Moralność Kapitalizmu - zbiorowa praca - ebook

Moralność Kapitalizmu ebook

zbiorowa praca

0,0

Opis

Sowiecki komunizm Lenina i Stalina widowiskowo się rozpadł, ale komunizm z Manifestu komunistycznego Karola Marksa wciąż jest bardzo żywotny. Większość ludzi szybko odrzuciła sowiecką wersję z jej mnogością odrażających cech, ale żarliwie broni wersji Manifestu wzywającej do „silnie progresywnego lub stopniowanego podatku dochodowego”, „centralnego banku z centralnymi funduszami i monopolem emisji pieniądza”, „państwowej i centralnie zarządzanej opieki zdrowotnej”, „bezpłatnej edukacji wszystkich dzieci w publicznych szkołach” i innych funkcji rządu. Sowieccy komuniści ucichli, ale uczniowie Marksa są głośni jak zawsze.

Niechaj myśli i argumenty przedstawione w tej książce posłużą czytelnikom – przyjaciołom wolności, którzy sami chcą o sobie stanowić – za oręż w walce z populistyczną propagandą, której celem jest wyzucie ludzi z wolności i własności oraz uczynienie ich nowoczesnymi niewolnikami nowej klasy wyzyskiwaczy – biurokracji. Najlepszym sprzymierzeńcem wrogów wolności jest nieświadomość. Pragniemy by ta książka pomogła jej czytelnikom uchronić się przed nią i uniknąć popadnięcia w poniżającą zależność od współczesnych centralnych planistów.

 

* * * 

„Wilczy kapitalizm”, „dziki kapitalizm”, „walka o byt”, „wyzysk proletariatu” – te frazesy tak bardzo zakorzeniły się w świadomości społecznej Polaków, że same dla siebie są uzasadnieniem i dowodem własnej prawdziwości. Powszechnie sądzi się, że kapitalizm musi być zły i niemoralny, bo odwołuje się do egoizmu i chciwości. Jednak to nie żaden inny ustrój społeczny i gospodarczy, lecz właśnie kapitalizm spowodował bezprzykładny w dziejach wzrost dobrobytu szerokich mas, usuwając groźbę nędzy i głodu, i zwiększając, jak nigdzie indziej, zakres wolności jednostek.

Czyż więc ustrój, który stworzył dobrobyt współczesnych państw Zachodu, do których poziomu aspirują Polacy i inne narody wyzwolone z koszmaru komunizmu lub biedy socjalizmu, może być niemoralny? Czy istnieje tutaj tajemnicza sprzeczność?

Autorzy esejów zamieszczonych w niniejszej książce twierdzą, że żadnej sprzeczności nie ma. Dowodzą, że zasady ustroju wolnego rynku, wolnej gospodarki i wolnego społeczeństwa nie są sprzeczne z fundamentalnymi zasadami moralności, na których wyrosła nasza cywilizacja, lecz że są ich naturalną konsekwencją. Przekonują, że właśnie w kapitalizmie najlepiej realizuje się podstawowe dla gospodarki przykazanie Dekalogu: „Nie będziesz kradł”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 270

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­na­łu an­giel­skie­go:The Mo­ra­li­ty of Ca­pi­ta­lismMark W. Hen­drick­son (Edi­tor)

Co­py­ri­ght © 1992 & 1996 byThe Fo­un­da­tion of Eco­no­mic Edu­ca­tion, Inc.Re­dak­cja: Grze­gorz No­wakCo­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion © 1998 byIn­sty­tut Li­be­ral­no-Kon­ser­wa­tyw­ny Lu­blin

Na okład­ce wy­ko­rzy­sta­no ob­raz Pe­tru­sa Van Schen­de­la.

ISBN: 978-83-65546-26-5

Wy­daw­ca:Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TAPa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wiczwww.pro­hi­bi­ta.plwy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.plwww.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­taTel: 22 425 66 68www.twit­ter.com/Mul­ti­bo­okpl

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

WPROWADZENIE

Hans F. Sen­n­holz

Od chwi­li upad­ku Związ­ku So­wiec­kie­go wid­mo to­ta­li­ta­ry­zmu i za­gła­dy ato­mo­wej utra­ci­ło w du­żej mie­rze swo­je prze­ra­ża­ją­ce ob­li­cze. Ko­mu­nizm jako sys­tem po­li­tycz­ny po­padł w nie­ła­skę, a więk­szość ko­mu­ni­stycz­nych przy­wód­ców wy­chwa­la dziś de­mo­kra­cję i po­rzą­dek ryn­ko­wy. Upa­dek so­wiec­kie­go ko­mu­ni­zmu nie na­ru­szył jed­nak roz­ga­łę­zio­nych in­te­lek­tu­al­nych i mo­ral­nych ko­rze­ni, z któ­rych roz­wi­nął się on jako sys­tem. Wie­le z nich na­dal żyje i wy­pusz­cza pędy.

Ko­rze­nie sta­ją się wy­raź­nie wi­docz­ne, gdy po­rów­na­my róż­ne wer­sje ko­mu­ni­zmu. So­wiec­ki ko­mu­nizm Le­ni­na i Sta­li­na wi­do­wi­sko­wo się roz­padł, ale ko­mu­nizm z Ma­ni­fe­stu ko­mu­ni­stycz­ne­go Ka­ro­la Mark­sa jest bar­dzo ży­wot­ny. Więk­szość lu­dzi szyb­ko od­rzu­ci­ła so­wiec­ką wer­sję z jej mno­go­ścią od­ra­ża­ją­cych cech, ale żar­li­wie bro­ni wer­sji Ma­ni­fe­stu wzy­wa­ją­cej do „sil­nie pro­gre­syw­ne­go lub stop­nio­wa­ne­go po­dat­ku do­cho­do­we­go”, „cen­tra­li­za­cji kre­dy­tu w rę­kach rzą­du przy po­mo­cy cen­tral­ne­go ban­ku z cen­tral­ny­mi fun­du­sza­mi i mo­no­po­lem emi­sji pie­nią­dza”, „cen­tra­li­za­cji środ­ków ko­mu­ni­ka­cji i trans­por­tu w rę­kach rzą­du”, „bez­płat­nej edu­ka­cji wszyst­kich dzie­ci w pu­blicz­nych szko­łach” i in­nych funk­cji rzą­du. So­wiec­cy ko­mu­ni­ści uci­chli, ale ucznio­wie Mark­sa są gło­śni jak za­wsze. Cy­tu­ją wciąż na nowo sta­re mark­sow­skie ar­gu­men­ty prze­ciw sys­te­mo­wi opar­te­mu na pry­wat­nej wła­sno­ści, cza­sem do­da­jąc tro­chę od sie­bie.

Mimo wi­docz­nej za­pa­ści świa­ta so­wiec­kie­go po­gro­bow­cy po­wta­rza­ją sta­re za­rzu­ty o wy­zy­sku pra­cow­ni­ka przez nie­skrę­po­wa­ny ka­pi­ta­lizm, chro­nicz­nym bez­ro­bo­ciu i po­wszech­nej bie­dzie. Wie­lu adep­tów mark­si­zmu, szcze­gól­nie w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, po­pie­ra swo­je an­ty­ka­pi­ta­li­stycz­ne sta­no­wi­sko ar­gu­men­ta­mi etycz­ny­mi, któ­re mają mieć pierw­szeń­stwo przed za­gad­nie­nia­mi go­spo­dar­czy­mi. Pod­no­szą oni rów­ność do­cho­dów do ran­gi po­stu­la­tu etycz­ne­go, któ­re­go speł­nia­nia od­ma­wia­ją ka­pi­ta­li­zmo­wi. Po­tem sta­wia­ją etycz­no–es­te­tycz­ny za­rzut zy­sku jako mo­ty­wa­cji i ob­wi­nia­ją ka­pi­ta­lizm. Znaj­du­ją na­wet istot­ną wadę w do­mnie­ma­nym bra­ku kul­tu­ral­nych war­to­ści i osią­gnięć ka­pi­ta­li­zmu. W nie­wiel­kim stop­niu zwa­ża­jąc na do­świad­cze­nia so­wiec­kie bu­du­ją ba­stion tro­ski i współ­czu­cia w for­mie „etycz­ne­go so­cja­li­zmu”, pod­da­ją­ce­go całą dzia­łal­ność go­spo­dar­czą osą­do­wi etycz­ne­mu.

Trud­no jest po­ko­nać po­stu­lat etycz­ny albo wy­ka­zać jego fałsz, szcze­gól­nie tezę, że wszy­scy lu­dzie po­win­ni osią­gać rów­ne do­cho­dy albo przy­naj­mniej po­dob­ny po­ziom do­cho­dów. Jest to twier­dze­nie war­to­ściu­ją­ce, nie na­da­ją­ce się do wnio­sko­wa­nia. Mo­że­my jed­nak po­ka­zać kosz­ty i kon­se­kwen­cje po­li­ty­ki zmie­rza­ją­cej do wpro­wa­dze­nia przy­mu­so­wej rów­no­ści do­cho­dów. Mo­że­my też po­ka­zać, jak każ­da pró­ba wpro­wa­dze­nia rów­no­ści kłó­ci się z po­stu­la­ta­mi ta­ki­mi, jak wol­ność jed­nost­ki, do­bro­byt ma­te­rial­ny i za­cho­wa­nie spo­łecz­ne­go po­ko­ju.

Ci, któ­rzy chcą wy­rów­ny­wać do­cho­dy, zwy­kle od­ma­wia­ją in­dy­wi­du­al­nej wol­no­ści oso­bom, któ­rych ma­ją­tek ma zo­stać ode­bra­ny pod przy­mu­sem. Za­pew­nia­li­by pra­wo do uży­cia przy­mu­su urzęd­ni­kom i pra­cow­ni­kom od­bie­ra­ją­cym do­chód i dzie­lą­cym go mię­dzy in­nych lu­dzi. Od­bie­ra­nie i po­dział z pew­no­ścią sta­no­wi­ły­by źró­dła ostrych kon­flik­tów, au­to­ma­tycz­nie wy­klu­cza­ją­cych waż­ny po­stu­lat etycz­ny: spo­łecz­nej har­mo­nii i po­ko­ju.

