Nowa miłość - Carol Marinelli - ebook

Nowa miłość ebook

Carol Marinelli

3,9

Opis

Jasmine postanawia udowodnić sobie i rodzinie, że rozwód to nie koniec świata. Znajduje pracę w innym szpitalu, organizuje opiekę nad dzieckiem, stara się nawet prowadzić życie towarzyskie. Jej spokój burzy zauroczenie doktorem Devlinem. Oboje są przeciwnikami bliższych relacji w miejscu pracy, jednak pożądanie jest silniejsze...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 160

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (35 ocen)
12
10
10
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Carol Marinelli

Nowa miłość

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Skoncentruj się na pracy! – powtarzał, biegnąc po mokrym piasku.

Biegał codziennie, a przynajmniej się starał, tyle na ile pozwalały mu obowiązki zawodowe. Jogging pomagał mu zarówno utrzymać kondycję, jak i się zrelaksować.

„Skoncentruj się na pracy”. Była to jego mantra, bo po ostatnich dwóch koszmarnych latach czuł, że właśnie to musi robić. Powiódł wzrokiem po zatoce przykrytej tak gęstą mgłą, że nie było widać linii wieżowców Melbourne na horyzoncie. Nie po raz pierwszy zadawał sobie pytanie, czy słusznie przyjął stanowisko zaproponowane mu w Peninsula Hospital, czy może jednak powinien był poszukać pracy w bardziej prestiżowej placówce.

Praca w dużych szpitalach miejskich odpowiadała mu najbardziej: wcześniej pracował i odbył staż w szpitalu akademickim w Sydney. Składając oferty pracy w Melbourne, wyszedł z założenia, że zostanie w wielkim mieście, ale rozmowa o pracę w Peninsula Hospital, o której myślał, że będzie czczą formalnością, wyprowadziła go z błędu.

Nie był to wprawdzie szpital kliniczny, ale na pewno tętnił życiem. Pełnił funkcję centrum traumatologicznego, dysponował też oiomem oraz oddziałem intensywnej opieki noworodków. Spodobała mu się panująca tam atmosfera, nie wspominając o bliskości plaży.

Być może był to czynnik decydujący, aczkolwiek pocztą pantoflową dotarła do niego informacja, że jeden z konsultantów wybiera się na emeryturę, a co za tym idzie, otwiera się przed nim perspektywa awansu.

Gdy pół roku wcześniej składał wymówienie, już wiedział, dokąd zmierza. Poproszono go wówczas, by jeszcze raz przemyślał swą decyzję, ale czuł, że musi wyjechać, musi zacząć wszystko od początku.

Tym razem według nowych zasad.

Brakowało mu nie tylko Sydney i szpitala, gdzie się szkolił i pracował, ale też rodziny oraz przyjaciół. Dzień wcześniej wypadały pierwsze urodziny Luke’a, jego kolejnego siostrzeńca. Żałował, że kolejny raz nie udało mu się wziąć udziału w tak ważnym rodzinnym spotkaniu.

Życzenia złożone jednolatkowi przez telefon to nie to samo co wizyta.

Ale decyzja o wyjeździe okazała się słuszna. W dalszym ciągu się zastanawiał, że może się z nią pospieszył, że może powinien był zostać w Sydney z nadzieją, że wszystko się jakoś ułoży. Katastrofa.

Nieustannie roztrząsał, czy mógł postąpić inaczej, powiedzieć coś, co zmieniłoby bieg wydarzeń, bo może jego słowa zostały źle zrozumiane. Do tej pory nie znalazł odpowiedzi.

Mimo że dochodziła szósta po południu, panowała duchota jak przed burzą, a według prognoz ochłodzić się miało dopiero w nocy.

– Dzień dobry – pozdrowił starszego mężczyznę z psem. Chwilę ponarzekali na pogodę, po czym napił się wody i zawrócił do domu, by przygotować się do pracy.

Przede wszystkim nie powinien był się wiązać z Samanthą. Ale nie można przewidzieć katastrofy, która dopiero ma się wydarzyć. Nie, nie, to nie to. Nie należy wchodzić w zażyłość z nikim z pracy.

Gdy nieco mu się rozjaśniło w głowie, przyspieszył. Wiadomo, na czym ma się skoncentrować.

Na pracy.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Jasmine? – Wcale nie zabrzmiało to jak przyjacielskie powitanie. Aż drgnęła, słysząc głos Penny. – Co ty tu robisz? – zapytała jej siostra.

– Idę na rozmowę o pracę – odparła Jasmine, jakby to było oczywiste. – Właśnie przeszłam kontrolę bezpieczeństwa.

Stały na korytarzu dyrekcji szpitala. Jasmine trzymała plik dokumentów. Starała się wyglądać na pewną siebie i zasadniczą, ale mimo to czuła się speszona. Tym bardziej że natknęła się na Penny.

Był to ostatni parny dzień lata w Melbourne, więc mimo lakieru na głowie miała szopę. Wystarczyło, że przeszła z parkingu na oddział ratunkowy. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej z Lisą, szefową pielęgniarek, czuła, jak włosy skręcają się jej w sprężynki.

Penny omiotła ją tak krytycznym wzrokiem, że poczuła, że mimo ćwiczeń na siłowni szara garsonka zarezerwowana na okoliczność rozmów o pracę jest ciut za obcisła.

Penny, oczywiście, prezentowała się nieskazitelnie.

Proste jasne włosy ściągnięte w koczek, eleganckie ciemne spodnie i wysokie obcasy podkreślały jej szczupłą sylwetkę, biała bluza zachowała świeżość, mimo że była to druga połowa dnia, a Penny pracowała jako lekarz.

Nikt by się nie zorientował, że są siostrami.

– O jaką pracę? – Penny zmrużyła oczy.

– Jako pielęgniarka – odrzekła Jasmine. – Specjalistyczna. Przed chwilą wypełniłam kwestionariusze związane z bezpieczeństwem.

– Gdzie? – zapytała Penny.

– Na ratunkowym. Bo to moja specjalizacja.

– O nie. – Penny pokręciła głową. – Nie ma mowy. Wykluczone. Jasmine, ani przez chwilę nie będziesz pracowała na moim oddziale.

– A gdzie chciałabyś, żebym pracowała? – Od samego początku wiedziała, jaka będzie reakcja Penny. Właśnie z tego powodu zwlekała z poinformowaniem siostry o swoim zamiarze, nie wspomniała o rozmowie o pracę, kiedy w niedzielę spotkały się u mamy na uroczystej kolacji z okazji kolejnego sukcesu Penny. – Nic na to nie poradzę, jestem pielęgniarką.

– To bądź nią gdzie indziej. Znajdź pracę w szpitalu, w którym się szkoliłaś, bo za nic w świecie nie będę pracować z siostrą.

– Nie mogę dojeżdżać do centrum – odparła Jasmine. – Naprawdę wyobrażasz sobie, że będę codziennie ciągała Simona kolejką tylko dlatego, żeby nie kompromitować starszej siostry? – Idiotyczny pomysł. Równie idiotyczne było to, że na sekundę dopuściła do siebie taką myśl, wiedząc, jaka Penny potrafi być nieprzyjemna.

W takim układzie byłaby zmuszona przeprowadzić się z rocznym dzieckiem bliżej centrum, zaś to nie wchodziło w grę. Co więcej, wstydziłaby się wrócić do dawnego miejsca pracy.

– Znasz tych ludzi – upierała się Penny.

– No właśnie.

– Jasmine, jeżeli nie chcesz tam wracać z powodu Lloyda…

– Penny, daj spokój. – Jasmine na moment opuściła powieki. Nie chciała wracać tam, gdzie wszyscy ją znali, gdzie zbyt długo pozostawała w centrum zainteresowania. – To nie ma związku z Lloydem. Po prostu chcę być bliżej rodziny.

Po tym, jak rozpadło się jej małżeństwo i w sytuacji, gdy jej były małżonek nie chciał znać jej ani ich synka, pod koniec urlopu macierzyńskiego podjęła decyzję powrotu do podmiejskiej miejscowości nad oceanem, gdzie znajdował się ich dom rodzinny oraz elegancka kamienica, w której mieszkała siostra. I zacząć od nowa.

Chciała być bliżej matki i siostry. Tak, miała nadzieję na otrzymanie pomocy, ale na pewno nie od Penny.

Dla niej liczyła się wyłącznie praca. Podobnie zresztą jak dla matki. Louise Masters, pośredniczka w handlu nieruchomościami, częściowo już na emeryturze, dała się poznać jako agent twardy i rzeczowy. Tylko naiwna marzycielka Jasmine kierowała się sercem, a w dni wolne od pracy od razu o niej zapominała. To nie znaczy, że jej nie lubiła, jednak praca nie była dla niej wszystkim.

