Zabawa w miłość - Yvonne Lindsay - ebook

Zabawa w miłość ebook

Lindsay Yvonne

3,9

Opis

William jest gotów zrobić wszystko, by odzyskać majątek w Australii, nawet upozorować związek i udawać miłość. Maggie idealnie nadaje się do realizacji tego planu: samotna, seksowna, zdana na jego łaskę i niełaskę. Wystarczy po prostu rozegrać to profesjonalnie...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 157

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (35 ocen)
15
7
8
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Yvonne Lindsay

Zabawa w miłość

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wyglądał tak rewelacyjnie jak wtedy, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Te jego usta…

Margaret Cole weszła do gabinetu i nie mogła oderwać wzroku od warg nowego szefa, Williama Tannera, który przedstawił się jako dyrektor finansowy Cameron Enterprises – firmy, która wykupiła Worth Industries.

Podobno pochodził z Nowej Zelandii. Przez moment zastanowiła się, czy to właśnie pochodzeniu z kraju blisko związanego z Wielką Brytanią Tanner zawdzięcza szczególny sposób artykulacji. No tak, i znów zapatrzyła się na jego wargi. Swoją drogą nic w tym dziwnego. Ledwie sześć tygodni temu całował ją tak, że w głowie jej się zakręciło.

Wciąż czuła smak tego namiętnego pocałunku. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś równie porywającego. Wtedy pragnęła więcej, zresztą podobnie jak teraz, ale William Tanner nie należał do mężczyzn będących w jej zasięgu. Pewnie na jednorazowe strzyżenie wydawał więcej niż ona na fryzjera przez cały rok. Nie, nie sprawiał wrażenia zadufanego w sobie czy próżnego. Nosił się ze swobodną elegancją, ale pewnie nie myślał o tym, ile to kosztuje, bo nie miał takiej potrzeby. Nie martwił się ceną szytego na miarę garnituru. Rozpięta marynarka pozwalała zobaczyć płaski brzuch i szczupłe biodra. Nawet na wygodnych pięciocentymetrowych obcasach Maggie była od niego niższa o kilkanaście centymetrów.

Kiedy poprosił, by usiadła, kiwnęła głową i mruknęła coś pod nosem. Musi wziąć się w garść. A jednak nie mogła. Była zdenerwowana. Czy Tanner ją rozpoznał? Ona poznała go od razu, choć tamtej nocy nie miała pojęcia, z kim ma do czynienia.

W chwili, gdy Tanner pojawił się na walentynkowym balu zorganizowanym przez jej firmę, gdy stał w drzwiach, a potem wszedł do sali, Maggie przeszedł dreszcz. Miał na sobie obcisły kostium z ciemną peleryną. Od razu przyciągnął jej wzrok. Przebrany za Zorro idealnie pasował do Maggie, która miała suknię w stylu hiszpańskiej señority. Dość szybko ją wypatrzył i porwał na parkiet. Przetańczyli razem prawie do północy. Pocałował ją, gdy zaczęło się odliczanie do zdjęcia masek i odkrycia twarzy. Wtedy ktoś go zawołał. William Tanner oderwał od niej wargi, a ona dowiedziała się, kim on jest.

Tamtej nocy zachowywała się, jakby nie była sobą. Za nic by nie uwierzyła, że ktoś obcy w tak krótkim czasie wzbudzi w niej tak silne uczucia. Na samo wspomnienie robiło jej się gorąco. Raptem zdała sobie sprawę, że William Tanner coś do niej mówi i oczekuje odpowiedzi.

Nerwowo odchrząknęła i wlepiła wzrok w punkt za jego głową.

– Przepraszam, mógłby pan powtórzyć?

Uśmiechnął się nieznacznie, unosząc kąciki warg. To kompletne szaleństwo. Jak ona zdoła z nim pracować, skoro w jego obecności traci rozum? Jeżeli nie weźmie się w garść, straci pracę, zanim się obejrzy. William Tanner miał opinię człowieka, który nie patyczkuje się z amatorami. Była pewna, że to jedna z cech, dzięki którym zrobił karierę w wieku trzydziestu jeden lat. Ludzie wymagający i skupieni nie budzili w niej lęku. Podziwiała ich, choć jego akurat podziwiała za bardzo.

– Denerwuje się pani?

– Nie, choć nieco mnie zaskoczyła ta propozycja, co oczywiście nie znaczy, że się skarżę.

– Mówiłem właśnie o tym, jak długo pracuje pani dla Worth Industries. Ma pani zdaje się dwadzieścia osiem lat, tak? I pracuje pani tu od ośmiu lat?

Jego niski głos też ją rozpraszał. No i ten akcent, trochę z Upper East Side, a trochę nowozelandzki. To połączenie i melodia jego głosu działały hipnotyzująco.

– Tak. Cała moja rodzina tu pracowała, a w zasadzie pracuje.

– No tak, pani brat Jason. Tak?

Skinęła głową.

– Rodzice też tu pracowali, kiedy żyli. W produkcji.

– Godna szacunku lojalność.

Maggie wzruszyła ramionami.

– Nie do końca. Zwłaszcza kiedy weźmie pan pod uwagę, że Worth Industries, to znaczy Cameron Enterprises, jest jednym z ważniejszych pracodawców w Vista del Mar.

Awans na asystentkę Williama Tannera, choćby tymczasowy – gdyż został czasowo przeniesiony do Vista del Mar, by zbadać kondycję finansową firmy – był dla Maggie niespodzianką, a podwyżka pensji bardzo ją ucieszyła. Maggie i jej brat nie mogli się doczekać, kiedy spłacą czesne za college Jasona. Choć Jason od dwóch lat pracował w Worth Industries i dokładał się do domowego budżetu, w tym opłat za mały dom, w którym mieszkali od dzieciństwa, czesne stanowiło prawdziwe brzemię. Może teraz, gdy Maggie zacznie pracę na nowym stanowisku, stać ich będzie na drobne luksusy, na ich miarę, rzecz jasna.

– Nigdy nie miała pani ochoty zmienić branży? Poznać czegoś nowego, rozwijać się? – spytał.

Rozwijać się? Obawiała się, że gdyby wyznała mu prawdę, śmiałby się z niej. Od dziecka miała na ścianie sypialni mapę, na której czerwonymi pinezkami zaznaczała miasta i państwa, które chciała zwiedzić. Na razie zadowalała się przewodnikami, książkami podróżniczymi i filmami. Któregoś dnia spełni te marzenia.

William Tanner znów czekał na odpowiedź. Ależ zrobiła wrażenie na nowym szefie!

– W tej chwili podróżowanie nie jest moim priorytetem – odparła i wyprostowała się na krześle.

Posłał jej jeden z tych uśmiechów, które ją wytrącały z równowagi. Pojechałaby z nim na kraj świata, pomyślała i uśmiechnęła się mimo woli.

– Pani stanowisko może wymagać towarzyszenia mi podczas wyjazdów. Czy to dla pani problem?

– Nie, skądże. Nie mam nikogo na utrzymaniu.

Choć w zasadzie była to prawda, trudno jest zerwać ze starymi zwyczajami. Maggie i Jason mieszkali razem w rodzinnym domu. Maggie wciąż czuła się odpowiedzialna za młodszego brata. Po śmierci rodziców przeżył trudny okres. Maggie wiedziała, że czasami złości go jej zainteresowanie jego przyjaciółmi i tym, gdzie i jak spędza czas, ale weszło jej to w krew.

– Cieszę się. – Schował ręce do kieszeni spodni i podszedł do jednego z wysokich okien z widokiem na budynki Cameron Enterprises. – Wspomniała pani, że zaskoczyła panią propozycja objęcia nowego stanowiska. Dlaczego?

Maggie kilka razy zamrugała powiekami. Oczywiście, że ją to zaskoczyło. Przez osiem lat czuła się niewidzialna dla przełożonych, zwłaszcza gdy starała się o awans.

– Cóż… – Przygryzła wargę, dobierając słowa. – Jak pan zauważył, pracuję tu jakiś czas. Dotąd nikt chyba nie postrzegał mnie jako osoby zdolnej do wykonywania takich zadań. Co nie znaczy, że się z tym zgadzam. Pracowałam w kilku działach i uważam, że mam odpowiednie doświadczenie, które może być cenne dla moich przełożonych.

William Tanner się zaśmiał.

– Nie musi mnie pani przekonywać, Margaret. Dostała pani tę pracę.

Maggie poczuła, że rumieniec oblewa jej dekolt i policzki. Siłą woli zachowała spokój i skupiła się na tym, że William Tanner zwrócił się do niej pełnym imieniem. Od dziecka wołano na nią Maggie, a jej to nie przeszkadzało. W ustach szefa Margaret nabrało wyjątkowego znaczenia. Jako asystentka dyrektora finansowego Cameron Enterprises będzie występować jako Margaret. Powtórzyła w myśli swoje pełne imię, sylaba po sylabie, i na jej wargi wypłynął lekki uśmiech.

– Dziękuję, wiem. Chciałabym tylko zapewnić, że nie pożałuje pan tego wyboru.

– Och nie, oczywiście – odparł.

Will spojrzał na kobietę, którą zaprosił do swojego tymczasowego gabinetu. Wydawało się prawie nieprawdopodobne, że za okularami w ciemnych oprawkach i źle dopasowanym kostiumem kryje się syrena nawiedzająca jego sny od czasu balu maskowego. A jednak to ona. Długie czarne włosy ściągnęła do tyłu tak mocno, że na sam widok rozbolała go głowa. Delikatna linia brody i prosty nieduży nos bez wątpienia należały do hiszpańskiej señority.

Był dziwnie podniecony. Dość długo czekał na powtórzenie tamtego pocałunku. Nie tak łatwo było ją odnaleźć, ale on był znany z wytrwałości. Dzięki temu osiągał sukces tam, gdzie inni ponosili porażkę. Z uroczą panną Cole też sobie poradzi.

Tamtej nocy uciekła od niego, ale wcześniej rozpaliła go jak żadna inna kobieta. William nie był mężczyzną, którego się odtrąca, zwłaszcza gdy jego reakcja na nią była lustrzanym odbiciem jej reakcji na niego.

Teraz oto siedzi w jego gabinecie. Nie do wiary, że to ta sama osoba. Wierciła się na krześle, co mu uświadomiło, że powinien przerwać krępującą ciszę.

– Proszę mi opowiedzieć o swojej pracy w firmie. Widziałem w dokumentach, że zanim przeniosła się pani do biura, spędziła pani jakiś czas w produkcji.

– Tak – odparła, ściągając wargi i sprawiając wrażenie, że ostrożnie dobiera słowa. – Ale trudno mi było połączyć pracę na zmiany z opieką nad bratem. Poprosiłam o przeniesienie do administracji i uczyłam się wszystkiego od zera.

– Opieką nad bratem?

Jej ciemnobrązowe oczy przesłoniła jakaś chmura. Odpowiedziała mu po chwili.

– Nasi rodzice zmarli, kiedy miałam osiemnaście lat. Przez pierwsze dwa lata żyliśmy ze skromnej polisy, którą zostawił ojciec. Oczywiście, to nie mogło zabezpieczyć nas na zawsze. Jason był jeszcze w szkole, więc poszukałam pracy. Worth Industries było wówczas jedyną firmą, która chciała mnie zatrudnić.

William już to wiedział, ale ucieszył się, że źródło jego informacji okazało się wiarygodne.

– Nie było pani łatwo.

– Tak, nie było łatwo.

Odpowiadała ogólnikowo, nie wchodząc w szczegóły. Nie odkrywała kart, a miałaby co odkrywać. Nawet źle skrojony kostium nie zdołał zasłonić kobiecych krągłości. Jak na kogoś, kto chciał ukryć swoje wdzięki, wyglądała zachwycająco. Trzymała się prosto. Właśnie ta jej postawa upewniła Willa, że jego pierwsze wrażenie było słuszne. Margaret Cole jest synonimem kobiecości. Takie kobiety malowano na masce silnika samolotów myśliwskich.

Wrócił myślami do pracy.

– W księgowości jest pani od pięciu lat.

– Lubię liczby – stwierdziła z lekkim uśmiechem. – Zwykle mają większy sens niż cokolwiek innego.

Uśmiechnął się w odpowiedzi, czuł dokładnie to samo. Jego najstarszy brat Michael pracował w Nowym Jorku w dziale personalnym. Problemy, z jakimi na co dzień borykał się Mike, przyprawiały Willa o ból głowy. Wolał już chyba kanałowe leczenie zęba. Logika pracy z liczbami działała kojąco. Określone parametry, za to z nieskończonymi możliwościami, to dziedzina, w której był dobry. Co znów skupiło jego uwagę na siedzącej naprzeciw kobiecie.

– Większość pani nowych obowiązków to nie będą raporty, którymi się pani dotąd zajmowała.

– Lubię wyzwania – odparła.

– Miło mi to słyszeć. Zacznijmy od tego. – Wziął z biurka dokument. – Proszę to przejrzeć i podzielić się ze mną pierwszym wrażeniem.

Margaret wzięła od niego dokument i marszcząc czoło, pochyliła głowę. Will oparł się biodrem o biurko i patrzył na jej ściągnięte wargi, gdy przeglądała kolumny liczb. Czy na wszystkim tak się koncentruje? – zastanowił się zaintrygowany, gdy metodycznie przewracała kartki.

Musiała mieć naprawdę dobrą głowę do liczb, bo po dziesięciu minutach spojrzała mu w oczy.

– Coś tu się nie zgadza. Margines błędu nie jest duży, ale to się powtarza.

Jej wnikliwość bardzo mu się spodobała. Była nie tylko piękna pod tym niegustownym przebraniem, była też inteligentna. To sprawiło, że jeszcze chętniej myślał o swoich planach.

– Świetnie – odparł. – Sądzę, że będzie nam się dobrze pracowało. Proszę mi jeszcze powiedzieć, co by pani zrobiła, gdyby odkryła pani taką nieprawidłowość?

– Sugerowałabym głębszy audyt ksiąg, żeby sprawdzić, od jak dawna to trwa. Potem chciałabym wiedzieć, kto odpowiada za te wyliczenia i kto ma dostęp do pieniędzy.

William skinął głową.

– Właśnie tak postąpiliśmy w tej sprawie.

– Więc śledztwo trwa?

– Już prawie dobiegło końca, została jedna czy dwie rzeczy do wyjaśnienia.

– To dobrze – powiedziała. – W dzisiejszych czasach ludzie zbyt łatwo ulegają pokusom. Często niewielka odpowiedzialność pozwala im myśleć, że mają prawo do czegoś, co do nich nie należy.

– Tak, w tym wypadku mamy na oku winowajcę. Dzisiaj po południu czeka go komisja dyscyplinarna.

– Komisja dyscyplinarna? Nie wyrzuci go pan?

– Jeszcze nie zdecydowałem. To zależy też od pani.

– Ode mnie?

Patrzyła tak zmieszana, że przez moment Willowi zrobiło się jej żal. Wiedział, że to, co ma do powiedzenia, pokrzyżuje jej plany.

– Co pani wie na temat pracy brata?

– Jasona? Czemu pan pyta?

Powoli coś do niej docierało, krew odpłynęła z jej twarzy. Gdyby nie siedziała, opadłaby na najbliższe krzesło.

– To Jasona dotyczy to śledztwo?

– Tak. – Will znów oparł się o biurko i spojrzał jej w oczy. – Co pani wie na temat jego planów?

– Nic! Nie, on nie zrobiłby czegoś takiego. Lubi pracę. Nie jest zdolny do takich rzeczy. Ja…

– Więc pani nie ma z tym nic wspólnego?

Jej twarz stężała.

– Ja? Oczywiście, że nie. Skąd przyszło to panu do głowy?

William wzruszył ramionami.

– Widziałem dziwniejsze rzeczy. Zna pani powiedzenie: Bliższa koszula ciału?

Sam świetnie je znał. To właśnie dlatego stał teraz naprzeciwko Margaret Cole. Ojciec zmusił go do przyspieszenia sprawy. Jeśli Will nie udowodni dość szybko, że chce się ustatkować, ojciec sprzeda farmę w Nowej Zelandii, zamiast przekazać ją Willowi, co miał zrobić przed rokiem, gdy Will skończył trzydzieści lat.

Każdy z synów Alberta Tannera w dniu trzydziestych urodzin otrzymał znaczący finansowy zapis. Will oznajmił, że zamiast pieniędzy woli farmę. Ojciec wyraził na to zgodę, ale teraz ta zgoda została obwarowana warunkami, których Will jeszcze nie był gotów spełnić.

Nie chodziło o to, że chciał czy potrzebował ziemi – Bóg jeden wie, że miał niewiele czasu na podróże do ojczyzny. Ale farma stanowiła tak żywotną część jego dziedzictwa, że nie mógł znieść myśli, iż zostałaby podzielona na parcele. Albo jeszcze gorzej, przeszłaby w ręce jakiejś korporacji czy zagranicznych właścicieli. Myśl, że ojciec tak niefrasobliwie porzuci coś, co stanowiło część ich życia, nie była zabawna. Zaś fakt, że Albert Tanner posługiwał się farmą jak kartą przetargową pokazywał, jak bardzo mu zależy, by doprowadzić najmłodszego syna do ołtarza.

Poza wszystkim Willa bolało, że ojciec jest nim rozczarowany. Zarówno rodzice, jak i starsi bracia nie rozumieli, że choć ich zaprząta tylko miłość i małżeństwo, dla niego nie jest to kwestia pierwszoplanowa. W tej chwili, a może nigdy.

– Bliższa koszula ciału, ale ja nigdy bym czegoś takiego nie zaakceptowała. Jason na pewno nie ma z tym nic wspólnego. To nie w jego stylu. Poza tym on pracuje na mało ważnym stanowisku, nie ma dostępu do takich rzeczy.

Will podziwiał lojalność Margaret. Dowiedział się jednak, że Jason ma nieciekawą przeszłość. Gdy był nastolatkiem, ze względu na jego wiek sąd zamykał sprawy. Ale drobne kradzieże małoletniego Jasona Cole’a mogły przerodzić się z czasem w coś bardziej wyrafinowanego. Jednak Margaret wierzy w niewinność brata. Cóż, niechętnie rozwiewał jej złudzenia, ale raport pokazywał prawdę. Liczby nie kłamią.

– Pani ma dostęp do podobnych dokumentów, prawda?

– Nie do takich, a nawet gdybym miała, nigdy bym się tym z nikim nie podzieliła, nawet z bratem.

Mówiła z takim oburzeniem i stanowczością, że prawie jej uwierzył. Gdyby jednak zmienił ton, straciłby szansę na wywarcie nacisku, na którym mu zależało.

– Cieszę się, że pani tak mówi, lecz pani brat jest w to niewątpliwie zamieszany. Wszystkie dowody wskazują na niego. Istnieje jednak szansa, żeby uniknął kary.

– Szansa? Jaka szansa?

Will wziął głęboki oddech.

– Mam propozycję, która ochroni pani brata przed utratą pracy i dzięki której informacja o jego zachowaniu nie wyjdzie na zewnątrz, nie zostanie też zapisana w jego dokumentach, gdyby chciał przenieść się do innej firmy.

Will ujrzał nadzieję w oczach Margaret i poczuł ukłucie żalu, że nią manipuluje. Szybko jednak stłumił to uczucie.

– Słucham. Zrobimy wszystko, żeby Jason zachował pracę.

– Oczywiście będzie musiał przestrzegać tutejszych procedur, ale to nie on jest najważniejszy. Pani może zrobić więcej.

– Ja? Nie rozumiem.

– Pani awans ma dwa uzasadnienia. Z jednej strony potrzebuję kogoś z pani doświadczeniem, kto byłby moją prawą ręką. – Zrobił pauzę. – Z drugiej potrzebuję kogoś, a konkretnie pani, kto udawałby moją narzeczoną.

– Co takiego? – Zerwała się z krzesła zszokowana.

– Słyszała pani.

– Pana narzeczoną? Oszalał pan? Nawet się nie znamy.

– Ależ znamy się.

Kilkoma krokami przemierzył długość pokoju i zatrzymał się przed Margaret. Poczuł delikatny zapach perfum, coś kwiatowego i niewinnego, niepasującego do tak zmysłowej kobiety. Uniósł rękę i przeciągnął palcem po jej dolnej wardze.

– Pozwól, że cię oświecę.

Nie dał jej nawet ułamka sekundy, tylko ją pocałował. Gdy dotknął wargami jej ust, wiedział, że postąpił słusznie. Margaret rozchyliła wargi, jej smak pobudził zmysły Willa. Był jak zniewolony i tylko to go ustrzegło przed uwolnieniem jej włosów z ciasnego koka.

Wysiłkiem woli oderwał od niej wargi.

– Widzisz? Znamy się, i moim zdaniem możemy być całkiem przekonującą parą.

Margaret cofnęła się. Drżała na całym ciele. Czy to pożądanie czy strach? Może jedno i drugie, stwierdził Will, patrząc na przepływające przez jej twarz emocje.

– Nie. – Pokręciła głową. – Nie zgadzam się. To nie w porządku.

– W takim razie nie zostawiasz mi wyboru.

– Jakiego wyboru?

– Dopilnuję, żeby twojemu bratu postawiono zarzuty.

Tytuł oryginału: Bought: His Temporary Fiancée

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2011

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2011 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3017-9

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.