii, prawda?

– Byliśmy bardzo wyrozumiali, kiedy w godzinach pracy musiałaś odwiedzać matkę w szpitalu – bez mrugnięcia okiem odparował jej pracodawca. – Więc chyba raczej nie masz powodu do narzekań. Wyjeżdżamy na dwa tygodnie. W tym czasie będziesz mogła do woli kręcić młynka palcami i jeszcze dostaniesz za to pensję, tak?

Ogarnął ją wzrokiem od stóp do głów, w ten typowy dla siebie wyzywający sposób, graniczący z przemocą seksualną.

– Ten gość spędzi tu najwyżej miesiąc – dodał. – Podobno potrzebuje pieniędzy na podróż po Ameryce Południowej. Bóg jeden wie, dlaczego tacy jak on nie mogą poszukać sobie normalnej pracy, ale cóż, nie mam w tej kwestii wyboru.

Sofia zrobiła to, co zwykle, gdy zachowanie Jamesa budziło w niej nieokreślony niepokój, czyli zagryzła zęby i utkwiła wzrok w podłodze, czekając, aż on przestanie się nią interesować.

W końcu po raz dziesiąty przypomniał jej o tysiącu rzeczach, którymi miała się zająć pod ich nieobecność, od sprawy z ogrodnikiem poczynając, na czyszczeniu przysłowiowych sreber kończąc. Nic nie wskazywało na to, by miała szansę kręcić młynka palcami i cierpieć z powodu nudy.

Gorące słońce znikało już za fioletową linią horyzontu, kiedy intercom wreszcie zadzwonił i obcy głos obwieścił przybycie ogrodnika.

– Spóźnił się pan – chłodno oświadczyła Sofia, po angielsku, ponieważ mężczyzna odezwał się do niej właśnie w tym języku. – Od dwóch godzin czekam tu, żeby pokazać panu posiadłość.

Płynnie władała angielskim, a fakt, że jej obecni pracodawcy nie mieli ochoty mówić po hiszpańsku, pomagał jej w zachowaniu tej umiejętności. Na ekranie monitora widziała tylko kontury sylwetki stojącego przed bramą mężczyzny. Zależało jej, by jak najszybciej pozbyć się niechcianego gościa, ponieważ miała do zrobienia sporo ćwiczeń z księgowości.

– Z kim mam przyjemność? – zagadnął.

– Z señoritą Suarez. Mam pokazać panu miejsce pracy, ponieważ państwa Waltersów nie ma teraz w domu.

Nieprzyjemne uczucie niepewności, które na moment ją ogarnęło, szybko ustąpiło miejsca irytacji.

– Wpuści mnie pani?

– Muszę zadać panu kilka pytań potwierdzających tożsamość.

– Dlaczego?

– Słucham?

– Dlaczego? – powtórzył Rafael.

Sofia potoczyła wzrokiem po pełnym drogich mebli pokoju.

– Pan domu jest ostrożny, gdy chodzi o wpuszczanie obcych – oznajmiła słodkim tonem. – Woli, aby należące do niego sprzęty i przedmioty pozostały na swoim miejscu.

– Pan domu nie ma się czego obawiać – odparł Rafael. – Bardzo wątpię, czy chciałbym wejść w posiadanie jakiejkolwiek z będących jego własnością rzeczy.

Podsunął pod oko kamery list, który David wręczył mu przed kilkoma dniami. Szczerze bawiła go myśl o tym, jak będzie jeździł kosiarką po trawniku i przyjmował polecenia od jakiejś nieznanej osoby.

– Proszę uważnie przeczytać tekst i upewnić się, że faktycznie jestem tym, za kogo się podaję. Nazywam się Rafael i przyjechałem zająć się terenami zielonymi wokół tego domu. Nie ucieknę z kosiarką i sekatorem, nie musi się pani obawiać.

– Jest pan Hiszpanem?

– Na to wygląda. Niechże pani wreszcie otworzy bramę, bo mam za sobą piekielną podróż. Jestem spocony, zmęczony i nie mam najmniejszego zamiaru przez następne pół godziny odpowiadać na bezsensowne pytania.

Sofia nie mogła uwierzyć własnym uszom. Przez chwilę szczerze żałowała, że James i jego nadęta żona nie mogą doświadczyć zderzenia z pewnym siebie, aroganckim jak sam szatan wynajętym pracownikiem, który bez wahania mówi to, co myśli.