– Później o tym porozmawiamy – rzekła zirytowanym tonem Penny. – I nie waż się na mnie powoływać.

– Nie bój się. Nawet nie nosimy takiego samego nazwiska, doktor Masters.

– Ja nie żartuję – warknęła Penny. – Nie wolno ci nikomu pisnąć, że mnie znasz. Jasmine, bardzo mi się to nie podoba.

– Cześć, Penny.

Ciepły męski głos sprawił, że odwróciły się w tej samej chwili. Gdyby nie to, że obecnie Jasmine była odporna na wszystko, co kojarzy się z facetami, mogłaby zauważyć, z jak przystojnym mężczyzną mają do czynienia. Był bardzo wysoki, miał krótko ostrzyżone ciemne włosy i lekko pomięty garnitur.

Tak, jeszcze dwa lata temu zwróciłaby na niego uwagę, ale nie teraz. Chciała, by sobie poszedł, pozwalając jej dokończyć rozmowę z siostrą.

– Chyba coś się dzieje – zwrócił się do Penny. – Nie dali mi dokończyć lunchu.

– Chyba tak – odparła – bo mnie wezwali do prawnika.

Mężczyzna chyba wyczuł napięcie między nimi, gdyż powiódł po nich wzrokiem. I wtedy zauważyła jego piwne oczy i cień zarostu na policzkach. Mimo że była na sto procent niezainteresowana, jakiś wewnętrzny podszept nakazywał jej choćby tylko przyznać, że nieznajomy jest atrakcyjny. Zwłaszcza jego aksamitny głos.

– Przepraszam, chyba wam przeszkodziłem.

– Skądże znowu – zaćwierkała Penny. – Ta pani mnie zapytała, którędy na oddział ratunkowy. Idzie tam na rozmowę o pracę.

– Trudno tam nie trafić. – Z uśmiechem wskazał dużą czerwoną strzałkę nad ich głowami. – Proszę za mną.

– Pani Phillips… – Odwróciwszy się, Jasmine ujrzała recepcjonistkę. – Zostawiła pani u nas prawo jazdy.

Za kilka tygodni przestanie być żoną pana Phillipsa, ale nazwisko zachowa. Nie mogła się doczekać tego pięknego dnia. Na razie podążała za Penny i jej kolegą w kierunku ratunkowego. Lekarz odczekał kilka sekund, aż się z nimi zrównała.

– Proszę nie brać tego dosłownie. – Nazywam się Jed Devlin. Jestem lekarzem w tym domu wariatów, tak jak Penny.

– Jasmine Phillips.

Zerknął na maszerującą sztywnym krokiem Penny. W stukocie jej obcasów Jasmine wyczuwała złość i dobrze znane napięcie towarzyszące im przy każdym spotkaniu.

– Kiedy zaczynasz? – zapytał Jed.

– Jeszcze nie dostałam tej pracy.

– Skoro przeszłaś przez ochronę, masz dużą szansę.

– Każdego sprawdzają – zauważyła kwaśno Penny.

Przez chwilę szli w milczeniu.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił Jed.

– Dzięki. – Jasmine lekko się uśmiechnęła.

– Nie ma sprawy. Powodzenia.

Penny, rzecz jasna, tego jej nie życzyła. Po prostu oddaliła się, głośno stukając obcasami. Jasmine odetchnęła głęboko. To się nie uda, pomyślała. Dopiero wtedy się zorientowała, że Jed jeszcze stoi przed nią.

– Ja cię skądś znam – powiedział, marszcząc brwi.

– Wątpię. – W duchu żałowała, że tak nie było, bo takiej twarzy się nie zapomina.

– Pracowałaś w Sydney?

Pokręciła głową.

– A gdzie?

Poczuła, że się czerwieni. Nie chciała o tym mówić. Na początku było pięknie, ale potem… koszmar.

– W Melbourne Central. Tam byłam na praktyce, a potem pracowałam na ratunkowym. Do narodzin syna.

– Fajny szpital. Starałem się tam zaczepić, ale nie, to nie tam. Tylko gdzie ja cię widziałem?

Na pewno się nie domyśla, że ona i Penny są rodzeństwem. Nikt nigdy się tego nie domyślił. Różnił je nie tylko wygląd, ale też osobowości. Penny jest skoncentrowana i uparta, ona bardziej impulsywna. Ilekroć w dzieciństwie się rozpłakała, matka jej wmawiała, że jest przewrażliwiona.

– Nareszcie tu dotarłaś! – Tymi słowy powitała ją Lisa. Jed dyskretnie się ulotnił.

– Przepraszam. Zbieranie dokumentów trwa.

– Taka jest ta nasza biurokracja – westchnęła Lisa. – Oprowadzę cię po oddziale, żebyś się zorientowała, jak pracujemy. Właśnie zaczęło się urwanie głowy.

Faktycznie.

Gdy wcześniej zaszła do pokoju Lisy, oddział wydał się jej wręcz senny w porównaniu z kipiącym życiem ratunkowym w Melbourne Central. Teraz jednak wszystkie kabiny były zajęte, a personel uwijał się jak w ukropie. Akurat rozległ się sygnał z sali reanimacyjnej. Nie po raz pierwszy naszły ją wątpliwości, czy podoła pracy na tak ruchliwym oddziale.

Przeżycia minionych dwóch lat sprawiły, że przede wszystkim miała ochotę na to, by zwinąć się w kłębek i spać, aż nabierze sił, żeby się pozbierać. Jej były mąż nie chciał oglądać dziecka ani płacić alimentów. Droga sądowa nie wchodziła w rachubę, bo trwałoby to latami. Ale przede wszystkim musiała wychować synka, zaś to wiązało się z koniecznością powrotu do pracy.

– Pracujemy w systemie zmianowym. Staram się uwzględniać potrzeby koleżanek, ale nie mogę nikogo faworyzować – wyjaśniła Lisa. Wiedziała już o Simonie. Wyraziła też przekonanie, że dwie inne samotne mamy na pewno jej pomogą. – Dzwoniłam do żłobka i powiedziałam, że przyjdziesz się rozejrzeć. Ale musisz zdawać sobie sprawę, że żłobki kończą pracę o szóstej, tymczasem z popołudniowych dyżurów często się wychodzi po dziewiątej.

Jasmine przytaknęła.

– Mama trochę mi pomoże. Dopóki nie znajdę jakiejś opiekunki do dziecka.

– A nocne dyżury? – sondowała Lisa. – Każdy musi je brać. Bo tak jest sprawiedliwie.

– Oczywiście.

– Wypadają raz na trzy miesiące.

– To mi odpowiada – odparła Jasmine, bojąc się reakcji matki.

Wychodziła od Lisy z przekonaniem, że wypadła dobrze i że dostanie tę pracę. Lisa zasadniczo to potwierdziła.

– Niedługo się do ciebie odezwę – powiedziała, podając jej dłoń.

Wędrując do wyjścia, Jasmine miała okazję obserwować panującą w szpitalu krzątaninę, ale chociaż z przekonaniem zapewniała Lisę o swoich kwalifikacjach, w środku kurczyła się ze strachu. Mimo że pracowała do samego rozwiązania, miała roczną przerwę. Po raz kolejny rozważała możliwość powrotu do Melbourne Central. Tam przynajmniej znała kilka osób. Ale znowu narazi się na wymowne spojrzenia i szepty za plecami, od których przecież uciekła. Tak, powinna tam wkroczyć z wysoko uniesioną głową, stawić czoło ohydnym plotkom. Ale niestety, po tym, co przeszła, już sam powrót do pracy będzie wystarczająco trudny.

– Jasmine…

Jed oglądał zdjęcia rentgenowskie.

– Jak ci poszło?

– Dobrze. Przynajmniej ja tak uważam.

– Gratuluję.

– Teraz idę obejrzeć żłobek.

– Powodzenia, bo o ile wiem, musisz zarezerwować tam miejsce. – Zawahał się. – Jasmine! Ja cię znam.

– Na pewno nie – odparła ze śmiechem.

– Jestem tego absolutnie pewien. Mam doskonałą pamięć do twarzy. Dojdę do tego.

Szczerze by wolała, żeby mu się nie udało.

Tytuł oryginału: Dr Dark and Far-Too Delicious

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2013

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Mira Weber

© 2013 by Carol Marinelli

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2015

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Medical są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce: Photogenica. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-1587-9

MEDICAL – 590

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o. | www.legimi.com