Moi poeci - Aleksander Fiut - ebook + książka

Moi poeci ebook

Fiut Aleksander

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Galeria portretów kilku poetów Nowej Fali z autoportretem w tle

Zebrane w tej książce eseje poświęcone zostały sześciu wybitnym poetom Nowej Fali: Witowi Jaworskiemu, Jerzemu Kronholdowi, Julianowi Kornhauserowi, Ryszardowi Krynickiemu, Stanisławowi Barańczakowi oraz Adamowi Zagajewskiemu. Aleksander Fiut – historyk literatury, krytyk, eseista, emerytowany profesor zwyczajny na Wydziale Polonistyki UJ i długoletni kierownik Katedry Historii Literatury Polskiej XX wieku – pisze o ich dorobku z perspektywy literaturoznawcy, ale i prywatnej; o serdecznych z nimi relacjach i pośrednio o nierzadko powikłanych losach tego pokolenia. Tym bardziej że drogi życiowe wspomnianych poetów krzyżowały się z jego losami w różnym czasie i w rozmaitych miejscach świata.

Autor stara się wyważyć pomiędzy tonem osobistym a próbą zobiektywizowanego spojrzenia na poetycką twórczość swoich rówieśników i przyjaciół oraz na społeczno-polityczny kontekst, w jakim tworzyli. Jego książkę można uznać za dokument pewnej epoki, a zarazem za swego rodzaju przypowieść o pojedynczych i zbiorowych przygodach z dwudziestowieczną historią mieszkańców tej części Europy. Jak pisze autor: „Dla mnie była to poza wszystkim podróż w poszukiwaniu nieutraconego czasu”.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 215

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka re­dak­cyjna: ANITA KA­SPE­REK
Re­dak­cja: MA­RIA ROLA
Ko­rekta: HEN­RYKA SA­LAWA, ANNA PO­INC-CHRA­BĄSZCZ, JA­CEK BŁACH
Opra­co­wa­nie gra­ficzne: MA­REK PAW­ŁOW­SKI
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Alek­san­der Fiut © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2025
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-08724-4
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wy­mo­gami Eu­ro­pej­skiego Aktu o Do­stęp­no­ści (EAA).
Wy­dawca za­ka­zuje eks­plo­ata­cji tek­stów i da­nych (TDM), szko­le­nia tech­no­lo­gii lub sys­te­mów sztucz­nej in­te­li­gen­cji w od­nie­sie­niu do wszel­kich ma­te­ria­łów znaj­du­ją­cych się w ni­niej­szej pu­bli­ka­cji, w ca­ło­ści i w czę­ściach, nie­za­leż­nie od formy jej udo­stęp­nie­nia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lu­tego 1994 r. o pra­wie au­tor­skim i pra­wach po­krew­nych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).

BY­CIE PO­MIĘ­DZY

*

Do­piero po lek­tu­rze An­to­lo­gii an­giel­skiej po­ezji me­ta­fi­zycz­nej, a zwłasz­cza Wstępu do niej, zna­la­złem wła­ściwy klucz do od­czy­ta­nia naj­bar­dziej mnie in­te­re­su­ją­cych wier­szy Staszka. Za­uważa on, że me­ta­fi­zyka ozna­cza w tym zbio­rze główny przed­miot na­my­słu, wit – pod­sta­wową ka­te­go­rię du­chową po­zwa­la­jącą ogar­nąć „wielki dra­mat eg­zy­sten­cji”, strong li­nes – „sty­li­styczną me­todę pre­zen­ta­cji” (AAPM, 8). Wit, jak da­lej ob­ja­śnia, to tyle, co sta­ro­pol­ski „dow­cip”, czyli „ro­zum, in­te­li­gen­cja, zmyśl­ność”, strong li­nes to „sty­li­styczna me­toda jego pre­zen­ta­cji”, która od­nosi się do „kon­cen­tra­cji, kon­cep­ty­zmu oraz kon­kret­no­ści i wie­lo­stron­no­ści wy­obraźni”. I pre­cy­zuje:

Kon­cen­tra­cja [...] jest wy­ra­zem dą­że­nia do za­mknię­cia na­tłoku sprzecz­nych cech rze­czy­wi­sto­ści w moż­li­wie naj­bar­dziej zwar­tej i przej­rzy­stej for­mie, tak aby przez kon­trast uwi­docz­niony być mógł pa­ra­dok­salny cha­rak­ter do­świad­cze­nia i an­ty­te­tyczny tok jego pre­zen­ta­cji. Kon­cep­tyzm z ko­lei na­tu­ral­nie z tego wy­nika, gdyż wła­śnie kon­cept (con­ceit) był środ­kiem po­etyc­kim opar­tym na zde­rze­niu po­zor­nie nie­przy­sta­ją­cych ele­men­tów do­świad­cze­nia (AAPM, 8).

Ina­czej mó­wiąc, „kon­cept za­wiera w so­bie za­równo sprzecz­ność, jak po­kre­wień­stwo po­jęć, za­równo nie­po­do­bień­stwo, jak i ana­lo­gię”. Jego bu­dul­cem są „kon­kret­ność i wie­lo­stron­ność ma­te­riału wy­obraź­nio­wego” (AAPM, 9).

Wszystko to sta­nowi do­sko­nały in­stru­ment do wy­ra­że­nia roz­ma­itych od­cieni by­cia po­mię­dzy! Po prze­czy­ta­niu tych słów zro­zu­mia­łem, że w po­ezji Staszka, z ta­kim upodo­ba­niem się­ga­ją­cej po pa­ra­doksy i kon­cepty, zbie­gło się – obok wro­dzo­nych skłon­no­ści jego wy­obraźni i upodo­bań, a także szcze­gól­nego wy­czu­le­nia na zna­cze­nia słowa oraz mi­strzow­skie po­słu­gi­wa­nie się roz­ma­itymi grami ję­zy­ko­wymi – na­wią­za­nie do naj­bliż­szej mu tra­dy­cji, czyli ba­roku. Nie był też bez zna­cze­nia fakt, że in­te­lek­tu­alny, a nie uczu­ciowy czy epi­fa­niczny mo­del po­ezji łą­czył się w po­ezji ba­ro­ko­wych po­etów an­giel­skich z ich szcze­gólną, wy­ra­żaną w pa­ra­dok­salny spo­sób wraż­li­wo­ścią na wy­miar me­ta­fi­zyczny. W tym miej­scu Sta­szek spo­ty­kał się w swo­ich es­te­tycz­nych pre­dy­lek­cjach z Wi­sławą Szym­bor­ską, która rów­nież zdra­dzała za­in­te­re­so­wa­nie tą od­słoną epoki ba­roku[7].

Po­dob­nie jak Szym­bor­ska Sta­szek pod­jął z tą po­ezją dia­log, jak gdyby spraw­dza­jąc, czy jej za­ło­że­nia da­dzą się – a je­śli tak, to w ja­kim stop­niu – prze­nieść w dwu­dzie­sto­wieczne re­alia. Czy – i na ile – można ode­grać „wielki dra­mat eg­zy­sten­cji” we współ­cze­snych de­ko­ra­cjach. Nadać „me­ta­fi­zyce” sens bliż­szy wraż­li­wo­ści no­wo­cze­snego czło­wieka. Wresz­cie na inną mo­dłę umie­ścić swo­jego bo­ha­tera „po­mię­dzy” – tym ra­zem – Stwórcą i Dzie­łem Stwo­rze­nia.

Pierw­szą tego ro­dzaju próbą był wiersz N.N. pró­buje przy­po­mnieć so­bie słowa mo­dli­twy (WZ, 125–126). Utwór zo­stał zbu­do­wany na pod­sta­wo­wym kon­cep­cie: sta­nowi ułomną formę mo­dli­twy ko­goś, kto zwraca się do Boga, za­ra­zem po­zba­wia­jąc go jego głów­nych atry­bu­tów: wszech­wła­dzy, wszech­wie­dzy, tro­ski o Stwo­rze­nie, a na­wet ist­nie­nia. Stąd pa­rada pa­ra­dok­sów: Bóg, który wbrew za­strze­że­niom staje się ad­re­sa­tem prośby, ob­wiesz­cza ist­nie­nie świata przez ryk sy­ren fa­brycz­nych, jego ład – przez co­dzienną ga­zetę, a swoje ist­nie­nie – przez „dy­dak­tyczne bro­szury”, w któ­rych jego imię pi­sane jest „od ma­łej li­tery”. Bóg nie tyle jest „niemy”, ile po­słu­guje się w ko­mu­ni­ka­cji z ludźmi – to na­stępny pa­ra­doks – za­miast Sło­wem za­pi­sa­nym w Bi­blii zna­kami wy­two­rzo­nymi przez dwu­dzie­sto­wieczną cy­wi­li­za­cję.

Do tego Boga zwraca się mo­dlący sło­wami: „prze­mów”, „spójrz”, „bądź”. Po­stu­lat „kon­kret­no­ści i wie­lo­stron­no­ści wy­obraźni” wy­raża się w wier­szu po­przez nie­zwy­kle do­kładny w szcze­gó­łach i skre­ślony z em­pa­tią por­tret spie­szą­cej do pracy dziew­czyny „w tan­det­nym płasz­czu, z trzema pier­ścion­kami/ na pal­cach, z resztką snu w za­puch­nię­tych oczach”; męż­czy­zny „schy­lo­nego nad ko­tle­tem mie­lo­nym, setką wódki, płachtą/ po­po­łu­dniówki tłu­stą od sosu i druku”; wresz­cie „czło­wieka”, który wie­czo­rem do­ko­nuje ra­chunku su­mie­nia, „prze­li­cza wszyst­kie hańby ko­nieczne i uspra­wie­dli­wione”. Ważne są rów­nież pory dnia: wcze­sne rano, po­po­łu­dnie i wie­czór, czyli fi­gura tem­po­ral­nego trwa­nia ludz­kiego ży­cia. Al­bo­wiem „ten „czło­wiek, który kła­dzie się spać” – po­dob­nie jak kon­kretna dziew­czyna i kon­kretny męż­czy­zna – to re­pre­zen­tanci ludz­kiego ro­dzaju, zwra­ca­ją­cego się od wie­ków do sił nad­przy­ro­dzo­nych.

Mo­dlący się prze­ma­wia w imie­niu wy­mie­nio­nych po­staci, do­ma­ga­jąc się usil­nie: dziew­czyna „musi usły­szeć Twój głos, by się zbu­dzić/ w ten jesz­cze je­den świt”, męż­czy­zna „musi wie­dzieć, że Ty także wiesz, [...] aby prze­żyć/ ten jesz­cze je­den dzień”, czło­wiek „musi wie­rzyć, żeś jest, aby prze­spać/ tę jesz­cze jedną noc”. Po­eta za­prze­cza ist­nie­niu Boga, ale Jego imię pi­sze od du­żej li­tery i na­daje mu kształt ludz­kiej istoty. Bo na­wet je­śliby przy­jąć, że Boga nie ma, to po­wi­nien za­ist­nieć – już choćby w roz­pacz­li­wym pra­gnie­niu osta­tecz­nego punktu opar­cia, po­trze­bie przy­wró­ce­nia zna­cze­nia każ­dej, na­wet naj­bar­dziej ba­nal­nej chwili ży­cia.

Dia­log z Bo­giem szcze­gól­nej do­nio­sło­ści na­biera w to­mie Wi­do­kówka z tego świata. Jed­nym z cie­kaw­szych jego wa­rian­tów jest wiersz Ja­kieś Ty (WZ, 347). Po dzie­siąt­kach lat po­wraca alu­zja do po­przed­nio cy­to­wa­nego wier­sza po­przez słowa: „bądź”, „prze­mów”. Ale bo­ha­ter nie zwraca się do „nie­mego” Boga, lecz do „ja­kie­goś Ty”. Nie jest po­śred­ni­kiem, prze­ma­wia już wy­łącz­nie we wła­snym imie­niu. Jego ad­re­sat zo­staje tym ra­zem roz­ma­icie na­zwany. To: „Fa­chowy Psy­cho­te­ra­peuta”, „Ła­skawy Czy­tel­nik”, „Wszech­mo­gący Pan”, „Nie­śmier­telna Je­dyna”. A za­tem „po­mię­dzy” nie jest już sferą po­śred­ni­cze­nia dla po­je­dyn­czych uczest­ni­ków dia­logu, lecz zo­staje po­mno­żone przez wie­lo­ra­kość ad­re­sa­tów oraz roz­ma­itość mil­cząco za­ło­żo­nych kon­tek­stów oraz miejsc wy­po­wie­dzi. Mogą nimi być rów­nie do­brze ga­bi­net psy­chia­tryczny, re­la­cja mię­dzy au­to­rem i od­biorcą czy mo­dli­tewny kon­takt z Bo­giem oraz ta­jem­ni­czą „Nie­śmier­telną Je­dyną”. Ale może to być rów­nież dia­log we­wnętrzny, w któ­rym po­eta zwraca się do al­ter ego:

[...] Od Czter­dzie­stu Dwóch

Lat Już Wy­tę­ża­jący Nada­rem­nie Słuch

So­bo­wtó­rze, Tu­byl­cze Na Brzegu, skąd jak bu­me­rang

ze świ­stem nad­la­tuje cią­gle to samo py­ta­nie

zmie­nione w tę samą od­po­wiedź: że w mię­dzy­cza­sie umie­ram.

„Ty” może mieć nie­jedno imię. Jed­nak naj­bar­dziej do­tkliwa po­zo­staje świa­do­mość zbli­ża­ją­cej się śmierci. Wo­bec tej dru­zgo­cą­cej wie­dzy jak gdyby tracą na zna­cze­niu wszel­kie opi­sane re­la­cje, ze sto­sun­kiem do Boga włącz­nie.

W wier­szu Wi­do­kówka z tego świata (WZ, 361–362) na­stę­puje szcze­gólne prze­su­nię­cie zna­czeń. Ist­nie­nie Boga nie jest już ani kwe­stio­no­wane, ani po­stu­lo­wane. Tym ra­zem bo­ha­ter Ba­rań­czaka zwraca się do Niego w do­syć fa­mi­liar­nej for­mie: „Szkoda, że Cię tu nie ma” – już nie jako oby­wa­tel PRL, lecz miesz­ka­niec Ziemi. Pod­sta­wowy kon­cept wy­raża się od­wró­ce­niem per­spek­tywy: spoj­rze­nie na pla­netę z per­spek­tywy Boga za­mie­nia Zie­mię w „przy­płasz­czoną kropkę” w ko­smo­sie, współ­cze­sność staje się je­dy­nie „chwilą dumną, że się roz­ra­sta w no­wo­twór epoki”. Ale za­ra­zem, pa­ra­dok­sal­nie, Bóg zdaje się nie znać swego dzieła czy nie być nim za­in­te­re­so­wany. Bo­ha­ter, który przyj­muje rolę po­śred­nika, opi­suje Stwórcy, z wy­raź­nym od­cie­niem iro­nii, uroki ziem­skiej eg­zy­sten­cji, upły­wa­ją­cej w dwu­dzie­stym wieku w „cie­niu palm i wie­żow­ców”, lecz sta­ją­cej się za­ra­zem war­stwą „próchna, łgar­stwa, nie­znisz­czal­nego pla­stiku”. Wresz­cie wnika w głąb ludz­kiego, wła­snego ciała, „w któ­rym za­szy­fro­wane są tajne wy­roki/ śmierci lub do­ży­wo­cia [...] nie­do­rzeczny kry­mi­nał krwi i grozy”. Po py­ta­niach: „co można wi­dzieć,/ gdy jest się Tobą”, „Mów, jak To­bie mija czas – i czy czas coś zna­czy,/ gdy jest się Tobą”, pada py­ta­nie naj­waż­niej­sze:

Ale do­syć już o mnie. Mów, jak Ty się czu­jesz

z moim bó­lem – jak boli

Cie­bie Twój czło­wiek.

Ob­raz Boga w po­ezji Ba­rań­czaka naj­wy­raź­niej zo­stał wy­wie­dziony je­dy­nie ze Sta­rego Te­sta­mentu, głów­nie z księgi Ge­ne­sis oraz z Księgi Hioba. Dla­tego ludzki ból nie znaj­duje prze­bó­stwie­nia w Męce Chry­stusa. Nie może stać się drogą ku Zba­wie­niu. Nie­za­słu­żone cier­pie­nie jest nie­da­ją­cym się wy­ja­śnić, uspra­wie­dli­wić ra­żą­cym de­fek­tem bytu. Bu­dzą­cym roz­pacz­liwy bunt i bez­radny pro­test.

Po­eta po­dej­muje jesz­cze jedną próbę in­te­lek­tu­al­nego i ar­ty­stycz­nego zmie­rze­nia się z tym pro­ble­mem. Może cier­pie­nie jest ja­kąś usterką za­wi­nioną przez Boga? Jego błę­dem w dziele Stwo­rze­nia? W wier­szu Chęci (WZ, 449–450), po wy­ra­zach za­chwytu nad dba­ło­ścią „ge­nial­nego Stwórcy o naj­drob­niej­szy de­tal” w ma­szy­ne­rii ludz­kiego or­ga­ni­zmu, pada py­ta­nie:

czy Ciało kie­dy­kol­wiek musi się ru­mie­nić

za swo­jego Pro­jek­tanta, Wy­ko­nawcę oraz

Bra­ka­rza, jed­nym sło­wem za swego Au­tora,

gdy któ­raś cząstka ciała usta­nie, na­wali,

za­boli czy okaże się śmier­tel­nie chora?

Od­po­wiedź za­bar­wia gorzka iro­nia:

Prze­ciw­nie, tych z nas, któ­rzy czują się zra­nieni,

nie stać na obiek­ty­wizm, ból na­zbyt ich mę­czy.

Żad­nych gwa­ran­cji prze­cież nam nie do­da­wali

do aktu uro­dze­nia skrzy­dlaci ajenci;

świet­ność pro­duktu i tak w po­rów­naw­czej skali

zaj­muje jedno z wyż­szych miejsc; li­czą się chęci.

*

Ostat­nie wier­sze Staszka czy­ta­łem ze ści­śnię­tym ser­cem. Jego sprze­ciw wo­bec cier­pie­nia, za które można wi­nić Stwórcę, na­zwa­nego bluź­nier­czo „Bra­ka­rzem”, nie był prze­cież wy­łącz­nie roz­trzą­sa­niem od­wiecz­nego py­ta­nia unde ma­lum. Miał bar­dzo oso­bi­stą wy­mowę. Był co­dzien­nym zma­ga­niem się z po­stę­pu­jącą strasz­liwą cho­robą, do­tkli­wymi cier­pie­niami oraz ja­sną świa­do­mo­ścią zbli­ża­ją­cej się nie­uchron­nie śmierci. Sta­szek od­zna­czał się przy tym wy­jąt­kową dziel­no­ścią, jak ognia wy­strze­gał się wy­ra­zów skargi. W wier­szu Drob­no­miesz­czań­skie cnoty (WZ, 354–355) za­da­wał au­to­iro­nicz­nie py­ta­nie: „Skąd ten cho­ro­bliwy przy­mus, aby uda­wać zdro­wie [...]. Z nie­śmia­ło­ści? Z nie do znie­sie­nia ja­skra­wej/ świa­do­mo­ści, że trzeba by, na do­brą sprawę,/ w każ­dej se­kun­dzie ży­cia po­wta­rzać to samo «ra­tuj»? [...]. Z py­chy: że dam so­bie radę z upchnię­tym do wnę­trza złem?”.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

By­cie po­mię­dzy
[7] Pi­sa­łem o tym ob­szer­niej w szkicu Szym­bor­ska spo­gląda w ba­rok w książce: Wy­glądy i wglądy, WL, Kra­ków 2022.