Wy­rów­ny­wa­nie do­cho­dów mil­czą­co za­kła­da, że do­chód na­ro­do­wy ce­chu­je au­to­ma­tyzm, nie­za­leż­ność od każ­do­ra­zo­wej po­li­ty­ki rzą­du. W rze­czy­wi­sto­ści do­chód na­ro­do­wy jest sumą do­cho­dów in­dy­wi­du­al­nych, bę­dą­cych wy­ni­ka­mi in­dy­wi­du­al­ne­go wy­bo­ru, woli i wy­sił­ku. Każ­dy ze­wnętrz­ny wpływ lub przy­mus od­dzia­ły­wu­je na nie na­tych­miast i bez­po­śred­nio. Jed­nost­ki re­agu­ją na ten przy­mus; na­wet gdy­by za­cho­wy­wa­ły się jak za­pro­gra­mo­wa­ne ro­bo­ty, to i tak więk­szość do­cho­du, z któ­re­go zmu­szo­ne są zre­zy­gno­wać, jest im od­bie­ra­na z in­dy­wi­du­al­nych oszczęd­no­ści i in­we­sty­cji, a na­stęp­nie prze­zna­cza­na do pu­blicz­nej kon­sump­cji. Jest ona prze­no­szo­na z ob­sza­ru pro­duk­cji dla przy­szło­ści do ob­sza­ru kon­sump­cji dnia dzi­siej­sze­go. Dzia­ła­nia rzą­du ukie­run­ko­wa­ne na wy­rów­na­nie do­cho­dów pro­wa­dzą do sta­gna­cji albo na­wet re­duk­cji do­cho­du na­ro­do­we­go w przy­szło­ści. Po ja­kimś cza­sie bied­niej­si człon­ko­wie spo­łe­czeń­stwa, któ­rzy mie­li sko­rzy­stać na wy­rów­na­niu, mogą w rze­czy­wi­sto­ści po­paść jesz­cze głę­biej w bie­dę i bez­na­dziej­ność. I znów po­stu­lat rów­no­ści eko­no­micz­nej jawi się w kon­flik­cie z in­nym po­stu­la­tem – go­spo­dar­czym do­bro­by­tem wszyst­kich człon­ków spo­łe­czeń­stwa.

Etycz­ni kry­ty­cy po­rząd­ku opar­te­go na wła­sno­ści pry­wat­nej nie­zmor­do­wa­nie ata­ku­ją mo­tyw zy­sku i in­stynkt po­sia­da­nia. Oskar­ża­ją kup­ców i skle­pi­ka­rzy, któ­rym się po­wio­dło, bo­ga­tych ban­kie­rów, ma­kle­rów gieł­do­wych i ka­pi­ta­li­stów. Gnie­wa­ją się na re­kla­mę, mar­ke­ting i inne prak­ty­ki biz­ne­su ma­ją­ce na celu in­for­mo­wa­nie i wpły­wa­nie na go­spo­dar­cze de­cy­zje lu­dzi. W wol­nej kon­ku­ren­cji nie ist­nie­ją, ich zda­niem, ja­kie­kol­wiek re­gu­ły uczci­wo­ści i roz­sąd­ku i dla­te­go nie może ona być głów­ną za­sa­dą świa­ta go­spo­dar­ki. Zu­ży­wa ona i mar­nu­je ludz­kie ży­cie na co­dzien­ną wal­kę o go­spo­dar­cze prze­trwa­nie. Ko­niecz­ne jest więc, by spra­wy go­spo­dar­cze zo­sta­ły pod­da­ne praw­dzi­wym i efek­tyw­nym za­sa­dom prze­wod­nim – po­stu­la­tom etycz­nym.

Mó­wie­nie o we­wnętrz­nym ru­chu, im­pul­sie i in­ten­cji, któ­re po­wo­du­ją, że czło­wiek dzia­ła w okre­ślo­ny spo­sób, jest teo­re­ty­zo­wa­niem. Ale kry­ty­ku­ją­cy mo­tyw zy­sku za­wsze są go­to­wi po­dać w wąt­pli­wość mo­ty­wa­cję biz­ne­su, zwłasz­cza przed­się­bior­ców i ka­pi­ta­li­stów, przy­pi­su­jąc jed­no­cze­śnie czy­ste i ho­no­ro­we mo­ty­wa­cje usta­wo­daw­com, za­rząd­com i po­bor­com po­dat­ko­wym. Ni­g­dy nie wy­ja­śnia­ją, dla­cze­go lu­dzie za­rzą­dza­ją­cy pro­ce­sa­mi pro­duk­cji, czy to wy­twór­cy te­ni­só­wek, czy or­ga­ni­za­to­rzy kon­cer­tów rag­ti­me’owych, mają być tak od­mien­ni co do mo­ty­wów i in­ten­cji od po­li­ty­ków i urzęd­ni­ków pu­blicz­nych, z któ­rych wie­lu ma trud­no­ści w za­rzą­dza­niu swo­imi wła­sny­mi spra­wa­mi. Ni­g­dy nie wy­ja­śnia­ją, dla­cze­go przed­się­bior­ca, któ­ry dba i słu­ży swo­im bliź­nim, usta­wio­ny na sza­lach wagi, ma być ni­żej oce­nio­ny od usta­wo­daw­cy czy za­rząd­cy, któ­ry woli swo­imi bliź­ni­mi rzą­dzić.

Etycz­ni cen­zo­rzy są wy­so­ce kry­tycz­ni wo­bec tego, co uwa­ża­ją za brak osią­gnięć kul­tu­ral­nych wśród przed­się­bior­ców. Ubo­le­wa­ją nad utra­tą sztu­ki pięk­ne­go ży­cia, kształ­ce­nia, wy­ra­fi­no­wa­nia w umy­śle, uczu­ciach, zwy­cza­jach i sma­ku. Gdy tyl­ko mogą, po­pie­ra­ją wszel­kie for­my „ży­cia no­wo­cze­sne­go”, wspie­ra­ją pro­gre­sy­wizm i in­te­lek­tu­alizm, szu­ka­ją­ce po­mo­cy w no­wych in­sty­tu­cjach, pro­gra­mach i pro­jek­tach. Chęt­nie usta­na­wia­ją kult czło­wie­ka, jego współ­cze­snej sztu­ki, w du­żej czę­ści pry­mi­tyw­nej i wul­gar­nej, oraz wszech­obec­ne­go pań­stwa. Po­pie­ra­ją eks­cen­trycz­ne i gwał­tow­ne za­cho­wa­nia i uwol­nie­nie się od wię­zów spo­łecz­nych. Jed­nak wszę­dzie tam, gdzie kry­ty­cy ci do­cho­dzą do wła­dzy, swo­im punk­tem od­nie­sie­nia do war­to­ści spo­łecz­nych czy­nią spo­łe­czeń­stwo, gru­pę czy wspól­no­tę. Nie po­świę­ca­jąc wie­le uwa­gi czło­wie­ko­wi, jego na­tu­rze czy oso­bo­wo­ści, zaj­mu­ją się or­ga­ni­zo­wa­niem, kon­cen­tro­wa­niem wła­dzy, za­rzą­dza­niem i ad­mi­ni­stro­wa­niem spo­łe­czeń­stwa. Lek­ce­wa­żąc utra­tę in­dy­wi­du­al­nej wol­no­ści, za­wsze dążą do zre­du­ko­wa­nia czło­wie­ka do roli środ­ka dla pięk­nie wy­glą­da­ją­ce­go celu.

Unie­sie­nie na punk­cie zbio­ro­wo­ści i uwiel­bie­nie dla rzą­du ro­sły po­wo­li i sta­le w ser­cach i umy­słach wie­lu lu­dzi, aż nad­szarp­nę­ły ich mo­ral­ne pod­sta­wy. Wie­lu Ame­ry­ka­nów o wie­le wy­żej ceni dziś gwa­ran­to­wa­ny do­chód i bez­pie­czeń­stwo, niż wol­ność jed­nost­ki, po­le­ga­nie na so­bie i god­ność oso­bi­stą. To, co na­zy­wa­ją wol­no­ścią jest naj­czę­ściej cu­dzym po­zwo­le­niem, ar­bi­tral­no­ścią albo po­li­tycz­ną ła­ską. Wy­bór i po­dej­mo­wa­nie de­cy­zji prze­cho­dzą z jed­nost­ki, ro­dzi­ny i gru­py na in­sty­tu­cje po­li­tycz­ne. Ro­śnie wła­dza rzą­du, ale za­mie­ra po­czu­cie wspól­no­ty. Wy­raź­nie to wi­dać w dzia­ła­niach de­ma­go­gów i lob­by­stów, ob­ra­ca­ją­cych po­li­ty­kę w sztu­kę po­li­tycz­nej kra­dzie­ży, po­le­ga­ją­cej na kie­ro­wa­niu do­cho­du jed­nych lu­dzi do kie­sze­ni in­nych – z fa­wo­ry­zo­wa­nych przez sie­bie grup. Rząd stop­nio­wo tra­ci pu­blicz­ny sza­cu­nek i mo­ral­ny au­to­ry­tet, albo co gor­sza sta­je się przed­mio­tem nie­chę­ci i ze­psu­cia.

W ustro­ju nie­skrę­po­wa­nej wła­sno­ści pry­wat­nej rząd nie roz­da­je pre­zen­tów ani nie roz­dzie­la łask, jest na­to­miast in­stru­men­tem słu­żą­cym do ochro­ny ży­cia i wła­sno­ści. Nie wy­zna­cza, co po­win­no zo­stać zro­bio­ne ani nie za­rzą­dza pro­duk­cją. Po pro­stu wpro­wa­dza w ży­cie i chro­ni nie­zby­wal­ne pra­wa czło­wie­ka oraz bro­ni go przed złem ze stro­ny bliź­nich. Sys­tem taki był­by bar­dziej po­żą­da­ny od na­ka­zo­we­go na­wet gdy­by był mniej pro­duk­tyw­ny. Na szczę­ście nie wzy­wa on do ma­te­rial­nej obo­jęt­no­ści i lek­ce­wa­że­nia wła­snej oso­by; po­rzą­dek spo­łecz­ny, któ­ry chro­ni wzor­ce etycz­ne­go po­stę­po­wa­nia i osą­du mo­ral­ne­go, jest tak­że bar­dziej pro­duk­tyw­nym sys­te­mem go­spo­dar­czym – wy­zwa­la i uru­cha­mia siły twór­cze nie­od­łącz­ne od po­zy­tyw­nej sa­mo­oce­ny oraz two­rzy kwit­ną­cą wspól­no­tę po­przez do­sto­so­wy­wa­nie pro­gra­mów do czło­wie­ka, a nie przez zmu­sza­nie czło­wie­ka, by do­sto­so­wał się do pro­gra­mów.

Roz­wa­ża­nia etycz­ne dają pod­sta­wo­we uza­sad­nie­nie pry­wat­nej wła­sno­ści jako środ­ka pro­duk­cji, kon­ku­ren­cji ryn­ko­wej i sys­te­mu zy­sków. Gwa­ran­tu­ją ka­pi­ta­li­stycz­ne­mu sys­te­mo­wi go­spo­dar­ki do­nio­słe miej­sce w po­rząd­ku mo­ral­nym, miej­sce pod­le­głe jed­ne­mu sys­te­mo­wi etycz­ne­mu dla rzą­dzą­cych i rzą­dzo­nych – opar­tym na uczci­wo­ści i spo­ko­ju i po­wstrzy­my­wa­niu się od ja­kich­kol­wiek dzia­łań mo­gą­cych za­szko­dzić bliź­nie­mu. W rze­czy­wi­sto­ści po­rzą­dek ka­pi­ta­li­stycz­ny po­zwa­la się roz­wi­jać mo­ral­ne­mu sys­te­mo­wi na­gród i kar opar­te­mu na oso­bo­wo­ści, wy­sił­ku, ta­len­cie, na­uce i oszczęd­no­ści. Za­pew­nia­jąc ochro­nę wol­no­ści go­spo­dar­czej po­rzą­dek ten sta­je się tak­że osta­tecz­nym gwa­ran­tem ta­kich po­za­eko­no­micz­nych ele­men­tów wol­no­ści, jak wol­ność sło­wa, wy­zna­nia, pra­sy, swo­bód oso­bi­stych – i wie­lu in­nych.

Za­gro­że­nia upad­ku du­cho­we­go i mo­ral­ne­go ob­le­ga­ją świat po­rząd­ku ka­pi­ta­li­stycz­ne­go. Ze­świec­cza­ją kul­tu­rę Za­cho­du, czy­niąc opi­nię pu­blicz­ną w wy­so­kim stop­niu ate­istycz­ną. Po­nie­waż więk­szość lu­dzi nie może eg­zy­sto­wać w re­li­gij­nej próż­ni, wy­naj­du­ją oni i trzy­ma­ją się wszel­kie­go ro­dza­ju re­li­gii za­stęp­czych, po­li­ty­ki i pa­sji po­li­tycz­nych, mód i kul­tów albo trwo­nią ży­cie na sport, za­ba­wę, upra­wia­niu sek­su, zdzi­cze­nie, do­ko­ny­wa­nie prze­stępstw, od­da­wa­nie się nar­ko­ma­nii i wszel­kie­go ro­dza­ju in­ne­mu złu.

„No­wo­cze­sny czło­wiek” ła­two przy­wią­zu­je się do ze­wnętrz­nych wa­run­ków ludz­kiej eg­zy­sten­cji ukształ­to­wa­nych przez no­wo­cze­sną tech­no­lo­gię, or­ga­ni­za­cję i in­sty­tu­cje spo­łecz­ne. Ma świa­do­mość, że w po­zna­nym cią­gu ludz­kiej hi­sto­rii nie było pre­ce­den­su dla eks­plo­zji de­mo­gra­ficz­nej i wzro­stu wiel­kich miast, któ­rych świad­ka­mi dziś je­ste­śmy. Nie było pre­ce­den­su dla jed­nej cy­wi­li­za­cji się­ga­ją­cej wszyst­kich za­kąt­ków świa­ta i spy­cha­ją­cej w cień wszyst­kie inne, jak na­sza cy­wi­li­za­cja Za­cho­du. I ni­g­dy wcze­śniej tech­no­lo­gia w ta­kim stop­niu nie wpły­wa­ła na ży­cie i pro­ble­my wszyst­kich lu­dzi. Czło­wiek no­wo­cze­sny po­wo­łu­je się na wszyst­kie te ra­dy­kal­ne prze­mia­ny, aby uza­sad­nić roz­wią­złość i pro­stac­two ate­istycz­ne­go hu­ma­ni­zmu, któ­ry za­pew­nia przed­mio­ty do za­rzą­dza­nia wszech­obec­ne­mu pań­stwu. Czło­wiek ten, du­cho­wo bez­dom­ny i po­zba­wio­ny celu, po­szu­ku­je na­mia­stek w „re­li­giach” po­li­tycz­nych i spo­łecz­nych. Na po­cząt­ku li­sty na­mia­stek znaj­du­je się po­li­ty­ka, zwłasz­cza po­li­ty­ka za­wi­ści i rosz­czeń.

Ate­istycz­ny hu­ma­nizm po­sia­da ak­tyw­nych sprzy­mie­rzeń­ców w re­la­ty­wi­zmie hi­sto­rycz­nym, któ­ry utrzy­mu­je, że pod­sta­wa osą­dów jest re­la­tyw­na, zmien­na w za­leż­no­ści od cza­su i miej­sca, oraz w re­la­ty­wi­stycz­nej so­cjo­lo­gii, któ­ra za pod­sta­wę osą­dów przyj­mu­je gru­py, kla­sy i na­ro­dy. Wszyst­kie one ze­bra­ły się do ata­ku na ustrój pry­wat­nej wła­sno­ści. Etycz­ny eta­tyzm sku­pia je pod swo­imi sztan­da­ra­mi.

Atak ten stał się bodź­cem do wy­da­nia ni­niej­sze­go zbio­ru ese­jów w se­rii „Fre­eman Clas­sics”1. Zbiór ten cier­pi na em­bar­ras de ri­ches­se, któ­re­go rzad­ko do­świad­cza­ją po­dob­ne an­to­lo­gie. Trze­ba było od­rzu­cić wie­le wspa­nia­łych ar­ty­ku­łów war­tych włą­cze­nia, po­nie­waż ogra­ni­cze­nie miej­sca bar­dzo za­ostrzy­ło se­lek­cję. Pry­mat dzier­żą pra­ce zna­nych zwo­len­ni­ków mo­ral­ne­go po­rząd­ku ka­pi­ta­li­zmu: Ed­mun­da Opit­za, Le­onar­da E. Re­ada, F. A. Hay­eka i Isra­ela M. Kirz­ne­ra. W efek­cie przed­sta­wio­ny Czy­tel­ni­kom wy­bór uka­zu­je za­kres i spo­sób, w jaki „The Fre­eman” pod­cho­dzi do mo­ral­nych pro­ble­mów na­szych cza­sów. Ujaw­nia wi­zję i mą­drość uta­len­to­wa­ne­go wy­daw­cy, dr. Pau­la Po­iro­ta, któ­ry od po­nad trzy­dzie­stu lat kie­ru­je mie­sięcz­ni­kiem „The Fre­eman” – fla­go­wą pu­bli­ka­cją Fun­da­cji Edu­ka­cji Eko­no­micz­nej. To on za­aran­żo­wał i zor­kie­stro­wał gło­sy, któ­re sły­chać w ni­niej­szym zbio­rze. Niech zo­sta­ną usły­sza­ne wśród po­wszech­ne­go ze­psu­cia i wrza­wy po­li­tycz­nych ku­gla­rzy.

Hans F. Sen­n­holz

I PODSTAWY DUCHOWE

1 KAPITALIZM A NASZA KULTURA

Ed­mund A. Opitz

Dzi­siej­sze od­ro­dze­nie za­in­te­re­so­wa­nia re­li­gią w Ame­ry­ce bywa róż­nie in­ter­pre­to­wa­ne. W każ­dym ra­zie ozna­cza ono, że wie­lu z nas może zo­stać zmu­szo­nych do po­now­ne­go prze­my­śle­nia du­cho­wych pod­staw, na któ­rych zbu­do­wa­na jest na­sza kul­tu­ra. Na­sze dzie­dzic­two wol­nych ko­ścio­łów – in­sty­tu­cji re­li­gij­nych po­sia­da­ją­cych wła­sną wła­dzę, nie­za­leż­nych od pań­stwa – jest wy­raź­nie za­ko­rze­nio­ne w uni­kal­nej, in­te­lek­tu­al­nej i kul­tu­ral­nej gle­bie Za­cho­du.

Po­trze­bu­je­my jed­nak przy­po­mnie­nia, że rów­nież inne na­sze sza­cow­ne in­sty­tu­cje wy­ro­sły na tej sa­mej gle­bie. No­wo­cze­sna na­uka, edu­ka­cja, na­sza tra­dy­cja ogra­ni­czo­ne­go rzą­du i na­sza sym­pa­tia dla wol­nej przed­się­bior­czo­ści albo ka­pi­ta­li­zmu są za­ko­twi­czo­ne w tym sa­mym du­cho­wym pod­ło­żu; zaś jako nad­bu­do­wy są one wszyst­kie czu­łe na nisz­cze­nie lub utra­tę fun­da­men­tów.

Pod­pie­ra­nie tej du­cho­wej pod­sta­wy to rzecz jed­na, czym in­nym jest zaś jej obro­na przed po­śred­nią ero­zją bę­dą­cą skut­kiem ata­ków na jej au­to­no­micz­ne źró­dła ta­kie jak na­uka, edu­ka­cja czy wol­na przed­się­bior­czość. Na­uka i edu­ka­cja mają zdol­nych obroń­ców, więc atak na na­szą kul­tu­rę naj­czę­ściej sku­pia się na go­spo­dar­ce, gdzie – bywa – uzy­sku­je po­zo­ry wia­ry­god­no­ści. Kom­bi­na­cja czyn­ni­ków kul­tu­ro­wych, któ­ra umoż­li­wi­ła na­ro­dzi­ny ka­pi­ta­li­zmu, była wy­jąt­ko­wa i moż­na ar­gu­men­to­wać, że prze­trwa­nie wol­nej pry­wat­nej przed­się­bior­czo­ści za­le­ży rów­nie moc­no od ich kul­ty­wo­wa­nia, jak i od zna­jo­mo­ści za­let wol­ne­go ryn­ku.

W fi­lo­zo­fii le­żą­cej u pod­ło­ża prak­tycz­ne­go ka­pi­ta­li­zmu ry­nek sta­no­wi na­rzę­dzie po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji go­spo­dar­czych. Jest on wzor­cem prze­ja­wia­ją­cym się w wol­no­ści wy­bo­ru ku­po­wa­nia to­wa­rów i usług przez wol­nych lu­dzi. Lu­dzie za­an­ga­żo­wa­ni w dzia­łal­ność go­spo­dar­czą na każ­dym po­zio­mie mogą do­pusz­czać się przy­mu­su i oszu­stwa, po­dob­nie jak w każ­dej in­nej dzie­dzi­nie; je­że­li jed­nak tak się zda­rzy, po­win­ni zo­stać od­po­wied­nio na­pięt­no­wa­ni za swo­je złe po­stę­po­wa­nie. Ta­kie zda­rza­ją­ce się zło jest jed­nak czymś zu­peł­nie in­nym, niż do­mnie­ma­ne to­tal­ne zło le­żą­ce u pod­staw ge­ne­ral­ne­go wy­klę­cia przez ko­lek­ty­wi­stów in­sty­tu­cji wol­ne­go ryn­ku jako ca­ło­ści czy też bez­myśl­nych kry­tyk ze stro­ny lu­dzi ską­d­inąd ro­zum­nych.

Ak­tyw­ność go­spo­dar­cza, pod­da­na ta­kim sa­mym etycz­nym i in­sty­tu­cjo­nal­nym ogra­ni­cze­niom jak wszyst­kie inne ludz­kie dzia­ła­nia, nie jest bar­dziej oczy­wi­stym obiek­tem in­wa­zji po­li­ty­ki, niż re­li­gia, na­uka czy ja­ka­kol­wiek inna dzie­dzi­na ludz­kie­go ży­cia. Go­spo­dar­ka po­nad­to zaj­mu­je stra­te­gicz­ną po­zy­cję wśród róż­nych ludz­kich za­jęć. Ak­tyw­ność go­spo­dar­cza nie jest zgo­ła tyl­ko środ­kiem do osią­ga­nia ce­lów ma­te­rial­nych; jest środ­kiem do osią­ga­nia wszyst­kich na­szych ce­lów. Go­spo­dar­ka, choć może na nie­co po­śled­niej­szym szcze­blu niż na­uka, edu­ka­cja i re­li­gia, jest dla tych ce­lów środ­kiem nie­odzow­nym. Je­że­li jej toż­sa­mość jako środ­ka dla tych ce­lów nie jest re­spek­to­wa­na, może ona stać się in­stru­men­tem ich znisz­cze­nia oraz ze­psu­cia du­cho­wej pod­sta­wy, na któ­rej spo­czy­wa­ją.

Kil­ka stu­le­ci temu wy­da­rzył się wiel­ki spo­łecz­ny prze­wrót – jed­na z tych wiel­kich, głę­bo­kich, kul­mi­na­cyj­nych zmian ludz­kie­go du­cha, prze­ja­wia­ją­ca się na po­zio­mie spo­łecz­nym w po­sta­ci no­wych in­sty­tu­cji i no­we­go po­glą­du na ży­cie. Róż­ne aspek­ty tej prze­mia­ny zo­sta­ły na­zwa­ne Re­ne­san­sem, Re­for­ma­cją i Kontr­re­for­ma­cją, przy czym cała spra­wa była na­tu­ry re­li­gij­nej. Lu­dzie czu­li po­trze­bę mi­ło­ści do Boga na swój spo­sób i, rów­no­le­gle, po­trze­bę po­szu­ki­wa­nia praw­dy na wła­sną rękę. Ta ostat­nia po­trze­ba jest źró­dłem me­to­dy na­uko­wej.

Jed­nak jak wszy­scy inni lu­dzie, spe­cja­li­ści–na­ukow­cy ła­two po­pa­da­ją w błąd nie­świa­do­mo­ści uni­kal­nych du­cho­wych i spo­łecz­nych wa­run­ków, któ­re umoż­li­wi­ły za­ist­nie­nie ich spe­cjal­no­ści. Jak pi­sał Or­te­ga y Gas­set, są „ab­so­lut­ny­mi igno­ran­ta­mi co do tego, w jaki spo­sób spo­łe­czeń­stwo i ludz­kie ser­ce po­win­ny być zor­ga­ni­zo­wa­ne, aby mo­gły po­zo­stać do­cie­kli­wy­mi”. Na­uka ule­gła prze­kształ­ce­niu i te­raz część uczo­nych sta­wia swo­je ta­len­ty do dys­po­zy­cji po­li­ty­ków pań­stwa–pla­ni­sty. To jest kon­se­kwen­cja sy­tu­acji, w któ­rej lek­ce­wa­ży się me­ta­fi­zycz­ne pod­sta­wy wie­dzy.

Pod­sta­wy du­cho­we

Ludz­ka kul­tu­ra ro­dzi się jako coś „pie­lę­gno­wa­ne­go”, roz­wi­ja­ne­go przez kształ­ce­nie, dys­cy­pli­nę i ćwi­cze­nie. Jej du­cho­we pod­sta­wy two­rzo­ne są dłu­go i mo­zol­nie, po­dob­nie mo­zol­nie jak bu­du­je się tamę wrzu­ca­jąc do wody ka­mie­nie, do­pó­ki nie wy­nu­rzy się z niej w koń­cu szczyt sto­su. No­wo­cze­sna kul­tu­ra przy­go­to­wy­wa­ła się od stu­le­ci do mo­men­tu, w któ­rym na­stą­pił wy­buch re­wo­lu­cji umy­sło­wej XVI wie­ku i w któ­rym nowy świa­to­po­gląd, nowy duch i nowe sys­te­my war­to­ści po­zwo­li­ły wy­zwo­lić i ukie­run­ko­wać ludz­ką ener­gię. Lu­dzie zrzu­ca­li z sie­bie mar­twy cię­żar sta­rych ogra­ni­czeń – róż­no­ra­kich uspra­wie­dli­wień dla ty­ra­nii rzą­du po­li­tycz­ne­go, kon­tro­li nad twór­czą ener­gią czło­wie­ka, prze­szkód w pró­bach po­zna­wa­nia świa­ta na­tu­ry.

Do­bro­byt ma­te­rial­ny, któ­ry wi­dzi­my w Ame­ry­ce, jest bez­po­śred­nim owo­cem du­cho­we­go i spo­łecz­ne­go prze­ło­mu, któ­ry do­ko­nał się oko­ło czte­rech stu­le­ci temu. Kry­ty­cy ka­pi­ta­li­zmu są świa­do­mi tego związ­ku co naj­mniej od pięć­dzie­się­ciu lat, od chwi­li wy­da­nia przez Maxa We­be­ra zna­czą­cej książ­ki Ety­ka pro­te­stanc­ka i duch ka­pi­ta­li­zmu. Jed­nak re­wo­lu­cjo­ni­ści sto­so­wa­li stra­te­gię an­ty­ka­pi­ta­li­stycz­ną dużo wcze­śniej: G. Za­cher już w roku 1884 pi­sał w „The Red In­ter­na­tio­nal” – „kto wal­czy z chrze­ści­jań­stwem, ten jed­no­cze­śnie wal­czy z mo­nar­chią i ka­pi­ta­li­zmem!”.

Je­że­li na­sze wspól­ne ju­de­ochrze­ści­jań­skie dzie­dzic­two uto­ro­wa­ło dro­gę roz­wo­jo­wi ka­pi­ta­li­zmu, to sub­tel­ną dro­gą spo­wo­do­wa­nia upad­ku ka­pi­ta­li­zmu by­ło­by po­wstrzy­ma­nie się od jego otwar­te­go ata­ko­wa­nia; za­miast tego na­le­ża­ło­by się sku­pić na osła­bia­niu fun­da­men­tów, któ­re go pod­trzy­mu­ją. Na jed­nym ogniu pie­kły­by się wów­czas dwie pie­cze­nie, w spo­sób pod­po­wie­dzia­ny przez fran­cu­skich re­wo­lu­cjo­ni­stów, któ­rzy dwie­ście lat temu mó­wi­li: „nie ata­kuj­cie mo­nar­chii, ata­kuj­cie ideę mo­nar­chii”.

Być może wagę i zna­cze­nie du­cho­wych i kul­tu­ro­wych fun­da­men­tów Za­cho­du mo­gło­by zi­lu­stro­wać po­rów­na­nie sce­ne­rii orien­tal­nej i za­chod­niej. Po­dróż­nik od­wie­dza­ją­cy Orient jest za­sko­czo­ny za­kre­sem sto­so­wa­nia siły ludz­kich mię­śni wciąż uży­wa­nych w spo­łe­czeń­stwie do cięż­kiej pra­cy. Uli­ce in­dyj­skie­go mia­sta są za­tło­czo­ne ludź­mi nio­są­cy­mi rze­czy, pcha­ją­cy­mi rze­czy i słu­żą­cy­mi jako jucz­ne zwie­rzę­ta. Sce­ny te wy­wo­łu­ją prze­moż­ne wra­że­nie, że Wschód po­trze­bu­je ma­szyn, by siłę ludz­ką móc za­stą­pić siłą me­cha­ni­zmów2.

Py­ta­nia i od­po­wie­dzi

Dla­cze­go na Wscho­dzie bra­ku­je ma­szyn, któ­re uła­twi­ły­by ludz­ką ha­rów­kę? Czy jest on zbyt bied­ny, by je ku­pić? Eu­ro­pa była taka kil­ka stu­le­ci temu; po­tem siły Eu­ro­pej­czy­ków roz­kwi­tły i sku­pi­ły się na spo­so­bach uwol­nie­nia się od więk­szo­ści cięż­kiej pra­cy, któ­ra wciąż przy­pa­da w udzia­le ich bra­ciom na Da­le­kim Wscho­dzie.

Czy jest moż­li­we, że lu­dzie Wscho­du nie są dość mą­drzy, by wy­na­leźć i zbu­do­wać wła­sne ma­szy­ny? Prze­ciw­nie, wie­lu z nich kipi twór­czą ener­gią, ma wy­na­laz­cze umy­sły, o czym świad­czą ich fi­lo­zo­fie, sztu­ka, rze­mio­sła. Do­stęp­ne są im bo­ga­te za­so­by na­tu­ral­ne.

A może spo­łe­czeń­stwo Wscho­du zo­sta­ło spę­ta­ne przez do­mi­nu­ją­cą, de­spo­tycz­ną for­mę rzą­dów? De­spo­tyzm na Wscho­dzie ist­niał, ro­dzi­my i obcy, po­wsta­je jed­nak py­ta­nie: dla­cze­go lu­dzie od stu­le­ci po­kor­nie pod­da­wa­li się ty­ra­nii? Dla­cze­go idea ogra­ni­czo­ne­go rzą­du zdo­by­ła wśród nich tak ni­kłe po­par­cie? Dla­cze­go Orient nie wy­na­lazł ma­szyn3, nie wdro­żył tech­no­lo­gii, nie stwo­rzył prze­my­słu, któ­ry do­star­czał­by do­bra i zmniej­szył do­tkli­wy cię­żar le­żą­cy na bar­kach pół mi­liar­da lu­dzi?

Na te py­ta­nia nie da się od­po­wie­dzieć na po­zio­mie tech­no­lo­gii ani or­ga­ni­za­cji spo­łecz­nej i po­li­tycz­nej. Od­po­wie­dzi trze­ba szu­kać w tych głęb­szych war­stwach, w któ­rych po­dej­mo­wa­ne są ży­wot­ne de­cy­zje po­zwa­la­ją­ce albo nie po­zwa­la­ją­ce wzra­stać prze­ko­na­niu o god­no­ści czło­wie­ka, o jego wol­no­ści i o ich na­tu­ral­nych zwień­cze­niach, ta­kich jak na­uka i tech­no­lo­gia. Za­so­by na­tu­ral­ne i moż­li­wo­ści to spra­wy dru­go­rzęd­ne; naj­waż­niej­sze jest po­sia­da­nie dzie­dzic­twa re­li­gij­ne­go (albo po­sta­wy wo­bec świa­ta), któ­re za­chę­ca lu­dzi do wy­ko­rzy­sty­wa­nia na­tu­ral­nych moż­li­wo­ści. W Eu­ro­pie dzie­dzic­two ta­kie mia­ło po­stać tra­dy­cji ju­de­ochrze­ści­jań­skiej, za­wie­ra­ją­cej ele­men­ty kul­tu­ry grec­kiej – w ca­ło­ści zwa­nej chry­stia­ni­zmem. Gdy tra­dy­cja ta po­ja­wi­ła się u świ­tu cza­sów no­wo­cze­snych, sta­ła się głów­nym źró­dłem wiel­kich zmian w spo­łe­czeń­stwie Za­cho­du. Licz­ba lu­dzi wzro­sła wie­lo­krot­nie; jed­no­cze­śnie pod­niósł się do­bro­byt jed­no­stek. Zni­kły klę­ski gło­du, wy­eli­mi­no­wa­no rów­nież wie­le cho­rób, okieł­zna­no nisz­czy­ciel­stwo nie­któ­rych lu­dzi. Edu­ka­cja roz­sze­rzy­ła się na naj­dal­sze krań­ce spo­łe­czeń­stwa. W tym sa­mym okre­sie współ­cze­snej hi­sto­rii spo­łe­czeń­stwo Orien­tu po­zo­sta­ło cał­ko­wi­cie sta­tycz­ne – aż do fer­men­tu ostat­nich lat.

Rów­ni wo­bec Boga

U pod­staw wiel­kie­go za­chod­nie­go prze­ło­mu le­ża­ła idea, że in­dy­wi­du­al­ny wy­znaw­ca mógł sta­nąć w obec­no­ści Bo­żej bez po­śred­nic­twa żad­nej spe­cjal­nej kla­sy lu­dzi, gru­py czy na­ro­du. We­dle tej wia­ry Stwór­ca i Opie­kun ży­cia, Pan świa­ta, jest jed­nak pa­ra­dok­sal­nie bli­sko każ­dej oso­by i in­te­re­su­je się rze­cza­mi naj­mniej­szy­mi.

Po­myśl­my, co ta­kie prze­ko­na­nie, szcze­rze wy­zna­wa­ne, mo­gło zdzia­łać dla ma­lucz­kich cho­dzą­cych po Zie­mi, jak wy­pro­sto­wa­ło ich ple­cy i pod­nio­sło czo­ła! Po­myśl­my, co prze­ko­na­nie to zro­bi­ło z ty­ra­nią. Je­że­li każ­dy czło­wiek my­ślał o so­bie jako o stwo­rze­niu Bo­żym i po­ten­cjal­nie Jego dziec­ku, z pew­no­ścią nie zga­dzał się dłu­żej być stwo­rze­niem in­ne­go czło­wie­ka, gru­py lu­dzi ani żad­ne­go rzą­du! Od­da­nie czło­wie­ka pod wła­dzę in­ne­go czło­wie­ka albo gru­py nie mo­gło być wię­cej uwa­ża­ne za pra­wo albo wolę Bożą. Dla­te­go każ­dej oso­bie przy­pi­sa­no „pra­wa” któ­rych nikt nie mógł ogra­ni­czać, a z tego po­wsta­ła kon­cep­cja rzą­du jako in­sty­tu­cji spo­łecz­nej, do­bro­wol­nie stwo­rzo­nej przez lu­dzi dla za­pew­nie­nia każ­de­mu z nich owych „praw”.

Je­ste­śmy dum­ni, i słusz­nie, z eks­pe­ry­men­tu z rzą­dem za­po­cząt­ko­wa­ne­go w na­szych gra­ni­cach nie­co po­nad dwie­ście lat temu. Być może głów­ną za­sa­dę tego no­we­go ro­dza­ju rzą­du wy­ra­ził Ja­mes Ma­di­son w trzy­dzie­stym dzie­wią­tym ese­ju ze zbio­ru The Fe­de­ra­list Pa­pers4, gdy na­pi­sał o de­ter­mi­na­cji, „aby oprzeć wszyst­kie na­sze po­li­tycz­ne eks­pe­ry­men­ty na zdol­no­ści ro­dza­ju ludz­kie­go do sa­mo­rzą­du”. Nie moż­na tych słów in­ter­pre­to­wać w ten spo­sób, że Ma­di­so­na zwio­dła ja­kaś mrzon­ka spo­śród drze­mią­cych w ludz­kiej pier­si; jed­nak po raz pierw­szy w dzie­jach po­je­dyn­cza oso­ba nie była wi­dzia­na jako drob­ny przed­miot pod­da­ny dzia­ła­niom rzą­du albo jego urzęd­ni­ków. Nie­zby­wal­ne pra­wa zo­sta­ły przy­pi­sa­ne każ­dej jed­no­st­ce jako na­tu­ral­ny dar Boży, zaś uży­wa­nie sił każ­de­go było wy­łącz­nie jego spra­wą – do­pó­ki nie na­ru­sza­ło praw in­nych jed­no­stek.

W ame­ry­kań­skim sys­te­mie rzą­dów lu­dzie cie­szy­li się wyż­szym stop­niem po­li­tycz­nej wol­no­ści niż gdzie­kol­wiek i kie­dy­kol­wiek wcze­śniej, zaś sto­pień ten osią­gnę­li ogra­ni­cza­jąc rząd do dba­nia o je­dy­ny in­te­res, jaki jest lu­dziom wspól­ny – usu­wa­nie ba­rier dla po­ko­jo­we­go współ­dzia­ła­nia i re­ali­zo­wa­nia ini­cja­tyw wol­nych lu­dzi.

Ame­ry­kań­ska kon­cep­cja rzą­du nie na­ro­dzi­ła się od razu go­to­wa w kil­ku umy­słach; zo­sta­ła wy­ku­ta w trak­cie dłu­gich do­świad­czeń i dys­ku­sji. Od po­ło­wy XVIII stu­le­cia Ame­ry­ka­nie pro­te­sto­wa­li prze­ciw za­ka­zom wpro­wa­dza­nym przez bry­tyj­ską Ko­ro­nę, któ­re ude­rza­ły w ich pra­wa jako lu­dzi; a prze­cież jed­no po­ko­le­nie wcze­śniej do­cho­dzi­li swych praw jako An­gli­cy. Wcze­śniej­szą kon­cep­cję od póź­niej­szej dzie­li prze­wrót my­ślo­wy i świa­to­po­glą­do­wy. Sta­jąc do wal­ki o swo­je pra­wa jako An­gli­cy, ko­lo­ni­ści mie­li na my­śli ustęp­stwa, któ­re ich przod­ko­wie, po­czy­na­jąc od ba­ro­nów spod Run­ny­me­de5, wy­mu­si­li na swo­ich wład­cach. Bro­niąc swo­ich praw jako lu­dzie, ko­lo­ni­ści za­kre­śla­li nowy, teo­lo­gicz­ny wy­miar swo­jej wol­no­ści. Praw­do­po­dob­nie to miał na my­śli To­cqu­evil­le w 1835 roku, kie­dy pi­sał o Ame­ry­ka­nach, że „re­li­gia (…) jest pierw­szą z ich po­li­tycz­nych in­sty­tu­cji”.

Re­li­gij­ne aspek­ty ogra­ni­czo­ne­go rzą­du

Je­że­li za­sto­su­je­my do teo­rii po­li­ty­ki roz­wa­ża­nia re­li­gij­ne, rząd po­wi­nien być ogra­ni­czo­ny wy­łącz­nie do za­pew­nia­nia wol­no­ści i spra­wie­dli­wo­ści jed­na­ko­wo wszyst­kim oby­wa­te­lom. Wol­ność po­li­tycz­na ma więc du­cho­we pre­ce­den­se i du­cho­wym za­da­niom słu­ży, two­rząc spo­łecz­ne wa­run­ki umoż­li­wia­ją­ce lu­dziom osią­ga­nie ce­lów zgod­nych z ich na­tu­rą.

Wol­ność po­li­tycz­na słu­ży rów­nież twór­czym po­trze­bom czło­wie­ka. W jej wa­run­kach po­wsta­je pe­wien sys­tem re­ali­zo­wa­nia ak­tyw­no­ści go­spo­dar­czej, zwa­ny, słusz­nie, „ka­pi­ta­li­zmem”. Ani zdro­wy roz­są­dek ani teo­ria nie dają wię­cej pod­staw do ogra­ni­cza­nia go­spo­dar­czych dzia­łań czło­wie­ka, niż ich ist­nie­je dla ar­bi­tral­ne­go ogra­ni­cza­nia jego dzia­łań na­uko­wych, edu­ka­cyj­nych czy re­li­gij­nych; jed­nak przez cią­głe po­wta­rza­nie nie­prawd bądź pół­prawd po­wsta­ło wra­że­nie, ja­ko­by każ­de zło, na któ­re cier­pi na­sze spo­łe­czeń­stwo, wy­ni­ka­ło z wol­no­ści przed­się­wzięć go­spo­dar­czych, pod­czas gdy praw­dzi­wą przy­czy­ną du­żej czę­ści tego zła jest wła­śnie ogra­ni­cza­nie tej wol­no­ści.

W ostat­nich la­tach przed­się­bior­czość i go­spo­dar­ka prze­szły cięż­kie ko­le­je. Przed­się­bior­cy, tak samo źli i do­brzy jak każ­da inna gru­pa lu­dzi, zo­sta­li wy­se­lek­cjo­no­wa­ni do spe­cjal­ne­go trak­to­wa­nia. Prze­mysł jako ca­łość zo­stał zwią­za­ny sie­cią prze­pi­sów i kon­tro­li. Rząd za­pew­nił jed­nym ga­łę­ziom przy­wi­le­je, pod­czas gdy inne bran­że cier­pia­ły po­li­tycz­ną dys­kry­mi­na­cję.

W tym sa­mym okre­sie po­pu­lar­ność zdo­by­ła nowa kon­cep­cja rzą­du. Jest to ta sama kon­cep­cja, prze­ciw któ­rej pro­te­sto­wa­li i wal­czy­li Ame­ry­ka­nie osiem­na­sto­wiecz­ni – kon­cep­cja, że rząd jest źró­dłem naj­wyż­szej wła­dzy w spo­łe­czeń­stwie i dla­te­go po­sia­da wszyst­kie pra­wa, któ­rych cza­so­wo udzie­la lu­dziom we­dług wska­zań po­li­tycz­nej ce­lo­wo­ści. Tak więc tra­dy­cyj­na ame­ry­kań­ska za­sa­da, na któ­rej opie­ra się re­la­cja mię­dzy rzą­dem a spo­łe­czeń­stwem zo­sta­ła od­wró­co­na do góry no­ga­mi.

Za­wsze wte­dy, kie­dy lu­dzie ule­ga­li swo­jej żą­dzy wła­dzy i chci­wo­ści, w mniej­szym lub więk­szym stop­niu po­ja­wia­ły się ogra­ni­cze­nia wol­no­ści po­li­tycz­nej i go­spo­dar­czej. W prze­szło­ści, gdy ro­bi­ło się cięż­ko, lu­dzie za­ci­ska­li pasa, szem­ra­li i po­cie­sza­li się wza­jem­nie li­te­ra­tu­rą o wol­no­ści, świę­tej i wiecz­nej. Pod­trzy­my­wa­ła ich wia­ra, że ci, któ­rzy ko­cha­li wol­ność, byli po pra­wej stro­nie i że pra­wość w koń­cu za­trium­fu­je. Mo­gli gi­nąć, ale ich pryn­cy­pia prze­trwa­ły każ­de­go ty­ra­na. Dziś sy­tu­acja jest inna. War­to­ści ule­gły zmia­nie, a ogra­ni­cze­nia wol­no­ści po­li­tycz­nej i go­spo­dar­czej uczy­nio­no za­sa­dą. Dla­te­go cio­sy wy­mie­rzo­ne w ogra­ni­czo­ny rząd i wol­ną przed­się­bior­czość nie usta­ją po do­ko­na­niu tam dzie­ła znisz­cze­nia. Po­dą­ża­ją głę­biej i ude­rza­ją w du­cho­wą i kul­tu­ro­wą pod­sta­wę na­sze­go spo­łe­czeń­stwa, w to pod­ło­że na­sze­go ży­cia, któ­re do­tąd uwa­ża­li­śmy za nie­na­ru­szal­ne.

W na­szej obec­nej sy­tu­acji naj­sil­niej­szy i bez­po­śred­ni ucisk za­gra­ża, jak się wy­da­je, ze stro­ny prze­ro­śnię­te­go i biu­ro­kra­tycz­ne­go rzą­du. Je­że­li chce­my li­kwi­da­cji na­ło­żo­nych na nas ogra­ni­czeń i na­ka­zów, nie jest ce­lo­wym po­zo­sta­wie­nie nie­tknię­tej kon­cep­cji wszech­wład­ne­go rzą­du – ani jej ko­rze­ni, by mo­gła od­ro­dzić się i po­wo­do­wać mno­że­nie prze­pi­sów. Fał­szy­wa idea rzą­du musi zo­stać za­stą­pio­na pra­wi­dło­wą. Lecz kie­dy pró­bu­je­my od­świe­żyć ame­ry­kań­ską ideę ogra­ni­czo­ne­go rzą­du, od­kry­wa­my, że pod­sta­wy du­cho­we, z któ­rych ona wy­ro­sła, same pil­nie wy­ma­ga­ją dziś od­no­wie­nia. Naj­in­ten­syw­niej­szej pra­cy wy­ma­ga dziś wła­śnie fun­da­ment du­cho­wy; nie­mal nikt jed­nak przy nim nie pra­cu­je, po­nie­waż lu­dzie nie zda­ją so­bie spra­wy z jego waż­no­ści. Do­pó­ki nie zo­sta­ną ule­czo­ne pod­sta­wy du­cho­we, pra­ca na­pra­wia­ją­ca wyż­sze war­stwy ży­cia spo­łecz­ne­go nie może za­owo­co­wać, jako że do­ty­ka je­dy­nie mar­gi­ne­sów pro­ble­mu – co wi­dzi­my obec­nie.

Ed­mund A. Opitz

2KAPITALIZM I MORALNOŚĆ

Edward Co­le­son

„Nic nie jest dziś tak nie­po­pu­lar­ne jak go­spo­dar­ka wol­no­ryn­ko­wa, tzn. ka­pi­ta­lizm. Ka­pi­ta­lizm ob­wi­nia się za wszyst­ko, co bu­dzi nie­za­do­wo­le­nie w dzi­siej­szych wa­run­kach.” Tak w 1947 roku na­pi­sał Lu­dwig von Mi­ses6. Ale ka­pi­ta­lizm od daw­na cie­szy się złą re­pu­ta­cją. John Ru­skin opi­sał Ada­ma Smi­tha jako „mie­szań­ca i szkoc­kie­go głup­ka, któ­ry na­uczał zna­ne­go bluź­nier­stwa: «Bę­dziesz nie­na­wi­dził Boga, twe­go Pana, prze­kli­nał Jego pra­wo i za­zdro­ścił są­sia­dom ich rze­czy»”7. Mark­si­ści i fa­bia­nie stwo­rzy­li przez lata wiel­ką bi­blio­te­kę an­ty­ka­pi­ta­li­stycz­nej pro­pa­gan­dy.

W cza­sach kry­zy­sów go­spo­dar­czych opo­zy­cję w sto­sun­ku do ka­pi­ta­li­zmu wy­ra­ża się jesz­cze sil­niej. Pod­czas Wiel­kie­go Kry­zy­su kil­ku do­stoj­ni­ków ko­ścio­ła na­pi­sa­ło we wspól­nie wy­da­nej książ­ce: „Cała przy­szłość spo­łe­czeństw chrze­ści­jań­skich za­le­ży od tego, czy chrze­ści­jań­stwo – a ra­czej chrze­ści­ja­nie – zde­cy­do­wa­nie od­mó­wią po­par­cia ka­pi­ta­li­zmo­wi i nie­rów­no­ści spo­łecz­nej”8. Oświad­czeń ta­kich moż­na cy­to­wać bez liku.

W nie­daw­nej prze­szło­ści stwier­dzo­no, że bar­dziej or­to­dok­syj­ne i ewan­ge­licz­ne skrzy­dło ru­chu chrze­ści­jań­skie­go było na­sta­wio­ne przy­jaź­niej w sto­sun­ku do ka­pi­ta­li­zmu i po­gląd ten wspar­ty jest do­wo­da­mi ze sta­ty­styk, ale po­wsta­ła ostat­nio, nad wy­raz gło­śna gru­pa ewan­ge­li­ków okre­śla ten tra­dy­cyj­ny go­spo­dar­czy i po­li­tycz­ny kon­ser­wa­tyzm jako nie­chrze­ści­jań­ski.

Wy­da­je mi się, że jed­nym z naj­pil­niej­szych za­dań jest dla nas pró­ba zro­zu­mie­nia tej wro­go­ści wo­bec ka­pi­ta­li­zmu, któ­rą ży­wią lu­dzie in­te­li­gent­ni i wy­ka­zu­ją­cy tro­skę o spo­łe­czeń­stwo, a bę­dą­cy jed­no­cze­śnie chrze­ści­ja­na­mi. Nie­wąt­pli­wie część z nich to so­cja­li­stycz­ni i ko­mu­ni­stycz­ni od­stęp­cy, ma­ją­cy ukry­ty in­te­res w znisz­cze­niu ka­pi­ta­li­zmu i na­sze­go kra­ju. Jed­nak wie­lu z nich to lu­dzie do­brej woli, prze­ciw­ni go­spo­dar­ce ryn­ko­wej tyl­ko dla­te­go, że jej nie ro­zu­mie­ją.

Przed­in­du­strial­nej uto­pii nie było

Chro­no­lo­gicz­nie pierw­szym błę­dem, któ­ry na­le­ży oba­lić, jest rze­ko­my przed­ka­pi­ta­li­stycz­ny stan spo­łe­czeń­stwa. Ła­two wy­ma­rzyć so­bie idyl­licz­ną, uto­pij­ną erę, w któ­rej pra­wi wie­śnia­cy żyli w peł­nej zgo­dzie z na­tu­rą, śre­dnio­wiecz­ną wer­sję „szla­chet­ne­go dzi­ku­sa” Ro­us­se­au w pry­mi­tyw­nym raju. Jed­nak twier­dze­nie Hob­be­sa, że ży­cie w sta­nie na­tu­ry było „pa­skud­ne, bru­tal­ne i krót­kie”, jest znacz­nie bliż­sze rze­czy­wi­sto­ści. Adam Smith wspo­mi­na, że w jego cza­sach „nie była kimś nie­zwy­kłym (…) w gó­rach Szko­cji mat­ka, któ­ra uro­dzi­ła dwa­dzie­ścio­ro dzie­ci, a dwo­je za­cho­wa­ła przy ży­ciu”9. Pa­mię­taj­my, że było to tyl­ko dwie­ście lat temu. Inny au­tor pi­sze, że „we wszyst­kich śre­dnio­wiecz­nych mia­stach licz­ba zgo­nów prze­wyż­sza­ła tak da­le­ce licz­bę uro­dzin, że mia­sta trwa­ły tyl­ko dzię­ki cią­głe­mu na­pły­wo­wi ze wsi”10. Głód był czę­sty i do­tkli­wy. Nie­co póź­niej E. A. Wri­gley ogło­sił, że w nie­któ­rych fran­cu­skich pa­ra­fiach, któ­re szcze­gó­ło­wo zba­dał, licz­ba zgo­nów była pro­por­cjo­nal­na do ceny zbo­ża na prze­strze­ni trzy­stu lat wstecz11. I brud – trze­ba go było po­czuć i zo­ba­czyć – wszyst­ko prze­cież wy­rzu­ca­no na uli­cę. Przed­in­du­strial­ny stan rze­czy nie był ra­jem, choć moż­li­wa była szyb­ka po­pra­wa wa­run­ków po na­sta­niu cza­sów no­wo­żyt­nych.

Ist­nie­je po­gląd, że w przed­ka­pi­ta­li­stycz­nym po­rząd­ku spo­łecz­nym i po­li­tycz­nym ży­cie było re­la­tyw­nie pro­ste. Ro­zu­mo­wa­nie jest na­stę­pu­ją­ce: ży­cie było prost­sze w roku 1890 niż te­raz, więc – przy uży­ciu tej sa­mej lo­gi­ki – mu­sia­ło być jesz­cze prost­sze w roku 1690 czy 1590. Cóż, znów nie jest to praw­dą. Zy­cie było re­la­tyw­nie pro­ste w póź­nym okre­sie wik­to­riań­skim, jak wciąż pa­mię­ta­ją nie­licz­ni już star­cy, ale dwie­ście lat wcze­śniej było tak po­dob­ne do dzi­siej­sze­go, jak tyl­ko to moż­li­we w spo­łe­czeń­stwie przed­in­du­strial­nym. Na przy­kład we Fran­cji „prze­pi­sy usta­no­wio­ne dla prze­my­słu tek­styl­ne­go po­mię­dzy 1666 a 1730 ro­kiem zaj­mo­wa­ły po­nad dwa ty­sią­ce stron dru­ku”12. Kary za zła­ma­nie tych prze­pi­sów były su­ro­we. Wie­lu lu­dzi zgi­nę­ło z po­wo­du przy­pi­sa­nia im win go­spo­dar­czych, któ­re ni­g­dy nie po­win­ny być po­czy­ta­ne za prze­stęp­stwa. I pa­mię­taj­my, że wszyst­ko to zda­rzy­ło się, za­nim re­wo­lu­cja prze­my­sło­wa skom­pli­ko­wa­ła ży­cie (w każ­dym ra­zie tego nas o niej na­uczo­no). Jest przy tym oczy­wi­ste, że to skom­pli­ko­wa­nie wzra­sta­ło nie z po­trze­by sy­tu­acji – ty­sią­ce stron „ko­dek­sów tek­styl­nych” nie były po­trzeb­ne w cza­sach ręcz­nych tka­czy – lecz z fi­lo­zo­fii rzą­du. Stwier­dzo­no, że lu­dzie tam­tych cza­sów „prze­ja­wia­li wy­raź­ną wia­rę w zdol­ność rzą­du do osią­gnię­cia wszel­kich po­żą­da­nych ce­lów środ­ka­mi usta­wo­daw­czy­mi”13. Jak­że no­wo­cze­śnie!

Adam Smith i rzą­dy pra­wa

Inną po­wszech­nie wy­zna­wa­ną opi­nią jest ta, że Adam Smith był anar­chi­stą. Dzi­siaj, je­śli ktoś stwier­dzi, że wie­rzy w wol­ną przed­się­bior­czość, cze­ka go upo­mnie­nie – prze­cież mu­si­my mieć rząd. Wśród nas jest dzi­siaj wie­lu anar­chi­stów, ich licz­ba wy­da­je się wzra­stać – być może w re­ak­cji na eks­ce­sy eta­ty­zmu – ale al­ter­na­ty­wą dla to­tal­nej kon­tro­li rzą­du nie musi być ko­niecz­nie anar­chia. Smith roz­róż­nił mię­dzy „spra­wie­dli­wy­mi pra­wa­mi” a próż­ny­mi wy­sił­ka­mi róż­nych grup na­ci­sku zmie­rza­ją­cy­mi do ukształ­to­wa­nia ryn­ku we­dle swo­ich ni­skich in­te­re­sów14. Dla Smi­tha za­da­niem rzą­du było za­pew­nie­nie spra­wie­dli­wo­ści, a nie pro­wa­dze­nie przed­się­bior­stwa dla każ­de­go. Uwa­żał on tak­że, że rząd po­wi­nien strzec kra­ju przed in­wa­zją z ze­wnątrz i utrzy­my­wać „pew­ne pu­blicz­ne pra­ce i pew­ne pu­blicz­ne in­sty­tu­cje” dla do­bra ogó­łu, wy­raź­nie ma­jąc na my­śli za­da­nia, za któ­re trud­no by­ło­by po­bie­rać opła­ty, jak ko­rzy­sta­nie z la­tar­ni mor­skich albo ulic i chod­ni­ków przed do­ma­mi. Jest oczy­wi­ste, że Smith wie­rzył w rząd, ale uwa­żał, po­dob­nie jak Tho­mas Jef­fer­son, że po­wi­nien on być „pro­stą, uży­tecz­ną spra­wą”. Wie­lu lu­dzi wra­ca dziś do dwóch kla­sycz­nych po­zy­cji z roku 1776, do Bo­gac­twa na­ro­dów Smi­tha i do De­kla­ra­cji Nie­pod­le­gło­ści. Miej­my na­dzie­ję, że rząd o ogra­ni­czo­nej wła­dzy znów wcho­dzi w modę.

Ka­pi­ta­lizm a chci­wość

In­nym po­wszech­nym błę­dem jest mnie­ma­nie, że Adam Smith uświę­cił chci­wość, że wol­na przed­się­bior­czość jest bru­tal­na – „każ­dy dla sie­bie, a dia­beł na koń­cu”. Po­dob­nie jak po­przed­ni, po­gląd ten jest po­wszech­ny, za­rów­no wśród ka­pi­ta­li­stów, jak i so­cja­li­stów. W każ­dym ra­zie nie był to ka­pi­ta­lizm w wer­sji Smi­tha. To nie­po­ro­zu­mie­nie było bez wąt­pie­nia naj­bar­dziej szko­dli­we dla wol­nej przed­się­bior­czo­ści ze wszyst­kich oskar­żeń pod­no­szo­nych prze­ciw jej sys­te­mo­wi; za­rów­no chrze­ści­ja­nie, jak i hu­ma­ni­ści za­rzu­ca­ją mu zło i zde­pra­wo­wa­nie. Hen­ry Tho­mas Buc­kle, dzie­więt­na­sto­wiecz­ny an­giel­ski hi­sto­ryk, po­czy­nił w tej spra­wie in­te­re­su­ją­cą ob­ser­wa­cję. Pod­kre­ślił on, że w swo­jej wcze­śniej­szej książ­ce The The­ory of Mo­ral Sen­ti­ments Smith kładł na­cisk na współ­czu­cie; do­pie­ro sie­dem­na­ście lat póź­niej opu­bli­ko­wał Bo­gac­two na­ro­dów, po­świę­co­ne my­śli, że „wiel­ką siłą, któ­ra po­ru­sza wszyst­kich lu­dzi, wszyst­kie in­te­re­sy i wszyst­kie kla­sy, w każ­dym wie­ku i we wszyst­kich kra­jach, jest ego­izm”. Po­gląd taki jest po­pu­lar­ny, ale więk­szość lu­dzi nie wie o wcze­śniej­szym po­świę­ce­niu przez Smi­tha uwa­gi współ­czu­ciu. Buc­kle opi­sał to, co wy­glą­da­ło na dra­ma­tycz­ną zmia­nę w świa­to­po­glą­dzie Smi­tha:

 

W ten spo­sób Adam Smith cał­ko­wi­cie zmie­nia prze­słan­ki, któ­rych trzy­mał się w swej wcze­śniej­szej pra­cy. Tu­taj czy­ni czło­wie­ka na­tu­ral­nym ego­istą; wcze­śniej przy­pi­sy­wał mu na­tu­ral­ne współ­czu­cie. Tu pre­zen­tu­je ich jako po­szu­ku­ją­cych bo­gac­twa dla nie­god­nych ce­lów (…).

Wy­da­je się te­raz, że do­bra wola i po­świę­ce­nie nie mają wpły­wu na na­sze dzia­ła­nia. Nie­wąt­pli­wie Adam Smith ra­czej nie do­pusz­czał hu­ma­ni­ta­ry­zmu do swej teo­rii mo­ty­wów.15

 

Po­nie­waż Buc­kle osą­dził Bo­gac­two na­ro­dów jako „praw­do­po­dob­nie naj­waż­niej­szą książ­kę, jaka kie­dy­kol­wiek zo­sta­ła na­pi­sa­na”, moż­na są­dzić, że nie był uprze­dzo­nym w sto­sun­ku do jej au­to­ra. Wy­ja­śnia on wy­raź­ną nie­zgod­ność, oczy­wi­stą zmia­nę po­zy­cji fi­lo­zo­ficz­nej, twier­dząc, że Smith roz­pa­try­wał dwie stro­ny tego sa­me­go pro­ble­mu, że książ­ki „ra­czej się uzu­peł­nia­ły, niż so­bie prze­czy­ły”, jed­na była do­dat­kiem do dru­giej, i że wszy­scy w swo­im cha­rak­te­rze mamy za­ra­zem tro­chę współ­czu­cia i ego­izmu. Ja­kie­kol­wiek były in­ten­cje Smi­tha, ob­raz chci­wo­ści prze­do­stał się do ogó­łu. Tym nie­mniej po­dej­rze­wam, że lu­dzie, któ­rzy naj­gło­śniej o tej spra­wie mó­wią, ni­g­dy nie czy­ta­li Bo­gac­twa na­ro­dów.

Współ­cze­sny nam pi­sarz Ri­chard C. Cor­nu­el­le tak­że pró­bo­wał roz­wią­zać ten dy­le­mat. Za­czął od Baj­ki o psz­czo­łach16 Man­de­vil­le’a z 1705 roku, zna­nej sa­ty­ry udo­wad­nia­ją­cej, że „pry­wat­ne wady two­rzą pu­blicz­ne do­bro”, jak gło­si pod­ty­tuł. Py­ta­nie brzmia­ło: czy chci­wość in­dy­wi­du­al­ne­go czło­wie­ka pod­no­si ogól­ny do­bro­byt wzma­ga­jąc ak­tyw­ność go­spo­dar­czą, a przez to stan­dard ży­cia każ­de­go, czy też nie. Sta­ry po­gląd gło­sił, że nikt nie mógł się wzbo­ga­cić nie po­wo­du­jąc u in­nych stra­ty, że mo­że­my się wzbo­ga­cić je­dy­nie zu­bo­ża­jąc in­nych. Jak po­wia­da Cor­nu­el­le:

 

Man­de­vil­le tyl­ko po­sta­wił dy­le­mat „pry­wat­ne wady – pu­blicz­ne do­bro”. Jego roz­wią­za­nie jest za­słu­gą Ada­ma Smi­tha. W swym mo­nu­men­tal­nym Bo­gac­twie na­ro­dów ja­sno i sze­ro­ko wy­tłu­ma­czył świa­tu, dla­cze­go dzia­ła han­del. W jego pra­cy jest ja­kaś nuta zdzi­wie­nia, jak gdy­by było mu trud­no uwie­rzyć we wła­sne od­kry­cia.17

 

Smith ku wła­sne­mu zdzi­wie­niu od­krył, że praw­dzi­wy, dłu­go­fa­lo­wy in­te­res każ­dej jed­nost­ki jest zbież­ny z do­bro­by­tem wszyst­kich po­zo­sta­łych: to, co jest do­bre dla jed­ne­go, jest do­bre dla wszyst­kich. A je­że­li tak jest, to nie ma kon­flik­tu mię­dzy jego wcze­śniej­szym sys­te­mem fi­lo­zo­ficz­nym opar­tym na współ­czu­ciu a mnie­ma­ną chci­wo­ścią z Bo­gac­twa na­ro­dów. Jak stwier­dził Smith, przed­się­bior­cę dba­ją­ce­go o wła­sne in­te­re­sy „pro­wa­dzi nie­wi­dzial­na ręka”, wspie­ra on wspól­ny do­bro­byt, „cel, któ­ry nie był czę­ścią jego za­mie­rzeń”18. To po­cią­ga­ją­cy po­mysł: to, co do­bre dla far­me­ra, jest do­bre i dla kon­su­men­ta, to, co do­bre dla pra­cow­ni­ków, jest do­bre dla za­rzą­du, to, co do­bre dla Ro­sji, czer­wo­nych Chin, Kuby, jest do­bre dla Sta­nów Zjed­no­czo­nych i vice ver­sa. Brzmi pięk­nie, ale czy to praw­da?

Je­że­li za­ło­ży­my, że to, co do­bre dla każ­de­go, jest do­bre dla wszyst­kich, na­stęp­ne py­ta­nie brzmi: czy au­to­ma­tycz­nie po­zna­my, co jest do­bre, i spon­ta­nicz­nie to zro­bi­my. Oczy­wi­ście, mu­si­my roz­róż­nić mię­dzy śle­pą chci­wo­ścią a uświa­do­mio­nym wła­snym in­te­re­sem, ale na­wet wte­dy w hi­sto­rii nie znaj­dzie się wie­lu do­wo­dów wspie­ra­ją­cych po­gląd, że ko­niecz­nie roz­po­zna­my i uczy­ni­my do­bro. Nie­ste­ty, po opu­bli­ko­wa­niu Bo­gac­twa na­ro­dów wy­zna­wa­no po­gląd, że je­że­li przed­się­bior­ca „ro­bił to, co przy­cho­dzi­ło na­tu­ral­nie”, to mu­sia­ło to być do­bre.

Trze­ba pa­mię­tać, że w cza­sie, gdy uro­dził się Adam Smith, Iza­ak New­ton za­wład­nął wy­obraź­nią ogó­łu za po­mo­cą słyn­ne­go roz­wią­za­nia za­gad­ki wszech­świa­ta, „new­to­now­skiej syn­te­zy” fi­zy­ki i astro­no­mii Ko­per­ni­ka, Ke­ple­ra i Ga­li­le­usza. W kon­se­kwen­cji mod­ne sta­ło się po­szu­ki­wa­nie me­cha­nicz­nych praw rzą­dzą­cych ludz­kim za­cho­wa­niem, spo­łe­czeń­stwem, rzą­dem i każ­dym wy­mia­rem ludz­kie­go ży­cia. Lu­dzie sta­li się ma­szy­na­mi. Słyn­ny esej Mal­thu­sa z roku 1798 ostrze­gał, że ludz­kość au­to­ma­tycz­nie prze­ści­gnie każ­dy moż­li­wy przy­rost za­opa­trze­nia w żyw­ność, więc nie­moż­li­we jest ja­kie­kol­wiek po­lep­sze­nie wa­run­ków ży­cia lu­dzi. Nie może więc dzi­wić, że to on i jego bli­ski przy­ja­ciel Da­vid Ri­car­do nada­li eko­no­mii mia­no „par­szy­wej na­uki”.

Re­for­my w An­glii i wol­ny han­del

Gdy­by choć garść in­te­lek­tu­ali­stów była w daw­nych cza­sach go­to­wa zwró­cić ster na­tu­rze – pod­jąć po­li­ty­kę so­cjal­nej „bez­czyn­no­ści”, po­wszech­nie ko­ja­rzo­ną z la­is­sez fa­ire19 – z pew­no­ścią nie bra­ko­wa­ło­by prób re­form przed 1800 ro­kiem ani za­raz póź­niej. To wła­śnie w koń­cu wie­ku XVIII i na po­cząt­ku XIX Wil­liam Wil­ber­for­ce i Cla­pham Sect usil­nie pra­co­wa­li nad znie­sie­niem nie­wol­nic­twa. Do­brym okre­sem dla re­form nie były tak­że na pew­no lata od wy­bu­chu re­wo­lu­cji fran­cu­skiej w 1789 roku aż do de­fi­ni­tyw­ne­go roz­strzy­gnię­cia wo­jen na­po­le­oń­skich pod Wa­ter­loo w roku 1815. Cho­ciaż kon­flik­ty nie trwa­ły w tym ćwierć­wie­czu nie­prze­rwa­nie, to jed­nak woj­na i ocze­ki­wa­nie na woj­nę były wte­dy re­gu­łą. Mimo prze­śla­do­wań, w roku 1807 Wil­ber­for­ce i jego to­wa­rzy­sze wy­wal­czy­li za­kaz trans­por­tu nie­wol­ni­ków z Afry­ki do Ame­ry­ki – co było bry­tyj­skim udzia­łem w han­dlu nie­wol­ni­ka­mi. Po za­koń­cze­niu wo­jen na­po­le­oń­skich rząd bry­tyj­ski wspól­nie z Ma­ry­nar­ką Kró­lew­ską (Roy­al Navy) bez­u­stan­nie prze­ciw­dzia­łał han­dlo­wi nie­wol­ni­ka­mi, na­ci­ska­jąc na inne rzą­dy, by po­zy­skać ich współ­pra­cę. Po za­koń­cze­niu woj­ny se­ce­syj­nej Pro­kla­ma­cją o Wy­zwo­le­niu i mniej wię­cej rów­no­cze­snym znie­sie­niu nie­wol­nic­twa w kra­jach Ame­ry­ki Ła­ciń­skiej wy­da­wa­ło się, że przy­szłość ro­dza­ju ludz­kie­go jest bez­piecz­na. Re­for­my się opła­ci­ły.

W trak­cie dłu­gich dzie­się­cio­le­ci wal­ki prze­ciw nie­wol­nic­twu po­ja­wia­ły się gło­sy, że naj­lep­sze, co moż­na zro­bić, to zi­gno­ro­wać pro­blem – może roz­wią­że się sam. Wy­da­je się pa­ra­dok­sal­ne, że An­gli­cy, wpro­wa­dza­jąc go­spo­dar­kę la­is­sez fa­ire, jed­no­cze­śnie kon­se­kwent­nie zwal­cza­li nie­wol­nic­two z dala od swe­go kra­ju, tam, gdzie nie mie­li żad­nej wła­dzy. By­ło­by lo­gicz­ne, gdy­by za­ję­li się wła­sny­mi spra­wa­mi i ro­bie­niem pie­nię­dzy, a nie­wol­nic­two po­zo­sta­wi­li, by „zwię­dło”.

Ta spra­wa jest waż­na. An­giel­scy re­for­ma­to­rzy z po­cząt­ku I po­ło­wy XIX wie­ku nie byli anar­chi­sta­mi. Wie­rzy­li w wol­ność w gra­ni­cach pra­wa – pra­wa bo­że­go – a po­nie­waż nie­wol­nic­two było ja­skra­wie sprzecz­ne z pra­wem bo­żym, pra­co­wa­li nad jego znie­sie­niem. Dzi­siaj znie­sie­nie wszyst­kich praw i in­sty­tu­cji po­li­tycz­nych nie po­sia­da­ją­cych mo­ral­ne­go uza­sad­nie­nia by­ło­by z pew­no­ścią re­wo­lu­cją. Może sta­li­śmy się zbyt to­le­ran­cyj­ni wo­bec wła­dzy? Przez ostat­nie pół wie­ku re­żi­my na­ro­do­wo–so­cja­li­stycz­ny i ko­mu­ni­stycz­ny uka­za­ły, że wła­dza de­mo­ra­li­zu­je, że po­stęp nie musi za­cho­dzić i że wol­ność nie przy­cho­dzi au­to­ma­tycz­nie.

Wiel­ki wy­si­łek an­giel­skich re­form XIX wie­ku jest źle poj­mo­wa­ny i w du­żej czę­ści za­po­mnia­ny, ale jego osią­gnię­cia są nad­zwy­czaj­ne. W oce­nie Ear­le C. Ca­irn­sa w jego Sa­ints and So­cie­ty Wil­ber­for­ce i jego to­wa­rzy­sze osią­gnę­li wię­cej kon­struk­tyw­nych zmian, niż ja­cy­kol­wiek inni re­for­ma­to­rzy w hi­sto­rii. Poza tym, nie­ja­ko w tle, nad­szedł wte­dy okres wik­to­riań­skie­go wol­ne­go han­dlu i wol­nej przed­się­bior­czo­ści, a przy­wód­cy ru­chu, któ­ry je wpro­wa­dził, byli wie­rzą­cy­mi chrze­ści­ja­na­mi, trak­tu­ją­cy­mi swo­ją kam­pa­nię jak kru­cja­tę. Bry­tyj­czy­cy znie­śli nie­wol­nic­two w ko­lo­niach jesz­cze za­nim wol­ny han­del przy­brał na po­pu­lar­no­ści (Wil­ber­for­ce zmarł pod­czas de­ba­ty par­la­men­tar­nej nad usta­wą zno­szą­cą nie­wol­nic­two, w 1833 roku, ale wie­dział już, że usta­wa przej­dzie); dla wie­lu An­gli­ków wol­ność han­dlu i przed­się­bior­czo­ści były po pro­stu na­stęp­ny­mi, lo­gicz­ny­mi ce­la­mi dla kra­ju. Na jed­nym z pierw­szych od­czy­tów w ra­mach racz­ku­ją­ce­go jesz­cze ru­chu wol­ne­go han­dlu „stwier­dzo­no, że or­ga­ni­za­cja zo­sta­ła po­wo­ła­na na tej sa­mej słusz­nej za­sa­dzie, na któ­rej opie­ra­ło się Anti–Sla­ve­ry So­cie­ty”20. Choć było ja­sne dla każ­de­go, że w grę wcho­dzą spra­wy go­spo­dar­cze, całą kam­pa­nię ce­cho­wa­ły pra­wość i kon­se­kwent­ne dą­że­nie do re­form.

Uchy­le­nie ustaw zbo­żo­wych

Uwa­gę re­for­ma­to­rów go­spo­dar­czych sku­piał na so­bie „bry­tyj­ski pro­gram rol­ny”, słyn­ne pra­wa zbo­żo­we, skom­pli­ko­wa­ny sys­tem ceł ma­ją­cy na celu nie­do­pusz­cza­nie na ry­nek bry­tyj­ski zbo­ża, do­pó­ki kra­jo­we ceny nie sta­ły się pro­hi­bi­cyj­ne. Dla Ri­char­da Cob­de­na, Joh­na Bri­gh­ta i po­zo­sta­łych człon­ków Ligi Prze­ciw­ko Usta­wom Zbo­żo­wym (Anti–Corn Law Le­ague) po­stę­po­wa­nie po­le­ga­ją­ce na nie­po­trzeb­nym utrzy­my­wa­niu dro­ży­zny i nie­do­stat­ku żyw­no­ści było sza­lo­ne i prze­stęp­cze, i ża­den za­lew ustaw nie mógł uczy­nić go mo­ral­nym. Na­wet za­słu­żo­ny re­for­ma­tor, lord Ash­ley, siód­my ksią­żę Sha­ftes­bu­ry, ary­sto­kra­ta–zie­mia­nin, któ­ry ni­cze­go nie zy­ski­wał, a mógł wie­le stra­cić, gdy­by an­giel­ski ry­nek zo­stał za­la­ny ame­ry­kań­ską ob­fi­to­ścią rol­ną, gło­so­wał za wol­nym han­dlem – bo był uczci­wy. Dla kon­tra­stu – ci z nas, któ­rzy pa­mię­ta­ją czter­dzie­ści lat fe­de­ral­ne­go pro­gra­mu rol­ne­go od cza­su, gdy Hen­ry Wal­la­ce „wy­ko­sił ba­weł­nę i po­za­bi­jał świn­ki” w 1933 roku, nie po­świę­ca­ją du­żej uwa­gi etycz­ne­mu po­dej­ściu do pro­ble­mu. Wte­dy spo­sób my­śle­nia lu­dzi wcze­snej ery wik­to­riań­skiej był inny. Na wiel­kiej kon­fe­ren­cji hie­rar­chii Ko­ścio­ła an­gli­kań­skie­go zwo­ła­nej wów­czas w Man­che­ster wie­lu pa­sto­rów gło­si­ło, że usta­wy zbo­żo­we „są prze­ciw­ne Pi­smu i re­li­gii, prze­ciw­ne pra­wu bo­że­mu”. Liga Prze­ciw­ko Usta­wom Zbo­żo­wym wy­dru­ko­wa­ła i roz­pro­wa­dzi­ła tony ma­te­ria­łów pro­pa­gan­do­wych. Ogło­szo­no na­wet, że „pod ko­niec 1844 roku nie było w Wiel­kiej Bry­ta­nii ani jed­nej pi­śmien­nej oso­by, któ­ra nie czy­ta­ła­by o Li­dze i jej pra­cy”21 – sto­pień po­in­for­mo­wa­nia trud­ny do osią­gnię­cia na­wet dzi­siaj.