Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Józef Rotblat ma 36 lat, gdy w tajnym projekcie Manhattan pracuje nad bombą atomową. Jest Polakiem i odmawia przyjęcia brytyjskiego obywatelstwa – będzie przez to podejrzany o szpiegostwo na rzecz Związku Radzieckiego. Gdy buduje najstraszliwszą broń masowej zagłady, jego najbliżsi w okupowanej Polsce dzień i noc walczą o przetrwanie. Pół wieku później otrzyma Pokojową Nagrodę Nobla. Trudno uwierzyć, że ta historia wydarzyła się naprawdę.
"Noblista z Nowolipek" to nie tylko inspirująca opowieść o człowieku, który miał odwagę sprzeciwić się światowym mocarstwom. To wciągająca, znakomicie opowiedziana historia początków fizyki jądrowej, budowy bomby atomowej i rozkręcającego się wyścigu zbrojeń.
Marek Górlikowski dociera do dokumentów FBI, polskiej bezpieki oraz archiwów noblisty w Londynie i Cambridge. Opisuje dramatyczne wojenne losy rodziny Rotblatów, ale też odsłania kulisy działania jednej z najbardziej kontrowersyjnych organizacji pokojowych świata. Reporter nie krzepi serc. Pyta o cenę światowego pokoju, odpowiedzialność naukowców za wyniki ich badań i w końcu: o polską pamięć o żydowskich sąsiadach i żydowską – o polskich. Jako pierwszy wyjaśnia, co sprawiło, że Rotblat niestrudzenie powtarzał: „Pamiętaj o swoim człowieczeństwie, reszta jest nieważna”.
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Mojej żonie Monice – za wszystko
Powojenna fotografia rodziny Rotblatów i Pokornych. Od lewej stoją: Michał Rotblat, Mieczysław Pokorny, Ewa Pokorna, Józef Rotblat; siedzą: Mania Rotblat z małą Frances, Szajndla Rotblat, Halina Pokorna oraz Mirka Piżyc
Z dziewięciu osób na zdjęciu siedem próbowano zamordować. Jedynie niemowlę i najwyższy uśmiechnięty mężczyzna byli bezpieczni. Niemowlę, bo urodziło się po wszystkim. Mężczyzna, bo wyjechał budować bombę atomową.
Katherine Sand:
– Najwyższy, uśmiechnięty to Józef Rotblat, dla mnie wujek Josh, zawsze był czarujący. Obok stoi jego siostra Ewa z mężem Mieczysławem Pokornym, tym w okularach. Zmienią potem nazwisko na Parker. To moi dziadkowie. Ostatni z lewej to brat Ewy i Józefa, Michał Rotblat zwany Motkiem. Siedzi przed nim jego żona Mania z córeczką Frances na kolanach. Starsza pani obok Mani to prababcia Szajndla Rotblat, matka Ewy, Józefa i Michała. Nastolatka z warkoczykami to moja mama Halina. Nie wiem tylko, kim jest kobieta obok mamy, ale wiem, że wszyscy oni byli warszawiakami, w domu mówili do siebie po polsku.
Długo będę szukał tajemniczej kobiety, rozpozna ją dopiero jej siostra Rutka w Tel Awiwie. To Mirka Piżyc.
W listopadzie 1945 roku pisze do Józefa Rotblata:
Tam właśnie na ul. Nowolipki, zamkniętej murami u wylotów (przy Smoczej i Wolności), poznałam Pana rodzinę. Przez szereg miesięcy mieliśmy śmierć przed oczami, razem klęczeliśmy na jezdni, podlegając selekcji Gestapo, razem ukrywaliśmy się we wspólnie wybudowanym schronie (…). Trudno jest mi tu Panu opisać koszmar tych dni. Musiałabym pisać bez końca, a powiem Panu prawdę – nie chcę nawet wracać myślą do tych strasznych chwil i nie chcę ich nawet Panu uzmysławiać, bo rozumiem, że to boli (…). Dostajemy tu listy z zapytaniami od znajomych, którzy zostawili w Polsce ogromne rodziny, a nie mają już absolutnie nikogo, żon, dzieci, rodzeństwa, rodziców, są zupełnie, zupełnie sami.
Bomba, którą w czasie istnienia getta w Warszawie buduje Józef Rotblat, zabija w Hiroszimie i Nagasaki blisko dwieście tysięcy ludzi. Pół wieku później Rotblat dostanie Pokojową Nagrodę Nobla.
Stwierdzi:
– Wojna zmienia ludzi w bezmyślne bestie… Ludzie, którzy nienawidzą barbarzyństwa, zaczynają się zachowywać jak barbarzyńcy. Na tym polega szaleństwo wojny.
W 1996 roku w wykładzie dla Polskiej Akademii Nauk wyzna:
– Chociaż przyznaję, że zrobiłem błąd, pracując początkowo nad konstrukcją bomby atomowej, jednak nie mogę dać gwarancji, że nie popełniłbym znów tego samego błędu w przyszłości. George Santayana powiedział: ci, którzy nie pamiętają przeszłości, są skazani na jej powtórzenie. Ale ja mówię, że jeśli nawet pamiętamy przeszłość, możemy wciąż być skazani na jej powtórzenie.
Część I
Rozdział 1
Wypadki, jakie nastąpiły później, wskazują, że musiał to być jeden z październikowych dni 1943 roku. Do drzwi georgiańskiego domu przy 128 Bedford Street w Liverpoolu puka policjant.
Może otwiera mu właściciel domu, a może jego lokator z sutereny, Rotblat. Fizyk z Polski. To jego szuka funkcjonariusz. Jeśli wita go Polak, to policjant widzi bardzo chudego blondyna z odstającymi uszami, z grzywką przylizaną na prawo.
Chudzielec na widok munduru ma prawo czuć się nieswojo.
Od czterech lat Józef Rotblat, dla kolegów Joe, jest wykładowcą fizyki na uniwersytecie, a w piwnicach uniwersytetu buduje tajną broń. Chociaż teoretycznie jest friendly alien – „przyjaznym obcym”, bo pochodzi z przyjaznej Anglii Polski, to obowiązują go te same restrykcje co ludzi o wojennym statusie enemy alien – „wrogi cudzoziemiec”. Zupełnie jak angielskich Niemców i Austriaków.
Obowiązywał go zakaz jazdy rowerem, zakaz posiadania mapy, zakaz wyjazdu poza Liverpool bez zgody komendanta policji i zakaz opuszczania mieszkania po zachodzie słońca. Wyjątek: warta ogniowa na wieży strażackiej podczas bombardowań miasta przez Niemców. Od stycznia 1942 roku jest ich mniej. Ludzie żartują, że to przez bombę, która zniszczyła dom mieszkającego w Liverpoolu przyrodniego brata Hitlera, Aloisa.
Anglicy znieśli niedawno uciążliwy status Rotblatowi i kilku emigrantom z tajnego programu w piwnicy uczelni, ale może szukają go przez to stare zdjęcie, zrobione dla zgrywy: Joe siedzi z mapą na rowerze po zachodzie słońca, daleko od Liverpoolu, bo na jednym z soczysto zielonych wzgórz Lake District, dokąd pojechał na weekend bez wiedzy komendanta policji.
Policjant pyta o narodowość Rotblata.
– Polska.
– Wyznanie?
– Mojżeszowe.
Do notesu trafiają dane: Józef Rotblat, wzrost 176 cm, waga 64 kg, włosy blond, oczy niebieskie. Urodzony: Warszawa, 4 listopada 1908 roku. Wykształcenie: doktor fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. W Liverpoolu od 18 kwietnia 1939.
Ojciec Rotblata, Zelman, nie żyje od 1935. Matka: Szajndla z domu Krajtman, chyba żyje. Chyba, bo od grudnia 1940 listy z Warszawy przestały przychodzić. Dlatego też Rotblat nic nie wie o żonie Toli, o braciach Michale i Bronku, siostrze Ewie, jej ośmioletniej córce Halince i mężu Mietku Pokornym.
Rotblat w końcu pyta:
– Po co to przesłuchanie?
– Bez tego nie dadzą ci obywatelstwa brytyjskiego.
– To jakaś pomyłka, ja nie chcę obywatelstwa brytyjskiego, mam polskie.
To nie pomyłka. Wydziałem fizyki liverpoolskiego uniwersytetu kieruje profesor James Chadwick, nagrodzony kilka lat wcześniej Noblem za odkrycie neutronu. To na jego zaproszenie Rotblat przyjeżdża do Wielkiej Brytanii. Teraz, nie uzgadniając tego z Joe, zleca rozpoczęcie szybkiej procedury nadania obywatelstwa brytyjskiego najważniejszym emigrantom z tajnego projektu budowy broni.
Paszport doktora fizyki Józefa Rotblata
Powód: już wkrótce w ukrytej w górach Nowego Meksyku bazie Los Alamos będą razem z Amerykanami pracować nad bronią atomową. Tajna nazwa: Manhattan Project.
Trzeba zdążyć z bombą przed Hitlerem.
Prezydent USA Franklin Delano Roosevelt i premier Anglii Winston Churchill uzgodnili w sierpniu 1943 roku w Quebecu, że brytyjska misja ruszy w grudniu.
Przewodzić jej będzie Chadwick, który od kwietnia 1940 roku należy do kierownictwa tajnego projektu badań nad konstrukcją bomby uranowej w Wielkiej Brytanii. Pod jego okiem polski emigrant już od listopada 1939 roku w piwnicach wydziału fizyki liverpoolskiego uniwersytetu przeprowadza doświadczenia związane z bombą i uranem. Dlatego teraz musi jechać do USA.
Jest jeden problem: Rotblat nie jest Brytyjczykiem. W projekcie mogą pracować tylko obywatele USA, Wielkiej Brytanii i Kanady. To zdaniem służb MI6 ma uchronić supertajne prace przed działaniem szpiegów Hitlera i Stalina.
Józef Rotblat:
– I ja na to powiedziałem Chadwickowi: nie. Zapytał, czy zdaję sobie sprawę, że nie pojadę do Ameryki. Powiedziałem, że trudno. Czułem się Polakiem. Po wojnie chciałem tam wrócić. Byłem potrzebny Polsce. Tłumaczyłem Chadwickowi: dobrze się czuję w Wielkiej Brytanii, ale zmiana obywatelstwa to nie zmiana ubrania z letniego na zimowe[1].
Małomówny odkrywca neutronu umiejętnie chowa emocje, ale Rotblat będzie opowiadał, że odmową przyjęcia obywatelstwa brytyjskiego głęboko go rozczarował.
James Chadwick miał nadzieję, że Polak zachowa się tak jak jego kolega z laboratorium Austriak Otto Robert Frisch. Zapytany, czy odpowiada mu praca w Ameryce, Frisch miał odpowiedzieć Chadwickowi: „Bardzo”. Na informację, że będzie musiał zmienić obywatelstwo austriackie na brytyjskie, Frisch stwierdził: „To mi chyba odpowiada jeszcze bardziej”[2].
