Pompejanka - Praca zbiorowa - ebook

Pompejanka ebook

zbiorowa praca

5,0

Opis

Modlitwa, która zmienia życie. Krok po kroku.

Jeśli należysz do osób, które słyszały o Nowennie pompejańskiej, ale jeszcze jej nie odmawiały, najwyższa pora to zmienić.

Pompejanka jest zbiorem świadectw o cudach, nawróceniach i sytuacjach, które wydawały się nie mieć wyjścia, a dzięki interwencji Matki Bożej zamieniły się w błogosławieństwo.

Martwisz się o to, czy wytrwasz 54 dni? Bez obaw. Każda z przywołanych historii zainspiruje Cię do tego, aby chwycić za różaniec. Codziennie przeczytaj choćby krótki fragment, a Twoja motywacja nie spadnie.

Chcesz modlić się Nowenną pompejańską, ale boisz się, że pominiesz jakiś ważny krok? Niepotrzebnie. Pompejanka zawiera także praktyczną instrukcję, dzięki której nie pomylisz się podczas odmawiania.

Zacznij już dziś. Przed Tobą niesamowite 54 dni. To może być przygoda życia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 87

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
patrycjawolanin

Nie oderwiesz się od lektury

polecam każdemu kto nadal waha się przed rozpoczęciem tej modlitwy. warta jest trudu
00

Popularność




Okładka

Karta tytułowa

Wstęp

„Pompejanka” – tak w skrócie nazywamy modlitwę, która w ostatnich czasach staje się coraz bardziej powszechna czy wręcz modna. Jej popularność nie bierze się z odgórnie narzuconych przez Kościół praw czy wydanych dokumentów, ale z prostego i konkretnego doświadczenia tych, którzy zdecydowali się podjąć tę formę modlitwy.

Pełna nazwa to NOWENNA POMPEJAŃSKA. Modlitwa ta ma swój początek w Pompejach (koło Neapolu), gdzie Bartolo Longo – były satanista, a po nawróceniu świecki dominikanin – wybudował sanktuarium Matki Bożej i szerzył nabożeństwo różańcowe. W 1884 roku ciężko chora dwudziestojednoletnia Fortunatina Agrelli doznała objawienia. Matka Boża kazała się jej modlić na różańcu przez 54 dni. Przez pierwszych 27 dni dziewczyna miała błagać o uzdrowienie, a przez następnych 27 dni dziękować za odzyskanie zdrowia. Po odmówieniu Nowenny pompejańskiej doznała uzdrowienia. Cud ten, który został opisany przez Bartola Longa, dość szybko zyskał rozgłos. W roku 1890 papież Leon XIII uroczyście uznał cudowne uzdrowienie dziewczyny i to wydarzenie, choć podobnych przypadków było więcej, stało się początkiem nabożeństwa do Królowej Różańca Świętego z Pompejów.

W przeciwieństwie do tradycyjnej nowenny, która, jak sama nazwa wskazuje, trwa dziewięć dni z rzędu, Nowenna pompejańska składa się z cyklu sześć nowenn po dziewięć dni, co daje w sumie 54 dni. Jest podzielona na dwie części po 27 dni każda (trzy razy po dziewięć dni). Pierwszą część stanowią trzy nowenny błagalne, natomiast drugą – trzy nowenny dziękczynne.

Tym, co przekonuje decydujących się na praktykowanie tej modlitwy, jest, mówiąc krótko, jej skuteczność. Spotkałem wiele osób, które bezskutecznie podejmowały próby poradzenia sobie z czymś trudnym w ich życiu (chorobą, beznadziejną sytuacją rodzinną, nieumiejętnością podjęcia życiowych decyzji, śmiercią kogoś bliskiego i wieloma innymi sprawami) i ostatecznie decydowały się na odmawianie Nowenny pompejańskiej, dzięki czemu doświadczały cudu. Choćby ta książka jest tego dowodem.

Pozwolę sobie więc pominąć dodatkowe zachęty, a w ramach wstępu podzielę się kilkoma praktycznymi spostrzeżeniami i radami związanymi z odmawianiem Nowenny pompejańskiej.

