Vaiana. Skarb oceanu. Biblioteczka przygody. Disney - autor nieznany - ebook

Vaiana. Skarb oceanu. Biblioteczka przygody. Disney ebook

Autor nieznany

4,8

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Vaiana, dzielna i żądna przygód córka wodza z wyspy Motunui, od dziecka czuła zew oceanu – wodnego bezkresu rozciągającego się za rafą, czyli tam, gdzie nie wolno jej było wypływać. Pewnego dnia Vaiana pożeglowała w dal, wprost na spotkanie wielkiej przygody. Pragnęła uratować swoją wyspę i ponownie posłać swój lud na szerokie wody…

Powieść Vaiana. Skarb oceanu, wzbogacona kolorową wkładką z ilustracjami, to okazja do przypomnienia sobie losów ulubionych bohaterów znanych z filmu Disneya pod tym samym tytułem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 88

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (20 ocen)
16
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jubart

Dobrze spędzony czas

Super
30
rafaltynski

Nie oderwiesz się od lektury

super
10

Popularność



Kolekcje



Roz­dział 1

1

Na wyko­na­nym z sze­ro­kiego pasa kory mate­riale tapa nama­lo­wano pro­sty obraz oce­anu. Fale zda­wały się oży­wać za każ­dym razem, kiedy wio­skowa bajarka opo­wia­dała o pra­daw­nych dzie­jach.

– Na początku był tylko ocean – zaczęła i malo­wane fale ruszyły. – Potem wyło­niła się z niego wyspa matka Te Fiti.

Wizja się zmie­niła. Z fal wyło­niła się bogini i jej postać rosła razem ze sło­wami bajarki.

– Jej serce miało moc stwa­rza­nia życia, a Te Fiti dzie­liła się swoją mocą z całym świa­tem.

Piękna bogini uło­żyła się na boku, a kształty jej ciała stały się górami i doli­nami. W ten spo­sób naro­dziła się raj­ska kra­ina. W samym sercu wyspy zaja­śniał blask, a potem moc zaczęła się spi­ral­nie roz­sze­rzać, aż ogar­nęła wszystko. Wtedy z ziemi wykieł­ko­wały piękne drzewa i poja­wiła się bujna roślin­ność.

– Z cza­sem nie­któ­rzy zaczęli pożą­dać serca Te Fiti – mówiła dalej bajarka i zaraz poja­wiło się mnó­stwo wstręt­nych postaci, łako­mie wpa­trzo­nych w serce bogini. – Wie­rzyli, że jeśli je zdo­będą, będą mogli wyko­rzy­stać dla sie­bie jego życio­dajną moc. Pew­nego dnia naj­śmielsi z nich prze­pły­nęli prze­stwór oce­anu, aby zabrać skarb.

Na tapa uka­zała się łódź tnąca wez­brane fale. Za ste­rem stał potężny męż­czy­zna. Nagle wysko­czył z łodzi i w jed­nej chwili prze­mie­nił się w ogrom­nego jastrzę­bia. Ptak wzbił się w niebo, nad­le­ciał nad raj­ską wyspę i zaczął zło­wrogo krą­żyć. Wresz­cie wylą­do­wał i natych­miast zmie­nił się w wielką zie­loną jasz­czurkę, która szybko wśli­zgnęła się w zie­lony gąszcz i ruszyła naprzód, cią­gnąc za sobą długi, wijący się ogon. Kiedy jasz­czurka dotarła do polany oto­czo­nej ska­łami, prze­kształ­ciła się w robaka i zni­kła w kamien­nej szcze­li­nie. Za chwilę robak wyło­nił się z dru­giej strony skał i przy­brał ludzką postać. Przy­cza­jony w cie­niu męż­czy­zna czuj­nie śle­dził serce pul­su­jące pośrodku wyspy.

– To pół­bóg, pan wia­tru i morza – wyja­śniła bajarka. – Oszust, mistrz zmiany kształ­tów, uzbro­jony w magiczny hak.

