Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Seria powieści Alfreda Szklarskiego o przygodach Tomka Wilmowskiego na różnych kontynentach. Między innymi chłopiec bierze udział w wyprawie łowieckiej na kangury w Australii i przeżywa niebezpieczne przygody w Afryce, żyje wśród czerwonoskórych Nawajów i Apaczów. W te niezwykłe przygody wpleciona jest historia odkryć dokonywanych przez polskich podróżników.
Akcja tej części rozpoczyna się po II wojnie światowej, w Nowym Jorku. Trzynastoletni Tomek, pochodzący z polskiej rodziny, urodzony w Ameryce, postanawia spełnić swoje marzenie i odwiedzić Polskę. Używając podstępu ukrył się na statku, który po długiej podróży przybił do wybrzeży Afryki. Jeden z pasażerów, pan Brown, członek ekspedycji naukowej, zaopiekował się Tomkiem i zabrał go na wyprawę w głąb kontynentu, gdzie przeżywają wiele fascynujących, ale też niebezpiecznych przygód.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 109
Data ważności licencji: 8/8/2088
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART. DESIGN
Ilustracja na okładce: Marek Szyszko
Ilustracje w tekście: Gabriela Becla i Zbigniew Tomecki
Redakcja: Bożena Zasieczna
Redakcja techniczna: Anna Sawicka-Banaszkiewicz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Elżbieta Olszewska, Bogusława Jędrasik
© Illustrations by Gabriela Becla and Zbigniew Tomecki
© by MUZA SA, Warszawa 2004, 2022
ISBN 978-83-287-2205-7
MUZA SA
Warszawa 2022
W prywatnych zbiorach bibliotecznych przyjaciół odnaleźliśmy egzemplarz nieco zapomnianej książki, opublikowanej przez Alfreda Szklarskiego pod pseudonimem Fred Garland przed ponad półwieczem, zatytułowanej Tomek w tarapatach. Często spotykamy się z prośbami Czytelników o przejrzenie archiwum Autora i wybranie kolejnych materiałów do publikacji, a jednocześnie jest nam zadawane pytanie o sposób tworzenia postaci Tomka Wilmowskiego. Postanowiliśmy wykorzystać ten zbieg okoliczności, aby dać Czytelnikom możliwość porównania pierwszej historii o Tomku z cyklem książek o tym bohaterze. Wielbiciele twórczości Alfreda Szklarskiego będą mogli prześledzić początki nastoletniego bohatera, który mógł podróżować po świecie, uczestniczyć w niezwykłych wydarzeniach, przeżywać przygody, poznawać nietuzinkowych ludzi – mądrych, ciekawych świata, parających się zajęciami, które były marzeniem nastolatków.
Tomek w tarapatach nie jest częścią cyklu o Tomku Wilmowskim. Uważnemu Czytelnikowi nietrudno jednak będzie odnaleźć w tej książce cechy głównego bohatera późniejszych dziewięciu książek. Jest to więc jakby pierwsza próba naszkicowania postaci młodego bohatera – nastolatka goniącego za przygodą, obdarzonego nadzwyczajnymi przymiotami, który jednak ochoczo przystaje na towarzystwo pouczających go dorosłych, przekazujących mu wiedzę o świecie, wychowujących go jakby mimochodem, pozwalających mu brać udział we frapujących wydarzeniach i stawać się kimś niezwykłym.
Są w tej książce przygoda, nieco dydaktyki, humoru i odniesień do polskości bohatera i, choć niekiedy trąci myszką, wciąż ma wiele uroku.
Rodzina Alfreda Szklarskiego
Był wczesny ranek. Mgła opadła i w palącym słońcu ukazał się nowojorski port morski. Na masztach licznych statków zatrzepotały barwne bandery. Tłum pędzących ludzi jakby jeszcze bardziej się ożywił. Śpiesznie wlewał się i wylewał z olbrzymiej hali terminala.
Dość wysoki, jak na swoje trzynaście lat, chłopiec z zainteresowaniem przyglądał się przetaczającej się fali ludzi. Już dawno zauważył, że urzędnicy portowi niezbyt dokładnie sprawdzają dokumenty. Teraz, na przykład, jakiś mężczyzna pokazał dokumenty, a trzech tragarzy niosących jego walizy przeszło za nim bez kontroli.
Tomek się uśmiechnął. Już wiedział, w jaki sposób można się dostać do portu. Wystarczyło nieść czyjś bagaż. Krytycznie ocenił swoje ubranie. W kącie za skrzyniami szybko zdjął marynarkę i zawinął aż do łokci rękawy koszuli. Zastanawiał się, co ma zrobić z marynarką i szkolną teczką przewieszoną przez ramię. Nie mógł się pozbyć ani marynarki, ani teczki, choć w tej chwili mu przeszkadzały. Wyglądał jak uczeń, który nie poszedł do szkoły…
Co tu zrobić?! – zastanawiał się.
Zamiast książek w teczce były zapasy żywności. Z domu mógł je wynieść tylko w ten sposób, udając, że idzie jak co dzień do szkoły. Również marynarka mogła mu się przydać; nie wiedział, czy w Polsce jest w tej chwili ta sama pora roku co w Ameryce. A Tomek właśnie wybierał się do Polski i to bez wiedzy rodziców.
Mimo że miał dopiero trzynaście lat, nie odczuwał strachu. Od najmłodszych lat sam chodził po mieście i marzył o jednym – przygodach. W każdą sobotę dostawał od ojca dwadzieścia centów i szedł do kina. Za dziesięć centów kupował sobie dwie paczki popcornu w cukrze – ulubionego przysmaku amerykańskich dzieci. Drugie dziesięć centów przeznaczał na bilet do kina. Oczywiście chodził tylko na takie filmy, których bohaterowie przeżywali niezwykłe przygody. Napatrzył się na dzielnych kowbojów, ujarzmiających dzikie konie, Indian i wszelakie czarne charaktery, aż sam zapałał żądzą przygód.
Godzinami bawił się z kolegami w kowbojów i Indian i marzył o wyprawie na Dziki Zachód, aż do chwili, gdy w domu usłyszał o Polsce.
W strasznej wojnie Niemcy zajęli Polskę, a Polacy mimo to nie chcieli uznać się za pokonanych. Wojna trwała bardzo długo, aż w końcu do Nowego Jorku dotarły wieści, że w okupowanej przez Niemców Warszawie wybuchło powstanie. We wszystkich amerykańskich dziennikach opisywano polskie dzieci walczące na ulicach stolicy jak dorośli, rzucające się na czołgi z butelkami benzyny. Właśnie wtedy fascynacja Tomka dzielnymi kowbojami nieco osłabła. I nagle wojna się skończyła…
Rodzice Tomka otrzymali z Polski list. Matka płakała, a ojciec, który pracował w przemyśle zbrojeniowym i nie poszedł do wojska, chodził zdenerwowany. Tomek dowiedział się, że ktoś z rodziny, mieszkający w starym kraju, zginął. Lecz inni żyli i potrzebowali pomocy. Rodzice Tomka zaczęli wysyłać paczki. Potem okazało się, że część ginie w drodze i znów zaczęto się martwić, co robić, aby przesyłki docierały do adresata. Wtedy zrodził się wielki plan Tomka. Któż by mógł kraść paczki wysyłane do Polski? Oczywiście Niemcy! Długo się zastanawiał, jakby temu zaradzić, aż wpadł na doskonały, jego zdaniem, pomysł.
Postanowił udać się do Polski w ślad za paczką. Właśnie wczoraj matka zaniosła ją na pocztę. Tomek widział, jak gruby urzędnik pocztowy ponalepiał na nią znaczki, a później wrzucił do olbrzymiego wora. Tomek uważnie przyjrzał się znakom na worze i był pewny, że je zapamięta. Wieczorem schował podręczniki pod łóżko, a do teczki zapakował przygotowywane od dawna rzeczy, niezbędne, jego zdaniem, do podróży. Znalazły się więc w niej: paczki sucharów i czekolada, pudełko sardynek, guma do żucia, nóż fiński i książka podróżnicza dla młodzieży. A także spory kawał sznura do bielizny, który miał służyć do związania schwytanych złodziei. Tomek zabrał też wszystkie oszczędności swoje i brata. Było tego coś około dwudziestu pięciu dolarów. Nie wiedział, czy to wystarczy na bilet, ale i tak nie miał zamiaru go kupować, gdyż nie posiadał potrzebnych do podróży dokumentów. Przeciętny mieszkaniec Stanów Zjednoczonych o dokumenty nie musi się starać, gdyż nie potrzebuje się nigdzie meldować. Oczywiście Tomek wiedział, że w domu ma metrykę urodzenia, ale nie orientował się, gdzie rodzice ją przechowują. O paszport nie mógł się starać, gdyż na to był za młody, a rodzice nie pozwoliliby mu na taką wyprawę. Dlatego też postanowił ominąć wszelkie formalności i wyruszyć bez dokumentów i zgody rodziców. Słyszał, że ludzie nieraz ukrywali się na statkach i odbywali dalekie podróże bez wiedzy kapitana.
Następnego dnia po nadaniu paczki do Polski Tomek, jak zwykle, wziął na ramię swą teczkę z „książkami” i, pożegnawszy się z matką, wyszedł z domu. Zamiast do szkoły udał się w kierunku portu, aby zrealizować swój plan. Matka niczego się nie domyśliła. Nie wiedziała przecież, że w teczce zamiast książek znajdują się zapasy na drogę i nie znała zamiarów syna.
Teraz, stojąc za stosem skrzyń, Tomek namyślał się, co zrobić z teczką i marynarką. Obawiał się, że zwrócą uwagę urzędników portowych.
– Muszę to wszystko ze sobą zabrać – postanowił.
Owinął więc teczkę marynarką i, wziąwszy tobołek pod pachę, wyszedł zza skrzyń. Nie wyglądał na robotnika portowego, ale miał nadzieję, że w ogólnym zamęcie zdoła się jakoś przedostać na molo, skąd odpływały statki.
Po dłuższej chwili wydało mu się, że nadszedł odpowiedni moment. Przy wejściu zatrzymały się dwa samochody. Z jednego wysiadł wysoki, chudy mężczyzna, a za nim rosły Murzyn, który zabrał się do wyładowywania waliz i pak z drugiego samochodu. Tomek z zazdrością obserwował białego, który wydawał polecenia. Zgodnie z nimi z pojazdu wydobywano różne pakunki. Tomek zaskoczony był różnorodnością bagażu podróżnego. Były tam: kamera filmowa, futerały z bronią, jakieś puszki, walizy i skrzynie.
Wysoki mężczyzna doskonale orientował się w swoim dobytku. Przywołał też kilku robotników portowych i objuczył ich bagażami. W końcu wszyscy ruszyli ku wejściu do portu. Mężczyzna szedł ostatni, pilnując ładunku.
Nagle Murzyn wypuścił futerał z karabinem. Biały ofuknął go za niezręczność, a tymczasem Tomek podbiegł szybko i podniósł futerał.
– Dużo paczek, mnóstwo za dużo – tłumaczył się służący.
– Czy mogę pomóc? – zapytał Tomek, zarzucając broń na ramię.
Nie doczekał się zgody, gdyż Murzyn popchnął go przed siebie – i oto już szedł w kolumnie tragarzy.
Bez zatrzymania się minęli urzędników i weszli na długie molo. Futerał z karabinkiem był dość ciężki, ale Tomek zdawał się tego nie odczuwać. To, co go otaczało, było tak interesujące, że oprzytomniał, dopiero gdy stanęli przed pomostem łączącym statek z lądem.
Potężne dźwigi ładowały na statek olbrzymie wory.
Takie same jak na poczcie! – pomyślał Tomek. – Czyżby ten statek płynął do Polski? Na pewno w jednym z tych wielkich worów, bujających się w tej chwili nad pokładem, znajduje się paczka wysłana wczoraj przez matkę.
Nie wierzył własnemu szczęściu. Dokąd mógł płynąć ten wysoki jak tyka podróżny? Ponieważ zabierał ze sobą wielką ilość bagażu, musiał udawać się do biednego kraju. A gdzież są biedne kraje? Oczywiście w Europie! Musi to być wojskowy, powracający z urlopu do jednostki.
Tomek pewnym krokiem wszedł za służącym na pomost i po chwili schodził pod pokład do kabiny. Urlopowany żołnierz, jak myślał o nim Tomek, musiał być zamożny, gdyż miał do swej dyspozycji dwie kabiny. W jednej ostrożnie ustawiał paczki i walizy, w drugiej zaś Murzyn układał jego rzeczy osobiste. Tomek, doczekawszy się swej kolei, oddał futerał z karabinem i korzystając z okazji, że podróżny jest zajęty płaceniem robotnikom i nie zwraca na niego uwagi, wsunął się za stos skrzynek.
Podróżny szybko doszedł do porozumienia z robotnikami i rozejrzał się za chłopcem, który niósł futerał z bronią. Nie było go jednak nigdzie. Przypuszczając więc, że musiał już wyjść na pokład, mężczyzna zawołał:
– Sambo!
– Czego pan chcieć? – zapytał służący, zaglądając do kabiny.
– Nie widziałeś tego chłopca, który przyniósł futerał z karabinem?
– A czego pan chcieć od niego? – odparł pytaniem Sambo.
– Nie dałem mu nic za fatygę, a już go tu nie widzę!
– Chłopiec odejść. Pan dać Sambo, a Sambo poszukać chłopca i dać mu pieniądze.
– Dobrze, tylko pośpiesz się, bo statek wkrótce odpływa.
– Sambo zdążyć, pan być spokojny!
Rzeczywiście Sambo zdążył, gdyż nie upłynęły nawet trzy minuty, a już był z powrotem i rzekł:
– Chłopiec być na pokładzie. Sambo dać mu pieniądze i powiedzieć, żeby iść do domu, bo okręt zaraz jechać.
Tomek aż się zatrząsł z oburzenia, ale, niestety, nie mógł sprostować kłamstwa. Przyrzekłszy więc w duszy zemstę Murzynowi, wczołgał się pod niskie łóżko i czekał.
Po chwili usłyszał głos podróżnego, mówiącego do służącego:
– Twoja kabina znajduje się po przeciwnej stronie korytarza. Musisz uważać, aby nieproszeni goście nie wchodzili do kabiny z ładunkiem.
– Sambo czuwać! Pan wiedzieć, że wierny Sambo rozpłatać każdego nożem, kto chcieć wejść do pana kabiny.
Nie musiała to być gołosłowna przechwałka, gdyż podróżny odparł poważnie:
– Nie, nie, Sambo, lepiej nie zabijaj nikogo, bo byłyby duże kłopoty.
– Ale pan wiedzieć, że Sambo może to zrobić!
– Wiem i dlatego mówię, żebyś dobrze pilnował ładunku.
– Pan spać spokojnie, Sambo będzie czuwać!
– Teraz idę się rozejrzeć po pokładzie – powiedział podróżny. – Tymczasem wypakuj resztę moich rzeczy.
Drzwi kabiny trzasnęły, a Sambo zaczął mruczeć pod nosem jakąś monotonną pieśń. Tomek starał się być niesłyszalny. Nie miał wcale ochoty zapoznawać się z nożem Sambo, a przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie powinien zejść na ląd. Opanował jednak tę pokusę. Taka okazja mogła się już nie nadarzyć. Sambo miał mieszkać w innej kabinie, a ponieważ w tej, w której znajdowały się paki, nie należało się spodziewać niczyjej obecności, możliwość ukrycia się aż do chwili dotarcia do Europy była dość duża. Postanowił zaryzykować.
Po dłuższej chwili podróżny wrócił do kabiny.
– Niezbyt wielu pasażerów znajduje się na tym pudle – odezwał się, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Tym lepiej dla nich! – mruknął służący.
– Masz rację, Sambo! Do czarnego piekła nie ma się po co śpieszyć.
Tomkowi znów zrobiło się nieswojo. Lecz co to?
W tej chwili drgnęła podłoga kabiny. Ściany zaczęły dygotać, rozległ się trzykrotny ryk syreny. Zagłuszyła ona krzyk Tomka wychodzącego spod łóżka.
Było już za późno na opuszczenie statku…
Kolejne dni podróży przynosiły pewne wyjaśnienia, lecz mimo to Tomek gubił się w domysłach. Przede wszystkim nie pomylił się, licząc, że uda mu się ukrywać w kabinie, która służyła za magazyn. Nawet groźny Sambo zaglądał do niej dość rzadko, czego – jak się później wyjaśni – nie czynił bez powodu. Podróżny natomiast wiele czasu spędzał w swej kabinie, wystukując coś na małej maszynie do pisania. Nie chodził nawet na posiłki do ogólnej jadalni, lecz kazał sobie przynosić jedzenie do kabiny. To właśnie ułatwiło Tomkowi ukrywanie się na statku, gdyż jego skromne, zabrane z domu zapasy szybko się skończyły i musiał zdobywać pożywienie. Tajemniczy podróżny po każdym posiłku spacerował kilkanaście minut po pokładzie i w tym czasie Tomek zjadał pozostawione przez niego resztki.
Na tym właśnie tle doszło do zdarzenia, w wyniku którego groźny Sambo zaczął unikać kabiny swego pana.
Murzyn był wielkim żarłokiem i miał zwyczaj zjadać wszystko, co pozostawiał jego chlebodawca. W pierwszych dniach podróży robił to bez przeszkód, ale gdy Tomkowi wyczerpały się zapasy, zaczęło się dziać coś, czego Sambo nie mógł zrozumieć.
Było to czwartego dnia po wypłynięciu z portu. Sambo, jak zwykle, pilnie obserwował, kiedy jego chlebodawca wyjdzie z kabiny na swój spacer po pokładzie. Gdy ujrzał przez uchylone drzwi, że już się oddala, wyszedł na korytarz i zbliżył się do kabiny. Spotkała go niespodzianka. Drzwi były zamknięte. Zdziwił się, ale wrócił do siebie. Usiadł na łóżku i zaczął myśleć. Nie mógł zrozumieć, dlaczego drzwi, zawsze do tej pory otwarte, dziś zastał zamknięte. Czyżby jego pan nagle stracił do niego zaufanie?!
Nie mógł w to uwierzyć, gdyż nie była to ich pierwsza wspólna podróż. W końcu postanowił jeszcze raz sprawdzić, bo drzwi mogły się przecież zaciąć. Wyszedł na korytarz i, o dziwo, drzwi otworzyły się bez trudności.
Wszedł do kabiny i stanął zdumiony. Talerze były doszczętnie opróżnione. W tej chwili coś stuknęło w sąsiedniej kabinie.
Sambo wydobył zza pasa długi, ostry nóż i pchnął uchylone drzwi. Przez małe okrągłe okienko sączyło się mdłe światło dzienne. Zapalił lampę elektryczną.
W kabinie nie było nikogo!
Uważnym wzrokiem obrzucił wszystkie kąty niewielkiego pokoiku i nareszcie spostrzegł przedmiot, który spowodował stuk.
W takt kołysania się statku po podłodze przetaczała się hermetycznie zamknięta puszka i dziwnym zrządzeniem losu zatrzymała się tuż u jego stóp. Na nalepce widniała trupia czaszka z dużym napisem: „Trucizna!”.
Mimo swej odwagi dzielny Sambo, jak większość Murzynów, był zabobonny. Potoczenie się pudełka z trucizną tuż do jego stóp uznał za ostrzeżenie ze strony tajemnych mocy. Czarne, skręcone w loki włosy zjeżyły mu się na głowie. Drżąc ze strachu, wycofał się z kabiny pana Browna i uciekł do swojej.