Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii - Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula - ebook + audiobook

Polska-Rosja. Historia obsesji, obsesja historii ebook i audiobook

Andrzej Chwalba, Harpula Wojciech

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Książka autorów bestsellerowych Zwrotnic dziejów

Fascynująca rozmowa z prof. Andrzejem Chwalbą o polsko-rosyjskiej historii i jej wariantach

Skąd się wzięła polsko-rosyjska obsesja?

Dlaczego ciągle nam z Rosją nie po drodze?

Które momenty w historii stosunków Polski z Rosją okazały się decydujące dla Polaków, Europejczyków i świata?

Wybitny i ceniony historyk Andrzej Chwalba oraz dziennikarz Wojciech Harpula, wykorzystując formę wywiadu, sprawdzoną w książce Zwrotnice dziejów, koncentrują się tym razem na relacjach Polski z „niewygodnym” sąsiadem. Zadają pytania o historię i dynamikę relacji polsko-rosyjskich, decydujące procesy i kluczowe momenty, które zaważyły na losach obu państw. Unia w Krewie 1385 roku, bitwa pod Orszą w 1514, wojny z Moskwą za Batorego, zajęcie Moskwy w 1610, początek „oddawania pola” Rosji w rozejmie andruszowskim, rozbiory, XIX-wieczne powstania narodowe, wreszcie Bitwa Warszawska 1920, zbrodnia katyńska i powojenna instalacja komunistów w Polsce.

Autorzy rzetelnie i zarazem barwnie wyjaśniają, dlaczego do dziś cień Rosji kładzie się na stosunkach wewnętrznych i międzynarodowych Polski.

Prowokujące pytania, odważne diagnozy, wnikliwe analizy. Lektura niezbędna dla każdego miłośnika historii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 473

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 10 min

Lektor: Grzegorz Borowski

Oceny
4,7 (84 oceny)
60
21
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wprocki

Nie oderwiesz się od lektury

Całościowa analiza relacji polsko-rusko-rosyjskich na tle dziejów Polski. Podejście obejmuje także tzw. analizę historii alternatywnej. Pomocna w zrozumieniu obecnych poczynań Rosji. Przydałaby się analiza o czasy po 1989 roku, zwłaszcza dwudziestu lat władzy Putina.
20
lehoo21

Nie oderwiesz się od lektury

Naprawdę warto przesłuchać te kilkanaście godzin audiobooka. Ciekawie i kompleksowo opisana historia stosunków polsko-rosyjskich. Świetnie też przeczytane.
20
Owcanica

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna lekcja historii.
10
Kuba_Sniez

Nie oderwiesz się od lektury

Autorzy w świetny sposób pomagają odkryć prawdziwe bogactwo historii oraz jej piękno, kiedy poznaje się ja taką jaką jest, bez prymitywnych uproszczeń czy schematyzowania, charakterystycznych dla szkolnej czy medialnej historii.
10
Kumbicjan

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała książka
00

Popularność




Opieka redakcyjna: MAŁGORZATA GADOMSKA
Redakcja: ANNA WOJNA
Korekta: Pracownia 12A, KAMIL BOGUSIEWICZ, MICHAŁ KOWAL
Wybór ilustracji: MARCIN STASIAK
Projekt wnętrza książki: ROBERT KLEEMANN
Projekt okładki: KRZYSZTOF IWAŃSKI
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Andrzej Chwalba i Wojciech Harpula © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2021
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07242-4
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
.

W 1797 roku mocarstwa rozbiorowe zakończyły delimitację swoich granic na ziemiach Rzeczpospolitej i zaczęły wprowadzać własne porządki. Jaki był rosyjski pomysł na rządzenie Polakami?

Taki sam jak w innych nierosyjskich prowincjach Imperium. To był sprawdzony model. W niemieckich Inflantach, w dawnych chanatach, w Gruzji, a później także w rumuńskiej Besarabii nadal rządziły lokalne elity, a Rosja zadowalała się kontrolą zwierzchnią. Tak samo było w przypadku ziem Rzeczpospolitej. Dla Petersburga ważne było, by podatki wpływały regularnie, a pobór rekruta przebiegał spokojnie. Tym nie zajmowali się urzędnicy przysłani z Rosji. Aparat administracyjny pozostał w polskich rękach. Zmienił jednak charakter. Nieprofesjonalni polscy urzędnicy, którzy działali na zasadzie honorowego wolontariatu i nie otrzymywali z tego tytułu pensji, dostali przydział kompetencji, pensję i czin – stanowisko, rangę w hierarchii administracyjnej.

Zmiany, które wprowadziła Rosja na ziemiach przyłączonych do Imperium, czyli tak zwanych Ziemiach Zabranych, były niewielkie. Zwłaszcza w porównaniu z zaborami austriackim i pruskim. Do czasów powstania listopadowego ziemie zaboru rosyjskiego miały najlepsze warunki do rozwoju polskiej kultury, oświaty, języka, gospodarki. Nadal obowiązywały dotychczasowe miary i wagi oraz waluta z czasów Rzeczpospolitej. Pozostawiono stare szlacheckie urzędy, w tym marszałków powiatowych i wojewódzkich. Prawo i sądy były polskie. Popatrzmy na Pana Tadeusza. To rok 1812. Są wojska rosyjskie, a nie ma rosyjskich urzędników. Mamy podkomorzego, wojskiego, asesora, rejenta, sędziego...

Nawet woźnego trybunału.

Nawet woźnego. Rosja niczego nie zmieniła w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. Szlachta za wierną służbę na rzecz Petersburga otrzymywała dawne polskie ordery. Kościół katolicki nie był nękany. Ogromne postępy zrobiła polska oświata. W 1803 roku wileńską Szkołę Główną przekształcono w uniwersytet, a kuratorem okręgu naukowego został książę Adam Jerzy Czartoryski. Rosja oddała władzę nad oświatą w ręce polskie. Dzięki temu aż do wybuchu powstania listopadowego można nawet mówić o ofensywie polskości na Kresach – dawnych ziemiach wschodnich Rzeczpospolitej. Dzięki dynamicznemu rozwojowi szkolnictwa średniego postępował proces polonizacji, zwłaszcza na Wileńszczyźnie i Grodzieńszczyźnie. W Wilnie do roku 1831 działał jedyny przyzwoity uniwersytet w Rosji, na którym kształciła się większość wszystkich studentów państwa. Polski Uniwersytet Wileński był kuźnią kadr dla Imperium Rosyjskiego! W Wilnie nauki pobierało tysiąc pięciuset studentów. W pozostałych pięciu uczelniach Rosji – niespełna tysiąc.

Rosja u progu XIX wieku nie miała wystarczającej liczby wykształconych urzędników. Dlatego przed szlachtą z podbitych prowincji otwierały się wielkie możliwości. Niemieccy baronowie z Inflant w XVIII wieku robili zawrotne kariery w armii i administracji. Byli podporą Imperium. W pewnych okresach wręcz rządzili Rosją. Gdy caryca Elżbieta zapytała kiedyś Michaiła Łomonosowa, wybitnego rosyjskiego naukowca i poetę, jakiej nagrody chce za swoje zasługi, ten miał odpowiedzieć: Matuszka, proizwiedi ty mienia w Germancy („Mateczko, zrób ze mnie Niemca”). To anegdota, ale dobrze oddaje klimat czasów, kiedy w Rosji łatwiej było zrobić karierę, będąc Niemcem niż Rosjaninem.

Dziś mało się o tym mówi, ale po rozbiorach część polskich elit naukowych i politycznych postawiła na współpracę z Rosją. I to nie byli tylko ludzie spod znaku Targowicy. Jan Potocki, podróżnik, historyk, etnograf, archeolog i powieściopisarz, autor Rękopisu znalezionego w Saragossie, był posłem na Sejm Czteroletni, angażował się w dzieło naprawy Rzeczpospolitej. Po rozbiorach został radcą w petersburskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Brał udział w misjach dyplomatycznych, stał się gorącym orędownikiem ekspansji rosyjskiej w Azji, opracował nawet jej szczegółowy program. Za swoje osiągnięcia naukowe został zaliczony w poczet członków honorowych Cesarskiej Akademii Nauk. Tadeusz Czacki, ekonomista i historyk, członek Komisji Edukacji Narodowej, razem ze Stanisławem Augustem Poniatowskim reformował kraj. Później, za sprawą księcia Czartoryskiego, został wizytatorem szkół na Wołyniu. Znów działał dla Polski, nauki i oświecenia. Stworzył słynne Liceum w Krzemieńcu, zwane „wołyńskimi Atenami”, wzorowane na elitarnych placówkach w Cesarstwie. To byli ludzie, którzy po rozbiorach uznali, że klęska Rzeczpospolitej oznacza koniec polsko-rosyjskiego sporu w wymiarze politycznym. Przegraliśmy. Koniec kropka. Teraz trzeba, odwołując się do idei słowiańskiego pobratymstwa, przezwyciężyć konflikt Polaków i Rosjan. Dzięki temu, że Polacy są narodem bardziej oświeconym od Rosjan, mają do odegrania w imperium rosyjskim wielką rolę. Taką samą, jaką Grecy odgrywali w Imperium Rzymskim. Dzięki Polakom Rosja ma się cywilizować i stawać się rodziną dla wszystkich słowiańskich ludów. Ta myśl z pełną mocą powróciła już w czasach Królestwa Polskiego, połączonego z Rosją unią personalną. Stanisław Staszic nawoływał wtedy do „spajania się z Rosją”. Polacy mieli czerpać z niej moc, potęgę, możliwość działania. A Rosja od Polaków oświecenie, zdobycze cywilizacyjne.

Skoro część polskich elit zdecydowała się współpracować z Rosją, to dlaczego Polacy powszechnie wsparli Napoleona i z nim związali nadzieję na odbudowę Rzeczpospolitej?

Dziś wydaje nam się, że wszyscy poszli za Napoleonem. Nic dziwnego, historia Legionów Polskich we Włoszech to część naszego mitu narodowego. Mazurek Dąbrowskiego opowiada o nadziejach tych Polaków, którzy po powstaniu kościuszkowskim i trzecim rozbiorze nie pogodzili się z utratą niepodległości i związali swój los i rachuby polityczne z napoleońską Francją. Ale gdy Jan Henryk Dąbrowski, Karol Kniaziewicz i Józef Wybicki marzyli o „powrocie z ziemi włoskiej do Polski”, książę Adam Jerzy Czartoryski starał się przekonać Rosjan, że przywrócenie państwa polskiego jest zgodne z mocarstwowymi interesami Imperium. Ród Czartoryskich wydał wielu ważnych, bardzo zasłużonych dla polskości ludzi, ale losy księcia Adama Jerzego były doprawdy niezwykłe. Jego życiorysem można by obdzielić kilkanaście osób. A i tak każda z nich mogłaby mówić, że miała ciekawe życie. Jego postać z pewnością często będzie wracać w naszej opowieści. Był synem księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, tego samego, którego wojewoda ruski książę August Czartoryski przygotowywał do roli króla Polski. Książę Adam Jerzy wziął udział w wojnie polsko-rosyjskiej w 1792 roku, po insurekcji kościuszkowskiej ojciec wysłał go wraz z bratem Konstantym do Petersburga. Wstąpił do elitarnej Gwardii Konnej, został adiutantem i przyjacielem o siedem lat młodszego carewicza Aleksandra.

To prawda, że książę Adam miał dziecko z żoną przyszłego cara, Elżbietą?

Temu nie zaprzeczał. Książę Czartoryski był ojcem jej pierwszego dziecka, Marii Aleksandrowny, która dość szybko zmarła. Romans wielkiej księżnej Elżbiety z polskim arystokratą trwał blisko trzy lata. Carewicz Aleksander nie miał nic przeciwko. Za to cesarz Paweł, gdy dowiedział się, kto jest ojcem, wpadł w szał. Wybuchy niepohamowanego gniewu były u niego typowe, odziedziczył choleryczne usposobienie po ojcu, Piotrze III. Paweł I chciał zesłać księcia Adama na Syberię. Skończyło się na dworskim skandalu i wysłaniu Polaka na rosyjską placówkę dyplomatyczną w Królestwie Sardynii. Szybko z niej wrócił, bo w 1801 roku jego przyjaciel został carem. Spiskowcy zamordowali Pawła I, dusząc go szarfą orderową, a władzę oddali dwudziestotrzyletniemu Aleksandrowi I. Ciesząc się wsparciem cesarza, książę Czartoryski został członkiem senatu i wiceministrem spraw zagranicznych Imperium. Wystąpił wtedy z memoriałem pod tytułem O systemie, którego winna trzymać się Rosja. Postulował zwrot w rosyjskiej polityce zagranicznej. Zaproponował odbudowę Rzeczpospolitej pod berłem Romanowów. Miała ona obejmować ziemie zaboru rosyjskiego, pruskiego i część austriackiego. Po utworzeniu unii Rzeczpospolitej z Rosją byłoby możliwe zbudowanie wielkiej federacji narodów – przede wszystkim słowiańskich – pod przewodnictwem Petersburga, sięgającej aż po Adriatyk i Konstantynopol. Realizację tego strategicznego celu miała wesprzeć Anglia. Prusy i Austria zostałyby osłabione, a to przyniosłoby Staremu Kontynentowi nową równowagę sił, opartą na dominacji trzech mocarstw: Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji. Wobec śmiertelnej wrogości między Paryżem a Londynem rola arbitra zawsze spoczywałaby w ręku Petersburga. Ani wcześniej, ani później żaden z polskich polityków nie widział Rosji tak wielkiej i tak przyjaznej Polsce. Gdy książę Czartoryski został ministrem spraw zagranicznych Rosji, próbował do tego planu przekonać cesarza i jego otoczenie. O szczegółach planu rozmawiał z Aleksandrem I w Puławach, stąd w literaturze historycznej pomysł księcia nazywany jest planem puławskim. Cesarz i politycy rosyjscy mieli do niego zastrzeżenia: przede wszystkim zdawali sobie sprawę, że uderzenie na Prusy i Austrię musiałoby prowadzić do wejścia Rosji w skład napoleońskiej Europy. Ponadto, o ile Aleksander I wydawał się bliski myśli o odbudowie Rzeczpospolitej, o tyle jego doradcy nie wyobrażali sobie zjednoczenia Polski. Ostatecznie Aleksander I nie ogłosił się królem Polski i nie wkroczył zbrojnie do Berlina. Przeciwnie, zawarł sojusz z Prusami i u boku Austrii wystąpił przeciwko Napoleonowi, by w grudniu 1805 roku ponieść klęskę w bitwie trzech cesarzy pod Austerlitz. Rozgoryczony książę Czartoryski ustąpił ze stanowiska, ale Aleksander I nie porzucił idei odbudowy państwowości polskiej pod berłem rosyjskiej dynastii.

Do Berlina zamiast cesarza Rosji wkroczył cesarz Francuzów. Po pokonaniu Fryderyka Wilhelma III zajął niemal całe terytorium Prus, w tym ziemie Rzeczpospolitej. Zaczęła powstawać polska administracja i armia. To Napoleon, a nie Aleksander podniósł Polskę z grobu.

Nie tyle Polskę, ile sprawę polską. To prawda, po upadku Rzeczpospolitej wydawało się, że odzyskanie niepodległości przez Polskę jest niemożliwe. Nikomu to nie było na rękę. Tylko książę Czartoryski wytrwale przekonywał Rosjan, że leży to w ich interesie. Jak wiemy, sukcesu nie osiągnął. Historia sprawy polskiej zaczyna się w 1806 roku wraz z pojawieniem się w środkowej Europie Napoleona i tych Polaków, którzy stali przy nim od dawna. Wtedy rozpoczęła się gra dwóch wielkich postaci tego czasu, Aleksandra I i Napoleona, o polską duszę i terytoria należące kiedyś do Rzeczpospolitej. Z jednej strony Polacy zabrali się do formowania armii, która u boku Napoleona wzięła udział w walkach z Prusami i wspomagającą ich Rosją. Z drugiej książę Czartoryski przekonywał do poparcia opcji rosyjskiej, a Aleksander I zachęcał legionistę, generała Karola Kniaziewicza, by stanął na czele armii polskiej, która miała zostać sformowana w Rosji. Kniaziewicz odmówił, zaufano Francji.

Napoleon pokonał Prusy. Gdy w 1807 roku w Tylży ustalano warunki pokoju, cesarz, który nie zrezygnował z pomysłu restytucji „własnego” państwa polskiego, starał się ograniczyć wielkość Polski „napoleońskiej”. Nie wyraził też zgody, by przyjęła nazwę Królestwo Polskie. W wyniku kompromisu z ziem trzeciego i drugiego rozbioru pruskiego powstało Księstwo Warszawskie, na którego czele stanął król saski Fryderyk August I, wnuk Augusta III. Księstwo było państwem satelickim Francji, pokój w Tylży oznaczał przesunięcie na Niemen i Bug wschodniej granicy Europy napoleońskiej. Po zwycięskiej kampanii przeciwko Austrii w 1809 roku do Księstwa przyłączono część Galicji z Krakowem, Radomiem, Lublinem oraz okręg zamojski. Wszystko wskazywało na to, że o przyszłości Francji, Napoleona i Polski zadecyduje wojna z Rosją, na którą zanosiło się już w 1810 roku. Rok później była przesądzona.

Dla Polaków miał to być ostatni krok na drodze do odbudowy państwa. Aleksander I nie miał zbyt wielu atutów. Czy próbował w ogóle zabiegać o poparcie w Księstwie i na Litwie?

Oczywiście. Niezwykle ożywiła się rosyjska dyplomacja. Aleksander I był najbardziej zainteresowany przejściem blisko stutysięcznej armii Księstwa na stronę Rosji. Przez przychylnych Rosji polskich arystokratów nawiązał kontakt z jej wodzem, księciem Józefem Poniatowskim, ale odpowiedź nie pozostawiała złudzeń. Poniatowski i jego żołnierze zamierzali bić się razem z Napoleonem przeciwko Rosji. Politycy Księstwa wierzyli w Napoleona. Tam Aleksander I nie miał czego szukać.

Większe sukcesy odniósł na Litwie. Posunął się nawet do zapowiedzi unii Rosji z Litwą. Prorosyjscy politycy: kompozytor i powstaniec kościuszkowski Michał Ogiński, drugi i ostatni naczelnik insurekcji kościuszkowskiej Tomasz Wawrzecki oraz książę Ksawery Drucki-Lubecki w 1811 roku w porozumieniu z Aleksandrem I opracowali jej projekt. Ogiński z Lubeckim planowali również utworzenie armii Wielkiego Księstwa Litewskiego. Na początku 1812 roku był już przygotowany manifest ogłaszający powstanie nowego państwa w unii z Rosją. Cesarz jednak się wahał. Jego plany spowodowały sprzeciw konserwatystów, z wpływowym Nikołajem Karamzinem, oficjalnym historiografem Imperium Rosyjskiego, na czele. Sprawą sporną była także wielkość przyszłego państwa, a zwłaszcza włączenie do niego ziem ukraińskich. Jeszcze w kwietniu 1812 roku, na dwa miesiące przed wkroczeniem Napoleona na Litwę i do Rosji, Aleksander I potwierdził w Wilnie plany utworzenia nowego państwa sojuszniczego w unii z Cesarstwem.

Te zabiegi Aleksandra I przyniosły skutek?

Tak. Znaczna część polskich elit i szlachty ze wschodnich ziem Rzeczpospolitej postawiła na współpracę z Rosją. Wkroczenie Napoleona na Litwę nie wywołało entuzjazmu znanego z kart Pana Tadeusza. Część szlachty, jak Jacek Soplica, przystąpiła do profrancuskiej konfederacji, ale to była mniejszość.

To dość odległe od naszego mitu narodowego.

Większość szlachty i arystokracji zachowała się neutralnie i czekała, co się wydarzy. Spora część stanęła przy Rosji. Już Katarzyna II tworzyła pułki jazdy białoruskiej, w których służyła drobna polska szlachta. Dlatego w bitwie pod Borodino z jednej strony dzielnie walczyły pułki księcia Józefa Poniatowskiego, a z drugiej równie mężnie stawały pułki polskie po stronie rosyjskiej. Polskich żołnierzy i oficerów obsypano po Borodino rosyjskimi odznaczeniami i orderami. Te oddziały nazywano litewskimi lub białoruskimi, ale składały się niemal wyłącznie z Polaków. Służyło w nich wielu dawnych żołnierzy Kościuszki.

Napoleon nie wskrzesił Królestwa Polskiego, a w grudniu 1812 roku do Księstwa zaczęły wracać niedobitki jego Wielkiej Armii. Aleksander I wygrał wojnę. Szybko miało się okazać, czy jego deklaracje o odbudowie państwowości polskiej były prawdą.

Historia powiedziała cesarzowi Rosji „sprawdzam”. I trzeba przyznać, że od chwili wkroczenia armii rosyjskiej na terytorium Księstwa Aleksander robił wiele, by pozyskać Polaków. Pamiętamy o bohaterskiej śmierci księcia Józefa Poniatowskiego w Elsterze i wiernych Napoleonowi aż do końca żołnierzach polskich. Niewiele brakowało, by losy bratanka Stanisława Augusta Poniatowskiego potoczyły się inaczej. Książę Poniatowski w 1813 roku przeżywał jedne z najtrudniejszych chwil w swoim życiu. Po raz kolejny Rosja zaproponowała mu odstąpienie od Francji. Wódz armii Księstwa wahał się, był bliski śmierci samobójczej. Chciał strzelić sobie w głowę. Ostatecznie postawił na Napoleona, bo uważał się za człowieka honoru. Nie chciał zdradzić sztandarów. Gdyby przeszedł na drugą stronę, nie byłby w stanie spojrzeć sobie w oczy. Generał Jan Henryk Dąbrowski dostał podobną ofertę. I po długim namyśle też powiedział „nie”. Kierując się takimi samymi względami i wartościami jak książę Poniatowski. Cywilom łatwiej było zmienić front. Tym bardziej że wojska rosyjskie nie traktowały Księstwa jako kraju okupowanego, ale potencjalnego sojusznika. Politycy rządu Księstwa Warszawskiego nawiązali kontakt z wielkim księciem Konstantym i wkrótce z samym Aleksandrem I. Po ostatecznym upadku Napoleona cesarz Rosji zajął w umysłach polskich elit politycznych miejsce opuszczone przez cesarza Francuzów. Teraz to on był nadzieją na odbudowę Polski. Powracających z Francji polskich żołnierzy kazał witać jak bohaterów. Wkraczali w zwartych szeregach, z orłami i sztandarami. Rannym udzielano pomocy, zatroszczono się o wdowy i rodziny poległych. Postanowienia kongresu wiedeńskiego z 1815 roku dowiodły, że Aleksander I przyjął za swoją sformułowaną przed dekadą ideę księcia Czartoryskiego, zakładającą odbudowę Polski w unii personalnej z Rosją.

Postanowienia kongresu, który na niemal sto lat ustalił ład europejski, mogły być lepsze dla Polski?

Mogły być i lepsze, i gorsze. Lepsze, gdyby Prusy, Austria i Anglia wykazały mniej determinacji w przeciwstawianiu się planom Aleksandra I. Zdecydowanie gorsze, gdyby cesarzem nie był akurat Romanow, który nie żywił do Polaków wrogości i nie odrzucał rozwiązań w duchu liberalnym. W Wiedniu Aleksander I, wspierany przez księcia Czartoryskiego, dążył do zachowania kontroli nad jak największą częścią ziem Księstwa Warszawskiego. Rosja była głównym zwycięzcą wojny, ale Prusy, Austria i Wielka Brytania nie wyraziły zgody, by Petersburg przechwycił całość Księstwa. Bo to oznaczałoby, że Aleksander I będzie rządził państwem, którego granice przebiegają niewiele ponad sto kilometrów od Berlina.

Dlatego doszło do podziału ziem Księstwa. W imię zasady równowagi postanowiono, że żadne z mocarstw nie będzie posiadało ani trzech, ani dwóch głównych miast Polski. Warszawa i osiem departamentów przypadły carowi – to w sumie około dwóch trzecich powierzchni Księstwa Warszawskiego. Z nich powstało konstytucyjne Królestwo Polskie z Aleksandrem I jako spodziewanym królem. Z dwóch zachodnich departamentów wraz z Poznaniem utworzono Wielkie Księstwo Poznańskie – autonomiczne w ramach Prus. Podgórze i Wieliczka z przyległościami wróciły do Austrii. Z niewielkiego fragmentu dawnego departamentu krakowskiego utworzono państewko – Rzeczpospolitą Krakowską. Mocarstwa nie chciały, by obie stolice Polski – młodsza i starsza – przypadły Rosji.

Kongres wiedeński podzielił Księstwo Warszawskie, ale zgodnie z deklaracjami Aleksandra I niezależne Królestwo Polskie w unii personalnej z Rosją zostało odbudowane. Dzięki księciu Czartoryskiemu miało też jedną z najbardziej liberalnych w Europie konstytucji. Cesarz kusił też polskie elity ofertą, że w przyszłości Królestwo obejmie także ziemie zaboru rosyjskiego, czyli Ziemie Zabrane – Litwę, część Łotwy, Białoruś, szmat Ukrainy.

To nie było tylko mydlenie oczu?

Niekoniecznie. Aleksander I nie zdecydował się na koronację na króla Polski, ale początki rządów Romanowów w Warszawie wyglądały – z punktu widzenia Polaków – bardzo obiecująco. Gdy w listopadzie 1815 roku cesarz przyjechał do Warszawy, publicznie pokazywał się w polskim mundurze generała brygady, starał się pozyskać sympatię polskich elit. Podczas obrad sejmu w 1818 roku wykonał kolejny krok. Ubrany w galowy polski mundur z Orderem Orła Białego na piersiach mówił: „Wierny moim przedsięwzięciom, będę mógł dalej rozszerzyć to, co już dla was uczyniłem”. Polacy odczytywali to jako jednoznaczne nawiązanie do pomysłu rozszerzenia Królestwa na Ziemie Zabrane. To wywołało entuzjazm. Sympatie Polaków do Aleksandra I były wówczas szczere i gorące. Oczy polskich elit politycznych wszystkich trzech zaborów były wtedy zwrócone na cesarza Rosji. To był krótki czas, kiedy Rosja nie była naszą obsesją. Była naszą nadzieją. Uważam, że oferta zwrotu Ziem Zabranych była autentyczna. Aleksander był dziedzicem myśli politycznej Katarzyny II, miał zresztą o babce jak najlepsze zdanie. Rosja chciała panować nad większością ziem dawnej Rzeczpospolitej.

Ale przecież nad Ziemiami Zabranymi i tak panowała.

Rosja chciała panować nie tylko nad ziemiami, ale także nad ludźmi. Aleksander I wiedział, że pod jego berłem więcej ludzi umie czytać i pisać po polsku niż po rosyjsku. Liczna polska szlachta i powstająca właśnie inteligencja byłyby cennym nabytkiem dla Imperium, pod warunkiem, że Polacy porzuciliby zapędy insurekcyjne i przeszli na tory lojalizmu. Bez pozyskania polskich elit Rosja nie była w stanie poszerzyć wpływów strategicznych w środkowej Europie. Myśl, by Polacy stali się częścią imperialnej klasy politycznej, będzie obecna w polityce Rosji aż do powstania styczniowego. Skoro Niemcy, Szwedzi, Gruzini, Tatarzy, Rumuni, zachowując swój język i wyznanie, współpracowali z Rosją, to czemu miałoby się to nie udać z Polakami? Aleksander I zdawał sobie sprawę z trudnej historii polsko-rosyjskiej. Z tego, jak wiele krwi przez wieki polało się po obu stronach. Że jeszcze kilka pokoleń temu oba państwa rywalizowały jak równy z równym. Wiedział, że pozyskanie Polaków nie będzie łatwe. Zdecydował się na odważny krok. Odbudowując polską państwowość, liczył na to, że oddanie dawnych ziem Rzeczpospolitej Polakom przekona ich, że Imperium nie jest ciemiężycielem, ale dobroczyńcą.

Dlaczego więc Ziemie Zabrane nie zostały przyłączone do Królestwa?

Bo Aleksander się bał. Obawiał się, że skończy jak jego dziadek Piotr III i ojciec Paweł I, którzy zostali zamordowani w wyniku pałacowych spisków. Ich los był ostrzeżeniem. W Rosji car był samodzierżcą, ale jego wolę miarkowało carobójstwo. Azjatycka despocja była kontrolowana – to również dziedzictwo mongolskie – przez najbliższe otoczenie. Jeżeli elity uznały, że władca działa wbrew interesowi państwa, po prostu likwidowały władcę. Klasa polityczna pilnowała interesu Imperium i własnych interesów. A każde uszczuplenie ziem państwa oznaczało uszczuplenie stanu posiadania elity dworskiej.

Trzeba pamiętać, że znaczna część rosyjskich elit była przeciwna odbudowie polskiej państwowości, nawet u boku Rosji. Aleksander przeforsował swoją wolę, zgoda Polaków z Rosjanami stała się niemal oficjalną polityką państwową. Mało tego: nie tylko przywrócił Polskę na mapę Europy, ale nadał Polakom konstytucję i szerokie swobody. Chciał, aby Królestwo Polskie było poligonem doświadczalnym dla ewentualnych reform, jakie z czasem mogłyby zostać wprowadzone w Rosji: nadania konstytucji, powstania parlamentu, poszerzenia swobód obywatelskich, wprowadzenia wolności prasy... Wszystko to Królestwo otrzymało w 1815 roku, a Rosja – nie. To budziło opór elit rosyjskich, zarówno konserwatywnych, jak i liberalizujących. Młodzi oficerowie rosyjscy, którzy walcząc z Napoleonem, dotarli do Francji, poznali Europę i wyczekiwali zmian w Rosji; czuli się upokorzeni, że cesarz uznał Polaków za dojrzałych do życia pod panowaniem konstytucji, a im odmówił tego prawa. Polacy, najwierniejsi sojusznicy Napoleona, po raz kolejny pobici przez Rosję, zamiast kary otrzymali wolność, niezawisłość i swobody, o jakich Rosjanie mogli tylko marzyć! Ci Rosjanie, którzy czekali na liberalne reformy Aleksandra, w porównaniu z Polakami poczuli się obywatelami drugiej kategorii. Zazdrościli nam. Ruch spiskowy młodych oficerów, nazwany później dekabrystowskim, rozpoczął się właśnie od sprzeciwu wobec polskiej polityki cara Aleksandra I. W zeznaniach dekabrystów, którzy domagali się reform i w 1825 roku wystąpili zbrojnie, protestując przeciwko objęciu władzy przez Mikołaja I, powtarza się wątek: nie mogliśmy znieść, że ukochany car nie dał nam żadnych wolności, a dał je Polakom – narodowi przegranemu.

Natomiast dla konserwatystów sprawa była prosta: Polakom nie wolno ufać, ziemie polskie to zdobycz wojenna, powinny stać się rosyjskimi guberniami. Skoro car postanowił inaczej i stworzył Królestwo Polskie, to trudno. Ale oddawać Polsce prastare ruskie ziemie na Białorusi i Ukrainie? To byłaby zbrodnia, niewybaczalny grzech! Ustępując Polakom, Aleksander I zdradziłby wszystkich swoich poprzedników na carskim tronie. Najlepszym wyrazicielem tych opinii był wspomniany już świetny historyk Nikołaj Karamzin. Jego wpływ na elity rosyjskie w pierwszych dekadach XIX wieku był nie do przecenienia. Rosjanie zachwycili się jego monumentalną, liczącą dwanaście tomów Historią państwa rosyjskiego.

Gdy w 1816 roku ukazało się pierwsze osiem tomów, Aleksander Puszkin powiedział o Karamzinie, że „odkrył dla nas Ruś tak jak Kolumb Amerykę”.

Pierwsze tomy zostały doprowadzone do czasów Iwana IV Groźnego. W kolejnych Karamzinowi udało się opisać dzieje Rosji jedynie do 1612 roku. Wiele uwagi poświęcił relacjom polsko-rosyjskim. Dokładnie opisał zmagania Jagiellonów z Rurykowiczami i wojny Moskwy z Rzeczpospolitą. Dla niego konflikt Polski z Rosją był historią odwiecznej walki o ziemie, które zostały oderwane przemocą od świętej Rusi. Tej walki nie może zakończyć żadna ugoda. Z prezentowanej przez siebie wizji dziejów Rusi i państwa moskiewskiego Karamzin wysnuwał polityczną wskazówkę dla Imperium Rosyjskiego: Polaków należy raz na zawsze wypchnąć poza granice ruskiego świata i pilnować, by już nigdy nie poważyli się sięgnąć za Bug. Jeżeli tylko wzrosną w siłę, to znów będą czyhać na dziedzictwo Rurykowiczów. Nie wolno im ufać, bo są „jezuicko przewrotni”: co innego mówią, co innego myślą, a jeszcze co innego robią.

Czy to nie odbicie stereotypów powstałych jeszcze w XVI i XVII wieku?

W dużej mierze tak. Polacy i Rosjanie nie byli wolni od wzajemnych negatywnych wyobrażeń na swój temat. Obecność jezuickich dyplomatów i doradców u boku Stefana Batorego i Zygmunta III spowodowała, że pojęcia „jezuickiej intrygi” i „jezuickiej przewrotności” utrwaliły się w myśli rosyjskiej. Po powstaniu styczniowym Rosjanie wszędzie widzieli „polskie spiski”, czyli krecią robotę przebiegłych, dwulicowych, niewdzięcznych Polaków wyczekujących tylko okazji, by oszukać szczerych, dobrodusznych, uczciwych Rosjan. Na zgubę Imperium – rzecz jasna.

Karamzin był piewcą samodzierżawia i dawnej Rusi, która – w jego wizji dziejów – nadludzkim wysiłkiem odparła zaborcze zapędy Polski, wzmocniła się i za sprawą Katarzyny II zadała rywalowi sprawiedliwy, ostateczny cios. Dlatego kiedy w 1819 roku po Petersburgu zaczęły krążyć plotki, że car planuje przyłączenie do Królestwa Polskiego kilku guberni historycznej Litwy, część rosyjskich elit zaczęła spiskować przeciwko władcy. Popularność imperatora wśród Polaków tylko utwierdzała Rosjan w obawach przed utratą zachodnich ziem ruskich. Karamzin uznał, że jako jedna z najbardziej wpływowych osób w państwie musi ratować ojczyznę przed uszczupleniem jej ziem, a Aleksandra I przed utratą zaufania elit. Podczas kilkugodzinnej rozmowy z Aleksandrem I w Carskim Siole Karamzin powiedział głośno to, o czym szeptano w petersburskich salonach. Ostrzegał cesarza przed roszczeniową polityką Polaków, którzy po uzyskaniu kilku guberni „będą od nas chcieć Kijowa, Czernihowa, Smoleńska, przecież one także kiedyś należały do Litwy”.

Swoje obawy i żądania spisał w przedstawionym wtedy carowi traktacie politycznym Zdanie obywatela rosyjskiego. Warto je zacytować, bo dobrze prezentuje poglądy znacznej części elit rosyjskich na sprawę polską.

Proszę bardzo.

„Wzięliśmy Polskę mieczem: oto nasze prawo, któremu wszystkie państwa swój byt zawdzięczają, jako że one same ze zdobyczy wojennych są ułożone. Katarzyna odpowiada przed Bogiem, odpowiada przed historią za swoje czyny, ale one się zdarzyły i dla Was są już święte: dla Was Polska jest prawowitą rosyjską posiadłością. Stare prawa na własność nie liczą się w polityce. Inaczej powinniśmy odbudować Kazański i Astrachański Chanat, republikę nowogrodzką, Wielkie Księstwo Riazańskie. (...) Litwa i Wołyń pragną przyłączyć się do Królestwa Polskiego, ale my pragniemy żyć w zjednoczonym Cesarstwie Rosyjskim. Niech istnieje Królestwo Polskie, jakie jest teraz, ale niechaj i Rosja pozostanie taką, jaką ją pozostawiła Katarzyna”. I jeszcze: „Nie, Najjaśniejszy Panie, Polacy nigdy nie będą dla nas szczerymi braćmi ani wiernymi sprzymierzeńcami”.

Wyraźnie widać, że konserwatywne elity mówiły polskim planom Aleksandra I non possumus. To sprzeciw elit rosyjskich spowodował, że cesarz w sprawie rozszerzenia Królestwa na wschód kluczył i grał na zwłokę. Zresztą w ostatnich latach panowania Aleksander I w ogóle mało zajmował się polityką. Jego umysł poszybował ku sprawom ducha. Stał się niezwykle religijny, interesował się światem pozazmysłowym, zjawiskami nadprzyrodzonymi, mistycyzmem. W rządach wyręczał go najbliższy współpracownik Aleksiej Arakczejew.

Czy piętnaście lat istnienia Królestwa Polskiego to czas udanej kooperacji i współżycia Polski z Rosją oraz Polaków z Rosjanami? Eksperyment Aleksandra I i księcia Czartoryskiego się udał?

O Polakach i Rosjanach nie mówmy, bo narodów w dzisiejszym rozumieniu tego słowa jeszcze wtedy nie było. Natomiast elity polityczne, naukowe i kulturalne Warszawy i Petersburga współpracowały w tym okresie niezwykle harmonijnie i efektywnie. Powiadano, że w 1815 roku Polacy schowali do szafy mundury napoleońskie, a niektórzy jeszcze kościuszkowskie, i włożyli polskie mundury z dystynkcjami rosyjskimi. Cała polska klasa polityczna postawiła na cesarza. Hołdy składali mu konserwatyści i liberałowie, nawet dawni jakobini. Namiestnikiem, czyli reprezentantem cesarza w Królestwie, został generał Józef Zajączek, który za czasów powstania kościuszkowskiego był zwolennikiem radykalnych poglądów społecznych. Królestwo było najbardziej wolnym i najbardziej polskim terytorium dawnej Rzeczpospolitej. Stało się niekwestionowanym ośrodkiem polskiej myśli, kultury, nauki, oświaty, życia politycznego i gospodarczego.

Z dzisiejszej perspektywy trudno może zrozumieć, że pierwszej wizycie cara w Warszawie towarzyszył autentyczny entuzjazm. Boże, coś Polskę, znana pieśń Alojzego Felińskiego napisana w 1816 roku, pierwotnie nosiła tytuł Boże, chroń króla i była śpiewana jako manifest wiary w to, że Polskę pod rządami Aleksandra I czeka jak najlepszy los. Wieść o dobrym panu rozeszła się nawet wśród ludu. Do Aleksandra I supliki pisali chłopi z Galicji! Skarżyli się na polskich panów nie cesarzowi w Wiedniu, ale polskiemu królowi. Gdy cesarz przyjechał do Warszawy, dostał cały worek skarg i próśb od chłopów z zaboru austriackiego.

Środowiska ziemiańskie, arystokratyczne, mieszczańskie i inteligenckie akceptowały i wręcz doceniały stan półniepodległości. Także dlatego, że Królestwo miało zapewnione pełne bezpieczeństwo zewnętrzne. Atak na Polskę oznaczałby wojnę z imperatorem Rosji. Dodatkową gwarancją stabilności było traktatowe uznanie Królestwa przez wszystkie mocarstwa europejskie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Spis źródeł ilustracji

s. 313 – Muzeum Narodowe w Warszawie