Maui chwy­cił swój ogromny hak, wcze­pił go w serce i wyszarp­nął je z magicz­nej spi­rali. Zanim zła­pał serce, trium­fal­nie potrzą­snął hakiem w powie­trzu. Ku zasko­cze­niu olbrzyma zie­mia zaczęła się trząść.

– Gdy zabra­kło serca, wyspa Te Fiti roz­sy­pała się w proch i zapa­dły strasz­liwe ciem­no­ści! – zawo­łała stara kobieta gro­bo­wym gło­sem.

Na obra­zie drzewa usy­chały i umie­rały, jakby z wyspy ktoś wysy­sał życie. Wszystko obró­ciło się w pył. Maui zesko­czył ze skał i pobiegł na brzeg, by rzu­cić się z wyso­kiego klifu. Zanim jed­nak spadł do morza, zmie­nił się znów w jastrzę­bia. Zało­po­tały potężne skrzy­dła. Za chwilę olbrzym był już na łodzi.

– Maui pró­bo­wał uciec, ale na dro­dze sta­nął mu drugi ama­tor życio­daj­nego serca: Te Kā, demon ziemi i ognia! – Głos kobiety nabrał jesz­cze bar­dziej dra­ma­tycz­nych tonów, by pod­kre­ślić powagę sytu­acji.

Te Kā, potężny potwór z lawy, wysko­czył z chmury popiołu, wrzesz­cząc i skrze­cząc wście­kle. W ośle­pia­ją­cym bla­sku wul­ka­nicz­nych bły­ska­wic, ze spły­wa­ją­cymi mu z głowy stru­mie­niami gorą­cej lawy, zaata­ko­wał Mau­iego. Maui moc­niej ści­snął swój hak i rzu­cił się na prze­ciw­nika. Dwa olbrzymy starły się w bły­sku gigan­tycz­nej eks­plo­zji.

– Maui został strą­cony z nieba i ni­gdy wię­cej go nie widziano. Jego magiczny hak i serce Te Fiti wpa­dły do oce­anu… – snuła opo­wieść bajarka.

Teraz na tapa poka­zał się obraz serca i haka wpa­da­ją­cych w spie­nione fale.

Bab­cia Tala wstała i unio­sła mate­riał, pre­zen­tu­jąc malo­wi­dła zasłu­cha­nym dzie­ciom. Tajem­ni­czo wpa­try­wała się w róg obrazu i zwięk­sza­jąc natę­że­nie głosu, budo­wała napię­cie. Opo­wieść zmie­rzała do wiel­kiego finału.

– Nawet teraz, po tysią­cach lat, Te Kā i inne demony czają się w oce­anicz­nej głębi, ukryte w mroku. A ciem­ność się roz­prze­strze­nia, pło­szy nasze ryby i wysysa życie z kolej­nych wysp. W końcu wszy­scy wpad­niemy w żar­łoczną pasz­czę nie­unik­nio­nej śmierci!

Po tych sło­wach zapa­dła mar­twa cisza. Prze­ra­żone dzieci ze łzami w oczach wpa­try­wały się w bab­cię Talę. Mały chłop­czyk w pierw­szym rzę­dzie osu­nął się na pod­łogę i zemdlał. Za to jedna z dziew­czy­nek chło­nęła całą histo­rię z sze­roko otwar­tymi oczami. Kiedy bab­cia Tala skoń­czyła, zaczęła z uśmie­chem bić brawo, jakby pro­siła o jesz­cze. Ta dziew­czynka miała na imię Vaiana.

– Ale przyj­dzie dzień, kiedy serce zosta­nie odna­le­zione – cią­gnęła bab­cia Tala. – Dokona tego ktoś, kto ośmieli się wypły­nąć poza naszą rafę, odnaj­dzie Mau­iego i przy­pły­nie tu z nim z dru­giej strony oce­anu, aby oddał serce Te Fiti i dzięki temu oca­lił nas wszyst­kich.

Bab­cia Tala już miała zacząć od nowa swoją opo­wieść, kiedy przy­biegł wódz Tui.

– Hola, matko, wystar­czy! – Porwał z ziemi Vaianę i zro­bił hongi, czyli czule przy­ci­snął swój nos i czoło do jej nosa i czoła. – Nikomu nie wolno wypły­wać poza naszą rafę – powie­dział, przy­po­mi­na­jąc dzie­ciom naj­waż­niej­szą zasadę obo­wią­zu­jącą na wyspie. – Tu jeste­śmy bez­pieczni. Tutaj nie ma ciem­no­ści i potwo­rów… – Ude­rzył w ścianę drew­nia­nej chaty zwa­nej fale tak mocno, że malo­wany mate­riał poru­szył się i potwory przez moment wyglą­dały, jakby obu­dziły się do życia.

Dzieci zerwały się z krzy­kiem i przy­pa­dły do wodza, prze­wra­ca­jąc go.

– Potwór! Potwór! – wrzesz­czał jeden z prze­ra­żo­nych mal­ców.

– Ciem­ność! – krzy­czał inny.

– Tak to się skoń­czy!

– Nie­do­brze mi!

Dzieci w panice cze­piały się wodza, przy­gnia­ta­jąc go swoim cię­ża­rem.

– Nie, nie! Nie ma żad­nych ciem­no­ści – zapew­nił je Tui. Skrzy­wił się, kiedy jeden z chłop­ców wbił mu kolano w żebra. – Dopóki trzy­mamy się naszej rafy – teraz dostał cios w żołą­dek i na moment stra­cił oddech – dopóty nic nam nie grozi! – dokoń­czył, mocno wcią­ga­jąc powie­trze i pró­bu­jąc uspo­koić dzieci.

– Legendy nie kła­mią i ktoś musi wresz­cie to zro­bić! – zawo­łała bab­cia Tala, bro­niąc prawdy opo­wie­ści.

– Matko, Motu­nui jest rajem – rzekł Tui, uwal­nia­jąc się wresz­cie od spa­ni­ko­wa­nego dzie­cię­cego tłumu. Otrze­pał się i dodał: – Po co ktoś miałby stąd odpły­wać?

Roz­dział 2

2

Mała Vaiana poszła na plażę i spa­ce­ro­wała, cie­sząc się doty­kiem cie­płego pia­sku prze­sie­wa­ją­cego się mię­dzy pal­cami stóp. Patrzyła na ocean, na toczące się fale, aż zauwa­żyła piękną kon­chę, poły­sku­jącą w płyt­kiej wodzie przy brzegu. Kre­mo­wo­ró­żowa muszla two­rzyła ide­alną spi­ralę i bar­dzo spodo­bała się dziew­czynce. Vaiana już miała ją wycią­gnąć z wody, kiedy za ple­cami usły­szała gło­śny trze­pot. Obej­rzała się i zoba­czyła, że banda skrze­czą­cych mor­skich pta­ków drę­czy małego żół­wia. Żół­wik usi­ło­wał uciec do wody, ale pta­szy­dła zagra­dzały mu drogę. Malec był prze­ra­żony. Za każ­dym razem, kiedy chciał zro­bić krok, ptaki gro­ziły mu ostrymi dzio­bami, więc żół­wik sta­rał się scho­wać w sko­ru­pie.

Vaiana nie chciała porzu­cić muszli, gdyż bała się, że zaraz zabie­rze ją odpływ. Nie mogła jed­nak zosta­wić żół­wika jego losowi. Zerwała roz­ło­ży­sty pal­mowy liść i trzy­ma­jąc go nad żół­wiem jak tar­czę, chro­niła go w dro­dze do wody. Pta­szy­ska przez cały czas usi­ło­wały dosię­gnąć bie­daka, lecz Vaiana dziel­nie je odstra­szała, gło­śno krzy­cząc i tupiąc. W ten spo­sób bez­piecz­nie dopro­wa­dziła żół­wika do wody. Kiedy odpły­wał, dziew­czynka stała jesz­cze przez chwilę, macha­jąc mu na poże­gna­nie. Była dumna i szczę­śliwa, że im się udało.

Kiedy tylko żółw znikł w oddali, stało się coś dziw­nego. Woda zaczęła bul­go­tać i poja­wił się wir. Za moment się roz­pły­nął, by odsło­nić kon­chę, którą wcze­śniej zabrała fala. Ucie­szona Vaiana przy­kuc­nęła i się­gnęła po nią. Nagle tuż obok w wodzie poja­wiła się druga kon­cha! Ocean się cofał i odpływ odsła­niał coraz to wię­cej pięk­nych muszli, zale­ga­ją­cych na dnie. Vaiana zbie­rała je po kolei i po chwili miała ich tak wiele, że ledwo mogła wszyst­kie utrzy­mać w dło­niach.

Woda wypię­trzyła się w nie­wielką falę, która opły­nęła dziew­czynkę i zawi­sła nad jej głową. Wyglą­dała tak, jakby chciała powie­dzieć: „Cześć!”.

Vaiana uśmiech­nęła się do przy­ja­znej fali i deli­kat­nie dotknęła jej palusz­kiem. W odpo­wie­dzi dostała mały prysz­nic z kro­pe­lek. Roz­ba­wiona dziew­czynka zachi­cho­tała.

Fala znów owi­nęła się wokół głowy dziew­czynki. Łasko­tała ją, bawiła się jej wło­sami, aż uło­żyła je w śmieszną fry­zurę. Vaiana śmiała się, zachwy­cona tą dziwną nową przy­ja­ciółką.

Wtem fala się cof­nęła, a ocean się roz­stą­pił. Przed dziew­czynką otwo­rzył się wodny wąwóz. Jakaś zasko­czona ryba wiła się na pia­sku u stóp Vaiany, ale udało się jej wsko­czyć z powro­tem do wody. Vaiana jak urze­czona ruszyła przed sie­bie, doty­ka­jąc rękami wod­nych ścian, które roz­stę­po­wały się przed nią. Szlak wydłu­żał się, w miarę jak szła coraz dalej. Wkrótce dostrze­gła w wodzie żół­wika u boku swo­jej mamy. Patrzyła, jak oboje odpły­wają.

Kiedy żół­wie zni­kły w oddali, uwagę dziew­czynki przy­kuł jakiś błysz­czący przed­miot pły­wa­jący w wodzie. Kiedy prąd przy­niósł go bli­żej, Vaiana wło­żyła rękę w ścianę wod­nego wąwozu i schwy­ciła ten przed­miot. Był okrą­gły i z jed­nej strony gładki jak kamień. Na dru­giej stro­nie miał wyryty nie­zwy­kły wzór. Dziew­czynka powio­dła pal­cem wzdłuż dziw­nej spi­rali. Miała wra­że­nie, że dotyka kamien­nego wiru. To na pewno nie był zwy­czajny kamień!

– Vaiano! – usły­szała czyjś głos. To zde­ner­wo­wany ojciec wołał ją z daleka.

Magiczny nastrój prysł. Ocean uniósł ją i zanim zja­wił się Tui, posta­wił bez­piecz­nie na brzegu. Kiedy męż­czy­zna nad­bie­gał, Vaiana nie­chcący upu­ściła lśniący kamień. Nim zdą­żyła zoba­czyć, gdzie się poto­czył, tata porwał ją na ręce i wyniósł na ląd.

– Co ty tu robisz? – zawo­łał. – Aleś mnie wystra­szyła!

Vaiana pró­bo­wała wyśli­zgnąć się z jego uści­sku i wró­cić na brzeg.

– Chcę z powro­tem – pro­siła.

– Nie – rzekł jej tata sta­now­czo. – Ni­gdzie nie pój­dziesz. To zbyt nie­bez­pieczne.

Dziew­czynka odwró­ciła się i spoj­rzała w stronę oce­anu, wypa­tru­jąc kamie­nia. Ni­gdzie go nie było. Ocean falo­wał spo­koj­nie i obo­jęt­nie, łagodne fale muskały pia­sek plaży.

Tui posta­wił córkę na ziemi.

– Vaiano, wra­camy do wio­ski – powie­dział.

Dziew­czynka z ocią­ga­niem wzięła ojca za rękę i ruszyli z powro­tem. Co chwila jed­nak spo­glą­dała za sie­bie, na ocean.

Sina, jej mama, z uśmie­chem wyszła im na spo­tka­nie.

– Będziesz następ­nym wiel­kim przy­wódcą naszego ludu – powie­dział Tui, z dumą spo­glą­da­jąc na córkę.

– I będziesz doko­ny­wała wspa­nia­łych czy­nów, moja mała rybko – dodała Sina.

Nagle Vaiana wyrwała się rodzi­com i pędem pobie­gła w kie­runku plaży. Sina i Tui wymie­nili zmar­twione spoj­rze­nia, po czym szybko zła­pali córkę i zapro­wa­dzili do domu.

Roz­dział 3

3

Czas pły­nął. Rodzice nauczyli Vaianę miło­ści do pro­stego życia na Motu­nui. Kiedy jed­nak wypły­wali w morze, dziew­czynka czę­sto wpa­try­wała się w błę­kitną dal, zasta­na­wia­jąc się, co też znaj­duje się za rafą chro­niącą wyspę. Uwiel­biała obser­wo­wać wyru­sza­jące na połów i powra­ca­jące łodzie, ale rodzice zawsze pil­no­wali, żeby nie była sama nad wodą.

Tylko bab­cia rozu­miała fascy­na­cję wnuczki. Vaiana uwiel­biała spa­ce­ro­wać z bab­cią po plaży. Spę­dzały tam całe godziny, czę­sto tań­cząc w falach. Pod­czas gdy rodzice Vaiany sta­rali się za wszelką cenę wyper­swa­do­wać córce nad­mierne zain­te­re­so­wa­nie oce­anem, bab­cia Tala zachę­cała wnuczkę, żeby podą­żała drogą serca i słu­chała wewnętrz­nego głosu. Mówiła, że dzięki niemu dowie się kie­dyś, kim naprawdę jest.

W dniu jej szes­na­stych uro­dzin tata zapro­wa­dził córkę na górę. Pod­cho­dzili coraz to wyżej i wyżej, aż sta­nęli na naj­wyż­szym szczy­cie Motu­nui. Tam ojciec poka­zał Vaia­nie wielki stos kamieni.

– Od chwili kiedy otwo­rzy­łaś oczy, marzy­łem o tym, żeby cię tutaj przy­pro­wa­dzić – powie­dział. – To jest święte miej­sce, miej­sce wodzów. – Pod­szedł do stosu i poło­żył dłoń na kamie­niach. – Nadej­dzie czas, kiedy doko­nasz tego, czego masz doko­nać, i sta­niesz się tym, kim masz być. Wró­cisz wtedy na ten szczyt i doło­żysz swój kamień do stosu, tak jak zro­bi­łem to ja, a przed­tem mój ojciec i jego ojciec, i każdy z wodzów. Tego dnia, dokła­da­jąc swój kamień, pod­wyż­szysz naszą wyspę. Jesteś przy­szło­ścią naszego ludu, Vaiano. A on nie mieszka tam. – Poka­zał na rafę i otwarty ocean za nią. – Nasz lud żyje tutaj. – Tui poło­żył dłoń na ramie­niu córki i przez chwilę razem patrzyli na wio­skę leżącą w dole, u pod­nóża góry. – Czas, abyś stała się tym, kim masz być.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki