Węzły mentalne - Bernardo Stamateas - ebook + audiobook

Węzły mentalne ebook i audiobook

Bernardo Stamateas

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Nasz umysł pracuje 24 godziny na dobę, nieustannie myślimy. Jakość myśli decyduje o jakości naszego życia. Nie możemy wyjść poza myśli, które mamy. Wiele z nich to ślepe uliczki, idee, przekonania, które przynoszą ból, cierpienie, ograniczenia. Dręczą nas i nie pozwalają nam ruszyć naprzód.

Przykłady? Czuję w sobie gniew. Nie mam pasji. Czuję się nieszczęśliwy. Żyję w poczuciu winy. Jestem impulsywny. Nie umiem dogadywać się z innymi.

„W tej książce, drogi przyjacielu, przeanalizuję trzydzieści najczęstszych węzłów, które wszyscy mieliśmy, mamy lub będziemy mieć w pewnym momencie naszego życia. Postaram się pokazać, jak myśleć w inny sposób, jak spojrzeć na problem z innej strony – może się okaże, że przestał być problemem. Mam nadzieję, że ta książka pomoże ci zyskać trochę spokoju ducha".

Bernardo Stamateas

Granica tego, co możliwe, jest w twojej głowie. Mogą cię zatrzymać tylko te ściany, które stawiasz sam.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 194

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 9 min

Lektor: Jarosław Łukomski

Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

Wstęp

Nasz umysł działa przez dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę, cały czas myślimy. Jakość myśli okre­śla jakość naszego życia. Nie możemy pójść dalej niż nasze myśli. Wiele z nich to węzły men­talne – idee, prze­ko­na­nia, które przy­no­szą nam ból, cier­pie­nie, ogra­ni­cze­nie, nie­po­kój. Więk­szość tych węzłów, które wszy­scy mamy, zwy­kle roz­wią­zu­jemy sami – nie­które szyb­ciej, inne wol­niej, lecz pewne splą­ta­nia w umy­śle nas ogra­ni­czają i przez długi czas spra­wiają nam ból.

W tej książce, kochany przy­ja­cielu, prze­ana­li­zuję trzy­dzie­ści naj­częst­szych węzłów, które wszy­scy mie­li­śmy, mamy lub będziemy mieć w któ­rymś momen­cie naszego życia. Nie roz­wo­dzę się zbyt­nio nad splą­ta­niem samym w sobie, wziąw­szy pod uwagę, że jest to myśl ogra­ni­cza­jąca, jasna do zro­zu­mie­nia, lecz kładę nacisk na to, jak można myśleć w inny spo­sób, ujrzeć pro­blem pod innym kątem i w ten spo­sób roz­wi­kłać węzeł.

Mam nadzieję, że ta książka pomoże ci pomy­śleć, zasta­no­wić się i spoj­rzeć na dane sytu­acje ina­czej, a tym samym zyskać nieco umy­sło­wego spo­koju.

Węzeł mentalny nr 1. Lęki

Węzeł men­talny nr 1

Lęki

Uwal­nia­jąca idea

Lęków się nie prze­zwy­cięża, odsuwa je na bok więk­sze marze­nie.

Jaski­nio­wiec opusz­cza swoją pie­czarę w poszu­ki­wa­niu poży­wie­nia. Widzi wów­czas mamuta. Czy boi się mamuta? Oczy­wi­ście, że tak. Cóż więc robi? Wraca do jaskini. Nie­mniej jed­nak głód bie­rze górę i jaski­nio­wiec ponow­nie wycho­dzi. Widzi mamuta. Boi się? Tak. I co robi? Pod­nosi kamień, wymy­śla broń, ulep­sza ją, zabija mamuta i zjada go. Dla­czego sta­wił czoło mamu­towi? Ponie­waż głód był więk­szy niż jego strach. Jaski­nio­wiec wraca do pie­czary. Po pew­nym cza­sie ponow­nie wycho­dzi i widzi innego mamuta. Czy się boi? Tak, lecz tym razem głód rów­nież jest więk­szy niż strach, więc ata­kuje mamuta, zabija go i zjada, po czym wraca do jaskini. Następ­nego dnia wycho­dzi, widzi innego mamuta, a także kró­liczka. Posta­na­wia zosta­wić mamuta i zjada kró­liczka. Następ­nego dnia dzieje się to samo. Zjada kró­liczka i wraca do jaskini. Pew­nego dnia z jaskini wycho­dzi kobieta jaski­niowca. Widzi mamuta i kró­liczka. Czy się boi mamuta? Tak, myśli jed­nak: „Mogła­bym zjeść kró­liczka, lecz chcia­ła­bym pozosta­wić moim dzie­ciom wspo­mnie­nie, że ich matka polo­wała na mamuty”. Wów­czas kobieta sta­wia czoło mamu­towi, zabija go i zjada. Co ją moty­wuje? Głód? Nie, moty­wuje ją marze­nie, które jest więk­sze od jej stra­chu.

Strach jest fizjo­lo­gicz­nym mecha­ni­zmem obron­nym. Ta emo­cja poja­wia się, kiedy czło­wiek postrzega jakieś nie­bez­pie­czeń­stwo (realne bądź wyobra­żone), zagro­że­nie. Strach jest czymś nor­mal­nym i korzyst­nym, jeśli zagro­że­nie jest rze­czy­wi­ste, pomaga nam bowiem się rato­wać, dzia­łać szybko i sku­tecz­nie. Strach jest nam ponadto potrzebny do dosto­so­wa­nia się do śro­do­wi­ska i róż­nych sytu­acji.

Osoba poszu­ku­jąca swych marzeń nie łago­dzi swo­ich lęków, lecz je uznaje. Nie powin­ni­śmy się bać stra­chu! Wszy­scy pra­gniemy poko­nać strach, jeśli jed­nak owo pra­gnie­nie jest pomniej­szone, strach bie­rze nad nami górę. Musimy marzyć o rze­czach więk­szych niż nasze lęki, im bowiem na więk­szą skalę marzymy, tym więk­sze będą mamuty, które ośmie­limy się zabić.

Pro­blem poja­wia się wów­czas, gdy nie mamy wiel­kich marzeń, bo zawsze będziemy szu­kać kró­licz­ków. Musimy podą­żać za wiel­kimi marze­niami i mówić: „Nie uro­dzi­łem się, żeby zabi­jać kró­liczki, uro­dzi­łem się, by zabi­jać mamuty!”. Marze­niem jaski­niow­czyni było pozo­sta­wie­nie swoim dzie­ciom i wnu­kom spu­ści­zny odwagi. Jej marze­nie było więk­sze niż jej strach.

Nie możemy zmie­nić tego, co się wyda­rzyło, możemy jed­nak spra­wić, by działy się rze­czy nowe. Uczepmy się naszego marze­nia, a wyda­rzy się to, co pozy­tywne.

Uwa­żasz się za marzy­ciela? Twoje marze­nia są wystar­cza­jąco wiel­kie i sza­lone? Mam nadzieję że tak!

PYTA­NIA

• Dla­czego ośmie­lamy się coś robić?

Ist­nieje pewne napię­cie mię­dzy stra­chem a chę­ciami. Ośmie­lamy się coś robić, ponie­waż odczu­wamy nie­za­spo­ko­joną potrzebę i chcemy ją zaspo­koić.

Jeśli odczu­wamy strach, dzieje się tak dla­tego, że nie robimy niczego cie­ka­wego z naszym życiem.

Wiel­kość danej osoby prze­kra­cza wiel­kość pro­blemu. Musimy rosnąć bar­dziej niż nasze pro­blemy! Ori­son Swett Mar­den, zało­ży­ciel pisma „Suc­cess Maga­zine”, powie­dział: „Prze­szkody wydają ci się wiel­kie lub małe w zależ­no­ści od tego, czy ty jesteś wielki czy mały”.

• Jak strach przy­czy­nia się do roz­wią­za­nia pro­blemu?

W obli­czu sytu­acji budzą­cej w nas strach ciało reaguje tak, żeby zmak­sy­ma­li­zo­wać moż­li­wo­ści prze­ży­cia. Wszyst­kie nasze zmy­sły się wyostrzają, żeby­śmy lepiej się sku­pili. Dzieje się to auto­ma­tycz­nie, co jest wielką prze­wagą, gdyż nie musimy się mar­twić akty­wo­wa­niem tych wszyst­kich reak­cji, a nasze zada­nie polega głów­nie na ana­li­zo­wa­niu sytu­acji i pod­ję­ciu naj­lep­szej decy­zji w odnie­sie­niu do zagro­że­nia.

• Boję się stwo­rzyć z kimś zwią­zek. Jaka może być tego przy­czyna?

Wiele razy obawa przez zwią­za­niem się z drugą osobą ozna­cza niską oso­bi­stą potrzebę i wysoki nacisk spo­łeczny. Jeśli zatem ktoś wyznaje ewen­tu­al­nemu part­ne­rowi lub part­nerce, że oba­wia się związku, jest to mecha­nizm uwo­dze­nia. Taka osoba wyraża strach, a to gene­ruje u dru­giej osoby pewne pra­gnie­nie ochrony.

• Boję się roz­po­cząć pracę

Strach przed roz­po­czę­ciem nowej pracy jest kon­flik­tem mię­dzy potrze­bami. Kolumb musiał zde­cy­do­wać: zary­zy­ko­wać to, że zgi­nie na oce­anie, czy być śred­nio zamoż­nym kup­cem we Wło­szech. Ten kon­flikt wywo­łał napię­cie mię­dzy tym, co mógł uzy­skać, ośmie­la­jąc się wypły­nąć w morze, a tym, co zyski­wał w Ita­lii. W jego przy­padku ambi­cja była sil­niej­sza niż myśl o pozo­sta­niu w spo­koj­nym miej­scu. By poko­nać strach przed roz­po­czę­ciem cze­goś nowego, musi zaist­nieć pewna nie­do­god­ność, która nas poru­szy, która nas zmo­ty­wuje. W przy­padku jaski­niowca nie­do­god­no­ścią był głód, a jaski­niow­czyni – pra­gnie­nie pozo­sta­wie­nia swoim dzie­ciom spu­ści­zny odwagi.

• Jakie są lęki dzie­ciń­stwa?

Nie­mow­lęta mają wro­dzone lęki. Malut­kie dzieci zawsze boją się sil­nych hała­sów i bar­dzo szybko zbli­ża­ją­cych się przed­mio­tów. W celu uspo­ko­je­nia ich i zapew­nie­nia poczu­cia bez­pie­czeń­stwa należy je pie­ścić i trzy­mać na rękach.

W wieku około 2–3 lat do poprzed­nich lęków dołą­cza strach przed roz­dzie­le­niem. On jest powo­dem, dla któ­rego małe dzieci nie pozwa­lają wziąć się na ręce oso­bom, które uznają za nie­znane. Roz­róż­niają osoby, które znają, od tych, któ­rych nie znają. Dosko­nale wie­dzą, kto jest ich mamą, a kto tatą, i nie chcą się z nimi roz­sta­wać. Pod­czas tego etapu boją się rów­nież zwie­rząt (z uwagi na ich gwał­towne ruchy i szyb­kość).

W wieku 3–4 lat oprócz stra­chu przed hała­sami, nie­zna­jo­mymi i zwie­rzę­tami odczu­wają rów­nież strach przed ciem­no­ścią i pozo­sta­wa­niem samemu, gdyż wie­dzą, że zależą od innych. Są zabor­cze wobec swo­jej rodziny. Boją się wyima­gi­no­wa­nych stwo­rów (duchów, potwo­rów etc.), gdyż nie odróż­niają tego, co rze­czy­wi­ste, od tego, co wyobra­żone. Oba­wiają się rów­nież burz. Są to lęki, które naj­dłu­żej się utrzy­mują i są naj­bar­dziej prze­sadne.

W wieku od 6 do około 11 lat utrzy­muje się strach przed duchami, inne lęki zaczy­nają się jed­nak stop­niowo zmniej­szać. Główne lęki poja­wiają się w śro­do­wi­sku szkol­nym i rodzin­nym. Na tym eta­pie dzieci boją się:

1. Bycia wyśmia­nym.

2. Wyma­gań rodzi­ców.

3. Odrzu­ce­nia (mylą kry­tykę z odrzu­ce­niem).

• Co mogą zro­bić rodzice?

Naj­lep­sze, co możemy zro­bić jako rodzice, to poka­zać naszym dzie­ciom, że są kochane i chro­nione. Powin­ni­śmy chwa­lić ich osią­gnię­cia, nauczyć je wiary w sie­bie i spra­wić, żeby poczuły się doce­niane, mówiąc: „Jak świet­nie to zro­bi­łeś!”. „Jaki jesteś duży!” (dzieci lubią czuć się duże).

Z dru­giej strony dobrze jest także pozwo­lić im wyra­żać swoje lęki. Dawa­nie przy­kładu rów­nież należy wziąć pod uwagę, jako że zarówno strach, jak i odwaga są zaraź­liwe. Na przy­kład w armii, przed bitwą, oddziały wyśpie­wują coś lub wiwa­tują, żeby nie upa­dać na duchu i dodać sobie dowagi.

• Jakie są lęki w wieku mło­do­cia­nym?

Nasto­latki boją się:

1. Tego, kim są, swo­jej toż­sa­mo­ści.

2. Dez­apro­baty rodzi­ców.

3. Przy­szło­ści (kiedy uznają się za nie­zdolne, się­gają po nar­ko­tyki i alko­hol).

• Jak rodzice mogą pomóc swoim nasto­let­nim dzie­ciom?

1. Ni­gdy ich nie wyśmie­wać i nie mówić im na przy­kład: „Ale z cie­bie tchórz!”.

2. Zawsze możemy je zachę­cać, lecz ni­gdy nie zmu­szać do zro­bie­nia cze­goś, czego się boją.

3. Nie ota­czać ich nad­mierną opieką typu: „Pozwól, że ja to zro­bię za cie­bie”.

4. Ni­gdy nie prze­ka­zy­wać im naszych lęków. Dzieci nie są naszymi spo­wied­ni­kami, przy­ja­ciółmi, psy­cho­lo­gami czy księ­go­wymi!

• Czy lęk i nie­po­kój są tym samym?

Nie­do­kład­nie, cho­ciaż reak­cje są podobne. Lęk odczu­wamy kon­kret­nie wobec jakie­goś real­nego lub wyima­gi­no­wa­nego obiektu i jest on chwi­lowy. Z kolei nie­po­kój jest sta­nem sta­łym, uogól­nio­nym, który trwa w cza­sie i nie ma spe­cy­ficz­nego obiektu.

• Co się dzieje z lękami „wyima­gi­no­wa­nymi”, fał­szy­wymi oba­wami?

Dzie­więć­dzie­siąt pro­cent naszych lęków ni­gdy się nie zisz­cza: lęki są złu­dze­niami, które prze­ży­wamy, jakby były czymś pew­nym.

Piel­grzym i Zaraza(John Maxwell)

Ludzie opo­wia­dają, iż pew­nego dnia piel­grzym napo­tkał Zarazę i zapy­tał ją, dokąd zmie­rza. „Do Bag­dadu – odparła – żeby zabić pięć tysięcy osób”. Minął tydzień i kiedy piel­grzym ponow­nie spo­tkał Zarazę, która wra­cała ze swo­jej wyprawy, zagad­nął ją obu­rzony: „Powie­dzia­łaś mi, że idziesz zabić pięć tysięcy osób, lecz zabi­łaś pięć­dzie­siąt tysięcy!”. „Nie – odparła Zaraza. – Ja zabi­łam tylko pięć tysięcy, pozo­stałe zmarły ze stra­chu”.

• Boję się wyba­czyć. Dla­czego?

Ci, któ­rzy boją się wyba­czać, uwa­żają, że wyba­cze­nie sprawi, iż wyda­dzą się słabi, lub będzie w jakiś spo­sób ozna­czało pozwo­le­nie, by ponow­nie ich źle trak­to­wano. Wiele osób nie chce wyba­czyć, ponie­waż chce utrzy­my­wać korzy­ści pły­nące z bycia ofia­rami.

• Napawa mnie prze­ra­że­niem mówie­nie o strasz­nych rze­czach, jakie przy­da­rzyły mi się w prze­szło­ści

Kiedy mówimy o tym, czego się lękamy, prze­staje to być nie­bez­pieczne. Podziel się tajem­nicą!

• Nie lubię prze­gry­wać! Dla­czego?

To, co musimy utra­cić, prze­kształca się w naszą sła­bość. Wszy­scy mamy swoje sła­bo­ści i należy to zaak­cep­to­wać, gdyż wszy­scy jeste­śmy zarówno silni, jak i słabi. Kiedy jed­nak w niczym nie chcemy prze­grać, wyka­zu­jemy, że mamy wiele sła­bo­ści i nie­wiele siły. Ale gdy zaak­cep­tu­jemy, że ow­szem, lękamy się cze­goś waż­nego w życiu, te sła­bo­ści prze­kształcą się w nasze silne strony, gdyż je zaak­cep­to­wa­li­śmy i ogra­ni­czy­li­śmy.

Węzeł mentalny nr 2. Nie byłem ani kochany, ani doceniany

Węzeł men­talny nr 2

Nie byłem ani kochany, ani doce­niany

Uwal­nia­jąca idea

A leczy się A, nie B.

Musimy być szcze­rzy, aby okre­ślić, czy bra­kuje nam A, ponie­waż jeśli bra­kuje nam A, musimy uzy­skać A – nie może to być B!

Wszy­scy ludzie od chwili naro­dzin mają dwie pod­sta­wowe potrzeby, które pra­gną zaspo­koić:

1. Sza­cu­nek

Cie­sze­nie się sza­cun­kiem jest psy­cho­lo­giczną i emo­cjo­nalną potrzebą, którą wszy­scy podzie­lamy. Wszy­scy potrze­bu­jemy tego, by na nas patrzono, słu­chano nas, ceniono nas, gra­tu­lo­wano nam, moty­wo­wano nas, piesz­czono nas, sza­no­wano nas. Jako rodzice jeste­śmy pierw­szymi oso­bami, które zaspo­ka­jają tę potrzebę u naszych dzieci.

2. Bli­skość

Bli­skość jest potrzebą emo­cjo­nalną. Wszy­scy potrze­bu­jemy tego, żeby zbu­do­wać uczu­ciową więź z dru­gim czło­wie­kiem, otwo­rzyć przed nim serce, a także by ta osoba otwarła swoje przed nami. Intym­ność mówi o połą­cze­niu się, zobo­wią­za­niu się, nawią­za­niu bli­sko­ści z dru­gim, o tym, by dać się poznać i o pozna­niu dru­giej osoby, o głę­bo­kiej afek­tyw­nej rela­cji.

Te dwie pod­sta­wowe potrzeby nazwiemy A. Kiedy A nie zostaje zaspo­ko­jone, będziemy szu­kać spo­so­bów jego zaspo­ko­je­nia i wie­lo­krot­nie będziemy to czy­nić za pomocą B, to zna­czy cze­goś, co daje fizjo­lo­giczną przy­jem­ność (nar­ko­ty­ków, alko­holu, pie­nię­dzy etc.).

Przyj­rzymy się nie­któ­rym przy­kła­dom B.

Dzi­siaj mło­dzi ludzie robią sobie uwo­dzi­ciel­skie, pro­wo­ka­cyjne zdję­cia i zamiesz­czają je w sieci. Czy­nią tak w celu przy­cią­gnię­cia spoj­rzeń, potrze­bują bowiem tego, by na nich patrzono. Zna­jomi komen­tują: „Podoba mi się” i „Jaka jesteś ładna!”. Te pro­wo­ka­cyjne zacho­wa­nia są B. Dopóki młody czło­wiek nie uzna braku A, to cho­ciaż bar­dzo by się sta­rał zastą­pić go B, ten brak zawsze pozo­sta­nie nie­za­spo­ko­jony.

Są męż­czyźni, któ­rzy cza­tują z kobie­tami i mówią im miłe słówka, są rów­nież kobiety, któ­rym „odbija”, cią­gle uwo­dzą szefa lub swo­ich kole­gów z pracy. Są to zacho­wa­nia uwo­dze­nia typu B. Dla­czego to robią? Ponie­waż potrze­bują A: tego, by na nie patrzono, ceniono je. W głębi duszy odczu­wają nie­za­spo­ko­je­nie potrzeby sza­cunku.

Są rów­nież męż­czyźni, któ­rzy rzu­cają w stronę kobiet agre­sywne lub nawet obraź­liwe komen­ta­rze. Niektó­rzy ich nie wypo­wia­dają, lecz tak myślą. Co im się przy­da­rza? Są wście­kli, gdyż z A (sza­cun­kiem lub bli­sko­ścią) coś nie jest w porządku, a wów­czas tę złość i fru­stra­cję łączą z sek­su­al­no­ścią. W ten spo­sób uwal­niają się od zło­ści – komu­ni­ka­tami prze­peł­nio­nymi agre­sją. Dopóki nie będą szcze­rzy i nie ujrzą, gdzie tkwi pro­blem, będą sta­rali się ule­czyć A poprzez B i zawsze będą sfru­stro­wani.

Czło­wie­kowi, który pra­cuje, ura­bia­jąc się po łok­cie, żeby zgro­ma­dzić pie­nią­dze, który nie­po­koi się, kiedy musi je wydać, który cały czas myśli, ile to czy owo kosz­tuje i który zamiast widzieć w pie­nią­dzach narzę­dzie, prze­mie­nia je w swój cel, bra­kuje sza­cunku albo bli­sko­ści i usi­łuje zaspo­koić ten brak pie­niędzmi, kom­pul­syw­nie oszczę­dza­jąc lub przy­wią­zu­jąc się do rze­czy mate­rial­nych, spra­wia­ją­cych, że czuje się potężny. Mówi na przy­kład: „Samo­chód jest mój i niech nikt go nie rusza”, „Niech nikt nie używa tego krze­sła, bo jest moje”, „To moje biurko”.

W ten spo­sób uzy­skuje pewną pozorną suwe­ren­ność pły­nącą z zależ­no­ści od owego przed­miotu.

Przed­mioty powinny funk­cjo­no­wać jako narzę­dzia, a nie gene­ro­wać jakieś zależ­no­ści.

To nor­malne, że kiedy pory­sują nam samo­chód lub stra­cimy pie­nią­dze, zde­ner­wuje to nas lub roz­zło­ści, nie jest jed­nak nor­malne, by powo­do­wało to cier­pie­nie. Pewne osoby dosłow­nie cier­pią za każ­dym razem, gdy widzą rysę na lakie­rze karo­se­rii lub przy­po­mi­nają sobie, że stra­ciły pie­nią­dze.

Jeśli jesteś w sta­nie dać jakiś przed­miot, masz go. Jeśli nie potra­fisz się go pozbyć, ten przed­miot ma cie­bie.

Wielu męż­czyzn i wiele kobiet nie potrafi czer­pać rado­ści z innych dzie­dzin, kon­cen­trują się więc na przy­jem­no­ści pły­ną­cej z pracy. Pra­cują zatem cały dzień i zapew­niają, że czy­nią tak, ponie­waż spra­wia im to przy­jem­ność, lecz w rze­czy­wi­sto­ści robią tak, gdyż są nie­speł­nieni w innych dzie­dzinach (w związ­kach uczu­cio­wych, rela­cjach rodzin­nych etc.). Spę­dzają życie, pra­cu­jąc, żeby ule­czyć A, lecz choćby nie wia­domo, jak bar­dzo się sta­rali, praca ni­gdy nie będzie mogła ule­czyć braku związku uczu­cio­wego. Kiedy dla ule­cze­nia A ucie­kamy się do B, cier­pimy, gdyż A ni­gdy nie zosta­nie ule­czone.

Nie­które osoby cały czas dys­kre­dy­tują innych. To ci, któ­rzy muszą się okre­ślić poprzez porów­na­nie z innymi, gdyż ich opar­cie emo­cjo­nalne jest bar­dzo nie­pewne, mają niską samo­ocenę i szu­kają podziwu przez kon­trast. Wyty­ka­nie dru­giemu złych cech jest u nich pośred­nim spo­so­bem powie­dze­nia: „Ja jestem dobry”.

Osoby, które pra­gną być podzi­wiane, rywa­li­zują z innymi, by się wybić. Cza­sami robią to nawet dzie­cin­nie: mówią głup­stwa, cho­dzą z miej­sca w miej­sce, zwra­cają uwagę, kiedy same powinny uwa­żać. Załóżmy, że mamy zespół skła­da­jący się z trzech śpie­wa­ków. Jeden z nich, by wybić się ponad pozo­sta­łych, śpiewa gło­śniej od nich. Wów­czas oni także zaczy­nają śpie­wać gło­śniej, żeby ich głosy były sły­szane. Co się dzieje? Powstaje budzące śmiech wido­wi­sko. Ludzie dostrzegą, jak ci muzycy ze sobą rywa­li­zują. Jeśli porów­namy to z przy­kła­dem trzech wiel­kich teno­rów (Pava­rot­tiego, Dominga i Car­re­rasa), zoba­czymy, że razem dali wspa­niały występ, gdyż nie było mię­dzy nimi rywa­li­za­cji. A kiedy nie ma rywa­li­za­cji, poja­wia się syner­gia i zwie­lo­krot­nie­nie siły zespołu.

Osoba obo­jętna nie zacie­śnia więzi z innymi oso­bami. Nad­mier­nie kul­ty­wuje swoją odręb­ność i wzmac­nia ją, mówiąc: „Nie potrze­buję niczego ani nikogo. Wszystko mało mnie obcho­dzi”. Lub: „Żyję tylko chwilą obecną”, unika bowiem zobo­wią­za­nia, jakie nie­sie ze sobą jutro.

Osoby zobo­jęt­niałe zacho­wują emo­cjo­nalny dystans, są odporne na uczu­cia. Ze stra­chu przed zra­nie­niem „ude­rzają” jako pierw­sze, to zna­czy wolą, zanim ich uczu­cia zostaną zra­nione, zaprze­czyć im i dzia­łać, jakby ich nie miały.

Wiele osób szuka bólu i karze sie­bie w zamia­rze ule­cze­nia A.

Ist­nieją mani­pu­lanci, kłamcy, ludzie, któ­rzy oszu­kują, osa­czają innych i wyko­rzy­stują ich. Dla­czego to robią? Ponie­waż mają tak niską samo­ocenę, że muszą mani­pu­lo­wać innymi, by poczuć się inte­li­gentni. Prawdą jest, że w isto­cie odczu­wają jakiś brak. Ucie­kają się wów­czas do B (mani­pu­la­cji), żeby ule­czyć A (swój brak).

Choć­by­śmy nie wia­domo, jak się sta­rali zaspo­koić potrzebę A przez B, C, J lub M, A ni­gdy nie zosta­nie speł­nione żadną z tych opcji, gdyż A leczy się wyłącz­nie przez A.

W tym celu musimy być szcze­rzy i okre­ślić, czy bra­kuje nam A, jeśli bowiem bra­kuje nam A, musimy uzy­skać A, nie nada się do tego B!

PYTA­NIA

• Dla­czego nie­któ­rym męż­czy­znom podo­bają się wszyst­kie kobiety?

Nie­któ­rzy męż­czyźni czują się bez­silni w jakiejś dzie­dzi­nie swo­jego życia, a to powo­duje, że odczu­wają potrzebę poczu­cia się wszech­wład­nymi. Tak dzieje się w przy­padku tych męż­czyzn, któ­rym podo­bają się wszyst­kie kobiety i któ­rzy zapew­niają, że „mogą z każdą”. Nie cho­dzi jed­nak o to, że podo­bają im się kobiety, lecz o to, że sta­rają się zaspo­koić A, brak powa­ża­nia, pra­gnie­niem bycia podzi­wia­nym z uwagi na swoją poten­cję sek­su­alną. Męż­czyźni, któ­rzy prze­chwa­lają się, że są ze wszyst­kimi kobie­tami, lub kobiety, które fan­ta­zjują, że są ze wszyst­kimi męż­czyznami, robią tak, gdyż w ten spo­sób czują się ze wszech­mocni, pod­czas gdy w rze­czy­wi­sto­ści bra­kuje im A, przez co czują się bez­silni.

• Dla­czego nie­które osoby wiodą podwójne życie i mają podwójną moral­ność?

Wiele osób pra­gnie uwo­dzić, cho­ciaż mają part­ne­rów. Nie wywo­łuje to jed­nak u nich złego samo­po­czu­cia, a jeśli je ono dopad­nie, racjo­na­li­zują to. Na przy­kład męż­czy­zna, który ma żonę i dzieci, a ponadto kochankę, uspra­wie­dli­wia się, mówiąc: „to tylko seks”, „zasłu­guję na to”, „ona to lubi”. To spra­wia, że te dwa zakresy nie łączą się ze sobą. Wów­czas taka osoba wyja­ła­wia swoje sumie­nie i w jed­nym śro­do­wi­sku żyje w jeden spo­sób, żeby następ­nie przejść w dru­gie i żyć w odmienny. Zdrowe sumie­nie jest „mostem” pomię­dzy naszymi sfe­rami, spra­wiając, że dążymy do spój­no­ści i poszu­ku­jemy w niej war­to­ści.

Węzeł mentalny nr 3. Przejmuję się tym, co ludzie o mnie mówią

Węzeł men­talny nr 3

Przej­muję się tym, co ludzie o mnie mówią

Uwal­nia­jąca idea

Prze­mie­nić kry­tykę w postęp.

Skrzy­pek gra jakiś utwór. Kiedy koń­czy, wszy­scy go okla­skują, lecz w jed­nej z lóż sie­dzą cztery osoby, które nie klasz­czą. Co może uczy­nić skrzy­pek? Trzy rze­czy:

1. Patrzeć na tych, któ­rzy klasz­czą, i igno­ro­wać tych, któ­rzy tego nie robią.

2. Patrzeć na tych, któ­rzy nie klasz­czą, i igno­ro­wać tych, któ­rzy klasz­czą.

3. Cie­szyć się z okla­sków i kątem oka spo­glą­dać na tych, któ­rzy nie klasz­czą, uzna­jąc to za moty­wa­cję do dal­szego roz­woju.

Wszy­scy szu­kamy spoj­rzeń innych ludzi, ponie­waż to spra­wia nam przy­jem­ność, przy­nosi nam uzna­nie. Wszy­scy lubimy być okla­ski­wani. Wszy­scy potrze­bu­jemy ludzi wokół „i spoj­rze­nia dru­giej osoby”, a zaak­cep­to­wa­nie tego jest wyzwa­la­jące. Jeśli nale­żysz do tych, któ­rzy mówią: „Nie lubię, kiedy mnie okla­skują i darzą uzna­niem”, jest tak dla­tego, że postrze­gasz to jako coś nega­tyw­nego. Zaak­cep­tuj to, gdyż nie ma w tym nic złego.

Skrzy­pek może wyko­rzy­stać brak spoj­rzeń do roz­woju. Prze­kształca brak aplauzu w bodziec do wysiłku, by dotrzeć na metę.

Wszystko, co przy­da­rza ci się w życiu, jest tre­nin­giem, ponie­waż twój postęp trwa. Kiedy cię kry­ty­kują, oceń, czy to, co mówią, jest prawdą czy kłam­stwem. Jeśli jest prawdą, posłu­chaj, gdyż to pomoże ci się roz­wi­nąć. Jeśli jest kłam­stwem, nie zwra­caj na to uwagi! A jeśli dys­kre­dy­tują cię z powodu tego, czego nie potra­fisz zro­bić, po pro­stu odpo­wiedz: „Nie jest to dzie­dzina, która dotych­czas budziła moje zain­te­re­so­wa­nie, dla­tego się tego nie nauczy­łem. Ale mógł­bym to zro­bić, naucz mnie”.

W swo­jej książce White House Years1 (Lata w Bia­łym Domu) Henry Kis­sin­ger przy­ta­cza histo­rię pew­nego pro­fe­sora uni­wer­sy­tetu, który wyzna­czył zada­nie swoim stu­den­tom. Ci wrę­czyli mu prace, a on zwró­cił je po pew­nym cza­sie. Jeden ze stu­den­tów szu­kał na swo­ich kart­kach oceny, lecz zna­lazł jedy­nie napi­saną uwagę: „Czy to naj­lep­sze, co może pan zro­bić?”. Stu­dent pomy­ślał nad pyta­niem, poszu­kał spo­sobu ulep­sze­nia zada­nia i oddał je pro­fe­so­rowi. Kilka dni póź­niej zna­lazł ponow­nie taki sam komen­tarz: „Czy to naj­lep­sze, co może pan zro­bić?”. Jesz­cze dzie­sięć razy popra­wiał pracę, która wra­cała z takim samym komen­tarzem. W końcu ziry­to­wany stu­dent pod­szedł do biurka pro­fe­sora i powie­dział ostro: „Tak, to naj­lep­sze, co mogę zro­bić!”. Wów­czas pro­fe­sor odparł: „Dobrze! Teraz fak­tycz­nie ją prze­czy­tam”.

Uczyć się na wszyst­kim, od wszyst­kich i cały czas

Popro­szono Duke’a Elling­tona, jazz­mana i szefa orkie­stry, o defi­ni­cję rytmu. „Jeśli go masz, nie potrze­bu­jesz żad­nej defi­ni­cji. A jeśli go nie masz, nie ma takiej defi­ni­cji, która mogłaby ci pomóc”, odparł. Kiedy muzyk dobrze się nauczy gam, może o nich zapo­mnieć i impro­wi­zo­wać. Musisz pra­co­wać dla sie­bie, żeby być lep­szym każ­dego dnia. Nie możesz zmie­nić tego, dokąd posze­dłeś, lecz możesz zmie­nić to, dokąd zmie­rzasz.

Jeden z instruk­to­rów pilo­tażu Phila McGrawa był czło­wie­kiem, który wykrzy­ki­wał inwek­tywy. Na koń­co­wym egza­mi­nie zmu­sił McGrawa do wyko­na­nia awa­ryj­nego lądo­wa­nia. McGraw zdo­łał wylą­do­wać. „Nie oca­li­łem życia pod­czas lądo­wa­nia, lecz pod­czas moich godzin tre­ningu”, stwier­dził.

Prze­ży­wa­nie życia to jak pisa­nie w notat­niku. Kiedy tylko koń­czymy pisać, czy­tamy napi­sany tekst i popra­wiamy go, zazna­czamy błędy. Po pew­nym jed­nak cza­sie, kiedy ponow­nie go czy­tamy, znaj­du­jemy nowe błędy. A jeśli po upły­wie kilku dni czy­tamy go raz jesz­cze, znaj­du­jemy nowe błędy! Im wię­cej razy go czy­tamy, tym wię­cej chcemy w nim zmie­nić! Kiedy zatem popra­wiamy nasze błędy, ponow­nie się zasta­na­wiamy i mówimy sobie: „Jak to moż­liwe, skoro już to popra­wia­łem?”. Pro­ces zdo­by­wa­nia wie­dzy ni­gdy nie jest line­arny, w życiu zawsze stale musimy powta­rzać lek­cje, żeby popra­wić błędy.

Rakieta teni­sowa ma pośrodku sweet spot. To miej­sce czy­stego odbi­cia na powierzchni naciągu. Twoim punk­tem czy­stego odbi­cia w życiu jest to, by twoje wysiłki przy­no­siły jak naj­więk­szy sku­tek.

Jeśli podej­mu­jesz wysi­łek w celu zre­ali­zo­wa­nia swo­jego marze­nia, nie słu­chaj tych, któ­rzy mówią, że tego nie osią­gniesz. Są osoby, które osią­gnęły to, co inni uwa­żali za nie­moż­liwe. Wypra­cuj w sobie nie­skoń­czoną zdol­ność poko­ny­wa­nia tego, co inni uwa­żają za nie­moż­liwe do zro­bie­nia.

Ulep­sze­nie sie­bie zaj­muje czas, całe życie, i wymaga tego, żebyś pra­co­wał dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę we wszyst­kie dni roku. Kiedy ktoś ci mówi: „To zaj­mie ci tylko minutkę”, nie wierz w to, nie ma niczego, co zaj­muje minutę. Doty­czy to także roz­wi­ja­nia się!

Ludzie, któ­rzy budują przy­szłość, to ci, któ­rzy wie­dzą, że naj­więk­sze rze­czy jesz­cze się nie wyda­rzyły i że to oni spra­wią, iż się wyda­rzą.

PYTA­NIA

• Utkną­łem w miej­scu, czuję, że dosze­dłem do ściany, co mam robić?

Wszy­scy kie­dyś doszli­śmy do ściany i wła­śnie w takich chwi­lach traci się moty­wa­cję, mamy bowiem wra­że­nie, że dotar­li­śmy do kresu naszej drogi. Wtedy musimy bez­względ­nie odsu­nąć od sie­bie wymówki, ponow­nie prze­jąć kon­trolę nad naszym życiem i zacząć się sami moty­wo­wać, się­ga­jąc gra­nic, wyty­cza­jąc sobie nowe cele, które pchną nas do się­ga­nia po wię­cej. Za każ­dym razem, kiedy poczu­jemy, iż doszli­śmy do ściany, ozna­cza to, że jeste­śmy gotowi przejść na nowy poziom.

• Co mogę zro­bić, żeby stać się lep­szy?

Poszu­kaj cze­goś nowego i posta­raj się to ulep­szyć. Przed­się­biorcy zawsze idą o krok dalej! Na przy­kład kibic i tre­ner oglą­dają po dzie­sięć fil­mów z meczów pił­kar­skich, lecz pod­czas gdy kibic się bawi, tre­ner robi notatki, myśli i two­rzy – dla niego filmy są płasz­czy­zną two­rze­nia.

Węzeł mentalny nr 4. Potrzebuję cię, powiedz mi, co mam robić!

Węzeł men­talny nr 4

Potrze­buję cię, powiedz mi, co mam robić!

Uwal­nia­jąca idea

Ist­nieją dwa głosy, ważny jest ten wewnętrzny.

Ist­nieją dwa głosy, zewnętrzny i wewnętrzny. Jeśli na przy­kład mówią mi „jesteś głupi” (głos zewnętrzny), a ten głos zbiega się z moim gło­sem wewnętrz­nym, to zna­czy, że ja także mówię samemu sobie „jesteś głupi” – wów­czas ten przy­miot­nik będzie mnie bolał. Gdy jed­nak głos zewnętrzny mówi mi „jesteś głupi”, jeśli nie jest on zbieżny z moim gło­sem wewnętrz­nym (bo ja mówię sobie, że jestem inte­li­gentny), wtedy nie odczu­wam bólu. Jeśli głosy się nie zbie­gają, nie odczu­wam bólu. Nie możemy kie­ro­wać gło­sami zewnętrz­nymi, lecz możemy uczy­nić to z wewnętrz­nymi.

Zwy­kle pod­czas moich wystą­pień pro­szę uczest­ni­ków o naszki­co­wa­nie sobie w gło­wach przy­by­sza z kosmosu. Następ­nie pro­szę o pod­nie­sie­nie ręki tych, któ­rzy nary­so­wali go z rękami, nogami i oczami, a wtedy wszy­scy pod­no­szą ręce. W końcu pytam: „Ilu z was widziało kosmitę?” – i wszy­scy wybu­chają śmie­chem. Ludzie mówią…

Pew­nego upal­nego dnia w mie­ście na połu­dniu Włoch ojciec i syn roz­po­częli podróż osioł­kiem, by odwie­dzić krew­nych miesz­ka­ją­cych w miej­sco­wo­ści poło­żo­nej daleko od ich pro­win­cji.

Ojciec jechał na ośle, a syn szedł obok, a kiedy mijali idącą z przodu grupę ludzi, ojciec usły­szał, jak mówili: „Patrz­cie na to, jaki okrutny ojciec! Jedzie na ośle, a jego synek musi iść pie­szo w taki upalny dzień”. Wtedy ojciec zszedł z osła, kazał wsiąść na niego synowi i tak dalej podą­żali.

Minęli następną grupę ludzi i ojciec usły­szał, jak ci mówili: „No popa­trz­cie: biedny sta­ru­szek idzie na nogach w tak upalny dzień, a młody chło­pak jedzie sobie wygod­nie na ośle. Co za wycho­wa­nie!”. Ojciec wów­czas doszedł do prze­ko­na­nia, że naj­le­piej będzie, jeśli obaj pojadą na ośle, i tak uczy­nili.

Nie­długo potem minęli kolejną grupę ludzi, a ojciec usły­szał: „Zauważ­cie, jakie okru­cień­stwo! Ci dwaj nie mają ani odro­biny lito­ści dla tego bied­nego zwie­rzę­cia, zmu­szają je do dźwi­ga­nia takiego cię­żaru w tak upalny dzień”. Wtedy ojciec zsiadł z osła, kazał rów­nież uczy­nić to synowi i kon­ty­nu­owali podróż, idąc obok osła.

Prze­cho­dzili obok innej grupy ludzi, któ­rzy mówili: „Co za głupcy ci dwaj! W tak upalny dzień idą pie­szo, mimo że mają osła, na któ­rym mogą jechać!”2.

Mając wąt­pli­wo­ści co do swo­jego postę­po­wa­nia, wiele osób prosi o opi­nię swo­ich przy­ja­ciół, zna­jo­mych lub krew­nych, lecz pro­sze­nie o opi­nię niczemu nie służy, gdyż taka opi­nia opiera się na nie­wie­dzy. Szu­kaj doświad­cze­nia, nie opi­nii, to zna­czy proś o radę kogoś, kto wie, kogoś, kto prze­żył taką sytu­ację, w jakiej się znaj­du­jesz, i wyszedł z niej obronną ręką.

Pewien czło­wiek otwo­rzył sklep z rybami i umie­ścił wielki afisz: „Tu w sprze­daży świeże ryby”. Odwie­dził go pierw­szy przy­ja­ciel i powie­dział mu: „Po co umie­ściłeś tu słowo «tu», skoro jest rze­czą oczy­wi­stą, że to tutaj?”. I to słowo zostało wyma­zane. Drugi przy­ja­ciel mu powie­dział: „Świeże? Po co to wyja­śniać, skoro nikt nie sprze­daje zepsu­tych ryb?”, po czym znik­nęło dru­gie słowo. Trzeci dodał: „Po co pisać «w sprze­daży»? Nikt nie daje ryb za darmo!”, i znik­nęły dwa słowa. Na afi­szu pozo­stało tylko „Ryby”. Ostatni przy­ja­ciel zamknął sprawę: „Po co pisać «ryby», skoro ich nie­da­jący się z niczym pomy­lić zapach z daleka infor­muje o skle­pie?”. I nic nie pozo­stało3.

Przy­wią­zani czy przy­le­pieni?

Wyobraź sobie pięk­nego ptaka, który z nie­za­leż­nych od niego przy­czyn wiele lat spę­dził zamknięty w klatce. Pew­nego dnia drzwiczki klatki zostają otwarte. Teraz ptak może latać! A jed­nak, mimo że na­dal ma swe skrzy­dła i oko­licz­no­ści rady­kal­nie się zmie­niły, ptak nie wyko­nuje żad­nego ruchu, żeby odle­cieć. Dla­czego? Ponie­waż sądzi, że na­dal jest spę­tany.

Pewne osoby, które nie zdo­łały usta­no­wić zdro­wych więzi uczu­cio­wych, w szko­dliwy spo­sób przy­wią­zują się do swo­jego part­nera, przy­ja­ciela, szefa, tra­cąc w ten spo­sób nie­za­leż­ność. Jeśli na przy­kład musia­łeś tłu­ma­czyć się z cze­goś swo­jemu sze­fowi, zdrowe przy­wią­za­nie pozwo­li­łoby ci pod­cho­dzić do niego jak równy do rów­nego – uznał­byś, że on jest sze­fem, i wyja­śnił mu sprawę. Jeśli twój szef zawsze wytyka ci to, co robisz źle, możesz odbić piłeczkę, wystą­pić i zapy­tać go: „Co pan chce, żebym zro­bił?”, usta­wia­jąc rela­cję na bar­dziej part­ner­skim pozio­mie.

Jasnym obja­wem tego, że docho­dzi do zależ­no­ści, jest nie­po­kój, jaki odczu­wają pewne osoby w rela­cjach z innymi. Spójrzmy, jak rodzi się nie­po­kój.

1. Z powodu nie­obec­no­ści

Nie­po­kój z powodu roz­sta­nia jest emo­cjo­nalną zależ­no­ścią, która każe nam wie­rzyć, że bez tej dru­giej osoby nie będziemy mogli żyć. Ci, któ­rzy cier­pią na to zabu­rze­nie, są oso­bami przy­wią­za­nymi, które cały czas mar­twią się, że utracą obiekt swo­jego przy­wią­za­nia.

Jeśli na przy­kład prosi się je, żeby zro­biły coś same, takie osoby mówią, że nie potra­fią. W przy­padku samot­no­ści nie­po­koją się i mówią: „Nie idź”, „Nie zosta­wiaj mnie”. Takie osoby nie mają wiary w sie­bie, są jak dzieci, które pytają matkę: „Co mam wło­żyć?”, „Mogę pooglą­dać tele­wi­zję?”, to zna­czy potrze­bują pozwo­leń, żeby się poru­szać, wyma­gają upo­waż­nie­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. H.A. Kis­sing­ger, White House Years, Lit­tle Brown & Co, Boston 1979. [wróć]

2. Histo­ria przy­to­czona w: G. Nar­done, Psi­co­so­lu­cio­nes, Her­der, Bar­ce­lona 2002. [wróć]

3. http://dia­rio­pu­bli­co­de­beto.blog­spot.com.ar/2013/06’y-en-cuento-rezad-asi-un-hom­bre-abrio-un.htm [wróć]