Plemienni. Jak instynkty kulturowe mogą nas jednoczyć - Michael Morris - ebook

Plemienni. Jak instynkty kulturowe mogą nas jednoczyć ebook

Morris Michael

0,0
79,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Współczesne plemię to każda grupa ludzi, którą jednoczą podobne przekonania. Może przybierać różne formy – od religijnych stowarzyszeń, przez partie polityczne i państwa, aż po firmy, organizacje czy grupy pasjonatów.

Dlaczego jesteśmy lojalni wobec członków tej samej grupy, a wspólny cel sprawia, że pracujemy efektywniej i możemy więcej osiągnąć? Co sprawia, że instynkt plemienny nie tylko wpływa na nasze decyzje, ale też kształtuje nasze myśli i emocje?

Po pierwsze, działa w nas instynkt stada – niepostrzeżenie dostrajamy się do rytmu większości, chcąc być jej częścią. Po drugie, uruchamia się instynkt bohatera – popycha nas do poświęceń dla dobra grupy i motywuje, by dorównać tym, którzy cieszą się największym szacunkiem. Po trzecie, przemawia do nas głos przodków – każe pielęgnować tradycje i powielać wzorce przekazywane z pokolenia na pokolenie. To właśnie te pierwotne impulsy – pozwalają nam dzielić się wiedzą, współpracować i budować lepszą przyszłość.

Nasze plemienne instynkty są naszą największą supermocą. Używaj jej mądrze!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 454

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Co­py­ri­ght © 2025 by Co­per­ni­cus Cen­ter Press. Co­py­ri­ght © 2024 by Mi­chael Mor­ris. All ri­ghts re­se­rved.
Ty­tuł ory­gi­nałuTri­bal: How the Cul­tu­ral In­stincts That Di­vide Us Can Help Bring Us To­ge­ther
Re­dak­cja ję­zy­kowaIda Świer­kocka
Ko­rekta ję­zy­kowaMał­go­rzata De­nys
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wychMo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska / mo­ni­ka­imar­cin.com
SkładMo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska / mo­ni­ka­imar­cin.com
Opieka re­dak­cyjnaSo­nia Kmie­cik
ISBN 978-83-7886-838-5
Wy­da­nie I
Kra­ków 2025
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

WSTĘP

Ta­jem­nica Hid­dinka

Na pół­tora roku przed mi­strzo­stwami świata w piłce noż­nej, które miały od­być się w Ko­rei Po­łu­dnio­wej w 2002 roku, kraj ten – wbrew po­pu­lar­nemu okre­śle­niu – w ni­czym nie przy­po­mi­nał „kra­iny po­ran­nego spo­koju”. Po­łu­dnio­wo­ko­re­ań­ska dru­żyna piłki noż­nej, zwy­kle nie­ma­jąca so­bie rów­nych w re­gio­nie, wy­pa­dła słabo w Pu­cha­rze Azji w 2000 roku, nie zdo­ław­szy po­ko­nać ta­kiego sła­be­usza jak Ku­wejt, pod­czas gdy Ja­po­nia – ar­cy­ry­wal i współ­or­ga­ni­za­tor mi­strzostw – bez po­rażki wy­szła z grupy, do­tarła do fi­nału i zdo­była tro­feum.

Cho­dziło o coś wię­cej niż sport. Po stu­le­ciu na­zna­czo­nym ko­lo­ni­za­cją, wojną i za­wi­ro­wa­niami po­li­tycz­nymi Ko­rea Po­łu­dniowa zna­la­zła się w ści­słej go­spo­dar­czej czo­łówce świata. Wła­ściwa temu pań­stwu etyka suk­cesu osią­ga­nego na dro­dze wy­siłku i po­świę­ce­nia po­mo­gła zdo­być moż­li­wość or­ga­ni­za­cji mi­strzostw. Po­tem kry­zys fi­nan­sowy z 1997 roku wstrzą­snął go­spo­darką, od­sło­nił prak­tyki ko­rup­cyjne i wy­wo­łał ko­niecz­ność upo­ka­rza­ją­cego pro­sze­nia o wspar­cie z za­gra­nicy. Przy­wódcy po­li­tyczni za­częli gło­sić, że do­bry wy­nik w mi­strzo­stwach może być szansą na przy­wró­ce­nie nad­wą­tlo­nej re­pu­ta­cji Ko­rei Po­łu­dnio­wej jako oj­czy­zny lu­dzi kom­pe­tent­nych. Świa­towi buk­ma­che­rzy uwa­żali jed­nak, że na­leży się spo­dzie­wać pierw­szego przy­padku, gdy kraj or­ga­ni­za­tor nie bę­dzie w sta­nie wyjść poza fazę gru­pową. Po­ja­wiło się widmo ko­lej­nego upo­ko­rze­nia.

Za­nie­po­ko­jony szef Ko­re­ań­skiego Związku Piłki Noż­nej (KFA) Chung Mong-joon zde­cy­do­wał się za­te­le­fo­no­wać do Ho­lan­dii. Po dru­giej stro­nie po­łą­cze­nia znaj­do­wał się Guus Hid­dink, nie naj­młod­szy już ho­len­der­ski tre­ner, z mocno wy­eks­plo­ato­wa­nym pasz­por­tem, zno­szo­nym dre­sem i opi­nią szko­le­niowca, który po­trafi tchnąć du­cha walki w swoje dru­żyny[1]. W mun­dialu z 1998 roku skon­flik­to­waną wcze­śniej ekipę Ho­lan­dii do­pro­wa­dził do pół­fi­nału. Po dro­dze roz­gro­miła po­łu­dnio­wo­ko­re­ań­skich Czer­wo­nych 5:0, co wy­wo­łało jed­no­cze­śnie wielki smu­tek i wielki po­dziw u ich dzia­ła­czy. Te­raz ci dzia­ła­cze za­pro­sili Ho­len­dra, aby prze­jął ich bo­ry­ka­jącą się z pro­ble­mami dru­żynę w go­dzi­nie próby. Oglą­da­jąc ma­te­riały wi­deo, Hid­dink prze­ko­nał się, że styl gry dru­żyny po­zo­stał po­wolny i prze­sta­rzały. Do­wie­dział się także, że KFA in­ge­ro­wała w de­cy­zje ka­drowe, nie­kiedy sta­wia­jąc na za­wod­ni­ków na pod­sta­wie ich po­cho­dze­nia spo­łecz­nego, a nie ta­lentu. Po na­my­śle od­dzwo­nił do Chunga i prze­pra­sza­jąc za swoją ho­len­der­ską szcze­rość, po­sta­wił bez­pre­ce­den­sowe wa­runki: ab­so­lutną su­we­ren­ność de­cy­zji ka­dro­wych, wy­dłu­żone obozy szko­le­niowe i bu­dżet umoż­li­wia­jący za­pra­sza­nie na spo­tka­nia to­wa­rzy­skie naj­lep­sze ekipy świata.

Mie­siąc póź­niej czer­wo­no­licy Hid­dink wy­lą­do­wał w Seulu, gdzie miał zo­stać za­pre­zen­to­wany pra­sie spor­to­wej. Za­czął od wy­zna­nia: „Moja wie­dza o Ko­rei jest nie­wielka”[2]. Nie było w tym fał­szy­wej skrom­no­ści – o czym prze­ko­nali się dzien­ni­ka­rze, gdy wy­szło na jaw, że nie pa­mięta na­zwisk czo­ło­wych gra­czy. Za­po­mi­na­nie na­zwisk mo­gło być zresztą ce­lowe. Pierw­szym po­su­nię­ciem Hid­dinka było ogło­sze­nie „otwar­tego na­boru”, w któ­rym szansę do­stali nie tylko uznani za­wod­nicy, lecz także no­wi­cju­sze pro­sto ze szkoły śred­niej. Wszy­scy mu­sieli wy­ka­zać się umie­jęt­no­ściami w spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych te­stach – kilka gwiazd fut­bolu po­le­gło[3]. Wy­wo­łało to gniew wśród gra­czy i nie­na­wiść wśród fa­nów w spo­łe­czeń­stwie ce­chu­ją­cym się głę­bo­kim po­sza­no­wa­niem wieku oraz do­świad­cze­nia.

Hid­dink na­uczał sys­temu tak­tycz­nego, na­zy­wa­nego to­ta­alvo­et­bal („fut­bo­lem to­tal­nym”), po­le­ga­ją­cego na bły­ska­wicz­nej grze pres­sin­giem, w któ­rej za­wod­nicy po­ru­szają się płyn­nie po ca­łym bo­isku, dą­żąc do stwo­rze­nia nie­ocze­ki­wa­nych sy­tu­acji. Sys­tem ten, stwo­rzony przez Ho­len­drów, przej­mo­wała co­raz więk­sza liczba naj­lep­szych ze­spo­łów w in­nych kra­jach. Pierw­sze obozy szko­le­niowe po­ka­zały jed­nak Hid­din­kowi, że ten po­zba­wiony re­guł styl gry nie przyj­mie się ła­two. Za­wod­nicy po­sy­łali piłkę w nie­trudny do od­czy­ta­nia spo­sób, czę­sto po­da­jąc po pro­stu do star­szych człon­ków dru­żyny. Co gor­sza, mło­dzież, którą wy­brał ze względu na szyb­kość, za­czy­nała się wa­hać przed bramką, znaj­du­jąc się na zna­ko­mi­tej po­zy­cji strze­lec­kiej. Po­tem prze­pra­szała do­świad­czo­nych za­wod­ni­ków za po­peł­nione błędy, nie­kiedy po­głę­bia­jąc tę sa­mo­kry­tykę w wy­wia­dach pra­so­wych po me­czu.

Re­pre­zen­ta­cja grała słabo. Hid­dink nie wy­mie­niał jed­nak nie­sku­tecz­nych pił­ka­rzy ani nie ru­gał ich zza li­nii bocz­nej. We­zwał za to wszyst­kich na ofi­cjalne spo­tka­nie. Ko­re­ań­ski tłu­macz wzdry­gał się, gdy prze­kła­dał pe­sy­mi­styczną ocenę tre­nera, który twier­dził, że przy obec­nej for­mie dru­żyna od­pad­nie z tur­nieju w fa­zie wstęp­nej. Aby pod­kre­ślić po­wagę sy­tu­acji, przy­po­mniał, że Czer­woni nie wy­grali żad­nego spo­tka­nia w po­przed­nich pię­ciu wy­stę­pach na mi­strzo­stwach świata. Je­żeli jed­nak pod­po­rząd­kują się bez­li­to­snemu pro­gra­mowi spraw­no­ścio­wemu pod­czas dłu­gich przy­go­to­wań, ist­nieje na­dzieja. Mogą zdo­być prze­wagę wy­trzy­ma­ło­ściową po­dobną do tej, która nio­sła cu­downą re­pre­zen­ta­cję Ko­rei Pół­noc­nej w tur­nieju z 1966 roku. Męż­czyźni w czer­wo­nych ko­szul­kach spoj­rzeli mu przez chwilę w oczy i po­wie­dzieli „Ye!”. Byli go­towi na każde po­świę­ce­nie.

Na­stęp­nie tre­ner wpro­wa­dził ze­staw za­ska­ku­ją­cych re­guł. Ko­lejny obóz szko­le­niowy od­bę­dzie się na dru­gim końcu kon­ty­nentu – w mię­dzy­na­ro­do­wym ośrodku pił­kar­skim w Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tach Arab­skich – gdzie naj­lepsi spe­cja­li­ści od ki­ne­zjo­lo­gii po­pro­wa­dzą za­wod­ni­ków przez za­awan­so­wany pro­gram ćwi­czeń. Me­dia ko­re­ań­skie otrzy­mają for­malny za­kaz wstępu do ośrodka. Zmiany do­tknęły na­wet kwe­stii gra­ma­tycz­nych: od­tąd za­bro­nione bę­dzie sto­so­wa­nie for­muł grzecz­no­ścio­wych ję­zyka ko­re­ań­skiego, któ­rymi młodsi za­wod­nicy zwra­cali się do star­szych na­wet w fer­wo­rze walki na bo­isku. Hid­dink uza­sad­niał wszyst­kie te re­gu­la­cje wzglę­dami sku­tecz­no­ści, ale zmie­niały one także kul­turę ota­cza­jącą za­wod­ni­ków. Ob­ser­wa­to­rzy za­czy­nali po­wąt­pie­wać w to, czy Ho­len­der nie za­tra­cił kon­taktu z rze­czy­wi­sto­ścią lub przy­naj­mniej wszel­kiej wraż­li­wo­ści. Czyżby „za­po­mniał o róż­ni­cach kul­tu­ro­wych i żą­dał od Ko­re­ań­czy­ków, aby z dnia na dzień za­częli pra­co­wać, grać i tre­no­wać jak Eu­ro­pej­czycy?”, jak py­tał re­por­ter „New York Ti­mesa”. „Być może ma­cie ra­cję”, od­po­wia­dał Hid­dink, „a być może za­wod­nicy do­sto­sują się szyb­ciej, niż wam się wy­daje”[4].

Wkrótce oka­zało się, że stra­te­gia Hid­dinka za­czyna przy­no­sić owoce. Zmie­nione wa­runki wy­do­były ukryte strony oso­bo­wo­ści gra­czy i po­bu­dziły ich pro­ces roz­woju. Za­wod­nicy za­cho­wy­wali się tak samo jak inni mię­dzy­na­ro­dowi pił­ka­rze tre­nu­jący w tym miej­scu. Ko­re­ań­skie zwy­czaje spo­łeczne, które spo­wal­niały grę – prze­sadne oka­zy­wa­nie sza­cunku i sa­mo­kry­tyka – rza­dziej ujaw­niały się na bo­isku. Starsi za­wod­nicy w mniej­szym stop­niu trzy­mali się ty­po­wych za­grań, a młodsi chęt­niej po­zwa­lali so­bie na spon­ta­niczne re­ak­cje i ko­rzy­stali z oka­zji strze­lec­kich.

Nie­mniej kiedy la­tem 2001 roku Czer­woni roz­po­częli se­rię po­je­dyn­ków z naj­lep­szymi dru­ży­nami świata, ich to­ta­alvo­et­bal czę­sto przy­po­mi­nał to­talny chaos. Klu­czową tak­tyką była za­miana po­zy­cji mię­dzy za­wod­ni­kami, aby zbić z tropu obroń­ców. Czer­wo­nym bra­ko­wało jed­nak do­świad­cze­nia nie­zbęd­nego do ta­kiej gry, nie umieli od­czy­ty­wać in­ten­cji i ko­or­dy­no­wać dzia­łań. W maju prze­grali z Fran­cją 5:0. Po ko­lej­nej po­rażce 5:0 w sierp­niu z re­pre­zen­ta­cją Czech ko­re­ań­skie me­dia ochrzciły Hid­dinka „Oh Dae Young” („Mi­ste­rem 5-0”)[5]. Czer­woni do­zna­wali bar­dziej sro­mot­nych po­ra­żek niż kie­dy­kol­wiek. Były me­ne­dżer re­pre­zen­ta­cji ob­cią­żył całą winą „nie­kom­pe­tent­nego” ob­co­kra­jowca. Spon­sor dru­żyny, Sam­sung, wstrzy­mał emi­sję kosz­tow­nej re­klamy te­le­wi­zyj­nej, w któ­rej wy­stę­po­wał pe­chowy tre­ner.

Pod­czas dłu­giego obozu szko­le­nio­wego, który na­stą­pił póź­niej, Czer­woni na­dal do­sko­na­lili umie­jęt­no­ści i pod­no­sili wy­trzy­ma­łość. Co­dzienne in­te­rak­cje spo­łeczne znów za­częły prze­bie­gać we­dług utrwa­lo­nych tra­dy­cji ze­społu. We­te­rani – tacy jak Hong My­ung-bo, który wy­stą­pił w trzech po­przed­nich tur­nie­jach mi­strzostw świata – pro­wa­dzili resztę przez prze­sta­rzałe roz­grzewki znane Czer­wo­nym od za­wsze. Do­świad­czeni człon­ko­wie sztabu szko­le­nio­wego za­ba­wiali za­wod­ni­ków opo­wie­ściami o bo­ha­te­rach po­przed­nich ekip. Znów zmie­niły się ry­tu­ały ży­cia obo­zo­wego, na przy­kład młodsi za­wod­nicy cze­kali, aż starsi naj­pierw zajmą miej­sca przy stole. Nie­kiedy czy­ścili na­wet buty we­te­ra­nów. Hid­dink zdał so­bie z tego wszyst­kiego sprawę, gdy pe­wien młody za­wod­nik wy­znał mu, iż dla niego jest coś nie­wła­ści­wego – i nie­zgod­nego z tra­dy­cjami Czer­wo­nych – w tym, że ma zmie­nić sław­nego we­te­rana.

Tra­dy­cja jed­no­czy ze­spół, ale ry­tu­ały te uczyły błęd­nych za­cho­wań. Sza­cu­nek dla star­szych (czy to jako po­chodna ko­re­ań­skich zwy­cza­jów, czy obec­nie tra­dy­cja Czer­wo­nych) szko­dził płyn­no­ści gry. Hid­dink wie­rzył jed­nak w zdol­no­ści ad­ap­ta­cyjne. Je­żeli te tra­dy­cje Czer­wo­nych ukształ­to­wały się w cie­plar­nia­nym śro­do­wi­sku obo­zów szko­le­nio­wych, to z pew­no­ścią można stwo­rzyć w ten sam spo­sób nowe tra­dy­cje. Hid­dink znów na­rzu­cił nowe re­guły, prze­obra­ża­jąc tym ra­zem co­dzienne in­te­rak­cje spo­łeczne. Zniósł pro­wa­dzone przez we­te­ra­nów se­kwen­cje roz­grzew­kowe jako zru­ty­ni­zo­wane. Wy­zna­czał młod­szych gra­czy do peł­nie­nia funk­cji wła­ści­wych ka­pi­ta­nowi. Usta­lał, kto ma gdzie sie­dzieć pod­czas po­sił­ków, mie­sza­jąc no­wi­cju­szy i we­te­ra­nów. Sa­dzał ich ra­zem w sa­mo­lo­tach i umiesz­czał w tych sa­mych po­ko­jach ho­te­lo­wych. Za­czął od­gwiz­dy­wać faule, na­wet je­śli za­wod­nik ni­czym nie za­wi­nił, aż w końcu pił­ka­rze za­czy­nali pro­te­sto­wać, a po­tem chwa­lił ich za umie­jęt­ność obrony wła­snego zda­nia. Dla za­wod­ni­ków wy­cho­wa­nych w kul­tu­rze, w któ­rej na­wet spoj­rze­nie w oczy star­szej oso­bie może ucho­dzić za prze­jaw zu­chwa­ło­ści, były to nie­znane i nie­przy­jemne do­świad­cze­nia. Po wielu mie­sią­cach ta­kiego trak­to­wa­nia in­te­rak­cje jak równy z rów­nym stały się nową nor­mal­no­ścią: nową tra­dy­cją Czer­wo­nych.

Gdy ewo­lu­owała kul­tura ze­społu – a szko­le­nie wy­trzy­ma­ło­ściowe do­cho­dziło do punktu kul­mi­na­cyj­nego – gra Czer­wo­nych w końcu za­częła się po­pra­wiać. W me­czu to­wa­rzy­skim po­ko­nali Szko­cję 4:1. W me­czach po­prze­dza­ją­cych mi­strzo­stwa udało im się zre­mi­so­wać z An­glią. Po­tem prze­grali tylko jedną bramką z ów­cze­snym mi­strzem świata Fran­cją. Buk­ma­che­rzy wciąż nie da­wali im wiel­kiej szansy, ale za­wod­nicy uwie­rzyli w sie­bie[6].

W fa­zie gru­po­wej pierw­szym prze­ciw­ni­kiem była znacz­nie wy­żej no­to­wana dru­żyna Pol­ski, co we­dług znaw­ców fut­bolu ze sta­no­wisk dzien­ni­kar­skich miało skoń­czyć się dla Ko­rei nie­chybną po­rażką. Ener­giczne ataki Czer­wo­nych zmu­siły Po­la­ków do sku­pie­nia się na obro­nie. Trzy­dzie­sto­trzy­letni Hwang Sun-hong zdo­był pierw­szą bramkę, usta­la­jąc nie­pewną prze­wagę, a po prze­rwie trzy­dzie­sto­letni Yoo Sang-chul znów po­słał piłkę do siatki. Przez resztę me­czu pięć­dzie­siąt ty­sięcy ko­re­ań­skich ki­bi­ców, wśród nich pre­zy­dent kraju Kim Dae-jung, klasz­cząc na sto­jąco, do­pin­go­wało swoją dru­żynę, osią­ga­jącą hi­sto­ryczny suk­ces. Na­stęp­nie Czer­woni zmie­rzyli się z ekipą Sta­nów Zjed­no­czo­nych – prze­gry­wali, co za­gro­ziło na­dzie­jom na do­bry wy­nik w tur­nieju. Mimo to fan­klub ze­społu, Czer­wone Dia­bły, nie prze­sta­wał skan­do­wać: „Dae-Han-Min-Guk” („Re­pu­blika Ko­rei”), tłu­miąc wszel­kie okrzyki „U-S-A!”. Czer­woni prze­pro­wa­dzali atak za ata­kiem i wresz­cie w ostat­nich mi­nu­tach me­czu dwu­dzie­sto­sze­ścio­letni Ahn Jung-hwan (bar­dziej znany z wy­glądu gwiazdy kina niż fe­no­me­nal­nych za­grań na bo­isku) pięk­nym strza­łem głową do­pro­wa­dził do re­misu. Ekrany w ca­łej Ko­rei po wie­lo­kroć wy­świe­tlały wspa­niałą bramkę, a emo­cje przed ostat­nim me­czem fazy gru­po­wej z po­tężną Por­tu­ga­lią ro­sły. Od sa­mego po­czątku sta­dion drżał od ude­rzeń tra­dy­cyj­nych bęb­nów ko­re­ań­skich w sek­to­rach „Dia­błów”. Do­świad­czony po­moc­nik Hong zna­ko­mi­cie do­środ­ko­wy­wał i strzały głową mi­ni­mal­nie omi­jały bramkę, co wpro­wa­dzało ki­bi­ców w stan ogrom­nego na­pię­cia. Po­tem w sie­dem­dzie­sią­tej mi­nu­cie nie­zmor­do­wany dwu­dzie­sto­jed­no­letni Park Ji-sung prze­jął po­przeczne po­da­nie, od­bił piłkę od obrońcy i po­słał ją do siatki mię­dzy no­gami bram­ka­rza, za­pew­nia­jąc swo­jej dru­ży­nie zwy­cię­stwo. Na try­bu­nach za­pa­no­wało sza­leń­stwo. Ze­spół nie­siony tą ener­gią da­lej ata­ko­wał, pod­czas gdy wy­czer­pani Por­tu­gal­czycy z tru­dem do­trzy­my­wali kroku.

Czer­woni wy­grali mecz i tym sa­mym za­jęli pierw­sze miej­sce w gru­pie. Dru­żyna po­ka­zała nie­złomną de­ter­mi­na­cję. Co wię­cej, olśnie­wała sty­lem gry, za­chwy­ca­jąc ki­bi­ców wy­szu­ka­nymi po­da­niami i akro­ba­tycz­nymi bram­kami. Go­spo­da­rze, któ­rzy szy­ko­wali się na sro­motną po­rażkę, byli w siód­mym nie­bie.

Przy oka­zji każ­dych mi­strzostw świata znawcy fut­bolu roz­pra­wiają o zde­rze­niu kul­tur na bo­isku: nie­miecka pra­co­wi­tość kon­tra bra­zy­lij­ska samba, wło­ska ma­estria kon­tra bry­tyj­ski prag­ma­tyzm. Dla Hid­dinka te ste­reo­typy „na­ro­do­wego cha­rak­teru” ni­gdy nie były prze­ko­nu­jące.

Ho­len­der wy­cho­dził z za­ło­że­nia, że kul­tura i toż­sa­mość wy­wie­rają wpływ na za­wod­ni­ków, ale nie do tego stop­nia, aby mo­gli grać tylko w je­den spo­sób. Wie­rzył – na pod­sta­wie wła­snego do­świad­cze­nia gry w róż­nych kra­jach – że rola kul­tury jest zmienna, a nie stała. Kiedy pierw­szy raz zo­stał tre­ne­rem dru­żyny w li­dze ho­len­der­skiej, pró­bo­wał wpro­wa­dzić do dru­żyny za­gra­niczną gwiazdę. Do­świad­czeni tre­ne­rzy prze­po­wia­dali, że to się nie uda, że Bra­zy­lij­czyk ni­gdy nie przy­sto­suje się do fut­bolu to­tal­nego. Po róż­nych eks­pe­ry­men­tach z mo­dy­fi­ka­cjami w tre­nin­gach sy­ner­gia jed­nak w końcu za­sko­czyła i klub za­czął od­no­sić suk­cesy. Po­tem Hid­dink i inni usi­ło­wali prze­szcze­pić „styl ho­len­der­ski” do dru­żyn hisz­pań­skich, który rze­komo do nich nie pa­so­wał, two­rząc przy oka­zji nowe wa­rianty tego stylu[7].

Więk­szość tre­ne­rów w tam­tym cza­sie uwa­żała kul­turę za coś nie­na­ru­szal­nego. Hid­dink ze swoim bar­dziej prak­tycz­nym po­dej­ściem po­strze­gał ją jako po­datną na od­dzia­ły­wa­nie, a na­wet pla­styczną. Pod­czas gdy wielu tre­ne­rów wie­działo, że kul­tura na­ro­dowa wpływa na styl gry, nie­liczni prze­czu­wali, że można „włą­czać i wy­łą­czać” czyn­niki kul­tu­rowe, zmie­nia­jąc oto­cze­nie gra­czy. Choć wielu tre­ne­rów sta­rało się wy­ko­rzy­stać kul­turę or­ga­ni­za­cyjną swo­ich dru­żyn, tylko nie­liczni do­pusz­czali myśl, że mogą prze­pro­gra­mo­wać tę kul­turę, od­po­wied­nio kształ­tu­jąc in­te­rak­cje spo­łeczne za­wod­ni­ków.

Po przy­go­dzie z Ko­reą Po­łu­dniową Hid­dink po­wtó­rzył tę samą sztuczkę[8], do­pro­wa­dza­jąc re­pre­zen­ta­cję Au­stra­lii pierw­szy raz w hi­sto­rii do fazy tur­nie­jo­wej mun­dialu w 2006 roku, a po­tem re­pre­zen­ta­cję Ro­sji, któ­rej nie da­wano więk­szych szans, do pół­fi­nału mi­strzostw Eu­ropy w 2008 roku. W każ­dym wy­padku do­sto­so­wy­wał i kształ­to­wał kul­turę za po­mocą so­bie tylko zna­nych me­tod i traf­nie do­bra­nych ko­mu­ni­ka­tów. Au­stra­lij­czycy cha­rak­te­ry­zo­wali się świet­nym przy­go­to­wa­niem fi­zycz­nym, lecz bra­ko­wało im ko­or­dy­na­cji tak­tycz­nej. Hid­dink za­ka­zał im ha­ła­śli­wego do­pin­go­wa­nia z ła­wek (które za­kłó­cało ko­mu­ni­ka­cję na bo­isku) i wy­ty­czył obroń­com ści­słe strefy po­ru­sza­nia się (tak że prze­stali bie­gać po ca­łym bo­isku). Po­skro­mił ego­istyczne gwiazdy, od­wo­łu­jąc się do ega­li­tar­nych prze­ko­nań spo­łe­czeń­stwa au­stra­lij­skiego. Z ko­lei ekipa ro­syj­ska cier­piała na syn­drom lęku przed po­dej­mo­wa­niem ry­zyka, dla­tego Hid­dink włą­czył do se­sji tre­nin­go­wych ele­ment za­ba­wowy, który miał roz­luź­nić gra­czy. Prze­ko­nał ich do idei fut­bolu to­tal­nego, po­ka­zu­jąc na­gra­nia jed­nego z jego wcze­snych wcie­leń: obrony pres­sin­giem mo­skiew­skiego tre­nera z lat sześć­dzie­sią­tych[9]. Ro­syj­ska duma stała się siłą wspie­ra­jącą na­ukę, a nie prze­szkodą. Póź­niej Hid­dink zo­stał tre­ne­rem ze­społu Chel­sea, peł­nego skłó­co­nych mię­dzy­na­ro­do­wych gwiazd, prze­obra­ził kul­turę tej dru­żyny i osią­gnął naj­bar­dziej im­po­nu­jące wy­niki w hi­sto­rii Pre­mier Le­ague[10].

Tyle suk­ce­sów – na ca­łym świe­cie i na róż­nych po­zio­mach – nie mo­gło być przy­pad­kiem. Musi być me­toda w tym sza­leń­stwie Hid­dinka, ja­kiś spo­sób wy­do­by­wa­nia ta­len­tów przez od­wo­ły­wa­nie się do wzor­ców kul­tu­ro­wych. Na­uczył się wzmac­niać ce­chy po­ma­ga­jące w osią­ga­niu wy­ni­ków i osła­biać ce­chy temu prze­szka­dza­jące. Na­uczył się prze­kształ­cać stop­niowo au­to­wi­ze­ru­nek każ­dego ze­społu. Ta kul­tu­rowa al­che­mia – ta­jem­nica Hid­dinka – może wy­ka­zać sku­tecz­ność także poza bo­iskiem.

