Pokój pełen wojen - Artur Marciniszyn - ebook

Pokój pełen wojen ebook

Artur Marciniszyn

0,0

Opis

Pokój pełen wojen to cztery ściany wypełnione walką. Cztery ściany, w których jestem zamknięty z własnej woli. Wyrok na oskarżonego wydał sędzia, po wysłuchaniu świadka, oskarżyciela i obrońcy. Nimi wszystkimi jestem ja sam.  

Pokój pełen wojen to sufit, który od lat staram się przebić. To podłoga, od której ciężko mi się oderwać. To pomieszczenie w domu pełnym wojen, zbudowanym w kraju pełnym wojen, położonym w świecie pełnym wojen. 

W pokoju człowieka toczę wojny sam ze sobą, nie mogąc osiągnąć pokoju ducha. Nie wywieszam białej flagi. Nikt oprócz mnie i tak by jej nie zobaczył. Nie mam nic, oprócz codziennej, samotnej walki.  

***

Debiutancka książka poetycka Artura Marciniszyna.

133 utwory, poprzedzone wstępem od autora.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 47

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



© Copyright by Artur Marciniszyn

All rights reserved

Skład i łamanie: Aleksandra Marcalik

Zdjęcie na okładce: Adobe Stock

ISBN: 978-83-969377-4-2

Wydanie pierwsze

Żagań 2024

Wydawnictwo YHTIOXA

OD AUTORA

Pokój pełen wojen to cztery ściany wypełnione walką. Cztery ściany, w których jestem zamknięty z własnej woli. Wyrok na oskarżonego wydał sędzia, po wysłuchaniu świadka, oskarżyciela i obrońcy. Nimi wszystkimi jestem ja sam.

Pokój pełen wojen to sufit, który od lat staram się przebić. To podłoga, od której ciężko mi się oderwać. To pomieszczenie w domu pełnym wojen, zbudowanym w kraju pełnym wojen, położonym w świecie pełnym wojen.

W pokoju człowieka toczę wojny sam ze sobą, nie mogąc osiągnąć pokoju ducha. Nie wywieszam białej flagi. Nikt oprócz mnie i tak by jej nie zobaczył. Nie mam nic, oprócz codziennej, samotnej walki.

Często śnię o krwawej bijatyce na gołe pięści anioła z diabłem. O bitwie, której jestem jedynym widzem. Okładają się w ringu równo po gębach, raz za razem – na moje remis. Nigdy nie widzę końcowego rezultatu, bo zawsze budzę się nagle, w najbardziej emocjonującym momencie, kiedy wymiana ciosów staje się wyjątkowo brutalna. Już za moment któryś z nich padnie na deski i wtedy sen się urywa.

Wyczekuję kolejnej odsłony.

Żyję od snu do snu.

W zawieszeniu.

W oczekiwaniu na trwałe przebudzenie.

MÓWIĄC DO KSIĘŻYCA

Mówiąc do księżyca

Czuję się jak wilk

Co pogubił zmysły

Co pogrzebał sny

Wycie szeptem męczy

Uszy ścian słuchają

A przez szczelinę pod drzwiami

Ulatuje słabość

W małym oknie długi cień

Potwora zza mgieł

Nie czuję już strachu

Nie mam siły biec

Nie czuję już strachu

Nie czuję już nic

Nie mam siły iść

Nie mam siły żyć

Walczyć o przegraną sprawę

Z góry jak męczennik

Nie chcę nigdy więcej

Wszyscy wokół senni

Wszyscy śpią dla świata

Który depcze sny

Który nie wybacza

Zmarnowanych dni

KREW TAŃCZY W POWIETRZU

Krew tańczy w powietrzu wolno,

Jak ognisty śnieg.

Z rozrywanych skór,

Spod stalowych chmur.

Opowiada nam historię,

Że Zły zajął ziemski tron,

A Zły słucha i się śmieje,

Krwią pijany tańczy wciąż.

Krew tańczy w powietrzu szybko,

Jak fontanny z ciał.

Wśród piekielnych huków bomb,

Urywanych strzałów salw.

Z pękających serc,

Z roztrzaskanych głów,

Krew tańczy tu w deszczu

Ołowianych kul.

Krew tańczy w powietrzu gęsto,

Jak iskry z piły tarczowej,

Co przecina wpół

Całą ludzkość, tak bezbronną,

Nim spadnie w lejowy dół.

Krew tańczy w powietrzu pięknie

Dziki danse macabre,

W korowodzie trupów,

Bez ducha już ciał.

ZA NASTĘPNYM ZAKRĘTEM

Za następnym zakrętem otworzę oczy,

Tam będzie osada wśród wysokich sosen,

I ktoś na mnie czeka przy ogniu wpatrzony

W płomienie, co strzelają iskrami cicho.

Tylko kilka domów tam jest, kilka osób

Szczęśliwych, bo nigdy nie dopadł ich świat.

I każda z tych osób ma spojrzenie jasne,

I każda z tych osób ma psa.

Za następnym zakrętem otworzę oczy,

Tam będzie już blisko do miejsca ze snów,

Gdzie pachnie żywicą i drewnem palonym,

Usiądę pod drzewem na zielonym mchu.

Zamieszkam tam z ludźmi, którzy mnie nie skrzywdzą

I będę miał swojego psa.

Za następnym zakrętem otworzę oczy,

A teraz przeczekam szaro-czarny czas,

Bez żywych kolorów, bez ludzi i psów,

Co zamieszkują piękny las.

Zasnąłem tak marząc, otworzyłem oczy,

Spojrzałem za siebie, zakręt dawno zgasł,

I było za późno, na tej drodze w nocy

Przegapiłem, śpiąc, dobry zjazd.

KOCIE KOCE

Koc, koc, koc, kot.

Mój kot na trzech kocach sypia,

Całe dnie z królewską miną.

Nie mam kiedy go zapytać

O do koców kocią miłość.

Kilka razy się zdarzyło,

Że kot koc przeskoczył wskroś,

Gdy go coś urzekło dość,

Pobiegł w noc i koców sto

By go tu nie zatrzymało.

I tysiąc byłoby mało.

Kota kto zrozumie, nie wiem.

Skontaktowałbym się z niebem

I zapytał projektanta

O kota instrukcję pełną,

Gdybym nie wiedział, że sedno

Kota tkwi w kotajemnicy.

Już dość na ten temat ciszy,

Wobec tego apeluję,

Sprawa jest mi bardzo bliska,

Winniśmy kochać je wszystkie,

Od kocięcia do kociska.

PRZEPROWADŹ MNIE

Przeprowadź mnie, zegar coraz ciszej tyka,

Przez najeżoną ostrzami lodu zimę,

Ciemną i wietrzną jak Antarktyda,

Ja szeptem w tym wietrze słyszę moje imię.

Coś trzyma szponami białego demona

Mnie pośród bieli zamienionej w szarość,

Pod czarnym sklepieniem, bez światła nadziei,

Przez co już pozostało mnie we mnie mało.

Przez piękną, ale straszną krainę cieni,

Która mrozem rani jak stalą

Tych, którzy ze strachu unieruchomieni

Stali się stałą lodu skałą.

Zaszyj mi rany na sercu otwartym,

Igłą i nicią, nie chcę znieczulenia,

Bo chcę poczuć ból bardzo, poczuć się wartym

Czegokolwiek, choćby cierpienia.

Posyp mi drogę moją solą, żebym

Nie przewracał się z każdym kolejnym krokiem,

Powiedz mi, kiedy to zrobisz, a wtedy

Wyruszę tam, wlej we mnie choć mały płomień.

Tam, gdzie śnieg zastąpiła trawy zieleń,

Gdzie słońce zamieniło lód w ciepłą wodę,

Tam w końcu odpocznę pod błękitnym niebem,

Nazbieram gałęzi i rozpalę ogień.

OGRÓD

W naszym ogrodzie jesteśmy we troje,

Tu czas nie istnieje, nie dotarł tu strach,

Tutaj nie ma miejsca na smutek i przeszłość,

Na ból, na cierpienie, na żal.

W naszym ogrodzie jesteś ty i ja,

I ona, psy, koty, wszystko, co kochamy,

Błękit nad głowami, zieleń pod stopami,

Altana i hamak między jabłoniami.

Patrzymy, jak bawi się, jak jest szczęśliwa,

Nasza wielka miłość w tak małym ciele,

Przypomina ciebie mi, tobie mnie, bywa,

Że nie wierzę, że mam tak wiele.

Rosną tutaj kwiaty, o które ty dbasz,

A ja nie znam nawet ich nazw.

Ja patrzę, jak obie śmiejecie się do mnie,

Ja potrzebuję tylko was.

Zapach skoszonej trawy za dnia,

Ciepłą nocą niebo pełne gwiazd.

Dwie z nich to wy, spadłyście mi z niego

Prosto do ogrodu naszego.

NIE WIEM

Nie wiem, jaki jest dzień tygodnia,

Nie wiem, która godzina.

Nie wiem, w którą stronę biegną myśli,

Nie wiem,