Osobliwy cyrk - Rachel Burge - ebook
NOWOŚĆ

Osobliwy cyrk ebook

Burge Rachel

0,0

Opis

Jeszcze więcej nordyckiej mitologii i mrocznych tajemnic… Marta wie, iż ukryty głęboko w lasach północnej Norwegii cyrk skrywa wiele tajemnic, i jest zdeterminowana, by je odkryć. Obdarzona darem poznawania ludzi jedynie przez dotykanie ich ubrań dołącza do trupy i szybko przekonuje się, że sprawy mają się dużo gorzej, niż mogła się kiedykolwiek spodziewać. Dlaczego maski podczas przedstawienia zmieniają swoje oblicza, ale nikt poza nią zdaje się tego nie zauważać? Czy przyjaciel, który odwiedza Martę, naprawdę jest tym, za kogo się podaje, a jego intencje są szczere, czy może próbuje tylko odwieść dziewczynę od poszukiwania odpowiedzi na nurtujące ją pytania? I w końcu: dlaczego Loki, nordycki bóg oszustwa, zdaje się tak bardzo interesować cyrkiem i czy Marcie uda się powstrzymać nadchodzącą katastrofę? Kolejna, po „Splątanej opowieści”, powieść Rachel Burge zawiera jeszcze więcej nordyckiej mitologii, mrocznych tajemnic i interesujących zwrotów akcji.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 328

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Książkę tę de­dy­kuję Lo­kiemu – oszu­stowi i mi­strzowi

ma­ni­pu­la­cji, oraz Ody­nowi, który ma wiele imion:

Grim­nir Za­ma­sko­wany, Ofnir (otwie­ra­jący) –

ten, który tchnął ży­cie w pierw­szych lu­dzi,

i Svaf­nir (za­my­ka­jący) – ten, który zbiera utra­cone du­sze.

Drogi Stigu,

je­śli to czy­tasz, to zna­czy, że wró­ci­łeś na wy­spę. Cze­ka­łam tak długo, jak mo­głam, ale po­wie­dzia­łeś, że nie bę­dzie Cię tylko przez kilka dni, a mi­nęły już trzy ty­go­dnie, więc nie je­stem pewna, co o tym my­śleć. Pró­bo­wa­łam się do Cie­bie do­dzwo­nić, ale może coś się stało z Twoim te­le­fo­nem.

Nie­ła­two jest mi To­bie to po­wie­dzieć, ale w dniu, w któ­rym wy­je­cha­łeś, wi­dzia­łam du­cha Niny przez okno chatki. Dzięki zdję­ciu, które mi po­ka­za­łeś, je­stem pewna, że to była ona. Je­śli od­wie­dzi­łeś ją w szpi­talu, tak jak za­po­wia­da­łeś, to już wiesz, ale je­śli nie, to prze­pra­szam.

Pró­bo­wa­łam Ci wtedy o tym po­wie­dzieć, ale za­re­ago­wa­łeś ase­ku­ra­cyj­nie, kiedy o nią za­py­ta­łam. Wiem, że sprawy mię­dzy Wami przy­brały zły ob­rót i nie lu­bisz o tym roz­ma­wiać, ale nie mogę się oprzeć wra­że­niu, że jest coś, o czym mi nie mó­wisz. Je­śli tak, pro­szę, po­wiedz – mu­szę to wie­dzieć.

Nina na­wie­dza i ter­ro­ry­zuje chatkę, trza­ska drzwiami i spra­wia, że rze­czy la­tają po po­koju. Nerwy mamy tego nie wy­trzy­mają. Jest w złym sta­nie i znowu za­częły jej się te wi­zje. Tym ra­zem ry­suje mnie w cyrku. Dla­tego wpa­dłam na pe­wien po­mysł. Mu­szę coś zro­bić, żeby to się skoń­czyło, więc jadę do miej­sca, gdzie Nina miała wy­pa­dek. Ona z pew­no­ścią ocze­kuje, że­bym to dla niej zro­biła. Je­śli uda mi się to roz­gryźć, może zo­stawi mnie w spo­koju.

Mam na­dzieję, że mimo wszystko masz się do­brze. W nie­które dni trudno mi uwie­rzyć we wszystko, co się wy­da­rzyło, i za­sta­na­wiam się, czy kosz­mary kie­dy­kol­wiek się skoń­czą, ale my­ślę, że tak samo jest z Tobą. Zdaję so­bie sprawę, że nie znamy się długo, ale po tym wszyst­kim, co ra­zem prze­szli­śmy, mia­łam na­dzieję, że za­wsze bę­dziemy mo­gli ze sobą po­roz­ma­wiać. Je­śli zmie­ni­łeś zda­nie w róż­nych kwe­stiach – w po­rządku, zro­zu­miem. Po pro­stu za­dzwoń do mnie, pro­szę.

Marta x

P.S. Gan­dalf sie­dzi obok mnie i cią­gle ję­czy, i liże moją rękę. Mówi, że tę­skni za tobą.

P.P.S. Pro­szę, za­dbaj o mamę, je­śli zdo­łasz. Źle mi z tym, że zo­sta­wiam ją samą w chatce.

1

WIĘ­CEJ NIŻ OPO­WIE­ŚCI

Na po­czątku wi­dzę tylko jo­dły, a po­tem po­ja­wia się cyrk: opa­tu­lony śnie­giem i lśniący w pół­mroku, dziwny i piękny jak nowo na­ro­dzona baśń. Od­su­wam mo­krą świer­kową ga­łąź i wcho­dzę na po­lanę. Wielki szczyt na­miotu w czarno-złote pasy wznosi się ku niebu, ocie­ra­jąc się o ciemne chmury po­nad nim i przy­ćmie­wa­jąc mniej­sze na­mioty, które go ota­czają. Wi­doczna na szczy­cie ma­lutka czarna flaga po­wiewa i trze­po­cze na wie­trze.

Spraw­dzam te­le­fon, a żo­łą­dek za­ci­ska mi się z nie­po­koju – wciąż nie mam żad­nych wia­do­mo­ści od mamy – po czym wlokę się w stronę wej­ścia na te­ren obiektu. Brama stoi sa­mot­nie na śnież­nym polu, bez ba­rie­rek czy ogro­dze­nia po obu stro­nach, zu­peł­nie nie na miej­scu, ni­czym por­tal do in­nego świata. Na gó­rze wy­ryte są słowa „Cyrk Mi­tów i Za­mę­tów”, pi­sane me­tro­wymi li­te­rami. Czarno-złota farba łusz­czy się, jakby nie­zli­czone zimy od­ci­snęły na niej swoje piętno. Na znaku lą­duje kruk, a ja wstrzy­muję od­dech, gdy mruga pa­cior­ko­wa­tym oczkiem, a po­tem od­la­tuje z kra­ka­niem.

Kiedy prze­cho­dzę pod drew­nia­nym łu­kiem, wi­dzę, że ściany po­kryte są set­kami wy­ry­tych run. Prze­cho­dząc, prze­su­wam po nich dłońmi i wcią­gam do płuc po­wie­trze gę­ste od ci­szy i drzew­nego dymu. Wiem, że samo przej­ście przez bramę nie ma żad­nego zna­cze­nia, ale ja­koś po tej stro­nie wszystko wy­daje się inne: wiatr jest okrut­niej­szy, a niebo ciem­niej­sze.

Na miej­sce pro­wa­dzi wy­ło­żona de­skami ścieżka. Na ze­wnątrz pierw­szego na­miotu znaj­duje się ta­blica, na któ­rej za­ma­szy­ste złote li­tery gło­szą: „Bi­lety”. Zimno kąsa mnie w po­liczki, gdy pod­cho­dzę do na­miotu i za­glą­dam do środka. Ni­kogo nie ma: tylko stół, kasa fi­skalna i pu­ste krze­sło. Wo­kół mnie płachty na­mio­tów fa­lują i ję­czą na wie­trze. Uwią­zany przez dzie­siątki lin wielki szczyt wy­gląda jak ba­lon na go­rące po­wie­trze, który pró­buje się unieść. Świat jest nie­sa­mo­wi­cie ci­chy, nie li­cząc wia­tru i od czasu do czasu huku osu­wa­ją­cego się śniegu. Tak­sów­karz ostrzegł mnie, że dzi­siej­sze przed­sta­wie­nie już się skoń­czyło, ale prze­cież ktoś musi tu być.

Idę ścieżką i czuję ciarki na karku, które in­for­mują mnie, że je­stem ob­ser­wo­wana. W od­dali stoi po­stać – dziew­czyna. Kulę się przy ścia­nie na­miotu i spie­szę w jej stronę. Już mam krzyk­nąć, kiedy po ple­cach prze­biega mi dreszcz. To ona. Nina. Ma krót­kie, ciemne włosy, gołe nogi i jest ubrana w białą su­kienkę. Stoję jak spa­ra­li­żo­wana, a ona pa­trzy na mnie oczyma czar­nymi jak dwie stud­nie; jej twarz jest po­zba­wiona emo­cji.

Czuję, jak opa­no­wuje mnie gniew. Po tym wszyst­kim, co ra­zem z mamą prze­szły­śmy, za­słu­gu­jemy na spo­kój. Po­win­ny­śmy roz­po­cząć nowe ży­cie na wy­spie, po­móc so­bie na­wza­jem po­go­dzić się z na­szym ma­gicz­nym dzie­dzic­twem i na­pra­wić na­sze re­la­cje. Po­win­ny­śmy pod­le­wać drzewo i dbać, by umarli ni­gdy wię­cej nie ucie­kli. Za­miast tego je­stem tu­taj – a wszystko z po­wodu by­łej dziew­czyny Stiga. Spę­dzi­łam z nim tylko kilka dni, więc dla­czego ona mnie prze­śla­duje – ta dziew­czyna, któ­rej ni­gdy na­wet nie spo­tka­łam? Za­ci­skam pię­ści i wal­czę, by nie krzyk­nąć: „Czego ty ode mnie chcesz?”, bo wiem, że ona by mi nie od­po­wie­działa – ni­gdy tego nie robi. Na­gle już jej nie ma, a ja wpa­truję się w prze­strzeń. Mój pa­ru­jący od­dech jest je­dy­nym du­chem wi­szą­cym w po­wie­trzu.

Po­wolne, mia­rowe ude­rze­nia w bę­ben spra­wiają, że od­wra­cam głowę. Od­głos – naj­pierw słaby, po­tem co­raz gło­śniej­szy – do­cho­dzi z wnę­trza du­żego na­miotu. Prze­cho­dzę nad wy­strzę­pioną liną i się­gam do bre­zen­to­wych drzwi, gdy za mo­imi ple­cami roz­lega się głę­boki głos:

– Vi er stengt til i mor­gen.

Wi­dzę gó­ru­ją­cego nade mną męż­czy­znę na szczu­dłach, ubra­nego we frak i biały cy­lin­der. W po­przek jego nosa prze­biega wy­ma­lo­wany nie­bie­ski pa­sek, ni­czym ma­ska, przez co jego oczy i ja­sne rzęsy wy­glą­dają jesz­cze bar­dziej za­ska­ku­jąco. Ma­leń­kie krysz­tałki zna­czą jego brwi i mi­go­czą w spi­cza­stej bro­dzie i dłu­gich blond wło­sach.

Szczu­dlarz robi kilka kro­ków naj­pierw w jedną, a po­tem w drugą stronę, po­ru­sza­jąc się cały czas, a mnie aż boli szyja od pa­trze­nia na niego. Na­gle męż­czy­zna mruga za­sko­czony, bez wąt­pie­nia na wi­dok mo­jego dziw­nie wy­glą­da­ją­cego oka i bli­zny na po­liczku. Przez krótką chwilę mam ochotę się od­wró­cić i ukryć twarz, ale obie­ca­łam so­bie, że wię­cej tego nie zro­bię. Wy­trzy­muję więc jego spoj­rze­nie, za­ci­skam usta i pró­buję so­bie przy­po­mnieć co­kol­wiek, czego na­uczy­łam się ostat­nio po nor­we­sku, ale słowa wy­le­ciały mi z głowy, jakby ktoś wy­jął szu­fladę i ją opróż­nił.

Męż­czy­zna po­chyla się i uśmie­cha.

– Cyrk jest za­mknięty do ju­tra.

Roz­wa­żam przez chwilę wy­ję­cie z ple­caka słow­nika, ale w końcu du­kam:

– Snak­ker du en­gelsk?

Szczu­dlarz wy­bu­cha śmie­chem.

– Oczy­wi­ście, że tak.

Czuję, jak palą mnie po­liczki.

– Prze­pra­szam, to ja­sne, do­piero co ode­zwa­łeś się po an­giel­sku. – Przy­gry­zam wargę, zda­jąc so­bie sprawę, jak idio­tycz­nie brzmię. – Szu­kam ko­goś. No, może nie tego ko­goś, ale ko­goś, kto go zna.

Lo­dowy ol­brzym czeka cier­pli­wie, a na jego twa­rzy ma­luje się roz­ba­wie­nie. Zerka na moje lewe oko, to ślepe, a po­tem na dru­gie.

– Nina. Kie­dyś tu pra­co­wała.

Gdy tylko wy­po­wia­dam jej imię, wy­raz jego twa­rzy się zmie­nia. Roz­ba­wiony uśmiech znika pod gry­ma­sem.

– Cyrk jest za­mknięty.

– Tak, wiem. Nina wy­stę­po­wała na tra­pe­zie i...

– Prze­pra­szam, nie mogę ci po­móc.

– A ktoś o imie­niu Stig? To był jej chło­pak.

W jego oczach bły­ska po­dejrz­li­wość.

– Od­szedł kilka ty­go­dni temu.

Ol­brzym robi kilka kro­ków w przód i znowu się cofa, a po­tem po­chyla się i kła­dzie mi dłoń na ra­mie­niu. Gdy tylko do­tyka mnie przez rę­ka­wiczkę, czuję jego roz­pacz. W mo­jej gło­wie roz­bły­skuje ob­raz: nie­po­ko­nana ściana z ce­gieł, a każda ce­gła zbu­do­wana ze zło­ści, smutku i nie­do­wie­rza­nia. Za każ­dym ra­zem, gdy me­dia albo cie­kaw­scy go­ście py­tają o śmierć Niny, ta ściana ro­śnie. Nie wiem, kiedy wy­da­rzył się wy­pa­dek, ale z tego, co mó­wił Stig, wy­ni­kało, że sto­sun­kowo nie­dawno. Coś w świe­żym bólu tego męż­czy­zny mówi mi, że nie mo­gło się to wy­da­rzyć wcze­śniej niż kilka mie­sięcy temu.

Wska­zuje ge­stem na drogę, a ja pró­buję ukryć roz­cza­ro­wa­nie. Mo­gła­bym stać tu cały dzień i za­da­wać ko­lejne py­ta­nia, ale wiem, że i tak nie udzie­liłby od­po­wie­dzi.

– Okej. Tak czy ina­czej, dzię­kuję.

Od­wra­cam się i ru­szam tą samą drogą, którą przy­szłam, czu­jąc na so­bie cię­żar jego spoj­rze­nia. Po kilku mi­nu­tach od­wra­cam się przez ra­mię i wciąż mam pew­ność, że mnie ob­ser­wuje. Spusz­czam głowę i od­cho­dzę jesz­cze ka­wa­łek, ma­jąc na­dzieję, że o mnie za­po­mni. Pew­nie będę mu­siała wra­cać kilka razy w naj­bliż­szych dniach, żeby po­roz­ma­wiać z róż­nymi ludźmi. Nie wiem, czego chce ode mnie Nina, ale je­śli jej śmierć nie była wy­pad­kiem, to ktoś jest za nią od­po­wie­dzialny. Nie spo­dzie­wam się, że bę­dzie ła­two, ale w końcu musi się zna­leźć ktoś, kto bę­dzie chciał ze mną o niej po­roz­ma­wiać. Prze­cież Nina z ja­kie­goś po­wodu mnie na­wie­dza. Je­śli zdo­łam od­kryć, co jej się stało, może to wy­star­czy, żeby dała mi spo­kój.

Idę jesz­cze ka­wa­łek i znów zer­kam za sie­bie. Męż­czy­zna schyla głowę i wcho­dzi do głów­nego na­miotu. Po­ru­sza się na szczu­dłach bez naj­mniej­szej trud­no­ści. Kiedy znika, pod­no­szę kap­tur i wra­cam do cyrku, tym ra­zem kie­ruję się jed­nak w stronę po­jaz­dów.

Idę po­spiesz­nie i za­trzy­muję się do­piero za rzę­dem po­za­my­ka­nych bu­dek z je­dze­niem, by zła­pać od­dech. Wtedy wi­dzę pierw­szy wóz cyr­kowy. Jest ich kil­ka­na­ście, obok przy­czep i cię­ża­ró­wek; stoją w pół­kolu wzdłuż jed­nej kra­wę­dzi po­lany. Usta­wione są w róż­nych kie­run­kach, two­rząc cha­otyczny la­bi­rynt. Pierw­szy po­jazd, do któ­rego pod­cho­dzę, to ogromna czarna przy­czepa. Skrę­cam w lewo i czuję za­pach świe­żej kawy, a po­tem pod­sma­ża­nej ce­buli. Po­ja­wiają się ko­lejne sy­gnały ży­cia – mi­go­ta­nie ekra­nów te­le­wi­zyj­nych, dźwięki ra­dia, od­głosy lu­dzi po­ru­sza­ją­cych się w swo­ich miesz­ka­niach.

Zza rogu wy­cho­dzi na­sto­latka z dłu­gimi blond wło­sami i ru­sza w moją stronę. Wy­daje mi się, że musi być mniej wię­cej w moim wieku. Ma na so­bie szary płaszcz z wy­szu­ka­nym fu­trza­nym koł­nie­rzem i trzyma pod pa­chą głowę wilka, któ­rego długi, ku­dłaty pysk wy­gląda nie­po­ko­jąco re­ali­stycz­nie, przy­naj­mniej do mo­mentu, w któ­rym za­uwa­żam wy­cięte dziury na oczy. Do­ciera do mnie, że to ma­ska.

– Har du gått deg vill?

– Prze­pra­szam, nie mó­wię po...

Uśmie­cha się sze­roko.

– Zgu­bi­łaś się?

– Szu­kam ko­goś. Pra­cuje... – Za­sta­na­wiam się, jak tym ra­zem za­py­tać o Ninę, żeby mnie nie od­pra­wiono.

Dziew­czyna głasz­cze głowę wilka, jakby uspo­ka­jała nie­bez­pieczne zwie­rzę.

– Szu­kasz pracy?

Brzydka ma­ska zdaje się mie­rzyć mnie po­dejrz­li­wym spoj­rze­niem. Już mam po­wie­dzieć, że nie, kiedy dzieje się coś dziw­nego. Na po­licz­kach wilka drga mię­sień, a jego pysk się marsz­czy. To nie­moż­liwe, mu­siało mi się przy­wi­dzieć, pew­nie wiatr mierz­wił fu­tro.

– Ruth prze­słu­chi­wała po­zo­sta­łych w swoim na­mio­cie. Znajdę ją dla cie­bie.

Ukłu­cie nie­po­koju spra­wia, że się ru­mie­nię.

– Nie, nie kło­pocz się. Wszystko w po­rządku – mó­wię bez za­sta­no­wie­nia i zer­kam na szczyt wiel­kiego na­miotu szar­pa­nego przez wiatr.

Nie wiem, o jaką pracę cho­dzi, ale mam swój dar, więc może do­wiem się tego, do­ty­ka­jąc ubrań ko­biety. Udział w prze­słu­cha­niu może być dla mnie do­sko­nałą oka­zją, by po­roz­ma­wiać z kimś o cyrku i lu­dziach, któ­rzy tu pra­cują. Od­wra­cam się znowu w stronę dziew­czyny i się uśmie­cham.

– W za­sa­dzie to tak, szu­kam. Czy mo­gła­byś po­kie­ro­wać mnie w do­brą stronę?

Wy­daje się nieco za­kło­po­tana, ale na­dal uśmie­cha się cie­pło.

– Ja­sne. To tam. – Wska­zuje znisz­czony wóz z nie­chluj­nymi ró­żo­wymi za­sło­nami. – Ruth wie, że przyj­dziesz?

Ki­wam głową i za­sta­na­wiam się, czy za­py­tać ją, co wie, ale wtedy wilk po­ru­sza głową i mie­rzy mnie spoj­rze­niem pu­stych oczu. Ruch jest de­li­katny i le­dwo do­strze­galny, ale nie­za­prze­czalny. Jest w nim coś tak nie­po­ko­ją­cego, że szybko co­fam się o krok.

– Tak. Dzię­kuję za po­moc.

Dziew­czyna uśmie­cha się i od­cho­dzi, a ja ru­szam do wozu i już pod­no­szę rękę, by za­pu­kać, gdy do­bie­gają mnie głosy ze środka. Ja­kiś męż­czy­zna mówi coś, czego nie mogę zro­zu­mieć, a po­tem ja­kaś ko­bieta od­po­wiada z ir­landz­kim ak­cen­tem:

– Wiem, że źle ci z tym, co się stało. Wszy­scy tak mamy. Ale nie mo­żesz się cią­gle ob­wi­niać.

Okno po­wozu jest za­sło­nięte przez praw­dziwą dżun­glę, więc do­piero po chwili wśród plą­ta­niny li­ści wi­dzę, kto jest w środku. Ko­biety nie wi­dzę, ale męż­czy­zna wy­gląda na sie­dem­dzie­się­cio­latka, ma bu­rzę bia­łych wło­sów. Mówi ze śpiew­nym ak­cen­tem, jak wszy­scy Nor­we­go­wie.

– My­ślisz, że je­stem sta­rym, prze­sąd­nym głup­cem, ale to coś wię­cej niż opo­wie­ści. – Po­ciera brodę. – Ni­gdy nie po­wi­nie­nem był się zgo­dzić, żeby coś tu zmie­niać. Ta biedna dziew­czyna... Po­wi­nie­nem był prze­wi­dzieć, że sta­nie się coś strasz­nego.

Ro­bię krok w bok, żeby nikt mnie nie do­strzegł, i przy­ci­skam plecy do ściany po­wozu. Czy to moż­liwe, że roz­ma­wiają o Ni­nie?

Ko­bieta pod­nosi głos:

– To ja je­stem ta­ro­cistką, Karl, nie ty. Nie mo­głeś tego prze­wi­dzieć. Nikt nie mógł.

Drzwi otwie­rają się na oścież, a ja czuję, jak serce bije mi moc­niej. Cho­wam się za róg po­wozu, który ko­ły­sze się lekko, gdy Karl scho­dzi po scho­dach. Jest ni­ski i drob­nej bu­dowy, ma na so­bie bu­dry­sówkę w ko­lo­rze wiel­błą­dziej wełny, z wiel­kimi kwa­dra­to­wymi kie­sze­niami; strój do­dat­kowo pod­kre­śla jego nie­po­zorną syl­wetkę. Wy­gląda jak ktoś, kto spę­dził całe ży­cie na ze­wnątrz – ogo­rzała skóra po­ryta jest zmarszcz­kami, a jego włosy są zmierz­wione przez wiatr.

Ko­bieta wy­ska­kuje za nim. Jej kasz­ta­nowe loki po­wie­wają na wie­trze. Na ra­mio­nach ma biały szy­deł­kowy szal, na pewno nie ma wię­cej niż trzy­dzie­ści lat. Jest ze trzy­dzie­ści cen­ty­me­trów wyż­sza od Karla. Kiedy kła­dzie mu na ra­mie­niu dłoń i uśmie­cha się z czu­ło­ścią, jest mi nie­zręcz­nie, że ich szpie­guję.

– Dla­czego nie zo­sta­wisz tego no­wemu ma­na­ge­rowi? Po tylu la­tach za­słu­ży­łeś na od­po­czy­nek.

– Oska­rowi? – Karl pry­cha szy­der­czo i od­cho­dzi, ku­le­jąc, a ko­bieta bie­gnie za nim.

– Świat się nie za­trzy­mał, wiesz prze­cież. My też nie mo­żemy!

Ru­szam za nimi. Je­stem zde­ter­mi­no­wana, by po­roz­ma­wiać z Ruth. Po­wie­działa, że jest ta­ro­cistką. Je­śli szuka me­dium, to może uda mi się nie tylko pójść na roz­mowę o pracę, ale fak­tycz­nie ją zdo­być. Czuję, jak na samą myśl o tym przy­spie­sza mi tętno. My­śla­łam, że będę mu­siała zo­sta­wić mamę tylko na kilka dni, ale je­śli za­cznę tu pra­co­wać, to może będę zmu­szona zo­stać dłu­żej. Ale prze­cież mu­szę coś zro­bić. Nie mogę wró­cić do domu, ry­zy­ku­jąc, że Nina po­dąży za mną. Myśl o szlo­cha­ją­cej ze stra­chu ma­mie ku­lą­cej się w ką­cie, gdy wo­kół trza­skają drzwi, a na­czy­nia la­tają nam nad gło­wami, ła­mie mi serce. Te­raz przy­naj­mniej, skoro Nina jest tu­taj, mogę mieć na­dzieję, że nie ma jej jed­no­cze­śnie w domu.

Nie­da­leko roz­lega się chro­pawe krak­nię­cie. Na da­chu wozu na­prze­ciwko sie­dzi kruk i prze­krzy­wia głowę, po czym znowu kra­cze, tym ra­zem bar­dziej na­tar­czy­wie. Prze­la­tuje na po­bli­ską ga­łąź i ob­ser­wuje mnie uważ­nie. Czy na­prawdę mogę to zro­bić? Ja­kaś część mnie wo­la­łaby, żeby ten po­mysł ni­gdy nie przy­szedł mi do głowy, ale to prze­cież do­bry spo­sób, by po­znać pra­cu­ją­cych tu lu­dzi. Je­śli zo­stanę jedną z nich, to może opo­wie­dzą mi o Ni­nie. Mu­szę coś zro­bić, żeby dała mi spo­kój, bo ina­czej mama i ja nie za­znamy spo­koju.

Jest jesz­cze je­den po­wód, żeby za­cząć tu pra­co­wać. Je­śli zdo­łam za­przy­jaź­nić się z tymi ludźmi, to może do­wiem się też cze­goś o Stigu. Mama miała ra­cję. By­łam na­iwna, po­zwo­liw­szy zbie­gowi, o któ­rym nic nie wiem, zo­stać w domku babci, zwłasz­cza po tym, jak sam się do niego wła­mał. Ale po tym wszyst­kim, co się wy­da­rzyło, nie je­stem już tak ła­two­wierna.

Wra­cam my­ślami do ostat­nich kilku roz­mów, sprzed jego odej­ścia. Je­stem pewna, że coś przede mną ukry­wał. W prze­ciw­nym ra­zie dla­czego miałby mó­wić, że Nina wy­zdro­wiała i nic jej już nie jest, a po­tem na­gle zmie­nił zda­nie? Kiedy o to za­py­ta­łam, na­gle się wy­co­fał i za­cząć mó­wić o czym in­nym. Nie wiem, gdzie on te­raz jest ani dla­czego nie ode­zwał się przez ostat­nie trzy ty­go­dnie – może wcale nie za­mie­rzał wra­cać na wy­spę – ale je­śli coś ukrywa albo kła­mie w kwe­stii tego, co stało się Ni­nie, to wła­śnie do­sta­łam szansę, by się do­wie­dzieć, czemu to robi. Albo jest do­brym czło­wie­kiem, albo nie – a ja za­mie­rzam się tego do­wie­dzieć.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
W książce po­ja­wiają się na­stę­pu­jące mo­tywy: al­ko­hol, dra­styczne sceny, śmierć i prze­moc.
Ty­tuł ory­gi­nału: The Cro­oked Mask
Prze­kład: EWE­LINA ZA­REMB­SKA
Re­dak­tor pro­wa­dząca: AGATA TON­DERA
Ko­rekta: SYL­WIA CHO­JECKA, ALEK­SAN­DRA MAR­CZUK-RA­DO­SZEK
Opra­co­wa­nie okładki i skład: RA­DO­SŁAW KA­MIŃ­SKI
Text co­py­ri­ght © Ra­chel Burge, 2020 Il­lu­stra­tions co­py­ri­ght © Leo Nic­kolls, 2020 Ori­gi­nally pu­bli­shed in the En­glish lan­gu­age as THE CRO­OKED MASK by Hot Key Bo­oks, an im­print of Bon­nier Bo­oks UK Li­mi­ted, Lon­don. The mo­ral ri­ghts of the Au­thor have been as­ser­ted. © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2023 All ri­ghts re­se­rved
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści al­bo­frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-82995-23-7
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51kon­takt@bo­ok­s4ya.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.