Żar Australii - Alexa Lavenda - ebook

Żar Australii ebook

Lavenda Alexa

0,0
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Młoda kobieta, której życie nigdy nie oszczędzało, spotyka na swojej drodze mężczyznę, który w życiu ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Ona wrażliwa, samotna… wybudowała wokół siebie mur, którego dotąd nikomu nie udało się zburzyć. On seksowny, charyzmatyczny, diabelsko przystojny i bogaty. Max sprawił, że świat Patrycji zatrząsł się w posadach… Czy będzie w stanie zburzyć mur, jaki dziewczyna wokół siebie wybudowała? Czy Patrycja przywróci jego wiarę w szczerość i bezinteresowność kobiet? Dwa różne światy, dwie zupełnie inne osobowości, które przyciąga niesamowita siła.  Chemia, emocje, dramaty.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 469

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alexa Lavenda

Żar Australii. Kontynenty przyjemności

Copyright © by Alexa Lavenda, MMXX

Wydanie I

Warszawa MMXX

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Mężowi – za nieustanne wsparcie i pomoc w spełnianiu marzeń

Prolog

Stanęłam w drzwiach samolotu i australijskie powietrze buchnęło na mnie takim żarem, że niemal się przewróciłam. Już gdy schodziłam po schodach podstawionych pod samolot, byłam cała spocona, a ubrania przylepiły mi się do ciała. Upał był nieznośny, wręcz namacalny, otaczał mnie jak gęsta, ciepła mgła. Lubiłam ciepło, ale nie tak intensywne i porażające, które wkradało się w płuca i sprawiało, że oddychanie stawało się trudniejsze.

Nim dotarłam do kontroli paszportowej na lotnisku, zaczęłam mieć zawroty głowy i pewnie byłam cała czerwona. Miałam wrażenie, że cała ta sytuacja w pewien sposób odzwierciedla moje życie, przepowiada moją przyszłość i zamyka przeszłość. Palę za sobą wszystkie mosty. Opuściłam Polskę, uciekłam od ojca alkoholika, od tragicznej przeszłości, w której zginęła moja matka i moja nadzieja na odrobinę szczęścia i miłości. Teraz rozpoczynam nowe życie w Australii, dzięki pomocy ostatniej osoby na tym świecie, której jeszcze na mnie zależało.

Ciocia Jadzia była siostrą mojej mamy. To ona zajęła się mną po wypadku, który zabrał najbliższą mi osobę. Ojciec załamał się śmiercią miłości swojego życia, zaczął topić smutki w alkoholu i nie dbał już o nic innego. Jadzia zastąpiła mi rodziców i tylko dzięki niej pozbierałam się jakoś psychicznie. Jednak kiedy miałam dziesięć lat, ciocia poznała Johna, rodowitego Australijczyka z polskimi korzeniami, zakochała się i dostała od życia ogromną szansę, którą za moją namową wykorzystała. Wyjechała do Australii, przysięgając mi, że kiedy przyjdzie czas i skończę edukację, ona sprowadzi mnie do siebie.

Teraz właśnie nastał ten czas. Już nic nie trzyma mnie w Polsce, rozpoczynam więc nowe życie. Pewniejsze. Stabilniejsze. Być może okraszone odrobiną ciepła i miłości, za którymi skrycie tęskniłam, ale których nauczyłam się bać. Miłość to ból. Miłość to wyczerpująca tęsknota. Nie chcę już ani jednego, ani drugiego. Za bardzo to boli.

Pięć lat później

– Patrycja, no co ty tutaj robisz, przecież dziś są twoje urodziny!!! Uciekaj do domu, dziś nie pracujesz! – krzyknęła Jadwiga, widząc dziewczynę przemierzającą salon z odkurzaczem.

– Ciociu, przestań. Urodziny urodzinami, a praca pracą, przecież wiem, jak ważny jest dzisiejszy dzień. Dziś wraca do domu synalek naszego chlebodawcy i wszystko musi się świecić na glanc, żeby jedynaczek o imieniu Narcyz mógł się przeglądać i podziwiać swoją facjatę w każdej gładkiej powierzchni. Jak ja bym cię mogła zostawić samą na placu boju?

– Nie samą, mam tutaj Ingrid.

– Która jest miłą dziewczyną, ale przed pracą powinna chyba wypić parę red bulli na rozruch. – Kobieta uśmiechnęła się na te słowa i porozumiewawczo puściła oczko do siostrzenicy.

– No dobrze, to chodź i pomóż mi, ale posprzątamy tylko ten apartament i idziemy do domu świętować twoje dwudzieste pierwsze urodziny.

– Tort już czeka, właśnie skończyłam go dekorować.

– Oj, dziewczyno, od kiedy tu przyjechałaś, przytyłam chyba ze dwadzieścia kilo. Tworzysz prawdziwe cuda w kuchni.

– Ciociu, przytyłaś co najwyżej pięć, i dobrze, bo wyglądasz o wiele zdrowiej.

– Wyglądam zdrowiej, bo nie muszę się już zamartwiać tym, że zostawiłam cię w Polsce samą, jak ostatnia egoistka. Czuję się o wiele lepiej, mając cię tu przy sobie.

– Ja też się cieszę, jest mi tu z wami bardzo dobrze. Ale my tu gadu-gadu, a sprzątanie czeka. Pan Power to miły facet jak na milionera, ale lubi, gdy praca jest wykonana na sto procent, szczególnie wtedy, kiedy czeka na powrót swojego genialnego syna.

– My dziś będziemy świętować twoje urodziny, a pan Power powrót syna z Anglii. Podobno Maximilian nieźle rozkręcił ich interesy w Europie. Nie było go tu ładnych kilka lat, pracował jak szalony i pomnożył dochody firmy w niesamowitym tempie.

– Ojciec musi być z niego dumny jak paw, w końcu biznesu w praktyce nauczył się od niego…

– Bycia dupkiem zapewne się od niego nie nauczył, bo nasz szef to fajny facet.

– Skąd takie zdanie? Przecież ty Maxa w ogóle nie znasz i nie wiesz, jaki naprawdę jest.

– Wiem od innych pracowników resortu, że to rozpuszczony i arogancki dupek.

– Musisz wiedzieć, że nie wszystko, co się o nim mówi, jest prawdą. Kiedy był bardzo młody, jego ojciec stracił niemal cały majątek, a matka odeszła z bogatszym facetem i zostawiła ich obu bez słowa. Pan Power odzyskał majątek, ale oboje stracili chyba wiarę w prawdziwą miłość… i pewnie w kobiety. Dla Maxa ten czas był bardzo trudny, więc…

– Zachowywał się jak dupek i wyładowywał swoją złość na innych.

– Trochę tak, ale jak już mówiłam, było mu pewnie ciężko po stracie matki.

– Nie jemu jednemu, ja też straciłam mamę, a chyba wyszłam na ludzi…

– Kochana moja, nie mogłabym być z ciebie bardziej dumna! Pracujesz, uczysz się, pomagasz mi we wszystkim i jeszcze do tego tworzysz cuda w kuchni. No i nie zapomnijmy o tym, że jesteś przepiękną, zdolną dziewczyną.

– Dziękuję – szepnęła i poczuła, że robi się cała czerwona. Komplementy zawsze ją onieśmielały.

Było jej dobrze z ciocią i Johnem. Praca była dość ciężka, ale zarobki sprawiedliwe. Jadwiga od lat pracowała dla Simona Powera – multimilionera, właściciela sieci kurortów wypoczynkowych, restauracji, siłowni i Bóg wie czego jeszcze. Dziewczyna mieszkała z ciocią i jej mężem w jednym z mniejszych apartamentów w kurorcie, za który nie musieli płacić. Oprócz pracy sprzątaczki dorabiała sobie w kurortowej restauracji, gdzie mogła szlifować swoje kulinarne umiejętności. Studiowała w szkole o bardzo wysokiej renomie i dzięki temu mogła zdobyć wyśniony dyplom szefa kuchni. Gotowanie było jej pasją i marzyła o tym, że być może kiedyś jakimś cudem uda się jej otworzyć własną restaurację, albo chociaż cukiernię. Pięć lat spędzonych w Australii dało jej wiele możliwości, a ambitna dziewczyna chętnie to wykorzystała. Miała nadzieję, że powrót syna szefa niczego nie zmieni, choć krążyły pogłoski, że ojciec może przekazać firmę w jego ręce.

– Patrycja, te dywany czystsze już nie będą, znów odpłynęłaś? – Jadwiga się roześmiała.

– Tak, ciociu, znowu odpłynęłam – przyznała z uśmiechem.

– Jak ty to robisz, że nawet kiedy jesteś w swoim własnym świecie i nie widzisz, co robisz, wciąż wykonujesz pracę dziesięć razy lepiej niż wszystkie moje pracownice razem wzięte?

– Bo właśnie, kiedy odpływam, to najlepiej pracuję – odpowiedziała, a ciocia roześmiała się perliście.

– Jak ci idzie pisanie książki kucharskiej?

– Nie wiem… Tworzę nowe dania, zapisuję przepisy i dodaję zdjęcia, ale książką tego nie można nazwać, dopóki nie zostanie wydana. A wątpię, czy ktoś wyda książkę kucharską stworzoną przez nikomu nieznaną osobę. Teraz trzeba najpierw być kimś, żeby ktokolwiek w branży wydawniczej cię zauważył.

– Dopniesz swego. Dobrze cię znam. Jak czegoś chcesz, to ciężko pracujesz, żeby to osiągnąć, a takie wysiłki nigdy nie idą na marne. Pewnego dnia będziesz miała własną restaurację i masę wydanych książek kucharskich.

– Pomarzyć dobra rzecz – odparła dziewczyna.

Wiara i naiwność Jadwigi zawsze ją rozbrajały, ale też często podnosiły na duchu. Ona naprawdę wierzyła, że zwykła sprzątaczka mogła zostać celebrytką. Patrycja nie chciała być celebrytką, ale marzyła o tym, że kiedyś uda jej się otworzyć malutką restaurację lub cukiernię i być może jakimś sposobem ktoś kiedyś zechce wydać jej książkę.

Sprzątanie apartamentu trwało jeszcze pół godziny.Nawet niewidoczne pyłki kurzu nie miały szansy na przetrwanie. Patrycja wiedziała, jak ważne dla cioci i jej małego biznesu było to, żeby ten apartament wyglądał nieskazitelnie. Dla jej firmy ten właśnie dom był czymś w rodzaju jej wizytówki – pokazywał, jak dobrze firma potrafi wykonać swoją pracę. Profesjonalizm i skrupulatność przy sprzątaniu były bardzo istotne, bo niedługo miał do niego wrócić rozpieszczony synalek samego pana Powera. Wszystko musiało lśnić i być w idealnym stanie. Kiedy kobiety już skończyły i schowały cały sprzęt do komórki, Patrycja jeszcze raz zajrzała do każdego pokoju, aby się upewnić, że wszystko wygląda perfekcyjnie.

– Patrycjo, chodźmy już. John pewnie czeka na nas w domu. Mamy dla ciebie małą niespodziankę.

– Ciociu, wiesz, że nie znoszę niespodzianek. Prosiłam cię, żebyś nic nie kombinowała. Już i tak zbyt wiele wam zawdzięczam – zauważyła Patrycja. – W życiu nie będę mogła się wam za to wszystko odwdzięczyć.

– Zasługujesz na to, co najlepsze. Dość się już nacierpiałaś…

– Oj tam, nie było tak źle – odpowiedziała z uśmiechem, ale serce się jej ścisnęło na wspomnienie mamy, która tak młodo odeszła. Na szczęście od całkowitego rozklejenia się uchronił ją przeciąg, który sprawił, że okno w sypialni otworzyło się na oścież i przewróciło półokrągłą wazę wypełnioną drobnymi, bursztynowymi kuleczkami, które rozsypały się teraz po podłodze.

– Och, na co komu takie głupoty na stołach – westchnęła Jadwiga i ruszyła w kierunku toaletki z zamiarem pozbierania rozsypanych po podłodze bursztynów.

– Ciociu, ja to zrobię, ty uciekaj do Johna. Pewnie nie może się ciebie doczekać. Nie, nie kłóć się ze mną – dodała dziewczyna, widząc, że kobieta otwiera usta, by odpowiedzieć. – Mnie to zajmie pięć sekund. Proszę cię, pozwól mi się przygotować na tę waszą niespodziankę – dodała, kiedy Jadwiga kręciła przecząco głową, zmierzając w jej kierunku. Na szczęście zrozumiała.

– No dobrze, więc widzimy się za chwilę – powiedziała i wyszła z mieszkania. Dziewczyna miała nadzieję, że nie zorganizowali jej żadnego przyjęcia niespodzianki. Nie była zbyt towarzyska i nie miała ochoty na żadne imprezy. Biorąc głęboki oddech, przyklękła na podłodze i zaczęła zbierać rozsypane kuleczki. Te leżały nie tylko na dywanie, ale także i pod toaletką, dziewczyna musiała więc wejść pod stolik na czworaka, żeby podnieść ostatnich parę sztuk. Kiedy wkładała ostatni bursztyn do szklanego naczynia, o mało nie dostała zawału, bo usłyszała za sobą męski, głęboki głos, który sprawił, że podskoczyła i uderzyła głową w stolik.

– Mam nadzieję, że nie bolało? – zapytał ten sam głos, kiedy dziewczyna niezdarnie wysuwała się spod mebla.

Nie wiedziała, czy mężczyzna był pracownikiem resortu, gościem, czy może psychopatą, który będzie próbował ją napaść, więc na wszelki wypadek trzymała w dłoni szklany pojemnik, zamierzając go użyć w samoobronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Wstała i spojrzała na niego, a przez jej ciało zamiast strachu przebiegła silna, niemal elektryczna fala, która sprawiła, że jej serce zaczęło walić jak młotem. Nie miała pojęcia, co zrobić, co powiedzieć. Patrzyła na najpiękniejszego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek widziała, i nie mogła oderwać od niego wzroku. Miał niesamowicie niebieskie oczy. W życiu nie widziała tak intensywnego zimnego koloru błękitu! Ciemne włosy idealnie ostrzyżone i zmierzwione, nadające mu image niegrzecznego chłoptasia, w nieładzie opadały na jego czoło, a uśmiech sprawiał, że kolana się pod nią uginały. Jego idealne usta rozciągały się w szczerym, ale kpiącym uśmieszku i ukazywały idealne śnieżnobiałe zęby.

– Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Chyba nie zamierzasz mnie tym uderzyć? – spytał i podszedł do Patrycji, powoli wyjmując z jej dłoni ciężką szklaną wazę. Kiedy to robił, delikatnie musnął palcami jej dłoń, a ona odskoczyła od niego jak poparzona, ponieważ jego dotyk wywołał niespodziewanie przyjemne doznanie.

– Nazywam się Max Power. – Mężczyzna wyciągnął do niej dłoń, przedstawiając się, i wtedy ją oświeciło… Boże, jak mogła być taka głupia.

– Przepraszam, myślałam, że przylatuje pan dopiero wieczorem – powiedziała, podając mu dłoń i próbując nad sobą zapanować.

Intensywnie się w nią wpatrywał, a dziewczynie z wrażenia zaschło w ustach. Zabrała dłoń i czekała na jego odpowiedź, czując się totalnie skołowana.

– Złapałem wcześniejszy lot, żeby zrobić ojcu niespodziankę. I proszę, nie mów do mnie per pan, jestem Max. Miło mi cię poznać – zawiesił to zdanie w powietrzu, oczekując, że dziewczyna się przedstawi, i dopiero teraz do niej dotarło, jak głupio się zachowywała. Była w jego domu, zastał ją siedzącą pod jego stolikiem, gotową zaatakować go szklanym dziełem sztuki, i do tego jeszcze zadawała mu głupie pytania.

– Przepraszam, po prostu mnie pan wystraszył. Nie spodziewałam się pana tak wcześnie. Nazywam się Patrycja i jestem sprzątaczką. Wszystko już jest w najlepszym porządku i właśnie wychodziłam, kiedy to… ta… waza przewróciła się i wszystkie te… bursztynowe kuleczki wysypały się na podłogę – paplała, zacinając się co chwila i czując, że jej policzki zalewa czerwień. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Zazwyczaj nie miała problemu w rozmowach z bogaczami. Przyzwyczaiła się do tego, że są wyniośli i traktują personel kurortu z góry, nauczyła się więc trzymać do tych ludzi profesjonalny dystans, ale on, a właściwie jego zimne, a zarazem gorące, błękitne spojrzenie działało na nią niesamowicie i sprawiło, że nie mogła się skupić na niczym innym, tylko na jego nieziemskich oczach.

– Nigdy nie lubiłem tego cholerstwa – powiedział Max, wciąż patrząc na nią ze zmysłowym uśmiechem na ustach. – Moja matka jednak twierdziła, że bursztyny mają uzdrawiającą i uspokajającą moc. Nie wzięła jednak pod uwagę tego, że szklany pojemnik, w którym się znajdują, jest bardzo niestabilny i wciąż się przewraca. Zbierałem to z podłogi już chyba milion razy i jakoś nie zauważyłem, żeby to na mnie działało uspokajająco, wręcz przeciwnie, doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. – Mówiąc to, podszedł do kosza i wrzucił do niego szklany pojemnik wraz z bursztynami. Kilka z nich wyskoczyło z wazy podczas upadku i znowu wysypało się na dywan. Patrycję strasznie korciło, żeby je pozbierać, ale się powstrzymała.

Zaskoczyło ją, że mężczyzna tak bezceremonialnie pozbył się czegoś, co dostał od własnej matki. Pracując jednak w kompleksie hotelowym, nauczyła się nie zadawać pytań, nie okazywać emocji, udawać, że niczego nie widziała i nie słyszała, i zachowywać się jak profesjonalna… sprzątaczka. Jadwiga mówiła, że Max nie pałał miłością do matki, więc może nic dziwnego, że prezent od niej wylądował w śmieciach.

– Nie będę dłużej zabierała panu czasu. Na pewno chciałby pan odpocząć po podróży.

– Patrycjo, proszę cię, przestań już z tym panem. Jestem Max.

Kiedy wymówił jej imię, poczuła miłe ciepło w podbrzuszu. Robił na niej niesamowite wrażenie. Był wysoki i dobrze zbudowany, z szerokimi barkami, umięśnionymi ramionami i kaloryferem na brzuchu, który odznaczał się pod drogą, markową koszulką, idealnie przylegającą do jego ciała. Jednak najatrakcyjniejsze i najbardziej przyciągające uwagę były jego oczy. Nigdy nie widziała tak intensywnego odcieniu błękitu! Jego spojrzenie wywoływało w niej intensywną, niepokojącą falę uczuć, których nie potrafiła opisać. To było małą, przyjemną torturą. Kolor jego oczu wręcz hipnotyzował, co w połączeniu z jego charyzmą i pewnością siebie stanowiło bardzo niebezpieczną mieszankę…

– Dobrze, jeśli pan… jeśli tak sobie życzysz, Max.

– Będziesz spełniać wszystkie moje życzenia? – Uśmiechnął się prowokacyjnie.

– Jestem sprzątaczką, a nie dżinem – wypaliła bezmyślnie, a on znowu się roześmiał. – Przepraszam, nie powinnam tak mówić, pan… ty jakoś dziwnie na mnie działasz i nie potrafię się skupić. – Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, więc dziewczyna poczuła się jak kompletna idiotka. Nie tylko nie wiedziała, co mówi, ale także nie potrafiła nad sobą zapanować i zamilknąć wtedy, kiedy powinna. Czuła, że pieką ją policzki, i chciała jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego faceta. – Jeżeli to już będzie wszystko, to zostawię cię i pozwolę ci odpocząć po podróży.

– Dziękuję, Patrycjo, wszystko wygląda idealnie – powiedział, rozglądając się po apartamencie. – Dobrej nocy.

– Dziękuję i nawzajem. – Mówiąc to, ruszyła przed siebie i nadepnęła na kuleczkę, która wypadła z wazy, kiedy Max wrzucał ją do kosza. Wszystko zadziało się w okamgnieniu – dziewczyna poślizgnęła się, poczuła, że traci równowagę i za chwilę wyląduje z ogromnym impetem na podłodze. Okazało się jednak, że Max nie tylko był nieziemsko przystojny i seksowny, ale miał także niesamowity refleks, dzięki któremu zamiast na podłodze dziewczyna znalazła się w jego ramionach. W odruchu obronnym chwyciła go z całych sił i przylgnęła do niego całym ciałem, żeby nie upaść. W reakcji na całą szamotaninę spinka na jej ciężkim koku rozpięła się, a włosy rozsypały się w pięknej kaskadzie na jej ramiona i plecy. Max trzymał ją mocno i pewnie, a kiedy spojrzała na niego, oblała ją fala gorąca. Już nie uśmiechał się arogancko ani kpiąco, zamiast tego patrzył na nią… Patrzył na nią tak, że zaparło jej dech.

– Jesteś piękna – powiedział półszeptem, jak gdyby mimowolnie, a ona poczuła, że te słowa rozlały się po jej ciele przyjemnym dreszczem i obudziły wszystkie motyle w brzuchu. Czuła jego silne, wysportowane ciało tuż przy swoim, zapach zniewalał i pobudzał wszystkie zmysły, a spojrzenie cudnych oczu wydawało się wdzierać wprost do jej duszy. Zniknęła gdzieś maska pewniaka i przez kilka sekund dziewczyna mogła podziwiać prawdziwego Maxa. Maxa, który teraz patrzył na nią… z zachwytem?

– Myślę, że powinniśmy wyciągnąć te bursztynki z kosza, bo mszczą się na nas za to, że zostały wyrzucone – powiedziała i nie poznała swojego głosu, który teraz brzmiał zmysłowo i seksownie.

– A ja myślę, że właśnie zaczęły działać i wreszcie przyniosły mi szczęście – odpowiedział Max i puścił do niej oczko.

Dziewczyna wyswobodziła się z jego objęć, mamrocząc pod nosem podziękowania, i przyklękła na ziemi. Wyciągnęła szklane naczynie wraz z jego zawartością ze sterylnie czystego kosza, po czym pozbierała resztę kuleczek z podłogi i postawiła je z powrotem na stole.

– Prezentów nie powinno się wyrzucać – powiedziała, choć wiedziała, że nie powinna się wtrącać, nie potrafiła jednak powstrzymać się od komentarza. Spojrzał na nią, ale nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy. Znowu przybrał maskę obojętności i wpatrywał się w okno niewidzącym wzrokiem. – Czy życzy pan sobie czegoś jeszcze? – dodała oficjalnym tonem, a Max spojrzał na nią z lekką irytacją. Zaczął się do niej zbliżać powolnym krokiem, patrząc na nią tak, że zaparło jej dech w piersiach. Cofnęła się, nie mając pojęcia, o co mu chodziło i jakie były jego zamiary, i wpadła na toaletkę. Był tak blisko, że poczuła cudowny zapach jego wody kolońskiej zmieszanej z zapachem jego ciała. Na ustach Maxa pojawił się seksowny uśmieszek.

– Dlaczego wciąż się chowasz za słowem „pan”. Boisz się mnie? – spytał, odgarniając pukiel włosów z jej policzka.

Chciała odpowiedzieć, że nie, ale nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, więc tylko potrząsnęła przecząco głową. Jego bliskość i dotyk niesamowicie na nią działały, wręcz zniewalały. Max pogładził opuszkami palców jej policzek, a ona straciła kontrolę nad tym, co robi. Było jej tak przyjemnie, że przymknęła oczy i lekko odchyliła głowę do tyłu. Jej ciało przeszyła fala przyjemności i usłyszała lekkie westchnienie bezwiednie wydostające się z jej własnych ust. Kiedy otworzyła oczy, intensywność spojrzenia Maxa i reakcja jej ciała na jego bliskość przeraziły ją. Żar i pożądanie w jego oczach uderzyły w nią z ogromną siłą i rozpaliły ją do białości. Serce zaczęło łomotać jak oszalałe, a ona nie mogła zapanować nad swoim oddechem, który stał się szybki i urywany. Nie wiedziała, co się z nią działo. Ten mężczyzna wzbudzał w niej wszystkie emocje: irytował ją, fascynował, niesamowicie pociągał i tym samym przerażał. Nigdy nie czuła czegoś takiego i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Miała ochotę uciekać i zostać, wyzywać go i poddać się mu… Zdała sobie sprawę, że zachowuje się jak wariatka, więc próbowała się opamiętać, jednak jego bliskość sprawiała, że była jak w transie, totalnie pod jego urokiem.

– Powinnaś się mnie bać. Takie dziewczynki jak ty pożeram na śniadanie – powiedział Max, zmysłowo przesuwając kciukiem po jej ustach, a kolana dziewczyny zaczęły drżeć.

Ta delikatna, niespodziewana pieszczota przyprawiła ją o mały skurcz rozkoszy, ale jego słowa podziałały na nią jak płachta na byka. Zawstydziło ją własne zachowanie, nie była przecież pierwszą lepszą.

– Niejeden arogancki wilczek próbował już zjeść owieczkę, ale ta stanęła im w gardle – wypaliła, odepchnęła go i na drżących nogach ruszyła przed siebie. Musiała włożyć wiele wysiłku w to, żeby nie wybiec z sypialni.

Chciała jak najszybciej znaleźć się u siebie, z dala od Maxa, z dala od tych dziwnych, niesamowicie intensywnych uczuć, które w niej wywoływał. Jego bliskość była oszałamiająca i niebezpieczna. To, jak na nią patrzył, sprawiało, że jej ciało reagowało w nieznany jej dotąd sposób. Od kiedy rozpoczęła pracę w resorcie, spotkała wielu rozpuszczonych chłopaczków, którzy próbowali zaimponować jej kasą i zaciągnąć ją do łóżka. Nauczyła się ich ignorować i uodporniła się na ich czar, jednak to nie było wcale trudne, bo nigdy nikt nie działał na nią tak jak Max! Czy to właśnie była ta chemia, o której naczytała się w głupkowatych kobiecych magazynach i niegrzecznych romansach? Wszystko w tym mężczyźnie działało na nią jak ogień na ćmę – jego głos, zapach, spojrzenie i dotyk… Na samą myśl o jego dotyku poczuła pulsowanie między udami. Ale nie działał na nią tylko fizycznie, było w tym coś jeszcze. Wiedziała, że pod maską arogancji i pewności siebie skrywała się potrzeba prawdziwej bliskości, samotność i… głęboko skrywany bezbrzeżny smutek. Taki sam smutek, który wypełniał jej serce, widziała w jego oczach, kiedy wspominał swoją matkę…

Patrycja wpadła do domu cała zdyszana i dopiero tam odetchnęła z ulgą.

– Co się stało, Patrycjo? Wyglądasz jakoś nieswojo.

– Spotkałam młodego Powera. Nie spodziewałam się, że pojawi się w domu, trochę mnie zaskoczył.

– I co, jest taki zły jak go sobie wyobrażałaś?

„Jest całkiem niezły” – pomyślała dziewczyna a na głos powiedziała:

– Był… hmm, inny, niż myślałam.

– Dwudziestoośmioletni geniusz biznesu. Tyle o nim wiem, nie widziałam go całe lata – powiedziała Jadwiga, a Patrycja złapała się na tym, że od razu zaczęła się zastanawiać, czy taki mężczyzna mógłby poważnie się nią zainteresować. W końcu była od niego młodsza o siedem lat. Oprzytomniała jednak po chwili i rozejrzała się po salonie.

– Dziękuję, że nie wyskoczyła na mnie masa ludzi, krzycząc: „Niespodzianka”, bo tego bym chyba nie przeżyła – powiedziała do Jadwigi, która cała rozpromieniła się na jej widok.

– No właśnie… – Kobieta z zakłopotaniem rozglądała się po małym salonie połączonym z kuchnią, a Patrycja natychmiast pomyślała, że za chwilę jednak ktoś skądś wyskoczy.

Jadzia zaczęła się śmiać i puściła do niej oczko.

– Ciociu, ty takie niewiniątko udajesz, a z własnej jedynej siostrzenicy żarty sobie stroisz! Chcesz, żebym dostała zawału?

– Nie mogłam się powstrzymać. Ale nie bój się, nikt się nigdzie nie chowa. Niespodzianką jest po prostu kolacja w głównej restauracji. Antonio obiecał, że ugotuje dla nas coś dobrego. Miło spędzimy czas w jego towarzystwie.

– Super! – Patrycja naprawdę się z tego ucieszyła.

Nienawidziła tłumów, imprez i gratulacji. Nie lubiła być w centrum uwagi, więc kameralna kolacja z rodziną była dla niej idealna. Wiedząc, że będzie świętowała tylko we czwórkę, z Antoniem, Johnem i ciocią, mogła wreszcie odetchnąć i zrelaksować się. Personel resortu, dziewczyny, z którymi pracowała. Wszyscy, którzy ją znali, dopytywali, co zorganizuje na swoje bardzo symboliczne dwudzieste pierwsze urodziny, wszyscy spodziewali się ogromnej imprezy, na którą próbowali się wprosić, a kiedy Patrycja odpowiedziała, że nie organizuje nic, nikt nie chciał jej uwierzyć. Dziewczyna jednak naprawdę nie marzyła o niczym innym, tylko o tym, żeby spędzić ten dzień w spokoju. Po tylu latach życia z ojcem alkoholikiem, który wpadał w coraz bardziej niebezpieczne towarzystwo i robił coraz więcej długów, spokój i normalność były wszystkim, czego pragnęła.

– No i mamy dla ciebie jeszcze malutki prezent. – Ciocia uśmiechnęła się ciepło i skinęła na Johna, który przyniósł stylowo wyglądające pudło.

– Nie musieliście mi nic kupować – powiedziała Patrycja, ale z radością podbiegła do pary, wyściskała i wycałowała ich w podzięce. Otworzyła pudełko i jej oczom ukazała się najbardziej elegancka i stylowa sukienka, jaką w życiu widziała. Patrycja wyciągnęła ją i patrzyła jak urzeczona. Nigdy nie była typem dziewczyny, która latałaby po sklepach, przebierając w fatałaszkach, jednak w tej chwili potrafiła zachwycić się klasycznym stylem czarnej sukienki i przyjemnym w dotyku materiałem. – Wskoczę pod prysznic i szybko się przebiorę. Poczekacie?

– Przed nami cała noc, Paciu, i należy do ciebie, nie spiesz się – odpowiedziała Jadwiga, mrugając oczami podejrzanie szybko, zapewne walcząc ze łzami wzruszenia.

