Ostatnie polskie powstanie 1944-1963 - Leszek Pietrzak - ebook

Ostatnie polskie powstanie 1944-1963 ebook

Leszek Pietrzak

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

80 lat temu na terenach przedwojennej Polski wybuchło powstanie antysowieckie. Przez powstańcze szeregi przeszło ponad 180 tys. Polaków. Tyle samo co w powstaniu styczniowym. Mówiono o nich jako o jednej ze stron wojny domowej. Ale to kłamstwo. Wojna domowa zakłada bowiem walkę pobratymczą, a to była zwyczajna walka z sowieckim okupantem i jego poplecznikami.

Najnowsze ustalenia historyków mówią, że latem i jesienią 1944 r. Sowieci wywieźli od 12 tys. do 15 tysięcy żołnierzy AK. Do końca 1944 r. Sowieci aresztowali około 20-25 tysięcy polskich obywateli, w tym 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Zostali oni natychmiast wywiezieni do Moskwy, gdzie zorganizowano im pokazowy proces, który przeszedł do historii jako proces szesnastu. Gdy 22 lutego 1947 r. sejm uchwalił amnestię, z podziemia wyszło blisko 54 tysiące członków AK, WiN, NSZ, NZW i innych organizacji, a więzienia i areszty opuściło ponad 23 tysiące członków podziemnych organizacji i oddziałów zbrojnych. W podziemiu pozostali tylko ci najbardziej "niezłomni". W okresie 1949-1956 były to już niewielkie kilkuosobowe grupy. Ich szeregi systematycznie topniały. Po roku 1956 w całej Polsce pozostało w lesie już tylko sześciu partyzantów antykomunistycznego podziemia. Ostatni z nich sierż. Józef Franczak ps. Lalek został zastrzelony 21 października 1963 r.

Opracowanie dr. Leszka Pietrzaka jest popularnym ujęciem dziejów Żołnierzy Wyklętych, czyli uczestników powstania antykomunistycznego. Od wydarzeń, które miały miejsce po 1944 r., oporze, jaki stawiali okupacyjnym siłom komunistycznym polscy żołnierze, minęło kilkadziesiąt lat. Ostatni z nich zginął dopiero w 1963 r., ostatni ujęty przez bezpiekę - w roku 1966. Tylko nieliczni przetrwali aż do upadku PRL, nie ujawniając swej przeszłości. A dziś mamy taki sam podział jak po 1944 r. - na sowieckich najemników (i ich spadkobierców), którzy bronią swej wersji historii, oraz na tych, których oni zwalczali. Wyklęci mieli przeciwko sobie cały aparat komunistycznego państwa oraz jednostki Armii Czerwonej (w tym NKWD). Skalę ich ofiar znamy zaledwie w przybliżeniu –to około 60-70 tysięcy ludzi, w tym tysiące cywilów, którzy ginęli w pacyfikacjach, obławach, aresztach i więzieniach. Opracowanie dr. L. Pietrzaka polecam do czytania i przemyśleń, albowiem bardzo wiele wątków jest aktualnych do dziś: zdrada i zaprzaństwo, patriotyzm i heroizm. dr Leszek Żebrowski

Dr Leszek Pietrzak podkreśla, że jego celem nie jest opisanie całego antykomunistycznego podziemia po wojnie. W swoich badaniach skupia się na wybranych oddziałach i dowódcach ostatniego polskiego powstania narodowego, walczących przede wszystkim na terenach Lubelszczyzny i Zamojszczyzny. W kolejnych rozdziałach czytamy o akcjach, zasadzkach i egzekucjach, zwycięstwach i porażkach, miłości i zdradzie. „Ostatnie polskie powstanie” to rzecz o bohaterstwie nielicznych w starciu z okrutną machiną terroru totalitarnego państwa. Dzięki książce dr. Leszka Pietrzaka będziemy o tym pamiętać! Tadeusz Płużański

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 186

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładki i stron tytułowych

Fahrenheit 451

 

Zdjęcie na okładce: IPN

wersja kolorowa © Mikołaj Kaczmarek

 

Redakcja i korekta

Elżbieta Steglińska

Małgorzata Ablewska

Karolina Kuć

Mariola Niedbał

 

Skład i łamanie wersji do druku, fotoedycja, retusz zdjęć, podpisy

TEKST Projekt

 

Źródła zdjęć w książce

Archiwum autora, Wikipedia, Wikimedia Commons, NAC, IPN, Śląska Biblioteka Cyfrowa, POLONA

 

Dyrektor wydawniczy

Maciej Marchewicz

 

ISBN 9788380791435

 

© Copyright by Leszek Pietrzak

© Copyright for Fronda PL Sp. z o.o.,

Warszawa 2025

 

Wydawca

FRONDA PL, Sp. z o. o.

ul. Łopuszańska 32

02-220 Warszawa

tel. 22 836 54 44, 877 37 35

faks 22 877 37 34

e-mail: [email protected]

 

www.wydawnictwofronda.pl

www.facebook.com/FrondaWydawnictwo

www.twitter.com/Wyd_Fronda

 

Przygotowanie wersji elektronicznej

Epubeum

Wstęp

Trudno byłoby napisać zwartą historię Żołnierzy Wyklętych, jak po latach nazwano żołnierzy antykomunistycznego podziemia, które działało w komunistycznej Polsce po wojnie. Głównie dlatego, że składa się ona z tysięcy indywidualnych historii jego żołnierzy. Każda z nich jest pełna ludzkich dramatów, jak dramatyczna była sama jego walka z komunistyczną Polską. Wybrałem więc dla Państwa te z nich, które moim zdaniem zasługują na szczególną pamięć.

I tak na początek przedstawiam swoistą mapę antykomunistycznego podziemia, które istniało w Polsce w latach 1944–1956. Ta ostatnia data jest datą graniczną działalności jego struktur. Te ostatnie jako zwarte struktury obejmujące całą Polskę wprawdzie przestały istnieć w 1947 roku, ale przez następne lata istniały jeszcze niektóre jego ogniwa i ekspozytury podziemia za granicą. Po 1956 roku istniały tylko pojedyncze oddziały, a potem już tylko pojedynczy jego żołnierze, zazwyczaj pozostający w głębokim ukryciu.

W dalszej kolejności opowiadam historię żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, którzy po wkroczeniu Sowietów zostali umieszczeni w obozie NKWD w Skrobowie koło Lubartowa na Lubelszczyźnie. W marcu 1945 roku część z nich uciekła ze Skrobowa i zasiliła tworzące się wówczas zgrupowanie Mariana Bernaciaka „Orlika”, jedną z największych, jakie działały na Lubelszczyźnie. Ta historia pokazuje dramat żołnierzy Armii Krajowej, którzy, zanim zasilili powojenne podziemie, byli więźniami sowieckich obozów i więzień. Trzymając się tematu zgrupowania partyzanckiego AK-WiN „Orlika”, przedstawiam akcję jego żołnierzy na siedzibę PUBP w Puławach w kwietniu 1945 roku, w wyniku której uwolniono wielu aresztowanych AK-owców. Omawiam również dramatyczną bitwę zgrupowania „Orlika”, która miała miejsce 24 maja 1945 roku w Lesie Stockim i była największą bitwą stoczoną przez Wyklętych z siłami komunistycznej władzy wspieranej przez Sowietów.

Kolejną historią, którą Państwu przedstawiam, jest historia działającego na Zamojszczyźnie por. Tadeusza Kuncewicza „Podkowy”, który w czerwcu 1945 roku wraz ze swoimi ludźmi przedostał się do strefy amerykańskiej w Czechach. Nie zdążył jednak zasmakować prawdziwej wolności i trafił w ręce czechosłowackiej bezpieki, płacąc za to ceną życia swoich podwładnych i własną wolnością. Na pewno historia oddziału „Podkowy” to jedna z najbardziej dramatycznych historii z udziałem żołnierzy polskiego antykomunistycznego podziemia. Pokazuje ona bowiem, jak wielką mieli odwagę i jak wielkie ryzyko byli w stanie ponieść, aby zasmakować wolności.

W kolejnej naszej opowieści przedstawiam historię Wąwolnicy, miasteczka na Lubelszczyźnie, które prawie w całości zostało spalone przez siły pacyfikacyjne komunistów w odwecie za współpracę jego mieszkańców z podziemiem. O tym zdarzeniu długo nie wiedziałem. Dopiero gdy okazało się, że zachowały się zdjęcia trawionej wielkim pożarem Wąwolnicy wykonane przez amerykańskiego fotografa Johna Vachona, który był tego świadkiem, historia ta mogła wyjść z cienia zapomnienia.

Wiele historii z udziałem Wyklętych nabrało propagandowego wymiaru w czasach komunistycznej Polski. Taką na pewno była rzekoma zbrodnia Narodowych Sił Zbrojnych na ukraińskich mieszkańcach Wierzchowin, wsi położonej niedaleko Chełma na Lubelszczyźnie. Jej sprawcą miał być oddział NSZ pod dowództwem kapitana Mieczysława Pazderskiego „Szarego”. Wśród 194 zamordowanych ofiar w Wierzchowinach mieli być starcy, kobiety, a nawet kilkuletnie dzieci. Ta zbrodnia stała się symbolem rzekomego okrucieństwa antykomunistycznego podziemia na Polakach. Tyle tylko, że była ona dziełem jednego z sowieckich oddziałów pozorowanych wykorzystywanych do walki z podziemiem.

O obławie augustowskiej słyszał już każdy, ale przypominam ją, bo to również historia wyjątkowa, której zakończenia jeszcze do końca nie znam.

Antykomunistyczne podziemie miało wielu swoich bohaterów. Ale jeden z nich był bohaterem wyjątkowym. To mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, którego zgrupowanie operowało na Lubelszczyźnie i Rzeszowszczyźnie w latach 1944–1947. „Zapora” nie wierzył komunistom i nie skorzystał z ogłoszonej przez nich 22 lutego 1947 roku amnestii dla żołnierzy podziemia. Postanowił przedostać się z grupą swoich podkomendnych na Zachód, ale został zdradzony i aresztowany przez UB, a potem skazany na śmierć i zamordowany. I o tym, jak do tego doszło, postanowiłem Państwu opowiedzieć.

Żołnierze Wyklęci stoczyli wiele bitew i potyczek z siłami komunistycznej władzy i Sowietów. Ale jedna z nich była wyjątkowa. To ta, do której doszło w sierpniu 1950 roku w Lasach Janowskich na Lubelszczyźnie. Oddział partyzancki Adama Kusza „Garbatego” wywodzący się z rzeszowskiego NOW – NZW stoczył wtedy niezwykle dramatyczną walkę z siłami resortu bezpieczeństwa. Przez dwie doby kilkunastu ludzi Kusza stawiało beznadziejny opór prawie dwutysięcznym siłom przeciwnika. To była jednocześnie jedna z ostatnich potyczek oddziałów antykomunistycznego podziemia z siłami komunistycznej władzy.

Pomnik poświęcony Żołnierzom Wyklętym w Rzeszowie

[foto: Wikipedia/Lowdown]

Aparat UB wspierany przez sowieckich doradców podejmował wszelkie możliwe działania, aby rozpracować podziemie i ostatecznie je rozbić. Jedną z takich operacji była operacja „Cezary”, w ramach której UB stworzył fikcyjną V Komendę Zrzeszenia WiN i doprowadził do rozbicia jej ostatnich struktur, włącznie z Delegaturą Zagraniczną WiN w Londynie. Ta operacja stała się później prawdziwą dumą komunistycznej bezpieki. Warto więc poznać jej prawdziwe kulisy.

Komunistyczne więzienia były miejscem, w którym zazwyczaj dobiegały końca losy Wyklętych. To właśnie w nich były wykonywane na nich wyroki śmierci. Takim więzieniem było na pewno to, które usytuowano na lubelskim zamku. To również tam wykonano na nich ostatnie egzekucje. Opowiadam Państwu o tym ze szczegółami, wierząc, że pozostaną one w Państwa pamięci.

Wśród tych, którzy wspierali antykomunistyczne podziemie w jego walce, a nawet sami chcieli ją kontynuować, gdy przestały już istnieć jego struktury, byli harcerze. Wielu z nich zapłaciło za to straszliwą cenę. O tej historii długo nie wiedziałem. I dlatego ją również postanowiłem Państwu przedstawić.

Pokonanie antykomunistycznego podziemia nie byłoby możliwe bez wsparcia sowieckiego NKWD, które w Polsce zaangażowało do tego zadania siły liczące prawie 50 tysięcy żołnierzy. O tym, jak w praktyce wyglądało to wsparcie, opowiadam Państwu w kolejnej historii. Zasługuje ona w mojej ocenie na szczególną uwagę.

W walce z podziemiem dużą rolę odegrał Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To była formacja, która obok UB miała największe zasługi w jego pokonaniu i utrwaleniu komunistycznego systemu w naszym kraju. Jak doszło do powołania tej formacji i jaką rolę ona spełniała, opowiadam Państwu w kolejnej historii dotyczącej Wyklętych.

Walka z nimi przebiegała także na poziomie propagandowym. Zaangażowano do niej również artystów. Wielu z nich znamy dzisiaj jako twórców znanej i cenionej na świecie polskiej szkoły plakatu. Zanim zdobyli rozgłos i artystyczne uznanie, działali na froncie walki z antykomunistycznym podziemiem. Malarstwo, rzeźba, a zwłaszcza plakat stały się zresztą ulubioną propagandową bronią komunistów w walce o nową Polskę. To dzięki zaangażowaniu artystów w tę walkę antykomunistyczne podziemie zostało zohydzone w oczach milionów Polaków. Zapluty karzeł reakcji był symbolem tego zohydzenia. To najbardziej ponury rozdział w życiorysach wielu polskich artystów, o którym nie chcą oni dzisiaj pamiętać.

Każda walka wymaga tworzenia swoich własnych mitów. Tak również było w przypadku walki komunistów z polskimi Wyklętymi. Takim właśnie mitem były pomniki bohaterów walki o „utrwalanie komunistycznej władzy”. Cały ten mit skrywa prawdę o śmierci i prześladowaniach dziesiątek tysięcy polskich patriotów, walczących po wojnie o suwerenność swojej ojczyzny. Jak to możliwe, aby w niepodległej Polsce nadal stały takie właśnie pomniki – pomniki morderców polskich patriotów? Trudno jest to pojąć, ale tak właśnie jest.

Opowieść o Żołnierzach Wyklętych kończę historią o ostatnim z nich. To Józef Franczak ps. Lalek, który w latach 1939–1963 pozostawał w konspiracji, najpierw walcząc z niemieckim okupantem, a potem z komunistyczną władzą. Łącznie spędził w tej konspiracji aż 24 lata. To prawdziwy rekordzista. O tym, jak dramatyczne były jego powojenne losy i kto doprowadził do jego ujęcia przez UB, opowiadam w ostatniej historii dotyczącej Żołnierzy Wyklętych. Mam nadzieję, że ich poznanie pozwoli Państwu zachować ich na zawsze w pamięci.

 

Dr Leszek Pietrzak

1. Skazani na zapomnienie

80 lat temu na terenach przedwojennej Polski wybuchło powstanie antysowieckie. Trwało aż 12 lat. Przez powstańcze szeregi przeszło ponad 180 tys. Polaków. Tyle samo co w powstaniu styczniowym. Na początku powstańcy byli nazywani bandytami. Później próbowano ich przemilczeć. Jeszcze później mówiono o nich jako o jednej ze stron wojny domowej. Ale to kolejne kłamstwo. Wojna domowa zakłada bowiem walkę pobratymczą, a to była zwyczajna walka z sowieckim okupantem i jego poplecznikami.

Początki aresztowań

W sierpniu i we wrześniu 1944 roku na terenach tzw. Polski Lubelskiej sowieckie jednostki Armii Czerwonej, a także Smierszu i NKWD rozpoczęły aresztowania żołnierzy Armii Krajowej i ich deportacje w głąb ZSRR. Najnowsze ustalenia historyków mówią, że latem i jesienią 1944 roku Sowieci wywieźli od 12 tys. do 15 tys. żołnierzy AK. Do końca 1944 roku Sowieci aresztowali około 20–25 tys. polskich obywateli. Aresztowano nie tylko członków AK, lecz także innych organizacji konspiracyjnych. Wśród zatrzymanych najliczniejszą grupę stanowili przedstawiciele inteligencji, ziemiaństwa, przedwojenni urzędnicy i wojskowi, których uznano za „burżuazyjną reakcję”, wrogą ludowej władzy. Drugie półrocze 1944 roku było okresem szczególnym dla Polaków na zajętych przez Sowietów terenach. Stacjonujący od lipca 1944 roku do stycznia 1945 roku na linii Wisły sowiecki front powodował, że na terenach tzw. Polski Lubelskiej znalazło się blisko 2 mln żołnierzy różnych sowieckich formacji, których zadaniem było oczyszczenie przedpola dla komunistycznej władzy tylko z pozoru polskiej, bo w rzeczywistości opierającej się na sowieckich doradcach. Zainstalowany w Lublinie Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) w praktyce nie dysponował żadną realną siłą. Jego zbrojne ramię, czyli urzędy bezpieczeństwa, było jeszcze w powijakach. W tej sytuacji wszystkie funkcje policyjne i wojskowe pełniły jednostki Armii Czerwonej i NKWD, dopuszczające się na co dzień wielu pospolitych przestępstw na polskiej ludności, coraz bardziej zastraszonej sowiecką obecnością. To również one dokonywały aresztowań Polaków i ich deportacji w głąb Związku Sowieckiego. Spośród wszystkich aresztowanych ponad 80 proc. zatrzymali Sowieci. 27 marca 1945 roku, pod pozorem dwustronnych rozmów, zaproszono i podstępnie aresztowano 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Zostali oni natychmiast wywiezieni do Moskwy, gdzie zorganizowano im pokazowy proces, który przeszedł do historii jako proces szesnastu.

W takich warunkach politycznych i wojskowych narodziło się antykomunistyczne podziemie zbrojne w Polsce, bazujące na starych strukturach konspiracyjnych AK i innych organizacji konspiracyjnych. Zdecydowanie najsilniejszym powstańczym nurtem było podziemie poakowskie reprezentowane najpierw przez struktury Armii Krajowej – Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj (DSZ), a następnie przez powstałe we wrześniu 1945 roku Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). Podziemie poakowskie zdecydowanie najmocniej rozwinęło się na terenach Lubelszczyzny. Drugą siłą było podziemie narodowe, reprezentowane przez Narodowe Siły Zbrojne (NSZ) i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe (NZW). Struktury NSZ i NZW były najsilniejsze w Białostockiem, Lubelskiem i Rzeszowskiem. Wiosną 1945 roku powstały także dziesiątki innych podziemnych organizacji, które miały własne oddziały zbrojne walczące z komunistyczną władzą. Wśród nich były m.in. Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza „Warta”, Konspiracyjne Wojsko Polskie działające na terenie Śląska i centralnej Polski oraz wiele innych pomniejszych organizacji.

Do ostatniej kropli krwi

Ale wojna podziemia z zainstalowaną przez Sowietów komunistyczną władzą nie zaczęła się od razu. Mogła wybuchnąć dopiero na wiosnę 1945 roku, gdy sowiecki front przesunął się na Zachód. Dopiero wtedy zaktywizowały się oddziały podziemia i podjęły walkę z siłami komunistycznej władzy i ze wspierającymi je jednostkami NKWD. Walka ta miała różne formy, od ataków na siedziby UB, posterunki MO, areszty i więzienia, po potyczki z grupami operacyjnymi bezpieki i wojsk sowieckich. Obejmowała również akcje likwidacyjne aktywistów PPR, milicjantów oraz agentów bezpieki. Masowy napływ ludzi do oddziałów podziemia nastąpił w kolejnych miesiącach 1945 roku. Na przestrzeni maja i czerwca 1945 roku komuniści byli w Polsce w defensywie. Ich realna władza ograniczała się jedynie do miast wojewódzkich i powiatowych. Do połowy 1945 roku główny ciężar walki z antykomunistycznym podziemiem spoczywał na stacjonujących w Polsce jednostkach NKWD. Historycy IPN szacują nawet, że do tej walki Sowieci zaangażowali blisko połowę wszystkich sił NKWD, jakie znajdowały się wówczas w zajętej przez nich Europie Środkowo-Wschodniej.

Walka oddziałów antykomunistycznego podziemia została wyhamowana w lecie 1945 roku, co było podyktowane zmianą sytuacji politycznej w Polsce. W czerwcu 1945 roku były premier rządu londyńskiego Stanisław Mikołajczyk zdecydował się wejść do zdominowanego przez komunistów Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej (TRJN), zostając w nim wicepremierem. Powrót Mikołajczyka do Polski ożywił nadzieje wielu Polaków na możliwość współrządzenia z komunistami. W lipcu 1945 roku TRJN zyskał uznanie mocarstw zachodnich, co w konsekwencji delegitymizowało podziemie zbrojne. 6 sierpnia 1945 roku została rozwiązana DSZ, w ramach której funkcjonowały wszystkie oddziały zbrojne poakowskiego podziemia. Z ogłoszonej wówczas przez rząd amnestii skorzystało ponad 30 tys. członków konspiracyjnych organizacji.

Jednak nie wszyscy z nich uwierzyli w możliwość normalnego życia i zrezygnowali z dalszej walki. Już jesienią 1945 roku antykomunistyczne podziemie w Polsce zaczęło się odradzać. 2 września 1945 roku w miejsce rozwiązanej DSZ powołano Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość (WiN). W terenie nadal funkcjonowały oddziały zbrojne NSZ i NZW oraz wielu innych organizacji. Drugi etap walki z komunistyczną władzą trwał do wiosny 1947 roku, kiedy to w wyniku kolejnej amnestii przestały istnieć jednolite struktury podziemnych organizacji. Od jesieni 1945 roku siły zbrojne komunistycznej władzy były też znacznie silniejsze i lepiej zorganizowane i to one mogły już samodzielnie przejąć główny ciężar walki z podziemiem. Zmieniła się także taktyka zwalczania podziemia. Specjalne grupy operacyjne resortu bezpieczeństwa nieustannie tropiły i ścigały poszczególne oddziały, dążąc do ich ostatecznego rozbicia. Taktyka ta okazała się dużo bardziej skuteczna niż operowanie dużymi, zwartymi siłami wojska, UB i milicji.

Na początku 1947 roku antykomunistyczne podziemie znalazło się w głębokim kryzysie. Jego siły uległy znacznemu wyczerpaniu. Gdy 22 lutego 1947 roku Sejm uchwalił amnestię, z podziemia wyszło blisko 54 tys. członków AK, WiN, NSZ, NZW i innych organizacji, a więzienia i areszty opuściło ponad 23 tys. członków podziemnych organizacji i oddziałów zbrojnych. W podziemiu pozostali tylko ci najbardziej „niezłomni”. W okresie 1949–1956 były to już niewielkie kilkuosobowe grupy, które znacznie rzadziej podejmowały walkę. Ich szeregi systematycznie topniały. Nieliczni dotrwali do jesieni 1956 roku. Po 1956 roku w całej Polsce pozostało w lesie już tylko sześciu partyzantów antykomunistycznego podziemia. Ostatni z nich sierż. Józef Franczak ps. „Lalek” został zastrzelony 21 października 1963 roku w Majdanie Kozic Górnych na Lubelszczyźnie przez grupę operacyjną SB i ZOMO.

Przez wszystkie organizacje i oddziały zbrojne antykomunistycznego podziemia po 1944 roku przewinęło się około 180 tys. ludzi. W bezpośredniej walce poległo około 20 tys. W latach 1944–1955 komunistyczne sądy orzekły ponad 8 tys. wyroków śmierci na żołnierzach antykomunistycznego podziemia, z których około 4,5 tys. zostało wykonanych.

Niechciani bohaterowie

Tak jak każda armia, również armia antykomunistycznego podziemia miała swoich bohaterów. Nie zawsze byli to bohaterowie bez skazy, ale walczyli o wolną Polskę z wiarą, że ich walka nie będzie nadaremna, nawet kiedy poniosą klęskę. Zazwyczaj nie mieli rodzin, ponieważ, jak stwierdził jeden z nich, „nie był czas ku temu”. Mieli również ludzkie słabości. Byli żołnierzami z krwi i kości. Całe ich dorosłe życie składało się z partyzanckiej walki. To ona nauczyła ich żołnierskiego zawodu. Mieli zazwyczaj 25–30 lat. Wojna pozbawiła ich możliwości zdobycia wykształcenia, chyba że udało im się jeszcze zdać przedwojenną maturę. Gdy wybuchła wojna, walczyli z okupantem niemieckim, po jej zakończeniu rozpoczęli walkę z Sowietami. Mieli zazwyczaj silne cechy przywódcze i ogromny autorytet u podkomendnych. Na co dzień twardo zmagali się z trudami partyzanckiego życia. Bardzo często walczyli do samego końca, dając potomnym przykład niesłychanej odwagi i hartu ducha. Nierzadko kilku lub kilkunastu z nich, gdy znalazło się w okrążeniu, potrafiło stawiać kilkudniowy opór wielokrotnie silniejszemu przeciwnikowi. Jeśli dostali się w ręce UB, zazwyczaj otrzymywali wyroki śmierci. Ale zanim to nastąpiło, czekało ich wielomiesięczne śledztwo, podczas którego byli bici, torturowani, poniżani, hańbieni, a ich rodziny na długie lata obejmowały represje. Ich sprofanowane ciała często były przebierane przez oprawców w niemieckie mundury i grzebane w bezimiennych mogiłach. O miejscu ich pochówku nie wiedziała nawet rodzina. Byli wśród nich m.in. mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” i mjr Marian Bernaciak „Orlik” – dowódcy oddziałów partyzanckich na Lubelszczyźnie, por. Franciszek Jerzy Jaskulski „Zagończyk” – twórca Związku Walki Zbrojnej na terenie Radomskiego, st. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz „Rój” – działający na Mazowszu, Józef Zadzierski „Wołyniak” oraz kpt Antoni Żubryd „Zuch” walczący na Rzeszowszczyźnie. Na Podhalu działał Józef Kuraś „Ogień”, a w Białostockiem i na Pomorzu Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”.

Ostatnia bitwa Żołnierzy Wyklętych

W okresie PRL żołnierze powojennego podziemia zostali zredukowani do roli pospolitych bandytów, którzy mieli dopuścić się okrutnych mordów na zwykłych Polakach. Nie można było o nich inaczej mówić i pisać. Skazani byli na niepamięć, także w wolnej Polsce. III RP, którą poczęto w wyniku politycznego kompromisu z komunistami w Magdalence, nie chciała o nich pamiętać. Dla niej pozostali wyklęci. Najważniejsze akta dotyczące antykomunistycznego podziemia w Polsce znajdowały się w dyspozycji Urzędu Ochrony Państwa, który dbał o to, aby nadal miały one klauzulę tajności i nie były dostępne dla polskich historyków. Dopiero z chwilą powołania w 1999 roku Instytutu Pamięci Narodowej sytuacja ta zaczęła się stopniowo zmieniać. IPN nie tylko przejął wszystkie archiwa dotyczące powojennego podziemia zbrojnego, lecz także uruchomił kompleksowe badania naukowe. Ich efektem było kilkaset publikacji IPN na ten temat oraz wydany w 2008 roku monumentalny Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944–1956. Dzięki temu historia Żołnierzy Wyklętych nie tylko została w dużej mierze zapisana, lecz także spopularyzowana. Minęło wiele lat, zanim nasze władze zdecydowały się upamiętnić ich walkę. Podjęli się tego w szczególności prezydent Lech Kaczyński i prezes IPN Janusz Kurtyka. To dzięki nim 4 lutego 2011 roku ustanowiono Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. To oni zmazali hańbę poprzedników, podejmując się tego obowiązku. Stało się to dopiero po 22 latach wolnej Polski.

Sam termin „Żołnierze Wyklęci” po raz pierwszy pojawił się w 1993 roku, gdy działacze antykomunistycznej Ligi Republikańskiej postanowili przygotować na Uniwersytecie Warszawskim wystawę poświęconą żołnierzom powojennego podziemia. Na jej podstawie Grzegorz Wąsowski i Leszek Żebrowski wydali później album zatytułowany Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku. W kolejnych latach określenie to było coraz częściej używane przez publicystów, dokumentalistów i historyków. Nazwa ta została również zaakceptowana przez środowiska kombatanckie.

Dzisiaj Żołnierze Wyklęci mają już swoje miejsce w polskiej historii, wygrywają swoją ostatnią bitwę – o pamięć. Ich popularność rośnie, zwłaszcza wśród młodego pokolenia wychowanego już w wolnej Polsce. 1 marca po raz trzeci obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Tegorocznym obchodom towarzyszyły akcje edukacyjne, koncerty, przeglądy filmowe i konferencje organizowane przez Społeczny Komitet Obchodów Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, który skupił ponad 70 organizacji, instytucji i środowisk patriotycznych. Pamięć o nich domaga się jednak kolejnych działań. Wielu z nich nadal spoczywa w bezimiennych mogiłach. Według historyków IPN w Polsce wciąż znajduje się w nich około 30–40 tys. ofiar komunistycznego reżimu. Muszą oni wreszcie zostać zidentyfikowani i godnie pochowani, jak prawdziwi bohaterowie polskiej walki o wolność. To obowiązek polskiego państwa i jego instytucji. I na to nigdy nie powinno zabraknąć funduszy, nawet w czasach kryzysu i budżetowego deficytu.

Ciało por. Mariana Bernaciaka sfotografowane przez KBW.

Do dzisiaj miejsce jego pochówku pozostaje nieznane.

[Foto: IPN]

Maksymalna liczebność podziemia niepodległościowego w okresie styczeń–grudzień 1945 r.

[na podstawie: Tomasz Leszkowicz, Gdzie walczyli Żołnierze Wyklęci? (Mapy), https://histmag.org/Gdzie-walczyli-Zolnierze-Wykleci-Mapy-16457, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska, projekt mapy oryginalnej Exgeo]

Maksymalna liczebność podziemia niepodległościowego w okresie styczeń 1946–kwiecień 1947 r.

[na podstawie: Tomasz Leszkowicz, Gdzie walczyli Żołnierze Wyklęci? (Mapy), https://histmag.org/Gdzie-walczyli-Zolnierze-Wykleci-Mapy-16457, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska, projekt mapy oryginalnej Exgeo]

Maksymalna liczebność podziemia niepodległościowego w okresie kwiecień 1947–grudzień 1950 r.

[na podstawie: Tomasz Leszkowicz, Gdzie walczyli Żołnierze Wyklęci? (Mapy), https://histmag.org/Gdzie-walczyli-Zolnierze-Wykleci-Mapy-16457, Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska, projekt mapy oryginalnej Exgeo]

2. Wielka ucieczka

Ucieczka żołnierzy AK z obozu NKWD w Lubartowie to znakomity materiał edukacyjny dla polskiej młodzieży, ponieważ jej uczestniczyli wykazali się niezłomnością i odwagą. Tacy byli właśnie Żołnierze Wyklęci.

Legendarna ucieczka

27 marca 1945 roku 48 żołnierzy Armii Krajowej zbiegło z obozu koncentracyjnego NKWD w Skrobowie niedaleko podlubelskiego Lubartowa. Kilka dni później uciekinierzy dołączyli do tworzącego się na Lubelszczyźnie zgrupowania partyzanckiego mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika” – legendy polskiego antykomunistycznego podziemia. Przy ich sukcesie blednie ucieczka 80 alianckich lotników z niemieckiego Stalagu Luft III koło Żagania w marcu 1944 roku, która w latach 60. stała się tematem głośnego amerykańskiego filmu Wielka ucieczka z pomnikowymi rolami Richarda Attenborougha, Steve’a McQueena i Charlesa Bronsona. Ostatecznie tylko trójce lotników udało się uciec, pięćdziesięciu rozstrzelano.

Zdążyć przed wywózką

W marcu 1945 roku stajały już śniegi i robiło się coraz cieplej. Wojska sowieckie już dwa miesiące temu opuściły tereny Lubelszczyzny i rozpoczęły nową ofensywę w swoim zwycięskim marszu na Berlin. Ale więźniów obozu NKWD w Skrobowie coraz bardziej zaczęła niepokoić krążąca za drutami informacja o rychłym ich wywiezieniu w głąb Związku Sowieckiego. Wielu z nich zaczęło coraz częściej mówić o ucieczce. Dokładnie w Niedzielę Palmową, 25 marca 1945 roku, grupa podchorążych na czele z ppor. Piotrem Mierzwińskim postanowiła zgłosić starszemu obozu – ppłk. Edwardowi Pisuli „Tamie” – zamiar podjęcia ucieczki. Zdecydowana większość z nich pochodziła z Kresów i na Lubelszczyznę trafiła razem z 27 Wołyńską Dywizją Piechoty AK, która właśnie w tym rejonie zakończyła swój szlak bojowy. W Skrobowie została podstępnie rozbrojona przez Sowietów. Podpułkownik Pisula, w czasie wojny szef Kedywu Okręgu Tarnopol AK, który wiele w swoim życiu przeszedł, nie był ich decyzją zaskoczony. Meldunek więźniów przyjął, grzecznościowo życząc im powodzenia. Podchorążowie postanowili podjąć całą akcję za dwa dni – dokładnie 27 marca 1945 roku. Rankiem wyznaczonego dnia cztery grupy więźniów liczące łącznie 60 podoficerów i szeregowych zostały skierowane do pracy przy rąbaniu drewna, kopaniu i noszeniu piasku, porządkowaniu łaźni oraz do pracy w kartoflarni. Akcję dokładnie o godzinie 11 rozpoczęła grupa przebywająca w kartoflarni. Kapral pchor. Zdzisław Jarosz „Czarny” uderzył w szczękę stojącego obok wartownika, usiłując mu wyrwać broń. Rozpoczęła się szamotanina z wartownikami. Po chwili na dziedziniec wybiegł kpr. pchor. Jerzy Michalak „Świda”, dając czytelny znak do ataku członkom pozostałych grup więźniów. Po zabraniu broni strażnikom uciekinierzy usiłowali najpierw zdobyć obozową wartownię, jednak napotykając silny opór, zdołali ją tylko zablokować. Z zaskoczenia opanowano natomiast koszary, w których spała nocna zmiana załogi obozu. Zdobyto wówczas kolejne egzemplarze broni i amunicję, którą błyskawicznie rozdzielono wśród pozostałych uczestników akcji. Chwilę później doszło do chaotycznej wymiany ognia pomiędzy uciekinierami a obozową strażą. Jeden z więźniów został skoszony serią karabinu maszynowego przez sowieckiego komendanta obozu mjr. Aleksandra Kałasznikowa. W szaleńczym ataku uciekinierom udało się jednak sforsować główną bramę obozu. Pod nieustannym ogniem bijącym z obozowych wieżyczek i wartowni, przeskoczyli pobliską szosę i natychmiast rozsypali się tyralierą, biegnąc ile sił w stronę odległego o jakieś trzy kilometry skraju Lasów Kozłowieckich. Cała akcja trwała nie dłużej niż 25 minut.

Wśród 48 uciekinierów, którzy zdołali się wydostać z obozu w Skrobowie, było trzech rannych, w tym jeden ciężko, którego niesiono na płaszczach. Gdy uciekinierzy dotarli na skraj lasu, jednogłośnie wybrano dowódcę grupy. Został nim ppor. Piotr Mierzwiński „Wierny”, który szybko uporządkował oddział i natychmiast zarządził marsz na północ, za rzekę Wieprz. Brakowało 12 więźniów, ich losu uciekinierzy nie znali. Wiedzieli jedynie, że na pewno nie żyje plut. Kaczkowski. Rannego AK-owca na ich oczach dobił komendant obozu Kałasznikow.

W sieci obławy

Obrany przez uciekinierów kierunek marszu nie był przypadkowy. Więźniowie ze Skrobowa wiedzieli, że właśnie w tamtym rejonie wznowił działalność spory oddział partyzancki AK-DSZ mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika”. Od celu dzieliło ich prawie sześćdziesiąt kilometrów. Nie mieli map ani kompasu. Szli cały czas z odbezpieczoną bronią. Roli przewodników podjęli się kpr. pchor. Antoni Jabłoński „Jasieńczyk” – w czasie niemieckiej okupacji żołnierz oddziału „Orlika” – oraz pochodzący z pobliskiej Kozłówki koło Lubartowa kpr. pchor. Stanisław Mączka „Nałęcz”.

Za uciekinierami ruszyła ogromna obława, w której udział brały jednostki zaporowe Armii Czerwonej i NKWD, szwadron sowieckiej kawalerii oraz funkcjonariusze lubartowskiego UB i Milicji. Dysponowali samochodami pancernymi i psami. Uciekinierów miały tropić również dwa sowieckie „kukuruźniki”. W całej okolicy zaalarmowano wszystkie garnizony i zablokowano wszystkie drogi. Tymczasem zbiedzy kontynuowali swój morderczy marsz na północ, pokonując podmokłe lasy i wiosenne rozlewiska. Cały czas słyszeli za sobą odgłosy obławy: warkot motorów, pojedyncze strzały i szczekanie psów. Po dwóch dniach forsownego marszu okazało się, że zgubili drogę i są zaledwie 15 kilometrów od Skrobowa. Byli już krańcowo wyczerpani i potwornie głodni. Właśnie wtedy z grupy głównej postanowiło się oddzielić dziewięciu z nich, licząc na to, że w pojedynkę zyskają nieco większe szanse na wyrwanie się obławie. Jednak zaledwie po kilku godzinach sześciu z nich zostało ujętych i na miejscu zamordowanych. Uciekinierom udało się dwa razy zdobyć cenne informacje i żywność od miejscowych gospodarzy. Teraz już trzymali właściwy północno-zachodni kierunek marszu. W Wielki Piątek, 30 marca 1945 roku, dotarli w rejon Składowa nad Wieprzem w powiecie puławskim. Tam, kryjąc się w stodole u jednego z gospodarzy, nawiązali kontakt z Tadeuszem Osińskim „Tekiem” – jednym z partyzantów „Orlika”. Zorganizował on nocną przeprawę łódkami przez szeroko wówczas rozlany Wieprz. W ten sposób w Wielką Sobotę, 31 marca, zbiedzy znaleźli się za Wieprzem w Blizocinie – gdzie „Orlik” miał swoją placówkę. Tutaj mieli już pewność, że obława ich nie ogarnie. W Blizocinie, na kwaterach u miejscowych gospodarzy, spędzili Święta Wielkanocne, odpoczywając i wracając do sił. Tam również odwiedził ich Wacław Kuchnio „Spokojny” – prawa ręka „Orlika”. To wtedy zapadła ostateczna decyzja o tym, że przyłączą się do jego oddziału. Woleli zginąć z bronią w ręku, walcząc z komunistami, niż być skazanymi na powolną śmierć w sowieckich obozach Kołymy czy kopalniach Workuty.

Obóz dla AK-owców

Ich ucieczka była decydująca dla dalszych losów obozu w Skrobowie. I Specjalny Obóz Zarządu Informacji Naczelnego Dowództwa WP, który miał być przeznaczony dla „wyłuskanych” z wojska ludowego AK-owców, utworzono 2 listopada 1944 roku. Szybko okazało się, że znajduje się on pod ścisłą kontrolą sowieckiego NKWD i jest zarządzany przez ubranych w polskie mundury Sowietów. Uwięziono w nim około 500 żołnierzy AK, z czego ponad 300 stanowili oficerowie. Wśród internowanych przeważali żołnierze lubelskiej AK, ale byli także AK-owcy z Wileńszczyzny, Nowogródczyzny i Obszaru Lwowskiego AK. Sporą część więźniów Skrobowa stanowili żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, która z Wołynia przez Lasy Parczewskie trafiła na Lubelszczyznę i w lipcu 1944 roku wzięła udział w akcji „Burza”, wyzwalając wiele lubelskich miast i miasteczek. Komendantem obozu był mjr NKWD Aleksander Kałasznikow, który wcześniej pełnił funkcję komendanta jednego z sowieckich obozów w Workucie. Jego wyjątkowym wyczynom poświęcił nawet uwagę Aleksander Sołżenicyn w jednym ze swoich opowiadań o życiu w sowieckim gułagu. Ale oprócz tego, że był prymitywny i brutalny, Kałasznikow cierpiał na jakiś polski kompleks, często powtarzając: „Job twoju mać, ja Paliak”!! Warunki życia w obozie w Skrobowie były bardzo trudne: głodowe wyżywienie, zimno, insekty i epidemie chorób. Do tego notoryczne przesłuchania NKWD.

Nasiliły się one po ucieczce więźniów. NKWD wszczęło w obozie wielkie śledztwo. Sowieccy oprawcy byli pewni, że akcja ucieczki ze Skrobowa była skoordynowana z jakimś partyzanckim oddziałem, który działał w okolicy. 23 kwietnia 1945 roku sąd Lubelskiego Okręgu Wojskowego skazał 12 żołnierzy z batalionu ochronnego za to, że nie stawili wystarczającego oporu buntownikom. Trzech spośród nich zostało skazanych na karę śmierci. Dwa miesiące później, 9 czerwca 1945 roku, sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na rozprawie we Włochach oskarżył 14 więźniów obozu o „udział w spisku” i organizowanie „powstania”. W pięciu przypadkach orzeczono karę śmierci, a w przypadku pozostałych kary wieloletniego więzienia. Starszy obozu w Skrobowie ppłk Edward Pisula orzeczonej kary śmierci nie doczekał, został zamęczony w śledztwie. Pozostałych więźniów obozu w Skrobowie, na podstawie rozkazu gen. NKWD Iwana Sierowa, wywieziono w głąb Związku Sowieckiego. Trafili do obozów w Diagilewie, Stalinogorsku i Dubowce w obwodzie tulskim, na wschód od Moskwy. Wielu z nich na zawsze pozostało na „nieludzkiej ziemi”. Większość jednak wróciła do kraju w latach 1947–1948. Kilkudziesięciu spośród wywiezionych zostało skazanych za działalność w AK na dodatkowe kary przez sowieckie sądy. Do ojczyzny wrócili dopiero w 1956 roku.

„Skrobowiacy” walczą z komuną

W kwietniu 1945 roku uciekinierzy ze Skrobowa stali się I plutonem zgrupowania partyzanckiego AK-DSZ mjr. Mariana Bernaciaka „Orlika” – największego zgrupowania, jakie działało w zachodniej części Lubelszczyzny. Ze względu na nieznajomość przez nich terenu „Orlik” przydzielił do plutonu „skrobowiaków” dwóch swoich podoficerów – Zygmunta Kultysa „Lisa” i Władysława Kisiela „Krakusa”, którzy służyli za przewodników i łączników zarówno z pozostałymi trzema plutonami zgrupowania, jak i z siecią placówek terenowych organizacji. Pluton I operował wówczas głównie na obszarze powiatów Puławy i Garwolin. Jego członkowie uczestniczyli m.in. w brawurowej akcji „Orlika” na PUBP Puławy, która miała miejsce 20 kwietnia 1945 roku i w trakcie której uwolniono 107 więźniów, a 24 maja 1945 roku wzięli udział w bitwie w Lesie Stockim – największej potyczce, jaką po wojnie stoczyły oddziały polskiego antykomunistycznego podziemia.

2 lipca 1945 roku, gdy zgrupowanie zostało rozformowane, a poszczególne plutony „zamelinowano” w określonych rejonach, pluton „skrobowiaków” został skierowany przez „Orlika” w okolice Sędowic i Bobrownik w powiecie puławskim. Tam został podzielony na mniejsze jednostki organizacyjne – „patrole”, liczące od 3 do 5 osób, prowadzące doraźne działania rozpoznawcze i zwiadowcze.

W walkach z siłami UB i NKWD poległo pięciu „skrobowiaków”, a kilkunastu z nich zostało rannych. Dowódca plutonu uciekinierów ze Skrobowa ppor. Piotr Mierzwiński „Wierny” w lipcu 1945 roku opuścił teren powiatu puławskiego i przedostał się przez „zieloną granicę” na Zachód. Po nim dowództwo plutonu sprawowali jeszcze Marian Gieryng „Sławny” i Janusz Furtak „Dębicz”. Jesienią 1945 roku, już w ramach nowej organizacji konspiracyjnej polskiego podziemia – Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN) – członkowie plutonu „skrobowiaków” zostali rozrzuceni po poszczególnych pododdziałach zgrupowania partyzanckiego „Orlika”, które nie działało już w formie zwartej tak jak wcześniej, a jedynie jako mniejsze kilkunastoosobowe oddziały. Jeszcze przez blisko dwa lata „skrobowiacy” brali udział w bitwach i potyczkach, jakie pododdziały „Orlika” toczyły z komunistyczną władzą na terenie powiatów puławskiego i garwolińskiego. Ciężko przeżyli śmierć swojego dowódcy – „Orlika”, który zginął w zorganizowanej przez UB obławie 24 czerwca 1946 roku. Ale jesienią 1946 roku antykomunistyczna partyzantka na Lubelszczyźnie, tak jak w całej Polsce, weszła już w fazę schyłkową. Siły podziemia były już wyczerpane, a prowadzona przez nie walka stawała się coraz bardziej beznadziejna. Gdy 22 lutego 1947 roku władze ogłosiły amnestię, oddziały podziemia postanowiły się ujawnić. Na przestrzeni marca i kwietnia 1947 roku ujawnili się także „skrobowiacy” od „Orlika”. Mimo wielu obaw liczyli, że uda im się prowadzić normalne życie. Tak się jednak nie stało. Wielu z nich trafiło niebawem do aresztów i więzień UB, a potem jeszcze przez lata odsiadywało zasądzone im wyroki. Dopiero w 1956 roku mogli wyjść na wolność. 

Wojna o pamięć

W czasach PRL, co zrozumiałe, o uciekinierach ze Skrobowa nie mówiło się i nie pisało. „Skrobowiacy” kultywowali pamięć o swoich przeżyciach we własnym gronie. Dla ich pamięci sporo zrobił znany dziennikarz i publicysta Jerzy Ślaski – jeden z tych, którym udało się uciec ze Skrobowa. To dzięki jego staraniom na początku lat 90. temat obozu w Skrobowie i ucieczki z niego 48 żołnierzy AK zaczął wracać do polskiej historii. W 1990 roku wydał niewielką książeczkę Skrobów. Dzieje obozu NKWD dla żołnierzy AK 1944–1945, jak do tej pory jedyną publikację na ten temat. Potem jeszcze raz wrócił do tematu w swoim sztandarowym dziele pt. Żołnierze Wyklęci” – wydanym w 1996 roku przez Oficynę Wydawniczą „Rytm”. W latach 90. pojawiały się kolejne inicjatywy, aby upamiętnić historię ucieczki więźniów ze Skrobowa. Lokalne władze ufundowały m.in. tablicę w Skrobowie przypominającą historię obozu, pod którą co roku, 27 marca, odbywają się rocznicowe uroczystości. W 2005 roku, gdy w Skrobowie obchodzono 60. rocznicę tamtej ucieczki, na uroczystości przybyło jeszcze sześciu żyjących „skrobowiaków”. Ale zabrakło przedstawicieli najwyższych władz, a nawet delegata Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Tylko dzieci i młodzież słuchały z uwagą wspomnień ostatnich żyjących bohaterów „skrobowiaków”. W przeciwieństwie do alianckich lotników nie doczekali się oni do tej pory uwiecznienia swojego bohaterskiego wyczynu w formie filmowej historii, która mogłaby się stać prawdziwym hitem polskiego kina. Może najwyższy czas o tym pomyśleć. W końcu ucieczka więźniów z obozu NKWD w Skrobowie była naprawdę wielką ucieczką.

Imienna lista internowanych, którzy uciekli z obozu w Skrobowie

[Foto: IPN]

Rotmistrz Edward Jan Pisula, jeden z organizatorów ucieczki ze Skrobowa

[Foto: IPN, do cyfrowej renowacji zdjęcia oryginalnego wykorzystano algorytm SI (ChatGPT)]

Raport komendanta Obozu Specjalnego w Skrobowie, mjr. Kałasznikowa, dotyczący przebiegu ucieczki więźniów w dniu 27 marca 1945 r.

[Foto: IPN]

Informacja specjalna szefa Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego, płk. Kożuszko, z prośbą do gen. Michała Roli-Żymierskiego o zgodę na wywiezienie internowanych z terenów RP

[Foto: IPN]

Informacja dla Naczelnego Dowódcy Wojska Polskiego, gen. Michała Roli-Żymierskiego, dotycząca wyroku wydanego w sprawie oskarżonych o pomoc w organizacji ucieczki ze Skrobowa

[Foto: IPN]

Żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK

[Foto: Wikipedia]

O Autorze

Leszek Pietrzak – doktor historii, publicysta. absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, Instytucie Pamięci Narodowej, Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Od kilku lat prowadzi w serwisie YouTube kanał edukacyjny Zakazane historie.