Zamkowe legendy. Zamki w Polsce - Kinga Kijewska - ebook

Zamkowe legendy. Zamki w Polsce ebook

Kijewska Kinga

4,2

Opis

Zamkowe Legendy - Zamki w Polsce to zbiór legend pięćdziesięciu zamków znajdujących się na terenie obecnej Polski.  Opracowanie zawiera zarówno opowieści znane nam wszystkim jak np. Legenda o Smoku Wawelskim oraz te mniej popularne np. o Tęczy z Tenczyna.  Czytając książkę przenosimy się w daleką pasjonującą podróż wiodącą poprzez różne epoki. Zaglądamy do przedpiastowskiej Kruszwicy ale i do XX wiecznego Książa. Przyglądamy się temu jak fakty mieszają się z wierzeniami oraz jak z pozoru niewinne wydarzenia wzrastają miana legendy.
Zamkowe Legendy. Zamki w Polsce to obowiązkowa lektura dla wszystkich miłośników zamków, ciekawych historii, tajemnic, ukrytych skarbów oraz wszelakich duchów, zjaw i upiorów.  To książka, dzięki której przeniesiemy się do innego, całkiem niezwykłego świata.

 

e-Book powstał w ramach projektu Castles.today.

Cele jakie przyświecają projektowi to promocja historii oraz turystyki poprzez prezentowanie wysokiej jakości materiałów związanych z zamkami, fortami… rozsianymi po całym świecie. Chcemy, aby spędzając czas z nami, można było na chwilę oderwać się od życia codziennego i przenieść do czasów, w których księżniczki oraz rycerze spacerowali po komnatach i zamkowych murach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 117

Rok wydania: 2020

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (13 ocen)
7
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mlodekamyki

Oceń książkę

Książka dla poszukujących historyczno-baśniowych przygód.
00



e-Book po­wstał w ra­mach pro­jek­tu Ca­stles.to­day. Cele ja­kie przy­świe­ca­ją pro­jek­to­wi to pro­mo­cja hi­sto­rii oraz tu­ry­sty­ki po­przez pre­zen­to­wa­nie wy­so­kiej ja­ko­ści ma­te­ria­łów zwią­za­nych z zam­ka­mi, for­ta­mi… roz­sia­ny­mi po ca­łym świe­cie. Chce­my, aby spę­dza­jąc czas z nami, moż­na było na chwi­lę ode­rwać się od ży­cia co­dzien­ne­go i prze­nieść do cza­sów, w któ­rych księż­nicz­ki oraz ry­ce­rze spa­ce­ro­wa­li po kom­na­tach i zam­ko­wych mu­rach.

Zam­ko­we Le­gen­dy

Zam­ki w Pol­sce

Co­pyw­ri­ght © Ca­stles Mi­chał No­wa­kow­ski

Au­tor: Kin­ga Ki­jew­ska

Ilu­stra­cje: Aga­ta Krzy­żew­ska

Czy­ta (wer­sja au­dio) Łu­kasz Gięt­kow­ski

Ko­rek­ta: Agniesz­ka Sors

Skład: Smart DTP

Ko­or­dy­na­cja pro­jek­tu Mi­chał No­wa­kow­ski

Wy­da­nie: e-Book 2020

ISBN: 978-83-957893-2-8

Kie­dy pa­trzę na sta­re mury śre­dnio­wiecz­nych wa­row­ni, wi­dzę nie tyl­ko ce­gły. Wi­dzę hi­sto­rię, wi­dzę ży­cie ów­cze­snych lu­dzi. Wi­dzę ich ra­do­ści i smut­ki. Czu­ję, że ka­wa­łek tego daw­ne­go świa­ta zo­stał za­klę­ty na za­wsze w zam­ko­wych ka­mie­niach. Ka­wa­łek hi­sto­rii jest tam gdzieś głę­bo­ko i cze­ka na tych, któ­rzy ze­chcą od­kryć go na nowo.

Czy­ta­jąc tę książ­kę, prze­nie­sie­cie się do cza­sów mi­nio­nych – wie­ków śred­nich, re­ne­san­su, a cza­sem na­wet do wy­da­rzeń cał­kiem nam nie­od­le­głych. Jed­nak wszyst­kie te opo­wie­ści łą­czy jed­no – aura ta­jem­ni­cy. Smo­ki, du­chy, ukry­te skar­by… Wszyst­ko to nie­ustan­nie po­bu­dza fan­ta­zję każ­de­go mi­ło­śni­ka tych ma­je­sta­tycz­nych bu­dow­li. Prze­nie­sie­cie się do świa­ta, w któ­rym ma­gia i cza­ry mie­sza­ją się z rze­czy­wi­sto­ścią; do miejsc zna­nych nam wszyst­kim do­sko­na­le, jed­nak po­ka­za­nych zin­nej, nie­co­dzien­nej stro­ny.

Bar­dzo bym chcia­ła, aby­ście, czy­ta­jąc ten zbiór le­gend, zo­ba­czy­li wopi­sy­wa­nych miej­scach coś wię­cej niż tyl­ko mury. Chcia­ła­bym, aby­ście uj­rze­li świat, któ­ry ja wi­dzę, pa­trząc na­wet na naj­więk­sze ru­iny. Aby­ście za­trzy­ma­li się na chwil­kę i spoj­rze­li na nie ina­czej niż wcze­śniej. Aby­ście zo­ba­czy­li to, co uśpio­ne, i od­kry­li to, co nie­wi­docz­ne „go­łym okiem”. Za­pra­szam Was do mo­je­go świa­ta – świa­ta le­gend iba­śni zwią­za­nych z zam­ka­mi znaj­du­ją­cy­mi się na te­re­nie Pol­ski.

Spis zam­ko­wych le­gend

Le­gen­dy zam­ku Li­po­wiec w Ba­bi­cach

Le­gen­dy zam­ku w Be­sie­kie­rach

Le­gen­da zam­ku w Bez­ław­kach

Le­gen­da zam­ku w Bę­dzi­nie

Le­gen­da zam­ku w Bie­ru­to­wie

Le­gen­da zam­ków w Bo­bo­li­cach i Mi­ro­wie

Le­gen­da zam­ku w Bol­ko­wie

Le­gen­da zam­ku w Chę­ci­nach

Le­gen­dy zam­ku Ksią­żąt Ma­zo­wiec­kich w Cie­cha­no­wie

Le­gen­dy zam­ku Ksią­żąt Ma­zo­wiec­kich w Czer­sku

Le­gen­dy zam­ku w Go­lu­biu-Do­brzy­niu

Le­gen­dy zam­ku Gro­dziec

Le­gen­da zam­ku bi­sku­pów kra­kow­skich w Iłży

Le­gen­da zam­ku w Ja­now­cu

Le­gen­dy zam­ku Choj­nik w Je­le­niej Gó­rze-So­bie­szo­wie

Le­gen­da zam­ku w Ka­zi­mie­rzu Dol­nym

Le­gen­da zam­ku Klicz­ków

Le­gen­da zam­ku Kór­nik

Le­gen­dy zam­ku kró­lew­skie­go na Wa­we­lu, Kra­ków

Le­gen­da zam­ku w Krusz­wi­cy

Le­gen­da zam­ku w Le­sku

Le­gen­da zam­ku w Lidz­bar­ku War­miń­skim

Le­gen­dy zam­ku w Li­wie

Le­gen­dy zam­ku w Łę­czy­cy

Le­gen­dy zam­ku w Mal­bor­ku

Le­gen­da zam­ku So­bień we wsi Ma­na­ste­rzec

Le­gen­da zam­ku w Ni­dzi­cy

Le­gen­dy zam­ku Ka­mie­niec w Od­rzy­ko­niu

Le­gen­dy zam­ku w Olsz­ty­nie k.Czę­sto­cho­wy

Le­gen­da zam­ku w Opo­ro­wie

Le­gen­dy zam­ku Ogro­dzie­niec w Pod­zam­czu

Le­gen­dy zam­ku Gryf w Pro­szów­ce

Le­gen­da zam­ku ksią­żąt ma­zo­wiec­kich w Ra­wie Ma­zo­wiec­kiej

Le­gen­dy zam­ku Ten­czyn w Rud­nie

Le­gen­da zam­ku w Ry­nie

Le­gen­da zam­ku Pil­cza w Smo­le­niu

Le­gen­da zam­ku w Sob­ko­wie

Le­gen­dy zam­ku Czo­cha w Su­chej

Le­gen­dy zam­ku Pie­sko­wa Ska­ła w Su­ło­szo­wej

Le­gen­da zam­ku Gór­ków w Sza­mo­tu­łach

Le­gen­da zam­ku ksią­żąt po­mor­skich w Szcze­ci­nie

Le­gen­dy zam­ku Krzyż­to­pór w Ujeź­dzie

Le­gen­dy zam­ku ar­cy­bi­sku­pów gnieź­nień­skich w Unie­jo­wie

Le­gen­dy zam­ku w Książu w Wałbrzychu

Le­gen­dy zam­ku Li­po­wiec w Ba­bi­cach

O widmowej karecie i duchach dawnych skazańców

Dawno, daw­no temu, jesz­cze w wie­kach śred­nich za­mek Li­po­wiec przez dłu­gi czas peł­nił funk­cję bi­sku­pie­go wię­zie­nia. Prze­by­wa­ło w nim wie­lu nie­szczę­śni­ków, któ­rzy mie­li od­wa­gę sprze­ci­wić się po­tę­dze Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go. A ko­ściół wte­dy zde­cy­do­wa­nie nie oka­zy­wał mi­ło­sier­dzia swo­im prze­ciw­ni­kom. Los ska­zań­ców był czę­sto okrut­ny. Kaci sto­so­wa­li roz­ma­ite tor­tu­ry, więź­nio­wie za­my­ka­ni byli w ce­lach i prze­trzy­my­wa­ni je­dy­nie o chle­bie i wo­dzie, a cza­sa­mi ska­zy­wa­ni na śmierć gło­do­wą... Okru­cień­stwa te, cho­ciaż za­koń­czy­ły się wie­le se­tek lat temu, od­ci­snę­ły na sta­łe pięt­no na zam­ko­wych mu­rach. Do dziś po­ja­wia­ją się tam du­chy daw­nych ska­zań­ców. Pod­czas peł­ni księ­ży­ca czę­sto sły­chać, jak z zam­ko­wych lo­chów do­bie­ga­ją dziw­ne jęki i krzy­ki. Po­dob­no cza­sem, oko­ło pół­no­cy, na zam­ku na­gle zry­wa się moc­ny wiatr... Po­noć na­wet w cie­płą, let­nią noc po­wie­trze robi się wte­dy lo­do­wa­te... Na przed­zam­czu po­ja­wia się cień czar­nej ka­re­ty. Jest ona cią­gnię­ta przez sześć par czar­nych koni. Po chwi­li z ka­re­ty wy­cho­dzi odzia­ny w pur­pu­rę bi­skup i wol­nym kro­kiem wkra­cza na zam­ko­wy dzie­dzi­niec. Za nim straż­ni­cy wlo­ką ska­zań­ca. W pew­nym mo­men­cie kat pod­no­si miecz i wte­dy ude­rza pio­run, zie­mia za­pa­da się, a zja­wy zni­ka­ją... Sce­na ta po­wta­rza się i nic nie wska­zu­je na to, aby zja­wy te mia­ły szyb­ko zna­leźć uko­je­nie...

Legenda o Białej Damie

Za­mek Li­po­wiec ma rów­nież swo­ją Bia­łą Damę. Skąd wzię­ła się na zam­ku? Mówi o tym pięk­na i ro­man­tycz­na le­gen­da, w któ­rej za­pew­ne ukry­te jest nie­ma­łe ziarn­ko praw­dy... Fran­ce­sco Stan­ca­ro był chy­ba naj­bar­dziej zna­nym więź­niem Li­pow­ca. Po­dob­no jako je­dy­ny zdo­łał uciec z ba­bic­kie­go wię­zie­nia. Ten Włoch po­cho­dzą­cy z Man­tui był współ­au­to­rem Bi­blii zwa­nej brze­ską. Już samo to czy­ni­ło go wro­giem Ko­ścio­ła. A to, że do­dat­ko­wo pla­no­wał prze­pro­wa­dze­nie w Pol­sce re­for­ma­cji, czy­ni­ło go po­sta­cią wy­bit­nie nie­bez­piecz­ną. Ko­ściół nie lu­bił tych, któ­rzy mie­li od­wa­gę wy­stę­po­wać prze­ciw­ko nie­mu i jego do­stoj­ni­kom. Za swe po­glą­dy Stan­ca­ro zo­stał więc za­mknię­ty w ce­lach Li­pow­ca. I tu wy­da­rzy­ła się hi­sto­ria nie­zwy­kła. Jak gło­si le­gen­da, za­ko­cha­ła się w nim cór­ka zam­ko­we­go nad­zor­cy. Mło­da dziew­czy­na chcia­ła zro­bić wszyst­ko, aby móc po­łą­czyć się ze swym uko­cha­nym, przy­go­to­wa­ła więc plan uciecz­ki. Jako że po­zy­cja ojca po­zwa­la­ła jej na wie­le, co­dzien­nie przy­no­si­ła do celi ska­zań­ca prze­ście­ra­dła. A ten prze­ście­ra­dła te wią­zał, two­rząc dłu­ga i moc­ną linę. Pew­nej ciem­nej, bez­k­się­ży­co­wej nocy, kie­dy lina była już wy­star­cza­ją­co dłu­ga, mło­dzie­niec opu­ścił się na niej z wie­ży i uciekł. Uko­cha­na mia­ła do nie­go do­łą­czyć na­stęp­ne­go dnia. Gdy pa­ko­wa­ła naj­po­trzeb­niej­sze rze­czy, któ­re mia­ły po­móc mło­dym roz­po­cząć nowe ży­cie, do jej kom­na­ty wszedł roz­wście­czo­ny oj­ciec. Cała in­try­ga wy­szła na jaw. Dziew­czy­na tra­fi­ła pod straż i otrzy­ma­ła za­kaz opusz­cza­nia zam­ku. Fran­ce­sco nie mógł już wró­cić i jej po­móc. Rów­na­ło­by się to z po­now­nym jego poj­ma­niem – bez szan­sy na ra­tu­nek. Dziew­czy­na pła­ka­ła i bła­ga­ła ojca o to, by po­zwo­lił jej do­łą­czyć do uko­cha­ne­go, jed­nak ten był nie­ugię­ty. Nie chcia­ła dłu­żej żyć bez umi­ło­wa­ne­go. Ubra­ła się w suk­nię ślub­ną i we­szła na zam­ko­wą wie­żę. Sko­czy­ła z niej i upa­dła na dach. wa­row­ni Od tego cza­su do dziś jej duch snu­je się po ru­inach Li­pow­ca. Po­dob­no wy­pa­tru­je uko­cha­ne­go, któ­ry przy­bę­dzie i ją ura­tu­je.

