10,99 zł
Specjalistka od PR Beatrice Taylor ma naprawić wizerunek księcia Juliusa, który szuka żony. Żeby opracować strategię, musi uzyskać o nim jak najwięcej informacji. Napotyka jednak na opór księcia, który nie lubi opowiadać o swoim prywatnym życiu. W końcu – zaintrygowany piękną, lecz bardzo zdystansowaną Beatrice – Julius idzie na kompromis: opowie jej o sobie, jeśli ona również wyjawi mu coś ze swojego życia. Wkrótce zbliżają się do siebie tak bardzo, że Beatrice coraz trudniej jest myśleć, że książę ożeni się z inną…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 148
Carol Marinelli
Tylko ty
Tłumaczenie:
Agnieszka Wąsowska
Dziesięć lat wcześniej…
Beatrice zapowiedziała swoją wizytę w klasztorze. Wielokrotnie pisała z prośbą o umożliwienie spotkania z matką przełożoną, ale zawsze odpowiadano jej, że nie ma potrzeby, by przyjeżdżała tu osobiście.
Szła pod górę z nadzieją, że nawet jeśli nie dowie się niczego o matce, to przynajmniej o swojej ukochanej przyjaciółce.
Choć tak bardzo się od siebie różniły, obie zostały porzucone niedługo po urodzeniu.
Alicia była ciemna i pełna życia. Beatrice cicha, nieśmiała i jasna. Z niewiadomych przyczyn Alicia pokochała ją miłością niemal siostrzaną. Czasami mówiła nawet, że są bliźniaczkami!
Kiedy miały po jedenaście lat, Beatrice dostała stypendium i wyjechała do szkoły w Mediolanie. Obiecały sobie, że bez względu na wszystko będą utrzymywać ze sobą kontakt. Alicia powiedziała jej, żeby skończyła szkołę i znalazła dobrą pracę, żeby mogły kiedyś razem zamieszkać.
Zawsze bały się tego, co może je spotkać, gdy opuszczą bezpieczne mury klasztoru, ale myśl, że mają siebie nawzajem, dodawała im otuchy.
Alicia nie potrafiła pisać, ale to nie przeszkadzało Beatrice. Ona sama pisywała do niej regularnie. A potem, kiedy skończyła szkołę w Mediolanie, wysłano ją do niewielkiego opactwa w Szwajcarii, żeby doskonaliła język. Pozwolono jej wprawdzie kilkakrotnie zadzwonić do klasztoru w Trebordi, ale nigdy nie poproszono Alicii do telefonu. Zawsze znajdowano jakąś wymówkę, żeby wytłumaczyć jej nieobecność.
Beatrice domyślała się, że siostry nie chciały pozwolić na tę rozmowę ze względu na to, że mogłaby ona bardzo zasmucić Alicię, która zawsze miała skłonności do dramatyzowania. Zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle dostawała jej listy.
Kolejne dwa lata spędziła w szkole w Anglii, gdzie zyskała sobie opinię osoby odosobnionej i nieprzystępnej. Zimnej.
Podobnie było na uniwersytecie.
Choć nie miała żadnych problemów z językiem, zawsze trzymała się na uboczu. Brakowało jej poczucia humoru i nie chwytała w porę dowcipów, które opowiadali sobie jej koledzy.
Nigdy nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, skąd jest i co robią jej rodzice. Zawsze miała przed oczami okno życia, przez które włożyła ją matka jakieś dziewiętnaście lat temu. Zawsze myślała o tym, jak bardzo samotna i przerażona musiała się czuć, skoro zdecydowała się na taki krok. Ona, dorastając, czuła się dokładnie tak samo.
Przerażona.
Samotna.
Na szczęście miała Alicię.
Nacisnęła dzwonek do bramy i uśmiechnęła się, kiedy się okazało, że sama matka przełożona otworzyła jej drzwi.
– Tak się cieszę, że tu wróciłam… – Idąc znajomą ścieżką, czuła, jak płoną jej policzki.
– O której masz powrotny pociąg? – spytała przełożona.
– Mam zamiar zostać w klasztorze tydzień albo dwa – oznajmiła w nadziei, że matka przełożona zaprosi ją, by została dłużej.
– Nie możemy traktować klasztoru jak hostelu dla osób, które się tu wychowały – odparła jednak kobieta. – Robimy dla nich wszystko, co możemy, ale potem nadchodzi czas, żeby stanęły na własnych nogach. Czasami trzeba zmusić je do tego siłą.
– Ja jestem niezależna.
– Masz stypendium na uniwersytecie, prawda?
– Tak. – Beatrice poczuła się urażona, choć starała się tego po sobie nie pokazać. Była wdzięczna za stypendium, ale sama też ciężko pracowała. – Wieczorami i w weekendy pracuję jako tłumacz w szpitalu.
Usiadła w biurze matki przełożonej i sięgnęła po notatnik.
– Dziecko, możesz to schować. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia.
– A może… Wiem, że Alicia miała przypięte do śpiochów kolczyki. Segni di ricooscimento. Znak rozpoznawczy. Na wypadek, gdyby matka chciała wrócić i odebrać swoje dziecko.
– Beatrice, już ci mówiłam. Przy tobie niczego nie znaleziono.
– Musiało coś być. Strona z Biblii?
Powiedziano jej, że jej matka była turystką. Co roku przyjeżdżała na festiwal do Trebordi. – Może jakiś drobiazg z festiwalu?
– Beatrice, gdyby było coś takiego, na pewno bym ci powiedziała.
– Pieluszka? – spytała, czując, jak łzy napływają jej pod powieki. Przecież nie mogła być naga. – Cokolwiek?
– To donikąd nie prowadzi. Beatrice, masz wykształcenie, o którym większość ludzi może tylko marzyć. Daj temu spokój.
– Nie, nie przestanę. Chcę, żeby moja matka wiedziała, że nawet jeśli przydarzyło jej się coś okropnego, to ja to zrozumiem. Była młoda i przerażona, a ja dokładnie wiem, co to znaczy. Kocham ją i wybaczam to, co zrobiła.
– Beatrice, to nie jest rozsądne. Widziałam wiele dzieci, które tak bardzo chciały poznać przeszłość, że rujnowały swoją przyszłość.
– Ja chcę poznać moją historię. Będę tu przyjeżdżać każdego roku i w dzień urodzin Alicii też.
Dostrzegła, że policzki matki przełożonej zarumieniły się. To tu, w jej biurze nauczyła się, jak być bezpośrednią i zdecydowaną.
– Czy Alicia otrzymywała moje listy?
– Naturalnie.
Matka przełożona nie powinna kłamać. Jednak z jakiegoś powodu Beatrice jej nie wierzyła. Zebrała się w sobie.
– Nie wierzę.
– Odrobinę szacunku, moja droga. Tu cię wychowano.
– Matko przełożona, z całym szacunkiem pytam, gdzie jest moja przyjaciółka?
Odpowiedziała jej cisza.
– Zawsze mogę spytać w wiosce. Mogę odwiedzić signorę Schinina – wymieniła nazwisko kobiety prowadzącej lokalny burdel. – Ona zna wszystkie plotki, a jej syn przyjaźnił się z Alicią…
– Mówiłam ci, że ona nie żyje.
– Cóż i tak popytam ludzi, co o niej wiedzą.
– Dziecko. Non destare il cane che dorme. Nie wywołuj wilka z lasu.
O czym ta kobieta mówi?
– Nie wyjadę stąd, dopóki nie znajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. – Zamknęła notes i schowała go do plecaka. Siedziała wyprostowana, a serce mocno waliło jej w piersi. – Będę pukać do wszystkich drzwi, zajrzę do każdego sklepu…
Matka przełożona wstała.
– Poczekaj chwilę.
Beatrice zdawało się, że czekała na nią całą wieczność. Po godzinie czekania wstała i podeszła do okna. Patrzyła na niewielkie podwórko szkoły, do której chodziła. Bawiła się na nim razem z Alicią. Miały wtedy po dziesięć lat. Beatrice unikała zabaw, w których brało udział więcej dzieci. Była wycofana i poważna. Nie potrafiła włączyć się do ogólnej zabawy i zazwyczaj siedziała gdzieś na uboczu.
Alicia natomiast była jej przeciwieństwem. Pewna siebie, odważna, była duszą towarzystwa. Uwielbiała pływać w rzece i przepadała za towarzystwem chłopaków z wioski. Zwłaszcza jednego.
Otworzyły się drzwi i do biura weszła siostra Catherina. Usiadła za biurkiem i wskazała gestem, by zajęła miejsce naprzeciw niej.
– Powiedziano mi, że masz jakieś pytania.
– Całe mnóstwo pytań. Czy była tu siostra, kiedy mnie przyniesiono?
Siostra Catherina była osobą nierzucającą się w oczy i taką ją zapamiętała. Miewała swoje humory, ale nie była jakoś specjalnie niemiła. Uczyła łaciny, a Beatrice uwielbiała ten przedmiot. Tyle tylko, że siostra Catherina nie zachęcała jej specjalnie do pogłębiania znajomości tego języka. Była taka… bezpłciowa.
I właśnie wtedy Beatrice dowiedziała się, że ona właśnie jest jej matką.
– Byłam taka jak ty: zwykła i raczej ponura.
Beatrice bez słowa wpatrywała się w jej twarz, która była, teraz to widziała, ciemnym odbiciem jej własnej. Jak to możliwe, że wcześniej tego nie dostrzegła?
– Miałam jednak jedną ciekawą cechę…
A więc nie przydarzyło jej się nic nadzwyczajnego. Po prostu przed wstąpieniem do klasztoru chciała zaspokoić ciekawość.
– Pomagałam matce w sprzątaniu pokoi wynajmowanych przez turystów. Był wdowcem, Niemcem. Byli małżeństwem przez trzydzieści lat i bardzo tęsknił za żoną. Przyjechał na ciche wakacje.
– Więc nie przyjechał na festiwal?
– Nie! Był historykiem i było widać, że lubi żyć przeszłością. Powiedział, że przypominałam mu żonę, gdy była młoda.
– Wykorzystał cię?
– Nie. Miałam dwadzieścia pięć lat, a on był bardzo przystojny.
Mówiła to wszystko beznamiętnym tonem, jakby referowała lekcję historii. Dwa tygodnie życia w grzechu, a potem konsekwencje.
– Byłam w nowicjacie, kiedy okazało się, że jestem w ciąży.
– Bałaś się?
– Beatrice, ja dokładnie wiedziałam, co chcę robić w życiu, i wiedziałam też, że tobą się tu zaopiekują.
– Czy matka przełożona wiedziała?
– Nie, oczywiście, że nie – powiedziała cierpkim głosem. – Kiedy skończyłaś dziesięć lat, matka przełożona zaprosiła mnie na rozmowę. Powiedziała, że podobieństwo między nami jest uderzające i nie może być dłużej ignorowane. Ja wprawdzie go nie widziałam. Owszem, obie jesteśmy drobne, ale ty masz taką jasną karnację i włosy…
Beatrice sama dziwiła się temu, że wcześniej tego nie dostrzegła. Patrząc na matkę, miała wrażenie, że spogląda w lustro. Gdyby przefarbowała włosy i założyła ciemne soczewki, wyglądałaby dokładnie jak siostra Catherina.
Spróbowała sobie przypomnieć jakieś chwile z przeszłości, które byłyby tylko ich, ale przychodziło jej do głowy tylko jedno wspomnienie.
Któregoś dnia, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Beatrice spytała, czy może zostać w klasie i poczytać.
Siostra Cateherine nawet nie podniosła na nią wzroku. „Idź i pobaw się za zewnątrz” – powiedziała.
– Zdarzało mi się wychodzić podczas festiwalu przez okno, żeby cię szukać – powiedziała zachrypniętym z emocji głosem. – Robiłam to co noc.
– Festiwalu już nie ma. Podobnie jak nie ma twojej przyjaciółki.
– A gdzie ona jest?
– Nie mam pojęcia. – Siostra Catherina wzruszyła ramionami. – Powiedziałam ci wszystko, co wiem. Byłam z tobą szczera… – Rozłożyła bezradnie ręce. – Twój pobyt tu jest dla mnie bardzo kłopotliwy. Beatrice, miałaś tu dach nad głową, jedzenie i dostałaś wykształcenie, na które nigdy nie byłoby cię stać.
To prawda. Dostała wszystko, oprócz miłości.
Nie była kochana ani przez sekundę.
Zamiast tego była ukrywana, a kiedy stało się to kłopotliwe, wysłano ją za granicę.
– W nic mnie nie owinęłaś… Byłam naga…
– Wiedziałam, że tu wszystko dostaniesz.
– Cóż za troskliwość! Doprawdy iście matczyna! – Nie mogła oszczędzić sobie sarkazmu.
Bez dalszych słów wyszła z klasztoru, wzięła taksówkę i pojechała na stację kolejową. Obiecała sobie, jej noga nigdy więcej nie postanie w tym miejscu. Była tak zniechęcona, że porzuciła nawet zamiar odnalezienia Alicii. Wsiadła do pociągu i wycięła podobiznę matki z jedynej fotografii, jaką zachowała z dzieciństwa. Podjęła też decyzję, że zmieni nazwisko z Festa na Taylor.
Chciała całkowicie odciąć się od przeszłości.
Teraz już wiedziała, po kim odziedziczyła serce z kamienia. I zamierzała wykorzystać je dla własnych celów!
– Signora, proszę zapiąć pasy bezpieczeństwa.
Kapitan przeprosił za złe warunki atmosferyczne, które towarzyszyły im podczas lotu nad Sycylią. Samolot zaczął podchodzić do lądowania. Jak na jej gust, Bellanisia była nieco zbyt blisko Trebordi. Beatrice nie była nawet przekonana, czy chce tej pracy.
Specjalista od PR-u Jego Wysokości Księcia Juliusa z Bellanisii. Nowo stworzona posada po to, aby podreperować mocno nadszarpnięty wizerunek księcia przed wyborem kandydatki na żonę.
To była jej specjalność. Robiła to już dla przeróżnych ludzi: celebrytów, znanych sportowców, polityków czy innych sławnych ludzi, którzy potrzebowali pomocy w naprawieniu swojego wizerunku. Romanse, nadużycia, kłamstwa, narkotyki – ze wszystkim potrafiła sobie poradzić, nie angażując się w nic osobiście. Widząc tę drobną kobietę przed kamerami, nikt by się nie domyślił, że nigdy nikt jej nie pocałował ani że nie miała żadnych przyjaciół.
Była w tym tak dobra, że nie musiała szukać pracy – ta sama przychodziła do niej.
Tajemnica jej sukcesów tkwiła w tym, że na niczym jej nie zależało. Na wstępie zaznaczała, że nie jest ani agentem, ani matką, żoną czy psychoterapeutą.
Choć początkowo królewski ślub wydał jej się interesującym wyzwaniem, teraz miała jednak wątpliwości. Czy na pewno jest odpowiednią osobą do tego celu?
Szacunek nie był cechą, która stała na czele jej przymiotów, a sądząc po liście wymagań, jakie otrzymała, był warunkiem wstępnym jakichkolwiek rozmów z aroganckim księciem.
To było jego życie i jego bałagan, nie jej. Zamierzała mu to uzmysłowić zaraz na początku rozmowy.
Spojrzała z okien samolotu na przepiękny archipelag wysp na Morzu Jońskim. Wyspy były rozrzucone między Grecją, a Sycylią i z góry przypominały drobne kamyki.
Przygotowując się do tej rozmowy, zrobiła mały research.
Książę Julius był niesfornym dzieckiem, zadziwiająco szczęśliwym w porównaniu ze starszym rodzeństwem.
A jako dorosły?
Studiował archeologię, potem wstąpił do wojska i teraz miał już zapewne magistra z brunetek. Owdowiałych, krągłych, pięknych i bogatych. Był przystojny, pełen uroku i znajdował się na drugim miejscu w kolejce do tronu.
Dużo podróżował i to podczas rozlicznych wojaży poznawał swoje towarzyszki.
Beatrice rozsiadła się ze szklanką ciepłej wody w swoim tymczasowym mieszkaniu w Londynie i przeczytała wszystko, co było dostępne na temat niezależnego politycznie księcia.
Potrafił zniknąć na długie miesiące na jakiejś archeologicznej wyprawie, po czym niepodziewanie objawiał się na jakimś przyjęciu. Jednak jego życie diametralnie się zmieniło, kiedy jego starszy brat, książę Claude, niespodziewanie zmarł na skutek powikłań po grypie.
Książę Julius został zmuszony do powrotu do pałacu, a jego archeologiczna pasja musiała zostać odłożona na bok. Nie bardzo też miał teraz sposobność do zawierania nowych znajomości, tak więc pozostało mu jedynie spotykanie się ze swoimi byłymi.
Ciężko pracował, przejmując nie tylko obowiązki zmarłego brata, ale także te, które przekazała mu królowa, która postanowiła przejść na emeryturę.
Z trzech przeprowadzonych z nim wywiadów dowiedziała się jedynie, że planowano jego ślub, co wymagało podreperowania jego wizerunku.
Beatrice miała kilka własnych pytań.
– Czy jest przeciwnikiem przejęcia tronu przez kobietę? – spytała podczas trzeciego wywiadu.
– To nie powinno pani interesować – oznajmił Phillipe, który był szefem pałacowego protokołu.
– Obawiam się, że muszę to wiedzieć, jeśli mam pomóc mu w naprawieniu opinii na jego temat.
– Myślę, że podejście do tej kwestii zmieni się w następnym pokoleniu. Tutaj rzeczy dzieją się wolno.
Rzeczywiście tak było. Kiedy zameldowała się w hotelu, recepcjonistka poinformowała ją, że jej ubrania, które wymagają prasowania, będą gotowe dopiero wieczorem.
– Mam spotkanie w pałacu o drugiej – oznajmiła płynnym włoskim. – Bardzo proszę się tym zająć, żebym nie musiała czekać. Dziękuję.
Wzięła szybki prysznic, spięła włosy klamrą i zrobiła delikatny makijaż.
Założyła szarą prostą sukienkę i ciemniejszy o ton żakiet, żeby wyglądać neutralnie.
Przyjechał po nią samochód, a kiedy dotarła do pałacu, zawartość jej torby została prześwietlona. Zatrzymano jej telefon. Poinformowano ją też, że na następne spotkania ma przyjechać autobusem, który regularnie jeździł z centrum do pałacu.
Została zaprowadzona do umeblowanego pluszowymi kanapami biura, gdzie poinformowano, że jej własne biuro będzie dwa piętra niżej.
Oczywiście.
Słyszała, że książę Julius jest przystojnym mężczyzną, ale spodziewała się kogoś rozkapryszonego i raczej niezadowolonego z tego, że jego dotychczasowe beztroskie życie zostało tak brutalnie przerwane.
Spóźnił się równo pół godziny.
– Naprawdę? – usłyszała jego głęboki głos, jeszcze zanim go zobaczyła. – Nie potrzebuję specjalistki od PR-u.
– Liason aid, sir – usłyszała głos jego towarzysza.
Beatrice wstała, tak jak jej polecono. Wszelkie wyobrażenia, jakie miała na temat księcia Juliusa, okazały się błędne.
Książę Julius był mężczyzna pełnym wigoru i energii. Kiedy wszedł do pokoju miała wrażenie, że poczuła bijącą z niego siłę.
Zupełnie nie sprawiał wrażenia człowieka, któremu grozi upadek z wysokiego stołka.
Był zachwycający.
Oszałamiający.
– Miło mi pana poznać, sir – odezwała się po angielsku, choć w pałacu mówiło się po włosku.
– Z wzajemnością – powiedział, choć jego oczy mówiły co innego.
Z miejsca ją odrzucił. Nawet nie zarejestrował w umyśle rysów jej twarzy.
Boże, ale jest wysoki, pomyślała, z ulgą przyjmując zaproszenie, żeby usiąść.
Jednak nie chodziło jedynie o jego wzrost. Był najbardziej nieskazitelnym mężczyzną, jakiego spotkała. Miał czarne, perfekcyjnie obcięte włosy i srebrny krawat, zawiązany równie perfekcyjnie. Wyglądał, jakby zszedł prosto z okładki jakiegoś prestiżowego magazynu.
Beatrice przełknęła. Zazwyczaj przy bliższym poznaniu okazywało się, że tak zwane samce alfa w rzeczywistości były zupełnie zwykłymi mężczyznami.
Ten przewyższał wszelkie oczekiwania.
Był aż nazbyt przystojny.
W końcu należał do rodziny królewskiej, może to o to chodziło?
Książę spojrzał na jej resume i zmarszczył brwi.
– Sicilian?
– Si, tuttvia – odparła po włosku, ale powstrzymał ją gestem ręki.
– Pozostańmy przy angielskim. Powinienem trochę poćwiczyć ten język.
Spojrzał ponownie na jej resume, zapewne na imponującą listę jej klientów, a potem przeniósł wzrok na swoją asystentkę, Jordan, którą Beatrice poznała podczas jednej ze wstępnych rozmów.
– Nie. – Potrząsnął głową. – Naprawdę nie chcę, żeby moje nazwisko znalazło się na tej liście.
– Sir… – Jordan ze zrozumieniem pokiwała głową. – Panna Tylor jest tu po to, żeby kontrolować to, co prasa będzie wypisywać, kiedy Wasza Wysokość zdecyduje się wybrać pannę młodą.
– Zgodziłem się na mały reset, a nie na inwigilację.
– Z całą pewnością nie zamierzam nikogo inwigilować, sir – wtrąciła Beatrice.
Wszyscy zebrani zesztywnieli, słysząc, że nieproszona zabrała głos. Wszyscy oprócz księcia. Po raz pierwszy spojrzał jej prosto w oczy, a ona poczuła się, jakby miała zamkniętą w piersiach chmarę motyli.
– Studiowała pani językoznawstwo… Pracowała pani jako tłumacz w ambasadzie, tak?
– Tak, sir.
– A przedtem w szpitalu i w sądzie, zgadza się?
– Powinny tam być wzmianki na temat moich tłumaczeń – powiedziała. Ktoś zakasłał i zdała sobie sprawę ze swojego nietaktu. – Sir – dodała pospiesznie.
Matko, jak będzie rozmawiać z nim o skandalach, w jakich brał udział, skoro cały czas musi zwracać się do niego w tak formalny sposób? Oczywiście, królewski ślub bardzo dobrze wyglądałby w jej resume, ale żeby wykonać dobrze swoją pracę, musiałaby odbyć z nim wiele bezpośrednich rozmów.
Książę z uwagą zaczął czytać streszczenie z jej resume, jakie przygotowała na to spotkanie.
– Myślę, że to może chodzić o to. – Spojrzał na swojego doradcę. – Skoro panna Taylor tłumaczyła w tej ambasadzie…
– Zgadza się, sir. Dlatego jasno wyraziłem swoje obiekcje.
Beatrice ponownie zabrała głos.
– Jestem przekonana, że bez wahania wystosują mi dalsze referencje. Doskonale wiedzą, że rozumiem znaczenie pojęcia „zawodowa dyskrecja”.
Ponownie jego wzrok spoczął na jej twarzy.
Beatrice wytrzymała jego spojrzenie.
– Ma pani do mnie jakieś pytania?
– Nawet kilka. – Skinęła głową. – Pierwsze brzmi, do jakiego stopnia mogę sobie z Waszą Wysokością pozwolić na szczerość, sir?
– Pozwolić?
– Na przykład, czy jeśli podejmę się tej pracy, wolno nam będzie rozmawiać na osobności?
– Naturalnie – odparł książę Julius. – Możemy zacząć od razu.
Beatrice wstała, nie będąc pewną, czy odczuwa zdenerwowanie, czy nie. Serce biło jej szybko, jakby wbiegła przed chwilą po schodach. Służący otworzył przed nimi francuskie drzwi, a ona się zawahała.
Tłumaczyła sobie, że jej zdenerwowanie jest zupełnie zrozumiałe. Wszak ma do czynienia z księciem.
Po wyjściu na dwór powinna odczuć ulgę, ale mimo to napięcie jej nie opuszczało.
– Proszę mi wybaczyć nieco napiętą atmosferę, jaka panowała wewnątrz – powiedział. – Gdyby została pani przyjęta, byłaby pani pierwszą osobą zatrudnioną w pałacu, która nie pochodzi z Bellanisii.
– Rozumiem.
– To całe wieki tradycji i praw, które panowały tu od zawsze. Zapewne wie pani o tym.
– Przeczytałam na temat historii waszego kraju wszystko, co mogłam.
– Zapewne wie już pani, że do tej pory korzystałem z uroków kawalerskiego życia. Teraz jednak jestem następcą tronu i nadeszła pora, żeby lampart zmienił przyzwyczajenia.
On nie był lampartem.
Ani gepardem.
Przypominał ogromną czarną panterę, o której wszyscy mówią, że jest oswojona.
– To jezioro jest bardzo piękne – powiedziała, czując się dziwnie niepewnie.
– Lago Lefko.
Białe Jezioro. Mieszkanka włoskiego i greckiego. Nazwa była całkowicie uzasadniona.
Było otoczone srebrzystymi wierzbami i białymi brzozami. Nawet leżące na brzegu kamienie były białe. Błyszczały w słońcu, jakby pokryła je cienka warstwa lodu.
– Mam wrażenie, że powietrze, które wydycham zamieni się w kłąb białej pary. Nawet ptaki…
– Gołębie zostały tu sprowadzone, kiedy moi rodzice się pobrali. A te żurawie są prezentem na urodziny księcia Claude’a. Łabędzie natomiast prezentem dla księżniczki Jasmine.
– A Wasza Wysokość?
– Słucham?
– Jakie ptaki zostały sprowadzone, kiedy książę się narodził? – zdała sobie sprawę, że on doskonale zrozumiał, o co go pyta. – Sir?
– Pawie. Oczywiście białe.
Rozejrzała się dookoła.
– Wkrótce je pani usłyszy.
Rozmawiał z nią grzecznie, ale w jego głosie dało się wyczuć pewną rezerwę. Zrozumiała, że nawet jeśli nawiążą współpracę, ich relacje będą miały bardzo formalny charakter.
– Więc o co chciała mnie pani spytać?
– W zeszłym tygodniu minął rok, odkąd odszedł książę Claude.
– To prawda.
– Jak rozumiem, wszyscy liczą na to, że teraz nastąpią szczęśliwsze lata dla całego kraju – zaczęła ostrożnie. – Czy Wasza Wysokość pragnie założyć rodzinę?
– To jest konieczne.
– Domyślam się. Chciałabym się jednak dowiedzieć, co książę myśli na ten temat.
– Tego akurat nigdy się pani nie dowie. Zawsze jest pani taka bezpośrednia, panno Tylor?
– Tak. I, mówiąc szczerze, nie bardzo sobie wyobrażam, jak mielibyśmy rozmawiać, gdybym wciąż była zmuszona kłaniać się księciu i tytułować go sir…
– To akurat jest pani problem. Osobiście wolę, żeby wszystko odbywało się formalnie.
Był okropny.
– Mogę panią zapewnić, że kobieta, która podejmie decyzję o poślubieniu mnie, zrobi to w dobrze pojętym interesie własnego kraju. To będzie związek partnerski, z którego obie strony będą czerpać korzyści.
– A gdzie w tym miejsce na miłość?
Książę pozwolił sobie na lekki uśmiech.
– Nie potrzebuję tego rodzaju komplikacji. Czy pani zabrałaby swojego partnera do pracy?
Nigdy nie miała partnera, ale to nie powinno księcia interesować.
– Oczywiście, że nie.
– A na biznesowy lunch? Albo wyjazd?
– Nie.
– No właśnie.
– Nie sypiam z moimi kolegami – dodała. – Ani nie mam z nimi dzieci.
– Pani jest zwykłą obywatelką, panno Tylor. Ja nie.
Z wielką ochotą wepchnęłaby go teraz do tego jeziora. I tak wątpiła, czy dostanie tę pracę, nie mówiąc już o tym, czy sama by ją przyjęła.
– Kilka tygodni temu miał miejsce pewien incydent… – Sięgnęła po najbliższy przykład. – Zostały wystosowane przeprosiny.
– A co pani zrobiłaby w tej sytuacji?
– Z tego co dowiedziałam się z prasy, wszyscy dobrze się bawili. – Zabrzmiało to bardzo liberalnie. Beatrice rzeczywiście była bardzo wyrozumiała, ale tylko jeśli chodziło o życie innych ludzi. – Nie wydaje mi się, żeby ta sytuacja wymagała komentarza ze strony księcia.
– Toteż jej nie komentowałem.
– Ale pałac wystosował oficjalną notę. Tłumaczenie, przeprosiny. – Podniosła na niego wzrok. Rzeczywiście był bardzo wysoki. – Ja inaczej bym to rozegrała.
– To nie jest gra, panno Tylor. I ponownie upominam, że należy się do mnie zwracać sir.
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się lekko. – Staram się jedynie uzyskać pełny obraz sytuacji, sir.
– Cóż, ostatnio jestem przedstawiany jako ktoś w rodzaju syna marnotrawnego, który powraca do domu.
– Przez kogo?
Popatrzył przed siebie.
– Przez pałac? Przez króla? – podpytała.
Nie odpowiedział wprost.
– Ja nigdy nie przepraszam, ale oni robią to niejako w moim imieniu. Prasa nieustannie coś wyciąga, w nadziei, że… – Wzruszył ramionami. – To nie jest najlepsza atmosfera do zawierania małżeństwa.
Zazwyczaj klienci błagali ją, żeby rozwiązała za nich ich problemy, ale nie on.
– Cóż, jeśli zamierza książę oszczędzić przyszłej małżonce kłopotliwych sytuacji, byłoby dobrze, gdyby udało się nieco załagodzić sytuację. Nie chodzi o jakiś konkretny skandal, a raczej o to, że książę hojnie szafuje swoimi uczuciami, sir.
– W ostatnim roku wcale nie było dużo uczuć – przyznał. – Ale moja… – Przerwał, najwyraźniej nie chcąc się z nikim dzielić swoim prywatnym życiem. Nawet z kobietą, która miałaby mu pomóc je uporządkować. – Zgodziłem się spuścić nieco z tonu zanim podpiszę deklarację małżeńską.
– Na początek dobre i to. Ale moim zdaniem pałac powinien przestać wysyłać przepraszające pisma i wystosowywać oświadczenia. Jeśli przyjmę tę pracę, wszystko musiałoby przechodzić przez moje ręce.
Tym razem nie dodała „sir” ponieważ jej uwagę przykuło stadko przepływających przed nimi czarnych łabędzi. Dumni rodzice i sześć małych łabędziątek.
Książę Julius podążył za jej wzrokiem.
– Czarne łabędzie zostały sprowadzone po śmierci księcia Claude’a.
– To pisklę jest chyba zbyt duże, żeby wciąż siedzieć na grzbiecie matki.
– Lubi pani ptaki? – spytał książę, ruszając.
– Lubię.
– Tym razem to ja mam pytanie.
– Bardzo proszę.
– Czy przeszkadza pani, gdy jednego dnia coś pani mówi, a potem okazuje się, że to jest kłamstwo?
Zatrzymała się, nie będąc pewną, czy ma na myśli jej ostatniego klienta, ale w jego głosie usłyszała jedynie ciekawość.
– Niespecjalnie – odparła dyplomatycznie.
– Nie?
– To nie są moje kłamstwa.
– To prawda.
– Jeśli o to chodzi, nie bardzo… – zamierzała wygłosić gadkę, którą często mówiła klientom, ale przerwała.
– Proszę – zachęcił ją.
To była dziwna chwila. Poranne słońce rozświetlało wody jeziora, nadając mu mroźny wygląd, a jednocześnie słychać było nawoływania pawi.
– Jeśli o to chodzi… – zachęcił ją.
Beatrice zatrzymała się i podniosła na niego wzrok.
– Angażuję się w moją pracę i staram się wykonywać ją najlepiej jak potrafię. Ale jeśli chodzi o moje życie osobiste…
Jego oczy zwęziły się. Wyraźnie czekał na ciąg dalszy.
– Nigdy nie mieszam go z pracą.
Książę zmarszczył brwi.
– Staram się być obiektywna – ciągnęła. Nabrała powietrza w płuca i powiedziała mu to, co mówiła wszystkim klientom. – Nie interesuje mnie to, w co Wasza Wysokość się wplątał.
Zabrzmiało to szorstko, ale to właśnie była tajemnica jej powodzenia. Ci, co ją zatrudniali, nie musieli wiedzieć, jaki jest powód jej totalnego odseparowania życia osobistego od pracy.
– Cóż – odezwał się książę Julius. – To naprawdę miła odmiana.
Ku jej zdumieniu zaoferowano jej tę pracę.
Wynajęła w Bellanisii niewielkie mieszkanie z widokiem na port, w którym miała spędzić następne trzy miesiące swojego życia. Kupiła karmnik dla ptaków i sama zaczęła jadać śniadania na balkonie.
Podobało jej się tutaj.
Podobnie jak podobała jej się praca w pałacu i codzienne dojazdy lokalnym autobusem. Zawsze siadała po lewej stronie, żeby podziwiać przepiękne widoki, a wracając, zajmowała miejsce po prawej.
Miejscowi nie zwracali na nią żadnej uwagi, spędzając czas na czytaniu lub pogaduszkach ze współpasażerami podróży.
Sama praca była bardzo ciekawa. Wyraźnie czuło się presję, żeby książę jak najszybciej wybrał sobie żonę i założył rodzinę.
Jej zadanie nie było łatwe. Choć minęły już trzy tygodnie od dnia, w którym zaczęła pracę, w prasie wciąż pojawiały się niepochlebne artykuły na temat księcia.
Pojawił się też zupełnie nowy problem, z którym do tej pory nie miała w swojej pracy do czynienia.
Beatrice polubiła swojego szefa.
Albo raczej należałoby powiedzieć, że książę wpadł jej w oko.
Pierwszy raz w życiu jakiś mężczyzna zrobił na niej wrażenie i traf chciał, że był to Jego Wysokość Książę Julius z Bellanisii!
Wcale nierzadko zdarzało się, że gdy na nią spojrzał, czuła w żołądku dziwne motylki, a serce zaczynało jej bić w przyspieszonym tempie.
Przejeżdżając codziennie autobusem przez główny plac w mieście i patrząc na szerokie schody prowadzące do katedry, nie mogła nie myśleć o tym, że tu właśnie książę Julius weźmie ślub.
Dlaczego ta myśl wzbudzała w niej sprzeciw, a nawet zazdrość? I dlaczego, myśląc o nim, odczuwała pożądanie? Pospiesznie odwróciła wzrok od kościoła, ale nieznane jej dotąd uczucie pozostało.
Co więcej, spotęgowało się.
Była tym absolutnie zaskoczona.
Tak ją to zaniepokoiło, że w dzień swoich urodzin pojechała do Trebordi.
Nic się tu nie zmieniło.
Do tej pory myślała, że to ona się zmieniła. Miała nowe nazwisko, nową tożsamość i satysfakcjonującą pracę. Jednak gdzieś w głębi duszy wiedziała, że pozostała wciąż tą samą wystraszoną dziewczynką, która tu dorastała.
Tylko że wtedy miała Alicię.
Musiała ją odnaleźć. Potrzebowała jej wsparcia, jej rady. Nie miała jednak pojęcia, jak się do tego zabrać.
W końcu to ona zmieniła nazwisko, uniemożliwiając tym samym jej odnalezienie.
Patrzyła na wychodzące z klasztoru siostry, które o tej porze szły do miasteczka na wieczorny spacer i lody.
Miały bogatsze życie towarzyskie niż ona!
W pewnym momencie jej uwagę przykuły dwie znane postaci. Siostra Josephine, mocno już posunięta w latach, i towarzysząca jej siostra Catherina. Były tak pogrążone w rozmowie, że przechodząc obok niej wcale jej nie dostrzegły. Tak bardzo pragnęła, żeby jej matka zobaczyła swoją córkę, która przyjechała tu w dniu swoich urodzin!
Nic.
– Co ty tu, do diabła, robisz, Beatrice? – spytała samą siebie.
Wsiadła do wynajętego samochodu i ruszyła prosto do Bellanisii. Obiecała sobie, że przyszłe urodziny spędzi gdzieś daleko przy kieliszku martini z nowymi przyjaciółkami, że będzie się z kimś kochać, nawet jeśli myśl o tym ją przerażała. Zrobi wszystko, żeby nie stać się taką zimną i nieczułą kobietą jak ta, która wydała ją na świat.
Zrobi to. Jeśli będzie trzeba, to wynajmie jakiegoś żigolo.
Pojechała do Trebordi, żeby usłyszeć od własnej matki jakieś mądre słowa, choć oczywiście była to mrzonka. Tak bardzo chciałaby mieć przyjaciółkę, która udzieliłaby jej mądrej rady!
Wzięła do ręki fotografię, na której była Alicia. Alicia, która znała ją jak nikt inny.
Miała dwadzieścia dziewięć lat i była na świecie sama jak palec. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie.
Co z tego, że lubi księcia Juliusa bardziej, niż powinna?
To nie zaprowadzi jej donikąd.
Książę był poza jej zasięgiem.
Dlatego właśnie była przy nim bezpieczna.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Tytuł oryginału: Until His Forbidden Touch
Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
2021 by Carol Marinelli
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-388-3
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek