Powrót do Palermo - Hewitt Kate - ebook

Powrót do Palermo ebook

Hewitt Kate

4,0

Opis

Sierra Rocci miała poślubić Marca Ferrantiego. Rodzice wybrali go dla niej na męża, a ona się zgodziła, by uciec od despotycznego ojca. Jednak w przeddzień ślubu nabrała wątpliwości, czy u boku Marca nie czeka jej podobny los, i uciekła. Wraca do Palermo po siedmiu latach. Uświadamia sobie, że źle oceniła Marca, ale teraz on już nie chce mieć z nią nic wspólnego…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 147

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (35 ocen)
16
5
12
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Kate Hewitt

Powrót do Palermo

Tłumaczenie: Małgorzata Dobrogojska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Ślub zaplanowano na dzień następny. Sierra Rocci spojrzała na wiszącą na wieszaku suknię ślubną w kształcie bezy. Choć powtarzała sobie, że decyzja jest słuszna, wciąż miała wątpliwości. A wyboru nie było.

Przeniosła wzrok za okno, na ogród otaczający willę jej ojca, na via Marinai Alliata w Palermo. Powoli zapadał zmrok, ale nadal było gorąco i duszno; powietrze stało, na drzewach nie poruszał się żaden listek. Sierra wciąż czuła niepokój, choć na zmianę decyzji było już za późno.

Wcześniej tego wieczoru jadła kolację z rodzicami i Markiem Ferrantim, mężczyzną, którego miała poślubić. Gawędzili swobodnie, a we wzroku Marca wyczytała pieszczotę czy może obietnicę. Z pewnością mogła mu zaufać. Za niecałe dwadzieścia cztery godziny przyrzeknie mu miłość, wierność i posłuszeństwo, a jej życie spocznie w jego rękach.

Dobrze znała cenę posłuszeństwa i modliła się, żeby Marco okazał się dżentelmenem. Przez trzy miesiące narzeczeństwa był dla niej dobry. Miły, cierpliwy i przewidywalny, za wyjątkiem może tego jednego razu, kiedy spacerowali po ogrodzie, a on ją pocałował, co okazało się zaskakująco podniecającym przeżyciem.

Miała dziewiętnaście lat i, jak dotąd, całował ją tylko narzeczony. Nie miała żadnego doświadczona w sprawach alkowy, ale Marco obiecał, że w noc poślubną będzie cierpliwy i delikatny.

Wierzyła mu. Tak wybrała, świadomie postanowiła zawierzyć mu swoją przyszłość i wolność. A jednak wciąż nie potrafiła wyzbyć się nieufności. Właściwie wcale go nie znała. Kiedy zobaczyła go pierwszy raz na dziedzińcu domu ojca, o jego nogi ocierała się mizerna kotka. Marco pochylił się i pogłaskał ją, a ona w odpowiedzi na pieszczotę zamruczała rozkosznie. Ojciec z pewnością odpędziłby ją kopniakiem, a kocięta kazał utopić. Tamten spontaniczny ciepły odruch rozpalił w sercu Sierry iskrę nadziei.

Wiedziała, że ojciec pochwala ich małżeństwo. Nie była tak naiwna, by nie zauważyć, że to jego dłoń pchnęła Marca w jej stronę. Ale ona wyraziła zgodę. Tak dalece, jak to było możliwe, starała się utrzymać kontrolę nad swoją przyszłością.

Tamtego pierwszego wieczoru przedstawił jej się, a później zaprosił na kolację. Zabiegając o jej względy, zawsze zachowywał się bardzo grzecznie i miło. Nie kochała go; nie interesowały jej tak kłamliwe i niebezpieczne emocje. Chciała tylko wyprowadzić się z domu ojca. Małżeństwo z Markiem da jej to, czego chciała, pod warunkiem, że zdoła mu zaufać. To się jednak okaże dopiero, kiedy zostaną wypowiedziane słowa przysięgi i zamkną się za nimi drzwi sypialni.

Znów naszły ją wątpliwości. Czy da radę? Musi. Wycofać się to ściągnąć na siebie gniew ojca. Wychodziła za mąż, żeby zyskać wolność niejako pod przymusem. Prawdopodobnie nigdy nie będzie naprawdę wolna. Ale jaki inny wybór miała dziewczyna taka jak ona, dziewiętnastolatka całkowicie odcięta od społeczeństwa, od życia właściwie. Wychowana pod kloszem i uwięziona w domu ojca?

Właśnie z dołu dobiegł ją jego donośny głos. Choć nie rozróżniała słów, już sam dźwięk był niepokojący. Potem usłyszała Marca, a jego głos, choć równie donośny, brzmiał dużo cieplej. Polubiła ten głos od pierwszego spotkania, podobnie jak niesymetryczny uśmiech i sposób, w jaki stopniowo rozświetlał całą twarz. Instynkt podpowiadał jej, że może mu zaufać, choć pracował dla jej ojca i podobnie jak on był człowiekiem o niezwykłym uroku. Powtarzała sobie, że na pewno jest inny. A jeżeli się pomyliła?

Wymknęła się z sypialni i cicho zeszła na półpiętro. Przystanęła poza zasięgiem wzroku obu mężczyzn i zaczęła nasłuchiwać.

‒ Bardzo się cieszę, że wchodzisz do naszej rodziny.

Ojciec był w swojej najlepszej formie, czarujący, promieniujący dobrą wolą.

‒ Cała przyjemność po mojej stronie.

Usłyszała klepanie po ramieniu i śmiech ojca, świadectwo dobrego humoru. Doskonale znała ten dźwięk i wiedziała, ile w nim fałszu.

‒ Doskonale, Marco. Dasz sobie radę. Kobiety potrzebują silnej ręki. Nie można być zbyt łagodnym, bo w głowach im się przewraca.

Słowa były podłe i aż zbyt dobrze znane, ton ugrzeczniony, ojciec jak zwykle pewny siebie i autorytatywny.

W napięciu czekała na odpowiedź Marca.

‒ Proszę się nie martwić, signor. Poradzę sobie. Wiem, jak z nią postępować.

Głęboko zdegustowana, oparła się o ścianę. Najwyraźniej jej narzeczony rozumował podobnie jak ojciec. Uważał, że kobietę trzeba wytresować do uległości jak dzikie zwierzę.

‒ Oczywiście – odparł Arturo Rocci z satysfakcją. – Sam cię przecież wybrałem na mojego zięcia. Dziś nie mógłbym być szczęśliwszy. Nie mam co do ciebie cienia wątpliwości.

‒ Pochlebia mi pan, signor.

‒ Ojcze, Marco. Nazywaj mnie ojcem.

Sierra zobaczyła, jak dwaj mężczyźni się obejmują. Potem ojciec jeszcze raz poklepał Marca po plecach i ruszył w stronę swojego gabinetu.

Obserwowała Marca, nikły uśmiech igrający na wyrazistych wargach, cień zarostu na policzkach, półprzymknięte srebrzystoszare oczy. Poluzował krawat i zdjął marynarkę. Był znużony, ale zawsze bardzo męski i seksowny.

Niestety to, co przed chwilą usłyszała, nie dawało się obronić. Mężczyzna, który sądził, że kobiety wymagają silnej ręki, nie grzeszył romantyzmem. Sierra czuła lęk, ale i gniew. Marco najwyraźniej podzielał punkt widzenia ojca, a ona sama okazała się bardzo naiwna. Jak mogła uznać, że go zna po zaledwie trzech miesiącach i kilku zaaranżowanych randkach? Wszystkie zostały starannie zaplanowane, by Marco mógł bez przeszkód roztaczać przed nią swoje wdzięki. Do tej pory sądziła, że to był jej wybór i dopiero teraz odkryła, jak sprytnie została zmanipulowana. Prawdopodobnie jej narzeczony był równie fałszywy jak ojciec i ukrywał przed nią swoje prawdziwe „ja”. Kiedy pozna prawdę, będzie już za późno. Po ślubie droga ucieczki zostanie zamknięta.

‒ Sierra? – Marco zauważył ją kucającą na półpiętrze i uśmiechnął się szeroko, a w policzku utworzył mu się dołeczek. To dzięki temu dołeczkowi zyskał jej sympatię, a teraz czuła się jak naiwne dziecko. Sądziła, że panuje nad sytuacją, a tymczasem była zwykłą marionetką.

‒ Co tam robisz? – Wyciągnął do niej rękę.

‒ Ja… ‒ zająknęła się.

Nie była w stanie poskładać sensownej odpowiedzi. W głowie wciąż kołatały jej podsłuchane słowa. „Wiem, jak sobie z nią radzić”.

Marco zerknął na zegarek.

‒ Już po północy. Trudno uwierzyć, ale dziś bierzemy ślub.

Ślub. Za kilka godzin wyjdzie za tego mężczyznę. Przyrzeknie mu miłość, szacunek i posłuszeństwo…

Znów wracała do niej podsłuchana rozmowa…

‒ Sierra? – Niepokój zaostrzył ton jego głosu. – Coś się stało?

Źle było od zawsze, ale miała nadzieję, że to się w końcu zmieni. Teraz chciało jej się śmiać. Niepotrzebnie się oszukiwała.

‒ Sierra? – nalegał.

Fasada troski opadła i nagle wydało jej się, że widzi jego prawdziwą twarz

‒ Jestem zmęczona – szepnęła.

Na drżących nogach pokonała schody i stanęła przed nim. Nie może okazywać lęku. Taki jej mały, prywatny akt oporu, w którym wyspecjalizowała się przed laty, bo wiedziała, że doprowadza ojca do wściekłości. Lubił, kiedy jego kobiety kuliły się ze strachu. Sierra przez lata bała się tego i wstydziła. I jeżeli tylko starczało jej sił, grała chłodną i opanowaną. To był jej sposób na przetrwanie.

Marco objął jej policzek ciepłą dłonią. Jego czuły dotyk wciąż budził w niej żar.

‒ Już niedługo – zamruczał, muskając jej wargi.

Patrzył na nią czule, ale już mu nie ufała.

‒ Denerwujesz się, kochanie?

Bez słowa pokręciła głową, a on roześmiał się cicho. Tak naprawdę wcale go nie znała, nie miała pojęcia, do czego jest zdolny. Owszem, był dla niej dobry, ale czy to nie było tylko na pokaz? Uśmiechnął się do niej, pokazując dołeczek.

‒ Jesteś pewna, kochanie?

Kochanie? Przecież jej nie kochał. Przynajmniej nigdy nie powiedział, że kocha, a ona nawet tego nie chciała. Dopiero teraz widziała, jak to wszystko zostało ułożone. Rodzinny obiad, spacer po ogrodzie, randka, oświadczyny. Wszystkim dyrygował jej ojciec na spółkę z narzeczonym. A ona kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Myślała, że ma coś do powiedzenia i dopiero teraz zobaczyła, jak została zmanipulowana. I wykorzystana.

‒ Wszystko w porządku – szepnęła.

Potrzebowała całej siły woli, żeby dać krok w tył, unikając jego dotyku. Zdumiał się, bo to było coś zupełnie różnego od całkowitego poddania, jakie demonstrowała przez ostatnie trzy miesiące. Przez cały czas to on decydował, czy, kiedy i dokąd pójdą, o czym będą rozmawiali. Gnana pragnieniem ucieczki z domu zdołała przekonać samą siebie do tego małżeństwa.

‒ Jeszcze tylko całus – zamruczał i zanim zdążyła się cofnąć, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Jego wargi były twarde i miękkie zarazem. Gorące i chłodne. Przeniknęło ją mnóstwo wrażeń. Tęsknota i radość. Lęk i pragnienie. Tak splątane, że nie potrafiła ich rozdzielić. Nie potrafiła się też oderwać od niego i ta jej reakcja była bardzo znacząca. Marco zaśmiał się cicho i odsunął ją od siebie.

‒ Będzie na to mnóstwo czasu – obiecał. – Już jutro.

Wtedy już będą małżeństwem.

‒ Dobranoc – powiedział miękko.

‒ Dobranoc. – Odwróciła się i wbiegła po schodach, a czując na plecach jego wzrok, nie odważyła się odwrócić.

Na górze, bezpieczna w ciemności, przycisnęła dłoń do bijącego mocno serca. Nienawidziła i siebie, i jego. Nie powinna była do tego wszystkiego dopuścić. Przemknęła do dalekiego skrzydła domu i zapukała do sypialni matki.

Violet Rocci uchyliła drzwi z obawą w oczach, ale na widok córki uspokoiła się i wpuściła ją do środka.

‒ Nie powinnaś tu przychodzić.

‒ Tata jest na dole.

‒ Mimo to…

Violet zebrała poły jedwabnego szlafroka, jej szeroka twarz pobrużdżona była ze zmartwienia. Przed dwudziestu laty była piękną, młodą kobietą, światowej klasy pianistką, grywającą w najlepszych salach koncertowych Londynu, z szansami na światową karierę. Po ślubie z Arturem Roccim zniknęła ze sceny, tracąc tym samym swoją tożsamość.

‒ Mamo… ‒ Sierra patrzyła na nią bezradnie. – Myślę, że popełniam błąd.

Violet odetchnęła głęboko.

‒ Marco?

Sierra pokiwała głową.

‒ Przecież go kochasz…

Po dwudziestu latach małżeństwa wciąż wierzyła w miłość. Desperacko kochała męża i to ją zniszczyło.

‒ Nie kocham go, mamo.

‒ Co takiego? – Violet pokręciła głową. – Przecież powiedziałaś…

‒ Zaufałam mu. Wierzyłam, że jest dobry. Ale chciałam wyjść za mąż tylko po to, żeby się uwolnić…

Nawet w tej chwili nie potrafiła tego powiedzieć: uwolnić się od ojca. Wiedziała, że te słowa zranią matkę.

‒ I co teraz? – spytała Violet po chwili.

‒ Nie wiem. – Sierra niespokojnie przemierzała pokój. – Właśnie sobie uświadomiłam, że wcale go nie znam.

‒ Ślub już jutro… ‒ Violet drżącą dłonią zebrała poły szlafroka. – Co można zrobić? Wszystko przygotowane…

‒ Wiem. – Sierra przymknęła oczy. – Ależ byłam głupia! – Przełknęła łzy. – Już nic nie poradzę. Muszę za niego wyjść.

Ogarnęła ją dobrze znana bezsilność. W dodatku mogła winić wyłącznie siebie.

‒ Niekoniecznie.

Zaskoczona, popatrzyła na matkę. Violet była blada, ale jej oczy lśniły niezwykłą determinacją.

‒ Mamo…

‒ Jesteś pewna, że nie chcesz tego małżeństwa?

‒ Pewna? – Sierra pokręciła głową. – Niczego nie jestem pewna. Może to i dobry człowiek…

Nawet jeżeli wiązał się z nią ze względu na Rocci Enterprises, był blisko z jej ojcem i utrzymywał, że sobie z nią poradzi.

‒ Ale go nie kochasz – dokończyła Violet.

Sierra pomyślała o miłym uśmiechu Marca i dotyku jego warg. A potem o opętańczej miłości matki do ojca pomimo jego okrucieństwa. Z pewnością nie kochała Marca. Nie chciała kochać nikogo.

‒ Nie.

‒ W takim razie nie możesz za niego wyjść. Dla miłości można wiele wycierpieć, ale kiedy jej brakuje… ‒ Zacisnęła wargi i pokręciła głową.

Sierra nie mogła zrozumieć, jak matka mogła kochać ojca po tym, czego od niego doznały. A jednak…

‒ Co mogę zrobić, mamo?

Violet odetchnęła urywanie.

‒ Wyjechać. Zaproponowałabym to wcześniej, ale myślałam, że go kochasz. Uwierz, kochanie, chciałam tylko twojego szczęścia.

‒ Wiem, mamo.

Violet miała słaby charakter, ale bardzo kochała córkę. Teraz tylko kiwnęła głową.

‒ W takim razie zrób to zaraz.

‒ Dziś?

‒ Tak. – Matka odwróciła się szybko, sięgnęła do szuflady z bielizną i podała córce kopertę. – To wszystko, co mam. Oszczędzałam przez lata, na wypadek…

‒ Ale… jak? – Sierra wzięła wypełnioną banknotami kopertę.

‒ Ojciec daje mi co tydzień pieniądze na dom.

Violet zarumieniła się lekko i Sierrę zalała fala współczucia. Wiedziała, że matka wstydzi się swojego przywiązania do męża i zależności od niego.

‒ Rzadko wydaję wszystko. I tak, przez lata, trochę się nazbierało. Niedużo, najwyżej tysiąc euro. Wystarczy, żebyś mogła wyjechać.

Nadzieja i lęk walczyły w niej o lepsze.

‒ Dokąd miałabym pójść?

Nigdy wcześniej nie brała takiej możliwości pod uwagę. Wyjechać, zyskać wolność i niezależność – ta perspektywa jednocześnie ekscytowała ją i budziła lęk. Bo przecież dzieciństwo spędziła w willi za miastem, lata młodzieńcze w szkole zakonnej o surowym rygorze. Nie miała pojęcia o prawdziwym życiu.

‒ Popłyniesz promem na stały ląd, pojedziesz pociągiem do Rzymu, a stamtąd polecisz do Anglii.

Anglia… Tam przyszła na świat jej matka.

‒ Mam przyjaciółkę, Mary Bertram – wyszeptała Violet. – Nie rozmawiałam z nią od wielu lat… Od jakichś dwudziestu, od dnia ślubu z Arturem. – Odradzała mi to małżeństwo, nie ufała mu. Ale obiecała, że w razie potrzeby drzwi jej domu zawsze będą dla mnie otwarte.

‒ Masz jej adres?

‒ Tylko ten sprzed dwudziestu lat.

Perspektywa była przerażająca. Dziewiętnastolatka, która nie bywała bez towarzystwa nawet w Palermo i korzystała wyłącznie z taksówek… miałaby się porwać na coś podobnego?

A jak mogłaby się nie porwać? To była jej jedyna szansa. Gdyby poślubiła Marca, a on okazał się podobny do ojca, już nigdy nie zdołałaby odzyskać wolności.

‒ Jeżeli wyjadę… ‒ szepnęła i głos ją zawiódł.

‒ Nie będziesz miała powrotu – dokończyła za nią Violet. – Ojciec… ‒ Tylko pokręciła głową. – To nasze pożegnanie.

‒ Jedź ze mną, mamo.

‒ Nie mogę.

‒ Wciąż go kochasz? Jak możesz, po tym wszystkim?

‒ To mój wybór. Ty masz szansę dokonać własnego. – Violet była blada.

Wybór Sierry. Oznaczał wolność. Niepokojąco nieskrępowaną wolność, więcej, niż miała kiedykolwiek, więcej, niż mogła sobie wyobrazić. Zamiast małżeńskich kajdan przynależność wyłącznie do siebie samej. Wszystkie wybory będą zależały tylko od niej.

Nie mogła uwolnić się od lęku, ale też przepełniła ją nadzieja. Przymknęła oczy.

‒ Nie wiem, mamo.

‒ Nie mogę wybrać za ciebie. – Violet delikatnie musnęła córkę po policzku. – Sama musisz zdecydować o swojej przyszłości. Ale małżeństwo bez miłości… Nikomu bym tego nie życzyła.

Nie każdy mężczyzna jest jak Arturo Rocci, nie każdy jest tak okrutny, zaborczy, autorytarny. Marco Ferranti mógł być zupełne inny niż jej ojciec, ale mógł też być bardzo do niego podobny. A po tym, co dziś usłyszała, nie czuła się na siłach podjąć ryzyka.

Zacisnęła palce na kopercie z pieniędzmi, a na tę oznakę decyzji Violet kiwnęła głową.

‒ Cokolwiek postanowiłaś, córeczko, Bóg jest z tobą.

Ze łzami w oczach Sierra uścisnęła matkę na pożegnanie.

‒ Musisz się pospieszyć – powiedziała Violet i dziewczyna wybiegła z pokoju.

Suknia ślubna uniosła się przy ruchu powietrza jak duch. Sierra ubrała się szybko i drżącymi dłońmi wrzuciła do torby kilka ubrań i drobiazgów.

Tęsknie popatrzyła na pokrowiec ze skrzypcami. Ciężko będzie go ze sobą wozić, a jednak…

Przez dużą część życia muzyka była jej jedynym pocieszeniem. Zostawić skrzypce, to jak wyrzec się duszy. Chwyciła pokrowiec i przewiesiła torbę przez ramię. Na palcach zeszła po schodach. Frontowe drzwi były zamknięte na noc, ale odsunęła zasuwę niemal bezdźwięcznie. Z gabinetu ojca usłyszała szelest papierów i na moment zamarła.

Potem odetchnęła głęboko i powolutku otworzyła drzwi. Wyślizgnęła się przez nie i bardzo starannie je za sobą zamknęła, zanim spojrzała w czekającą pustkę i ciemność. Odwróciła się i po raz ostatni popatrzyła na dom, a potem pospieszyła w noc.

Tytuł oryginału: Inherited by Ferranti

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2016 by Kate Hewitt

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3168-8

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.