Moje babcie nie ubierają się u CHANEL - Lewicka Beata - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Moje babcie nie ubierają się u CHANEL ebook i audiobook

Lewicka Beata

5,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

16 osób interesuje się tą książką

Opis

Chanel, TikTok i babcie z misją!

Gabi ma 13 lat, modowy vibe i zero ochoty na babcine klimaty, które uważa za Cringe, ale gdy luksusowa broszka Chanel znika na klimatycznym proteście, wszystko się zmienia. Babcie ruszają do akcji, pies Bigos szaleje jak detektyw na espresso, a Gabi odkrywa, że prawdziwe przygody zaczynają się offline.

Zagadki, śledztwa, babcie, które zaskakują.

Trochę dramy, dużo śmiechu.

I Bigos, który kradnie każdą scenę.

Czy odzyskają broszkę? Może. Czy odnajdą siebie nawzajem? Na pewno.

To opowieść o pokoleniowej przyjaźni, o tym, że babcie mogą być bardziej cool niż Instagram, i że czasem trzeba zgubić coś cennego, żeby odnaleźć to, co naprawdę ważne.

Pełna humoru, stylu, mody i akcji książka, którą pokochają nie tylko nastolatki!

Beata Lewicka - pisze książki i opowiadania dla dzieci także jako Beata Sarnowska. Zadebiutowała powieścią Tajemnica zaginionej kotki, która zdobyła uznanie jury w konkursie polskiej sekcji „Ibby Książka Roku 2016” i została wpisana na listę bis.

Pracuje w towarzystwie dwóch mruczących asystentek, bez których prawdopodobnie nie powstałaby żadna, wciągająca powieść.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 104

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 52 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Magdalena Herman-Urbańska

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AlicjaKrzton

Nie oderwiesz się od lektury

zarąbista książka naprawdę bardzo fajna polecam wszystkim 😊
00



Re­dak­cjaAgnieszka Czap­czyk
Ko­rektaBo­żena Si­gi­smund, Ja­nusz Si­gi­smund
Pro­jekt gra­ficzny okładkiKlau­dia Maj­dow­ska
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ilu­stra­cjeKlau­dia Maj­dow­ska
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2025 © Co­py­ri­ght by Be­ata Le­wicka, War­szawa 2025
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-8329-887-0
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Mo­jemu Mę­żowi.

Dzię­kuję Ci za to, że każ­dego dnia

mnie in­spi­ru­jesz.

Mam na imię Gabi i my­śla­łam, że ta­kie hi­sto­rie zda­rzają się tylko w fil­mach.

Po pierw­sze i naj­waż­niej­sze:

nie mia­łam ochoty iść na żadną ma­ni­fe­sta­cję. Bab­cie zde­cy­do­wa­nie mnie nie ro­zu­miały. Po­dob­nie zresztą ro­dzice. Na­gle wy­je­chali, a mnie, pra­wie do­ro­słą, pod­rzu­cili do ob­cego gniazda. W świe­cie przy­rody to się na­zywa pa­so­żyt­nic­twem i ta­kie zwy­czaje ma ku­kułka. W świe­cie lu­dzi okre­ślają to po­mocą. Tylko że ja jej nie po­trze­bo­wa­łam. W końcu mia­łam trzy­na­ście lat, pięć ki­lo­gra­mów nad­wagi, nieco przy­duże oku­lary, pu­szące się, w my­sim, czyli ni­ja­kim ko­lo­rze włosy i przez trzy dni po­ra­dzi­ła­bym so­bie sama. Sie­dem­dzie­siąt dwie go­dziny bez ro­dzi­ców, wiel­kie mi halo! Sprawę z po­wo­dze­niem za­ła­twi­łyby: szybka ła­do­warka, smart­fon, do­stęp do in­ter­netu po świa­tło­wo­dzie, Snap­chat, In­sta, Tik­Tok, Net­fliks, za­pas ki­sielu, chip­sów, de­li­cji, milki oraz sprite. Da­cie wiarę? Ta­kie czasy. Opieka spo­łeczna by się nie do­wie­działa, na pewno nie ode mnie.

