Te wszystkie Raje, Zrywy i Jutrzenki - Lech Moliński, Jerzy Wypych - ebook
NOWOŚĆ

Te wszystkie Raje, Zrywy i Jutrzenki ebook

Lech Moliński, Jerzy Wypych

0,0

Opis

Dokładnie sto trzydzieści lat od pierwszej płatnej projekcji z udziałem kinematografu braci Lumière Wydawnictwo Warstwy publikuje książkę, która powstała z prawdziwej miłości do kina.

 

„Te wszystkie Raje, Zrywy i Jutrzenki. O małych kinach na Dolnym Śląsku” Lecha Molińskiego i Jerzego Wypycha to podróż przez historię filmu, regionu i doświadczania wspólnego przeżywania sztuki.

 

Teksty Lecha Molińskiego są nie tylko ważnym materiałem na temat funkcjonowania małych kin w miejscowościach takich jak Bystrzyca, Dzierżoniów, Lubań, Lubomierz, Raciborowice, Twardogóra, Złotoryja, ale też relacją z miłości do sal kinowych i ich niepowtarzalnej atmosfery. Jak pisze Moliński: „Co miało największy wpływ na historię kina – tę wielką i tę lokalną – w przeszłości? Co kształtuje ją dziś i będzie decydować o niej jutro? Być może dzięki lekturze książki <<Te wszystkie Raje, Zrywy i Jutrzenki. O małych kinach na Dolnym Śląsku>> będzie nieco łatwiej odpowiedzieć na te pytania. Pomoże w tym zresztą nie tylko zbiór dwunastu tekstów, ale także esej fotograficzny Jerzego Wypycha, który w swoich poszukiwaniach wizualnych pokazuje uniwersalność oraz wielozmysłowość doświadczenia kinowego. Cały materiał zdjęciowy został zebrany na Dolnym Śląsku, wewnątrz i w pobliżu obiektów kinowych odwiedzanych podczas pracy nad książką. Prezentowane fotografie nie stanowią jednak prostej ilustracji opisywanych miejsc. W swojej równoległej narracji starają się raczej w sposób niezależny interpretować napotkane historie, utrwalając jak najwięcej z całokształtu ich ulotnej materii. ”

 

Bardzo ważna książka dla wszystkich miłośników i miłośniczek filmu, Dolnego Śląska, historii i sal kinowych. Tych, których już nie ma i tych, które powstaną.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 200

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



KOŃCE I POCZĄTKI, CZYLI WSTĘP

Zacznę od tego, że pamiętam niewiele. Mam w głowie dość mglisty obrazek wielkiej sali, gdzie w ostatnich rzędach siadamy razem z kuzynem. Wraca uczucie niedookreślonego lęku – jesteśmy w obcym miejscu, w ciemnym pomieszczeniu i za moment dorośli zostawią nas tu – dwóch kilkulatków – na blisko trzy godziny. Nie skorzystamy ze smartfonów, nikt z nas nawet jeszcze nie przeczuwa, że w XXI wieku w ten sposób będzie można monitorować dzieci, przy których nie ma pełnoletnich opiekunów.

Wszystko się zmienia, kiedy rozbłyskują światła projektora. Zapominam o uprzednim przerażeniu, daję się ponieść chwili. Oglądam fantazyjne Podróże pana Kleksa w reżyserii Krzysztofa Gradowskiego. Może być rok 1988, ale równie dobrze 1989, niewykluczone, że nawet 1990. Śledztwo przeprowadzone po latach wśród starszych uczestników zdarzenia nie przyniosło jednoznacznej i niepodważalnej odpowiedzi.

Pamiętam, że kino Orzeł w Kowarach robiło na małym dziecku gigantyczne wrażenie. Ogromny ekran obezwładniał skalą i przenosił do świata niczym nieskrępowanej wyobraźni. Taki obraz pierwszego kinowego seansu ukształtował się w moim umyśle. Mój kuzyn Adrian nie zaprzecza, ale też niczego sobie nie przypomina. Nawet samego faktu oglądania razem przygód Ambrożego Kleksa i jego wesołej gromadki. Choć zaistnienia samego seansu jestem pewny, nie wykluczam jednak, że w grę może tu wchodzić dodatkowo jakieś prawdziwe zmyślenie. Szczególnie, iż ta inicjacyjna projekcja wraz z postępem prac nad książką, której lekturę właśnie Państwo rozpoczynacie, nabierała w mojej głowie coraz większej wyrazistości.

Więcej pewności mam odnośnie późniejszych zdarzeń. Nazajutrz oszalałem na punkcie filmu. Niestety nie mieszkałem w mieście, a kina na prowincji w tamtym czasie przędły wyjątkowo cienko. Moja filmowa edukacja więc, podobnie jak w przypadku wielu rówieśników, musiała opierać się na kasetach wideo. W międzyczasie obrastałem oczywiście w doświadczenia kinowe: była Zorza w Namysłowie, gdzie nie zawsze uzbierało się wymagane pięć osób, były Kraków i Centrum Odra w Opolu, w których jako nastolatek oglądałem najświeższe hity, do tego wizyty już za studenckich czasów we Wrocławiu w Atomie, Dworcowym czy w Lalce. Dziś żadne z wymienionych miejsc już nie istnieje. Chociaż, szczęśliwie, inne wciąż mają się całkiem nieźle.

W 2025 roku mija sto trzydzieści lat od pierwszej płatnej projekcji z udziałem kinematografu, wynalazku braci Lumière. Pokaz zorganizowany w paryskiej kawiarni Grand Café powszechnie uważa się za początek ery kina, choć w tamtym czasie o podobne wydarzenia z wykorzystaniem nowinek technicznych wcale nie było tak trudno. W podręcznikach historii zapisali się jednak dwaj Francuzi. Kinematografia, analogicznie do fotografii, pozostaje jedną z pochodnych rewolucji przemysłowej. Mimo wciąż stosunkowo młodego wieku kino jest już na tym świecie dłużej niż najstarsza z żyjących osób; w chwili, gdy piszę te słowa, jest nią licząca sobie sto szesnaście lat mieszkanka japońskiej Osaki.

Wraz z rozwojem technologicznym film stopniowo uniezależnił się od kina. Dziesiąta muza żyje obecnie w telewizorach, komputerach, a nawet we wspominanych już smartfonach. Filmy możemy zabierać ze sobą nie tylko do domu, by cieszyć się nimi w zaciszu własnych czterech ścian, ale także brać je w podróż. Czy w związku z tym kina stają się reliktami przeszłości? Złoty wiek sztuki filmowej należy na pewno lokować w dwudziestym stuleciu. Wciąż jednak dla wielu ludzi sala kinowa stanowi rodzaj bezpiecznego azylu, gdzie każdy seans staje się okazją do zanurkowania w bezkresie czyjejś wyobraźni. Ekran o szerokości minimum dziesięiu metrów, wszechogarniający dźwięk, ciemność, do tego bycie z innymi, choć osobno – ten opis pasuje wyłącznie do projekcji w kinie.

Co miało największy wpływ na historię kina – tę wielką i tę lokalną – w przeszłości? Co kształtuje ją dziś i będzie decydować o niej jutro? Być może dzięki lekturze książki Te wszystkie Raje, Zrywy i Jutrzenki. O małych kinach na Dolnym Śląsku będzie nieco łatwiej odpowiedzieć na te pytania. Pomoże w tym zresztą nie tylko zbiór dwunastu tekstów, ale także esej fotograficzny Jerzego Wypycha, który w swoich poszukiwaniach wizualnych pokazuje uniwersalność oraz wielozmysłowość doświadczenia kinowego. Cały materiał zdjęciowy został zebrany na Dolnym Śląsku, wewnątrz i w pobliżu obiektów kinowych odwiedzanych podczas pracy nad książką. Prezentowane fotografie nie stanowią jednak prostej ilustracji opisywanych miejsc. W swojej równoległej narracji starają się raczej w sposób niezależny interpretować napotkane historie, utrwalając jak najwięcej z całokształtu ich ulotnej materii.

Na kolejnych stronach niniejszej publikacji zawiera się zatem próba opowiedzenia o fenomenie kina, który szczególnego charakteru nabierał (i nadal nabiera) w miasteczkach oraz na wsiach. Być może jest w tym coś z tęsknoty za lokalnością, poczuciem wspólnoty i bycia częścią społeczności, która żyje? W okresie powojennym różnej klasy sale projekcyjne znajdowały się także w najmniejszych miejscowościach. Obcowanie z kulturą filmową faktycznie napędzało życie ich mieszkańców. Jeśli dodać do tego inne wątki, jak choćby poniemieckość ziem dolnośląskich, powojenne procesy migracyjne, wielkie inwestycje w przemysł, przekształcenia systemowe roku 1989 czy rewolucję technologiczną, to robi się naprawdę ciekawie.

Lech Moliński

1 DOLNOŚLĄSKIE KINA MAJĄ DŁUGIE CIENIE

DO CIEBIE, TRZEBNICO!

W małych miasteczkach nawet krótkie dystanse pokonuje się samochodami. Od dawna fascynuje mnie to zakrzywienie w doświadczaniu przestrzeni. We Wrocławiu odcinek jednego kilometra stanowi doskonałą okazję do spaceru. W Trzebnicy korzystamy z auta, by przedostać się dziewięćset metrów dalej. Jest nas piątka, więc to dość wygodne. Niemniej wciąż pozostaję zdziwiony różnicą w podejściu do odległości. Ruszamy z grupą pracowników Gminnego Centrum Kultury i Sportu spod ich miejsca pracy przy ulicy Prusickiej 12, gdzie od 1963 roku działa kino Polonia. Jedziemy na dzisiejszą ulicę Bochenka. Tam rozpoczął się polski etap dziejów kina na Dolnym Śląsku. Grupa operacyjna Ministerstwa Informacji i Propagandy przybyła do Trzebnicy 17 lutego 1945 roku. Proces przejmowania ziem Dolnego Śląska zaczął się w tej części regionu. Tutaj zorganizowano też pierwszą projekcję filmową po wojnie. W zbiorowym tomie Kultura na Dolnym Śląsku, podsumowującym trzydziestolecie polskiego panowania na tym terenie, czytamy, iż pokazany został wówczas średniometrażowy film produkcji polskiej Do ciebie, Polsko. W późniejszych materiałach tytuł ten powraca, ale z dzisiejszej perspektywy trudno ustalić, o który dokładnie obraz chodziło. Można domniemywać, że był to jeden z reportaży wojennych Czołówki Filmowej Wojska Polskiego – grupy twórców realizujących materiały frontowe. Na szczęście nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że sama projekcja się odbyła.

Znów jesteśmy w XXI wieku i po kilku minutach spokojnej jazdy wzdłuż głównej ulicy wysiadamy z samochodu. Pierwszy budynek kina Polonia dziś trudno zidentyfikować jako obiekt powiązany z dziesiątą muzą. Znając przeszłość tego miejsca, można coś podejrzewać przy spojrzeniu na drzwi w bocznym skrzydle gmachu. Brakuje schodów pozwalających niegdyś kinooperatorowi na wejście do kabiny projekcyjnej, ostały się za to drzwi wejściowe i coś na kształt balkonu. Przydaje to zastanej przestrzeni nieco absurdalny charakter. Większość dawnego kina zajmuje sklep z używanymi rzeczami „Bazarek”, który kilka lat temu otworzył Adrian Opałka, od lat działający na rzecz lokalnej społeczności, zaangażowany między innymi w trzebnickie harcerstwo. Prowadzący oryginalny przybytek wskazuje naszej wycieczce ślady dawnego przeznaczenia wnętrza, w którym dziś znajdziemy nieskładnie porozrzucane rupiecie, czekające na cud drugiego życia. Stara posadzka, delikatne nachylenie podłogi – bez wiedzy o wcześniejszej funkcji budynku śledztwo byłoby wyłącznie poszlakowe. Niegdysiejszą salę kinową poprzedzielano ścianami działowymi, kiedy obiekt stał się wspólnym domem dla różnych inicjatyw handlowych. Właśnie pod tym adresem działał na przykład pierwszy sklep samoobsługowy w Trzebnicy.

Najpierw urządzono tam jednak kino. Nazwa Polonia była wówczas popularnym wyborem – tak nazwano pierwsze kino w Legnicy i jedno z pierwszych we Wrocławiu – obydwa otwarte jeszcze w 1945 roku. Wzmianki o regularnej działalności trzebnickiej placówki sięgają 1946 roku. Jako pierwsze filmy w repertuarze wynotowane zostały: U kresu drogi (1939) Michała Waszyńskiego i radziecki film wojenny Tęcza (1944) Marka Donskiego.

OBRAZKI Z ZIEM ZACHODNICH

Jakieś czterdzieści kilometrów na północny wschód od Trzebnicy znajduje się Grabownica, urokliwa wioseczka nad Stawami Milickimi. Kilkanaście lat po wojnie Sylwester Chęciński zrealizował tam znakomitą większość zdjęć do swojego drugiego pełnego metrażu Agnieszka 46 (1964). Związany z Dolnym Śląskiem reżyser pokazuje tużpowojenną rzeczywistość małej wsi na Ziemiach Zachodnich. Na pierwszym planie obserwujemy konflikt młodej nauczycielki ze środowiskiem zdemobilizowanych żołnierzy. Ich dowódca został sołtysem miejscowości i zarządza społecznością z iście wojskową manierą. W tle Chęciński prezentuje świeżo powstającą wspólnotę, w której żyje się skromnie. Brak innych atrakcji sprawia, że na zwykłej wiejskiej zabawie spotykają się wszyscy. Podobny obrazek prezentował również pisarz Henryk Worcell w reportażach i opowiadaniach z pierwszych lat życia na ziemi kłodzkiej. Obustronny strach powodował, że Polacy i Niemcy ledwie się tolerowali, ale na potańcówkach bawił się każdy mieszkaniec miejscowości.

Na tych samych terenach co Worcell zdjęcia do swojej drugiej fabuły ulokował Kazimierz Kutz. Film Nikt nie woła (1960) został luźno oparty na niewydanej książce Józefa Hena pod tym samym tytułem, a za scenerię posłużyła Bystrzyca Kłodzka. Reżyser opowiada dzieje poniemieckiego miasteczka nazajutrz po zakończeniu wojny. Osadnicy dopiero zaczynają napływać, widać, że na miejscu brakuje ludzi, ale za to nie brakuje zniszczeń. W takich realiach wybucha namiętne uczucie między Bożkiem i Lucyną. Młodzi szukają rozrywki i zapomnienia. Zdarzają się występy objazdowego cyrku kombatantów, jednak codziennym pokarmem dla dusz okazuje się w tym przypadku kino. Twórcy nie nadają nazwy filmowemu obiektowi, ale dobitnie pokazują, że sala kinowa na głównym placu miasteczka stanowi centrum informacyjno-rozrywkowe. Kto może, kiedy idzie na projekcję, ubiera się odświętnie.

O życiu społecznym na tzw. Ziemiach Odzyskanych nie ma również mowy w Prawie i pięści (1964) Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego. Obraz wrzuca nas do świata, w którym skojarzenia z amerykańskimi westernami nasuwają się w dwójnasób. Z jednej strony podpowiada je sama konwencja filmowej opowieści, z drugiej zaś ledwie przejęte Ziemie Zachodnie też bardzo szybko przywodzą na myśl dziką rzeczywistość rodem z hollywoodzkich narracji. Akcja filmu rozgrywa się tuż po zakończeniu walk. Andrzej Kenig (Gustaw Holoubek) współtworzy grupę operacyjną, przygotowującą grunt pod przyjazd repatriantów. Tyle że na miejscu okazuje się, iż jego koledzy znacznie bardziej zainteresowani są wyszabrowaniem ogołoconego z ludzi miasteczka.

Takie trzy obrazki poniemieckiej prowincji z polskiego kina. Wszystkie powstały w stosunkowo niedużym odstępie czasu od zakończenia drugiej wojny światowej. Każdy z nich został zrealizowany ze znawstwem tematu i dlatego, mimo oczywistych ograniczeń wolności słowa, daje interesujący wgląd w powojenną rzeczywistość małych miejscowości Ziem Zachodnich: zniszczonych, zaniedbanych i czekających na nowe zasiedlenie. Zarazem przepełnionych też interakcjami, współtworzonych przez ludzi szukających normalności, złaknionych informacji o świecie, ale pragnących także odrobiny spokoju i zapomnienia. Doświadczenia kinowe pomagały integrować nowe społeczności, co przyspieszało odbudowę ich świata, a więc również i miejsc projekcyjnych.

MIEJSCA WAŻNEJ POTRZEBY

W Legnicy, jeszcze przed formalnym końcem drugiej wojny światowej, zaczęło funkcjonować kino Polonia (później przez lata działające jako Ognisko). Przy ulicy Skarbowej 1, obok drzwi frontowych, znajduje się pamiątkowa tablica informująca o dacie otwarcia pierwszego powojennego kina regionu – 5 maja 1945 roku. W tak burzliwym okresie wiele spraw było ważniejszych niż dziesiąta muza. Choć tempo budowy sieci kinowej w porównaniu do rozwoju gospodarczego kraju nie było imponujące, film miał jednak odgórnie wyznaczone ważne zadanie wychowania społeczeństwa do życia w nowych okolicznościach społecznych. Potrzeba normalizacji wraz z przekonaniem o propagandowej sile ruchomych obrazów sprawiały, że kaskadowo przybywało miejsc projekcyjnych. Jeśli spojrzymy na pierwsze dni 1946 roku, na terenie dzisiejszego województwa dolnośląskiego działało ponad 30 kin. Oprócz pięciu placówek wrocławskich (Polonia, Pionier, Śląsk, Warszawa i Wyzwolenie) do eksploatacji zostały oddane obiekty między innymi w Dzierżoniowie, Jeleniej Górze, Kłodzku, Nowej Rudzie, Świdnicy, Wałbrzychu i Wołowie. Potrzeby były ogromne, a czas naglił. Budowa od zera stawała się niemożliwa z coraz to nowych powodów. Przymus szybkiego organizowania życia społecznego sprawił więc, że częściej stawiano na adaptację istniejącej bazy lokalowej.

Anna Cymer w książce Architektura w Polsce1945–1989 wskazuje, że wskutek działań wojennych zniszczeniu uległo 50% nieruchomości miejskich. Liczby te są podobne w odniesieniu do dawnych ziem polskich oraz Ziem Zachodnich i Północnych. Zbiorcze straty materialne z okresu 1939–1945 oceniano na 40% majątku narodowego. Region dolnośląski charakteryzował się dużymi zniszczeniami. Gregor Thum w książce Obce miasto. Wrocław 1945 i potem pisze, że wrocławska starówka była pod koniec wojny zdewastowana w połowie. Marek Sznajder w tekście o upowszechnianiu kultury filmowej we wspomnianej wcześniej publikacji Kultura na Dolnym Śląsku pisze o zburzeniu we Wrocławiu 60% zabudowy. Wiele miejscowości w całym regionie spotkał podobny los. Ucierpiały na etapie walk i przejmowania z rąk niemieckich w pierwszej połowie 1945 roku lub nieco później zostały rozkradzione przez „oswobodzicieli” z Armii Czerwonej, względnie szukających okazji szabrowników z innych regionów świeżo konstytuującego się kraju. Badacze wspominają też o daninie z dolnośląskich cegieł, wywożonych na odbudowę „bardziej polskich” miast. Mimo to baza lokalowa na poniemieckich terenach nadal prezentowała znacznie wyższy poziom niż w pozostałej części ziem, które od 1945 roku składały się na Polskę. W dwudziestoleciu międzywojennym II Rzeczpospolita relatywnie wolno rozwijała swoją sieć kinową. Marcin Adamczak w książce Globalne Hollywood. Filmowa Europa i polskie kino po 1989 roku wskazuje, że w tamtym okresie w naszym kraju jedno kino przypadało na ponad 46 tysięcy mieszkańców, podczas gdy w Niemczech było to 12 tysięcy ludzi, a w Czechach nawet 9,5 tysiąca osób w przeliczeniu na jedną placówkę. Przed wybuchem drugiej wojny światowej Dolny Śląsk mógł cieszyć się posiadaniem 185 kin. Sam Wrocław wrzucał ich do puli aż 36. W połowie 1946 roku było tylko o jedno mniej, ale – pamiętajmy – w całym regionie! Wrocławianie mogli w tym okresie wybierać spośród oferty sześciu kin. Mimo tej mizerii, na tle całej powojennej Polski, to i tak regiony górnośląski i dolnośląski najszybciej uzupełniały luki w upowszechnianiu sztuki filmowej. Nowe władze miały nieograniczony dostęp do poniemieckich zasobów i nie wahały się również w tym kontekście rozgrywać całej sprawy propagandowo.

Lech Moliński, Jerzy Wypych

TE WSZYSTKIE RAJE, ZRYWY I JUTRZENKI. O MAŁYCH KINACH NA DOLNYM ŚLĄSKU

Teksty: Lech Moliński

Fotografie: Jerzy Wypych

Redakcja i korekta: Emil Pasierski

Projekt graficzny i skład: Joanna Jopkiewicz | Grupa Projektor

Copyright © by Lech Moliński, 2025

Copyright © by Jerzy Wypych, 2025

Copyright © by Wrocławski Dom Literatury | Wydawnictwo Warstwy, 2025

Wydawnictwo Warstwy

Przejście Garncarskie 2, 50-107 Wrocław

www.wydawnictwowarstwy.pl

Dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury:Irek Grin

Redaktor naczelny Wydawnictwa Warstwy:Dawid Skrabek

Wydanie I

ISBN 978-83-67186-78-0

Wrocław 2025

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)