Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
12 osób interesuje się tą książką
Skąd się bierze królowa w ulu?
Dlaczego pszczoły tańczą? Czy lubią imprezować?
Czy to prawda, że potrafią liczyć?
Jak wygląda pszczele życie uczuciowe?
Jak rozpoznać rodzaj miodu i jego jakość?
Życie w ulu to gra o tron. Nie brakuje intryg, spisków i krwawych rzezi. Znajdziesz tam również prawdziwą alchemię i mądrość, przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Jest też miejsce na troskę, poświęcenie i ciężką pracę. I oczywiście na miód.
Natalia Jakubus, znana jako Pszczelara, od kilku lat prowadzi swoją pasiekę w urokliwym zakątku Podkarpacia. Przygląda się pszczołom nie tylko jako producentka miodu, ale także jako pasjonatka i popularyzatorka wiedzy o tych owadach. A wie o nich bardzo dużo.
W tej książce stworzyła niezwykłą, niemal filmową opowieść o świecie pszczół, który budzi się do krótkiego acz niezwykle intensywnego życia, kiedy tylko wiosenne promienie słońca przepędzą resztki mrozu. Ta historia wzrusza, przeraża i zachwyca jednocześnie. A przecież pszczoły to tylko małe, słodkie stworzenia…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 286
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Natalia Jakubus
Pszczoły
Pewnego wakacyjnego wieczoru, gdy słońce malowało niebo odcieniami złota i purpury, usłyszałam narastający chrzęst kamieni i szybki tupot małych stópek. Moi synowie, Jaś i Adaś, pędzili do mnie z wypiekami na twarzach. Byli podekscytowani, jakby wracali z sekretnej misji. Okazało się, że Jaś, mój starszy syn, nieustraszony bohater tej historii, uratował bażanta, który w panice błądził po wielkim magazynie na sąsiedniej działce. Zagubiony i przerażony ptak z impetem uderzał o wielkie szyby, próbując odnaleźć drogę na zewnątrz. W jego dzikich, niespokojnych oczach było widać zdezorientowanie, więc chłopiec, widząc cierpienie ptaka, nie zastanawiał się ani chwili. Z determinacją, wspierany okrzykami młodszego brata, podszedł do bażanta i spokojnie, ale pewnym ruchem, wziął go w swoje małe, ciepłe dłonie. Bażant, jakby wyczuwając czyste intencje chłopca, nagle uspokoił się i bezwładnie spoczął w jego ramionach. Jaś wyniósł go na wolność. Po chwili ptak odzyskał siły, rozłożył skrzydła i z okrzykiem wdzięczności wzbił się w powietrze. W zimowe poranki, gdy mróz szczypał w policzki, a szron malował na trawie srebrzyste wzory, Jaś i Adaś wyruszali na kolejną misję. W puchowych kurtkach i ciepłych czapkach przemierzali ośnieżony wybieg, wypatrując zagubionych kur. Z troską łapali spacerujące, lecz zmarznięte ptaki i zanosili je do ciepłego kurnika. Tam, otulone słomą i ogrzane ciepłem pozostałych mieszkanek, odzyskiwały siły.
Gdy nadeszła wczesna wiosna, a pierwsze, nieśmiałe promienie słońca zaczęły roztapiać resztki zimowego śniegu, Jaś w zaciśniętej dłoni przyniósł do domu zmarznięte pszczoły. Ich kruche, maleńkie ciałka były bezwładne i zimne, a delikatne skrzydła pokryte drobnymi kroplami wody, które lśniły w wiosennym słońcu. Zdecydowanym i pełnym powagi głosem nakazał mi przygotować miód, którym miał reanimować osłabione pszczoły, oraz dłonie, do których miał chuchać, by ogrzać owady. W jego małych rączkach, które nie tak dawno ratowały inne zwierzęta, teraz drżało życie tych maleńkich, ale jakże ważnych stworzeń.
We wszystkich tych momentach, gdy patrzyłam na synów, docierało do mnie z całą mocą, że dzieci nie tylko słuchają moich opowieści o przyrodzie, ale przede wszystkim głęboko je rozumieją. Chłoną wiedzę o świecie, a ich ciekawość jest jak nieokiełznany płomień, rozpalający chęć poznania każdego zakamarka natury. Dzisiaj, czyli tego samego wieczoru, kiedy piszę to wprowadzenie, usypiałam chłopców i jak zwykle pojawiła się seria pytań i opowieści. Jaś z zapałem godnym małego naukowca, który właśnie dokonał kolejnego przełomowego odkrycia, zapytał mnie: „Mamo, czy pszczoła wie, że zbierając nektar, przenosi pyłek, który daje życie nowym roślinom?”. To pytanie, zadane z prostotą i szczerością przez ośmioletniego chłopca, który próbował zrozumieć ten niezwykły cud natury, napełniło moje serce wielkim wzruszeniem i przyznaję, że moje oczy nieco się „spociły”. Kiedy opowiedziałam mu o zapylaniu, o nadchodzącej wiośnie, Adaś, mimo początkowej rezerwy, włączył się do dyskusji: „Dlaczego pszczoły tak latają wokół domu, przecież jest zimno? Czy one się zgubiły?”. Wyjaśniłam mu, że owady po zimie potrzebują wrócić do pełni sił, dlatego szukają pyłku, który jest dla nich bombą witaminową. Sześcioletni Adaś, ścisły umysł przyszłego inżyniera, który wnikliwie analizuje każdy problem i szuka racjonalnych rozwiązań, stwierdził, że zbuduje dla pszczół karmnik, taki jak dla ptaków, i włoży do niego pyłek, który mamy w kuchennej szafce.
Moi synowie, każdy na swój sposób, rozumieją, jak ważne jest dbanie o każdą, nawet najmniejszą, istotę. Właśnie teraz, gdy piszę te słowa, czuję, że ta książka jest nie tylko o pszczołach, ale przede wszystkim o moich dzieciach, które każdego dnia uczą mnie i inspirują do tego, by patrzeć na świat z miłością i szacunkiem. Przywracają mi dziecięcą ciekawość, która pozwala zachwycać się najprostszą rzeczą: pszczołą wykąpaną w złotym pyłku, miodem prosto z plastra, który smakuje jak słońce, czy obserwacją rodziny pszczelej, która dla niewprawnego oka jest tylko zbiorem kilkudziesięciu tysięcy owadów bezmyślnie krzątających się po ramkach. Dla nich, a dzięki nim i dla mnie, to prawdziwy spektakl, który mógłby być dramatem, komedią, filmem science fiction, a czasem nawet romansidłem. Chłopcy nauczyli mnie dostrzegać piękno w każdym detalu natury, to oni obudzili we mnie niepohamowaną chęć odkrywania, dogrzebywania się do sedna, poszukiwania odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedna rzecz wynika z drugiej. Mam dowód na to, że zdołałam zafascynować moje dzieci pszczołami, a ta książka powstała między innymi po to, by zainspirować również was.
Chciałabym, żeby była dla was czymś więcej niż kolejnym poradnikiem lub zbiorem ciekawostek. Pszczoły to istoty o złożonym życiu, pełnym sprzeczności i tajemnic. Czytając o nich, odkryjecie, że czasem dochodzi w ich rodzinach do brutalnego mordowania matek, gdy toczą się krwawe walki pomiędzy rodzinami. Będziecie świadkami bezwzględnego wyrzucania samców z ula, ale także scen kanibalizmu, które wstrząsają i zadziwiają. Obok tych mrocznych obrazów ujrzycie również jasną stronę pszczelego życia. Zobaczycie ich niezłomną pracę na rzecz całego środowiska, zorganizowaną społeczność, od której możemy uczyć się synchronizacji i wzajemnej pomocy. Zrozumiecie, jak wiele im zawdzięczamy, jak ważną rolę odgrywają w naszym ekosystemie. Nie ukrywam również ciemnych stron pszczelarstwa. Opisuję epizody bezwzględności niektórych pszczelarzy, równocześnie oddając hołd rzeszom tych uczciwych, którzy z pasją i troską dbają o swoje pszczoły, jednocześnie zmagając się z nierówną konkurencją na rynku.
Ta książka to próba ukazania świata pszczół w całej jego złożoności, bez upiększeń i bez potępiania. To opowieść o istnieniach, które są zarówno piękne, jak i okrutne, które potrafią kochać i zabijać, które są jednocześnie ofiarami i sprawcami. Chciałabym, żebyście poznali je takimi, jakie są naprawdę.
Choć pszczeli spektakl zachwyca precyzją i synchronizacją, to nie ma swego reżysera. Scenariusz pisze do niego czysty instynkt, on dyktuje kwestie, a w połączeniu z feromonami matki definiuje rolę, czyli obowiązki, każdego aktora. A kto w tym teatrze króluje? Primadonna rodu o wydłużonym ciele, nazywana królową roju. Ma jedno zadanie: składanie jaj, by zapewnić ciągłość rodziny. Tuż obok niej aktorzy jednego sezonu. Ich cel to odbycie w powietrzu aktu miłosnego z pszczelą matką, które ostatecznie skazuje ich na nieprzyjemną śmierć. Akt jest jeden, przy udziale nawet kilkudziesięciu trutniów. Kolejny śmiałek, chcący zaplemnić matkę, musi posprzątać pozostałości organów rozrodczych poprzedniego samca. Główna rola w ulu przypada jednak nie jednej, lecz kilkudziesięciu tysiącom pszczół robotnic. To one stanowią trzon rodziny, a ich życie, choć krótkie, pełne jest awansów: od sprzątaczki do zbieraczki.
W popularnym wyobrażeniu pszczela królowa to majestatyczna władczyni ula, dyktująca prawa i zarządzająca życiem tysięcy robotnic. Jednak rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i zaskakująca. Matce, choć uchodzi za królową, całkowicie słusznie można przypisać rolę marionetki. Choć jej feromony utrzymują harmonię w pszczelej wspólnocie, to robotnice trzymają w swoich czułkach właściwe stery rządów. A wszystko zaczyna się od pierwszej lepszej larwy. Zdaję sobie sprawę, że wszyscy chcielibyśmy posłuchać historii o castingu na królową, na którym w jury zasiadają pszczoły robotnice, sprawdzające przyszłą matkę rodziny pod względem wartości hodowlanej i produktywności. Gdyby owo jury istniało, z pewnością wzięłoby pod uwagę przede wszystkim aspekt wizualny. Brzmi to dość brutalnie, ale w pszczelej rodzinie wartość matki oceniana jest głównie po walorach fizycznych. Widzę tu pewne wspólne elementy z ludzkim gatunkiem, ale do tego aspektu jeszcze wrócimy. Zacznijmy od początku.
Jak zatem powstaje pszczela królowa? Jest sobie pszczele jajo. Zwykłe, najzwyklejsze, o barwie perłowo-białej. Takich jaj w sezonie pszczelarskim przybywa tysiąc, a nawet dwa tysiące na dobę. Wśród nich są te zapłodnione, które stanowią większość, i to właśnie z nich wyrosną robotnice, oraz te niezapłodnione, z których powstaną trutnie. Zapłodnienie jajeczka lub jego brak determinuje płeć pszczół, ale nie ich rolę. Można jedynie snuć przypuszczenia, że pszczoły grają w ruletkę przy wyborze larwy, która stanie się ich diwą, jednak tym, co uczyni tę wybraną królową, nie są geny, a dieta. Tak, dieta! Pierwsze trzy dni życia są dla wszystkich larw podobne. Wszystkie mają ułożony rutynowy plan żywieniowy, którego podstawą jest wydzielina gruczołów gardzielowych pszczół robotnic, czyli mleczko pszczele. Jednak już od samego początku larwa (a czasem kilka/kilkanaście larw) wybrana podczas losowania jest faworyzowana. Jest obficie karmiona wspomnianym cennym pokarmem, a jej dom – matecznik – jest większy i bardziej wydłużony niż komórki przyszłych zwykłych robotnic. To nic innego jak luksusowy apartament, specjalnie przygotowany dla przyszłej władczyni. Po trzech dniach następuje kluczowy moment – zmiana żywienia. Larwy robotnic zaczynają otrzymywać mniej szlachetne pożywienie w postaci papki z miodu, pyłku i mleczka, natomiast przyszła królowa nadal jest rozpieszczana mleczkiem pszczelim. Niby nic, a jednak różnica ta powoduje zupełnie inny rozwój larwy. Pokarm ten zawiera bowiem substancje, które stymulują rozwój jajników u pszczół, dzięki czemu przyszła królowa będzie miała rozwinięte narządy płciowe i zdolność do składania tysięcy jaj dziennie przez całe życie. Te trzy dni zmiany w diecie sprawiają, że robotnice są samicami bezpłodnymi, uwstecznionymi i żyją w sezonie około 4 tygodni (w zimie, czyli poza sezonem, do 9 miesięcy), a primadonna rodu nawet 5–7 lat. Rozwój larwy w mateczniku jest niezwykle szybki. Po czterech, pięciu dniach komórka jest zasklepiana, czyli zamykana porowatą warstwą wosku. Wewnątrz larwa przeobraża się w poczwarkę, a następnie w dorosłą pszczołę. Cały ten proces trwa około 16 dni, czyli znacznie krócej niż u robotnic (21 dni) czy trutni (24 dni).
Kiedy młoda królowa dosłownie wygryza się na świat, nie towarzyszą jej fanfary, pokłony, całowanie odnóża czy wystawne uczty. Obejmuje władzę nad ulem natychmiast, a wieść o tym niesie się z chwilą zrobienia przez nią pierwszego kroku i pojawienia się w powietrzu substancji matecznej. To mieszanina różnych związków chemicznych, zawierająca w składzie mnóstwo feromonów, które wywierają olbrzymi wpływ na zachowanie pszczół w gnieździe. Unosząc się w powietrzu, matczyne feromony stanowią podstawę komunikacji matka–dzieci. Robotnice pobierają i roznoszą substancję mateczną poprzez lizanie matki i ciągłe dotykanie jej czułkami, a następnie dotykanie nimi siebie nawzajem. W ten sposób substancja mateczna przekazywana jest w głąb ula i oddziałuje na układ nerwowy pozostałych mieszkanek. Jej obecność wywołuje u robotnic instynkt opiekuńczy, dzięki temu karmią one matkę i otaczają szczególną troską. Na tym jednak nie koniec dobroczynnego działania substancji matecznej. Nie wiem, czy to określenie będzie poprawne politycznie, ale matczyne feromony działają na pszczoły jak doping, zwiększając energię, wyganiając lenistwo z codziennej rutyny, robotnice mają więcej chęci do pracy i ochoczo budują woskowe ściany swojego królestwa. Gdy substancji matecznej zabraknie – zaprzestają robót budowlanych, a ich życie skraca się nawet dwukrotnie. Co prawda jest ona substancją bardzo trwałą, mimo to już po około 15 minutach od zabrania matki z ula pszczoły doskonale wyczuwają brak jej obecności. Łatwo można zauważyć, że stają się zdezorientowane i niespokojne, zaczynają skupiać się na zewnętrznej ścianie ula w poszukiwaniu królowej. To właśnie ta substancja sprawia, że układ nerwowy i zachowania pszczół są stabilne.
O tym, że nadchodzi rójka, czyli naturalne rozmnażanie rodziny pszczelej niemalże na pół, przekonamy się, patrząc w okolicach maja na gałęzie drzew. Można wtedy tam dostrzec wielką pulsującą kulę, stworzoną z kilkudziesięciu tysięcy pszczelich ciał, które tworzą tak zwane grono rojowe. Rójka uwiąże się dokładnie tam, gdzie zarządzi matka, choć słowo „zarządzi” jest tutaj nieadekwatne, bo tak naprawdę umiejscowi się ono tam, gdzie będzie substancja mateczna. Wspaniałym przeżyciem jest obserwacja lecącej rójki, która trzyma się razem tylko dlatego, że w środku całej społeczności jest matka. W internecie można znaleźć mnóstwo filmów, które przedstawiają bardzo efektowne wchodzenie całej rodziny pszczelej po pomoście do ula. Dzieje się tak dlatego, że ktoś umieścił matkę wewnątrz gniazda, a za substancją mateczną podążają pozostali członkowie rodziny. Jeśli już mówimy o powietrznych wojażach, to wspomniana substancja ma również dużo związku z lotami matek. Oczywiście, gdyby królowa była faktycznie władczynią, to mogłaby zwiedzać okolicę ula, kiedy tylko miałaby na to ochotę, ale rzeczywistość jest zgoła odmienna, ponieważ loty matek to loty godowe. Nie jest prawdą twierdzenie, że królowa wylatuje z ula tylko raz w życiu. Po skończeniu pierwszego tygodnia jej życia robotnice, które są tak naprawdę głównymi zarządzającymi pszczelą rodziną, przygotowują matkę do tak zwanego lotu godowego, który da rojowi gwarancję odnawialności pokoleń. Przygotowywanie królowej nie polega na wypolerowaniu jej ciała oraz ułożeniu włosków na odwłoku, tylko na zapewnieniu, ponownie, odpowiedniego pożywienia, które da jej energię pozwalającą na wzbicie się w powietrze. Pszczoły ustalają więc nowy jadłospis, w którym podstawą żywienia zostaje miód. Jako wydajne źródło energii pozwoli on na uruchomienie mięśni skrzydeł królowej. Kiedy skończy 5 dni, opiekunki stają się dla niej bezwzględne i agresją wymuszają na niej pierwszy lot orientacyjny. Matka wylatuje z ula na niewielkie odległości i loty te mają jej pomóc zaznajomić się z terenem. Te pierwsze trwają krótko, bo około kwadransa. Wprawne oko królowej może jednak nie dostrzec tego, czego szukała, dlatego lot orientacyjny może być powtórzony. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego i w jakim celu matka pszczela lata w niewielkiej odległości od domu? Otóż po rozpoznaniu terenu wylatuje ona na najważniejszy lot w życiu, czyli godowy. Ekonomiczniejsze byłoby odbywanie aktów kopulacyjnych wewnątrz ula, ale pamiętajmy, że samce obecne w ulu to krewni naszej pszczelej diwy i choć zdarzają się przypadki, w których kuzyn z tego samego roju jakimś cudownym przypadkiem zapłodnił matkę na trutowisku, to larwy pochodzące z tego kazirodczego stosunku są sukcesywnie zjadane przez pszczoły sanitariuszki. Zresztą trutnie słyną z życia miodem płynącego i lenistwa, więc nie sądzę, żeby miały ochotę na odwiedzanie napotkanych podczas lotu godowego uli w celu zapłodnienia sąsiadki. To koszmar samca: trafić do roju, w którym króluje zapłodniona matka! W castingu może uczestniczyć tylko dziewica. Szukanie niezapłodnionej królowej po okolicznych ulach wymagałoby większego wysiłku niż skrzyknięcie chłopaków w określonym miejscu, gdzie na pewno trafi się dziewicza samica. Po co się wysilać.
Swoją drogą to bardzo interesujące zjawisko, że substancja mateczna, która działa stymulująco na robotnice, ale również pobudzająco na trutnie, nie działa jak kopulacyjny wabik wewnątrz gniazda. Primadonna rodu staje się atrakcyjna w oczach samców dopiero z dala od swojego domu, w wyznaczonych miejscach, w których one się gromadzą. Nazwane są one trutowiskami, a żeby nie było zbyt łatwo ich odnaleźć, to znajdują się w powietrzu, około 40 metrów nad powierzchnią ziemi, miewają średnicę nawet 200 metrów – tamtejsze widoki z całą pewnością zapierają dech w piersi. To właśnie na trutowisku dochodzi do najbardziej intymnych chwil w życiu pszczół, tam niewidzialna siła pcha wszystkie okoliczne przyszłe pszczele matki i wszystkich okolicznych kawalerów, w to konkretne miejsce schadzek, gdzie odbywa się jedna, grupowa kopulacja. Zajrzyjmy zatem do środka tego miłosnego kręgu.
Wyobraźcie sobie bal maskowy, na który każdy przybywa w najlepszym wydaniu samego siebie, a celem jest odnalezienie idealnego partnera. Niezwykłe wydarzenie, pełne emocji i niespodziewanych zwrotów akcji, decydujące o przyszłości całego ula, którego to wydarzenia gwiazdą jest oczywiście matka pszczela. To ona, owiana tajemnicą i feromonami, wabi do siebie licznych adoratorów. Trutnie, które przybywają na to spotkanie, pochodzą z różnych rodzin. Każdy z nich marzy o tym, by zostawić własne geny następnym pokoleniom. Gdy matka pszczela pojawia się na horyzoncie, samce szaleją z radości, zaczynając prawdziwy wyścig z czasem, bowiem tylko najsilniejsze i najszybsze osobniki mają szansę na sukces. Gdy pierwszy z nich dogoni matkę, następuje akt kopulacji. Jest on niezwykle szybki i brutalny. Truteń, który zbliża się do matki od dołu, aby lepiej ją widzieć, wbija narząd kopulacyjny w otwarty koniec odwłoka królowej. W tym momencie dochodzi do wytrysku nasienia, które trafia do jajowodów, a następnie do zbiorniczka nasiennego samicy. Cały akt trwa zaledwie dwie sekundy. I tu mała dygresja ze świata owadów – trzmiele kopulują nawet 80 minut! Ich królowa jednak może oddać się tylko jednemu samcowi, natomiast on, dawca genów, może kopulować z wieloma samicami. Cóż, to ewidentny przykład na to, że jakość, a właściwie długość aktu seksualnego zdecydowanie ma znaczenie. Wróćmy do naszego pszczelego kawalera, który właśnie kończy życie tuż po zapłodnieniu matki. Jego narząd kopulacyjny zostaje oderwany i pozostaje w jej ciele jako tak zwane znamię weselne. Truteń, sparaliżowany, odchyla się i bezwładnie opada na ziemię. W tym wszystkim najciekawsze jest to, że kolejna kopulacja odbywa się bezpośrednio po poprzedniej. Podlatuje kolejny truteń, jednak ten musi już wcielić się w rolę sanitariusza miłości i posprzątać po swoim poprzedniku. Właśnie tak: zanim doda swoje nasienie do puli genowej tej matki, musi wyciągnąć aparat kopulacyjny swojego kolegi. Niebywałe, że mając świadomość (a może jednak nie?) tego, co go spotka za te dosłownie 2 sekundy, i tak decyduje się honorowo naśladować poprzednika – ku chwale pszczelej rodziny! Na pozór delikatna królowa okazuje się niezwykle wytrzymała, gdyż podczas jednego lotu godowego kopuluje z kilkunastoma, a z pewnych źródeł wiemy, że bywa, iż nawet z kilkudziesięcioma trutniami.
Zebrane nasienie jest przechowywane w zbiorniczku nasiennym i teoretycznie powinno wystarczyć jej na całe życie składania jaj. Jednak w rzadkich przypadkach, gdy liczba plemników w nasieniu jest niewystarczająca, może ponownie wylecieć na lot godowy. Kto skupił się na miłosnej historii, może zastanawiać się nad tym, co stało się ze znamieniem weselnym ostatniego trutnia. Matka po ostatnim akcie wraca do ula i sama próbuje się go pozbyć, jednak to ostatecznie pszczoły robotnice pomagają w jego wyciągnięciu. Powszechnie panuje przekonanie, że królowa odbywa tylko jeden jedyny lot godowy w swoim życiu, ale jak już wspomniałam, świat pszczół jest pełen niespodzianek, a natura lubi łamać utarte schematy. Okazuje się, że wiele matek pszczelich nie ogranicza się do jednego lotu godowego i nie, nie wynika to z poszukiwania wątpliwej przyjemności zbiorowej kopulacji. Nawet 50% z nich postanawia wylecieć ponownie, a czasem nawet i po raz trzeci! To odkrycie zaskoczyło wielu badaczy. Ponowne loty godowe wyjaśnił Jerzy Woyke, który udowodnił, że zachowanie matek zależy od liczby plemników, które zgromadziły w zbiorniczku nasiennym. Jeśli jest ona w odczuciu matki niezadowalająca, to pszczoła decyduje się na ponowny lot i powtórzenie aktu miłosnego. Po rozpoczęciu czerwienia (składania jaj) już nigdy nie wylatuje na ponownie unasiennienie.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
© Wydawnictwo WAM, 2025
Opieka redakcyjna: Sławomir Rusin
Redakcja: Elżbieta Wiater
Korekta: Dariusz Godoś
Projekt graficzny makety: Lucyna Sterczewska
Projekt okładki: Marcin Jakubionek
ISBN 978-83-277-4500-2
MANDO
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
www.mando.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255
e-mail: [email protected]
Opracowanie ebooka: Katarzyna Rek