By­łam zła na ro­dzi­ców, że zo­sta­wili mnie u babć. Z pełną pre­me­dy­ta­cją igno­ro­wa­łam wy­pi­sy­wane na wszyst­kich moż­li­wych ko­mu­ni­ka­to­rach wia­do­mo­ści. Wciąż pa­mię­ta­łam tłu­ma­cze­nia mamy: ja­kaś mega-, su­per-, hi­per­ważna se­sja ce­le­bryty, która rze­komo ma im otwo­rzyć drzwi do lep­szych kon­trak­tów. Chyba za­po­mnieli, że pod­rzu­ca­jąc mnie do babć, jed­no­cze­śnie za­mknęli drzwi do mnie. Ale oni mnie wcale nie słu­chali. Po­wta­rzali, że to ży­ciowa szansa, roz­wi­nię­cie biz­nesu, zdo­by­cie kon­tak­tów, pre­stiż i bla, bla, bla. Wszystko po­psuli, tak jak tylko ro­dzice po­tra­fią. Nie po­my­śleli o mo­ich pla­nach i szan­sach. Co prawda, nie mia­łam żad­nych po­waż­nych. No do­bra, mniej po­waż­nych też nie, ale oni o tym nie wie­dzieli. Moje zwy­czajne wa­ka­cyjne sprawy to prze­glą­da­nie Tik­toka, In­sta i pod­ko­lo­ro­wa­nych słit­foci ko­le­ża­nek, któ­rych do końca nie lu­bi­łam. Chyba z wza­jem­no­ścią, bo od po­czątku wa­ka­cji wcale się do mnie nie od­zy­wały.

I tak oto dwie uda­jące ro­dzi­ców ku­kułki pod­rzu­ciły mnie, rze­ko­mego pa­so­żyta, na osie­dle swo­jego dzie­ciń­stwa. Mia­łam tam spę­dzić cu­downe chwile, które od­bu­dują moją re­la­cję ze star­szym po­ko­le­niem. Ja wi­dzia­łam to nieco ina­czej. Wy­jąt­kowo nudne dni z dwiema eme­ryt­kami, któ­rych je­dyną roz­rywką są ma­ni­fe­sta­cje oraz tea time. Och! Za­po­mnia­łam o Bi­go­sie, więc jesz­cze raz. Wy­jąt­kowo nudne dni z dwiema eme­ryt­kami, ma­łym psem i zdia­gno­zo­wa­nym ADHD. Oczy­wi­ście – u psa.

Na­wet nie są­dzi­łam, jak bar­dzo się my­li­łam.

Za­częło się od ma­ni­fe­sta­cji.

Pierw­szy raz prze­ży­łam coś ta­kiego. By­łam czę­ścią cze­goś więk­szego, ogrom­nej spo­łecz­no­ści. Czu­łam, że mam wpływ na ochronę gi­ną­cych ga­tun­ków, że po­dob­nie jak po­zo­stali, któ­rzy ra­mię w ra­mię szli obok mnie, zo­stanę wy­słu­chana. Wie­dzia­łam, że moje zda­nie jest ważne i się li­czy, a co naj­waż­niej­sze, mo­głam je gło­śno wy­ra­żać i nikt nie po­wie­dział: „Sia­daj, Ga­brielo Śmia­łek, je­dynka!”.

Bab­cia Sta­sia szła na czele ma­ni­fe­sta­cji. Trzy­mała w dło­niach kar­to­nowy trans­pa­rent. Po­zo­sta­łymi, wcze­śniej przy­go­to­wa­nymi, ob­dzie­liła resztę chęt­nych uczest­ni­ków.

Miała na sto­pach wy­godne adi­dasy, luźne spodnie bo­jówki, białą pod­ko­szulkę z na­pi­sem: UPCY­KLING – I’M LO­VING, a w pa­sie prze­piętą czarną nerkę. Pra­wie ni­gdy się z nią nie roz­sta­wała. Bab­cia była ni­ska, szczu­pła, a krót­kie, siwe włosy za­wsze ukła­dała do góry. Prze­cze­sy­wała je raz po raz dło­nią, aby stały na bacz­ność. W go­dzinę po­tra­fiła zor­ga­ni­zo­wać pro­test prze­ciwko bra­kowi se­gre­ga­cji śmieci w jej ka­mie­nicy, pod­wyżce czyn­szu czy zbiórce żyw­no­ści dla po­trze­bu­ją­cych. W domu, sa­mo­cho­dzie i w piw­nicy miała pełno pi­sa­ków, taśm, tek­tur, me­ga­fo­nów czy ka­mi­ze­lek od­bla­sko­wych. Za­wsze do­pi­nała swego. Była spo­łecz­nicą i za­cho­wy­wała się jak upier­dliwa, bzy­cząca mu­cha. Obec­nie krzy­czała przez me­ga­fon, a po­zo­stały tłum skan­do­wał za nią:

CHROŃMY PRZY­RODĘ!

STOP ZA­NIE­CZYSZ­CZE­NIU WÓD!

CHROŃMY GI­NĄCE GA­TUNKI!

ZRÓBMY TO TE­RAZ!

JESZ­CZE NIE JEST ZA PÓŹNO!

STOP FAST FA­SHION!

Bab­cia wło­żyła smart­fon do dłu­giego kijka od sel­fie i co ja­kiś czas pa­trząc w oko ka­mery, darła się wnie­bo­głosy. Nie bez po­wodu. Na swoim pro­filu spo­łecz­no­ścio­wym ze wszyst­kich tych po­krzy­ki­wań pro­wa­dziła trans­mi­sję live. Da­cie wiarę? Ta­kie czasy. Na­wet nie wie­dzia­łam, że moje bab­cie znają po­ję­cia „fast” i „slow”, że o „fa­shion” nie wspo­mnę.

To było na­prawdę nie­sa­mo­wite. I ma­ni­fe­sta­cja, i bab­cia. Po­my­śla­łam o Coco Cha­nel, mo­do­wej pio­nierce, która mimo że nie pa­so­wała do oto­cze­nia, upar­cie szła swoją drogą. Kiedy ko­biety no­siły bo­gato zdo­bione ka­pe­lu­sze, Cha­nel za­pro­jek­to­wała wła­sny, mi­ni­ma­li­styczny. Kiedy szyto suk­nie z je­dwa­biu lub wełny, mocno pod­kre­śla­jące syl­wetkę w kształ­cie li­tery S, Cha­nel stwo­rzyła z dżer­seju luźny, trzy­czę­ściowy ko­stium... Po­czu­łam, że bab­cia Sta­sia jest tro­chę po­dobna do Cha­nel, i wcale nie cho­dziło mi o ubra­nia. Moje bab­cie zde­cy­do­wa­nie nie ubie­rają się u Cha­nel. O słyn­nej pro­jek­tantce i mo­dzie tro­chę wie­dzia­łam, o bab­ciach już mniej.

– Na za­koń­cze­nie po­jawi się An­gela Ka­min­sky – szep­nęła mi do ucha bab­cia Kry­sia, która z apa­ra­tem w dłoni, w wy­god­nych ci­cho­bie­gach do­ku­men­to­wała prze­bieg de­mon­stra­cji. Tego, że bab­cia umie ro­bić zdję­cia, też nie wie­dzia­łam.

Sia­daj, Ga­brielo Śmia­łek, je­dynka! Tym ra­zem zga­dzam się z tą oceną. Z wy­cho­wa­nia do ży­cia z bab­ciami na­leży mi się nie­do­sta­teczna.

Ele­gancko ubrana bab­cia Kry­sia swoją szyję za­wsze zdo­biła ko­lo­rową apaszką. Miała szu­flady wy­peł­nione po brzegi apasz­kami i dbała o to, by każ­dego dnia mieć inny strój. Uwiel­biała spód­nice i kar­di­gany. Te ostat­nie za­wdzię­czamy żoł­nie­rzom. Swe­ter ten na­ro­dził się na woj­nie, po­tem był no­szony mię­dzy in­nymi przez spor­tow­ców. Sy­tu­acja zmie­niła się, kiedy swój kar­di­gan za­pre­zen­to­wała moja ulu­bie­nica, Coco Cha­nel. Był uszyty z be­żo­wego, weł­nia­nego ma­te­riału typu dżer­sej, który wcze­śniej wy­ko­rzy­sty­wano do szy­cia ubrań ro­bo­czych. Swe­ter Cha­nel był jed­no­rzę­dowy, się­gał za bio­dra, ob­szy­wała go kon­tra­stowa la­mówka, zdo­biły ele­ganc­kie, małe gu­ziki i naj­waż­niej­sze: miał na bo­kach kie­sze­nie. Uwiel­bia­łam tę re­wo­lu­cjo­nistkę, moją imien­niczkę, kon­tro­wer­syjną i po­dej­rzaną o szpie­go­stwo. Ko­bietę, która nim za­jęła się kra­wiec­twem, tań­czyła i śpie­wała w klu­bach pod pseu­do­ni­mem Coco. Ma­de­mo­iselle Ga­brielle Cha­nel. An­gela Ka­min­sky nie ro­biła na mnie ta­kiego wra­że­nia.

– Ten tłum – po­de­szłam bli­żej babci Krysi – to przez An­gelę?

Sta­ruszka po­chy­liła się do mnie i wy­szep­tała mi do ucha:

– Ma prze­ka­zać coś na li­cy­ta­cję w obro­nie kli­matu. Ale, ciiiiii – przy­ło­żyła pa­lec wska­zu­jący do ust – to po­dobno wielka ta­jem­nica.

Pro­wa­dzi­łam na smy­czy Bi­gosa. W tłu­mie ha­ła­su­ją­cych i prze­miesz­cza­ją­cych się dwu­noż­nych oraz ich śmier­dzą­cych, spo­co­nych stóp czuł się wy­jąt­kowo do­brze. Biało-czarny kun­del był w bab­ci­nej ro­dzi­nie sam­cem alfa, w do­datku od za­wsze, czyli od­kąd zo­stał ad­op­to­wany ze schro­ni­ska, nie­stru­dzony i nie­zmor­do­wany. Pra­wie jak bab­cia Sta­sia. Upier­dliwa, bzy­cząca mu­cha. Dla od­miany mała. Bi­go­sem zo­stał, kiedy pierw­szej nocy w bab­ci­nym miesz­ka­niu wy­jadł z garnka go­to­waną trzeci dzień z rzędu ka­pu­stę z kieł­basą oraz grzy­bami. A po­tem ją zwy­mio­to­wał.

– Chyba ją wi­dzę – krzyk­nę­łam babci na ucho. – Spójrz na pierw­szą.

Bab­cia po­pa­trzyła na ze­ga­rek, a ja na­dal przy­glą­da­łam się ce­le­brytce, która lekko ukryta za ba­rier­kami i pa­ra­wa­nem z kimś roz­ma­wiała. Ge­sty­ku­lo­wała. Chyba była zde­ner­wo­wana. Mę­ska dłoń z ta­tu­ażem przy­trzy­mała ją za ra­mię i wtedy ko­bieta się uspo­ko­iła.

– Już dawno po pierw­szej, Ga­brielo. – Bab­cia spoj­rzała na mnie z wy­rzu­tem.

W tym ofi­cjal­nym wy­da­niu nie lu­bi­łam swo­jego imie­nia. Ga­briela brzmiało nud­nie oraz po­waż­nie i wła­śnie w taki spo­sób zwra­cała się do mnie bab­cia Kry­sia. Pra­wie jak w szkole. Sia­daj, Ga­brielo Śmia­łek, je­dynka!

– Nie cho­dziło mi o go­dzinę – wes­tchnę­łam. – Ka­min­sky stoi de­li­kat­nie po two­jej pra­wej.

Czyli na pierw­szej – do­da­łam w my­ślach.

Tym ra­zem star­sza pani zro­zu­miała. Prze­ci­snęła się o ko­lejne dwa rzędy do przodu i za­częła ro­bić se­sję An­geli.

An­gela Ka­min­sky była znana z tego, że jest znana. Wszyst­kie plot­kar­skie por­tale do­no­siły, że za­grała w fil­mie, który nie­długo ma wejść do kin. Po­dobno już jest hi­tem, a może ki­tem? Nie pa­mię­ta­łam do­kład­nie, bo jej hi­sto­rię śle­dziły moje nie­zbyt lu­biane ko­le­żanki. Mnie bar­dziej fa­scy­no­wała bio­gra­fia Cha­nel.

Bab­cia Sta­sia we­szła na nie­wielki po­dest, a zza pa­ra­wanu po­de­szła do niej An­gela Ka­min­sky. Ma­ni­fe­stu­jący się za­trzy­mali. Ze­wsząd sły­sza­łam szepty, ochy i achy. Tłum za­czął bić brawa. Bab­cia z kij­kiem od sel­fie, a ce­le­brytka z pro­mien­nym, nie­ska­zi­tel­nie bia­łym uśmie­chem stały wpa­trzone w ma­ni­fe­stu­ją­cych.

Prze­ci­wień­stwa się przy­cią­gają, nie tylko w mo­dzie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki