Pociąg życia. Bajki dla Kostka i Mateuszka - Tomasz Sakiewicz - ebook + audiobook

Pociąg życia. Bajki dla Kostka i Mateuszka ebook

Tomasz Sakiewicz

3,0

Opis

Tomasz Sakiewicz znany dziennikarz i publicysta, odkrywa razem z dziećmi zaczarowany świat bajek.

Po Bajkach dla Marysi i Alicji, które napisał dla swych córek, autor stworzył nowy zbiór dla swych synów bliźniaków:  Pociąg życia. Bajki dla Kostka i Mateuszka.

Zachęca w nich młodych czytelników do optymizmu i podejmowania nawet trudnych wyzwań z pogodą ducha, a przy tym – budowania dobrych relacji.

 Zapraszamy na wspólną podróż do krainy bajek.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 101

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (3 oceny)
0
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ilustracje: Daria Kubrak

© Copyright by Tomasz Sakiewicz, 2019

© Copyright by Wydawnictwo M 2019

Partner wydania

ISBN 978-83-8043-552-0

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-423-25-50

e-mail: [email protected]

Dział handlowy: tel. 12-431-25-78

www.wydawnictwom.pl

www.klubpdp.pl

Konwersja

Monika Lipiec

Wstęp

Przeciągły gwizd lokomotywy uświadomił Jasiowi, że zbliżają się do stacji kolejowej. Weszli z ojcem na pięknie oświetlony peron. Stały tam ogromne, błyszczące pociągi. Automatycznie otwierane drzwi zapraszały do przeszklonych wagonów. Z niektórych wagonów dochodził mocny zapach świeżo palonej kawy. Pasażerowie z walizkami i wielkimi torbami spieszyli się, by schować się za automatycznymi drzwiami. Jedne pociągi cicho i sprawnie ruszały, drugie wpadały na peron, wypuszczając tłumy ludzi. Ojciec Janka nie podszedł do żadnego z nich. Szedł wzdłuż peronu, trzymając mocno syna za rękę. Przeszli wreszcie cały peron i po schodkach skierowali się do słabo oświetlonego tunelu. Coś ciemnego pokazało się wzdłuż torów. Powoli w dali to coś zaczęło błyszczeć, a nawet świecić kolorami. Na torach stała stara lokomotywa parowa, do której doczepiono pełne niesamowitych kształtów i kolorów wagony.

W miarę zbliżania się do pociągu ojciec Janka poważniał, a ręka, którą trzymał syna, stawała się coraz cieplejsza. Zatrzymali się przed pierwszym wagonem. Ojciec przyklęknął przed nim i bardzo czule zaczął mówić.

– Dalej musisz już iść sam. Ja nie mogę tam wsiąść. Każdy kiedyś musi pojechać tym pociągiem.

– A moje rzeczy, tato? – zapytał Janek z obawą w głosie.

– To, co masz na sobie, musi ci wystarczyć – usłyszał zdecydowany głos ojca.

Janek pożegnał się z ojcem. Z obawą, ale i ciekawością skierował się do pierwszych drzwi. Chwycił za klamkę i wyczuł lekki opór, ale postanowił go jednak pokonać. Drzwi uchyliły się z hałasem. Wszedł do wagonu. Było ciemno, ale nie na tyle by nie zauważył, że stoi przed drugimi drzwiami. Uchylił je i wtedy poczuł, że coś go wciąga do środka.

Wyprawa do gwiazd

W kosmos podróżuje się rakietą kosmiczną. Większość rakiet jest długa jak długopis i zostawia za sobą dużo ognia i dymu albo pary. Są też statki kosmiczne przypominające samolot. Mają większe lub mniejsze skrzydła. Podobno są też takie, co przypominają spodki. Jedni mówią, że je widzieli, inni, którzy nie widzieli, twierdzą, że takich nie ma. Znane wszystkim statki kosmiczne polecą najdalej na Księżyc albo na Marsa. Jak ktoś poczeka kilka ładnych lat, dolecą nawet do Wenus. Ale nigdy nie polecą tak daleko, jak byśmy chcieli. A chcielibyśmy odwiedzić planety bajkowe, gdzie są rzeczy, które trudno znaleźć na ziemi. Do takich planet można się dostać jedynie zaczarowanym pociągiem, który podróżuje do najdalszych gwiazd.

Biletu na zaczarowany pociąg kupić się nie da. Jak go więc zdobyć? Trzeba o nim mocno marzyć. Ten, kto naprawdę potrafi marzyć, któregoś pięknego dnia znajdzie złoty bilet na swoim biurku. Na bilecie jest narysowane miejsce, gdzie należy wsiąść do pociągu. Kursuje on raz w miesiącu w czasie pełni księżyca. Pojawia się w nocy, gdy większość ludzi już śpi. Ląduje w oparach dymu na stacji i czeka na podróżnych. Na rozkładzie jazdy dostępnym w wagonach opisane są dalekie planety. Takie, których na niebie nie widać. Ale one na pewno tam są. Zresztą sprawdzi to tylko ten, kto wsiadł do pociągu.

Najbardziej znaną stacją jest złota planeta. Nietrudno się domyślić, że można na niej znaleźć dużo złotych rzeczy. Ze złota robi się samochody, szyny kolejowe, a nawet stoły. Złote są naczynia i zabawki. Na tej planecie wysiadają wszyscy, którzy chcą się wzbogacić.

Miłośnicy łakoci muszą polecieć do planety słodkiej. Słodycze są tam nie tylko w sklepach, ale rosną przez cały rok na drzewach. Jest drzewo pączkowe, śmietankowe, a nawet tortowe. W każdym domu umieszczono kilka kranów. Zamiast wody, gdy odkręci się kurek, lecą z nich budyń, kisiel albo lemoniada.

Planeta zabawkowa składa się nie tylko z zabawek. Są tam sale do dyskotek, podwórka pełne huśtawek i zjeżdżalni. Na ścianach domów wyświetlane są wielkie ekrany do gier. Kładziesz się na hamaku i grasz sobie na ekranie wielkości dwóch słoni.

Pociąg zatrzymuje się na kilka dni na każdej z tych planet. W sumie podróż trwa wiele tygodni. Na ziemi jednak to tylko noc, dlatego że daleko w kosmosie czas płynie inaczej. Jedna godzina u nas to czasem wiele dni tam, w gwiazdach.

Ze wszystkich planet pociąg zabiera z powrotem komplet pasażerów, ze wszystkich poza jedną. Jaka to planeta? Podobno ktoś mówił, że to planeta przyjaciół. Ale kto tak mówił i skąd to wie, skoro ludzie stamtąd nie wracają? Może to jest planeta potworów, które pożerają ludzi? Ale o potworach też tam nikt nie słyszał. Słyszałem natomiast o chłopcu, który postanowił sprawdzić, jak jest naprawdę.

Mały Paweł dostał bilet na wymarzony zaczarowany pociąg. Marzył o nim, chociaż nie wiedział, czego mu właściwie brakowało. Miał bardzo dużo zabawek. Słodycze zawsze były w domu. Czasem bardzo się nudził i szukał kogoś, z kim mógłby porozmawiać.

Nie chciał więc wysiadać na planecie złotej ani słodkiej, a nawet zabawkowej. Postanowił wysiąść na tej jednej, o której nikt nic nie wiedział. Bał się trochę, ale czuł, że musi spróbować. Pociąg zagwizdał, zadyszał i uniósł się, pełen dzieci siedzących w kolorowych wagonach. Leciał coraz szybciej do chmur. Kiedy doleciał do chmur, poleciał dalej, aż do gwiazd. Po drodze mignął srebrny księżyc i zaświeciły w oknie planety. Potem przed oknami migały gwiazdy. Po dłuższej chwili pociąg zaczął hamować. Zatrzymał się na pierwszej stacji: złotej planecie. Wielu tam wysiadło. Jeszcze więcej wysiadło na słodkiej. Najwięcej na zabawkowej. Planeta przyjaciół była ostatnia. Paweł doleciał tam sam. Wszyscy rozbiegli się po innych planetach, które kusiły zabawą, łakociami i bogactwem.

Wysiadł z pociągu i znalazł się w lesie. Las nie był straszny, choć bardzo gęsty. Poszedł jedyną drogą, jaką znalazł. Długo szedł i nigdzie nie doszedł. Był już bardzo zmęczony, gdy usłyszał sapanie i jęki. Staruszka dźwigała chrust, którym pewnie miała palić w piecu. Pęk chrustu był tak duży i ciężki, że nie dawała rady go nieść. Czerwona z wysiłku i ledwo oddychająca kobieta spojrzała na Pawła. Podbiegł do niej, złapał za koniec wiązanki i pomógł donieść ciężar do chatki. Było tam rzeczywiście zimno. Paweł sam napalił w piecu. Staruszka poczęstowała go świeżutkim chlebem i nalała mu do kubka gorącego mleka. Na koniec przytuliła i podziękowała za pomoc.

Pożegnał ją i poszedł dalej w las. Usłyszał jakieś jęki. Ogromny zając wpadł w sidła kłusownika. Zając płakał jak dziecko. Paweł złapał obydwoma rękami za sidła i mocował się z nimi. Spocił się, ale nie dał rady uwolnić wielkiego zwierzaka. Wpadł na pomysł. Znalazł twardy kij i rozwarł sidła. Czworonóg wyjął obolałą łapę. Krwawiła. Paweł poszukał w lesie listków, które przyłożył do rany. Krwawienie ustało, a zając przytulił się do chłopca futerkiem. Potem polizał go po twarzy.

Paweł nie uszedł daleko, gdy znowu usłyszał kwilenie. To nie był jeden głos. Było ich kilka. Podszedł i zobaczył, że na trawie leży gniazdo z pisklakami. Para ptaków pilnowała gniazda i bardzo zaniepokojona ćwierkała. W pobliżu mógł być wilk albo lis, który pożarłby maleństwa. Pawełek, nie zastanawiając się wiele, wziął gniazdo i zaniósł na drzewo. Ptaki zamachały z wdzięczności nad jego głową skrzydłami i poleciały do swoich dzieci.

Na końcu lasu znalazł niewielki domek. Przed domkiem była piaskownica. Bawiło się w niej, a w zasadzie siedziało, bardzo smutne, małe dziecko. Paweł podszedł do niego i zapytał, czemu tak się smuci.

– Nikt się ze mną nie chce bawić, a mama ma tyle pracy – odpowiedział chłopczyk.

Paweł, nie namyślając się długo, wziął wiaderko i zaczął robić babki z piasku. Potem zbudował zamek. Bawili się tak aż do wieczora. Chłopczyk przytulił się do Pawełka. Wieczorem mama wyniosła im kolację. Razem zjedli, a Paweł towarzyszył chłopczykowi, aż maluch zasnął. Mijały kosmiczne dni, które na ziemi były zaledwie minutami, a Paweł ciągle spotykał ludzi i zwierzęta, którzy potrzebowali jego pomocy. Wreszcie usłyszał gwizd swojego pociągu. Pobiegł na peron i wsiadł do wagonu. Był sam w pociągu. Wtedy na peronie zobaczył ich wszystkich. Stała uśmiechnięta staruszka, podskakiwał radośnie wielki zając, latały nad nimi ptaki, których dzieci zaniósł z gniazdem na drzewo. Przyszedł też chłopczyk ze swoją mamą. Peron zapełnił się ludźmi i zwierzętami, którym Paweł pomagał. Wszyscy żegnali go jak rodzinę. Paweł spojrzał na pusty wagon i gdy pociąg miał ruszyć, nagle złapał za drzwi i wysiadł.

– Pojadę następnym – pomyślał radośnie. Przyjedzie przecież, nim na ziemi będzie dzień. Witany był na peronie przez wszystkich, jakby wrócił z dalekiej podróży.

Konduktor, widząc wysiadającego Pawła, szepnął do maszynisty:

– Ta planeta rzeczywiście porywa ludzi. Znowu pusty pociąg.

– Lecimy teraz na planetę złotą. Stamtąd zawsze zabieramy komplet – odpowiedział maszynista, machając Pawełkowi.

Bajkę dedykuję małemu Pawełkowi Krasnodębskiemu

Pokój z zabawkami

Skrzypienie starych drzwi wywołało ruch w pokoju. Jaś słyszał stukot drobnych nóżek, szuranie, jakąś dziwną krzątaninę…

Brakowało światła. Podszedł do lampy stojącej na kufrze. Przestawił ją na wielkie biurko. Zapalił. Powoli światło rozpraszało mrok. Z ciemności wyłonił się drewniany żołnierz, taki staroświecki z wielką czapką na głowie, przypominającą skrzynkę. Pięknie prezentował karabin zakończony bagnetem. Żołnierzyk opierał się o ścianę. Brakowało mu jednej nogi. Jaś przypomniał sobie tego żołnierzyka. Bawił się nim przez kilka dni, aż szarpiąc i machając, zepsuł go. Myślał, że ktoś go potem zabrał. Schowano go do ciemnego pokoju. Obok żołnierzyka leżały tory. Stała na nich stara kolejka, taka która zaczyna się czarną ciuchcią i ciągnie kolorowe wagoniki. Podszedł do niej. Chciał zobaczyć, czy jedzie. Nie jechała. Brakowało dwóch kół. Jeden z wagonów nie chciał się połączyć z resztą.

Tak, teraz sobie przypomniał... Ciągnął kolejkę tak długo i gwałtownie, aż zaczepienie wagonika pękło. Kiedy odpadły koła? Nie pamiętał.

Spod biurka coś błysnęło. Spojrzał. To błyszczał diadem na główce baletnicy. Nie poznał jej. Piękne, jasne, długie włosy zalane były czarną farbą. Pobrudzona była też biała suknia. Wyglądała koszmarnie. Tylko diadem dumnie świecił, przypominając dawne piękno plastikowej tancerki. Tak, tancerka była w komplecie z innymi figurkami. Wszystkie poginęły. Dostał też wtedy farby. Użył ich jak najgorzej. Kiedy pierwszy raz wyjmował tancerkę z pudełka, widział na jej twarzy uśmiech. Teraz czerń rzuciła jakiś smutek.

Z ciemności wyłaniały się kolejne zabawki. Nie widział ich latami. Zepsute, stare, pobrudzone. Każda miała inną przygodę, ale wiedział, że je wszystkie kiedyś miał w ręku, bawił się nimi. Naprawdę cieszyły, choć czasem tylko przez chwilę. Potem gdzieś przepadły. Szukał czegoś, wiedział, że on gdzieś tam musi być. Pamiętał, że kiedyś był… bardzo ważny.

Poszukiwania trwały długo, przez ręce przechodziły samochodziki bez drzwi, samoloty z odłamanym skrzydłem, pozytywka – nie grała, przekręcił sprężynę. Wreszcie pod małym łóżeczkiem znalazł go. Nawet nie był pewny, czy to on. W kłębach kurzu leżał włochaty miś. Otrzepał go i przytulił. Nie był już taki puszysty jak dawno temu, brakowało wielu włosków, a jednak Jasiowi serce zabiło mocniej. Jak mógł go zapomnieć! Tyle lat razem z nim zasypiał. Potem nawet nie wiedział, gdzie go schował. Usiadł obok łóżeczka i jeszcze raz przytulił zabawkę. Zamknął oczy. Po chwili zmęczony zasnął.

Kiedy się obudził, nie mógł poznać pokoju. Wypełniało go światło, które biło nie tylko od lampy, ale gdzieś wychodziło z sufitu i ścian. Nagle zobaczył przed sobą żołnierzyka. Stał na dwóch nogach i… salutował przed nim. Spod biurka wybiegła bielutka baletnica. Żołnierzyk odłożył karabin i poprosił ją do tańca. W pokoju słychać było wiedeński walc. Uśmiechnięta baletnica zawirowała i podskoczyła. Wpatrzony w nią żołnierz podążał krok za krokiem. Muzykę na chwilę zagłuszył świst parowozu. Czarna ciuchcia ruszyła pełną parą, ciągnąc kolorowe wagoniki. Nad głową Jasia przeleciał samolocik. Nigdy tak pięknie nie latał. Cały pokój ożył, szumiał, grał i błyszczał… co to było za widowisko.

A miś?

Miś grzecznie się pokłonił, prezentując puszyste, błyszczące futerko, i gdzieś zniknął. Jaś chciał się zerwać i go gonić. Wtem obudził się. Pokój dalej oświetlała stara lampa. W różnych miejscach leżały popsute zabawki. Ale miś leżał obok, nie zniknął, gotów jak kiedyś tulić Jasia.

Chłopiec jeszcze raz mocno otrzepał misia. Położył go delikatnie na łóżeczku. Pobiegł do skrzyni i otworzył ją. Zaczął stamtąd wyciągać różne narzędzia, znajdował części zabawek.

– Naprawię je wszystkie, naprawdę naprawię. Będą jak nowe – mruczał pod nosem. Rozkładał na ziemi śrubki, kleje, sprężyny. Dawno nie miał takiej energii i tyle chęci do pracy. Nawet nie zauważył, że w pokoju znowu zaczął się ruch. Baletnica podeszła do jednonogiego żołnierza i uścisnęła mu rękę. Cieszyli się, jakby dostali prezent. Ciuchcia zagwizdała radośnie na wagoniki. Miś leżący na łóżeczku mrugnął do wszystkich okiem. Szepnął do zabawek:

 – Nasz Jaś dorósł wreszcie, by się nami bawić.

Na imieniny Mateusza, 2018 r.