Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
104 osoby interesują się tą książką
Ona jest jego prawdą. On – jej największym sekretem.
Scarlett zawsze była tą drugą – cichszą, bardziej skrytą, żyjącą w cieniu siostry. Tully to szkolna gwiazda, królowa TikToka i oczko w głowie matki. Łączy je tylko wspólne DNA… i ten sam chłopak. Easton Rush – szkolny idol, sportowiec i chłopak Tully… przynajmniej oficjalnie. Bo nocą wspina się do okna Scarlett.
Gdy uczucie, które miało być chwilowym zauroczeniem, przeradza się w coś głębszego, każde spojrzenie, dotyk i ukradkowe wyznanie stają się niebezpieczne. Bo kochać kogoś zakazanego to gra z losem.
Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 195
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
TYTUŁ ORYGINAŁU:
I Wish I Would've Told You: A Forbidden & Toxic Romance (Forbidden Wishes Book 1)
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz
Redakcja: Katarzyna Sarna
Korekta: Katarzyna Kusojć
Projekt okładki: Wojciech Bryda
Zdjęcia na okładce: © Qualit Design; © Bits and Splits; © Artur Lipiński; © tomertu; © yuri-ab / Stock.Adobe.com
DTP: pagegraph.pl
Copyright © 2023. I WISH I WOULD'VE TOLD YOU by Whitney G.
Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Karolina Kłosowska, 2025
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie I
Białystok 2025
ISBN 978-83-8417-221-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Dla Mish. Tę książkę napisałam dla Ciebie. Dziękuję.
Ja
Przysięgam, że nie chciałam wysłać mu tego listu. Tak, sprawdziłam tekst jakieś pięćdziesiąt siedem razy, poświęciłam osiemnaście dni na wybór koperty, w jakiej miał być wysłany, i opłaciłam koszt wysyłki priorytetowej, ale w rzeczywistości nie miałam najmniejszego zamiaru wrzucać go do skrzynki.
Miało to być proste ćwiczenie oczyszczające, którego celem było wyleczenie się ze starych ran. Jednak po napisaniu listów do wszystkich osób, które w życiu zraniłam, odłożyłam na bok kilka czystych kartek z myślą o liście adresowanym do niego.
Na wszystkie sposoby przedstawiłam mu, jak za nim tęsknię, i zapytałam, czy on też tęskni za mną. Napisałam, że ilekroć leżę wieczorem w łóżku, niezależnie od tego, jaki facet znajduje się obok mnie, nie potrafię powstrzymać się od rozpamiętywania tego, że z nim było mi znacznie lepiej.
O niebo lepiej.
Opierał mnie o trybuny po meczach na szkolnym boisku. Kochał się ze mną na tylnym siedzeniu starego forda mustanga. Konsumował mnie w gabinecie swojego ojca, gdy pani domu gotowała na dole.
Zapełniłam całe akapity opisami scen, o których nie chciałam zapomnieć, i takich, o których lepiej nie wspominać. Na stronie siódmej z powodu łez słowa: „Czułam się taka osamotniona” rozmazały się i wyglądały tak, jakbym napisała: „Czułam się taka podniecona”.
Na stronie ósmej znalazł się zrobiony pod wpływem alkoholu rysunek z czasów, gdy podczas pewnych wakacji dzieliły nas tysiące kilometrów, więc mój adresat najprawdopodobniej zinterpretuje go w odpowiedni sposób.
Jednak żadna z tych rzeczy mnie nie dotyczy.
Problem opisałam na jedenastej stronie.
W przedostatnim akapicie, w szesnastej linijce od góry, znajduje się zdanie, które obnaża wszystkie kłamstwa, jakie kiedykolwiek powiedziałam. Ta jedna rzecz zniszczy „nas”, gdy tylko on odczyta mój list.
Dostałam pocztowe potwierdzenie doręczenia przesyłki kilka minut temu. Stoję teraz na naszym dawnym miejscu spotkań z benzyną i zapałkami.
Już prawie czas.
Jestem gotowa podpalić nasz świat, zanim zajmie się ogniem, będącym konsekwencją moich słów…
Część 1
Początek kłamstw…
Wtedy
Pytanie:
Bliska ci osoba jest z facetem, z którym ty bardzo chcesz być, ale ta osoba nie chce zrezygnować z tego związku. Mimo wszystko zamierzasz zachować się właściwie. Co robisz?
A) Odpuszczam i szukam sobie kogoś innego.
B) Walczę z przekonaniem, że ten facet należy do ciebie.
C) Wyjaśniam, że ten facet to moja bratnia dusza, i mam nadzieję, że przyjaciółka zrozumie sytuację i z niego zrezygnuje.
Odpowiedź:
Żadne z powyższych. Porządna dziewczyna nigdy nie znajdzie się w tego rodzaju sytuacji.
JA
Droga Carly!
To ja ukradłam Ci torebkę Prady na wycieczce w trzeciej klasie, ale niczego z niej nie zabrałam, wrzuciłam ją tylko do rzeki, bo miałam już dość tego, że nazywałaś mnie „dziwką, która wygląda jak Wednesday Addams”.
Przepraszam.
No, niezupełnie.
Żałuję, że Ci o tym nie powiedziałam.
Scarlett
Oddech faceta, z którym się umówiłam, czuć chipsami Doritos, ale nie smakiem cool ranch, tylko starym nacho cheese, który powinien zostać wycofany z produkcji kilkadziesiąt lat temu. Pada, więc siedzimy w jego aucie, a ja się zastanawiam, dlaczego zdecydował się włożyć dziś koszulkę z napisem „Kumple ponad baby”. I dlaczego patrzy na mnie tak pożądliwie, skoro jedyną rzeczą, która nas łączy, jest kolor oczu.
– Jak na licealistkę jesteś naprawdę dojrzała – mówi, przeczesując moje włosy palcami. – Nie spodziewałem się, że będziesz coś wiedzieć na temat muzyki klasycznej.
Uśmiecham się.
– Gram na skrzypcach i klarnecie, odkąd skończyłam cztery lata.
– To robi wrażenie! – Przyciąga moją głowę nieco bliżej. – Czyli masz świetnie wytrenowane palce?
– Hm… Chyba tak.
– Ja nigdy nie nauczyłem się grać na żadnym instrumencie, ale założę się, że będziesz pod wrażeniem moich umiejętności, jeśli chodzi o grę na twoim ciele.
Dlaczego rozciągnął sylaby, wymawiając słowo „ciało”?
– Mam nadzieję, że dobrze się dziś ze mną bawiłaś. Z przyjemnością poznam cię nieco bliżej.
– Ja też – potakuję, choć począwszy od dziś, nie mam zamiaru odbierać jego telefonów.
Naprawdę czas raz na zawsze skończyć z mitem, że faceci z college’u to myśliciele i prawdziwi intelektualiści. Ten był piąty z kolei i chociaż nie próbował wsunąć mi języka do gardła ani zrobić na mnie wrażenia, grając bez końca w piwnego ping-ponga, to jednak jego umiejętności konwersacyjne były tak samo ubogie jak innych.
Zajmował się mówieniem wyłącznie o sobie.
– Naprawdę muszę już wracać do domu. – Opieram się o siedzenie. – Rano mam szkołę.
– Jesteś pewna, że nie chcesz, żeby cię odprowadzić pod drzwi? – Odpina pas. – Strasznie leje i możesz się poślizgnąć.
– Jestem pewna. Muszę wejść tylnym wejściem, żeby nie obudzić rodziców. Mam wyznaczoną godzinę powrotu.
– Za to właśnie cenię sobie mieszkanie w akademiku. – Wyciska suchy pocałunek na moim czole. – Nie ma rodziców i nikt się nie przejmuje, o której wracasz.
– Brzmi super.
– Bo tak jest. – Porusza palcami. – Zadzwonię do ciebie w piątek i pokażę ci, co potrafią moje zręczne palce.
– Okej. – Ślubuję sobie, że zablokuję jego numer natychmiast po wejściu do domu. – Będę czekać.
Wychodzę na deszcz i macham, a potem ruszam podjazdem sąsiada. Czekam, aż światła jego auta znikną za rogiem, a potem przeskakuję przez płot i kieruję się na moje prawdziwe własne podwórko.
W oddali słychać grzmot, więc dobiegam do domku na drzewie i rozpinam torbę podróżną, którą zostawiłam tam kilka godzin temu.
W panice wkładam na kabaretki spodnie dresowe, a na top bez pleców bluzę z kapturem.
Mam około kwadransa, bo potem rodzice zorientują się, że pod kołdrą zamiast mnie leżą bluzy i swetry uformowane w kształt ludzkiego ciała.
Światło w kuchni niespodziewanie się zapala, więc czym prędzej chowam się za pniem drzewa.
Po kilku sekundach widzę sylwetkę ojca, który zmierza w stronę lodówki. Idzie jak zombie, wyjmuje piwo i siada przy blacie kuchennym. Otwiera laptopa i stuka w klawiaturę, co świadczy o tym, że zamierza spędzić w kuchni jakiś czas.
Cholera!
Nie ma możliwości, żeby udało mi się wślizgnąć tylnym wejściem i pozostać niezauważoną, a nie mogę ryzykować, że ktoś przyłapie mnie na tym, że znowu wymknęłam się z domu bez pozwolenia.
W tym roku szlaban na wyjścia miałam wystarczająco dużo razy.
Szybko zastanawiam się, co zrobić, chwytam kamień i cis-kam go w stronę okna salonu.
Nie trafiam. Ciskam kolejny kamień. A potem jeszcze jeden.
Dopiero za piątym razem trafiam w szybę, a kamień odbija się rykoszetem o rynnę.
Ojciec momentalnie podnosi się z miejsca i rozgląda wokół.
No dalej, ruszaj…
Stoi nieruchomo, więc podnoszę największy kamień, jaki widzę, i rzucam. Tym razem szkło pęka. Ojciec chwyta kij bejsbolowy i biegnie w kierunku źródła dźwięku.
Nareszcie!
Biegnę do domu najszybciej, jak umiem, a z każdym krokiem jestem coraz bardziej przemoczona. Nagle mój sandał rozrywa się, gdy zaczepiam o jakieś narzędzie ogrodnicze, i upadam twarzą na trawnik. Skowyczę z bólu, próbując uwolnić but spod ostrza, ale utknął na dobre, więc muszę zdjąć sandały i biec dalej boso. Gdy dobiegam do stalowej konstrukcji pod bluszcz, ustawionej przy ścianie domu, łapię się jej kurczowo, jakby od tego zależało moje życie. Wspinam się, docieram na drugie piętro i popycham szybę w oknie. Balansując bosą stopą dla równowagi, prześlizguję się przez parapet i spadam na podłogę.
– Udało się – wydaję z siebie westchnienie ulgi. – Cholera, udało się.
Zapala się światło.
– Scarlett, mogłabym przysiąc, że miałaś być najpóźniej o dwudziestej drugiej. – Z łóżka patrzy na mnie mama. – Czy nie takie były ustalenia, gdy ostatni raz miałaś szlaban?
Zerkam na zegar i kusi mnie, by jej powiedzieć, że jest za dwie dziesiąta, ale gryzę się w język.
– Przypominam sobie także, że miałaś pytać o pozwolenie, ilekroć chcesz wyjść z domu. – Krzyżuje ramiona na piersi. – Masz dopiero siedemnaście lat. Ale ponieważ, jak widać, nie można ci zaufać, żadnych planów na najbliższe trzy weekendy. Jedziesz ze mną i siostrą kupić sukienki na bal do Nashville.
– Nie możesz zamiast tego utopić mnie w basenie? – Przewracam się na plecy. – Mniej bym cierpiała.
– Bardzo śmieszne, Scarlett.
Wydaję z siebie jęk i wstaję. Już sama myśl o tym, że przez ponad godzinę będę musiała włóczyć się za mamą i siostrą po sklepach, jest karą samą w sobie.
Mama rzuca mi suchy ręcznik i wstaje z mojego łóżka.
– Gdzie w ogóle byłaś?
– Na randce – przyznaję się.
– Naprawdę? – Uśmiecha się. – Kim on jest? A może to ona?
– To typ z college’u, mamo.
– No pewnie, kochanie – parska. – Czyli spotkałaś się z tym swoim dziwnym przyjacielem Kaizenem?
– On ma na imię Kevin.
– Przecież właśnie tak powiedziałam. – Mama się uśmiecha. – Bardzo go lubię i podoba mi się to, że on też mnie uwielbia.
Raczej nie cierpi.
– Tak, byłam z Kevinem – odpowiadam, zaskoczona tym, że moja matka nadal nie wie o mnie nic. Mogłabym dosłownie opowiedzieć jej wszystko, co robiłam w ciągu ostatnich kilku miesięcy, a ona i tak by nie uwierzyła w ani jedno moje słowo.
W jej oczach nadal jestem nieśmiałą i niezręczną dziewczynką, która woli zamykać się w pokoju i ćwiczyć grę na instrumentach, zamiast poznawać nowych ludzi.
– Jakiś czas temu przejrzałam twoją szafę i zastanawiam się, czy szykujesz się na serię pogrzebów, o których nic nie wiem.
– Nie, mamo – mówię. – Po prostu lubię nosić czarne i szare ciuchy.
– Nic dziwnego, że żaden chłopak ze szkoły jeszcze się z tobą nie umówił – stwierdza. – Pewnie myślą, że jesteś królową śmierci czy coś w tym stylu… Z drugiej strony przynajmniej nie nosisz tapety na twarzy.
– Dzięki, mamo.
Proszę, idź już sobie i nie praw mi kazań o pięknie…
– Jesteś taką piękną dziewczyną, Scarlett – mówi, podchodząc bliżej. – Masz rozum, zdolności, ale martwię się, że się zestarzejesz, zwiędniesz i będziesz czytać romanse przed snem, zamiast doświadczać życia.
– Ludzie nie dlatego czytają romanse.
– Ależ skąd! – Mama kładzie mi ręce na ramionach. – W prawdziwym życiu kobiety nie mogą sobie znaleźć mężczyzny, więc ratują się randkami na papierze. Nie chcę, żebyś tak żyła. Chciałabym, żebyś znalazła świetnego faceta, który będzie cię dobrze traktował, zabezpieczy cię od strony finansowej i do tego będzie cię podniecał, tak byś nie musiała uciekać się do lektury książek.
– Nie chcę z tobą rozmawiać o seksie… Nigdy!
– Wiem, że byłabyś w stanie złapać każdego faceta, o jakim byś zamarzyła, gdybyś tylko była bardziej jak…
– Twoja siostra – kończę za nią. – Wiem.
Mama potakuje ze współczującym spojrzeniem.
– To, co powiedziałam o najbliższych trzech tygodniach, to nie żart. Dobranoc, Scarlett.
– Dobranoc. – Patrzę, jak wychodzi na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Przysuwam się bliżej, sądząc, że może akurat zmieniła swoje niepokojące obyczaje, ale wymowny dźwięk klikania po próbkach utworów muzycznych nie pozostawia złudzeń. A potem mama zaczyna mówić wysokim tonem:
– Właśnie przyłapałam jedną z naszych córek, jak wraca po wyznaczonej porze, więc usiadłyśmy i odbyłyśmy szczerą rozmowę. Istotne było to, że rozmawiałyśmy razem na temat jej zachowania, i chociaż musiałam ją ukarać, to jednak wzbudziłam w niej znacznie więcej szacunku jako matka, ponieważ to przewinienie nie uszło jej na sucho. A jeśli już mówimy o uchodzeniu na sucho w kontekście bycia rodzicem nastolatków…
Zakładam słuchawki na uszy i się przebieram.
Jako była vlogerka moja matka nadal ma w zwyczaju tworzyć ze wszystkiego content, niezależnie od tego, czy to jest ciekawe, czy nudne. Jej życie dalej kręci się wokół tego, co umożliwi jej zebranie jak największej liczby komentarzy i lajków. I choć świat zna ją jako Sweet Southern Caroline, kobietę, która uwielbia piec i ma podejście do życia godne Mary Poppins, to w rzeczywistości przeklina jak stary marynarz i bardziej przypomina „luzacką mamę”. (Tak naprawdę tylko raz upiekła jakieś ciastka z proszku).
Dzięki pieniądzom zarobionym na dawnym kanale na YouTubie zatytułowanym Caroline and the Twins mogliśmy zmienić nazwisko, wyprowadzić się z parkingu dla przyczep w stanie Ohio i przenieść na południe Stanów Zjednoczonych. Mieszkamy teraz w eleganckiej dzielnicy podmiejskiej, gdzie każdy posiada minimum półtora hektara ziemi, a dzieci uczęszczają do szkoły z pierwszej piątki najlepszych szkół w kraju.
Miała to być nagroda, ale ostatnie kilka lat bardziej przypomina karę.
Kiedy w końcu otwieram drzwi, mamy już dawno nie ma, więc schodzę na dół do kuchni. Mam nadzieję, że przekonam tatę, aby cofnął tę niecodzienną karę w postaci zakupów, ale jego już dawno nie ma przy barku.
Nalewam sobie szklankę mleka i wypijam duszkiem. Gdy otwieram opakowanie oreo, słyszę wysoki śmiech dochodzący z dworu.
Ech, Tully...
Mimo że urodziłyśmy się w odstępie zaledwie sześciu minut, moja siostra i ja nie mogłybyśmy bardziej się od siebie różnić. Co roku wnikliwie studiuję nasze akty urodzenia i dzwonię w dzień naszych urodzin do szpitala, by je zweryfikować.
Tolerujemy się niczym obcy, którzy muszą wybrać się razem w transatlantycki rejs: jesteśmy wobec siebie serdeczne, gdy się spotykamy, odbywamy niezobowiązujące pogawędki od czasu do czasu, ale nic poza tym.
Tully spełniła swoje marzenie, aby stać się topową influencerką, ma dziesięć milionów obserwujących, którzy kupują tę polukrowaną wersję jej życia, oraz wielu sponsorów, którzy opłacili jej naukę w college’u, oraz – co ważniejsze – matkę, która dokładnie wie, jak pomóc jej zbudować swoją markę.
Spoglądam przez rolety i widzę, że nie jest sama. Obok niej siedzi jej chłopak, Easton Rush.
Wciągam powietrze na widok Eastona w białej koszulce, która opina jego mięśnie, i jego doskonale białych zębów, widocznych, gdy się uśmiecha. Moje serce trzepocze.
Jest gwiazdą w drużynie futbolowej, najbardziej seksownym mężczyzną, jaki kiedykolwiek mieszkał w tym miasteczku. Potężne mięśnie, oczy o barwie oceanicznej toni i perfekcyjne rysy twarzy – nawet dorosłe kobiety potrafią się za nim obejrzeć na ulicy.
Opierając się o jego ramię, Tully podnosi telefon do ucha.
– Właśnie wróciliśmy z Gayle’s Diner i kupiłam mnóstwo rzeczy, których ten tu będzie dziś próbował – mówi. – Skoro wszyscy zachwalają smak wafelków i domowych kremów, nie mogę się doczekać, żeby poznać jego zdanie. – Przeczesuje chłopakowi kruczoczarne włosy ręką, a potem wyłącza transmisję wideo. Spogląda na niego. – Najpierw chcesz czekoladowe czy waniliowe?
– Czekoladowe.
– Czyli waniliowe.
Easton śmieje się i podnosi malutką srebrną puszkę, a Tully kładzie mu kulkę kremu wprost na języku.
Patrzę, a ona nagrywa degustację poszczególnych smaków. Każda smakowana przez niego porcja niemal doprowadza moją krew do wrzenia.
Ilekroć widzę, jak moja siostra przeczesuje mu włosy palcami, nie mogę przestać myśleć o tym, że sama zrobiłabym to lepiej.
Za każdym razem, gdy on zaczyna się śmiać, słyszę, że to wymuszony, sztuczny śmiech, a nie naturalny gardłowy, którym wybucha przy mnie.
W tych rzadkich momentach, gdy sięga palcami na wysokość brody Tully, żeby poprawić kąt ustawienia kamery, myślę o tych miejscach na moim ciele, w które owe palce zawędrowały, sprawiając, że traciłam świadomość.
Wprost nienawidzę tego uczucia i wiem, że powinnam przestać się wgapiać i odejść, ale nie mogę.
Nie cierpię spotykać się z innymi facetami i szukać kogoś, kto choć w jednej dziesiątej sprawi, że poczuję to, co czuję przy Eastonie.
Cofam się i wracam do pokoju, zamykam okno, zaciągam żaluzje i zasłony. Potem zwijam się w kulkę na łóżku, wkładam do uszu słuchawki i ignoruję wilgoć, jaka pojawia się na poduszce.
Nie wiem, jak długo tak leżę, ale po jakimś czasie słyszę znajome pukanie w parapet.
Stuk! Stuk! Stuk!
To on, ale ja ani drgnę.
Stuk! Stuk! Stuk!
Leżę nieruchomo.
Czuję, jak tuż obok głowy wibruje mój telefon, a potem znowu zza okna dobiega pukanie. Nie jestem w stanie dzisiaj spojrzeć mu w oczy.
Zwyczajnie nie. Oprócz pogodzenia się z tym, że kolesie z college’u to strata czasu, muszę też pogodzić się z tym, że żaden z nich nie będzie w stanie wydrzeć mojego serca temu, któremu oddałam je ponad rok temu.
JA
Droga Heather!
Widziałam, jak pewnego razu goliłaś sobie głowę w szatni przed lekcjami, ale dopóki nie zobaczyłam, jak robisz to po raz kolejny, nie zorientowałam się, o co chodzi. Odkryłam też, że „klinika w Memphis”, o której stale opowiadasz (ilekroć tygodniami opuszczasz lekcje) nie istnieje. Nie musiałaś udawać, że masz raka, żeby zdobyć przyjaciół – wszyscy i tak Cię lubili.
Żałuję, że Ci o tym nie powiedziałam.
Scarlett
Proszę, powiedz mi, że zdarzają się poranki, kiedy człowiek budzi się i mówi: „Nie ma takiej opcji, żebym była spokrewniona z moją identyczną siostrą bliźniaczką”. – Mój najlepszy przyjaciel Kevin siada obok mnie w stołówce szkolnej.
– Mówię tak co rano. Czemu pytasz?
– Bo najwyraźniej dziś odpala swoją kampanię związaną ze świętem absolwentów, znacznie gorszą niż to niż to, co zrobiła w zeszłym roku.
– Nie ma nic gorszego niż to, co było w zeszłym roku. – Potrząsam głową na samą myśl o tym. – Nic.
– Chcesz się założyć o paczkę kwaśnych żelków?
Trzymam opakowanie moich ulubionych słodyczy w ręce, zastanawiając się, czy nasz zakład jest tego wart.
W zeszłym roku moja siostra zgłosiła się do każdej cheerleaderki, każdego koszykarza i piłkarza, aby ci pomogli jej zapełnić korytarze naszej szkoły różowo-białymi balonami z napisem „Tully Crane królową”.
Jej post na ten temat stał się wiralem zaledwie w ciągu godziny.
Koronę zdobyła jednogłośnie.
– Tym razem stawia na motyw Kopciuszka. – Kevin porywa słodycze. – A do tego przekupuje ludzi, żeby na nią głosowali.
– Uważa, że jest zbyt dobra, by prosić o głosy – stwierdzam. – Nie gadaj!
– O wilku mowa. – Uśmiecha się. – Przekonaj się sama.
Zerkam mu przez ramię. Tully wchodzi do stołówki, wystrojona w różową suknię balową, która się skrzy i odsłania górną część jej biustu w rozmiarze C. U jej boku kroczą dwie przyjaciółki, przebrane za wróżki wymachują różdżkami z brokatem.
Moja siostra zawsze była mistrzynią skupiania na sobie uwagi i tak jest nadal. Wszyscy gapią się na nią jak na jakąś celebrytkę, a jej to najwyraźniej odpowiada.
– Będziesz na nią głosował? – pytam.
– Nie, głosuję na Chelsea Hilton.
– Dziewczynę, której zawdzięczasz swój coming out w gimnazjum?
– To była przysługa. – Wzrusza ramionami. – A ty?
– Nigdy nie głosuję. Tak czy siak… ona i tak wygra.
– Och, ja też nie głosuję. Ale muszę zrobić to, co do mnie należy, żeby tym razem nie wygrała jednogłośnie.
Śmieję się, a Tully zbliża się do naszego stolika.
– Sir Kevin, lady Scarlett, witajcie! – Wyjmuje z torebki garść brokatu, którym nas obsypuje. – Oficjalnie rozpoczął się sezon święta absolwentów!
Jej przyjaciółki przebrane za wróżki wyjmują dwa intensywnie różowe lizaki z jej podobizną, ale ani ja, ani Kevin nie sięgamy po nie.
– Niech twój ostatni rok w szkole będzie jak najlepszy, głosuj na Tully! – Uśmiecha się, po czym rymuje: – Z całej kandydatek puli głosuj wyłącznie na Tully.
Gapimy się na nią.
– Uch.Po prostu na mnie zagłosujcie, okej? – Zniża głos. – Czemu jeszcze mi nie odpisałaś na SMS-a?
– Telefon jest w szafce – odpowiadam. – Nie wiedziałam, że napisałaś.
– No tak. Pospiesz się i daj znać, to ważne.
– Nie możesz teraz powiedzieć mi, o co chodzi?
– To sprawa osobista, Scarlett. – Chwyta moją rękę w swoje dłonie i patrzy mi w oczy. – To sprawa życia lub śmierci. Potrzebuję twojej pomocy jak nigdy wcześniej.
Czuję, jaki skacze jej puls, i przez ułamek sekundy mam wrażenie, że znowu mamy po siedem lat, gramy do jednej bramki i bez wahania zrobimy wszystko, o co tylko jedna poprosi drugą.
Dawno temu, gdy jeszcze byłyśmy przyjaciółkami…
Tully puszcza moją dłoń i odchrząkuje.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Część 2
Spirala kłamstw
Dostępna w wersji pełnej
Część 3
Prawda jest przereklamowana
Dostępna w wersji pełnej
Część 4
Czasami kłamcy wygrywają
Dostępna w wersji pełnej
Część 5
Odległość niczego nie rozwiązuje
Dostępna w wersji pełnej
Część 6
Niektóre kłamstwa są lepsze niż prawda
Dostępna w wersji pełnej
Dostępny w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Część 1. Początek kłamstw…
Część 2. Spirala kłamstw
Część 3. Prawda jest przereklamowana
Część 4. Czasami kłamcy wygrywają
Część 5. Odległość niczego nie rozwiązuje
Część 6. Niektóre kłamstwa są lepsze niż prawda
Epilog
Okładka
Strona tytułowa
Spis treści
Dedykacja
Meritum publikacji
Prawa autorskie