Pies w tunelu - Jacek Cygan - ebook + książka

Pies w tunelu ebook

Jacek Cygan

0,0
12,80 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Tomik wierszy znanego autora tekstów piosenek, będący swoistą kroniką ważnych wydarzeń w jego życiu, zapisem wrażeń z miejsc, które odwiedził, sytuacji, które widział, myśli, które go nękały. Niemal reporterski sposób narracji, lakoniczność opisów i szczerość emocjonalna, a przy tym pełnia metafory poetyckiej, to niezaprzeczalne walory poezji Jacka Cygana.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 39

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Spis treści

Dedykacja

Archeologia

Oliwki ciemnieją od spodu

Czy ty też tak masz?

Murale Wenecji

Chodząc po posadzkach katedry w Sienie

Twarz Schillera

Poezja a medycyna

Pies w tunelu

Ręce, które mnie kochały

O przyjaźniach

Ket

Tajemnice drewna

Tłumacze

Mózg poety

Czytając Brodskiego

Na dziedzińcu

Schnienie

Marmur

Biurko nadmorskie

Vézelay

Vézelay, trzy lata później, trzysta metrów dalej

Tulipany

Otchłań

Zaszeptany Caravaggio

Rachunek milczenia

Żydowski szewc

Drezno

Dzwonnik

Uda, ramiona i zapach

Nazajutrz

Ulica uwięziona

Premiera

Przeznaczenie słów

Drabiny

O poniżeniu

Noc na nabrzeżu Zettere

Tu i tam

Dobra krew

Przeprowadzka

Pinie Rzymu

Merci

Ojciec umiera każdemu

Piosenka z rynku nieruchomości

Po koncercie Gustavo Santaolalla i Bajofondo Tango Club na Festiwalu „Dwa Brzegi” w ruinach zamku w Kazimierzu nad Wisłą

Sweter

Rdza

Piosenka z nutką goryczy

Ulica Marché Saint Honoré w Paryżu

List do redakcji

Podsłuchane o japońskich dziewczynach

Prośba

Szklana Góra

Bruzda

Oglądając Almodóvara

Bajka

Dwutlenek tytanu

Narcyz

Krótka rozmowa między mężem a żoną, zasłyszana nad Bałtykiem, w końcu lipca, kiedy temperatura nie przekraczała 12 stopni Celsjusza, za to wiatr przekraczał wszystko

Później ci powiem

Wierszyk o własnej próżności

Piórko kolibra

Strzegomski świątek

Modlitwa ortograficzna

Wszystkie rozdziały dostępne w pełnej wersji książki.

Opra­co­wa­nie gra­ficz­ne: An­drzej Ba­rec­ki

Ko­rek­ta: ze­spół

Na okiad­ce wy­ko­rzy­sta­no ry­su­nek Je­rze­go Pan­ka

Zdję­cie au­to­ra w książ­ce: © Han­na Prus

Co­py­ri­ght © by Ja­cek Cy­gan

Co­py­ri­ght © by Wy­daw­nic­two ISKRY, War­sza­wa 2011

ISBN 978-83-244-0260-1

Wy­daw­nic­two ISKRY

ul. Smol­na 11,00-375 War­sza­wa

tel./faks (22) 827-94-15

[email protected]

www.iskry.com.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Przy­ja­cio­łom, bez któ­rych…

Archeologia

Żeby zo­stał po mnie cho­ciaż od­cisk rzę­sy

na po­wierzch­ni musz­li.

Spoj­rze­nie za­sty­głe w bursz­ty­nie.

Jed­no zda­nie od­bi­te w wę­glu.

Spie­szę się, chcę zdą­żyć przed lo­dow­cem.

Z czymś waż­nym, swo­im.

Pęka ob­ro­ża koła pod­bie­gu­no­we­go.

Zry­wa się łań­cuch naj­bliż­sze­go rów­no­leż­ni­ka.

Lo­do­wiec pę­dzi pro­sto na mnie. Wy­bie­ram

mo­re­nę czo­ło­wą i mimo bólu, od­ci­skam się, od­ci­skam…

Nic z tego. Sła­by od­cisk w lo­dzie mo­je­go le­we­go ucha

roz­pusz­cza glo­bal­ne ocie­ple­nie.

Oliwki ciemnieją od spodu

Na via Fla­mi­nia 82, w Rzy­mie, piję kawę.

Jest ko­niec paź­dzier­ni­ka, sło­necz­ne po­łu­dnie.

Stoi tu drze­wo oliw­ne.

Jego ga­łę­zie pra­wie wcho­dzą na mój sto­lik „all’aper­to”.

Na­gle spo­strze­gam ze zdu­mie­niem, że wi­szą­ce oliw­ki są dwu­ko­lo­ro­we:

Z góry zie­lo­ne, od dołu gra­na­to­we.

Jak­by zie­mia od­bi­ja­ła te­raz, je­sie­nią, mniej świa­tła.

– Oliw­ki ciem­nie­ją od spodu – my­ślę z miną od­kryw­cy.

Oczy mo­jej Mamy, któ­ra nie­daw­no ociem­nia­ła,

Po­zo­sta­ły ja­sne.

RZYM, 2007

Czy ty też tak masz?

Czy ty też tak masz, że przy­jeż­dżasz do ob­ce­go mia­sta

i bie­gniesz w zna­ne so­bie miej­sce, by zo­ba­czyć

umie­ra­ją­ce na­pi­sy na mu­rach?

Czy tak masz, że cią­gnie cię do le­d­wo wi­docz­nych sta­rych szyl­dów,

nie­do­świe­tlo­nych prze­źro­czy, któ­rym czas zo­sta­wił już tyl­ko

nie­po­wta­rzal­ny kon­tur?

I byś wdra­py­wał się na ścia­nę i ra­to­wał każ­dą li­te­rę?

Albo krą­żysz po uli­cach i pod­świa­do­mie szu­kasz

słów od­pa­da­ją­cych od ścia­ny, z któ­rych czas wy­pił wszyst­kie siły.

Czy masz od­kry­te przez sie­bie w róż­nych miej­scach świa­ta ka­wał­ki tyn­ku,

jak ten z ga­sną­cym szyl­dem „Vi­tre­rie ETS. J.” w sta­rym An­ti­bes, przy

Pla­ce du Sa­fra­nier, gdzie Ka­zant­za­kis na­pi­sał „Gre­ka Zor­bę”?

I za każ­dym ra­zem od­wie­dzasz je, żeby spraw­dzić,

ile kro­ków mają jesz­cze do gro­bu?

Albo je­dziesz do Wil­na i na fron­to­nie ko­ścio­ła ba­zy­lia­nów,

któ­ry jest jed­nym wiel­kim pła­czem, pa­trzysz w oczy świę­tym

na ko­na­ją­cych fre­skach? I dzi­wisz się, że czas nie tknął oczu,

całe po­sta­cie zaś starł chro­po­wa­tą ręką. Może oczy ma­lo­wa­no inną far­bą?

Czy ty też tak masz, że te sta­re na­pi­sy sta­ją się two­imi oł­ta­rza­mi,

miej­sca­mi świę­ty­mi, ale ni­ko­mu o tym nie mó­wisz, żeby nie po­wie­dzie­li,

że w tych miej­scach świę­tych je­steś taki sta­ro­świec­ki?

Murale Wenecji

Wiesz, jak się mo­rze ob­cho­dzi z mu­ra­mi?

Mo­rze wy­pi­ja krew na­wet z ka­mie­ni.

Tu pra­wie każ­dy dom jest jak roz­bi­tek,

Co w oce­anie umie­ra z pra­gnie­nia.

We­ne­cja pi­sze na swych sta­rych mu­rach

Imio­na ulic. To są jej mu­ra­le.

Jak fresk oglą­dam na­pis: „Cam­po San­to Ste­fa­no”.

Nie ja­kieś tam ta­blicz­ki za­rdze­wia­łe.

I cóż, że far­ba od­cho­dzi od cia­ła,

Że skó­ra marsz­czy się, fla­cze­je, kru­szy?

Sól tra­wi ranę? Kogo to ob­cho­dzi?

We­ne­cja z mo­rzem gra o swo­ją du­szę.

Mo­rze chce nisz­czyć, lecz jak zna­leźć obiekt,

Kie­dy na mu­rach, w dwie prze­ciw­ne stro­ny,

Dwie duże strzał­ki do: „Piaz­za San Mar­co”.

Sam za­błą­dzi­łem nie raz. Nie­wy­klu­czo­ne,

Że mo­rze też za­błą­dzi. Stra­ci za­pał.

Zmę­czy się, sta­nie, da spo­kój nisz­cze­niu.

Po­pa­trzy tyl­ko wzro­kiem kur­ty­za­ny,

Któ­ra nie zdą­ży speł­nić za­mó­wie­nia.

Zgrzyt, ha­łas, szum, trwa aria va­po­ret­to,

Solo gon­do­li na Ca­na­le Gran­de.

A wszyst­ko po to, by za­głu­szyć dra­mat,

Któ­ry tu obok dzie­je się na­praw­dę.

Trau­ma pa­laz­zi, co w słoń­cu, z uśmie­chem,

Ocza­mi okien od­bi­ja­ją nie­bo,

A sto­py wiecz­nie za­nu­rzo­ne w wo­dzie

Gni­ją, wy­da­jąc z sie­bie tru­pi odór.

Głasz­czę li­te­ry na mu­rach We­ne­cji,

Bo jest to dla mnie triumf ludz­kiej woli.

Chodząc po posadzkach katedry w Sienie

Cho­dzę po śmier­ci, ostroż­nie sta­wiam sto­py tak,

aby nie na­dep­nąć na rany tych, któ­rzy kłę­bią się

na mar­mu­ro­wych po­sadz­kach sie­neń­skie­go Du­omo.

Oni cią­gle ze sobą wal­czą, w każ­dej se­kun­dzie

za­bi­ja­ją się w tym świę­tym Domu, jak­by to było

naj­lep­sze miej­sce do pro­wa­dze­nia wo­jen.

Od stu­le­ci trwa tu nie­prze­rwa­nie Rzeź Nie­wi­nią­tek,

a wal­ki są tak żar­li­we, że zady koni bu­cha­ją parą,

a śmier­tel­ny pot zra­sza mar­mu­ro­we tor­sy.

Boję się, że na­ro­dzę się zno­wu i będę jed­nym z nich

– miaż­dżo­ny przez ko­nie, prze­bi­ja­ny włócz­nią,

przy­gnie­cio­ny cia­ła­mi tych, któ­rzy pa­dli przede mną,

za­bi­ci do­kład­niej.

I będę le­żał na pod­ło­dze mo­jej uko­cha­nej ka­te­dry

sma­ga­ny cie­nia­mi prę­go­wa­nych ko­lumn,

krwa­wią­cy nie­mym krzy­kiem.

WRZE­SIEŃ 2005–LI­PIEC 2007

Twarz Schillera

Dla­cze­go Bóg tak chciał, żeby nikt nie umie­rał z wła­sną twa­rzą?GIU­SEP­PE TO­MA­SI DI LAM­PE­DU­SA „LAM­PART”

W domu Schil­le­ra w We­ima­rze skrzy­pią pod­ło­gi.

– Wszyst­ko tu mniej­sze niż w Go­ethes Wohn­haus – mówi Aga­ta.

Z pry­wat­no­ści czło­wie­ka zo­sta­je kil­ka pro­stych zdań:

Tu spał, tu jadł, tu pi­sał, tu umie­rał.

Ile wi­dzi­my w ży­ciu twa­rzy umar­łych?

Śmierć bie­rze wat­kę na­są­czo­ną to­ni­kiem