Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasem wystarczy jedno „cześć”, żeby odmienić wszystko!
Karol właśnie się przeprowadził. Nowe miasto, nowa szkoła, nowi ludzie… A on czuje się bardzo, bardzo samotny. Do czasu. Pewnego dnia spotyka kota o niezwykle inteligentnym spojrzeniu i jego właścicielkę – pannę Zuzannę, zgryźliwą staruszkę, którą dzieci z osiedla nazywają „wiedźmą”. Właśnie to dziwne spotkanie staje się początkiem wielkiej zmiany – nie tylko w życiu Karola, ale też całej okolicy!
„Odnaleziony uśmiech” to pełna ciepła i humoru opowieść o sile przyjaźni, magii codziennych chwil i o tym, że czasem zgubić można coś bardzo ważnego… a potem – niespodziewanie – znów to odnaleźć.
Dla młodych osób, które mierzą się z nowym początkiem. I dla dorosłych, którzy chcą im w tym towarzyszyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 100
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anna Chrzanowska
Odnaleziony uśmiech
Dziś jesteś już całkiem dorosłym Panem Karolem, choć w naszych rodzicielskich sercach zawsze będziesz po części „naszym małym Karolkiem”. Pielęgnuj w sobie tego wrażliwego, ciekawego świata i otwartego chłopca, fajnego kumpla, przyjaciela zwierząt i wielkiego fana sportu.
To wyjątkowa historia – o Tobie i Ambrze – i właśnie Wam chcę tę opowieść zadedykować.
Mama Ania
Karol szedł między wieżowcami. Słoneczne, sierpniowe popołudnie aż krzyczało: „Łap ostatnie chwile wakacji! Zaraz zaczniesz szkolne, nudne życie…” – a przecież od września czekała go czwarta klasa, niby nic wielkiego, ale każdy mówił, że to już „poważna szkoła”, więcej nauki, mniej zabawy.
Na ulicach wielkiego osiedla ruch był mały. Starsi mieszkańcy unikali słońca, młodsi pracowali w biurowcach – z domów wychodzili wcześnie, łapali kawę w pobliskim Starbucksie i pędzili do biurek, wracali późno, wpadali do La piano, by „w prawdziwym włoskim klimacie” delektować się ravioli con salsa di quattro formaggi i popijać Orvieto Classico lub chianti… Dzieciaki pewnie siedziały „w internetach”, na Facebooku, Tik-Toku, „snapie” czy „insta”, a najmłodsi, pod czujnym okiem opiekunek, już od pierwszych dni życia kształtowali swoją przyszłość na różnych kreatywno-sensoryczno-artystyczno-lingwistycznych zajęciach…
Chłopiec rozejrzał się niepewnie, ale poza grupką młodzieży wokół nikogo nie było. Młodzież – sztuk cztery – trochę za głośno się śmiała, w przykrótkich spodenkach siedząc na ławce pod drzewem. Dla ochłody popijała coca-colę, którą zapewne kupiła w pobliskim centrum handlowym, gdyż na tym nowoczesnym osiedlu nie było zwykłych spożywczaków. Były za to kliniki piękności, kluby fitness, studia paznokci, fryzur, sylwetki, wspomniana włoska knajpa La piano, Starbucks i Kreatoria wege styl – ze świeżo wyciskanymi sokami i modnym, wegańskim jedzeniem.
Karol poprawił szelki w plecaku i dziarsko pomaszerował dalej. Szedł na osiedlowy orlik. Nie był to taki zwykły obiekt sportowy, jakie zazwyczaj pojawiały się na osiedlach lub przy szkołach. Tu – obok boiska do piłki nożnej i kosza – był też kort tenisowy i bieżnia. Postawiono również budynek, w którym mieściła się wypożyczalnia sprzętu sportowego, głównie piłek i rakiet do tenisa. Ponoć w planach, i to bardzo bliskich, administracja tego wspaniałego, nowoczesnego osiedla miała także budowę basenu oraz hali sportowej. Cały obiekt prezentował się naprawdę okazale i wyjątkowo. Aż dziwne, że poza ochroniarzem nie było tu nikogo. Karol zerknął na zegarek w telefonie, była 15.30. Może jeszcze za wcześnie…? Chłopiec postanowił, że pogra trochę sam – wyjął piłkę z plecaka, włożył swoje korki, poprawił koszulkę z napisem „Messi” i pobiegł na murawę. Początkowo rozgrzewał się, zrobił kilka kółek wokół boiska, wymachiwał rękoma, zaczął podbijać piłkę raz jedną, raz drugą nogą. Kiedy poczuł, że tętno wzrosło, mięśnie się rozgrzały, zaczął oddawać strzały na bramkę. Tak trenował ponad godzinę. Niestety… nawet potem na boisko nikt nie przyszedł. Karol nie mógł tego zrozumieć.
„Tam, gdzie jeszcze niedawno mieszkałem, taka sytuacja nigdy się nie zdarzała…”, pomyślał. Na ich orliku, nie tak wypasionym jak ten, cały czas ktoś był. Przychodzili rodzice i dziadkowie ze swoimi maluchami, przedszkolaki, uczniowie pobliskich szkół, dorośli. Trzeba było czasem czekać, żeby trochę pokopać piłkę.
Nagle pod siatką pojawiło się dwóch chłopców. Zerkali na Karola ciekawie. Nie mieli na sobie sportowych strojów, ale widać było, że mieliby ochotę trochę pograć. Karol uśmiechnął się i pomachał im.
W tym samym momencie podjechał samochód –toyota yaris. Była to najnowsza, hybrydowa wersja tego modelu. Z uchylonej szyby samochodu słychać było męski głos:
– Chłopaki, wsiadać, bo za dwadzieścia minut macie portugalski! Zaraz zaczną się korki, a mamy pół miasta do przejechania!
„To pewnie ich ojciec”, pomyślał Karol. „Kurczę, jeszcze wakacje, a oni się już uczą… No, angielski, hiszpański to bym zrozumiał, ale portugalski…”.
Nagle padły słowa:
– I to jeszcze w wakacje, ech, bezmyślni dorośli… i oni myślą, że są rodzicami!
Tego Karol już nie powiedział, nawet nie zdążył pomyśleć, choć w pełni się z tym zgadzał. Wtedy zauważył, że z drugiej strony szła starsza pani. To ona głośno wyraziła opinię o bezmyślnych dorosłych.
Kiedy tylko chłopcy zauważyli staruszkę, wystraszyli się i szybko wsiedli do auta. Zamknęli drzwi i samochód ruszył z piskiem opon. Pewnie ich tata usłyszał te słowa, dlatego tak nerwowo ruszył. Starsza pani jeszcze chwilę stała i kręciła z litością głową. Nagle odwróciła się w stronę Karola. Chłopiec też trochę się jej wystraszył – wyglądała dość surowo – była niewysoka, miała małe, świdrujące oczy, długi, lekko haczykowaty nos i wąskie, zaciśnięte usta. Siwe włosy ułożone były staromodnie. „Jak w tych filmach, które lubi oglądać mama”, pomyślał Karol. Skromna, brunatna sukienka, związana w pasie skórzanym paskiem, podkreślała bardzo wąską talię. W ręku starsza dama trzymała też staromodną, gobelinową torebkę z zapięciem portmonetki. Staruszka miała też na sobie granatowy sweter, rajstopy i półbuty.
„Jak jej nie gorąco w takim stroju?”, pomyślał Karol.
– Czy to grzecznie tak gapić się na nieznajomych?! I to w dodatku starszych! Cóż za impertynencja! Trochę kultury, młody człowieku! – złajała nagle Karola starsza pani. Uniosła wysoko głowę i poszła dalej z niezadowoloną miną.
Chłopak nie mógł po tej uwadze skupić się na grze w piłkę. Przecież nic złego nie zrobił… Pomachał do tych chłopców, chciał z nimi pograć, wydawało się, że starsza pani go rozumie, a tu jeszcze oberwało mu się, że „gapił” się na nią…
„Wstrętna wiedźma”, pomyślał w złości. „Mogłem jej pokazać język”, oburzał się.
Karol był wrażliwym chłopcem. Bardzo przeżywał uwagę starszej pani. Jednak już po chwili pożałował też tego, że pomyślał o niej, że jest wiedźmą. Rodzice uczyli go przecież, że starszym należy okazywać szacunek i zrozumienie. Sam miał dwie babcie, które bardzo kochał, i nie chciał, żeby ktoś tym dwóm starszym paniom miał pokazywać język, a tym bardziej nazywał je „wiedźmami”. Już niedługo Karol miał się przekonać, że nieznajoma z wiedźmą miała jednak wiele wspólnego…
Była prawie siedemnasta, gdy chłopiec postanowił ruszyć do domu. Może tata wrócił z pracy, to namówi go jeszcze, żeby przyszli na chwilę zagrać w piłkę na tym boisku… Niedawno zaczął pracę w nowym mieście i całą rodziną się przeprowadzili. Początki bywają trudne, dlatego tata wrócił do domu zmęczony i nie bardzo miał ochotę na dodatkowy wysiłek, ale czego nie robi się dla ukochanego jedynaka. Wieczorem całą rodziną wybrali się na spacer na boisko – towarzyszył im ich pies Ambra, biszkoptowy labrador o bursztynowych rzęsach, którymi wszyscy się zachwycali.
Przyjechali tu dopiero tydzień temu, więc nie mieli jeszcze okazji spokojnie pospacerować po osiedlu. Propozycja Karola była do tego doskonałą okazją. Byli pod wrażeniem nowych bloków, na których szczycie rosły miejskie ogrody. Mimo nowoczesnego wyglądu okolica była jednak dość przytulna. Widać, że administracja zadbała o każdy szczegół. Wokół bloków i wzdłuż ulic posadzono mnóstwo kwiatów i drzew, postawiono sporo ławek dla mieszkańców. Wokół pergoli pięły się bluszcze i hortensje. Wśród świerków i tuj zagospodarowano ogromny plac zabaw dla dzieci z wielką piaskownicą, trzema zjeżdżalniami wbudowanymi w przestrzenny statek piracki, małą ścianką wspinaczkową, huśtawkami i gumowymi pagórkami, po których dzieci mogły skakać. Po drodze na boisko minęli też mnóstwo osób, które wysiadły z pobliskiego metra i z laptopami pod pachą biegli na ravioli do La piano. Po przeciwnej stronie ulicy szedł dość korpulentny jegomość w dresie, z telefonem przy uchu. W drugiej ręce trzymał smycz, która wyrywała mu się na wszystkie strony. Do jej końca uczepiony był mocno umięśniony, brązowy amstaff. Pies wyraźnie coś zauważył przy pobliskim drzewie i z całej siły ciągnął swojego pana w tamtą stronę. A pan zbyt zajęty był rozmową i nie za bardzo miał ochotę na spełnienie zachcianki psa.
– Demon, do diaska, co ty tak ciągniesz! – krzyknął w końcu zniecierpliwiony jegomość.
Przy drzewie, którym Demon tak bardzo był zainteresowany, siedział szary kot. „Siedział” to nawet źle powiedziane. Choć widać było, że nie jest już pierwszej młodości, to jego postawa prezentowała pełnię wdzięku. Wydawać by się mogło, że wręcz zasiadał na zielonej trawie pod baldachimem lipowych liści. I zupełnie nie bał się wielkiego psa. Wyprostował się i dumnie uniósł głowę. Czekał jak jakiś król – z elegancją i dumą.
– A, to znowu wyliniały kocur tej wiedźmy! – Mężczyzna w dresie najwyraźniej rozpoznał winowajcę całego zdarzenia.
W tym momencie pies poczuł trochę luzu i z całej siły pociągnął swojego pana tak mocno, że ten zachwiał się i telefon wyleciał mu z ręki. Nie wiadomo, co stałoby się z „kocurem starej wiedźmy”, gdyby nie refleks właściciela amstaffa, który równie szybko i mocno zdołał utrzymać smycz z Demonem. Czerwony na twarzy z wysiłku, i zapewne z nerwów, pan kopnął biednego psa. Kot skorzystał z chwili i uciekł gdzieś między budynkami. Widać znał tu każdy kąt, jak przystało na kota wiedźmy. Wielki i silny przed chwilą Demon pod wpływem kopnięcia zmienił się w małego wystraszonego psiaka, który z potwornym lękiem boi się spojrzeć na swojego pana.
Dopiero szczeknięcie Ambry – a jak wiadomo, labradory naprawdę bardzo rzadko szczekają, więc pies musiał chyba poważnie się zdenerwować – ocknęło rodziców Karola, jego samego i właściciela Demona.
– Jak pan może! Przecież on nic nie zrobił! – krzyknął ze łzami w oczach Karol. Jego tata przeszedł na drugą stronę ulicy.
– Proszę, pański telefon. – Podał mężczyźnie komórkę. – Jeśli się pan nie uspokoi i jeszcze raz zobaczę, że kopie pan psa, to dzwonię na policję – powiedział stanowczym tonem.
Zrobiło to wrażenie na właścicielu amstaffa, bo potulnie podziękował za telefon, grzecznie przeprosił i szybko zniknął w najbliższej uliczce. Na odchodnym rzucił, żeby uważać na tego kocura…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Odnaleziony uśmiech
ISBN: 978-83-8423-069-5
© Anna Chrzanowska i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Dagmara Ślęk-Paw
KOREKTA: Anna Miotke
OKŁADKA: Anna Piwnicka
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