Mniej wię­cej w tym sa­mym cza­sie, gdy Hid­dink wy­pra­co­wy­wał he­re­tyc­kie po­glądy o kul­tu­ro­wych aspek­tach fut­bolu, na­ukowcy ba­da­jący kul­turę za­częli zmie­niać pa­ra­dyg­maty w dość po­dobny spo­sób. Po­dob­nie jak „stara gwar­dia” tre­ne­rów pił­kar­skich, wcze­śniej­sze po­ko­le­nia ba­da­czy za­kła­dały, że kra­jo­brazy kul­tu­ralne są usta­lone. An­tro­po­lo­gia opi­sy­wała spo­łe­czeń­stwa pier­wotne w ka­te­go­riach wiecz­nych in­sty­tu­cji (np. Ha­ido­wie od­pra­wiają ce­re­mo­nie po­tlacz przed po­sta­wie­niem słu­pów to­te­mo­wych)[11]. Psy­cho­lo­gia po­rów­ny­wała ce­chy jed­nost­kowe (np. oso­bo­wość zo­rien­to­wana na osią­gnię­cia jest czę­sto spo­ty­kana w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, ale rzadka w In­diach)[12]. Po­dej­ścia te spro­wa­dzały kul­tury do trwa­łych wzor­ców – ist­nie­ją­cych od wie­ków in­sty­tu­cji lub nie­zmien­nych cech cha­rak­teru.

U schyłku XX wieku trudno było jed­nak nie za­uwa­żyć tego, że wzorce kul­tu­rowe – spo­łeczne i jed­nost­kowe – stały się płynne. Spo­łe­czeń­stwa na ca­łym świe­cie pod­le­gały głę­bo­kim zmia­nom, gdy młode po­ko­le­nie two­rzyło nowy styl ży­cia, do­ko­nu­jąc wy­boru zwy­cza­jów prze­ka­zy­wa­nych przez ro­dzi­ców i nie oba­wia­jąc się za­po­ży­czeń z in­nych tra­dy­cji. Jed­nostki czę­ściej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej zmie­niały miej­sce za­miesz­ka­nia, ale nie za­wsze się przy­sto­so­wy­wały – nie­kiedy utrzy­my­wały różne świa­to­po­glądy kul­tu­ralne, prze­ska­ku­jąc mię­dzy nimi w za­leż­no­ści od sy­tu­acji[13]. Co­raz wy­raź­niej do­strze­gano, że kul­tura nie jest je­dy­nie efek­tem dzia­ła­nia in­sty­tu­cji spo­łecz­nych czy psy­cho­lo­gii jed­nost­ko­wej, lecz splo­tem współ­za­leż­no­ści mię­dzy nimi. In­sty­tu­cje kul­tu­rowe kształ­tują umysł jed­nostki, a umysł jed­nostki kształ­tuje in­sty­tu­cje kul­tu­rowe. Kul­tura i psy­che są ze sobą nie­ro­ze­rwal­nie sple­cione[14].

W ciągu ostat­nich dwóch dzie­się­cio­leci po­łą­cze­nie an­tro­po­lo­gii i psy­cho­lo­gii do­pro­wa­dziło do po­wsta­nia no­wej na­uki o na­zwie „psy­cho­lo­gia kul­tu­rowa”. Zaj­mu­jący się nią ba­da­cze zgłę­biają roz­ma­ite ro­dzaje grup kul­tu­ro­wych – od kla­nów zbie­racko-ło­wiec­kich przez kor­po­ra­cje po na­rody – za­da­jąc py­ta­nia do­ty­czące struk­tur po­znaw­czych i spo­łecz­nych, uprze­dzeń oraz za­cho­wań. To miej­sce prze­ci­na­nia się róż­nych dys­cy­plin, w któ­rym współ­pra­cują ze sobą ba­da­cze wy­wo­dzący się z róż­nych tra­dy­cji na­uko­wych i kul­tu­ro­wych. Mia­łem szczę­ście przy­czy­nić się do nie­zwy­kłego wzro­stu tej dzie­dziny wie­dzy. Dzięki temu, że zna­la­złem się we wła­ści­wym miej­scu o wła­ści­wym cza­sie, otrzy­ma­łem szansę prze­pro­wa­dze­nia ba­dań, które okre­śliły dal­szy jej roz­wój[15]. Istotną na­uką wy­ni­ka­jącą z se­tek stu­diów, które prze­pro­wa­dzi­łem, jest to, że wzorce kul­tu­rowe są zmienne i dają się kształ­to­wać oraz że sto­su­jąc od­po­wied­nie na­rzę­dzia, je­ste­śmy w sta­nie wy­ko­rzy­stać je do na­szych ce­lów.

Cho­ciaż na­uka w co­raz więk­szym stop­niu uznaje ten dy­na­miczny pa­ra­dyg­mat, w prak­tyce świat na­dal poj­muje wzorce kul­tu­rowe jako usta­lone (i od­porne na wpływy). Po­li­tycy wska­zują na „kul­turę biedy” w Ap­pa­la­chach, która czyni da­remną wszelką po­moc eko­no­miczną[16]. Dzien­ni­ka­rze ostrze­gają przed „kul­turą gwał­tów na kam­pu­sach uni­wer­sy­tec­kich”, „kul­turą broni pal­nej w Tek­sa­sie” czy „kul­turą nar­ko­ty­ków w Hol­ly­wood”. Suk­ces da­nej grupy wy­wo­dzi się z jej kul­tu­ro­wej istoty: Włosi „mają we krwi” za­mi­ło­wa­nie do sztuki; lo­jal­ność staje się „drugą na­turą” ma­ri­nes; in­no­wa­cja jest za­pi­sana „kul­tu­ro­wym DNA” IBM. Tego ro­dzaju czę­sto po­wta­rzane wy­ra­że­nia za­kła­dają, że człon­ko­wie „ple­mie­nia” no­szą w so­bie pewną istotę – esen­cję – która czyni ich ta­kimi, ja­kimi są, i leży u pod­łoża ich cha­rak­te­ry­stycz­nych uzdol­nień[17].

Esen­cja­lizm sta­nowi jed­nak błędną in­ter­pre­ta­cję kul­tury – nie­kiedy tra­gicz­nie błędną. Na­ród, kor­po­ra­cja lub ze­spół, które przy­pi­sują swój suk­ces ja­kiejś nie­zmien­nej isto­cie, ła­two po­pa­dają w sa­mo­za­do­wo­le­nie. Na cmen­ta­rzy­sku hi­sto­rii spo­czy­wają dawne nie­zwy­cię­żone im­pe­ria, kor­po­ra­cje „zbu­do­wane, by prze­trwać” oraz mi­strzo­wie, nie­gdyś uwa­żani za nie­znisz­czal­nych.

I od­wrot­nie: kiedy wi­dzimy w ska­zach prze­ciw­nika nie­da­jące się ze­trzeć piętno, nic nas nie po­wstrzyma przed bez­względną i nie­przy­no­szącą nic do­brego ze­mstą. Po ata­kach z 11 wrze­śnia 2001 roku wo­jow­ni­czo na­sta­wieni po­li­tycy USA skie­ro­wali gniew prze­ciw ma­dra­som (mu­zuł­mań­skim szko­łom, w któ­rych uczą się biedni) jako „wy­lę­gar­niom ter­ro­ry­zmu”, za­kła­da­jąc, że tylko muł­ło­wie mogą wpa­jać ide­ały dżi­ha­dy­styczne[18]. Ra­dy­ka­lizm jest jed­nak w więk­szym stop­niu wy­two­rem re­sen­ty­mentu niż re­li­gii[19]. Ża­den z za­ma­chow­ców nie uczęsz­czał do ma­drasy; stu­dio­wali kie­runki ści­słe na za­chod­nich uczel­niach (jak na iro­nię Mu­ham­mad Atta – re­wi­ta­li­za­cję miast), a po­tem ule­gli ra­dy­ka­li­za­cji. Po­dob­nie bo­jow­nicy ISIS re­kru­to­wali się głów­nie spo­śród po­zba­wio­nych praw, nie zaś wy­znaw­ców. Wy­wo­dzili się nie z ma­dras, ale z wię­zień woj­sko­wych i dziel­nic biedy (o czym świad­czy choćby książka po­zo­sta­wiona przez jed­nego z bo­jow­ni­ków w lon­dyń­skim miesz­ka­niu: Is­lam dla żół­to­dzio­bów[20])[21]. Walka z ter­ro­ry­zmem, która bie­rze za cel całe re­li­gie i ich główne in­sty­tu­cje, opiera się na błęd­nym roz­po­zna­niu źró­deł ra­dy­ka­li­zmu[22]. Co gor­sza, ob­raca się na ko­rzyść eks­tre­mi­stów, zra­ża­jąc śro­do­wi­ska umiar­ko­wane.

Wbrew wy­obra­że­niom esen­cja­li­stów, ja­koby cha­rak­ter kul­tu­rowy był wy­ryty w ka­mie­niu, kul­tu­rowe wa­run­ko­wa­nie i prze­ko­na­nia lu­dzi zmie­niają się w cza­sie. Kiedy do­łą­czamy do no­wej wspól­noty, in­ter­na­li­zu­jemy nowe toż­sa­mo­ści i kody kul­tu­rowe. Mo­żemy to do­strzec u po­cząt­ku­ją­cych stu­den­tów, któ­rzy wra­cają do domu na Święto Dzięk­czy­nie­nia jako od­mie­nione osoby – słu­cha­jące no­wej mu­zyki, po­słu­gu­jące się no­wymi wy­ra­że­niami, ubie­ra­jące się w in­nym stylu i być może ma­jące nowe prze­ko­na­nia po­li­tyczne. Lub być może znamy ko­goś, kto wstą­pił do woj­ska – albo uczęsz­cza do aszramy – i także zy­skał nową toż­sa­mość i spo­sób po­strze­ga­nia świata. Ludzki mózg au­to­ma­tycz­nie ko­duje zwy­czaje wspól­noty, w któ­rej prze­by­wamy. Przej­mu­jemy wzorce kul­tu­rowe nie­świa­do­mie, na­wet się o to nie sta­ra­jąc. Te au­to­ma­tyczne pro­cesy ucze­nia się od­gry­wają taką samą rolę, gdy od­mie­nione do­świad­cze­nia grupy stwa­rzają nowe wzorce za­cho­wań zbio­ro­wych. Kiedy Hid­dink umiesz­czał w tych sa­mych po­ko­jach no­wi­cju­szy i we­te­ra­nów Czer­wo­nych, za­bro­nił au­stra­lij­skim pił­ka­rzom gło­śnego do­pin­go­wa­nia i po­ka­zy­wał ro­syj­skie ko­rze­nie fut­bolu to­tal­nego, kul­ty­wo­wał od­mie­nione kul­tury dru­ży­nowe.

Lu­dzie nie tylko uczą się no­wych kul­tur, lecz także prze­ska­kują mię­dzy róż­nymi per­spek­ty­wami kul­tu­ro­wymi w za­leż­no­ści od sy­tu­acji. Do­brze ujął to po­eta Walt Whit­man: „Je­stem po­jemny, za­wie­ram mi­liony”[23]. Liczne jaź­nie kul­tu­rowe jed­nostki nie mogą pa­no­wać jed­no­cze­śnie; ujaw­niają się we wła­ści­wej ko­lej­no­ści. Kiedy stu­dent wraca do domu, jego nowa oso­bo­wość nie do­cho­dzi do głosu każ­dego dnia. Prze­ja­wia się ona wtedy, gdy od­wie­dza go współ­lo­ka­tor z aka­de­mika, nie zaś wtedy, gdy spo­tyka się z przy­ja­ciółmi z dzie­ciń­stwa. Kody kul­tu­rowe na­rzu­cają się na­szemu umy­słowi, kiedy wy­woła je sy­tu­acja. To ko­lejny ele­ment skła­da­jący się na ta­jem­nicę suk­cesu Hid­dinka. Gru­pu­jąc Czer­wo­nych w mię­dzy­na­ro­do­wym ośrodku tre­nin­go­wym za gra­nicą, umiesz­czał ich w kon­tek­ście sprzy­ja­ją­cym ujaw­nie­niu się ich norm pro­fe­sjo­nal­nych jako za­wod­ni­ków, a uci­sza­ją­cym ich na­ro­dowe zwy­czaje jako Ko­re­ań­czy­ków. Na tym eta­pie dru­żyna po­trze­bo­wała na­sta­wie­nia po­ma­ga­ją­cego w na­uce nie­zna­nej tak­tyki wy­ma­ga­nej w grze na świa­to­wym po­zio­mie.

W tej książce za­mie­rzam uka­zać ukrytą dy­na­mikę ko­dów kul­tu­ro­wych, którą po­słu­gują się Hid­dink i inni in­no­wa­to­rzy. Opra­co­wa­łem na­rzę­dzia po­zwa­la­jące ro­zu­mieć i wy­ko­rzy­sty­wać tę dy­na­mikę pod­czas lat na­ucza­nia na czo­ło­wych uczel­niach biz­ne­so­wych (wy­kła­da­łem przez de­kadę w Gra­du­ate School of Bu­si­ness Uni­wer­sy­tetu Stan­forda w Do­li­nie Krze­mo­wej, przez ko­lejną w Bu­si­ness School Uni­wer­sy­tetu Co­lum­bii w No­wym Jorku i przez krót­sze okresy w naj­waż­niej­szych in­sty­tu­cjach w Lon­dy­nie, Pa­ryżu, Bar­ce­lo­nie, Hong­kongu, Sin­ga­pu­rze i in­nych miej­scach). Po­nadto pra­co­wa­łem jako kon­sul­tant w fir­mach in­for­ma­tycz­nych, glo­bal­nych ban­kach, kon­cer­nach me­dial­nych i in­nych przed­się­bior­stwach, po­ma­ga­jąc w zmia­nie ich kul­tur or­ga­ni­za­cyj­nych, zwięk­sza­niu róż­no­rod­no­ści i roz­woju umie­jęt­no­ści mię­dzy­kul­tu­ro­wych. Współ­pra­co­wa­łem ze szta­bami woj­sko­wymi[24] nad opra­co­wa­niem lep­szych mo­deli wy­zwań kul­tu­ro­wych zwią­za­nych z in­te­rak­cją z so­jusz­ni­kami i wro­gami, z De­par­ta­men­tem Stanu i ob­cymi mi­ni­ster­stwami nad ro­zu­mie­niem dy­na­miki róż­no­rod­no­ści, a także z in­sty­tu­cjami wy­wia­dow­czymi nad wy­kry­wa­niem uprze­dzeń kul­tu­ro­wych u ha­ke­rów[25]. Mam też na kon­cie współ­pracę z eks­per­tami zdro­wia pu­blicz­nego i or­ga­ni­za­cjami po­za­rzą­do­wymi nad spo­so­bami zmiany norm kul­tu­ro­wych zwią­za­nych ze zdro­wiem i płcią w kra­jach roz­wi­ja­ją­cych się[26]. By­łem do­radcą kam­pa­nii po­li­tycz­nych w spra­wach kul­tu­ro­wych aspek­tów po­li­tyki i ko­mu­ni­ka­cji, w tym kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej Ba­racka Obamy, Hil­lary Clin­ton i Joe Bi­dena[27]. Nie twier­dzę, że wy­stę­pu­jąc w tych ro­lach, do­ko­ny­wa­łem cu­dów na miarę Hid­dinka, ale na pewno mam duże do­świad­cze­nie w prak­tycz­nym sto­so­wa­niu tych idei.

Mimo wy­sił­ków ma­ją­cych na celu prze­ka­za­nie wie­dzy prak­ty­kom dy­na­mika kul­tu­rowa wciąż po­zo­staje nie­zro­zu­miana w sze­ro­kich krę­gach. Choć wiel­kie kor­po­ra­cje po­tra­fią już czy­nić z niej uży­tek, na­leży pa­mię­tać, że na­rzę­dzia te mogą oka­zać się rów­nie sku­teczne w szko­łach, re­stau­ra­cjach, biu­rach pro­jek­to­wych i wielu in­nych miej­scach pracy, gdzie ka­pi­tał kul­tu­rowy od­grywa ważną rolę. W dzi­siej­szych cza­sach róż­nice kul­tu­rowe by­wają przy­czyną po­dzia­łów nie­mal wszę­dzie – ale mogą także zo­stać wy­ko­rzy­stane do pod­nie­sie­nia wy­daj­no­ści i wspar­cia in­no­wa­cji. Wy­niki ba­dań na­uko­wych czę­sto można zna­leźć je­dy­nie w fa­cho­wych, do­stęp­nych dla nie­licz­nych cza­so­pi­smach. Oto przy­czyna po­wsta­nia tej książki. Sta­ra­łem się wy­strze­gać tech­nicz­nego żar­gonu i prze­ka­zy­wać prak­tyczną wie­dzę za po­śred­nic­twem opo­wie­ści o no­wa­to­rach kul­tu­ro­wych ta­kich jak tre­ner Guus Hid­dink.

Na po­czątku fazy pu­cha­ro­wej mi­strzostw świata 2002 roku Ko­rea Po­łu­dniowa zre­mi­so­wała w prze­pi­so­wym cza­sie z fa­wo­ry­tem – re­pre­zen­ta­cją Włoch. Włosi szybko ob­jęli pro­wa­dze­nie, a po­tem ich zna­ko­mici obrońcy po­wstrzy­my­wali za­cięte ataki Ko­re­ań­czy­ków. Try­buny ki­bi­ców Czer­wo­nych, o wy­ma­lo­wa­nych twa­rzach i ma­cha­ją­cych fla­gami, za­chę­cały swoją dru­żynę okrzy­kami i bi­ciem w bębny: „Dae-Han-Min-Guk”, bum-bum, bum-bum-bum! Dal­sza gra w let­nim wil­got­nym po­wie­trzu ujaw­niła fi­zyczną prze­wagę Ko­re­ań­czy­ków i pod sam ko­niec dru­giej po­łowy dwu­dzie­sto­trzy­letni Seol Ki-hy­eon dzięki nie­by­wa­łemu re­flek­sowi zdo­łał skie­ro­wać piłkę do siatki, do­pro­wa­dza­jąc do do­grywki. Hid­dink nie­ustan­nie krzy­czał: „Na­gła śmierć!”, aby zmo­bi­li­zo­wać od­ru­chy obronne i żą­dzę krwi u swo­ich za­wod­ni­ków. Tym­cza­sem Włosi za­częli tra­cić siły i po­peł­niali faule. W końcu, w sto sie­dem­na­stej mi­nu­cie me­czu, na­past­nik Ahn w nie­spo­dzie­wa­nym przy­pły­wie ener­gii wy­sko­czył wy­żej niż obrońca Pa­olo Mal­dini, po­sy­ła­jąc piłkę głową do bramki obok bez­rad­nego bram­ka­rza[28].

Sta­dion eks­plo­do­wał ra­do­ścią. Ki­bice ma­chali wy­cią­gnię­tymi pię­ściami, co było ge­stem, któ­rym Hid­dink świę­to­wał gole. Zwy­cię­stwo od­biło się do­no­śnym echem w ca­łym kraju – cał­kiem do­słow­nie: „Kiedy Ahn zdo­był bramkę na wagę zwy­cię­stwa, po­czu­łem, że cała ka­mie­nica drży od wi­wa­tów”, po­wie­dział dzien­ni­ka­rzom pe­wien eme­ryt z Seulu[29]. Sza­cuje się, że cztery mi­liony ce­le­bran­tów przy­bra­nych w ga­dżety re­pre­zen­ta­cji wy­le­gło na ulice, po­pi­ja­jąc soju i skan­du­jąc „Dae-Han-Min-Guk”, pod­czas gdy unie­ru­cho­mione tak­sówki trą­biły (pi-pi, pi-pi-pi!). Ki­bice wie­szali na bal­ko­nach trans­pa­renty z na­pi­sem „Hid­dink na pre­zy­denta!”. W skle­pach wy­ku­py­wano pla­katy i fi­gurki przed­sta­wia­jące znie­na­wi­dzo­nego jesz­cze nie­dawno za­gra­nicz­nego tre­nera. Wy­co­faną re­klamę Sam­sunga pusz­czano co go­dzinę.

Mecz ćwierć­fi­na­łowy z nie­po­ko­naną Hisz­pa­nią znów oka­zał się dresz­czow­cem. Sta­dion Kwang­dzu uto­nął w czer­wieni. Ko­re­ań­scy ki­bice kla­skali, ale także za­ła­my­wali ręce, gdy Hisz­pa­nie dwa razy umie­ścili piłkę w siatce (choć osta­tecz­nie gole nie zo­stały uznane przez sę­dziego). Wy­nik był bez­bram­kowy przez dzie­więć­dzie­siąt mi­nut, a po­tem roz­po­częła się do­grywka. W końcu pod­czas rzu­tów kar­nych ko­re­ań­ski spo­kój znów za­trium­fo­wał. Gdy do­świad­czony Hong zdo­był zwy­cię­ską bramkę, spoj­rzał na czter­dzie­ści ty­sięcy ki­bi­ców, któ­rzy stali i cie­szyli się jak sza­leni. Nie wie­dząc, jak się za­cho­wać, dru­żyna za­częła się kła­niać ni­czym ak­to­rzy po za­koń­cze­niu spek­ta­klu, raz w jedną stronę sta­dionu, raz w inną, raz ku jed­nej bramce, raz ku dru­giej. Wrzask tłumu prze­szedł w dwu­sy­la­bowy okrzyk – „Hee-dink, Hee-dink, Hee-dink!” – i tre­ner w końcu wy­szedł na śro­dek bo­iska. Za­wod­nicy unie­śli go i za­częli nim pod­rzu­cać. Roz­bły­sły ty­siące lamp. Na­stęp­nego dnia ob­raz ten zna­lazł się na pierw­szych stro­nach wszyst­kich ga­zet. Dzięki od­mie­nio­nej tak­tyce i tra­dy­cji ko­re­ań­ska dru­żyna zo­stała pierw­szą azja­tycką re­pre­zen­ta­cją, która do­szła do pół­fi­nału!

Wy­graną żyli nie tylko ki­bice pił­kar­scy – była to wy­jąt­kowa chwila dla ca­łego na­rodu. W każ­dym mie­ście i wio­sce spon­ta­nicz­nie zbie­rały się tłumy, aby świę­to­wać wy­da­rze­nie, które po­strze­gano jako osta­teczne uwol­nie­nie od ma­ra­zmu po­zo­sta­łego po kry­zy­sie go­spo­dar­czym. Dzien­ni­ka­rze na­zwali zwy­cię­stwo pił­kar­skie „naj­wspa­nial­szą chwilą od czasu za­koń­cze­nia ja­poń­skiego ko­lo­nial­nego pa­no­wa­nia”. Pre­zy­dent Kim po­szedł jesz­cze da­lej i okre­ślił je jako „naj­wspa­nial­szy dzień od Tan­guna[30]” (le­gen­dar­nego króla, który dał po­czą­tek pań­stwu ko­re­ań­skiemu po­nad cztery ty­siące lat temu)[31].

Osta­tecz­nie Czer­woni za­koń­czyli przy­godę z mi­strzo­stwami świata po­rażką w pół­fi­nale z Niem­cami, ale re­ak­cja łań­cu­chowa prze­kro­czyła punkt kry­tyczny i nie dało się już jej za­trzy­mać. Od­mie­niona dru­żyna po­da­wana była przez prasę jako wzór dla szkół, firm i ad­mi­ni­stra­cji[32]. Ahn, gwiazda o fa­li­stych wło­sach, który po­ślu­bił miss Ko­rei, stał się ikoną, pod­czas gdy tre­ner Hid­dink osią­gnął jesz­cze wyż­szy sta­tus. Sta­wiano mu po­mniki, a Sta­dion Kwang­dzu zo­stał prze­mia­no­wany na „Sta­dion Gu­usa Hid­dinka”. Dzien­ni­ka­rze po­rów­ny­wali go do Hen­dricka Ha­mela, sie­dem­na­sto­wiecz­nego ho­len­der­skiego że­gla­rza, który za­po­znał Ko­reę z Za­cho­dem. Rząd zde­cy­do­wał o umiesz­cze­niu jego wi­ze­runku na ko­re­ań­skim znaczku pocz­to­wym, a na­stęp­nie (aby przy­znać Hid­din­kowi ho­no­rowe oby­wa­tel­stwo) od­stą­pił od tra­dy­cyj­nego ogra­ni­cze­nia et­nicz­nego: było to „prze­zwy­cię­że­nie na­cjo­na­li­zmu krwi”[33]. Sym­bo­licz­nie i do­słow­nie Ko­rea Po­łu­dniowa otwo­rzyła się na świat. Był to klu­czowy krok w stronę pew­nej sie­bie, ko­smo­po­li­tycz­nej Ko­rei Po­łu­dnio­wej, jaką znamy dzi­siaj – eks­por­tera kul­tury, któ­rego opery my­dlane za­chwy­cają te­le­wi­dzów na Bli­skim Wscho­dzie, któ­rego ze­społy K-popu kró­lują na li­stach prze­bo­jów i któ­rego filmy zdo­by­wają Oscary[34].

Me­tody tre­nin­gowe Hid­dinka, które po­cząt­kowo miały słu­żyć przy­go­to­wa­niu jed­nej dru­żyny do tur­nieju, zna­la­zły szer­sze za­sto­so­wa­nie. Nowe wzorce spo­łeczne prze­nio­sły się z bo­iska pił­kar­skiego na try­buny, z try­bun na ulice, a stam­tąd do in­sty­tu­cji edu­ka­cyj­nych, firm i ad­mi­ni­stra­cji.

Świad­czy to za­równo o po­tę­dze, jak i o nie­bez­pie­czeń­stwach zmiany kul­tu­ro­wej. Kul­tura nie tylko daje się kształ­to­wać; bywa nie­sta­bilna, a cza­sem na­wet chwiejna. Hid­din­kowi ni­gdy nie przy­szłoby do głowy, że zo­sta­nie sym­bo­licz­nym pa­tro­nem ko­re­ań­skiego ko­smo­po­li­ty­zmu, ale tak się stało w ciągu paru mie­sięcy po za­koń­cze­niu mi­strzostw. Ze względu na spo­sób, w jaki wzorce kul­tu­rowe są prze­ka­zy­wane i utrwa­lane, mogą nie­kiedy roz­prze­strze­niać się la­wi­nowo, ni­czym prze­wra­ca­jące się kostki do­mina. Dla­tego lu­dzie za­mie­rza­jący wpro­wa­dzać zmiany mu­szą ro­zu­mieć nie tylko, jak to ro­bić, lecz także wie­dzieć, że zmiany mogą za­cząć żyć wła­snym ży­ciem – na do­bre i na złe. Aby wy­ko­rzy­stać do na­szych ce­lów te szer­sze od­dzia­ły­wa­nia, mu­simy za­sta­no­wić się głę­biej nad tym, czym jest kul­tura i jaki ma na nas wpływ. Jak w ogóle do­szło do tego, że lu­dzi łą­czy tego ro­dzaju więź?

Ary­sto­te­les na­zwał czło­wieka „zwie­rzę­ciem spo­łecz­nym”. Ale nie je­ste­śmy prze­cież je­dy­nym zwie­rzę­ciem spo­łecz­nym. Wilki żyją w wa­ta­hach. Pin­gwiny two­rzą sku­pi­ska, gdy chcą się ogrzać. Zgu­bione sło­nie wo­łają do sie­bie.

Lu­dzie nie są na­wet naj­bar­dziej spo­łecz­nymi zwie­rzę­tami. Mrówki, psz­czoły i ter­mity zo­sta­wiają nas da­leko w tyle we­dług wielu miar uspo­łecz­nie­nia. Nie­prze­li­czone rze­sze osob­ni­ków żyją ra­zem w do­sko­na­łej har­mo­nii, wspól­nie trosz­cząc się o po­tom­stwo. Mimo że ko­lo­nie owa­dzie sta­no­wią godne po­dziwu miej­sca uspo­łecz­nie­nia, nie od­zwier­cie­dlają na­szego ro­dzaju ży­cia spo­łecz­nego. Psz­czoły za­wsze bu­dują sze­ścio­boczne ule, mrówki ma­sze­rują jedna za drugą, a ter­mity cho­dzą zyg­za­kiem[35]. Wzorce te po­wra­cają nie­zmien­nie, po­nie­waż zo­stały ści­śle za­pro­gra­mo­wane ge­ne­tycz­nie i są wy­zwa­lane przez fe­ro­mony. Lu­dzie mają wię­cej swo­body i są mniej ści­śle za­pro­gra­mo­wani ge­ne­tycz­nie, a za­tem na­sze wzorce spo­łeczne mogą być bar­dziej róż­no­rodne i dy­na­miczne. Każda grupa ma nieco od­mienne tańce, a ta cho­re­ogra­fia zmie­nia się z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie. Wciąż my­ślimy i dzia­łamy w spo­sób zgodny z tym, jak my­ślą i dzia­łają ota­cza­jące nas osoby, ale po­śred­ni­czą w tym wzorce, które w więk­szym stop­niu kształ­tuje wy­cho­wa­nie, nie zaś wy­łącz­nie na­tura.

Nasz naj­bliż­szy ewo­lu­cyjny krewny, szym­pans, cie­szy się po­dobną swo­bodą za­cho­wań. Szym­pansy mogą wy­brać, czy chcą współ­pra­co­wać, czy ry­wa­li­zo­wać z są­sia­dem. Aby współ­praca była trwała, szym­pans musi na­wią­zać więź z każ­dym osob­ni­kiem w gru­pie przez wza­jemne iska­nie się, co zaj­muje wiele czasu[36]. Ta po­trzeba bez­po­śred­niej przy­jaźni ogra­ni­cza wiel­kość kręgu współ­pracy. Kiedy stado szym­pan­sów roz­ra­sta się po­wy­żej pięć­dzie­się­ciu osob­ni­ków, współ­praca za­ła­muje się i do­cho­dzi do walk frak­cyj­nych. Umiesz­cze­nie setki nie­spo­krew­nio­nych szym­pan­sów na wy­spie skoń­czy­łoby się krwawą jatką. Nie do wy­obra­że­nia jest szym­pansi Man­hat­tan, w któ­rym mi­liony ob­cych mi­jają się każ­dego dnia.

Lu­dzie także współ­pra­cują ze sobą na pod­sta­wie po­kre­wień­stwa i przy­jaźni, ale w na­szym wy­padku dzia­łają jesz­cze po­tęż­niej­sze ro­dzaje kleju spo­łecz­nego, któ­rych inne ga­tunki nie znają. We wcze­snej epoce ka­mie­nia za­czę­li­śmy roz­wi­jać wy­spe­cja­li­zo­wane sys­temy mó­zgowe, które uła­twiają dzie­le­nie się wie­dzą w ob­rę­bie grupy. Je­śli ktoś wy­na­lazł me­todę strą­ca­nia z drzewa orze­chów ko­ko­so­wych, wkrótce cała grupa przy­swa­jała tę umie­jęt­ność. Dzięki wy­ko­ny­wa­niu tego wspól­nego skryptu moż­liwa sta­wała się lep­sza ko­or­dy­na­cja dzia­łań. W ten spo­sób grupy za­miesz­ku­jące różne ni­sze eko­lo­giczne roz­wi­jały od­mienne za­soby wspól­nej wie­dzy: od­mienne kul­tury. Człon­ko­wie każ­dej grupy le­piej ro­zu­mieli się ze sobą; na­wet je­śli cho­dziło o coś in­nego niż orze­chy ko­ko­sowe, wspólna pod­stawa umie­jęt­no­ści zwią­za­nych ze strą­ca­niem orze­chów ko­ko­so­wych po­ma­gała w na­by­wa­niu in­nej waż­nej dla prze­trwa­nia wie­dzy. Przy­na­leż­ność do grupy co­raz wy­raź­niej za­zna­czała się w za­cho­wa­niu, jej człon­ko­wie sta­wali się bar­dziej po­dobni do sie­bie, prze­wi­dy­walni i sym­pa­tyczni. Nasi przod­ko­wie za­częli sil­niej iden­ty­fi­ko­wać się z „my”, co ozna­czało po­sze­rze­nie toż­sa­mo­ści, poza bli­skie po­kre­wień­stwo i bez­po­śred­nią przy­jaźń – na szer­szą grupę. W tych ob­szer­niej­szych kla­nach za­częli pod­kre­ślać swoją przy­na­leż­ność za po­mocą od­róż­nia­ją­cego się stylu ubie­ra­nia się i przy­stra­ja­nia. Jed­no­cze­śnie ludzki mózg roz­wi­jał się da­lej i mógł prze­ka­zy­wać w tych szer­szych gru­pach nowe formy wie­dzy, ta­kie jak re­pu­ta­cja, co jesz­cze zwięk­szało na­sze przy­sto­so­wa­nie się jako zwie­rząt spo­łecz­nych. Z cza­sem in­te­rak­cje, wy­ko­rzy­stu­jące nowe formy prze­kazu wie­dzy, ta­kie jak ob­rzędy, utrwa­liły się w ra­mach kla­nów, two­rząc roz­le­głe sieci wy­miany part­ne­rów sek­su­al­nych, za­so­bów i in­for­ma­cji[37]. Lu­dzie za­częli od­czu­wać so­li­dar­ność z tymi wiel­kimi wspól­no­tami (ty­sią­cami in­nych lu­dzi ży­ją­cymi w ma­łych gru­pach za­gnież­dżo­nych w więk­szych gru­pach) spa­ja­nymi kle­jem wspól­nej wie­dzy kul­tu­ro­wej. Ta forma or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nej nie jest ulem ani sta­dem, lecz ple­mie­niem.

Prze­trwa­nie dzięki dzie­le­niu się wie­dzą w tych so­li­da­ry­stycz­nych, za­gnież­dżo­nych gru­pach jest ży­ciem ple­mien­nym. Z ca­łym sza­cun­kiem dla Ary­sto­te­lesa – na­leży po­wie­dzieć, że okre­śle­nie lu­dzi jako „zwie­rząt spo­łecz­nych” jest my­lące. Bar­dziej wła­ściwe bę­dzie na­zwa­nie nas „zwie­rzę­tami ple­mien­nymi”.

Słowo „ple­mię” [ang. tribe] ob­cią­żone jest jed­nak hi­sto­rycz­nym ba­ga­żem. Wy­wo­dzi się od ła­ciń­skiego wy­razu tri­bus, od­no­szą­cego się do kul­tu­ro­wych i re­gio­nal­nych grup, które two­rzyły sta­ro­żytny Rzym. Do ję­zyka an­giel­skiego (i in­nych ję­zy­ków) tra­fiło ono za po­śred­nic­twem prze­kła­dów bi­blij­nych dwu­na­stu ple­mion Izra­ela. W cza­sach Szek­spira od­no­siło się do na­rodu ży­dow­skiego[38], kla­nów ger­mań­skich i spo­łe­czeństw No­wego Świata. Do­piero w epoce eks­pan­sji ko­lo­nial­nej słowo „ple­mię” przy­brało ne­ga­tywne ko­no­ta­cje i za­częło być ko­ja­rzone z pry­mi­tyw­no­ścią. Eu­ro­pej­scy po­dróż­nicy mieli in­te­res w tym, aby ka­te­go­ry­zo­wać spo­ty­kane ludy tu­byl­cze jako znaj­du­jące się na niż­szych eta­pach roz­woju spo­łecz­nego – „dzi­kie” lub „bar­ba­rzyń­skie” ple­miona w prze­ci­wień­stwie do spo­łe­czeństw cy­wi­li­zo­wa­nych[39]. Nie­na­dą­ża­jące za po­cho­dem dzie­jów, mu­siały zo­stać pod­dane cy­wi­li­za­cyj­nemu wpły­wowi eu­ro­pej­skich ar­mii, mi­sjo­na­rzy i szkół[40]. Ka­te­go­rie te miały cha­rak­ter po­li­tyczny, a nie na­ukowy[41].

W miarę roz­woju an­tro­po­lo­gii jako na­uki od­rzu­ciła ona kon­cep­cję eta­pów ewo­lu­cyj­nych, a po­ję­cie ple­mie­nia za­częło być uży­wane w bar­dzo sze­ro­kim sen­sie. Wkła­dano wiele wy­siłku w wy­ja­śnie­nie tego po­ję­cia w ka­te­go­riach po­kre­wień­stwa, wła­dzy czy cią­gło­ści – ale bez jed­no­znacz­nego po­stępu. Ba­da­nia nad co­raz więk­szą liczbą lu­dów tu­byl­czych ujaw­niły wy­jątki od wszyst­kich za­sad struk­tu­ral­nych: ple­miona bez wo­dza, ple­miona, któ­rych człon­ko­wie po­cho­dzą prze­waż­nie z in­nych grup, ple­miona, które zmie­niły ję­zyk, re­li­gię lub hi­sto­rię swego po­cho­dze­nia. Świa­dec­twa et­no­gra­ficzne tak bar­dzo od­bie­gały od kla­sycz­nego ob­razu ple­mion ze stan­dar­do­wymi struk­tu­rami przy­wódz­twa, po­kre­wień­stwa i tra­dy­cji, że wielu an­tro­po­lo­gów po­rzu­ciło po­ję­cie ple­mie­nia, do­cho­dząc do wnio­sku, że nie jest ono ni­czym wię­cej niż ko­lo­nia­li­stycz­nym mi­ra­żem. Nie­któ­rzy od­rzu­cili na­wet teo­rię kul­tury jako wy­znacz­nika za­cho­wań, wy­ja­śnia­jąc na przy­kład fe­no­men in­dyj­skich świę­tych krów w ka­te­go­riach wa­run­ków gle­bo­wych, a nie hin­du­istycz­nych po­dań[42].

Pod ko­niec XX wieku nie­po­wstrzy­mana fala zmian kul­tu­ro­wych po­ło­żyła kres teo­riom ple­mion jako sztyw­nych struk­tur, ale wy­wo­łała także wzrost za­in­te­re­so­wa­nia ewo­lu­cją kul­tu­rową. Po­wstało wiele pa­sjo­nu­ją­cych teo­rii i pro­jek­tów ba­daw­czych, które pro­po­no­wały nowe wy­ja­śnie­nia tego, jak do­szło do wy­two­rze­nia się ży­cia ple­mien­nego u na­szych przod­ków z epoki ka­mien­nej i jak prze­bie­gał jego dal­szy roz­wój[43]. Od za­ra­nia na­szego ga­tunku ewo­lu­cja kul­tu­rowa i ewo­lu­cja ge­ne­tyczna ści­śle się spla­tały i w dal­szym ciągu od­dzia­łują wza­jem­nie na sie­bie. Gdy pierwsi lu­dzie na pod­sta­wie do­świad­cze­nia zdo­by­wali co­raz wię­cej ad­ap­ta­cyj­nej wie­dzy („jedz czer­wone ja­gody, nie zie­lone”), mu­ta­cje wy­po­sa­ża­jące czło­wieka w sys­temy mó­zgowe umoż­li­wia­jące na­ukę spo­łeczną i na­śla­dow­nic­two sta­wały się ad­ap­ta­cyjne[44]. W na­stęp­stwie tych psy­cho­lo­gicz­nych ad­ap­ta­cji za­sób wspól­nej wie­dzy po­sia­dany przez wspól­noty ludz­kie wzbo­ga­cał się, a ta ewo­lu­cja kul­tu­rowa ro­dziła po­tem pre­sję se­lek­cyjną sprzy­ja­jącą dal­szym ad­ap­ta­cjom ge­ne­tycz­nym. I tak to po­stę­po­wało. Ten cykl bo­gat­szych kul­tur i le­piej wy­po­sa­żo­nych mó­zgów two­rzył nowe ga­tunki ludz­kie w ciągu epoki ka­mien­nej – a każdy in­te­li­gent­niej­szy, o bo­gat­szej kul­tu­rze i bar­dziej skłonny do współ­pracy niż po­przedni. Ta wzno­sząca się spi­rala ko­ewo­lu­cji sta­nowi nie mniej, ni wię­cej, tylko nową nar­ra­cję o po­cho­dze­niu na­szego ga­tunku, w któ­rej ple­miona i psy­cho­lo­gia ple­mienna zaj­mują cen­tralne miej­sce[45].

Nowe zro­zu­mie­nie ewo­lu­cji kul­tu­ro­wej po­zwala także rzu­cić świa­tło na to, w jak zło­żony spo­sób kul­tury zmie­niają się na prze­strzeni po­ko­leń[46]. Co prawda teo­rie opi­su­jące te pro­cesy ewo­lu­cji kul­tu­ro­wej są wy­ra­żone za po­mocą zło­żo­nych mo­deli ma­te­ma­tycz­nych, ale jedną z na­czel­nych za­sad jest to, że trans­mi­sja kul­tu­rowa opiera się na pro­ce­sach ucze­nia się. Kul­tura ewo­lu­uje, gdy pewne ele­menty są do­da­wane do ist­nie­ją­cej wie­dzy, a inne po­mi­jane, w miarę jak nowe po­ko­le­nie urzą­dza na swoją mo­dłę spo­łecz­ność. Do­kładne ba­da­nia wy­ka­zały, że spo­łeczne ucze­nie się pod­lega okre­ślo­nym ten­den­cjom. Skłon­ność do do­sto­so­wa­nia się do reszty ozna­cza, że zwy­czaje roz­po­wszech­nione będą prze­ka­zy­wane da­lej czę­ściej niż zwy­czaje rzad­kie. Ten­den­cja do ule­ga­nia pre­sti­żowi spra­wia, że zwy­czaje ko­ja­rzone z po­wo­dze­niem i wy­so­kim sta­tu­sem mają więk­szą szansę na utrwa­le­nie. Ame­ry­kań­ski an­tro­po­log Law­rence Ro­sen twier­dzi, że być może naj­le­piej cha­rak­te­ry­zuje ple­miona to, w jaki spo­sób ewo­lu­ują – ple­miona de­fi­niują le­piej nie „ich formy struk­tu­ralne, lecz me­cha­ni­zmy umoż­li­wia­jące im ad­ap­ta­cję”[47].

Mo­głoby się wy­da­wać, że inne cha­rak­te­ry­styczne ce­chy spo­łecz­nego ucze­nia się, ta­kie jak skłon­ność do pod­trzy­my­wa­nia za­ko­rze­nio­nych tra­dy­cji, ha­mują zmiany kul­tu­rowe. Otóż pra­gnie­nie cią­gło­ści może stać się na­rzę­dziem zmiany re­ak­cyj­nej, gdy zo­sta­nie wy­ko­rzy­stane przez ru­chy po­li­tyczne, które mi­to­lo­gi­zują po­myśl­niej­sze okresy hi­sto­ryczne. Nie­któ­rzy ba­da­cze wolą po­słu­gi­wać się uku­tym przez teo­re­tyka me­diów Mar­shalla McLu­hana ter­mi­nem „po­nowne sple­mien­nie­nie” (re­try­ba­li­za­cja)[48]. Aby zro­zu­mieć pa­ra­doksy zmiany kul­tu­ro­wej, mo­żemy od­wo­łać się do uprze­dzeń ucze­nia się tkwią­cych w na­szej psy­cho­lo­gii ple­mien­nej.

W książce tej ana­li­zuję wy­jąt­kowy ludzki ta­lent do dzie­le­nia się z in­nymi, wy­róż­nia­jąc trzy war­stwy „in­stynk­tów ple­mien­nych”[49]. Po­wstały one w epoce ka­mien­nej, ale wciąż dzi­siaj roz­po­zna­jemy te sys­temy ewo­lu­cyjne w na­szych umy­słach i ser­cach. Na­sze ukrad­kowe spoj­rze­nia na ko­le­gów z klasy, współ­pra­cow­ni­ków i są­sia­dów są wy­ra­zem in­stynktu grupy, po­dob­nie jak nasz od­ruch do­pa­so­wy­wa­nia się do ich spo­so­bów my­śle­nia i za­cho­wa­nia w co­dzien­nych ży­ciu. Na­sza skie­ro­wana w górę fa­scy­na­cja ce­le­bry­tami, sze­fami firm, gwiaz­dami sportu i in­nymi przed­sta­wi­cie­lami elity wy­nika z in­stynktu bo­ha­tera, tak jak na­sze pra­gnie­nie okry­cia się sławą i do­ko­na­nia cze­goś war­to­ścio­wego dla in­nych. Na­sza spo­glą­da­jąca wstecz no­stal­gia sta­nowi wy­raz in­stynktu przod­ków, po­dob­nie jak otu­cha, jaką znaj­du­jemy w tra­dy­cjach, oraz po­czu­cie, że po­win­ni­śmy je pod­trzy­my­wać[50]. Te in­stynkty są jak trzy po­staci, które żyją w każ­dym: kon­for­mi­sta, który po­szu­kuje uzna­nia i zro­zu­mie­nia; do­bro­czyńca, który ma­rzy o zdo­by­ciu sza­cunku i przy­słu­że­niu się wspól­nemu do­bru; oraz tra­dy­cjo­na­li­sta, który czci cią­głość. Każdy z tych sys­te­mów ma swoje ułom­no­ści, ale – jak zo­ba­czymy – w ogól­nym roz­ra­chunku wszyst­kie skła­niają lu­dzi do za­cho­wań ad­ap­ta­cyj­nych.

Naj­więk­szym cu­dem wy­daje się jed­nak to, co te trzy sys­temy są w sta­nie do­ko­nać ra­zem. W ciągu ostat­nich stu ty­sięcy lat, gdy wy­kształ­ciły się już wszyst­kie trzy in­stynkty ple­mienne, nasi przod­ko­wie prze­ży­wali okres roz­kwitu i ich za­cho­wa­nie na­brało jed­no­znacz­nie ludz­kich cech. Na­gle – z per­spek­tywy ewo­lu­cji było to mgnie­nie oka – ich na­rzę­dzia, oręż, umie­jęt­no­ści tech­niczne i ry­tu­ały stały się znacz­nie bar­dziej wy­ra­fi­no­wane. Po mi­lio­nach lat nie­wia­ry­god­nie po­wol­nej zmiany zło­żo­ność kul­tu­rowa za­częła ro­snąć wy­kład­ni­czo. Z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie za­częły gro­ma­dzić się za­soby wspól­nej wie­dzy we wspól­no­tach ludz­kich, do­sto­so­wu­jąc się do lo­kal­nych wa­run­ków śro­do­wi­sko­wych. To ucze­nie się na po­zio­mie ple­mie­nia (w prze­ci­wień­stwie do wy­jąt­ko­wego in­te­lektu jed­no­stek) sta­nowi klucz do za­gadki przy­sto­so­wa­nia się na­szego ga­tunku do naj­bar­dziej róż­no­rod­nych wa­run­ków kli­ma­tycz­nych i te­re­no­wych. Czło­wiek stał się na Ziemi do­mi­nu­ją­cym ga­tun­kiem, któ­remu za­gra­żać może tylko jego wła­sny suk­ces.

W Ple­mien­nych za­mie­rzam przy­wró­cić zna­cze­nie słowa „ple­mienny” w sen­sie ży­cia w gru­pie spo­jo­nej wspól­nym dzie­dzic­twem. W ten spo­sób ludz­kość prze­kro­czyła cia­sne opłotki ży­cia ro­dzin­nego i ro­do­wego, aby osią­gać wię­cej w ob­rę­bie kla­nów. I także w ten spo­sób od­wa­żyła się póź­niej po­dej­mo­wać wy­mianę i współ­pracę z ob­cymi w szer­szej sieci zwa­nej „ple­mie­niem”. W tych za­gnież­dżo­nych gru­pach nasi przod­ko­wie prze­żyli pierw­sze nie­zwy­kłe i wzbo­ga­ca­jące do­świad­cze­nie łącz­no­ści z całą roz­ma­ito­ścią jed­no­stek i my­śli, do­świad­cze­nie, które trwa do dziś i które na­zy­wamy „spo­łe­czeń­stwem”. Był to me­cha­nizm umoż­li­wia­jący zmianę i zróż­ni­co­wa­nie gru­powe. Wy­ka­zu­jąc, że ży­cie ple­mienne sta­nowi pier­wotne źró­dło zmiany i po­stępu, pra­gnę roz­pra­wić się raz na za­wsze z po­ku­tu­ją­cym sko­ja­rze­niem ple­mie­nia ze sta­gna­cją oraz pry­mi­tyw­no­ścią. Dzięki ży­ciu ple­mien­nemu sta­li­śmy się w pełni ludźmi.

Wła­śnie wtedy, gdy wy­raz „ple­mię” prak­tycz­nie znik­nął w an­tro­po­lo­gii, za­czął się upo­wszech­niać w ję­zyku po­pu­lar­nym. Przy­swo­iły go so­bie wspól­noty wy­zna­niowe (np. „ple­mię ży­dow­skie”, „ple­mię ami­szów”) oraz spo­łecz­no­ści rdzenne („ple­mię Na­waho”, „ple­mię Zu­lu­sów”)[51]. Firmy sto­sują ten wy­raz na okre­śle­nie swo­ich „bez­wa­run­ko­wych użyt­kow­ni­ków” („ple­mię Maca”) i od­da­nych pra­cow­ni­ków („ple­mię Zap­pos”)[52]. Po­li­to­lo­go­wie opi­sują nim stron­nic­twa po­li­tyczne[53]. Spe­cja­li­ści od mar­ke­tingu wi­dzą nowe ple­miona w spo­łecz­no­ściach kon­su­menc­kich (np. gra­czach, dzia­ła­czach na rzecz ochrony śro­do­wi­ska, en­tu­zja­stach spor­tów eks­tre­mal­nych)[54]. Wy­raz ten przy­padł do gu­stu śro­do­wi­skom za­wo­do­wym, a także wspól­no­tom po­łą­czo­nym po­dob­nymi za­in­te­re­so­wa­niami[55] – fa­nom ze­spo­łów roc­ko­wych, sur­fe­rom, swin­ger­som, ro­we­rzy­stom i tak da­lej[56]. To samo można po­wie­dzieć o związ­kach ab­sol­wen­tów, ki­bi­cach, or­kie­strach dę­tych, gru­pach neo­po­gań­skich. Rze­czow­nik „ple­mię” le­piej niż ja­ki­kol­wiek inny od­daje po­czu­cie sensu i celu, ja­kie lu­dzie od­naj­dują w spo­łecz­no­ściach ze­spo­lo­nych wspólną ide­olo­gią, wie­dzą lub es­te­tyką. Wy­ko­rzy­stuję to po­ję­cie, dą­żąc do uchwy­ce­nia ogól­nych za­sad, które rzą­dzą wszyst­kimi tymi wspól­no­tami – od kla­nów two­rzą­cych ma­lo­wi­dła na­skalne przez książ­kowe kluby dys­ku­syjne i firmy in­for­ma­tyczne po współ­cze­sne pań­stwa na­ro­dowe.

Szcze­gól­nie w cza­sach wiel­kich prze­ło­mów po­li­tycz­nych nie po­win­ni­śmy lek­ce­wa­żyć na­szej głę­boko ludz­kiej zdol­no­ści two­rze­nia więzi w ra­mach wspól­not. Nie po­win­ni­śmy także ule­gać złu­dze­niu, że chuda strawa ra­cjo­na­li­zmu i uni­wer­sa­li­zmu wy­star­czy do tego, aby zmo­bi­li­zo­wać lu­dzi do osią­gnię­cia po­żą­da­nych ce­lów. Guus Hid­dink nie do­pro­wa­dził swo­jej dru­żyny do suk­cesu, ape­lu­jąc do glo­bal­nej kre­atyw­no­ści i mo­ral­no­ści. Do­ko­nał tego, wy­ko­rzy­stu­jąc mo­ty­wa­cję ple­mienną – pra­gnie­nie wspól­noty, ma­rze­nie o bo­ha­ter­stwie i tę­sk­notę do cią­gło­ści tra­dy­cji. Okre­sowe skie­ro­wa­nie uwagi za­wod­ni­ków na ich toż­sa­mość dru­ży­nową lub za­wo­dową nie unie­waż­niło ich toż­sa­mo­ści et­nicz­nych i na­ro­do­wych; ra­czej je osta­tecz­nie wzmoc­niło. Przy­wódcy, któ­rzy po­tra­fią wy­ko­rzy­stać im­pulsy ple­mienne, mają szansę do­pro­wa­dzić ze­spół do suk­cesu, co w sprzy­ja­ją­cych wa­run­kach może mieć zba­wienny wpływ na cały na­ród. In­nymi słowy, nie po­win­ni­śmy zwal­czać ple­mien­no­ści (try­ba­li­zmu) – po­win­ni­śmy na­uczyć się nią kie­ro­wać.

Pi­szę jako ktoś, kto kie­dyś my­ślał o ple­mien­no­ści zu­peł­nie ina­czej. Daw­niej uwa­ża­łem, że in­stynkt grupy ma ujemny wpływ na ludz­kie sprawy. Zo­sta­łem wy­cho­wany (być może czy­tel­nicy rów­nież) w śro­do­wi­sku, które nade wszystko ce­niło ra­cjo­nal­ność, kre­atyw­ność i mo­ral­ność jako wy­jąt­kowe ludz­kie cnoty, a kon­for­mizm, dą­że­nie do wy­so­kiego sta­tusu i tra­dy­cjo­na­lizm uzna­wało za błędy. Dzie­się­cio­le­cia ba­dań nad za­cho­wa­niem prze­ko­nały mnie jed­nak, że mój wcze­śniej­szy świa­to­po­gląd hu­ma­ni­styczny był na­iwny lub przy­naj­mniej nie­pełny. Na­sze in­stynkty ple­mienne nie są uster­kami sys­temu, które prze­szka­dzają w roz­woju za­sad­ni­czo ro­zum­nego ga­tunku. Są one wy­róż­nia­ją­cymi ce­chami ludz­ko­ści, które umoż­li­wiły jej ewo­lu­cyjny suk­ces – i w dal­szym ciągu na­pę­dzają na­sze naj­więk­sze osią­gnię­cia. Nie po­win­ni­śmy wi­dzieć w nich ludz­kich sła­bo­ści, które nas ha­mują, ale siły przy­rody od­po­wie­dzialne za two­rze­nie ludz­kiej kul­tury.

W książce tej po­znamy ko­lejno trzy pod­sta­wowe in­stynkty ple­mienne i przyj­rzymy się we­wnętrz­nym me­cha­ni­zmom, po­zwa­la­ją­cym im funk­cjo­no­wać. Nie jest wielką no­wo­ścią, że lu­dzie mają skłon­ność do na­śla­do­wa­nia in­nych człon­ków grupy, po­dzi­wia­nia bo­ha­te­rów i za­cho­wy­wa­nia tra­dy­cji. Zdu­mie­wać może jed­nak to, jak po­tężne i wszech­obecne są te znane in­stynkty. Pod­trzy­mują kul­tury o bar­dzo róż­nych cha­rak­te­rach – re­li­gijne, re­gio­nalne, pro­fe­sjo­nalne i tak da­lej. In­stynkty te ujaw­niają ukryte dźwi­gnie, za któ­rych po­mocą można za­rzą­dzać ludźmi, do­da­wać im in­spi­ra­cji i od­wagi. Po­nadto po­sta­ramy się zde­mi­sty­fi­ko­wać pa­ra­doksy zmiany, wy­ja­śnia­jąc, dla­czego wiele am­bit­nych pro­jek­tów koń­czy się nie­po­wo­dze­niem, pod­czas gdy inne ru­chy na­bie­rają roz­pędu i się roz­prze­strze­niają, prze­ra­sta­jąc naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia ich po­my­sło­daw­ców.

Książka składa się z kilku czę­ści. W czę­ści I, za­ty­tu­ło­wa­nej Wy­zwa­la­cze ple­mienne, przyj­rzymy się temu, jak każdy z in­stynk­tów roz­wi­nął się u na­szych przod­ków, wy­po­sa­ża­jąc ich tym sa­mym w nowe umie­jęt­no­ści spo­łeczne. Po­nie­waż kody kul­tu­rowe nie mogą dzia­łać jed­no­cze­śnie, ak­ty­wują je „wy­zwa­la­cze”. Kody grupy, bo­ha­tera i przod­ków są wy­zwa­lane za­równo przez wska­zówki sy­tu­acyjne, jak i przez na­sze we­wnętrzne po­trzeby. Są to klu­cze, które prze­krę­cał Hid­dink pod­czas ze­brań i obo­zów tre­nin­go­wych, aby ak­ty­wo­wać lub dez­ak­ty­wo­wać toż­sa­mo­ści ple­mienne. Zo­ba­czymy, w jaki spo­sób po­staci tak od­mienne, jak Jo­anna d’Arc, Mar­tin Lu­ther King i Lee Kuan Yew, sto­so­wały wy­zwa­la­cze do mo­bi­li­za­cji grup w ob­li­czu epo­ko­wych wy­zwań. Cza­sami wy­zwa­la­cze po­ja­wiają się na­tu­ral­nie w celu uwol­nie­nia sił kul­tu­ro­wych nie­zbęd­nych do spro­sta­nia wy­zwa­niu – jak wtedy, gdy ze­spół eme­ry­to­wa­nych in­ży­nie­rów, znany jako „Fu­ku­shima 50”, od­wo­łał się do kodu sa­mu­raj­skiego, aby oca­lić elek­trow­nię ją­drową sto­jącą na kra­wę­dzi ka­ta­strofy.

W czę­ści II, no­szą­cej ty­tuł Sy­gnały ple­mienne, trzy war­stwy kul­tury – kody grupy, bo­ha­tera i przod­ków – oka­zują się nie tylko po­datne na zmianę, ale też wręcz pla­styczne. Hid­dink prze­kształ­cił tra­dy­cje Czer­wo­nych, zmie­nia­jąc utrwa­lone na­wyki, i zmo­dy­fi­ko­wał po­czu­cie tra­dy­cji za­wod­ni­ków ro­syj­skich, in­for­mu­jąc ich o mo­skiew­skiej dru­ży­nie z daw­nych cza­sów. Są to przy­kłady tego, jak kody kul­tu­rowe można prze­obra­żać – cza­sem wie­lo­krot­nie – dzięki sy­gna­łom in­for­ma­cyj­nym. Nie­uświa­do­mione od­dzia­ły­wa­nie sy­gna­łów ple­mien­nych po­zwala wy­ja­śnić wiele ra­dy­kal­nych i ta­jem­ni­czych zmian, ta­kich jak roz­bro­je­nie przez Bra­zy­lij­czy­ków bomby de­mo­gra­ficz­nej bez po­li­tyki pla­no­wa­nia ro­dziny, wy­dźwi­gnię­cie Mi­cro­so­ftu na szczyt prze­my­słu in­for­ma­tycz­nego przez ci­chego Sa­tyę Na­dellę lub prze­pro­wa­dze­nie na­rodu po­łu­dnio­wo­afry­kań­skiego przez zbio­rową traumę ku de­mo­kra­tycz­nej przy­szło­ści.

Część III, Ple­mienne echa, roz­wija dwie po­przed­nie czę­ści, po­ka­zu­jąc, jak zmiana kul­tu­rowa po­sze­rza swój za­kres. Pierw­szy roz­dział opo­wiada o tym, jak mo­dele za­rzą­dza­nia zmianą wy­ko­rzy­stują ideę re­ak­cji łań­cu­cho­wej. „Ruch od­dolny” jest se­kwen­cją zmian za­czy­na­jącą się od na­wy­ków zwy­czaj­nych lu­dzi i się­ga­jącą zbio­ro­wych ide­ałów oraz in­sty­tu­cji pu­blicz­nych. „Te­ra­pia szo­kowa” ozna­cza po­stęp w prze­ciw­nym kie­runku. Psy­cho­lo­gia ple­mienna ujaw­nia, w jaki spo­sób każdy mo­del two­rzy im­puls do zmiany i wa­runki, do któ­rych każda stra­te­gia jest naj­le­piej do­pa­so­wana. Zro­zu­miemy, dla­czego stra­te­gia ru­chu od­dol­nego spraw­dziła się w przy­padku mał­żeństw jed­no­pł­cio­wych, ale nie w przy­padku Oku­puj Wall Street. Poj­miemy także, dla­czego stra­te­gia te­ra­pii szo­ko­wej po­mo­gła Mary Barra wy­zwo­lić zmiany w Ge­ne­ral Mo­tors, ale skoń­czyła się źle dla El­len Pao w Red­di­cie.

W ostat­nim roz­dziale roz­wa­żamy nie­po­żą­dane re­ak­cje łań­cu­chowe, które za­cho­dzą w eska­lu­ją­cych kon­flik­tach gru­po­wych na­szej współ­cze­sno­ści – po­li­tycz­nych, ra­so­wych i re­li­gij­nych. W ostat­nich la­tach ko­men­ta­to­rzy po­li­tyczni mają zwy­czaj wi­nić za te trudne pro­blemy tok­syczną ple­mien­ność, po­nie­waż nie­na­wiść ple­mienna do in­nych grup mia­łaby przy­bie­rać na sile i roz­szar­py­wać nasz świat[57]. Choć te­mat nie­uchron­nego kon­fliktu i wro­go­ści „my” – „oni” wy­daje się po­cią­ga­jący, w rze­czy­wi­sto­ści nie można go po­go­dzić ze świa­dec­twami ewo­lu­cyj­nymi i psy­cho­lo­gicz­nymi[58]. Więk­szą na­dzieję na zro­zu­mie­nie eska­lu­ją­cych kon­flik­tów i roli, jaką od­grywa w nich na­sza psy­cho­lo­gia, daje przyj­rze­nie się cha­rak­te­ry­stycz­nym spo­so­bom dzia­ła­nia trzech zna­nych in­stynk­tów ple­mien­nych, które w pew­nych wa­run­kach mogą wy­mknąć się spod kon­troli, po­wo­du­jąc pro­blemy. Na szczę­ście dzięki zro­zu­mie­niu wy­zwa­la­czy i wska­zó­wek mo­żemy po­dej­mo­wać in­ter­wen­cje, które ha­mują ten pro­ces. Psy­cho­lo­gia ple­mienna jest przy­czyną pro­ble­mów w sy­tu­acjach ostrych kon­flik­tów, ale może rów­nież nieść roz­wią­za­nia. Zo­ba­czymy, jak nie­które grupy oby­wa­tel­skie za­ko­pują prze­paść, która wy­ro­sła mię­dzy zwo­len­ni­kami de­mo­kra­tów a re­pu­bli­ka­nów, jak bo­ha­te­ro­wie w ro­dzaju dy­ry­genta Gu­stavo Du­da­mela na­pra­wiają dzie­dzic­two wy­klu­cze­nia i jak in­ter­wen­cje, które przy­po­mi­nają chrze­ści­ja­nom i mu­zuł­ma­nom o to­le­ran­cji gło­szo­nej przez ich święte księgi, mogą zneu­tra­li­zo­wać ich obronne re­ak­cje wo­bec za­gro­żeń, po­wstrzy­mu­jąc eska­la­cję prze­mocy na tle re­li­gij­nym.

W epoce ry­wa­li­za­cji et­nicz­nej, pan­de­mii i kry­zysu kli­ma­tycz­nego na­sza ludzka zdol­ność po­dej­mo­wa­nia wspól­nych dzia­łań ma szcze­gólne zna­cze­nie. Mu­simy uwol­nić się od ma­ni­chej­skiej ob­se­sji gło­szą­cej, że na­sze naj­więk­sze bło­go­sła­wień­stwo ewo­lu­cyjne nie­sie ze sobą nie­unik­nione prze­kleń­stwo. In­stynkty ple­mienne sta­no­wią na­sze naj­lep­sze na­rzę­dzie współ­pracy gru­po­wej – nie po­win­ni­śmy ich się oba­wiać, lecz na­uczyć się je wy­ko­rzy­sty­wać. Dają nam one na­dzieję na oca­le­nie przed nami sa­mymi. Ta książka trak­tuje w grun­cie rze­czy o tym, jak się zmie­niamy – wspól­nie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

WSTĘP. TA­JEM­NICA HID­DINKA
[1] Da­niel Tay­lor, Sweat and Self-Be­lief Are the Se­crets of Hid­dink’s Ko­rea, „Gu­ar­dian”, 23 czerwca 2002, https://www.the­gu­ar­dian.com /fo­ot­ball/2002/jun/24/world­cup­fo­ot­bal­l2002.sport2 (Je­śli nie za­zna­czono ina­czej, wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą z ory­gi­nal­nego wy­da­nia książki).
[2] Nammi Lee, Ste­ven J. Jack­son, Keunmo Lee, So­uth Ko­rea’s ‚Glo­cal’ Hero: The Hid­dink Syn­drome and the Re­ar­ti­cu­la­tion of Na­tio­nal Ci­ti­zen­ship and Iden­tity, „So­cio­logy of Sport Jo­ur­nal” 24, nr 3 (2007): 283–301.
[3] Si­mon Ku­per, The Mi­rac­les of Guus, „The Mon­thly”, paź­dzier­nik 2005, https://www.the­mon­thly.com.au/mon­thly-es­says-si­mon-ku­per-mi­rac­les-guus-can-tho­ught­ful-dutch­man-who-wor­ship­ped-ko­rea-take-soc­ce­roos.
[4] Rob Hu­ghes, Trans­mit­ting a Gift That Goes Bey­ond Words, „New York Ti­mes”, 23 marca 2010, https://www.ny­ti­mes.com/2010 /03/24/sports/soc­cer/24iht-soc­cer.html.
[5]A Re­vo­lu­tion of Ko­rea Soc­cer from Zu­rich to Sang Am, Mo­onhwa Ilbo Press, 18 lipca 2002, 17.
[6] Tay­lor, Sweat and Self-Be­lief Are the Se­crets of Hid­dink’s Ko­rea.
[7] W Bar­ce­lo­nie – za sprawą in­nych ho­len­der­skich mi­sjo­na­rzy fut­bolu – prze­obra­ził się on w nie­zrów­nany styl tiki-taka.
[8] Si­mon Ku­per, Ste­fan Szy­man­ski, Soc­cer­no­mics (New York: Bold Type Bo­oks, 2018).
[9]Vik­tor Ma­slov: So­viet Pio­neer of the 4-4-2 For­ma­tion and the In­ven­tor of Pres­sing, „Sports Il­lu­stra­ted”, 28 czerwca 2019.
[10] Ad­rian Bell, Chris Bro­oks, Tom Mar­kham, The Per­for­mance of Fo­ot­ball Club Ma­na­gers: Skill or Luck?, „Eco­no­mics & Fi­nance Re­se­arch” 1, nr 1 (2013): 19–30.
[11] John Reed Swan­ton, Con­tri­bu­tions to the Eth­no­logy of the Ha­ida (Le­iden: E.J. Brill, 1905): 294–97.
[12] Da­vid C. McC­lel­land, The Achie­ving So­ciety (New York: Free Press, 1961).
[13] Ulf Han­nerz, Trans­na­tio­nal Con­nec­tions: Cul­ture, Pe­ople, Pla­ces (New York: Ro­utledge, 1996).
[14] Ri­chard A. Shwe­der, Thin­king Thro­ugh Cul­tu­res: Expe­di­tions in Cul­tu­ral Psy­cho­logy (Cam­bridge, MA: Ha­rvard Uni­ver­sity Press, 1991).
[15] Wiele z nich przy­nio­sło mi do­wody uzna­nia, mię­dzy in­nymi w 2023 roku na­grodę za wkład w roz­wój psy­cho­lo­gii kul­tu­ro­wej.
[16] Od czasu, gdy w 1962 roku an­tro­po­log Oscar Le­wis opi­sał „kul­turę nę­dzy” w da­le­kich kra­jach, kon­ser­wa­tywni po­li­tycy po­wo­łują się na to po­ję­cie, prze­strze­ga­jąc przed kie­ro­wa­niem po­mocy do bied­nych (np. se­na­tor Joe Man­chin z Za­chod­niej Wir­gi­nii mar­twił się, że ulgi po­dat­kowe na dzieci zo­staną wy­ko­rzy­stane na za­kup nar­ko­ty­ków, co tylko po­gor­szy sy­tu­ację). Na­to­miast teo­ria dzia­łała jak płachta na byka w li­be­ral­nych dys­cy­pli­nach aka­de­mic­kich, ta­kich jak so­cjo­lo­gia. Do­piero cał­kiem nie­dawno ba­da­cze za­częli ro­zu­mieć, jak normy kul­tu­rowe wpły­wają na eko­no­miczną cha­rak­te­ry­stykę spo­łecz­no­ści – by­naj­mniej nie w pełni i nie bez­względ­nie. W.J. Wil­son, Why Both So­cial Struc­ture and Cul­ture Mat­ter in a Ho­li­stic Ana­ly­sis of In­ner-City Po­verty, „An­nals of the Ame­ri­can Aca­demy of Po­li­ti­cal and So­cial Science” 629 (2010): 200–219.
[17] De­bo­rah A. Pren­tice, Dale T. Mil­ler, Psy­cho­lo­gi­cal Es­sen­tia­lism of Hu­man Ca­te­go­ries, „Cur­rent Di­rec­tions in Psy­cho­lo­gi­cal Science” 16, nr 4 (2007): 202–6.
[18] Pe­ter Ber­gen, Swati Pan­dey, The Ma­drassa Myth, „New York Ti­mes”, 14 czerwca 2005, http://www.ny­ti­mes.com/2005/06/14/opi­nion /the-ma­drassa-myth.html.
[19] C. Chri­stine Fair, Neil Mal­ho­tra, Ja­cob N. Sha­piro, Fa­ith or Do­ctrine? Re­li­gion and Sup­port for Po­li­ti­cal Vio­lence in Pa­ki­stan, „Pu­blic Opi­nion Qu­ar­terly” 76, nr 4 (2012): 688–720; Mark Tes­sler i Mi­chael D.H. Rob­bins, What Le­ads Some Or­di­nary Arab Men and Wo­men to Ap­prove of Ter­ro­rist Acts aga­inst the Uni­ted Sta­tes?, „Jo­ur­nal of Con­flict Re­so­lu­tion” 51, nr 2 (2007): 305–2.
[20] Aya Ba­trawy, Pa­isley Dodds, Lori Hin­nant, Is­lam for Dum­mies’: IS Re­cru­its Have Poor Grasp of Fa­ith, As­so­cia­ted Press, 15 sierp­nia 2016, https://ap­news.com/ar­ticle/li­fe­style-mid­dle-east-africa-eu­rope-reli gion-9f94f­f7f1e­294118956b049a­51548b33.
[21] Isa­bel Co­les, Ned Par­ker, How Sad­dam’s Men Help Is­la­mic State Rule, „Reu­ters”, 11 grud­nia 2015, https://www.reu­ters.com/in­ve­sti­ga­tes/spe­cial-re­port/mi­de­ast-cri­sis-iraq-is­la­mic­state; Mi­lan Oba­idi i in., Cul­tu­ral Threat Per­cep­tions Pre­dict Vio­lent Extre­mism via Need for Co­gni­tive Clo­sure, „Pro­ce­edings of the Na­tio­nal Aca­demy of Scien­ces” 120, nr 20 (2023): e2213874120.
[22] Joby War­rick, Ji­ha­dist Gro­ups Hail Trump’s Tra­vel Ban as a Vic­tory, „Wa­shing­ton Post”, 29 stycz­nia 2017, https://www.wa­shing­ton­post.com/world/na­tio­nal-se­cu­rity/ji­ha­dist-gro­ups-hail-trumps-tra­vel-ban-as-a-vic­tory/2017/01/29/50908986-e66d-11e6-b82f-687d6e­6a­3e­7c_story.html.
[23] Walt Whit­man, Le­aves of Grass (Phi­la­del­phia: Da­vid McKay, 1891–1892).
[24] Pod­czas sym­po­zjum dla pra­cow­ni­ków De­par­ta­mentu Obrony prze­pro­wa­dzi­łem roz­mowę (przez po­łą­cze­nie sa­te­li­tarne) z ge­ne­ra­łem Mi­cha­elem Flyn­nem, wsła­wio­nym swo­imi suk­ce­sami w Afga­ni­sta­nie. Zma­ga­nia ge­ne­rała Flynna z ry­tu­ałami po­li­tyki przy­po­mi­nają mi o tym, że gra­nice kul­tur za­wo­do­wych jest rów­nie trudno prze­kro­czyć jak gra­nice kul­tur na­ro­do­wych. Na­tio­nal Re­se­arch Co­un­cil, So­cio­cul­tu­ral Data to Ac­com­plish De­part­ment of De­fense Mis­sions: To­ward a Uni­fied So­cial Fra­me­work: Work­shop Sum­mary (Wa­shing­ton, DC: Na­tio­nal Aca­de­mies Press, 2011).
[25] Ca­the­rine Stupp, U.S. In­tel­li­gence Wants to Use Psy­cho­logy to Avert Cy­be­rat­tack: IARPA Scien­ti­sts Are Ta­king Up the Na­scent Field of Cy­ber Psy­cho­logy to Pre­dict and Co­un­ter Hac­ker Be­ha­vior, „Wall Street Jo­ur­nal”, 25 stycz­nia 2023, https://www.wsj.com/ar­tic­les/us-in­tel­li­gence-wants-to-use-psy­cho­logy-to-avert-cy­be­rat­tacks-11674670443.
[26] Ci­sla­ghi, Ben, Ka­rima Manji, Lori He­ise, So­cial Norms and Gen­der-Re­la­ted Harm­ful Prac­ti­ces: The­ory in Sup­port of Bet­ter Prac­tice, „Le­ar­ning Re­port” 2 (2018), Lon­don School of Hy­giene & Tro­pi­cal Me­di­cine.
[27] Be­ne­dict Ca­rey, Aca­de­mic‚ Dream Team’ Hel­ped Obama’s Ef­fort, „New York Ti­mes”, 12 li­sto­pada 2012, https://www.ny­ti­mes.com/2012/11/13/he­alth/dream-team-of-be­ha­vio­ral-scien­ti­sts-ad­vi­sed-obama-cam­pa­ign.html.
[28] Mal­dini jest pra­wie o osiem cen­ty­me­trów wyż­szy od Ahna i ucho­dzi za naj­lep­szego obrońcę w dzie­jach piłki noż­nej. Włosi znali Ahna, po­nie­waż grał w Pe­ru­gii, ale spraw­ność ni­gdy nie była jego mocną stroną. Pe­ru­gia szybko się go po­zbyła po tym, jak za­prze­pa­ścił szansę wło­skiego ze­społu w mi­strzo­stwach świata. Geo­rge Vec­sey, So­uth Ko­rea Stuns Italy in World Cup, „New York Ti­mes”, 18 czerwca 2002, https://www.ny­ti­mes.com/2002/06/18 /sports/so­uth-ko­rea-stuns-italy-in-world-cup.html.
[29] Hee-Ky­ung Hwang and Sang-Hee Kim, Ko­rea-Italy-Match No­tes: Ce­le­bra­tion in Apart­ments, Re­si­den­tial Com­plex, „Yon­hap News”, 18 czerwca 2002.
[30] Jin-Hong Kim, Ky­ung-Hwan Ma­eng, Pre­si­dent Kim’s Te­ars of Vic­tory after Win­ning aga­inst Spain, „Ko­ok­min Ilbo”, 23 czerwca 2002.
[31] Nam-Kwon Kim, Sang-Hoon Lee, Big­gest Tae-Guk Pa­rade since March 1st Li­be­ra­tion Mo­ve­ment, „Yon­hap News”, 14 czerwca 2002.
[32] W ciągu na­stęp­nych pię­ciu lat uka­zało się po­nad dwie­ście ksią­żek, któ­rych au­to­rzy sta­rali się za­sto­so­wać lek­cje dru­żyny do in­nego ro­dzaju or­ga­ni­za­cji. Lee, Jack­son i Lee. „So­uth Ko­rea’s ‚Glo­cal’ Hero”.
[33]The Li­ght and Sha­dow Side of the Hid­dink Phe­no­me­non, „Han­ky­oreh New­spa­per”, 8 lipca 2002, 9.
[34] Ra­chael Miy­ung Joo, Con­su­ming Vi­sions: The Crowds of the Ko­rean World Cup, „Jo­ur­nal of Ko­rean Stu­dies” 11, nr 1 (2006): 41–67.
[35] Edward O. Wil­son, The In­sect So­cie­ties (Cam­bridge, MA: Ha­rvard Uni­ver­sity Press, 1971). Spo­łe­czeń­stwa owa­dów; przeł. [z ang.] Da­nuta Hanna Ty­mow­ska, 1979, War­szawa: Pań­stwowe Wy­daw. Na­ukowe.
[36] Ro­bin I.M. Dun­bar i Su­sanne Shultz, Evo­lu­tion in the So­cial Brain, „Science” 317, nr 5843 (2007): 1344–47.
[37] Szym­pansy, del­finy, orki i nie­które inne mą­dre ga­tunki ssa­ków dzielą się wy­uczo­nymi za­cho­wa­niami w swo­ich gru­pach, a za­tem także po­sia­dają kul­tury. Nie są one jed­nak wy­star­cza­jąco bo­gate, aby mo­gły sta­no­wić spo­iwo dla bar­dziej zło­żo­nych struk­tur spo­łecz­nych.
[38] Żyd Shy­lock w Kupcu we­nec­kim mówi: „suf­fe­rance is the badge of all our tribe” („prze­zna­cze­niem mego ple­mie­nia jest cier­pieć”).
[39] Henry Sum­ner Ma­ine, An­cient Law: Its Con­nec­tion with the Early Hi­story of So­ciety and Its Re­la­tion to Mo­dern Ideas (Lon­don: John Mur­ray, 1897); Le­wis Henry Mor­gan and Ele­anor Burke Le­acock, An­cient So­ciety: Or Re­se­ar­ches in the Li­nes of Hu­man Pro­gress from Sa­va­gery thro­ugh Bar­ba­rism to Ci­vi­li­za­tion (New York: Henry Holt, 1877).
[40] Mal­colm Yapp, Tri­bes and Sta­tes in the Khy­ber, 1838–42, [w:] The Con­flict of Tribe and State in Iran and Afgha­ni­stan, ed. Ri­chard L. Tap­per (Lon­don: Croom Helm, 1983), 150–91.
[41] Nie­które z tych spo­łe­czeństw mo­gły się rów­nać z na­ro­dami eu­ro­pej­skimi pod wzglę­dem wiel­ko­ści i wiele osią­gnęło wy­soki sto­pień roz­woju w dzie­dzi­nie osią­gnięć in­ży­nier­skich, me­dycz­nych, astro­no­micz­nych, rol­ni­czych i ar­ty­stycz­nych. Wra­że­nie, że były one pry­mi­tywne, za­mknięte i dzi­kie, po­cho­dziło po czę­ści ze wstrzą­sów, ja­kich grupy te do­znały na sku­tek za­chod­nich na­jaz­dów, cho­rób i han­dlu nie­wol­ni­kami, a za­chod­nia na­uka do­piero z ocią­ga­niem za­częła zda­wać w pełni so­bie sprawę z tego od­dzia­ły­wa­nia. Ale­xan­der Koch, Chris Brier­ley, Mark M. Ma­slin i Si­mon L. Le­wis, Earth Sys­tem Im­pacts of the Eu­ro­pean Ar­ri­val and Great Dy­ing in the Ame­ri­cas after 1492, „Qu­ater­nary Science Re­views” 207 (2019): 13–36; Na­than Nunn i Le­onard Want­che­kon, The Slave Trade and the Ori­gins of Mi­strust in Africa, „Ame­ri­can Eco­no­mic Re­view” 101, nr 7 (2011): 3221–52.
[42] Ma­rvin Har­ris, In­dia’s Sa­cred Cow, „Hu­man Na­ture” 1, nr 2 (1978): 28–36.
[43] Ba­da­nie wła­snych za­ło­żeń na­dal sta­nowi istotną część za­jęć an­tro­po­lo­gów. Akhil Gupta i Jes­sie Sto­ol­man, De­co­lo­ni­zing US An­th­ro­po­logy, „Ame­ri­can An­th­ro­po­lo­gist” 124, nr 4 (2022): 778–99.
[44] Mi­chael To­ma­sello, The Hu­man Ad­ap­ta­tion for Cul­ture, „An­nual Re­view of An­th­ro­po­logy” 28, 1 (1999): 509–29.
[45] Jo­seph Hen­rich, The Se­cret of Our Suc­cess: How Cul­ture Is Dri­ving Hu­man Evo­lu­tion, Do­me­sti­ca­ting Our Spe­cies, and Ma­king Us Smar­ter (Prin­ce­ton, NJ: Prin­ce­ton Uni­ver­sity Press, 2017).
[46] Pe­ter J. Ri­cher­son, Ro­bert Boyd, Not by Ge­nes Alone: How Cul­ture Trans­for­med Hu­man Evo­lu­tion (Chi­cago: Uni­ver­sity of Chi­cago Press, 2008).
[47] Law­rence Ro­sen, Tri­ba­lism’ Gets a Bum Rap, „An­th­ro­po­logy To­day” 32, nr 5 (2016): 3.
[48] Ak­bar Ah­med, Fran­kie Mar­tin, Ami­neh Ah­med Hoti, Re-Tri­ba­li­za­tion in the 21st Cen­tury, Part 1, „An­th­ro­po­logy To­day” 39, nr 5 (2023): 3–6.
[49] Przez „in­stynkt” ro­zu­miem po­wstały na dro­dze ewo­lu­cji sys­tem zdol­no­ści i re­ak­cji. Przej­muję ter­mi­no­lo­gię an­tro­po­lo­gów ewo­lu­cyj­nych Ro­berta Boyda i Pe­tera Ri­cher­sona, któ­rzy od­róż­niają spe­cy­ficz­nie ludz­kie „in­stynkty ple­mienne” od po­wsta­łych wcze­śniej in­stynk­tów ce­chu­ją­cych na­czelne, ta­kich jak do­bór krew­nia­czy. Pe­ter J. Ri­cher­son i Ro­bert Boyd, The Evo­lu­tion of Sub­jec­tive Com­mit­ment to Gro­ups: A Tri­bal In­stincts Hy­po­the­sis, „Evo­lu­tion and the Ca­pa­city for Com­mit­ment” 3 (2001): 186–220.
[50] Ba­da­cze za­cho­wa­nia czę­sto mó­wią o nor­mach opi­so­wych, na­ka­zo­wych i in­sty­tu­cjo­nal­nych. No­men­kla­tura nie jest jed­nak jed­no­lita w róż­nych dzie­dzi­nach, dla­tego wy­bra­łem prost­sze okre­śle­nia. Mi­chael W. Mor­ris, Ying-Yi Hong, Chi-Yue Chiu i Zhi Liu, Nor­mo­logy: In­te­gra­ting In­si­ghts about So­cial Norms to Un­der­stand Cul­tu­ral Dy­na­mics, „Or­ga­ni­za­tio­nal Be­ha­vior and Hu­man De­ci­sion Pro­ces­ses” 129 (2015): 1–13. An­tro­po­lo­dzy ewo­lu­cyjni do­wo­dzili, że psy­cho­lo­gia norm roz­wi­jała się w kilku fa­lach: Ma­ciej Chu­dek i Jo­seph Hen­rich, Cul­ture-Gene Co­evo­lu­tion, Norm-Psy­cho­logy and the Emer­gence of Hu­man Pro­so­cia­lity, „Trends in Co­gni­tive Scien­ces” 15, nr 5 (2011): 218–26.
[51] Se­ba­stian Jun­ger, Tribe: On Ho­me­co­ming and Be­lon­ging (New York: Twe­lve, 2016). Dla lu­dów, które ucier­piały na sku­tek ko­lo­nia­li­zmu, słowo „ple­mię” może wzbu­dzać bo­le­sne wspo­mnie­nia. Z tego po­wodu czę­sto okre­ślam te grupy jako ludy, na­rody lub spo­łecz­no­ści. Nie­któ­rzy ak­ty­wi­ści uwa­żają, że wolno sto­so­wać słowo „ple­mię” tylko do tych lu­dów. Więk­sza część lud­no­ści świata mia­łaby do niego jed­nak prawo (np. moja ro­dzina wy­wo­dzi się z jed­nego z dwu­na­stu ple­mion Gal­way w Ir­lan­dii). Po­nadto nie by­łoby to spra­wie­dliwe wo­bec ta­kich grup jak Ży­dzi, któ­rzy na­zy­wali sie­bie ple­mie­niem na wiele stu­leci przed epoką ko­lo­nialną. Naj­lep­szym le­kar­stwem na prze­żytki ne­ga­tyw­nych ko­no­ta­cji może być upo­wszech­nie­nie sto­so­wa­nia.
[52] Seth Go­din, Tri­bes: We Need You to Lead Us (New York: Port­fo­lio, 2008).
[53] Amy Chua, Po­li­ti­cal Tri­bes: Group In­stinct and the Fate of Na­tions (New York: Pen­guin Bo­oks, 2019); Ste­phen Haw­kins, Da­niel Yud­kin, Mi­riam Juan-Tor­res i Tim Di­xon, Hid­den Tri­bes: A Study of Ame­rica’s Po­la­ri­zed Land­scape (New York: More in Com­mon, 2019).
[54] Ber­nard Cova, Ro­bert V. Ko­zi­nets, Avi Shan­kar, eds., Con­su­mer Tri­bes (New York: Ro­utledge, 2007).
[55] Mi­chel Maf­fe­soli, The Time of the Tri­bes (Lon­don: Sage Pu­bli­ca­tions, 1995); Mi­chel Maf­fe­soli, From So­ciety to Tri­bal Com­mu­ni­ties, „So­cio­lo­gi­cal Re­view” 64, nr 4 (2016): 739–47; Andy Ben­nett, Sub­cul­tu­res or Neo-Tri­bes?
[56] Dale C. Spen­cer, Ke­vin Walby, Neo-Tri­ba­lism, Epi­ste­mic Cul­tu­res, and the Emo­tions of Scien­ti­fic Know­ledge Con­struc­tion, „Emo­tion, Space and So­ciety” 7 (2013): 54–61.
[57] An­drew Sul­li­van, Can Our De­mo­cracy Su­rvive Tri­ba­lism?, „New York Ma­ga­zine” 105, 18 wrze­śnia 2017. Tho­mas L. Fried­man, Have We Re­sha­ped Mid­dle East Po­li­tics or Star­ted to Mi­mic It, „New York Ti­mes”, 14 wrze­śnia 2021.
[58] Do­mi­nic Pac­ker, Jay Van Ba­vel, The Myth of Tri­ba­lism, „Atlan­tic”, 3 stycz­nia 2002.