Memory. Memory Almost Full - Julia Biel - ebook

Memory. Memory Almost Full ebook

Biel Julia

3,8

Opis

Julia Biel, autorka bestselleru To nie jest, do diabła, love story, tym razem w powieści z wątkiem fantastycznym i mnóstwem zagadek – nie tylko dla fanów Trylogii Snów.

Amelia od dzieciństwa kocha anagramy, przyjaciółkę Kiki i swoją rodzinę. Kiedy wraca ze szkolnej wymiany, okazuje się, że w domu czeka na nią zupełnie inne życie i rzeczywistość, z którą niełatwo się pogodzić. W dodatku w ręce dziewczyny trafia list, a z nim tajemnica, która solidnie zamiesza w jej życiu oraz w jej… snach. Już wkrótce Amelia nie będzie w stanie stwierdzić, gdzie przebiega granica między jawą a snem i do którego świata należy. Zwłaszcza że i w jednym, i w drugim wymiarze spotyka chłopaka o szmaragdowych oczach…

Miłość, przygoda i tajemnica spiętrzone do granic przyzwoitości.

Czas na niezapomnianą przygodę! Wspólnie z bohaterami będziecie rozwiązywać zagadki, odkrywać rodzinne tajemnice i poszukiwać odpowiedzi na stale pojawiające się pytania. Gwarantuję, że ta powieść trafi na listę Waszych ulubionych książek. Sięgnijcie po "Memory Almost Full" i tak jak ja zakochajcie się w twórczości Julii Biel!

Karolina Łukawska, @ksiazkidobrejakczekolada

MAF to genialny pomysł, zaskakujące zagadki, powalające gry językowe, mój ulubiony humor i plot-twist, przez który zaniemówicie… albo zaczniecie krzyczeć z emocji. Obie reakcje są jak najbardziej możliwe!

Natalia Gawrońska, @nattrook

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 298

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (39 ocen)
13
11
12
0
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jestemczytam

Nie polecam

Dotrwałam do połowy i dalej już mi się nie chce. Nie zaciekawiła mnie zupełnie. Nie podoba mi się język autorki. To moje trzecie podejście do książek Pani Julii i ostatnie. Nie moja bajka.
malfonsinio

Nie oderwiesz się od lektury

Zdecydowanie wciągająca, zdecydowanie nieprzewidywalna, w pełni zasłużyła na opinie innej niż wszystko co do tej pory powstało. Warto przeczytać choćby po to żeby się przekonać jak bardzo jest inna 😊
00
KarolinaCzyta

Nie oderwiesz się od lektury

"Memory Almost Full" to zupełnie nowa historia autorstwa Julii Biel i całkowicie inny rodzaj jej twórczości. Amelia wraca do rodzinnego domu z Nowego Jorku, a jej życie zostaje wywrócone do góry nogami. Dowiaduje się, że najbliżsi ukrywali przed nią śmierć ukochanej babci. Nastolatce trudno jest się z tym pogodzić. Co więcej - zmarła pozostawiła list dla wnuczki, w którym błaga ją o pomoc. To jeszcze nie koniec. W snach Amelii pojawia się zielonooki mężczyzna. I mogłoby się wydawać, że to nic dziwnego (komu nie śnią się przystojniacy?), gdyby nie fakt, że później spotyka go w rzeczywistości. Amelia będzie musiała odkryć nie tylko tożsamość chłopaka z jej snów, ale także dowiedzieć się, co chciała przekazać babcia. Czy poradzi sobie z tym, co odkryje? Wraz z bohaterami "Memory Almost Full" będziecie rozwiązywać zagadki, odkrywać rodzinne tajemnice i poszukiwać odpowiedzi na wiele pojawiających się pytań. Czy jesteście gotowi na tę niesamowitą przygodę? To, co najbardziej polubiła...
00
Avila93

Nie oderwiesz się od lektury

To jest książka, która dostarczy dużo emocji i frajdy, jeśli jest się uważnym obserwatorem i czytelnikiem :)
00
Sapphire

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa, intrygująca ;)
00

Popularność




Text co­py­ri­ght © 2023 by Ju­lia Biel Co­py­ri­ght © 2023 for this edi­tion by Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o.
Me­dia Ro­dzina po­piera ści­słą ochronę praw au­tor­skich. Prawo au­tor­skie po­bu­dza róż­no­rod­ność, na­pę­dza kre­atyw­ność, pro­muje wol­ność słowa, przy­czy­nia się do two­rze­nia ży­wej kul­tury. Dzię­ku­jemy, że prze­strze­gasz praw au­tor­skich, a więc nie ko­piu­jesz, nie ska­nu­jesz i nie udo­stęp­niasz ksią­żek pu­blicz­nie. Dzię­ku­jemy za to, że wspie­rasz au­to­rów i po­zwa­lasz wy­daw­com na­dal pu­bli­ko­wać ich książki.
Pro­jekt książki
Opra­co­wa­nie ty­po­gra­ficzne Ra­do­sław Stęp­niak
Pro­jekt okładki To­masz Her­cog
Ma­te­riały gra­ficzne Shut­ter­stock
W po­wie­ści wy­ko­rzy­stano frag­menty utworu Kon­stan­tego Il­de­fonsa Gał­czyń­skiego pt. Oj­czy­zną moją jest mu­zyka.
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki – z wy­jąt­kiem cy­ta­tów w ar­ty­ku­łach i prze­glą­dach kry­tycz­nych – moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
ISBN 978-83-8265-625-1
Must Read jest im­prin­tem wy­daw­nic­twa Me­dia Ro­dzina Sp. z o.o. ul. Pa­sieka 24, 61-657 Po­znań tel. 61 827 08 50wy­daw­nic­two@me­dia­ro­dzina.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla wszyst­kich mi­ło­śni­ków za­ga­dek.

Naj­więk­szą je­ste­śmy my sami.

I dla wszyst­kich,

któ­rzy kie­dyś stra­cili uko­cha­nego zwie­rzaka.

Moja M., my­ślimy o To­bie.

Play­li­sta

Hyp­no­ti­zed

PUR­PLE DI­SCO MA­CHINE, SO­PHIE AND THE GIANTS

Dream

IMA­GINE DRA­GONS

Dream on

AE­RO­SMITH

A Mil­lion Dre­ams

P!NK

Wa­iting for Love

AVI­CII

Sweet Emo­tions

JE­SPER JEN­SET X GRO­MEE

Tram­po­line

SHAED

Hold Me While You Wait

LE­WIS CA­PALDI

Wake Me Up

AVI­CII

Be­au­ti­ful Mad­ness

MI­CHAEL PA­TRICK KELLY

Young­blood

5 SE­CONDS OF THE SUM­MER

Lit­tle Do You Know

ALEX & SIERRA

Stay

RI­HANNA

.

CZAS NIE JEST MOIM SPRZY­MIE­RZEŃ­CEM.

NI­GDY NIE BYŁ.

DRZEWO I DRWA,

RÓŻE I KOLCE,

CE­GŁA I MUR,

PUSTKA I PRÓŻ­NIA.

TA­JEM­NICA I ŻAL,

BLI­ZNY I RANY,

PRZE­SZŁOŚĆ I TE­RAŹ­NIEJ­SZOŚĆ,

SPLE­CIONE W UŚCI­SKU

NI­CZYM PARA KO­CHAN­KÓW.

I PEW­NOŚĆ, ŻE ZDA­RZY SIĘ DZIEŃ,

CO RANY ZA­BLIŹNI, I ŻE ULGA NA­STA­NIE

PO OBY­DWU STRO­NACH.

JE­STEM.

TRWAM.

CZE­KAM.

ROZ­DZIAŁ

– 1 –

Ame­lia

OD PA­TRZE­NIA NA LIST BO­LAŁA MNIE GŁOWA.

Le­ża­łam na ka­na­pie i usi­ło­wa­łam przy­cią­gnąć my­ślami moją naj­lep­szą przy­ja­ciółkę Kiki. Znów gdzieś po­sia­łam te­le­fon i to wła­śnie w chwili, kiedy po­sta­no­wi­łam jej się zwie­rzyć. Tylko ona była w sta­nie zro­zu­mieć za­mie­sza­nie w mo­jej du­szy.

To prawda, że nie wi­dzia­łam Mags od roku. I to prawda, że prze­ga­pi­łam ostat­nie mie­siące, a te­raz ją stra­ci­łam.

Ode­szła na za­wsze.

Wy­jeż­dża­jąc za gra­nicę na szkolną wy­mianę, nie mia­łam po­ję­cia, że de­men­cja tak szybko ją po­kona, że z cza­sem od­bie­rze jej wszystko, by wresz­cie uwol­nić od tru­dów nie­pa­mięci.

Kiedy wró­ci­łam do Pusz­czy­kowa pod Po­zna­niem i za­sta­łam pu­sty po­kój, długo nie mo­głam się po­zbie­rać. Jak­bym wró­ciła tylko po­ło­wicz­nie.

Niby znów tu by­łam, ale jakby nie­ko­niecz­nie. Nie do końca. Wspo­mnie­nia bla­kły w za­stra­sza­ją­cym tem­pie, a ja pil­nie usi­ło­wa­łam je za­trzy­mać, żeby nie stra­cić ich na za­wsze.

Cza­sem re­ak­cje na­szych bli­skich na roz­wój rze­czy­wi­sto­ści są dla nas tak nie­zro­zu­miałe, że na­szą je­dyną re­ak­cją jest za­mknąć się w so­bie i nie re­ago­wać wcale.

A ja po­cząt­kowo zu­peł­nie nie po­tra­fi­łam po­ra­dzić so­bie z tym, co mnie cze­kało.

Sie­dzia­łam te­raz z li­stem – dzi­wacz­nym, wzru­sza­ją­cym i mocno chwy­ta­ją­cym za gar­dło – i nie wie­dzia­łam, czy mam się wście­kać, czy pła­kać.

Trudno mi było za­ak­cep­to­wać, że mama nie chciała mnie za­smu­cać, więc utrzy­mała w ta­jem­nicy śmierć Mags. To było dla mnie nie­po­jęte, nie­zro­zu­miałe, nie­ak­cep­to­walne. Prze­cież wró­ci­ła­bym na po­grzeb w każ­dej chwili, rzu­ci­ła­bym to pie­przone sty­pen­dium, cier­pia­ła­bym z całą ro­dziną, a tak cier­pia­łam te­raz sama.

Trzy mie­siące póź­niej.

I szok do­dat­kowo wpły­wał na to, że było mi smutno, źle i przy­kro.

Babci już nie było.

Wszy­scy – z lep­szym czy gor­szym efek­tem – już zdą­żyli się z tym po­go­dzić.

Wszy­scy oprócz mnie.

Wes­tchnę­łam z bó­lem, opusz­kami pal­ców po­wio­dłam po li­te­rach za­pi­sa­nych dło­nią babci i po raz trzeci z rzędu za­głę­bi­łam się w lek­turę li­stu.

Li­stu, który miał zmie­nić wszystko.

Ko­chana Ame­lio!

Pi­szę ten list, bę­dąc jesz­cze w miarę przy zdro­wych zmy­słach . (Tu się uśmie­cham!). Co­raz trud­niej mi ze­brać my­śli, co­raz trud­niej zmu­sić je do po­słu­szeń­stwa.

Skoro czy­tasz te słowa, to zna­czy, że mnie już nie ma i nie mu­szę się wsty­dzić, że znów za­po­mnia­łam o czymś nie­sły­cha­nie waż­nym, do­pro­wa­dza­jąc Twoją matkę do szew­skiej pa­sji.

Czas nie jest moim sprzy­mie­rzeń­cem. Wi­dzę to te­raz, bo choć wiem, że mu­szę Cię o coś po­pro­sić, wciąż mi się to wy­myka.

Chcę Ci coś dać, ale nie mogę tego zna­leźć.

Chcę Cię bła­gać o po­moc, ale za­po­mi­nam, w ja­kiej spra­wie.

Wiem tylko, że to dla mnie bar­dzo, bar­dzo ważne. Co­raz trud­niej mi jed­nak so­bie przy­po­mnieć dla­czego...

Nie do wiary, jak bar­dzo czło­wiek jest kru­chy, a jego ży­cie ulotne.

