Nie pamiętam cię, córeczko - Danka Braun - ebook + audiobook

Nie pamiętam cię, córeczko ebook i audiobook

Braun Danka

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

25 osób interesuje się tą książką

Opis

W jednym z krakowskich szpitali przebywa młoda pacjentka, która na skutek urazu głowy straciła pamięć. Nie wie, kim jest ani jak się nazywa. Po kilku dniach w jej sali pojawia się mężczyzna, Aleks Kulik, twierdząc, że kobieta ma na imię Laura i jest jego żoną oraz matką ich pięcioletniej córeczki. Laura nie rozpoznaje męża, córki ani domu, w którym podobno mieszkają od pewnego czasu. Staje się nieufna i podejrzliwa, ale wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście jest Laurą Kulik. Kobieta powoli akceptuje więc rzeczywistość i asymiluje się w nowej dla siebie rodzinie. Zaczynają ją jednak nawiedzać niepokojące sny.

Kilkakrotnie śni jej się inny mężczyzna i inna dziewczynka, z którymi czuje mocną emocjonalną więź. Pewnego dnia podczas spaceru w pobliskim lesie Laura spotyka mężczyznę ze snu… i jej dotychczasowe życie ulega niespodziewanym perturbacjom.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 481

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 34 min

Lektor: Ewa Abart

Oceny
4,5 (225 ocen)
154
48
17
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aleks20-23

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacja!!! Super fabuła. Wciąga od pierwszych stron i naprawdę trzyma do ostatniego zdania!!!
10
Mike781

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle pani Danka nie zawodzi. Nie mogłam się oderwać od czytania. Świetna historia. Polecam
10
NataliaCieslak

Nie oderwiesz się od lektury

Pani Danko , każda kolejną książka to niesamowita przygoda z wykreowanymi bohaterami ! Dziękuję 😘
10
Besiap1812

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca z mnóstwem meandrów , nieoczekiwanych wątków . Polecam
00
EWELINA40

Nie oderwiesz się od lektury

Ksiazka rewelacyjna,trzymajaca troche w napieciu bo nie wiadomo co bedzie dalej.Polecam
00

Popularność




Co­py­ri­ght © by Grupa Wy­daw­ni­cza Li­te­ra­tura In­spi­ruje Sp. z o.o., 2024
Wszel­kie prawa za­strze­żoneAll ri­ghts re­se­rved Książka ani żadna jej część nie mogą być pu­bli­ko­wane ani w ja­ki­kol­wiek inny spo­sób po­wie­lane w for­mie elek­tro­nicz­nej oraz me­cha­nicz­nej bez zgody wy­dawcy.
Re­dak­cja: Syl­wia Droż­dżyk-Reszka
Ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk, Ilona Drobna
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Iza­bela Sur­dy­kow­ska-Ju­rek
Zdję­cie na okładce: Co­py­ri­ght © ole­g7799 (wąż); Kon­stan­tin Yuga­nov (dziew­czyna) (Stock.adobe.com)
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
ISBN 978-83-67173-83-4
Gdańsk/War­szawa 2024
Wy­daw­nic­two Pro­zamiza­mo­wie­nia@li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.plwww.pro­zami.plwww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dia­nie i Mi­cha­łowi.

Niech Wa­sze wspólne ży­cie bę­dzie ni­czym piękna, eks­cy­tu­jąca po­wieść, w któ­rej każdy roz­dział wy­brzmiewa ra­do­ścią, a każda strona jest na­pi­sana mi­ło­ścią i zro­zu­mie­niem

.

Nie wszystko w tej książce jest fik­cją, nie­które zda­rze­nia, na po­zór nie­praw­do­po­dobne, miały miej­sce w rze­czy­wi­sto­ści i wy­da­rzyły się wśród zna­jo­mych mo­ich przy­ja­ciół.

Pro­log

– Mu­sisz na­tych­miast ucie­kać.

– Wcze­śniej mu­szę po­że­gnać się z ro­dziną.

– Nie. Chyba że chcesz przez dwa­dzie­ścia pięć lat ki­blo­wać w ki­ciu. Twoje miesz­ka­nie jest pod ob­ser­wa­cją.

– Prze­cież nie mogę ich zo­sta­wić bez słowa wy­ja­śnie­nia.

– Po­wi­nie­neś znik­nąć na­tych­miast. Za mor­der­stwo grozi ci dwa­dzie­ścia pięć lat, a gdy do­li­czą ci inne prze­wi­nie­nia, to może na­wet do­ży­wo­cie.

– Mam w domu nie­pra­cu­jącą ko­bietę i dziecko. Oni mu­szą z cze­goś żyć!

– Twoja ko­bieta ma do­stęp do pie­nię­dzy, no i ma ro­dzinę, która jej po­może. Dla do­bra wszyst­kich bę­dzie le­piej, gdy ukry­jesz się na parę lat. Nie wolno ci się z nimi na ra­zie kon­tak­to­wać. Może kie­dyś, ale nie te­raz.

