Miłość w dziesięciu słowach - Stanisław Biel SJ - ebook

Miłość w dziesięciu słowach ebook

Stanisław Biel SJ

5,0

Opis

Pierwsze jest:
Będziesz miłował Pana, Boga swego,
całym swoim sercem, całą swoją duszą,
całym swoim umysłem i całą swoją mocą.
(Mk 12, 29-30)

Książka zawiera pogłębione wyjaśnienie wszystkich dziesięciu przykazań oraz konkretne wskazówki, jak nimi żyć na co dzień. Przytacza najczęstsze sposoby ich przekraczania, czyli grzechy, z którymi się zmagamy. Jednocześnie niesie przestrogę przed złudnym mniemaniem, że przykazania to przeszkoda na drodze do szczęścia i wolności. Dzięki wyjaśnieniom z Katechizmu Kościoła Katolickiego, cytatom ludzi Kościoła oraz doświadczeniu autora książka prezentuje szerokie spojrzenie na dziesięć Bożych słów skierowanych do nas.
Ojciec Stanisław Biel pokazuje, że Dekalog to nie tylko zbiór przykazań, które trzeba zachowywać, ale przede wszystkim wyraz miłości Boga do człowieka. To w nich Bóg wskazał nam drogę do radości i prawdziwego szczęścia. Mimo to człowiek wielokrotnie nie potrafi lub nie chce tej Miłości przyjąć. Wówczas odwraca się od Boga. Aby tak się nie stało, trzeba pamiętać, że najważniejszym przykazaniem jest przykazanie miłości.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 291

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Od autora

Na górze Synaj Mojżesz otrzymał od Boga dwie kamienne tablice z wyrytymi na nich przykazaniami. Dziesięć słów. Odtąd Dekalog stanowi najważniejsze prawo na całym świecie. Nawet Jezus zapewniał, że nie przyszedł, aby (go) znieść, ale wypełnić (por. Mt 5, 17).

Dekalog stanowi drogowskaz w drodze do celu. Przypomina znaki drogowe. Bez nich również można się poruszać, ale jest trudniej i niebezpieczniej. Bez Dekalogu można zrealizować swoje życie i powołanie, ale jest większe ryzyko błędów i upadków.

Dzisiaj wielu, zwłaszcza młodych ludzi sądzi, że Dekalog stanowi przeszkodę w ich drodze do szczęścia. Gdyby go nie było, byłby raj na ziemi. Rzeczywistość jest dokładnie odwrotna. To właśnie odrzucenie Dekalogu tworzy piekło na ziemi. Dekalog jest słowem miłości Boga do człowieka, a bez niej nie ma raju, jest tragiczna samotność i pustka.

Każde z dziesięciu przykazań stanowi poszczególny kolor, barwę w tęczy miłości. Bez nich miłość byłaby uboższa, bledsza, monotonna. Wszystkie razem tworzą całość. Są promieniami jednego Światła, które oświeca każdego człowieka (J 1, 9) i wskazuje prawdziwą drogę życia.

Książka Miłość w dziesięciu słowach ma podwójny cel. Z jednej strony podkreśla, że przykazania nie są tylko trudnym i wymagającym obowiązkiem, ale każde z nich stanowi głos miłości Boga do człowieka. W każdym z nich zawarte jest Boże pragnienie uszczęśliwienia człowieka. Z drugiej strony wskazuje, co dzieje się, gdy człowiek nie chce przyjąć miłości Boga, gdy wybiera własną, bez-bożną drogę, gdy jego serce zamienia się w głaz.

W swoich rozważaniach, podobnie jak inni komentatorzy Dekalogu, oparłem się w głównej mierze na nowym Katechizmie Kościoła Katolickiego. Własne refleksje, wynikające z osobistych doświadczeń i przemyśleń, wzbogaciłem o cytaty ze współczesnych teologów i biblistów.

Mam nadzieję, że odczytanie na nowo Dekalogu pozwoli drogim Czytelnikom dotknąć rąbka miłości Boga, zbliży ich do ludzi, rzuci nowe światło na codzienne życie i jego problemy oraz rozpali pragnienie głębszego, piękniejszego życia.

Stanisław Biel SJ

SŁOWO PIERWSZE

Bóg czy bogowie?

GOŚCIĆ PEŁNIĘ BOGA

W czasie polemik żydowskich egzegetów z Jezusem jeden z nich postawił Mu pytanie, które z przykazań jest największe. Problem był intrygujący, gdyż w czasach Jezusa przykazań było setki i wszystkie uważano za ważne! Uczony w Piśmie przypuszczał, że Jezus zagubi się w ich gąszczu i przy okazji skompromituje. Odpowiedź Jezusa jest precyzyjna i jednoznaczna: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12, 29-30)1. Nawet wymagający żydowski egzegeta ocenił ją bardzo dobrze.

Centralne miejsce wśród wszystkich przykazań zajmuje przykazanie miłości Boga. Nie nakazy ani zakazy moralne. Nie te związane ze sferą seksualną, jak dziś sądzi większość chrześcijan, a nawet niektórzy kapłani. Nawet nie te dotyczące relacji z innymi i związanych z nimi problemów etycznych i społecznych.

Najważniejszy jest stosunek do Boga. Święty Augustyn podkreślał, że postawienie Boga na pierwszym miejscu w hierarchii wartości porządkuje pozostałe wartości i całe życie człowieka. Z kolei jezuita Franz Jalics lubił powtarzać, że nie mamy dwóch serc, tylko jedno. Nim kochamy Boga, innych i siebie. Jeżeli to serce kocha Boga miłością czystą i piękną, kocha również bliźnich i kocha w dojrzały sposób siebie.

Pan Bóg jest pierwszy w porządku istnienia i miłości i dlatego powinien być kochany miłością głęboką, totalną. Z jednej strony chodzi o szeroko rozumianą sferę uczuć, zmysłów, a także umysłu i ducha. Z drugiej strony miłość odnosi się do języka prawnego, języka przymierza, i wyraża się w konkretnych postawach i czynach. Kto kocha, przestrzega przykazania (J 14, 23).

Przykazanie miłości zakłada całkowitość. Miłość oddaje wszystko. Wszystko Moje jest Twoje, a Twoje jest Moje (por. J 17, 10). W taki sposób charakteryzuje Jezus więź łączącą Go z Ojcem. W miłości głębokiej, pełnej następuje całkowite przenikanie się osób. Człowiek zostaje przeniknięty Bogiem, a Bóg człowiekiem.

Dzisiaj miłość Boga bywa kwestionowana. Coraz więcej ludzi nie rozumie, dlaczego ma kochać Boga w taki sposób. Sądzą oni, że są samowystarczalni i nic Mu nie zawdzięczają. Nawet jeżeli Bóg istnieje, nie ma wpływu na ich życie.

Tymczasem sens życia człowieka można określić tylko w odniesieniu do Boga. Bez Niego nie można zrozumieć ani początku, ani końca. Życie staje się tragiczną pomyłką, krótką chwilą przypominającą opadający jesienny liść, naznaczoną niezrozumiałym cierpieniem i bólem. Dopiero świadomość Boga, który każdego oczekuje z miłością, może nadać mu właściwą barwę i głębię. Rozmawiałem kiedyś ze starszą schorowaną kobietą. Gdy słuchałem historii jej życia, byłem zadziwiony. Jej życie było wręcz niewyobrażalnym pasmem komplikacji, bólu i cierpienia; jakby całe piekło sprzysięgło się, by ją zniszczyć i załamać jej wiarę. Mimo to pozostała radosna, pogodna, z żywą, wciąż świeżą wiarą. Gdy zapytałem, skąd czerpie siłę, by tak pięknie żyć, odpowiedziała: Jestem pewna, że On jest i to mi wystarczy. Nikt i nic, nawetnajwiększe trudy i cierpienia nigdy nie odbiorą mi tej pewności.

Pierwsze przykazanie nie jest nakazem, by kochać bezduszny i bezosobowy Absolut, który przewyższa człowieka i rodzi w nim lęk. Jest raczej zaproszeniem, by odpowiedzieć na miłość osobowej Trójcy. Jej wyrazem jest nieustanna „praca” dla człowieka. Bóg stworzył go na swój obraz i podobieństwo. Jako największy „artysta” świata zawarł w nim swoje piękno i przymioty. Powołał do przyjaźni i bliskości z sobą. Przeznaczył do nieśmiertelności, wiecznej młodości, nieustannej miłości. Gdy człowiek zagubił w sobie odbicie Stwórcy, On przypomniał mu, kim jest, posyłając swego Syna. Nic więcej już nie mógł dać. Dał wszystko – siebie. Co więcej, gdy człowiek odrzucił Boga, On pozostał z nim. Duch Święty nadal zamieszkuje ludzkie serca i prowadzi do celu.

Człowiek, choć słaby i grzeszny, gości w swym sercu Boga. Prawosławny duchowny Jan Kronsztadzki był jednym z wielu, którzy mu o tym przypominali, gdy zapominał. Szczególną miłością darzył alkoholików, ludzi z marginesu, nieraz skacowanych i cuchnących. Pochylał się nad nimi, obejmował i mówił: To poniżej waszej godności. Zostaliście stworzeni, aby gościć w sobie pełnię Boga (J. Smith). Człowiek, nawet najbardziej zagubiony, zniszczony, dotykający dna, nigdy nie jest przez Boga przekreślony; wręcz przeciwnie, Bóg wiąże z nim ogromne nadzieje i go kocha. Wszak on również ma gościć pełnię Boga.

WSPÓŁCZEŚNI BOGOWIE

Świat kananejski, do którego wkroczył Izrael, choć przewyższał go kulturą, zanurzony był w świecie bóstw. Nic dziwnego, że jednym z głównych grzechów, przed którym przestrzegał Bóg Jahwe, było bałwochwalstwo, rozumiane jako największe cudzołóstwo. Nazwa być może odwołuje się do kultu kananejskiego, którego częścią była prostytucja sakralna. Uczestniczyli w niej zarówno kapłani (i kapłanki), jak i lud.

Wiara w Boga jedynego musiała stopniowo przebijać się przez cały panteon rodzimych bóstw. Izraelitom łatwiej było uwierzyć, że ich Bóg jest najważniejszy, pierwszy, niż że jedyny. Mimo powtarzanych niemal jak mantra słów: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Panem jedynym (Pwt 6, 4). I chociaż doświadczali oni Jego miłosiernej obecności i towarzyszenia, ciągle pragnęli czegoś więcej.

Przykładem jest kult złotego cielca. W czasie wędrówki przez pustynię zniecierpliwieni dłuższą nieobecnością swego przywódcy, Mojżesza, przymusili kapłana Aarona, aby „stworzył” im boga, którego będą czcić i nieść na czele procesji (Pwt 32, 1nn). Aaron z przetopionego złota uczynił posąg byka (symbol płodności kananejskiego boga Baala czy egipskiego Apisa). Byk miał wyobrażać Boga Jahwe i w rzeczywistości zajął Jego miejsce. Stworzony przez człowieka cielec był wygodny. Dawał bowiem prawo kontroli nad nim. W tym zawiera się sedno różnicy między Bogiem a bożkiem. Bożek jest zawsze w jakimś stopniu kontrolowany przez człowieka, który może przewidzieć jego wymagania, a mając własną ideę sprawiedliwości, świętości, prawdy, może w jakimś sensie trzymać bożka w ręku. Prawdziwy Bóg, przeciwnie, jest wolny, Jego stworzenie nie może Nim dysponować. Bóg nie pozwala się zamknąć w granicach naszych ludzkich racji i naszych przewidywań. My nie wiemy, jak Bóg się zachowa, dlatego że jest osobowością żywą i transcendentną: od Niego wszystko zależy i nie musi On nikomu zdawać sprawy (C. M. Martini).

Pokusa reizacji (urzeczowienia) Boga jest dziś stosunkowo powszechna. Pragnie się Go odrzeć z tajemnicy, transcendencji, sacrum i znieść dystans, przybliżyć Go, postawić na równi z człowiekiem. Łatwiej jest traktować Boga jak sympatycznego, niewymagającego staruszka, siedzącego gdzieś tam na obłokach, a Jezusa jak kumpla, niż jak Stwórcę i Pana, którego należy czcić i kochać. Łatwo jest też zagubić Boga w hierarchii rzeczy. Postawić obok albo wśród innych idei, wartości, jak coś niezobowiązującego.

W czasie Fundamentu rekolekcji ignacjańskich pojawia się propozycja utworzenia „piramidy wartości”. Skala wartości winna odzwierciedlać stan faktyczny, a nie intelektualny bądź życzeniowy. Wiele osób po wykonaniu tego prostego ćwiczenia jest bardzo zdziwionych. Okazuje się bowiem, że Bóg w ich życiu bywa stawiany za rodziną, przyjaźniami, pozycją społeczną, wykształceniem, a nawet… samochodem czy Internetem. Bóg nie jest wówczas jeden czy pierwszy, ale jeden z wielu, czasem bardzo daleko na liście wartości.

W czasie czterdziestodniowego pobytu na pustyni szatan kusił Jezusa duchowymi i materialnymi wartościami świata. Obiecał Mu je w zamian za pokłon. Jezus stanowczo odmówił, cytując Pismo: Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz (Łk 4, 8). Na pustyni szatan odstąpił od Niego aż do czasu (Łk 4, 13). Jednak „towarzyszył” Mu z daleka i szukał sposobnej okazji, by uderzyć. Najsilniejszy atak przypuścił w ostatnich godzinach życia Jezusa. Ponownie powtórzył pokusy pustyni. Jezus pozostał wierny Ojcu. Nigdy, za żadną cenę, nie pokłonił się złu.

Dzisiaj szatan ma ułatwione zadanie. Współczesny człowiek jest otwarty na jego propozycje. Jego iluzje i mamienia napotykają na podatny grunt, a ilość złotych cielców jest wprost niewyobrażalna. Kardynał Carlo Maria Martini dzieli je na osobiste i społeczne. „Osobistym bożkiem” może być pycha, narcyzm, ambicja, wszelkie roszczenia, zmysłowość, zdrowie, lęki o siebie… Natomiast wśród społecznych dominują: „bogowie plemienni”, ukształtowani w wyniku wychowania, kultury, patriotyzmu, a nawet religii; „bogowie współczesnego rynku”, bazujący na manipulacji, mediach, reklamie czy bierności społeczeństwa (na przykład władza, sukces, nauka, media, portale internetowe); „bogowie teatru”, którzy czynią kukłami, aktorami, niewolnikami oczekiwań innych.

Dzisiejszy „światły” człowiek coraz bardziej wierzy w rozmaite zabobony, wróżby, horoskopy, czary. Być może nie zawsze jest to odrzucenie prawdziwego Boga na rzecz złotego cielca, niemniej stanowi oczywistą oznakę kryzysu wiary i pomieszania wartości. Gdy pracowałem duszpastersko w Monachium, zostałem zaproszony na obiad przez starszą, bardzo pobożną kobietę. Uczestniczyła ona codziennie w Eucharystii, dużo się modliła. Jednak nie była w stanie obejść się bez… wahadełka. Po modlitwie przed obiadem wahadełko „musiało potwierdzić”, że podawane dania są zdrowe i „będą smakować”. Dla mnie uczestnictwo w tym rytuale było jedynie wyrazem kurtuazji, jednak dla starszej pani równie ważne, jak wcześniejsza modlitwa.

Przykład z wahadełkiem jest obrazem ogólnej tendencji do synkretyzmu, łączenia wiary z zabobonami. W Ameryce Południowej czy w Afryce jest on (upraszczając) wynikiem zastąpienia rodzimych religii i kultur chrześcijaństwem. Niemniej w Europie, gdzie wiara chrześcijańska powinna trwać na solidnych fundamentach, zaczyna również zbierać solidne żniwo.

Wszelkie formy okultyzmu, spirytyzmu i magii, zarówno tradycyjne, jak i współczesne, których dziś bardzo wiele, są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów (KKK2, 2117). Katechizm zwraca szczególną uwagę na trzy z nich: wróżbiarstwo, magię i czary, spirytyzm.

Wróżbiarstwo jest najstarszą praktyką współczesnego New Age. Dla ilustracji warto wspomnieć, że w Polsce zarejestrowanych jest blisko piętnaście tysięcy firm zajmujących się wróżeniem, a sama branża ezoteryczna szacuje, że liczba wróżek i jasnowidzów (z uwzględnieniem szarej strefy) przekroczyła już sto tysięcy. Wróżki mają swoje programy telewizyjne lub są ich bohaterkami, prezentują się w różnotematycznych, kolorowych czasopismach. W Rosji 58% mieszkańców wierzy we wróżby, a według Światowej Organizacji Zdrowia Rosja posiada więcej uzdrowicieli niż lekarzy. W Hiszpanii wróżki mają nawet swoją świętą patronkę! Jest nią czarownica, która w wyniku splotu okoliczności nawróciła się na chrześcijaństwo. Chociaż instytucja wróżki jest bardzo modna, osoby zajmujące się tą profesją, chcąc przyciągnąć nowych klientów, przyjmują bardziej nowoczesne określenia, na przykład „doradca życiowy” albo „trener rozwoju osobistego”.

Wróżbiarstwo należy potępić, gdyż odwołuje się do sił demonicznych, przeciwnych Bogu. Mimo że korzysta z niego tysiące wierzących, nowy Katechizm Kościoła Katolickiego nie pozostawia żadnych złudzeń: Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem – połączonym z miłującą bojaźnią – które należą się jedynie Bogu (KKK, 2116). Jako przykład może posłużyć świadectwo tarocistki Beaty: Po pewnym czasie do wróżb nie były mi potrzebne karty. Kiedy tylko klient pojawiał się w drzwiach mojego mieszkania, często wiedziałam, co mam mu do powiedzenia. Potem zdarzało się, że budziłam się po godzinie rozmowy z klientem, w połowie zdania, nie będąc świadoma tego, co mu powiedziałam. Widziałam tylko przerażoną twarz i było mi głupio zapytać go, co takiego mu wcześniej naopowiadałam (R. Tekieli).

Drugim obszarem zagrażającym wierze i powiązanym ze światem demonicznym są wszelkie przejawy okultyzmu i magii. Konferencja Episkopatu Polski w liście O zagrożeniach naszej wiary stwierdza: Motywy, które skłaniają ludzi do zainteresowania okultyzmem i magią, mogą być różne: od zwykłej ciekawości, usiłowania przeniknięcia zasłony przyszłości, pragnienia mocnych wrażeń, poprzez poszukiwanie zdrowia czy odpowiedzi na nurtujące pytania, aż po ewidentną chęć szkodzenia innym i czynienia zła z premedytacją. Niewątpliwie, obok szarlatanów zbijających kapitał na ludzkiej naiwności i ignorancji, mamy tu do czynienia także z grupami czy instytucjami, w tym politycznymi i finansowymi, którym zależy na odciągnięciu człowieka od Chrystusa i Kościoła. Konsekwencje okultyzmu bywają opłakane: Praktyki okultystyczne, których ofiarami są już nie tylko ludzie młodzi, mogą być sferą działania złego ducha i prowadzić do zniewoleń, a nawet opętań, których ilość w Polsce systematycznie rośnie, jak dowodzą tego świadectwa egzorcystów (tamże). Mimo tragicznego żniwa praktyk okultystycznych Polacy wydają na nie około dwóch miliardów złotych rocznie.

Spirytyzm również nie należy do praktyk godnych aprobaty. Jest on zjawiskiem dość powszechnym. Uprawiają go nawet dzieci w formie wydawałoby się mało szkodliwej, jaką jest „wywoływanie duchów”. Robert Tekieli, wcześniej fascynat New Age’u, w późniejszym czasie nawrócony na katolicyzm, daje takie świadectwo: Ci, którzy praktykują kontakty ze światem nadzmysłowym, mają poważne problemy. Poprzez transowe i medytacyjne techniki rozregulowują w tak drastyczny sposób swoje psychiki, że często kończą w zakładach dla umysłowo chorych. Towarzyszyłem kilkunastu ofiarom spirytyzmu, pomagając w powrocie do normalności, i mogę jasno stwierdzić: bardziej toksyczny jest tylko satanizm. Destrukcja umysłu, woli, zatarcie granic między wyobraźnią a rzeczywistością, zmiany osobowościowe, to wszystko skutki praktyk związanych ze spirytyzmem. Czasami nieodwracalne.

JAKA WIARA?

Wiara w jednego Boga nie jest darem, który otrzymujemy w jednorazowej dawce i zachowujemy w sposób niezmienny do śmierci. Wiara jest dynamizmem i zakłada rozwój (albo regres). Błogosławiony Jan Paweł II stwierdził w jednym ze świadectw, że w swoim życiu duchowym nie miał większych problemów z wątpliwościami w wierze. Przeżył jedynie naturalne przejście od wiary odziedziczonej, tradycyjnej w kierunku dojrzałej, świadomej, pewnej. Ponadto jego wiara wykazywała cechy stabilności i ciągłego wzrostu. Zapewne Jan Paweł II pozostanie dla wielu niedoścignionym wzorem, niemniej kształtowanie wiary mocnej jak ziarno gorczycy jest powołaniem każdego chrześcijanina.

Przejmujące wyznanie wiary napisał obecny papież Franciszek w przeddzień swoich kapłańskich święceń: Chcę wierzyć w Boga Ojca, który kocha mnie jak swoje dziecko, i w Jezusa, Pana, który tchnął w moje życie swego ducha, abym uśmiechał się i mógł dojść do Królestwa życia wiecznego. Wierzę w historię mego życia, nad którym wiosennego dnia, 21 września, spoczęło pełne miłości spojrzenie Boga, zaprowadziło mnie na miejsce spotkania i zaprosiło, abym poszedł za Nim. Wierzę w moje cierpienie, nie przynoszące owoców przez egoizm, w którym to chronię się. Wierzę w słabość mojej duszy, która pragnie brać i nic nie dawać… Wierzę w dobroć innych ludzi i że muszę ich kochać bez lęku, i że nie mogę nigdy zdradzić ich szukając własnego bezpieczeństwa. Wierzę w życie konsekrowane. Wierzę, że mogę gorąco kochać. Wierzę w codzienne umieranie, spalające, od którego uciekam, ale które uśmiecha się do mnie i prosi, abym je zaakceptował. Wierzę w cierpliwość Boga, przygarniającą, dobrą jak letnia noc. Wierzę, że tata jest w niebie, razem z Panem. Wierzę, że jest tam także ojciec Duarte i oręduje za moim kapłaństwem. Wierzę w Maryję, moją Matkę, która mnie kocha i nigdy nie pozostawi mnie samego. I oczekuję codziennych niespodzianek, które będą manifestacją miłości, siły, zdrady i grzechu: towarzyszyć mi to będzie aż do dnia ostatecznego spotkania z tym cudownym obliczem, które nie wiem jak wygląda, przed którym ciągle uciekam, lecz które pragnę poznać i pokochać. Amen.

Wiara jest obowiązkiem i zadaniem. Naszym obowiązkiem wobec Boga jest wierzyć w Niego i świadczyć o Nim (KKK, 2087). Przedmiotem wiary jest najpierw osobowy Bóg. Można bowiem wierzyć w nieokreślone duchowe siły i Absolut bez twarzy. Co więcej, można się kłaniać różnym demonom o nadnaturalnych siłach i mocy. Jako przykład mogą posłużyć co najmniej dwuznaczne tajskie tatuaże wykonywane przez buddyjskich mnichów. Towarzyszy im wiara, że człowiek otrzymuje dzięki nim cechy i moc postaci, które wyobrażają. W czasie uroczystego błogosławieństwa i kropienia wodą święconą przez mnichów wyzwalają one nadnaturalne siły, tatuowani wpadają w trans, reagują jak zwierzęta, trudno ich opanować. Wierzą, że działa przez nich siła wyższa, bóg. Ale jaki? Jakub Apostoł przestrzegał, że również demony wierzą i drżą. I co z tego? (por. Jk 2, 19).

Na antypodach wiary leży ateizm i agnostycyzm. Można nawet zakładać, że ten drugi dominuje. Współcześnie ateizm walczący wprost z religią występuje coraz rzadziej. Dominują bardziej wyrafinowane formy, posuwające aż do absurdu autonomię człowieka, często oparte na fałszywie rozumianym humanizmie i ekonomii. Ateizm humanistyczny czy ekonomiczny ma wyzwolić człowieka z błędnych koncepcji religijnych i iluzji życia wiecznego, pokazując, że pełnia szczęścia (głównie materialna) możliwa jest na ziemi. Kraje o ustroju socjalistycznym i komunistycznym doświadczyły już tego „szczęścia”.

Agnostycyzm z kolei nie przeczy istnieniu Boga, ale podchodzi do Niego z rezerwą, a częściej z obojętnością; jest formą ucieczki przed podstawowymi pytaniami, a może potrzebą uspokojenia wyrzutów sumienia. Jednym ze źródeł agnostycyzmu i ateizmu praktycznego jest duchowe lenistwo i „bezstresowe” życie. Róbta, co chceta – przekonywał idol młodzieży, Jerzy Owsiak. Jeżeli Boga nie ma, można żyć „komfortowo”, nie licząc się z Dekalogiem. Pisarka i dziennikarka Ariane Scherine zorganizowała w 2009 roku w Londynie akcję oklejania autobusów hasłem: Boga prawdopodobnie nie ma, przestań się martwić i zacznij cieszyć się życiem. Jakby Bóg był źródłem zmartwień i przeciwnikiem życia!

Wobec ateistów i agnostyków potrzeba cierpliwej miłości. Historia poświadcza, że setki z nich powracają do Boga w pewnym okresie swego życia bądź na łożu śmierci. Parafrazując napis, który Dante Alighieri umieścił nad wejściem do piekła: Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie, do żyjących na ziemi ateistów i agnostyków można powiedzieć: Nie traćcie nigdy nadziei! Jeden z portali internetowych, Onet, zamieścił listę dziesięciu słynnych współczesnych nawróconych agnostyków i ateistów. Należą do nich:

1. Jean Paul Sartre, francuski pisarz i filozof, laureat Nagrody Nobla z literatury, przedstawiciel ateizmu egzystencjalnego;

2. Clive Staples Levis, brytyjski pisarz, na którego nawrócenie niemały wpływ miały dyskusje z Tolkienem;

3. Aleksander Sołżenicyn, rosyjski pisarz, autor Archipelagu Gułag, laureat Literackiej Nagrody Nobla;

4. Michaił Gorbaczow, polityk, ostatni przywódca rządzącej partii komunistycznej Związku Radzieckiego, laureat Nagrody Nobla, który w Asyżu powiedział: Dla mnie święty Franciszek jest jak drugi Chrystus. Jego historia odegrała ważną rolę w moim życiu. To dzięki niemu zyskałem wiarę, dlatego bardzo chciałem tu przyjechać;

5. Edyta Stein, filozof i doktor Kościoła, święta karmelitanka;

6. Anne Rice, amerykańska pisarka, autorka cyklu powieściowego Kroniki wampirów;

7. Ted Turner, biznesmen i twórca imperium medialnego (między innymi CNN, Cartoon Network);

8. Peter Steele, lider znanego zespołu metalowego Type O’Negative, który po przeżytym kryzysie psychicznym stwierdził: Kiedy zaczynasz myśleć o śmierci, zaczynasz też myśleć, co się stanie potem. Wtedy też zaczynasz mieć nadzieję, że jest Bóg. Dla mnie to przerażająca myśl, że mógłbyś iść donikąd;

9. Bernard Nathanson, żydowski lekarz i obrońca życia, autor filmu Niemy krzyk;

10. André Frossard, francuski pisarz i eseista, przyjaciel Jana Pawła II.

Kościół nigdy nie potępia ludzi niewierzących. Przeciwnie, jest otwarty na dialog i stara się szukać nici porozumienia. Szczególnie eksponuje elementy pozytywne, ogólnoludzkie, humanitarne obecne w filozofii i życiu osób uważających się za agnostyków czy ateistów. Wśród współczesnych inicjatyw służących dialogowi z niewierzącymi warto przypomnieć dwie. Pierwsza to „Dziedziniec pogan”. Jest to inicjatywa papieża Benedykta XVI. Polega na spotkaniu na świeckim terenie wierzących intelektualistów z agnostykami, osobami niewierzącymi bądź obojętnymi religijnie i dyskusji na tematy religijne. Nazwa odnosi się do dziedzińca pogan znajdującego się w świątyni jerozolimskiej. Gromadzili się na nim cudzoziemcy, którzy nie będąc Izraelitami, nie mogli oddawać czci Bogu w samej świątyni. Sądzę, że Kościół powinien także dziś otworzyć jakiś rodzaj „dziedzińca pogan”, gdzie ludzie mogliby w pewien sposób „uczepić” się Boga, nie znając Go i zanim odnajdą dostęp do Jego tajemnicy, której służy życie wewnętrzne Kościoła – stwierdził Benedykt XVI, inicjując „Dziedziniec”. Spotkania odbywają się często w wielkich metropoliach, znanych ze swej świeckości; gromadzą setki najwybitniejszych naukowców i intelektualistów, reprezentujących różne opcje mentalne, wyznaniowe i światopoglądowe. Pierwszy polski „Dziedziniec pogan” zorganizowany został na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie w 2012 roku.

Drugą inicjatywą są „Otwarte drzwi”. Zetknąłem się z nią w czasie mojej pracy duszpasterskiej w Monachium. W wybranych kościołach są całodzienne dyżury, w każdej chwili można przyjść i porozmawiać z kapłanem bądź psychologiem, którzy starają się pomóc duchowo, egzystencjalnie czy w inny sposób. „Otwarte drzwi” są realnie otwarte dla wszystkich ludzi potrzebujących, także dla poszukujących czy niewierzących.

Do agnostycyzmu czy ateizmu prowadzi często ignorancja religijna. Niektóre osoby wierzące i „praktykujące” wykazują ogromne braki w dziedzinie religijnej. Troszczą się wprawdzie o rozwój intelektualny i emocjonalny, jednak z duchowością są na bakier. Wiedza religijna, która przecież ma wpływ na wiarę, ogranicza się u nich do szczątkowych wiadomości z lekcji religii, najczęściej ze szkoły podstawowej. Nic dziwnego, że osoby takie w przyszłości odrzucają religię. Ignorancja religijna jest zjawiskiem niemal masowym. W czasie rozmów, które prowadzę z rekolektantami, zauważam, że niektórzy z nich powinni zacząć dokształcanie od podstawowych prawd katechizmowych. Jako ilustrację przytoczę tragikomiczną rozmowę matki z synem. Gdy spacerowałem wzdłuż stacji Drogi Krzyżowej w sanktuarium na Krzeptówkach w Zakopanem, kilkunastoletni chłopak zapytał swoją matkę, co one oznaczają. Wiesz synku, to są takie przystanki Pana Jezusa. Zatrzymywał się, by odpocząć, gdy dźwigał krzyż – odpowiedziała około pięćdziesięcioletnia kobieta. Pomyślałem: nic, tylko pogratulować wiedzy (i pomysłowości!).

Wiara wymaga świadectwa. Święty Jakub mocno akcentuje związek wiary z czynami. Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta! – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie (Jk 2, 15-17). Zwykle trzeba zaczynać od własnego podwórka. Aktorka Małgorzata Kożuchowska mówiła w jednym z wywiadów: Swoją energię wolę spożytkować na czynienie dobra w codzienności, na własnym małym poletku. Uważam, że jeśli człowiek się zdyscyplinuje i będzie się maksymalnie przykładał do swoich codziennych, rutynowych obowiązków, to naprawdę zbuduje rzeczy wielkie. „Kto jest wierny w małych rzeczach, będzie i w większych”.

Wiara wymaga konkretów. Słowa są piękne, ale w ustach tego, kto nimi żyje. Wiara staje się świadectwem, gdy wyznający ją praktykują w sposób głęboki i autentyczny. Bardzo obiecujące są statystki dotyczące Kościoła w Polsce. W czasach postkomunistycznych Kościół przechodzi powolną transformację z masowego, ludowego, w kierunku bardziej dojrzałego, głębokiego, wewnętrznego. Liczba katolików głęboko wierzących podwoiła się w ostatnich latach; obecnie stanowią oni 20% osób deklarujących się jako katolicy. Nie można jednak spocząć na laurach. Lansowana zachodnia laicyzacja zbiera swoje owoce, przede wszystkim w coraz większym spadku liczby praktykującej młodzieży.

Wiara wymaga codziennych wyborów. Słowa poety Jerzego Lieberta: Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę odnoszą się również do życia duchowego. Wybór Boga i drogi wiary musi być codziennie powtarzany, dzień po dniu. Oczywiście, wiara nie wyklucza pytań, wątpliwości, a nawet kryzysów. Co więcej, są one potrzebne do jej krystalizacji i wzrostu. Niemniej wymagają rewizji, refleksji i poszukiwania odpowiedzi. W przeciwnym razie mogą przekształcić się w podtrzymywane wątpienie i niewiarę. Wątpliwości stanowią zaproszenie do duchowego rozwoju, mogą bowiem oznaczać, że zaniedbujemy wiarę – że stała się dla nas czymś oczywistym, czymś, o co przestaliśmy się troszczyć. Wskazują one na osłabienie wiary. […] Wątpienie jest oznaką zaniedbywania naszej relacji z Bogiem. Jednak nie symptom jest tu ważny, lecz stagnacja, którą uwidacznia. Wątpienie wskazuje potrzebę duchowej odnowy, rozwoju oraz integracji. Nie przywiązujmy zatem zbytniej wagi do naszych wątpliwości: zamiast tego zabierzmy się za odnowę, pogłębianie i konsolidację naszej wiary w Boga (A. McGrath).

Jako przykład niech posłuży modlitwa. Rezygnacja z niej zwykle bywa sygnałem większego kryzysu kapłańskiego czy zakonnego. Stanowi pierwszy krok i pociąga za sobą dalsze, na przykład zaniedbywanie życia sakramentalnego, obowiązków, a dalej letniość, rutynę, wątpliwości w wierze, podważanie sensu powołania. Trudności na modlitwie mogą mieć też wydźwięk pozytywny. Są papierkiem lakmusowym, który sygnalizuje, że modlitwa wymaga rewizji. Potrzeba wówczas odwagi, by porzucić dotychczasowe sposoby modlitwy, być może rutynowe, i podjąć nowe. Może trzeba przejść z etapu modlitwy słownej (na przykład różańca) na etap medytacji lub kontemplacji. A może trzeba ją uprościć. Kryzysów nie należy się bać. Każdy z nich, jeżeli towarzyszy mu refleksja, może przyczynić się do wzrostu i głębi życia duchowego.

ADOROWAĆ BOGA SERCEM

Wiara nie jest celem samym w sobie. Przeciwnie, jest wprawdzie bardzo cennym, ale jednak środkiem do Boga. Dzięki niej człowiek poznaje swego Stwórcę, czci Go, adoruje, coraz bardziej kocha, by w końcu połączyć się z Nim na wieczność. Święty Ignacy Loyola ujął w sposób lapidarny istotę powołania człowieka na ziemi: Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją (Ćd3, 23). Nowy katechizm wśród środków do tego celu wskazuje: adorację, modlitwę, ofiarę i śluby.

Adoracja jest najważniejsza, gdyż pozwala przenieść wzrok z siebie na Boga. Uznać Go za prawdziwego Pana naszego życia, uwielbiać i wychwalać, troszczyć się, by był poznawany i kochany przez ludzi. Adoracja jest czasem intymnego spotkania z Trójcą Świętą: z Bogiem Ojcem, Jezusem Chrystusem i Duchem Świętym. Poznanie Boga i siebie byłoby o wiele głębsze, gdybyśmy nauczyli się częściej zaglądać do kościoła i zatrzymywać na chwilę adoracji, zwłaszcza w sytuacjach zagubienia, samotności, bezradności, problemów. Zwykle w trudnych doświadczeniach szukamy pocieszenia u ludzi, przyjaciół czy bliskich nam osób albo uciekamy w rozrywki: alkohol, telewizję, świat wirtualny. Zapominamy, że żaden człowiek do końca nie uśmierzy bólu ani nie rozwiąże problemów. Natomiast w czasie adoracji Jezus daje łaskę, siłę oraz pociechę w trudach i zagubieniu.

