Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
29 osób interesuje się tą książką
Mijało pięć lat od śmierci Britney. Sigmund Benedictus był pustą skorupą, samotnym wdowcem przekonanym, że po stracie żony już nigdy nie odnajdzie szczęścia. Kiedy usłyszał o zamiarze swoich teściów, w pierwszym odruchu się sprzeciwił: chcieli użyć zamrożonych jajeczek córki do poczęcia wnuka. Przed śmiercią Britney postawiła jednak warunek: ojcem dziecka miał być jej ukochany mąż. Sigmund po namyśle wyraził zgodę. Teściowie mieli zająć się wychowaniem wnuka. Znaleźli nawet surogatkę, która miała donosić ciążę i urodzić dziecko.
Abby Knickerbocker, młodziutka, śliczna Amerykanka, na czas ciąży zamieszkała w Anglii. Początkowo Sigmund wywarł na niej bardzo złe wrażenie, był pretensjonalny i oskarżał ją o nieczyste intencje. Ale potem coś się zmieniło. Najpierw pojawiło się zaufanie i oznaki troski. Potem przestało między nimi zgrzytać, a zaczęło iskrzyć. Abby powoli zakochiwała się w przystojnym mężczyźnie, a Sig ze zdziwieniem odkrył w sobie uczucia, które od dawna uważał za martwe...
Tylko że w ich przypadku nie było czasu ani miejsca na miłość.
Czy dla tego uczucia warto ryzykować złamane serce?
Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 412
Penelope Ward
Surogatka
Tłumaczenie: Tomasz F. Misiorek
Tytuł oryginału: The Surrogate
Tłumaczenie: Tomasz F. Misiorek
ISBN: 978-83-289-2002-6
Copyright © 2024. THE SURROGATE by Penelope Ward The moral rights of the author have been asserted.
Polish edition copyright © 2025 by Helion S.A.
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.
Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
editio.pl/user/opinie/niezak_ebook
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
HELION S.A.
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 230 98 63
e-mail: [email protected]
WWW: editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Do każdej czytelniczki, która prosiła mnie o historię tego pięknego, pokrzywdzonego mężczyzny – ta książka jest dla was.
Ścieżka 1: Smashing Pumpkins, Rhinoceros
Równie dobrze mogłem wziąć sobie do łóżka nosorożca. Jej chrapanie przypominało odgłosy wydawane przez to szlachetne zwierzę.
Nigdy nie pozwalam kobietom zostawać na noc w moim londyńskim mieszkaniu – w żadnym wypadku. Ale Monica zasnęła, gdy poszedłem do toalety po naszym zbliżeniu tej nocy. Nie miałem serca jej budzić. Niestety drogo zapłaciłem za tę decyzję, bo chrapanie nie pozwoliło mi zasnąć prawie do rana.
Tak jak w przypadku tych kilku innych kobiet, z którymi spałem w ciągu pięciu lat, odkąd zmarła moja żona, między mną a Monicą nie zaiskrzyło. I muszę się przyznać, że dokładnie taka sytuacja była dla mnie najbardziej komfortowa. Nie byłem zainteresowany budowaniem czegokolwiek z kimkolwiek po stracie Britney. Utraciłem swoją jedyną prawdziwą miłość i żadna inna nie mogła się z nią równać. Nie czułem potrzeby zaangażowania emocjonalnego, wątpiłem zresztą, bym był do niego zdolny. Celowo więc wyszukiwałem kobiet, z którymi nic mnie nie łączyło, a jedyna chemia ograniczała się do fizycznego pociągu.
Gdy Monica zaczęła chrapać jak nosorożec, wpierw spróbowałem przewrócić ją na bok, ale to nie przyniosło rezultatu. Ostatecznie przeniosłem się do sypialni gościnnej. Jak to jest, że czyjeś uporczywe chrapanie zakłóca sen wszystkim dookoła, ale nie tej osobie?
Zastanawiałem się nad tym, patrząc tępo na ekspres do kawy, póki z myśli nie wyrwało mnie pukanie do drzwi.
Kto u licha puka do mnie tak wcześnie rano?
Gdybym wiedział, kto stoi po drugiej stronie drzwi, nigdy bym ich nie otworzył – szczególnie, że nie miałem na sobie koszulki, a w moim łóżku chrapała półnaga kobieta.
– Skąd wy się tu wzięliście? – zapytałem od razu, gdy zobaczyłem, kim są moi goście.
– Też miło cię widzieć – skwitował moje przywitanie Phil.
W korytarzu stali moi teściowie, Phil i Kate Alexander. Normalnie mieszkali w Stanach, ale od czasu do czasu przyjeżdżali do Anglii, by odwiedzić grób Britney i zobaczyć się ze mną. Przez te lata pozostawaliśmy dość blisko. Phil kupił w Anglii mieszkanie, które normalnie wynajmował w ramach Airbnb, ale trzymał je wolne w tych terminach, w których wraz z żoną odwiedzali Zjednoczone Królestwo.
– Dlaczego nie uprzedziliście, że przyjeżdżacie? – zapytałem.
– Wysłaliśmy ci e-maila o tym – odparła Kate. – Nie odpowiedziałeś.
Nie sprawdzałem prywatnej skrzynki pocztowej od przeszło tygodnia.
– Powinniście byli wysłać mi SMS-a.
Phil zmierzył mnie wzrokiem.
– Zaprosisz nas?
Chyba nie miałem innego wyjścia, prawda?
– Jasne. – Odsunąłem się z drogi. – Proszę, wejdźcie.
Gdy już weszli, Phil spojrzał w stronę sypialni.
– Co to za dźwięk?
– Kobieta – przyznałem niechętnie.
– Ach. Ty diable! Powinienem był się domyślić. – Palnął mnie w ramię i odwrócił się do żony. – Mówiłem, że powinniśmy byli wpierw zadzwonić.
– Bardzo przepraszam – odchrząknąłem. – Czuję się szalenie niezręcznie.
– Bzdura. – Kate machnęła ręką. – Nie musisz czuć się niezręcznie. Minęło niemal pięć lat. Myślisz, że nie domyślaliśmy się, że w twoim życiu pojawiają się jakieś kobiety?
– Jeszcze nigdy żadna nie spędziła tu nocy, prawdę mówiąc. Ale też żadna nie zasnęła jak kamień, zanim zdążyłem zamówić jej taksówkę.
– Musiałeś ją nieźle wymęczyć – rzucił Phil z uśmieszkiem.
Ponownie odchrząknąłem.
– Chrapie tak całą noc, ale nie miałem serca jej budzić.
– W takim razie, czy to mi przypadnie ten zaszczyt? – Phil poruszył sugestywnie brwiami.
Wzruszyłem ramionami.
– Proszę bardzo.
Zaczął jodłować przez dłuższą chwilę. Kate i ja tylko na siebie spojrzeliśmy. Phil potrafił zachowywać się osobliwie, więc żadne z nas nie było naprawdę zaskoczone. Gdy skończył, zajrzałem do pokoju i zobaczyłem, że choć Monica wierciła się niespokojnie, to wciąż pogrążona była we śnie.
– Wciąż śpi jak suseł – oznajmiłem. – Napijecie się herbaty?
– Z przyjemnością – powiedziała Kate.
Razem z Philem zajęli miejsca przy kuchennym stole.
Zagotowałem wrzątek, zalałem herbatę i podałem ją im w kubkach.
Minutę później z sypialni wyłoniła się Monica.
– Och. – Podrapała się po głowie. – Dzień dobry.
– Monico, to moi teściowie.
– Twoi teściowie? – Jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki. – Jesteś żonaty?
Phil spojrzał na mnie, udając zaskoczonego.
– Jesteś kanalią!
Monica wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć.
– On tylko żartuje. Takie ma poczucie humoru – uspokoiłem ją.
– Przepraszam za zachowanie mojego męża. – Kate palnęła Phila w ramię. – Nasza córka wyszła za Siga, ale zmarła kilka lat temu. Wpadliśmy tylko w odwiedziny. Nie mieliśmy pojęcia, że ktoś u niego nocuje.
– Och. – Monica spojrzała ma mnie łagodniej. – Nie wspominałeś w ogóle o…
Łyknąłem herbaty.
– Chyba w ogóle niezbyt dużo rozmawialiśmy, prawda?
– W sumie racja. – Opuściła spojrzenie. – Eeee… lepiej już pójdę.
– Okej. – Wpatrywałem się w swój kubek, unikając spoglądania jej w oczy.
– Masz mój numer – dodała.
– Mam. – Skinąłem głową.
Monica wyszła z kuchni. Nasza pozostała trójka siedziała cicho, słuchając, jak opuszcza mieszkanie.
Gdy zatrzasnęły się za nią drzwi wyjściowe, Phil zwrócił się do mnie:
– Nigdy się już do niej nie odezwiesz, prawda?
– Nie, chyba że będę bardzo potrzebował, by coś przez całą noc nie pozwalało mi zasnąć.
Kate westchnęła.
– Nie możesz tak żyć w nieskończoność, sprowadzając do domu kobiety, z którymi prawie nie rozmawiasz.
– Żadne inne relacje z nimi mnie nie interesują.
– To dlatego, że celowo nie dopuszczasz do siebie odpowiednich osób – skarciła mnie.
– Dziękuję za tę uwagę, ale wiem, czego potrzebuję, i z pewnością nie jest to nowy związek.
– Britney chciałaby, żebyś był szczęśliwy. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?
Britney chciałaby żyć. Tak naprawdę tego by chciała. Odchrząknąłem.
– Tak czy inaczej, co was sprowadza? Z całą pewnością nie pojawiliście się na moim progu o tej porze po to, żeby pouczać mnie w kwestii tego, jak się prowadzę.
Spojrzeli po sobie.
To zaczynało być podejrzane. Uniosłem brew.
– O co chodzi?
Kate odstawiła kubek.
– Jest coś, o czym chcielibyśmy z tobą porozmawiać.
– Dooobrze… – Pociągnąłem łyk herbaty.
– Przylecieliśmy do Londynu na imprezę charytatywną w celu zebrania środków dla szpitala, ale uznaliśmy, że skoro tu jesteśmy, to można załatwić dwie sprawy za jednym zamachem… – zawiesiła głos. – Rozmawialiśmy z Philem i… – wzięła głęboki oddech. – Chcielibyśmy wykorzystać jedno z jajeczek. To chyba już ostatni dzwonek.
Niemal oplułem się herbatą, a pokój zakołysał się wokół mnie, gdy dotarło do mnie, co ma na myśli, mówiąc jajeczek. Wiedziałem, że moja żona zamroziła jajeczka przed tym, jak przystąpiła do leczenia raka. To miało miejsce, zanim się jeszcze poznaliśmy. Wspominała mi o tym i zawsze gdzieś o tym pamiętałem, ale starałem się nie myśleć. Jajeczka uwięzione w lodzie to było coś, o czym rozmawialiśmy wyłącznie w kontekście doczekania się wspólnego dziecka po tym, jak zakończy z powodzeniem leczenie i przeżyje. Nie wyobrażałem sobie, aby po śmierci Britney można było je jeszcze wykorzystać.
Siedziałem w milczeniu, a Kate ciągnęła dalej.
– Od dawna o tym dyskutowaliśmy. Britney była naszą jedyną córką. Oboje mamy już pod sześćdziesiątkę, więc naturalnie nie mogę już mieć kolejnego biologicznego dziecka, ale chcielibyśmy mieć możliwość wychować wnuka.
– Myślicie, że tego by właśnie chciała? By jej dziecko pojawiło się na świecie bez matki? Gdy Britney przechodziła procedurę pobrania jajeczek, zamierzała być matką.
– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. – Skinęła głową Kate. – Ale gdy zaczynało do nas dochodzić, że leczenie może się nie powieść, zapytałam, co chce z nimi zrobić. Odpowiedziała, że nie ma nic przeciwko temu, żeby jej dziedzictwo przetrwało w dziecku. Przepisała na nas prawa do dysponowania jajeczkami, ale kazała mi obiecać, że wszystko uzgodnię z tobą. Nie chciała, żebyśmy zrobili cokolwiek, z czym ty czułbyś się niekomfortowo. Wyglądało na to, że taki był jej warunek.
Zmrużyłem powieki.
– Dlaczego nie wspomniała mi ani słowa na ten temat?
– Wydaje mi się, Sig, że nie chciała dopuścić myśli, że miałoby jej już nie być. To ja musiałam zacząć ten temat. Bo trzeba było o tym porozmawiać, wiedząc, że prawdopodobnie…
Umrze.
Poczułem gulę w żołądku. Jeśli Britney tego chciała, to jak miałbym, pozostając w zgodzie z samym sobą, sprzeciwiać się temu pomysłowi? Zrobiłbym dla niej wszystko. To miała być szansa dla mojej żony na powrót do życia – nie dosłownie, ale choćby w jakiejś części. Jeśli jej rodzice byli gotowi zaopiekować się dzieckiem, kim byłem, by ich powstrzymywać? Nie wydawało mi się, że ta decyzja powinna należeć do mnie, nawet jeśli Britney tak bardzo zależało na moim przyzwoleniu.
Potarłem kciukiem krawędź kubka.
– Czyli chcecie, żebym się zgodził…
– Cóż, nie chodzi nam tylko o twoją zgodę… – zawiesiła głos. – Oczywiście chcielibyśmy, żebyś to ty był ojcem.
Och.
Kurwa.
Jakim cudem to nie było dla mnie oczywiste? Jeśli wydawało mi się przed chwilą, że pokój się kołysze, to teraz czułem, jak zaczyna wirować.
– Nie – odparłem, czując jak zaczynam się pocić.
– Nie? – Phil uniósł brew. – Wolałbyś, żebyśmy użyli spermy przypadkowego dawcy?
Uch…
Nie.
Żołądek zaczął wywracać mi się na drugą stronę. Gdy ujął to w ten sposób, stało się dla mnie jasne, że było dla mnie nie do pomyślenia, by ojcem tego dziecka miał być ktoś inny.
– Na to nie pozwolę nigdy w życiu.
– W takim razie wykorzystanie twojej spermy to jedyna opcja – powiedziała Kate. – Jeśli jednak tego nie chcesz, my nie będziemy nalegać. Nie zrobimy niczego, na co się nie zgodzisz.
– Żeby było jasne, nie będziesz musiał wychowywać tego dziecka, Sig – dodał Phil. – To pozostanie po naszej stronie. Równocześnie jednak, gdybyś kiedykolwiek zdecydował, że chcesz je wychować, nie będziemy stawać na drodze. Będziemy w pełni wspierać ją lub jego i zadbamy o to, by miała lub miał najlepsze życie, jak to tylko możliwe.
Wstałem tak gwałtownie, że o mało nie przewróciłem krzesła.
– Przepraszam na chwilę. Muszę ochłonąć.
Poszedłem do sypialni i usiadłem na brzegu łóżka. Ukryłem głowę w dłoniach i dałem sobie moment na to, by opanować emocje. Oddałbym wszystko, by cofnąć czas o godzinę, gdy słuchałem odgłosów nosorożca i nie musiałem mierzyć się z bombą, którą na mnie zrzucili.
Myśl o posiadaniu dziecka bez Britney była koszmarnie bolesna. Świadomość tego, że nigdy nie miała szansy doświadczyć bycia matką. Musiałem jednak ufać w to, że Kate mówiła prawdę, wspominając o ostatnich życzeniach mojej żony.
Po kilku minutach uspokoiłem się na tyle, by wrócić do kuchni.
– Potrzebuję czasu, by to przemyśleć – powiedziałem.
Kate skinęła głową.
– Naturalnie. Nie musisz się śpieszyć. Jajeczka nie znikną. Starzejemy się tylko my. – Parsknęła. – Ja i Phil musimy to zrobić, póki jesteśmy jeszcze na tyle młodzi, by móc powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że będziemy mogli zająć się wnuczką lub wnukiem.
Przełknąłem głośno ślinę.
– Rozumiem.
Kate napiła się herbaty.
– Musimy w związku z tym porozmawiać jeszcze o jednym.
– O czym?
– O surogatce.
Mój mózg musiał tego dnia pracować na zmniejszonych obrotach. Może to przez niewyspanie, bo nie tylko początkowo nie przyszło mi do głowy, że chcieliby, abym został ojcem dziecka, ale też jakoś umknęło mi to, że ktoś będzie je przecież musiał donosić.
Zanim zdołałem odpowiedzieć, od razu dodała:
– Wydaje nam się, że kogoś znaleźliśmy.
Zrobiłem wielkie oczy.
– Znaleźliście już kogoś, zanim porozmawialiście ze mną?
– Ostatnie słowo należy do ciebie. Nie zrobilibyśmy niczego bez twojej zgody.
– Co to za osoba? – zapytałem, trzymając gardę tak wysoko, jak to tylko było możliwe.
– Jeden z najstarszych i najserdeczniejszych przyjaciół Phila ma córkę. Ona nigdy nie spotkała Britney, bo dorastały w różnych stanach, poza tym jest nieco młodsza. Zdarzyło się jednak tak, że ostatnio odwiedzaliśmy Rolanda i jego córkę na Rhode Island. Zwierzyliśmy się im z naszej sytuacji, choć nie spodziewaliśmy się, że zechce nam pomóc. Wiem, że wpierw powinniśmy przedyskutować to z tobą, ale pewnego wieczoru dopadły mnie emocje i poooszło. Tak jak wspominałam, nie miałam pojęcia, że ona by…
– Kto normalny zaoferowałby coś takiego po jednej rozmowie?
– To cudowna dziewczyna, z wielkim sercem – wyjaśniła Kate.
– Nie kupuję tego. – Skrzyżowałem ręce na piersiach. – Czego ona za to chce?
Kate zmarszczyła czoło.
– Co masz na myśli?
– Pieniądze. Ile chce?
– O tym w ogóle nie było mowy – odparł Phil.
– Cóż, to jakiś obłęd. Kto godzi się na coś takiego, nie rozmawiając o wynagrodzeniu?
– To dlatego, że jej nie chodzi tylko o pieniądze – powiedziała Kate. – Oczywiście zdaje sobie sprawę, że nie zrobi tego za darmo, ale autentycznie chce nam pomóc.
– Ile ona ma lat?
– Dwadzieścia pięć – odpowiedział Phil.
– Dwudziestopięciolatka chce oddać rok swojego życia? Nie wydaje mi się, żeby była zdrowa na umyśle.
Moja teściowa też zaplotła ręce na piersiach.
– Wątpię, by w ogóle było możliwe znalezienie kogoś, kogo uznałbyś za odpowiedniego do tej roli, Sig. Bo nie otworzyłeś się jeszcze na tę możliwość. Gdy już przemyślisz sprawę, możesz się z nią spotkać. Powiedziałam już, że nie zrobimy niczego wbrew tobie. A jeśli ci się nie spodoba, możemy znaleźć kogoś innego. Tu najbardziej liczy się twoje zdanie.
Moje zdanie było takie, że najlepiej byłoby, gdyby ta rozmowa nigdy się nie odbyła.
Moje zdanie było takie, że chciałem Britney z powrotem.
Ale na to nie było szans.
Ścieżka 2: Bee Gees, How Can You Mend a Broken Heart
Kilka dni później byłem w złym nastroju i wyszedłem z pracy przed południem, czego niemal nigdy nie robię. Pojechałem za miasto do domu Leo, mojego kuzyna. Chciałem porozmawiać o tym, co się wydarzyło z nim oraz z Felicity, jego żoną.
Leo Covington miał tytuł diuka Westfordshire, który to tytuł odziedziczył po śmierci ojca. Choć Leo był moim kuzynem, ja sam nie byłem ani trochę arystokratą. Ojciec Leo ożenił się z siostrą mojej matki; byliśmy niearystokratyczną gałęzią rodziny. Większość moich szczenięcych lat spędziłem, odnosząc rozliczne korzyści z tego, że mam utytułowanych krewnych. Poza tym, że Leo był moim kuzynem, zawsze był też najlepszym kumplem, zaufaną osobą i kompanem podróży.
Leo i Felicity mieszkali w posiadłości znanej jako Brighton House, która od pokoleń należała do rodziny Covingtonów. Na terenach przyległych do domu trzymali absurdalnie dużo zwierząt, w tym kucyka szetlandzkiego, którego Leo kupił Felicity w czasie, gdy próbował ją zdobyć, co miało miejsce w Ameryce niemal dekadę temu. Nazwali tego kucyka Absurd, co w sumie dobrze pasowało do okoliczności nabycia zwierzęcia.
Półtorej godziny po tym, jak wypadłem z biura, siedziałem razem z Leo i Felicity wokół centralnej wyspy w ich ogromnej kuchni, z której wielkie przeszklone drzwi wychodziły na rozległe tereny posiadłości. Doszedłem właśnie do końca relacjonowania rozmowy z Kate i Philem.
Felicity podsunęła mi tackę z krakersami, serem i owocami.
– Myślę, Sig, że to naprawdę niezwykłe, że chcą to zrobić.
– Niezwykłe albo szalone. W zależności od tego, jak na to spojrzeć – powiedziałem, wrzucając do ust kostkę sera.
Jej oczy zaszkliły się lekko.
– Wyobraź sobie, że będziesz mógł wziąć na ręce dziecko Britney. Czy to nie byłoby cudowne?
Poczułem ucisk w piersi.
– Powiedziałbym raczej, że rozdzierająco bolesne.
Skinęła głową.
– Jak się zastanowić, to z twojej perspektywy i tak może to wyglądać.
Wbiłem wykałaczkę w oliwkę.
– Przez ostatnie kilka dni czułem się jak bohater mizernego wyciskacza łez wyprodukowanego dla telewizji. Filmu, którego nigdy dobrowolnie bym nie obejrzał.
Leo poklepał mnie po ramieniu.
– Jesteś dzielny, że w ogóle się nad tym zastanawiasz, kuzynie. Mówiąc szczerze, wydaje mi się, że zareagowałbym podobnie jak ty.
– Mogę po prostu uciąć całą sprawę, ale… Phil i Kate wraz ze śmiercią Britney stracili dosłownie wszystko. Zawsze traktowali mnie bez zarzutu. Nie stanę im na przeszkodzie, choć samo myślenie o tym jest dla mnie bolesne.
Leo skinął głową.
– Czyli wygląda na to, że podjąłeś już decyzję. Powiesz „tak”.
– Cóż, jak sądzę, „tak” to tylko jedna z decyzji. Są inne aspekty, które trzeba rozstrzygnąć.
– Na przykład to, czy to ty zostaniesz ojcem? – zapytał.
– Nie, to dla mnie oczywiste. Inaczej bym tego nie zdzierżył.
– Rany. – Skinął głową Leo. – No tak.
Felicity pogładziła swój ciążowy brzuch.
– Czyli jak sądzę, ostatnia decyzja dotyczy wyboru surogatki?
– No cóż… myślą, że już kogoś znaleźli.
Felicity przekrzywiła głowę zaciekawiona.
– Dlaczego ujmujesz to w ten sposób? Nie ufasz ich ocenie?
Strzepnąłem okruszki krakersów.
– Nie ufam nikomu, kto zgadza się na coś takiego tak szybko. Z tego, co opowiadali, odbyli jedną rozmowę z dwudziestopięcioletnią córką ich przyjaciela i proszę, z dobroci serca zaoferowała im swoją macicę.
Leo nalał nam prosecco.
– Kim jest ta osoba?
– Nie wiem o niej nic, poza tym, że jej ojciec i Phil byli starymi przyjaciółmi. Dziewczyna musi być szalona, żeby składać taką propozycję.
– Nie wydaje mi się, żeby to była szalona propozycja – zaoponowała Felicity. – Wiesz, są jeszcze ludzie o dobrych sercach. Historia Britney była tragiczna. Potrafię sobie wyobrazić, że sama mogłabym poczuć te emocje i zaproponować pomoc, gdyby moja sytuacja życiowa przedstawiała się inaczej.
– Cóż, Ruda, w takim razie ty też jesteś szalona.
– To już prawie dziesięć lat, Sig. Nigdy nie przestaniesz mówić do mnie Ruda?
Puściłem jej oko.
– Nigdy.
„Ruda” to był przydomek, jaki nadałem rudowłosej Felicity, gdy pierwszy raz spotkała Leo. Przez te lata nadawałem jej w żartach przeróżne imiona, bo przyjacielskie prowokowanie leży w mojej naturze. Dekadę temu wraz z moim kuzynem zrobiliśmy sobie trzymiesięczną objazdówkę po Stanach i na ostatniej prostej naszej wycieczki, w Narragansett na Rhode Island, spotkaliśmy Felicity. (Tego lata szedłem na całość. To było, jeszcze zanim poznałem Britney, i powiedzmy tylko, że podczas tej wyprawy bawiłem się aż za dobrze.)
Leo i Felicity przebyli długą drogę, by znaleźć się tu, gdzie byli teraz. Felicity była w ciąży z drugim dzieckiem – córką, którą chcą nazwać Britney. Jak łatwo sobie wyobrazić, gdy poinformowali mnie o tej decyzji, zupełnie się rozsypałem. Ich pierwsza córeczka, Eloise, była szelmowską trzylatką. W tej chwili była w przedszkolu – w przeciwnym razie łaziłaby bez przerwy koło moich nóg, próbując naciągnąć na jakąś zabawę.
Leo sączył swoje prosecco.
– Okej, jaki będzie więc następny krok?
– Nie mam pojęcia – westchnąłem.
– Ja mam – powiedziała Felicity.
– To podziel się tą wiedzą, Ruda – zwróciłem się do niej.
– Zaproś potencjalną surogatkę tutaj. Spotkaj się z tą kobietą i podejmij decyzję w oparciu o to, co o niej pomyślisz, po tym, jak ją naprawdę poznasz, a nie w oparciu o wyobrażenia.
– „Kobieta” w jej przypadku to dużo powiedziane. Kto, mając dwadzieścia pięć lat, wie, co ma zrobić ze swoim życiem?
– Czy aby Britney nie miała dwudziestu sześciu, gdy ją poznałeś? Uznałeś, że jest raczej dojrzała, prawda?
– To było co innego. Ona zdawała sobie sprawę, że jej czas może się kończyć. Coś takiego sprawia, że cholernie szybko doroślejesz.
Felicity skinęła głową.
– Sig, spójrzmy prawdzie w oczy. Nigdy nie uznasz żadnej kobiety za dość dobrą, by nosiła to dziecko. Jeśli cały ten plan ma mieć szanse na realizację, musisz podejść do tego z lepszym nastawieniem.
– Tak naprawdę chciałbym, żeby ten plan w ogóle nie powstał i żebym w ogóle nie musiał się nim przejmować.
Do czasu, gdy spotkałem Britney w ogóle nie chciałem mieć dzieci. Po jej śmierci poprzysiągłem sobie, że nie będę ich miał z nikim innym, co było idealne, skoro nigdy nie czułem chęci ich posiadania, chyba że z Britney. W ogóle nie brałem pod uwagę sytuacji, w której począłbym z nią dziecko, kiedy jej już nie ma. Czego natomiast byłem pewien? Że nie potrafiłbym wychować tego dziecka sam.
– Już zdecydowałem, że to Phil i Kate zostaną faktycznymi i prawnymi opiekunami dziecka. Ja się do tego nie nadaję.
– Okej. – Felicity skinęła głową. Jeśli tak czujesz, to dobrze, że potrafisz to przyznać. Ale ojcem będziesz zawsze. Tego nie będziesz w stanie zmienić.
Ojcem.
Ja?
Nie mieściło mi się to w głowie.
***
W drodze powrotnej zamiast wrócić do mojego mieszkania w Londynie postanowiłem spędzić noc w moim drugim domu – pensjonacie zwanym The Bainbridge, po drugiej stronie Westfordshire.
Gospodynię, Lavinię, poznałem kilka lat temu, gdy Felicity zatrzymała się tam podczas wizyty w Anglii, by odwiedzić Leo. Ponieważ była w obcym kraju, Leo poprosił mnie, bym się nią zajął; jego obowiązki uniemożliwiały mu bycie z nią przez cały czas. Było to krótko po tym, jak zmarła Britney, a ja byłem jak żywe zombie. Nie mając nic lepszego do roboty, zamieszkałem w tym pensjonacie razem z Felicity, nie mając pojęcia, że zaprzyjaźnię się przy okazji ze starszą kobietą będącą jego właścicielką. Lavinia stała się dla mnie kimś w rodzaju drugiej matki, co było raczej miłe, tym bardziej, że moja prawdziwa matka nigdy nie była najłatwiejszą osobą.
Z czasem interes Lavinii przestał iść dobrze, więc wykupiłem od niej pensjonat i przejąłem wydatki związane z jego prowadzeniem, równocześnie pozwalając jej dalej go prowadzić. Wciąż w nim mieszkała i czasami miewała gości, choć ostatnio było ich raczej niewielu. Wiek dawał się jej we znaki, więc w kwestii noszenia walizek czy zmieniania pościeli goście musieli radzić sobie sami, choć raz w tygodniu zatrudniałem sprzątaczkę, by wszystko wyszorowała na błysk. Miałem w pensjonacie własny pokój i zatrzymywałem się tam, wyjeżdżając z Londynu, w którym mieszkałem przez większą część tygodnia, bo tam też pracowałem.
Lavinia przez ostatnie lata stała się dla mnie zaufaną osobą. Choć dzieliła nas czterdziestopięcioletnia różnica wieku (ona miała osiemdziesiąt dwa, ja trzydzieści siedem) dobrze się dogadywaliśmy. Ceniłem sobie to, że pensjonat był dla mnie miejscem, w którym nikt mnie nie osądzał – inaczej niż w przypadku domu rodzinnego, w którym moje wybory życiowe były regularnie krytykowane. Choć Lavinia również potrafiła wyrażać swoje zdanie na temat spraw, o których nie chciałem słyszeć, nigdy nie wywierała na mnie żadnej presji.
Gdy przyjechałem tego wieczora od Leo, Lavinia siedziała sama w ciemnej kuchni. Przed nią na stole stała samotna świeczka.
Poszedłem prosto do barku, w którym trzymała alkohole.
– Włącz jakieś światła, kobieto.
– Medytuję.
– Wygląda to jak scena z horroru.
Roześmiała się. Lubiłem ją rozbawiać i wkręcać. Tak naprawdę to były dwie rzeczy, które lubiłem najbardziej.
– Co cię dziś tak przygnębiło? – zapytała.
– Skąd wiesz?
– Cóż, zwykle, zanim sięgasz po flaszkę ginu, mówisz przynajmniej „dobry wieczór”.
– A tak – mruknąłem. – Przepraszam. – Uniosłem butelkę. – Napijesz się jednego?
Skinęła głową.
– Gin przy świecach. Jak nastrojowo – powiedziałem, nalewając po szklaneczce. Zaniosłem szkło do stołu i opowiedziałem jej o wizycie Phila i Kate sprzed paru dni.
Lavinia siedziała z szeroko otwartymi oczami, chłonąc każde słowo, jakby to była najbardziej ekscytująca rzecz, jaka przydarzyła się jej od lat.
– Jak nazywa się ta kobieta, która zaproponowała, że donosi dziecko? – zapytała.
Odwróciłem wzrok.
– Uwierzysz, że nawet nie wiem? Nie zapytałem.
– Cóż, najwyższy czas, żebyś się dowiedział. A jeśli zaprosisz ją do Westfordshire, to może zamieszkać tutaj.
– Chcesz popcorn i miejsce w pierwszym rzędzie, co? – Zmrużyłem oczy. – Tak czy owak, czemu miałbym ją tu zapraszać?
– Cóż, chciałbyś się z nią jednak spotkać czy nie?
– Felicity stwierdziła tak samo. Ja o tym w ogóle nie myślałem. Na pewno nie chciałbym gościć jej u siebie w Londynie. Czułbym się niezręcznie. – Potarłem skronie. – Ostatnie, czego teraz mi trzeba, to dodatkowy stres. Jakbym go nie miał dość w pracy.
Kilka lat temu uzyskałem tytuł MBA i przejąłem zarządzanie kilkoma firmami należącymi do Leo. Tak, w dorosłym życiu też korzystałem z bycia krewnym arystokraty. Mój kuzyn nie dałby rady zajmować się osobiście swoimi interesami i potrzebował po prostu kogoś godnego zaufania, ale ja odmówiłem bycia figurantem i nie przyjąłem jego propozycji, dopóki nie zdobyłem edukacji i niezbędnego doświadczenia. Odkąd to się udało, brałem na siebie kolejne obowiązki w Covington Properties. Nie, żebym się chwalił, ale odkąd znalazłem się w firmie, zyski wystrzeliły. Leo z całą pewnością nie miał powodów do narzekań.
Lavinia się skrzywiła.
– Wiesz, w życiu chodzi o coś więcej niż o pracę.
– Po pięciu latach powoli dopiero zaczynam budować życie na nowo. W dużej mierze dzięki pracy właśnie.
– Zapraszanie obcych kobiet do swojego mieszkania w Londynie i wykopywanie ich stamtąd jak najszybciej to nie jest budowanie życia na nowo.
– Tak się składa, że proszę je uprzejmie, by sobie poszły, wcale ich nie wykopuję.
– Zero różnicy.
– Tak czy owak nie zawsze je wykopuję. – Wypiłem duszkiem pół szklaneczki dżinu i postawiłem ją na blacie. – Był ostatnio taki nosorożec…
– Co takiego?
– Nieważne – zaśmiałem się ponuro.
– W czym leży prawdziwy problem, Sigmundzie? Dlaczego tak bardzo cię to przytłacza, choć rodzice Britney zaoferowali, że wychowają to dziecko?
Musiałem to sobie poukładać.
– Prawdziwym problemem jest Britney. – Spojrzałem na dno szklaneczki. – Zastanawiam się, czy ona naprawdę by tego chciała, niezależnie od tego, co powiedziała matce w swoich ostatnich dniach. Będąc pod wpływem wielu poważnych leków, mogła nie myśleć już jasno. – Przełknąłem ślinę. – Nie mogę już jej zapytać i to mnie dobija.
Lavinia dotknęła mojego ramienia.
– Myślisz, że kiedykolwiek się od niej?
– Nie próbuję się od niej uwolnić. – Potrząsnąłem głową. – Nie chcę się od niej uwolnić.
– Chyba to niewłaściwie ujęłam – poprawiła się. – Czy kiedykolwiek będziesz w stanie dopuścić kogoś do siebie?
– Tego też nie chcę.
– Jak sądzę, nie da się skleić złamanego serca – westchnęła Lavinia. – Może przeznaczona nam jest tylko jedna „jedyna wielka miłość”.
Spojrzałem w przestrzeń.
– Nie potrafię uwierzyć w to, że znałem ją przez niespełna rok. Wydawało mi się, że to było o wiele dłużej.
– Nie zdawałam sobie z tego sprawy. – Przechyliła głowę na bok. – Przypomnij mi, jak się spotkaliście?
Zrobiłem wielkie oczy.
– Jak to możliwe, że nie wiesz? Myślałem, że opowiadałem ci wszystko.
– Może i opowiadałeś mój drogi, ale starość nie radość, więc musisz opowiedzieć raz jeszcze.
Wziąłem głęboki oddech, by zapanować nad emocjami, które przywoływała ta historia. Postanowiłem opowiedzieć skróconą wersję, żeby zupełnie się tego wieczoru nie rozsypać.
– Britney leciała do Wielkiej Brytanii na leczenie. Początkowo nie miałem o tym pojęcia, absolutnie nie wyglądała na chorą. Wpadliśmy na siebie na lotnisku w Stanach, skąd wracałem do domu. Wymieniliśmy uszczypliwości i chyba już wtedy od razu zakochałem się w jej niewyparzonej buzi. Natychmiast pojawiła się między nami chemia. Taka, jakiej nigdy w życiu nie czułem. W samolocie dostaliśmy miejsca obok siebie, ale ona zarzekała się, że gdy wylądujemy, każde pójdzie w swoją stronę. Nie potrafiłem pogodzić się z tym, że nigdy już jej nie zobaczę. Nie zdołała już się ode mnie uwolnić, choć się starała.
– Co się stało po lądowaniu?
– Odprowadziłem ją do jej hotelu, gdzie czekali na nią rodzice. Wtedy właśnie poznałem prawdę. Phil i Kate byli już na miejscu i mieli wspierać ją w czasie terapii. Przyjechali w tym celu do Anglii, bo to właśnie tu praktykował lekarz prowadzący badania kliniczne przypadków takich jak jej.
– I zostałeś…
– Spędziłem z nią każdy jeden dzień z następnych sześciu miesięcy. Wiele z tych dni było ciężkich, ale było też wiele pięknych. Zakochaliśmy się, pobraliśmy… – przerwałem, czując w piersi dotkliwy ból. – A potem ona umarła. – Osuszyłem resztę ginu, który palił w gardło. – Sześć miesięcy. Tylko tyle nam darowano. – Wciągnąłem ze świstem powietrze w płuca. – To zmieniło moje życie na zawsze.
Lavinia ujęła mnie za ramię.
– To było niezaprzeczalnie tragiczne, ale też niezaprzeczalnie piękne, Sigmundzie.
– Te miesiące były najpiękniejszym darem w moim życiu. Nie muszę już się zakochiwać, Lavinio.
– Może i nie musisz. Ale musisz mieć to dziecko. Dziecko, które będzie częścią ciebie i częścią jej. To będzie twój najpiękniejszy dar.
Ścieżka 3: Primitives, Crash
Zadzwoniłam do taty z drogi, jadąc do pensjonatu.
– To miejsce wygląda jak scenografia filmu, tato. Łagodne wzgórza, kamienne domy. Nie mogę uwierzyć, że dotąd nie wpadłam na pomysł, żeby odwiedzić angielską prowincję.
– Cóż, ja się cieszę, że doleciałaś w jednym kawałku, to jest dobry początek. Proszę, informuj mnie o wszystkim na bieżąco. Jeśli coś będzie nie tak, wracasz od razu do domu, pamiętasz?
Wykonałam manewr, żeby uniknąć sznura samochodów.
– Póki co, jedyne co jest nie tak, to że samochody jeżdżą po lewej stronie drogi.
– Nawet mi nie mów. Już i tak się o ciebie martwię.
– W dodatku to raczej wąska wiejska droga. Ale jakoś jadę. Zaczynam przywykać.
– Okej, w takim razie nie rozmawiajmy, gdy prowadzisz. Skup się na drodze. I zadzwoń, jak już będziesz bezpieczna na miejscu.
– Tak zrobię, tato. Kocham cię!
– Też cię kocham!
Nieważne, ile bym nie miała lat, mój tato zawsze się o mnie martwił, szczególnie gdy byłam daleko od domu. Do tej pory za granicę wyjechałam tylko raz, do Meksyku, z paczką znajomych jeszcze w liceum. Mama wtedy wciąż żyła, więc tato nie był tak skupiony na mnie. Teraz, gdy jej już nie było, a siostra mieszkała na drugim końcu Stanów, byłam jedynym, czym mógł się przejmować.
Dwa tygodnie temu Phil i Kate zadzwonili, że mąż Britney chce, żebym przyleciała do Anglii spotkać się z nim, zanim podejmie decyzję o udzieleniu zgody, abym została surogatką. Zaproponował, że wyśle po mnie samochód na lotnisko, ale ja wolałam mieć do dyspozycji własne auto, by móc skorzystać z okazji i pozwiedzać. Zamówił mi więc samochód z wypożyczalni, który odebrałam, i wyruszyłam w trasę. Wysłał mi też wiadomość z nazwą pensjonatu, w którym miałam się zatrzymać. The Bainbridge w Westfordshire. Najwyraźniej prowadziła go jakaś jego przyjaciółka. Nie miałam pojęcia, kiedy będę miała okazję poznać jego samego. Nie wiedziałam nawet, jak wyglądał – nie, żeby to miało specjalne znaczenie, ale byłoby miło nie jechać zupełnie w ciemno. Nie chciałam być niegrzeczna i prosić Phila i Kate o zdjęcie. Wyszukiwanie w Google nie dało żadnych rezultatów poza rozmazanym zdjęciem z jakiejś gazety plotkarskiej sprzed kilku lat, na którym został złapany razem ze swoim kuzynem z wyższych sfer. Ten kuzyn był bohaterem jakiegoś skandalu… Tak czy inaczej, myśl o tym, że będę musiała spotkać się z zupełnie obcym człowiekiem, odbierała mi spokój ducha, choć poza tym odwiedzanie innego kraju było dla mnie ekscytujące.
Opuściłam szybę samochodu i wdychałam zapach trawy, wyczuwając w nim nuty czegoś, co przypominało rumianek. A może tak pachniały żonkile, którymi obsypane były pobocza drogi? Włosy rozwiały mi się na wietrze, gdy rozkoszowałam się świeżym powietrzem. Tydzień to nie było wystarczająco dużo czasu, by cieszyć się tym magicznym miejscem.
Zostało mi jeszcze jakieś półtora kilometra dogi do pokonania, gdy zobaczyłam otwarte pole, na którym znajdowały się setki owiec. To było tak, jakby wszystkie owce, które liczyłam sobie w wyobraźni, próbując zasnąć jako dziecko, nagle pojawiły się przede mną na żywo. Ziszczony sen. Rany! Zupełnie niesamowite. Mój samochód zwolnił…
Bum!
O nie.
Nie.
Nie, nie, nie.
Tak zagapiłam się na owce, że wjechałam prosto w tył auta jadącego przede mną. Na szczęście przy niskiej prędkości, ale niewielkie wgniecenie widać było na pierwszy rzut oka.
Cholera, cholera, cholera!
Samochód zjechał na pobocze i ja zrobiłam to samo.
Wysiadł z niego wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Był zabójczo przystojny, co jedynie czyniło całe zdarzenie jeszcze bardziej dla mnie krępującym.
Też wysiadłam, zauważając niewielkie uszkodzenie na zderzaku wypożyczonego samochodu.
– Co to było? – zapytał rozzłoszczony.
– Bardzo przepraszam. Oderwałam oczy od drogi na krótką chwilę i…
– Najwyraźniej. Cóż na Boga było takiego interesującego? Twój telefon?
– Nie. – Pokazałam na drugą stronę jezdni. – Owce. Są piękne i było ich tak dużo. Zagapiłam się.
Zmrużył oczy.
– Owce?
Przełknęłam ślinę.
– Tak.
– Cóż, w tej okolicy jest całe mnóstwo owiec. Skoro tak bardzo cię rozpraszają, to nie zajedziesz daleko.
– Nigdy nie miałam stłuczki, nigdy w życiu. Tak mi przykro.
– To mam wręcz niezwykłe szczęście, że stałem się pierwszą ofiarą twojej fascynacji owcami.
Jezu, ten akcent. Taki piekielnie seksowny. Powiew wiatru zaniósł w moją stronę zapach męskich perfum. Znajdowaliśmy się na wsi, ale ten facet wyglądał na wyciągniętego prosto z miasta. Bardzo po londyńsku, o ile mogłam to ocenić, miał na sobie obcisły czarny golf, pasujący do lśniących czarnych włosów, i masywny, drogi zegarek. Był też rozkosznie wysoki.
Złapałam się na tym, że się gapię, i odchrząknęłam.
– Mam ubezpieczenie. Ale jestem Amerykanką. Nie wiem, jak to jest, gdy ma się stłuczkę wypożyczonym samochodem w innym kraju. Ja…
– Nie przejmuj się tym – uciszył mnie, unosząc dłoń.
Usłyszałam w pewnej odległości majestatyczne „Beeeee”.
– Jesteś pewien? – Zaczęłam grzebać w torebce. – Muszę dać ci…
– Co masz zamiar mi dać? Lakier do paznokci, żeby zamalować tę obcierkę? – zażartował. – Na drugi raz zamiast na owce, patrz na drogę, zanim kogoś zabijesz.
I zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna wsiadł z powrotem do swojego samochodu. Jeśli tak miała przebiegać reszta mojej wizyty, to nie zapowiadała się najlepiej. Choć tyle, że mi odpuścił i nie będę musiała wspominać o tym wstydliwym wypadku nikomu, z kim miałam się tu spotkać.
Ponownie wyjechałam na drogę, zauważając, że mężczyzna poczekał, aż pojadę pierwsza. Jadąc, widziałam we wstecznym lusterku, że jedzie za mną. Puścił mnie przodem pewnie dlatego, że nie miał najmniejszej ochoty ponownie znaleźć się przed maską mojego auta. W sumie nie mogłam mieć mu tego za złe.
Gdy GPS poinformował mnie, że dotarłam do celu, jakim był pensjonat Bainbridge, ku mojemu zaskoczeniu ofiara mojego gapiostwa również zjechała na podjazd.
Wysiedliśmy z samochodów i poczułam, jak przepełnia mnie przerażenie.
– Jechałeś za mną cały czas? – zapytałam.
Nie odpowiedział od razu, a z wyrazu jego twarzy trudno było wyczytać cokolwiek. Jeśli już, to wyglądał na nieco zdezorientowanego.
– Nie jechałem za tobą, absolutnie.
– W takim razie dlaczego zjechałeś tu, gdzie ja? Zmieniłeś zdanie i chcesz jednak spisać protokół szkody?
– Zjechałem tu, bo tu właśnie się wybierałem – powiedział z kamienną twarzą.
– Zatrzymałeś się tutaj? – Potrząsnęłam głową. – Och – roześmiałam się nerwowo. – Przykro mi. Cóż za przypadek… Niefortunny.
– Dlaczego niefortunny?
– Uszkodziłam ci samochód podczas twoich wakacji.
– Nie jestem na wakacjach. Mieszkam tu.
Wtedy otworzyły się drzwi wejściowe i pojawiła się w nich niewielka, urocza staruszka.
– Ty musisz być Abby!
Wyprostowałam się.
– Owszem, to ja.
– Widzę, że już poznałaś Sigmunda.
Moja szczęka opadła na ziemię.
Sigmunda?
Aaa!
To był mąż Britney.
Cholera.
Pięknie.
Po prostu pięknie.
Jego pełne nazwisko brzmiało Sigmund Benedictus, ale Phil i Kate mówili o nim Sig.
Odwróciłam się w jego stronę.
– Cóż, to dopiero jest krępujące. Czy przez cały czas wiedziałeś, że to ja?
– Domyśliłem się, gdy zjechałaś pod pensjonat. Ale zacząłem podejrzewać, gdy wjechałaś mi w tył, a potem usłyszałem twój akcent. Bałem się, że to możesz być ty.
Poczułam rumieniec palący mnie w policzki.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś, jeśli przyszło ci to do głowy?
– Chyba chciałem się przekonać, jak się zachowujesz w naturalnym środowisku, nie wiedząc, z kim rozmawiasz.
To było nieco uwłaczające. Co to, testował mnie?
– Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? – zapytałam, zadziornie przechylając głowę.
– Kiepsko radzisz sobie za kółkiem.
Staliśmy naprzeciw siebie, a między nami zapanowała niezręczna cisza. Gwałtowne podmuchy wiatru rozwiewały moje długie, brązowe włosy. Jego nienaganny wygląd wytrącał mnie z równowagi. Nie byłam na to przygotowana. Nie, żeby jego atrakcyjność miała jakieś znaczenie – nie przyjechałam tu randkować. Gdyby jednak nie był tak obezwładniająco przystojny, nie czułabym się taka spięta.
Starsza kobieta stanęła między nami i wyciągnęła do mnie rękę.
– Jestem Lavinia.
Potrząsnęłam wyciągniętą dłoń.
– Miło mi poznać. Dziękuję za gościnę. – Zwróciłam się do Siga. – Nie miałam pojęcia, że tu mieszkasz.
– Nie na co dzień.
– Sigmund nie lubi się chwalić – wtrąciła się Lavinia – ale tak naprawdę to on jest właścicielem Bainbridge. Kupił ode mnie pensjonat, gdy jego prowadzenie zaczęło mnie przerastać finansowo. Uratował to miejsce przed likwidacją.
Spojrzałam na niego.
– Dobry uczynek.
– Nie bezinteresowny. Potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym nocować, gdy jestem w Westfordshire. A Lavinia jest świetną kompanką do wieczornej szklaneczki. – Spojrzał przez moment na drogę. – W tym tygodniu jednak nie będę tu nocował.
– Normalnie mieszkasz w Londynie, czy tak?
– Tak.
Facet zdecydowanie nie dokładał starań, bym poczuła się tu mile widziana. Najwyraźniej wcale nie czuł się komfortowo w mojej obecności i zaczęłam się zastanawiać, czy aby Phil i Kate nie wpuścili mnie w maliny.
– Cóż, nie stójmy tak na samym środku podjazdu. – Lavinia pokazała ręką w stronę kamiennego budynku obrośniętego bluszczem. – Wejdź do środka. Czuj się jak w domu.
Poszłam za nią do budynku, słysząc za plecami kroki Siga.
Ściany w salonie były pomalowane na ciemnozielono. Na samym środku znajdował się kominek, a w różnych miejscach stały figurki krasnali. Stolik kawowy wyglądał na ręczną robotę, tak jakby ktoś ściął na podwórzu drzewo i przerobił je na mebel.
Po drodze do kuchni minęliśmy niewielkie pianino, wyglądające, jakby służyło głównie do zbierania kurzu. Gdy poczułam intensywny zapach tego, co bulgotało na piecyku, mój żołądek dał o sobie znać.
– Na kolację wstawiłam garnek potrawki – oznajmiła Lavinia. – Jesz mięso?
– Jem. Pachnie pysznie. Bardzo dziękuję za poczęstunek.
Szafki kuchenne pomalowane były na jasnozielono, a na środku pomieszczenia znajdowała się niewielka wyspa w tym samym kolorze i z ciężkim, drewnianym blatem. Na półeczkach wiszących na ścianach stały porcelanowe figurki.
– Kolację jemy o osiemnastej, jeśli to dla ciebie nie problem – powiedziała.
– To idealnie. – Skinęłam głową, nie mając zielonego pojęcia, która jest godzina.
Sig wreszcie się odezwał.
– Lavinia powinna oszczędzać się z chodzeniem po schodach. Mogę pokazać ci pokój.
– Nie zdradzaj tak od razu moich słabości, Sigmundzie! – zaprotestowała z tyłu Lavinia.
Posłałam jej uśmiech i zwróciłam się do gospodarza.
– Bardzo chętnie.
Wziął moją walizkę i ruszył schodami w górę. Poszłam za nim, nie mogąc uniknąć widoku przed oczami. Pan Benedictus miał całkiem zgrabny tyłek, czego nie ukrywały ciemne dżinsy. Czy takie spostrzeżenie względem męża Britney było nie na miejscu? Może. Ale Sig był robiącym wrażenie mężczyzną – przynajmniej na zewnątrz. Był też ode mnie zdecydowanie starszy, na pierwszy rzut oka miał po trzydziestce.
Otworzył jeden z pokoi i postawił walizkę w jego kącie. Sypialnia miała na ścianach tapetę w kwiaty i duże łóżko na środku. Widok przez wielkie okno wychodził na wąską drogę przed pensjonatem i pola rozciągające się dalej.
– Ten pokój oferuje najładniejszy widok i prywatną toaletę. – Przeszedł na drugą stronę pomieszczenia. – Jest tu też niewielka szafa, jeśli chciałabyś wypakować rzeczy.
Zachowywał się tak, jakby jego zadaniem było zapoznanie mnie z nowym miejscem pobytu, a nie dowiedzenie się czegoś na mój temat. Tak, jakby zapomniał, po co w ogóle tu przyjechałam. Odkąd weszliśmy do środka, nie nawiązał ze mną kontaktu wzrokowego i nie potrafiłam się nie zastanawiać, czy wciąż nie jest na mnie zły za to, że uderzyłam w jego samochód.
– Mam wrażenie, że nie zaczęliśmy najlepiej naszej znajomości, Sig – wyrzuciłam z siebie.
– Skąd ci to przyszło do głowy? – Uniósł brew i nareszcie na mnie spojrzał. Na jego wargach nie było jednak ani cienia uśmiechu.
– Okej, nieważne. Cóż, miejmy nadzieję, że staniesz się mniej oficjalny za dzień lub dwa.
– Czy twój pobyt wymaga mnie w dobrym humorze? Bo nie jestem wesołkiem czy duszą towarzystwa. Generalnie na co dzień jestem ponurym nudziarzem.
– Chyba to dostrzegam. Nie promieniujesz przyjacielskością. Nie potrafię tylko stwierdzić, czy to dlatego, że stuknęłam twoje auto, czy jest coś jeszcze. – Gdy nie zareagował, przeszłam od razu do sedna. – Czy w ogóle akceptujesz pomysł z urodzeniem dziecka przez surogatkę?
– Gdybym nie akceptował, w ogóle by cię tu nie było – odparł, spoglądając przez okno.
– W takim razie to mną nie jesteś zachwycony?
– Ciebie nawet nie znam.
– Okej. – Przewróciłam oczami. – To była pouczająca pogawędka. – Spojrzałam na czubki butów.
– Dam ci czas na rozpakowanie. – Zrobił kilka kroków w tył. – Widzimy się przy kolacji.
– Taaak – mruknęłam. – Do zobaczenia.
Ścieżka 4: Taylor Swift, Mean
Czując pewną nerwowość, usiadłam na łóżku i zaczęłam machać nogami. Znalazłam telefon i wysłałam wiadomość do taty, żeby wiedział, że dojechałam bezpiecznie. Nie miałam w sobie jednak dość energii, żeby dzwonić do niego i opowiadać o wszystkim, co zaszło, więc ograniczyłam się do wiadomości. Póki co niewiele dobrego mogłam powiedzieć i nie chciałam, żeby się martwił na zapas. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że późniejsza część wieczoru zatrze wrażenie nieco chłodnego przyjęcia, z jakim się spotkałam ze strony gospodarza.
Po kilku minutach podeszłam do okna i spojrzałam na piękne zielone wzgórza rozciągające się po drugiej stronie drogi. Wtedy go zauważyłam. Sig był na zewnątrz, tuż obok sfatygowanego szyldu, na którym złotymi literami napisane było „The Bainbridge”. Chodził przez jakiś czas tam i z powrotem, aż w końcu usiadł na kamiennym murku w miejscu, w którym zjeżdżało się z drogi na podjazd. Cały czas przytupywał nogą, wydawało się, że jest niespokojny i nerwowy.
Nagle poczułam przemożną chęć, by stąd uciec – zwiewać najszybciej, jak to było możliwe. Nie na to się pisałam. To nie tak, że oczekiwałam rozwinięcia przede mną czerwonego dywanu, ale było wręcz przeciwnie – miałam wrażenie, że wyrywają mi ten dywan spod nóg.
Dlaczego w ogóle chciałeś, żebym przyjeżdżała?
Odsunęłam się od okna, próbując wyrzucić z głowy to, co właśnie zobaczyłam, i w tym celu wzięłam przed kolacją bardzo mi potrzebny gorący prysznic w łazience przynależącej do pokoju.
Po prysznicu przebrałam się w coś wygodnego: legginsy i koszulkę z Rhode Island z napisem „Feed Me Hot Wieners and Tell Me I’m Pretty”1. Gdybym poczuła się tu mile widziana, to pewnie ubrałabym się bardziej wizytowo, ale pieprzyć to. Jeśli miałam znosić jego focha, to przynajmniej chciałam, żeby było mi wygodnie.
Do szóstej zostało kilka minut i nie chciałam, by przemiła starsza pani i jej potrawka musiały na mnie czekać. Kroczek za kroczkiem, chyba samą siłą woli zmusiłam się do wyjścia z pokoju i zejścia na dół, choć zdecydowanie wolałabym zagrzebać się w pościeli.
Drewniane schody zaskrzypiały, gdy po nich schodziłam, po czym skierowałam się do kuchni. Gdy zobaczyłam, że on już tam jest i nalewa do szklanki bursztynowego płynu, poczułam rosnącą w żołądku gulę.
Odwrócił się do mnie i podniósł butelkę.
– Chcesz się czegoś napić?
Zastanawiałam się, czy to była jakaś pułapka. Mógł chcieć się przekonać, czy lubiłam wypić, co mógłby wykorzystać przeciw mnie w swojej „analizie”. Nie miałam zamiaru dać się na to złapać.
– Aktualnie nie piję alkoholu. – Uniosłam dumnie głowę. – Naleję sobie szklankę wody.
– Szklanki są w kredensie, kochanie. – Lavinia pokazała na szafkę, stojąc przy kuchni i mieszając potrawkę w garze. – A na stole stoi dzbanek z przefiltrowaną wodą.
– Dziękuję ci, Lavinio.
– Ostatnio niewiele gotuję, ale dziś jest wyjątkowa okazja. – Uśmiechnęła się do mnie.
Chociaż jedna osoba próbowała sprawić, bym poczuła się tu mile widzianym gościem.
– Jeśli nie gotujesz, to co normalnie jesz? – zapytałam.
– Sigmund gotuje, gdy tu bywa, a gdy go nie ma, to przygotowuję więcej i zamrażam. Bywam też w pubie kawałek drogi stąd, zresztą pewnie częściej, niż powinnam.
– Ach. Musisz mnie tam zabrać. Bardzo chciałabym zaprosić cię na obiad przed moim wyjazdem, żeby odwdzięczyć się za gościnę.
– Byłoby cudownie.
W końcu usiedliśmy we trójkę przy stole i w milczeniu jedliśmy potrawkę, przy czym jedynymi odgłosami było okazjonalne szczękanie sztućców o talerze.
– Jak masz na nazwisko, Abby? – przełamała wreszcie ciszę Lavinia.
– Knickerbocker.
Sig uniósł gwałtownie spojrzenie.
– Knicker… tak jak „knickers”?
Doskonale wiedziałam, że „knickers” to słówko, które w brytyjskim angielskim oznaczało ni mniej, ni więcej jak „gacie”.
– Tak – wycedziłam przez zęby. – Dokładnie ta sama pisownia.
Parsknął.
– Milczysz przez całą kolację i to pierwsza uwaga, jaka przychodzi ci do głowy? Wiesz, Benedictus to też dość dziwaczne nazwisko, jeśli już o tym mówimy. – Aż gotowałam się w środku. – A Sigmund to niespotykane imię. Nie wyglądasz jak Sigmund Benedictus.
– A co to ma niby znaczyć?
– To był komplement.
Lavinia zdusiła śmiech.
Sig posłał jej mordercze spojrzenie.
– Czym się zajmujesz, Abby? – zapytał.
Wyprostowałam się na krześle.
– Obroniłam dyplom z języka angielskiego na Uniwersytecie Rhode Island. W tej chwili nie pracuję, ale będę się starała otworzyć na nowo sklep, który prowadziła moja mama. Po tym, jak odeszła, przejęłam go na jakiś czas, ale przyszedł kryzys i musieliśmy go zamknąć.
Wprawił zawartość swojej szklanki w ruch wirowy.
– Co to był za sklep?
– Z pamiątkami i drobiazgami z Rhode Island.
– Ach, jak rozumiem, to stamtąd wziął się ten okropny T-shirt, który masz na sobie?
Zignorowałam jego komentarz.
– Mieszkamy tuż przy morzu i w letnich miesiącach bywa u nas sporo turystów. Ale nawet to nie wystarczyło na utrzymanie się na rynku po tym, jak moja mama zmarła.
Jego głos złagodniał.
– Ja to się stało?
Przełknęłam głośno ślinę.
– Trzy lata temu zmarła na raka.
Posmutniał.
– Przykro mi.
– Dziękuję.
Po chwili milczenia odezwał się ponownie:
– Skoro chcesz otworzyć na nowo sklep, to potrzebujesz pieniędzy. Jak zakładam, dlatego właśnie chcesz zostać surogatką.
Nie potrafiłam stwierdzić, czy to miała być obelga.
– Cóż, pieniądze się przydadzą, ale istnieją o wiele łatwiejsze sposoby ich zdobycia niż chodzenie w ciąży przez dziewięć miesięcy.
– Czyli nie chcesz urodzić dziecka? – Zmarszczył brwi. – To dlaczego to zaproponowałaś?
– Tego nie powiedziałam. Chodzi o to, że nikt nie zdecydowałby się na coś takiego tylko dla pieniędzy. Przede wszystkim trzeba chcieć komuś pomóc.
– Dlaczego chcesz pomóc Philowi i Kate? – Sig odchylił się do tyłu na krześle i skrzyżował ręce na piersiach. Nasza niezobowiązująca kolacja coraz bardziej zaczynała przypominać oficjalne przesłuchanie.
Rękawy swetra miał częściowo podniesione. Moje spojrzenie spoczęło na jego nadgarstku i dostrzegłam tam wytatuowane trzy linie, z czego jedna była grubsza od pozostałych. Czy pod tym czarnym golfem ukrywał inne tatuaże? Musiało mi odbijać, że zastanawiałam się nad tym w takiej chwili.
– Jak wiesz, Phil jest dobrym przyjacielem mojego taty – wyjaśniłam w końcu. – Dorastali razem. Choć nigdy nie spotkałam córki Phila i Kate, czyli twojej żony, bardzo im współczułam, gdy zmarła. A gdy niedawno przyjechali do nas z wizytą, miałam okazję spędzić z nimi trochę czasu. Byłam bardzo poruszona. I w głębi duszy coś mi powtarzało, że powinnam przynajmniej zaoferować pomoc w spełnieniu ich pragnienia.
– Brzmi to tak, jakbyś mówiła mi to, co chcę usłyszeć, a nie to, dlaczego naprawdę się zdecydowałaś.
Odłożyłam łyżkę.
– Myślisz, że kłamię? – Poczułam, jak podnosi mi się ciśnienie. – Najpierw oskarżasz mnie o to, że zależy mi tylko na pieniądzach. A teraz w ogóle nie wierzysz w nic, co mówię?
Patrzył mi prosto w oczy.
– Czego brakuje w twoim życiu, że czujesz potrzebę poświęcenia się dla kogoś innego? Przed czym uciekasz?
– Czego brakuje w twoim życiu, że podejrzewasz wszystkich dookoła o ukryte motywy i uważasz, że za chęcią pomocy kryje się jakaś nieciekawa historia? – Pochyliłam się w jego stronę. – Czy ty komukolwiek ufasz, Sig?
Odsunął serwetę na bok.
– Szczerze mówiąc, bardzo niewielu osobom… i nie bez powodu.
Ponownie się wyprostowałam.
– Cóż, muszę cię zatem uświadomić. Nie znajdziesz nikogo o czystszych intencjach niż moje. Ale nie mam zamiaru dowodzić tego, stając na głowie przez najbliższy tydzień, skoro ty już wyrobiłeś sobie opinię na mój temat, zanim w ogóle się odezwałam.
– Cóż, muszę przyznać, że znajomość zaczęłaś z hukiem.
Wydawało mi się, że para zaraz pójdzie mi uszami. Lavinia posłała Sigowi spojrzenie wyrażające głęboką dezaprobatę.
– Nie mogę dowieść swoich zamiarów komuś, kto chce, żeby to się nie udało. Jasno widać, że zaprosiłeś mnie tylko po to, by pobawić się moimi emocjami i w związku z tym możesz się pieprzyć. – Wstałam z miejsca tak gwałtownie, że nogi krzesła zazgrzytały po starym parkiecie. – Lavinio, dziękuję ci za tę pyszną potrawkę. Autentycznie. Ale miałam długi dzień i teraz chętnie pójdę się położyć.
– Oczywiście, kochanie – powiedziała pod nosem.
Wmaszerowałam na schody, po czym wybrałam w telefonie numer Phila i Kate.
Odebrała Kate.
– Abby! Właśnie się zastanawialiśmy, czy…
– Nic z tego nie będzie.
1 Dosłownie: „Nakarm mnie hot dogami i powiedz, że jestem piękna”. Hot Wiener to odmiana hot doga popularna w stanie Rhode Island – przyp. tłum.
Ścieżka 5: The Weeknd, Save Your Tears
Niedługo po kolacji siedziałem w swoim pokoju na piętrze w Bainbridge, gdy zadzwonił telefon. To dzwoniła moja teściowa ze Stanów.
Potarłem skronie i odebrałem.
– Kate…
– Coś ty u diabła jej powiedział?
Abby najwyraźniej nie traciła czasu i złożyła już raport z przebiegu spotkania. Pomasowałem się po karku, by rozluźnić spięte mięśnie.
– Cóż, szybko poszło.