Niestety, nie było ich tutaj, ponieważ bez wątpienia świetnie bawili się na narciarskich stokach, natomiast ona została, ponieważ nie miała innego wyjścia, jak zwykle. Wcisnęła guzik uruchamiający mechanizm otwierający bramę. Na dźwięk dzwonka otworzyła wejściowe drzwi, wpuszczając do środka zapach trawy, i zamarła.

Stojący przed nią mężczyzna, z ręką uniesioną, by ponaglająco zapukać, był oszałamiająco przystojny. Gwałtownie wypuściła powietrze z płuc, jakby ktoś wymierzył jej mocny cios w splot słoneczny. Cofnęła się o krok, obronnym ruchem zaplatając ręce na piersi, tak jak w chwilach, kiedy jej pracodawca mierzył ją pożądliwym wzrokiem, chociaż tym razem powód był zupełnie inny.

Tym razem jej zachowanie wynikało z nieoczekiwanego podniecenia, które ogarnęło ją w ułamku sekundy, niczym płomień. Nie mogła oderwać wzroku od przybysza, chciała patrzeć na niego i patrzeć, bez końca.

Czarne, odrobinę za długie włosy stanowiły ramę dla twarzy o rysach tak idealnych, że żaden aparat fotograficzny nie byłby w stanie oddać im sprawiedliwości. Ciemnoniebieskie, prawie granatowe oczy ocienione były gęstymi rzęsami, nos wąski, z lekkim garbkiem, usta szerokie i zmysłowe jak wszyscy diabli. Bijąca od niego ognista seksualna energia sprawiła, że serce Sofii natychmiast zabiło mocniej, a w dole brzucha wezbrała gorąca fala.

Ta natychmiastowa reakcja rozwścieczyła ją, ponieważ doskonale wiedziała, że nie może sobie na nią pozwolić. Już jako trzynastolatka zdawała sobie sprawę, co znaczą niechciane wyrazy zainteresowania ze strony przedstawicieli płci przeciwnej. Często musiała odpierać zaloty, a gdy skończyła piętnaście lat, kontakt z żonatym przyjacielem matki uświadomił jej, że uroda, którą obdarzyła ją natura, jest raczej przekleństwem niż błogosławieństwem.

Od tamtej pory bardzo się pilnowała, nie tyle w oczekiwaniu na „tego jedynego”, co raczej z wewnętrznym przekonaniem, że nie wolno jej rozmienić się na drobne ani przystać na mniej, niż zasługuje. Doskonale rozumiała też, że nie może pozwolić, aby inni postrzegali ją wyłącznie poprzez jej urodę – jej matka popełniła ten niewybaczalny błąd i Sofia była świadkiem konsekwencji, jakie to za sobą pociągnęło.

– Niech pan wejdzie – powiedziała, trochę ostrzej, niż zamierzała, odsuwając się, by wpuścić gościa do środka.

– Gdzie oni są? – zapytał.

– Kto?

– Waltersowie. Gdzie są? Nie powinni czekać tu, by mnie przyjąć?

Sofia nie mogła się nadziwić bezczelnej arogancji tego człowieka, który teraz patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Nie sądzę, żeby im przyszło do głowy, że mieliby odwołać wyjazd na narty jedynie po to, by entuzjastycznie przywitać tymczasowego ogrodnika.

– Ładny dom – rzucił.

– To cały pana bagaż? – Ruchem głowy wskazała podniszczoną skórzaną torbę.

Rafael wzruszył ramionami.

– Zawsze tak podróżuję.

– Podać panu coś do picia albo do jedzenia?

– Pracuje tu pani jako gosposia?

Świetnie wiedział, jaką pracę wykonuje ta dziewczyna. W ogóle wiedział o niej o wiele więcej, niż mogłaby sobie wyobrazić, ponieważ zlecił zajmującej się takimi sprawami firmie dokładne sprawdzenie jej przeszłości i teraźniejszości. Jego ojciec chrzestny z romantyczną naiwnością przyjął, że przeznaczenie podrzuciło mu córkę, lecz Rafael miał na ten temat inne zdanie.

Jedyne, czego nie wiedział, to to, że Sofia jest aż tak piękna. Długie, kręcone ciemne włosy nosiła związane z tyłu, jej skóra miała odcień jasnej kawy z mlekiem i była gładka jak jedwab, intensywną zieleń oczu o kształcie migdałów podkreślały gęste, długie czarne rzęsy.

Nie do końca wyglądała na grzeczną, nudną panienkę, ale przecież życie pełne jest niespodzianek.

– Jestem opiekunką do dzieci. – Sofia wyzywająco wysunęła podbródek do przodu.

Była nianią i nie wstydziła się tego, lecz w głębi serca wiedziała, że było ją stać na znacznie więcej. Niestety, częste zmiany miejsca zamieszkania w dzieciństwie sprawiły, że miała poważne luki w edukacji. Jej nadzieje na dobrą pracę umierały powoli, lecz kolejne próby w końcu przekonały ją, że z tak marnym wykształceniem nigdy nie zrealizuje swoich ambicji. Teraz ze wszystkich sił starała się nadrobić stracony czas, nie łudziła się jednak, że uda jej się osiągnąć cel z dnia na dzień.

– Czy opiekunka do dzieci ma jakieś imię i nazwisko? – zagadnął.

– Sofia. Sofia Suarez. Nie powiedział pan, czy chce coś do picia albo do jedzenia. Naturalnie nie mogę zaproponować panu żadnego alkoholu, ale może herbatę lub kawę… Mogę też zrobić panu kanapkę.

– Żadnego alkoholu? W takim razie podziękuję za kawę i herbatę, natomiast chętnie przyjmę szklankę wody, i może rzeczywiście kanapkę.

Nieśpiesznym krokiem wszedł do kuchni i rozejrzał się dookoła. Duża kuchnia, duży dom, coś w sam raz dla ludzi o kosztownych gustach, rozkochanych w kosztownym stylu życia.

– Proszę niczego nie dotykać – odezwała się niespokojnie, kiedy zaczął otwierać szuflady szafek.

Powoli odwrócił się twarzą do niej.

– Skoro zostawili cię tutaj na straży swojego dobytku, to nie wymagają chyba, żebyś nie otwierała szafek w kuchni, prawda? – bezceremonialnie przeszedł na „ty”.

– Oczywiście, ale… – Policzki Sofii oblał gorący rumieniec.

– Ale jesteś tylko nianią i w hierarchii służby stoisz niewiele wyżej od ogrodnika, tak?

– Nie wyglądasz na ogrodnika – odparła chłodno.

Odwróciła się i zajęła przygotowywaniem kanapki z szynką i żółtym serem, dokładnie takiej samej, jaką zrobiła sobie na lunch. Kolacji jeszcze nie jadła, lecz z jakiegoś powodu myśl o posiłku, do którego miałaby usiąść z tym aroganckim mężczyzną, przyprawiła ją o gęsią skórkę.

Rafael pełnym uznania wzrokiem zmierzył jej długie nogi i smukłą talię.

– Musisz ją sprawdzić – prosił David. – Wiem, że żywię co do niej romantyczne złudzenia, ale nie jestem idiotą. Nie wiem, kim jest ani jaki ma charakter. Drogi chłopcze, będę ci ogromnie wdzięczny, jeśli podejmiesz się tego zadania, oczywiście incognito. W żadnym razie nie chcę, żeby się dowiedziała, że może odziedziczyć duży majątek. Najbardziej zależy mi, żeby nie starała się udawać kogoś innego. Mam nadzieję, że jest to dobra, wrażliwa na los innych i inteligentna osoba, a jeśli moje oczekiwania rozmijają się z rzeczywistością, to trudno, w obliczu faktów zastanowię się, co robić dalej. Sprawdź ją, mój drogi, to pierwszy krok. Jeżeli zrobisz to dla mnie, przekażę ci moją firmę i wszystkie należące do mnie akcje. Będziesz mógł od razu przejąć stanowisko prezesa zarządu i pokazać mojemu koszmarnemu pasierbowi, gdzie jego miejsce. Staniesz u boku mojej córki i wszystkie moje zmartwienia wreszcie się skończą, bo przecież sam mówiłeś, że twoja własna firma praktycznie prowadzi się sama. Chyba czas, żebyś teraz zmierzył się z nowym wyzwaniem.

Rafael nie potrzebował ani firmy, ani akcji Davida, chociaż firma o profilu hotelarsko-turystycznym z pewnością stanowiłaby przyjemny dodatek do jego portfolio. O jego decyzji zadecydowało coś zupełnie innego – świadomość, że zawsze mógł liczyć na Davida jako przyjaciela i mentora, przez wszystkie te lata, kiedy jego rodzice woleli zajmować się swoimi sprawami niż synem.

W najwcześniejszych wspomnieniach Rafaela jego rodzicie nie pojawiali się prawie w ogóle, w przeciwieństwie do Davida, bez którego życie chłopca rozsypałoby się jak domek z kart. Ojciec chrzestny był jedynym człowiekiem, którego Rafael naprawdę kochał i dla którego gotów był zrobić absolutnie wszystko.

Przekazanie akcji, które miało pozwolić Davidowi na uporządkowanie sprawy z nieszczęsnym Freddym, było więc tylko wisienką na torcie.

– Od dawna pracujesz jako ogrodnik? – spytała Sofia z wymuszoną uprzejmością.

Jej nieposłuszne oczy spoczęły na jego szczupłej, pięknej twarzy i zaraz w popłochu umknęły w bok, ponieważ nigdy dotąd nie przyglądała się otwarcie żadnemu mężczyźnie. A już szczególnie tak niezwykle przystojnemu, bo doświadczenie mówiło jej, że uroda, wszystko jedno, czy u kobiety, czy u mężczyzny, nieodmiennie oznacza kłopoty.

Rafael nagle podniósł wzrok i ich spojrzenia się spotkały, tak intensywne, że Sofia przez parę sekund nie była w stanie złapać tchu.

– Dopiero zaczynam karierę w tym zawodzie – odrzekł. – A ty absolutnie nie wyglądasz na nianię, wiesz?

Sofia zesztywniała, niepewna, czy cała ta wymiana zdań nie przypomina bardziej flirtu niż normalnej rozmowy. Rafael miał zamieszkać w pawilonie obok basenu, nie w domu, zaczęła się jednak zastanawiać, czy to, że przez blisko dwa tygodnie będzie tu z nim sama, nie okaże się mocno kłopotliwe.

– Masz duże doświadczenie, jeśli chodzi o niańki? – spytała z lekką ironią. – Może spodziewałeś się, że będę starsza albo że będę miała co najmniej ze dwie brodawki na policzku?

– Przede wszystkim nie spodziewałem się, że będziesz biegle mówiła i po hiszpańsku, i po angielsku. – Rafael odsunął pusty talerz i usadowił się wygodnie, splatając dłonie za głową. – A skoro już mówimy o oczekiwaniach…

– Zjadłeś już, więc chyba powinnam ci pokazać, gdzie będziesz mieszkać – przerwała mu Sofia. – Jesteś zmęczony po podróży, sam mówiłeś…

– Czy w ten sposób próbujesz dać mi do zrozumienia, że nie życzysz sobie dalszych pytań z mojej strony?

Lekko wzruszyła ramionami.

– Chyba tak – odparła.

Rafael nie zamierzał się poddać. Przybył tu z konkretną misją i wiedział, że im szybciej ją wypełni, tym szybciej będzie mógł przestać grać tę idiotyczną rolę ogrodnika. Cała jego wiedza o ogrodnictwie pochodziła z książki, którą kupił w przeddzień wyjazdu z Londynu i pośpiesznie przejrzał. Tak czy inaczej, czy przerzucenie kawałka ziemi za pomocą łopaty mogło stanowić jakąkolwiek trudność? Albo przejechanie kosiarką po trawniku? Był pewny, że nie, ale na wszelki wypadek nie chciał przedłużać tej niewygodnej sytuacji.

Najpierw musiał jednak pokonać bariery, jakimi otoczyła się ta dziewczyna, i jak najwięcej się o niej dowiedzieć. Ogarnął ją leniwym spojrzeniem, bez najmniejszej przykrości. Była wdzięczna jak gazela i tak samo płochliwa.

– Jak to jest, pracować w takim domu? – zagadnął, licząc na przedłużenie rozmowy.

Sofia prychnęła z rozdrażnieniem.

– Wydawało mi się, że jesteś zmęczony. Zaprowadzę cię teraz do twojego pokoju, wcześnie pójdziesz spać, a jutro przekażę ci listę zadań do wykonania.

– Nigdy nie byłem fanem długiego odpoczynku. Jakie jeszcze znasz języki?

– A ty? – odpaliła kpiąco.

– Francuski, hiszpański, włoski, chiński na podstawowym poziomie, po parę słów z kilku innych.

– Dość niezwykłe, jak na ogrodnika.

Zaśmiał się cicho.

– Touche. – Uniósł do góry obie ręce. – W każdej nowej pracy uczyłem się czegoś nowego, poza tym jestem z natury ciekawy. Kiedy ludzie wokół ciebie porozumiewają się w języku, którego ani w ząb nie rozumiesz, nie masz innego wyjścia, jak tylko się go nauczyć. W każdym razie ja tak myślę, a ty?

Sofia zawahała się. Rzadko miała okazję rozmawiać z mężczyznami, bo kiedy nie pracowała, uczyła się, w nadziei na lepszą przyszłość. W jej kalendarzu nie było miejsca na randki, nie na tym etapie, jednak teraz los sam zesłał jej tego wyjątkowo przystojnego faceta, który na dodatek wypytywał ją o jej życie, z najszczerszym zainteresowaniem.

Mimo woli odrobinę opuściła gardę. Rafael miał tu przebywać aż do powrotu Jamesa i Elizabeth z nart, i było bardzo możliwe, że przez ten czas będą codziennie skazani na swoje towarzystwo. Niewątpliwie byłoby łatwiej, gdyby się trochę otworzyła.

No i Rafael naprawdę był tak przystojny, tak mrocznie, grzesznie pociągający, a ona jakimś cudem wcale nie czuła się zagrożona jego obecnością… Była zbyt twardą realistką, by pozwolić mu się za bardzo do siebie zbliżyć, ale patrzył na nią tak wyczekująco, że mimo woli odrobinę zmiękła.

– Od dziecka dużo podróżowałam – powiedziała ostrożnie.

Usiadła naprzeciwko niego i oparła podbródek na dłoni.

– Moja matka pochodziła właśnie stąd i po pewnym czasie wróciła tu razem ze mną, lecz wcześniej długo żyłyśmy na walizkach.

– Naprawdę? – zdziwił się. – Dlaczego? To piękna okolica, miejsce, gdzie każdy chętnie zapuściłby korzenie.

Sofia wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dzielić się trudnymi przeżyciami z obcym, niezależnie od tego, jak bardzo wydawał się interesujący.

– Tak czy inaczej, dość często zmieniałyśmy miejsce zamieszkania – podjęła. – To długa historia i nie sądzę, by zasługiwała na twoją uwagę. Angielskiego nauczyłam się od ludzi, których poznałyśmy gdzieś po drodze, i od tamtej pory nie przepuściłam żadnej okazji, by znajomość angielskiego doskonalić. Mam zdolności językowe, więc nigdy nie miałam trudności z nauką.

Biblioteki, których Sofia szukała w każdym nowym miejscu, oferowały szeroki wybór materiałów audio. Każda biblioteka była dla niej niczym bezpieczny port, wypełniony spokojem i ciszą. Na zewnątrz czekało najeżone trudnościami codzienne życie, ale w bibliotecznej sali Sofia mogła uczyć się angielskiego i wielu innych przedmiotów.

– A twoja matka? Gdzie teraz mieszka?

Pośpiesznie odwróciła wzrok.

– Umarła parę miesięcy temu, po długiej chorobie. – Podniosła się z uprzejmym, neutralnym uśmiechem. – Jeśli ci to nie przeszkadza, wolałabym o tym nie mówić. Pokażę ci teraz twoją kwaterę.

Rafael wstał. Sofia miała ponad metr siedemdziesiąt wzrostu, ale on był od niej sporo wyższy. Nagle poczuła się przy nim dziwnie dziewczęco, zupełnie inaczej niż zwykle, nie jak osoba, która z wielką determinacją dokonuje wyborów, które decydują o jej przyszłym życiu. Może dlatego, że w przeszłości nie miała żadnej kontroli nad swoimi przeżyciami…

Jej matka po wielu przeprowadzkach w końcu związała się z amerykańskim turystą, który podróżował po Ameryce Południowej. Chłopak był od niej o dziesięć lat młodszy i zupełnie nieodpowiedzialny, więc małżeństwo trwało tylko półtora roku; pewnego dnia ojczym Sofii spakował się i wrócił do swojego domu na Florydzie, a one wyruszyły w przeciwnym kierunku.

Historia życia matki Sofii była niewesoła – młoda kobieta zaszła w ciążę z dużo starszym mężczyzną, a następnie, ze złamanym sercem, postanowiła wykorzystać swoją niezaprzeczalną urodę, która mimo upływu lat nigdy nie zblakła. Wszystko zmieniło się dopiero z chwilą, gdy po latach wędrówki wróciły do rodzinnego miasta Marii, gdzie czułą opieką otoczyła ją jej siostra i dawni przyjaciele.

Sofia zastanawiała się, co Rafael pomyślałby o jej powikłanej historii. Przyjechał tu jako tymczasowy ogrodnik, więc pewnie uwielbiał życie w drodze, czyli dokładnie to, co ona sama szczerze znienawidziła. Nie miała cienia wątpliwości, że bardzo się różnią, a jednak pragnienie zwierzenia mu się było przerażająco silne.

– Jesteś gotowy? – Zerknęła na jego torbę i podeszła do drzwi. – Mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia…

Napotkała spojrzenie jego ciemnych, pełnych namysłu oczu. Dlaczego tak bardzo się nią interesował? I co tu naprawdę robił?

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY