Tischner. Rozmowy z mistrzem - Józef Tischner - ebook

Tischner. Rozmowy z mistrzem ebook

Józef Tischner

0,0
41,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Sens życia nie jest dany raz na zawsze. Trzeba go stale odkrywać na nowo”.

ks. Józef Tischner

Ksiądz Józef Tischner, wybitny polski myśliciel, znany był ze swoich głębokich refleksji na temat ludzkiej egzystencji, wolności i wiary. Przenikliwy i błyskotliwy, swoje spostrzeżenia zawsze opatrywał jakąś dowcipną uwagą, która sprawiała, że nawet bardzo trudne prawdy stawały się łatwiejsze do przyswojenia. Nic też dziwnego, że ustawiały się do niego kolejki dziennikarek i dziennikarzy.

Rozmowy z mistrzem to wybór najważniejszych wywiadów, jakich udzielił w ostatniej dekadzie swojego życia. Były to czasy, kiedy społeczeństwo polskie uczyło się, czym jest wolność i demokracja i jakie miejsce w przestrzeni publicznej zajmować powinna religia. Zarazem był to czas, w którym pojawiały się pytania ogólniejsze: o sens życia jako taki, o nadzieję jako podstawę ludzkiego życia, o przyszłość, która jest niewiadomą. Tischner starał się odpowiadać na wszystkie te problemy w duchu, którego bardzo dziś brakuje – duchu wspólnego poszukiwania prawdy, wzajemności i wdzięczności. Podkreślał, że aby żyć sensownie, człowiek musi przede wszystkim „swemu istnieniu zaufać”, budować swoje życie nie na mrzonkach, ale na rozpoznaniu wartości, jakie sobą reprezentuje. Myśl Tischnera to myśl, która wzmacnia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 154

Data ważności licencji: 4/23/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładki

Adam Gutkowski

Fotografia na okładce

Jan Zych

Redaktorka nabywająca i prowadząca

Kinga Janas

Opieka redakcyjna

Katarzyna Węglarczyk

Korekta

Katarzyna Onderka

Marta Tyczyńska-Lewicka

Copyright © by Kazimierz Tischner & Marian Tischner

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8367-193-2

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

O wcieleniu Rozmawiali Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski

O wcieleniuRozmawiali Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski

Księże profesorze, jak to było w tym wierszu Wandy Czubernat o Panu Jezusicku, do którego przyszli górale?

Górale wyobrażają sobie, że Pan Jezus narodził się w Tatrach1. Leżał w autentycznym żłobie i odwiedzali go rozmaici pasterze, królowie i mędrcy. Ale dziecko strasznie się nudziło, od kadzideł kręciło mu się w nosie, grymasiło, ziewało. Wanda Czubernat pisze, że dopiero jak przyszli górale: „Jak nie hipnie ze żłobu, jak nie tupnie piętami. Kaście diasi, juhasi, nie przyśliście z dziewkami?”.

Tańczyć chciał?

Był za mały na to, żeby tańczyć, ale chciał przynajmniej widzieć, jak tańczą.

Myśli Ksiądz profesor, że wypadałoby Panu Bogu zatańczyć? Co On mógłby tańcem wyrazić?

Myślę, że Bóg, który uczestniczy we wszystkim, co człowieka spotyka: w płaczu, w śmiechu, w żalu, w radości, mógłby i tańczyć.

Skąd taka radość z narodzin, skoro wiadomo, że człowiek rodzi się dla bólu i dla śmierci?

W chrześcijaństwie wiadomo, że człowiek się rodzi dla zmartwychwstania. Natomiast ten motyw smutku, pewnej melancholii w dniu narodzin, jest pogański. Co prawda pogański w najlepszym stylu, bo w stylu greckim, niemniej pogański.

Żyjemy dzisiaj jako spadkobiercy dwóch wielkich metafor losu ludzkiego. Jedna metafora zakorzeniona jest w Grecji, to opowieść o losie Edypa. Druga, wywodząca się z tradycji judejskiej, to metafora losu Abrahama i Izaaka.

W antyku bohater jakby z góry jest obarczony winą nie do zmazania. W Grecji więc dziecko rodziło się dla świata pozbawionego nadziei. Zupełnie inaczej jest w Biblii.

Czego nosicielem jest w takim razie ciało Abrahama?

Od samego początku jest nosicielem obietnicy. Obietnicy, że zbawienie przychodzi przez ciało. I w ten sposób żydowska, nazwijmy to, mitologia wnosi w wizję człowieka nadzieję. Narodzenie człowieka jest jedno­­cześnie narodzeniem nadziei.

Ale ciało jest w sumie czymś bardzo podejrzanym. Wydawałoby się, że jest czymś nam najbardziej bliskim, ale jednocześnie mówimy, że mamy ciało. Nie jesteśmy w ciele, tylko mamy je. Jak to jest z tą cielesnością?

Jest to bardzo celna uwaga, że mówimy – mam ciało. Gdy bliżej przyjrzymy się dramaturgii słowa „mam”, zauważymy, że używamy go zawsze wtedy, kiedy mamy do czynienia z jakimś dobrem. Stąd w góralskiej gwarze, kiedy mąż mówi o żonie, wystarczy, że powie „moja”, a żona o mężu – „mój”.

Mówi się też – „mam pecha”.

Wtedy dodaje się: „moje babsko” albo „moje chłopisko”. No, ale jednak „moje”.

Związek ciała z człowieczeństwem przybiera rozmaite formy. Inaczej widzi swoje ciało dziecko, inaczej młodzieniec, człowiek dojrzały, inaczej trochę ten, kto stoi nad grobem. Dziecko doświadcza cielesności poprzez zabawę. Stąd to dziecko, które „jak nie hipło ze żłobu, jak nie tupło piętami”. Bóg przez zabawę odkrył, że ma ciało. Później się to zmienia.

Jak się zmienia?

Potem ciało wprowadza się w grę. Gramy w klasy, gramy w piłkę nożną, gramy w siatkówkę, skaczemy na nartach. I proszę zwrócić uwagę, jak bogata jest ta gra, począwszy od stroju, skończywszy na mimice. Przez grę wyrażamy rozmaite stany naszych dusz.

Co się dzieje z naszym ciałem, kiedy rodzi się w nas świadomość płci?

Świadomość płci… To jest bardzo ciekawa historia. Po pierwsze dlatego ciekawa, że w zasadzie filozofia…

Mówią, że to jest bezpłciowa nauka?

Na trzecim stopniu abstrakcji nie ma różnicy między chłopem a babą, prawda? Sokrates wprowadził płeć do swojej filozofii w postaci Ksantypy, ale tylko po to, żeby pokazać, jak bardzo jest cierpliwy. Natomiast Kant nie tylko się nie ożenił, ale w ogóle nie znosił widoku żonatych. Wydawali mu się jacyś tacy podejrzani.

Inaczej trochę było w teologii. Tam rzeczywiście ciało kobiety i mężczyzny było wyraźnie rozróżnione przez kult Matki Boskiej. Współczesną filozofię, kiedy mówi o cielesności kobiecej i męskiej, przede wszystkim interesuje sposób poznawania świata. Sposób doświadczenia świata przez kobietę i przez mężczyznę jest w zasadzie nieprzekładalny.

Co się dzieje z ciałem, kiedy już dla człowieka ta gra płci przestaje być tak ważna, kiedy jest po prostu stary?

Nie ma tu jednolitej wizji, ale filozofowie bardzo wysoko stawiają starość. Dopiero wtedy człowiek staje się zdolny do filozofii. I to się trochę sprawdza, bo kiedy jesteśmy starzy, uwalniamy się od obsesji świata, a przede wszystkim od obsesji władzy. Chociaż to ostatnie nie jest regułą.

Czy kiedy jesteśmy starzy, uwalniamy się również od obsesji ciała? Może dlatego wtedy łatwiej filozofować?

Filozof przez całe życie intelektualnie pracuje. Tylko potem dochodzi do pewnej równowagi, dzięki której widzenie dramatu ludzkiego się zmienia. Z jednej strony człowiek staje się tak jak ten mędrzec Pański, który powiada: „marność nad marnościami i wszystko marność”. A z drugiej strony pojawia się poczucie obecności śmierci. Ale nie jako czegoś strasznego, Boże broń. Sokratesa na przykład śmierć fascynowała. Sam miałem takiego profesora, który po pewnym wykładzie na temat duszy powiedział, że umieranie jest fascynujące, bo człowiek dowie się, jak to rzeczywiście będzie. A więc z ciekawości…

Filozofowie bardzo wysoko stawiają starość. Dopiero wtedy człowiek staje się zdolny do filozofii. I to się trochę sprawdza, bo kiedy jesteśmy starzy, uwalniamy się od obsesji świata, a przede wszystkim od obsesji władzy.

Można umierać z ciekawości?

Tak. Są nawet tacy, którzy do piekła pchają się z ciekawości. Na starość śmierć jest obecna przez skrócenie perspektywy planowania. Aczkolwiek pięknym przykładem przeciwnej postawy był Roman Ingarden, który – będąc już na emeryturze – kupił samouczek do języka holenderskiego, bo jechał z wykładami do Holandii. Bardzo dobrze mówił po niemiecku, angielsku i francusku, więc nie musiał uczyć się holenderskiego. Ale on chciał. Posiadał umiejętność zaczynania czegoś nowego w późnym wieku.

Wbrew ciału?

Trochę wbrew ciału.

Ksiądz profesor powiada, że nasze poczucie cielesności rodzi się w dialogu, w grze z innymi. Czy człowiek gra swoim ciałem także wobec Boga, czy gra dla Boga swoim ciałem?

To jest bardzo rozległy temat. W istocie swojej ciało jest dialogiczne i to przede wszystkim przez płeć. Jest w tym wzajemność, która się uzupełnia i ubogaca.

W kulturze będącej tłem naszej rozmowy – znajdujemy się we wnętrzu góralskiej chaty – wiadomo było, co miał robić chłop, a co baba. Polem działania chłopa była przestrzeń poza domem, to było pole jego wolności. Natomiast polem działania kobiety była przestrzeń domowa. Kiedy on wchodził do domu, zawsze robił bałagan. Jak baba wychodziła na pole, zawsze mu ten krajobraz zaburzała. To były dwa światy odrębnych płci.

Jeśli chodzi o Boga, to cała liturgia wzięła się z cielesności. Ksiądz przy ołtarzu każdym gestem rozmawia z Bogiem, ale jest jeszcze w tym coś większego. Mianowicie przy ołtarzu dokonuje się odkrycie ciała jako żertwy ofiarnej. Koniec końcem kapłan mówi: to jest ciało moje. Przy tym jest to trochę porażające, że się nie mówi: ciało Jezusa, tylko ksiądz mówi: ciało moje, które za was wydaję.

Co to znaczy? To znaczy, że losem ciała jest śmierć, ale nie byle jaka śmierć. Śmierć jako ofiara. I dopiero z tej ofiary wynika zmartwychwstanie. Dramat ciała kończy się przemianą ciała w coś niezwykle głębokiego, już nie zabawowego, już nie tylko grającego, ale właśnie w żertwę ofiarną.

W tym jest coś niesamowitego. Katolicy jedzą ciało swojego Boga i piją Jego krew. I ciało Boga, i Jego krew krąży najdosłowniej w ich ciałach.

Jest charakterystyczne, że Chrystus mówi: to jest ciało moje, a nie: to jest dusza moja, prawda? Można by to psychologicznie tłumaczyć, że był bardzo z tym ciałem związany. Dogmat mówi, że Chrystus jest w niebie razem ze swoim ciałem, że to ludzkie ciało zostało przemienione poprzez wcielenie.

Ale to, o co pytacie, było przyczyną zgorszenia dla słuchaczy Chrystusa. Kiedy On to powiedział, wielu nie chciało już za Nim chodzić, myśląc, że mają do czynienia z jakimś szaleńcem. Natomiast w rzeczywistości słowa te oznaczają, że ciało ma w sobie jakąś genialność, zadatek wieczności. A więc zupełnie inaczej niż u Platona, według którego człowiek za karę wpadł w ciało i czekał tylko na wyzwolenie.

Mimo że w filozofii greckiej cielesność jest karą, ciało greckie wygląda jak ciało wieczne. Jest nieskażone, jest doskonałe. Chrześcijanie natomiast klęczą i wpatrują się w ciało wyniszczone, cierpiące.

Weźmy pod uwagę grupę Laokoona, jedną z najsłynniejszych grup rzeźbiarskich, przedstawiającą ciała duszone przez węże. Grupa Laokoona pokazuje, czym w ostateczności jest nasze ciało. Jest ono duszone na śmierć przez rozmaite węże pożądliwości. Patrzymy na to i zamiast uciekać, czuć przerażenie, czujemy podziw, bo grupa Laokoona jest piękna. Artysta robi coś niezwykłego, zmusza nas do popatrzenia na ludzką tragedię i podziwiania tej tragedii. Na tym polega grecka istota zbawienia. Zbawić się można przez podziw. Popatrzeć w twarz swojej własnej tragedii i w jej pięknie odnaleźć wyzwolenie.

W chrześcijaństwie jest inaczej. Zastanawiano się, czy można w ogóle ukrzyżowanie przedstawiać w formie dzieła sztuki? W ukrzyżowaniu przecież nie piękno zbawia, tylko śmierć Chrystusa. Musiała nastąpić zmiana rozumienia sztuki. Sztuka zaczyna mieć charakter coraz bardziej edukacyjny, to znaczy poprzez piękno my dochodzimy do odkrycia jakiejś prawdy. Czyli – nie piękno i podziw nas zbawiają, ale podziw przytrzymuje naszą uwagę i zmusza do wysłuchania słów: wykonało się.

Czy człowiek powinien kochać swoje ciało?

Z człowiekiem, który jest istotą dialogiczną, jest trochę tak, że on kocha swoje ciało o tyle, o ile to ciało znajduje uznanie w drugim.

Proszę zwrócić uwagę na okres młodości, kiedy problem cielesności jest niezwykle ważny. Jaką rolę odgrywa w życiu młodego chłopca i młodej dziewczyny problem uznania dla ciała. Czy ja się podobam, czy się nie podobam. Ciało nie chce być samotne. Ono idzie w stronę dialogiczności. Jeżeli się kocha własne ciało, to dzięki temu, że ludzie akceptują nas w naszej cielesności.

Ale jeżeli nie akceptują, to zaczyna się dramat…

Tak, to jest prawdziwy dramat. I bardzo często wtedy trzeba uczynić dodatkowy wysiłek, żeby odkryć wartość drugiego w jego cielesności. Powiedzieć: jesteś dla mnie ratunkiem. Kiedy widzę, na przykład, ułomnego na wózku, wtedy muszę uświadomić sobie, że jestem mu wdzięczny, bo on jest dla mnie ratunkiem. Jesteśmy stworzeni, żeby nawzajem sobie pomagać. Gdybyśmy wszyscy mieli jednakowe dary od Boga, nie musielibyśmy świadczyć sobie pomocy.

Z człowiekiem, który jest istotą dialogiczną, jest trochę tak, że on kocha swoje ciało o tyle, o ile to ciało znajduje uznanie w drugim.

Ksiądz profesor powiedział, że Chrystus cenił sobie bardzo ciało. Dlaczego właściwie Bóg wcielił się w człowieka?

Myślę, że z zazdrości.

O ciało?

Również o ciało. Przeszedł przez całą historię ludzkiego ciała. Jeśli Bóg nie miałby ucha, to nie słyszałby dźwięków. Oczywiście, On może wiedzieć, jaka jest partytura, ale co innego znać partyturę, a co innego słyszeć dźwięk. Aby słyszeć dźwięk, Bóg musiał stać się człowiekiem.

Słowo ciałem się stało – co to właściwie znaczy?

Na początku był logos, czyli mądrość. Kiedy słowo staje się ciałem, to znaczy, że ciało, w gruncie rzeczy, nie jest głupie. Mimo rozmaitych głupot, które się trzymają nas z powodu cielesności, ono jednak jest mądre.

Ksiądz profesor powiedział, że nawet Bóg pozazdrościł człowiekowi ciała. Czemu więc właściwie Kościół tak bardzo nieufnie do tego ciała i cielesności się odnosi?

Moim zdaniem jest odwrotnie. Kościół odnosi się do ciała bardzo ufnie, natomiast współczesna cywilizacja – raczej nie. Co to znaczy ufać ciału? To znaczy ufać jego logice od narodzin po śmierć. Ufać, że kiedy człowiek potrzebuje zabawy, to jest w porządku, kiedy potrzebuje gry, to też jest w porządku. Ale kiedy kończy się gra i kapelusz traci piórko, bo tylko kawaler ma prawo do noszenia piórka przy kapeluszu, i trzeba poważnie powiedzieć: „i że cię nie opuszczę aż do śmierci”, to Kościół bardzo na serio bierze tę logikę ciała. Potem ciało chce macierzyństwa, chce ojcostwa i Kościół też traktuje to bardzo poważnie. Polemizuje z pesymizmem, z manicheizmem współczesnego świata.

Wydaje mi się, że główny spór między Kościołem a światem współczesnym w sprawie cielesności polega na tym, że Kościół jest bardziej i głębiej cielesny niż świat. Świat jest pozornie uduchowiony.

Czemu w takim razie człowiek nie potrafi się nauczyć melodii ciała i tak często fałszuje naturalny bieg rzeczy?

Źródła nieporozumień są oczywiście rozmaite, ale myślę, że ogromną rolę odgrywa tutaj współczesna technika.

Jesteśmy stworzeni, żeby nawzajem sobie pomagać. Gdybyśmy wszyscy mieli jednakowe dary od Boga, nie musielibyśmy świadczyć sobie pomocy.

Narzuca nam sposób patrzenia na ciało jako na mechanizm?

W filozofii zaczął całą sprawę Kartezjusz, który mówił, że ciało jest w gruncie rzeczy maszyną. Potem myśliciel francuski, z kręgu materialistów francuskich, La Mettrie napisał książkę Człowiek-maszyna, co miało swoje znane dobrze następstwa – zresztą dobre i złe. Ale już w XIX wieku myśliciele romantyczni protestowali przeciwko tym, którzy mówili, że ciało to nie jest organizm, tylko maszyna. I do dnia dzisiejszego mamy spory między cielesnością rozumianą jako organizm a cielesnością postrzeganą jako maszyna. Trudno w tej chwili przewidzieć, jak się sprawa zakończy, bo się zmienia samo pojęcie „maszyny”.

Z jednej strony rozum i świadomość jakby zdradziły czy opuściły ciało. Ale z drugiej strony, jakby szukając namiastek nieśmiertelności, chcą zmienić ciało w maszynę, wymieniać śrubki, zażegnać śmierć. W obrazach współczesnego świata widzimy ciało nieśmiertelne i nie chodzi o to, że śmierć go nie dotyczy. Jest tylko ciało młode, któremu śmierć nie przychodzi do głowy.

Nawet odpowiednio przysposabia się zmarłych, żeby w trumnie wyglądali jak żywi.

Wszystko po to, żeby zamknąć oczy na śmierć. Ale chyba zapomina się, że śmierć ma głęboki sens w życiu człowieka. Jeżeli poprzez śmierć człowiek się zbawia, to znaczy, że śmierć nie jest absurdem. Oczywiś­cie, gdy wyeliminuje się tę myśl o ciele jako o żertwie ofiarnej, wówczas nie będzie innego wyjścia, jak stwarzać wciąż nowe iluzje wokół ciała.

W jakim sensie dzisiaj – dla naszej świadomości – ciało może być żertwą ofiarną? Mamy w sobie szukać gotowości do wydania go na cierpienie?

Boże broń, to byłoby jakieś cierpiętnictwo. Sens jest taki, że cierpienie i śmierć tak czy inaczej przychodzą. Ale nie przychodzi świadomość sensu śmierci i sensu cierpienia. O to musimy się dopiero dobijać.

Na czym polega odkrycie chrześcijaństwa? Na pewno nie na tym, że poda się człowiekowi nową formułę na cierpienie. Zbawiaj się i cierp. To byłoby nieludzkie. Chrześcijaństwo mówi: cierpienie nie jest pomysłem Boga, to jest pomysł diabła. A pomysłem Boga jest, aby z cierpienia wydobyć zbawienie. Chrześcijaństwo mówi: gdy cierpisz, patrz na Chrystusa, i nic więcej.

To jest bardzo ciekawe, że ludzie chorzy bardzo często chcą umrzeć. Różnica między chrześcijaninem a niechrześcijaninem polega na tym, że chrześcijanin – idąc w stronę śmierci – wie, że nie idzie pierwszy. Przed nim przeszedł tę drogę Ktoś.

Chrześcijanin też nie wie, co go czeka po śmierci, ale myśli sobie: wolę z Chrystusem przegrać, niż wygrać z przeciwnikami Chrystusa. W życiu może nie jest najważniejsze to, w co się gra, ale z kim się gra.

Cierpienie nie jest pomysłem Boga, to jest pomysł diabła. A pomysłem Boga jest, aby z cierpienia wydobyć zbawienie.

Czy człowiek może przestać się bać śmierci, skoro nawet Chrystus się jej bał i modlił się do swego Ojca, żeby odsunął od Niego to, co Go czeka?

Jest to scena w Ogrojcu, przy czym do końca nie wiadomo…

… czy chodzi o lęk przed śmiercią, czy przed cierpieniem.

Nie kładłbym w tej scenie nacisku na początek modlitwy, ale na jej koniec, kiedy Chrystus mówi: nie moja, lecz Twoja wola niech się dzieje. Czymże jest wola Boga? Wola Boga jest wolnością Boga. A wolność Boga jest miłością Boga. Więc kiedy Chrystus mówi: dziej się wola Twoja, to znaczy również: dziej się wolność Twoja i dziej się miłość Twoja. Taki jest sens.

Umieranie nie jest rzeczą przyjemną, ale jeżeli człowiek ma prawo powtórzyć tę modlitwę: jeśli możesz, odsuń ten kielich, ale jeśli trzeba, to dziej się miłość Twoja – wówczas ono ma sens.

To jest odpowiedź na płaszczyźnie religijnej, ale jest taka płaszczyzna naszego życia, którą znamy dobrze z monologu Hamleta. Hamlet rozstrzyga dylemat: być albo nie być. I odpowiedź „być” bierze się ze strachu przed tym, że on nie wie, po ludzku nie wie, co jest po drugiej stronie. Boi się tego i dlatego zgadza się na życie, które jest zgniłym kompromisem, codziennym małym cierpieniem, czymś ponurym i absurdalnym.

U źródeł każdego strachu jest jakaś miłość. Nie lękalibyśmy się, gdybyśmy czegoś nie kochali. I Hamlet w tej scenie kocha. Może nawet kocha swoje tragiczne ciało. W chrześcijaństwie jest tak, że będziesz zbawiony o tyle, o ile w tobie jest miłość. Dzięki cząstce miłości do własnego ciała nasze ciało zostaje zbawione. Dlatego nie dezawuowałbym lęków. One są czasem znakiem wielkości człowieka.

Czyli śmierć można oswoić tylko poprzez miłość? Miłość do piękna, jak było w antyku, lub miłość do Boga, tak jak jest w tradycji chrześcijańskiej?

Byłoby to trochę abstrakcyjne, gdybyśmy powiedzieli: miłość do Boga. Bóg koniec końcem jest kimś, o kim więcej nie wiemy, niż wiemy. Ale śmierć powinna być zawsze dla kogoś, może nawet i za kogoś. Poprzez śmierć my się nawzajem zbawiamy.

Bardzo ciekawą historię opowiadał mi jeden z moich przyjaciół. Miał czternaście lat, kiedy trafił do partyzantki. Jeden z generałów przemawiał do partyzantów, młodych chłopców: „Pamiętajcie, wy tu nie jesteście po to, żeby przeżyć. Polska jest tu po to, żeby przeżyć, a wy przygotujcie się na to, że zginiecie”. Ci chłopcy słyszeli takie słowa i zostali w partyzantce. Nie zostawaliby, gdyby w tych słowach nie zawierała się najgłębsza prawda o losie człowieka. Zawsze, nawet najspokojniej – w łóżku, umiera się za innych.

U źródeł każdego strachu jest jakaś miłość. Nie lękalibyśmy się, gdybyśmy czegoś nie kochali.

Ksiądz profesor powiedział, że Pan Bóg pozazdrościł człowiekowi ciała. Czy pozazdrościł mu też śmierci?

Może i tak, ale w jakim sensie? W tym sensie, w jakim czasem rodzice chcieliby dziecku oszczędzić przykrych doświadczeń i chcieliby je wziąć na siebie. A ponieważ tego nie można było zrobić, bo śmierć to jest los każdego człowieka, więc jedynym wyjściem było samemu umrzeć. Pamiętajmy, że wedle katolickiej dogmatyki Bóg mógł zbawić świat bez śmierci. Jeżeli wybrał tę drogę zbawienia, to po to, żeby los człowieka dzielić aż do końca.

Jeżeli dzisiaj zastanawiamy się, jaka mądrość do nas może przyjść od naszego ciała, to jest to zasada carpe diem – korzystaj z dnia, żyj chwilą, teraźniejszością, wyssij każdy moment życia aż do końca.

Ta zasada jest wieloznaczna, ale można ją odczytać bardzo pozytywnie. Mianowicie w pieśni góralskiej, która tak często towarzyszy życiu Podhalan, mamy uogólnione prawdy każdego okresu życia ludzkiego. Widać w niej, na czym polega logika czasu cielesnego.

Kiedy więc się dziewczyna rodzi, pani Kasiu, to się śpiewa: „Dopiero mi było dwanoście miesięcy, juz chodzili ku mnie chłopcy śpiewający”. A kiedy się pan Piotrek rodził, to można było zaśpiewać: „Kie jo se był małym chłopcem, przykryły mnie baby skopcem, dawały mi mleka, sera, coby miały kawalera”. No i mają.

A kiedy dochodzi się już do mojego wieku, ma się bardzo dużo kolegów, czasem nawet dostaje się jakieś pieniądze i wtedy się śpiewa: „Coz mi po piniążkach na tym Bożym świecie, kie mnie ze cmentorza syćkie odejdziecie”.

I taka jest prawda o losie naszej cielesności.

1 Wywiad z ks. Józefem Tischnerem, nagrany na potrzeby programu telewizyjnego Rozmowy na koniec wieku, został zarejestrowany w grudniu 1996 roku we wnętrzu chaty góralskiej znajdującej się w Muzeum Etnograficznym w Krakowie (jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od redaktora niniejszego tomu).

Dalsza część w wersji pełnej