Nowenna pompejańska to modlitwa zdumiewająca nie tylko swoją skutecznością. Pierwszym zaskoczeniem jest to, że ludzie nienawykli do długiej modlitwy, a nawet zupełnie niesięgający wcześniej po różaniec, bez trudu odmawiają w ciągu dnia piętnaście lub więcej tajemnic, co przecież zajmuje ponad godzinę. Kolejnym jest brak poczucia większego obciążenia – owszem, w ciągu tych 54 dni występują momenty kryzysowe, ale regularność i konsekwencja przychodzą tu dużo łatwiej niż w podobnych postanowieniach dotyczących innych dziedzin. I wreszcie trzecie zaskakujące doświadczenie, że mimo długich godzin spędzonych na modlitwie nie zmieniamy się w tytanów duchowych i po zakończeniu nowenny często znów mamy problemy z odmówieniem choćby dziesiątki różańca.

Warto pamiętać, że Nowennę pompejańską odmawiamy w jednej konkretnej intencji, która może dotyczyć zarówno żyjących, jak i zmarłych.

Trzeba codziennie odmówić przynajmniej 15 tajemnic. Można więcej, ale zaleca się, by rozłożyć je na różne pory dnia.

Możemy się modlić nie tylko w kościele, ale również w domu, podczas pracy, jadąc tramwajem czy samochodem.

Trzeba bardzo uważać, aby nasza modlitwa nie zamieniła się w handlowanie z Bogiem czy podejście magiczne.

Można się spodziewać trudności ze strony Szatana, ale nie trzeba się tym zbytnio przejmować – to nawet dobry znak.

Niekiedy coś się nie uda, nie wyrobimy się w czasie i zastanie nas północ czy uśniemy podczas modlitwy – nie zniechęcajmy się, oddajmy to Bogu i kontynuujmy nowennę. Zawsze chodzi o proste serce, miłość do Boga i do człowieka, a nie o ścisłe zachowanie litery prawa.

Nie martwmy się też zbytnio rozproszeniami i po prostu wracajmy do modlitwy.

Czasami intencja spełnia się dopiero po odmówieniu całej nowenny, ale niekiedy już w trakcie jej trwania, czy nawet na samym początku – bez względu na to mówmy dalej całą do końca.

Jeden z mistrzów modlitwy na pytanie o to, jaka modlitwa jest najlepsza, odpowiedział po prostu: wytrwała.

Niech lektura świadectw pobudzi nas do praktykowania Nowenny pompejańskiej, byśmy byli świadkami cudów w naszym życiu!

7 października 2016

Małżeństwo ofiarowane Maryi

Siadając do napisania świadectwa o Nowennie pompejańskiej, w zasadzie nie wiedziałam, od czego zacząć. Od tego, że miałam ciężkie dzieciństwo, awantury i burdy w domu? A może od tego, że byłam bardzo zbuntowaną nastolatką, która zbyt wcześnie wkroczyła w dorosłe życie? A może powinnam zacząć od mojego związku w dorosłym już życiu z żonatym mężczyzną, w który potwornie się uwikłałam i z którego nie potrafiłam wyjść, chociaż bardzo chciałam? A może powinnam zacząć od tego, że pewnego dnia Pan Bóg odgrodził mnie od moich dotychczasowych znajomych, przyjaciół, rodziny? Pewnego dnia zostałam sama w wielkim mieście. Tak wyszło. Miałam zatem dużo czasu do rozmyślania. To był czas dany mi od Pana Boga, żeby zastanowić się nad swoim życiem. Wróciłam do Kościoła. Cieszyłam się na samą myśl, że pójdę na mszę świętą. Byłam tak spragniona sakramentów, że z czasem uczęszczałam na mszę świętą codziennie. W tym czasie jednak nie wszystko układało się pomyślnie. Moje nawrócenie zaczęło się od samotności. Niestety noce były koszmarne. Cały czas czułam czyjąś obecność. Śniły mi się na przemian diabły i anioły. Pojawił się strach, który mnie nie opuszczał. Pojawiła się bezsenność i, co za tym idzie, usypianie się alkoholem, a później, z obawy przed uzależnieniem od alkoholu, lekami nasennymi. Pan Bóg wyprowadził mnie z tego po pewnym czasie. Myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety, problemy w pracy i samotność bardzo mi doskwierały. Byłam jednak tak zablokowana na ludzi, że nie potrafiłam otworzyć swojego serca dla nikogo.

Pewnego dnia przypomniałam sobie o Dzienniczku Siostry Faustyny. Zawsze chciałam go przeczytać. I wtedy wszystko się zaczęło. Dzienniczek wywarł na mnie ogromne wrażenie. Pewnej nocy miałam sen. Pan Jezus cierpiący na krzyżu wołał mnie do siebie: „Przyjdź do mnie!”. Obok na ołtarzu leżało zdjęcie Siostry Faustyny. Po odwróceniu zdjęcia ujrzałam okropne znaki diabelskie, które wręcz parzyły. Po tym śnie oddałam swoje życie Panu Jezusowi. Całe życie, bez żadnych zastrzeżeń. W niedługim czasie obudził się we mnie głód komunii świętej. Miałam ogromne pragnienie przyjmowania jej codziennie. Pamiętam ostatnie czytanie Ewangelii podczas ostatniej chyba mszy świętej w moim starym życiu. To była historia o przerażonych apostołach na morzu, w nocy, w trakcie sztormu i o Panu Jezusie idącym po wodzie i wołającym do nich: „Odwagi. Nie bójcie się. Ja jestem”.

I tu się moje stare życie kończy.

Przyszły depresja i silne zaburzenia lękowe. Nie miałam już siły na nic. Wylądowałam w domu moich rodziców ze zwolnieniem lekarskim od psychiatry, leżąc w łóżku i bojąc się nawet wyjrzeć przez okno. Z perspektywy czasu stwierdzam, że przeżyłam własną śmierć. Niestety leki nie pomagały. I wówczas pojawił się ratunek. Nowenna pompejańska. Powiedziała mi o niej moja bratowa. Zaczęłam ją odmawiać. Z łóżka byłam w stanie podnieść się tylko po odmówieniu nowenny. Nowenna mnie uciszała i czułam w swym sercu spokój i matczyną miłość Matki Bożej. W tym samym czasie odczuwałam niestety całkowity brak Bożej obecności. Niedługo pojawiły się myśli samobójcze. Ale to nie były moje myśli. To były głosy z wewnątrz. Krzyczały, że jestem zerem, że nic nie znaczę, że jestem nieudacznikiem, który nikomu nie jest potrzebny, tym bardziej że Pan Bóg się ode mnie odwrócił i nie ma już dla mnie ratunku. „Zabij się!” – słyszałam w swojej głowie. Wytrwałam. Skończyłam odmawianie nowenny. Czułam się coraz lepiej.

Matka Boża znalazła mi narzeczonego, który wkrótce stał się moim mężem. Nie było łatwo, bo na drodze mojej i mojego jeszcze wówczas chłopaka cały czas stawały jakieś przeszkody. Moja mama przeciwstawiała się temu związkowi, jego rodzina również. To wszystko było jakieś dziwne, niezrozumiałe. Nie poznawałam mojej mamy – zachowywała się, jakby ją coś opętało. Dodam, że mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, bez nałogów, prowadzi własny biznes. Odnosiliśmy wrażenie, że komuś bardzo zależy, żeby ten ślub się nie odbył. Ale się odbył, w sanktuarium w Gietrzwałdzie. Podczas zaślubin ofiarowałam Maryi całe moje życie i moje małżeństwo.

Dzisiaj jestem już innym człowiekiem. Nie, nie jestem już całkowicie zdrowa. Ale z każdym dniem coraz zdrowsza. Wróciłam do pracy. Pan Jezus odbudowuje mnie od podstaw. Uświadamia mi moje wewnętrzne konflikty, cierpienia serca, które wypierałam, i zabiera to wszystko ode mnie.

Nie zrezygnowałam z różańca, nie potrafię bez niego żyć. Wciąż mnie uspokaja i daje spokój serca. Ze spokojem patrzę w przyszłość.

8 października 2016

Uzdrowienie córki z padaczki

W grudniu 2015 roku u mojej wówczas dziewięciomiesięcznej córki zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki padaczki. Po wizycie u pediatry dostaliśmy skierowanie na szczegółowe badania, między innymi USG przez ciemiączko i EEG. Wizyta u specjalisty potwierdziła nasze obawy – diagnoza: mioklonie barków (rodzaj padaczki). Najbardziej byłam przerażona wizją życia mojej córeczki z chorobą, wytykania palcami przez dzieci, braniem leków itd. Przypomniałam sobie jednak o nowennie nie do odparcia, zebrałam się i zaczęłam szturm do nieba… Jaka była moja radość, kiedy to już w drugim dniu nowenny, części błagalnej, przyszły wyniki EEG: córka była zdrowa!!! Kolejne dni przyniosły całkowity zanik napadów. Gdy skończyłam odmawiać nowennę w marcu 2016 roku, dziecko nie miało żadnych oznak padaczki. Wszystko minęło. Była to moja czwarta nowenna, nigdy jednak nie zostałam wysłuchana tak szybko! Każdemu, kto ma trudny problem, polecam odmawianie Nowenny pompejańskiej, wszak sama Maryja zapewniała, że jest ona nie do odparcia! Chwała Panu!

8 października 2016

Na przekór własnym słabościom

Pan przebaczył mi moje grzechy. Byłam zdumiona i trochę… zakłopotana. Bo okazuje się, że trudniej jest wybaczyć samemu sobie. Ukojenie dała codzienna Eucharystia. Chciałam jednak się modlić, skupić rozbiegane myśli. Wiedziałam, że jest coś takiego jak Nowenna pompejańska – prawie Himalaje modlitwy. W lutym tego roku zaczęłam swoją pierwszą nowennę, w intencji moich dzieci. Początki były trudne. Brakowało mi czasu, nie potrafiłam się skupić… zasypiałam w trakcie odmawiania. Ale nie poddawałam się. Skończyłam pierwszą nowennę i chciałam dać sobie spokój. Po kilku dniach musiałam zacząć nową nowennę. „Musiałam” to dobre słowo. Zaczęło mi brakować „zdrowasiek”. Tym razem modliłam się o ukochane dusze w czyśćcu. Koniec. Koniec? Nie, po tygodniu od skończenia drugiej, zaczęłam trzecią nowennę w intencji grzeszników. Obecnie odmawiam czwartą w prywatnej intencji.

Przede wszystkim nie jest tak, że efekty modlitwy są natychmiast dostrzegalne. Trzeba z pokorą przyjąć fakt, że to Bóg wybiera czas. Mnie Nowenna pompejańska nauczyła systematyczności, zdyscyplinowała mnie, nagięła rozbiegane myśli ku jednej czynności. Czuję siłę i moc modlitwy. Czuję więź z Maryją, Matką mojego Boga. Znalazłam ukojenie. I mam poczucie bliskości w świętych obcowaniu.

Już wiem, jaka będzie intencja mojej piątej nowenny…

9 października 2016

Prześladowanie zniknęło

Mam siedemnaście lat, jestem obecnie w liceum. Pierwszy raz zaczęłam odmawiać Nowennę pompejańską w trzeciej klasie gimnazjum. Byłam wyśmiewana przez moich rówieśników. W tamtej chwili czułam się prześladowana. Najgorsze było to, że nie wiedziałam, z jakiego powodu to robią. W pierwszej i drugiej klasie gimnazjum dostawałam ataków paniki i nie chodziłam do szkoły, bo po prostu się bałam. Kiedy z trudem udało mi się przetrwać czas w szkole, wracałam do domu i płakałam. Dzień w dzień. Nikt z moich bliskich o tym nie wiedział. Tylko ja. Czułam się bezsilna. W trzeciej klasie, kiedy myślałam, że będzie lepiej, okazało się, że nic się nie zakończyło. Wtedy właśnie zdecydowałam się odmawiać Nowennę pompejańską. Moje problemy skończyły się. Moje życie się zmieniło. Nie chodziłam już do szkoły w strachu, byłam silniejsza. I wiem, że to wszystko dzięki nowennie. Teraz jestem w trakcie odmawiania drugiej Nowenny pompejańskiej w swoim życiu i już czuję jej wpływ na moje życie, choć jeszcze nie skończyłam. Gdy skończę tę, będę chciała zacząć odmawiać kolejną. Pisze to wszystko, aby inni ludzie zrozumieli, że ta nowenna naprawdę ma szczególną moc. I przyznam szczerze, że obawiałam się, że nie będę miała czasu jej odmawiać, jednak teraz pomimo bardzo dużej ilości nauki daję radę. Nowenna dodaje mi otuchy i wiary w lepsze jutro. Dziękuję, że było mi dane o niej usłyszeć.

10 października 2016

Dzięki tej nowennie spotkał mnie cud

Chciałabym podzielić się świadectwem z odmawiania Nowenny pompejańskiej (choć jeszcze ją odmawiam). Nie jestem typem, który ma otwartość w składaniu świadectw, niemniej chciałabym na chwałę Maryi opowiedzieć o moim doświadczeniu.

Nowennę odmawiam, powierzając intencje konkretnie Matce Bożej z Guadalupe (według „protokołu” powinnam prosić o wstawiennictwo Matkę Bożą z Pompejów, wiem), ale pewnie tylko dlatego tak robię, że kiedyś nasza koleżanka ze wspólnoty dała mi obrazek, który przywiozła z pielgrzymki właśnie stamtąd i jest (był) to jedyny obraz Maryi w moim domu. Zatem zmontowałam sobie taki ołtarzyk i najczęściej modliłam się nowenną przed nim w domu.

Podczas tej samej nowenny wybrzmiało nowe pragnienie w moim sercu, takie obok głównej intencji, że w zasadzie chciałabym zawiesić w salonie taki większy obraz Matki Bożej z Guadalupe i żeby Ona zagościła w moim domu okazale i widocznie. Obraz Matki Bożej z Guadalupe podobno zawsze stał na biurku u papieża – świętego Jana Pawła II.

No i o tym tzw. przypadku chcę opowiedzieć właśnie teraz… w ostatni dzień próśb, po którym zaczyna się kolejne dwadzieścia siedem dni Nowenny pompejańskiej, dziękując za wysłuchane łaski i prośby, spotkałam się z księdzem… tak zupełnie przy innej okazji. Nie przyjaźnimy się z nim szczególnie, a tu jakoś bez kontekstu zapytał mnie, czy może dać mi prezent. Tym prezentem okazał się obraz Matki Bożej z Guadalupe – dokładnie takich rozmiarów, o jakim myślałam, że pasowałby mi nad ten mój stół. Gwarantuję, że ksiądz nie wiedział w ogóle o moim ołtarzyku i pragnieniu, żeby zaprosić Maryję do zamieszkania u mnie okazale i widocznie.

Ta sytuacja bardzo poruszyła moje serce i mnie wzruszyła. Dzień prezentu od księdza to też dzień urodzin mojej ziemskiej mamy, a też, mówiąc ogólnie, było kilka przeszkód, żeby moja mama mnie urodziła. Dlatego to także szczególnie mocny znak w moim obecnym przeżywaniu relacji dziecięctwa Bożego.

Obraz już wisi na ścianie, nad stołem.

11 października 2016

Małe wielkie cuda

Pierwszą nowennę podjęłam za zdrowie mojej przyjaciółki, która zachorowała na nowotwór. Zadzwoniła, że ona podejmuje za siebie i czy się dołączę. Pomyślałam: „nowenna… dziewięć dni, dam radę”. Kiedy przeczytałam, o co mnie poprosiła, pomyślałam, że oszalała… ale jej życie było zagrożone, zatem nie mogłam się poddać. Łatwo nie było, ale udało się. I ja, i moja przyjaciółka, i jeszcze kilka osób odmówiliśmy nowennę w intencji jej zdrowia. Została uzdrowiona.

To nie są czary, a różaniec to nie jest czarodziejska różdżka. To ogromny wysiłek, moc skupienia, wiele wyrzeczeń czasowych. Szatan działa na wielu frontach, żebyśmy się poddali. Wkrada się znudzenie, zmęczenie, roztargnienie… ale ta modlitwa niesie ze sobą wiele łask. Pokochałam różaniec, chociaż to nie była moja ulubiona modlitwa. Dziś od mojej pierwszej nowenny minęły już prawie trzy lata. Obecnie podjęłam dziewiątą nowennę w życiu i wiem, że na tym się nie skończy. Nikt tak jak Matka Chrystusa nie rozumie wszelkiego cierpienia, jakie daje świat. Ona kocha swoje dzieci tak bardzo, że nie pozostaje głucha na wołanie o pomoc.

Różaniec nareszcie nie kojarzy mi się z moją babcią i zmęczeniem, ale z niezwykłą historią życia Najświętszej Matki i Jej UKOCHANEGOSYNA.

14 października 2016

Moje dziecko urodziło się zdrowe

Moja historia związana z Nowenną pompejańską zaczęła się, gdy byłam w ciąży. Wierzyłam w Boga, chodziłam do kościoła, ale jakoś specjalnie nadgorliwa w modlitwach nie byłam.

W dwudziestym szóstym tygodniu zaczęły się problemy z utrzymaniem ciąży, ciągle powracające skurcze, które z trudem udawało się opanować. Do tego szyjka macicy była coraz krótsza.

Moja mama powiedziała mi, żebym się modliła właśnie tą nowenną. Akurat leżałam w szpitalu, gdy zaczęłam się modlić. Na drugi dzień złapały mnie silne skurcze. Gdy przyszedł mój lekarz prowadzący, zapytałam, do którego tygodnia dziecko musi jeszcze posiedzieć w brzuchu, żeby miało realne szanse na przeżycie. Powiedział, że do skończonego trzydziestego tygodnia. Koniec trzydziestego tygodnia wypadał w Wigilię i wtedy też kończyła się część błagalna.

Kiedy dotrwałam do tego trzydziestego tygodnia, lekarze mówili, że po trzydziestym czwartym tygodniu dziecko ma już rozwinięte wszystkie organy i jeśli doczekam do końca trzydziestego czwartego tygodnia, to będziemy mogli odetchnąć.