Sytuacja Frischa była inna: podobnie jak Rotblat był Żydem, ale Austria była teraz częścią III Rzeszy, Polska zaś – alianckiej koalicji przeciw Hitlerowi. W ciągu jednego grudniowego tygodnia 1943 roku angielski wywiad MI6 sprawdza zebrane informacje o Frischu. Następnie Austriak jedzie do Londynu, gdzie z innymi emigrantami wieczorem składa przysięgę na wierność królowi, dostaje paszport i wizę amerykańską. Dzień później dla kamuflażu zostaje przewieziony na nabrzeże czarnym samochodem zakładu pogrzebowego. Potajemnie na pokład luksusowego liniowca Andes wchodzą świeżo upieczeni Brytyjczycy: Otto Frisch z Austrii, Rudolf Peierls i Klaus Fuchs z Niemiec, Czech George Placzek i Szwajcar Egon Bretscher.
Brakuje Józefa Rotblata. Uparty Polak zostaje w Liverpoolu.
[1] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, British Library Sound Archive, C464/17, https://sounds.bl.uk, t. 7 (dostęp: 12.09.2016).
[2] Richard Rhodes, Jak powstała bomba atomowa, tłum. Piotr Amsterdamski, Warszawa: Prószyński i S-ka, 2000, s. 471.
Rozdział 2
Gdy policjant puka do drzwi Polaka w październiku 1943 roku, mija już czwarty rok wojny, ale też dopiero czwarty rok Józefa w Liverpoolu. Całe jego życie zostało w Warszawie: żona, rodzina, koledzy z Pracowni Radiologicznej przy Śniadeckich 8 i jej szef profesor Ludwik Wertenstein, dziekan Wydziału Matematyczno–Przyrodniczego Wolnej Wszechnicy Polskiej.
To on właśnie od początku 1939 roku stara się dla Rotblata o stypendium wysokości 120 funtów rocznie z Fundacji Naukowej Feliksa Wiślickiego[3].
Plan Wertensteina jest taki: Rotblat jedzie pracować i obserwować przez rok laboratorium Chadwicka, wraca do Warszawy w 1940 roku ze znajomością angielskiego i co ważniejsze – z wiedzą, jak zbudować cyklotron.
Pierwszy cyklotron w 1931 roku konstruuje ze współpracownikami Amerykanin Ernest Lawrence. Dla badań jądrowych to odkrycie jest więcej warte niż cała światowa produkcja promieniotwórczego radu. Dzięki zmiennemu polu elektrycznemu między elektrodami cyklotron przyspiesza w komorze próżniowej cząstki atomu. Dlatego można zrobić wnikliwe badania, nawet posiadając małą ilość drogich materiałów promieniotwórczych. W 1939 roku Lawrence dostaje za cyklotron Nagrodę Nobla. Tego samego roku James Chadwick kończy w Liverpoolu budowę swojej maszyny. Również w Polsce w Zakładzie Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego cyklotron buduje Andrzej Sołtan, a rząd polski obiecuje przeznaczyć na niego fundusze. Wertenstein woli jednak wysłać swojego adiunkta do Anglii[4].
Ludwik Wertenstein przyjaźni się z Chadwickiem od czasów pracy u Ernesta Rutherforda w 1925 roku w Laboratorium Cavendisha w Cambridge. Ich relacje nieco tylko wykraczają poza angielski chłód. Rodziny ślą do siebie rutynowe życzenia na święta i zaproszenia do odwiedzin w Polsce i Anglii, do których nigdy nie dochodzi. Ale bez tej znajomości Rotblat nie wyjechałby z Polski do Anglii.
Jestem głęboko wdzięczny za twoją zgodę na wcześniejszy przyjazd Rotblata mimo trudności, o których wspomniałeś w swoim liście. W tym kraju jest tylko kilka stypendiów i było wielkim szczęściem, że mogłem uzyskać jedno z nich dla Rotblata, wobec tego nie miałem za bardzo wyboruć[5].
Wertenstein daje w liście wyraz swojej desperacji. Prawdopodobnie Chadwick nie od razu chciał się zgodzić na przyjazd stypendysty z Polski, ale zadziałała przyjaźń profesorów z lat pracy u Ernesta Rutherforda.
5 kwietnia 1939 roku z mieszkania Józefa i Toli Rotblatów na Dzielnej 37/5 w Warszawie pracownik Północnego Towarzystwa Transportowego i Ekspedycyjnego odbiera kosz z ubraniami „celem wysłania do Liverpoolu”. Po miesiącach biurokratycznych procedur Józef Rotblat odbiera w końcu paszport, z którego spogląda trzydziestojednoletni elegant w garniturze. Pod zdjęciem pieczątka z 18 marca 1939 roku pozwala tylko na jeden wyjazd z Polski do Anglii, jest ważna do 18 grudnia 1939. W Banku Handlowym Rotblat wymienia 396 zł i 95 groszy na marki, franki i funty. W biurze podróży „Orbis” za 148 zł i 90 groszy kupi bilet trzeciej klasy, czerwono-żółto-szarą książeczkę, przeszytą dziurami kasownika na kształt daty 07.04.1939.
Książeczka biletowa. Pierwszy dzień ważności: 7 kwietnia 1939
Choć Józef Rotblat jest Żydem, ostatnia przed wojną Wielka Sobota na zawsze utkwi mu w pamięci.
– 8 kwietnia 1939. Widzę ten dzień bardzo dobrze, to kamień milowy w moim życiu.
O 21.50, na dworcu Warszawa Główna, Józef po raz pierwszy w trzydziestojednoletnim życiu opuszcza Polskę. Nie licząc dnia, gdy na wycieczce w Tatrach, dla żartu, przeszedł granicę z Czechosłowacją.
Do stolicy III Rzeszy przyjeżdża 9 kwietnia, akurat w Niedzielę Wielkanocną. W Berlinie obwieszonym czerwonymi flagami ze swastykami Rotblat spędza pół dnia, oglądając zabytki. Następnym przystankiem jest Bruksela. Mieszka tu Mira, kuzynka ze strony ojca. Wyemigrowała z mężem z Polski do Belgii w 1935 roku. Józefa z Mirą krew łączy dosłownie. Gdy rodziła córeczkę jeszcze w Polsce, doznała poważnej infekcji, konieczna była transfuzja krwi grupy 0. Ze wszystkich Rotblatów płynęła tylko w Józefie, podzielił się nią.
Po trzech dniach Józef wyrusza z Belgii do Paryża. Pisze patetycznie do profesora Ludwika Wertensteina:
Byłem pół dnia w Berlinie i po trzy dni w Brukseli, Paryżu i Londynie. Najbardziej podobał mi się Paryż. (…) Wzruszenie ogarniało mnie w chwilach, gdy poznawałem miejsca, o których tyle się czytało, gdzie historia tak głęboko wyryła swoje piętno[6].
Żołądek warszawiaka źle znosi fale kanału La Manche. Z Calais do Dover płynie w toalecie. Do Anglii dociera w sobotę wieczorem 15 kwietnia 1939. Pierwsza noc w hotelu w okolicach Belsize Park. Pierwszy spacer w niedzielę rano na Primrose Hill, olśniewająca panorama Londynu. Marzy, by kiedyś tu zamieszkać. Zwiedza pałac Buckingham, Westminster i British Museum.
Do Wertensteina:
Londyn jest oczywiście również pięknym miastem, ale atmosfera jest tutaj cięższa, wszystkie budynki są jakby trochę bardziej kamienne; czułem się trochę przytłoczony powagą Westminster lub ogromem British Museum[7].
Sześćdziesiąt lat później Rotblat będzie wspominał, że stanął przed trudnym wyborem, bo oprócz Liverpoolu dostał również zaproszenie do pracy w laboratorium Frédérica i Irène Joliot-Curie w Paryżu. Francuzi dostali Nobla za odkrycie sztucznej promieniotwórczości. Wybór utrudniało też to, że Paryż był w porównaniu z Liverpoolem światową metropolią, i Rotblat pamiętał, iż znał trochę francuski.
Opowiada:
– Zawsze mówiłem, że każdy rozsądny naukowiec, mając taki wybór, głosowałby za Paryżem. Ale ja wybrałem Liverpool. Powód był zupełnie praktyczny. Byłem przekonany, że jeśli fizyka jądrowa ma się rozwinąć w Polsce na poziomie światowym, istotne byłoby posiadanie cyklotronu. Chadwick w tym okresie budował swój cyklotron i rozumowałem, że najlepszym sposobem nauczenia się tej maszyny byłoby branie udziału w jej budowie[8].
Z powojennych wspomnień Rotblata wynika też, że w czasie podróży do Liverpoolu poszedł do laboratorium Joliota-Curie w Paryżu, ale się z nim nie spotkał, bo nie miał odwagi mu się tłumaczyć, dlaczego nie przyjął jego zaproszenia[9].
Z zachowanej korespondencji wynika, że sytuacja była o wiele bardziej prozaiczna.
W liście do Wertensteina pisze:
Jest mi doprawdy bardzo przykro, ale ze wstydem muszę wyznać Panu Profesorowi, że w ciągu całej mojej podróży bardzo mało myślałem o fizyce. Wbrew umowie nie zwiedziłem żadnej pracowni po drodze. Częściowo było mi szkoda czasu, gdyż chciałem jak najwięcej zobaczyć; główną jednak przyczyną była nieznajomość języków. Nie śmiałem jakoś pójść do Joliota wtedy, gdy po francusku ani w ząb, a po angielsku ledwo, ledwo. Obawiam się, że w tych warunkach moja wizyta byłaby trochę bezczelna i bardzo śmieszna[10].
Czy Rotblat naprawdę został zaproszony do Paryża? Nie wiadomo. Tak czy inaczej we wtorek, 18 kwietnia 1939 roku, dociera do Liverpoolu.
Nieświadomy wagi słów zaczyna pierwszy list do Wertensteina z Liverpoolu zdaniem: „Nareszcie znajduję się już na miejscu mojego przeznaczenia”[11].
Pierwszym wrażeniem po wyjściu z liverpoolskiego dworca Lime Street Station jest rozczarowanie. Liverpool to nie Londyn, nie Bruksela, nie Paryż, ale nie miał pojęcia, że aż tak bardzo „nie Paryż”. Wspinając się pod górę w kierunku uniwersytetu ulicą Brownlow Hill, mija slumsy, brudne ściany wiktoriańskich kamienic. Ludzie mieszkają gorzej niż w Warszawie. Mówią dziwnym językiem, niby po angielsku, ale z liverpoolskim akcentem.
– W Polsce byłem w stanie zrozumieć artykuły napisane w „Nature” i łudziłem się, że to wystarczy, by zrozumieć Anglików i się z nimi porozumieć. Czytałem przetłumaczone na polski Sagę rodu Forsyte’ów i książki P.G. Wodehouse’a i myślałem, że tak żyją Anglicy. Bardzo się rozczarowałem[12].
Nocuje w hotelu. Dzień po przyjeździe pędzi na uniwersytet do Laboratorium Fizycznego imienia George’a Holta, by poznać legendarnego odkrywcę neutronu Jamesa Chadwicka.
Przyjął mnie bardzo dobrze, wypytywał o personalia potrzebne do oficjalnego wciągnięcia na listę współpracowników (przyczem bardzo mnie zdziwiło, że w pewnej chwili zapytał się, czy jestem Żydem)[13].
Czy Chadwickiem kieruje zwykła ciekawość, czy może jest świadom bardziej niż Rotblat niebezpieczeństwa?
W 1939 roku blisko dwudziestu laureatów Nagrody Nobla z fizyki czy chemii, Żydów, uciekło już z Niemiec do Anglii, Skandynawii i USA. Chadwick zna Alberta Einsteina, Enrico Fermiego, Hansa Bethe, Felixa Blocha, Maxa Borna, Ottona Sterna, Lise Meitner, Ottona Roberta Frischa i wielu innych.
Chadwick daje Rotblatowi listę mieszkań dla studentów. Kwiecień to środek roku akademickiego, trudno coś wynająć. Mieszkania są albo za drogie, albo za brudne. Ale znajduje pokój przy 13 Abercromby Square. Jest stąd osiem minut piechotą do wydziału fizyki, na tym zalety się kończą. Żyje tu masa absolwentów studiów z całego świata. Właściciel, pan Hodgson, za pokój i posiłki liczy sobie 30 szylingów tygodniowo. Ale skąpi na jedzeniu, a do kawy, kiedy nikt nie widzi, dolewa wody.
Od samego początku relacje między Jamesem Chadwickiem a Józefem Rotblatem są jak na Anglika niespotykanie serdeczne. Dla innych odkrywca neutronu w swoich najlepszych dniach jest obojętny, a najczęściej niemiły. Uprzejmość udanie skrywa pod opryskliwością. Mimo sławy, jaką przyniosło mu odkrycie neutronu i w 1935 roku Nagroda Nobla, nadal jest chorobliwie nieśmiały. Powierzchowność (ptasia głowa osadzona na wysokim, chudym korpusie) nie pomaga w ewentualnym przełamaniu lodów. Ale Chadwickowi to na rękę, bo unika ludzi. W środku rozmowy lubi nagle złapać się za plecy, skręcić z bólu, przeprosić i odejść. Sekundę później biegnie cudownie ozdrowiony do swego świata. Bóle pleców nie zawsze są udawane, ma je od pierwszej wojny światowej, kiedy został na cztery lata internowany w obozie na torze wyścigowym koło Spandau w Niemczech. Nie przeszkadza mu to sterczeć całymi dniami z wędką w zimnych wodach północnej Walii.
W pierwszą niedzielę po przyjeździe Rotblata do Liverpoolu Chadwick w imieniu swoim i żony Aileen zaprasza Polaka na tea do domu w podmiejskiej dzielnicy Aigburth. Rotblat denerwuje się, bagaż z ubraniami nie dojechał z Warszawy, a poza tym braki w znajomości angielskiego przy towarzyskiej rozmowie są jeszcze bardziej druzgocące niż w laboratorium.
James Chadwick
Aileen Chadwick mówi powoli, z troską, tak by Józef wszystko zrozumiał. Pyta, czy pokój wynajmowany przez Rotblata na 13 Abercromby Square nie jest zbyt głośny, Józef, nie znając słowa noisy, myśli, że to nice i potwierdza z uśmiechem:
– O tak, bardzo przyjemny[14].
Podobne kompromitacje Rotblata trwają jeszcze kilka miesięcy.
Gdy wraca z tea od Chadwicków, zaintrygowani koledzy z laboratorium wypytują, jak było. Okazuje się, że przed Rotblatem nikt nie dostąpił tego zaszczytu, choć Chadwick kieruje wydziałem fizyki od czterech lat.
Mimo opieki Chadwicków pierwsze tygodnie w Liverpoolu to męka.
– Byłem kompletnie odizolowany od reszty społeczności. Kiedyś przyjechał profesor Owen Richardson z wykładem. Słuchałem tego, co mówi, dla mnie to były niezrozumiałe fale dźwiękowe dochodzące do mojej głowy. Po wykładzie Chadwick zapytał, co myślę. Odpowiedziałem, że nic nie zrozumiałem. A Chadwick: „Nie przejmuj się, ja też nie”[15].
Rotblat czuje się samotny. Pewnego dnia słyszy polski język na liverpoolskiej ulicy. Tak się cieszy, że zaprasza dwóch polskich marynarzy do pubu, by chociaż z kimś porozmawiać. Kosztuje go to miesięczne dochody ze stypendium, ale nie żałuje.
Czuje, że Liverpool to błąd, również jeśli chodzi o karierę naukową. Laboratorium Chadwicka jest w gorszym stanie niż Pracownia Radiologiczna na Śniadeckich 8 w Warszawie. Anglicy nie doprowadzili nawet prądu zmiennego. Używają akumulatorów. Józef zastanawia się, jak w ogóle możliwe jest w tych warunkach wygłaszanie wykładów o elektryczności, robienie doświadczeń. Do tego budynek Wydziału Fizyki imienia George’a Holta na liverpoolskim uniwersytecie jest podzielony na dwie, zwalczające się, niezainteresowane sobą grupy: starszych fizyków teoretyków i młodszych fizyków doświadczalnych. Chadwick zajmuje się tylko tymi drugimi. Lubi ciemną piwnicę budynku George’a Holta, gdzie sprowadza z Cambridge i USA ludzi, by budować cyklotron. W większości są młodsi od Rotblata, tak jak Harold Walke i Bernard Kinsey, którzy przyjechali z Kalifornii, gdzie pracowali z twórcą maszyny Lawrence’em, Rotblat poznaje też Gerry’ego Pickavance’a, F.C. Thompsona i irlandzkiego inżyniera Michaela J. Moore’a. Wszyscy zajmują się tylko cyklotronem, który po raz pierwszy zostaje uruchomiony w czerwcu 1939 roku.
Józef pęta im się pod nogami, próbując zrozumieć, co mówią, ale mówią za szybko.
Żali się po tygodniu pobytu w Liverpoolu Wertensteinowi: „Mam wrażenie, że Chadwick nie wie, co ma ze mną właściwie zrobić”[16].
Przynosi Chadwickowi projekt doświadczenia.
Nazajutrz przyniosłem mu więc na piśmie projekt kilku prac nad uranem, przeważnie są to prace, które miałem robić w Warszawie (szukanie bardzo krótko żyjących ciał przy pomocy zbierania odskoku na szybko obracającej się taśmie celofanowej, badanie zasięgu odskoku w różnych gazach metodą ciśnieniową)[17].
Do tego Rotblat narysował układ badawczy składający się ze źródła uranu, dwóch liczników Geigera i parafiny.
Okazuje się, że nie może zrobić tego doświadczenia.
Na te wszystkie projekty Chadwick powiedział, bardzo ładnie, ale to wymaga silnego źródła, a on ma tylko 50 miligramów radu i to też – o ile dobrze zrozumiałem – w Oxfordzie[18].
Po miesiącu Rotblat ma dość. Pisze do żony, że rezygnuje.
– Tola od razu odpisała, że jeśli zrezygnuję i się poddam na pierwszych przeszkodach, to będę tego żałował całe życie. Posłuchałem jej[19].
Postanawia więc cierpliwie przychodzić do laboratorium i uczyć się angielskiego. Patrzeć, co robią przy cyklotronie. W listach do Ludwika Wertensteina rysuje każdą część cyklotronu albo układ do doświadczeń z licznikami Geigera, opisuje doświadczenia Brytyjczyków.
Wobec braku silnego źródła neutronów w Liverpoolu postanawia robić inne badania. Mierzyć czas połowicznego rozpadu jąder izotopu radu RaC. Rotblat ma innowacyjny pomysł, jak technicznie tego dokonać za pomocą dwóch liczników Geigera. Chadwick chwali go za pomysłowość. Wyznacza do pomocy jednego z asystentów, młodego fizyka Johna Holta. Józef wie, że te badania mógłby również zrobić u siebie, w Pracowni Radiologicznej na Śniadeckich, bez całej podróży do Anglii, ale godzi się z losem.
31 maja 1939 roku donosi Wertensteinowi:
Mogę się dziś pochwalić uzyskaniem pierwszych wyników; wyznaczyłem mianowicie okres życia RaC’. (…) Samą pracę wykonałem bardzo szybko, w przeciągu dwóch dni, ale przygotowania dość długo trwały, musiałem przezwyciężyć różne trudności natury raczej administracyjnej[20].
Musi posługiwać się „podłym” licznikiem o małej dokładności, co utrudnia zmierzenie trwania przez milisekundę radioaktywnego izotopu Radium C’, dziś znanego jako izotop polonu (Po-214). Dobrego licznika używa inny pracownik laboratorium. W Zielone Świątki, które w Anglii są świętem, przychodzi samotnie do laboratorium i kończy doświadczenie, używając lepszego sprzętu. Udaje mu się policzyć, że czas połowicznego rozpadu izotopu RaC’ wynosi między 125 a 155 milisekund.
Szybkość i zdolności techniczne Polaka, ale i trudna do ukrycia bieda robią na Jamesie Chadwicku wielkie wrażenie. Przy okazji podziękowania Wertensteinowi za mechaniczny licznik, który profesor przysłał z Warszawy do Liverpoolu, Chadwick pisze 30 czerwca 1939 roku:
„Cieszę się, słysząc, że Rotblat jest zadowolony”. List Jamesa Chadwicka do Ludwika Wertensteina, 30 czerwca 1939
… Cieszę się, słysząc, że Rotblat jest zadowolony. Na początku było mu trochę trudno, ponieważ jego angielski był raczej słaby i trudno było innym zrozumieć, co on mówi. Jego angielski teraz bardzo się poprawia i będzie mu teraz wiele łatwiej. Wydaje mi się bardzo inteligentny i bardzo bystry. Mam wrażenie, że przeżywa trudności finansowe, ale myślę, że będę mógł mu pomóc za jakiś czas. Mam nadzieję, że za kilka dni będę mógł ci o tym napisać[21].
5 sierpnia 1939 roku ukazuje się w „Nature” pierwszy liverpoolski artykuł Józefa Rotblata o czasie połowicznego rozpadu RaC’, to pomaga Chadwickowi załatwić dla niego roczne stypendium 120 funtów z Towarzystwa Oliviera Lodge’a. Po raz pierwszy otrzymuje je cudzoziemiec. To, co Anglik z delikatności nazywa „trudnościami finansowymi”, w rzeczywistości jest krańcową biedą Polaka.
Z rocznego stypendium 120 funtów od Wiślickiego, po opłaceniu pokoju i jedzenia, zostają Józefowi niecałe dwa funty na tydzień. Od października dzięki Towarzystwu Oliviera Lodge’a sytuacja ulegnie poprawie.
Po wojnie Józef Rotblat opowiada, że natychmiast po informacji o dodatkowych 120 funtach postanawia pojechać do Polski, specjalnie, by przywieźć do Liverpoolu żonę Tolę. Jest w tej opowieści kilka zagadek, do których jeszcze wrócę.
Rotblat wyrusza z Anglii na początku sierpnia 1939 roku, już 8 sierpnia 1939 składa w Warszawie paszport, by uzyskać pozwolenie na ponowny wyjazd z Polski do Liverpoolu.
W Londynie kupuje ananasa. Ma być niespodzianką dla rodziny. W Polsce nie znają tego owocu. Na stacji Euston w Londynie oddaje bagaż do przechowalni.
– Gdy na pytanie bagażowego, co jest w środku, odpowiedziałem: ananas, nagle się odsunął z przerażeniem. W tym czasie Irlandzka Armia Republikańska podkładała bomby, które też potocznie nazywano ananasami. Po wyjaśnieniu pozwolili mi zabrać owoc[22].
Podróż po Tolę okazuje się niewypałem. Żona przeszła skomplikowane zapalenie wyrostka robaczkowego, o czym Józef nie wiedział, i nie może z nim jechać do Anglii. W gorącej od lata i gróźb Hitlera Warszawie Rotblat chce załatwić jeszcze jedną sprawę: poradzić się swojego profesora Ludwika Wertensteina, czy powinien w Liverpoolu brać udział w pracach nad bombą uranową.
On i fizycy z całego świata nie zadawaliby sobie tego pytania, gdyby nie świąteczny spacer Lise Meitner z siostrzeńcem Ottonem Robertem Frischem w zasypanym śniegiem szwedzkim miasteczku Kungälv w Boże Narodzenie 1938 roku.
[3] Feliks Wiślicki jest twórcą przedwojennej potęgi Zakładów Włókien Chemicznych w Tomaszowie Mazowieckim, jednego z największych w Europie producentów sztucznego jedwabiu, którego wytwarzanie wspierali chemicy i fizycy z pracowni Ludwika Wertensteina.
[4] Historyk fizyki profesor Andrzej Kajetan Wróblewski zwraca uwagę, że twórca polskiej fizyki profesor Stefan Pieńkowski już na początku lat trzydziestych XX wieku zdawał sobie sprawę, iż należy rozwijać w Polsce fizykę jądrową:
– Swych najzdolniejszych adiunktów wysłał za granicę. Leonard Sosnowski pojechał do Cambridge i po powrocie zbudował w Zakładzie Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego na Hożej 69 sterowaną komorę Wilsona, którą miał wykorzystać do badania odkrytego właśnie zjawiska rozszczepienia jądra uranu. Andrzej Sołtan pojechał do Kellog Radiation Laboratory w Pasadenie (USA). Tam szybko wszedł w nową dla siebie dziedzinę. W 1933 roku Horace R. Crane, Charles C. Lauritsen i Sołtan otrzymali po raz pierwszy neutrony metodą bombardowania substancji jonami przyspieszonymi w akceleratorze. Przedtem neutrony otrzymywano tylko z reakcji berylu naświetlanego cząstkami alfa z substancji promieniotwórczych. Osiągnięcie Sołtana i amerykańskich fizyków uzyskało światowy rozgłos, gdyż umożliwiło otrzymywanie wiązek neutronów o dużym natężeniu. Po powrocie do Zakładu Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego Sołtan postanowił nadal prowadzić badania w fizyce jądrowej. W 1937 roku ukończył budowę pierwszego w Polsce kaskadowego akceleratora elektrostatycznego typu Greinachera. Przyrząd ten służył jako generator neutronów. Sołtan rozpoczął badania reakcji wywołanych przez neutrony; prowadził je m.in. we współpracy z Wertensteinem. Odkryto w nich kilka nowych reakcji jądrowych wywołanych przez szybkie neutrony. Wynikiem było kilka publikacji, w tym wspólna praca Sołtana i Wertensteina w „Nature” w 1937 roku. W 1939 roku Sołtan rozpoczął na Hożej 69 budowę cyklotronu. Pieńkowski uzyskał od prezydenta Ignacego Mościckiego zapewnienie o jego poparciu dla tej budowy.
[5] List Ludwika Wertensteina do Jamesa Chadwicka z 7.02.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, Polska Akademia Nauk, Archiwum w Warszawie, sygn. III-25.
[6] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 22.04.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[7] Tamże.
[8] Referat Józefa Rotblata, Pracownia Radiologiczna na Śniadeckich: wspomnienia i refleksje. Wygłoszony 8.10.1997 w Warszawie, Polon Rad 1898–1998. Stulecie odkrycia – sesja naukowa, Warszawa 1997, s. 33.
W swoich wypowiedziach Rotblat konsekwentnie przemilcza fakt powstawania w tym samym czasie cyklotronu w Zakładzie Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Dlaczego? Czy mógł o tym nie wiedzieć? To mało prawdopodobne, jeśli wziąć pod uwagę wcześniejszą bliską współpracę Wertensteina z Sołtanem. Tej zagadki nie uda się rozwiązać.
[9] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 5 (dostęp: 21.09.2016).
[10] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 22.04.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[11] Tamże.
[12] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt, t. 5 (dostęp: 21.09.2016).
[13] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 22.04.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[14] Peter Rowlands, Vincent Attwood, War and Peace. The Life and Work of Sir Joseph Rotblat, Liverpool: The University of Liverpool Press 2006, s. 261.
[15] Wywiad sir Harry’ego Kroto i Edwarda Goldwyna z Józefem Rotblatem, The Vega Science Trust, http://vega.org.uk, t. 2 (dostęp: 9.10.2017).
[16] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 4.05.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[17] Tamże.
[18] Tamże.
[19] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 5 (dostęp: 21.09.2016).
[20] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 31.05.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[21] List Jamesa Chadwicka do Ludwika Wertensteina z 30.06.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[22] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 6 (dostęp: 20.05.2016).
Rozdział 3
Albert Einstein nazywał Lise Meitner niemiecką madame Curie[23]. James Chadwick powiedział o niej: „odkryłaby neutron, gdyby o nim naprawdę myślała i gdyby miała okazję przebywać latami w laboratorium Cavendisha jak ja”[24].
Powściągliwa, niewysoka brunetka, nieśmiała z natury, na zdjęciach często z papierosem. Zakochana w muzyce tak jak jej siostra Augusta, pianistka, matka fizyka Ottona Roberta Frischa. Lise w wieku dwudziestu dwóch lat porzuca granie na rzecz fizyki i matematyki. W pierwszej wojnie światowej jako technik rentgenowski zajmuje się polskimi żołnierzami w armii austriackiej. Urlopy spędza w Instytucie Chemii imienia Cesarza Wilhelma w Berlinie, współpracuje z chemikiem Ottonem Hahnem. W 1934 roku namawia go, by zająć się badaniami bombardowanego neutronami uranu. Dołącza do nich niemiecki chemik Fritz Strassmann. Latami badają ciężkie pierwiastki bombardowane neutronami. Hahn, chemik, uważa, że w wyniku bombardowania uranu powstają jego izotopy. Meitner uzyskuje coraz to bardziej zdumiewające, trudne do wyjaśnienia składy chemiczne pierwiastków. Przerywa badania po anszlusie Austrii przez Hitlera, jako austriacka Żydówka musi w 1938 roku uciekać z Berlina przez Holandię do Szwecji. Jej siostrzeniec, fizyk Otto Robert Frisch, wnuk polskiego Żyda Moritza Frischa, też ucieka, ale z uczelni w Hamburgu do Kopenhagi, gdzie tak jak wielu naukowców znajduje schronienie u „papieża fizyków” Nielsa Bohra, nagrodzonego w 1922 roku Noblem za opis struktury atomu.
Hahn ze Strassmannem, już bez Lisy, nadal eksperymentują z uranem w hitlerowskim Berlinie, ale wszystko konsultują z nią listownie.
19 grudnia 1938 roku Hahn pisze do Meitner list, w którym donosi, że po bombardowaniu uranu neutronami otrzymali bar, ale nie potrafią wytłumaczyć, jak to się stało. To było sprzeczne z dotychczas obowiązującymi prawami nauki: „Może znasz jakieś fantastyczne wyjaśnienie. Rozumiemy, że uran naprawdę nie może rozpaść się na bar (…) Spróbuj więc wymyślić jakąś inną możliwość”[25].
Ktoś potem napisał, że zachowali się jak twórcy prymitywnych toporów, którzy odkryli ogień przez pocieranie krzemienia, podczas gdy gdzie indziej czarownicy zastanawiali się już dawno, jak ujarzmić błyskawicę.
„Czarownicy” tymczasem spotykają się w wigilię Bożego Narodzenia 1938 roku w szwedzkim miasteczku Kungälv. Lise Meitner chce spędzić święta z siostrzeńcem Ottonem Robertem Frischem. Pokazuje mu list z Berlina. Frisch czyta go kilkakrotnie i powtarza raz po raz, że to fizycznie niemożliwe, by uran zamienił się w bar. Jest piękny, mroźny dzień, idą na zimowy spacer, Frisch chce pojeździć na biegówkach, ciotka goni go, zapadając się głęboko w śniegu. Cały czas rozmawiają o liście Hahna. Znają twierdzenie Nielsa Bohra, że jądro atomu przypomina kroplę cieczy. Nagle Meitner zatrzymuje siostrzeńca, wyciąga z torebki kartkę i ołówek. Rysuje krople, pytając Ottona: a co, jeśli jądro uranu traci kształt tak jak krople cieczy, wskutek osłabienia sił utrzymujących je w całości, po tym jak uderzają w nie powolne neutrony? Olśniewa oboje prawda: z jednej kropli tworzą się dwie. Z jednego jądra uranu powstają dwa mniejsze o właściwościach baru i kryptonu. Meitner natychmiast oblicza, że dwa nowe jądra muszą się oddalić od siebie z ogromną jak na jeden atom energią 200 milionów elektrowoltów. Lise z siostrzeńcem chodzą po śniegu, wykrzykując głośno, że tę zamianę masy w energię udaje się policzyć za pomocą teorii względności Alberta Einsteina i wzoru E=mc². Wszystko się zgadza.
Robert Otto Frisch oblicza, że energia rozpadu jednego jądra uranu jest tak ogromna, że wystarczy, by ziarnko piasku podskoczyło w widoczny sposób, a w każdym gramie uranu znajduje się niewyobrażalnie wielka liczba atomów, w związku z tym może być to źródło niewyobrażalnie wielkiej energii.