Patrycja wzięła prysznic, umyła włosy i wysuszyła je, próbując zapanować nad ciężkimi lokami, nad którymi zapanować się nie dało. Normalnie nie nakładała makijażu, bo nie wydawało się jej to potrzebne. Miała naturalnie ciemne, długie rzęsy, które były piękną oprawą dla jej ogromnych zielonych oczu. Idealne ciemne brwi i pełne czerwone usta potrafiły zachwycić i przykuć uwagę płci przeciwnej bez podkreślania… nie, żeby kiedykolwiek o to zabiegała. Tym razem jednak czuła, że winna jest makijaż samej sobie, jeśli nie eleganckiej sukni, która aż się o to prosiła. Pomalowała więc oczy brązowym cieniem, który uwydatniał zieleń jej tęczówek, na rzęsy nałożyła maskarę, dzięki której wydawały się jeszcze dłuższe i gęstsze, po pełnych ustach przeciągnęła malinowym błyszczykiem, który pachniał tak smakowicie, że miała ochotę go zjeść, a na policzki naniosła delikatny róż. Włożyła nowy komplet czarnej koronkowej bielizny, który sama sobie sprezentowała, i naciągnęła na siebie suknię od cioci i Johna. Suknia leżała na niej idealnie, co trochę ją zaskoczyło, bo miała szczupłą sylwetkę, ale bujne piersi, które nigdy nie mieściły się w ubraniach rozmiaru S. Ta suknia była jednak jakby na nią szyta, przylegała do ciała, ale pozwalała jej czuć się swobodnie i komfortowo, nawet w biuście, który nigdy nie chciał się nigdzie zmieścić. Była bardzo prosta, długość tuż za kolano, dekolt był wycięty w kształcie podłużnej litery „V”, który ze smakiem ukazywał tyle, ile można było ukazać, by wciąż czuć się bardzo elegancko, ale także seksownie. Dziewczyna spojrzała w lusterko i uśmiechnęła się sama do siebie. Wyglądała całkiem nieźle. Jej oczy błyszczały, włosy w wielkich lokach opadały na ramiona i plecy, co jeszcze dodawało jej uroku, a skóra dzięki australijskiemu słońcu miała atrakcyjny oliwkowy kolor i zdrowy blask.

– Może być – powiedziała do lusterka i wyszła do salonu.

Kiedy Jadwiga ją zobaczyła, oniemiała, po czym zaczęła ją wychwalać i komplementować.

– Moja kochana, jaka ty jesteś niesamowicie piękna!!! Powinnaś częściej nosić rozpuszczone włosy, wyglądasz jak leśna rusałka! Przepięknie!

– Dzięki, ciociu, ale proszę cię, przestań już, bo za chwilę policzki mi spłoną.

– Wiesz, kochana… tak bardzo przypominasz mi swoją mamę, ona też była piękną kobietą. I tak samo mądrą i dobrą jak ty. Niedługo skończysz naukę, jestem pewna, że jako jedna z najlepszych, a wtedy… Nie zwalniam cię ani nic takiego, ale mam nadzieję, że jak już będziesz miała wymarzone kwalifikacje, poszukasz innej pracy i będziesz robić to, co kochasz. Nie możesz być zwykłą sprzątaczką do końca życia, marnujesz się tu ze swoją pasją i talentem do gotowania, z młodością, która daje tyle szans…

– Ale ja nie jestem zwykła sprzątaczką, ciociu, wręcz przeciwnie, jestem sprzątaczką niezwykłą. – Roześmiała się. – Jest mi tu dobrze.

– Bardzo się cieszę, najbardziej z tego, że mam cię przy sobie, ale ostrzegam, że jak tylko skończysz szkołę i nie zaczniesz szukać lepszej pracy, to ja zrobię to za ciebie. Tylko proszę cię, niech ta praca będzie gdzieś blisko, żebyś mogła wciąż do nas zaglądać.

Dopiero teraz dotarło do Patrycji, że dwudzieste pierwsze urodziny nie są tylko czymś symbolicznym. Wszystko naprawdę miało się teraz zmienić. Niedługo kończy studia w jednej z najlepszych szkół gastronomicznych w Australii. Wszyscy ją tam ogromnie chwalili i wiedzieli, że dziewczyna ma talent oraz pasję do gotowania, i przepowiadali jej wielką karierę. Niedawno dostała nawet dwie oferty stażu w bardzo ekskluzywnych restauracjach, które kusiły ją nie tylko ze względu na dobrą płacę, ale przede wszystkim ze względu na to, że mogłaby pracować z doświadczonymi szefami kuchni, od których mogłaby nauczyć się wielu nowych rzeczy. Antonio był świetnym nauczycielem, ale dziewczyna chciała wiedzieć więcej. Z jednej strony bardzo cieszyła się z nadchodzących zmian, ale z drugiej – czuła się tak, jakby po raz kolejny miała stracić dzieciństwo, którego przecież tak naprawdę nigdy nie miała. Najpierw śmierć mamy i alkoholizm ojca wepchnęły ją na drogę dorosłego życia, w którym powitał ją ból straty dwóch najbliższych jej osób – mamy, która została jej odebrana w tragicznym wypadku, i taty, który sam wybrał ucieczkę w inny świat, w którym nie było miejsca dla małej dziewczynki. Ojciec uciekł w nałóg, żeby zapomnieć o bólu, a tym samym stracił więź, jaka go łączyła z jedyną córką. Potem straciła ciocię i przez sześć długich lat była zdana sama na siebie. Dopiero tutaj, w Australii, w domu cioci i Johna mogła znowu poczuć się dzieckiem, bo wiedziała, że ma kogoś, na kogo mogła liczyć. Co prawda, kiedy tu przyleciała, była szesnastolatką i ciężko ją było nazwać dzieckiem, ale ona właśnie tak o tym wszystkim myślała. Przeprowadzka do Australii pozwoliła jej przez chwilę jeszcze być wolną od podejmowania ważnych decyzji i beztroską, bo ktoś się nią opiekował. W Polsce musiała być rozsądna, odpowiedzialna, silna i zrównoważona, tutaj mogła choć trochę wyluzować, być trochę mniej odpowiedzialną. Może jednak wreszcie nadszedł czas na lepsze życie, w którym to ona będzie podejmowała decyzje, a nie będzie za nią decydował los? Ta myśl sprawiła, że Patrycja poczuła się lepiej. Czas uwolnić się od smutku i przeszłości, czas zacząć żyć teraźniejszością. Te urodziny, jak się okazało, nie były tylko symbolicznym okresem wejścia w dorosłość – dla Patrycji naprawdę oznaczały wiele zmian i nowy etap w życiu.

– No to chodźmy, czas zacząć świętować moją australijską dorosłość – powiedziała Patrycja, a w oczach Jadwigi pojawiły się łzy szczęścia.

Nigdy nie mogła sobie wybaczyć, że zostawiła Patrycję jako małą dziewczynkę na pastwę losu, i przysięgała sobie, że jej to wynagrodzi. Miała nadzieje, że teraz nareszcie Patrycja będzie szczęśliwa. Wszystko było na najlepszej ku temu drodze.

Do restauracji mieli paręnaście minut pieszo. Wieczór był rześki i przyjemny, co rzadko się zdarzało w gorącym i wilgotnym sezonie. Patrycja nie bardzo miała ochotę iść do restauracji, bo czuła się w niej nie na miejscu. Miejsce to było bardzo ekskluzywne i drogie, pełne bogatych, zadzierających nosa snobów, otaczających się pustymi laluniami, dla których jedyną ambicją było usidlenie owego snoba. Dziewczyna zdecydowanie wolała być po drugiej stronie tego powierzchownego światka i lepiej czuła się w kuchni. Jednak mimo że czuła się niekomfortowo, nie chciała sprawić przykrości cioci i Johnowi, więc przykleiła do ust najszczerszy uśmiech, na jaki ją było stać, nabrała powietrza w piersi i z uniesioną dumnie głową podążała za znajomym kelnerem do stolika. W restauracji mężczyźni patrzyli na nią wygłodniałym wzrokiem, a puste panienki posyłały jej nienawistne i zazdrosne spojrzenia. Po którymś z kolei morderczym spojrzeniu sztucznej laluni siedzącej w kieszeni bogatego kaszalota Patrycja zaczęła się śmiać i nie mogła przestać. Faceci patrzyli na nią z nieskrywanym podziwem, kobiety chciały ją rozszarpać, a ona czuła się jak w cudzej bajce i nie wiedziała, co ma ze sobą robić. Dopiero kiedy dotarli do swojego stolika, dziewczyna zapanowała nad chichotem. Stanęła jak wryta, widząc, że zarezerwowany był dla nich stolik dla VIP-ów. Znowu poczuła się bardzo skrępowana, bo wiedziała, że to musiało sporo kosztować – nie chciała, żeby jej ciocia wydawała ciężko zarobione pieniądze na coś, co tak ją krępowało.

– Paciu, wyluzuj – od razu zareagowała Jadzia – nie chcę, żebyś się krępowała, ja wiem, co ci chodzi po głowie…

– Ciociu, to wszystko za dużo, za drogo…

– Żadne drogo, kochana, nic nie płacimy, ani za rezerwację, ani za kolację, wszystko załatwił Antonio. O, spójrz, o wilku mowa, a wilk tuż-tuż. – Antonio przywitał się wylewnie z całą trójką, jak na rasowego Włocha przystało. Wyściskał i wycałował każdego po kolei, ponaglił kelnera, żeby przyniósł najlepszego szampana i przystawki, po czym usiadł razem z całą trójką przy stoliku.

Antonio był szefem kuchni, w której pracowała dziewczyna, ale bardzo szybko stał się także jej przyjacielem.

– Witajcie, kochani. Z góry przepraszam, ale mogę zostać tylko na chwilę. Muszę uważać na tych moich ciamajdowatych kucharzy. Nikt nie jest tak dobry jak ty, mała. – Mrugnął do Patrycji. – Tylko tobie ufam na tyle, żeby zostawić cię w mojej kuchni samą.

– Dzięki, Antonio, za wszystko! Szczególnie za tę kolację, naprawdę nie musiałeś.

– Ja wiem, maleńka, że nie czujesz się za dobrze po tej stronie baru i wolisz spędzać czas w mojej kuchni, dlatego załatwiłem wam stolik dla VIP-ów, tutaj nikt nie będzie wam zaglądał w talerze ani dekolty. – Roześmiał się, znacząco patrząc na bujny dekolt dziewczyny. – Świetna kiecka! – zauważył, a dziewczyna poczuła, że się rumieni.

– Gdybyś nie był gejem, ten komentarz nie uszedłby ci płazem.

– Hola, hola, to jest seksistowskie, dziewczyno moja ulubiona, ale wybaczam ci całym swoim rozrośniętym, cholesterolem wypełnionym serduchem. No to na zdrowie – dodał, podając wszystkim kieliszki, które właśnie przyniósł kelner.

– Na zdrowie – odpowiedziała cała trójka i Patrycja po raz pierwszy w życiu upiła łyk prawdziwego szampana, po czym duszkiem wypiła całą zawartość. Usłużny kelner natychmiast wypełnił jej kieliszek po brzegi. Napój był wyborny, a po kilku chwilach bąbelki uderzyły jej do głowy, wprawiając ją w świetny nastrój. Zniknęły natrętne myśli, że jest nie na swoim miejscu, zamiast tego poczuła miły szum, który odpędził nerwy i zakłopotanie. Alkohol dodał jej trochę kurażu i pomógł cieszyć się tym, że jest z rodziną i przyjacielem i czeka ich cudowna uczta.

– Jak ci się udało zarezerwować to miejsce dla takiej szarej myszki jak ja? – spytała Patrycja, popijając szampana, który sprawił, że czuła się coraz bardziej wyluzowana i w coraz lepszym nastroju. Dotąd nigdy nie piła alkoholu, bo widziała jego niszczycielskie skutki, ale dziś był wyjątkowy dzień, więc mogła sobie pozwolić na trochę luzu. Nie chciała myśleć o niczym przykrym.

– Chciałbym móc powiedzieć, że góry całe przeniosłem, żeby ci to miejsce załatwić, ale niestety, było to bardzo proste. Jestem tu szefem, robię, co chcę.

– Pan Power zgodził się na to ot tak?

– Jasne! Właściciel restauracji to świetny facet. Do tego kojarzy, kim jesteś, co robisz i jak wyglądasz. Trudno, żeby nie kojarzył – dodał, znowu patrząc wymownie na biust dziewczyny, na co Patrycja posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. – No, kochani, to do dna, ja muszę uciekać i sprawdzić, czy mi ktoś nie puścił z dymem kuchni. Bawcie się świetnie i nie żałujcie sobie niczego! Dziś ja was goszczę i każde danie przygotowałem osobiście. Oczywiście, jeśli komuś coś nie będzie smakować, to bardzo proszę powiedzcie waszemu kelnerowi i wybierzcie sobie coś innego z menu, mam jednak nadzieję, że moje dania przypadną wam do gustu.

– Nie możemy się doczekać, jestem pewien, że wszystko będzie wyborne. – John teatralnie oblizał się w oczekiwaniu na kolację.

Antonio pożegnał się, znowu ściskając i całując całą trójkę, po czym kelner zaserwował pierwsze danie, kremową zupę selerową z truflami. Smakując zupy, Patrycja przymknęła oczy i westchnęła głęboko, czując mieszankę wyrazistych, świetnie dobranych smaków. Kiedy otworzyła oczy, zamrugała kilka razy, nie wierząc w to, co widzi. Przed nią stał właściciel kurortu wraz ze swoim synem, który przyglądał się jej w skupieniu z lekkim, nieudolnie skrywanym uśmieszkiem. Pan Simon wyciągnął dłoń do każdego z nich, witając się z nimi przyjaźnie.

– Nie będę wam przeszkadzał, chciałem tylko życzyć Patrycji wspaniałej zabawy i wielkich sukcesów w życiu zawodowym. Słyszałem, że jesteś prawdziwą czarodziejką w kuchni i masz przed sobą świetlaną przyszłość. – Słysząc to, Patrycja poczuła, że się czerwieni.

– Dziękuję, panie Power, Antonio jest bardzo miły, ale sam pan wie, że często przesadza, więc proszę mu nie wierzyć – odpowiedziała, pewnie ściskając dłoń swojego szefa.

– No proszę, piękna, utalentowana i jeszcze do tego skromna. Nieczęsto mam szczęście spotkać młode kobiety, które zostały obdarzone takimi zaletami. Jestem pewien, że zdobędziesz w życiu wszystko, czego zapragniesz. – Patrycja czuła teraz, że jej policzki płoną. – Pozwólcie jeszcze, że przedstawię swojego syna, John, Jade – zwrócił się do Jadwigi, którą wszyscy Australijczycy nazywali „Jade” – pamiętacie go, prawda?

– Miło znowu cię widzieć – powiedziała Jadwiga, ściskając dłoń Maxa.

Młody mężczyzna przywitał się także z Johnem, następnie z czarownym uśmiechem uścisnął dłoń Patrycji i przytrzymał ją o sekundę dłużej, niż nakazywały konwenanse, przy czym intensywnie wpatrywał się w jej oczy. Jego dotyk i lazurowe spojrzenie sprawiły, że żołądek Patrycji wykonał kilka salt, ale dzielnie wytrzymała jego wzrok oraz uścisk i zdołała nawet się odezwać.

– Poznaliśmy się już – oznajmiła z wystudiowanym uśmiechem i delikatnie wyciągnęła swoją dłoń z jego uścisku. Jego dotyk sprawiał, że jej serce galopowało, i Patrycja nie mogła już dłużej wytrzymać tej słodkiej tortury.

– Może przysiądziecie się do nas? – zaproponował grzecznie John. Serce Patrycji nabrało takiego tempa, że myślała, że wyskoczy jej z piersi. Umarłaby chyba, gdyby Powerowie z nimi usiedli.

– Z miłą chęcią byśmy się przyłączyli, ale jesteśmy umówieni z nowymi inwestorami. Biznes nad przyjemność, przyjacielu – odpowiedział starszy Power. – Ale miło was było widzieć. Arnau – zwrócił się do kelnera. – Przynieś, proszę, państwu butelkę naszego najlepszego szampana. Na mój rachunek.

– Dziękujemy, naprawdę nie trzeba – powiedziała Patrycja, czując się jeszcze bardziej zawstydzona.

– Dziś jest twój wyjątkowy dzień, baw się, podbijaj świat, młodość szybko przemija. Z tego, co słyszałem, czeka cię obiecująca kariera, więc do boju, wykorzystaj swój czas. – Power puścił do niej oczko, a Max ukłonił się nonszalancko, nie spuszczając z niej wzroku.

– Wyglądasz przepięknie, miłej nocy. – Mówiąc to, uniósł jej dłoń do swoich ust i delikatnie ją pocałował.

Patrycja poczuła, jak ta delikatna pieszczota rozlewa się po całym jej ciele przyjemnym prądem, który podrażnił każdy jej nerw. Jej usta rozchyliły się bezwiednie i ledwo się powstrzymała od głośnego westchnienia. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Patrycja wróciła do rzeczywistości, odpowiedziała: „Dziękuję” i wysunęła po raz kolejny swoją dłoń z jego dłoni. Nie mogła uwierzyć, że tak otwarcie przy wszystkich prawił jej komplementy i… flirtował z nią? W jego świecie takie zachowanie zapewne było normalne, ona jednak nie wiedziała, jak na to reagować. Nieraz mężczyźni spędzający czas w kompleksie próbowali ją podrywać, ale Patrycja zawsze grzecznie, aczkolwiek stanowczo dawała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. Wiele dziewczyn pracujących jako sprzątaczki czy kelnerki wdawało się w romanse z biznesmenami spędzającymi tu wakacje, Patrycja nigdy by sobie na to nie pozwoliła, to nie było w jej stylu. Wiedziała, że ludzie, którzy przyjeżdżają tutaj odpocząć, są z zupełnie innego świata – takiego, w którym ona nie potrafiłaby się odnaleźć. Nie szukała sezonowej przygody ani romansu i nie była jedną z tych, której imponowały pieniądze i drogie prezenty, wręcz przeciwnie, bogactwo innych onieśmielało ją, a szastanie pieniędzmi zniechęcało. Poznała całą masę bogatych chłoptasiów, którzy myśleli, że zrobią na niej wrażenie wypasionym samochodem i kasą, jednak ona czuła do nich ogromną niechęć, bo wiedziała, że traktują kobiety przedmiotowo. Niewiele dziewczyn potrafiło się oprzeć przyjeżdzającym tu przystojniakom, szczególnie kiedy adoratorzy obdarowywali je drogimi prezentami, zapraszali na kolacje do ekskluzywnych restauracji i wozili je drogimi samochodami. Patrycja nie była zainteresowana takimi gierkami. W jej świecie nie było miejsca na romanse, szczególnie nie na takie za pieniądze. Teraz tak otwarte zainteresowanie Maxa peszyło ją i onieśmielało, ale też po raz pierwszy w życiu intrygowało i kusiło. Nigdy by nie podejrzewała, że bliskość jakiegokolwiek mężczyzny mogłaby wywołać w niej tyle intensywnych, nieprzewidywalnych uczuć.

Kiedy Max i jego ojciec odeszli, Patrycja poczuła, że znowu może normalnie oddychać i myśleć. Dokończyła zupę, po której podano drugie danie, klasyczne, proste, ale jakże smakowite. Uwielbiała steki, szczególnie te w sosie grzybowym. Jej stek podano ze szparagami gotowanymi na parze i z pieczonymi młodymi ziemniakami. Po kolacji przyszedł czas na deser, na którego widok dziewczyna roześmiała się serdecznie. Zaserwował go osobiście Antonio.

– To moja nieudana próba odtworzenia twojego deseru. Nie chciałaś mi zdradzić przepisu, więc raz podpatrzyłem, jak go robiłaś, i spróbowałem go przygotować, ale nie smakuje tak jak twój – wytłumaczył nadąsany.

– Dziękuję, Antonio, wygląda pięknie. – Dziewczyna uśmiechała się rozbawiona jego fochem i spróbowała deseru. – Jest bardzo dobry.

– Ale nie jest powalający! Twoja wersja jest totalnie nieziemska! Musisz mi dać ten przepis!

– Jest tajemnicą.

– Którą zdradzisz w swojej książce kucharskiej?

– Tak. Tej, której nikt nigdy nie wyda – zażartowała.

– Oj, kochana, myślę, że naprawdę wciąż sobie nie uświadamiasz, jaką wspaniałą jesteś kucharką i jaką będziesz konkurencją dla tych wszystkich zadufanych w sobie kucharzy, którzy każą sobie płacić fortunę, a wiedzą o gotowaniu tyle co mój kot. Ja już teraz wszystkich ostrzegam, żeby mieli się na baczności, bo Patrycja nadchodzi.

– Dziękuję ci, Tony – zwróciła się do niego zdrobnieniem i ku jego ogromnemu zdziwieniu wyściskała go serdecznie, po czym dodała: – To szampan cię tu obściskuje, nie ja – i perliście się roześmiała. – Dziękuję wam wszystkim za świetną kolację i za to, że uszanowaliście moje życzenie i nie wyskoczyliście na mnie z tłumem ludzi, tortem i piosenką urodzinową, bo nie wiem, czybym to przeżyła.

– Wierz nam, że było ciężko – przyznał John. – Wszyscy w pracy wypytywali nas o imprezę. Dziewczyny chciały ci zorganizować wypad do miasta i myślę, że nawet trochę się obraziły, gdy powiedzieliśmy, że idziemy na kameralną kolację i nie będzie żadnych szalonych imprez. Ingrid powiedziała, że i tak nie odpuści i wyciągnie cię gdzieś w weekend, więc się przygotuj.

– Boże, tylko nie Ingrid. W pracy ma ruchy ślimaka, ale w klubie to prawdziwa diablica. Nie mam ochoty na jakieś dzikie jazdy.

– Wiesz, Patrycjo, ja nie zachęcam cię do żadnych dzikich jazd, ale może wypad do jakiegoś klubu dobrze by ci zrobił? Od kiedy przyjechałaś do Australii, nic innego nie robisz, tylko pracujesz, gotujesz i się uczysz. Od czasu do czasu mogłabyś się rozerwać.

– Popieram – wtrącił się Antonio. – W sobotę musimy gdzieś razem wyskoczyć i nawet nie próbuj się wykręcić.

– Świetnie! – ucieszyła się Jadwiga. – Więc wy tu sobie wszystko obgadajcie, a my z Johnem pójdziemy już do domu.

– Ciociu, dziękuję za cudowny wieczór.

– Nie ma za co, kochana. Dziwię się, że chciałaś spędzić swoje dwudzieste pierwsze urodziny z nami, dwoma podstarzałymi grzybami. Większość dziewczyn w twoim wieku szalałaby gdzieś na parkiecie, popijając drinka za drinkiem.

– Nie jestem większością dziewczyn, ciociu. – Patrycja się uśmiechnęła.

– Z tego zdałam sobie sprawę już bardzo dawno. Jestem z ciebie dumna. Twoja mama też by była – powiedziała Jadwiga i z czułością pocałowała ją w czoło.

– Nie zostanę długo. Antonio pewnie i tak za chwilę będzie musiał wracać do kuchni.

– Antonio, dziękujemy za cudowną kolację i zapraszamy do siebie na rewanż.

– Nie ma za co, cieszę się, że smakowało. No, mała – powiedział, kiedy John i Jadwiga odeszli od stołu. – Wypijmy jeszcze po kieliszku i będę musiał uciekać.

– Dzięki, ale ja mam już chyba dość. Jakoś mi jest… za dobrze. – Dziewczyna parsknęła śmiechem, widząc wyraz twarzy przyjaciela.

– A to jak dobrze, to niedobrze?

– No u mnie chyba tak. Bo jak jest dobrze, to przeważnie, dla równowagi, coś złego się przydarzy, więc nie chcę kusić losu.

– Czasami los trzeba troszkę pokusić, Patrycjo, bo bez tego życie jest nudne.

– Ja lubię, jak życie jest nudne. Mam wszystko, czego potrzebuję… no, może jeszcze kiedyś chciałabym mieć swoją cukiernię albo restaurację, taką maleńką, do której chodziłyby rodziny na takie kolacyjki, na której właśnie byłam ja.

– Smakowało?

– Wszystko było cudowne. Dziękuję.

– Wypijmy za to i za twój przyszły sukces. – Antonio wzniósł kieliszek i stuknął nim w kieliszek Patrycji.

– Mogę się przyłączyć? – usłyszała Patrycja i zrobiło się jej gorąco.

Spojrzała na Maxa, który uśmiechał się czarująco, ale w jego oczach skrywała się niepewność. Dziewczyna przeklęła go w duchu za to, że nie skrywał się pod maską pewnego siebie playboya, bo wtedy mogłaby go spławić bez mrugnięcia okiem. Jednak ta niepewność w jego oczach sprawiła, że Patrycji zrobiło się go żal… i przytaknęła. Usiadł obok niej, a kelner natychmiast podszedł z czystym kieliszkiem, do którego nalał mu szampana.

– Wszystkiego najlepszego. Oby spełniły się twoje najgłębiej skrywane marzenia – powiedział, spoglądając na nią z powagą i szczerością, po czym wypił zawartość kieliszka.

Patrycja tylko umoczyła usta, bo czuła, że bąbelki uderzyły jej do głowy, i miała już dość.

– Ja muszę uciekać, mała, zobaczymy się jutro – pożegnał się Antonio i z niespotykaną u niego zwinnością i szybkością opuścił stolik.

– Nie wyglądasz mi na kogoś, kto pozwoliłby mówić do siebie „mała” – zagaił Max, kiedy Antonio odszedł.

– Bo nikomu nie pozwalam. Antonio jest wyjątkiem.

– Nie pijesz? – spytał, patrząc na jej pełny kieliszek.

– Nigdy. Dziś pierwszy raz spróbowałam alkoholu.

– I jak?

– Czuję się… świetnie. – Dziewczyna uśmiechnęła się błogo. – Chyba nigdy nie czułam się tak zrelaksowana. Nawet ty jakoś zbytnio na mnie nie działasz.

– A działałem? – spytał rozbawiony szczerą wypowiedzią, a Patrycji zrobiło się głupio. Ot, to jest problem z alkoholem, rozwiązuje języki.

– Niech pan sobie nie pochlebia, panie Maximilianie – powiedziała z udawaną wyniosłością. – Miałam na myśli to, że nie jest pan taki straszny, jak by pan chciał.

– Uważasz, że jestem straszny?

– Przerażający – wyszeptała poważnie, patrząc mu w oczy.

Sama dokładnie nie wiedziała, co ma na myśli. Chyba to, że tak intensywnie na nią działał. Niesamowicie ją pociągał i nie miała pojęcia, co ma z tym zrobić i jak nad tym zapanować. Chciała być przy nim, a jednocześnie jej rozum krzyczał: „Uciekaj”. Onieśmielał ją i budził w niej buntowniczkę, pobudzał ją, a zarazem czuła przy nim błogi spokój. Denerwował ją, a zarazem budził w niej jej instynkt opiekuńczy i dziwnie koił to okropne, ziejące poczucie niepokoju i zagubienia… Te wszystkie emocje były cholernie intensywne, sprzeczne, nagłe i nieznane. Nie miała nad nimi kontroli i dlatego tak ją to przerażało. Max nic nie powiedział w reakcji na jej wyznanie, po prostu siedział obok i patrzył na nią w skupieniu, jakby próbował odczytać jej myśli.

– Pójdę już, ciocia będzie się martwić – oznajmiła dziewczyna w krótkiej chwili olśnienia.

– Odprowadzę cię.

– Nie trzeba – powiedziała, wstając od stołu, i zachwiała się lekko.

Od razu poczuła silne ramię Maxa podtrzymujące ją i prawdopodobnie chroniące przed upadkiem.

– Przepraszam, nie wiedziałam, że tak to działa – powiedziała.

Było jej głupio, ale roześmiała się. Kręciło się jej trochę w głowie, ale czuła się lekka, zrelaksowana i miała świetny humor. Pozwoliła Maxowi trzymać się pod ramię, kiedy wychodzili z restauracji. Czuła się przy nim taka… bezbronna i słaba. Z jednej strony przerażało ją to, a z drugiej – cudownie było czuć coś takiego. Kiedy wyszli na zewnątrz Patrycja potknęła się i Max złapał ją w talii, żeby mogła złapać równowagę.

– Tym razem to szpilki, a nie szampan. Po dzisiejszym dniu pewnie będziesz myśleć, że jestem największą niezdartą na świecie. – Roześmiała się, patrząc na niego.

Trzymał ją w ramionach, jego dłonie spoczywały na jej biodrach, a ona czuła błogie mrowienie rodzące się pod wpływem tego dotyku, rozpływające się po całym ciele. Przytrzymując się go, odchyliła się delikatnie i zdjęła ze stóp szpilki, niechcący ocierając się o niego piersiami chronionymi tylko cieniutkim materiałem sukienki. Dotyk i bliskość Maxa sprawiały, że jej serce biło w oszalałym rytmie, a motyle w brzuchu zaczęły wariować. Momentalnie poczuła, że jej brodawki naprężyły się i stwardniały. Spojrzała mu w oczy i znowu zalała ją fala emocji, których nie potrafiła opisać, a które wyraziły jej dech z piersi. Patrzył na nią z żarem w oczach, jego źrenice rozszerzyły się, tęczówki pociemniały, a dłonie pieszczotliwie przesuwały się po jej biodrach. Kiedy wzrok Maxa powędrował na jej usta, Patrycja poczuła się tak, jakby ich dotykał. Przymknęła oczy, czując rozkoszny dreszcz. Miała wrażenie, jakby była zamknięta w bańce naładowanej magnetyzmem, który wytwarzał się między nimi. Jej ciało aż prosiło się o dotyk, a obietnica rozkoszy, którą ten dotyk przepowiadał, odbierała jej wolę i zdolność myślenia.

– Chodźmy – wyszeptała, bo nie miała siły znaleźć swojego głosu.

Czuła się, jakby postradała zmysły, chciała jak najszybciej znaleźć się już w domu, z dala od źródła jej niepoczytalności. Bała się, że nie zdoła nad tym wszystkim zapanować i powie albo co gorsza, zrobi coś głupiego. Pragnęła winić za to wszystko alkohol, ale dobrze wiedziała, że w tej chwili nie tylko szampan ją odurzał.

– Nie znam nikogo, kto w twoim wieku nie pił jeszcze alkoholu – powiedział mężczyzna, kiedy ruszyli przed siebie.

– No cóż, podejrzewam, że ja bardzo się różnię od dziewczyn, które znasz.

– W jaki sposób? – zapytał, a Patrycja parsknęła śmiechem.

Max jednak patrzył na nią z powagą i szczerym zainteresowaniem.

– Czy to nie jest oczywiste? Przede wszystkim moim priorytetem nie są balangi i faceci, a moim największym problemem nie jest to, że nie mogę zadecydować jakie megadrogie buty dopasować do jakiejś megadrogiej torebki. Muszę zarabiać na swoje utrzymanie i mam obowiązki, zmartwienia i problemy.

– Myślisz, że ludzie z pełnymi kontami nie wiedzą, co to cierpienie i problemy? – spytał i spojrzał na nią z tak bezkresnym smutkiem, że Patrycja natychmiast pożałowała swoich słów i zapragnęła go pocieszyć.

Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, bo zrozumiała, jaką jest ignorantką. Pieniądze być może mogą w jakiś sposób ułatwić życie, ale nie gwarantują, że będzie zachwycające i bezbolesne.

– Masz rację, może przesadziłam, do teraz nigdy tak naprawdę się nad tym nie zastanawiałam. Po prostu dziewczyny, które tutaj spotykam, zawsze wydają mi się takie płytkie i powierzchowne, interesują je tylko rzeczy materialne… ale jak się okazuje, moja opinia o nich jest także powierzchowna, bo żadnej z tych dziewczyn nigdy bliżej nie poznałam. Jedna twoja uwaga, jedno znaczące spojrzenie i odkrywam, że jestem hipokrytką. – Uśmiechnęła się smutno.

– Hej – powiedział i pogładził jej policzek, uśmiechając się lekko. – Nie bierz mnie tak poważnie, wpadłem w jakiś melancholijny nastrój, a ty przez to cierpisz. Po prostu powrót w to miejsce obudził wiele wspomnień i uczuć, które niekoniecznie są przyjemne. Nie chciałem tutaj przyjeżdżać, ale ojciec potrzebuje pomocy, moi kumple zamierzali wyciągnąć mnie na jakieś wakacje, więc pomyślałem, że upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu.

– I jak, udaje się?

– Na razie jeszcze nie wiem, nie zdążyłem się nawet rozpakować.

– Ale zaliczyłeś już kolację z inwestorką, to chyba się liczy? – Patrycję rozbroiła jego szczerość i otwartość, a smutek w jego oczach sprawił, że chciała go pocieszyć i wywołać uśmiech na jego diabelsko przystojnej twarzy.

– Chyba tak – powiedział i uśmiechnął się zadowolony. – Omówiliśmy już nawet wstępne inwestycje i plany, ojciec nawet nie musiał się targować, wszystko poszło gładko.

– Myślę, panie Maksie, że pański urok osobisty mógł to w jakiś sposób ułatwić. – Dopiero kiedy Patrycja to powiedziała, zdała sobie sprawę z tego, że flirtuje, i ta świadomość sprawiła, że poczuła się głupio i nieswojo. Spuściła wzrok, bo Max patrzył na nią teraz rozbawionym wzrokiem, czuła, że jej policzki znowu płoną.

– Dziękuję, komplement z twoich ust jest jak miód na serce. Nie mogę zawieść ojca, oboje ciężko pracowaliśmy nad ocaleniem naszego biznesu. Lata temu byliśmy bliscy bankructwa, tata wylądował w szpitalu z podejrzeniem zawału serca, matka… – Przestał na chwilę mówić, jakby sam przyłapał się na tym, że mówi o czymś, o czym mówić nie chciał, ale po chwili dokończył: – Matka uciekła przy pierwszych oznakach problemów, jak szczur ucieka z tonącego statku, a ja zostałem ze wszystkim sam. Byłem wtedy strasznym młokosem, ale zakasałem rękawy, obdzwoniłem kontakty ojca i pozyskałem dla nas mnóstwo nowych inwestorów. Ojciec parę dni temu przepisał sieć wszystkich kurortów na mnie. Chce odejść na emeryturę, odpocząć i to mu się należy. Potem cała reszta biznesu łącznie z sieciami restauracji i siłowni będzie pod moją opieką.

– Wyglądasz na podekscytowanego – powiedziała Patrycja, spoglądając w jego lśniące oczy.

– Wyzwania zawsze mnie ekscytują – odpowiedział, zaglądając jej prosto w duszę.

To wyznanie bardzo ją spłoszyło, bo miała wrażenie, że jest skierowane do niej. Max lubił wyzwania, a ona pewnie była jednym z nich. Gdyby ją zdobył, szybko by się nią znudził i rzucił w kąt, jak starą zabawkę.

– Jesteśmy na miejscu – zauważyła dziewczyna, dziękując w myślach Bogu, że mieszkała tak blisko restauracji. – Dziękuję, że mnie odprowadziłeś – powiedziała grzecznie, choć jakiś wewnętrzny głos znów krzyczał: „Uciekaj!”.

– Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie… Jeszcze raz życzę ci wszystkiego najlepszego, choć kilku chwil beztroskości i radości, siły i wytrwałości w zdobywaniu szczytów. – Mówiąc to, pochylił się nad nią i ucałował jej policzki, powoli, z rozmysłem, niebezpiecznie blisko kącików jej ust.

Patrycja czuła cudowny, zmysłowy zapach jego drogiej wody kolońskiej zmieszanej z zapachem jego ciała, czuła ciepło i bliskość, muśnięcie jego ust tak blisko swoich… Ta mieszanka była bardzo niebezpieczna, odurzała ją i zniewalała. Dziewczyna czuła, jakby powietrze między nimi było naładowane elektrycznością, która drażniła jej skórę i wkradała się do środka, przepływając przez jej ciało przyjemnym dreszczem. Kiedy spojrzała w jego intensywne, niebieskie oczy, ta dziwna fala rozlała się pod jej piersiami i sprawiła, że jej serce zaczęło łomotać, a ciało delikatnie drżeć. Patrzyła na jego usta i strasznie chciała je poczuć na swoich. Oblizała wargi i znowu spojrzała w jego oczy, w których odzwierciedlone były jej uczucia. Max wciąż pochylał się nad nią, jego wargi znajdowały się zaledwie kilka milimetrów od jej spragnionych ust.

– Patrycjo, jesteś już? – Dziewczyna usłyszała głos cioci i podskoczyła jak oparzona.

– Tak, ciociu, już idę – odkrzyknęła automatycznie do Jadwigi, która wyszła na taras, próbując zlokalizować siostrzenicę.

Na szczęście na zewnątrz było już ciemno i Patrycja była pewna, że z tej odległości nie było jej widać, tym bardziej że widok ograniczały zadbane, wysokie krzewy rosnące przy tarasie. Odetchnęła głęboko, kiedy Jadwiga wróciła do domu. Serce waliło jej jak młotem, czuła się tak, jakby ktoś ją przyłapał na gorącym uczynku, i niemal tak właśnie było. Kto wie, co by się stało, gdyby nie Jadwiga? Usta Maxa kusiły tak bardzo, że pewnie nie byłaby w stanie się im oprzeć, gdyby zdecydował się ją pocałować. Dziewczyna spojrzała na niego jeszcze raz i odsunęła się na bezpieczną odległość, na co Max znowu uśmiechnął się arogancko i cholernie seksownie, z pewnością wiedział, jak bardzo na nią działał.

– Muszę iść. Dobranoc.

– Słodkich snów. – Powiedział to, patrząc na nią z takim żarem w oczach, że Patrycja wątpiła w to, czy w ogóle będzie mogła zasnąć.

W domu ciocia i John jeszcze raz odśpiewali jej Sto lat, dziewczyna zdmuchnęła świeczki na torcie, który sama zrobiła, zjedli po kawałku wyśmienitego pistacjowego dzieła kulinarnego i Patrycja poszła spać. Zimne, a zarazem rozpalone błękitne oczy i pełne męskie usta rozciągające się w aroganckim seksownym uśmiechu prześladowały ją całą noc, sprawiając, że obudziła się zmęczona i rozdrażniona. Znowu czuła ten rodzaj pustki i tęsknoty, które tak usilnie próbowała zakopać na dnie serca. Chciała być kochana bezwarunkowo i z całego serca, tęskniła za matką i ojcem, który za sprawą nałogu stał się jej zupełnie obcym człowiekiem. Tęskniła za ciepłem i podziwem, które widziała w tych przeszywających, niebieskich oczach, i za tym, jak się czuła, kiedy Max patrzył na nią z pragnieniem i oddaniem. Tęskniła do tego, a zarazem przerażało ją to. Wiedziała, że powinna słuchać swojej intuicji i uciekać jak najdalej od osoby, która tak na nią działała. Nie była jednak pewna, czy magnetyzm między nimi nie był silniejszy od jej woli i zdrowego rozsądku.

Kiedy Patrycja wstała rano, w domu nikogo nie było. Na stole w kuchni znalazła liścik od cioci oznajmiający, że z racji tego, że pracowała w dzień swoich urodzin, tego dnia ma sobie zrobić wolne. Wzięła prysznic i poszła do kuchni zrobić sobie śniadanie, jednak nic nie wyglądało na tyle apetycznie, żeby ją skusić. O dziwo, nie czuła się źle po wczorajszym szampanie, którego było dość dużo jak na pierwszy raz. Ale jak mawiał John: „Od markowego, drogiego alkoholu głowa nie boli”, a szampan, który osobiście polecił Simon Power, musiał być najlepszy i zapewne najdroższy.

Kiedy dziewczyna piła świeżo zaparzoną kawę, zadzwoniła jej komórka.

– Patrysiu moja, jak się masz?

– Biorąc pod uwagę to, że wczoraj nieźle szumiało mi w głowie, mam się dobrze, dziękuję.

– Bo… słuchaj, strasznie mi głupio… ja wiem, że dałam ci dzisiaj wolne, ale dzwoniła Ingrid, nie może przyjść do pracy, źle się czuje, pozostałe dziewczyny dwoją się i troją, ale…

– Rozumiem, ciociu, nie ma sprawy, za chwilę będę w pracy, powiedz mi tylko, gdzie mam iść.

– Dom młodego Powera. Przepraszam cię bardzo, nie dzwoniłabym, ale wiesz, jakie to ważne.

– Wiem, ciociu, nie martw się, wszystko jest dobrze. Ubieram się i już lecę – powiedziała dziewczyna z udawaną beztroską.

Na samą myśl o Maksie wszystkie motyle rozleciały się w jej brzuchu, każdy w innym kierunku.

– Niedługo dziesiąta, więc w domu nie powinno być nikogo, Max powinien być już w pracy z ojcem. Wiesz, gdzie są klucze od apartamentów. Jeszcze raz cię przepraszam, kochana, zapłacę ci podwójną stawkę. – Patrycja usłyszała, że ciocia uśmiecha się pod nosem.

– Więc będę pracowała dwa razy dłużej niż trzeba – odpowiedziała również z uśmiechem.

– Widzę, że Ingrid nauczyła cię swoich sztuczek – roześmiała się Jadwiga.

– Mam jeszcze parę w zapasie.

– Pa, Paciu.

Patrycja szybko włożyła czarne szorty i czarną koszulkę na ramiączkach z nazwą firmy, które nosiła do pracy. Nie lubiła oficjalnego uniformu, który ograniczał jej ruchy i był zdecydowanie za ciepły na australijskie upały. Spięła ciężkie, gęste włosy w wysoki kok, spryskała się lekko mgiełką do ciała o zapachu owoców leśnych, do uszu włożyła słuchawki z zawieszonego na koszulce iPhone’a i ruszyła do pracy. Po drodze słuchała starych, dobrych utworów rockowych, które zawsze potrafiły doładować jej baterie.

Dotarła do domu Maxa i nacisnęła klamkę. Drzwi były zamknięte, na co dziewczyna odetchnęła z ulgą, bo to znaczyło, że Max musiał być już w pracy. Na wszelki wypadek zapukała, a kiedy nikt jej nie otwierał, otworzyła drzwi swoją kopią klucza i weszła do środka. Odsłoniła wszystkie rolety i otworzyła okna w salonie i kuchni, żeby wpuścić jak najwięcej światła i powietrza. Poszła do komórki, która była zaopatrzona we wszystko, co było potrzebne do sprzątania, wybrała środki dezynfekujące, ścierki i odkurzacz, pozbierała naczynia i włożyła je do zmywarki. Kieliszków było dość dużo, na jednym z nich dziewczyna zauważyła odciski szminki i poczuła niemiłe ukłucie zazdrości. To uczucie rozdrażniło ją i w duchu wyzwała się od idiotek. Co jak co, ale ona nie była typem zazdrośnicy, to po pierwsze, a po drugie, jakim prawem miałaby być zazdrosna? I co się z nią, do cholery, działo? „Ty się, Patrycja, opanuj” – powiedziała sama do siebie i zabrała się do pracy. Szybko pościerała kurze, poprawiła poduszki na sofie i fotelach w salonie, po czym włączyła odkurzacz i zaczęła sprzątać w kuchni, nucąc jedną z ulubionych ballad, która właśnie rozbrzmiała w jej słuchawkach. Wtedy poczuła czyjś dotyk na swoim ramieniu i o mało nie wyskoczyła z własnej skóry. Odwróciła się wystraszona i wyrwała słuchawki z uszu. Jej oczom ukazał się Max, który właśnie wyłączał odkurzacz. Wyglądał, jakby dopiero co się obudził. Miał na sobie tylko czarne bokserki od Calvina Kleina i Patrycja nie mogła oderwać oczu od jego cudownego wysportowanego ciała. Był wysoki, szczupły, idealnie umięśniony, miał szerokie, silne ramiona i kaloryfer na brzuchu, jakby żywcem wyszedł z reklamy.

– Tu jestem – powiedział Max i wskazał dłonią na swoją twarz, żeby spojrzała mu w oczy.

Patrycja zbeształa się w duchu i zmusiła się, żeby oderwać oczy od jego idealnie umięśnionego brzucha. To wcale nie pomogło obniżyć jej ciśnienia, bo mężczyzna ukazał się jej słodko zaspany, ze zmierzwionymi włosami, w które miała ochotę zagłębić dłonie, i z bezczelnym uśmieszkiem, który sprawiał, że wyglądał jeszcze seksowniej.

– Wystraszył mnie pan.

– I znowu jesteśmy na pan? – spytał i oparł się o szafkę kuchenną, krzyżując ręce na piersiach. Wyglądał jak model z katalogu z bielizną.

– Jestem w pracy, więc chyba tak.

– Więc dobrze, pani Patrycjo, jeśli tak pani sobie życzy.

– No dobrze, rozumiem. Max.

– Jestem od ciebie starszy o siedem lat i dla ciebie to może być kolosalna różnica, ale ja naprawdę nie czuję się tak staro, żeby ktoś mi musiał panować.

– To nie ze względu na wiek, ale ze względu na szacunek i profesjonalizm. Ale mniejsza z tym. Przepraszam, jeśli cię obudziłam, myślałam, że jesteś w pracy. Leciałam tutaj na złamanie karku, ciocia zapewniała, że nikogo już nie będzie w domu, więc popełniłam jeden z podstawowych błędów i nie sprawdziłam, czy dom jest pusty.

– Dobrze się składa, że mnie obudziłaś, bo wczoraj nie nastawiłem budzika, a za godzinę muszę być na spotkaniu z klientem. – Mówiąc to, otworzył lodówkę, wyciągnął z niej sok i zaczął go chciwie pić, przymykając lekko oczy w rozkoszy. Patrycja mogła teraz bezkarnie podziwiać jego ciało, ale nie trwało to długo, bo mężczyzna znowu przyłapał ją na tym, że się na niego gapiła. Wytarł usta dłonią i zapytał: – Podoba ci się to, co widzisz? – powiedział i powoli ruszył w jej kierunku, przesuwając wzrok z jej oczu na usta. To spojrzenie było tak gorące, że niemal ją parzyło. Cofnęła się dwa kroki i wpadła na szafkę kuchenną. Max podszedł bardzo blisko i patrząc na jej wargi, znowu zapytał: – Może i ty jesteś spragniona?

Dziewczyna poczuła, że robi się jej gorąco. Jak, do cholery, mógł być tak pewny siebie, tak bezczelny i działać na nią tak intensywnie? Podniosła wzrok i zobaczyła rozbawienie w jego oczach.

– Napijesz się?

Więc on się z nią droczył, żartował sobie z niej, a ona jak ta wariatka niemal omdlewała z wrażenia. Postanowiła, że mu się nie da, wzięła butelkę z jego dłoni i patrząc mu w oczy, przechyliła lekko głowę do tyłu, nabierając powietrza w piersi, i tak samo jak przed chwilą Max, przymknęła oczy i zamruczała rozkosznie, pijąc sok. Kiedy znowu spojrzała na niego, jego wzrok przeszył ją na wskroś i przesłał przez jej ciało niemal paraliżującą falę rozkoszy. Oblizała powoli usta i oddała mu butelkę. Widziała, że Max śledzi jej każdy ruch, zauważyła, że jego oczy ciemnieją, a źrenice się rozszerzają. Patrycja nigdy by nawet nie podejrzewała, że kiedykolwiek będzie w stanie droczyć się z kimś i kusić w ten sposób, nigdy nie czuła takiej potrzeby ani pewności siebie, ale teraz, widząc reakcję Maxa, poczuła satysfakcję i zastrzyk adrenaliny. To działało w obie strony, ona także mogła kusić i doprowadzać go do szału.

Mężczyzna odebrał butelkę z jej ręki i postawił ją na blacie, tuż za nią, przysuwając się jeszcze bliżej. Ta bliskość była tak intensywna, że niemal nie do zniesienia. Patrycja poruszyła się nerwowo i próbowała się odsunąć, ale Max ani drgnął. Stał przed nią, niemal jej dotykając, jedną ręką opierał się o szafkę za nią, drugą dłoń uniósł w górę i odgarnął z jej twarzy niesforny lok, muskając dłonią jej policzek. Patrząc jej w oczy, pochylił się nad nią, a Patrycja nie potrafiła, nie chciała się poruszyć.

– Nie igraj ze mną, bo się doigrasz – wyszeptał w jej usta, a ona przymknęła oczy i westchnęła przeciągle.

Jego oddech pachniał sokiem owocowym i obezwładniającą obietnicą. Wiedziała, że powinna się wściec, odepchnąć go i wyzwać od aroganckich dupków, ale nie zrobiła nic. Po prostu stała tam i chłonęła jego bliskość, rozkoszując się nią. Z tego stanu wyrwał ją hałas przewracającego się w holu wiadra i kobiecy głos rzucający przekleństwa. Patrycja odepchnęła Maxa i akurat odsunęła się od niego, kiedy do kuchni wpadła piękna, zgrabna blondynka, odziana w sportową koszulkę Maxa, którą wczoraj miał na sobie. Patrycja od razu ruszyła do holu, zbierając wiadro i środki czystości, po czym wróciła i przeprosiła blondynkę.

– Kim ty jesteś? – padło pierwsze pytanie.

– Przepraszam panią, jestem sprzątaczką, nie wiedziałam, że ktoś jest w domu. Już nie przeszkadzam, przyjdę później, żeby dokończyć – tłumaczyła się dziewczyna, czując, że jej twarz płonie z zawstydzenia.

– Więc to ty mnie obudziłaś?

– Jeśli tak, to najmocniej przepraszam – mówiła Patrycja, nie umiejąc spojrzeć kobiecie w oczy.

Była na siebie wściekła, czuła się totalnie poniżona, Max po prostu zabawiał się jej kosztem i kpił sobie z niej. Odłożyła wszystko do szafy, jeszcze raz przeprosiła i nie patrząc na Maxa, ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.

– Patrycjo, poczekaj – powiedział Max, ale ona nie mogła nawet na niego spojrzeć.

– Już nie przeszkadzam, panie Power, ktoś przyjdzie później, w bardziej dogodnym dla państwa czasie, i dokończy porządki. Życzę miłego dnia. – Patrycja zmusiła się do oficjalnego tonu, chociaż miała ochotę posłać ich oboje do diabła.

Boże, co