Le­gen­dy zam­ku w Be­sie­kie­rach

Legenda o Białej Damie

P ierw­sza le­gen­da bie­sie­kier­skie­go za­mczy­ska jest na­praw­dę wy­jąt­ko­wa. Dla­cze­go? Ano dla­te­go, że duch, jaki się tam po­ja­wia, tak na­praw­dę krą­ży po­mię­dzy dwo­ma zam­ka­mi. Na sta­łe ów duch po­dob­no prze­by­wa w po­bli­skiej wsi Bo­ry­sła­wi­ce Zam­ko­we. Jed­nak wie­lo­krot­nie zja­wa wi­dy­wa­na była rów­nież w po­bli­żu ruin w Be­sie­kie­rach. Dla­cze­go Bia­ła Dama nie może zde­cy­do­wać się, w któ­rej wa­row­ni po­win­na osiąść? Od­po­wiedź na to py­ta­nie znaj­dzie­my w le­gen­dzie...

Bie­sie­kier­ska zja­wa to po­noć duch cór­ki Szcza­wiń­skich – jed­nych z daw­nych wła­ści­cie­li tych wło­ści. Na­le­żał do nich rów­nież po­bli­ski za­mek w Bo­ry­sła­wi­cach Zam­ko­wych. Czym­że więc ta nie­szczę­sna du­sza za­słu­ży­ła so­bie na los wiecz­nie po­tę­pio­nej? Dziew­czy­na miesz­ka­ła na zam­ku w Be­sie­kie­rach. Jej ro­dzi­ce byli wpły­wo­wy­mi ludź­mi. I jak to w tam­tych cza­sach by­wa­ło, zna­leź­li jej wła­ści­we­go kan­dy­da­ta na męża. Jed­nak pan­na wca­le się do usta­wio­ne­go mał­żeń­stwa nie spie­szy­ła. Ko­cha­ła ko­goś in­ne­go i to jego wła­śnie chcia­ła po­ślu­bić. Jako że chło­pak nie pa­so­wał do pan­ny ani sta­nem, ani ma­jąt­kiem, nie mia­ła na to szan­sy. We­dług po­da­nia, Szcza­wiń­scy, aby roz­dzie­lić mło­dą ko­bie­tę z uko­cha­nym, umie­ści­li ją w swej dru­giej wa­row­ni w Bo­ry­sła­wi­cach Zam­ko­wych. Tam mia­ła cze­kać na ślub z ob­lu­bień­cem wy­bra­nym przez ro­dzi­cie­li. Nie­szczę­śli­wa dziew­czy­na nie mo­gła po­go­dzić się z lo­sem, jaki chcie­li zgo­to­wać jej naj­bliż­si. Aby unik­nąć nie­chcia­ne­go ślu­bu, pró­bo­wa­ła więc uciec przez okno wie­ży bram­nej, w któ­rej była za­mknię­ta. Pró­ba ta skoń­czy­ła się jed­nak tra­gicz­nie. Dziew­czy­na spa­dła i za­bi­ła się. Od­tąd zja­wa snu­je się po­mię­dzy zam­ka­mi w po­szu­ki­wa­niu swe­go uko­cha­ne­go. Po­dob­no w księ­ży­co­we noce moż­na ją zo­ba­czyć w oknie frag­men­tu wie­ży, jaki gó­ru­je nad bie­sie­kier­ski­mi ru­ina­mi.

Legenda o diable i siekierze

Dru­ga le­gen­da zwią­za­na z zam­kiem to hi­sto­ria o dia­ble Bo­ru­cie (tak, tak – tym re­zy­du­ją­cym na sta­łe w nie­od­le­głej Łę­czy­cy). We­dług po­da­nia, ry­cerz, któ­ry bu­do­wał bie­sie­kier­ską wa­row­nię, za­ło­żył się z czar­tem, że do­ko­na tego bez uży­cia sie­kie­ry. Je­śli by mu się to uda­ło, Bo­ru­ta miał go ob­sy­pać naj­wspa­nial­szy­mi skar­ba­mi tego świa­ta. Ry­cerz bar­dzo uwa­żał na to, aby ża­den z ro­bot­ni­ków za­trud­nio­nych przy bu­do­wie zam­ku nie użył za­ka­za­ne­go na­rzę­dzia. W koń­cu wa­row­nia sta­nę­ła. Uda­ło się! Ura­do­wa­ny ry­cerz chciał roz­li­czyć się z dia­błem z za­kła­du. Jed­nak dia­beł – jak to dia­beł – nie był­by sobą, gdy­by był do koń­ca uczci­wy... Oka­za­ło się bo­wiem, że chłop, któ­ry zwo­ził ka­mie­nie po­trzeb­ne do bu­do­wy, na­zy­wa­ny był Sie­kier­ka. Ry­cerz prze­grał więc za­kład. Za karę mu­siał od­dać Bo­ru­cie swo­ją du­szę, a na do­kład­kę tak­że za­mek. Od tego zda­rze­nia mia­ła się rów­nież wziąć na­zwa miej­sco­wo­ści – Be­sie­kie­ry (Bez sie­kie­ry).

Le­gen­da zam­ku w Bez­ław­kach

Legenda o świętym Graalu

Swię­ty Gra­al... Zna­ny z ar­tu­riań­skich le­gend kie­lich, któ­re­go miał pod­czas Ostat­niej Wie­cze­rzy uży­wać Chry­stus... Ale skąd ten kie­lich miał się wziąć na te­re­nie na­sze­go kra­ju? I czy on rze­czy­wi­ście ist­niał? Aby od­po­wie­dzieć so­bie na te py­ta­nia, mu­si­my prze­nieść się naj­pierw do śre­dnio­wie­cza, a kon­kret­nie do XI-wiecz­nej An­glii. W 1066 roku w bi­twie pod Ha­stings gi­nie ów­cze­sny król An­glii Ha­rold. Bi­twa ta nie tyl­ko przy­nio­sła śmierć kró­lo­wi, ale też od­da­ła losy An­glii w ręce Wil­hel­ma. Tak, tak – o Wil­hel­mie Zdo­byw­cy tu mowa. No do­brze, ale jaki te wy­da­rze­nia mają zwią­zek z Gra­alem? Ano taki, że le­gen­dar­ny kie­lich był po­noć w po­sia­da­niu Ha­rol­da. Pojego śmier­ci i prze­ję­ciu rzą­dów przez no­we­go wład­cę kró­lew­skie dzie­ci zmu­szo­ne były ucie­kać z kra­ju. Jak to zwy­kle by­wa­ło w ta­kich przy­pad­kach, za­bra­li ze sobą co cen­niej­sze rze­czy. W tym nasz kie­lich.

Plan uciecz­ki za­kła­dał, że przez Li­twę i Ruś Ki­jow­ską do­sta­ną się do Bi­zan­cjum. Jed­nak, jak wia­do­mo, los bywa prze­wrot­ny i dwóch sy­nów kró­la Ha­rol­da osia­dło na Li­twie. Wraz z nimi po­noć zo­stał też Świę­ty Gra­al. I tu na wie­le lat słuch o nim za­gi­nął. Prze­skocz­my te­raz o ja­kieś 350 lat do przo­du. Na­dal je­ste­śmy w epo­ce śre­dnio­wie­cza (z tą róż­ni­cą, że już póź­ne­go), za to w zu­peł­nie in­nej czę­ści Eu­ro­py, bo na Li­twie wła­śnie. I w tym miej­scu do na­szej opo­wie­ści wkra­cza do­sko­na­le nam zna­na ro­dzi­na, a mia­no­wi­cie krew­ni pol­skie­go kró­la Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­ły. Po­noć Gra­al tra­fił w ręce księ­cia Bo­le­sła­wa Świ­dry­gieł­ły, naj­młod­sze­go bra­ta kró­la Wła­dy­sła­wa. Ten po­dob­no ni­g­dy się z nim nie roz­sta­wał. Dla­te­go wła­śnie kie­lich w 1402 roku zna­lazł się wraz z księ­ciem Bo­le­sła­wem, któ­ry w tym cza­sie wal­czył przy po­mo­cy za­ko­nu krzy­żac­kie­go o wła­dzę na Li­twie, w zam­ku w Bez­ław­kach. Świ­dry­gieł­ło w 1404 roku Bez­ław­ki opu­ścił, jed­nak po­noć już bez kie­li­cha.

