Niedola Nibelungów - Autor nieznany - ebook

Niedola Nibelungów ebook

Autor nieznany

4,0

Opis

Niedola Nibelungów to pochodzący z XIII wieku epos bohaterski. W oryginale został zapisany w języku średnio-wysoko-niemieckim. Przetłumaczony na język polski pod koniec XIX wieku m.in. przez dra Ludomiła Germana.

Niedola Nibelungów to opowieść o rycerskim honorze, pojedynkach, tradycjach; gorącej miłości i zdradzie, podana na tle podboju Burgundii, walki o władzę, a także konflikcie świata chrześcijańskiego i pogańskiego. Tytułowi Nibelungowie swoją nazwę wywodzą od staroniemieckiego słowa Nebul oznaczającego mgławicę. Wiąże się ich z istniejącą w mitologii skandynawskiej krainą zmarłych — krainą mieszkańców mgieł. W utworze postacie legendarne przeplatają się z historycznymi wojownikami i władcami. Do tego średniowiecznego eposu odwoływali się często późniejsi literaci, był on również odwołaniem dla ideologii głoszących wyższość narodu niemieckiego.


Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

tłum. Ludomił German
Epoka: Średniowiecze Rodzaj: Liryka Gatunek: Epos

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 377

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Niedola Nibelungów

tłum. Ludomił German

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN 978-83-288-3575-7

Niedola Nibelungów

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Wstęp

Początek i powstanie epopei, której przekład podajemy, pokrywa tajemnica. W r. 1757 wydał profesor Bodmer w Zurychu z starego rękopisu drugą część niniejszego poematu pod tytułem: Zemsta Krymhildy, a Myller, profesor w Berlinie, wydrukował w r. 1782 cały poemat, korzystając z rękopisu przez Bodmera użytego (zwanego rękopisem A), a znajdującego się podówczas w bibliotece zamku Höhenems koło Bregencji (obecnie zaś w Monachium) i innego (C), również w Höhenems przechowanego, który dzisiaj należy do biblioteki książęcej w Donaueschingen. Oprócz tych dwóch rękopisów, odkryto prawie równocześnie i trzeci (B), a odnalazł go Beda, opat klasztoru w St. Gallen w r. 1773. Od tego czasu udało się wykryć jeszcze kilkanaście innych rękopisów, pochodzących z różnych okresów wieków średnich, lecz te manuskrypta okazały się w przeważnej części odpisami lub fragmentami poprzednich, albo też częściowemi przeróbkami.

Mnogość znalezionych rękopisów świadczy o wielkiej popularności poematu, a dalszem jej świadectwem jest wielka ilość opracowań późniejszych, dodatków, dalszych ciągów.

Jednak ponowne wydobycie zapomnianej epopei w drugiej połowie XVIII wieku wcale niewielkie wywarło na współczesnych wrażenie. Znakomici poeci i pisarze tego okresu zachowali się nader obojętnie wobec tego zabytku czasów mało zbadanych, mało znanych; dla ludzi wieku, który zwał się z dumą wiekiem oświecenia, dźwięk barbarzyńskiego języka, pochodzący z okresu historii, na który z lekceważeniem spoglądano, wydał się obcym, może nawet przykrym.

W bibliotece w Zurychu leży pod szkłem oryginał listu króla pruskiego Fryderyka II z dnia 22 lutego 1784 r., w którym król, odpowiadając po dwóch latach na dedykację Myllera, zarzuca mu, iż zbyt korzystnie wyraża się o nędzocie, której on nie cierpiałby w swej bibliotece, która ani jednego naboju prochu nie warta. Szorstki ten sąd króla, zamiłowanego w współczesnej francuskiej literaturze, był może wyrazem ogólnego zapatrywania chwili ówczesnej.

Lecz w krótkim czasie zmienił się sąd ogółu.

Zwrot ku romantyczności, rozlubowanie się w poezji ludowej, zaciekanie się w dziejach wieków średnich, odkrycie całych skarbów poezji z zamierzchłej epoki, bo z XII i XIII wieku pochodzącej, studia nad historią niemieckiego języka, zapewniły wkrótce poematowi o losach Nibelungów ogromną popularność, a w czasach nowszych cały szereg pierwszorzędnych uczonych oddaje się studiom nad językiem, formą, pochodzeniem tej epopei. Wzbogacono dzisiaj język wielu zapożyczonemi z niej wyrażeniami i zwrotami, przyjęto w wielu poematach formę zwrotki epopei o Nibelungach, budowę jej zbadano bliżej i dokładniej, a rezultatem tych prac krytycznych jest ogólne uznanie, iż poemat Niedola Nibelungów jest jednym z najcenniejszych zabytków poezji i że mu w literaturze powszechnej należy się jedno z miejsc najprzedniejszych.

Co się tyczy powstania poematu, toczy się od wielu już lat walka pomiędzy uczonymi. Podczas gdy jedni twierdzą, że powstał on przez zebranie pieśni ludowych, przez proste zestawienie i porządkowanie wedle naturalnego porządku wydarzeń i wtrącenie kilku zwrotek tam, gdzie pieśni te bezpośrednio się nie łączyły (tego zdania bronił K. Lachmann), dowodzą inni (W. Grimm, A. Holtzmann, Zarnke, K. Bartsch), że jedność planu i układu, ekonomia w traktowaniu materiału, harmonia w budowie poematu, a nareszcie jednolitość języka, budowy zdania, formy poetycznej itd. — może być tylko rezultatem pracy jednego człowieka, który na podstawie podań i pieśni ludowych, lecz samodzielnie je odtwarzając, napisał tę epopeję. Jest to walka taka sama, jaka toczyła się i toczy około wielkich greckich epopei, Iliady i Odysei, i około osoby Homera.

Najskrzętniejsi może z tych badaczy, Fr. Pfeiffer i K. Bartsch, doszli na podstawie wszechstronnych poszukiwań do wniosku, iż twórcą poematu o Nibelungach nie może być nikt inny, jak rycerz Kürenberger z Górnej Austrii, żyjący około połowy XII wieku — a hipoteza ta szeroko się przyjęła. Przypuszczają dalej na podstawie badań językowych i porównania współczesnych zabytków poezji, iż poemat spisany został około r. 1140, że przerobił go inny poeta około r. 1170 (rękopisy A i B), a później jeszcze wprowadził inny przerabiacz (rękopis C) pewne zmiany, w rymowaniu szczególniej, stosownie do zmian, które zaszły w języku, i do ściślejszych wymagań pod względem formy, które były wynikiem rozbudzonej poetycznej produkcji i wydoskonalenia zewnętrznej poetycznej szaty.

Wedle tej hipotezy, nie posiadamy więc poematu o Nibelungach w pierwotnej formie, lecz jedynie w opracowaniach tu wymienionych i innych późniejszych, które jednak z małemi zmianami podaje tekst rękopisów B i C. — Pierwotny tytuł: Der Nibelunge Nôt (Niedola Nibelungów) zmienił przerabiacz C na ogólniejszy: Pieśń o Nibelungach (Der Niebelunge liet), gdyż tamten wydawał się mu jedynie dla drugiej części stosownym.

Poemat cały spisany jest w formie dla epopei nie bardzo korzystnej, tj. w zwrotkach czterowierszowych o rymie męskim. Wiersz każdy rozpada się na dwie połowy, z których pierwsza ma cztery, druga zaś trzy akcentowane zgłoski; tylko druga połowa czwartego wiersza ma ich również cztery. Między akcentowanemi znajdują się także nieakcentowane zgłoski, jedna, dwie, nawet trzy lub żadna. Wiersz liczy zwykle 15–16 zgłosek. Zwrotka tego rodzaju, używana w lirycznej poezji średniowiecznej (właśnie w pozostałych kilku pieśniach Kürenbergera) z małą zmianą wprowadzona i do nowej (np. w poezjach Uhlanda), ma w zastosowaniu do poezji epickiej tę niedogodność, iż jako zamknięta w sobie całość, zmusza poetę do zamknięcia myśli w małych, równomiernych okresach. Gdy treść jest zbyt obszerną i obfitą, musi poeta przenieść ją i do następnej zwrotki, nie kończąc zdania z końcem czwartego wiersza; jeżeli zaś nie starczy myśli na wypełnienie czterech długich wierszy, rozwadnia ją, rozwija nad potrzebę lub wypełnia wiersz czwarty zdaniem wtrąconem, które zwykle jest zapowiedzią tego, co ma w przyszłości nastąpić, — subiektywnem zdaniem, przerywającym tok naturalny obiektywnego opowiadania. Tych niedostatków nie uniknęli i inni epicy, którzy dla swych poematów wybrali formę zwrotki zamiast ciągłego opowiadania, jak Tasso i Ariosto, podczas gdy epopeje greckie, starofrancuskie, nasz Pan Tadeusz i inne, nie krępując się ścisłą formą zwrotki, mogą utrzymać jednostajny ton i tok naturalny opowiadania, nie wysuwając co chwila osobistości poety. W moim przekładzie zachowałem dokładnie podział zwrotek, zamykając w zwrotce polskiej zawsze myśl zwrotki oryginalnej; znajdzie też w nim czytelnik ślad tych wstawek i zdań wsuniętych, które są charakterystyczną cechą poematu. Wiersz obrałem trzynastozgłoskowy, jako najbardziej zbliżony do wiersza oryginału, a w naszej poezji powszechnie przyjęty; rym męski, niezmiernie trudny i nienaturalny w języku polskim i w poemacie tych rozmiarów, zastąpiłem rymem żeńskim.

*

Tło historyczne poematu nie jest jednolite. Wielkie przewroty i zmiany, które stanowią przełom między dziejami starożytnemi a wiekami średnimi, zmiana rozsiedlenia ludów prawie w całej Europie, wielkie pochody i wyprawy, napady, wędrówki ludów, — oto tło i motyw akcji. Ale dla poety dwunastego wieku nie rozścielał się jeszcze tok wydarzeń na szereg kilku stuleci, nie miał on przed sobą obrazu jasnego tych pochodów, wstrząśnień, przewrotów, miał tylko fantastyczny obraz nadzwyczajnych wypadków, zgrupowany w wyobraźni ludu około kilku wybitnych nazwisk, kilku nadzwyczajnych postaci. Podanie ludowe łączyło w jednę całość dawne mityczne tradycje, sięgające czasów przedhistorycznych, z postaciami historycznemi, które w tem towarzystwie wyrastały na półbogów; wyobraźnia szukała związku między wydarzeniami, dorabiała go, biorąc wątek z klechd i podań, a z czasem urastała z tego całość, dziwna mieszanina historii, mitologii i fantazji. Anachronizm, dzisiaj jaskrawy dla nas i nienaturalny, nie raził i nie mógł razić wcale w czasach, w których nie rozgmatwano jeszcze kłębka wydarzeń; naiwna poezja ludu zestawiała z sobą wypadki i postacie o kilka wieków od siebie odległe. Attyla (Ecel) i Bleda (Bledelin) są w niniejszym poemacie współczesnymi Teodoryka1, króla wschodnich Gotów, który żył później o jedno pokolenie, obok nich staje biskup Pilgrym z Passowy, żyjący w X wieku, wpleciony tu już zapewne nie przez podanie, ale przez autora, — zaś z temi historycznemi postaciami łączą się postacie mityczne, których ślad odnajdujemy w mitologii skandynawskiej, mianowicie w dawniejszym, prozaicznym zbiorze podań, Eddzie starszej, osnutej na tle dawnych pieśni. Temi postaciami są: Zygfryd, bohater frankoński, Brunehilda, królowa Islandii (w dawniejszych pieśniach Walkyra), królowie burgundzcy, Hagen, Krymhilda.

Wszystkie te postacie zżyły się w wyobraźni ludu, zmieszane z sobą w jednę całość, były przedmiotem podań i pieśni, a poeta czerpał z nich swobodnie, — wiedząc, iż zrozumie go naród, chociaż nie dopowie, nie dośpiewa mu wszystkiego. Treść nie była jego własnością, ale jedynie sposób opracowania. Stąd też znajdujemy dzisiaj w poemacie o Nibelungach kilka rzeczy, kilka wypadków, z których nie możemy zdać sobie sprawy, jeżeli nie zaglądniemy do innych źródeł, które mogą zagadkę rozwiązać.

Taką zagadką jest dla nas naprzód sama nazwa Nibelungów. Nibelungami zowią się książęta i rycerze, zamieszkujący kraj obszerny i strzegący skarbu w jaskini. Nibelungiem staje się frankoński Zygfryd, gdy zabił książąt Szilbunga i Nibelunga i posiadł ich skarb. Nibelungami nareszcie nazywa poeta Burgundów, gdy zabili Zygfryda i skarb sobie przywłaszczyli, a potem zatopili w Renie. — Drugą zagadką jest dawniejszy stosunek Brunehildy do Zygfryda, widoczny z zwrotek części VI2 — jej niechęć ku niemu, a nareszcie straszna nienawiść, która się staje przyczyną śmierci bohatera. Trzecim tajemniczym punktem jest narzekanie Krymhildy i jej dopytywanie się o skarb, który ją więcej zajmuje niż zemsta za męża.

Te zagadki rozwiąże nam przytoczenie następującego streszczenia podań o Zygfrydzie, zawartych w Eddzie (Volsunga Saga).

Sigurd (w poemacie Zygfryd), syn Zygmunta, wychowuje się u mądrego i zręcznego kowala, Reigina i wyrasta na dzielnego, bohaterskiego młodzieńca. Reigin, któremu niegdyś brat Fafnir wydarł był dziedzictwo ojcowskie, namawia Sigurda do zabicia Fafnira. Z mieczem, zwanym Gram, w dłoni i na koniu Grane, przez Odina darowanym, wyrusza młodzian przeciw Fafnirowi, który w postaci smoka strzeże niezmiernego skarbu, zwanego skarbem Nibelungów. Trzej bogowie Odin, Loki i Hönir wydobyli niegdyś skarb z głębi (Niflheim — głębina, kraj mgły, kraj umarłych; mieszkańcy tegoż — niflungar, Nibelungi), lecz musieli go oddać Hreidmarowi, ojcu Reigina i Fafnira, za zabicie trzeciego syna Ottera (wydry), rzucając nań przekleństwo, iż to złoto każdemu, kto je posiędzie, śmierć przyniesie. Pierwszego posiadacza tego skarbu na ziemi, ojca swego, zabili Reigin i Fafnir z chciwości. Sigurd zabija drugiego posiadacza, Fafnira, pije krew serdeczną smoka i rozumie nagle mowę ptaków, które mu radzą, ażeby zabił Reigina, gdyż ten czyha na jego życie. Ścina więc głowę Reiginowi, skarb ładuje do dwóch skrzyń i przywiązuje do konia. Powracając napotyka w drodze zamek, otoczony płomieniem; przejeżdża przez płomień i znajduje w zamku uśpionego wojownika, zdejmuje mu hełm i poznaje, że to kobieta w zbroi. Zbudzona opowiada mu, że jest dziewicą walk, Walkyrą Brynhildą (Brunehilda w poemacie), którą Odin zakłuł cierniem i w sen pogrążył za to, iż w walce, wbrew jego woli, śmierć na pewnego rycerza zesłała. Odtąd nie ma już walczyć, lecz ma poślubić rycerza, który nie zna trwogi. Wkrótce łączy się Sigurd z Brynhildą przysięgą wiecznej miłości i wierności. — Po niejakim czasie udał się Sigurd z skarbem do pewnego króla nad Renem i zawarł przyjaźń z jego trzema synami (w podaniu Gunnar, Högni i Guthorm, w poemacie Gunter, Gernot, Gizelher i ich rycerz Hagen). Siostrę ich Gudrunę (w poemacie Krymhilda) trapią sny złowrogie, matka jej radzi, by Zygfrydowi podała napój zapomnienia, — Zygfryd wychyla róg tego płynu, zapomina przysiąg, które go łączą z Brynhildą i żeni się z Gudruną, Gunnar zaś, najstarszy z jej braci, chce pojąć Brynhildę za małżonkę; Sigurd, przybrawszy postać Gunnara przeskakuje przez płomień około zamku i w jego imieniu bierze Brynhildę za żonę. Podczas wesela Gunnara z Brynhildą, budzi się w Zygfrydzie wspomnienie dawnych przysiąg, jednak milczy.

Pewnego dnia idzie Gudruna z Brynhildą do Renn, by obmyć sobie włosy. Tam rozpoczyna się spór o wartość i godność małżonków, a w sprzeczce powiada Gudruna, że Sigurd za Gunnara przez ogień przejechał i pojął Brynhildę za żonę. Brynhilda myśli o zemście, żąda od męża i krewnych, by zabili Sigurda. Zrazu opierają się, lecz przystają wreszcie na jej usilne żądanie; Guthorm ma zamach wykonać. Dwa razy odstraszyły go błyszczące oczy Sigurda; za trzecim razem, gdy go znalazł we śnie, zabija go u boku Gudruny. Z narzekań wdowy śmieje się Brynhilda. — Gudruna siedzi w smutku nad zwłokami Sigurda, lecz Brynhilda, ukarawszy wiarołomnego kochanka, nie pragnie niczego więcej w życiu i zabija się.

Wkrótce potem wychodzi Gudruna powtórnie za mąż. Małżonkiem jej jest Atli (w podaniu brat Brynhildy, w poemacie Attyla, Ecel, król Hunów). Pragnie on posiąść skarb Zygfryda, który został w poddaniu braci jego żony; zaprasza ich przeto zdradziecko na swój dwór. Gudruna nadaremnie ostrzega ich pismem runicznem, które dała posłom. Bracia przyjeżdżają; gdy Atli żąda skarbu, chwytają za broń, lecz w walce giną wszyscy. Mszcząc się za śmierć braci, zabija Gudruna swoje i Atlego dzieci i małżonka swego, podpala zamek, a sama rzuca się w morze.

Oto zarys zdarzeń, jak je podanie opowiada. Wyjaśnia się stąd najprzód znaczenie skarbu. Złoto budzi niepomierną żądzę ludzi i przynosi zgubę temu, kto je posiada; złoto jest przekleństwem, przez nie ginie Hreidmar, Fafnir, Reigin, Sigurd, bracia Gudruny i Atli; kto skarb posiędzie, staje się Nibelungiem, mieszkańcem Niflheimu, poświęconym śmierci. Dlatego nazwisko to przechodzi na każdego posiadacza skarbu. Twórca poematu Niedola Nibelungów przenosi też tę nazwę z jednych osób na drugie, ale nie tłumaczy powodu, bo tłumaczyć go nie potrzebował, skoro każdy z jego słuchaczy świadom był właściwego związku.

Również dawniejszy stosunek Brunehildy do Zygfryda, niejasny w poemacie, dopiero z tego podania wysnuwa się jasno i tłumaczy bieg wypadków. Nie jest on epizodem tylko, ale integralną częścią i motywem akcji, chociaż poeta usunął wiarołomstwo z ram swego opowiadania, nie chcąc obniżać moralnej wartości bohatera i zaćmiewać jasnej jego postaci.

Demoniczne rysy Sigurda zatarły się w poemacie z małym wyjątkiem. Mit o Sigurdzie i Brynhildzie jest tylko fantastycznem rozszerzeniem i uplastycznieniem kilku ważnych myśli i pojęć z starogermańskiego kultu natury; Sigurd jest niejako uczłowieczeniem mitologicznych postaci Baldera, Freyra, a nawet po części Odina; lecz w poemacie ślad boskiego jego początku pozostał tylko w nadzwyczajnej sile, w przymiocie, iż ciała jego miecz przeciąć nie zdoła, i w posiadaniu cudownego płaszcza. Zresztą jest to piękna postać rycerska, a pobudki jego działania leżą nie w demonizmie, lecz w człowieczej naturze. W ogóle poemat odrzuca z podania prawie wszystko, co wybiega nad miarę natury ludzkiej pojętej szeroko; fantastyczny żywioł, trudny do zrozumienia dla ludzi innych pojęć zastępuje pierwiastkiem etycznym, a zachowując bezwiednie prawie główną myśl podania o przekleństwie ciążącem na złocie, wysuwa naprzód myśl inną, na gruncie feudalnego rycerstwa wyrosłą, tj. pojęcie wierności i kolizje wynikające z tego obowiązku. Wierność względem pana lennego, względem przyjaciół, gości, małżonka, wierność posunięta do ostateczności, oto myśl przewodnia poematu. Okazuje się to w postaciach, które poeta sam wprowadził, szczególnie w pięknej postaci margrabiego Rydigera z Bechlarn (XXXVII), która jest własną kreacją autora, w Krymhildzie, Hagenie, Volkerze i innych.

Prócz tych zmian zasadniczych wprowadził poeta także wiele innych, zastosowanych do ducha epoki, w której pisał. Poeci i artyści średniowieczni nie starali się wcale o zachowanie kolorytu właściwego czasowi i miejscu, które przedstawiali; anachronizm chronologiczny nie raził ich, równie jak anachronizm w stopniu cywilizacji. Jak przedtem (w IX wieku) twórca poematu Heliand (Zbawiciel) nadaje Chrystusowi znamiona dobrego, lecz potężnego niemieckiego króla, a Izraelitom w Palestynie bez wahania każe zachowywać niemiecki obyczaj i sposób życia, jak później Łukasz Cranach postacie ewangeliczne przedstawia na swych obrazach w szatach swego czasu i kraju, — tak i twórca Pieśni o Nibelungach nie widzi w tem żadnej sprzeczności, iż Zygfryd, Brunehilda, królowie burgundzcy, Rydygier, Dytrych są chrześcijanami, pełniącymi pilnie przepisy kościelne. Tylko Ecel (Attyla) jest poganinem, ale szanującym chrześcijaństwo, pełnym tolerancji i wyrozumiałości religijnej3; pozwala on nawet ochrzcić swego syna, urodzonego z matki chrześcijanki4. Wprawdzie spod pokostu cywilizacji chrześcijańskiej wygląda czasami i wybucha pierwotna dzika natura, wprawdzie zabytki zabobonów i dawnych wierzeń i przesądów widać obok naiwnej, dziecięcej wiary, ale o ile to z jednej strony jest naturalne i usprawiedliwione w społeczeństwie niedawno nawróconem, o tyle z drugiej strony uznać w tem należy nie zamiar poety, lecz mimowolnie przejęte rysy dawniejszych podań. Okres wojen krzyżowych, a do drugiej części poematu walki toczone w kraju dawniej przez Hunów, a w czasie powstania poematu przez Węgrów zamieszkanym, wywarły też wpływ znaczny na koloryt epopei.

Z tem wszystkiem, mimo różnorodności żywiołów, sprzężonych tu i związanych fantastycznie, mimo rozmaitości treści, wziętej z podań, opowiadań, własnego doświadczenia poety i z jego wyobrażeń, poemat ten sprawia wrażenie jednolitej całości, a zasługa w tem twórcy, który objął myślą i w logiczny ciąg zdarzeń przelał mozaikę ludowych pieśni. Budowa tej epopei dowodzi, iż czasy owe miały trafne poczucie artystycznej całości i perspektywy, nieświadome zapewnie, a tkwiące w pojęciu poetycznego tworzenia. Stosunek epizodów do głównego wątku opowiadania, harmonijny rozkład treści, grupowanie osób i wypadków, okazują genialną poetyczną naturę, a poemat ten stawiają w przednim szeregu arcydzieł literatury powszechnej. Dzisiaj jest to już rzeczą powszechnie uznaną, a dowodzą tego między innemi liczne przekłady na język nowoniemiecki, jako też przekłady na język francuski, włoski, angielski i węgierski.

W r. 1831 pojawił się pierwszy przekład polski A. Szabrańskiego (w Bibliotece Najcelniejszych Utworów Literatury Europejskiej), lecz jest on raczej parafrazą oryginału.

Przekład niniejszy jest pierwszym wiernym przekładem polskim, a starałem się w nim nie tyle o wierność słów, ile o wierność myśli i kolorytu; pragnąłem literaturze naszej przyswoić jedno z arcydzieł obcych w formie takiej, która nie zrażałaby czytelnika dziwacznością i nie była dlań zupełnie obcą.

Pierwsze wydanie tego przekładu wyszło przed dziesięciu laty w Warszawie; niniejsze (drugie) wydanie jest niewiele zmienione.

Lwów w grudniu 1893 r.

Dr Ludomił German.

I. Niedola Nibelungów

Prawią nam stare pieśni o przeszłości cudach: 
O bohaterach słynnych, o znojach, o trudach, 
O godach i rozkoszy, o łzach i boleści, 
O bojach i zapasach — słuchajcie powieści! 
Niegdyś w Burgundii śliczne dorastało dziecię 
Krwi królewskiej, — Krymhilda. Żadna jej na świecie 
Nie dorówna urodą, co z latami rosła — 
A potem mężom tylu zagładę przyniosła. 
Niejeden chrobry rycerz na ślubne kobierce 
Pragnął ją poprowadzić, pozyskać jej serce, 
Bo urocza jej krasa każde oko pieści 
A cnoty zdobić mogą cały ród niewieści. 
Trzech ją braci chowało: króle możni, sławni, 
Gunter i Gernot, obaj wojownicy sprawni, 
I Giselher, młodzieniec pełen męskiej cnoty; 
Miała w nich i opiekę, i siostry pieszczoty. 
Ród to zacny, wysoki, a serca wspaniałe, — 
Sił wszelakich dostatek, męstwo też zuchwałe, — 
Królowali w burgundzkiej ziemi, a stoczyli 
Cudowne potem boje w krainie Attyli. 
W Wormacji stał nad Renem zamek ich potężny — 
Z lennych włości rycerzy garnął się huf mężny, 
Do grobu wiernie służąc, męże dumni, butni. 
— Zginęli potem marnie dla dwóch kobiet kłótni. — 
Z możnej się i bogatej porodzili matki 
Uoty; ojciec Dankrat nie żył, — więc dostatki 
Wzięli po nim, — a pan to możny był i śmiały 
I za młodu rozgłośnej dobił się już chwały. 
Trzej króle, jako rzekłem, i męstwem i siłą 
Słynęli, a w bojowej drużynie służyło 
Rycerzy mężnych grono, poczt chrobry i dzielny, 
Co bez trwogi, bez drżenia szedł na bój śmiertelny. 
Więc był tam Hagen z Tronje, był i Dankwart żwawy, 
Brat jego, był i Ortwin — w Metzu miał dzierżawy — 
Byli Gere, Ekewart, obaj margrabiowie, 
Volker z Alzejie, dzielny rycerz, co się zowie. 
Rumolt, kuchmistrz koronny, mąż chrobry, odważny, 
Sindolt i Hunolt zasię mieli urząd ważny: 
Urządzali biesiady, przyjęcia na dworze; 
A tylu innych jeszcze któż wyliczyć może? 
Marszałkiem był ów Dankwart, a u króla stołu 
Stawał Ortwin podstoli, służył z nim pospołu 
Sindolt, podczaszy króla, Hunolt dbał o szatnią; 
Więc dwór królewski jaśniał poczestnie, dostatnio! 
Lecz kto by opowiadać chciał o ich przymiotach,  
O mocy i potędze, o rycerskich cnotach, 
Jakiemi aż do skonu jaśnieli królowie, 
Nie skończy nigdy, ani godnie nie opowie! 
Śniło się raz Krymhildzie, iż jej ulubiony 
Sokół, ptak śliczny, dziki, morderczemi szpony 
Dwóch orłów padł zabity, rozdarty boleśnie: 
Pierwsza to boleść w życiu spotkała ją we śnie. 
W trwodze do matki bieży, pyta, co to znaczy? 
A matka sen złowieszczy ze smutkiem tłumaczy: 
«Twój sokół to małżonek przyszły, córko luba, 
Lecz go — niech Bóg odwróci! — wczesna czeka zguba!» 
«Nie mów, matko, o mężu! Błaga cię twe dziecię — 
Nie, mów! ja nie chcę poznać miłości na świecie! 
Chcę pozostać tak piękną, aż mnie w grób położą — 
Rycerze swą miłością przerażają, — trwożą.» 
«Nie zarzekaj się, dziecię, męża i zamęścia! 
Jeżeli chcesz na ziemi zakosztować szczęścia, 
Da ci je męża miłość! Nie stracisz urody, 
Gdy cię swą żoną nazwie mąż piękny i młody!» 
«O, nie mów tego! — rzekła — nie mów, matko luba! 
Iluż to niewiast przykład poucza i zguba, 
Jak miłość troską ciężką trzeba w końcu płacić; 
Wolę obu nie poznać, i szczęścia nie stracić!» 
Miłość obcą jej była, — nie w myśli małżonek — 
Spokojnie żyła, płynął jej za dzionkiem dzionek, 
A serce dla nikogo raźniej nie uderza. 
Przecież została potem małżonką rycerza. 
Jak sen proroczo wieścił, sokół to był żwawy! 
Straciła go, lecz pomsty podjęła się krwawej 
Na zabójcach, na własnej mściła go rodzinie: 
Za jego krew — strumieniem krew rycerska płynie. 

II. O Zygfrydzie

Kędy Ren się do morza toczy przez Żuławy, 
Stał niegdyś zamek Santen, gród rozgłośnej sławy, 
Tam rósł Zygmunta króla dziedzic urodziwy, 
Syn Zygelindy, pani możnej a cnotliwej. 
Zygfryda nosił miano królewicz on śmiały. 
Dalekie, obce ziemie imię to poznały, 
Bo duch rycerski wszędzie szukał zapaśników. 
W Burgundii jeno5 godnych znalazł przeciwników. 
Kiedy w kwiecie młodości był królewicz, ano 
Cuda o nim i dziwy w świecie powiadano: 
Sławiono piękność, siłę, rycerskie zalety; 
Przepadały też za nim z miłości kobiety. 
Ojciec go chował, jako królowi przystało — 
A w młodzieńcu cnót było wszelakich niemało: 
Okrył sławą szeroko ojcowskie dzierżawy, 
Że wszędzie tak się stawił, jako rycerz prawy. 
Dorósł już lat, iż mógł się pokazać na dworze. 
Ludzie go pokochali, a serduszko może 
Niejedno pragnie, aby pozostał tu stale. 
Że ma miłość i względy, widział doskonale. 
Nie spuszczano go z oka, a stroje i szaty 
Dawała matka, dawał król Zygmunt bogaty; 
Osiwiali go męże ćwiczyli w mądrości: 
Więc umiał potem zyskać i ludy, i włości. 
Nareszcie już i zbroję mógł udźwignąć snadnie6, 
Bo siłę miał po temu, a nosił się składnie; 
Budziła się już w duszy myśl o wdziękach dziewic, 
A podobał się pewnie każdej cny królewic. 
Wtedy król Zygmunt kazał wolę swą objawić,  
Że z przyjaciółmi swymi chciałby się zabawić. 
Chyżo się wieść rozniosła w ziemie okoliczne, 
Bo Zygmunt dawał konie, szaty, dary liczne. 
A kazał król zaprosić na rycerskie gody, 
Kędy był tylko jaki szlachecki syn młody 
Pokrewny rodem, aby z Zygfrydem pospołu 
Przyjął miecz i ostrogi, i gościł u stołu. 
Radosne były gody a sute przyjęcie! 
Zygmunt i Zygelinda mogli przy tem święcie 
Cześć pozyskać, bo byli znani z łaskawości, 
Więc zewsząd do nich jadą całe tłumy gości. 
Młodzi rycerskiej było w Zygfryda orszaku 
Czterysta, jednej barwy i jednego znaku; 
Trudziły się też długo dziewki, białogłowy, 
Dla miłości Zygfryda szyjąc złotogłowy. 
I zdobiąc je wstęgami, drogimi klejnoty 
Dla młodych, butnych zuchów. — Dość było roboty! 
A król kazał dla gości pozastawiać ławy: 
Na zwrot słońca rozpocząć miały się zabawy. 
Razem szło do kościoła cnych pacholąt grono 
I rycerzy wytrawnych; jako im służono, 
Tak i oni wyrostkom bez sromu służyli, 
A mieli stąd uciechy dość i krotochwili. 
Najprzód Bogu na chwałę msza się śpiewa święta, 
A już garną się tłumnie młode pacholęta, 
By zyskać cześć rycerską u świętych ołtarzy 
W takim dniu, co się znowu nieprędko wydarzy. 
Potem na dwór królewski pobiegli do koni, 
Harc zawiedli rycerski, a od szczęku broni 
Zagrzmiały mury grodu i pałacu ściany 
Trzask, zgiełk, chrzęst, tętent koni wszczął się niesłychany. 
I starzy już wojacy i rycerze młodzi 
Gonili wręcz na ostre, a który ugodzi 
W tarcz przeciwnika całym zapędem, w tej walce 
Kruszy kopie i rzuca przed pałac kawalce. 
Prosił król, by zaprzestać: odwiedziono konie 
A tarcze potrzaskane i rzędy, i bronie 
I kamienie szlachetne walały się w trawie, 
Co z puklerzy wypadły w gorącej rozprawie! 
Czas było zjeść i wypić, więc gości gromadę 
Na ławach zasadzono, zaczęto biesiadę — 
Gną się stoły zastawne, wino krąży stare — 
Czego jeno kto pragnął, dostawał nad miarę, 
A chociaż przez dzień cały zabaw było wiele, 
Spocząć gościom i w nocy nie dali minstrele; 
Sowicie król obdarzył wędrowną drużynę, 
A pieśni jej sławiły Zygmunta gościnę. 
Zygfryd za ojca wolą obdarzał lenników 
Po zwyczaju grodami, ziemią; rówieśników, 
Co z nim razem rycerskie przyjęli ostrogi, 
Obdarzył najwspanialej. Nie żal było drogi! 
Tydzień trwała zabawa i huczna ochota, 
Królowa też otwarła skrzynie pełne złota, 
I dla syna miłości, dzieliła dostatki, 
By go ludzie kochali, pomni darów matki. 
Kto przybył z niczem, do dom wiózł dary sowite: 
Konie z rzędem król dawał, zbroje, szaty lite, 
Jak by myślał, że życia na jutro nie stanie; 
Pełnemi też rękami dawali dworzanie. 
Wreszcie hucznie, wesoło skończyły się gody. 
Panowie między sobą mówili, że młody 
Królewicz będzie dla nich pożądanym panem; 
Ale nie takie myśli miotały młodzianem. 
Póki życia rodzicom, nie chciał syn na tronie 
Zasiadać, ani włożyć koronę na skronie; 
Tej jeno pragnął władzy, by mu było danem 
Gromić przemoc, a bronić kraju, gdzie był panem. 

III. Jak Zygfryd przybył do Wormacji

Żył młodzieniec bez troski, żył w szczęściu, swobodzie, 
Aż posłyszał o owej przecudnej urodzie 
Królewny ziem burgundzkich. Jej to wdzięki potem 
Raj mu i zgon przyniosły za losu przewrotem. 
Głośną była jej piękność, a każdy powiada, 
Iż w pięknej główce miała rozumek nie lada 
I serca zalet wiele; więc się też wybiera 
Zalotników bez liku do kraju Guntera. 
Lecz chociaż przy niej gachów kręciło się mnogo, 
Nie skłoniło się dziewczę jeszcze do nikogo, 
Bo miłość nie zbudziła się w dziewiczem łonie: 
Daleko był jej przyszły jeszcze, w obcej stronie. 
Ale już mu miłosne śniły się pieszczoty — 
Wobec nikogo cóż inne znaczyły zaloty? 
On musiał zdobyć każde serce, każde wdzięki! 
Potem mu i Krymhilda nie wzbroniła ręki. 
Miłości nie zażegnasz, gdy się ozwie w łonie: 
Więc radzili mu krewni, by myślał o żonie, 
By sobie jednę wybrał pośród grona dziewic, 
«Więc wybieram Krymhildę!» — zawołał królewic. 
«Jej piękność po wszej ziemi rozgłośną brzmi chwałą, 
Chlubi się kraj burgundzki jej krasą wspaniałą — 
I cesarz, władca świata, mógłby ją bez sromu 
Rozkochany, jak żonę wprowadzić do domu». 
Wnet się wieść o tych słowach do króla doniosła, 
Dwór ją cały powtarzał, a w ustach wciąż rosła; — 
Strapił się ojciec bardzo, bo syna zapały 
Może mu wiekuistą zgubę gotowały. 
A matkę Zygelindę zdjęła także trwoga 
O syna, i przygniotła troska ją złowroga: 
Znała męstwo Guntera i rycerskie cnoty 
Jego druhów. — Zaczęli ganić te zaloty. 
Ale Zygfryd do króla rzekł: «Ojcze i panie! 
Więc mnie chyba w samotnym przyjdzie umrzeć stanie, 
Bo ją kocham, a serce jeno dla niej bije! 
Czego pragnę, nie zmienią nagany niczyje!» 
«Ha, jeśli taka wola — rzekł ojciec nareszcie — 
Toć chwalę taką stałość ku pięknej niewieście 
I pomocy nie wzbronię, ile siły służą — 
Lecz pomnij, Gunter dzielnych junaków ma dużo. 
A choćby tam był tylko jeden Hagen śmiały, 
Toć to wojownik butny, dumny i zuchwały — 
I boję się, że sprawa nie pójdzie ci składnie, 
Że nam twoich zalotów żałować wypadnie!» 
«Żałować? — krzyknie Zygfryd — toć niedoczekanie! 
będę prosił, — gdy prośbie zadość się nie stanie, 
Dobędę miecza, męstwa złożę im dowody. 
I zabiorę, co zechcę, i ziemie i grody!» 
«Po cóż te groźby? — ojciec niechętnie odrzecze, 
Gdy tam powiedzą, że ci w głowie walki, miecze, 
Nie wiałbyś pewnie po co jeździć do Guntera. 
Znam go z dawna i brata jego, bohatera. 
Siłą nie weźmiesz siostry tym wężom walecznym, 
Nie zda się krzyk, ni groźba. Lecz jeśli statecznym 
Sposobem chciałbyś jechać do króla w gościnę, 
To ci zbiorę życzliwych rycerzy drużynę!» 
«Ja sam przecież nie myślę zaraz bójki zwodzić — 
Rzecze Zygfryd — i na to huf rycerski wodzić; 
Przecież wojny o pannę wieść nie mam ochoty, 
Ni z mieczem w dłoni moje poczynać zaloty! 
Jeśli zaś walczyć przyjdzie, sam pójdę i na stu! 
Rad bym przecież w orszaku mieć zuchów dwunastu, 
Dajcież mi tylu, ojcze!» Więc druhom wyprawy 
Kazał król wydać błamy i sukna postawy7. 
A już się do królowej doniosła nowina 
O śmiałem przedsięwzięciu, więc ją o los syna 
Zdjęła trwoga, bo znała Burgundów zuchwałość, 
I w komnacie niewieściej wszczął się płacz i żałość. 
Zygfryd młody co prędzej do matki pospieszył, 
Zastał ją w łzach i troskach, więc z uśmiechem cieszył: 
«Matko, po cóż te płacze i niewczesne trwogi? 
Znasz mnie przecie? Mnie żadne nie przestraszą wrogi! 
Raczej mi na wyprawę racz sposobić odzież, 
Byśmy w burgundzkiej ziemi, ja i moja młodzież, 
Mogli wystąpić jako dostatni rycerze, 
A wdzięczny za te trudy podziękuję szczerze!» 
Więc matka wreszcie rzecze: «Kiedy wola taka, 
Cóż robić? Nie poskąpię szat dla jedynaka 
I przystroję was pięknie, ciebie i drużynę, 
I dam zapas na drogę w daleką krainę!» 
Skłonił się matce Zygfryd: «Nie chcę ja orszaków 
Licznych, ni wielkiej służby, tylko cnych junaków 
Dwunastu, a tych, matko, szaty miej w pamięci, 
Bo rad bym wnet obaczyć, jak się sprawa święci!» 
Wnet zasiadły niewiasty i w nocy, i we dnie  
Bez spoczynku nad igłą, — szyły niepoślednie 
Stroje dla królewicza, a był zapas duży, — 
Bo go nie mogło odwieść nic od tej podróży. 
Król Zygmunt zaś ozdobne rozkazał dać zbroje, 
Kiedy z ojczystej ziemi mieli jechać woje, — 
Więc rozdano drużynie pancerze błyszczące 
I szyszaki stalone i puklerze lśniące. 
A kiedy już zabłysnął poranek wyprawy, 
Znowu w sercach się troski wszczęły i obawy, 
Czyli kiedy w ojczyste powrócą rubieże8. 
A tam szaty i zbroje ładują rycerze. 
Mieli rumaki dzielne i rzędy złociste, 
Dusze pełne odwagi i miny sierdziste, — 
Niełatwo byś dzielniejszych poczt zebrał junaków! — 
Już chciał się żegnać Zygfryd i dosiąść rumaków. 
Jeszcze go chciał wstrzymywać król i we łzach matka, 
Lecz Zygfryd przy zamiarze wytrwał do ostatka 
I pocieszał strapionych: «Otrzyjcie łzy, mili, 
O mnie trwożyć się przecież nie trzeba ni chwili!» 
Żal ścisnął mężów serca, niewiasty płakały, 
Snać9 im serca przeczuciem wieszczem powiedziały, 
Że wyprawa ta wielu przetnie życia wątek. 
— Płacz był słuszny, bo nieszczęść i łez tu początek. 
Siódmego dnia już konie po nadreńskim piasku 
Stąpały ku Wormacji. W pozłocistym blasku 
Lśnił dzielny poczt Zygfryda, błyszczał rząd bogaty, 
Spokojnie a wspaniale sunęły bachmaty10. 
Świecą się w słońcu jasno szerokie puklerze, 
Błyszczą hełmy ozdobne. — W Guntera rubieże 
Wjeżdża dworno i huczno11 Zygfryd, wojak śmiały, — 
Nigdy tu nie zajeżdżał poczt tak okazały. 
Ku ostrogom się ostre zwieszały koncerze, 
W rękach długie oszczepy dzierżyli rycerze 
A Zygfryda kopia gruba na dwie piędzie12
Z ostrym grotem, — straszliwe śmierci to narzędzie. 
W ręku wodze złociste, — bogate, jedwabne 
Na koniach napierśniki, — stroje sute, zgrabne — 
Ludzie gapią się wszędzie, patrząc na rycerzy, 
A na ich powitanie liczny orszak bieży. 
Dzielnych wielu przypadło dworzanów do gości 
I witało imieniem Ich królewskich Mości — 
— Tak wymaga obyczaj, — zaczem z koni zsiedli, 
A tamci już im tarcze zdjęli, inni wiedli 
Konie, by odpoczęły po podróży długiej, 
Ale Zygfryd zuchwały zawołał na sługi: 
«Niech tu mój koń poczeka i rumaki rzeszy! 
Nie zabawim się długo, — w drogę nam się spieszy. 
Ale kto tu znajomy13, niech mi nie odmówi 
Rady, gdzie pokłon oddać możemy królowi 
Gunterowi, co krajem tym potężnie włada?» 
Aż jeden, co mu dobrze znane to, zagada; 
«Chcecie króla obaczyć? W onej wielkiej sali 
Widziałem go, a kołem z nim pozasiadali 
Męże rycerscy, — poznać możecie niemało 
Bohaterów tej ziemi. Idźcie jeno śmiało!» 
A już się i do króla doniosła wieść chyża, 
Że się orszak rycerski do grodu przybliża, 
W zbroi złotem kapiącej i w szacie wspaniałej, 
Obcy pewnie, bo nikt ich nie zna w ziemi całej. 
Zadziwił się król Gunter, z jakiej by to ziemi — 
Rycerze przybyć mogli z szaty bogatemi 
I strojno tak i zbrojno, pocztem okazałym; 
Próżno pytał, nie wiedział nikt na dworze całym. 
Jeno Ortwin, pan z Metzu, mąż dzielny bez miary 
I bogaty, tak rzecze: «Niechaj Hagen stary, 
Co mi wujem, przybędzie, to nam pewno powie, 
Czego dworscy powiedzieć nie mogą panowie. 
On zna postronne ziemie, niechajże obaczy 
I powie nam, czy poznał tych obcych siłaczy!» 
Więc król co żywo gońca po niego wyprawił 
A wnet Hagen ze swymi na dworze się stawił 
I pytał, czem królowi przysłużyć się może. 
— «Obcy jacyś rycerze są na moim dworze, 
Nikt ich nie zna: wy pewnie, Hagenie, powiecie, 
Co to zacz, boście wiele bywali po świecie!» 
— «Dobrze!» — rzekł Hagen krótko. Do okna się zwrócił, 
Gdzie owi goście stali, szybko okiem rzucił, 
Spodobały się rzędy i szaty ich świetne, 
Ale obce mu były postacie szlachetne — 
I rzekł: «Skądkolwiek nad Ren losy ich przyniosły, 
Pewnie to są książęta lub książęce posły, 
Konie mają przecudne i wspaniałą odzież, 
Jaki bądź kraj ich rodzi, dostojna ta młodzież! 
A jak mi się z postawy widzi i ich wzięcia14, 
Chociaż nigdym Zygfryda nie widział książecia, 
Przecież i po postaci, i chrobrej drużynie, 
Zda mi się, że ten rycerz do nas przybył ninie15. 
Dziwne on nam ze sobą przynosi nowiny! 
On to zajął bogate Niblungów dziedziny 
I zabił Nibelunga, i Szilbunga księcia 
I cuda męstwa zdziałał od jednego cięcia. 
Raz się wybrał bez służby i bojowych druhów, 
A w podróży obaczył, jak to wiem z posłuchów, 
U stóp wysokiej góry orszak mu nieznany, 
Tam, gdzie skarb Nibelungów leżał zakopany. 
Właśnie powynosili skarby te niezmierne, 
Z jaskini, gdzie ich dotąd strzegły straże wierne, 
I królewską spuściznę mieli dzielić całą; 
Zygfryd patrzył się z boku i dziwił niemało. 
Zbliżył się wreszcie do nich, niebawem rycerze 
Ujrzeli go, a jeden zaraz głos zabierze: 
Patrzcie, to siłacz Zygfry z Żuław, rycerz prawy! 
Dziwne go między nimi czekały rozprawy. 
Nibelung go i Szilbung uprzejmie przyjęli, 
A za radą lenników usilnie poczęli 
Prosić, by, co ma każdy z skarbu wziąć, przeznaczył. 
Błagali go gorąco, — nakłonić się raczył. 
Więc do działu się wzięli. A mówią powieści, 
Że sto wozów klejnotów i pereł nie zmieści, 
W zasiekach też leżała złota moc potężna. — 
Wszystko miała Zygfryda dzielić ręka mężna. 
Trud był wielki z podziałem; dali mu w nagrodę 
Sławny miecz Nibelungów, — lecz książęta młode 
Źle wyszli na rozjemcy, bo pod koniec sprawy 
Wszczął się spór, — przyszło snadnie16 do kłótni i wrzawy. 
Chociaż mieli przy sobie dwunastu rycerzy 
Rosłych i w boju mężnych, Zygfryd gdy uderzy, 
Ścielą się duże chłopy trupem, przy nich legło 
I siedmiuset z drużyny, co w pomoc przybiegło. 
Zygfryd pobił ich mieczem darowanym (miano 
Balmunga nosił oręż), więc kiedy poznano 
Siłę miecza i jak go dzierży rycerz młody, 
Oddali mu i ziemie, i warowne grody. 
Bogaci królewicze snem wiecznym posnęli, — 
Karzeł Alberyk tylko, gdy inni zginęli, 
Chciał pomścić swoich panów, ale poznał snadnie, 
Że przed siłą Zygfryda ulec mu wypadnie. 
Nie mógł obronić skarbu karzeł on potężny, 
Choć jak lew rozjuszony toczył bój orężny, 
Musiał oddać zwycięzcy skarbiec on niezmierny, 
Także płaszcz dziwnej mocy — oddał sługa wierny. 
Kto się walczyć ośmielił, wnet przypłacił głową — 
Wreszcie Zygfryd rozkazał skarbiec on na nowo 
Zanieść tam do jaskini, skąd go wydobyli, 
A karzeł jego sługą stał się od tej chwili. 
Przysiągł mu służyć wiernie i pilnować świecie 
Skarbu, który mu Zygfryd oddał pod zamknięcie. — 
Takich to czynów wiele dokazał, bo siłą 
Nigdy może równego na świecie nie było. 
Inne też krążą o nim powieści po świecie: 
Że ogromnego smoka zabił, mówią przecie; 
A że w smoczej posoce skąpał się po szyję, 
Skórę ma jak róg twardą, — miecz jej nie przebije. 
Radzę przyjąć uprzejmie tego bohatera! 
Niech na nas pomsty swojej kiedyś nie wywiera, 
Boć to mąż niepośledni, mężny, okazały, 
A z czynów swych niemałej doczekał się chwały». 
Na to król: «Łacno wierzę, zaprawdę, twej mowie! 
Patrzcie, jak on tam stoi, z nim jego druhowie, 
Zda się, że każdej chwili walki się podejmie. 
Pójdziemy go na dole pozdrowić uprzejmie!» 
«Można to iście czynić — rzekł Hagen — bez sromu, 
Bo to syn potężnego królewskiego domu! 
A widząc jego minę, przysiągłbym na Boga, 
Że nie dla żartu do nas wypadła mu droga!» 
Skończył Hagen, a król się zerwie i zawoła: 
«Niechże zasiądzie witeź u naszego stoła, 
Bo uczci bohatera burgundzka kraina!» 
I wyszedł król powitać Zygelindy syna. 
Uprzejmie pozdrowili i król, i dworzanie 
Gości, a takie było serdeczne witanie, 
Że Zygfryda od razu za serce chwyciło, 
Iż go, choć nieznajomi, tak przyjęli miło. 
«Rad bym wiedzieć — król pytał — z jakiej to przyczyny, 
Cny Zygfrydzie, do mojej zjeżdżacie krainy? 
Skąd was droga prowadzi, iżeście przybyli 
Do Wormacji?» — A Zygfryd odpowie tej chwili: 
«Zaraz powiem! Słyszałem już na dworze ojca, 
Że nigdzie nie obaczy tęższego mołojca 
Nad waszych zuchów. Trudno opowieści wierzyć, 
Więc przybyłem przekonać się i z nimi zmierzyć. 
Toż i o was mi z dawna powiadano wiele,  
Ze żaden król w rycerskim nie sprosta wam dziele, 
Po wszystkiej ziemi ludzie lubią o tem gadać. 
Więc przybyłem naocznie prawdy się dobadać. 
I jam rycerz, i kiedyś mam chodzić w koronie, 
Rad bym pokazać ludziom, że po ojca zgonie 
Godzien jestem zasiadać na królewskiej ławie; 
Toż cześć moją i życie na los walki stawię. 
Jeśli w was męstwo takie, jako naród prawi — 
Nie dbam, czy komu radość to, czy smutek sprawi, 
Do walki was wyzywam! Pójdziemy w zawody, 
Gdy was zgromię, zabiorę i ziemie i grody!» 
Król się zdziwił i wszyscy zdumieli rycerze, 
Skąd się w onym młodzieńcu zuchwała myśl bierze, 
Taka żądza zdobyczy, tak harda przemowa, — 
Gniew im lica zapalił, gryzły ich te słowa. 
«Cóżem to ja zawinił — król zawoła żywo — 
Abym tracił ojcowską spuściznę poczciwą 
Ze wstydem i dlatego, że twa siła znana? 
Chybabym był niegodzien rycerskiego miana!» 
«Próżne słowa! — zawoła Zygfryd — nuż do broni! 
Niechże twe ramię kraje i grody zasłoni! 
Inaczej biorę wszystko, lecz gdy w walce zginę, 
Ty zajmiesz bez oporu całą mą krainę! 
Twe dziedzictwo i moje stawmy przeciw sobie. 
Kto zwycięży drugiego, weźmie ziemie obie, 
I szeroko i krajem, i ludem zawładnie!» 
Ale Hagen i Gernot odradzali snadnie. 
Ten wdał się w rzecz: «My chcemy panować spokojnie, 
Nie pragniemy zdobyczy, nie myślim o wojnie! 
Szkoda życia dla łupu. Mamy ziemi mnogo, 
Do nas z prawa należy, więcej do nikogo!» 
Rycerze też zaledwie gniew swój hamowali, 
A Ortwin z Metzu nie mógł powściągnąć się dalej 
I zawołał: «Cóż godzić? wszak tu nie ma winy! 
Zygfryd wyzwał na rękę królu bez przyczyny! 
Ale choćbyście waszej nie mścili urazy, 
A choćby Zygfryd rzeszę większą i sto razy 
Przywiódł z sobą, niech ze mną spróbuje się śmiałek! 
Zmuszę go, by zaprzestał gróźb tych i przechwałek!» 
Zygfryd zakipiał gniewem: «Tego by nie stało, 
By pierwsze lepsze ramię na mnie się porwało! 
Jam z rodu król potężny, tyś królewski sługa. 
Stań ty i tuzin takich, gra będzie niedługa!» 
Ortwin rwał się do miecza, bolała go wzgarda, — 
Był Hagena krewniakiem, dusza też w nim harda; — 
Dziwo, że ten wżdy17 milczał, choć słyszał te zwady. 
Ozwał się tylko Gernot, jedyny do rady: 
«Za gorąco tę sprawę, Ortwinie, bierzecie! 
Zygfryd nie chce nas hańbić, ani krzywdzić przecie, 
A moja rada taka: zakończmy te waśnie! 
A z kłótni szczera przyjaźń niech się zrodzi właśnie». 
Hagen wtedy się ozwie: «Jużci nas nie cieszy,  
Owszem przykrem być musi rycerzy twych rzeszy, 
Że Zygfryd w naszej ziemi rozpiera się butnie18, 
Gdy mym panom nie w myśli zajazdy, ni kłótnie!» 
Lecz mężny Zygfryd na to żwawo mu odrzecze:  
«Czy was, panie Hagenie, słowo me tak piecze? 
Dobrze! więc wnet pokażę, że mej dłoni siłą 
Narobię wam kłopotu, aż będzie niemiło!» 
«Już ja to załagodzę!» — Gernot mu odpowie;  
Wdał się między rycerzy, by dać pokój mowie 
Zapalczywej, co wszystkim mogła wyjść na szkodę. 
Wspomniał sobie i Zygfryd Krymhildy urodę. 
Gernot godził zwaśnionych: «Cóż to wy myślicie?  
Będziem walczyć, rycerzy wielu straci życie, — 
Dla nas sławy niewiele, dla was zysku mało!» 
Lecz Zygfryd Zygmuntowic19 odrzecze mu śmiało: 
«Czemuż Hagen i Ortwin, co takie junaki, 
Nie próbują się w walce z swoimi krewniaki? 
Znajdą ich tu bez liku, gdy do walki skorzy!» 
Ci milczeli, by kłótni nie rozżarzać gorzej. 
Więc Giselher, Uoty ukochane dziecię, 
«Powolne niesiem służby! — rzekł — witajcież przecie! 
Miłymi nam tu gośćmi i wy, i drużyna!» 
A z królewskiej piwnicy przyniesiono wina. 
Gunter dodał uprzejmie: «Co nam nieba dały, 
Podzielim chętnie z wami, rycerzu wspaniały! 
Dla druha radzi mieniem nałożym i głową!» 
Ostygł Zygfryd, — uprzejmą ujęli go mową. 
Więc podróżne zasoby i zapaśne szaty 
Z koni zdjęto, do stajni powiedli bachmaty, 
Rycerzom co najlepsze rozdano gospody, 
W gościnnym kraju gościom nie brakło wygody. 
Sute było przyjęcie na królewskim dworze, 
Uciech i zabaw wiele, któż policzyć może? 
Czczono męstwo Zygfryda; kto go poznał z bliska, 
W tym dzielny młodzian pewnie przyjaciela zyska. 
Królowie i rycerze bawili się społem, 
Ale zawsze przodował przed rycerskiem kołem 
Dzielny Zygfryd; o lepsze nikt nie śmiał z nim chodzić, 
Czy kamień przyszło rzucić, czy oszczepem godzić. 
A kiedy się rycerze wdali między panie, 
Poczynając umizgi, żarty, zalecanie,  
Tu go wabiły oczka, tam uśmieszek prosił. 
Ale on w swojej duszy wyższą miłość nosił. 
Do czego zawołano, nigdy się nie lenił,  
Ale trwał w swym zamiarze i serca nie zmienił, 
A choć nie wiedział o tem, w komnacie niewieściej 
Już myśl o nim rozkosznie młode serce pieści. 
Bo kiedy po rycersku igrali na dworze 
Rycerze i dworzanie, w panieńskiej komorze 
Stała w oknie Krymhilda, patrząc na harc żwawy, 
A ten widok za wszelkie starczył jej zabawy. 
Gdyby przeczuć mógł Zygfryd, że z okna świetlicy, 
Patrzą nań piękne oczy nadobnej dziewicy, 
Gdyby ujrzeć ją zdołał, tę, co w sercu nosił, 
Pewnie by najszczęśliwszym śród ludzi się głosił. 
Gdy w rycerskim orszaku kroczył dzielny młodzian  
Przez podwórze, młodości świeżą krasą odzian, 
Tak śród innych odbijał pięknością i siłą. 
Że niejedno serduszko skrycie dlań zabiło. 
Ale Zygfryd rozmyślał jeno o sposobie, 
By zobaczyć dziewicę, jak poczynać sobie. 
Nie znał jeszcze królewny, choć mu była bliska, 
Więc tęsknota i miłość serce żalem ściska. 
Kiedy możni królowie wyjeżdżali w drogę, 
To smutek dręczył znowu Krymhildę niebogę, 
Bo i Zygfryd z królami wyjeżdżał pospołu, 
Dla niej ani zabiegów szczędząc, ni mozołu. 
I rok cały upłynął, odkąd się w krainie 
Króla Guntera zjawił, rok bawił w gościnie, 
A królewny nie widział, aż mu losu kolej 
Przez nią i szczęścia wiele dała i niedoli. 
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

IV. Jak walczył z Sasami

Aliści wieść się dziwna w Guntera stolicy 
Rozeszła, że przybyli na dwór z zagranicy 
Obcy posłowie, niosąc zapowiedzi wojny 
I posmutniał królewski dwór dotąd spokojny. 
Przybywali posłowie króla Liudgera 
Z ziemi saskiej, możnego wielce bohatera; 
Z nim Liudgast, król z Danii, zbierał się na boje 
A wiódł w swoim orszaku co najlepsze woje. 
Wysłali z zapowiedzią posłów najezdnicy. 
Ci tę wieść do Guntera przynieśli stolicy, 
A gdy tam posłyszano słowa wojownicze, 
Wnet ich na dwór przed króla stawiono oblicze. 
Król zapytał uprzejmie: «Witajcież na dworze 
A powiedzcie, kto taki do mnie o tej porze 
Przysłał was, bo mi wasi nieznani panowie!»  
Mówił grzecznie, a przecież bali się posłowie. 
I składali się, mówiąc: «Jeżeli raczycie 
Posłuchać, możny królu, snadnie się dowiecie: 
Liudger i Liudgast chcą najechać zbrojno 
Wasze kraje i grożą, o królu, wam wojną. 
Winy waszej nie znamy, lecz obaj książęta 
Wrą na was srogą zemstą, nienawiść zawzięta 
Wojną nadreńskiej ziemi grozi, a po temu 
Sił im nie braknie! Słowu wierzcie rycerskiemu! 
Za dwanaście tygodni mają począć wojnę: 
Wiec przyjaznej drużyny zbierzcie hufce zbrojne, 
Niechaj ziemi i grodów bronić wam pomogą, 
Bo tu pęknie wnet hełmów i puklerzy mnogo.