UFO i niewyjaśnione zjawiska Dolnego Śląska - Trela Damian - ebook + książka

UFO i niewyjaśnione zjawiska Dolnego Śląska ebook

Trela Damian

3,7

Opis

Poznaj niezwykłe historie prosto z Dolnego Śląska i Karkonoszy, które uchodzą za regionalną stolicę UFO w Polsce. Autor zabierze cię w podróż po miejscach, gdzie doszło do wielu niezwykłych spotkań z UFO. Autentyczne relacje ludzi, którzy przeżyli bezpośredni kontakt ze zjawiskami anomalnymi, odsłonią przed tobą Dolny Śląsk, jakiego do tej pory nie znałeś. Odwiedzisz wiele dobrze znanych turystycznych zakątków, takich jak Karpacz, Szklarska Poręba, Bardo czy Stronie Śląskie.

Książka jest bardzo cennym źródłem informacji, a zarazem wciągającym przewodnikiem dla wszystkich zafascynowanych UFO i innymi tajemnicami Dolnego Śląska. Każda strona odkryje przed tobą nowe fakty i dobrze udokumentowane informacje o kręgach wirujących na niebie, spiralach świetlnych czy zjawisku „missing time”, które bardzo często towarzyszy bezpośrednim świadkom spotkań z przedstawicielami cywilizacji pozaziemskich.

Znajdziesz tu nigdy wcześniej niepublikowane zdjęcia i grafiki, które autor gromadził przed ponad dwie dekady swojej pracy badawczej. Dzięki nim poznasz dowody na ingerencję sił pozaziemskich oraz wraz z autorem spróbujesz odpowiedzieć na pytanie, czego mogą od nas chcieć przybysze z innych planet.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 298

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (7 ocen)
3
1
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




PRZEDMOWA

Nie oznacza to jednak, że wśród setek tysięcy relacji zgromadzonych przez ufologów z całego świata nie ma przypadków jednoznacznie kwalifikujących się jako odwiedziny kosmonautów z innych planet. Na pewno są! Problem w tym, że obok nich funkcjonują zdarzenia bardziej enigmatyczne, którym bliżej do sfery PSI1, jak również przypadki, w których można pokusić się o uznanie ufonautów za mieszkańców „niejawnej sfery istnienia”, a także wszelkiego rodzaju prowokacje wojska i służb specjalnych podszywających się pod kosmitów. Innymi słowy, mówiąc o UFO, mamy na myśli raczej zbiór zjawisk o różnym pochodzeniu, które z racji swojej nieuchwytności są trudne do naukowej analizy albo też prawda na ich temat jest zatajana przed społeczeństwem. W wielki spisek rządowy oczywiście wierzy gremium entuzjastów ufologii, jednakże ja jestem daleki od stwierdzenia, że jakakolwiek agencja państwowa dysponuje w tym zakresie pełną (podkreślam: pełną) wiedzą, poza szczątkowymi ustaleniami i tym, co wiemy wszyscy, czyli że coś tam jest.

Wyczekiwany raport amerykańskiego wywiadu z czerwca 2021 roku, który miał być kamieniem milowym w historii ufologii, okazał się de facto rozczarowaniem. Owszem, po prawie 50 latach Amerykanie przyznali, że coś dziwnego wałęsa się w ich przestrzeni powietrznej i należy to zbadać. Problem w tym, że nie ukrywali przekonania, iż to raczej Chińczycy, a nie goście z głębi kosmosu bawią się z nimi w ciuciubabkę. Jeżeli ktoś interesował się tym raportem, mógł zauważyć, że opisane w nim incydenty co prawda mieszczą się w szerokim spektrum spraw badanych przez ufologów, ale są dość mało rozbudowane i egzotyczne.

Co mam na myśli? Otóż zjawisko UFO wykazuje odmienne cechy w zależności od perspektywy: piloci wojskowi czy cywilni uznają je za spotkania z nieznanymi maszynami latającymi i zagrożenie dla ruchu powietrznego, natomiast wojskowi oraz politycy – za zagrożenie dla narodowego bezpieczeństwa. Jednakże kiedy to samo zjawisko dotyka zwykłych ludzi (a wśród świadków są przecież reprezentanci wszelkich profesji i zawodów), ukazuje nierzadko inną, dziwaczniejszą stronę. Przykłady? Znajdziecie ich mnóstwo w niniejszej książce. Latające „tik-taki”, igrające z amerykańskimi pilotami, w zetknięciu z szarakiem z powierzchni Ziemi prezentują wachlarz anomalnych zachowań: od zmian kształtów po manipulowanie czasem, przestrzenią i percepcją. Jak to możliwe? Konkretnej odpowiedzi brak – być może piloci rzeczywiście widują wrogie maszyny, a UFO obecne bliżej powierzchni Ziemi „pozwalają sobie” na więcej, ponieważ trudniej je kontrolować. A może to wszystko jakaś zewnętrzna inteligencja, niekoniecznie pozaziemska, manipulująca naszym postrzeganiem, by nie objawić nam swojego prawdziwego oblicza?

Bez względu na to, czy jesteśmy zwolennikami koncepcji o pozaziemskim pochodzeniu UFO, czy też hipotez głoszonych przez Johna Keela albo doktora Jacques’a Valléego, zawsze znajdzie się jakiś niuans, który utrudnia całościową ocenę sytuacji. Spójrzmy bowiem na to z dzisiejszej perspektywy. Otóż nagle po wielu latach mamy „posuchę” w relacjach o bliskich spotkaniach. UFO nagle sobie odpuściło. Dlaczego? Może boją się wszechobecnego monitoringu i nowych systemów detekcji? A może uznali, że jesteśmy skazani na zagładę, więc już nas nie podglądają?

Kto interesuje się omawianym zjawiskiem, przez niektórych uważanym (nie bez przesady) za największą zagadkę współczesności, ten na przestrzeni lat odnotował też zmiany paradygmatu, tzn. ogólnego odbioru zjawiska, a nawet form jego manifestacji. Dotyczy to zarówno krajowego, jak i światowego poletka. Od ekscytujących relacji o spotkaniach z dziwnymi obiektami i ich pasażerami w latach PRL, przez ukierunkowany bardziej na spisek koniec XX wieku, po mętlik w głowie w obecnych czasach, wywołany głównie przesłanianiem wartościowych informacji przez krążące w internecie bzdury.

W ciągu kilku dekad zmieniło się też podejście ludzi do relacjonowania spotkań z UFO. Dawniej powiadamiali o tym gazety, dziś opisują te zdarzenia anonimowo w sieci albo kontaktują się z ufologami – oczywiście takimi, którzy cieszą się uznaniem i zaufaniem oraz gwarantują anonimowość i garść wyjaśnień na temat tego, co ci ludzie przeżyli. Jedną z niewielu takich osób w Polsce jest Damian Trela. Jego książka stanowi kronikę doświadczeń ludzi, którzy zetknęli się oko w oko z zagadką UFO. Tego rodzaju publikacje to najcenniejsza rzecz, jaka może się tej dziedzinie przydarzyć, tym bardziej że mamy do czynienia z prawdziwym profesjonalistą – jednym z dwóch, obok Arka Miazgi, najwybitniejszych aktywnych dokumentatorów tego zjawiska w naszym kraju, który nie boi się trudnych tematów i pytań przez wielu omijanych szerokim łukiem.

Piotr Cielebiaś

publicysta z zakresu zjawisk z pogranicza,

zastępca red. naczelnego miesięcznika „Nieznany Świat”,

autor książki UFOs over Poland

1 PSI – termin odnoszący się do kategorii zjawisk, które w parapsychologii określa się wspólnym mianem zjawisk parapsychologicznych. Obejmuje zagadnienia dotykające spraw psychicznych i duchowych mających wpływ na materię. Etymologia terminu „PSI” wywodzi się z alfabetu greckiego, w którym oznacza psyche (umysł i duszę) – przyp. aut.

OD AUTORA

Na najwyższym szczycie Karkonoszy i Sudetów, Śnieżce (1602 m n.p.m.), zwanej również Koroną Sudetów, znajduje się Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne im. Tadeusza Hołdysa. Historia badań nad meteorologią sięga tu XIX wieku. W skrajnie trudnych, wręcz podbiegunowych warunkach pogodowych, gdzie amplituda temperatur może oscylować między min. −33°C a maks. 24°C, a wiatr w porywach osiąga prędkość 250 km/h, od niespełna 140 lat meteorolodzy prowadzą wysokogórskie pomiary temperatury, ciśnienia i wilgotności powietrza.

Gdyby zapytać turystów masowo odwiedzających to miejsce, z czym kojarzy im się kształt budynku meteorologicznego, jednogłośnie stwierdziliby, że z latającymi spodkami. Przyglądając się modernistycznej architekturze kompleksu wybudowanego w latach 1966–1974, nietrudno zauważyć łudzące podobieństwo składających się nań trzech brył w kształcie dysków do latających obiektów z kosmosu. Skąd taki pomysł? Czy budowa instytutu badawczego na najwyższym szczycie Karkonoszy była ukoronowaniem tezy, jakoby Dolny Śląsk był regionalną stolicą UFO?

Oficjalnie mówi się, że współtworzący ten projekt architektoniczny Witold Lipiński, z zamiłowania szybownik, lecąc pewnego dnia nad Śnieżką, zwrócił uwagę na kształt stojącej na szczycie XVII-wiecznej kaplicy św. Wawrzyńca. Miała ona okrągłą budowę i z góry rzucała się w oczy. Ze względu na trudne warunki na Śnieżce Lipiński oraz Waldemar Wawrzyniak uznali, że ich projekt musi być wyzbyty konwencjonalnej architektury sudeckiej i że muszą oni dać szansę futurystycznej wizji. Czyli kształtom dyskoidalnym, które swoją aerodynamiczną formą łatwiej mogłyby znosić silne podmuchy wiatru.

Wiele lat później w udzielonym wywiadzie Lipiński dał upust mniej przyziemnym fascynacjom. Genezę kształtu budowli wyjaśnił następująco: „W latach pięćdziesiątych wiele mówiło się o niezidentyfikowanych pojazdach latających, a mnie zawsze fascynowały linie krzywe i kuliste przestrzenie – postanowiłem, że obserwatorium PIHM na Śnieżce będzie miało kształt talerzy”2.

Być może poważanemu architektowi nie przystawało wyrażać tak daleko idących opinii w czasach, gdy rządziła ideologia komunizmu. Przyziemne wyjaśnienie, co było inspiracją do budowy niekonwencjonalnych brył na szczycie Śnieżki, miało swoje uzasadnienie. Powszechnie wiadomo, jak opinia publiczna podchodzi do tematu „latających spodków” i UFO. Idąc jednak w sukurs wypowiedzianej między wierszami myśli Lipińskiego, z całą pewnością możemy stwierdzić, że jego dzieło (kompleks złożony z brył w kształcie spodków) zbudowane na szczycie górującym nad Dolnym Śląskiem ma symboliczne znaczenie. Szczególnie w kontekście tego, co turyści (i nie tylko) mogą czasami zaobserwować w wielu malowniczo położonych zakątkach Dolnego Śląska. Chodzi o tajemnicze zjawisko UFO (ang. unidentified flying object, inaczej „niezidentyfikowany obiekt latający”, w skrócie NOL), które zdaje się towarzyszyć temu regionowi od zarania dziejów. Obok tajemniczych podziemi, ukrytych skarbów i legend o Duchu Gór stanowi ono ciekawy suplement do dolnośląskich zagadek. Przekonałem się o tym wielokrotnie.

Moje pierwsze zetknięcie z tą niezwykłą kategorią „nieznanego” było poniekąd bardzo osobistym doświadczeniem. Jako 12-letni chłopiec byłem świadkiem pojawienia się niezidentyfikowanego obiektu latającego w moich rodzinnych stronach. Pewnego grudniowego wieczoru 1996 roku nad niewielką miejscowością Kłaczyna, położoną na Przedgórzu Sudeckim, przeleciał bezgłośnie sporych rozmiarów obiekt, który swoim wyglądem nie przypominał znanych pojazdów latających. Wobec czegoś takiego starannie poukładany światopogląd chłopca w jednej chwili może zostać zburzony jak domek z kart.

Tamto wydarzenie było dla mnie kamieniem milowym i pozwoliło mi otworzyć szerzej umysł na sprawy, którymi dotychczas nie zaprzątałem sobie głowy. Co takiego kryje się za zagadką UFO?– zastanawiałem się, pochłaniając jedną książkę o UFO za drugą. Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi nie należało do łatwych zadań. W próbach oceny UFO podejmowanych przez wielu autorów i badaczy rysował się wyraźny rozdźwięk, a samo zjawisko zdawało się bardzo złożone.

W połowie lat 90. ubiegłego wieku nie było w Polsce problemu z dostępem do literatury ufologicznej. Komercyjne lektury na temat UFO stanowiły w większości tłumaczenia anglojęzyczne. Dominował w nich kult zjawiska UFO, który wydał mi się bardzo bliski i na samym początku mojego tropienia tej bodaj największej zagadki ludzkości byłem jego ogromnym wielbicielem. Relacje naocznych świadków i niedające się w żaden sposób obalić dowody na obecność UFO, pochodzące z odległych zakątków świata, były jednak dla mnie nieco obce w przeciwieństwie do nagłówków regionalnych gazet na temat pojawienia się w okolicy niezidentyfikowanych obiektów latających – liczba tego typu doniesień wyraźnie wzrosła w latach 90. Dla sceptyków tematyka ufologiczna w lokalnej prasie była pochodną zachłyśnięcia się w tej dekadzie wolnością, tematem zastępczym w trudnych czasach po transformacji ustrojowej. Zdecydowanie najłatwiej byłoby uznać wszystkie świadectwa ludzi spisane piórem goniących za sensacją dziennikarzy za niewiarygodne. Ale nie było to takie proste, zwłaszcza że sprawa „latających talerzy” dotykała mnie osobiście.

Wiedziałem, że to, co ujrzałem w grudniu 1996 roku, nie da się w żaden racjonalny sposób wyjaśnić. Moja wiedza na temat lotnictwa nie była laicka, tymczasem zjawisko to nie mieściło się w żadnych kategoriach ziemskich i mogło być co najwyżej tworem tajnej technologii lotniczej. Czy jednak Siły Powietrzne w Polsce mogły testować na polskim niebie wysoko zaawansowaną broń w latach 90.?

Szczegółowa weryfikacja zagadki wymagała większej ilości informacji. Spokoju nie dawał mi też fakt, że w niektórych nagłówkach prasowych z Dolnego Śląska przewijały się wątki o masowych obserwacjach UFO. W takich przypadkach trudno było złożyć relacje wielu świadków na karb omamów lub zbiorowych halucynacji. To skłaniało do dalszych poszukiwań.

Kiedy wstąpiłem w szeregi polskich badaczy UFO i zbierałem swoje pierwsze szlify badawczo-dokumentacyjne w dziedzinie ufologii w pewnym klubie zajmującym się gromadzeniem meldunków o UFO na Dolnym Śląsku, zetknąłem się bezpośrednio z wieloma ludźmi, którzy twierdzili, że widzieli zjawiska „nie z tej Ziemi”. Uderzające podobieństwa do tego, co dane mi było zobaczyć na własne oczy, powodowały lawinę pytań. Czym jest UFO? Czemu tak często pojawia się w wielu rejonach Sudetów? Dlaczego te relacje są tak niejednorodne? Czemu obserwacje UFO są tak absurdalne, a zarazem bardzo wiarygodne?– w głowie rodziły się pytania, na które nie umiałem jednoznacznie odpowiedzieć na początku swojej drogi badawczej. Zdobyta wiedza i rozmowy ze świadkami w następnych latach pozwoliły mi nie tylko poszerzyć horyzonty i odwiedzić wiele malowniczych rejonów Dolnego Śląska, ale także usystematyzować zebrany w ciągu wielu lat materiał badawczy i wyciągnąć na jego podstawie wnioski. Niestety, nawet najlepsza dokumentacja nie stanowi wyzwania dla nauki, jeśli musi się mierzyć z programowym sceptycyzmem. Można nad tym ubolewać, ale truchtając po obwodzie błędnego koła, łatwiej spotkać się z lekceważeniem czy wręcz szyderstwem, niż zyskać prawo do rzetelnej oceny faktów.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że społeczność naukowa i media głównego nurtu sprawiają, że zjawisko UFO jest tematem tabu. W strukturze autorytatywnych przekonań i praktyk kształtujących pojmowanie rzeczywistości spojrzenie na zjawisko, które umyka naukowym aksjomatom, jest silnie zmitologizowane w kulturze popularnej, co do zasady nieuchwytne i niedające objąć się empiryczną metodologią badań. Nie będzie zatem interesowało świata akademickiego, a co za tym idzie, może szybko stać się groteskową pożywką dla mainstreamowych mediów. Dlatego od lat pokutuje dogmat, że zjawisko UFO jest niewiarygodne i niewarte badań. U jego podstaw leży aprioryczne lekceważenie i drwina w społeczeństwie. Brak akceptacji środowiska nie sprzyja otwartej i niebudzącej obiekcji dyskusji na tematy tabu, w efekcie czego ludzie, którzy zetknęli się ze zjawiskiem UFO, wolą raczej to przemilczeć, niż mówić otwarcie o czymś, co może narazić ich na publiczny lincz.

Od ponad 30 lat zbieram i dokumentuję relacje ludzi, którzy twierdzą, że na własne oczy zetknęli się z czymś, co całkowicie wywróciło do góry nogami ich światopogląd. Najwięcej tego materiału pochodzi właśnie z Dolnego Śląska. Owoc tej długiej pracy stał się podstawą książki Tajemnice Dolnego Śląska i niewyjaśnione zjawiska.To monumentalne opracowanie spotkało się z ogromnym zainteresowaniem i niejako zaczęło przełamywać widoczny od dawna brak zaciekawienia zjawiskiem UFO, a dla niektórych było przyczynkiem do podzielenia się własnymi przeżyciami. Po premierze zostałem zasypany masą relacji, pojawił się więc pomysł na ciąg dalszy, zwłaszcza że omawiane w tamtej publikacji sprawy w większości były zupełnie nieznane czytelnikom. Ich unikatowość pozwoliła zatem w ciekawy sposób uzupełnić wiedzę nawet tym, którzy mieli już styczność z literaturą ufologiczną. Z kolei dla osób, które po raz pierwszy mierzyły się z zagadką UFO, mógł to być szok i przyczynek do zburzenia wielu mitów, którymi kultura masowa karmi nas od lat.

W UFO i niewyjaśnionych zjawiskach Dolnego Śląska czytelnik będzie mógł odwiedzić wiele być może dobrze mu znanych turystycznych zakątków Dolnego Śląska. Karpacz, Szklarska Poręba, Bardo i Stronie Śląskie to tylko wybrane miejsca, gdzie ludzie od dawna stykali się ze zjawiskiem, które trudno ująć w jednolitą, spójną tezę. Czytelnik przekona się, jak duży jest rozstrzał prezentowanych tu przypadków. Przeplatają się w tej książce różne motywy: folkloru, „rasowych kosmitów”ilatających obiektów o nieznanej naturze. Konglomerat zjawisk otwiera szerokie pole do dyskusji. Czy kosmici widziani np. w Duninie byli tymi samymi, którzy pojawili się w okolicach Kolorowych Jeziorek w Rudawach Janowickich? Czy UFO może zatrzymać jadący pociąg albo powalić kogoś na ziemię snopem światła? Prezentując tak skrajnie odmienne zdarzenia, staram się spiąć je w jedną klamrę, aby choć trochę uchylić rąbka tajemnicy, czym jest UFO, a czym na pewno nie jest.

Powszechnie szanowana przez wielu badaczy UFO teza o pozaziemskiej genezie tego zjawiska może okazać się nie do końca prawdziwa. W tym niezwykłym fenomenie, którego powtarzalność pozwala niektórym naukowcom na wygodne zaprzeczanie jego występowaniu, współistnieją zarówno elementy fizyczne, jak i parafizyczne. Być może otwarte spojrzenie na problem i zadanie odpowiednich pytań spowoduje większą przychylność, a przede wszystkim pobudzą chęć do głębszego poznania zjawiska UFO, neutralizując krępujące nas blokady mentalne.

Oddaję w ręce czytelnika książkę, która może być trudna w odbiorze. Niewykluczone, że dla niektórych to tylko zbiór anegdot i niewiarygodnych historii bądź przejaw jakichś psychologicznych aberracji. Jednak w rzeczywistości UFO to nie kwestia wiary, lecz faktów. Zapoznając się z wieloma opisanymi tu historiami, niektórzy mogą poczuć sprzeciw wobec prezentowanych faktów. Ten wewnętrzny konflikt na pewno można złagodzić większą otwartością umysłu, albowiem świat, w którym żyjemy, to tylko fragment szeroko pojętej rzeczywistości. Warto zajrzeć choć na chwilę poza wymiar mechanicznych dogmatów i otworzyć się na nieznany świat. A być może wówczas uświadomimy sobie, że rzeczywistość jest niekiedy dziwniejsza niż nawet najśmielsza fikcja.

2UFO zniknie z architektury?, https://sztuka-architektury.pl/article/1926/ufo-zniknie-z-karkonoszy, 17.03.2009 (dostęp 17.01.2022).

CUDA NA NIEBIE

Zanim rewolucja przemysłowa głęboko zmieniła naturę ludzką, a niebo zaczęło otwierać się na sterowce, samoloty, rakiety i inne maszyny latające, w historii ludzkości często dochodziło do niecodziennych zjawisk, wykraczających daleko poza horyzont myślowy i nierzadko budujących fundamenty pod różne wierzenia religijne. Dowodem tego jest klasyczne dzieło Wonders in the Sky [Cuda na niebie] dwóch wybitnych autorów: Jacques’a Valléego i Chrisa Aubecka, którzy dokonali bardzo ambitnego studium wielu źródeł historycznych. W swoich poszukiwaniach dotarli aż do starożytności, by postawić śmiałą tezę, jakoby współczesne relacje o tajemniczych zjawiskach powietrznych w niczym nie odbiegają od kronikarskich zapisów traktujących o „boskich rydwanach”, „cudach słońca”i „świetlistych promieniach”. Przekazy te często dotyczą zjawisk, których wygląd i zachowanie wykazują uderzające podobieństwo do współczesnych meldunków na temat UFO. Analizując dziesiątki takich przypadków z dalekiej przeszłości, autorzy ujawniają, że niezidentyfikowane obiekty latające miały ogromny wpływ nie tylko na kulturę, ale także na historię, religie i zmienne modele świata, które od zarania dziejów nieustannie kształtują ludzkość.

Z podobnymi „cudami na niebie”spotykamy się w wielu kronikach, legendach i innych zapiskach historycznych na świecie. Takich świadectw, spisanych niekiedy piórem kronikarzy, nie brakuje również na terenie bogatego w historię Dolnego Śląska. Mogły mieć one nawet wpływ na bieg wydarzeń, inne z kolei miały charakter czysto proroczy.

Grafika 1. Oblężenie Wrocławia w 1241 r. Błogosławiony Czesław Odworąż ochrania modlitwą miasto przed pociskami Tatarów

Źródło: Wikipedia

Najbardziej znany zapis pewnego „cudownego wydarzenia” pochodzi z kronikJana Długosza i dotyczy oblężenia Wrocławia przez Tatarów w 1241 roku. Zgodnie ze źródłami historycznymi na skutek mongolskiego najazdu z rozkazu Henryka II Pobożnego miasto zostało opuszczone i spalone, a majątek i żywność umieszczono we wrocławskim zamku, gdzie zorganizowano punkt obronny. Według Długosza przeor dominikanów wrocławskich, Czesław Odrowąż, swoją gorliwą modlitwą do Boga ściągnął na miasto silne zjawisko świetlne, które na tyle mocno przestraszyło oblegające wrocławski zamek hordy tatarskie, że w popłochu opuściły one to miejsce. Oto fragment kroniki Długosza:

Tatarzy zaś, zastawszy miasto spalone i ogołocone zarówno z ludzi, jak z jakiegokolwiek majątku, oblegają zamek wrocławski. Lecz gdy przez kilka dni przeciągali oblężenie, nie usiłując zdobyć (zamku), brat Czesław z zakonu kaznodziejskiego, z pochodzenia Polak, pierwszy przeor klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu (…), modlitwą ze łzami wzniesioną do Boga, odparł oblężenie. Kiedy bowiem trwał w modlitwie, ognisty słup zstąpił z nieba nad jego głowę i oświetlił niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta Wrocławia. Pod wpływem tego niezwykłego zjawiska serca Tatarów ogarnął strach i osłupienie do tego stopnia, że zaniechawszy oblężenia uciekli raczej, niż odeszli3.

Zdaniem polskich historyków barwnie opowiedziana historia to być może świadectwo ukazania się w okolicy bardzo jasnego bolidu. Nieco innego zdania jest cytujący to zdarzenie w swojej książce brytyjski historyk Norman Davies, który spekuluje, że „Ślązacy – jako pierwsi ludzie Zachodu – doświadczyli być może militarnego wykorzystania prochu”4.

Z innej kroniki Długosza, w której opisywał on w szczegółach wątki dotyczące bitwy pod Legnicą, wiemy, że dawni Ślązacy faktycznie mogli się zetknąć z porażającą siłą prochu. Padają tam na przykład słowa: „para, dym i mgła o cuchnącym odorze”5, co jest trafną ilustracją wykorzystywanych przez Tatarów efektów pirotechnicznych. Jednak w tym konkretnym przypadku spotykamy się z czymś zgoła odmiennym: „Ognisty słup zstąpił z nieba (…) i oświetlił niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta Wrocławia”6. Musiał to być zatem bardzo silny ładunek wybuchowy, skoro jego siła rażenia objęła cały obszar miasta. A może był to eksperyment wojskowy w wykonaniu Tatarów, który wymknął się spod kontroli i tak bardzo przestraszył samych najeźdźców, że postanowili uciec?

Fragment zawiera wiele cech wspólnych z relacjami ze spotkań z UFO. Ogniste kule oślepiające swym blaskiem, „słupy ognia” przemieszczające się po niebie, „płonące dyski” czy też „latające statki” to często przewijające się w polskich kronikach opisy anomalnych zjawisk, których ludzie tamtych czasów nie potrafili racjonalnie wyjaśnić. To, co było nieznane i nie mieściło się w ówczesnym światopoglądzie, osadzano w kategorii zjawisk nadprzyrodzonych, które przynależały do sfery boskiej lub też były aktem sił nieczystych. Nie wiemy, co zamanifestowało się nad Wrocławiem w 1241 roku. Na pewno coś na tyle efektownego, że przyczyniło się do odwrotu najeźdźców nękających ziemie piastowskie.

Wszystko wskazuje na to, że wrocławski cud z XIII wieku mógł być pierwszą znaną kronikarską relacją ze spotkania z UFO na Dolnym Śląsku.

KOSMITA Z PRZESZŁOŚCI

W świadectwach historycznych (kroniki, rękopisy i stare księgi) znajdziemy ogrom opowieści – spisanych piórem kronikarzy, badaczy folkloru i historyków – mających wiele wspólnych elementów ze współczesnymi relacjami z obserwacji UFO i innych niewytłumaczalnych zdarzeń. Zagadki z przeszłości dają niektórym powód do poszukiwań alternatywnych rozwiązań pewnych historycznych wątków. Krytyczny racjonalizm odrzuca innowacyjny i przewrotny sposób interpretacji dzieł historycznych zawierających opisy nadprzyrodzonych zjawisk. Sprowadza problem do miana nadinterpretacji i słabości ludzkiej natury. Niekiedy jednak historycy rozkładają bezradnie ręce w konfrontacji z materiałami źródłowymi, które stanowią twardy orzech do zgryzienia.

Grafika 2. Fragment XVII-wiecznego rękopisu pochodzącego ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu

Źródło: Archiwum Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu

O następnym, dość wczesnym ufologicznym świadectwie z terenu Dolnego Śląska być może mówi nam XVII-wieczny rękopis traktujący o świdnickim regionie z czasów wojny trzynastoletniej. Historyczne dzieło – spisane odręcznie przez nieznanego autora pod dość długim tytułem: Nadzwyczajne opisanie przeróżnych spraw i historii, szczególnie w kwestiach religijnych, wojennych i śmiertelnych, które w dawnych czasach wydarzyły się i miały miejsce w cesarskim i królewskim mieście Świdnicy na Dolnym Śląsku oraz w jego okolicy, jak również w wielu innych miejscowościach – znajduje się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.Zawiera ono interesujący fragment spotkania pewnego „pobożnego i czcigodnego człowieka”z istotą nadprzyrodzoną. Podczas widzenia, jak żywo przypominającego bardziej współczesne objawienia maryjne, dochodzi do przekazania apokaliptycznej wizji zagłady Świdnicy. Wydarzyło się to w 1626 roku na terenie dzisiejszej miejscowości Gogołów koło Świdnicy. Z rękopisu dowiadujemy się o następującym zdarzeniu:

W 1626 roku, dziecko ubrane na biało a przy tym jasno błyszczące, ukazało się pobożnemu i czcigodnemu człowiekowi z Gogołowa, nakazując mu napomnieć ludzi do czynienia pokuty. Nadchodzący czas ma przynieść ogromny pożar, który zniszczy jedną trzecią Świdnicy. Zaraza udusi większą ilość mieszkańców i zaroi się od trupów i trumien. On sam będzie w tym czasie potrzebny jako grabarz. Ów duch objawił również, iż wszystkie okoliczne wioski, w tym Gogołów, a także jego dom, wyglądać będą jak pustynia, opustoszałe, opuszczone i zniszczone. Świdnica w płomieniach otoczona wojskiem, a wszędzie dookoła wewnątrz i na zewnątrz same trupy w tym jego przyjaciół i znajomych, których rzeczywiście może rozpoznać między innymi. To wyjątkowe objawienia Boga pokazuje jego dobroć. Tym samym można było zobaczyć poza granicami Niemiec przez cały rok 1620 w gwiazdozbiorze Kasjopei krwistą gwiazdę i kometę, ale też w innych krajach cesarza przez cały rok 1630. 4 i 5 lutego na niebie ukazały się wojenne starcia, walki wojowników, rozpalone promienie, było je widać także nad tymi miejscami wspomnianymi wcześniej gdzie głoszono pokutę i upadek7.

Anonimowy kronikarz nawiązuje do wizji tajemniczej postaci, która była ubrana na biało, a przy tym jasno błyszczała,i stawia to wydarzenie objawienia na równi z „krwistymi kometami”z roku 16208, a także obserwowanymi w 1630 roku na terenie krajów należących do Habsburgów „rozpalonymi promieniami”. Nierzeczywiste znaki na niebie zwiastowały krwawe wojny, głód i upadek człowieczeństwa. Nie inaczej było w przypadku pewnego mieszkańca Gogołowa w 1626 roku. Zjawa ubrana w połyskujący kostium przekazała mu wizję nadchodzącej wojny i pożogi. Można dostrzec w niej czytelne aluzje do XX-wiecznych objawień maryjnych. Podobnie jak w zdarzeniu z Gogołowa, maryjne zjawy ukazywały się w formie świetlistych postaci, nawoływały do modlitwy i zwiastowały nadchodzące kataklizmy i wojny. Niektóre wizje bardzo trafnie przewidywały niedaleką przyszłość.

Analizując dziś tego typu źródła historyczne, nietrudno dostrzec w nich pokrewieństwo do bliskich spotkań trzeciego stopnia. Współczesne świadectwa wizji kosmicznych przybyszów pełne są przekazów przewidujących nadchodzące dramatyczne wydarzenia. Zmieniają się narracja i tło, lecz pozostałe elementy tych spotkań zawierają te same motywy.

Prorocza imaginacja z Gogołowa sprawdziła się co do joty – Świdnica stanęła w płomieniach, zginęło mnóstwo ludzi. W wyniku działań wojennych obszar księstwa świdnicko-jaworskiego został szczególnie dotknięty w 1633 roku. Świdnica była jednym z tych miast, które zostały niemalże doszczętnie zniszczone. Szacuje się, że na terenie księstwa liczba ludności zmniejszyła się o dwie trzecie w stosunku do okresu sprzed wojny trzynastoletniej. Skąd zjawa z Gogołowa wiedziała, że nadejdą te wydarzenia? Zdaniem historyków, którzy powołują się na powyższą notatkę, istnieje logiczne wytłumaczenie, że zapis stanowi jedynie folklorystyczną przypowiastkę spisaną post factum9.W rzeczywistości nie znamy dokładnej daty sporządzenia rękopisu ze zbiorów świdnickich, ale czy nie można w tym przypadku wyjść z założenia, że ludzka mentalność w XVII wieku nie wykluczała istnienia nadprzyrodzonego świata? W tamtych czasach nie kwestionowano rzeczy wykraczających poza paradygmat naukowy i ówcześni kronikarze często o nich pisali z pełną powagą i respektem.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

3 J. Długosz, Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae opera venerabilis domini Joannis Dlugossii canonici Cracoviensis antiquitatum gentis suae observantissimi summa cum diligentia collectae rectoveritatis tramite fideliter custodito (Roczniki, czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego…), PWN, Warszawa 1961–1985, t. 1, ks. VII, s. 18–20, 24.

4 N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos. Portret miasta środkowoeuropejskiego. Vratislavia, Breslau, Wrocław, przeł. A. Pawelec, Znak, Kraków 2003, s. 91–92.

5 J. Długosz, Annales…, dz. cyt., s. 18–20, 24.

6 N. Davies, R. Moorhouse, Mikrokosmos…, dz. cyt., s. 91–92.

7 N.N., Sonderbahre Beschreibungen vielerley Sachen und Geschichten besonders von Religions-, Krieg- und Sterbens Laufften, so sich in verstrichenen Zeiten in und bey Kays und Konigl. Stad Schweidnitz in Nieder Schlesien und andern Orthen mehr zugetragen und begeben, przeł. A. Czaja, zbiory Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu, 2KP 00094/006-, sygn. nr 2940.

8 Trudno jednoznacznie orzec, o jakie wydarzenie astronomiczne chodziło autorowi w kwestii przelotów komet. W zgromadzonej bazie danych o przelotach ciał kosmicznych w ubiegłych epokach historycznych nigdzie nie ma wzmianki o 1620 roku. Na przykład kometę Halleya obserwowano w roku 1606 i 1682.

9 S. Nowotny, Kosmita w XVIII-wiecznym Gogołowie…?, http://historia-swidnica.pl/kosmita-w-xvii-wiecznym-gogolowie, 18.05.2020 (dostęp 12.11.2021).

BIBLIOGRAFIA

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

O AUTORZE

Damian Trela – urodzony w 1984 roku w Legnicy. Publicysta, dokumentalista i badacz zjawisk niewyjaśnionych. Zawodowo związany z lotnictwem. Od ponad dwudziestu lat tropi zagadki UFO, zbierając relacje naocznych świadków głównie na obszarze Dolnego Śląska. W 1998 roku wstąpił do polskiego ruchu ufologicznego. W latach 2002–2004 brał aktywny udział w słynnej Akcji Wylatowo. Jest autorem dwóch książek oraz licznych artykułów poświęconych tematyce „nieznanego”. Na rynku wydawniczym debiutował w 2008 roku książką Gniazda UFO, która została bardzo dobrze przyjęta w mediach ufologicznych. Zebrane na przestrzeni wielu lat świadectwa ludzi, którzy zetknęli się oko w oko ze zjawiskiem UFO na terenie Dolnego Śląska, stały się tematem jego drugiej książki – Tajemnice Dolnego Śląska. UFO i niewyjaśnione zjawiska.

Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska

Wydawczynie: Agnieszka Fiedorowicz, Katarzyna Masłowska

Redakcja: Adam Osiński / KorektArt

Korekta: Marta Stochmiałek

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Leo Lintang; © ktsdesign / Stock.Adobe.com

Wybrane ilustracje w książce: Michał Nabzdyk

Copyright © 2023 by Damian Trela

Copyright © 2023, Illuminatio an imprint of Wydawnictwo Kobiece

Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2023

ISBN 978-83-8321-289-0

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Aneta Vidal-Pudzisz