Trwanie w obecności Jezusa zbliża do ludzi. Miłość do ludzi staje się wtedy głębsza, bardziej świadoma, trwała, gdyż opiera się na źródle prawdziwej i absolutnej miłości – na Bogu. Adoracja nie izoluje od ludzi, od świata, nawet od zła. W takiej sytuacji byłaby kolejną formą ucieczki. Przeciwnie, adoracja wychodzi od Boga i prowadzi do realności świata, do ludzi, problemów, cierpienia, zła i pomaga na nie patrzeć w innym świetle – odnowionym sercem i umysłem.

Adoracja jest również wewnętrzną siłą, która wnosi pokój i harmonię, daje nadzieję, rozpala miłość, pozwala głosić Boga sercem. Sprawia, że codzienne życie staje się stopniowo bardziej zorganizowane, uporządkowane i sensowniejsze; doświadczamy dotyku Jezusa i powolnej przemiany serca. Przykładem może być piękne świadectwo zamieszczone w Internecie: Adoracja była i jest dla mnie wyzwaniem. Jednocześnie tylko podczas adoracji czuję wystarczająco mocno dotyk Chrystusa, by zmienić siebie. I to zmienianie siebie powoduje, że adoracja jest dla mnie wyzwaniem. Trudno mi jest rozstać się choćby tylko z kawałeczkiem mojej pychy, takie rozstanie boli. A jednocześnie dotyk Chrystusa koi.

Wyrazem adoracji Boga jest modlitwa. Tertulian podkreśla jej nieograniczone wprost możliwości: zmywa winy, odpędza pokusy, wstrzymuje prześladowania, pociesza małodusznych, daje natchnienie wspaniałomyślnym, prowadzi pielgrzymujących, ucisza fale wód, łotrów wprawia w zdumienie, karmi ubogich, kieruje bogaczami, podnosi upadłych, upadających podtrzymuje, stojących broni od upadku. Dlatego modli się niebo i ziemia, aniołowie i stworzenia, nawet i ptaki powstające ze snu wznoszą się ku niebu i rozkładając na krzyż skrzydła zamiast rąk, mówią coś, co wydaje się modlitwą.

Trzy zasadnicze formy modlitwy oddają trafnie ludzką zależność od Boga. Modlitwa uwielbienia i dziękczynienia wskazuje, że jedynie Bóg jest godny największej chwały i czci. On jest źródłem wszelkiego dobra i miłości. Przykład takiej modlitwy pozostawiła nam Niepokalana Maryja. W swoim Magnificat uwielbia Ona Boga za wielkie rzeczy, które uczynił Jej i światu (Łk 1, 46-55). Wysławia Boga, który jest wszechmocny, święty, miłosierny, sprawiedliwy, dobry i niepojęty. Magnificat Maryi jest równocześnie radosnym dziękczynieniem, wynikającym z tego, że Bóg uczynił Jej wielkie rzeczy (Łk 1, 49). Uwielbienie i wdzięczność stanowiły treść modlitwy nawet Syna Bożego.

Drugą formą jest modlitwa wstawiennicza. Pozwala ona rozszerzyć własne, często skurczone, serce. Skierować wzrok na potrzeby innych. Zobaczyć, że nikt z nas nie jest pępkiem świata. Modlitwa za innych jest znakiem miłości bliźniego. Są sytuacje, w których mimo największych zaangażowań i wysiłków nie jesteśmy w stanie pomóc innym. Sytuacje te uczą pokory, uświadamiają, że nie jesteśmy zbawicielami. Czasem jednak trzeba długo i cierpliwie prosić, wołać, wstawiać się, aby „zostać wysłuchanym”. Świadectwem jest Kananejka, która mimo złego potraktowania i odrzucenia przez Jezusa prosi ufnie i nieprzerwanie, dopóki nie osiągnie celu, uzdrowienia córki (Mt 15, 21-28). Innym przykładem jest uboga wdowa, której niesprawiedliwy sędzia nie chciał bronić; nie przestaje ona nalegać, wierząc, że jeśli nawet sędzia nie wzruszy się jej ubóstwem, to wysłucha ją z powodu jej natarczywości (Łk 18, 1-8); czy natrętny przyjaciel, który idzie w nocy do przyjaciela i prosi o chleb (Łk 11, 9-13). Albo sam Jezus proszący za uczniów i Kościół (J 17). Modlitwa wstawiennicza pobudza empatię i wyzwala solidarność z cierpiącymi i potrzebującymi. Sprawia, że ich problemy stają się naszymi. Nie tylko wyzwalają emocje (być może w wygodnym pokoju przed telewizorem), ale i motywują do działania.

Trzeci rodzaj modlitwy może pozornie wydawać się zbyt egoistyczny. Chodzi tu o modlitwę błagalną za siebie. Czasami rezygnujemy z niej całkowicie albo „nie chcemy naprzykrzać się Panu Bogu” i „zawracać Mu głowy” swoimi problemami. W rzeczywistości rozmijamy się z nauczaniem Jezusa, który zachęcał: O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje. Do tej pory o nic nie prosiliście w imię moje: Proście, a otrzymacie, aby radość wasza była pełna (J 16, 23-24). W „najpopularniejszej” modlitwie Ojcze nasz Jezus zachęca również do prośby. Bóg Ojciec dobrze zna nasze potrzeby, a jednak Jezus nalega, by prosić. Prosząc, uświadamiamy sobie własne pragnienia, potrzeby, zależność od Boga i stajemy się bardziej pokorni. Jesteśmy wtedy jak dzieci, które ufają swoim rodzicom i potrafią w naturalny sposób prosić i przyjmować dary. A rodzice przecież cieszą się, gdy dzieci proszą. Nawet ciągle o to samo.

Wyrazem czci i służby Bogu jest ofiara. Święty Paweł zachęca i prosi Rzymian, aby dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną (Rz 12, 1). Ofiara duchowa polega na oddaniu siebie, swego serca, całej osoby Bogu, na dobre i złe. Jak Maryja w Nazarecie (por. Łk 1, 38). Nie chodzi więc o słowa, ale o czyny. Zresztą Pan Bóg wprost odcinał się od pięknych słów, które nie znajdują pokrycia w życiu. Podkreślał, że chce raczej miłosierdzia i miłości niż całopaleń i ofiar (por. Oz 6, 6). Najpiękniejszą ofiarą jest czyste, skruszone serce. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz, Boże, sercem pokornym i skruszonym (Ps 51, 19).

Na zakończenie Ćwiczeń duchownych święty Ignacy proponuje jej uczestnikom modlitwę ofiarowania: Zabierz Panie i przyjmij całą moją wolność, pamięć moją, mój rozum i całą moją wolę, wszystko, co mam i co posiadam. Ty mi to Panie dałeś, Tobie to zwracam. Wszystko jest Twoje. Rozporządzaj tym według Twojej woli. Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, a to mi wystarczy (Ćd, 234). Modlitwa ta wyraża zgodę na wolę Bożą. Bóg jest dawcą i Panem wszelkich darów i wartości. Może nimi rozporządzać według własnego uznania.

W czasie rekolekcji ignacjańskich rozmawiam z rekolektantami o modlitwie ofiarowania. Czasem słyszę lęki i obawy. Czy mogę Bogu całkowicie zawierzyć? Oddać bezwarunkowo wszystko i siebie? A co, jeśli zechce sprawdzić autentyczność moich słów i potraktuje je dosłownie? Oczywiście, nie można wykluczyć takiej sytuacji. Świadczy o tym przykład jednego ze starszych hiszpańskich jezuitów. Cierpiał on na amnezję i w sposób humorystyczny tłumaczył współbraciom tę przypadłość: Całe życie modliłem się: zabierz Panie pamięć moją. I zabrał, zabrał, zabrał… W rzeczywistości bezwarunkowe oddanie się Bogu prowadzi do wolności. Uwalania od nadmiernych napięć, niepokojów, stresów. Daje odwagę i pewność. Przecież wszystko jest w rękach dobrego Boga, a On chce jedynie ludzkiego szczęścia.

Wzorem każdej ofiary jest dar Syna Bożego. Najdoskonalsza ofiara z siebie, którą złożył On na krzyżu, z miłości do Ojca i do człowieka. Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5, 6-8). Ofiara Jezusa była konsekwencją miłości świadomej, bezwarunkowej i do końca (J 13, 1). Taki wymiar winna mieć nasza ludzka ofiara. Nie chodzi w niej o wypełnianie obowiązku, pewnych świadczeń, aby Bóg był zadowolony, ale o praktykowanie miłości Boga, bliźnich i siebie.

Wyrazem ofiary składanej Bogu są przyrzeczenia i śluby. Przyrzeczenia wiążą się z ważnymi sakramentalnymi wydarzeniami życia duchowego. U początku życia w sakramencie chrztu czynią to rodzice i chrzestni. Zobowiązują się w ten sposób do troski o kształtowanie wiary i rozwój życia duchowego małego jeszcze dziecka. Świadomym aktem jest już bierzmowanie. Wówczas młody człowiek potwierdza przed Kościołem swój wybór Boga i wiary; otrzymuje moc Ducha Świętego i Jego dary, by świadomie kształtować relacje przyjaźni z Bogiem. Z przyrzeczeniami wiąże się również wybór drogi życiowej. Zarówno małżeństwo, jak i kapłaństwo są dogłębnym oddaniem siebie drugiej osobie. W sakramencie małżeństwa wierność, miłość i dozgonność przyrzeka się małżonkowi, w sakramencie kapłaństwa samemu Chrystusowi. Prócz tych dalekosiężnych i brzemiennych w skutki przyrzeczeń istnieją również zwyczajne, codzienne, ale również ważne i wpływające na całokształt relacji z Bogiem. Przyrzeczenia takie wyrażają się na przykład w dobrych uczynkach, różnych formach ascezy, modlitwy, pielgrzymek. Im mniej kryją w sobie motywacji egoistycznych, tym bardziej są cenne i miłe w oczach Bożych.

Jako szczególną ofiarę należy wyodrębnić rady ewangeliczne, czyli śluby: czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. Poprzez nie osoba, która oddaje siebie Bogu, rezygnuje w sposób świadomy i wolny z niektórych „światowych przyjemności”. Ślub czystości wiąże się z rezygnacją z życia małżeńskiego i wyborem samotności; w ten sposób zbliża do miłości bezinteresownej oraz lepiej pomaga zrozumieć osoby samotne, cierpiące, zagubione w życiu. Ślub ubóstwa jest rezygnacją z nadmiernej konsumpcji i posiadania; pozwala prowadzić prosty, ewangeliczny tryb życia, solidaryzować się z ludźmi prawdziwie ubogimi, pomagać im i kontestować daleki od miłosierdzia i sprawiedliwości współczesny świat. Ślub posłuszeństwa dotyczy rezygnacji z pełnej wolności. Dzięki niemu osoba zakonna jest bardziej otwarta, mobilna, dyspozycyjna; zamiast siebie szuka przede wszystkim woli Bożej, którą odczytuje w decyzjach przełożonych. Śluby prowadzą do większej otwartości na Boga, a w Nim na drugiego człowieka. Kształtują człowieka dojrzałego, świadomego, odpowiedzialnego, dającego pogodne świadectwo miłości, prostoty i życia na co dzień wolą Bożą.

IKONA BOGA

W relacji z Bogiem człowiek, jako istota cielesno-duchowa, potrzebuje materialnych znaków. W czasach biblijnych Izrael otrzymał jednoznaczny zakaz tworzenia podobizn Boga: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (Wj 20, 4). Zakaz ten był uwarunkowany względami kulturowymi i poziomem religijnym ówczesnych czasów. Nie odróżniano bowiem jeszcze osoby od jej wizerunku, figury, obrazu. Materialne wyobrażenia bóstw utożsamiano z samym Bogiem. Psalmista szydzi z nich i wskazuje ich martwotę: Ich bożki to srebro i złoto, robota rąk ludzkich. Mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; nozdrza mają, ale nie czują zapachu. Mają ręce, lecz nie dotykają; nogi mają, ale nie chodzą; gardłem swoim nie wydają głosu. Do nich są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa (Ps 115, 4-8; por. Ps 135, 15-18).

Mimo jednoznacznych zakazów pewne symbole były dopuszczalne. Mojżesz na przykład skonstruował miedzianego węża, którego umieścił na palu. Kto spojrzał na niego z wiarą, unikał śmierci (Lb 21, 8-9). Obecność Bożą symbolizowała Arka Przymierza. Była to prostokątna skrzynia wykonana z akacjowego drewna, w której przechowywano tablice z wyrytym Dekalogiem, misę z manną oraz laskę Aarona. Po jej obu stronach umieszczono dwóch złotych cherubów, zwróconych ku sobie twarzami. Przypominały one postacie mitycznych gryfów, czyli zwierząt-strażników znanych ze sztuki mezopotamskiej. Podobne postacie cherubów umieścił później Salomon w swojej świątyni (zob. 1 Krl 6, 23nn). Te i inne symbole starotestamentalne były zaczątkiem późniejszych wizerunków Boga.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie w czasach Nowego Przymierza. Bóg, na którego nie można było spojrzeć i przeżyć (por. Wj 19, 20nn), przyjął ludzkie ciało, stał się człowiekiem. Syn Boży, który stanowi jedność z Bogiem Ojcem (J 10, 30), żył na ziemi; pozwolił nie tylko, by Go oglądano i słuchano, ale również dotykano, obejmowano. Wobec tego chrześcijanie doszli powoli, choć nie bez oporów, do wniosku, że skoro Bóg sam się objawił w postaci człowieka – co było nie do pojęcia dla Izraelitów, nie znających jeszcze pojęcia Trójcy, sprzeciwiało się bowiem jedyności Boga – to można tę postać przedstawić w malarstwie lub rzeźbie (L. Knabit). Syn Boży, przyjmując ciało, zapoczątkował nową „ekonomię” obrazów (KKK, 2131).

Kult obrazów nie jest sprzeczny z pierwszym przykazaniem, co zarzucają chrześcijanom świadkowie Jehowy czy inne grupy religijne. Należy jednak właściwie go rozumieć. Nie jest to cześć dla obrazów ani dla postaci namalowanych czy wyrzeźbionych. Obraz, figura czy rzeźba są symbolami pierwowzoru, osoby, której są dedykowane. Kto czci obraz, ten czci osobę, którą obraz przedstawia – stwierdza Sobór Nicejski II.

W czci obrazów i innych symboli religijnych należy unikać skrajności. Z jednej strony może to być odrzucanie wszelkich form czci ikon, obrazów, symboli i znaków religijnych i uznawanie ich za zabobon. Religijność staje się wówczas „sterylna”, wyzuta z piękna i wszelkich form emocjonalności, bardziej surowa, „męska”. Niektórzy mistrzowie modlitwy (mężczyźni) proponują usuwać wszystkie symbole religijne. Święty Jan od Krzyża zaleca, by cela mnicha oprócz krzyża nie zawierała niczego, tylko gołe ściany, gdyż nawet święte obrazy mogą przeszkadzać. Z kolei ojcowie z góry Athos proponują, by modlić się w ciemnym kącie, spuścić głowę, nie wyobrażać sobie żadnych obrazów, ale całą uwagę skupić na sercu.

Druga skrajność polega na nadmiernym kulcie i eksponowaniu obrazów i znaków religijnych, połączonym z dwuznacznymi ceremoniami. Wiele z nich może budzić irytację u współczesnych bardziej racjonalnych chrześcijan. We mnie lekki niesmak wywołuje nadmierne przywiązywanie wagi do nieco naiwnych tradycji. Jako przykład może posłużyć obmywanie winem cudownej figurki Matki Bożej w Gidlach i sprzedawanie go jako cudownego. Oczywiście, wiara czyni cuda. Niemniej… Pamiętam również śmiech, jaki wzbudził wśród niektórych pielgrzymów kurnik z kurami i kogutem znajdujący się w kościele Santo Domingo de la Calzada w Hiszpanii. Wprawdzie nawiązuje on do legendy, zgodnie z którą upieczony i znajdujący się na talerzach drób ożył, potwierdzając niewinność oskarżonego, jednak dzisiejszy kurnik w kościele wywołuje mieszane uczucia.

Różne reakcje budzą dziś drogocenne zdobienia kościołów. Już święty Jan Chryzostom zalecał, by zamiast stroić kościoły, bardziej dbać o ubogich. W tej delikatnej kwestii potrzeba również pewnego umiaru i wyczucia. Na pewno troska o biednych była jednym z celów nauczania Jezusa i stanowi dziś opcję preferencyjną Kościoła. Potwierdza ją swoim nauczaniem i stylem życia papież Franciszek. Nie można jednak zabraniać wiernym składania darów i kosztownych wotów dla sanktuariów, kościołów, ozdabiania obrazów czy figur, jeżeli jest to wyrazem ich wolnej decyzji i formą czci Boga, Maryi czy świętych. Zapewne w naglącej sytuacji Kościół, za zgodą ofiarodawców, może je właściwie wykorzystać.

Warto jeszcze dodać, że ikoną Boga jest nie tylko obraz, rzeźba czy inne symboliczne wyobrażenie. Duchową ikoną Boga jest człowiek. Jest nią przez duchowość, osobowość, wolność. Człowiek obdarzony kreatywnością, zdolnością do relacji osobowych, a przede wszystkim zdolnością do kochania i bycia kochanym posiada absolutną i niezniszczalną godność, wielkość i piękno. I może również dlatego Syn Boży zechciał przyjąć ludzką naturę, a aniołowie mogą nam jej pozazdrościć!

Jeżeli człowiek jest obrazem Boga, winien również odbierać szacunek i cześć. Kontemplując jego piękno, nie tylko zewnętrzne, ale przede wszystkim duchowe, szanując jego wartość i godność, adorujemy w nim samego Stwórcę, Wiecznego Artystę, który komponuje partyturę ludzkiego życia i wciąż rzeźbi i doskonali swe dzieło.

1 Wszystkie cytaty z Pisma świętego za Biblią Tysiąclecia, wydanie 3, Poznań–Warszawa 1990.

2 Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 1994.

3 Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 2002.

SŁOWO DRUGIE

Imiona Boga

JAKIE JEST TWOJE IMIĘ?

Jednym z częstszych grzechów, z którymi spotykają się spowiednicy w sakramencie pojednania, jest grzech związany z drugim przykazaniem. Większość osób mówi o nim niemal rutynowo: „Wymawiałem imię Boże nadaremno”. Słowa te rozumiane są najczęściej jako powtarzane nieświadomie imię Jezusa, Maryi, świętych bądź wymawiane (równie nieświadomie) akty strzeliste. Ale czy rzeczywiście tylko o to chodzi?

W kulturach starożytnych imię było ściśle związane z osobą; stanowiło o jej tożsamości, wyrażało jej charakterystyczne cechy czy styl życia. Brak imienia równoznaczny był z niebytem. Gdy Ewa urodziła Kaina, zawołała: Otrzymałam mężczyznę od Pana (Rdz 4, 1). Imię Kain pochodzi od czasownika „qanah”, które może oznaczać „otrzymać, posiadać, rodzić, stwarzać”. Jest więc pierwszą krótką modlitwą biblijną, będącą wyrazem wiary w Boga, Pana i Stwórcę. Imię drugiego syna Ewy zapowiada z kolei dramat. Abel znaczy „znikomość”, „nicość”; jest zapowiedzią krótkości jego życia, egzystencji.

Znajomość imienia osoby czy rzeczy była w pewnym sensie równoznaczna z dysponowaniem nią. Imię, „nomen”, gdy zostaje wypowiedziane, pozwala wziąć w posiadanie istotę, która je nosi (J. Marques-Riviere). Pytając o imię, pyta się o osobę, jej egzystencję i siłę, a znając imię, ma się władzę nad tym, który je nosi (A. Grabner-Heider). Gdy Adam w raju nadał imiona zwierzętom, stał się ich panem (Rdz 1, 28nn; 2, 18nn). Gdy Jakub prosił o błogosławieństwo, Bóg zapytał go o imię (Rdz 32, 28). Imię Jakub oznacza między innymi „być oszustem, kłamcą”. Oszustwa Jakuba tak zrosły się z jego życiem, że wyrażały jego tożsamość. Jednak Bóg zmienia Jakubowi imię: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i ludźmi, i zwyciężyłeś (Rdz 32, 29). Hebrajskie słowo „Yisra’el” znaczy: „Bóg panuje (nad nami)” albo „Bóg walczy (za nas)”. Inni tłumaczą: „Bóg jest sprawiedliwy”. Zmiana imienia jest wyrazem wewnętrznej przemiany. Odtąd Jakub stanie się dzieckiem, synem. Jakub również chciał poznać imię Boga: Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię? (Rdz 32, 30). Bóg jednak nie wyjawił mu go. Człowiek w życiu ziemskim nigdy nie pozna imienia Boga, czyli Jego istoty, głębi ani nie będzie miał nad Nim przewagi, kontroli. Bóg zawsze pozostanie dla niego tajemnicą, która go przekracza, przewyższa, chociaż nie przytłacza.

Również Jezus zmienił imiona swoim najbliższym uczniom i przyjaciołom. Szymona Piotra nazwał Kefasem, czyli Piotrem (J 1, 42). Imię to oznacza skałę, na której Jezus pragnął zbudować swój Kościół (por. Mt 16, 18). Braci Jakuba i Jana nawał Boanerges, czyli „synami gromu” (Mk 3, 17), zapewne ze względu na ich gorliwość i porywczy charakter. Zmiana imion Apostołów związana była z misją i zadaniami, jakie im powierzył.

Nadawanie dziecku imienia w czasach biblijnych wiązało się również z pragnieniami, oczekiwaniami w stosunku do niego i z zadaniami, jakie miało wypełnić w przyszłości. Dla Racheli macierzyństwo było całym sensem życia, zgodnie z jej imieniem, które oznacza „owca” lub „macierzyństwo”. Gdy w wielkich bólach urodziła ostatniego syna, nazwała go imieniem Benoni, czyli „syn mojej boleści”. Z cierpienia Racheli wyrósł kwiat i owoc jej miłości. Jakub po śmierci żony nazwie go Beniamin, „syn prawicy, syn szczęścia, szczęsny” i przeleje na niego całą miłość, jaką darzył wcześniej żonę. W nim miłość Jakuba nadal żyła, niepokonana przez śmierć.

Przelanie na dziecko marzeń i pragnień, wyrażające się w imieniu, nie należy i dziś do rzadkości. Pozwolę sobie tutaj na osobistą dygresję. Moje dwa imiona Stanisław i Antoni wyrażają oczekiwania moich bliskich, ojca i matki chrzestnej. Mój ojciec pragnął, bym nosił imię Stanisław, gdyż było ono imieniem synów pierworodnych w jego rodzinie od niepamiętnych czasów. Niestety, na mnie zakończyła się „dynastia Stanisławów”. Z kolei moja chrzestna matka chciała Antoniego. Imię to miało być „przedłużeniem życia” jej narzeczonego, który zginął w wypadku motocyklowym. Ostatecznie te dwa oczekiwania zostały połączone w dwóch imionach.

Imiona biblijne były często powiązane z przedrostkiem oznaczającym Boga, na przykład „Jo” (skrócona forma Jahwe) lub „El” (Bóg). W ten sposób podkreślano bliską wieź, relacje łączącą z Bogiem, a także pragnienia z Nim związane. Takie imię nosił na przykład Joram, czyli „Jahwe jest wspaniały”; Jonatan, czyli „Jahwe dał”; Johannes (Jan), „Bóg jest łaskawy”; Elkana, czyli „Bóg powołał do życia”; Elisza, „Bóg okazał pomoc” czy Emmanuel, „Bóg z nami”.

Imiona zwykle otrzymujemy. Są one wyrazem pragnień, oczekiwań czy (nierzadko) gustu i upodobań naszych bliskich. Zapewne większą wartość mają te, które możemy wybierać sami. W ostatnich latach byliśmy świadkami wyboru imion przez kilku papieży. Jan Paweł II wybrał to imię, pragnąc kontynuować linię swego zmarłego przedwcześnie poprzednika, a także wybitnych Apostołów. Benedykt XVI nawiązał do patrona Europy, ojca duchowego życia zakonnego Zachodu. Z kolei papież Franciszek odwołuje się do świętego Franciszka z Asyżu, stawiając na prostotę, ubóstwo duchowe i pokój.

Sakrament bierzmowania daje również możliwość wyboru imienia. Dobrze jest, gdy łączymy je z imionami świętych patronów lub osobami, które stanowią wzór dojrzałości chrześcijańskiej i mobilizują do świadomego przeżywania dalszego życia. W niektórych zgromadzeniach zakonnych rozpoczęcie nowej drogi życia wiąże się z wyborem nowego imienia. Ta chwila staje się wówczas cezurą pomiędzy dotychczasowym (światowym) a obecnym (ewangelicznym) życiem. Niestety, bywa i tak, że zaczyna brakować świętych imion i siostry przyjmują imiona ekscentryczne, dziwaczne.

Chociaż imiona są nam przydzielane po narodzinach, możemy na prywatny użytek przybierać sobie dodatkowe. Inspiracją mogą być postacie biblijne. Takie osobiste, prywatne imię może być motywacją i zachętą, a także mobilizacją do naśladowania wielkich postaci biblijnych, świętych lub ludzi wielkiego formatu duchowego i moralnego.

NAJŚWIĘTSZE IMIĘ

El (lub w liczbie mnogiej Elohim) jest najstarszym biblijnym imieniem Boga. U jego podstaw leży zapewne znaczenie być mocnym, posiadać moc (A. Grabner-Heider). Izraelici łączą je z innymi epitetami, na przykład El eljon, Bóg Najwyższy (Rdz 14, 18) czy El szaddaj, Bóg Wszechmogący (Rdz 17, 1). Chociaż Bóg znany był pierwszym patriarchom, po raz pierwszy objawił swoje imię przyjacielowi Mojżeszowi. Na górze Horeb, podczas słynnego spotkania przy płonącym krzewie, Bóg powierzył mu życiową misję; miał wyprowadzić swój naród z niewoli egipskiej i zaprowadzić do Ziemi Obiecanej. Mojżesz zareagował lękliwie, miał bowiem świadomość braku kompetencji i autorytetu wśród Hebrajczyków. Jednak Pan Bóg zapewnił go o swoim towarzyszeniu i pomocy. Na prośbę Mojżesza objawił mu swoje imię: JESTEM, KTÓRY JESTEM. I dodał: Tak powiesz synom Izraela: JESTEM posłał mnie do was. Mówił dalej Bóg do Mojżesza: Tak powiesz Izraelitom: JESTEM, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia (por. Wj 3, 14-15). W języku hebrajskim tworzy go tetragram „jhwh” (wymawiane Jahwe). Skrócone formy, które zachowały się w imionach własnych, brzmią przykładowo: „Jahu”, „Jo”, „Ja”. Na marginesie warto wspomnieć, że imię Jehowa używane przez świadków Jehowy, jest jego średniowieczną, zniekształconą formą.

Imię Jahwe wyraża pewność i bliskość. Przede wszystkim Bóg jest. Nie tylko transcendentny, daleki, nieosiągalny. Ale bliski człowiekowi, bliższy niż człowiek sobie. W nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28). Osiemnastoletnia Katarzyna ze Sieny zapytała na modlitwie: Kim jestem Panie? I powiedz mi Panie, kim Ty jesteś? Usłyszała wówczas odpowiedź: Jesteś tą, która nie jest. Jestem tym, który jest (Ch. van der Plancke, A. Knockaert). Człowiek nie może istnieć bez Boga. Wszystko jest Jego darem i łaską.

Bóg objawiający się Mojżeszowi na Synaju jest aktywny, działa, pragnie go wspomagać i wspierać. Potwierdzi to cała historia zbawienia. Aktywność Boga nie manifestuje się w sposób epizodyczny, przerywany, okazjonalny, ale stoi pod znakiem ciągłości, wierności. Tak, Bóg jest wierny człowiekowi. Sprawy ziemskie interesują Go z bliska, leżą Mu na sercu, krzyk jego synów rani, cierpienia jego stworzeń poruszają (A. Pronzato).

Imię Boga objawione w Starym Testamencie było święte. Nie można go było nawet wymawiać! Mógł to uczynić jedynie arcykapłan, i to raz w roku, w dzień przebłagania (Kippur). Z tej okazji nosił na czole Imię Adonai-Jhwh, wyryte „jak na pieczęci” lub „diademie ze szczerego złota” (Wj 28, 36-38) i z drżeniem i lękiem wchodził do „najświętszego miejsca”, gdzie wymawiał „wielkie i budzące grozę” imię, by prosić o łaskę przebaczenia swoich grzechów, grzechów swojego ludu i wszystkich narodów (A. Chouraqui). Imię stanowiło jakby odbicie osoby, stąd traktowane było z największą czcią i szacunkiem. Uważa się, że imię Boga nacechowane jest ogromną energią, dlatego musi być traktowane z największą ostrożnością, unikając wszelkich grubiańskich manipulacji. Jakby ostrzegało: „Kto go dotknie, umrze!” (jak w przypadku ujrzenia Bożego oblicza) (A. Pronzato). Izraelici woleli więc używać peryfraz, na przykład: Święty, niech będzie błogosławiony; Najwyższy, Stworzyciel; Pan; Wszechmocny; Odwieczny.

Imię Boga traktowane jest z wielkim pietyzmem i szacunkiem również w islamie. Według teologii muzułmańskiej istnieje cztery tysiące imion Boga. Tysiąc z nich zna jedynie Bóg, drugi tysiąc – Bóg i aniołowie, kolejny – Bóg, aniołowie i prorocy a ostatni – Bóg, aniołowie, prorocy i wierni. Spośród ostatniego tysiąca trzysta imion wymienia Księga Psalmów, trzysta Ewangelie, trzysta pozostałe księgi Biblii i sto Koran. Ze stu imion, które wymienia Koran, dziewięćdziesiąt dziewięć jest powszechnie znanych wszystkim wiernym (wypowiada się je, przesuwając paciorki różańca „sabha”). Przykładowo: Łaskawy, Miłosierny, Wierny, Szczodry, Hojny, Kochający, Prawdziwy, Jedyny, Mądry, Niezmienny, Czuwający, Sprawiedliwy, Wielkoduszny, Pobłażliwy, Absolutny, Wiecznie Żyjący, Wszystko Wybaczający, Współczujący, Cierpliwy. Jedno imię jest ukryte, tajemne, dostępne jedynie mistykom. Wprawdzie islam nie precyzuje głośno tego imienia, ale odwołując się do największego z mistyków Nowego Testamentu, świętego Jana, można z całą pewnością przyjąć, że chodzi o Miłość. Bóg jest miłością (1 J 4, 8). To błogosławieństwo, że Bóg nie jest przywiązany do jednej świątyni, jednego stylu modlitwy, jednego stylu prowadzenia pracy duszpasterskiej. Jest jak perły, ma wiele odcieni, wiele powłok i wszystkim coś oferuje, dokładnie w taki sposób, by to odpowiadało potrzebom każdej osoby (S. Hawkins Adams).

Imię Boga w pełni objawił Jego Syn, Jezus Chrystus. W zasadzie można by zaryzykować twierdzenie, że było to treścią Jego ziemskiej misji. W Wieczerniku tuż przed swoją śmiercią modlił się do Ojca: Objawiłem im Twoje imię inadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich (J 17, 26). Odtąd imię Boga nie będzie już tajemnicze i śmiercionośne, ale bliskie, obecne w codzienności. Stanie się treścią codziennej modlitwy.

Najpiękniejszym imieniem Boga, które objawił Jezus, jest określenie „Abba”, czyli ojciec. Słowa tego w czasach Jezusa używały dzieci w stosunku do ziemskich ojców, nikt natomiast nie ośmieliłby się zwracać w ten sposób do Boga. Jezus poprzez słowo „Abba” wprowadza w intymną więź, jaka łączy Go z Ojcem. Odtąd w identyczny sposób będą mogli modlić się do Boga wszyscy uczniowie Jezusa.

Relacje miłości Boga jako ojca z każdym człowiekiem (dzieckiem Bożym) trafnie oddaje Jego „list” skompilowany z tekstów biblijnych:

Moje dziecko,

Możesz mnie nie znać, ale Ja wiem o Tobie wszystko (por. Ps 139, 1).

Wiem, kiedy siedzisz i kiedy wstajesz (por. Ps 139, 2),

Znam wszystkie Twoje drogi (por. Ps 139, 3),

Nawet wszystkie włosy na Twojej głowie są policzone (por. Mt 10, 29-31),

Ponieważ zostałeś stworzony na mój obraz (por. Rdz 1, 27).

We mnie żyjesz, poruszasz się i jesteś (por. Dz 17, 28),

Bo jesteś moim potomstwem (por. Dz 17, 28).

Znałem Cię, zanim zostałeś poczęty (por. Jr 1, 4-5).

Wybrałem Ciebie, gdy planowałem stworzenie (por. Ef 1, 11-12).

Nie byłeś pomyłką (por. Ps 139, 15).

Wszystkie Twoje dni są zapisane w mojej księdze (por. Ps 139, 16).

Określiłem dokładny czas Twojego urodzenia i miejsce zamieszkania (por. Dz 17, 26).

Jesteś cudownie stworzony (por. Ps 139, 14).

Ukształtowałem Cię w łonie Twojej matki (por. Ps 139, 13)

I byłem pomocny w dniu twoich narodzin (por. Ps 71, 6).

Jestem fałszywie przedstawiany przez tych, którzy Mnie nie znają (por. J 8, 41-44).

Nie jestem odległy i gniewny, jestem pełnią miłości (por. 1 J 4, 16)

I całym sercem pragnę Cię tą miłością obdarzyć (por. 1 J 3, 1),

Po prostu dlatego, że jesteś moim dzieckiem, a Ja – Twoim Ojcem (por. 1 J 3, 1).

Daję Ci więcej niż Twój ziemski ojciec mógłby Ci zapewnić (por. Mt 7, 11),

Bo jestem Ojcem doskonałym (por. Mt 5, 48).

Wszelkie dobro, jakie otrzymujesz, pochodzi z mojej ręki (por. Jk 1, 17).

Zaopatruję Cię i zaspokajam wszystkie Twoje potrzeby (por. Mt 6, 31-33).

Moim planem jest dać Ci dobrą przyszłość (por. Jr 29, 11),

Ponieważ kocham Cię miłością wieczną i nieskończoną (por. Jr 31, 3).

Moich myśli o Tobie jest więcej niż ziaren piasku na brzegu morza (por. Ps 139, 17-18)

I cieszę się Tobą, śpiewając z radości (por. Sof 3, 17).

Nigdy nie przestanę czynić Ci dobra (por. Jr 32, 40),

Gdyż jesteś moją drogocenną własnością (por. Wj 19, 5).

Z całego serca iz całej duszy chcę, byś mieszkał bezpiecznie (por. Jr 32, 41)

I pokazać Ci rzeczy wielkie i wspaniałe (por. Jr 33, 3).

Jeśli będziesz Mnie szukał z całego serca, znajdziesz Mnie (por. Pwt 4, 29).

Rozkoszuj się Mną, a dam Ci to, czego pragnie Twoje serce (por. Ps 37, 4),

Bo to Ja daję Ci takie pragnienia (por. Flp 2, 13).

Jestem w stanie dać Ci o wiele więcej, niż możesz sobie wyobrazić (por. Ef 3, 20).

To we Mnie znajdziesz największe wsparcie i zachętę (por. 2 Tes 2, 16-17).

Jestem też Ojcem, który pociesza Cię we wszelkich Twoich smutkach (por. 2 Kor 1, 3-4).

Kiedy jesteś załamany, jestem blisko Ciebie (por. Ps 34, 18).

Tak jak pasterz niosący owieczkę, trzymam Cię blisko mojego serca (por. Iz 40, 11).

Pewnego dnia otrę wszystkie łzy z Twoich oczu (por. Ap 21, 3-4)

I uwolnię od wszelkiego bólu, który znosiłeś na ziemi (por. Ap 21, 3-4).

Jestem Twoim Ojcem i kocham Cię dokładnie tak, jak kocham mojego syna, Jezusa (por. J 17, 23),

Bo w Jezusie objawiłem moją miłość do Ciebie (por. J 17, 26).

On jest wiernym odbiciem Mnie samego (por. Hbr 1, 3).

Przyszedł, by udowodnić, że jestem z Tobą, nie przeciwko Tobie (por. Rz 8, 31),

By powiedzieć Ci, że nie liczę Twoich grzechów (por. 2 Kor 5, 18-19).