Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
„Intensywna opowieść o przyjaźni, miłości i zdradzie — misternie skonstruowana, pełna napięcia i porywająco poprowadzona! Powieść Przyjaciele na zabój z pewnością stanie się twoim nowym ulubionym thrillerem.”
— Kathleen Glasgow, autorka bestsellera New York Timesa Girl in Pieces
Grace, Henry i Ally dorastali na tej samej ulicy i byli jak papużki nierozłączki. Do czasu. Wszystko zmieniło się, gdy Grace zeznała przeciwko Jake’owi — starszemu bratu Henry’ego — oskarżając go o zabójstwo ich nauczycielki.
Minęły dwa lata. Dla mieszkańców miasteczka Grace to bohaterka. Ale ona sama zaczyna się zastanawiać, czy na pewno dobrze pamięta tamtą przerażającą noc. Co, jeśli się pomyliła?
Kiedy Jake zostaje niespodziewanie wypuszczony z aresztu z powodu błędu proceduralnego, Grace dostaje szansę, by wszystko naprawić. Zanim ruszy nowy proces, musi odkryć prawdę, udowodnić niewinność Jake’a i spróbować odzyskać dawną przyjaźń z Henrym i Ally. Czasu jest mało, a bez nowych dowodów Jake znów może zostać skazany.
Tylko... czy można zaufać komuś, kto kiedyś był twoim najlepszym przyjacielem, a dziś wydaje się twoim największym wrogiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 331
Rok wydania: 2025
Tytuł oryginału: Murder Between Friends
Projekt okładki: © 2025 by Sasha Vinogradova
Redaktorka prowadząca: Agata Then
Redakcja: Beata Turska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Korekta: Maria Śleszyńska, Renata Jaśtak
© 2025 by Liz Lawson
All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form. No part of this book may be used or reproduced in any manner for the purpose of training artificial intelligence technologies or systems.
This work is reserved from text and data mining (Article 4(3) Directive (EU) 2019/790).
This edition published by arrangement with Random House Children’s Books, a division of Penguin Random House LLC.
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2025
© for the Polish translation by Ernest Kacperski
ISBN 978-83-287-3734-1
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2025
–fragment–
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
You&YA
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz
Moim chłopcom Kowit
– CO CZUJESZ, wiedząc, że morderca wychodzi dzisiaj z więzienia?
Ktoś za metalową siatką biegnącą wokół szkoły wykrzykuje to pytanie w chwili, gdy przechodzę przez parking. Odwracam się. Jakaś reporterka. Wygląda na młodą i wpatruje się we mnie podekscytowana przez metalowe oczka ogrodzenia.
Widocznie nie wie, kim jestem.
Patrzę jej prosto w oczy, ściskając w garści klucze od domu. Ostre krawędzie wbijają się w miękkie wnętrze dłoni. Próbuję wymyślić, jak mam się zachować. Co powiedzieć. Jak daleko się posunąć.
Mija kilka chwil, a jej uśmiech zaczyna gasnąć.
– Jake Hanson – podpowiada, jakbym nie wiedziała, o kim mówi. – Dzisiaj go wypuszczają. Po odbyciu zaledwie – tutaj zapada chwilowa cisza, jakby gorączkowo grzebała w pamięci – trzynastu miesięcy z wyroku od dwudziestu pięciu lat do dożywocia. Wraca. Do Brawner. Jak się z tym czujesz…
Moje serce tłucze o żebra. Powoli podchodzę bliżej. Dziwię się, że dziennikarka nie wyczuwa wściekłości, która wprost ze mnie kipi. Dlaczego nie ucieka?
– Większość mieszkańców jest bardzo niepocieszona. – Ta kobieta nie potrafi odpuścić. Najwyraźniej błędnie odbiera moje milczenie jako brak wiedzy. – Decyzja o uchyleniu wyroku wzbudziła ogromne kontrowersje… Jak zapewne wiesz – dodaje pospiesznie, jakby się zorientowała, że nie jestem aż tak bezdennie głupia – biorąc pod uwagę, że chodziło raczej o kwestię techniczno-formalną, a nie o dowody na niewinność Jake’a… Jakie emocje to w tobie budzi? Jesteś uczennicą liceum w Brawner. Czy znałaś Miriam Appelbaum? Albo Jake’a? Znałaś Jake’a? Widziałaś, jak się wtedy pokłócili?
Zatrzymuję się po swojej stronie metalowej siatki. Kobieta pochyla się wyczekująco. Myśli, że wyświadczę jej przysługę, rzucę jakieś okrągłe zdanie, które będzie mogła wykorzystać w reportażu; że przyznam, jakim przerażeniem napawa mnie myśl o powrocie Jake’a do domu. Jaki był z niego potwór.
– Proszę posłuchać – syczę. – Jake Hanson jest niewinny. Rozumie pani? Nikogo nie zamordował. Może mnie pani zacytować – rzucam na odchodne.
Szkolne korytarze buzują energią. Złą energią. Taką, która gromadzi się tuż przed zamieszkami, jeszcze zanim ludzie zaczną wszystko puszczać z dymem. Każdy chodzi podminowany.
Ktoś wpada na mnie, ale kiedy spostrzega, kim jestem, natychmiast rezygnuje z przeprosin. Zamiast tego mruczy: „Dziwka mordercy”.
Bywałam wyzywana od gorszych. I choć smagające mnie bluzgi nie mają w sobie nawet cienia prawdy, wciąż ostatnim wysiłkiem woli walczę, żeby nie zareagować. Ale nie mogę. Nie mogę dać im satysfakcji. Nie dlatego, że nie chcę, ale dlatego, że Henry kazał mi przysiąc. Zbyt dobrze mnie zna. Mówił, że teraz – bardziej niż kiedykolwiek – muszę sobie odpuścić.
To boli, ale tak robię. Pozwalam dupkowi odejść, zwieszam głowę i nienękana kolejnymi zaczepkami wchodzę do klasy na hiszpański.
Lekcję spędzam w telefonie. Señora De Hoyos nawet tego nie zauważa albo ma wywalone. W ogóle nikt nie zwraca na mnie uwagi, dlatego w spokoju mogę przeglądać obrzydliwe komentarze, które ludzie wypisują w internecie o moim najlepszym przyjacielu i jego rodzinie.
Wszyscy pokrzykują, jakie to straszne, że Jake wychodzi na wolność; jaki okrutny z niego morderca; jaka to parodia wymiaru sprawiedliwości. W internetowych brukowcach przetacza się lawina kłamliwych, oszczerczych artykułów o Jake’u, Henrym i całej rodzinie Hansonów. Tata zawsze grzmiał, że takie dziennikarskie hieny żywią się tylko klikami.
Starałam się trzymać rękę na pulsie. Zgłaszałam najbardziej brutalne komentarze. Chciałam mieć pewność, że nikt nie opublikował adresu Hansonów w sieci, jak to się stało po zatrzymaniu Jake’a niecałe dwa lata temu.
Wmawiam sobie, że to, co robię, ma sens. Ale to nieprawda, wiem o tym. Komentarzy nikt nie usuwa.
Wszyscy już wiedzą, gdzie mieszkają Hansonowie.
– Ally? – Moje straceńcze scrollowanie przerywa czyjś głos.
Przed ławką stoi Taylor Rudloff, wicenaczelna szkolnej gazety.
– Co? – pytam. Nie widzi, że jestem zajęta?
– Hm, hm… – odkasłuje, wpatrując się we mnie osądzająco, i wypycha biodro na bok. – Ty ciągle na lekcji?
Rozglądam się. Oczywiście wszyscy już wyszli, poza Taylor i señorą De Hoyos, która siedzi za biurkiem z nogami na blacie i z twarzą w telefonie.
– Oj – mówię i robię się czerwona. Zgarniam swój zdezelowany podręcznik i wsuwam go do torby.
– Dobrze się czujesz? – pyta Taylor. Jestem pewna, że robi to z poczucia obowiązku, a nie dlatego, że naprawdę się martwi. Nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami.
– Wszystko gra – ciskam, wykrzywiając usta.
– Na pewno? Bo już dawno po dzwonku, a ty tu siedzisz, jakbyś w ogóle go nie usłyszała…
– Wszystko dobrze – powtarzam dobitnie, a ta przewraca oczami. Co ona sobie myśli? Że powiem jej, jak naprawdę się czuję? Niespodziewanie się przed nią otworzę? Przyznam, że martwię się o Henry’ego? Że dzisiaj już sześć razy do niego pisałam i nie dostałam żadnej odpowiedzi? Nie jestem idiotką. Gdybym jej powiedziała, wykorzystałaby to. Wyskrobałaby artykuł do gazety, żeby zająć moje miejsce redaktorki naczelnej.
– Jasne, jasne – mówi i zarzuca torbę wyżej na ramię. – Widzimy się później.
Już na korytarzu wysyłam Henry’emu kolejną wiadomość. Nic długiego. Piszę tylko, że jestem tutaj, gdyby mnie potrzebował. On i tak o tym wie. Znamy się od przedszkola, a nasza przyjaźń przetrwała wiele. W tym naszą byłą najlepszą przyjaciółkę Grace Topham.
Długo wpatruję się w telefon, ale ten milczy. Nie powinno mnie to dziwić. Henry jest w kompletnej rozsypce.
Idę do redakcji gazety, gdzie na szczęście panuje spokój. Wszystkich wywiało na drugą lekcję, ale ja się zrywam. Nie byłabym w stanie tam usiedzieć. Mam ważniejsze rzeczy na głowie.
Wyciągam z torby notatnik i kładę go na ławce.
Pełno w nim zapisków o pani Appelbaum, jest chronologia wydarzeń z nocy, kiedy została zamordowana, jest o Jake’u, jego procesie, są artykuły z prasy i notatki z Reddita dotyczące sprawy. Zaczęłam wszystko gromadzić, kiedy okazało się, że policja wytypowała Jake’a jako głównego podejrzanego. Myślałam, że może jakoś mu pomogę, ponieważ naprawdę wierzę w to, co powiedziałam tej durnowatej reporterce.
Jake nie jest mordercą.
Ten chłopak w podstawówce pożyczał mi swoje ulubione książki. Nie zabijał pająków, tylko brał je do ręki i wypuszczał na zewnątrz. Nawet kiedy zaczął pracę w sklepie muzycznym i zadawał się z tymi dupkami od Nicka Mariona, wciąż był taki jak dawniej.
Albo jak kiedyś przez okno do domu Hansonów wleciał mały ptaszek i złamał skrzydło, Jake wiózł go godzinę w jedną stronę do azylu dla zwierząt. Albo jak pani Glasgow, nauczycielce angielskiego, rozsypały się dwa wielkie kartony dokumentów na cały szkolny korytarz.
Jake jako jedyny przystanął i pomógł jej wszystko pozbierać.
Nie mógł zabić Appelbaum. To do niego nie pasuje. To jakieś powalone, że ostatnie dwa lata przesiedział za kratkami, ale chyba musimy podziękować za to Grace.
W notatkach nie znajduję niczego nowego. Mimo to czytam je wciąż na nowo, i jeszcze raz, i jeszcze, aż zaczynają szczypać mnie oczy. Wreszcie zatrzaskuję zeszyt.
Kusi mnie, żeby znowu napisać do Henry’ego, ale się powstrzymuję. Muszę mu dać trochę czasu.
Biorę komputer i wyszukuję na YouTubie relację z dnia, kiedy znaleziono ciało pani Appelbaum. Nasza okolica zamieniła się w cyrk. Wszędzie wozy transmisyjne, ludzie zatrzymujący się w drodze ze szkoły, sąsiedzi gapiący się na śledczych odzianych w białe plastikowe kombinezony, krzątających się wte i wewte po miejscu zbrodni.
Widziałam to wszystko z okna mojego pokoju. Nawet nie byłam w stanie płakać. Cały zapas łez wykorzystałam dwa miesiące wcześniej, kiedy umarł mój tata.
Chociaż oglądałam te nagrania chyba z milion razy, odpalam je ponownie. Znam na pamięć wszystkie komentarze reporterów, ujęcia domu pani Appelbaum, naszej okolicy, miasteczka Brawner.
Ale teraz interesuje mnie to, co dzieje się na drugim planie.
Powszechnie wiadomo, że mordercy lubią wracać na miejsce zbrodni, dlatego uważnie przyglądam się twarzom ludzi obserwujących akcję zza policyjnej taśmy. Staram się wyłapać coś, co jest tutaj nie na miejscu. Wypatrzyć kogoś, kogo wcześniej nie zauważyłam.
To dlatego, że przez ostatnie dwa lata w mojej głowie dudniła jedna myśl: jeśli Jake tego nie zrobił, to znaczy, że sprawca gdzieś tam jest… I znowu może zabić.
THE BRAWNER TIMES
Wyrok dla Jake’a Hansona za morderstwo uchylony z przyczyn formalnych
Kate Chakravorty
Jacob Hanson ma zostać dzisiaj zwolniony z więzienia federalnego w zachodniej Wirginii, w którym przebywał od połowy ubiegłego roku. W trakcie głośnego procesu został uznany winnym morderstwa pierwszego stopnia nauczycielki języka angielskiego Miriam Appelbaum z liceum w Brawner i skazany na karę pozbawienia wolności od dwudziestu pięciu lat do dożywocia.
Tymczasem tydzień temu sąd zatwierdził wniosek o uchylenie wyroku skazującego Hansona za morderstwo. Wyjaśniając tę kontrowersyjną decyzję, sędzia sądu okręgowego hrabstwa Landon Andrea Johnson przytoczyła dowody zebrane przez obrońcę Hansona, Grega Kakovę, które wskazują, że prokurator okręgowy Richard Attia, będący oskarżycielem w procesie Hansona, miał romans z przewodniczącym składu sędziowskiego Richardem Walkerem.
W wyniku skandalu wybrano nową prokuratorkę okręgową, Cassie Flynn. Prokuratura stanowa ma teraz trzydzieści dni na podjęcie decyzji o wytoczeniu nowego procesu, jednak oświadczenie, które wydała Flynn przed gmachem sądu, każe przypuszczać, że takowy się odbędzie.
Flynn oznajmiła bowiem: „Wyjście Jake’a Hansona na wolność dowodzi jedynie, że w trakcie procesu wystąpiły rażące niedopatrzenia natury etycznej, nie zaś tego, że Hanson jest niewinny”. Kakova nazywa zwolnienie swojego klienta „całkowitym zwycięstwem amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości”.
Co wiadomo w sprawie
Szesnastego grudnia 2023 roku zaginęła Miriam Appelbaum, nauczycielka języka angielskiego z liceum w Brawner. Zaginięcie zgłosiła jej siostra, gdy Appelbaum nie pojawiła się na cotygodniowym brunchu.
Dwa dni później ciało Appelbaum zostało znalezione w stojącej w jej garażu zamrażarce. Ofiara ściskała na piersiach różę. Lekarz medycyny sądowej stwierdził, że przyczyną zgonu był uraz powstały w wyniku uderzenia tępym narzędziem. Sprawa wstrząsnęła niewielką społecznością miasteczka Brawner w Wirginii, wzbudzając zainteresowanie ogólnokrajowych mediów.
Uwaga policji szybko skupiła się na osiemnastoletnim wówczas Jacobie Hansonie, uczniu liceum w Brawner. Świadkowie zeznali, że widzieli, jak chłopak kłóci się z panią Appelbaum na szkolnym korytarzu zaledwie kilka dni przed jej śmiercią. Według licznych relacji z pierwszej ręki pani Appelbaum przyłapała Hansona na sprzedaży narkotyków na terenie szkoły i poinformowała o grożącym mu wydaleniu. Hanson stracił panowanie nad sobą i – jak potwierdziło kilkoro świadków – uderzył pięścią w szafkę.
W sprawie pojawiało się coraz więcej dowodów obciążających. Na dywanie w salonie pani Appelbaum policja znalazła włosy z DNA Hansona, zaś pod kanapą leżał jego zeszyt. Po adresie IP policja ustaliła także, że wiadomość z pogróżkami, jaką pani Appelbaum otrzymała z anonimowego konta na Instagramie, została wysłana z domu Hansonów.
Na policję zgłosiła się Grace Topham, uczennica liceum w Brawner i sąsiadka Hansonów. Oświadczyła, że widziała, jak piętnastego grudnia o godzinie osiemnastej Hanson wchodzi do ogródka za domem pani Appelbaum. Miał na sobie dżinsową kurtkę z charakterystycznym, dużym wizerunkiem orła na plecach.
Hanson utrzymywał, że jest niewinny, a kurtka została skradziona z jego samochodu, ponieważ ktoś chciał go wrobić. Jednak po dokładnym przeszukaniu pojazdu policja pod stertą ubrań w bagażniku znalazła tę samą kurtkę ze śladami krwi. Późniejsza analiza wykazała, że krew należała do pani Appelbaum.
To ostatecznie przypieczętowało los Jake’a Hansona.
Siedemnastego stycznia 2024 roku Hanson został oficjalnie oskarżony o morderstwo, a zasądzona kaucja wyniosła milion dolarów. W tym samym roku po dwutygodniowym procesie ława przysięgłych po niespełna trzech godzinach obrad uznała Hansona winnym.
Kate Chakravorty, dziennikarka informacyjna w Brawner Times. Osoby zainteresowane prosimy o kontakt pod adresem [email protected].
WSZYSTKIE ŚWIATŁA W DOMU są pogaszone.
Mama nalegała. Stwierdziła, że to zniechęci dziennikarzy, którzy pomyślą, że wyjechaliśmy. Widocznie podpowiedział jej to nasz prawnik, a mama robi wszystko, co zasugeruje pan Kakova. Podejrzewam, że trochę się w nim podkochuje, ale kto jej zabroni? W końcu to on wymyślił, jak wydostać Jake’a z więzienia.
Nie wiadomo tylko, na jak długo.
Z okna mojego pokoju przez niewielką szczelinę w zasłonach widzę dziennikarzy na ulicy. Koczują tak, odkąd gruchnęła wieść o zbliżającym się uwolnieniu Jake’a. Krążą jak stado karaluchów, szykując się na wielkie wydarzenie. Nie obchodzi ich, że w domu jest ciemno. Będą tak czekać całymi dniami w nadziei na strzał w dziesiątkę.
Jake powracający do domu.
Jake, którego nie widziałem od ponad roku. Jake, którego ani razu nie odwiedziłem w więzieniu federalnym z powodu dręczącego mnie poczucia winy.
Nie wiem, co mam ze sobą zrobić, więc wracam do starych nawyków i czytam pomyje wylewane w internecie na moją rodzinę. A jest w czym wybierać.
W ciągu ostatniego roku zainteresowanie sprawą Jake’a przygasło, głównie dlatego, że nie wypłynęło nic nowego ani wartego uwagi. Siedział w więzieniu. Sprawa zamknięta.
Wszystko się jednak zmieniło, kiedy ogłoszono uchylenie wyroku. Tylko w tym tygodniu pojawiło się więcej artykułów niż w ciągu ostatniego półrocza. Co skądinąd ma jakiś sens.
Dzisiaj mój brat wraca do domu po trzynastu miesiącach odsiadki w więzieniu federalnym, a wcześniej ośmiu w okręgowym.
Słyszę, jak mama krząta się na dole. Nuci coś pod nosem, sprzątając już dawno wysprzątany dom. Ten dzień jest zwieńczeniem jej niemal dwuletnich trudów. Nigdy niezagasłej nadziei, że Jake wróci kiedyś do domu.
Przez kilka miesięcy po jego skazaniu każdego ranka witały nas obrzydliwe słowa nabazgrane sprejem na ścianie garażu i zwisający z drzew papier toaletowy. Ale mama ani myślała się przeprowadzać. Mimo że straciła wszystkich przyjaciół. Mimo że nienawidzi nas całe miasteczko.
Mimo że z naszych okien widzimy dom pani Appelbaum.
Próbowałem namówić ją do wyjazdu. Przekonywałem, że możemy zacząć od nowa gdzieś indziej, ale nie chciała. Była pewna, że Jake pewnego dnia wyjdzie, i marzyła, żeby mógł wrócić do domu, który zachował w pamięci. A całą resztę niech trafi szlag.
Zostałem, bo gdzie miałbym pójść? Na pewno nie zamieszkałbym z ojcem – to palant, który myśli tylko o sobie.
Z lektury artykułu o bracie wyrywa mnie dźwięk przychodzącej wiadomości.
Stukam w telefon, zanim zdążę się powstrzymać.
Numer zastrzeżony. Czytam: Twój brat morderca niech lepiej na siebie uważa.
Dziwi mnie, że osoba, która to wysłała, nie podpisała się. Przecież nikt nawet nie stara się ukrywać, że życzy Jake’owi śmierci.
Ta wiadomość przypomina mi, że bez względu na to, co orzekł sąd; bez względu na to, że poprzedni oskarżyciel i sędzia mogli się zmówić, żeby skazać niewinnego człowieka, ludzie wciąż wierzą, że mój brat jest bezwzględnym mordercą.
Ale nie ja. Nigdy w to nie wierzyłem. Jake jest, jaki jest, ale do mordercy z pewnością mu daleko.
Ktoś puka do drzwi.
– Henry?
To mama.
– Taaak? – odpowiadam, niechętnie zamykając komputer.
– Zaraz wychodzimy – mówi przez łzy. To chyba łzy szczęścia. Coś nowego. – Greg będzie tu lada chwila. A twój ojciec to…
Napinam się w oczekiwaniu na nieuchronne wyzwisko.
– Znajdzie nas już na miejscu – kończy zdanie, nie obrażając go. Znowu coś nowego.
– Idę! – wołam i zsuwam się z łóżka, zabieram buty i schodzę za nią po schodach.
Nadal nie mam pojęcia, co powiem mojemu bratu.
MAMA SIEKA WARZYWA W KUCHNI, oglądając w telewizji bezpośrednią transmisję z więzienia. Podekscytowany reporter wałkuje wydarzenia z ostatnich dwóch lat.
Na mój widok mama prędko wyłącza telewizor.
– Grace – rzuca spłoszona, jakbym przyłapała ją na oglądaniu porno. – Już wróciłaś?
Przytakuję wyczerpana. Dzisiaj w szkole panował istny chaos. Dziennikarze przepychali się przy wjeździe na parking, próbując zdobyć jakikolwiek komentarz. Nikt nie zawracał sobie głowy lekcjami. Wszyscy mówili wyłącznie o Jake’u, a ja nieustannie czułam na sobie ich wzrok. Przez większość dnia udawałam, że niczego nie zauważam, ale udawanie potrafi być wyczerpujące.
– Jak sytuacja na zewnątrz? – pyta.
I nie ma na myśli pogody. Kiedy Meghan skręciła w moją ulicę, powitały nas wozy transmisyjne zaparkowane przed domem pani Appelbaum.
– Nie jest najgorzej – odpowiadam i rzucam torbę na stołek. – Tylko kilka osób po drugiej stronie ulicy pstryka zdjęcia domu.
– Właśnie dlatego namawialiśmy jej siostrę, żeby w końcu go sprzedała. – Mama kręci głową. – Ale nie. Dom stoi, tak jak stał, i wzbudza sensację. Gdyby go sprzedała, żadni reporterzy by się tam nie kręcili. Poszliby na Hawthorn, gdzie ich miejsce.
Na samo wspomnienie ulicy, przy której mieszka Henry, robi mi się gorąco. Jestem pewna, że większość mediów właśnie tam jest i wyczekuje wielkiego powrotu Jake’a.
– Ja rozumiem, że to bolesne, ale już naprawdę… Minęły dwa lata – mamrocze i wraca do siekania warzyw. – Co za upiorne miejsce. Lepiej sprzedać. A najlepiej zrównać z ziemią i postawić coś nowego.
Może i upiorne. Nawet bardzo. Ale chyba rozumiem.
Gdybym była siostrą pani Appelbaum, też bym nie chciała mieszkać z duchami przeszłości.
To jeden z tych starych parterowych domów z cegły, których dzisiaj w Brawner już prawie się nie uświadczy. Appelbaum dostała go w spadku po dziadkach, którzy mieszkali tam przez kilkadziesiąt lat – na długo zanim do miasteczka przeniosła się moja rodzina – i wprowadziła się, kiedy zaczęła uczyć w naszej szkole. Mieszkała tam zaledwie dwa lata. Potem została zamordowana.
Nagle mama przypomina sobie, że jeszcze nie zapytała, jak się trzymam.
– Dali ci spokój? – pyta, odkładając nóż.
– Nie widzieli mnie – potwierdzam.
– To dobrze – wzdycha. – Nie do wiary, że coś takiego się nam przytrafia. Znowu. Jakiś koszmar. Przecież wszyscy wiedzą, że to on… Tylko niepotrzebny chaos rozpętują. Po tym wszystkim on znowu tutaj. W naszym sąsiedztwie. Obrzydliwe. Tata i ja zastanawiamy się nad wynajęciem firmy ochroniarskiej do pilnowania domu. W razie gdyby coś mu strzeliło do głowy… – Mocno zaciska wargi. – Nie daj Boże.
Pulsujący ból w skroniach, który chwycił mnie poprzedniego wieczoru na imprezie, powraca z całą mocą.
– Czytałam, że jeśli zacznie się nowy proces, będzie musiał nosić bransoletkę na kostce, więc spokojnie… Niczego nie zrobi.
Nie wiem, czy mówię to, żeby uspokoić ją, czy siebie.
– Tego nie możesz być pewna – oponuje, a ja już nie daję rady. Jeszcze jedno słowo o Jake’u Hansonie, a zacznę krzyczeć.
– Możemy zmienić temat? – przerywam jej.
– Tak, jasne. – Wykrzywia usta. – Przepraszam.
Zapada cisza, kiedy zastanawia się, o czym mogłybyśmy porozmawiać poza tą jedną sprawą, o której od dwóch lat wszyscy nieustannie trąbią.
– Evan z twoją siostrą niedługo tu będą. Przyjeżdżają na kolację pogadać o ślubie.
– Przyjeżdżają? Dzisiaj? – unoszę się, bo przecież… jak to? Cała okolica to jedno wielkie zoo, Jake wychodzi z więzienia, a oni… chcą omawiać organizację ślubu?
– Może to rzeczywiście nie najlepszy moment… – Mama aż sztywnieje. – Ale Lara musi dopiąć ostatnie szczegóły. Zostało kilka tygodni. Poza tym nie jesteśmy blisko z Hansonami.
Już nie, myślę. Wcześniej mama i pani Hanson były dobrymi koleżankami, ale przestały się do siebie odzywać, kiedy powiedziałam policji, co widziałam tamtej nocy. Kolejna przyjaźń została zerwana przez ten cały bajzel.
– Zamieszanie wokół Jake’a nie może przyćmić najważniejszego dnia w życiu twojej siostry. Świat kręci się dalej, jak to się mówi. Będziesz w domu? – bardziej stwierdza, niż pyta, wiem to. I nie czekając na odpowiedź, odwraca się do lodówki.
– A gdzie miałabym być? – mamroczę do jej pleców.
Lara jest siedem lat starsza ode mnie. Ulubienica wszystkich. Dosłownie wszystkich – nie tylko rodziców, ale też nauczycieli z liceum i dawnych korepetytorów. Od zawsze cudowne dziecko, oczko w głowie, a ja… Czasami się zastanawiam, czy nie byłam wpadką.
Bo kiedy nad tym pomyśleć, siedem lat to dość duża różnica wieku między dziećmi.
Lara była dla mnie bardziej jak druga matka niż starsza siostra. Mama pracowała na cały etat, więc to siostra zajmowała się mną po szkole, gotowała obiady, a czasami nawet kładła do łóżka. Była bohaterką mojego dzieciństwa.
A potem się wyprowadziła, zanim dostałam pierwszego okresu, i skończyła studia, zanim pierwszy raz się pocałowałam. Czasami mam wrażenie, że wciąż traktuje mnie jak ośmiolatkę. Kilka lat temu wróciła do Brawner i zapisała się na studia prawnicze w Waszyngtonie, ale ciągle traktuje mnie jak dziecko, chociaż jestem już prawie dorosła. Nadal mną dyryguje, a ja nadal jej na to pozwalam. Głównie dlatego, że zazwyczaj ma rację.
Ja ledwo daję sobie radę z nauką i życiem towarzyskim, tymczasem ona jest studentką trzeciego roku prawa, a do tego przez dwadzieścia godzin w tygodniu pracuje jako stażystka w miejscowej kancelarii adwokackiej. Jest tak zorganizowana, jak ja nigdy nie będę.
Nie jestem zachwycona perspektywą dyskusji o ślubie przy obiedzie, ale przynajmniej będę mogła zadać Larze wszystkie pytania, które kłębią mi się w głowie. Pytania, których nie zadałam ze strachu przed ludźmi… Bo jeszcze pomyślą, że współczuję mordercy, i zaczną rozsiewać plotki. I tak zaczęliby o mnie gadać. Od samego początku wszyscy obsesyjnie dopatrywali się winy Jake’a.
Jeszcze zanim Jake został formalnie oskarżony, ktoś w mediach społecznościowych rozkręcił kampanię pod hasłem Skazać Jake’a Hansona. Rozprzestrzeniła się jak pożar. Najpierw temat podłapały lokalne media, a później podchwyciła go krajowa agencja prasowa. Ludzie gromadzili się pod komisariatem, a podczas procesu przed gmachem sądu odbywały się masowe manifestacje. Zanim ława przysięgłych zaczęła obrady, opinia publiczna już wiedziała: Jake Hanson jest winny.
Przyznaję, że ja też dałam się ponieść tej fali. Utwierdziłam się w przekonaniu, że widziałam go tamtej nocy. Byłam przekonana, że dobrze zrobiłam, idąc na policję i dzieląc się swoją wiedzą.
A jeśli się myliłam?
A jeśli – przyjmując opinię publiczną jak prawdę objawioną – wsadziłam za kratki niewinnego człowieka?
– Tylko się upewniam – mówi mama i zaczyna wyjmować jedzenie z lodówki, po czym na samym środku kuchennej wyspy ustawia plastikowe pojemniki. – Będę robić makaron. Co ty na to?
– Świetnie – odpowiadam rozkojarzona, bo właśnie dostaję SMS-a z nieznanego numeru.
To wiadomość grupowa wysłana na przypadkowe numery: Jutro przed lekcjami na tyłach 7-Eleven. Hanson to potwór i trzeba go powstrzymać.
Co jest, do cholery?
Jedyny odbiorca z listy, którego mam w kontaktach, to Tim Martinez, a to nie wróży nic dobrego.
Natychmiast zaczynają spływać odpowiedzi:
W końcu ktoś to powiedział.
Wchodzę w to
Tak!!! Wypuszczaja MORDERCE z więzienia
i mysla ze bedziemy siedziec cicho??
Będę
Tim też napisał: Grace jesteś w tej grupie. Widziałaś go wtedy!! Jak mogli to zrobić, skoro WIDZIAŁAŚ go przed jej domem??
Telefon wypada mi z dłoni i z łoskotem uderza o blat. Czuję ucisk w brzuchu. Dlaczego mnie wydał przed wszystkimi?
Czy ludzie nie mogą wreszcie zostawić mnie w spokoju?
– Wszystko w porządku? – pyta mama, zaniepokojona.
Drżącą ręką odwracam telefon ekranem do dołu.
– Tak, jasne, wszystko dobrze.
Niedługo potem przyjeżdżają Lara z Evanem. Evan jak zwykle wygląda na zestresowanego i ma duże fioletowe wory pod oczami.
Oboje regularnie wpadają do domu, ale zazwyczaj w niedzielę na obiad. W ciągu tygodnia najczęściej są zbyt zajęci. Lara jest albo w kancelarii, albo na uczelni, a Evan pracuje jakieś siedemdziesiąt godzin tygodniowo w rodzinnym biurze nieruchomości komercyjnych. Firma należy do jego ojca, ale nie jest tajemnicą, że Evan ma nadzieję na przejęcie sterów w przyszłości.
Millerowie, czyli rodzina Evana, od pokoleń mieszkają w Brawner. W latach osiemdziesiątych dziadek Evana założył firmę i według moich rodziców połowa nieruchomości w miasteczku należy do nich. W dodatku wielu krewnych Evana pracuje dla miasta: kuzyni w policji, wujek jako brygadier straży pożarnej… Moim zdaniem to trochę taka sitwa.
Evan i Lara chodzili do naszego liceum, ale wtedy ledwo się znali. Kiedy ona zaczynała, on kończył ostatnią klasę. Był typem chłopaka, za którym wszyscy się uganiają, chcą być jak on albo marzą o wspólnej randce. Jeden z jego kuzynów jest teraz w drugiej klasie i ludzie traktują go dokładnie tak samo. Nazwisko Miller robi swoje.
Kiedy po studiach Lara wróciła do domu, któregoś dnia wpadła na Evana i zaczęli się spotykać. Kilka miesięcy później ich związek przerodził się w coś poważniejszego, a reszta to już historia.
Są naprawdę słodcy, ale czasami myślę, że w liceum musiał jej solidnie zaimponować. Szczerze mówiąc, nie uważam, że Evan jest idealnym kandydatem na męża dla mojej siostry. Jasne, jest wysoki i przystojny, ale to dziecko wpływowych rodziców.
W przeciwieństwie do innych na mnie rodzinne dziedzictwo Evana nie robi wielkiego wrażenia. O ile wiem, całe jego życie zostało dokładnie zaplanowane, a jego największą obawą jest to, że zawiedzie oczekiwania ojca.
W kuchni wreszcie zjawia się tata, który ogłasza swoje przybycie donośnym „Cześć!”. Evan aż podskakuje i po całej podłodze rozlewa wodę ze szklanki, którą chwilę wcześniej podała mu mama.
– Jasny gwint! Przepraszam – mówi. – Miałem ciężki dzień.
– Nic się nie stało, skarbie – uspokaja go mama, chwyta ścierkę i kuca, żeby wytrzeć mokre plamy.
– Czy tam już się uspokoiło? – pyta tata, wyjmując z lodówki butelkę wina. – Zerknąłem na końcówkę wieczornych wiadomości. Pokazywali, jak przed domem Hansonów kłębi się zgraja reporterów. Zdaje się, że lada moment miał przyjechać Jake.
– Wciąż tam są – mówi Lara.
– Przecież to jest niepoważne, że go wypuszczają. No, poważne to jest? – W słowach taty dudni echo głosów z wczorajszej imprezy, echo ohydnej wiadomości grupowej i w ogóle wszystkich ludzi z tego durnego miasteczka.
– Tato… – zaczynam, ale powstrzymuję się. Jestem zbyt zmęczona, żeby się kłócić. To bezcelowe. Jeśli stanę w obronie Jake’a, ojciec spojrzy na mnie tak, jakby nagle wyrosła mi druga głowa. – Możemy chwilę pogadać? – zwracam się do Lary, zmieniając temat.
– Jasne – mówi. – Zaraz wracam, dobrze? – Zerka na Evana, a ten przytakuje.
– Co jest? – pyta, kiedy siadamy na kanapie w salonie. – Jak się trzymasz? Miałam do ciebie napisać, ale sama wiesz…
– Ślub? – dopowiadam.
Ostatnio wszystko kręci się wokół ślubu.
– Właśnie… Zostały niecałe trzy tygodnie! – potwierdza. W jej głosie słyszę napięcie i uświadamiam sobie, że nie tylko Evan jest zestresowany.
Jej biała bluzka na guziki, zazwyczaj perfekcyjnie wyprasowana, jest pomięta,; a prążkowane spodnie mają małą plamkę na wysokości uda. Nawet jej blond włosy nie są tak błyszczące jak zawsze.
– Ale teraz mniejsza z tym. Wszystko w porządku?
– Ja tylko… – zacinam się. Nawet przy własnej siostrze nie wiem, jak ugryźć temat, więc postanawiam walnąć prosto z mostu: – Jake wychodzi na wolność… I trochę mnie to rozwala. Zastanawiam się, czy nie popełniłam błędu. Może tamtej nocy wcale go nie widziałam? Może przeze mnie niewinny człowiek trafił na dwa lata za kratki?
– Co chcesz mi powiedzieć? – Lara marszczy brwi. – Chyba wiesz, że uchylenie wyroku nie oznacza, że Jake jest niewinny, prawda? Raz-dwa wróci do więzienia.
– Tak, ale… – milknę, widząc jej osłupienie.
Co ja wyprawiam? Wiem, co zaraz powie. To samo, co powiedzieliby rodzice. To samo, co znajomi w szkole. To samo, co ława przysięgłych.
Jake jest winny.
Wycofuję się.
– Naprawdę nie wiem, co mnie napadło. Po prostu się martwię. – Nie muszę ukrywać łez, które zbierają się w kącikach moich oczu. Lara przygląda mi się przez chwilę, a potem mnie obejmuje.
– Masz tak dobre serce, Grace. Przykro mi, że to wszystko się dzieje. Ale pomyśl: niedługo mój ślub! Będzie wspaniale! Skup się na dobrych rzeczach.
– Tak zrobię – chlipię jej w ramię.
– Na pewno? – Odsuwa mnie i bierze za ręce. – Denerwujesz się jego powrotem do domu? Boisz się, że będzie zbyt blisko? Zawsze możesz ze mną pogadać.
Kolejne przypomnienie, że Jake wkrótce będzie mieszkał zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym śpię. Ale czy się go boję, jak sugeruje siostra? Nie boję się, bo nie potrafię sobie wyobrazić, że robi mi krzywdę.
Dziwne, prawda? Żadna ze mnie terapeutka, ale gdybym tamtej nocy naprawdę go widziała, czy w mojej podświadomości nie zapisałyby się żadne wspomnienia? Czy nie traciłabym zmysłów?
– Nie, nie, wszystko w porządku. – Zmuszam się do uśmiechu. – W jak najlepszym porządku. Zaraz przyjdę na obiad, tylko skoczę do łazienki.
– To dobrze. Kocham cię.
Podnoszę się i zostawiam Larę samą na kanapie. Kiedy wychodzę z pokoju, czuję na sobie jej przeszywające spojrzenie.
LEDWO PRZEKROCZYŁAM PRÓG SZKOŁY, podbiega do mnie zdyszany Ari Wong. Ari jest redaktorem szkolnej gazety żywiącej się głównie plotkami.
– Widziałaś szafkę Henry’ego? – pyta, zginając się wpół z dłońmi na udach.
– Nie widziałam – mówię i natychmiast oblewa mnie zimny pot.
– Nie jest dobrze – odpowiada Ari, a ja przyspieszam kroku.
Przed szafką kłębi się gęsty tłum. Wszyscy rozprawiają o czymś poruszeni, chłopaki podskakują, żeby lepiej widzieć. Przepycham się między ludźmi, którzy na mój widok momentalnie milkną.
– To ona – szepcze jakaś dziewczyna.
– Tak, to ja – odcinam się sarkastycznie, a ona patrzy na mnie jak spłoszone zwierzę, schwytane w smugę przednich reflektorów. Odpycham ją bez słowa. Szkoda moich nerwów. Od dawna mam głęboko gdzieś, co ludzie o mnie pomyślą. Wszyscy to żałośni hipokryci.
Jak Sam Giles, który stoi tuż obok i wwierca we mnie wzrok. Dawniej był dobrym przyjacielem Henry’ego, ale od dwóch lat nie odezwał się do żadnego z nas ani słowem. Kutas.
Przebijam się na czoło tłumu w tej samej chwili, co wicedyrektorka Patout, która wydaje z siebie głośne westchnienie.
Całe drzwiczki szafki Henry’ego – i kilku sąsiednich też – są oblepione czarno-białymi zdjęciami żywej i martwej pani Appelbaum. Na szafkach widnieje namazany czerwonym sprejem napis „morderca”.
Nie wiem, w jaki sposób udało się komuś zdobyć zdjęcia z autopsji, ale są one przerażające.
– Kto to zrobił?! – krzyczy wściekle do tłumu Patout. Można by się spodziewać, że administracja szkoły była przygotowana na wybuch niezadowolenia po uwolnieniu Jake’a, ale Patout wydaje się wstrząśnięta. Bo zdjęcia są naprawdę wstrząsające.
Dopadam do szafki i zaczynam garściami zdzierać papier, rozrywam zdjęcia na pół i zgniatam je w kulki. Całe szczęście, że Henry znów został dzisiaj w domu i nie musi tego oglądać.
– Nie do wiary, że wypuścili mordercę na wolność – odzywa się ktoś za mną. Odwracam się i widzę Macey Brown w towarzystwie jednej z jej głupich przyjaciółek.
– Czego nie rozumiecie w systemie sądownictwa karnego?! – rzucam im prosto w twarz. – Jake nie bez powodu wyszedł z więzienia. Może lepiej skupcie się na czymś ważnym, idiotki? Nie przyszło wam przypadkiem do głowy, że jeśli Jake tego nie zrobił, po mieście wciąż kręci się prawdziwy sprawca?
– Wszyscy wiemy, że Jake to zrobił – prycha Macey i szturcha przyjaciółkę. – Jedyną kretynką, która tego nie wie, jesteś ty.
– Spokojnie, dziewczynki, już wystarczy. – Patout wbija się między nas. – Macey, uciekaj do klasy. Cała reszta też. Za dwie minuty pierwsza lekcja! No, żwawo, żwawo!
Tłum się rozstępuje. Bez tłoczących się wokół ludzi zdewastowana szafka Henry’ego w całej okazałości odsłania swoje upiorne oblicze.
– Czy zamierza pani wyjaśnić, kto za tym stoi? – zwracam się do Patout. – To obrzydliwe.
– Ally – wzdycha. – Bardzo bym chciała, ale nie mam możliwości, żeby przepytać dwa tysiące uczniów, co robili dzisiejszego poranka. Mogę jedynie zapewnić, że jutro przed lekcjami wszystko będzie wyczyszczone.
Posyłam jej gniewne spojrzenie. To zwykłe, jawne nękanie i powinna coś z tym zrobić. Ale szkoda mi słów, bo wiem, że niewiele może.
Albo nie chce.
Ekipy telewizyjne w nieustannej gotowości wciąż kręcą się przed budynkiem. W drodze do szkoły widziałam niemal wiszących na ogrodzeniu dziennikarzy, którzy tylko czyhali, żeby wyrwać choćby strzęp komentarza od któregoś z uczniów. Patout zapewne usiłuje zatrzymać ich na zewnątrz, chcąc uniknąć afery, ale niewiele wskóra. Wieści pójdą w świat. Większość uczniów dla pięciu minut sławy byłaby gotowa utopić Henry’ego i jego rodzinę w łyżce wody.
Rozbrzmiewa dzwonek.
– No, pora na lekcje – oznajmia Patout, poprawia poły swojej czarnej marynarki i pospiesznie odchodzi.
Wtedy ją dostrzegam.
Grace Topham. Stoi w głębi pustego korytarza i wpatruje się we mnie z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. Nasze spojrzenia krzyżują się i czuję, jak moje serce zaczyna uderzać coraz szybciej. Jej jasne włosy są długie i lśniące, tak idealne, że moje nigdy nie będą mogły się z nimi równać. Ona nawet nie musi się starać. Są naturalnie proste, opadają łagodnie do połowy pleców. Zawsze jej zazdrościłam tych włosów, bo moje to skołtuniona szopa brązowych strąków, które kiedyś próbowałam okiełznać, ale doszłam do wniosku, że to bezcelowe.
Idę o zakład, że cieszy ją akcja z szafką Henry’ego. Kto wie… może ona sama za tym stoi? Teraz przyjaźni się z Macey Brown. Wydała Jake’a. Wszystko jest możliwe.
Pierwsza zrywam kontakt wzrokowy. Nie mogę na nią patrzeć. Nienawidzę jej.
Już chcę się odwrócić i odejść, kiedy Grace się odzywa.
– Ally.
Nieruchomieję, zaskoczona.
– Możemy porozmawiać? – mówi tak cicho, że nie wiem, czy się nie przesłyszałam. Robi krok w moją stronę, a ja natychmiast się cofam. Co ona sobie myśli? Owszem, kiedyś byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale te czasy już dawno minęły.
– Ani mi się śni. – Jesteśmy same na szkolnym korytarzu. Słychać drugi dzwonek. – Muszę iść na lekcję.
Jednak z jakiegoś powodu się nie ruszam. Jakby moje ciało zastygło w klatce pamięci z czasów, kiedy miałyśmy po jedenaście lat, a Grace tłumaczyła mi, co mam zrobić, bo akurat dostałam pierwszego okresu. Zaśmiewałyśmy się do łez, kiedy Henry znalazł jeden z naszych tamponów i kompletnie mu odbiło. Grace, Grace, Grace, Grace, Grace… Obecna w moich najważniejszych wspomnieniach od czasu, kiedy miałam osiem lat.
Znalazła się przy mnie tak nagle, że – słowo daję – musiała się teleportować.
– Ally, proszę. To wszystko mnie wykańcza. Naprawdę muszę z kimś pogadać… – Jej niebieskie oczy wilgotnieją. – O tamtym wieczorze. Bo wiesz…
Na wspomnienie tamtego wieczoru czar pryska. Co ja wyprawiam, że stoję tutaj i jej słucham? Chwilowo musiałam stracić rozum.
– Nie – wchodzę jej w słowo.
– Ale… – Patrzy na mnie błagalnie, żebym jej wysłuchała, ale tak się nie stanie. Wsadziła Jake’a za kratki.
– Nie – powtarzam przez zaciśnięte zęby. – Nie mam ci nic do powiedzenia – syczę, obracam się na pięcie i odchodzę.
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji