Opowieści z zaczarowanego lasu. Pigmeje - Nathaniel Hawthorne - ebook + audiobook

Opowieści z zaczarowanego lasu. Pigmeje audiobook

Nathaniel Hawthorne

0,0

Opis

W co lubili bawić się Pigmeje z olbrzymem Anteuszem? Jakie było największe zmartwienie tych małych ludzików? Kiedy rosła siła Anteusza, a kiedy ją tracił? Dlaczego olbrzym stoczył walkę z Herkulesem i kto został jej zwycięzcą? Posłuchaj opowieści z zaczarowanego lasu, by poznać historię spotkania najpotężniejszego z gigantów z walecznym herosem.

„Znajomość mitologii jest konieczna dla ukształtowania kulturowej i literackiej świadomości młodego pokolenia, a nikt jak Hawthorne nie przybliża motywów mitologicznych dzieciom” / prof. Grzegorz Leszczyński

ilustracje Józef Wilkoń
muzyka: Maciej Rychły, Mateusz Rychły
wiek: 8+

W serii ukazały się:
1. Dziecięcy raj
2. Głowa Meduzy
3. Złotodajna moc
4. Trzy złote jabłka
5. Cudowny dzban
6. Chimera
7. Minotaur
8. Zęby smoka
9. Pałac Kirke
10. Nasiona granatu
11. Pigmeje
12. Złote Runo

 

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 8 min

Lektor: Krzysztof Tyniec

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: „Tanglewood Tales for Boys and Girls” / „The Pygmies”

copyright © by Wydawnictwo BUKA, Warszawa

copyright © for the Polish translation by Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach

wydanie elektroniczne, BUKA 2023

ISBN: 978-83-64690-91-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.

Wydawnictwo BUKA

ul. Niekłańska 38/21

03-924 Warszawa

www.buka.com.pl

email:[email protected]

Instagram: @buka_radosc_sluchania

Facebook: @BUKA.radosc.sluchania

Pigmeje

W zamierzchłych czasach, kiedy świat był pełen przeróżnych dziwów, żył sobie olbrzym imieniem Anteusz, który narodził się z ziemi, a także milion, czy może więcej, dziwnych, również z ziemi zrodzonych ludzików zwanych Pigmejami. Olbrzym i Pigmeje, jako dzieci tej samej matki (to znaczy naszej starej poczciwej prababki Ziemi), byli braćmi i mieszkali sobie wszyscy razem w największej zgodzie i przyjaźni daleko, bardzo daleko, w samym środku gorącej Afryki. Pigmeje byli tak mali, a od reszty ludzkości dzieliło ich tyle piaszczystych pustyń i niebotycznych gór, że nikt nie mógł oglądać ich częściej niż raz na jakieś sto lat. Jeżeli chodzi o olbrzyma, to ponieważ był tak ogromnej postury, dość łatwo było go zobaczyć, ale bezpieczniej było trzymać się poza zasięgiem jego wzroku.

Wśród Pigmejów, jak sądzę, było tak, że jeżeli któryś z nich osiągnął sześć albo osiem cali wzrostu, wszyscy uważali go za niebywale wysokiego człowieka. Bardzo ładny widok musiały przedstawiać ich malutkie miasteczka z ulicami szerokości dwóch lub trzech stóp, brukowanymi najdrobniejszym żwirem, i domami wielkości ptasiej klatki. Pałac królewski osiągał oszałamiającą wielkość domku dla lalek, stał zaś w środku rozległego placu, który ledwo by się zmieścił pod tym naszym dywanem. Ich główna świątynia, czy też katedra, była strzelista jak ta komoda, a uważano ją za wspaniały, majestatyczny i przepiękny budynek.

Żadna z tych budowli nie była z kamienia ani drzewa. Były one zgrabnie zlepione przez pigmejskich majstrów, trochę na podobieństwo gniazd ptasich, z piór, słomy, skorupek i kawałków różnych materiałów, przy pomocy gliny zamiast wapna, a gdy wyschły w upalnym słońcu, były tak wygodne i przytulne, jak Pigmej mógł sobie tego życzyć.

Okoliczne ziemie były dogodnie podzielone na pola, z których największe miało prawie te same rozmiary, co grządka w waszym ogródku. Tu Pigmeje siali pszenicę i inne zboża, które, gdy wzeszły i dojrzały, ocieniały tych malutkich ludzików, podobnie jak sosny, dęby, orzechy i kasztany darzą nas swoim cieniem, gdy przechadzamy się po lasach. W czas żniw musieli brać na pole swoje małe siekierki i ścinać nimi zboże, zupełnie tak samo jak drwal, który wyrąbuje las; a kiedy jakiś kłos, którego wierzchołek był zbyt obciążony, runął przypadkiem na nieszczęsnego Pigmeja, przygoda kończyła się dramatem. Bo jeżeli nie roztrzaskał go na kawałki, to jestem pewien, że w  najlepszym razie przyprawił go o porządny ból głowy. Ach, posłuchajcie tylko! Skoro ojcowie i matki byli tacy mali, to jakie musiały być dzieci i niemowlęta? Cała rodzina mogła ułożyć się do snu w jednym trzewiku albo wśliznąć się do starej rękawiczki i zabawiać w chowanego w jej palcach. Roczne dziecko można było ukryć pod naparstkiem.

Jak już mówiłem, bratem i sąsiadem tych przezabawnych Pigmejów był olbrzym, który, jeśli to możliwe, był jeszcze większy niż oni byli malutcy. Był tak strasznie wysoki, że używał sosny, której pień miał osiem stóp w obwodzie, jako laski. Trzeba było bardzo dalekowzrocznego Pigmeja, zapewniam was, żeby dojrzał jego głowę bez pomocy teleskopu; a często, kiedy była mgła, nie widzieli w ogóle jego górnej połowy ciała, lecz tylko długie nogi, które zdawały się kroczyć zupełnie same. Ale w południe, w przejrzystym powietrzu i w promieniach słońca, olbrzym Anteusz przedstawiał sobą naprawdę wspaniały widok. Stał sobie w słońcu, po prostu góra, nie człowiek, ogromna twarz uśmiechała się w dół do jego maleńkich braci, a jedyne, olbrzymie oko (które było wielkości koła u wozu i mieściło się w samym środku czoła) mrugało przyjaźnie do całego narodu jednocześnie.

Pigmeje