– Jak mam ucie­kać, je­śli nie mam przy so­bie ani gro­sza? Mu­szę za­ha­czyć o dom, żeby wziąć tro­chę forsy.

– Dam ci trzy ty­siące do­la­rów. Na ra­zie wy­jedź z kraju jak naj­da­lej i z ni­kim się nie kon­tak­tuj. Pa­mię­taj, że nie tylko po­li­cja może do­brać ci się do tyłka. Czyha na cie­bie dużo więk­sze za­gro­że­nie. Do­brze wiesz, że on ma dłu­gie ręce. W Pol­sce ni­g­dzie nie bę­dziesz bez­pieczny, na­wet w pier­dlu. Na twoim miej­scu spie­przał­bym stąd na ko­niec świata.

Te­raz

Roz­dział 1

Laura

Z tru­dem otwie­ram oczy, ma­jąc wra­że­nie, że po­skle­jano mi po­wieki. Roz­glą­dam się wo­kół. Leżę w łóżku w nie­wiel­kiej sali o ścia­nach po­ma­lo­wa­nych na be­żowo. To szpi­tal. Je­stem pod­łą­czona do kro­plówki, a obok ci­cho pika mo­ni­tor, po­ka­zu­jący funk­cje mo­jego or­ga­ni­zmu. Za oknami jest ciemno, ale w po­koju przy­ćmione świa­tło wy­cho­dzące z li­stwy nad łóż­kiem po­zwala roz­po­znać kształty przed­mio­tów. To chyba po­czą­tek dnia, a nie jego ko­niec, bo mrok na dwo­rze po­woli się roz­ja­śnia. Co ja tu ro­bię? Jak się tu zna­la­złam? Wy­tę­żam pa­mięć, by zna­leźć od­po­wie­dzi na te py­ta­nia. Nie pa­mię­tam. Na­gle ogar­nia mnie jesz­cze więk­sza zgroza: NIE WIEM, KIM JE­STEM. O Boże, nic nie wiem, oprócz tego, że je­stem ko­bietą.

– Chyba się obu­dziła. – Sły­szę ko­biecy głos do­cho­dzący zza lekko przy­mknię­tych drzwi.

– Ja z nią po­roz­ma­wiam – od­po­wiada mę­ski głos.

Do sali wcho­dzi młody męż­czy­zna w zie­lo­nym szpi­tal­nym uni­for­mie. Musi mieć około trzy­dziestki. Przez głowę prze­la­tuje mi myśl: a ile ja mam lat?

– Dzień do­bry. – Męż­czy­zna uśmie­cha się do mnie. – Na­zy­wam się Jan No­wicki. Je­stem le­ka­rzem.

– Jan No­wicki jest ak­to­rem, a nie le­ka­rzem – mó­wię bez składu i ładu.

Twarz męż­czy­zny się roz­pro­mie­nia.

– Wspa­niale! Je­śli pani zna na­zwi­sko ak­tora, to może po­znamy rów­nież pani na­zwi­sko, bo jak na ra­zie nie wiemy, kogo le­czymy.

Z mo­ich ust wy­do­bywa się wes­tchnie­nie.

– Nie pa­mię­tam. Nie wiem, kim je­stem – mó­wię z tru­dem, a z oczu dwiema struż­kami leją mi się łzy.

Le­karz marsz­czy czoło, ale chwilę póź­niej zmarszczki z czoła zni­kają i stara się przy­brać nieco non­sza­lancką pozę.

– Pro­szę nie pła­kać. Nie jest tak źle, je­śli pa­mięta pani Jana No­wic­kiego. Nie­stety Jan No­wicki nie żyje. Zmarł kilka mie­sięcy temu. Zro­bimy jesz­cze raz re­zo­nans głowy. To­mo­gra­fia nie po­ka­zała ni­czego nie­po­ko­ją­cego. Miała pani opuch­nięty mózg, dla­tego wpro­wa­dzi­li­śmy pa­nią w stan śpiączki far­ma­ko­lo­gicz­nej. Spała pani pięć dni. Pa­mięta pani datę, kiedy to się stało?

– Ja nie wiem, CO się stało.

– Hmm, ktoś pa­nią na­padł i po­bił. Praw­do­po­dob­nie był to na­pad ra­bun­kowy, ale pani się dziel­nie bro­niła, nie chcąc od­dać swo­ich rze­czy, o czym świad­czyły za­dra­pa­nia i sińce na dło­niach. Wtedy zło­dziej użył pa­ra­li­za­tora, na sku­tek czego upa­dła pani na chod­nik, ude­rza­jąc głową o kra­węż­nik. Do ta­kich wnio­sków do­szła po­li­cja. – Od­chrzą­kuje. – Nie zna­le­ziono przy pani żad­nych do­ku­men­tów ani rze­czy po­twier­dza­ją­cych pani toż­sa­mość. Wiemy tylko, że ma pani do­bry gust. – Uśmie­cha się do mnie. – Tak stwier­dziły pie­lę­gniarki, które wi­działy pani ubra­nie. Po­wie­działy rów­nież, że musi być pani do­brze sy­tu­owaną ko­bietą, bo wszyst­kie rze­czy były mar­kowe.

Marsz­czę brwi, co wy­wo­łuje u le­ka­rza zmie­sza­nie.

– Prze­pra­szam za ob­ce­so­wość – mówi, ner­wowo przy­gła­dza­jąc włosy. – Po­wta­rzam to, co usły­sza­łem od in­nych. – Znowu chrząk­nię­cie. – Dziś za­mie­ścimy w in­ter­ne­cie ogło­sze­nie z pani zdję­ciem. Do­tąd się z tym wstrzy­my­wa­li­śmy. Czy mo­żemy je umie­ścić? Na ra­zie nikt nie zgło­sił pani znik­nię­cia.

– W któ­rym szpi­talu leżę?

– W Że­rom­skim. To zna­czy w szpi­talu im. Ste­fana Że­rom­skiego.

– W ja­kim mie­ście?

– W Kra­ko­wie – od­po­wiada męż­czy­zna, a na jego twa­rzy znowu po­ja­wia się nie­po­kój. – Czy pani zna Kra­ków?

– Wiem, że to mia­sto w Ma­ło­pol­sce. Wa­wel, ko­ściół Ma­riacki, hej­nał z wieży ma­riac­kiej, Ga­le­ria Kra­kow­ska.

– A więc pani wie co nieco o Kra­ko­wie, ale tu nie mieszka – stwier­dza le­karz. – Jaki mamy te­raz mie­siąc i rok?

– Chyba jest zima, bo za oknami drzewa nie mają li­ści. Ale nie wiem, który mamy rok.

– Dziś jest środa, ósmy marca dwa ty­siące dwu­dzie­stego trze­ciego roku.

– Dzień Ko­biet?

– Pa­mięta pani to święto? – dziwi się le­karz. – Przy­wie­ziono tu pa­nią nie­przy­tomną w pią­tek o go­dzi­nie dwu­dzie­stej. Na mo­ment od­zy­skała pani świa­do­mość, ale wtedy też nie po­tra­fiła po­dać na­zwi­ska.

– Czy moja amne­zja jest or­ga­niczna czy dy­so­cja­cyjna? – py­tam.

– Skąd pani zna te okre­śle­nia?

– Nie wiem.

– Prze­pra­szam. Wciąż za­po­mi­nam, że pani cierpi na nie­pa­mięć – uspra­wie­dli­wia się le­karz. – Może pra­co­wała pani w służ­bie zdro­wia?

– Nie są­dzę.

– What do you re­mem­ber? (Co pani pa­mięta?)

– I have al­re­ady told you that I do not re­mem­ber any­thing, do­ctor. I don’t even know how old I am or what I look like. (Już panu mó­wi­łam, że nic nie pa­mię­tam. Nie wiem na­wet, ile mam lat i jak wy­glą­dam).

Na twa­rzy le­ka­rza po­ja­wia się zdzi­wie­nie po­mie­szane z roz­ba­wie­niem.

– Jedno już może pani o so­bie po­wie­dzieć: do­sko­nale zna pani ję­zyk an­giel­ski. Czy nie za­uwa­żyła pani, że za­da­łem py­ta­nie w ję­zyku an­giel­skim?

Do­piero te­raz stwier­dzam, że rze­czy­wi­ście roz­ma­wiamy po an­giel­sku.

– Z tego wnio­sek, że bez pro­blemu prze­cho­dzi pani z jed­nego ję­zyka na drugi – mówi w za­my­śle­niu. – A co do wieku, to ma pani chyba trzy­dzie­ści parę lat i jest pani bar­dzo ładna. – Uśmie­cha się, a po­tem, zmie­szany, znowu od­chrzą­kuje.

– Czy mo­gła­bym zo­ba­czyć się w lu­strze? – py­tam.

W za­kło­po­ta­niu dra­pie się po gło­wie.

– Lu­stro jest w ła­zience, ale na ra­zie nie po­winna pani cho­dzić. Z tego wszyst­kiego nie za­py­ta­łem pani o pod­sta­wową rzecz: jak się pani czuje? Czy pa­nią coś boli?

– Kłyk­cie pal­ców rąk i głowa – mó­wię. – I prawa noga. I w ogóle wszystko.

– Za­raz pa­nią zba­dam.

– Naj­pierw pro­szę po­sta­rać się o ja­kieś lu­sterko. Chcę wie­dzieć, jak wy­glą­dam.

– Pójdę do dy­żurki pie­lę­gnia­rek, może któ­raś z nich nosi w to­rebce lu­sterko.

– Może być na­wet pu­der­niczka.

Po wyj­ściu le­ka­rza od­chy­lam nieco koł­drę i spraw­dzam, jak wy­gląda moje ciało. Na szczę­ście nie je­stem gruba, nie mam wy­sta­ją­cego brzu­cha ani fał­dek tłusz­czu. Nogi też mam szczu­płe i dość zgrabne. Skąd wiem, że wła­śnie ta­kie są zgrabne, je­śli nic nie wiem? Biorę do rąk pa­smo dłu­gich wło­sów. Far­bo­wane na blond – stwier­dzam.

Po chwili wraca le­karz, trzy­ma­jąc w ręku okrą­głe lu­sterko. Biorę je do ręki i pa­trzę na twarz od­bitą w ta­fli. Od­da­lam je tro­chę od sie­bie, żeby zo­ba­czyć całą twarz. Mam wy­ra­zi­ste rysy z ostro za­ry­so­wa­nymi ko­śćmi po­licz­ko­wymi, dość wy­so­kie czoło, brą­zowe oczy, wy­datne usta i fran­cu­ski, lekko za­darty nos. Po­now­nie prze­la­tuje mi przez głowę myśl: skąd wiem, jak wy­glą­dają fran­cu­skie nosy.

– Może pani za­trzy­mać dłu­żej lu­sterko. To szpi­talne. – Pa­trzy na mnie z uwagą. – Czy roz­po­znaje pani swoje rysy twa­rzy?

– Nie. Nie znam tej ko­biety.

Roz­dział 2

Laura

Na­za­jutrz leżę w se­pa­ratce, co chwila drze­miąc. Nie mam siły ani ochoty oglą­dać te­le­wi­zji, rów­nież cza­so­pi­sma przy­nie­sione mi przez pie­lę­gniarkę nie po­tra­fią przy­kuć mej uwagi. Kilka razy od­wie­dza mnie po­znany dzień wcze­śniej le­karz z py­ta­niem, jak się czuję i czy za­czyna wra­cać mi pa­mięć. Cho­ciaż zna moją od­po­wiedź, na­dal przy­cho­dzi i pyta o to samo. Na moją prośbę wy­jęto mi cew­nik, mogę więc sama ko­rzy­stać z to­a­lety. Sta­wiam kilka kro­ków, ale mój spa­cer ogra­ni­cza się do ła­zienki, bo w dal­szym ciągu je­stem słaba.

Wie­czo­rem drzwi się otwie­rają i do sali wpada wy­soki męż­czy­zna ubrany w skó­rzaną kurtkę w stylu lot­ni­czym. Jest w po­dob­nym wieku co ja, ma ciemne włosy i przy­jemną twarz. Przy­stoj­niak z niego – my­ślę. Przy­po­mina mi Chrisa Hem­swor­tha i jego brata Liama. Jest tak samo wy­soki i ma tak samo nie­bie­skie oczy jak oni. Kto to może być, bo na pewno nie le­karz. Kiedy zbliża się do łóżka, wi­dzę jego wzbu­rze­nie i nie­po­kój.

– Boże, Lara! Co ci się stało? – woła go­rącz­kowo. – Nic ci nie jest?

Nie od­po­wia­dam, tylko pa­trzę na niego za­sko­czona jego za­cho­wa­niem.

Ten czło­wiek mnie zna.

Wie, kim je­stem.

Po chwili do se­pa­ratki wcho­dzi le­karz.

– Co pan wy­pra­wia?! To szpi­tal, nie można tu­taj tak so­bie wpa­dać bez po­zwo­le­nia. Pa­cjentka jest pod na­szą opieką – woła No­wicki.

– To moja żona, mam prawo zo­ba­czyć, co się z nią dzieje – od­pala męż­czy­zna.

Ten obcy czło­wiek jest moim mę­żem?! To nie­moż­liwe. Na pewno bym go roz­po­znała. Nie wiem dla­czego, ale na­gle czuję skra­da­jący się pod skórą strach.

– Czy zna pani tego męż­czy­znę? Czy to pani mąż? – pyta No­wicki.

Kręcę głową w za­prze­cze­niu.

– Lara, ko­cha­nie, to nie­moż­liwe, że mnie nie po­zna­jesz! Je­stem Aleks, twój mąż.

– Pro­szę się wy­le­gi­ty­mo­wać – żąda le­karz.

Nowo przy­były wyj­muje z kie­szeni kurtki port­fel, a z niego do­wód toż­sa­mo­ści. Le­karz ogląda uważ­nie do­ku­ment.

– Aleks Ku­lik – czyta. – Ale to ża­den do­wód po­twier­dza­jący, że je­ste­ście mał­żeń­stwem. Przy tej pani nie zna­le­ziono żad­nych do­ku­men­tów.

– Za­raz panu udo­wod­nię, że to moja żona.

Znowu otwiera port­fel i cze­goś w nim szuka.

– Pro­szę, to zdję­cie Laury – mówi. – Za­wsze je no­szę przy so­bie, tak jak i fotkę na­szej córki.

Nie mogę uwie­rzyć, że mam córkę. Prze­cież mu­sia­ła­bym to pa­mię­tać.

– To na­dal nie po­twier­dza wa­szego mał­żeń­stwa. – Le­karz wciąż jest uparty, ale mówi już z mniej­szym prze­ko­na­niem.

Męż­czy­zna wyj­muje ko­mórkę i pal­cem prze­suwa po ekra­nie.

– Pro­szę bar­dzo, tu je­ste­śmy ra­zem przed na­szym do­mem. A tu w trójkę, ra­zem z na­szą có­reczką – mówi, po­ka­zu­jąc fotkę. – Nie wiem, czy znajdę zdję­cia ze ślubu, bo to było je­de­na­ście lat temu.

Je­de­na­ście lat je­ste­śmy mał­żeń­stwem i nie pa­mię­tam wła­snego męża?!

– Pro­szę mi po­ka­zać te fotki – mó­wię do męż­czy­zny, uni­ka­jąc zwrotu „pan” lub „ty”.

Biorę do ręki te­le­fon i po­więk­szam ob­raz. Rze­czy­wi­ście stoję obok tego fa­ceta i po­zwa­lam mu się obej­mo­wać.

– To na­sza có­reczka – mówi.

– Oli­wia? – Nie wiem, dla­czego wy­po­wia­dam ta­kie imię.

Męż­czy­zna marsz­czy czoło. Jest wy­raź­nie po­ru­szony.

– Nie, Maja. Na­sza córka ma na imię Maja.

Przy­glą­dam się dziew­czynce. Ma ja­sne włosy do ra­mion, śliczną bu­zię i nie­bie­skie oczy. Moje są brą­zowe. Nie znam tej dziew­czynki. To chyba naj­lep­szy do­wód, że to nie moja córka, prze­cież każda matka na pewno roz­po­zna­łaby wła­sne dziecko!

Pod­no­szę wzrok na le­ka­rza.

– Czy ba­dano mnie gi­ne­ko­lo­gicz­nie?

– Tak. Mu­sie­li­śmy to zro­bić, żeby po­znać do­kładny ob­raz pani ob­ra­żeń – tłu­ma­czy le­karz. – Rze­czy­wi­ście pani ro­dziła. – Od­chrzą­kuje. – Praw­do­po­dob­nie to pani mąż. Na ra­zie zo­sta­wiam pań­stwa sa­mych, ale pana po­pro­szę póź­niej na chwilę do dy­żurki.

Le­karz, wi­dząc moje prze­ra­żone oczy, waha się, czy wyjść.

– Pro­szę pa­mię­tać, że pań­ska żona sześć dni temu do­znała bar­dzo cięż­kich ob­ra­żeń, dla­tego pro­szę jej długo nie mę­czyć. Naj­wy­żej kwa­drans, a po­tem pro­szę przyjść do mnie.

Zo­staję sama z męż­czy­zną, który twier­dzi, że od je­de­na­stu lat jest moim mę­żem. Nie mogę w to uwie­rzyć. Nie prze­ko­nują mnie jego fotki, prze­cież w dzi­siej­szych cza­sach można zro­bić do­sko­nały fo­to­mon­taż. Hmm, ale po co ktoś miałby się tak tru­dzić? – za­sta­na­wiam się w du­chu.

Czuję skrę­po­wa­nie, gdy rze­komy mąż bie­rze moją dłoń, gła­ska ją, a po­tem pod­nosi do swo­ich warg i ca­łuje.

– Lara, na­prawdę mnie nie pa­mię­tasz? Ani na­szej Mai?

Kręcę głową. Ciężko mi roz­ma­wiać z tym nie­zna­jo­mym. Bo nie wiem o czym. W gło­wie mam pustkę. Jedną wielką prze­strzeń. Czuję się, jakby wy­drą­żono mi czaszkę, po­zo­sta­wia­jąc tylko nie­które in­for­ma­cje i wia­do­mo­ści, ale nie ma tam żad­nych wspo­mnień, żad­nych ob­ra­zów z prze­szło­ści. Nie ma nic. Wy­dłu­bano mi cały za­pis mo­jego do­tych­cza­so­wego ży­cia, jak­bym do­piero się dziś na­ro­dziła.

– Na imię mam Lara?

– Laura, ale tak je zdrab­niam.

– Lara to po­stać z filmu Dok­tor Ży­wago – mó­wię.

– A więc pa­mię­tasz? – Na twa­rzy męż­czy­zny po­ja­wia się uśmiech. – Ra­zem oglą­da­li­śmy ten film. Tę starą wer­sję z sześć­dzie­sią­tego pią­tego roku z Oma­rem Sha­ri­fem i Ju­lie Chri­stie. Film bar­dzo nam się po­do­bał, przede wszyst­kim ścieżka dźwię­kowa i me­lo­dia prze­wod­nia. Dla­tego na­zy­wam cię Larą, pa­mię­tasz to?

Znowu prze­cząco kręcę głową.

– No­szę ta­kie samo na­zwi­sko jak ty?

– Tak, oczy­wi­ście.

– Ku­lik jak ptak, czy ku­lig jak zi­mowy za­przęg?

– Jak ptak. To ty pierw­sza od­kry­łaś zna­cze­nie mo­jego na­zwi­ska. Masz ogromną wie­dzę. – Pa­trzy na mnie smutno. – Jak to moż­liwe, że na­dal tyle wiesz, a za­po­mnia­łaś mnie i na­szą córkę.

– Wła­śnie tego nie ro­zu­miem – mó­wiąc to, ob­rzu­cam męż­czy­znę twar­dym spoj­rze­niem.

– Lara, pa­trzysz na mnie, jak­byś mnie o coś ob­wi­niała – mówi ci­cho i wzdy­cha. – Nie po­wi­nie­nem je­chać z Mają do Gre­cji, a cie­bie zo­sta­wiać samą, ale się upar­łaś.

– Dla­czego z wami nie po­je­cha­łam? – py­tam ostroż­nie.

– Bo mia­łaś mieć roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną z no­wym pra­co­dawcą.

– Kim je­stem z za­wodu?

– Długo nie pra­co­wa­łaś, bo wy­cho­wy­wa­łaś na­szą córkę, ale ostat­nio za­pra­gnę­łaś iść do pracy. Mieli cię za­trud­nić w roli re­kru­terki, po­nie­waż do­sko­nale znasz ję­zyk an­giel­ski. By­łem temu prze­ciwny, bo nie­źle nam się po­wo­dzi fi­nan­sowo, ale się upar­łaś.

– A wcze­śniej co ro­bi­łam?

– Różne rze­czy.

– To zna­czy?

– Kiedy miesz­ka­li­śmy w Gre­cji...

– Miesz­ka­łam w Gre­cji? – dzi­wię się. – Jak długo?

– Dzie­więć lat.

– Dzie­więć lat! Nie pa­mię­tam żad­nego słowa po grecku! Prze­cież w ciągu tylu lat mu­sia­łam się na­uczyć pod­sta­wo­wych zwro­tów. A ja nic nie umiem.

Mąż wzru­sza ra­mio­nami.

– Masz na imię Aleks? Aleks Ku­lik?

– Tak.

– Na­to­miast ja na­zy­wam się Laura Ku­lik?

Po­ta­kuje głową. A ja za­my­kam oczy. Ani imię, ani na­zwi­sko nic mi nie mó­wią. Jak to moż­liwe?

– A jak się przed­tem na­zy­wa­łam?

– Ko­wal. Laura Ko­wal.

– To też nic mi nie mówi. – Na­gle się oży­wiam. – No ale mu­szę mieć ja­kąś ro­dzinę. Matkę, ojca, ro­dzeń­stwo.

– Wy­cho­wy­wała cię bab­cia, ale już dawno nie żyje. Z matką nie utrzy­my­wa­łaś kon­taktu. – Waha się, czy cią­gnąć. Wzdy­cha. – Nie wia­domo, gdzie te­raz jest i czy w ogóle żyje. Wy­je­chała do Nor­we­gii, a tam... No cóż, upra­wiała naj­star­szy za­wód świata. Nie wia­domo, kim był twój oj­ciec. Pod­rzu­ciła cię swo­jej matce, two­jej babci, kiedy by­łaś mała.

Nie wiem, dla­czego na­gle robi mi się smutno. To pierw­sze sil­niej­sze emo­cje, które dziś mnie na­wie­dzają. Je­stem sie­rotą, córką pro­sty­tutki.

– Gdzie bab­cia miesz­kała? Gdzieś koło Kra­kowa?

– Nie, w Świ­no­uj­ściu.

– A gdzie my miesz­kamy? – Wy­po­wie­dze­nie słowa „my” przy­cho­dzi mi z tru­dem.

– W Żu­ra­dzie Le­śnej.

– Gdzie to jest?

– Pod Ol­ku­szem, nie­całe pięć­dzie­siąt ki­lo­me­trów od Kra­kowa.

– Długo tam miesz­kamy?

– Nie­cały rok. Ale w Pol­sce dwa lata.

– A ile lat ma Maja? – Słowo „córka” też nie może mi przejść przez gar­dło.

– W grud­niu skoń­czyła pięć lat.

Roz­dział 3

Laura

Dzi­siaj znowu był ten czło­wiek po­da­jący się za mo­jego męża. Nie wie­rzę mu. Bo czy to moż­liwe, że­bym nie pa­mię­tała wła­snego męża?! Za­sta­na­wia mnie tylko jedno: jaki miałby cel mnie okła­my­wać? Po­dobne wąt­pli­wo­ści ma mój le­karz. Jan No­wicki czę­sto do mnie przy­cho­dzi. Praw­do­po­dob­nie je­stem dla niego cie­ka­wym przy­pad­kiem, prze­cież nie co­dzien­nie pa­cjentki wpa­dają w amne­zję. Lu­bię jego to­wa­rzy­stwo. Le­piej się czuję przy nim niż przy mężu... albo ra­czej przy czło­wieku, który się za niego po­daje. Nie ufam Alek­sowi. Je­stem przy nim dziw­nie skrę­po­wana i nie­spo­kojna. Le­karz to wy­czuwa i za każ­dym ra­zem przy­po­mina Ku­li­kowi, żeby mnie nie mę­czył, bo je­stem pa­cjentką po cięż­kim wy­padku.

– Lara, przy­nio­słem ci tro­chę two­ich rze­czy – mówi niby-mąż. – Masz tu swoją bie­li­znę, pi­żamę i szla­frok. Spa­ko­wa­łem ci też ko­sme­tyki. – Pa­trzy na mnie z uda­waną czu­ło­ścią. – Za­wsze lu­bi­łaś ład­nie wy­glą­dać. Ma­lo­wa­łaś się, na­wet idąc do sklepu.

Nie chcę wie­rzyć, że je­stem aż tak próżną ko­bietą.

– Mam też dla cie­bie no­wego smart­fona i książki, żeby ci się nie nu­dziło.

Dba o mój do­bro­stan – prze­la­tuje mi przez myśl. Mimo to na­dal je­stem wo­bec niego nie­ufna.

– Czy już coś so­bie przy­po­mnia­łaś? – Wciąż mnie py­tają za­równo mój niby-mąż, jak i le­karz. I za­wsze od­po­wia­dam to samo:

– Nie, na­dal nic nie pa­mię­tam.

Po wi­zy­cie Aleksa przy­cho­dzi le­karz i siada na szpi­tal­nym stołku przy moim łóżku.

– Po­li­cja zna­la­zła pani sa­mo­chód. To czer­wona to­yota yaris. W środku nie było ni­czego cie­ka­wego. Nie zna­le­ziono żad­nych pani do­ku­men­tów. Ale mąż przy­niósł z domu pani pasz­port i dał po­li­cji, a oni prze­ka­zali go mnie. Pro­szę. – Wrę­cza mi ksią­żeczkę. – Po­znaje pani?

Oglą­dam do­kład­nie do­ku­ment. Mam trzy­dzie­ści sie­dem lat. Zdję­cie jest okrop­nej ja­ko­ści, wy­szłam na nim wy­jąt­kowo brzydko.

– Je­stem aż tak brzydka? – py­tam.

– Wcale nie jest pani brzydka. Wprost prze­ciw­nie, jest pani piękna. – Od­chrzą­kuje, tro­chę zmie­szany. – Na zdję­ciach do pasz­portu wszy­scy wy­cho­dzą okrop­nie, jak z po­li­cyj­nej kar­to­teki.

Mój or­ga­nizm się re­ge­ne­ruje, po­woli do­cho­dzę do sie­bie. Mam już wię­cej sił i ból cał­ko­wi­cie ustał. Je­stem tu już dwa ty­go­dnie i wiem, że wkrótce mnie wy­pi­szą. Mają ze mną tylko je­den pro­blem – na­dal mam amne­zję.

Od­wie­dza mnie neu­ro­lożka, ko­bieta w po­dob­nym wieku do mo­jego. Jej duża nad­waga su­ge­ruje, że ma pro­blemy zdro­wotne, co zresztą wi­dać też na zmę­czo­nej twa­rzy.

– Pani Ku­lik, nie mo­żemy pani wię­cej po­móc – mówi. – Za­równo to­mo­gra­fia, jak i re­zo­nans ma­gne­tyczny nie po­ka­zały żad­nych istot­nych zmian w pani mó­zgu. Nie wiemy, skąd ta amne­zja. Pro­po­nu­jemy pani po­byt w szpi­talu psy­chia­trycz­nym, tam prę­dzej będą mo­gli temu za­ra­dzić. No cóż, my je­ste­śmy bez­silni. – Roz­kłada ręce, żeby pod­kre­ślić wy­po­wie­dziane słowa. – Wy­pi­sa­łam już skie­ro­wa­nie. Pro­po­nuję szpi­tal Ba­biń­skiego.

– To ten w Ko­bie­rzy­nie?

– Taak.

– Nie chcę tam iść.

– Są jesz­cze inne od­działy psy­chia­tryczne...

– Nie chcę żad­nego wa­riat­kowa! – krzy­czę.

– Pro­szę zro­zu­mieć, nie mo­żemy dłu­żej pani tu trzy­mać. – Wzru­sza ra­mio­nami. – De­cy­zja na­leży do pani. Pro­szę skon­sul­to­wać to z ro­dziną.

Jan No­wicki po­twier­dza jej słowa. Wi­dząc moją zroz­pa­czoną minę, wzdy­cha:

– Pani Lauro, nie­stety ju­tro pa­nią wy­pi­su­jemy. Musi pani po­roz­ma­wiać z mę­żem i ra­zem usta­lić, co bę­dzie dla pani naj­lep­sze. Szpi­tal na Ba­biń­skiego nie jest taki naj­gor­szy... – Kiedy to mówi, od­wraca wzrok.

– Czy­ta­łam w in­ter­ne­cie, że le­czą tam przede wszyst­kim al­ko­ho­li­ków i nar­ko­ma­nów. Ma tylko trzy gwiazdki, a wa­runki są okropne.

– No cóż... To może gdzie in­dziej, jest wiele szpi­tali psy­chia­trycz­nych. Nic nie mogę po­ra­dzić. W każ­dym ra­zie my już pani w ni­czym nie po­mo­żemy. To pani i mąż mu­si­cie za­de­cy­do­wać, co ro­bić da­lej. Pro­szę z nim to prze­dys­ku­to­wać. Może po­wrót do domu po­może pani od­zy­skać pa­mięć. Sam ni­gdy nie ze­tkną­łem się z tego typu przy­pad­kiem, ale sły­sza­łem, że pa­cjenci z amne­zją dy­so­cja­cyjną czę­sto od­zy­skują pa­mięć w daw­nym oto­cze­niu, wśród naj­bliż­szych. We­dług mnie to tylko kwe­stia czasu.

Pa­nicz­nie się boję szpi­tali psy­chia­trycz­nych. Przed oczami mam ob­raz kli­tek bez okien ze ścia­nami wy­ło­żo­nymi gąbką, z łóż­kami do elek­trow­strzą­sów i pa­cjen­tów ubra­nych w ka­ftany bez­pie­czeń­stwa. Py­ta­nie: skąd u mnie ta­kie wi­zje? Czy to za sprawą obej­rza­nych fil­mów, czy wła­snych prze­żyć?

Kiedy przy­cho­dzi Aleks Ku­lik, za­staje mnie za­pła­kaną.

– Lara, co się dzieje? Dla­czego pła­czesz? – Wy­gląda na wy­stra­szo­nego.

– Chcą mnie stąd wy­pi­sać.

– To su­per.

– Chcą mnie ode­słać do szpi­tala psy­chia­trycz­nego, pro­po­nują Ba­biń­skiego.

– Je­śli tego nie chcesz, to wró­cimy do domu i bę­dziemy cię le­czyć pry­wat­nie. W końcu od­zy­skasz pa­mięć, zo­ba­czysz.

Na­za­jutrz wrę­czają mi wy­pis ze szpi­tala. Aleks przy­jeż­dża za­raz po moim te­le­fo­nie. Wy­peł­niona stra­chem i nie­po­ko­jem, opusz­czam szpi­talne mury. Tu­taj czu­łam się bez­piecz­nie, tu nie ba­łam się roju py­taj­ni­ków za­gnież­dżo­nych w mo­jej gło­wie, a tam, w świe­cie ob­cych lu­dzi, będę oto­czona sa­mymi nie­wia­do­mymi. Oba­wiam się nie tylko przy­cza­jo­nych wro­gów ukry­tych w tłu­mie nie­zna­nych mi osób, lecz także czuję strach przed sobą, bo nie wiem, ja­kim je­stem czło­wie­kiem. Jaką matką i żoną? I czy po­lu­bię ko­bietę ukrytą w moim ciele.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Wy­daw­nic­two Pro­zami po­leca

Pa­kiet do­stępny w księ­garni wy­sył­ko­wej:www.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl

.

Pa­sjo­nu­jąca saga o ro­dzi­nie Or­łow­skich

Pa­kiet do­stępny w księ­garni wy­sył­ko­wej:www.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl

.

Wy­daw­nic­two Pro­zami po­leca

Książki Danki Braun do­stępne w księ­garni wy­sył­ko­wej:www.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl

.

Po­wie­ści oby­cza­jowe, kry­mi­nały, thril­leryWcią­ga­jące i nie­ba­nalneZa­czy­taj się!

www.pro­zami.pl

Księ­gar­nia wy­sył­kowawww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl