(Nie)praworządność - Robert Gwiazdowski - ebook

(Nie)praworządność ebook

Robert Gwiazdowski

0,0

Opis

Fizycy mówią wiele o kwarkach – choć nikt ich nie widział. Prawnicy mówią o praworządności – choć nikt jej nie widział. I to właśnie o tej niewidocznej praworządności jest ta książka. Nie można będzie praworządności w Polsce „przywrócić”. Bo nie można „przywrócić” czegoś, czego nie było. Można próbować to dopiero stworzyć. Ale warunek jest taki, że trzeba się pogodzić z tym, że nie ma czego „przywracać”.

Gdy nie wiadomo (a dziś nie wiadomo), kto jest sędzią, a kto nie jest, czy wyrok jest wyrokiem, czy jednak nie jest, a jeśli jeszcze jest, to czy nim być nie przestanie (a tak się może wydarzyć), gdy sędziego można wywalić za wyroki, które wydaje, to jeszcze większą degrengoladę sądownictwa wyobrazić sobie trudno.

Niezależne sądownictwo jest tylko jednym z czterech warunków praworządności, a nie jedynym i że pozostałe trzy warunki też nie są spełnione (i nigdy nie były), postaram się wykazać na kartach tej książki.

Przytoczę jeszcze tutaj na koniec środowiskową anegdotę dotycząca tego, co trzeba zrobić z wymiarem sprawiedliwości, żeby zapanowała praworządność. W prywatnej dyskusji na ten temat profesorów prawa, tak gdzieś około roku 2013 lub 2014, padło stwierdzenie, że „tego” się nie da zreformować. Trzeba wrzucić w to wszystko parę wiązek granatów. I zbudować od nowa. Ja nadal jestem tego zdania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 720

Rok wydania: 2023

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wy­da­nie pierw­sze

Co­py­ri­ght © 2023 by Ro­bert Gwiaz­dow­ski

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część ni­niej­szej pu­bli­ka­cji nie może być po­wie­la­na, prze­cho­wy­wa­na w sys­te­mie wy­szu­ki­wa­nia lub prze­ka­zy­wa­na, w ja­kiej­kol­wiek for­mie i w ja­ki­kol­wiek spo­sób elek­tro­nicz­ny, me­cha­nicz­ny, fo­to­ko­piu­ją­cy, na­gry­wa­ją­cy lub inny, bez uprzed­niej pi­sem­nej zgo­dy.

re­dak­cja, ko­rek­ta i skład: Anna Śle­szyń­ska

kon­sul­ta­cja re­dak­cyj­na i skła­do­wa: Mi­chał Ba­naś

E-book: Ro­bert Wasz­kie­wicz

Fun­da­cja War­saw En­ter­pri­se In­sti­tu­te

Al. Je­ro­zo­lim­skie 30

00-024 War­sza­wa

ISBN: 978-83-67272-44-5

SPIS TRE­ŚCI

Wstęp

Roz­dział 1Pań­stwo i pra­wo

Teo­rie pań­stwa

Teo­rie a prak­ty­ka. Przy­kład Sta­nów Zjed­no­czo­nych

Uza­sad­nie­nie ist­nie­nia pań­stwa

Pra­wo

Obo­wią­zy­wa­nie pra­wa

Roz­dział 2

O isto­cie pra­wo­rząd­no­ści

Rzą­dy pra­wa czy(li) pra­wo­rząd­ność?.

Sta­ro­żyt­ność

Rzą­dy pra­wa w Śre­dnio­wie­czu

„Wiek Świa­teł”

Wiek XX

Dwie pra­wo­rząd­no­ści

Pra­wo, któ­re „rzą­dzi”

Pra­wo­rząd­ność a eko­no­mia i pra­wo na­tu­ry

Czte­ry pod­sta­wo­we za­sa­dy pań­stwa pra­wa

Rów­ność

Pew­ność

Współ­cze­sne pań­stwo praw­ne

Roz­dział 3Trze­cia wła­dza

Po­dział wła­dzy

Nie­za­leż­ność i nie­za­wi­słość

Roz­dział 4Bez­pra­wiem Pol­ska stoi

Hi­sto­ria ma­ter stu­dio­rum est

Rok 1989

Są­dow­nic­two PRL

„Gru­ba Kre­ska”

Po­dział wła­dzy?

Roz­dział 5(Nie)pra­wo­rząd­na Kon­sty­tu­cja

„Z nie­pra­we­go łoża”

Kon­sty­tu­cyj­ny beł­kot

Roz­dział 6Try­bu­nał (Nie)Kon­sty­tu­cyj­ny

„Jak to się robi w Ame­ry­ce”

Eu­ro­pa

Pol­ska

Try­bu­nał w Kon­sty­tu­cji

Roz­dział 7Pań­stwo pra­wa czy pań­stwo sę­dziów?

„Wol­ne sądy”

Sę­dzio­wie

Nie­pra­wo­rząd­ne po­wo­ły­wa­nie sę­dziów

Kra­jo­wa Rada Są­dow­nic­twa

Nie­pra­wo­rząd­na nie­tran­spa­rent­ność

Kom­pro­mis?

Roz­dział 8(Nie)pra­wo­rząd­na wy­kład­nia pra­wa

Teo­rie wy­kład­ni pra­wa

Wy­kład­nia pra­wa w orzecz­nic­twie są­do­wym

Pra­wo­rząd­ne za­sa­dy pra­wa

„Wy­kła­da­cze”

Roz­dział 9Nie­pra­wo­rząd­ny Na­czel­ny Sąd Ad­mi­ni­stra­cyj­ny

Eli­mi­no­wa­nie błęd­nych roz­strzy­gnięć

De lege fe­ren­da

Roz­dział 10Pra­wo­rząd­ne służ­by spe­cjal­ne

Za­cznij­my od przy­kła­dów

Jak bu­do­wa­no pod­sta­wy praw­ne „pra­wo­rząd­nych” dzia­łań służb spe­cjal­nych

Roz­dział 11In du­bio pro li­ber­ta­te

Pra­wo­rząd­ne za­koń­cze­nie (kró­ciut­kie)

Obroń­com pra­wo­rząd­no­ści

Wstęp

Idea rzą­dów pra­wa sta­ła się w Pol­sce przed­mio­tem oży­wio­ne­go dys­kur­su praw­ne­go po wy­bo­rach w 2015 r., któ­ry to dys­put praw­ny spra­wia nie­ste­ty wra­że­nie po­li­tycz­ne­go, a przy­naj­mniej po­li­tycz­nie uwa­run­ko­wa­ne­go.

Cza­sa­mi jest to na­wet de­ma­go­gicz­na awan­tu­ra. Jak w przy­pad­ku pro­jek­tu „usta­wy na­praw­czej” – czy­li usta­wy o zmia­nie usta­wy o Są­dzie Naj­wyż­szym, któ­ry po­ja­wił się w Sej­mie tuż przed koń­cem 2022 roku i znik­nął po kil­ku­na­stu go­dzi­nach, lecz zdą­żył zo­stać skry­ty­ko­wa­ny nie tyl­ko przez opo­zy­cję, ale i przez wie­lu po­li­ty­ków PiS, a na­wet przez pre­zy­den­ta Dudę. Co cie­ka­we, za­nim się on jesz­cze ofi­cjal­nie po­ja­wił, zo­stał po­noć „za­ak­cep­to­wa­ny” przez ko­le­gium ko­mi­sa­rzy Unii Eu­ro­pej­skiej – jak­by mo­gli oni co­kol­wiek mieć w tej spra­wie do po­wie­dze­nia, poza szan­ta­żem, że za­blo­ku­ją unij­ne pie­nią­dze z Kra­jo­we­go Pla­nu Od­bu­do­wy (KPO)1 dla Pol­ski, jak im się te zmia­ny nie będą po­do­bać. Ale co gor­sza, ten pro­jekt ni­cze­go nie na­pra­wiał.

PiS po raz ko­lej­ny pod­jął pró­bę oszu­ka­nia Ko­mi­sji Eu­ro­pej­skiej i wpro­wa­dze­nia paru ko­sme­tycz­nych zmian do sys­te­mu, któ­ry sam stwo­rzył. Na przy­kład prze­ka­za­nia spraw dys­cy­pli­nar­nych sę­dziów do NSA. Opo­zy­cja za­żą­da­ła prze­ka­za­nia tych spraw Izbie Kar­nej SN, uchy­le­nia tak zwa­nej „usta­wy ka­gań­co­wej”, czy­li prze­pi­sów o od­po­wie­dzial­no­ści dys­cy­pli­nar­nej sę­dziów za orze­ka­nie zgod­nie z Kon­sty­tu­cją – we­dług wła­sne­go jej ro­zu­mie­nia, wpro­wa­dzo­nych usta­wą z dnia 20 grud­nia 2019 r. o zmia­nie usta­wy – Pra­wo o ustro­ju są­dów po­wszech­nych, usta­wy o Są­dzie Naj­wyż­szym oraz nie­któ­rych in­nych ustaw, o któ­rej bę­dzie nie­co wię­cej w roz­dzia­le 7, oraz, a jak­że­by ina­czej, przy­wró­ce­nia „daw­ne­go” try­bu wy­ła­nia­nia Kra­jo­wej Rady Są­dow­nic­twa – czy­li wy­bie­ra­nia jej człon­ków spo­śród sę­dziów przez sa­mych sę­dziów.

W kwe­stii pierw­szej nie da się nie za­uwa­żyć, że jak­by NSA w spra­wach dys­cy­pli­nar­nych orze­kał jak w spra­wach po­dat­ko­wych – o czym bę­dzie wię­cej i do­kład­niej w roz­dzia­le 9 – to do­pie­ro mo­gła­by być de­gren­go­la­da. Z dru­giej stro­ny prze­ka­za­nie tych spraw Izbie Kar­nej SN i to „naj­le­piej jesz­cze sę­dziom z sied­mio­let­nim sta­żem” może roz­wia­ło­by wszyst­kie wąt­pli­wo­ści – jak za­pew­nił Pre­zes Izby Kar­nej SN sę­dzia Mi­chał La­skow­ski2 – ale nie roz­wią­za­ło­by wszyst­kich pro­ble­mów wy­ni­ka­ją­cych z wcze­śniej­sze­go orzecz­nic­twa w spra­wach dys­cy­pli­nar­nych, któ­re tro­chę jed­nak uza­sad­nia­ło oskar­że­nia o „ka­sto­wość”. W kwe­stii dru­giej nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że wpro­wa­dzo­ne przez PiS prze­pi­sy na­le­ży uchy­lić. Ale za to w kwe­stii trze­ciej nie po­win­no ule­gać wąt­pli­wo­ści, że nie na­le­ży przy­wra­cać sta­re­go try­bu wy­bo­ru człon­ków KRS spo­śród sę­dziów – ar­gu­men­ty „za czym” będą się prze­wi­ja­ły na ko­lej­nych kar­tach tej książ­ki w róż­nych jej miej­scach.

Żeby było śmiesz­niej, pro­jekt PiS skry­ty­ko­wał sam Mi­ni­ster Spra­wie­dli­wo­ści w rzą­dzie PiS, oświad­cza­jąc, że za­gra­ża on fun­da­men­tom pań­stwa, na­ru­sza Kon­sty­tu­cję i go nie za­ak­cep­tu­je3. Hi­sto­rie jak z se­ria­lu „Świat we­dług Kiep­skich”.

Ce­lem dal­szych roz­wa­żań jest wpi­sa­nie się w trwa­ją­cy dys­kurs z py­ta­nia­mi: (i) czym w ogó­le są rzą­dy pra­wa?; (ii) czy pa­no­wa­ły one w Rzecz­po­spo­li­tej Pol­skiej „urze­czy­wist­nia­ją­cej za­sa­dy spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej” i do­pie­ro w ostat­nich la­tach zo­sta­ły znisz­czo­ne?; (iii) jak je „przy­wró­cić” (o ile w ogó­le jest co przy­wra­cać), tu­dzież jak je zbu­do­wać (o ile ich wcze­śniej nie było)?

Praw­dzi­wa pra­wo­rząd­ność w Pol­sce, po­wrót rzą­dów pra­wa w Pol­sce bę­dzie moż­li­wy do­pie­ro po wy­gra­nych wy­bo­rach – po­wie­dział Do­nald Tusk4. A moja teza jest taka, że nie bę­dzie moż­na po ewen­tu­al­nym zwy­cię­stwie dzi­siej­szej opo­zy­cji „przy­wró­cić” pra­wo­rząd­no­ści, bo nie moż­na przy­wró­cić cze­goś, cze­go ni­g­dy nie było. A nie było pra­wo­rząd­no­ści w ta­kim zna­cze­niu, ja­kie po­ję­ciu temu na­da­je cy­wi­li­za­cja ła­ciń­ska.

Gdy nie wia­do­mo (a dziś nie wia­do­mo), kto jest sę­dzią, a kto nie jest, czy wy­rok jest wy­ro­kiem, czy jed­nak nie jest, a je­śli jesz­cze jest, to czy nim być nie prze­sta­nie (a tak się może wy­da­rzyć), gdy sę­dzie­go moż­na wy­wa­lić za wy­ro­ki, któ­re wy­da­je, to jesz­cze więk­szą de­gren­go­la­dę są­dow­nic­twa wy­obra­zić so­bie trud­no.

A na do­da­tek sę­dzie­go po zmia­nach wpro­wa­dzo­nych przez PiS moż­na wy­wa­lić za wy­ro­ki, któ­re wy­da­je. I nie moż­na oprzeć się wra­że­niu, że po to wła­śnie te wszyst­kie zmia­ny były wpro­wa­dza­ne. Ow­szem paru sę­dziów sam bym chęt­nie wy­wa­lił wła­sny­mi rę­ka­mi, jak­bym mógł, za wy­ro­ki, któ­re wy­da­wa­li. Ale to wła­dza wy­ko­naw­cza chce ich w rze­czy­wi­sto­ści wy­wa­lać, a nie ja­kiś teo­re­ty­zu­ją­cy, nie­za­do­wo­lo­ny z ich orze­czeń ad­wo­kat. I nie za wy­ro­ki głu­pie czy nie­spra­wie­dli­we, tyl­ko za ta­kie, któ­re się tej wła­dzy nie po­do­ba­ją z po­wo­dów po­li­tycz­nych, a nie me­ry­to­rycz­nych. I chce ta wła­dza to ro­bić rę­ko­ma sę­dziów przez sie­bie samą po­wo­ła­nych, na pod­sta­wie pra­wa, któ­re spe­cjal­nie w tym celu uchwa­li­ła wła­dza usta­wo­daw­cza – ta sama, któ­ra po­wo­ła­ła wła­dzę wy­ko­naw­czą.

Z dru­giej stro­ny nie do koń­ca wia­do­mo, dla­cze­go nie­któ­rzy sę­dzio­wie sę­dzia­mi nie są. Bo ar­gu­ment, że zo­sta­li po­wo­ła­ni przez pre­zy­den­ta na wnio­sek nie­kon­sty­tu­cyj­nej Kra­jo­wej Rady Są­dow­nic­twa (KRS) – na­zwa­nej „neo-KRS”. Tyl­ko nie ma pew­no­ści, dla­cze­go jest ona „nie­kon­sty­tu­cyj­na”. Po­ja­wia­ją się ar­gu­men­ty o nie­kon­sty­tu­cyj­nym wy­ga­sze­niu ka­den­cji nie­któ­rych człon­ków KRS w 2018 roku – tych wy­bra­nych przez sę­dziów – na pod­sta­wie usta­wy z dnia 18 grud­nia 2017 r. o zmia­nie usta­wy o Kra­jo­wej Ra­dzie Są­dow­nic­twa oraz nie­któ­rych in­nych ustaw. I to jest aku­rat ar­gu­ment traf­ny. Ta­kie sta­no­wi­sko za­jął Eu­ro­pej­ski Try­bu­nał Praw Czło­wie­ka (ETPCz) w wy­ro­ku z dnia 15 mar­ca 2022 roku w spra­wie Grzę­da prze­ciw­ko Pol­sce (skar­ga nr 43572/18). Try­bu­nał stwier­dził w swo­im orze­cze­niu, że uwzględ­nia­jąc wa­run­ki art. 187 ust. 3 Kon­sty­tu­cji – w pra­wie kra­jo­wym ist­nia­ło uza­sad­nio­ne pra­wo sę­dzie­go wy­bra­ne­go do KRS do peł­nie­nia funk­cji przez peł­ną ka­den­cję, z wy­jąt­kiem wy­czer­pu­ją­co wy­li­czo­nych wy­jąt­ków usta­wo­wych w sek­cji 14 ust. 1 usta­wy z 2011 r. o KRS (pkt 282). Try­bu­nał uznał, że fakt, iż ka­den­cja skar­żą­ce­go (sę­dzie­go Grzę­dy) zo­sta­ła za­koń­czo­na ex lege w dniu wy­bo­ru no­wych człon­ków KRS, nie może być uzna­ny za po­zba­wia­ją­cy z mocą wstecz­ną ar­gu­men­ta­cji pra­wa, któ­re­go skar­żą­cy mógł do­cho­dzić na pod­sta­wie prze­pi­sów obo­wią­zu­ją­cych w cza­sie jego wy­bo­ru. Jak wspo­mnia­no po­wy­żej, prze­pi­sy te wy­raź­nie okre­śla­ły czte­ro­let­nią ka­den­cję i wy­czer­pu­ją­co wy­mie­nia­ły kon­kret­ne po­wo­dy, dla któ­rych moż­na było ją za­koń­czyć (pkt 285). Ale w 2022 roku za­czę­ła się ko­lej­na ka­den­cja KRS, do któ­rej nie ma on już za­sto­so­wa­nia. Więc prze­pla­ta się z nim dru­gi – że człon­ków KRS spo­śród sę­dziów w 2022 roku też wy­brał Sejm, a Sejm może wy­brać tyl­ko 4 człon­ków KRS – spo­śród po­słów. Ten ar­gu­ment jest już moc­no na­cią­ga­ny, ale dla spo­rów o przy­szłość pra­wo­rząd­no­ści też może być uwzględ­nio­ny – co KRS w skła­dzie z 2022 roku czy­ni nie­kon­sty­tu­cyj­ną. Dla pra­wo­rząd­no­ści naj­więk­sze zna­cze­nie ma ar­gu­ment trze­ci – że człon­ków KRS spo­śród sę­dziów mogą wy­bie­rać tyl­ko sę­dzio­wie. To jest ar­gu­ment ab­sur­dal­ny, któ­ry unie­moż­li­wi bu­do­wę pra­wo­rząd­no­ści po ewen­tu­al­nym usu­nię­ciu neo-sę­dziów po­wo­ła­nych przez pre­zy­den­ta na wnio­sek neo-KRS.

Ale nie­za­leż­ne są­dow­nic­two jest tyl­ko jed­nym z czte­rech wa­run­ków pra­wo­rząd­no­ści, a nie je­dy­nym i że po­zo­sta­łe trzy wa­run­ki też nie są speł­nio­ne (i ni­g­dy nie były), co po­sta­ram się na dal­szych kar­tach wy­ka­zać. Bo nie tyl­ko sądy są waż­ne w pra­wo­rząd­nym pań­stwie, ale i pra­wo, któ­re mają sto­so­wać. Żeby mo­gły za­pa­no­wać rzą­dy pra­wa, pra­wo musi być: (i) ogól­ne, (ii) rów­ne i (iii) pew­ne. A nie jest (i ni­g­dy nie było). Nor­my praw­ne bar­dzo czę­sto nie były ogól­ne, lecz zmie­rza­ły do wy­kre­owa­nia kon­kret­nej rze­czy­wi­sto­ści eko­no­micz­nej i spo­łecz­nej. Prze­pi­sy praw­ne róż­ni­co­wa­ły pod­mio­ty pra­wa sprzecz­nie z za­sa­dą rów­no­ści wo­bec pra­wa. Ich nie­ja­sność – zwłasz­cza w przy­pad­ku prze­pi­sów pra­wa po­dat­ko­we­go – jest wręcz mi­tycz­na. Zmie­nia­ły się one tak czę­sto, że o ja­kiej­kol­wiek pew­no­ści pra­wa ni­g­dy nie mo­gło być mowy. A nie­za­leż­ność sę­dziów po­wo­ły­wa­nych de fac­to w dro­dze ko­op­ta­cji przez sa­mych sę­dziów ma­ją­cych więk­szość w KRS nie była żad­ną gwa­ran­cją bro­nie­nia przez nich tak ro­zu­mia­nych za­sad rzą­dów pra­wa. A sądy mają być nie tyl­ko nie­za­wi­słe i nie­za­leż­ne. Mają też być bez­stron­ne. A je­śli wie­my (a wie­my, choć nie­ofi­cjal­nie), że więk­szość sę­dziów w izbach fi­nan­so­wych są­dów ad­mi­ni­stra­cyj­nych pra­co­wa­ła wcze­śniej w or­ga­nach po­dat­ko­wych, to czy nie ist­nie­je do­mnie­ma­nie moż­li­we­go bra­ku bez­stron­no­ści? A je­śli po­dat­ni­cy wno­szą­cy do tych są­dów skar­gi na de­cy­zje tych or­ga­nów nie mają jak się o tym do­wie­dzieć, to czy moż­na mó­wić o speł­nie­niu wa­run­ku pra­wo­rząd­no­ści? A je­śli sę­dzio­wie jaw­ne de­kla­ru­ją swo­je sym­pa­tie i an­ty­pa­tie po­li­tycz­ne, to wy­da­jąc orze­cze­nia, nie kie­ru­ją się nimi? Pol­scy sę­dzio­wie mu­szą być nad­ludź­mi, bo nor­mal­ni lu­dzie kie­ru­ją się swo­imi sym­pa­tia­mi i an­ty­pa­tia­mi.

O pra­wo­rząd­no­ści sta­no­wi wie­le ustaw, w tym usta­wa za­sad­ni­cza. Tyl­ko co z tego?

Zgod­nie z art. 2 Kon­sty­tu­cji: Rzecz­po­spo­li­ta Pol­ska jest de­mo­kra­tycz­nym pań­stwem praw­nym, urze­czy­wist­nia­ją­cym za­sa­dy spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej. Z ko­lei art. 7 Kon­sty­tu­cji sta­no­wi, że or­ga­ny wła­dzy pu­blicz­nej dzia­ła­ją na pod­sta­wie i w gra­ni­cach pra­wa. Ale już w art. 6 Usta­wy z dnia 14 czerw­ca 1960 r. Ko­deks po­stę­po­wa­nia ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go (k.p.a.) jest mowa o tym, że or­ga­ny ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej dzia­ła­ją na pod­sta­wie prze­pi­sów pra­wa. Po­dob­nie brzmi art. 120 Usta­wy z dnia 29 sierp­nia 1997 r. Or­dy­na­cja po­dat­ko­wa (o.p.), zgod­nie z któ­rym or­ga­ny po­dat­ko­we dzia­ła­ją na pod­sta­wie prze­pi­sów pra­wa. Niby po­wta­rza­ją one sfor­mu­ło­wa­nie za­war­te w Kon­sty­tu­cji, ale nie do­słow­nie. Zgod­nie z do­mnie­ma­niem ra­cjo­nal­no­ści usta­wo­daw­cy na­le­ża­ło­by do­mnie­my­wać, że roz­róż­nie­nie na pod­sta­wie i w gra­ni­cach po­win­no mieć ja­kiś sens. Tym­cza­sem w ogól­nym pra­wie ad­mi­ni­stra­cyj­nym mowa jest o „pod­sta­wie” dzia­ła­nia or­ga­nów ad­mi­ni­stra­cji, ale bez wy­ty­cza­nia „gra­nic” tej dzia­łal­no­ści. Albo więc ustro­jo­daw­ca kon­sty­tu­cyj­ny nie przy­wią­zy­wał wagi do ję­zy­ka praw­ne­go, albo usta­wo­daw­ca zwy­kły zi­gno­ro­wał wy­tycz­ne ustro­jo­daw­cy.

Ale to w su­mie dro­biazg. Po­waż­niej­szy jest dru­gi pro­blem. Kon­sty­tu­cja mówi o „pra­wie”, a k.p.a. i o.p. o „prze­pi­sach pra­wa”. A to jest dość istot­na róż­ni­ca. Rzec moż­na fun­da­men­tal­na. W świe­tle roz­róż­nie­nia ius i lex (o czym bę­dzie jesz­cze mowa), tej róż­ni­cy zi­gno­ro­wać nie spo­sób. Za­wsze bo­wiem moż­na zna­leźć ja­kiś „prze­pis”, któ­ry sta­no­wić bę­dzie „pod­sta­wę” dzia­łal­no­ści or­ga­nów ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej, po­li­cji, pro­ku­ra­tu­ry, czy służb spe­cjal­nych. Ale czy to jest „pra­wo”?

Przo­du­je tu Na­czel­ny Sąd Ad­mi­ni­stra­cyj­ny (NSA), któ­ry z prze­pi­su o kosz­tach uzy­ska­nia przy­cho­du po­tra­fił wy­wieść na pod­sta­wie po­kręt­nej wy­kład­ni sprzecz­nej z wer­bal­nym sta­no­wi­skiem Mi­ni­ster­stwa Fi­nan­sów obo­wią­zek po­dat­ko­wy, choć go w pra­wie nie ma.

Do za­sa­dy pra­wo­rząd­no­ści wer­bal­nie na­wią­zu­je tak­że art. 7 k.p.a., wpro­wa­dza­jąc jesz­cze wię­cej za­mie­sza­nia. Sta­no­wi on, że or­ga­ny ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej sto­ją na stra­ży pra­wo­rząd­no­ści i po­dej­mu­ją wszel­kie kro­ki nie­zbęd­ne do do­kład­ne­go wy­ja­śnie­nia sta­nu fak­tycz­ne­go oraz do za­ła­twie­nia spra­wy, ma­jąc na wzglę­dzie in­te­res spo­łecz­ny i słusz­ny in­te­res oby­wa­te­li. W ze­sta­wie­niu z cy­to­wa­nym wy­żej art. 6 k.p.a. (or­ga­ny ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej dzia­ła­ją na pod­sta­wie prze­pi­sów pra­wa) moż­na się za­cząć za­sta­na­wiać, czy dzia­ła­nie na pod­sta­wie prze­pi­sów pra­wa ma coś wspól­ne­go z „pra­wo­rząd­no­ścią”, sko­ro sta­tu­uje ją prze­pis ko­lej­ne­go ar­ty­ku­łu? Do­dat­ko­wo nie wia­do­mo wca­le czy do­kład­ne wy­ja­śnie­nie sta­nu fak­tycz­ne­go jest ele­men­tem „pra­wo­rząd­no­ści”, czy się w niej nie mie­ści, sko­ro o po­dej­mo­wa­niu wszel­kich kro­ków nie­zbęd­nych do jego wy­ja­śnie­nia mowa jest w in­nym prze­pi­sie.

Na pod­sta­wie k.p.a. na „na­ru­sze­nie pra­wo­rząd­no­ści” moż­na do wła­ści­we­go or­ga­nu zło­żyć skar­gę (art. 227 k.p.a.) albo wnio­sek ma­ją­cy na celu wzmoc­nie­nie pra­wo­rząd­no­ści (art. 241 k.p.a.). Zgod­nie z art. 2 usta­wy z dnia 28 stycz­nia 2016 r. Pra­wo o pro­ku­ra­tu­rze (p.o.p.), stoi ona na stra­ży pra­wo­rząd­no­ści (po­dob­nie jak or­ga­ny ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej na pod­sta­wie art. 7 k.p.a.), zgod­nie zaś z art. 92 § 1 p.o.p. Pro­ku­ra­tor Ge­ne­ral­ny ślu­bu­je stać na stra­ży pra­wa i strzec pra­wo­rząd­no­ści – co może su­ge­ro­wać, że prze­strze­ga­nie pra­wa i strze­że­nie pra­wo­rząd­no­ści to dwie róż­ne rze­czy. Ale or­dy­na­cja po­dat­ko­wa po­ję­ciem „pra­wo­rząd­no­ści” się w ogó­le nie po­słu­gu­je. Po­dob­nie jak ko­dek­sy cy­wil­ny i kar­ny.

Prak­ty­ka dzia­ła­nia służb spe­cjal­nych, po­li­cji, pro­ku­ra­tu­ry, or­ga­nów ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej (w szcze­gól­no­ści po­dat­ko­wej) prze­czy za­sa­dom pra­wo­rząd­no­ści. Moż­na by ocze­ki­wać, że będą jej prze­strze­ga­ły sądy – szcze­gól­nie ad­mi­ni­stra­cyj­ne. Ale tego nie ro­bią – szcze­gól­ne sądy ad­mi­ni­stra­cyj­ne, szcze­gól­nie w spra­wach po­dat­ko­wych!

Dla­te­go me­cha­nizm rzą­dów pra­wa (czy­li pra­wo­rząd­ność) na­le­ży do­pie­ro zbu­do­wać. Nie­ste­ty, przy­ję­cie tezy, że przed 2015 r. ona w za­sa­dzie ist­nia­ła, nie tyl­ko unie­moż­li­wia jej zbu­do­wa­nie, ale two­rzy ry­zy­ko wpro­wa­dze­nia jesz­cze więk­szej nie­pra­wo­rząd­no­ści na fali zwy­czaj­nej ze­msty – już nie tyle na sa­mych prze­ciw­ni­kach po­li­tycz­nych, ile na wszyst­kich, któ­rzy po po­raż­kach wy­bor­czych sta­ra­ją­ce­go się o re­elek­cję pre­zy­den­ta Bro­ni­sła­wa Ko­mo­row­skie­go i Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej (PO, Plat­for­ma) nie sta­nę­li jed­no­znacz­nie we wszyst­kich kwe­stiach po stro­nie prze­gra­nych, bez wzglę­du na to, jak bez­sen­sow­ne tezy ci prze­gra­ni sta­wia­li.

PiS ma swo­ich ad­wo­ka­tów i Plat­for­ma też ich ma. Ale ze­msta ma do­się­gnąć też sę­dziów, któ­rzy zo­sta­li sę­dzia­mi po wy­gra­nej PiS, choć pew­nie, na znak pro­te­stu, nie po­win­ni chy­ba byli. Tak przy­naj­mniej moż­na wy­wnio­sko­wać z pro­jek­tu usta­wy o zmia­nie usta­wy o Kra­jo­wej Ra­dzie Są­dow­nic­twa, usta­wy o Są­dzie Naj­wyż­szym oraz nie­któ­rych in­nych ustaw na­zy­wa­nej usta­wą o „przy­wró­ce­niu pra­wo­rząd­no­ści” Sto­wa­rzy­sze­nia „Iu­sti­tia”5. Naj­waż­niej­sze dla pra­wo­rząd­no­ści ma być wy­bie­ra­nie sę­dziów, któ­rzy wy­bie­ra­ją sę­dziów – czy­li sę­dziów bę­dą­cych człon­ka­mi KRS – przez sa­mych sę­dziów. Żeby uczy­nić za­dość art. 4 Kon­sty­tu­cji, któ­ry coś tam wspo­mi­na o „wła­dzy Na­ro­du”, pro­jekt za­kła­da, że gru­pa 2 tys. oby­wa­te­li bę­dzie mo­gła spo­śród sę­dziów, wska­zać sę­dziom, któ­rzy do­ko­ny­wa­li będą wy­bo­ru, swo­je­go kan­dy­da­ta na człon­ka KRS. Ale tyl­ko jed­ne­go.

Nie spo­sób nie za­uwa­żyć róż­ni­cy w sta­no­wi­sku „Iu­sti­tii” z 2008 i 2014 r., zgod­nie z któ­rym za­wód sę­dzie­go po­wi­nien być ko­ro­ną za­wo­dów praw­ni­czych (o czym bę­dzie wię­cej w roz­dzia­le 7). Dla­cze­go te­raz nie?

Przed­sta­wi­cie­le wspie­ra­ją­ce­go pra­wo­rząd­ność Sto­wa­rzy­sze­nia Wol­ne Sądy mó­wią o KRS: de­mo­kra­tycz­nie re­pre­zen­tu­ją­cej śro­do­wi­sko sę­dziow­skie, wspie­ra­nej przez radę spo­łecz­ną. „De­mo­kra­cja” ma być ogra­ni­czo­na – dla sę­dziów.

In­try­gu­ją­cą kon­cep­cję „przy­wra­ca­nia pra­wo­rząd­no­ści” przed­sta­wił prze­wod­ni­czą­cy Plat­for­my Oby­wa­tel­skiej – Do­nald Tusk na spo­tka­niu z wy­bor­ca­mi w Zie­lo­nej Gó­rze 19 maja 2022 roku. Oświad­czył, że wie­lo­krot­nie spo­ty­kał się z wie­lo­ma praw­ni­ka­mi, któ­rzy bro­ni­li nie­za­leż­no­ści są­dów i wspól­nie do­szli do wnio­sku, że „zde­cy­do­wa­na więk­szość de­cy­zji PiS i pre­zy­den­ta jest bez­praw­na”, w związ­ku z czym nie trze­ba bę­dzie uchwa­lać żad­nych ustaw, żeby pra­wo­rząd­ność przy­wró­cić, jak on znów zo­sta­nie pre­mie­rem.

Li­der PO nie po­ka­zał li­sty tych bez­praw­nych de­cy­zji PiS i pre­zy­den­ta, ale pew­nie szcze­gó­ły – jak cała resz­ta pro­gra­mu wy­bor­cze­go – ma zo­stać przed­sta­wio­na po wy­gra­niu wy­bo­rów. To, że PO może chcieć przy­wró­cić do orze­ka­nia w Try­bu­na­le Kon­sty­tu­cyj­nym (TK) tych trzech sę­dziów z pię­ciu, któ­rych wy­brał Sejm pod ko­niec VII ka­den­cji gło­sa­mi PO, a któ­rzy, zgod­nie z wy­ro­kiem TK z dnia 3 grud­nia 2015 r. K 34/15, ocze­ku­ją na ode­bra­nie od nich ślu­bo­wa­nia przez pre­zy­den­ta, jest oczy­wi­ste. Ale sę­dziów jest pięt­na­stu. Praw­ni­cy, z któ­ry­mi wcze­śniej spo­ty­kał się Tusk, wi­docz­nie nie mie­li jesz­cze po­my­słu, jak „de­cy­zje PiS i pre­zy­den­ta”, co do tych po­zo­sta­łych dwu­na­stu sę­dziów, też uznać za „bez­praw­ne”. Ale myśl prze­wod­ni­czą­ce­go PO zo­sta­ła szyb­ko pod­chwy­co­na. Pro­fe­sor Woj­ciech Sa­dur­ski naj­pierw dla por­ta­lu OKO.press6, a na­stęp­nie na ła­mach „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”7 przed­sta­wił kon­cep­cję „wy­ze­ro­wa­nia” TK, czy­li wy­rzu­ce­nia wszyst­kich pięt­na­stu sę­dziów wy­bra­nych przez Sejm w la­tach 2015–2022, od któ­rych ślu­bo­wa­nie przy­jął pre­zy­dent An­drzej Duda. Oka­zu­je się, że TK jest nie­kon­sty­tu­cyj­ny nie w 3/15, tyl­ko w 15/15. Uza­sad­nie­nie jest ta­kie, że w przy­wo­ły­wa­nym wy­ro­ku K 34/15, TK stwier­dził, że prze­pi­sy usta­wy z dnia 25 czerw­ca 2015 r.o Try­bu­na­le Kon­sty­tu­cyj­nym, uchwa­lo­nej tuż po po­raż­ce Bro­ni­sła­wa Ko­mo­row­skie­go w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich z An­drze­jem Dudą i tuż przed po­raż­ką wy­bor­czą PO z PiS w wy­bo­rach par­la­men­tar­nych 2015 roku, nie są sprzecz­ne z kon­sty­tu­cją. O ile PO uda­ło się na ich pod­sta­wie po­wo­łać no­wych sę­dziów jesz­cze przed koń­cem ka­den­cji sta­rych, ale przed pierw­szym po­sie­dze­niem Sej­mu ko­lej­nej – VIII – ka­den­cji.

Po­mi­ja­jąc fakt, że TK orzekł tak w nie­peł­nym, czy­li nie­usta­wo­wym skła­dzie (choć po­cząt­ko­wo do roz­po­zna­nia spra­wy wy­zna­czo­ny zo­stał skład peł­ny) to cie­ka­wa jest ar­gu­men­ta­cja do­ty­czą­ca po­zo­sta­łych dwu­na­stu sę­dziów. Otóż oni zgo­dzi­li się orze­kać z tam­ty­mi trze­ma, więc ich też trze­ba wy­rzu­cić.

Mamy więc po­wtó­rze­nie tezy sa­ty­ry­ka Woj­cie­cha Cej­row­skie­go: „wszy­scy won”. Tyl­ko à re­bo­urs.

17 paź­dzier­ni­ka 2022 roku 30 sę­dziów SN z Izby Cy­wil­nej, Kar­nej, Pra­cy i Ubez­pie­czeń Spo­łecz­nych wy­da­ło oświad­cze­nie, że ist­nie­ją za­sad­ni­cze prze­szko­dy praw­ne unie­moż­li­wia­ją­ce im uczest­nic­two w roz­pa­try­wa­niu spraw z udzia­łem osób po­wo­ła­nych do Sądu Naj­wyż­sze­go na pod­sta­wie wnio­sku Kra­jo­wej Rady Są­dow­nic­twa ukształ­to­wa­nej w skła­dzie i try­bie prze­wi­dzia­nym usta­wą z dnia 8 grud­nia 2017 r. o zmia­nie usta­wy o Kra­jo­wej Ra­dzie Są­dow­nic­twa oraz nie­któ­rych in­nych ustaw.

Nie­ste­ty sę­dzio­wie nie roz­wi­nę­li tego twier­dze­nia. Po­wo­ła­li się oczy­wi­ście na uchwa­łę peł­ne­go skła­du Sądu Naj­wyż­sze­go – Izba Cy­wil­na, Kar­na, Pra­cy i Ubez­pie­czeń Spo­łecz­nych z dnia 23 stycz­nia 2020 r., BSA I-4110-1/20, w któ­rej prze­są­dzo­no, że udział ta­kiej oso­by w skła­dzie Sądu Naj­wyż­sze­go pro­wa­dzi w każ­dym przy­pad­ku do nie­na­le­ży­tej ob­sa­dy sądu w ro­zu­mie­niu art. 439 § 1 pkt 2 k.p.k. albo sprzecz­no­ści skła­du tego sądu z prze­pi­sa­mi pra­wa w ro­zu­mie­niu art. 379 pkt 4 k.p.c. oraz na utrwa­lo­ne i jed­no­li­te orzecz­nic­two Eu­ro­pej­skie­go Try­bu­na­łu Praw Czło­wie­ka8, w któ­rym prze­są­dzo­no z ko­lei, że orze­ka­nie przez oso­by po­wo­ła­ne do Sądu Naj­wyż­sze­go na pod­sta­wie wnio­sku Kra­jo­wej Rady Są­dow­nic­twa ukształ­to­wa­nej w skła­dzie i try­bie prze­wi­dzia­nym usta­wą z dnia 8 grud­nia 2017 r. sta­no­wi na­ru­sze­nie pra­wa do sądu wy­ra­żo­ne­go w art. 6 ust. 1 Kon­wen­cji o Ochro­nie Praw Czło­wie­ka i Pod­sta­wo­wych Wol­no­ści, spo­rzą­dzo­nej w Rzy­mie 4 li­sto­pa­da 1950 r., zmie­nio­nej na­stęp­nie Pro­to­ko­ła­mi nr 3, 5 i 8 oraz uzu­peł­nio­nej Pro­to­ko­łem nr 2.

Może i prze­są­dzo­no, ale w dal­szym cią­gu nie wia­do­mo dla­cze­go. Nie spo­sób unik­nąć wra­że­nia, że z trzech po­wo­dów wy­łusz­czo­nych we wstę­pie (wy­ga­sze­nie ka­den­cji 15 człon­ków KRS, po­wo­ła­nie człon­ków KRS spo­śród sę­dziów przez Sejm i nie­po­wo­ła­nie ich przez sę­dziów) ten trze­ci nie jest dziś zbyt moc­no eks­po­no­wa­ny, bo na po­trze­by wal­ki po­li­tycz­nej dwa pierw­sze są lep­sze, zwłasz­cza pierw­szy – któ­re­go pod­wa­ża­nia po­dej­mu­ją się tyl­ko naj­bar­dziej za­wzię­ci zwo­len­ni­cy PiS. Moż­na jed­nak przy­pusz­czać, że w pro­ce­sie „przy­wra­ca­nia” pra­wo­rząd­no­ści po­wró­ci on ze zdwo­jo­ną mocą i dla­te­go war­to za­wcza­su wdać się z nim w po­le­mi­kę.

Kon­for­mizm nie jest wpi­sa­ny w etos służ­by sę­dziow­skiej – oświad­czy­li też sę­dzio­wie, z któ­rych więk­szość (16) za­czy­na­ło ka­rie­ry w PRL. Z tym kon­for­mi­zmem był­bym ostroż­ny. A sę­dzio­wie, któ­rzy, jak się wy­da­je, mają chy­ba „przy­wra­cać” pra­wo­rząd­ność po od­su­nię­ciu PiS od wła­dzy, ostroż­ni nie są. Wręcz prze­ciw­nie.

Oso­bi­ście po­dzie­lam prze­ko­na­nie sę­dzie­go An­drze­ja Siuch­niń­skie­go, któ­ry w oświad­cze­niu wy­da­nym po pu­bli­ka­cjach w „rynsz­to­ku” – bo nie spo­sób ina­czej na­zwać róż­nych por­ta­li pro­wa­dzą­cych na­gon­kę na wszyst­kich sę­dziów – stwier­dził, że istot­ne jest nie to, że ktoś orze­kał, ale jak orze­kał w sta­nie wo­jen­nym na pod­sta­wie prze­pi­sów de­kre­tu o sta­nie wo­jen­nym. Skąd jed­nak dzi­siej­sze prze­świad­cze­nie sę­dziów, po­wo­ła­nych „za ko­mu­ny”, któ­rzy orze­ka­li „do­brze”, że sę­dzio­wie po­wo­ła­ni „za PiS” będą orze­kać „źle”? Czy może cho­dzi o to, że w ogó­le nie mogą orze­kać?

Naj­za­baw­niej­sze dla praw­ni­ka jest jed­nak stwier­dze­nie, że ni­niej­sze oświad­cze­nie nie sta­no­wi od­mo­wy wy­ko­ny­wa­nia wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści. Sę­dzio­wie prze­cież do­sko­na­le wie­dzą – bo wie to każ­dy praw­nik – że jak się pi­sze w usta­wie, że „coś, cze­goś nie na­ru­sza” to zna­czy, że na­ru­sza i dla­te­go trze­ba na­pi­sać, że nie na­ru­sza, żeby wy­klu­czyć moż­li­wość in­nej wy­kład­ni. I tak wła­śnie jest też w przy­pad­ku tego oświad­cze­nia.

Mie­siąc póź­niej, w gło­śnym wy­ro­ku z 16 li­sto­pa­da 2022 r. (III OSK 2528/21) wsparł tę ar­gu­men­ta­cję Na­czel­ny Sąd Ad­mi­ni­stra­cyj­ny, stwier­dza­jąc, że od dnia 3 grud­nia 2015 r. w Try­bu­na­le Kon­sty­tu­cyj­nym po­ja­wi­ły się oso­by po­wo­ła­ne na to sta­no­wi­sko sę­dzie­go ze zła­ma­niem prze­pi­sów Kon­sty­tu­cji RP, po­nie­waż ob­ję­li oni sta­no­wi­ska w miej­sce pra­wi­dło­wo po­wo­ła­nych sę­dziów (…). Obec­ność w skła­dzie TK nie­pra­wi­dło­wo po­wo­ła­nych sę­dziów po­wo­du­je, że cały pol­ski Sąd Kon­sty­tu­cyj­ny zo­stał nie­ja­ko „za­in­fe­ko­wa­ny” bez­praw­no­ścią, a za­tem utra­cił w sen­sie ma­te­rial­nym zdol­ność do zgod­ne­go z pra­wem orze­ka­nia, po­nie­waż ist­nie­je duży sto­pień praw­do­po­do­bień­stwa, że w skła­dzie orze­ka­ją­cym znaj­dzie się przy­naj­mniej je­den z tzw. „du­ble­rów”.

Wzmo­gło to ak­tyw­ność obroń­ców pra­wo­rząd­no­ści. Ale mie­siąc póź­niej Pre­zes NSA, nie ba­cząc chy­ba na owo „za­in­fe­ko­wa­nie” Try­bu­na­łu, wy­stą­pił do nie­go z wnio­skiem o zba­da­nie zgod­no­ści z Kon­sty­tu­cją art. 8 ust. 1 i 2 oraz art. 9 ust. 1 i 2 usta­wy z dnia 1 grud­nia 2022 r. o szcze­gól­nych roz­wią­za­niach słu­żą­cych re­ali­za­cji usta­wy bu­dże­to­wej na rok 2023 i orze­cze­nie, że za­kwe­stio­no­wa­ne prze­pi­sy są nie­zgod­ne z art. 178 ust. 2 Kon­sty­tu­cji RP9.

Pal więc sześć Kon­sty­tu­cję, Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyj­ny i pra­wo­rząd­ność, gdy cho­dzi o „pod­sta­wę usta­le­nia wy­na­gro­dze­nia za­sad­ni­cze­go sę­dzie­go” – a o to wła­śnie cho­dzi w za­kwe­stio­no­wa­nym przez Pre­ze­sa NSA prze­pi­sie. Nie­waż­ne jed­nak co po­wo­do­wa­ło Pre­ze­sem NSA, żeby do TK wy­stą­pić. Waż­ne, że wy­stą­pił, pod­wa­ża­jąc sen­sow­ność wy­ro­ku skła­du orze­ka­ją­ce­go w spra­wie III OSK 2528/21. Moż­na oczy­wi­ście ar­gu­men­to­wać, że Pre­zes zo­stał po­wo­ła­ny na swo­je sta­no­wi­sko w 2022 roku za rzą­dów PiS, ale prze­cież sę­dzią NSA zo­stał w 1994 roku, a na sta­no­wi­sko pre­ze­sa Izby Ogól­no­ad­mi­ni­stra­cyj­nej i wi­ce­pre­ze­sa NSA po­wo­ła­ny zo­stał w 2015 roku, jesz­cze za rzą­dów PO. Więc test nie­za­leż­no­ści, o któ­rym bę­dzie wię­cej w roz­dzia­le 7, może przej­dzie. Choć nie moż­na mieć co do tego pew­no­ści, bo im niż­sze no­to­wa­nia PiS, tym bar­dziej ra­dy­kal­ne sta­no­wi­sko obroń­ców pra­wo­rząd­no­ści.

Gwo­li spra­wie­dli­wo­ści do­dać trze­ba, że pol­scy sę­dzio­wie mają moc­ne wspar­cie ze stro­ny ko­le­gów (dla­cze­go wy­raz ten jest po­gru­bio­ny, oka­że się za chwil­kę) eu­ro­pej­skich.

ETPC w przy­wo­ły­wa­nym wy­ro­ku 43572/18 „od­le­ciał” do tego stop­nia, że stwier­dził, iż zgod­nie z od­po­wied­ni­mi stan­dar­da­mi Rady Eu­ro­py, au­to­no­mia rady są­dow­ni­czej w spra­wach do­ty­czą­cych no­mi­na­cji sę­dziow­skich musi być chro­nio­na przed in­ge­ren­cją wła­dzy usta­wo­daw­czej i wy­ko­naw­czej, a jej nie­za­leż­ność musi być za­gwa­ran­to­wa­na. Po­nad­to za­le­ca się, by nie mniej niż po­ło­wę człon­ków rad są­dow­nic­twa sta­no­wi­li sę­dzio­wie wy­bra­ni przez swo­ich ko­le­gów. „Przez ko­le­gów”(!). Wy­bór sę­dziów przez „ko­le­gów” to rze­czy­wi­ście fun­da­ment pra­wo­rząd­no­ści – zwłasz­cza w pań­stwie de­mo­kra­tycz­nym!

Sę­dzio­wie ETPC po­twier­dzi­li moją tezę, któ­ra bę­dzie się prze­wi­ja­ła na kar­tach tej książ­ki, że chcą być „trze­cią wła­dzą” współ­rzą­dzą­cą ra­zem z pierw­szą i dru­gą nad oby­wa­te­la­mi oraz że chcą być jesz­cze nie­za­leż­ni nie tyl­ko od tej pierw­szej i dru­giej, ale i od sa­mych oby­wa­te­li.

Pe­wien szko­puł jest w tym, że w wy­ro­ku K 34/15 TK uznał, iż ele­men­tem po­wo­ła­nia sę­dzie­go jest tak­że przy­ję­cie od nie­go ślu­bo­wa­nia przez pre­zy­den­ta. A An­drzej Duda, któ­ry w 2015 roku nie przy­jął ślu­bo­wa­nia od żad­ne­go z sę­dziów wy­bra­nych przez Plat­for­mę, a przy­jął je od pię­ciu sę­dziów wy­bra­nych przez PiS, ra­czej nie przyj­mie ślu­bo­wa­nia od tych trzech, od któ­rych nie przy­jął go wcze­śniej. Więc pre­zy­den­ta Dudę też trze­ba i moż­na bę­dzie „wy­ze­ro­wać”. Me­ry­to­rycz­nie nie po­win­no to być trud­ne. Osta­tecz­nie wy­bo­ry pre­zy­denc­kie od­by­ły się w ter­mi­nie bez­sprzecz­nie nie­kon­sty­tu­cyj­nym. Ale po­li­tycz­nie bę­dzie to trud­niej­sze, bo Plat­for­ma się prze­cież na to zgo­dzi­ła w za­mian za zgo­dę PiS na ta­kie brze­mien­nie usta­wy, któ­re po­zwo­li­ło PO na za­mia­nę swo­je­go kan­dy­da­ta z Mał­go­rza­ty Ki­da­wy-Błoń­skiej, któ­rej gro­zi­ło, że nie wej­dzie do dru­giej run­dy, na Ra­fa­ła Trza­skow­skie­go, któ­ry o mało wy­bo­rów z Dudą nie wy­grał. No i jesz­cze waż­ność wy­bo­ru pre­zy­den­ta stwier­dzi­ła Izba Kon­tro­li Nad­zwy­czaj­nej, a do niej sę­dziów po­wo­łał pre­zy­dent na wnio­sek „neo-KRS”, o kon­tro­wer­sjach wo­kół któ­rej mowa. Więc nie wia­do­mo czy przy­wra­ca­nia pra­wo­rząd­no­ści nie trze­ba roz­po­cząć od zmian w Są­dzie Naj­wyż­szym. Ale jak je szyb­ko prze­pro­wa­dzić, sko­ro do 2025 roku pre­zy­den­tem po­zo­sta­wał bę­dzie An­drzej Duda? Po­nad­to o tym, kto wy­gra je w 2025 roku, je­że­li dzi­siej­sza opo­zy­cja wy­gra wy­bo­ry par­la­men­tar­ne w 2023 roku, ale bę­dzie rzą­dzić, jak rzą­dzi­ła przed 2015 ro­kiem, też nie ma co prze­są­dzać. Wy­da­je się, że naj­lep­szym spo­so­bem przy­wra­ca­nia pra­wo­rząd­no­ści może oka­zać się woj­sko i po­li­cja. No i służ­by spe­cjal­ne.

Zna­mien­ne, że gdy pro­fe­sor Mar­cin Mat­czak, któ­ry po 2015 roku stał się waż­ną twa­rzą wal­ki z nie­pra­wo­rząd­no­ścią PiS, za­opo­no­wał prze­ciw­ko ta­kim dra­stycz­nym środ­kom10, zo­stał dość ostro skry­ty­ko­wa­ny za swój „re­wi­zjo­nizm”. Do kry­ty­ki ze stro­ny Sa­dur­skie­go, z któ­rym po­le­mi­zo­wał Mat­czak, do­łą­czy­li pro­fe­so­ro­wie Piotr Kar­das i Ma­ciej Gu­tow­ski, twier­dząc, że gu­mo­wy krę­go­słup nie jest do­brą re­ko­men­da­cją na sę­dzie­go11. To praw­da, ale Kon­sty­tu­cja nie prze­wi­du­je od­wo­ły­wa­nia sę­dziów TK z po­wo­du „gu­mo­we­go krę­go­słu­pa”. No, chy­ba że po­sia­da­nie „gu­mo­we­go krę­go­słu­pa” uzna­my za pro­wa­dze­nie dzia­łal­no­ści nie­da­ją­cej się po­go­dzić z za­sa­da­mi nie­za­leż­no­ści są­dów i nie­za­wi­sło­ści sę­dziów, o któ­rej mowa w art. 195 ust. 3 Kon­sty­tu­cji. Ale praw­dzi­wy hejt spadł na gło­wę Mat­cza­ka na fo­rach in­ter­ne­to­wych, ze stro­ny róż­nych zwo­len­ni­ków PO, przy któ­rym hejt, jaki na nie­go spa­dał wcze­śniej ze stro­ny zwo­len­ni­ków PiS, to były dzie­cię­ce prze­ko­ma­rza­nia. Wzmo­że­nie elek­to­ra­tu może jed­nak zmu­sić PO do pod­ję­cia dzia­łań ra­dy­kal­nych. Bo sko­ro elek­to­rat nie przej­mo­wał się ta­ki­mi dzia­ła­nia­mi, gdy PO tra­ci­ła wła­dzę (choć mię­dzy in­ny­mi z ich po­wo­du ją stra­ci­ła), to tym bar­dziej nie bę­dzie się przej­mo­wał, gdy ją ewen­tu­al­nie od­zy­ska.

I ja to w su­mie ro­zu­miem. PiS dało pre­tekst PO, żeby zro­bi­ła to samo, gdy od­zy­ska wła­dzę, co zro­bi­ło PiS, jak zdo­by­ło wła­dzę. Tak samo jak PO dała pre­tekst PiS, żeby zro­bi­ło to samo w li­sto­pa­dzie 2015 roku, co ona zro­bi­ła w maju i czerw­cu. Pro­szę tyl­ko nie na­zy­wać tego „przy­wra­ca­niem pra­wo­rząd­no­ści”, a „ze­mstą po­li­tycz­ną”. Ven­det­ta (w sta­ro­sło­wiań­skim „wróż­da”) bę­dzie się nie­dłu­go bar­dziej ko­ja­rzyć z PO-Pi­Sem niż z ma­fią sy­cy­lij­ską.

Ale ven­det­ta nie roz­po­czy­na­ła się w chwi­li pierw­sze­go za­bój­stwa, tyl­ko ze­msty za nie. Gwo­li spra­wie­dli­wo­ści trze­ba więc przy­znać, że za­czę­ło ją PiS. W ze­mście za to, co zro­bi­ła PO. Ale „oj­co­wie chrzest­ni” obu po­li­tycz­nych ma­fii za­cho­wu­ją się po­dob­nie. Ka­czyń­ski po 2015 roku za­cho­wy­wał się tak, jak­by wie­rzył, jak kie­dyś Go­mół­ka, że „wła­dzy raz zdo­by­tej nie odda ni­g­dy”. A Tusk za­czy­na się za­cho­wy­wać tak, jak­by wie­rzył, że „wła­dzy raz od­bi­tej” nie odda ni­g­dy.

Nie ma to nic wspól­ne­go z żad­nym przy­wra­ca­niem pra­wo­rząd­no­ści. Jest to umac­nia­nie nie­pra­wo­rząd­no­ści.

Choć kry­te­ria oce­ny pra­wo­rząd­no­ści (o któ­rych da­lej bę­dzie szcze­gó­ło­wo mowa) – ogól­no­ści, rów­no­ści, pew­no­ści i nie­za­wi­sło­ści są­dów – nie są trud­ne do spa­ra­me­try­zo­wa­nia, to w oce­nie sta­nu pra­wo­rząd­no­ści i róż­nych pro­jek­tów jej „przy­wra­ca­nia” – jak choć­by wspo­mnia­ny pro­jekt „Iu­sti­tii” – istot­nie po­tra­fi­my się róż­nić. Dla­cze­go? Wy­da­je się, że efekt oce­ny mniej za­le­ży od przed­mio­tu oce­ny (prze­pi­su pra­wa), a bar­dziej od pod­mio­tu oce­nia­ją­ce­go (oso­by oce­nia­ją­cej). Wyj­dzie­my od tego, czym jest pra­wo – sko­ro ma pa­no­wać pra­wo­rząd­ność, czy­li jego (pra­wa) rzą­dy. I jak się oka­że, nie ma pra­wa bez pań­stwa. I róż­ne teo­rie pra­wa są po­wią­za­ne z teo­ria­mi pań­stwa. Bo w za­leż­no­ści od tego, czy pań­stwo po­wsta­ło w wy­ni­ku pod­bo­ju i opie­ra się na stra­chu, czy po­wsta­ło w wy­ni­ku ja­kiejś umo­wy i opie­ra się na zgo­dzie, pra­wo też obo­wią­zu­je, bo jest prze­strze­ga­ne ze stra­chu albo z prze­ko­na­nia, że z ja­kie­goś in­ne­go po­wo­du war­to go prze­strze­gać. O tym bę­dzie roz­dział 1.

Czy żeby pra­wo rzą­dzi­ło, musi speł­niać ja­kieś stan­dar­dy? A je­śli tak, to ja­kie? O tym, czym jest no­mos – z któ­re­go już w Sta­ro­żyt­no­ści moż­na było wy­wieść ideę rzą­dów pra­wa i czym się róż­ni ius od lex – bę­dzie roz­dział 2.

W roz­dzia­le 3 bę­dzie mowa o pod­sta­wo­wym wa­run­ku pra­wo­rząd­no­ści, czy­li nie­za­leż­nym i bez­stron­nym są­dow­nic­twie. Bez­stron­ność to ce­cha osob­ni­cza sę­dziów. Nie­za­leż­ność to ele­ment ca­łe­go sys­te­mu, w któ­rym wła­dza są­dow­ni­cza jest wy­od­ręb­nio­na od wła­dzy usta­wo­daw­czej i wy­ko­naw­czej, czy­li po­dział wła­dzy. Ale, po pierw­sze, z ele­men­ta­mi „rów­no­wa­że­nia się władz”, a po dru­gie – co naj­waż­niej­sze – z prze­wa­gą Na­ro­du jako pier­wot­ne­go su­we­re­na, któ­ry uchwa­lił so­bie Kon­sty­tu­cję od­po­wia­da­ją­cą re­gu­łom no­mos.

Jak na tle fi­lo­zo­fii pań­stwa i pra­wa wy­pa­da prak­ty­ka pol­skich ko­lej­nych Rzecz­po­spo­li­tych, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści Pol­skiej Rzecz­po­spo­li­tej Lu­do­wej, kie­dy to szli­fy sę­dziow­skie zdo­by­wa­li pra­wie wszy­scy sę­dzio­wie, któ­rzy z au­to­ma­tu sta­li się nie­za­leż­ny­mi, nie­za­wi­sły­mi i bez­stron­ny­mi po 1989 roku. I o lu­stra­cji, tak­że ich sa­mych, któ­rą tor­pe­do­wa­li, bę­dzie mowa w roz­dzia­le 4.

Aż do­je­dzie­my do „de­mo­kra­tycz­ne­go pań­stwa praw­ne­go urze­czy­wist­nia­ją­ce­go za­sa­dy spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej”, któ­rym obec­nie jest Rzecz­po­spo­li­ta Po­la­ka – na­zy­wa­na „Trze­cią”. O tym, jak uchwa­la­no jej Kon­sty­tu­cję w 1997 roku i ja­kie „ba­bo­le” ona za­wie­ra, bę­dzie roz­dział 5.

Na stra­ży zgod­no­ści zwy­kłych ustaw z ową Kon­sty­tu­cją stoi Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyj­ny. O tym, jak sta­nął i jak stoi, a jak po­wi­nien stać i o wal­ce po­li­tycz­nej o jego ob­sa­dę i po­wo­dach tej wal­ki, bę­dzie roz­dział 6.

Sę­dzio­wie są­dów po­wszech­nych też orze­ka­ją na pod­sta­wie Kon­sty­tu­cji. A przy­naj­mniej po­win­ni, bo tak sta­no­wi usta­wa za­sad­ni­cza. O tym, że kiep­sko im to idzie i że może mieć to ja­kiś zwią­zek ze spo­so­bem po­wo­ły­wa­nia sę­dziów – łącz­nie ze spo­rem o po­wo­ły­wa­nie Kra­jo­wej Rady Są­dow­nic­twa – bę­dzie roz­dział 7.

Wy­kład­nia pra­wa do­ko­ny­wa­na przez sę­dziów, wspie­ra­nych przez na­ukę, też jest istot­na w pań­stwie pra­wa. O niej i o spo­so­bach my­śle­nia lu­dzi, tak­że tych, któ­rzy do­ko­nu­ją wy­kład­ni pra­wa waż­nej dla in­nych, bę­dzie wię­cej w roz­dzia­le 8.

Nie­ste­ty naj­go­rzej ta wy­kład­nia idzie sę­dziom z Na­czel­ne­go Sądu Ad­mi­ni­stra­cyj­ne­go. Zwłasz­cza z Izby Fi­nan­so­wej. Może dla­te­go, że więk­szość z nich ko­niecz­ne do­świad­cze­nia na­by­wa­ła w or­ga­nach po­dat­ko­wych? O nie­pra­wo­rząd­nym orzecz­nic­twie NSA bę­dzie roz­dział 9.

W roz­dzia­le 10. zaj­mie­my się służ­ba­mi spe­cjal­ny­mi, któ­re – jak wy­ni­ka z ich wła­snych de­kla­ra­cji – są „pra­wo­rząd­ne” na mocy usta­wy, a na­wet sa­mej Kon­sty­tu­cji, bo dzia­ła­ją „w zgo­dzie i na pod­sta­wie prze­pi­sów pra­wa”.

Roz­dział 11. to ana­li­za tego, jak i dla­cze­go nie jest prze­strze­ga­na w Pol­sce za­sa­da in du­bio pro li­ber­ta­te w szcze­gól­no­ści w pra­wie po­dat­ko­wym, czy­li in du­bio pro fi­sco za­miast pro tri­bu­ta­rio.

Tro­chę tu bę­dzie in­for­ma­cji (wręcz pod­ręcz­ni­ko­wych) dla stu­den­tów pra­wa, tro­chę ana­li­zy prak­tycz­nej z punk­tu wi­dze­nia ad­wo­ka­ta sta­ją­ce­go przed ob­li­czem „wy­mia­ru (nie)spra­wie­dli­wo­ści”, a tro­chę pu­bli­cy­sty­ki po­li­tycz­nej. Mam na­dzie­ję, że we wła­ści­wych pro­por­cjach.

Oczy­wi­ście ad­wo­kac­ki punkt wi­dze­nia jest z na­tu­ry spa­czo­ny. Więk­szość są­do­wych po­ra­żek skłon­ni je­ste­śmy – jak wszy­scy lu­dzie – przy­pi­sy­wać „głu­po­cie sę­dziów”, a nie swo­jej wła­snej. Żeby się przed tym ustrzec, wy­bra­łem ta­kie przy­kła­dy nie­pra­wo­rząd­no­ści w orzecz­nic­twie są­do­wym, któ­re do­ty­czy­ły spraw pro­wa­dzo­nych pro bono – po­dat­ni­ków nie­pro­wa­dzą­cych na­wet dzia­łal­no­ści go­spo­dar­czej – jak w przy­pad­ku tak zwa­nych „ofiar ulgi mel­dun­ko­wej”, co bę­dzie się prze­wi­ja­ło w roz­dzia­łach 5., 9. i 11.

Pi­szę o tym wszyst­kim, bo, jak twier­dził Ben­ja­min Con­stant, któ­ry bę­dzie wie­lo­krot­nie przy­wo­ły­wa­ny: myśl nie może być ina­czej po­ko­na­na jak tyl­ko my­ślą12.

Naj­czę­ściej pi­szę, jak ktoś/coś mnie wku­rzy. Za­zwy­czaj są to fe­lie­to­ny. Rza­dziej dłuż­sze ar­ty­ku­ły. Naj­rza­dziej książ­ki. Jak mnie wku­rzy­li obroń­cy OFE – na­pi­sa­łem Eme­ry­tal­ną ka­ta­stro­fę. Jak mnie wku­rzy­li obroń­cy spra­wie­dli­wo­ści – na­pi­sa­łem Rów­ność i (Nie)spra­wie­dli­wość. Te­raz wku­rzy­li mnie „obroń­cy pra­wo­rząd­no­ści”, któ­rym książ­kę tę de­dy­ku­ję. Oni oczy­wi­ście jej nie prze­czy­ta­ją, co na­ru­sza za­sa­dy „rów­no­ści spo­łecz­nej” w dys­ku­sji. Bo ja czy­tam, co pi­szą oni, więc mi jest ła­twiej. Ale z ja­kie­goś po­wo­du nie ma rów­no­ści na tym świe­cie.

I na ko­niec po­cząt­ku jesz­cze jed­na ob­ser­wa­cja. We wspo­mnia­nej już, gło­śnej uchwa­le BSA I-4110-1/20, o któ­rej bę­dzie wię­cej w roz­dzia­le 7., Sąd Naj­wyż­szy stwier­dził, że w celu osią­gnię­cia stan­dar­du nie­za­wi­sło­ści sę­dziów ko­niecz­ne jest tak­że stwo­rze­nie pew­nej at­mos­fe­ry wo­kół dzia­łal­no­ści orzecz­ni­czej, któ­rą pro­wa­dzą. Wy­ma­ga ona za­nie­cha­nia de­pre­cjo­no­wa­nia sę­dziów in ge­ne­re, jako przed­sta­wi­cie­li pew­ne­go za­wo­du (służ­by pu­blicz­nej), pre­zen­to­wa­nia – w szcze­gól­no­ści przez po­li­ty­ków lub me­dia pod ich wpły­wem – ocze­ki­wań co do roz­strzy­gnięć w kon­kret­nych spra­wach, wy­po­wia­da­nia się z apro­ba­tą o tych, któ­rzy współ­dzia­ła­ją z okre­ślo­ną siłą po­li­tycz­ną, obej­mu­jąc ofe­ro­wa­ne przez nią funk­cje w struk­tu­rach ad­mi­ni­stra­cyj­nych wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści, a z dez­apro­ba­tą i wręcz wro­go o tych, któ­rzy wo­bec ta­kich po­staw są kry­tycz­ni, tak samo jak co do in­ten­cji wła­dzy po­li­tycz­nej i de­kla­ro­wa­nych przez nią ce­lów pro­wa­dzo­nych re­form. Oba­wiam się, czy ta książ­ka nie two­rzy ta­kiej „at­mos­fe­ry” wo­kół dzia­łal­no­ści orzecz­ni­czej są­dów – zwłasz­cza ad­mi­ni­stra­cyj­nych – opo­dat­ko­wu­ją­cych od­set­ki od wy­eg­ze­kwo­wa­nych po la­tach ali­men­tów dla dzie­ci czy od­szko­do­wań za szko­dy od­nie­sio­ne w wy­ni­ku róż­nych wy­pad­ków, któ­rych wy­ro­ki pro­wa­dzi­ły cza­sem do sa­mo­bójstw, jak w spra­wie pew­nej ofia­ry ulgi mel­dun­ko­wej.

***

Wszyst­kie lin­ki po­da­ne w przy­pi­sach dzia­ła­ły w dniu 10 sierp­nia 2022 roku (chy­ba że w tek­ście po­da­na jest inna data do­stę­pu) w prze­glą­dar­ce Tor Brow­ser i więk­szość w prze­glą­dar­kach Mo­zil­la Fi­re­fox oraz Go­ogle Chro­me. Wie­le nie dzia­ła­ło w prze­glą­dar­kach In­ter­net Explo­rer i Mi­cro­soft Edge.

1 KPO to kra­jo­wy plan wy­ko­rzy­sta­nia eu­ro­pej­skie­go In­stru­men­tu na rzecz Od­bu­do­wy i Zwięk­sze­nia Od­por­no­ści (Re­co­ve­ry and Re­si­lien­ce Fa­ci­li­ty – RRF) usta­no­wio­ny w Roz­po­rzą­dze­niu Par­la­men­tu Eu­ro­pej­skie­go i Rady (UE) 2021/241 z dnia 12 lu­te­go 2021 r., https://eur-lex.eu­ro­pa.eu/le­gal-con­tent/PL/TXT/?uri=CE­LEX%3A­32021R0241.

2 https://www.rp.pl/sady-i-try­bu­na­ly/ar­t37748321-no­we­la-o-sn-re­tusz-nie-re­wo­lu­cja-pro­blem-to-test-i-dys­cy­pli­nar­ki-w-nsa?s=03.

3 https://www.pap.pl/ak­tu­al­no­sci/news%2C1508819%2Czio­bro-o-no­we­li-usta­wy-o-sn-au­tor­stwa-pis-so­li­dar­na-pol­ska-nie-za­ak­cep­tu­je.

4 m.300po­li­ty­ka.pl/live/2023/01/13/tusk-praw­dzi­wa-pra­wo­rzad­nosc-w-pol­sce-be­dzie-mo­zli­wa-do­pie­ro-po-wy­gra­nych-wy­bo­rach.

5 https://www.iu­sti­tia.pl/ima­ges/A/pro­jek­t_IU­STI­TII­_o­_przyw­ra­ca­niu­_pra­wo­rząd­no­ści-1_-_do­_sej­mu­_plu­s_za­ka­z_w­zno­wie­nia.pdf.

6 https://oko.press/jak-na­pra­wic-try­bu­nal-kon­sty­tu­cyj­ny-sa­dur­ski-usu­nie­cie-du­ble­row.

7 https://wy­bor­cza.pl/ma­ga­zyn/7,124059,28665135,try­bu­nal-do-wy­ze­ro­wa­nia.html.

8 Przy­kła­do­wo wy­ro­ki ETPCz: z 22 lip­ca 2021 r., Recz­ko­wicz prze­ciw­ko Pol­sce, nr 43447/19; z 8 li­sto­pa­da 2021 r., Do­liń­ska-Fi­cek i Ozi­mek prze­ciw­ko Pol­sce, nr 49868/19 i 57511/19; z 3 lu­te­go 2022 r., Ad­van­ce Phar­ma sp. z o.o. prze­ciw­ko Pol­sce, skar­ga nr 1469/20.

9 Pi­smo z dnia 21 grud­nia 2022 r. WOP.050.4.2022.1.

10 https://wy­bor­cza.pl/ma­ga­zyn/7,124059,28748399,mar­cin-mat­czak-pis-unie­wa­znil-wy­bor-5-se­dziow-opo­zy­cja-mia­la­by.html.

11 https://wy­bor­cza.pl/7,75968,28730836,gu­mo­wy-kre­go­slup-nie-jest-do­bra-re­ko­men­da­cja-na-se­dzie­go-po­le­mi­ka.html.

12 B. Con­stant, O mo­nar­chii kon­sty­tu­cyj­nej i rę­koj­miach pu­blicz­nych, t. 1, War­sza­wa 1831, s. 55.

Roz­dział 1Pań­stwo i pra­wo

Bez zgo­dy ani pań­stwo nie może eg­zy­sto­wać, ani ro­dzi­na

Kse­no­font

Bez gro­zy nie moż­na utrzy­mać pań­stwa

Iwan Groź­ny

Roz­wa­ża­nia o rzą­dach pra­wa wy­pa­da­ło­by za­cząć od pra­wa. Czym jest pra­wo? Bez wzglę­du na to, jak by­śmy nie od­po­wie­dzie­li na to py­ta­nie, po­ja­wia się dru­gie: skąd się ono bie­rze? Sko­ro są róż­ne pra­wa obo­wią­zu­ją­ce w róż­nych pań­stwach, to pra­wo jest zwią­za­ne z pań­stwem. Ale czy z opar­tym na zgo­dzie – jak chciał Kse­no­font, czy na gro­zie – jak uwa­żał car Iwan? I co to zna­czy, że pra­wo „obo­wią­zu­je”? Czy wy­star­czy, że zo­sta­ło usta­no­wio­ne? Czy może obo­wią­zu­je do­pie­ro wte­dy, gdy jest prze­strze­ga­ne? I czy ma w tym kon­tek­ście zna­cze­nie, dla­cze­go jest prze­strze­ga­ne?

Czy „pra­wo to wola kla­sy pa­nu­ją­cej”, jak twier­dził Wło­dzi­mierz Ilicz Ulja­now (pseud. bol­sze­wic­ki Le­nin), któ­ry wpro­wa­dził rzą­dy dość po­dob­ne do tych, któ­re spra­wo­wał Iwan Groź­ny? Czy może jest to wola ko­goś in­ne­go? Ale Kogo? Boga? Kró­la? Czy może sa­me­go ludu? Za każ­dym ra­zem po­wsta­je py­ta­nie o zgo­dę tych, któ­rzy pra­wu mają pod­le­gać. Oczy­wi­ście, że istot­ne jest to, kto sta­no­wi pra­wo i kto jest w związ­ku z tym „su­we­re­nem”, bo jak twier­dził Jean Bo­din su­we­ren­ność to wła­śnie pra­wo sta­no­wie­nia pra­wa. Ale prze­cież pra­wa nie wy­star­czy „usta­no­wić”. Trze­ba mieć zdol­ność wy­mu­sza­nia jego prze­strze­ga­nia, czy­li po pro­stu „siłę”. Bóg ta­kiej siły nie ma, a przy­naj­mniej jej nie oka­zu­je. Ale byli tacy, któ­rzy twier­dzi­li, że rzą­dzą (a więc sta­no­wią pra­wo) w Jego imie­niu. We współ­cze­snym de­mo­kra­cjach gło­sem Boga jest głos ludu (vox po­pu­li, vox Dei). Róż­ni­ca jest dość po­waż­na. Wład­ca mógł sprze­nie­wie­rzyć się Bogu i jego woli. Mógł więc zo­stać przez lud oba­lo­ny. A dziś to sam lud uwa­ża się za Boga. I nie bar­dzo ma go kto oba­lić. Może to oczy­wi­ście zro­bić ja­kiś ty­ran, ale po­tem lud za­zwy­czaj oba­la ty­ra­na.

Dla­te­go tak fun­da­men­tal­ne jest py­ta­nie o to, czy su­we­ren (król czy lud, czy ja­kaś „kla­sa ro­bot­ni­cza”) jest w ja­ki­kol­wiek spo­sób ogra­ni­czo­ny w sta­no­wie­niu pra­wa, a je­śli tak to czym? Czy ist­nie­je ja­kieś „pra­wo na­tu­ry”, któ­re­go ża­den su­we­ren ma­ją­cy pra­wo sta­no­wie­nia pra­wa i wy­mu­sza­nia po­słu­szeń­stwa temu pra­wu, nie może na­ru­szać? A przy­naj­mniej nie po­wi­nien. I czy jest ja­kaś róż­ni­ca, czy su­we­re­nem jest król, czy lud? I w koń­cu trze­ba za­dać py­ta­nie, dla­cze­go lu­dzie prze­strze­ga­ją pra­wa sta­no­wio­ne­go przez su­we­re­na? Czy tyl­ko dla­te­go, że boją się sank­cji za jego nie­prze­strze­ga­nie?

Po co bę­dzie­my snuć te fi­lo­zo­ficz­no-psy­cho­lo­gicz­no-hi­sto­rycz­ne roz­wa­ża­nia? Bo nie spo­sób snuć roz­wa­żań o pra­wo­rząd­no­ści bez wy­ja­śnie­nia tych ele­men­tar­nych kwe­stii do­ty­czą­cych pań­stwa i pra­wa w ogó­le.

Naj­ogól­niej uj­mu­jąc, pra­wo to in­sty­tu­cja usta­no­wio­na przez su­we­re­na dys­po­nu­ją­ce­go od­po­wied­nią siłą do wy­mu­sze­nia po­słu­szeń­stwa sta­no­wio­ne­mu przez sie­bie pra­wu. Pierw­sze py­ta­nie brzmi: skąd się ta siła bie­rze? Sil­niej­si za­wsze mo­gli zmu­sić słab­szych do prze­strze­ga­nia swo­jej woli. Na przy­kład przy po­mo­cy zwy­kłej prze­mo­cy. Jean Ja­cqu­es Ro­us­se­au w Roz­pra­wie o po­cho­dze­niu i pod­sta­wach nie­rów­no­ści mię­dzy ludź­mi pi­sał o nie­rów­no­ściach na­tu­ral­nych i „oby­cza­jo­wych”. Oczy­wi­ście nie­praw­dą jest, że or­ga­nizm krzep­ki lub wą­tły (…) w su­ro­wym, lub znie­wie­ścia­łym try­bie wy­cho­wa­nia mają swe źró­dło niż w bu­do­wie cia­ła przy uro­dze­niu1. Wy­da­je się na­to­miast, że praw­dzi­wa jest do­ko­na­na przez Ro­us­se­au re­kon­struk­cja sta­nu na­tu­ry, w któ­rym lu­dzie żyli sa­mot­nie i każ­dy na wła­sny ra­chu­nek. In­nych po­trze­bo­wał tyl­ko w ce­lach pro­kre­acyj­nych. Nikt nie mógł ni­ko­mu na­rzu­cać swej woli, a na­wet je­śli zda­rzy­ły się ta­kie pró­by, nie mia­ły­by po­waż­nych kon­se­kwen­cji, bo czło­wiek – prze­go­nio­ny przez sil­niej­sze­go – z jed­ne­go drze­wa wdra­py­wał się na inne. „Dzi­ki czło­wiek” nie kie­ro­wał się ro­zu­mem, lecz in­stynk­tem – pra­gnie­niem prze­trwa­nia i po­myśl­no­ści oraz od­ra­zą do cier­pie­nia, czy­li li­to­ścią. Jak­by obo­wią­zy­wa­ła za­sa­da: „czyń do­brze sa­me­mu so­bie z moż­li­wie naj­mniej­szą krzyw­dą in­nych”. Po­twier­dza­ją to współ­cze­sne na­uki ko­gni­tyw­ne, a zwłasz­cza psy­cho­lo­gia ewo­lu­cyj­na, neu­ro­bio­lo­gia, pry­ma­to­lo­gia. Do­pie­ro gdy czło­wiek za­uwa­żył ko­rzy­ści wy­ni­ka­ją­ce z po­rzu­ce­nia sa­mot­ne­go try­bu ży­cia, bo w sta­dzie ła­twiej było po­lo­wać i bro­nić się przed dra­pież­ni­ka­mi, lu­dzie za­czę­li ob­ser­wo­wać in­nych i sami za­czę­li być przez nich ob­ser­wo­wa­ni. Za­uwa­ży­li wów­czas, że nie­któ­rzy gó­ru­ją nad in­ny­mi siłą, spraw­no­ścią, mą­dro­ścią, czy na­wet uro­dą. I róż­ni­ce te za­czę­ły być wy­ko­rzy­sty­wa­ne.

Jak już się lu­dzie zo­rien­to­wa­li, że ist­nie­je pe­wien zwią­zek przy­czy­no­wo-skut­ko­wy mię­dzy ak­tem ko­pu­la­cji a na­ro­dzi­na­mi dzie­ci, za­czę­li żyć w ro­dzi­nach. W spo­sób na­tu­ral­ny za­sa­dy ży­cia w ro­dzi­nie sta­no­wił „oj­ciec ro­dzi­ny”. Po­tem taka ro­dzi­na do­ga­dy­wa­ła się z in­ny­mi ro­dzi­na­mi albo jed­na, sil­niej­sza pod­po­rząd­ko­wy­wa­ła so­bie inne i two­rzy­ły ple­mię. Jesz­cze póź­niej jed­no ple­mię do­ga­dy­wa­ło się z in­ny­mi albo jed­no, sil­niej­sze, pod­po­rząd­ko­wy­wa­ło so­bie inne i two­rzy­ły więk­sze ple­mię, któ­re z cza­sem two­rzy­ły pań­stwo. W ro­dzi­nie wła­dzę spra­wo­wał naj­star­szy, naj­mą­drzej­szy lub naj­sil­niej­szy, na­to­miast w ple­mie­niu już ra­czej ten naj­sil­niej­szy bądź naj­spraw­niej­szy w pod­po­rząd­ko­wa­niu so­bie in­nych. Choć star­szeń­stwo i mą­drość nie po­zo­sta­wa­ły bez zna­cze­nia.

Z cza­sem siła uży­wa­na do pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia so­bie in­nych zo­sta­ła zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­na. Przez pań­stwo oczy­wi­ście. Ist­nie­je kil­ka teo­rii o tym, jak po­wsta­wa­ły pań­stwa i kil­ka teo­rii uza­sad­nia­ją­cych współ­cze­śnie za­sad­ność ich ist­nie­nia.

Zrób­my przed dal­szy­mi roz­wa­ża­nia­mi ich krót­ki prze­gląd.

Teo­rie pań­stwa

Ary­sto­te­les uwa­żał, że pań­stwo na­le­ży do świa­ta na­tu­ry. Czło­wiek jest bo­wiem z na­tu­ry isto­tą spo­łecz­ną. Pań­stwo jest two­rem na­tu­ry i że jest pier­wej od jed­nost­ki, bo je­śli każ­dy z osob­na nie jest sa­mo­wy­star­czal­ny, to znaj­dzie się w tym sa­mym sto­sun­ku [do pań­stwa], co i inne czę­ści do ja­kiejś ca­ło­ści. A tak­że: z na­tu­ry swo­jej pań­stwo jest pier­wej ani­że­li ro­dzi­na i każ­dy z nas, ca­łość bo­wiem musi być pier­wej od czę­ści2. „Pier­wej” nie ozna­cza oczy­wi­ście po­rząd­ku chro­no­lo­gicz­ne­go, tyl­ko on­to­lo­gicz­ny. Pań­stwo jest pierw­sze, po­nie­waż ca­łość zło­żo­na jest z czę­ści skła­do­wych, a z on­tycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia ca­łość wy­prze­dza czę­ści i na­da­je im sens. Pań­stwo jest waż­niej­sze, bo bez pań­stwa ani jed­nost­ka, ani żad­na inna gru­pa funk­cjo­no­wać nie może – jak ręka bez or­ga­ni­zmu. W swo­jej teo­rii po­cho­dze­nia pań­stwa na­zy­wa­nej na­tu­ra­li­stycz­ną nie wy­ja­śniał jed­nak au­tor Po­li­ty­ki, skąd się w ta­kim na­tu­ral­nie po­wsta­łym pań­stwie bie­rze wła­dza jed­nych nad in­ny­mi.

Zgod­nie z teo­rią teo­lo­gicz­ną stwo­rzo­ną przez Au­gu­sty­na wła­dza po­cho­dzi od Boga, a pań­stwo na zie­mi wzo­ro­wać ma się na pań­stwie nie­bie­skim. Zmo­dy­fi­ko­wał ją nie­co To­masz z Akwi­nu. Po­dzie­lał po­gląd, że pań­stwo po­wsta­ło dzię­ki za­mia­ro­wi Bo­że­mu, ale twier­dził, że od Boga po­cho­dzi je­dy­nie idea wła­dzy, a kon­kret­ne pań­stwa są już dzie­łem lu­dzi i moż­na wy­róż­nić rzą­dy do­bre i złe. Je­że­li rzą­dy nie pro­wa­dzą do do­bra wspól­ne­go, ale do pry­wat­ne­go do­bra rzą­dzą­ce­go lub par­tii sto­ją­cej u wła­dzy, są to rzą­dy nie­spra­wie­dli­we i prze­wrot­ne. Jego teo­ria, zwa­na te­istycz­ną, sta­no­wi­ła uza­sad­nie­nie nie­ogra­ni­czo­nej wła­dzy jako po­cho­dzą­cej od Boga i była po­pu­lar­na w mo­nar­chiach pa­try­mo­nial­nych i po­tem ab­so­lut­nych. Wy­stą­pie­nia prze­ciw­ko wła­dzy trak­to­wa­ne były jako grzech.

Ro­bert Fil­mer stron­nik Ka­ro­la I Stu­ar­ta, tak­że bro­nił bo­skich praw mo­nar­chy, ale utoż­sa­miał pań­stwo z ro­dzi­ną. W jego teo­rii, na­zy­wa­nej pa­triar­chal­ną, wła­dza mo­nar­sza wy­wo­dzi­ła się z wła­dzy przy­wód­czej pa­triar­chów bi­blij­nych, a po­śred­nio z wła­dzy, jaką Bóg po­wie­rzył Ada­mo­wi, od­da­jąc mu kon­tro­lę nad ży­ciem swych na­stęp­ców. Noe, we­dług Fil­me­ra, odzie­dzi­czył te pre­ro­ga­ty­wy, a po nim jego trzej sy­no­wie, któ­rzy mie­li stwo­rzyć wła­dzę na trzech kon­ty­nen­tach Sta­re­go Świa­ta (Azji, Afry­ki, Eu­ro­py). Ich na­stęp­ca­mi mie­li być kró­lo­wie. O ich pra­wie do wła­dzy nad pod­da­ny­mi mia­ły de­cy­do­wać przy­ro­dzo­ne pra­wa oj­cow­skie – jak w tra­dy­cji wła­dzy ojca ro­dzi­ny.

Lu­dwig von Hal­ler, szwaj­car­ski praw­nik pi­szą­cy w po­ło­wie XIX wie­ku, uwa­ża­ny za jed­ne­go z twór­ców re­stau­ra­cjo­ni­zmu, któ­ry po Kon­gre­sie Wie­deń­skim uza­sad­niał „re­stau­ra­cję” przed­re­wo­lu­cyj­ne­go po­rząd­ku, stwo­rzył pa­try­mo­nial­ną teo­rię pań­stwa sta­no­wią­ce­go dzie­dzicz­ną wła­sność pa­nu­ją­cej dy­na­stii – jak w cza­sach Ka­ro­la Wiel­kie­go. Za fał­szy­we i nie­bez­piecz­ne uznał roz­po­wszech­nio­ne w epo­ce oświe­ce­nia („non­sens osiem­na­ste­go wie­ku”) wszyst­kie od­mia­ny „umo­wy spo­łecz­nej”.

Teo­rie umo­wy spo­łecz­nej ne­gu­ją tezę o Bo­skim po­cho­dze­niu wła­dzy i za­kła­da­ją, że pań­stwo jest re­zul­ta­tem umo­wy po­mię­dzy człon­ka­mi spo­łe­czeń­stwa lub mię­dzy spo­łe­czeń­stwem a wła­dzą. Z tym że teo­ria umo­wy spo­łecz­nej Tho­ma­sa Hob­be­sa sta­no­wi­ła jesz­cze uza­sad­nie­nie mo­nar­chii ab­so­lut­nej, teo­ria Joh­na Loc­ke’a uza­sad­nie­nie „Chwa­leb­nej Re­wo­lu­cji An­giel­skiej” z 1688 roku czy re­wo­lu­cji ame­ry­kań­skiej z 1776 roku, a teo­ria Jana Ja­ku­ba Ro­us­se­au – re­wo­lu­cji fran­cu­skiej 1789 roku.

Lu­dwik Gum­plo­wicz sfor­mu­ło­wał teo­rię pod­bo­ju i prze­mo­cy, zgod­nie z któ­rą pań­stwa po­wsta­ją w wy­ni­ku pod­bi­ja­nia słab­szych ple­mion przez ple­mio­na sil­niej­sze i w ten spo­sób po­więk­sza się te­ry­to­rium pań­stwa.

Z ko­lei Émi­le Dur­khe­im twier­dził w so­li­da­ry­stycz­nej teo­rii pań­stwa, że po­wsta­ją one jako for­ma so­li­dar­ne­go dzie­le­nia się obo­wiąz­ka­mi.

Zda­niem Le­ona Pe­tra­życ­kie­go, któ­ry był au­to­rem psy­cho­lo­gicz­nej teo­rii pań­stwa, jest ono naj­lep­szą for­mą za­spo­ka­ja­nia po­trzeb psy­chicz­nych lu­dzi: bez­pie­czeń­stwa, afi­lia­cji i do­mi­na­cji.

Mark­si­stow­ska teo­ria pań­stwa za­kła­da, że pań­stwo po­wsta­ło w wy­ni­ku roz­pa­du wspól­no­ty pier­wot­nej, w któ­rej pa­no­wa­ła wspól­na wła­sność na­rzę­dzi i środ­ków pro­duk­cji, na kla­sy w wy­ni­ku po­wsta­nia wła­sno­ści pry­wat­nej.

Naj­pow­szech­niej­sza obec­nie i funk­cjo­nal­na teo­ria, za któ­rej twór­cę uznać moż­na Au­re­liu­sza Au­gu­sty­na, gło­si, że pań­stwo po­wsta­ło jako ostat­nia for­ma roz­wo­ju spo­łecz­ne­go i całe dzie­je po­ka­zu­ją, że spo­łe­czeń­stwa dążą do ta­kiej wła­śnie for­my swo­jej wła­snej or­ga­ni­za­cji. Kon­cen­tru­je się ona na funk­cjach, ja­kie pań­stwo ma speł­niać, co jest te­ma­tem sa­mym w so­bie3.

Max We­ber w swo­ich ba­da­niach nad pań­stwem wy­róż­nił czte­ry ide­al­ne typy dzia­ła­nia spo­łecz­ne­go: tra­dy­cjo­nal­ne i afek­tyw­ne (te są nie­ra­cjo­nal­ne) oraz opar­te na ro­zu­mie, czy­li ce­lo­wo i war­to­ścio­wo ra­cjo­nal­ne4. Dzia­ła­nia nie­ra­cjo­nal­ne opie­ra­ją się na emo­cjach albo tra­dy­cji (np. przy­zwy­cza­jeń). Z ko­lei ra­cjo­nal­ne są dzia­ła­nia na­sta­wio­ne albo na osią­gnię­cie okre­ślo­ne­go celu (zwec­kra­tio­nal), albo na war­to­ści, któ­re im przy­świe­ca­ją (wer­tra­tio­nal)5. W opar­ciu o ten po­dział wy­róż­nił:

pa­no­wa­nie tra­dy­cjo­nal­ne, opie­ra­ją­ce się na wie­rze w tra­dy­cję i zwy­cza­je; pa­no­wa­nie cha­ry­zma­tycz­ne, opie­ra­ją­ce się na wie­rze w nie­prze­cięt­ną jed­nost­kę;pa­no­wa­nie ra­cjo­nal­ne (na­zy­wa­ne rów­nież le­gal­nym), opie­ra­ją­ce się na pra­wie i usta­no­wio­nym przez nie po­rząd­ku.

Wła­dza le­gal­na (na­zy­wa­na też wła­dzą le­gal­no-ra­cjo­nal­ną), w prze­ci­wień­stwie do wła­dzy tra­dy­cjo­nal­nej czy cha­ry­zma­tycz­nej, jest opar­ta na pra­wie i prze­ko­na­niu o nad­rzęd­no­ści pra­wa usta­no­wio­ne­go przez wład­cę dla osią­ga­nia ce­lów wspól­nych. Przy spra­wo­wa­niu wła­dzy le­gal­nej, gdy w pań­stwie rzą­dzi pra­wo, obo­wią­zu­ją zra­cjo­na­li­zo­wa­ne pro­ce­du­ry, a le­gi­ty­ma­cją usta­no­wio­ne­go po­rząd­ku są war­to­ści ce­lo­wo ra­cjo­nal­ne lub war­to­ścio­wo ra­cjo­nal­ne.

Szcze­gól­ną rolę We­ber przy­pi­su­je ad­mi­ni­stra­cji pu­blicz­nej, gdyż to wła­śnie pa­no­wa­nie za jej po­śred­nic­twem jest naj­czyst­szym ty­pem pa­no­wa­nia le­gal­ne­go. W pań­stwie le­gal­no-ra­cjo­nal­nym musi funk­cjo­no­wać sztab urzęd­ni­czy, czy­li biu­ro­kra­cja.

Cel pań­stwa re­ali­zo­wa­ny przez biu­ro­kra­cję de­ter­mi­no­wa­ny jest przez cele ży­cio­we przy­świe­ca­ją­ce oby­wa­te­lom. Z uwa­gi jed­nak na to, że na­tu­ra ludz­ka jest zróż­ni­co­wa­na, w róż­nych cza­sach i oko­licz­no­ściach, róż­nym na­ro­dom przy­świe­ca­ją róż­ne cele. Dla­te­go nie jest moż­li­we wska­za­nie ja­kie­goś jed­ne­go celu pań­stwa, wła­ści­we­go dla każ­de­go na­ro­du, w każ­dym mo­men­cie jego hi­sto­rii.

Dla kon­cep­cji ra­cjo­nal­ne­go pa­no­wa­nia We­be­ra nie bez zna­cze­nia były po­glą­dy Ro­ber­ta von Moh­la – uwa­ża­ne­go, za jed­ne­go z twór­ców idei pań­stwa pra­wa.

Wy­róż­nił on pań­stwo pa­triar­chal­ne (Pa­triar­cha­li­sche Sta­at), pań­stwo teo­kra­tycz­ne (The­okra­tie), władz­two (pań­stwo) pa­try­mo­nial­ne (Pa­tri­mo­nial Her­r­schaft), pań­stwo kla­sycz­ne (Klas­si­che Sta­at), pań­stwo de­spo­tycz­ne (De­spo­tie) oraz pań­stwo praw­ne (Rechts­sta­at)6.

Pań­stwo pa­triar­chal­ne

opie­ra­ło się na zwy­cza­jach prze­nie­sio­nych z ży­cia ple­mien­ne­go. Ży­cio­we cele ludz­kie w tak zor­ga­ni­zo­wa­nym pań­stwie nie były spe­cjal­nie wy­su­bli­mo­wa­ne. Pod­po­rząd­ko­wy­wa­li się oni po pro­stu wład­cy ple­mien­ne­mu („ojcu ple­mie­nia”). W pań­stwie teo­kra­tycz­nym do­mi­no­wa­ło prze­ko­na­nie, że do­cze­sne ży­cie ludz­kie na Zie­mi ma cel trans­cen­den­tal­ny – wiecz­ny i po­win­no być po­strze­ga­ne przez pry­zmat re­li­gii. In­sty­tu­cje pań­stwo­we mia­ły cha­rak­ter wy­zna­nio­wy, a ich dzia­ła­nia nie ogra­ni­cza­ły się do sta­no­wie­nia i sto­so­wa­nia pra­wa, lecz obej­mo­wa­ły strze­że­nie mo­ral­no­ści. Pań­stwo teo­kra­tycz­ne mo­gło być pań­stwem sta­bil­nym tyl­ko do­pó­ki lud miał sil­ną wia­rę w re­li­gię, na któ­rej opie­ra­ła się wła­dza. Pań­stwo pa­try­mo­nial­ne z ko­lei ba­zo­wa­ło na sto­sun­kach po­kre­wień­stwa albo sto­sun­kach ma­jąt­ko­wych. Dla von Moh­la było to ta­kie wiel­kie pry­wat­ne sto­wa­rzy­sze­nie. Za­sa­dy obo­wią­zu­ją­ce w ta­kim pań­stwie były wy­wo­dzo­ne za­rów­no z pra­wa, jak i oby­cza­ju oraz tra­dy­cji. Z ta­kie­go pań­stwa pa­try­mo­nial­ne­go wy­kształ­ci­ło się pań­stwo feu­dal­ne. Ce­lem pań­stwa kla­sycz­ne­go, stwo­rzo­ne­go przez Gre­ków i Rzy­mian, było po­łą­cze­nie w zor­ga­ni­zo­wa­ną ca­łość ży­cia wszyst­kich oby­wa­te­li. Pań­stwo de­spo­tycz­ne opie­ra­ło się na­to­miast na wła­dzy naj­sil­niej­sze­go i słu­ży­ło osią­ga­niu jego oso­bi­stych ce­lów.

W mo­men­cie jed­nak, gdy ja­kiś na­ród osią­ga od­po­wied­nio wy­so­ki po­ziom roz­wo­ju (i sta­je się wy­star­cza­ją­co ra­cjo­nal­ny) or­ga­ni­zu­je się go we­dług za­sad pań­stwa praw­ne­go (Rechts­sta­at)7. Wspól­nym ce­lem lu­dzi jest roz­wi­ja­nie swych sił na­tu­ral­nych (Na­tur­kräfte). Wcho­dząc na od­po­wied­nio wy­so­ki (ra­cjo­nal­ny wła­śnie) po­ziom roz­wo­ju, za pod­sta­wo­wy celu w swo­im ży­ciu do­cze­snym lu­dzie uzna­ją wy­kształ­ce­nie zdol­no­ści słu­żą­cych do re­ali­za­cji ich pla­nów i zdo­by­cia od­po­wied­nich środ­ków do tego.

Ana­li­zu­jąc miej­sce i rolę pań­stwa praw­ne­go w tym pro­ce­sie, von Mohl stwier­dza, iż jest nią ta­kie upo­rząd­ko­wa­nie zbio­ro­we­go ży­cia na­ro­du, aby każ­dy jego czło­nek był chro­nio­ny i wspie­ra­ny w moż­li­wie naj­swo­bod­niej­szym, i naj­bar­dziej wszech­stron­nym ćwi­cze­niu i uży­wa­niu swych wszyst­kich sił. Pań­stwo praw­ne ma w tym uję­ciu dwa za­da­nia:

„upo­rząd­ko­wa­nie”, czy­li utrzy­my­wa­nie po­rząd­ku (przede wszyst­kim po­rząd­ku praw­ne­go), wspie­ra­nie oby­wa­te­li w re­ali­za­cji ich dą­żeń.

Wo­bec tego pierw­szą za­sa­dą pań­stwa praw­ne­go musi być „świę­tość wszel­kie­go pra­wa”. Z dru­giej jed­nak stro­ny pań­stwo praw­ne von Moh­la ma gwa­ran­to­wać wol­ność oby­wa­te­li jako za­sa­dę naj­wyż­szą (obe­rste Grund­satz). Dla­te­go nie każ­de pra­wo jest świę­te, a tyl­ko ta­kie, któ­re tę wol­ność rze­czy­wi­ście gwa­ran­tu­je. Gdy ja­kiś oby­wa­tel nie na­ru­sza praw in­nej oso­by, po­dą­ża­jąc za swo­im ra­cjo­nal­nym ce­lem, musi mieć swo­bo­dę dzia­ła­nia.

Istot­ne, że pań­stwo nie mia­ło dzia­łać w spo­sób od­gór­ny i bez­re­fle-ksyj­ny. Po­win­na je ce­cho­wać sub­sy­diar­ność, czy­li wspie­ra­nie jed­no­stek wte­dy, gdy same nie były w sta­nie osią­gnąć okre­ślo­nych, za­ak­cep­to­wa­nych przez wspól­no­tę ce­lów8. Pań­stwo bo­wiem to trwa­ły, jed­no­li­ty or­ga­nizm tych in­sty­tu­cji, któ­re mają za za­da­nie wspie­rać od­po­wied­nie, do­zwo­lo­ne cele ży­cio­we, okre­ślo­ne­go i te­ry­to­rial­nie ogra­ni­czo­ne­go na­ro­du, od jed­nost­ki aż po spo­łe­czeń­stwo, je­że­li przy uży­ciu wła­snych sił nie są one w sta­nie osią­gnąć tych ce­lów, a cele te miesz­czą się w za­kre­sie zbio­ro­wych po­trzeb9.

Teo­rie a prak­ty­ka. Przy­kład Sta­nów Zjed­no­czo­nych

Moż­li­wość od­nie­sie­nia się do róż­nych spe­ku­la­cji teo­re­tycz­nych do­ty­czą­cych po­wsta­nia i cha­rak­te­ru pań­stwa jest siłą rze­czy ogra­ni­czo­na. Nie wie­my bo­wiem, jak było z Re­mu­sem, Ro­mu­lu­sem i wil­czy­cą albo z Po­pie­lem i my­sza­mi. Tro­chę ina­czej to wy­glą­da­ło w No­wym Świe­cie i na tym przy­kła­dzie moż­na po­wie­dzieć nie­co wię­cej. Mu­si­my jed­nak pa­mię­tać, że tam swo­je pań­stwo or­ga­ni­zo­wa­li ko­lo­ni­ści, któ­rzy znaj­do­wa­li się już na in­nym po­zio­mie roz­wo­ju cy­wi­li­za­cyj­ne­go, niż w cza­sach, gdy ich pra­przod­ko­wie na Sta­rym Kon­ty­nen­cie or­ga­ni­zo­wa­li się w ple­mio­na i po­tem two­rzy­li zrę­by pań­stwo­wo­ści i wła­dzy, któ­ra rów­nież bę­dzie aspi­ro­wa­ła do roz­cią­gnię­cia swej su­we­ren­no­ści na nowe te­ry­to­ria.

Praw­do­po­dob­nie pierw­si lu­dzie do­tar­li na kon­ty­nent ame­ry­kań­ski z Azji przez Cie­śni­nę Be­rin­ga. Praw­do­po­dob­ne jest tak­że, że pierw­szy­mi Eu­ro­pej­czy­ka­mi, któ­rzy tam do­tar­li ok. 1000 r., byli Wi­kin­go­wie. Osad­nic­two skan­dy­naw­skie jed­nak nie prze­trwa­ło. Ko­lej­ni osad­ni­cy po „od­kry­ciu” Ame­ry­ki w 1492 r. przez Krzysz­to­fa Ko­lum­ba kie­ro­wa­li się ku Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej. Ist­nia­ły tam pań­stwa ma­jów i Az­te­ków, któ­re zo­sta­ły pod­bi­te przez hisz­pań­skich kon­kwi­sta­do­rów. W 1542 roku por­tu­gal­ski że­glarz Juan Ca­bril­lo, któ­ry słu­żył kró­lo­wi Hisz­pa­nii Ka­ro­lo­wi I, od­krył Ka­li­for­nię. W 1565 r. Hisz­pa­nie za pa­no­wa­nia Fi­li­pa II, za­ło­ży­li na Flo­ry­dzie San Au­gu­sti­ne – pierw­szą, ist­nie­ją­cą do dziś, osa­dę na te­re­nie dzi­siej­szych Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Przez 235 lat była ona sto­li­cą hisz­pań­skiej Flo­ry­dy. W 1497 r. John Ca­bot – we­nec­ki że­glarz, któ­ry z ko­lei był w służ­bie kró­la An­glii Hen­ry­ka VII, opły­nął wy­brze­ża Ame­ry­ki Pół­noc­nej, szu­ka­jąc Przej­ścia Pół­noc­no-Za­chod­nie­go do In­dii. Jego wy­pra­wa sta­ła się pod­sta­wą praw­ną póź­niej­szych rosz­czeń An­glii do tych ziem.

Kró­lo­wa Elż­bie­ta I w 1578 r. przy­zna­ła Hum­ph­rey­owi Gil­ber­to­wi pa­tent da­ją­cy pra­wo do: (...) bra­nia we wła­da­nie po­gan i bar­ba­rzyń­skich lą­dów, kra­jów i te­ry­to­riów nie­na­le­żą­cych do­tąd do żad­ne­go chrze­ści­jań­skie­go wład­cy czy na­ro­du10. Pierw­szą wy­pra­wę ko­lo­ni­za­cyj­ną Gil­bert zor­ga­ni­zo­wał w 1583 r. Do­tarł na Nową Fun­dlan­dię i ogło­sił akt jej anek­sji do kró­le­stwa An­glii, ale... za­gi­nął w cza­sie po­dró­ży po­wrot­nej. Jego dzie­ło kon­ty­nu­ował przy­rod­ni brat Wal­ter Re­le­igh. W 1584 r. do­wo­dzo­ny przez nie­go sta­tek do­tarł do Ka­ro­li­ny Pół­noc­nej i na wy­spie Ro­ano­ke utwo­rzył ko­lo­nię, a na­stęp­nie udał się z po­wro­tem do An­glii w po­szu­ki­wa­niu wspar­cia kró­lo­wej i chęt­nych osad­ni­ków. Woj­na z Hisz­pa­nią za­trzy­ma­ła go w An­glii dłu­żej niż pla­no­wał i gdy po­wró­cił do Ame­ry­ki w 1590 r., za­stał za­ło­żo­ną przez sie­bie osa­dę splą­dro­wa­ną i opusz­czo­ną. W 1606 r. król Ja­kub I Stu­art za­ło­żył Kom­pa­nię Wir­gi­nii. Rok póź­niej ko­lej­ni ko­lo­ni­ści an­giel­scy utwo­rzy­li osa­dę Ja­me­stown na te­re­nie dzi­siej­sze­go sta­nu Wir­gi­nia. Ona tak­że nie prze­trwa­ła ata­ków In­dian i gło­du. Do­pie­ro w 1620 r. uda­ło się na do­bre osiąść „Oj­com Piel­grzy­mom” w Ply­mo­uth, w dzi­siej­szym sta­nie Mas­sa­chu­setts w No­wej An­glii. Nie było tam żad­nych państw zor­ga­ni­zo­wa­nych tak, jak pań­stwa Ma­jów i Az­te­ków, któ­re trze­ba było pod­bi­jać. Były ple­mio­na in­diań­skie kie­ru­ją­ce się swo­imi pra­wa­mi. Ale przy­by­sze two­rzy­li wła­sne pra­wa.

Po co o tym pi­sać? Otóż re­kon­struk­cja tego, co dzia­ło się wów­czas w Ame­ry­ce, po­zwa­la wy­ro­bić so­bie po­gląd na two­rze­nie pań­stwa i pra­wa na pod­sta­wie kon­kret­nych, opi­sa­nych zda­rzeń hi­sto­rycz­nych.

W li­sto­pa­dzie 1620 roku do Przy­ląd­ka Code do­tar­li osad­ni­cy na­zy­wa­ni „Oj­ca­mi Piel­grzy­ma­mi”. Za­ło­ży­li tam osa­dę Ply­mo­uth – na cześć ma­cie­rzy­ste­go por­tu stat­ku May­flo­wer, któ­rym pły­nę­li. Jesz­cze przed opusz­cze­niem oj­czy­stej zie­mi piel­grzy­mi utwo­rzy­li spół­kę, w któ­rej każ­dy z nich, je­że­li ukoń­czył 16 lat, otrzy­my­wał je­den udział o war­to­ści 10 fun­tów szter­lin­gów i mógł do­ku­pić inne udzia­ły za go­tów­kę lub od­po­wied­nie apor­ty. Resz­tę po­trzeb­ne­go ka­pi­ta­łu do­star­czy­li zwy­kli in­we­sto­rzy, głów­nie lon­dyń­scy kup­cy, po­przez na­by­cie po­zo­sta­łych udzia­łów. Za­bez­pie­cze­niem była dla nich umo­wa ob­li­gu­ją­ca ko­lo­ni­stów do pod­ję­cia w Ame­ry­ce sied­mio­let­niej pra­cy na rzecz spół­ki, po któ­rym to okre­sie mia­ło na­stą­pić osta­tecz­ne roz­li­cze­nie zo­bo­wią­zań.

Przed zej­ściem na ame­ry­kań­ski ląd pod­pi­sa­li tak zwa­ny May­flo­wer Com­pact, uzna­wa­ny za akt za­ło­ży­ciel­ki przy­szłych Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Gło­sił on, że wszy­scy ni­żej pod­pi­sa­ni, któ­rzy dla chwa­ły Bo­żej, dla roz­kwi­tu wia­ry chrze­ści­jań­skiej i dla ho­no­ru na­szej oj­czy­zny przed­się­wzię­li­śmy za­ło­że­nie pierw­szej ko­lo­nii na tych od­le­głych wy­brze­żach, za wza­jem­ną i uro­czy­stą zgo­dą po­sta­na­wia­my ni­niej­szym wo­bec Boga, że utwo­rzy­my z sie­bie spo­łe­czeń­stwo po­li­tycz­ne w celu rzą­dze­nia się i pra­cy nad wy­peł­nia­niem na­szych ce­lów. Na mocy tej umo­wy po­sta­na­wia­my ogło­sić pra­wa, usta­wy i za­rzą­dze­nia oraz w mia­rę po­trze­by po­wo­łać urzęd­ni­ków, któ­rym przy­rze­ka­my pod­da­nie i po­słu­szeń­stwo11. Do złu­dze­nia przy­po­mi­na­ło to loc­ke’owską umo­wę spo­łecz­ną. Kie­ru­jąc się ka­no­na­mi kon­gre­ga­cjo­ni­zmu, osad­ni­cy za­czę­li wpro­wa­dzać w ży­cie za­sa­dy de­mo­kra­tycz­ne­go ko­ścio­ła i de­mo­kra­tycz­ne­go pań­stwa. Szu­ka­li no­we­go sys­te­mu or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nej, umoż­li­wia­ją­ce­go jak naj­lep­sze po­łą­cze­nie praw jed­nost­ki z po­trze­ba­mi ca­łej spo­łecz­no­ści i pań­stwa.

Ale za­sa­dy przy­wie­zio­ne do Ame­ry­ki na May­flo­wer róż­ni­ły się za­sad­ni­czo od tych, ja­kie do­tar­ły do por­tu Sa­lem w Mas­sa­chu­setts w czerw­cu 1630 r. na po­kła­dzie Lady Ara­bel­la – pierw­szym z je­de­na­stu okrę­tów wio­zą­cych Joh­na Win­th­ro­pa i jego to­wa­rzy­szy z So­uthamp­ton. O ile bo­wiem za­ło­ży­cie­le Ply­mo­uth byli w więk­szo­ści drob­ny­mi far­me­ra­mi i rze­mieśl­ni­ka­mi, o tyle emi­gran­ci, któ­rzy na mocy kró­lew­skie­go przy­wi­le­ju fun­da­cyj­ne­go utwo­rzy­li w 1628 r. Kom­pa­nię No­wej An­glii, na­zwa­ną wkrót­ce Kom­pa­nią Za­to­ki Mas­sa­chu­setts, na­le­że­li do warstw śred­nich spo­łe­czeń­stwa an­giel­skie­go. Wy­ru­szy­li oni do Ame­ry­ki wraz z ro­dzi­na­mi, znacz­ną licz­bą służ­by zwią­za­nej dłu­go­ter­mi­no­wy­mi kon­trak­ta­mi, ży­wym in­wen­ta­rzem, na­rzę­dzia­mi, wiel­ki­mi za­pa­sa­mi żyw­no­ści i to­wa­rów prze­zna­czo­nych na han­del z In­dia­na­mi. Jak pi­sze Ver­non Par­ring­ton: ukształ­to­wa­ni przez spo­łe­czeń­stwo ka­sto­we (...) chcie­li (...) żyć tak, jak żyli w daw­nym, na wpół feu­dal­nym pań­stwie (...), sza­no­wa­li ty­tu­ły, skru­pu­lat­nie prze­strze­ga­li hie­rar­chii spo­łecz­nej i róż­nic kla­so­wych oraz do­ma­ga­li się przy­wi­le­jów szla­chec­kich. Wy­ro­śli bo­wiem w sta­tycz­nym ła­dzie spo­łecz­nym, w któ­rym gen­tel­ma­ni rzą­dzi­li, a lud był po­słusz­ny i nie po­tra­fi­li ro­zu­mo­wać w ka­te­go­riach „aktu przy­mie­rza” z Ply­mo­uth12.

Struk­tu­ra Kom­pa­nii Mas­sa­chu­setts przy­po­mi­na­ła for­mal­nie Kom­pa­nię Lon­dyń­ską, pro­wa­dzą­cą ko­lo­ni­za­cję Wir­gi­nii. Była jed­nak mię­dzy nimi tak­że pew­na, a jak się mia­ło oka­zać w przy­szło­ści bar­dzo istot­na, róż­ni­ca. Dy­rek­to­rzy Kom­pa­nii Mas­sa­chu­setts wy­ko­rzy­sta­li mia­no­wi­cie brak w kar­cie kró­lew­skiej prze­pi­su usta­la­ją­ce­go jej sie­dzi­bę i prze­nie­śli ją za Oce­an – do Bo­sto­nu. Dzię­ki temu Kom­pa­nia, ma­jąc bez­po­śred­ni kon­takt z ko­lo­nią, uzy­ska­ła w niej fak­tycz­nie nie­ogra­ni­czo­ną wła­dzę. Plan utrwa­le­nia w niej przy­wi­le­jów mniej­szo­ści zo­stał opra­co­wa­ny jesz­cze przed roz­po­czę­ciem emi­gra­cji. Od­po­wied­nie ar­ty­ku­ły kar­ty-sta­tu­tu gwa­ran­to­wa­ły pra­wa wy­bor­cze je­dy­nie człon­kom kor­po­ra­cji – po­cząt­ko­wo w licz­bie oko­ło stu dzie­się­ciu. Kon­ser­wa­tyw­ne dą­że­nia ce­cho­wa­ły głów­nie hie­rar­chię ko­ściel­ną, któ­rej przy­wód­cy w na­ukach Kal­wi­na sta­ra­li się zna­leźć uza­sad­nie­nie dla obro­ny swych przy­wi­le­jów.

Kal­wi­nizm, sta­no­wią­cy pod­wa­li­nę pre­zbi­te­ria­ni­zmu, tak bar­dzo prze­po­jo­ny był du­chem Sta­re­go Te­sta­men­tu, że ne­go­wał za­sa­dy ega­li­ta­ry­zmu, hoł­du­jąc du­cho­wi ary­sto­kra­tycz­ne­mu. W kon­cep­cjach my­śli­cie­la z Ge­ne­wy nie było prze­cież miej­sca dla wol­no­ści i in­dy­wi­du­ali­zmu. Dok­try­na pre­de­sty­na­cji kła­dła pod­wa­li­ny pod za­sa­dę fun­da­men­tal­nej nie­rów­no­ści lu­dzi. Jed­ni prze­zna­cze­ni byli do zba­wie­nia, dru­dzy z góry ska­za­ni na po­tę­pie­nie, bez wzglę­du na swo­je uczyn­ki.

John Win­th­rop, przy­wód­ca osad­ni­ków z Bo­sto­nu, przy­szły wie­lo­let­ni gu­ber­na­tor ko­lo­nii i, co nie bez zna­cze­nia dla spra­wy, praw­nik z wy­kształ­ce­nia, pi­sał tak: Bóg Wszech­mo­gą­cy tak roz­po­rzą­dził kon­dy­cją ludz­ką, że we wszyst­kich cza­sach jed­ni mu­szą być bo­ga­ci, inni bied­ni, nie­któ­rzy wy­so­ko wy­nie­sie­ni i wy­bit­ni we wła­dzy, i god­no­ści, inni zaś pod­łej kon­dy­cji i w pod­da­niu13. Lo­gicz­ną tego kon­se­kwen­cją było uzna­nie, że wła­dza przy­na­le­ży tyl­ko tym wy­bra­nym. Wia­ra ta sta­no­wi­ła do­sko­na­łe uzu­peł­nie­nie teo­lo­gicz­ne spo­łecz­nych uprze­dzeń rząd­ców Mas­sa­chu­setts. Wy­cho­wa­ni w ary­sto­kra­tycz­nej po­gar­dzie dla mo­tło­chu chęt­nie uzna­li, że do­bro­dziej­stwo ży­cia wiecz­ne­go nie wcho­dzi w skład przy­zna­nych przez Boga praw na­tu­ral­nych i jest je­dy­nie szcze­gól­nym da­rem Pana Nie­bios prze­zna­czo­nym tyl­ko dla nie­licz­nych. Jak pi­sał Par­ring­ton, sto­ją oni na stra­ży Jego spra­wie­dli­wo­ści i po­wo­ła­ni są do wiel­kie­go dzie­ła rzą­dze­nia na zie­mi tak, by speł­ni­ła się wola Boża14. To spo­śród nich Bóg po­wo­łu­je do obo­wiąz­ków tych, któ­rzy naj­le­piej do ta­kiej służ­by się na­da­ją. Spra­wo­wa­nie urzę­dów jest więc obo­wiąz­kiem na­ło­żo­nym na lu­dzi po­sia­da­ją­cych od­po­wied­nie pre­dys­po­zy­cje. Źle za­tem przy­słu­ży­li­by się oni Bogu, gdy­by przy­chyl­nie usto­sun­ko­wy­wa­li się do pro­te­stów ludu prze­ciw­ko wła­snej po­li­ty­ce. Sko­ro tak się nie­for­tun­nie zło­ży­ło – za­uwa­ża z sar­ka­zmem Par­ring­ton – że świę­tych było mało, a grzesz­ni­ków wie­lu, tym wię­cej po­wo­dów, by chro­nić arkę przy­mie­rza od rąk pro­fa­nów15.

Teo­kra­ci z Mas­sa­chu­setts nie mie­li więc za­mia­ru li­czyć się z wolą więk­szo­ści. W Pi­śmie Świę­tym Pan nie prze­ma­wiał prze­cież gło­sem więk­szo­ści, lecz wy­brał mniej­szość sy­nów Izra­ela. Je­den z głów­nych rzecz­ni­ków oli­gar­chii – John Cot­ton, ple­ban ko­ścio­ła Św. Bo­tol­fa w Bo­sto­nie, gło­sił: nie po­tra­fię so­bie wy­obra­zić, by Bóg kie­dy­kol­wiek na­ka­zał de­mo­kra­cję jako rzą­dy na­da­ją­ce się dla Ko­ścio­ła lub pań­stwa. Je­śli rzą­dzić bę­dzie lud, któż bę­dzie rzą­dzo­ny?16

W lan­so­wa­nym w myśl tych idei mo­de­lu ustro­jo­wym je­dy­nym pra­wo­daw­cą był Bóg, je­dy­nym źró­dłem pra­wa – Bi­blia, jego in­ter­pre­ta­to­rem – ka­płan, a wy­ko­naw­cą – sę­dzia po­ko­ju. Sko­ro zaś przy­ję­to, że ist­nie­je taka for­ma rzą­du, któ­rą usta­no­wił sam Bóg i za­le­ci­ło Pi­smo Świę­te, to nie było wska­za­ne po­szu­ki­wa­nie in­nych form rzą­dze­nia. Z ko­lei od za­ło­że­nia, że pra­wo zo­sta­ło raz na za­wsze ogło­szo­ne w Bi­blii, po­zo­sta­wał już tyl­ko je­den krok do kon­cep­cji, że nie ma po­trze­by two­rze­nia wła­dzy usta­wo­daw­czej. A po­nie­waż Chry­stus jest je­dy­nym wład­cą, nie ma po­trze­by usta­na­wia­nia świec­kiej gło­wy pań­stwa. Po­cząt­kiem i koń­cem wła­dzy pań­stwo­wej sta­wa­ła się w ten spo­sób wła­dza są­do­wa. Sę­dziów zaś, po­dob­nie jak ka­pła­nów, wy­bie­ra­li w wy­bo­rach ogra­ni­czo­nych cen­zu­sem re­li­gij­nym je­dy­nie człon­ko­wie ko­ścio­ła pu­ry­tań­skie­go. Osad­ni­cy przy­by­li do No­we­go Świa­ta nie po to, by od­da­wać się swo­im oso­bi­stym przy­jem­no­ściom, lecz po to, by wy­peł­nić świę­tą mi­sję. Swą po­dróż do Ame­ry­ki trak­to­wa­li po­dob­nie jak po­dróż ludu Izra­ela do Zie­mi Obie­ca­nej. Cot­ton pod­kre­ślał, że to Bóg wy­pa­tru­je i od­kry­wa zie­mię dla swo­je­go ludu (...), a gdy już ją upa­trzy, pro­wa­dzi ich Pan do niej, by wy­raź­nie wi­dzie­li oni Opatrz­ność Bożą17. Obiet­ni­ca bez­pie­czeń­stwa, wy­ni­ka­ją­ce­go z Bo­skie­go nie­ja­ko po­rę­cze­nia, nie jest jed­nak bez­względ­na: choć otrzy­ma­li za­pew­nie­nie, że inni im nie za­szko­dzą, oni sami mogą za­szko­dzić so­bie, grze­sząc prze­ciw­ko Bogu18.

Na kan­wie tego typu za­ło­żeń zbu­do­wa­na zo­sta­ła swo­ista dok­try­na wol­no­ści. Jej isto­tę naj­le­piej od­da­ją sło­wa Win­th­ro­pa: wol­ność bywa dwo­ja­kie­go ro­dza­ju. Na­tu­ral­na (wy­ni­ka­ją­ca z grzesz­nej na­tu­ry ludz­kiej) i oby­wa­tel­ska. Pierw­szą dzie­li czło­wiek ze zwie­rzę­ta­mi. Po­zwa­la mu ona po­stę­po­wać z dru­gim czło­wie­kiem tak, jak tego za­pra­gnie. Jest to wol­ność czy­nie­nia za­rów­no do­brze, jak i źle. Wol­ność ta nie­zgod­na jest i nie do po­go­dze­nia z wła­dzą i na­wet z naj­mniej­szy­mi ogra­ni­cze­nia­mi wpro­wa­dzo­ny­mi przez naj­bar­dziej spra­wie­dli­wą wła­dzę. (...) Dru­gi ro­dzaj wol­no­ści, któ­rą na­zwa­łem oby­wa­tel­ską, czy­li fe­de­ral­ną, moż­na rów­nież na­zwać mo­ral­ną, po­nie­waż opar­ta jest na przy­mie­rzu Boga z czło­wie­kiem. (...) Wol­ność ta jest wła­ści­wym ce­lem i przed­mio­tem wła­dzy i bez niej wła­dza ist­nieć nie może. Jest to wol­ność je­dy­nie dla tego, co jest do­bre, spra­wie­dli­we i uczci­we. (...) Wol­no­ści tej nie za­gra­ża wła­dza, lecz wła­dzy wy­pa­cze­nie. Wol­ność ta bu­du­je się na pod­da­niu się wła­dzy i w niej jest urze­czy­wist­nio­na19.

Na szczę­ście, kon­gre­ga­cjo­nizm trium­fu­ją­cy w Ply­mo­uth, u pod­staw teo­rii i prak­ty­ki, któ­re­go le­ża­ło pra­wo jed­nost­ki do wy­bo­ru wia­ry bez na­ci­sku ze stro­ny wła­dzy oraz pra­wo or­ga­ni­zo­wa­nia się w związ­ki wy­zna­nio­we dla swo­bod­ne­go prak­ty­ko­wa­nia i krze­wie­nia swej re­li­gii, róż­nił się za­sad­ni­czo od pre­zbi­te­ria­ni­zmu gło­szo­ne­go w Bo­sto­nie. Tak na­praw­dę nie cho­dzi­ło jed­nak o samą za­sa­dę to­le­ran­cji re­li­gij­nej, lecz przy­szłą for­mę ustro­ju spo­łecz­no-po­li­tycz­ne­go No­wej An­glii. Szcze­gól­ną rolę ode­gra­ła w tym spo­rze idea praw mniej­szo­ści. Naj­pew­niej­szy test, za po­mo­cą któ­re­go de­cy­du­je­my, czy dany kraj jest wol­ny, to za­kres bez­pie­czeń­stwa przy­zna­ne­go mniej­szo­ściom – twier­dził już lord Ac­ton20. Po­nie­waż jed­nak – jak pi­sał Par­ring­ton – żą­dza wła­dzy jest zja­wi­skiem tak roz­po­wszech­nio­nym, ci zaś, któ­rzy ją po­sia­da­ją, do­kła­da­ją wszel­kich sta­rań, by wy­tę­pić wszel­kie za­gra­ża­ją­ce im prze­ja­wy non­kon­for­mi­zmu, to wła­śnie pra­wo spo­łecz­ne na­po­ty­ka na swej dro­dze naj­więk­sze prze­szko­dy21.

Dla­te­go do­pie­ro po dłu­go­trwa­łej wal­ce z teo­kra­ta­mi uda­ło się kon­gre­ga­cjo­ni­stom wcie­lić w ży­cie swo­je za­sa­dy w ca­łej No­wej An­glii.

Ana­li­za tam­tych wy­da­rzeń po­zwa­la usta­lić, ja­kie czyn­ni­ki do tego do­pro­wa­dzi­ły. De­cy­du­ją­cą rolę ode­gra­ły tu pra­wa na­tu­ral­ne wy­ni­ka­ją­ce z pry­wat­nej wła­sno­ści zie­mi i wol­ność oso­bi­sta po­zwa­la­ją­ca na prze­sie­dla­nie się. Nie bez zna­cze­nia była też idea Przy­mie­rza.

Wi­liam Ames – twór­ca Ko­ścio­ła kon­gre­ga­cjo­na­li­stycz­ne­go No­wej An­glii – po­trak­to­wał praw­ny ob­raz Przy­mie­rza (co­ve­nant) jako pod­sta­wo­wy sym­bol nie tyl­ko po­wsta­wa­nia zo­bo­wią­zań mię­dzy Bo­giem a czło­wie­kiem, lecz tak­że zo­bo­wią­zań w ob­rę­bie or­ga­ni­za­cji ludz­kich – ko­ściel­nych i pań­stwo­wych. Teo­rię umo­wy spo­łecz­nej ści­śle wią­zał z przy­mie­rzem re­li­gij­nym, wi­dział ją jako ana­lo­gię do two­rze­nia zbo­ru – ko­ścio­ła w sen­sie pro­te­stanc­kim. W po­dob­ny spo­sób lu­dzie łą­czy­li się przy­mie­rzem (fo­ede­re), by utwo­rzyć mia­sto, gmi­nę czy inny zwią­zek oby­wa­tel­ski, dą­żąc w ten spo­sób do do­bra wspól­ne­go (com­mon ci­vil good). Ames od­róż­niał umo­wę mię­dzy ludź­mi kon­sty­tu­ują­cą wspól­no­tę od umo­wy „o rzą­dze­nie” czy też jako The con­tract of sub­mis­sion (Unter­wer­fung­sver­trag, Her­r­scha­ft­sver­trag, pac­te de gou­ver­ne­ment). Wła­dzę pu­blicz­ną po­wsta­łą dzię­ki ta­kiej umo­wie rów­nież uwa­żał za daną przez Boga in ge­ne­re. Ogra­ni­cze­nie jej mia­ło cha­rak­ter po­dwój­ny: wola Boga i wola dru­giej stro­ny umo­wy. Taka idea, okre­śla­na po­tocz­nie mia­nem umo­wy spo­łecz­nej, nie była jed­nak zwy­kłym kon­trak­tem, tak jak go ro­zu­mia­ło pra­wo pry­wat­ne, w szcze­gól­no­ści pra­wo rzym­skie czy ius com­mu­ne. Moż­na tu wska­zać na na­stę­pu­ją­ce roz­róż­nie­nie w ra­mach an­glo­sa­skiej my­śli praw­nej: con­tract ozna­czał za­an­ga­żo­wa­nie stron o ogra­ni­czo­nym cha­rak­te­rze, do­ty­czył spraw go­spo­dar­czych itp., tak jak con­trac­tus rzym­skie (dare, fa­ce­re, pra­esta­re, opor­te­re, con­trac­ti in­no­mi­na­ti), obej­mo­wał nie­wiel­ką licz­bę stron. Com­pact miał na­to­miast cha­rak­ter lex pri­va­ta, za­kła­dał umo­wę do­ty­czą­cą ca­łej wspól­no­ty czy re­la­cji mię­dzy wspól­no­ta­mi, rdzeń sło­wa ozna­czał wią­za­nie, spa­ja­nie w ca­łość, był za­tem umo­wą kon­sty­tu­ują­cą wspól­no­tę. Com­pact okre­ślał więc za­sad­ni­cze war­to­ści, na któ­rych opie­ra­ła się ak­tyw­ność człon­ków wspól­no­ty, cele bu­do­wa­nia tej­że, cno­ty po­trzeb­ne do jej roz­wo­ju i wady mo­gą­ce jej szko­dzić.

Co­ve­nant był ko­lej­ną kon­struk­cją, ma­ją­cą dwa po­wią­za­ne ze sobą zna­cze­nia. Po pierw­sze był ter­mi­nem praw­nym sto­so­wa­nym w An­glii, ozna­cza­ją­cym umo­wę le­gi­ty­mi­zo­wa­ną pie­czę­cią Ko­ro­ny, na­da­ją­cą mu cha­rak­ter umo­wy do­nio­słej, po­świad­czo­nej przez naj­wyż­szą wła­dzę. Dru­gie zna­cze­nie to przy­mie­rze, umo­wa po­twier­dzo­na i chro­nio­na przez Boga. Mo­gło tu np. cho­dzić o akt kon­sty­tu­ują­cy pro­te­stanc­ką wspól­no­tę kon­gre­ga­cjo­na­li­stycz­ną, któ­re­go Bóg był świad­kiem i gwa­ran­tem. Przy­mie­rze re­li­gij­ne mia­ło za­tem cha­rak­ter przy­się­gi; je­że­li usta­na­wia­ło wspól­no­tę po­li­tycz­ną, jego moc wią­żą­ca nie opie­ra­ła się na zgo­dzie, lecz wła­śnie na za­przy­się­że­niu. Wzo­ro­wa­no się na Przy­mie­rzu sta­ro­te­sta­men­to­wym; z tra­dy­cji bi­blij­nej, od­mien­nie, niż to mia­ło miej­sce we Fran­cji, czer­pa­ła tak­że ame­ry­kań­ska tra­dy­cja kon­sty­tu­cyj­na.

Teo­ria umo­wy spo­łecz­nej mó­wi­ła wła­śnie o so­cial com­pact, nie zaś so­cial con­tract. Sam Loc­ke po­słu­gi­wał się sło­wem „com­pact”. Ale sama umo­wa – jak Kon­sty­tu­cja – nie roz­wią­zu­je pro­ble­mów. Waż­ne są in­sty­tu­cje praw­ne. Tymi in­sty­tu­cja­mi były wła­śnie wła­sność i wol­ność.

Wpro­wa­dze­nie sys­te­mu pry­wat­nej wła­sno­ści sprzy­ja­ło roz­wo­jo­wi sil­nej i ener­gicz­nej war­stwy wol­nych far­me­rów. Po­sia­da­na przez nich zie­mia – naj­waż­niej­szy wów­czas śro­dek pro­duk­cji – była pod­sta­wą i gwa­ran­cją ich nie­za­leż­no­ści. Z tej nie­za­leż­no­ści nie mie­li by­naj­mniej za­mia­ru re­zy­gno­wać. Co wię­cej, dą­ży­li do dal­sze­go jej roz­sze­rze­nia, bo prze­cież mię­dzy in­ny­mi po to przy­by­li do Ame­ry­ki. Kie­dy zaś po­czu­li się praw­dzi­wy­mi go­spo­da­rza­mi na wła­snych far­mach, co­raz czę­ściej za­czę­li spo­glą­dać ku kon­gre­ga­cjo­ni­zmo­wi obie­cu­ją­ce­mu, że sta­ną się go­spo­da­rza­mi tak­że we wła­snym pań­stwie.

W tej sy­tu­acji przed­się­wzię­cia teo­kra­tów mu­sia­ły być ska­za­ne na nie­po­wo­dze­nie. Sys­tem drob­nej wła­sno­ści ziem­skiej sprzy­jał de­cen­tra­li­za­cji, prze­szka­dza­jąc eta­ty­za­cji ży­cia spo­łecz­no-po­li­tycz­ne­go. Licz­ni far­me­rzy stwo­rzy­li sil­ną kla­sę śred­nią, bę­dą­cą pod­sta­wą de­mo­kra­cji. Sko­ro więc za­ist­nia­ły wa­run­ki dla jej po­wsta­nia i roz­wo­ju, z ra­cji zna­le­zie­nia się ca­łej zie­mi w wol­nym wła­da­niu, do­pro­wa­dzić to mu­sia­ło, z pra­wi­dło­wo­ścią sil­niej­szą od lo­gi­ki Kal­wi­na, do klę­ski pre­zbi­te­ria­ni­zmu.

Przy­spie­szy­ło ją dzia­ła­nie jesz­cze jed­ne­go czyn­ni­ka – sze­ro­kiej swo­bo­dy prze­sie­dla­nia się. Ame­ry­ka na­zwa­na kie­dyś zo­sta­ła przez Jó­ze­fa Cha­ła­siń­skie­go „kra­jem no­ma­dów”. Istot­nie, skłon­ność Ame­ry­ka­nów do cią­głych zmian miej­sca za­miesz­ka­nia jest nie­mal­że ich ce­chą na­ro­do­wą, a dwie­ście lat temu była szcze­gól­nie waż­nym ele­men­tem de­mo­kra­ty­za­cji. W sy­tu­acji, gdy każ­dy mógł się „wy­pi­sać” z do­tych­cza­so­wej spo­łecz­no­ści i ru­szyć da­lej na za­chód w po­szu­ki­wa­niu od­po­wia­da­ją­cych mu wa­run­ków ży­cia, ko­niecz­ne sta­ło się mak­sy­mal­ne uwzględ­nia­nie in­te­re­sów wszyst­kich oby­wa­te­li. W prze­ciw­nym ra­zie nie­za­do­wo­le­ni prze­no­si­li się na nowe, nie­za­sie­dlo­ne jesz­cze te­re­ny. Dro­gę tę wy­bra­ło wie­lu dy­sy­den­tów nie­zga­dza­ją­cych się z teo­kra­tycz­nym po­rząd­kiem pa­nu­ją­cym w Mas­sa­chu­setts. W two­rzo­nych przez nich osie­dlach roz­wi­ja­ły się swo­bod­nie wie­lo­ra­kie prą­dy re­li­gij­ne i wol­no­ścio­we. Ro­ger Wil­liams, wy­gna­ny z Sa­lem, do­tarł do Rho­de Is­land, a za­ło­żo­na tam przez nie­go gmi­na sta­ła się miej­scem azy­lu dla se­pa­ra­ty­stów. Kon­gre­ga­cjo­ni­ści zna­leź­li swo­ją zie­mię obie­ca­ną w Hart­ford, do­kąd prze­niósł się z Cam­brid­ge Tho­mas Ho­oker. Krze­wio­ne przez nich ide­ały znaj­do­wa­ły co­raz wię­cej zwo­len­ni­ków, tak­że i w tych ko­lo­niach, któ­re oni sami mu­sie­li opu­ścić.

W tej sy­tu­acji mu­sia­ły zo­stać pod­ję­te pró­by stwo­rze­nia ja­kie­goś roz­sąd­ne­go kom­pro­mi­su po­mię­dzy rosz­cze­nia­mi wła­dzy a ocze­ki­wa­nia­mi spo­łe­czeń­stwa. Wska­zó­wek w tym za­kre­sie do­star­czył Na­tha­niel Ward. Utrzy­my­wał on, że rzą­dzą­cy po­win­ni mieć wła­dzę, któ­ra po­zwo­li im uczy­nić lu­dzi uczci­wy­mi. Z dru­giej stro­ny do­brym wład­cą jest tyl­ko ten, kto nie wy­rzą­dza pod­da­nym szko­dy swy­mi de­cy­zja­mi. Za­rów­no bo­wiem przy­wi­le­je wład­cy, jak i swo­bo­dy ludu nie są dzie­łem czło­wie­ka, lecz są nada­wa­ne przez Boga: czło­wiek wi­nien je więc wy­mie­rzać Bo­ską mia­rą22.

Jed­nak na­wet piel­grzy­mi z May­flo­wer dzia­ła­li „dla ho­no­ru oj­czy­zny”, a więc i jej kró­la, któ­rym był wów­czas Ja­kub I Stu­art. Był on świę­cie prze­ko­na­ny, że jego su­we­ren­na wła­dza po­cho­dzi od Boga i że może sta­no­wić pra­wo ta­kie, ja­kie chce. Jego syn – Ka­rol I Stu­art – po­su­nął się w tych za­pę­dach jesz­cze da­lej, zo­stał więc przez „lud”, któ­ry upo­mniał się o swo­je su­we­ren­ne pra­wa, oba­lo­ny i ścię­ty.

I szyb­ko dość „ko­ro­na” upo­mnia­ła się o swo­je pra­wa do ko­lo­nii za­mor­skich za­sie­dla­nych przez An­gli­ków i do sa­mych An­gli­ków, któ­rzy je za­sie­dla­li. I strze­gła tych swo­ich praw przed in­ny­mi pań­stwa­mi. Po­li­tycz­nie – czy­li de fac­to mi­li­tar­nie – i eko­no­micz­nie. W la­tach 1651–1696 par­la­ment an­giel­ski uchwa­lił pięć Ak­tów Na­wi­ga­cyj­nych, do­ty­czą­cych han­dlu i pra­wa mor­skie­go, wpro­wa­dza­ją­cych pro­tek­cjo­ni­stycz­ny i mer­kan­ty­li­stycz­ny sys­tem han­dlo­wy, któ­re­go ce­lem mia­ła być ochro­na An­glii i jej ko­lo­nii przed kon­ku­ren­cją. Co cie­ka­we, ostat­ni z tych ak­tów „lud” an­giel­ski przy­jął już po osta­tecz­nym oba­le­niu Ste­war­tów, któ­rych pa­no­wa­nie po okre­sie Re­wo­lu­cji jesz­cze zdą­żył przy­wró­cić. Usta­wy an­giel­skie nie­ko­rzyst­nie wpły­nę­ły na go­spo­dar­kę Ni­der­lan­dów, co do­pro­wa­dzi­ło do wo­jen mię­dzy tymi kra­ja­mi.

Ko­lej­ni kró­lo­wie an­giel­scy (a od 1707 r., po prze­kształ­ce­niu unii per­so­nal­nej ze Szko­cją w unię re­al­ną – bry­tyj­scy) wy­sy­ła­li do ko­lo­nii za­mor­skich swo­ich gu­ber­na­to­rów wraz z od­dzia­ła­mi wojsk. I pró­bo­wa­li na­rzu­cić ko­lo­ni­stom pra­wa usta­na­wia­ne w Lon­dy­nie.

Aż ko­lo­ni­ści się zbun­to­wa­li i w 1776 r. ogło­si­li na­stę­pu­ją­ce praw­dy za oczy­wi­ste: że wszy­scy lu­dzie stwo­rze­ni są rów­ny­mi, że Stwór­ca ob­da­rzył ich pew­ny­mi nie­na­ru­szal­ny­mi pra­wa­mi, że w skład tych praw wcho­dzi pra­wo do ży­cia, wol­no­ści i dą­że­nia do szczę­ścia. Że ce­lem za­bez­pie­cze­nia tych praw wy­ło­nio­ne zo­sta­ły wśród lu­dzi rzą­dy, któ­rych spra­wie­dli­wa wła­dza wy­wo­dzi się ze zgo­dy rzą­dzo­nych. Że je­że­li kie­dy­kol­wiek ja­ka­kol­wiek for­ma rzą­du unie­moż­li­wia­ła­by osią­gnię­cie tych ce­lów, to na­ród ma pra­wo taki rząd zmie­nić lub oba­lić i po­wo­łać nowy, któ­re­go pod­wa­li­na­mi będą ta­kie za­sa­dy i taka or­ga­ni­za­cja wła­dzy, ja­kie wy­da­dzą się na­ro­do­wi naj­bar­dziej sprzy­ja­ją­ce dla ich szczę­ścia i bez­pie­czeń­stwa23.

Re­kon­struk­cja tych wy­da­rzeń po­zwa­la ob­ser­wo­wać spla­ta­nie się róż­nych czyn­ni­ków po­wsta­wa­nia pań­stwa, uza­sad­nia­ją­cych róż­ne tego, skró­to­wo opi­sa­ne wy­żej, teo­rie.

Wszyst­ko wska­zu­je na to, że lu­dzie rze­czy­wi­ście mają na­tu­ral­ną ten­den­cję do ży­cia w pań­stwie – jak pi­sał Ary­sto­te­les. Ina­czej nie uma­wia­li­by się, że utwo­rzą z sie­bie spo­łe­czeń­stwo po­li­tycz­ne w celu rzą­dze­nia się i pra­cy nad wy­peł­nia­niem swo­ich ce­lów.

Pod­sta­wy dla bu­do­wa­nia teo­rii teo­lo­gicz­nej i te­istycz­nej, a na­wet i pa­triar­chal­nej, moż­na od­na­leźć w po­czy­na­niach wo­bec ko­lo­nii an­giel­skich kró­lów.

Z ko­lei w dzia­ła­niach Oj­ców Za­ło­ży­cie­li brzmią sil­ne echa teo­rii umo­wy spo­łecz­nej Joh­na Loc­ke’a, na któ­re­go mów­cy w cza­sie Kon­wen­tów Kon­ty­nen­tal­nych24 i Kon­wen­cji Fi­la­del­fij­skiej25 się wie­lo­krot­nie po­wo­ły­wa­li.

Uza­sad­nie­nie ist­nie­nia pań­stwa

Od­ręb­nym za­gad­nie­niem jest uza­sad­nie­nie po­trze­by ist­nie­nia pań­stwa – bez wzglę­du na to, jak ono po­wsta­ło. Naj­le­piej pa­su­je do tego funk­cjo­nal­na teo­ria pań­stwa, ale tak­że teo­ria umo­wy spo­łecz­nej. Uza­sad­nie­nia te po­dzie­lić moż­na na po­li­tycz­ne, co wy­da­je się oczy­wi­ste i eko­no­micz­ne, co już ta­kie oczy­wi­ste nie jest.