Tu po­zwól­cie, że wtrą­ci­my kil­ka słów o sa­mym zam­ku. Nie był on ni­g­dy im­po­nu­ją­cą wa­row­nią. Peł­nił on funk­cję sie­dzi­by urzęd­ni­ka za­rzą­dza­ją­ce­go naj­niż­szą krzy­żac­ką jed­nost­ką ad­mi­ni­stra­cyj­ną – ko­mor­nic­twem. Ni­g­dy więc nie po­sia­dał im­po­nu­ją­cej za­ło­gi. W do­dat­ku na po­cząt­ku XVI wie­ku utra­cił swo­je mi­li­tar­ne zna­cze­nie. W 1513 roku za­mie­nio­no go na ko­ściół. Jed­nak wła­śnie w tym cza­sie przy­szło mu się mie­rzyć się z praw­dzi­wym nie­bez­pie­czeń­stwem. La­tem 1520 roku pod ko­ściół-wa­row­nię po­de­szły od­dzia­ły ta­tar­skie. Wia­do­mo, nie wró­ży­ło to nic do­bre­go. Kie­lich zo­stał więc za­mu­ro­wa­ny w ścia­nie ko­ścio­ła. Od tego cza­su ślad po nim za­gi­nął...

Tyle le­gen­da, a co na to hi­sto­ria? Czy Świę­ty Gra­al ist­niał na­praw­dę, czy tra­fił do Bez­ła­wek, czy trwa gdzieś ukry­ty w mu­rach daw­nej wa­row­ni?

Kro­ni­ka­rze spi­su­ją­cy dzie­je tam­tych cza­sów po­twier­dza­ją, że ksią­żę Świ­dry­gieł­ło przy­wiózł ze sobą dwa kie­li­chy. W za­pi­skach od­naj­du­je­my in­for­ma­cję, że je­den był grec­ki, a dru­gi an­giel­ski. I cho­ciaż na­zwa „Świę­ty Gra­al” ni­g­dzie nie jest ofi­cjal­nie wy­mie­nio­na, to jed­nak an­giel­skie po­cho­dze­nie jed­ne­go z nich już uru­cha­mia ludz­ką wy­obraź­nię. Do dziś licz­ni po­szu­ki­wa­cze skar­bów ocho­czo od­wie­dza­ją to miej­sce.

Le­gen­da zam­ku w Bę­dzi­nie

Legenda o bezgłowym rycerzu

Dawno, daw­no temu, bo jesz­cze w wie­kach śred­nich, gdzieś pod Ra­ci­bo­rzem na świat przy­szedł Mi­ko­łaj z Ja­ro­szo­wa her­bu Kor­nicz, zna­ny rów­nież jako Mi­ko­łaj Kor­nicz Sie­strze­niec. Ów ubo­gi szlach­cic wziął udział w Bi­twie pod Grun­wal­dem u boku sa­me­go kró­la Wła­dy­sła­wa Ja­gieł­ły. Jako że od­zna­czył się w niej „nie­spo­ty­ka­ną dziel­no­ścią”, król mia­no­wał go bur­gra­bią na bę­dziń­skim zam­ku. Oprócz ma­jąt­ku Ja­gieł­ło ofia­ro­wał Mi­ko­ła­jo­wi rów­nież swo­ją przy­jaźń.

Wy­ko­rzy­sty­wał bę­dziń­ski bur­gra­bia swo­je przy­wi­le­je po­nad mia­rę. Wsła­wił się jako łotr i hul­taj. Kłó­tli­wy był nad wy­raz. Nie miał sza­cun­ku do ni­ko­go. Za­rzu­cił nie­szla­chec­two sa­me­mu mar­szał­ko­wi kró­le­stwa, Ja­no­wi Ole­śnic­kie­mu, tyl­ko dla­te­go, że nie zga­dzał się z nim w po­li­ty­ce. Wię­ził syna To­ma­sza z Na­wo­jo­wa, a Świę­to­sła­wa, miesz­cza­ni­na z bi­sku­pie­go Sław­ko­wa, trzy­mał za­ku­te­go w dyby. Mało tego – na­jeż­dżał i gra­bił, na­sy­łał swych zbi­rów na każ­de­go, kto ośmie­lił się my­śleć ina­czej niż on. Są­dził się cią­gle o ja­kieś pie­nią­dze i spra­wy te wy­gry­wał. A na do­da­tek po­dob­no po­ta­jem­nie wspie­rał hu­sy­tów. W koń­cu cie­szył się kró­lew­ską przy­jaź­nią i opie­ką.

La­ta­mi nie­go­dzi­wo­ści ucho­dzi­ły mu pła­zem, jed­nak nic nie trwa wiecz­nie. W koń­cu oskar­żo­no go o to, że okradł sa­me­go Ja­gieł­łę. Po­noć w trak­cie woj­ny z za­ko­nem, złu­piw­szy krzy­żac­ki za­mek, nie od­dał kró­lo­wi na­leż­nych mu skar­bów. Do oskar­żeń do­rzu­co­no mu jesz­cze zdra­dę pań­stwo­wych ta­jem­nic, utrzy­my­wa­nie ban­dy ślą­skich zbój­ni­ków oraz spi­sko­wa­nie z sa­mym Zyg­mun­tem Luk­sem­bur­skim, pla­nu­ją­cym roz­biór Pol­ski. 1 mar­ca 1434 roku sąd kró­lew­ski uznał go win­nym za­rzu­ca­nych mu czy­nów i na mocy jego wy­ro­ku Mi­ko­łaj utra­cił funk­cję bur­gra­bie­go bę­dziń­skie­go.

Kor­nicz mu­siał opu­ścić Bę­dzin. Po­noć wy­niósł z nie­go tyle, ile mógł, ale część swych gro­ma­dzo­nych la­ta­mi skar­bów zo­sta­wił ukry­tą gdzieś głę­bo­ko w zam­ko­wych lo­chach. Jako że bied­ny da­lej nie był, dzię­ki zna­jo­mo­ściom z Sza­frań­ca­mi ku­pił so­bie jesz­cze ty­tuł do­ży­wot­nie­go bur­gra­bie­go na zam­ku rabsz­tyń­skim i sta­ro­stwo przed­bor­skie. Chciał wró­cić do Bę­dzi­na po swe skar­by, jed­nak ni­g­dy mu się to nie uda­ło. Zmarł w 1445 roku.

Od tego cza­su na bę­dziń­skim zam­ku moż­na spo­tkać ta­jem­ni­czą zja­wę. To ry­cerz bez gło­wy, któ­ry no­ca­mi wy­cho­dzi z zam­ko­wej basz­ty i spa­ce­ru­je po zam­ko­wych mu­rach. Czy po­ku­tu­je za zdra­dę kró­la? Czy może pil­nu­je swo­ich skar­bów ukry­tych w pod­zie­miach? Tego pew­nie ni­g­dy się nie do­wie­my...

Le­gen­da zam­ku w Bie­ru­to­wie

Legenda o trzech wojakach i diable

Histo­ria ta wy­da­rzy­ła się w roku 1643. Trzech żoł­nie­rzy car­skich – Jo­achim, Fry­de­ryk i Wil­helm – przy­by­ło do Bie­ru­to­wa. Jak gło­si le­gen­da, byli to wo­ja­cy nie­zwy­kle dziel­ni. Z nie­jed­nej po­tycz­ki uszli już cało. Lu­bi­li za to hu­lan­ki i suto za­kra­pia­ne uczty i wie­cze­rze. Tym ra­zem urzą­dzi­li so­bie li­ba­cję w jed­nej z zam­ko­wych kom­nat. Al­ko­ho­lu było dużo. Za dużo. Kie­dy ude­rzył im już moc­no do głów, za­czę­li wzno­sić to­a­sty za zdro­wie sa­me­go dia­bła. Wtem sta­ła się rzecz nie­zwy­kła. Przy sto­le obok nich po­ja­wił się dziw­ny je­go­mość z go­re­ją­cy­mi ocza­mi. Uśmiech­nął się i za­py­tał: „Dla­cze­go wzy­wa­li­ście mnie i cze­go ode mnie chce­cie?”. „Dia­beł!” – krzyk­nę­li żoł­nie­rze i za­sty­gli w bez­ru­chu. W tym mo­men­cie ol­brzy­mia siła unio­sła ich do góry i rzu­ci­ła moc­no o pod­ło­gę. Kie­dy się ock­nę­li, dziw­ne­go przy­by­sza już z nimi nie było. Nie mi­nął mie­siąc od tych wy­da­rzeń, gdy wszy­scy trzej kom­pa­ni zgi­nę­li w wo­jen­nej po­tycz­ce. Po­dob­no sprze­da­li du­sze dia­błu, któ­ry za­brał, co do nie­go na­le­ża­ło. Tak to jest, kie­dy imię dia­bła wzy­wa się bez po­trze­by... Za to w oko­li­cach zam­ku do dziś po­noć moż­na spo­tkać je­go­mo­ścia, któ­re­mu go­re­ją oczy.

Le­gen­da zam­ków w Bo­bo­li­cach i Mi­ro­wie

Legenda o dwóch braciach, skarbie i Białej Damie

Dawno, daw­no temu żyło so­bie dwóch bra­ci bliź­nia­ków. Byli oni ze sobą bar­dzo zwią­za­ni. Wszyst­kie de­cy­zje po­dej­mo­wa­li wspól­nie, ra­zem ru­sza­li na wo­jen­ne wy­pra­wy. Je­den za dru­gie­go sko­czył­by w ogień. Pierw­szy był pa­nem na zam­ku w Bo­bo­li­cach, jego bliź­niak zaś – na Mi­ro­wie. Z zam­ku do zam­ku było bar­dzo bli­sko, jed­nak bra­cia, aby ła­twiej się im było spo­ty­kać, po­łą­czy­li swo­je wa­row­nie pod­ziem­nym tu­ne­lem.

Pew­ne­go razu bra­cia we­szli w po­sia­da­nie ogrom­ne­go skar­bu. Jed­ni mó­wi­li, że zdo­by­li go pod­czas swo­ich wy­praw, inni – że otrzy­ma­li w spad­ku po zmar­łym krew­nym. Pew­ne było je­dy­nie to, że były to nie­wy­obra­żal­ne bo­gac­twa. Aby jak naj­le­piej je chro­nić, bra­cia ukry­li skarb w tu­ne­lu łą­czą­cym ich do­mo­stwa. Jed­nak samo to im nie wy­star­czy­ło, prze­to do­ga­da­li się ze zna­jo­mą cza­row­ni­cą, aby sta­nę­ła na jego stra­ży. Wiedź­ma przy­sta­ła na pro­po­zy­cję. Pil­no­wa­ła skar­bu za dnia i w pra­wie wszyst­kie noce, jed­nak raz w mie­sią­cu uda­wa­ła się na sa­bat. Wte­dy na stra­ży kosz­tow­no­ści zo­sta­wia­ła swe­go pu­pi­la – pie­kiel­ne­go psa. Be­stia ta wy­glą­da­ła bar­dziej jak dia­beł niż jak zwie­rzę. Ża­den śmia­łek nie ośmie­lił się więc do nie­go po­dejść. Bra­cia, pew­ni bez­pie­czeń­stwa swe­go ma­jąt­ku, wró­ci­li do ży­cia, ja­kie wie­dli wcze­śniej. jed­nak już nie­dłu­go wszyst­ko mia­ło się zmie­nić...

Z jed­nej z wo­jen­nych wy­praw je­den z nich, pan z Bo­bo­lic, przy­wiózł bran­kę – pięk­ną nie­wia­stę, w któ­rej bar­dzo szyb­ko się za­ko­chał. Nic by nie było w tym nad­zwy­czaj­ne­go, gdy­by nie to, że tym sa­mym uczu­ciem do dziew­czy­ny za­pa­łał i dru­gi brat. Choć po­cząt­ko­wo skry­wał swą mi­łość, w koń­cu stwier­dził, że wy­bran­ka jego bra­ta le­piej bę­dzie pa­so­wać do nie­go.

Wła­ści­ciel Bo­bo­lic, szyb­ko zo­rien­to­waw­szy się w za­mia­rach bra­ta, po­sta­no­wił ukryć dziew­czy­nę. Od­dał ją więc pod opie­kę cza­row­ni­cy pil­nu­ją­cej skar­bów w pod­zie­miach. Pan na Mi­ro­wie nie za­mie­rzał się jed­nak ła­two pod­da­wać. Co noc, pod pre­tek­stem chę­ci zo­ba­cze­nia skar­bów, za­kra­dał się do dziew­czy­ny. Wkrót­ce zy­skał jej za­in­te­re­so­wa­nie, a na­stęp­nie mi­łość. Noce, w któ­re wiedź­ma uda­wa­ła się na sa­bat, ko­chan­ko­wie za­czę­li spę­dzać ra­zem. Je­dy­nym świad­kiem ich spo­tkań był wte­dy dia­bel­ski pies. Jako że cza­row­ni­ca roz­ka­za­ła mu nie zbli­żać się do bra­ci, wi­dząc, co dzie­je się w lo­chach pod jej nie­obec­ność, bar­dzo gło­śno wył. Dźwię­ki te były tak strasz­li­we i gło­śne, że nio­sły się po ca­łej oko­li­cy.

Pew­ne­go razu brat z Bo­bo­lic nie wy­trzy­mał i po­szedł spraw­dzić, cosię dzie­je. Po zej­ściu do pod­zie­mi zo­ba­czył ko­chan­ków w mi­ło­snym uści­sku. Złość w nim wez­bra­ła do tego stop­nia, że do­był mie­cza i za­bił bra­ta. Do­pie­ro w tym mo­men­cie do­szło do nie­go, że po­peł­nił grzech nie­wy­ba­czal­ny. Do­był więc mie­cza po raz dru­gi i za­koń­czył wła­sne ży­cie...

A co z dziew­czy­ną? Po­noć do dziś wiedź­ma pil­nu­je jej w ta­jem­nym tu­ne­lu. Jej du­cha, pod po­sta­cią Bia­łej Damy, moż­na spo­tkać na zam­ku w Bo­bo­li­cach w noce, kie­dy cza­row­ni­ca uda­je się na sa­bat.

Le­gen­da zam­ku w Bol­ko­wie

O duchu błazna z Bolkowa

Pod­czas gdy na in­nych zam­kach mo­że­my spo­tkać wid­ma dam czy bez­gło­wych ry­ce­rzy, na zam­ku w Bol­ko­wie stra­szy bła­zen. Skąd duch bła­zna zna­lazł się na zam­ko­wych mu­rach?

Ksią­żę Bol­ko II (wnuk Bol­ka I) w mło­do­ści bez pa­mię­ci za­ko­chał się w pięk­nej i mło­dej Ku­ne­gun­dzie, cór­ce dziel­ne­go ry­ce­rza Lot­ta­ra. Mi­ło­ści tej nie byli przy­chyl­ni jego ro­dzi­ce – Ber­nard Świd­nic­ki i Ku­ne­gun­da Ło­kiet­ków­na. Mie­li oni dla syna inne pla­ny mał­żeń­skie. Wia­do­mo, li­czy­ła się po­li­ty­ka. Mło­dy Bol­ko miał po­ślu­bić Agniesz­kę, księż­nicz­kę au­striac­ką. Aby uci­szyć uczu­cie syna, para ksią­żę­ca wy­sła­ła Lot­ta­ra w dłu­gą i nie­bez­piecz­ną mi­sję, a jego cór­kę w tym cza­sie za­mknię­to w klasz­to­rze. Wkrót­ce mał­żon­ko­wie ogło­si­li, że Lot­tar i Agniesz­ka nie żyją. Mło­dy ksią­żę w ob­li­czu śmier­ci uko­cha­nej zwią­zał się z pan­ną wska­za­ną przez ro­dzi­cie­li. Ło­kiet­ków­na jed­nak bała się, że in­try­ga wyj­dzie w koń­cu na jaw. W związ­ku z tym ka­za­ła otruć Ku­ne­gun­dę. Jej plan pra­wie się po­wód, jed­nak od­krył go Ja­kub, uczeń zie­la­rza. W po­ro­zu­mie­niu z prze­ory­szą klasz­to­ru ukrył mło­dą dziew­czy­nę u wła­snej mat­ki. Aby cał­kiem za­trzeć śla­dy swo­je­go pod­stę­pu, Ja­kub i prze­ory­sza urzą­dzi­li na­wet po­zor­ny po­grzeb Ku­ne­gun­dy. W świat po­szła in­for­ma­cja, że to uczeń zie­la­rza otruł dziew­czy­nę...

Tym­cza­sem Ja­kub zy­skał po­sa­dę bła­zna na zam­ku w Bol­ko­wie. Dzię­ki temu mógł prze­ka­zy­wać Ku­ne­gun­dzie, codzie­je się u jej uko­cha­ne­go. A dzia­ło się wie­le... Księż­na mat­ka zmar­ła, a żona Bol­ka – Agniesz­ka – po­wi­ła syna. W tym sa­mym cza­sie z wy­pra­wy po­wró­cił Lot­tar. Wte­dy oczy­wi­ście do­tar­ły do nie­go wie­ści o śmier­ci cór­ki. Chciał ze­mścić się na Ja­ku­bie. Od­na­lazł go, kie­dy na łące pod zam­kiem ba­wił się z sy­nem Bol­ka II. Ja­kub nie wie­dział, kim jest czło­wiek, któ­ry się do nie­go zbli­żył. Za­py­ta­ny o dziec­ko, od­parł, że chło­piec jest jego sy­nem. Lot­tar w gnie­wie wy­strze­lił wten­czas z pro­cy i za­bił chłop­ca. „Ży­cie twe­go dziec­ka za ży­cie mego” – rzekł. My­ślał, że w ten spo­sób po­mścił śmierć cór­ki. Do­pie­ro wte­dy Ja­kub roz­po­znał ry­ce­rza i wy­ja­wił mu praw­dę. Wie­dział, że Bol­ko, kie­dy do­wie się, kto za­bił jego syna, każe go stra­cić. Chciał oszczę­dzić Ku­ne­gun­dzie utra­ty ko­lej­nej oso­by, któ­rą ko­cha­ła. Winę za za­bi­cie chłop­ca wziął na sie­bie, po­wie­dział, że dziec­ko nie­chcą­cy ude­rzy­ło się w za­ba­wie.

Bol­ko II jed­nak nie wy­ba­czył swe­mu bła­zno­wi. Ja­kub zo­stał ska­za­ny na śmierć. Wy­rok zo­stał wy­ko­na­ny na ryn­ku w Świd­ni­cy. Ksią­żę za­ka­zał też po­cho­wać chło­pa­ka na cmen­ta­rzu. Jego cia­ło za­ko­pa­no pod bra­mą miej­ską. Od tego cza­su w księ­ży­co­we noce moż­na po­noć spo­tkać wid­mo bła­zna na mu­rach bol­kow­skie­go zam­ku.

Po­noć w hi­sto­rii tej jest spo­ro praw­dy. Jesz­cze w XVIII wie­ku wie­rzo­no w ist­nie­nie rze­ko­me­go syna Bol­ka II, zwa­ne­go Bol­kiem III lub Mi­cha­siem. W Mau­zo­leum Pia­stów Ślą­skich w Krze­szo­wie, w któ­rym po­cho­wa­ny jest Bol­ko II, umiesz­czo­no epi­ta­fium po­świę­co­ne śmier­ci ksią­żę­ce­go syna. O synu Bol­ka II, za­bi­tym przez bła­zna, wspo­mi­na też XVI-wiecz­na kro­ni­ka Jo­achi­ma Cu­reu­sa, a tak­że XVII-wiecz­na, któ­rej au­to­rem był Efra­im Naso. Do dziś hi­sto­ry­cy nie są pew­ni, czy Bol­ko miał po­tom­stwo czy też nie.

Le­gen­da zam­ku w Chę­ci­nach

Legenda o Królowej Bonie

Chę­ciń­ski za­mek to obiekt zwią­za­ny z kró­lo­wą Boną – ko­bie­tą pięk­ną, mą­drą, wy­kształ­co­ną i przed­się­bior­czą, jed­nak skon­flik­to­wa­ną z pol­ską szlach­tą. Opo­wia­da­no o niej róż­ne hi­sto­rie ma­ją­ce na celu zdys­kre­dy­to­wa­nie kró­lo­wej w oczach pod­da­nych... Czy tak było i w tym przy­pad­ku? Czy jed­nak znaj­dzie­my w tej le­gen­dzie ziarn­ko praw­dy?

Daw­no, daw­no temu, jesz­cze w wie­kach śred­nich, za­mek w Chę­ci­nach go­ścił wy­jąt­ko­wą oso­bę. Od­wie­dzi­ła go sama kró­lo­wa Bona. Jed­nak po­dob­no w dro­dze do chę­ciń­skiej wa­row­ni wład­czy­ni mia­ła pew­ne pro­ble­my. Kie­dy jej or­szak do­jeż­dżał już do Chę­cin, spło­szy­ły się ko­nie za­przę­gnię­te do kró­lew­skiej ka­ro­cy. Zwie­rzę­ta w po­pło­chu po­mknę­ły przed sie­bie. Dwo­rza­nie kró­lo­wej nie wie­dzie­li, co ro­bić. Sta­li jak za­mu­ro­wa­ni, prze­ko­na­ni, że za chwi­lę wy­da­rzy się tra­ge­dia. Tyl­ko je­den z nich wy­ka­zał się od­wa­gą. Do­siadł ko­nia, do­go­nił po­wóz kró­lo­wej i uspo­ko­ił jej ko­nie. Jako że wcze­śniej nikt nie wi­dział na­dziei na ra­tu­nek, okrzyk­nię­to go cu­do­twór­cą.

Od­wa­gę swe­go słu­gi do­ce­ni­ła i Bona. W do­wód wdzięcz­no­ści po­sta­no­wi­ła wy­na­gro­dzić go, na­da­jąc mu zie­mię. Jed­nak, jako że nie lu­bi­ła dzie­lić się swym ma­jąt­kiem, uzna­ła, że dwo­rza­nin do­sta­nie tyle zie­mi, ile jej za­orze w cią­gu jed­ne­go dnia, jed­ną ski­bą płu­ga. W ten spo­sób cena za ura­to­wa­nie jej ży­cia mia­ła nie być zbyt wy­so­ka.

Jed­nak, jak to mó­wią, tra­fi­ła kosa na ka­mień. Wy­baw­ca kró­lo­wej oka­zał się być czło­wie­kiem nie tyl­ko dziel­nym, ale i mą­drym. Za­orał zie­mię w kształt koła. Upo­mniał się zaś o to, co było w jego środ­ku. A że koło było cał­kiem duże, to i zie­mia w środ­ku sta­no­wi­ła nie lada ma­ją­tek. A ma­ją­tek ten – za spra­wą hi­sto­rii z ora­niem jed­ną ski­bą – na­zwa­no Ski­by.

Le­gen­dy zam­ku Ksią­żąt Ma­zo­wiec­kich w Cie­cha­no­wie

O dziewczynie zaklętej w żabę

Ponoć na dzie­dziń­cu cie­cha­now­skie­go zam­ku moż­na cza­sem spo­tkać ska­czą­cą żabę. Nie jest to zwy­kła żaba, tyl­ko Ża­bu­sia, cór­ka wrot­ne­go tu­tej­sze­go zam­ku. Dziew­czy­na po­dob­no cze­ka na swo­je­go „księ­cia”, któ­ry ją po­ca­łu­je i ura­tu­je od złe­go uro­ku...

Ża­bu­sia za mło­du była pięk­ną dziew­czy­ną. Wie­lu oko­licz­nych mło­dzień­ców sta­ra­ło się o jej rękę, jed­nak wszyst­kim od­ma­wia­ła. Za nic mia­ła uczu­cia ich oraz wszyst­kich in­nych lu­dzi. Nie­mi­ła była to pan­na i wy­nio­sła. Aż w koń­cu zna­lazł się ten, któ­re­go po­ko­cha­ła. I on od­wza­jem­nił jej uczu­cie. Że­nić się chciał z Ża­bu­sią, jed­nak ona po­sta­wi­ła je­den wa­ru­nek. Odda chłop­cu swą rękę, je­śli on przy­rzek­nie jej, że ni­g­dy nie będą mieć dzie­ci. Dziew­czy­na nie chcia­ła, by uko­cha­ny po­ko­chał ko­goś bar­dziej niż ją, i brak po­tom­stwa miał wła­śnie temu za­po­biec. Chło­pak, cho­ciaż za­ko­cha­ny, nie przy­stał na jej wa­run­ki. Ża­bu­sia czu­ła się upo­ko­rzo­na. Od tam­tej pory sta­ła się jesz­cze gor­sza dla lu­dzi. Pew­ne­go dnia wy­bra­ła się do lasu. Pod­czas spa­ce­ru spo­tka­ła sta­rusz­kę nio­są­cą drew­no. Ani jej nie po­zdro­wi­ła, ani jej nie po­mo­gła, a jesz­cze wy­klę­ła, że dro­gę za­wa­dza. Źle jed­nak tra­fi­ła... Sta­rusz­ka oka­za­ła się le­śną wróż­ką. Obu­rzo­na za­cho­wa­niem dziew­czy­ny prze­mie­ni­ła ją w żabę... I tak do dziś ska­cze so­bie Ża­bu­sia po cie­cha­now­skim zam­ku.

O Białej Damie z Ciechanowa

Był so­bie na cie­cha­now­skim zam­ku kasz­te­lan, któ­ry miał pięk­ną i mło­dą żonę. Mi­ło­wał ją bar­dzo, a jesz­cze bar­dziej był o nią za­zdro­sny. Po­dob­no ob­sy­py­wał kasz­te­la­no­wą klej­no­ta­mi, a ona cią­gle je gu­bi­ła. Bał się sta­ry mąż, że żona pre­zen­ty od nie­go mło­de­mu ko­chan­ko­wi od­da­je. Ku­pił jej więc pięk­ny pier­ścień i ka­zał strzec jak oka w gło­wie. No­si­ła nie­wia­sta pier­ścio­nek dłu­go, po­dej­rze­nia męża wy­da­wa­ły się być bez­pod­staw­ne. Aż pew­ne­go dnia i ten­że klej­not znik­nął. Obu­rzył się kasz­te­lan wiel­ce. O nie­wier­ność żonę oskar­żył. Nie chciał słu­chać żad­nych tłu­ma­czeń. Po­sta­no­wił pod­dać ją pró­bie ce­gły – przez noc ko­bie­ta mia­ła ją prze­wier­cić pal­cem na wy­lot. Je­śli pró­bę prze­szła­by po­zy­tyw­nie, mia­ła być uzna­na za nie­win­ną, je­śli jed­nak nie – cze­ka­ła­by ją śmierć. Jak nie­trud­no się do­my­ślić, kasz­te­la­no­wa nie prze­szła pró­by. Zo­sta­ła stra­co­na pod zam­ko­wą bra­mą. Od tam­tej pory jej duch błą­ka się po zam­ko­wych mu­rach.

A klej­no­ty? Zna­la­zły się, a jak­że... Pod­czas re­mon­tu zna­le­zio­no je w sro­czym gnieź­dzie. Kasz­te­la­no­wa zgi­nę­ła nie­win­nie.

O czerwonych ognikach

Po­noć przy zam­ku w Cie­cha­no­wie po­ja­wia­ją się cza­sem czer­wo­ne ogni­ki – ta­kie małe pło­mycz­ki. Za­pa­la­ją się na­gle i rów­nie szyb­ko ga­sną. Po­dob­no to du­chy szwedz­kich wo­ja­ków zwa­nych Czer­wo­ny­mi Dia­bła­mi, któ­rzy w cza­sie po­to­pu ogra­bi­li za­mek. Po­noć kie­dy wy­nie­śli już wszyst­kie skar­by, po­pi­li tak sro­mot­nie, że aż z nie­uwa­gi wiel­ki po­żar na zam­ku wznie­ci­li. Na taki ob­rót sy­tu­acji cze­ka­li już oko­licz­ni chło­pi. Na­tych­miast za­ba­ry­ka­do­wa­li wszyst­kie wyj­ścia z wa­row­ni. Pi­ja­ni żoł­nie­rze przy­pła­ci­li swe uczyn­ki ży­ciem. Te­raz po­noć Czer­wo­ne Dia­bły po­ku­tu­ją, a ich du­sze za­klę­te są pod po­sta­cią mi­go­czą­cych ogni­ków.

O duchu Czarnego Psa

Po­dob­no kie­dy pod­czas peł­ni księ­ży­ca ja­kiś śmia­łek za­pę­dzi się w oko­li­ce zam­ko­wych mu­rów, może spo­tkać jesz­cze jed­ne­go du­cha, któ­ry na­wie­dza za­mek w Cie­cha­no­wie. Tym ra­zem to duch Czar­ne­go Psa. Stwór ten po­noć uja­da tak nie­sa­mo­wi­cie, że wło­sy same dęba sta­ją. Le­gen­da gło­si, że jest to duch ry­ce­rza Su­li­mi­ra, któ­ry pod taką po­sta­cią po­ku­tu­je za nie­cne uczyn­ki, ja­kich do­pu­ścił się za ży­cia. Zły to był czło­wiek i okrut­ny, dla­te­go po śmier­ci du­sza jego w ten spo­sób po­ku­to­wać musi. Je­dy­nym ra­tun­kiem dla nie­go jest czło­wiek, któ­ry się nad nim uli­tu­je. Je­śli znaj­dzie się ktoś o czy­stym ser­cu, kto po­dej­dzie do Czar­ne­go Psa i po­głasz­cze go, po­dob­no zdej­mie zły czar z Su­li­mi­ra. Ale czy śmia­łek taki kie­dyś się po­ja­wi?

Le­gen­dy zam­ku Ksią­żąt Ma­zo­wiec­kich w Czer­sku

O lochach, smoku i skarbach Konrada Mazowieckiego

Kiedy mó­wi­my o smo­ku i o pol­skim zam­ku, przed ocza­mi sta­je nam zwy­kle Smok Wa­wel­ski. Tak, tak – ten bez wąt­pie­nia jest naj­bar­dziej zna­nym pol­skim smo­kiem. Ale i na Ma­zow­szu, wła­śnie w czer­skim zam­ku, po­dob­no rów­nież je­den żył.

Le­gen­dy mó­wią, że wa­row­nia, jaką ka­zał wznieść ksią­żę Ja­nusz I Star­szy, oprócz moc­nych mu­rów mia­ła jesz­cze so­lid­ne i ogrom­ne lo­chy. Pod­zie­mia te mia­ły być wy­ko­rzy­sty­wa­ne w ra­zie ko­niecz­no­ści uciecz­ki z zam­ku lub ukry­cia skar­bów. Czy ist­nia­ły na­praw­dę? Ni­g­dy ich nie od­kry­to, ale krą­żą o nich róż­ne opo­wie­ści.

Jed­na mówi o śmiał­kach, któ­rzy – wie­dzie­ni chę­cią wzbo­ga­ce­nia się – pró­bo­wa­li od­na­leźć lo­chy oraz choć tro­chę z bo­gactw, ja­kie ukrył tam po­dob­no Kon­rad Ma­zo­wiec­ki. Śmiał­ko­wie owi zni­ka­li bez wie­ści i ni­g­dy już ich nie wi­dzia­no. Miej­sco­wi lu­dzie uwa­ża­ją, że po­wo­dem tych za­gi­nięć jest duch, któ­re­go – we­dług le­gen­dy – na stra­ży ukry­te­go bo­gac­twa miał po­sta­wić ksią­żę Kon­rad.

Jest jed­nak jesz­cze jed­na wer­sja tego po­da­nia. We­dług niej, skar­bów z Czer­ska ma pil­no­wać smok. Tak, tak – naj­praw­dziw­szy smok – Wy­wer­na.

Ale skąd ten po­twór wziął się w Czer­sku? Dwu­no­gi smok zwa­ny Wy­wer­ną zna­ny był już co naj­mniej od 1329 roku. Wła­śnie wte­dy, za spra­wą Troj­de­na I, po­ja­wił się on na pie­czę­ciach i sztan­da­rach Księ­stwa Ma­zo­wiec­kie­go. Wid­niał na nich aż do upad­ku Księ­stwa w roku 1526. Co cie­ka­we, Ma­zow­sze, poza prze­po­jo­ną mi­ta­mi ar­tu­riań­ski­mi An­glią, było wy­jąt­ko­wym pod tym wzglę­dem miej­scem w Eu­ro­pie. Tu smok stał się sym­bo­lem wła­dzy, a nie – jak w ca­łym ów­cze­snym chrze­ści­jań­skim świe­cie – sym­bo­lem zła. Wy­wer­na praw­do­po­dob­nie przy­by­ła na Ma­zow­sze wła­śnie z Wysp Bry­tyj­skich. Zgod­nie z obec­ną wie­dzą taki herb przy­wiózł ze sobą Ma­gnus – syn po­le­głe­go pod­czas bi­twy pod Ha­stings w 1066 roku kró­la An­glii Ha­rol­da. Przy­pusz­czal­nie to wła­śnie jego grób zo­stał od­kry­ty w Czer­sku koło ruin ko­ścio­ła świę­tych Pio­tra i Paw­ła. I wła­śnie dla­te­go nie­któ­rzy uwa­ża­ją, że Wy­wer­na po dziś dzień pil­nu­je czer­skich skar­bów.

Legenda o perłach Królowej Bony

Bona otrzy­ma­ła Czersk w roku 1548 ty­tu­łem od­pra­wy wdo­wiej po śmier­ci Zyg­mun­ta I. Wraz ze swy­mi cór­ka­mi spę­dza­ła tu­taj wie­le cza­su, aż do swe­go wy­jaz­du z Pol­ski w 1556 roku.

Kró­lo­wa dba­ła o czer­ski za­mek. Dzię­ki niej bar­dzo się on roz­wi­nął. Na dzie­dziń­cu wa­row­ni wy­bu­do­wa­ła re­ne­san­so­wy dwo­rek, a w na zam­ko­wym wzgó­rzu za­ło­ży­ła upra­wę win­nej la­to­ro­śli i włosz­czy­zny.

Kie­dy wy­jeż­dża­ła po­śpiesz­nie z Pol­ski, chcia­ła za­brać ze sobą wszyst­kie swe klej­no­ty, ja­kie roz­pro­szo­ne były po jej po­sia­dło­ściach. W tym celu przy­by­ła rów­nież do czer­skie­go zam­ku. Jako że kró­lo­wa skon­flik­to­wa­na była ze swym sy­nem – Zyg­mun­tem II Au­gu­stem i pol­ską szlach­tą, chcia­ła jak naj­szyb­ciej ze­brać wszyst­kie swo­je do­bra. Pra­gnąc przy­spie­szyć pra­cę, sama chwy­ta­ła mniej­sze szka­tuł­ki i zno­si­ła do swe­go po­wo­zu. Nie za­uwa­ży­ła jed­nak, że spod wie­ka jed­nej z nich wy­su­nął się dłu­gi sznur pe­reł. Za­ha­czy­ła nim o wy­stę­pek w mu­rze i per­ły roz­sy­pa­ły się po po­sadz­ce. Kró­lo­wa tak się spie­szy­ła, że nie ze­bra­ła ich, tyl­ko po­szła da­lej.

W sa­mej tej hi­sto­rii nie by­ło­by nic dziw­ne­go. W koń­cu czym­że był dla Bony je­den sznur klej­no­tów. Jed­nak le­gen­da mówi, że wkrót­ce po śmier­ci kró­lo­wej w Bari, w cza­sie peł­ni księ­ży­ca, na mu­rach zam­ku po­ja­wia się bia­ła po­stać zbie­ra­ją­ca roz­sy­pa­ne nie­gdyś per­ły. Nie ma jed­nak szczę­ścia ta Bia­ła Dama, po­nie­waż, gdy tyl­ko za­koń­czy swą pra­cę, za­czy­na ją od nowa. Per­ły zno­wu się roz­sy­pu­ją. Czyn­ność ta, zu­peł­nie jak to­cze­nie ol­brzy­mie­go ka­mie­nia przez mi­to­lo­gicz­ne­go Sy­zy­fa, ni­g­dy nie ma koń­ca i pew­nie przez ko­lej­ne wie­ki bę­dzie moż­na ją tam uj­rzeć.