Otto Frisch wraca po Bożym Narodzeniu do Kopenhagi, odkrycie jest tak szalone, tak nieprawdopodobne, że na razie nie śmie się nim z nikim podzielić. Ale 3 stycznia 1939 roku zaczyna nieśmiało Nielsowi Bohrowi opowiadać, jak na świątecznym spacerze z ciotką Lise chyba odgadli tajemnicę powstaniu baru z uranu. Bohr gwałtownie mu przerywa. Uderza się z całej siły w czoło: „Och, co z nas za idioci! Och, to wspaniałe! Tak to właśnie musi być!”.
Również w styczniu 1939 roku Niels Bohr płynie do Stanów Zjednoczonych na konferencję naukową, w czasie rejsu myśli o tym, co usłyszał od Frischa. Mimo że obiecał Frischowi, że nie rozgłosi jego odkrycia w USA, dopóki nie ukaże się o tym artykuł w lutowym „Nature”, współpracownik Duńczyka Leon Rosenfeld, nieświadomy obietnicy, rozgłasza nowinę o rozszczepieniu jądra w amerykańskim klubie prasowym. Przez gadatliwego Rosenfelda wieść od stycznia 1939 roku rozchodzi się jak epidemia.
Chociaż to Otto Robert Frisch i Lise Meitner w lutym 1939 roku publikują w „Nature” to, czego nie umieli wyjaśnić Otto Hahn i Fritz Strassmann, to z całej czwórki za rozszczepienie jądra uranu Nagrodę Nobla w 1944 roku odbierze tylko Hahn.
[23] W 1907 roku Meitner w korespondecji z Marią Skłodowską-Curie pytała o możliwość pracy w jej paryskim laboratorium, ale nie została przyjęta z powodu braku wolnych miejsc.
[24] Richard Rhodes, Jak powstała bomba atomowa, dz. cyt., s. 208.
[25] Tamże, s. 226.
Rozdział 4
Sensacyjne odkrycie sprawia, że pierwsze tygodnie 1939 roku to wyścig laboratoriów na całym świecie w doświadczeniach z rozszczepieniem jądra uranu neutronami. Warszawska Pracownia Radiologiczna na Śniadeckich nie może być w tyle.
Na przełomie lutego i marca 1939 roku, krótko przed wyjazdem do Liverpoolu, Rotblat również eksperymentuje z tlenkiem uranu.
– Czytaliśmy o rozszczepieniu jądra i chcieliśmy sprawdzić, czy teoria jest prawdziwa. To niesamowite uczucie, gdy na twoich oczach wyniki okazują się zgodne z teorią, ekscytujące, czujesz to w całym ciele, można to porównać do uprawiania seksu[26].
Józef koncentruje uwagę na neutronach, szczególnie na równowadze między neutronami i protonami w jądrze po rozszczepieniu.
– Było wiadomo, że dla stabilizacji stosunek neutronów do protonów musi wzrastać wraz z ciężarem atomowym. Trzeba więcej neutronów dla skompensowania wzrastającej odpychającej siły Coulomba między protonami. Wobec tego rozumowałem, że w sytuacji gdy uran się rozpada na dwa lżejsze jądra, potrzeba będzie mniej neutronów dla równowagi i dlatego procesowi rozszczepienia powinna towarzyszyć emisja dodatkowych neutronów[27].
Wprawdzie w wyniku błędu Rotblat wykazuje za dużą liczbę uwolnionych neutronów, ale już sama obserwacja, że są emitowane, jest na miarę odkrycia godnego publikacji w „Nature”.
– Podobne obserwacje jak moje poczyniły niezależnie od siebie inne laboratoria, ale chodziło o to, kto pierwszy opublikuje odkrycie. Opisałem wyniki na maszynie, jak zwykle po polsku, profesor Ludwik Wertenstein, jak zwykle, miał to przetłumaczyć, ale gdzieś wyjechał na urlop. Czekałem na niego dwa tygodnie. Gdy wrócił, przeczytał, sprawdził, pogratulował ważnego odkrycia. Zabrał tekst do domu, by jak najszybciej przetłumaczyć i wysłać do „Nature”. Widzę to jak dziś: sobota wieczór, dzwoni telefon, Wertenstein po drugiej stronie mówi: właśnie dostałem wiadomość z Paryża o publikacji w piśmie Francuskiej Akademii Nauk „Comptes Rendus” artykułu Fryderyka Joliot-Curie, on też zaobserwował uwolnione neutrony, ale już to opisał[28].
Joliot-Curie jest pierwszy, odkrycie należy do niego. Przewiduje on emisję od około 2,5 do 3 neutronów z każdego rozszczepionego jądra uranowego.
Rotblat później twierdzi, że kompletnie się wtedy załamuje. Gdyby znał angielski, byłby pierwszy, a tak dwa tygodnie stracił, czekając na Wertensteina. Rozczarowany z tego powodu nie chce drukować wyników swoich badań. Dopiero po namowie profesora Wertensteina miał wysłać artykuł do „Nature”.
Możliwe jednak, że było całkiem inaczej. Artykuł zespołu Joliota-Curie o emitowanych przy rozszczepieniu neutronach ukazuje się w „Nature” 18 marca 1939 roku. Tymczasem prawie półtora miesiąca później, 4 maja 1939 roku, Rotblat wciąż jeszcze spiera się z profesorem Wertensteinem na temat tego doświadczenia i kształtu notatki w „Nature” i to nie z powodu nieznajomości angielskiego:
Nie rozumiem, dlaczego ta praca nie podoba się Panu Profesorowi. To, że wynik [liczba emitowanych przy rozszczepieniu jądra neutronów – przyp. M.G.] jest trochę większy niż u innych autorów, nie przesądza kwestii, po to się robi badania, aby otrzymać pewną odpowiedź. (…) Z moich obliczeń nie otrzymuję, żeby było 5 razy za dużo. (…) Z tego też powodu przypuszczam, że można dodać jeszcze do końca notatki zdanie, które Pan Profesor wyrzucił, a które brzmiałoby mniej więcej: Przybliżone obliczenia oparte na znajomości przekroju czynnego prowadzą do wniosku, że liczba neutronów wytworzonych w każdym procesie wynosi około 5 (albo więcej niż 5)[29].
Notatka Rotblata ukazuje się w „Nature” dopiero dwa miesiące po paryskiej Joliota-Curie, 20 maja 1939 roku, ale czy dlatego, że Ludwik Wertenstein nie zdążył jej przetłumaczyć, czy raczej dlatego, że profesor miał zastrzeżenia do wyników badań Rotblata?
Pewne jest natomiast, że Józef w Warszawie, tak jak wielu fizyków na świecie, zrozumiał, że uwolnione w rozszczepieniu neutrony rozszczepią następne jądra i tak dalej, aż powstanie reakcja łańcuchowa.
– Rozpisałem to i doszedłem dość szybko do wniosku, że reakcja i ta energia może zostać wywołana w mikrosekundzie i zrozumiałem wtedy, że spowoduje to wybuch o wielkiej sile. Niesamowity wybuch. Jednak odsuwałem tę myśl instynktownie od siebie. Byłem przekonany, że konstrukcja broni to nie jest coś, czym naukowiec powinien się zajmować. Po prostu przestałem o tym myśleć[30].
Zmienia zdanie po publikacji niemieckiego fizyka Siegfrieda Flüggego w naukowym czasopiśmie „Naturwissenschaften” w czerwcu 1939 roku.
Jest już w Anglii i czyta u Flüggego, że prócz wykorzystania rozszczepienia jądra uranu do produkcji energii może da się to odkrycie wykorzystać do stworzenia broni.
Gdy przyjeżdża po Tolę do Warszawy w sierpniu 1939 roku, atmosfera jest napięta. Hitler z taką bombą to pewne zwycięstwo nazizmu.
– Rozumowałem wtedy, że tylko posiadanie przez nas bomby jądrowej, jeśli w ogóle byłoby osiągalne, stanowiłoby jedyną skuteczną metodę przeciw jej użyciu przez Hitlera.
Dzień przed powrotem do Liverpoolu, 22 sierpnia, jedzie do Milanówka pod Warszawą, do posiadłości Turczynek. Tam w willi przed sierpniowym upałem schroniła się rodzina Ludwika Wertensteina.
Józef zadaje pytanie o pracę nad bombą profesorowi, któremu wszystko zawdzięcza, którego uważa za swego mistrza. Profesor długo milczy, w końcu mówi:
– Bardzo mi przykro, ale nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. Ja sam nie zgodziłbym się zostać uwikłany w taką pracę. Ale ty masz własną osobowość i musisz sam znaleźć odpowiedź we własnym sumieniu[31].
Rotblat wraca do Anglii jednym z ostatnich pociągów z Polski. Bez Toli, bez aprobaty profesora.
Zatrzymuje się w Berlinie na kilka godzin. Widzi miasto pełne ludzi gotowych do wojny. Nie wie, że dzielą go od niej zaledwie godziny (ma wybuchnąć 26 sierpnia; Hitler zmieni zdanie po sojuszu Polski z Wielką Brytanią podpisanym dzień wcześniej). Do Liverpoolu Rotblat przyjeżdża 31 sierpnia. Jeśli wysłano mu kartę mobilizacyjną w tak zwanej cichej mobilizacji 25 sierpnia, to jej nie dostał, ale jest świadomy, że wojna jest prawie pewna, i wie o mobilizacji powszechnej, ogłoszonej przez prezydenta Polski 31 sierpnia. Pisze tego dnia list do Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie:
Uprzejmie proszę Konsulat Generalny o poinformowanie mnie, co mam zrobić w razie wybuchu wojny i jak mógłbym się najlepiej przysłużyć krajowi. Jestem obywatelem polskim. Przybyłem na czasowy pobyt do Anglii, jako stypendysta, w celu wykonania pracy badawczej z fizyki w laboratorium prof. Chadwicka przy Uniwersytecie Liverpool. Pod względem wojskowym posiadam kategorię C i jestem z rocznika 1908, nie wiem więc, czy podlegam powołaniu do szeregów w ogłoszonej mobilizacji. Jestem jednak specjalistą w dziedzinie fizyki i posiadam dużo znajomości w dziedzinie radiotechniki, przypuszczam zatem, że mógłbym być przydatny w dziele obrony kraju. Bardzo proszę konsulat o poradzenie mi, jak mam postąpić w obecnej sytuacji[32].
– Następnego dnia wybuchła wojna. To był piątek, dwa dni później, 3 września w radiu po jedenastej usłyszałem, że Anglia wypowiedziała wojnę Hitlerowi. Oprócz tragedii ogólnej dotknęły mnie osobiste kłopoty. 1 września miałem dostać trzydzieści funtów z Polski, kolejną część rocznego stypendium, wypłacanego kwartalnie. Dzwoniłem do ambasady polskiej w Londynie, ale nikt nie odbierał. Po zapłaceniu pokoju przy Abercromby Square zostałem z siedmioma szylingami w kieszeni. Stypendium z Towarzystwa Oliviera Lodge’a przysługiwało dopiero od października. Profesor James Chadwick był w północnej Norwegii, oczywiście na rybach, i miał z powodu wojny problemy z powrotem. Stałem się kompletnym bankrutem[33].
Rotblat opowiada sześćdziesiąt lat później, że brak odpowiedzi z konsulatu i brak pieniędzy sprawiły, że pojechał do polskiej ambasady w Londynie.
– Czułem, że pierwszym moim obowiązkiem jest wrócić do Polski. Naiwnie myślałem, że mogę jakoś pomóc, choć nigdy nie byłem przedtem w wojsku. Byłem pacyfistą, myślałem, że będę też bliżej swojej rodziny. W ambasadzie w Londynie panował kompletny chaos. Gdy zapytałem o pieniądze ze stypendium, to jakiś pracownik poprosił, czy ja bym im w ambasadzie nie mógł pomóc, byli kompletnie odcięci od Polski[34].
Wspomina, że do liverpoolskiego mieszkania wraca autostopem z braku pieniędzy na pociąg. Na szczęście pan Hodgson oświadcza, że Polak może nadal u niego mieszkać, a zapłaci, jak będzie mógł.
Niespełna tydzień po zaatakowaniu Polski przez Hitlera Rotblat pisze drugi list do konsulatu, skarżąc się, że nie dostał odpowiedzi na pierwszy:
… jestem doprawdy zrozpaczony, że muszę siedzieć bezczynnie, w czasie gdy Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie. Rozumiem, że Konsulat ma obecnie bardzo wiele zajęć, ale usilnie proszę zająć się również moją osobą i wskazać mi bądź jakąkolwiek drogę powrotu do kraju, bądź jakąś funkcję, którą mógłbym tu spełnić z pożytkiem dla kraju[35].
Chce się przydać, ale jako naukowiec, nie mięso armatnie. Powtarza, kolejny raz, że nie ma żadnego przeszkolenia wojskowego, ma kategorię C jako poborowy, ale jest doktorem fizyki w dziedzinie fizyki atomowej, zna się na chemii, radiotechnice, elektrotechnice, budowie przyrządów precyzyjnych oraz zna język angielski i niemiecki.
James Chadwick po kilku tygodniach wreszcie wraca z Norwegii. Zastaje przerażonego Polaka, bez pieniędzy i zdruzgotanego informacjami o bombardowaniu rodzinnej Warszawy, w którym zginęło kilkanaście tysięcy osób, a kilkadziesiąt tysięcy zostało rannych. John Holt, student pracujący w laboratorium, wspomina, że we wrześniu 1939 roku Józef był tak załamany wybuchem wojny w Polsce, że pewnego dnia inżynier Mike Moore specjalnie przyprowadził go do Holta, by rozmawiali o pracy i by choć na chwilę Rotblat przestał myśleć o kłopotach.
Zanim nowy rok akademicki w Liverpoolu zdążył się rozpocząć, Polska przestała istnieć.
James Chadwick znajduje sposób, by pomóc Rotblatowi finansowo – Polak będzie od listopada wykładowcą fizyki jądrowej. Jego angielski we wrześniu jest tylko trochę lepszy niż w kwietniu, gdy przyjechał do Liverpoolu, a wykłady z fizyki jądrowej to wysoka poprzeczka nawet dla Anglika. Jest przerażony.
– Mówię do Chadwicka, że z moim angielskim nie mogę absolutnie wygłaszać żadnych wykładów. Yes, you can, to była cała jego odpowiedź. Musiałem to robić, nie miałem wyjścia. Pierwszy rocznik studentów musiał mieć duże trudności, by mnie zrozumieć, ale byli dla mnie bardzo mili, wyrozumiali[36].
Wśród teczek z papierami Józefa Rotblata, złożonych w Centrum Archiwów Winstona Churchilla w Kolegium Churchilla w Cambridge, zachowały się gęsto zapisane maczkiem po angielsku wykłady z promieniotwórczości. Początkowo pełne skreśleń, ale rok po roku pismo jest coraz bardziej pewne. Rotblat przepisuje wykłady dosłownie, tak jakby je czytał, zamiast wygłaszać. Studenci z tamtych czasów wspominają jego wschodnioeuropejski akcent, który pozostanie mu do końca życia, tak jak podawanie ręki na przywitanie i pożegnanie. Nazywają go Joe. Po wybuchu wojny jest dużo pracy na uczelni, bo we wrześniu znika z liverpoolskiego uniwersytetu wielu naukowców. Rząd brytyjski wykorzystuje ich do pracy nad radarami.
Józefa Rotblata męczy przekonanie, że po łatwym zajęciu Polski przez Hitlera to samo stanie się z całym światem, jeżeli III Rzesza pierwsza zbuduje bombę. W listopadzie 1939 roku uważa, że jego angielski jest na tyle dobry, że może o tym porozmawiać z Jamesem Chadwickiem.
– Opowiedziałem mu o pomyśle, jak taka bomba mogłaby działać. O reakcji łańcuchowej. O tym, że musimy coś zrobić, by wyprzedzić Niemców. Odkryłem mu, jako pierwszemu, to, co przez tyle miesięcy nie dawało mi spokoju, długo mówiłem, a on tylko chrząknął i wyszedł. Pamiętam dobrze, że to był piątek[37].
W poniedziałek Chadwick powiedział Rotblatowi, że będzie robił doświadczenia związane z bombą. Supertajne. W piwnicach wydziału fizyki. Nie może nikomu o tym mówić. Przydziela mu dwóch asystentów.
Jeden z nich to dwudziestoletni fizyk z Londynu Paul Howard-Flanders. Jest kwakrem, wyznaje religię, która zabrania mu angażować się w cokolwiek, co związane jest z wojną, tymczasem ma pomagać Rotblatowi w budowie bomby atomowej.
– Chadwick poradził mi, żebym mu nie mówił, w czym bierze udział. Paul ma tylko wykonywać doświadczenia z neutronami. Mierzyliśmy, jaką energię mają neutrony wytworzone w procesie rozszczepienia jądra uranu, gdy spotkają się z innymi neutronami, oraz badałem neutrony, które zostały przez jądro wychwycone[38].
Po wojnie Paul Howard-Flanders powie, że jednak się domyślał, nad czym pracował z Polakiem, ale mimo poglądów nie zrezygnował.
Badają energię neutronów powstającą przy rozszczepieniu jądra, które jest skomplikowanym procesem i zależy od szczegółów struktury jąder atomowych[39].
W archiwum Uniwersytetu w Liverpoolu znajduje się notes z tego okresu, gdzie pod datą 22 listopada 1939 roku Józef z samym sobą podzielił się radością po badaniu uranu i wśród pisanych maczkiem po angielsku uwag z doświadczeń odróżnia się swojskie: „Dobrze, psia wasza nędza”.
Chadwick i inni fizycy orientują się, że mają do czynienia z wyjątkowo zdolnym przybyszem z Warszawy. Rotblat stosuje do mierzenia energii neutronów wyrzucanych po rozszczepieniu jądra uranu czułą emulsję fotograficzną z firmy Ilford. Neutrony zderzają się w emulsji z protonami, które z kolei doznają odrzutu i pozostawiają za sobą na emulsji smugi, czyli ślady z ziarenek srebra. Ich długość asystenci Polaka mierzą pod mikroskopem, określając energię neutronów. Rotblat wymyśla też, jak zmierzyć niską energię neutronów w zbiorniku wody.
Na przełomie 1939 i 1940 Chadwick jest przekonany, że budowa bomby z uranu jest mało prawdopodobna. John Holt, który wtedy pracował w departamencie fizyki jako asystent, stwierdził po wojnie, że to właśnie doświadczenia Rotblata mogły mieć wpływ na zmianę nastawienia Chadwicka.
W grudniu 1939 roku na zapytanie rządu Winstona Churchilla o możliwość powstania bomby uranowej James Chadwick uspokaja sir Edwarda Appletona, ministra Departamentu Spraw Naukowych i Przemysłowych brytyjskiego rządu, że wybuch jest możliwy, ale do jego wywołania potrzeba od 1 do 30–40 ton uranu. Nie da się tak wielkiej i ciężkiej bomby zbudować.
W tym liście wspomina też, że pracuje nad tym fizyk z Polski, doktor Rotblat.
Lord Maurice Hankey, minister w gabinecie wojennym Wielkiej Brytanii, pociesza z kolei ministra koordynacji obrony barona Ernle’a Chatfielda, że jeśli chodzi o bombę z uranu, to mogą spać spokojnie, ale profesor Chadwick ze swoim polskim asystentem od doświadczeń powinni dalej pracować nad tym tematem.
W styczniu 1940 roku Chadwick pisze do późniejszego noblisty Johna Cockcrofta: „Nie wiem, czy spotkałeś Rotblata, Polaka, który jest tu od dziewięciu miesięcy. Jest wyjątkowo zdolny, jeden z najlepszych, jakich spotkałem od kilku lat”[40].
Nazwisko warszawskiego fizyka ze Śniadeckich, który rok wcześniej nie wychylał nosa z Polski, pierwszy raz trafia do uszu najwyższych sfer rządowych i naukowych Wielkiej Brytanii.
Ale Rotblat ma też obowiązek służyć, jak chciał na początku wojny, Polskim Siłom Zbrojnym na Zachodzie. W styczniu 1940 roku polski konsulat odmawia mu przedłużenia paszportu, dopóki nie stanie przed Konsularną Komisją Poborową w Londynie.
Również w styczniu 1940 roku James Chadwick w liście do Johna Cockcrofta pisze, że martwi się możliwym powołaniem Rotblata do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i walką na froncie z Niemcami. Obawia się, że ponieważ jest Żydem, może się to dla niego źle skończyć. Chadwick przewiduje dla Polaka rolę wykładowcy, który powinien się też skupić na tajnych badaniach w piwnicy liverpoolskiego wydziału fizyki.
Rotblat staje na wezwanie przed komisją poborową 3 kwietnia 1940 roku. Potrzeba ludzi na front, dostaje najwyższą kategorię A. Ma czekać na powołanie.
Chce tego uniknąć. Stara się o zwolnienie ze służby w polskim wojsku. Uzasadnia podania zaświadczeniem od Jamesa Chadwicka, że jest zatrudniony w przemyśle wojennym podlegającym brytyjskiemu Ministerstwu Lotnictwa. Poborowy pisze do polskiego konsulatu w Londynie: „Nie wolno mi ujawnić rodzaju pracy, ale mogę stwierdzić, że posiada ona bardzo doniosłe znaczenie dla prowadzenia wojny”[41].
Korespondencja przechodzi polskimi i brytyjskimi kanałami wojskowymi i dyplomatycznymi. Od 1940 do 1945 roku Rotblat bez trudu otrzymuje co roku ze sztabu Naczelnego Wodza przedłużenia zwolnienia ze służby w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.
[26] Wywiad sir Harry’ego Kroto i Edwarda Goldwyna z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 4 (dostęp: 9.10.2017).
[27] Referat Józefa Rotblata, Pracownia Radiologiczna na Śniadeckich, dz. cyt., s. 30.
[28] Tamże, s. 31.
[29] List Józefa Rotblata do Ludwika Wertensteina z 4.05.1939, Korespondencja Ludwika Wertensteina, dz. cyt.
[30] Wywiad sir Harry’ego Kroto i Edwarda Goldwyna z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 4 (dostęp: 21.05.2017).
[31] Referat Józefa Rotblata, Pracownia Radiologiczna na Śniadeckich, dz. cyt., s. 34.
[32] List Józefa Rotblata do Konsulatu Generalnego RP w Londynie z 31.08.1939, Teczka osobowa Józefa Rotblata ze Sztabu Głównego Wojska Polskiego, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, sygn. BU 2602/1636.
[33] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 6 (dostęp: 9.09.2016).
[34] Tamże.
[35] List Józefa Rotblata do Konsulatu Generalnego RP w Londynie z 6.09.1939, Teczka osobowa Józefa Rotblata ze Sztabu Głównego Wojska Polskiego, dz. cyt.
[36] Wywiad Katherine Thompson z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 6 (dostęp: 9.09.2016).
[37] Tamże.
[38] Wywiad sir Harry’ego Kroto i Edwarda Goldwyna z Józefem Rotblatem, dz. cyt., t. 4 (dostęp: 20.03.2017).
[39] Profesor Andrzej Kajetan Wróblewski:
– Rozszczepienie jąder może być spowodowane zarówno przez tak zwane neutrony szybkie (o dużej energii), jak i przez neutrony powolne (o małej energii) – zależy to od kilku czynników. Kiedy neutron zostaje pochłonięty przez jądro uranu 235, tworzy się bardzo nietrwałe jądro przejściowe, w którym jest o jeden więcej nukleon, a więc jest to jądro uranu 236. Wydziela się przy tym różnica energii wiązania jąder U235 i U236. Różnica ta jest większa od energii progowej na rozszczepienie U236, wobec czego proces ten może nastąpić nawet przy bardzo malutkiej energii pochłoniętego neutronu (neutron termiczny). Kiedy natomiast neutron zostaje pochłonięty przez jądro uranu 238, to jądrem przejściowym jest U239, a różnica energii wiązania jąder U238 i U239 jest sporo mniejsza od energii progowej na rozszczepienie U239. Żeby więc rozszczepienie mogło w ogóle wystąpić, potrzebne jest pochłonięcie neutronu o energii co najmniej takiej jak wspomniana różnica energii wiązania jąder U238 i U239 (neutron szybki). Proces rozszczepienia jądra U239 zachodzi jednak nieczęsto, ponieważ przegrywa z konkurencyjnym procesem, w którym nadmiar energii jest wynoszony z U239 przez promieniowanie gamma (tak zwany wychwyt radiacyjny neutronu).
[40] Andrew Brown, Keeper of the Nuclear Conscience. The Life and Work of Joseph Rotblat, Oxford: Oxford University Press 2012, s. 29.
[41] List Józefa Rotblata do Konsulatu Generalnego Rzeczpospolitej Polskiej w Londynie z 23.04.1941, Teczka osobowa Józefa Rotblata ze Sztabu Głównego Wojska Polskiego, dz. cyt.
Rozdział 5
W lipcu 1940 roku do piwnicy pod departamentem fizyki liverpoolskiego uniwersytetu schodzi Otto Robert Frisch. Dołącza do Józefa Rotblata i natychmiast się zaprzyjaźniają.
Rok wcześniej wyjaśnia z ciotką Lise Meitner rozszczepienie jądra uranu. Trzy miesiące wcześniej razem z Rudolfem Peierlsem, niemieckim emigrantem, przyspieszy budowę bomby atomowej o co najmniej kilka lat.
Frisch przyjeżdża z Kophenhagi do Anglii, na Uniwersytet w Birmingham, latem 1939 roku. Zaprasza go na kilka dni Mark Oliphant, tamtejszy szef wydziału fizyki. Austriak chętnie zmienia na chwilę duński klimat. W Birmingham dokonuje doświadczeń, by sprawdzić, czy jego mistrz z Kopenhagi Niels Bohr, sceptyczny wobec bomby, nie myli się, uważając, że izotop uranu U238 rozprasza szybkie neutrony, spowalniając je do energii, przy której zostają wychwycone przez jądro. Tych, które nie zostają wychwycone, jest zbyt mało, by mogły zapoczątkować reakcję łańcuchową w izotopie uranu U235, którego w naturalnym uranie jest mniej niż jeden procent. Bomby z tego nie będzie. Artykuł Frischa ukazuje się 5 sierpnia 1939 roku i gdy kilka tygodni później Niemcy atakują Polskę, Frisch jest spokojny przynajmniej o to, że Hitler nie posłuży się bronią uranową.
Postanawia nie wracać do Danii. Jak napisze w autobiografii, wolał pracować w 1939 roku dla Anglii, niż nic nie robić lub pracować dla Hitlera, ewentualnie siedzieć w obozie koncentracyjnym. Oliphant pomaga mu znaleźć pracę wykładowcy.
W Birmingham Frisch zaprzyjaźnia się z berlińczykiem Rudolfem Peierlsem, teoretykiem fizyki, który pracuje w Anglii od dojścia Hitlera do władzy w 1933 roku. Peierls z kolei w czerwcu 1939 roku oblicza, że masa krytyczna uranu – ilość niezbędna do podtrzymania reakcji łańcuchowej – wynosi kilka ton, publikuje wyniki obliczeń mimo niezadowolenia Anglików, uważając, że nie ma sensu trzymać tego w tajemnicy, skoro i tak nie da się kilkutonowej bomby umieścić w jakimkolwiek samolocie.
Obaj więc, Frisch i Peierls, pierwsze miesiące wojny śpią spokojni o losy świata, pewni, że bomba z uranu to mrzonka.
Tak jak wszyscy – swój spokój opierają na fakcie, że w naturalnym uranie izotopu U235, który ulega rozszczepieniu, jest 140 razy mniej niż izotopu U238, który wchłania więcej neutronów, niż ich emituje.
Tak jest do pewnego marcowego dnia 1940 roku, gdy Otto Frisch zadaje po niemiecku Rudolfowi Peierlsowi pytanie: „A co się stanie, jeśliby z naturalnego uranu udało się jednak wyizolować dostatecznie dużą ilość tego rzadkiego izotopu U235 i potraktować go prędkimi neutronami, tak by zaszła szybka reakcja łańcuchowa, która spowoduje wybuch?”.
Teoretyk Peierls nie odpowiada od razu. Układa wzory, liczy. Nagle zdumiony widzi, że według jego własnych wzorów do wielkiego wybuchu potrzeba nie ton uranu, ale zaledwie kilogramów izotopu U235. Taką bombę można już załadować na samolot. Przerażeni Peierls z Frischem obliczają, że siła wybuchu kilku kilogramów ładunku doprowadzi do temperatury takiej jak wewnątrz Słońca, a ciśnienia większego niż w środku Ziemi.
Peierls wspominał: „Obliczyłem, jak wyglądałby wybuch jądrowy. Obaj, Frisch i ja, byliśmy wstrząśnięci”[42].
Frisch pisał:
(…) doszliśmy do wniosku, że mając około 100 tysięcy podobnych rur, można będzie otrzymać funt wystarczająco czystego uranu 235 w umiarkowanym czasie kilku tygodni. W tym momencie popatrzyliśmy na siebie i zrozumieliśmy, że mimo wszystko konstrukcja bomby atomowej wydaje się możliwa[43].
Austriak z Niemcem idą z obliczeniami do szefa wydziału fizyki w Birmingham Marka Oliphanta. Anglik każe im wszystko spisać w formie raportu. W marcu 1940 roku powstaje słynne Memorandum Frischa-Peierlsa, które jest przełomem w historii bomby atomowej.
Na podstawie jedynie teoretycznych obliczeń przewidzieli oni w sposób do dziś zdumiewający, jak bomba będzie wyglądać i jakie skutki przyniesie jej wybuch:
– energia wyzwalana z pięciokilogramowej bomby będzie równoważna energii wybuchu kilku tysięcy ton dynamitu;
– bomba powinna składać się z dwóch połówek kuli uranu, które zostałyby połączone dopiero w chwili wybuchu, złożona bomba wybuchnie w ciągu sekundy lub szybciej;
– ubocznym skutkiem wybuchu będzie promieniowanie niebezpieczne dla żywych istot nawet po długim czasie, ponieważ wiatr rozniesie substancje promieniotwórcze, prawdopodobnie nie będzie można użyć bomby, nie zabijając przy tym bardzo wielu cywilów;
– skuteczna ochrona przed tą bronią będzie właściwie niemożliwa.
Frisch i Peierls ostrzegają w raporcie, że Niemcy prawdopodobnie już budują broń uranową i nie ma na świecie schronów, by się przed nią ukryć. Jedyną skuteczną odpowiedzią jest groźba użycia podobnej broni.
Mark Oliphant przekazuje raport chemikowi z Oksfordu Henry’emu Tizardowi. Komitet Tizarda był najpoważniejszą w Wielkiej Brytanii instytucją, która odpowiadała za udział nauki w wojnie. Sam Tizard sceptycznie podchodził do możliwości budowy bomby z uranu, radary w tym momencie wojny bardziej go interesowały. Poleca jednak stworzyć mały komitet ze specjalistów fizyków angielskich, którzy pochylą się nad opracowaniem Frischa i Peierlsa. W skład komitetu wchodzi między innymi James Chadwick, który już od pół roku wspólnie z Józefem Rotblatem eksperymentuje z szybkimi neutronami, idąc tym samym tropem myślenia co Frisch.
Na spotkaniu 24 kwietnia 1940 roku, gdy komitet wysłuchał Ottona Frischa, Chadwick z zazdrością przyznaje, że praca Niemca i Austriaka jest poprawna. Odkrywca neutronu ma żal jedynie o to, że memorandum nie jest poparte żadnymi doświadczeniami, nad którymi od pół roku ślęczy w liverpoolskiej piwnicy Rotblat.
Komitet Tizarda zaleca Frischowi i Peierlsowi przede wszystkim zachowanie tajemnicy. Od początku wojny Brytyjczycy nie ufają uchodźcom. Frischa i Peierlsa po przyjęciu ich memorandum nie włączono do komitetu. Nie konsultuje się z nimi kolejnych kroków. W gruncie rzeczy komitet ukrywa przed Frischem i Peierlsem ich własny sekret.
Szefem komitetu zostaje fizyk George Paget Thomson. Zasłynął on tym, że w 1939 roku zamówił z wojska tonę tlenku uranu, by sprawdzić, czy bombardując ją neutronami, wywoła reakcję łańcuchową w naturalnym uranie U238. Nie wywołał i uspokoił się, podobnie jak inni, że konstrukcja bomby jest niemożliwa. Teraz niechętnie, ale musi zmienić zdanie. W czerwcu 1940 roku postanawia przed szpiegami ukryć istnienie komitetu pod nazwą MAUD, która wydaje się akronimem, ale nim nie jest.
Wszystko przez Lisę Meitner, która na prośbę Nielsa Bohra wysyła ze Szwecji do Anglii w kwietniu 1940 roku telegram: „WIDZIAŁAM NIEDAWNO NIELSA I MARGRETHE OBOJE W PORZĄDKU ALE PRZYGNĘBIENI WYPADKAMI PROSZĘ POINFORMOWAĆ COCKCROFTA I MAUD RAY KENT”.
John Cockcroft, fizyk jądrowy, ten sam, któremu Chadwick zachwala Józefa Rotblata, czyta kilka razy telegram ze Szwecji i nic nie rozumie. Kim jest Maud Ray Kent? Intryguje go w telegramie słowo ray – promień. Wreszcie rozumie, Meitner, świadoma liczby niemieckich szpiegów w Europie, zaszyfrowała prawdziwą wiadomość zwrotem: MAUD RAY KENT, to anagram wyrażenia radium taken – rad zabrany. Meitner przekazuje do Anglii wiadomość, że hitlerowcy zabierają, skąd się da, rad do swoich doświadczeń jądrowych.
Aby docenić spryt Meitner i błyskotliwość Cockcrofta, Thomson nazywa supertajny komitet bomby atomowej – MAUD.
Jak się później okazało, MAUD RAY to nie był żaden szyfr, ale nauczycielka angielskiego synów Bohra, mieszkająca w Kent. Duński fizyk chciał ją uspokoić co do losów swojej rodziny. Komitet MAUD jednak przeszedł do historii pod taką nazwą.
James Chadwick po przeczytaniu Memorandum Frischa-Peierlsa ściąga tego pierwszego do Liverpoolu, aby dołączył do Rotblata. Jego zdolności plus cyklotron w piwnicy wydziału fizyki gwarantują sukces badawczy.
Frisch szybko zaprzyjaźnia się z Rotblatem, często dołącza do nich Peierls. Spędzają razem czas także poza pracą. Jako „wrodzy cudzoziemcy” często przekraczają wspólnie przepisy, z czego Chadwick musi się tłumaczyć władzom. Latem 1941 roku załatwia im jednak zwolnienie z tych wojennych restrykcji. Otto Frisch w swej biografii wspomina, jak Józef zaprasza go na spotkanie z grupą polskich żołnierzy w Liverpoolu.
Jeśli miałem prywatne życie poza laboratorium, to głównie zawdzięczam to Josephowi Rotblatowi. Polskiemu fizykowi, który został w Anglii, gdy wybuchła wojna. Stracił oczywiście kontakt z rodziną, gdy jego kraj został zaatakowany i podzielony między Niemców i Rosjan (…). Pamiętam jedną okazję, gdy zaaranżował dla mnie grę na pianinie dla polskich żołnierzy stacjonujących w Liverpoolu. Kiedy tam trafiłem, znalazłem się w klasie z upchaną setką ludzi i prostym pianinem, w którym sześć klawiszy w ogóle nie działało. Po pierwszej próbie poddałem się z graniem jakiejś delikatnej melodii, która by została zniszczona, gdyby jedna nuta nie szła za drugą. Mogłem zagrać jedynie utwór składający się w większości z oktaw i bardzo głośny. Dlatego spróbowałem zagrać Grande Polonaise Chopina. Naprawdę bardzo trudny utwór dla mnie. Ale dla tych Polaków ten utwór bardzo wiele znaczył. Dla nich Grande Polonaise jest jak hymn narodowy i słyszeć, jak ktoś gra go za granicą, to pobudzające doświadczenie, była burza oklasków, kiedy skończyłem mój nierówny koncert[44].
Rotblat często utrzymuje poza uczelnią kontakty z Polakami w Liverpoolu. Organizuje grupę znajomych, razem chodzą na imprezy do Towarzystwa Polsko-Angielskiego. W archiwum w Cambridge zachowały się zaproszenia na koncerty i odczyty.
– To nie trwało jednak zbyt długo, bo Joe oświadczył, że to komuniści, i nie poszliśmy już tam nigdy więcej – wspomina jego student Tom Randle[45].
Za pośrednictwem BBC i siostry Ludwika Wertensteina w USA Marii Werten próbuje nawiązać kontakt z rodziną w Polsce, ale bezskutecznie.
Chadwickowie traktują Józefa jak członka rodziny, jeździ z Jamesem wędkować, odwiedza ich w domu, koresponduje z Aileen Chadwick. Pnie się w Liverpoolu po szczeblach towarzyskich i zawodowych. Jest popularny wśród studentów ze względu na wiedzę, poczucie humoru i dociekliwość. Pali fajkę, jeździ na wycieczki ze studentami do północnej Walii czy w góry Szkocji. O polskich przekleństwach Uncle Joe, który się wścieka na sprzęt w laboratorium, krążą wierszyki.
– W 1942 byłem z Joe w Lynmouth w Devon, gdzie wynajął rowery i znalazł starą opuszczoną kopalnię uranu. Zabraliśmy kawałek do Liverpoolu, a licznik Geigera wykazał, że jest całkiem radioaktywny. W 1943 roku zatrzymaliśmy się w Aviemore w północnej Szkocji. Odkrywaliśmy niesamowitą przyrodę, stary las sosnowy Rothiemurchus z gniazdami leśnych mrówek. Najlepszą rzeczą z całej wyprawy miała być jednodniowa trzydziestodwukilometrowa wspinaczka na szczyt góry Cairngorm. Joe bardzo dobrze się do niej przygotował. Oczywiście musieliśmy pójść nieuczęszczaną trasą, wzdłuż doliny Lairig Ghru u podnóża góry Ben Macdui, a potem czterdziestopięciostopniowym wzniesieniem. W porównaniu z tym wszystkim wspinaczka na szczyt Cairngorm była prosta – wspomina student Rotblata John Riley Holt[46].
Na wykładach Rotblat otwarcie mówi o następstwach odkrycia rozpadu jądra uranu i o ogromnej energii, jaką kryją atomy. Uważa, że pomijanie tego w nauczaniu budzi właśnie podejrzenia.
W marcu 1941 roku jedna z niemieckich bomb spada naprzeciw budynku wydziału fizyki liverpoolskiego uniwersytetu. Wypadają wszystkie okna, są duże zniszczenia, ale cyklotron schowany w piwnicy jest cały.
James Chadwick z duszą na ramieniu bada licznikiem Geigera każdy krater po niemieckich bombach w Liverpoolu. Anglicy nie wiedzą, jak daleko z pracami nad bombą uranową jest Hitler.
Po wojnie, w 1969 roku James Chadwick w rozmowie z dziennikarzem z typowo angielską pychą przedstawił rolę swoją, Frischa i Rotblata w budowie bomby atomowej:
Do dziś pamiętam wiosnę 1941 roku. Zrozumiałem wtedy, że zbudowanie bomby jądrowej jest nie tylko możliwe, ale nawet nieuniknione. Wcześniej czy później inni też musieli wpaść na ten pomysł. Wkrótce wszyscy to wymyślą, a niektóre kraje urzeczywistnią te idee. Z nikim nie mogłem porozmawiać. Widzi pan, najważniejszymi ludźmi w laboratorium byli Frisch i Rotblat. Wprawdzie bardzo ich ceniłem, ale oni nie byli obywatelami tego kraju, a pozostali to byli zupełnie młodzi chłopcy. I nie było z kim rozmawiać[47].
Tymczasem tej i poprzedniej wiosny trudno w Anglii było znaleźć osoby bardziej kompetentne do rozmowy o bombie atomowej niż ci dwaj pracujący w piwnicy nad tajnymi doświadczeniami. Teoria Frischa i Peierlsa została w ciągu roku udowodniona między innymi w Liverpoolu.
Koordynujący prace komitet MAUD w lipcu 1941 roku przekazuje rządowi brytyjskiemu raport, z którego wynika, że bombę uranową da się skonstruować. Raport określa, że bomba powinna zawierać 11,3 kilograma izotopu uranu U235. Miałaby siłę rażenia taką jak 1800 ton trotylu. Aby przemówić do wyobraźni ludzi z 1941 roku, znających tylko klasyczne wybuchy, autorzy raportu przypominają skutki zdarzenia z roku 1917 w porcie Halifax w Nowej Szkocji. Eksplodował tam statek przewożący pięć milionów funtów materiałów wybuchowych, co spowodowało całkowite zniszczenie wszystkiego w promieniu kilometra, w budynkach w promieniu piętnastu kilometrów wypadły okna, a w jednym wypadku nawet w promieniu stu kilometrów.
Wybuch wyzwoli też duże ilości substancji promieniotwórczych. Komitet MAUD optymistycznie prognozuje, że koszt wybudowania zakładu do produkcji jednego kilograma izotopu U235 dziennie to pięć milionów funtów. Taki zakład produkowałby trzy bomby atomowe miesięcznie. MAUD zaleca jak najszybszą budowę zakładu, tak by pierwsze bomby były gotowe w 1943 roku. Anglicy uważają, że należy kontynuować współpracę z USA, szczególnie jeśli chodzi o doświadczenia z uranem. Projekt zmienia nazwę na Tube Alloys, jego szefem zostaje polityk, ale zarazem naukowiec sir John Anderson. Premier Winston Churchill wyznacza go na to stanowisko i zgadza się, choć bez entuzjazmu, na prowadzenie dalszych prac. Churchill wierzy w konwencjonalne naloty na Niemcy, nie wierzy, że kiedykolwiek uda się stworzyć bombę z uranu[48].
Prace nad bombą uranową w Anglii od lata 1941 roku tracą tempo. Powodem jest nie tylko niewiara Churchilla, ale też brak pieniędzy. Bombardowana dzień i noc wyspa nie jest w stanie zbudować zakładów do produkcji izotopu uranu U235.
Dzięki aktywności brytyjskich fizyków, a najbardziej Marka Oliphanta, raport MAUD trafia jednak w październiku 1941 roku na biurko prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta, dwa miesiące później USA zostają zaatakowane przez Japonię w Pearl Harbor. Muszą minąć jeszcze dwa lata, zanim Churchill z Rooseveltem podpiszą porozumienie w Quebecu, które sprowadzi policjanta do drzwi Józefa Rotblata.
[42] Richard Rhodes, Jak powstała bomba atomowa, dz. cyt., s. 289.
[43] Otto Frisch,