Za­pi­sa­łam dwie my­śli, za­nim zdą­żyły mi umknąć. Mam na­dzieję, że zro­zu­miesz z nich wię­cej, niż ro­zu­miem ja (gdyby to nie było dla mnie ta­kie ważne, by­łoby na­wet za­bawne).

OBA­CZYĆ TEN WZÓR TA­PET I AMEN?

To wła­śnie cią­gle ko­ła­cze mi się po gło­wie.

I jesz­cze jedno nie daje mi spo­koju:

PIĘĆ ŁAP NA MA­PIE O NA­ZWIE R

Ach, i ostat­nia sprawa. Mia­łam na­pi­sać, że­byś się nie mar­twiła, że ma­tura to trauma (za­py­taj Kiki! To ważne! I po­wiedz jej ode mnie: „Tylko się nie trwóż, Kiki”).

Znajdź go, to chyba ważne, i noś.

Tak, chyba się go nosi.

Znaj­dziesz, zro­zu­miesz, za­dzia­łasz.

Ko­cham Cię, moja wspa­niała, dzielna Wnuczko. Bądź silna i pa­mię­taj, że Mic­kie­wicz wiel­kim po­etą był!

(Choć co­raz mniej pa­mię­tam dla­czego...).

I za­cho­waj treść tego li­stu w se­kre­cie!

(Z wy­łą­cze­niem Kiki).

(Ona ma na imię Kiki, prawda?).

Bab­cia Mags

Ból głowy się na­si­lał.

Za­uwa­ży­łam le­żące na sto­liku ta­bletki na ból głowy i wi­ta­minę C, choć w obec­nym sta­nie po­trze­bo­wa­łam ra­czej C4. Ta­bletki naj­pew­niej zo­sta­wiła mi mama, która za­miast cie­szyć się z mo­jego po­wrotu, trak­to­wała mnie jak in­truza.

Uni­kała roz­mowy ze mną, szybko tra­ciła cier­pli­wość i ro­biła się nie­przy­jemna.

Mia­łam nie­od­parte wra­że­nie, że w za­stra­sza­ją­cym tem­pie za­czy­nało przy­by­wać rze­czy­wi­sto­ści, a im wię­cej jej było, tym mniej by­łam na nią go­towa.

Znów wró­ci­łam do li­stu.

Bab­cia Mag­da­lena, która lu­biła, kiedy zwra­ca­ły­śmy się do niej imie­niem Mags, nie pa­mię­tała na­wet, po co chciała do mnie na­pi­sać. Czu­łam wzru­sze­nie, że pi­sała jesz­cze wtedy, gdy pa­mię­tała o moim ist­nie­niu, że wie­działa, jak mam na imię, i czuła, że mnie ko­cha. Na­wet je­śli nic z tego, co na­pi­sała, nie miało sensu. Nic!

Nie wie­dzia­łam, dla­czego mam py­tać Kiki o ma­tu­ralne traumy i jaki wzór ta­pet mam „oba­czyć”. Nie mia­łam bla­dego po­ję­cia, ja­kich łap na ja­kiej ma­pie mam szu­kać i dla­czego ten cu­dow­nie od­je­chany list mam za­trzy­mać dla sie­bie.

Nie poj­mo­wa­łam, czym so­bie za­słu­ży­łam na miano dziel­nej wnuczki, zwłasz­cza że to­wa­rzy­szyły mi wy­rzuty su­mie­nia, że bę­dąc da­leko, nie wal­czy­łam o to, żeby ją usły­szeć czy zo­ba­czyć przez Fa­ce­Time. Pod­da­wa­łam się jej de­men­cji, jakby po­ko­ny­wała nie tylko ją, ale i mnie. A te­raz już ni­gdy nie mia­łam po­znać od­po­wie­dzi na żadne z py­tań, ja­kie chcia­łam za­dać babci.

Ale cie­szy­łam się, że mogę za­cho­wać w pa­mięci Mags cha­otyczną i ener­giczną, lecz pełną ży­cia. Mags ko­cha­jącą książki i krzy­żówki, ta­jem­nice i za­gadki, i za­wsze bu­ja­jącą w ob­ło­kach.

Mags praw­dziwą.

Moja przy­ja­ciółka Sa­skia, którą wszy­scy piesz­czo­tli­wie na­zy­wa­li­śmy Kiki, sie­działa, mię­to­sząc w pal­cach cał­ko­wi­cie za­smar­kaną chu­s­teczkę.

– Naj­pierw się po­ry­cza­łam ze szczę­ścia, że wró­ci­łaś i mnie tu we­zwa­łaś, po­tem z roz­pa­czy, że Mags już nie ma, a te­raz ry­czę, że pa­mię­tała o mnie, mimo że nie pa­mię­tała na­wet, w ja­kim celu chciała do cie­bie na­pi­sać. To ta­kie ko­chane... I ta­kie straszne! – Kiki za­szlo­chała i znów za­trą­biła w chu­s­teczkę, która już dawno przy­po­mi­nała fi­rankę i nie speł­niała swo­jej funk­cji.

– Dla­czego ja nie mogę pła­kać? – wy­szep­ta­łam z gar­dłem ści­śnię­tym od emo­cji.

To wła­śnie py­ta­nie za­da­wa­łam so­bie bez prze­rwy od po­wrotu z wy­miany. Emo­cje wzbie­rały we mnie, ale nie znaj­do­wały uj­ścia.

– To pro­ste, naj­zwy­czaj­niej je­steś w szoku. – Kiki mach­nęła chu­s­teczką w kie­runku drzwi. – Nie wiesz, na kogo je­steś naj­bar­dziej wście­kła. Ja na twoim miej­scu też bym nie wie­działa. Twoja mama mil­czała jak za­klęta, brat cię olał, a durny los znów nam coś ode­brał, choć znów nie by­ły­śmy na to go­towe. – Kiki wie­działa, o czym mówi, bo nie miała już dziad­ków ani ze strony mamy, ani taty.

Po­ki­wa­łam głową.

– Sama bym le­piej tego nie pod­su­mo­wała – przy­zna­łam. – Cie­szy­łam się, że wra­cam na wa­ka­cje, a te­raz mam wiel­kiego doła, który sięga ni­żej niż de­pre­sja na Żu­ła­wach El­blą­skich.

Uża­la­nie się nad sobą nie przy­no­siło uko­je­nia. Nie po­tra­fi­łam so­bie po­ra­dzić z nową sy­tu­acją.

– Je­śli cię to po­cie­szy, to ja też je­stem wście­kła na twoją mamę – wy­znała. – Nam też nie dała znać, ale pew­nie dla­tego, że wie­działa, że za­raz bym ci wszystko wy­ga­dała. Co za dno. – Kiki szlo­chała za nas obie. – Dno i trzy me­try mułu. I my na tym dnie, ko­chana, bę­dziemy smu­cić się ra­zem, a po­tem wyj­dziemy i wy­sprzą­tamy cały po­kój Mags, słowo!

Ga­da­nina Kiki miała je­den plus – wy­wo­ły­wała uśmiech. Na­wet je­śli to było w pu­stym po­koju po uko­cha­nej oso­bie.

In­te­re­su­jące, że lu­dzie tłu­mią smu­tek po odej­ściu ko­goś bli­skiego przez za­my­ka­nie okru­chów jego ży­cia w pu­deł­kach i kar­to­nach. Jakby to słu­żyło wie­lo­ra­kim funk­cjom – da­wało za­ję­cie, po­zwa­lało za­jąć my­śli i głowę, przy­no­siło po­czu­cie sensu, kiedy sensu za­czy­nało bo­le­śnie bra­ko­wać.

Cie­kawe tylko, że to za­ję­cie trzy mie­siące cze­kało na mnie. Na mój po­wrót. Na moje my­śli i moją głowę.

Nie by­łam pewna, czy mama po­pro­siła, że­by­śmy jej po­mo­gły w po­rząd­ko­wa­niu dla­tego, że sama cier­piała i wo­lała nie prze­glą­dać rze­czy babci Mags, czy to był jej nie­cny plan, żeby czymś za­jąć mnie. Może wszyst­kiego po tro­chu. Pró­bo­wała mnie prze­ko­nać, że bab­cia w ciągu ostat­nich ty­go­dni nie była sobą, ni­kogo nie po­zna­wała i że wresz­cie od­na­la­zła spo­kój.

Do­my­śla­łam się, że spo­kój zna­la­zła naj­wy­żej mama i że ja nie za­znam go jesz­cze długo.

„Bab­cia miała wspa­niałe ży­cie. Po pro­stu przy­szedł jej czas. Nie chcia­łaby, że­byś się za­mar­twiała” – po­wie­działa ty­dzień temu, kiedy przy­le­cia­łam zza oce­anu i gdy spu­ściła na mnie bombę.

Wciąż by­łam tro­chę zła, ale sama nie za­cho­wa­łam się le­piej, bo Sa­skii po­wie­dzia­łam o śmierci Mags do­piero te­raz, kiedy po sied­miu dniach od po­wrotu wresz­cie od­wa­ży­łam się z nią zo­ba­czyć.

Snu­łam się po miesz­ka­niu, nie mo­gąc się zmu­sić choćby do uło­że­nia sto­siku ze znacz­ków pocz­to­wych, o po­rząd­nym wy­sprzą­ta­niu po­koju uko­cha­nej babci nie wspo­mi­na­jąc.

– Okej. – Przy­ja­ciółka siąk­nęła no­sem ostatni raz. – Nie ro­zu­miem, dla­czego my na­dal je­ste­śmy w ta­kim nie­oga­rze. Mags była szczę­śliwa, uśmiech­nięta i ko­chała ży­cie. Na pewno te­raz świet­nie się bawi po dru­giej stro­nie tę­czy i ma ubaw, spo­glą­da­jąc na nas z góry, jak sie­dzimy tu po­ważne jak na kółku ró­żań­co­wym, do któ­rego zresztą nie na­le­żała. Uwa­żam, że po­win­ny­śmy wy­pić jej zdro­wie. Co piją sta­ruszki? Sok po­mi­do­rowy?

Po­pa­trzy­łam na nią z po­li­to­wa­niem.

– Ob­sta­wiam, że to bę­dzie ra­czej Be­che­ro­vka albo Jäge­me­ister. – Wresz­cie się uśmiech­nę­łam.

– I to jest myśl! – Ro­ze­śmiała się per­li­ście.

Ze wsty­dem mu­sia­łam przy­znać, że strasz­nie bra­ko­wało mi przy­ja­ciółki.

Gdy prze­nio­sły­śmy się do po­koju babci, w któ­rym pa­no­wał nie­ziem­ski ba­ła­gan, rze­czy­wi­ście zna­la­zły­śmy ciem­no­zie­loną bu­telkę Be­che­ro­vki. Przy­cią­gnę­ły­śmy na­wet my­ślami Au­gu­sta, mo­jego star­szego brata, który na­gle po­ja­wił się nie­pro­szony i na­tych­miast po­jął po­wagę sy­tu­acji. Wcale się z nami nie draż­nił i bez wy­głu­pów na­lał al­ko­holu do nie­wiel­kich szkla­ne­czek, które nie wia­domo skąd wy­cza­ro­wał.

Choć Kiki i Au­gust jesz­cze rok temu nie­szcze­gól­nie za sobą prze­pa­dali, te­raz wszy­scy troje kul­tu­ral­nie usie­dli­śmy po­środku pod­łogi, która przy­po­mi­nała pole mi­nowe. Są­cząc zio­łową na­lewkę i za­gry­za­jąc ta­bliczką cze­ko­lady, za­czę­li­śmy z Au­gu­stem wspo­mi­nać Mags, jaką pa­mię­ta­li­śmy z dzie­ciń­stwa – za­wsze go­tową do za­bawy. I to, o dziwo, przy­no­siło mi uko­je­nie.

Bab­cia cze­sała nas do szkoły, sa­dziła z nami po­mi­dorki i pa­pryczki, roz­ko­chała w da­le­kich po­dró­żach i na­uczyła cie­szyć się ży­ciem. No i za­wsze była go­towa za­grać w ka­lam­bury.

– Mama ma tro­chę ra­cji – za­czął mój brat ostroż­nie i jakby z za­kło­po­ta­niem prze­su­nął dło­nią po blond wło­sach. – Ostat­nio Mags była na­prawdę... trudna. Py­tała mnie co chwila o łapy na ma­pie, wzór ta­pet i chyba zde­wo­ciała, bo cią­gle po­wta­rzała amen i amen. – Rzu­cił mi prze­pra­sza­jące błę­kit­no­okie spoj­rze­nie. – Do­brze, że ty i ja pa­mię­tamy ją taką, jaka była kie­dyś.

– Au­gust to mistrz wraż­li­wo­ści i taktu... – Sa­skia się skrzy­wiła.

– Do­brze, że ty, ja i Kiki pa­mię­tamy ją taką, jaka była kie­dyś – po­pra­wił się, na co Kiki prze­wró­ciła oczami.

– Nie cho­dzi mi o to, że mnie po­mi­ną­łeś, idioto, tylko o to, jak na jed­nym wde­chu wspo­mnia­łeś o niej z tę­sk­notą i wy­zwa­łeś ją od de­wo­tek. – Po­krę­ciła głową.

– Mags sprzed kil­ku­na­stu lat by cię wy­śmiała. Ro­ze­śmia­łaby ci się w twarz – rzu­cił i wzru­szył ra­mio­nami. – Pew­nie starsi lu­dzie tak mają. Do­sze­dłem do wnio­sku, że po pro­stu od dłuż­szego czasu przy­go­to­wy­wała się do przej­ścia na tam­ten świat. Swoją drogą to cie­kawe, że na­wet czło­wiek z de­men­cją nie za­po­mina tek­stu mo­dlitw, nie? Poza tym pa­ko­wała te swoje świeczki z logo „Mags Es” w pu­dełka i śred­nio co dwa dni mi tłu­ma­czyła, że świet­nie się spraw­dzą jako zni­cze.

Mags od Mag­da­lena i Es od Es­sa­kow­ska.

Wes­tchnę­łam.

O tak, Au­gust był mi­strzem wraż­li­wo­ści i taktu.

A ja na­dal nie po­tra­fi­łam za­pła­kać.

ROZ­DZIAŁ

– 2 –

Jo­na­tan

MAMA MIAŁA MI­GRENĘ.

Po­dobno.

Jo­achim wy­je­chał, oj­ciec urzę­do­wał na Czar­to­rii, a matka zwy­czaj­nie mnie uni­kała. Kiedy był Jo­achim, mo­gła przy­naj­mniej uni­kać pa­trze­nia na mnie, ale kiedy wy­jeż­dżał w in­te­re­sach, po pro­stu uni­kała mnie.

Pew­nie nie za­wsze ro­biła to świa­do­mie, ale ten fakt wcale nie po­pra­wiał mi sa­mo­po­czu­cia. Przy niej za­wsze czu­łem się jak śro­dek do prze­ty­ka­nia rur – ko­nieczny, ale zbyt draż­niący, żeby trzy­mać go na wi­doku.

Dla niej już za­wsze mia­łem być tym, który nie po­zwa­lał jej za­po­mnieć, co uczy­niła in­nym i co zro­biono jej.

Przy­po­mi­na­łem jej męża, a wraz z nim jego przod­ków – dziadka, pra­dziadka i ich wąt­pliwe re­pu­ta­cje. Tym sa­mym dla niej by­łem trę­do­waty. Jo­achim za to po­dobny był do niej, więc lu­biła prze­by­wać w jego to­wa­rzy­stwie. Tyle że ja­koś nie po­tra­fiła za­ak­cep­to­wać tego, że on nie­ko­niecz­nie lu­bił jej to­wa­rzy­stwo.

Po­wie­dział­bym na­wet, że bał się jej jak ognia.

Nie zno­siła tego, że ją igno­ro­wał, ale i tak do niego lgnęła.

No cóż. To w za­sa­dzie za­bawne, że była ska­zana tylko na mnie.

I sama była so­bie winna.

Się­gną­łem po klu­czyki do auta i wsłu­cha­łem się w ci­szę nie­mal pu­stego domu.

Ma­rzy­łem, żeby jej udo­wod­nić, że się myli.

I wie­dzia­łem, że zro­bię wszystko, żeby tego do­wieść.

Nie mia­łem jesz­cze tylko po­ję­cia jak.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki